- Mistrz Labiryntu
Odległy kąt sali
Sob Wrz 10, 2016 9:22 pm
Najbardziej oddalona od głównego wejścia i prawdopodobnie jedyna część Skrzydła Szpitalnego, której pierwotny wygląd pozostał przez te wszystkie lata zachowany. Wąskie, przyzdobione zielonym witrażem okno przepuszcza niewiele światła a na ścianie znajduje się mozaika przedstawiająca magiczne zioła i egzotyczne owoce, takie jak melony, awokado i pomarańcze.
- Genevieve Corleone
Re: Odległy kąt sali
Nie Wrz 11, 2016 12:09 pm
W zasadzie chyba powinna nieco bardziej przejmować się zranieniami swoich uczniów. Widziała już jednak w swoim życiu tyle zgonów i osób, których nie dało się uratować, że poważniejsze zranienia, które nie groziły jednak śmiercią nie robiły już na niej wrażenia. Może dlatego weszła do skrzydła szpitalnego wesoło gwiżdżąc coś pod nosem. Dodatkowo zagłuszało to nieco nieprzyjemne dla ucha jęki Pam, która powoli sunęła za panią profesor, unoszona zaklęciem. Nawet jeśli ktoś miałby później patrzeć na nauczycielkę jak na wariatkę, nie zamierzała się przejmować. W końcu tyle się mówiło o tym jak wielki wpływ na chorych miała otaczająca ich atmosfera. No to starała się nie tracić rezonu! Znalazła łóżko w zacisznym kącie sali i ostrożnie umieściła w nim nieprzytomną uczennicę. Może mała niedługo zacznie się budzić? Gen skrzyżowała ręce na piersi i w zamyśleniu spojrzała na dziewczynę. I co ona miała zrobić z tym małym harpagonem?
-Niezły z pani ananas panno Winston...- mruknęła z delikatną nutą rozbawienia. Na moment odwróciła się od łóżka, przytknęła dłoń do twarzy i nie przejmując się, że znajduje się w miejscu, w którym powinna zachować ciszę krzyknęła.
-Potrzebuję pomocy, pilnie! Jest kilka pogruchotanych kości i utrata przytomności!- chyba wybaczą jej zakłócenie porządku, skoro chodziło o nagły wypadek, prawda? Wsunęła ręce do kieszeni i zacisnęła dłoń na papierośnicy. Jakaż szkoda, że musiała powstrzymać się z paleniem, tego szkolne pielęgniarki raczej nie puściłyby jej płazem. Ostrożnie poprawiła więc leżącą na łóżku Pam i przysiadła na brzegu łóżka w oczekiwaniu na pomoc medyczną. Przecież nie mogła zostawić rannej gryfonki samej sobie.
-Niezły z pani ananas panno Winston...- mruknęła z delikatną nutą rozbawienia. Na moment odwróciła się od łóżka, przytknęła dłoń do twarzy i nie przejmując się, że znajduje się w miejscu, w którym powinna zachować ciszę krzyknęła.
-Potrzebuję pomocy, pilnie! Jest kilka pogruchotanych kości i utrata przytomności!- chyba wybaczą jej zakłócenie porządku, skoro chodziło o nagły wypadek, prawda? Wsunęła ręce do kieszeni i zacisnęła dłoń na papierośnicy. Jakaż szkoda, że musiała powstrzymać się z paleniem, tego szkolne pielęgniarki raczej nie puściłyby jej płazem. Ostrożnie poprawiła więc leżącą na łóżku Pam i przysiadła na brzegu łóżka w oczekiwaniu na pomoc medyczną. Przecież nie mogła zostawić rannej gryfonki samej sobie.
- Pamela Winston
Re: Odległy kąt sali
Nie Wrz 11, 2016 9:01 pm
Pomocy?
Ktoś chyba wołał o pomoc. Tylko tyle dotarło do jej świadomości.
Było ciemno. A, to dlatego że miała zamknięte oczy... to by wiele wyjaśniało. Powoli uniosła powieki i zerknęła na siedzącą na skraju łóżka nauczycielkę. Chciała wciągnąć mocniej powietrze, lecz w połowie wdechu jęknęła z bólu. Najprawdopodobniej żebra dawały o sobie znać i nie było to szczególnie przyjemne. Sama zawiniła, a teraz warto było zapamiętać, że akrobacje niekoniecznie są dla niej. Chociaż stania na miotle nadal musiała spróbować, skoro tak już sobie postanowiła!
Chcąc lekko zmienić pozycję, poczuła jeszcze jedno. Ciągnęło ją w ręce. Zacisnęła mocniej zęby - bolało i to okropnie, jakżeby inaczej. Na dodatek nie umiała całkiem swobodnie oddychać przez nos z powodu zaschniętej w nim krwi. Pociągała nim niekomfortowo, czym mogłaby pewnie irytować każdego, kto znalazłby się w pobliżu. Ale patrząc pozytywnie, przynajmniej twarz miała już całą!
W końcu ostrożnie rozejrzała się. Była w skrzydle szpitalnym z profesor Corleone. Ostatnie co pamiętała, to upadek z miotły...
- Gdzie jest Tomas? - zapytała cicho, starając się przy tym rozluźnić szczękę i nie myśleć o tych wszystkich obrażeniach, których się nabawiła.
W ogóle pragnęła zachowywać się w miarę spokojnie tak dla odmiany. Nie jęczeć ani nic z tych rzeczy. Doskonale przecież wiedziała, że spadła z własnej winy i choć nie żałowała tego, co zrobiła, miała świadomość, że nie powinna martwić za wiele osób. Powstrzymała więc łzy. Jak zawsze nie mogła dać po sobie poznać, jak bardzo ją wszystko bolało. W związku z tym Gryfonka spróbowała się nawet uśmiechnąć do nauczycielki... to, że wyszedł drobny grymas to zupełnie inna sprawa. Liczą się chęci. Właśnie tak. A jeżeli nie, to... ups?
Ktoś chyba wołał o pomoc. Tylko tyle dotarło do jej świadomości.
Było ciemno. A, to dlatego że miała zamknięte oczy... to by wiele wyjaśniało. Powoli uniosła powieki i zerknęła na siedzącą na skraju łóżka nauczycielkę. Chciała wciągnąć mocniej powietrze, lecz w połowie wdechu jęknęła z bólu. Najprawdopodobniej żebra dawały o sobie znać i nie było to szczególnie przyjemne. Sama zawiniła, a teraz warto było zapamiętać, że akrobacje niekoniecznie są dla niej. Chociaż stania na miotle nadal musiała spróbować, skoro tak już sobie postanowiła!
Chcąc lekko zmienić pozycję, poczuła jeszcze jedno. Ciągnęło ją w ręce. Zacisnęła mocniej zęby - bolało i to okropnie, jakżeby inaczej. Na dodatek nie umiała całkiem swobodnie oddychać przez nos z powodu zaschniętej w nim krwi. Pociągała nim niekomfortowo, czym mogłaby pewnie irytować każdego, kto znalazłby się w pobliżu. Ale patrząc pozytywnie, przynajmniej twarz miała już całą!
W końcu ostrożnie rozejrzała się. Była w skrzydle szpitalnym z profesor Corleone. Ostatnie co pamiętała, to upadek z miotły...
- Gdzie jest Tomas? - zapytała cicho, starając się przy tym rozluźnić szczękę i nie myśleć o tych wszystkich obrażeniach, których się nabawiła.
W ogóle pragnęła zachowywać się w miarę spokojnie tak dla odmiany. Nie jęczeć ani nic z tych rzeczy. Doskonale przecież wiedziała, że spadła z własnej winy i choć nie żałowała tego, co zrobiła, miała świadomość, że nie powinna martwić za wiele osób. Powstrzymała więc łzy. Jak zawsze nie mogła dać po sobie poznać, jak bardzo ją wszystko bolało. W związku z tym Gryfonka spróbowała się nawet uśmiechnąć do nauczycielki... to, że wyszedł drobny grymas to zupełnie inna sprawa. Liczą się chęci. Właśnie tak. A jeżeli nie, to... ups?
- Genevieve Corleone
Re: Odległy kąt sali
Nie Wrz 11, 2016 9:47 pm
-Im mniej będziesz się ruszać, tym lepiej...-odezwała się w odpowiedzi na jęk bólu, który wyrwał się z ust Pam. Odwróciła się nieznacznie ku gryfonce i przyjrzała jej się uważnie. Co prawda mogłaby się pokusić o udzielenie pierwszej pomocy mugolskimi sposobami, ale doszła do wniosku, że nie ma po co dodawać dziewczynie bólu i stresu, skoro lada chwila powinna pojawić się magiczna pomoc medyczna, która znacznie lepiej mogła poradzić sobie z problemem.
-Tomas został na boisku, żeby sprzątnąć miotły. Kto wie, może później przyjdzie cię odwiedzić.-odpowiedziała jeszcze na zadane przez Pam pytanie i uśmiechnęła się lekko. Cudownie, przynajmniej tym razem poturbowany uczestnik jej szlabanu nie stracił pamięci. Na widok wymuszonego uśmiechu Pam nauczycielka lekko przewróciła oczami.
-Panienko Winston...- Gen delikatnie pacnęła gryfonkę dłonią w środek czoła, niby karcąco. Zaraz jednak przesunęła rękę ku włosom uczennicy i lekko zmierzwiła i tak niesforne już loki.
-Nie ma co teraz zgrywać bohaterki. Wiem, że cholernie boli i że wolałabyś raczej ryczeć jak zarzynane zwierzę niż się do mnie krzywo uśmiechać. W zasadzie, byłoby to nawet wskazane. Zmotywowałoby pielęgniarki do szybszego biegu.- mrugnęła nieznacznie i po raz kolejny przeniosła spojrzenie ku środkowi sali. W zasadzie jak tak o tym pomyśleć, było jeszcze bardzo wcześnie rano. Barbarzyńskie rano, a ona już zdecydowała się nawoływać na pół sali. To ci dopiero. W zasadzie mogła spróbować samodzielnie znaleźć coś w szafkach i zacząć jakoś działać, ale wolała nie ryzykować otrucia nieszczęsnej uczennicy. Jeszcze tego by w tym wszystkim brakowało.
-Strzelam w ciemno, że nie pierwszy raz ci się coś takiego zdarza. Może wiesz przypadkiem jak wygląda procedura medyczna w takim przypadku?- zapytała, choć w zasadzie nie wiedziała, czy byłaby w stanie zawierzyć odpowiedzi roztrzepanej Pam.
-Tomas został na boisku, żeby sprzątnąć miotły. Kto wie, może później przyjdzie cię odwiedzić.-odpowiedziała jeszcze na zadane przez Pam pytanie i uśmiechnęła się lekko. Cudownie, przynajmniej tym razem poturbowany uczestnik jej szlabanu nie stracił pamięci. Na widok wymuszonego uśmiechu Pam nauczycielka lekko przewróciła oczami.
-Panienko Winston...- Gen delikatnie pacnęła gryfonkę dłonią w środek czoła, niby karcąco. Zaraz jednak przesunęła rękę ku włosom uczennicy i lekko zmierzwiła i tak niesforne już loki.
-Nie ma co teraz zgrywać bohaterki. Wiem, że cholernie boli i że wolałabyś raczej ryczeć jak zarzynane zwierzę niż się do mnie krzywo uśmiechać. W zasadzie, byłoby to nawet wskazane. Zmotywowałoby pielęgniarki do szybszego biegu.- mrugnęła nieznacznie i po raz kolejny przeniosła spojrzenie ku środkowi sali. W zasadzie jak tak o tym pomyśleć, było jeszcze bardzo wcześnie rano. Barbarzyńskie rano, a ona już zdecydowała się nawoływać na pół sali. To ci dopiero. W zasadzie mogła spróbować samodzielnie znaleźć coś w szafkach i zacząć jakoś działać, ale wolała nie ryzykować otrucia nieszczęsnej uczennicy. Jeszcze tego by w tym wszystkim brakowało.
-Strzelam w ciemno, że nie pierwszy raz ci się coś takiego zdarza. Może wiesz przypadkiem jak wygląda procedura medyczna w takim przypadku?- zapytała, choć w zasadzie nie wiedziała, czy byłaby w stanie zawierzyć odpowiedzi roztrzepanej Pam.
- Pamela Winston
Re: Odległy kąt sali
Nie Wrz 11, 2016 10:52 pm
Tak naprawdę nieruszanie się wcale nie było takie łatwe. Zwłaszcza w przypadku Pameli, która zwykle wszędzie latała, skakała i biegała, nie mogąc nawet ustać w miejscu, a co dopiero uleżeć. Przykucie do łóżka to zawsze była ta najgorsza część jej „wspaniałych” pomysłów, kończących się różnie. To jednak nie powstrzymywało jej od dalszego robienia głupot. Gdzie tam, wręcz zachęcało, jakby wyzywała los za każdym razem i sprawdzała, kto wygra tę turę.
Na wiadomość, że Tomas został na boisku, Pam poczuła się trochę lepiej. To oznaczało, że na pewno miał się dobrze i szlaban go nie wymęczył, tak jak się tego obawiał. Przecież tak się bał, że go wnet nie przeżyje... a wszystko dobrze się skończyło! No, prawie wszystko. Z nią nie do końca było w porządku, ale to już były tylko szczegóły.
Kiedy zaś nauczycielka ją pacnęła, dziewczyna automatycznie chciała pomasować czoło w tamtym miejscu... niestety bardzo inteligentnie starała się podnieść złamaną rękę, przez co jedynie krzyknęła. Na szczęście zaraz się opanowała. Zwilżone kąciki oczu nadal nie wypuściły żadnych łez, więc było okej. Musiała bardziej uważać, niemniej jak wiadomo, nie leżało to w jej naturze. Aczkolwiek wciąż miała zamiar zgrywać bohaterkę, jak to powiedziała pani profesor. Z jednej strony chodziło o to, by nie okazać słabości (którą i tak było widać na pierwszy rzut oka, lecz kto by się tym przejmował), a z drugiej, by nie martwić nikogo aż nadto. Głupio jej było, że sprawiała tyle kłopotu, nie lubiła przychodzić do skrzydła szpitalnego, jednak profesor Corleone miała rację – Gryfonka była w podobnej sytuacji już nieraz. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że stanowczo zbyt często zdarzało jej się lądować w takim a nie innym położeniu.
- Hmm... - Zastanowiła się. Zazwyczaj nie zwracała uwagi na to, jak ją składali do kupy. To był po prostu proces, który musiała przejść i przeżyć, zanim znowu była sobą. Nie było też co tego rozpamiętywać. - Wiem, że zawsze dają mi dziwne eliksiry, a kilka razy coś na mnie czarowali – odpowiedziała po dłuższym momencie nieco drżącym głosem. Samo oddychanie było nieprzyjemne, a mówienie przysparzało jej więcej wysiłku, który i tak był już zbyt wielki na przemęczone mięśnie i zmaltretowane kości. - Ale sklejanie kości nie jest takie złe, jak mogłoby się wydawać – dodała jeszcze, jakby chciała pocieszyć kobietę. Jakby to ona właśnie musiała być pocieszana.
Rzeczywiście tak sądziła. Trochę przeżyła i przechodziła przez różne procedury, jednak wszystkie jej się w pewien sposób rozmywały. Było tak: najpierw fajna zabawa, potem zrobienie sobie krzywdy, potem krótki stan naprawiania, by następnie powrócić do dobrej zabawy! Było to potrzebne i tyle. Wystarczyło się z tym pogodzić... i nie przypominać sobie, jak żałośnie się zachowywało za każdym razem, gdy stękało się z bólu i chciało się jedynie skulić. Jakoś uciec i już nigdy więcej nie musieć tego przeżywać. Szkoda, że te wspomnienia nie wyryły się Pameli w pamięci, która zupełnie je ignorując, nadal co chwila igrała ze swoim zdrowiem oraz podejmowała iście szaleńczą walkę z własną głupotą. No, zdarza się.
Na wiadomość, że Tomas został na boisku, Pam poczuła się trochę lepiej. To oznaczało, że na pewno miał się dobrze i szlaban go nie wymęczył, tak jak się tego obawiał. Przecież tak się bał, że go wnet nie przeżyje... a wszystko dobrze się skończyło! No, prawie wszystko. Z nią nie do końca było w porządku, ale to już były tylko szczegóły.
Kiedy zaś nauczycielka ją pacnęła, dziewczyna automatycznie chciała pomasować czoło w tamtym miejscu... niestety bardzo inteligentnie starała się podnieść złamaną rękę, przez co jedynie krzyknęła. Na szczęście zaraz się opanowała. Zwilżone kąciki oczu nadal nie wypuściły żadnych łez, więc było okej. Musiała bardziej uważać, niemniej jak wiadomo, nie leżało to w jej naturze. Aczkolwiek wciąż miała zamiar zgrywać bohaterkę, jak to powiedziała pani profesor. Z jednej strony chodziło o to, by nie okazać słabości (którą i tak było widać na pierwszy rzut oka, lecz kto by się tym przejmował), a z drugiej, by nie martwić nikogo aż nadto. Głupio jej było, że sprawiała tyle kłopotu, nie lubiła przychodzić do skrzydła szpitalnego, jednak profesor Corleone miała rację – Gryfonka była w podobnej sytuacji już nieraz. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że stanowczo zbyt często zdarzało jej się lądować w takim a nie innym położeniu.
- Hmm... - Zastanowiła się. Zazwyczaj nie zwracała uwagi na to, jak ją składali do kupy. To był po prostu proces, który musiała przejść i przeżyć, zanim znowu była sobą. Nie było też co tego rozpamiętywać. - Wiem, że zawsze dają mi dziwne eliksiry, a kilka razy coś na mnie czarowali – odpowiedziała po dłuższym momencie nieco drżącym głosem. Samo oddychanie było nieprzyjemne, a mówienie przysparzało jej więcej wysiłku, który i tak był już zbyt wielki na przemęczone mięśnie i zmaltretowane kości. - Ale sklejanie kości nie jest takie złe, jak mogłoby się wydawać – dodała jeszcze, jakby chciała pocieszyć kobietę. Jakby to ona właśnie musiała być pocieszana.
Rzeczywiście tak sądziła. Trochę przeżyła i przechodziła przez różne procedury, jednak wszystkie jej się w pewien sposób rozmywały. Było tak: najpierw fajna zabawa, potem zrobienie sobie krzywdy, potem krótki stan naprawiania, by następnie powrócić do dobrej zabawy! Było to potrzebne i tyle. Wystarczyło się z tym pogodzić... i nie przypominać sobie, jak żałośnie się zachowywało za każdym razem, gdy stękało się z bólu i chciało się jedynie skulić. Jakoś uciec i już nigdy więcej nie musieć tego przeżywać. Szkoda, że te wspomnienia nie wyryły się Pameli w pamięci, która zupełnie je ignorując, nadal co chwila igrała ze swoim zdrowiem oraz podejmowała iście szaleńczą walkę z własną głupotą. No, zdarza się.
- Mistrz Gry
Re: Odległy kąt sali
Pon Wrz 12, 2016 11:31 am
Młodziutka Poppy potykała się o swój długi szlafrok, kiedy biegając od jednego kąta sali do drugiego starała się zlokalizować źródło jęków i nawoływań. W końcu oczy praktykantki skierowały się w stronę rzadko używanej, najmocniej chyba zacienionej części sali. Pomfrey nie przypominała sobie, by lokowali tam ostatnio jakiegokolwiek pacjenta, mimo to ruszyła szybkim krokiem w kierunku zielonego okna.
- Pani Corleone? Co się..? Och... - Na widok bladej, umazanej krwią uczennicy aż sapnęła. Szybko kucnęła przy łóżku gryfonki i złapała ją za głowę. - Co się stało? - Zapytała nauczycielkę. Przez krótką chwilę zaglądała w oczy Pameli, a gdy zorientowała się, że dziewczyna oddycha przez usta wyciągnęła różdżkę i zakręciła nią nad jej nosem. Kilka skrzepów i czerwonych kropli wypadło z nosa uczennicy, a praktykantka przetarła je rękawem szlafroka.
- Wszystko będzie dobrze, ja pójdę po panią Selwyn. Proszę się stąd nie ruszać!
Troszeczkę chyba wystraszona zniknęła między parawanami. Nie minęły nawet dwie minuty, gdy na kamiennej podłodze dało się słyszeć kroki a Cornelia zbliżyła się do łóżka.
- Dzień dobry paniom. Co my tu mamy... - Pochyliła się nad łóżkiem, zdecydowanie spokojniejsza niż jej poprzedniczka. Nic dziwnego - lata praktyki robiły w końcu swoje. Szczupłymi palcami zmacała nos Pameli i nie dostrzegając żadnych nieprawidłowości uśmiechnęła się lekko. - Dobra robota. Pani? - Skinęła głową w kierunku Genevieve a różdżką zaczęła zataczać wzory nad ciałem gryfonki. - Poppy, maść na stłuczenia, eliksir na sklejenie kości i coś na wzmocnienie. Tylko na jednej nodze! - praktykantka zniknęła po raz kolejny, a pielęgniarka wyciągnęła z kieszeni szlafroka fiolkę z błękitnym płynem. - Dasz radę przełykać? To na ból. - Wsunęła rękę pod kark uczennicy i lekko przechyliła jej głowę. - Nic ci nie będzie. Masz złamaną rękę i pęknięte żebro, ale ułożymy te puzzle. - mrugnęła. - Coś jeszcze cię boli? Jest ci niedobrze albo kręci ci się w głowie? - podeszła do jednego z parawanów i przysunęła go do łóżka. Powoli zaczęła rozbierać gryfonkę.
- Ma trochę mętny wzrok, ale to pewnie z bólu. Nie płacze, więc pewnie jest jeszcze oszołomiona. Długo była nieprzytomna? - zwróciła się do Genevieve, zdejmując z Pameli kolejne warstwy.
- Pani Corleone? Co się..? Och... - Na widok bladej, umazanej krwią uczennicy aż sapnęła. Szybko kucnęła przy łóżku gryfonki i złapała ją za głowę. - Co się stało? - Zapytała nauczycielkę. Przez krótką chwilę zaglądała w oczy Pameli, a gdy zorientowała się, że dziewczyna oddycha przez usta wyciągnęła różdżkę i zakręciła nią nad jej nosem. Kilka skrzepów i czerwonych kropli wypadło z nosa uczennicy, a praktykantka przetarła je rękawem szlafroka.
- Wszystko będzie dobrze, ja pójdę po panią Selwyn. Proszę się stąd nie ruszać!
Troszeczkę chyba wystraszona zniknęła między parawanami. Nie minęły nawet dwie minuty, gdy na kamiennej podłodze dało się słyszeć kroki a Cornelia zbliżyła się do łóżka.
- Dzień dobry paniom. Co my tu mamy... - Pochyliła się nad łóżkiem, zdecydowanie spokojniejsza niż jej poprzedniczka. Nic dziwnego - lata praktyki robiły w końcu swoje. Szczupłymi palcami zmacała nos Pameli i nie dostrzegając żadnych nieprawidłowości uśmiechnęła się lekko. - Dobra robota. Pani? - Skinęła głową w kierunku Genevieve a różdżką zaczęła zataczać wzory nad ciałem gryfonki. - Poppy, maść na stłuczenia, eliksir na sklejenie kości i coś na wzmocnienie. Tylko na jednej nodze! - praktykantka zniknęła po raz kolejny, a pielęgniarka wyciągnęła z kieszeni szlafroka fiolkę z błękitnym płynem. - Dasz radę przełykać? To na ból. - Wsunęła rękę pod kark uczennicy i lekko przechyliła jej głowę. - Nic ci nie będzie. Masz złamaną rękę i pęknięte żebro, ale ułożymy te puzzle. - mrugnęła. - Coś jeszcze cię boli? Jest ci niedobrze albo kręci ci się w głowie? - podeszła do jednego z parawanów i przysunęła go do łóżka. Powoli zaczęła rozbierać gryfonkę.
- Ma trochę mętny wzrok, ale to pewnie z bólu. Nie płacze, więc pewnie jest jeszcze oszołomiona. Długo była nieprzytomna? - zwróciła się do Genevieve, zdejmując z Pameli kolejne warstwy.
- Genevieve Corleone
Re: Odległy kąt sali
Pon Wrz 12, 2016 8:53 pm
-Ach tak. Dziwne eliksiry i odrobina czarów. Świetnie, już prawie wiem czego się chwycić.-stwierdziła dość ironicznie, choć bez złośliwości.
-Cóż, sklejanie kości nie jest tak złe jak mugolskie, powolne czekanie na ich samoistne zrośnięcie, to na pewno. Nie zmienia to faktu, że to nic fajnego.- skrzywiła się delikatnie. Sama doświadczyła kilkukrotnie tej wątpliwej przyjemności. Co więcej, we wczesnym dzieciństwie przetestowała też metody mugolskiej medycyny. Chciała już nawet podzielić się tą opowieścią z Pam, ale właśnie wtedy dostrzegła biegnącą w ich stronę Poppy.
-Co się stało?- powtórzyła za kobietą, jednocześnie zastanawiając się, jak najlepiej ująć to wszystko w słowach tak, by przemówić do wyobraźni.
-Powiedzmy, że kiedy na chwilę odwróciłam wzrok, ktoś podjął próbę wykonania salta na miotle.- mówiąc, dokładnie obserwowała każdy ruch pielęgniarki. Dobrze byłoby podchwycić parę nowych trików, bo co rusz przekonywała się, że jej medyczne umiejętności w starciu z uczniowską brawurą okazywały się niewystarczające. Niestety zbyt wiele nie podpatrzyła bo młoda pielęgniarka, wyglądająca na lekko spanikowaną pobiegła po swoją przełożoną.
-Dzień dobry.- odpowiedziała spokojnie, kiedy pojawiła się w końcu pani Selwyn. Najwyraźniej tak jak i na Cornelii, cała ta sytuacja nie robiła zbyt wielkiego wrażenia. Gen nawet uśmiechnęła się lekko, kiedy kobieta zapytała o poskładany nos Pam.
-Tak, choć nie do końca. Udrożnieniem zajęła się pani praktykantka.- uśmiechnęła się do Poppy, która wciąż wydawała jej się nieco przestraszona. Miała nadzieję, że ta pochwała nieco ją uspokoi.
-Ale kiepska byłaby ze mnie pasjonatka Quidditcha, gdybym nie potrafiła złożyć do kupy pogruchotanego nosa.- dodała jeszcze, przypominając sobie wszystkie podobne incydenty. Przez chwilę jedynie obserwowała poczynania pani Selwyn, z uwagą przysłuchując się każdemu wypowiadanemu słowu. Lekko skinęła głową, kiedy kobieta wspomniała o mętnym spojrzeniu gryfonki.
-Po tym jak spadła z miotły od razu zabrałam ją tutaj. Była nieprzytomna przez całą drogę, a ocknęła się zaraz po tym jak ułożyłam ją na łóżku. W przybliżeniu... Piętnaście do dwudziestu minut.- odpowiedziała, przenosząc spojrzenie na Pam.
-Obstawiam, że usiłowałaby nie płakać nawet gdyby nie była w stanie oszołomienia...- dodała jeszcze cicho. Nie wiedziała dlaczego, ale ta próba tłamszenia w sobie emocji w jakiś sposób ją niepokoiła.
-Cóż, sklejanie kości nie jest tak złe jak mugolskie, powolne czekanie na ich samoistne zrośnięcie, to na pewno. Nie zmienia to faktu, że to nic fajnego.- skrzywiła się delikatnie. Sama doświadczyła kilkukrotnie tej wątpliwej przyjemności. Co więcej, we wczesnym dzieciństwie przetestowała też metody mugolskiej medycyny. Chciała już nawet podzielić się tą opowieścią z Pam, ale właśnie wtedy dostrzegła biegnącą w ich stronę Poppy.
-Co się stało?- powtórzyła za kobietą, jednocześnie zastanawiając się, jak najlepiej ująć to wszystko w słowach tak, by przemówić do wyobraźni.
-Powiedzmy, że kiedy na chwilę odwróciłam wzrok, ktoś podjął próbę wykonania salta na miotle.- mówiąc, dokładnie obserwowała każdy ruch pielęgniarki. Dobrze byłoby podchwycić parę nowych trików, bo co rusz przekonywała się, że jej medyczne umiejętności w starciu z uczniowską brawurą okazywały się niewystarczające. Niestety zbyt wiele nie podpatrzyła bo młoda pielęgniarka, wyglądająca na lekko spanikowaną pobiegła po swoją przełożoną.
-Dzień dobry.- odpowiedziała spokojnie, kiedy pojawiła się w końcu pani Selwyn. Najwyraźniej tak jak i na Cornelii, cała ta sytuacja nie robiła zbyt wielkiego wrażenia. Gen nawet uśmiechnęła się lekko, kiedy kobieta zapytała o poskładany nos Pam.
-Tak, choć nie do końca. Udrożnieniem zajęła się pani praktykantka.- uśmiechnęła się do Poppy, która wciąż wydawała jej się nieco przestraszona. Miała nadzieję, że ta pochwała nieco ją uspokoi.
-Ale kiepska byłaby ze mnie pasjonatka Quidditcha, gdybym nie potrafiła złożyć do kupy pogruchotanego nosa.- dodała jeszcze, przypominając sobie wszystkie podobne incydenty. Przez chwilę jedynie obserwowała poczynania pani Selwyn, z uwagą przysłuchując się każdemu wypowiadanemu słowu. Lekko skinęła głową, kiedy kobieta wspomniała o mętnym spojrzeniu gryfonki.
-Po tym jak spadła z miotły od razu zabrałam ją tutaj. Była nieprzytomna przez całą drogę, a ocknęła się zaraz po tym jak ułożyłam ją na łóżku. W przybliżeniu... Piętnaście do dwudziestu minut.- odpowiedziała, przenosząc spojrzenie na Pam.
-Obstawiam, że usiłowałaby nie płakać nawet gdyby nie była w stanie oszołomienia...- dodała jeszcze cicho. Nie wiedziała dlaczego, ale ta próba tłamszenia w sobie emocji w jakiś sposób ją niepokoiła.
- Pamela Winston
Re: Odległy kąt sali
Wto Wrz 13, 2016 1:01 am
Po przybyciu praktykantki, Pamela nieco się zawstydziła. No, tak, kolejna osoba, którą musiała zaangażować w swoje kłopoty i która miała przez nią więcej pracy. Kobieta na dodatek wydawała się być mocno zdenerwowana, a to przecież na pewno nie działało za dobrze na zdrowie! Złapała Gryfonkę za głowę i patrzyła jej w oczy... To było dość dziwne, niemniej Pam starała się wyglądać na w miarę ogarniętą. Nie wyszło jej to zbyt przekonująco, a zamglone spojrzenie niezaprzeczalnie zostało już przez wszystkich dostrzeżone.
Ech. Dobrze, że przynajmniej nie musiała się odzywać. Co prawda nie zamierzała robić salta na miotle, ale nie chciała się wtrącać i poprawiać nauczycielki. Zresztą trudno określić dokładnie, jakie efekt Gryfonka miała zamiar osiągnąć swoimi akrobacjami. Nie było to również szczególnie istotne. Ważniejsze na przykład było to, że jej nos w końcu został oczyszczony z krwi, za co zaraz podziękowała. Gdy już mogła, wciągnęła przez niego powietrze. Było to wygodniejsze niż oddychanie przez usta, jednak nadal bolesne. Niestety na to nie dało się zaradzić tak błyskawicznie.
- Dzień dobry – odpowiedziała jedynie cicho po przyjściu pani Selwyn i pozwoliła mówić profesor Corleone. Sama wolała po prostu leżeć i zostawić relacjonowanie wydarzeń innym. Dała zmacać swój nos i nawet nie odpowiedziała na pytanie o przełykanie, bo zwyczajnie nie było takiej potrzeby. Nie protestując, napiła się z fiolki. - Trochę mi niedobrze... - Przyznała tylko dlatego, że nie lubiła kłamać. Na jej bladej twarzy pojawił się niewielki grymas. - Ale to nic...
Szybko z tego wyjdzie. To nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy trafiała ze złamaniami do Skrzydła Szpitalnego. Nie było się czym przejmować, należało dać działać pielęgniarce i jej nie przeszkadzać. Dlatego też młoda czarownica nie oponowała w żaden sposób, gdy tamta ją rozbierała - najwyraźniej było to konieczne. Czuła także, że podejrzany płyn, który otrzymała, chyba zaczynał powoli działać - dzięki niemu nieco mniej się krzywiła (co i tak robiła nieświadomie).
Nie było co utrudniać innym życia, nie było czego się czepiać, zwłaszcza że oddała się w dobre ręce. Ponadto profesor Corleone całkiem nieźle ją rozumiała, skoro znowu miała rację. Pamela bardzo starałaby się nie płakać w jakiejkolwiek sytuacji. To jedynie sprawiało, że ludzie się niepokoili i smucili. Takie rozprzestrzenianie negatywnej energii nie należało do zakresu jej działań. Wolała szerzyć radość i uśmiech. Niekiedy musiała robić przerwy, tak jak teraz, lecz wciąż starała się być silna. Dla siebie i innych, niczym superbohater, sprawiający, by świat był dla każdego choć odrobinę szczęśliwszym miejscem. Własnie tak chciała siebie postrzegać.
Ech. Dobrze, że przynajmniej nie musiała się odzywać. Co prawda nie zamierzała robić salta na miotle, ale nie chciała się wtrącać i poprawiać nauczycielki. Zresztą trudno określić dokładnie, jakie efekt Gryfonka miała zamiar osiągnąć swoimi akrobacjami. Nie było to również szczególnie istotne. Ważniejsze na przykład było to, że jej nos w końcu został oczyszczony z krwi, za co zaraz podziękowała. Gdy już mogła, wciągnęła przez niego powietrze. Było to wygodniejsze niż oddychanie przez usta, jednak nadal bolesne. Niestety na to nie dało się zaradzić tak błyskawicznie.
- Dzień dobry – odpowiedziała jedynie cicho po przyjściu pani Selwyn i pozwoliła mówić profesor Corleone. Sama wolała po prostu leżeć i zostawić relacjonowanie wydarzeń innym. Dała zmacać swój nos i nawet nie odpowiedziała na pytanie o przełykanie, bo zwyczajnie nie było takiej potrzeby. Nie protestując, napiła się z fiolki. - Trochę mi niedobrze... - Przyznała tylko dlatego, że nie lubiła kłamać. Na jej bladej twarzy pojawił się niewielki grymas. - Ale to nic...
Szybko z tego wyjdzie. To nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy trafiała ze złamaniami do Skrzydła Szpitalnego. Nie było się czym przejmować, należało dać działać pielęgniarce i jej nie przeszkadzać. Dlatego też młoda czarownica nie oponowała w żaden sposób, gdy tamta ją rozbierała - najwyraźniej było to konieczne. Czuła także, że podejrzany płyn, który otrzymała, chyba zaczynał powoli działać - dzięki niemu nieco mniej się krzywiła (co i tak robiła nieświadomie).
Nie było co utrudniać innym życia, nie było czego się czepiać, zwłaszcza że oddała się w dobre ręce. Ponadto profesor Corleone całkiem nieźle ją rozumiała, skoro znowu miała rację. Pamela bardzo starałaby się nie płakać w jakiejkolwiek sytuacji. To jedynie sprawiało, że ludzie się niepokoili i smucili. Takie rozprzestrzenianie negatywnej energii nie należało do zakresu jej działań. Wolała szerzyć radość i uśmiech. Niekiedy musiała robić przerwy, tak jak teraz, lecz wciąż starała się być silna. Dla siebie i innych, niczym superbohater, sprawiający, by świat był dla każdego choć odrobinę szczęśliwszym miejscem. Własnie tak chciała siebie postrzegać.
- Mistrz Gry
Re: Odległy kąt sali
Wto Wrz 13, 2016 11:33 am
- Kolejna dzielna gryfonka, co? - Pani Selwyn pokręciła głową z udawaną przyganą. - Jesteście niemożliwi... Jak faktycznie coś się dzieje to zaciskacie zęby, a ze złamanym palcem potraficie obudzić mi całą salę w środku nocy. - Ostatnia z bluzek Pameli została podciągnięta pod jej biust akurat w chwili, kiedy Poppy przyniosła wszystkie niezbędne substancje. Pielęgniarka nałożyła gumowe rękawiczki i zaczerpnęła trochę błękitnej mazi z jednego ze słoików. Powolnym, okrężnym ruchem zaczęła wcierać maść w żebra dziewczyny. - Będziesz musiała trochę z tym poleżeć, ale to raczej nie problem. Nigdzie cię stąd teraz nie puszczę. - Uśmiechnęła się do uczennicy i obróciła twarz w stronę Genevieve. - Możliwe, że te mdłości to z bólu, ale wolałabym na razie mieć ją na oku. Tego z przesuniętą szczęką też pani przyprowadziła, prawda? Nawet słówkiem nie pisnął, a Pomona opowiadała mi, że jeden krukon zasłabł jej na lekcji bo oberwał jakimś liściem czy coś takiego. Jak nie w jedną stronę to w drugą... No dobrze malutka, pokaż tą rękę... Eliksir zaczął działać? Bo trochę zaboli. - Nie przedłużając bo i nie chcąc denerwować dziewczyny jednym sprawnym ruchem wykręciła jej rękę na właściwą stronę. - Zaraz przejdzie! - Uspokoiła ją jeszcze i krótko machnęła różdżką. - Czujesz mrowienie? - Chwyciła kolejną fiolkę i postaeiła ją na stoliku obok łóżka. - Wypij jak przejdzie, zaraz wszystko będzie na swoim miejscu. Spróbuj się chwilę przespać, Poppy przyniesie ci potem śniadanie. Zawołajcie mnie, gdybym była jeszcze potrzebna. - praktykantka posłusznie skinęła głową, a pani Selwyn pogładziła uczennicę po włosach. - Do widzenia pani Corleone, mam nadzieję, że nie za szybko. - pożegnała się jeszcze z nauczycielką i ruszyła na poranny obchód.
Pamela Winston: Odzyskanie wszystkich PŻ (pod warunkiem spędzenia w Skrzydle Szpitalnym 24h).
Pamela Winston: Odzyskanie wszystkich PŻ (pod warunkiem spędzenia w Skrzydle Szpitalnym 24h).
- Genevieve Corleone
Re: Odległy kąt sali
Sro Wrz 14, 2016 9:53 pm
Kiedy pani Selwyn stwierdziła, że konieczność spędzenia dłuższego czasu w łóżku nie będzie problemem, Genevieve kaszlnęła lekko. Najwyraźniej pielęgniarka nie doceniała temperamentu Pam. Bo przecież dziewczę, które nie potrafi usiedzieć w miejscu i nawet wymyślne latanie na miotle musi sobie urozmaicać, nie zdzierży biernego siedzenia pod kołdrą. A przynajmniej tak widziała to profesor Corleone. Co prawda ze słów pielęgniarki wynikało, że zamierzała osobiście dopilnować by gryfonka nie ewakuowała się ze skrzydła szpitalnego zbyt szybko, ale Gen była więcej niż pewna, że prędzej niż później panienka Winston podejmie próbę brawurowej ucieczki.
-Proponuję przydzielić jej jakiegoś psa strażnika, czy coś w te gusta...- mruknęła, niby żartem, jednocześnie chcąc jednak dać pani Selwyn do zrozumienia, że powinna być wyjątkowo czujna. Na wzmiankę o uczniu z przesuniętą szczęką uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Tak. To też był piękny szlaban.
-Do widzenia. I tak, oby jak najpóźniej. Postaram się nie przysparzać zbyt wielu pacjentów.- odpowiedziała z uśmiechem, zdając sobie sprawę z faktu, że zapewne nie dotrzyma obietnicy. Była więcej niż pewna, że przyprowadzała do skrzydła szpitalnego więcej osób niż którykolwiek inny członek grona pedagogicznego. Cóż jednak zrobić, kiedy prowadzi się zajęcia sportowe?
-No dobrze, to teraz posłuchasz grzecznie pani Selwyn i postarasz się nieco zdrzemnąć. A ja jeszcze trochę pobawię się w Cerbera.- to powiedziawszy usiadła na zajmowanym przez Pam łóżku, założyła nogę na nogę i przeciągnęła się nieznacznie. Zamierzała dopilnować by gryfonka przynajmniej dała szansę medykamentom na rozpoczęcie działania.
-Proponuję przydzielić jej jakiegoś psa strażnika, czy coś w te gusta...- mruknęła, niby żartem, jednocześnie chcąc jednak dać pani Selwyn do zrozumienia, że powinna być wyjątkowo czujna. Na wzmiankę o uczniu z przesuniętą szczęką uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Tak. To też był piękny szlaban.
-Do widzenia. I tak, oby jak najpóźniej. Postaram się nie przysparzać zbyt wielu pacjentów.- odpowiedziała z uśmiechem, zdając sobie sprawę z faktu, że zapewne nie dotrzyma obietnicy. Była więcej niż pewna, że przyprowadzała do skrzydła szpitalnego więcej osób niż którykolwiek inny członek grona pedagogicznego. Cóż jednak zrobić, kiedy prowadzi się zajęcia sportowe?
-No dobrze, to teraz posłuchasz grzecznie pani Selwyn i postarasz się nieco zdrzemnąć. A ja jeszcze trochę pobawię się w Cerbera.- to powiedziawszy usiadła na zajmowanym przez Pam łóżku, założyła nogę na nogę i przeciągnęła się nieznacznie. Zamierzała dopilnować by gryfonka przynajmniej dała szansę medykamentom na rozpoczęcie działania.
- Pamela Winston
Re: Odległy kąt sali
Czw Wrz 15, 2016 11:04 am
Cóż miała znaczyć ta wzmianka o dzielnych Gryfonach? Kobieta najwyraźniej nieco się z nich nabijała, ale Pam to nie ubodło. Była Gryfonką? Była. Chciała być dzielna? Chciała. Zarówno ona, jak i jej koledzy z domu byli niemożliwi? Z pewnością. Na dodatek sprawiali nie lada problemy. Nie było co się z tym kłócić, ani jak tego komentować - taka była prawda. Dopiero kolejne słowa bardziej ją poruszyły.
Czyli utknęła na dłużej. Mogła się te spodziewać, patrząc na swoje obrażenia. I chłopak z przesuniętą szczęką? Czyżby profesor Corleone nie tylko z nią miała kłopot? To było dziwnie pocieszające. Nie było jednak czasu się na tym skupiać, bo pani Selwyn właśnie pytała o eliksir. Do dziewczyny nie do końca to dotarło, gdy naraz poczuła nową dawkę bólu. Zgrzytnęła zębami, zaciskając je z całych sił, by nie krzyknąć. Z jej ust wyrwał się jedynie zduszony jęk. Z tego wszystkiego zapomniała nawet odpowiedzieć na pytanie. Trzeba jej było wybaczyć nierozgarnięcie w tej sytuacji. Zaraz przejdzie, tak? Oby jak najszybciej! Niebawem ból zelżał i w pewnym stopniu został zastąpiony mrowieniem. Pam, przełykając głośno ślinę, skinęła głową na polecenie pielęgniarki. Nie wiedziała, co oznaczały słowa „jak przejdzie”. Jak całkiem będzie się dobrze czuła, czy jak ręka będzie na swoim miejscu? O co chodziło? Miała wątpliwości, dlatego na razie zostawiła fiolkę w spokoju. Najwyżej będą jej musieli o niej przypominać...
No, okej, lecz nie zważając już na to, Pamela starała się zlokalizować wygodniejszą pozycję - niestety bez skutku. Po chwili odkryła, że wiercenie się nie jest zbyt właściwym pomysłem i tylko przysparza jej więcej bólu. Postanowiła więc faktycznie się zdrzemnąć. Czekając na szlaban, wstała znacznie wcześniej niż zwykle, zatem możliwe że dodatkowa dawka snu jej się przyda. Przy takim strażniku jak profesor Corleone prawdopodobnie nie było co próbować żadnych sztuczek. Choć przecież ona była takim grzecznym, niewinnym dzieckiem, jak w ogóle można ją podejrzewać o próbę podjęcia brawurowej ucieczki? No? Nie można. A przynajmniej nie na samym początku. To w końcu jasne, że wtedy jest się najlepiej pilnowanym. Należy trochę odczekać, po czym jedynie znaleźć odpowiedni moment do działania... Niemniej na razie dziewczyna postanowiła nie sprawiać więcej kłopotów i po prostu leżeć. Tak z jeden dzień chyba była w stanie wytrzymać i dopiero po takim czasie mogłaby próbować chociażby zacząć urozmaicać sobie pobyt w Skrzydle Szpitalnym, co zapewne nie byłoby zbyt korzystne dla jej zdrowia. Ale to później, najpierw odpoczynek - nie była niezniszczalna i musiała odrobinę o siebie zadbać.
[z/t] x2
Czyli utknęła na dłużej. Mogła się te spodziewać, patrząc na swoje obrażenia. I chłopak z przesuniętą szczęką? Czyżby profesor Corleone nie tylko z nią miała kłopot? To było dziwnie pocieszające. Nie było jednak czasu się na tym skupiać, bo pani Selwyn właśnie pytała o eliksir. Do dziewczyny nie do końca to dotarło, gdy naraz poczuła nową dawkę bólu. Zgrzytnęła zębami, zaciskając je z całych sił, by nie krzyknąć. Z jej ust wyrwał się jedynie zduszony jęk. Z tego wszystkiego zapomniała nawet odpowiedzieć na pytanie. Trzeba jej było wybaczyć nierozgarnięcie w tej sytuacji. Zaraz przejdzie, tak? Oby jak najszybciej! Niebawem ból zelżał i w pewnym stopniu został zastąpiony mrowieniem. Pam, przełykając głośno ślinę, skinęła głową na polecenie pielęgniarki. Nie wiedziała, co oznaczały słowa „jak przejdzie”. Jak całkiem będzie się dobrze czuła, czy jak ręka będzie na swoim miejscu? O co chodziło? Miała wątpliwości, dlatego na razie zostawiła fiolkę w spokoju. Najwyżej będą jej musieli o niej przypominać...
No, okej, lecz nie zważając już na to, Pamela starała się zlokalizować wygodniejszą pozycję - niestety bez skutku. Po chwili odkryła, że wiercenie się nie jest zbyt właściwym pomysłem i tylko przysparza jej więcej bólu. Postanowiła więc faktycznie się zdrzemnąć. Czekając na szlaban, wstała znacznie wcześniej niż zwykle, zatem możliwe że dodatkowa dawka snu jej się przyda. Przy takim strażniku jak profesor Corleone prawdopodobnie nie było co próbować żadnych sztuczek. Choć przecież ona była takim grzecznym, niewinnym dzieckiem, jak w ogóle można ją podejrzewać o próbę podjęcia brawurowej ucieczki? No? Nie można. A przynajmniej nie na samym początku. To w końcu jasne, że wtedy jest się najlepiej pilnowanym. Należy trochę odczekać, po czym jedynie znaleźć odpowiedni moment do działania... Niemniej na razie dziewczyna postanowiła nie sprawiać więcej kłopotów i po prostu leżeć. Tak z jeden dzień chyba była w stanie wytrzymać i dopiero po takim czasie mogłaby próbować chociażby zacząć urozmaicać sobie pobyt w Skrzydle Szpitalnym, co zapewne nie byłoby zbyt korzystne dla jej zdrowia. Ale to później, najpierw odpoczynek - nie była niezniszczalna i musiała odrobinę o siebie zadbać.
[z/t] x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|