- Mistrz Gry
Stoiska Opiekunów
Czw Wrz 01, 2016 3:41 am
Kawałek dalej od miejsca, gdzie urządzili się czarodzieje, którzy zostali zaproszeni do szkoły, znajdują się cztery magicznie odgrodzone od siebie stanowiska profesorów odpowiedzialnych za domy w Hogwarcie (chodzi o opiekunów domów). Przed każdym stanowiskiem unosi się w powietrzu tabliczka w kolorze przypisanym do danego domu. Wystarczy, że zainteresowany lub wezwany uczeń w nią stuknie, a będzie mógł przekroczyć niewidzialną linię zaklęć, które pozwalają na spokojne przeprowadzenie rozmowy nauczyciela z uczniem.
~
Ulotki Opiekunów:
(są one również dostępne przy nauczycielskim stole)
1. Praktykant Eliksirów
2. Praktykant Transmutacji
3. Praktykant Zielarstwa
4. Praktykant Zaklęć
~
Ulotki Opiekunów:
(są one również dostępne przy nauczycielskim stole)
1. Praktykant Eliksirów
2. Praktykant Transmutacji
3. Praktykant Zielarstwa
4. Praktykant Zaklęć
- Pomona Sprout
Re: Stoiska Opiekunów
Pią Wrz 02, 2016 9:11 pm
Pomona wkroczyła do Wielkiej Sali z uśmiechem na ustach. Skórzane rękawice, kalosze, chusta w grochy i fartuch leżały schowane w jednej ze skrzyń jej sypialni, a sama nauczycielka prezentowała się dziś nadzwyczaj dobrze. Marchewkowa szata kontrastowała z zielonymi oczami i rozświetlała pomieszczenie a rozjaśnione słońcem włosy opadały na ramiona zdecydowanie schludniej niż zazwyczaj. Kobieta pozdrowiła skinieniem głowy kilku obecnych już na Dniach Kariery uczniów i skierowała się do stanowisk zajętych przez opiekunów innych domów. Na swoim stoliku ułożyła teczkę z informacjami o wszystkich swoich podopiecznych i posadziła pulchne, zaokrąglone tu i ówdzie ciało na drewnianym krześle. Od razu też zaczęła rozglądać się za potencjalnymi chętnymi. Kontakt z młodzieżą pozwalał jej zachować młodość. Ich pasja, energia, ciekawość - to wszystko było zaraźliwe, a możliwość ukierunkowania młodych osobowości na właściwe tory dawała nauczycielce przynajmniej tyle satysfakcji co wyhodowanie dojrzałej mandragory. W umyśle opiekunki naturalnie pojawiło się wspomnienie tych, których ścieżki zostały w brutalny sposób przerwane. Zdecydowanie już zbyt wielu uczniów w tym roku zmuszona była pożegnać... Nie miała jednak zamiaru pozwolić, by tego typu rozważania zaprzątały teraz jej głowę. Wciąż miała przed sobą grupę ambitnych ludzi, gotową do tego by zmienić świat.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Opiekunów
Pią Wrz 02, 2016 9:58 pm
Chociaż wcale nie śpieszyło się jej do wyboru zawodu, to Julie nie mogła przegapić kolejnych Dni Kariery. Co prawda, trudno jej było przełamać się i porozmawiać z którymś przedstawicielem danego zawodu, ale chętnie przysłuchiwała się rozmowom innych. Po czterech latach nauki dobrze znała swoje mocne strony, lecz do egzaminów w piątej klasie dzielnie starała się sprostać też tym trudniejszym przedmiotom. Trudniej było, gdy czuło się żadnego powołania do pracy w danym zawodzie. Julie nie była osobą ambitną i pewnie zadowoliłaby ją najdrobniejsza rola w społeczeństwie. Tylko czemu miałby się marnować ten talent? Dziewczyna świetnie radziła sobie w zielarstwie. Lubiła pracę w samotności i ciszy. Co prawda przesadzanie mandragor tego ostatniego aspektu nie zapewniało... Mimo to grzebanie w ziemi i piach pod paznokciami dawało dziewczynie satysfakcję. Nawet nigdy nie zastanawiała się, co osiąga sadząc nasionka i pielęgnując drzewka. A przecież każda roślina była istotna przy wytwarzaniu eliksirów, z których część uzdrawiała ludzi...
Czwarty rok z rzędu przyszła obejrzeć i posłuchać, co każda z profesji może jej w przyszłości zapewnić. Piękne obietnice słyszała, lecz nie przekonywały tej osóbki. Jednak nie poddawała się. Wierzyła, że ktoś ją natchnie, wyznaczy daleki cel w zrobieniu kariery. W sali nie było wiele osób, przeszła dość szybko między uczniami, przywitała się także z opiekunami domu. O, dziwo to profesor Flitwick (który zresztą jeszcze nie przyszedł) ją interesował, lecz jedna z najsympatyczniejszych osób w kadrze nauczycielskiej.
- Dzień dobry, pani profesor - zwróciła się do Pomony Sprout, która przykuwała wzrok w wyrazistej szacie. Chociaż chciała nawiązać rozmowę, to w każdej chwili była gotowa wycofać się, aby jak zwykle tworzyć nic nieznaczący tłum.
Grzecznie czekała przy stanowisku Ravenclaw, chociaż jeszcze nie stuknęła w tabliczkę.
Czwarty rok z rzędu przyszła obejrzeć i posłuchać, co każda z profesji może jej w przyszłości zapewnić. Piękne obietnice słyszała, lecz nie przekonywały tej osóbki. Jednak nie poddawała się. Wierzyła, że ktoś ją natchnie, wyznaczy daleki cel w zrobieniu kariery. W sali nie było wiele osób, przeszła dość szybko między uczniami, przywitała się także z opiekunami domu. O, dziwo to profesor Flitwick (który zresztą jeszcze nie przyszedł) ją interesował, lecz jedna z najsympatyczniejszych osób w kadrze nauczycielskiej.
- Dzień dobry, pani profesor - zwróciła się do Pomony Sprout, która przykuwała wzrok w wyrazistej szacie. Chociaż chciała nawiązać rozmowę, to w każdej chwili była gotowa wycofać się, aby jak zwykle tworzyć nic nieznaczący tłum.
Grzecznie czekała przy stanowisku Ravenclaw, chociaż jeszcze nie stuknęła w tabliczkę.
- Nauczyciele
Re: Stoiska Opiekunów
Sob Wrz 03, 2016 1:42 am
Najwcześniej pojawiła się Pomona. Następna była Minerwa, która obdarzyła opiekunkę Hufflepuffu ciepłym uśmiechem i zajęła swoje stanowisko, szykując wszystko do przywitania uczniów. Machnęła kilka razy różdżką, poprawiła swoją tiarę i ustawiła filiżanki oraz gorącą herbatę i ciasteczka - w końcu jej wychowankowie powinni czuć się komfortowo podczas rozmowy. Po obu kobietach pojawili się panowie, Filius i Horacy, którzy pogrążyli się w krótkiej rozmowie.
- Ależ doprawdy Horacy, sądzisz, że poradzą sobie z tym na egzaminie? - Odezwał się niziutki nauczyciel Zaklęć.
- Ja nie sądzę, ja to wiem - odpowiedział pewnie nauczyciel Eliksirów i puścił swojemu koledze oczko. - No Filiusie, życzę ci powodzenia z twoimi uczniami.
- I nawzajem, Horacy. Nawzajem.
Profesorowie rozeszli się do swoich stanowisk. Opiekun Ravenclawu posłał jeszcze uśmiech w stronę wahającej się Julie i wszedł do środka, szykując dzisiejsze miejsce rozmów z Krukonami. Krzesło naprzeciw niego czekało, tak jak papiery dotyczące każdego ucznia z jego domu. W powietrzu unosiły się niebieskie i brązowe babeczki, gotowe by w każdej chwili ktoś po nie sięgnął a w dzbanku znajdował się sok dyniowy.
- Ależ doprawdy Horacy, sądzisz, że poradzą sobie z tym na egzaminie? - Odezwał się niziutki nauczyciel Zaklęć.
- Ja nie sądzę, ja to wiem - odpowiedział pewnie nauczyciel Eliksirów i puścił swojemu koledze oczko. - No Filiusie, życzę ci powodzenia z twoimi uczniami.
- I nawzajem, Horacy. Nawzajem.
Profesorowie rozeszli się do swoich stanowisk. Opiekun Ravenclawu posłał jeszcze uśmiech w stronę wahającej się Julie i wszedł do środka, szykując dzisiejsze miejsce rozmów z Krukonami. Krzesło naprzeciw niego czekało, tak jak papiery dotyczące każdego ucznia z jego domu. W powietrzu unosiły się niebieskie i brązowe babeczki, gotowe by w każdej chwili ktoś po nie sięgnął a w dzbanku znajdował się sok dyniowy.
- Tomas Duncan
Re: Stoiska Opiekunów
Sob Wrz 03, 2016 1:04 pm
Tomas od długiego już czasu wiedział, w którym kierunku chciałby się kształcić. Wciąż jednak budziła się w nim pewna niepewność, związana w głównej mierze z problemami w wierze w samego siebie. Nie lubił się do tego przyznawać, ale miewał małe kompleksy na tle swojego pochodzenia. Jego rodzina składała się z samych mugoli, zawsze wydawało mu się więc, że nie będzie w stanie dorównać uczniom z rodzin czarodziejskich. Poza tym, puchon zawsze bardzo przesadzał i się martwił. W świecie nie-czarodziejskim, praca związana z medycyną była jedną z najtrudniejszych do zdobycia. Kiedy ktoś zostawał doktorem, oznaczało to, że był naprawdę zdolny i pracowity. Obawiał się, że wśród czarodziejów sprawa wygląda podobnie.
Zdecydował się więc przyjść na tegoroczne Dni Kariery i porozmawiać z kilkoma nauczycielami czy przedstawicielami zawodów, co pomogłoby mu poprawić nieco jego podejście.
Na sali znajdowało się już kilka innych osób, bardzo szybko wypatrzył opiekunkę swego domu, panią profesor Sprout, która przykuwała oczy chyba wszystkich obecnych tu osób, swoim marchewkowym strojem. Tom uśmiechnął się na jej widok i podszedł do jej stoiska, po czym stuknął w żółtą tabliczkę, unoszącą się w powietrzu.
-Dzień dobry pani profesor. - Przywitał ją delikatnym uśmiechem, kiwnął również głową, witając się z młodszą Krukonką, która chyba czekała na pojawienie się profesora Flitwicka. Opiekunka puchonów była bardzo serdeczna i miła, wiedział więc, że może liczyć na kilka pokrzepiających słów oraz porad z jej strony.
Zdecydował się więc przyjść na tegoroczne Dni Kariery i porozmawiać z kilkoma nauczycielami czy przedstawicielami zawodów, co pomogłoby mu poprawić nieco jego podejście.
Na sali znajdowało się już kilka innych osób, bardzo szybko wypatrzył opiekunkę swego domu, panią profesor Sprout, która przykuwała oczy chyba wszystkich obecnych tu osób, swoim marchewkowym strojem. Tom uśmiechnął się na jej widok i podszedł do jej stoiska, po czym stuknął w żółtą tabliczkę, unoszącą się w powietrzu.
-Dzień dobry pani profesor. - Przywitał ją delikatnym uśmiechem, kiwnął również głową, witając się z młodszą Krukonką, która chyba czekała na pojawienie się profesora Flitwicka. Opiekunka puchonów była bardzo serdeczna i miła, wiedział więc, że może liczyć na kilka pokrzepiających słów oraz porad z jej strony.
- Pomona Sprout
Re: Stoiska Opiekunów
Sob Wrz 03, 2016 9:14 pm
Nie musiała długo czekać na pierwszych zainteresowanych. Nauczycielce było to na rękę. Chociaż doceniała chwile spokoju, kiedy to mogła odprężyć się z filiżanką herbaty w dłoni, była zdecydowanie towarzyską osobą. Aktywny tryb życia sprawił też, że nie wyobrażała sobie, by była w stanie usiedzieć spokojnie w Wielkiej Sali gdyby żaden z puchonów nie postanowił zaszczycić jej swoją obecnością. No a już na pewno nie w ciszy - rzucone na stoiska opiekunów zaklęcia działały niestety w obie strony, dlatego opiekunka Hufflepuffu nie usłyszała powitania Julie. Mogła jedynie domyśleć się, że ta ją pozdrowiła i posłać dziewczynie ciepły uśmiech. Gdyby tylko wiedziała, że krukonka chce porozmawiać na temat zielarstwa z całą pewnością zaprosiłaby ją do siebie. Panienka Blishwick zaraz jednak ustawiła się w kolejce do opiekunka swojego domu, co bez wątpienia było lepszym pomysłem - Pomona w końcu nie posiadała w tej chwili żadnych dokumentów na jej temat. Na rozmowę o zielarstwie z resztą i tak z pewnością znajdzie się jeszcze czas.
Widząc idącego w jej stronę Tomasa wyprostowała się i krótko machnęła różdżką. Na stoliku pojawił się dzban kompotu z mirabelek i talerz ciastek. Chwilę później puchon przekroczył niewidzialną linię.
- Dzień dobry panie Duncan. Proszę usiąść i się częstować. Oh, zapomniałam o szklance. - Nadrobiła wpadkę kolejnym machnięciem różdżki i skupiła swoje zielone oczy na twarzy blondyna. - Przede wszystkim gratuluję sukcesu z tentakulą, mój drogi. Widziałam, że w końcu udało ci się ją do siebie przekonać. - Mrugnęła do niego, jak zwykle szybko porzucając oficjalny ton i otwierając wielką teczkę. Pulchne palce przebierały pergaminy w poszukiwaniu informacji o Duncanie. - Przyszedłeś z konkretnymi pytaniami czy może wolałbyś po prostu porozmawiać?
Widząc idącego w jej stronę Tomasa wyprostowała się i krótko machnęła różdżką. Na stoliku pojawił się dzban kompotu z mirabelek i talerz ciastek. Chwilę później puchon przekroczył niewidzialną linię.
- Dzień dobry panie Duncan. Proszę usiąść i się częstować. Oh, zapomniałam o szklance. - Nadrobiła wpadkę kolejnym machnięciem różdżki i skupiła swoje zielone oczy na twarzy blondyna. - Przede wszystkim gratuluję sukcesu z tentakulą, mój drogi. Widziałam, że w końcu udało ci się ją do siebie przekonać. - Mrugnęła do niego, jak zwykle szybko porzucając oficjalny ton i otwierając wielką teczkę. Pulchne palce przebierały pergaminy w poszukiwaniu informacji o Duncanie. - Przyszedłeś z konkretnymi pytaniami czy może wolałbyś po prostu porozmawiać?
- Pamela Winston
Re: Stoiska Opiekunów
Sob Wrz 03, 2016 11:49 pm
Profesor McGonagall wysłała jej list, więc Pam musiała się stawić. Proste. Nie chciała przecież sprawić przykrości czy też zawieść nauczycielki. Stąd też, możliwe że czując się trochę nie na miejscu, zważając na to, że miała nadal dwa lata na myślenie o przyszłości, zjawiła się na dniach kariery. Rozglądała się na boki zainteresowana, szukając znanych twarzy, a jeszcze dokładniej obserwują te, których wcześniej nie miała okazji widzieć. Może warto przejść się po różnych stoiskach i przekonać się, co ludzie mają do powiedzenia? Może będzie tam ktoś ciekawy? Jacyś poszukiwacze skarbów?
Ale, ale. Nie czas teraz na takie rozważania. Powinna iść do swej opiekunki domu, w stronę której pospiesznie się udała... niemniej nieco naokoło. Było tyle do zobaczenia! I do dotykania. Nie mogła się powstrzymać, by nie dotykać stolików, przy których siedzieli obcy czarodzieje, a tym bardziej wszelkiego rodzaju reklam... i ciasteczek. Niektórzy mieli ciasteczka. Skoro dawali ciasteczka, to wyraźnie znaczyło, że chcieli, by ktoś je zjadł. A ona sprawiała im właśnie tę przyjemność!
W końcu jednak dotarła w odpowiednie miejsce. Zastukała w tabliczkę, unoszącą się w powietrzu przed stanowiskiem nauczycielki transmutacji. Z wielkim uśmiechem na ustach przekroczyła niewidzialną linię zaklęć, po czym przysiadła naprzeciwko kobiety.
- Dzień dobry! - powiedziała jak zawsze nieco za głośno. Lecz jednego nie można było jej odmówić, chęci miała szczerze. Wierciła się na krześle, nie potrafiąc znaleźć stosownej pozycji. Miała ochotę wstać i pobiegać. Albo lepiej... polatać. Aczkolwiek siedziała tutaj... przebierając dłońmi, złożonymi niespokojnie na kolanach. - Chciała mnie pani profesor widzieć? Dostałam list, by się tutaj zjawić, pewnie jak i reszta uczniów... - Zastanowiła się chwilę i podrapała po głowie, tym bardziej niszcząc swą i tak już nastroszoną fryzurę. Zapewne chodziło o jej przyszłość... ale ona raczej należała do osób, które żyły teraźniejszością, nie zaś martwiły się tym, co miało nadejść.
Cóż więc tam robiła? Najwyraźniej udawała porządną uczennicę, która chce w życiu osiągnąć coś więcej, która ma plany na przyszłość, która... nie no, koniec tych kłamstw, która po prostu nie odznaczała się rozsądkiem. Jednak dobre serce nie pozwalało jej tak po prostu zignorować wezwania Minerwy McGonagall. Nawet założyła czyste ubrania, by nie przynosić wstydu! I nie było w nich żadnych dziur od przedzierania się przez krzaki i inne... rzeczy. To naprawdę był sukces jak na nią i należało to docenić. Albo dać jej ciastka. Jedno z dwóch.
Ale, ale. Nie czas teraz na takie rozważania. Powinna iść do swej opiekunki domu, w stronę której pospiesznie się udała... niemniej nieco naokoło. Było tyle do zobaczenia! I do dotykania. Nie mogła się powstrzymać, by nie dotykać stolików, przy których siedzieli obcy czarodzieje, a tym bardziej wszelkiego rodzaju reklam... i ciasteczek. Niektórzy mieli ciasteczka. Skoro dawali ciasteczka, to wyraźnie znaczyło, że chcieli, by ktoś je zjadł. A ona sprawiała im właśnie tę przyjemność!
W końcu jednak dotarła w odpowiednie miejsce. Zastukała w tabliczkę, unoszącą się w powietrzu przed stanowiskiem nauczycielki transmutacji. Z wielkim uśmiechem na ustach przekroczyła niewidzialną linię zaklęć, po czym przysiadła naprzeciwko kobiety.
- Dzień dobry! - powiedziała jak zawsze nieco za głośno. Lecz jednego nie można było jej odmówić, chęci miała szczerze. Wierciła się na krześle, nie potrafiąc znaleźć stosownej pozycji. Miała ochotę wstać i pobiegać. Albo lepiej... polatać. Aczkolwiek siedziała tutaj... przebierając dłońmi, złożonymi niespokojnie na kolanach. - Chciała mnie pani profesor widzieć? Dostałam list, by się tutaj zjawić, pewnie jak i reszta uczniów... - Zastanowiła się chwilę i podrapała po głowie, tym bardziej niszcząc swą i tak już nastroszoną fryzurę. Zapewne chodziło o jej przyszłość... ale ona raczej należała do osób, które żyły teraźniejszością, nie zaś martwiły się tym, co miało nadejść.
Cóż więc tam robiła? Najwyraźniej udawała porządną uczennicę, która chce w życiu osiągnąć coś więcej, która ma plany na przyszłość, która... nie no, koniec tych kłamstw, która po prostu nie odznaczała się rozsądkiem. Jednak dobre serce nie pozwalało jej tak po prostu zignorować wezwania Minerwy McGonagall. Nawet założyła czyste ubrania, by nie przynosić wstydu! I nie było w nich żadnych dziur od przedzierania się przez krzaki i inne... rzeczy. To naprawdę był sukces jak na nią i należało to docenić. Albo dać jej ciastka. Jedno z dwóch.
- Caroline Rockers
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 1:18 am
Przygotowała swój mundurek już wcześniej - to właśnie on był tym eleganckim akcentem na dzisiejszych Dniach Kariery. Koszulka i poszarpane spodnie poszły gdzieś w bok, ustępując miejsca białej koszuli, zawiązanemu pod szyją krawatowi w zielono-srebrnym kolorze, dłuższej spódniczce, podkolanówkom i czarnym pantofelkom. Na wszystko założyła szatę, a włosy zostawiła niezwiązane, jedynie potraktowała eliksirem wygładzającym. Siedziała chwilę na swoim łóżku, przyglądając się ze zastanowieniem Omenowi, który lizał się po łapie, po czym gdy otrzymała list, przeczytała go pospiesznie z przewróceniem chmurnych ocząt przyjmując ślady czekolady na pergaminie. Podniosła się i przeszła najpierw przez swoje dormitorium, potem przez Pokój Wspólny, aż w końcu pokonała lochy i wspięła się po schodach na parter. Stamtąd już szybko znalazła się w Wielkiej Sali, mijając innych uczniów i starając się z nimi nie mieć żadnego kontaktu fizycznego. To było przecież absolutnie niewskazane. Prostując się i unosząc nieznacznie podbródek do góry, leniwie zerknęła w stronę stołu nauczycielskiego, ale w tym tłumie nie zauważyła Avellina Louvela. Uśmiechnęła się krzywo, po czym zerknęła w stronę stoisk przedstawicieli różnych zawodów, zapamiętując, gdzie powinna się w następnej kolejności udać. Wiedziała, że matka nie przybyła z Ministerstwa. Nie miała czasu. Wzięła głęboki wdech i wymijając ludzi, udała się do stanowiska profesora Slughorna. Stuknęła w tabliczkę z jego nazwiskiem i już po chwili przekroczyła niewidzialną linię. Dumnie i pewnie tak jak przystało na wychowankę domu Salazara Slytherina.
- Dzień dobry, profesorze Slughorn. Otrzymałam pański list i niezwłocznie przybyłam - odezwała się uprzejmie, a jej oczy nie zdradzały żadnych emocji.
Bo i czemu by miały?
- Dzień dobry, profesorze Slughorn. Otrzymałam pański list i niezwłocznie przybyłam - odezwała się uprzejmie, a jej oczy nie zdradzały żadnych emocji.
Bo i czemu by miały?
- David o'Connell
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 1:38 am
Wyglądało na to, że akcja-doradztwo zdążyła się zacząć, kiedy Carney kręcił się po parkiecie i rozmawiał (chociaż to może za duże słowo) z profesor Corleone. Bardzo niechętnie ustawił się w kolejce do opiekunki Gryffindoru. Nie sądził, że nauczycielka latania na miotle magicznie nakłoni go do zobaczenia sensu w całym tym zamieszaniu, ale jej podejście - pokrywające się z Carneyowym - tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie dostanie olśnienia i wciąż nie będzie wiedział, jaka praca jest stworzona dla niego.
Podejdzie, porozmawia i zmyje się stąd jak najszybciej. Na razie nie miał pomysłu na drugi punkt tego krótkiego planu, ale to w końcu nie on miał doradzać.
Naprawdę nie miał zamiaru planować swojej kariery. Nie widział swojego interesu nawet w planowaniu posiłku na następny dzień. Miał jednak przeczucie, że surowa profesor od jego ulubionego przedmiotu będzie drążyć temat. Była w końcu bardzo solidna, a solidność wymagała od niej, żeby przeprowadzić tę rozmowę tak, żeby uczeń odszedł uświadomiony swoich możliwości.
Twarz przechodzącego obok ucznia wprost prosiła się o uderzenie. Carney zamknął na chwilę oczy, żeby zdążyła zniknąć z jego pola widzenia.
Podejdzie, porozmawia i zmyje się stąd jak najszybciej. Na razie nie miał pomysłu na drugi punkt tego krótkiego planu, ale to w końcu nie on miał doradzać.
Naprawdę nie miał zamiaru planować swojej kariery. Nie widział swojego interesu nawet w planowaniu posiłku na następny dzień. Miał jednak przeczucie, że surowa profesor od jego ulubionego przedmiotu będzie drążyć temat. Była w końcu bardzo solidna, a solidność wymagała od niej, żeby przeprowadzić tę rozmowę tak, żeby uczeń odszedł uświadomiony swoich możliwości.
Twarz przechodzącego obok ucznia wprost prosiła się o uderzenie. Carney zamknął na chwilę oczy, żeby zdążyła zniknąć z jego pola widzenia.
- Nauczyciele
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 2:26 am
Została ostrzeżona, czy też raczej poinformowana przez tabliczkę, która unosiła się przed wejściem. Poprawiła swoje okulary i podniosła głowę, zauważając przed sobą szeroko uśmiechniętą uczennicę. Ostatni raz, kiedy ją widziała, ta łamała regulamin wraz z Tomasem Duncanem. Wargi czarownicy delikatnie się zacisnęły, ale postanowiła nie poruszać tego tematu, miała jednak nadzieję, że Pamela wyciągnęła odpowiednie wnioski, choć czasami miała wrażenie, że rozmowy z nią przypominają wcześniejsze rozmowy z Syriuszem i Jamesem. I tak nie osiąga takiego efektu jaki by chciała.
- Dzień dobry, panno Winston. Poprosiłabym jednak o zapanowanie nad swoim głosem, usłyszę Cię, nawet jeśli będziesz szeptała - odpowiedziała spokojnie. - Tak, chciałam Cię widzieć, inni teraz nie są istotni. Skupmy się na Tobie i na Twojej przyszłości... zanim jednak do tego przejdziemy, może poczęstujesz się herbatą i weźmiesz sobie ciasteczko?
Starała się nie zwracać uwagi na niespokojne ruchy, jakie wykonywała Gryfonka, by nie dać się wytrącić z równowagi. Zamiast tego wskazała dziewczynie filiżankę i słoik świeżych wypieków a po chwili sięgnęła po akta dziewczyny.
- Dzień dobry, panno Winston. Poprosiłabym jednak o zapanowanie nad swoim głosem, usłyszę Cię, nawet jeśli będziesz szeptała - odpowiedziała spokojnie. - Tak, chciałam Cię widzieć, inni teraz nie są istotni. Skupmy się na Tobie i na Twojej przyszłości... zanim jednak do tego przejdziemy, może poczęstujesz się herbatą i weźmiesz sobie ciasteczko?
Starała się nie zwracać uwagi na niespokojne ruchy, jakie wykonywała Gryfonka, by nie dać się wytrącić z równowagi. Zamiast tego wskazała dziewczynie filiżankę i słoik świeżych wypieków a po chwili sięgnęła po akta dziewczyny.
- Pamela Winston
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 8:42 am
Czyli ciastka. Tak było nawet lepiej.
Gryfonka z chęcią sięgnęła po oferowane jej smakołyki, filiżankę przysunęła zaś bliżej siebie... ale na razie skupiła się na spałaszowaniu paru tych świeżych wypieków. Dzięki temu jej ruchy stały się mniej nerwowe. Miała czym zająć ręce, więc to dość oczywiste. Nie zwróciła za to uwagi na pewne napięcie nauczycielki... niejedna dorosła osoba tak na nią reagowała, więc jak dla niej było to coś zupełnie normalnego, do czego nie przykładała żadnej wagi. Lecz słowa pani profesor... No, dobrze, to bardziej niepokoiło. Jej przyszłość... Powinna być teraz najważniejsza, prawda? Pewnie tak, nie zmieniało to jednak faktu, że jak zawsze ukazały się wpierw jej priorytety.
- Jakie smaczne! - Tak, to tyle jeżeli chodzi o panowanie nad głosem. To wcale nie takie proste, jak się wydaje. Niemniej Pam tym razem zauważyła swój błąd i uśmiechnęła się nieco przepraszająco. Zaraz zaczęła trochę spokojniej. - Postaram się mówić ciszej – powiedziała ze szczerymi chęciami i tym razem jej się udało. Niestety nie mogła już dłużej odwlekać nieuniknionego... - Mojej przyszłości?
To ona wolała ciastka, które chwilę wcześniej ochoczo pochwaliła. Jasne, wiedziała, po co tam jest, ale ta rozmowa zapewne nie spodoba się nauczycielce... która z drugiej strony powinna się spodziewać, że dziewczyna nie będzie próbowała podjąć jakiejś rozsądnej decyzji o poszukaniu stabilnego stanowiska. To by było przecież takie nudne!
- Zamierzam zostać zawodowym graczem quidditcha – odezwała się w końcu. Stwierdziła to z pełnym przekonaniem, jakby już dawno sobie to postanowiła i doskonale wiedziała, że uda jej się to osiągnąć. Jakby miała plan, jak to osiągnąć. Naturalnie nie pokrywało się to z rzeczywistością, a pewność siebie nie miała nic wspólnego z jakimikolwiek planami. Pamela zazwyczaj preferowała spontaniczne pomysły, a gdy nie wiedziała, co zrobić (tak jak w tym przypadku nie zdawała sobie jeszcze do końca sprawy, jak chce zrealizować swe marzenia), stwierdzała, że jakoś to będzie i coś się wymyśli na poczekaniu. Na razie zdawało to egzamin, a skoro już przedstawiła swoje zamiary, to może opiekunka domu jakoś jej pomoże?
Gryfonka z chęcią sięgnęła po oferowane jej smakołyki, filiżankę przysunęła zaś bliżej siebie... ale na razie skupiła się na spałaszowaniu paru tych świeżych wypieków. Dzięki temu jej ruchy stały się mniej nerwowe. Miała czym zająć ręce, więc to dość oczywiste. Nie zwróciła za to uwagi na pewne napięcie nauczycielki... niejedna dorosła osoba tak na nią reagowała, więc jak dla niej było to coś zupełnie normalnego, do czego nie przykładała żadnej wagi. Lecz słowa pani profesor... No, dobrze, to bardziej niepokoiło. Jej przyszłość... Powinna być teraz najważniejsza, prawda? Pewnie tak, nie zmieniało to jednak faktu, że jak zawsze ukazały się wpierw jej priorytety.
- Jakie smaczne! - Tak, to tyle jeżeli chodzi o panowanie nad głosem. To wcale nie takie proste, jak się wydaje. Niemniej Pam tym razem zauważyła swój błąd i uśmiechnęła się nieco przepraszająco. Zaraz zaczęła trochę spokojniej. - Postaram się mówić ciszej – powiedziała ze szczerymi chęciami i tym razem jej się udało. Niestety nie mogła już dłużej odwlekać nieuniknionego... - Mojej przyszłości?
To ona wolała ciastka, które chwilę wcześniej ochoczo pochwaliła. Jasne, wiedziała, po co tam jest, ale ta rozmowa zapewne nie spodoba się nauczycielce... która z drugiej strony powinna się spodziewać, że dziewczyna nie będzie próbowała podjąć jakiejś rozsądnej decyzji o poszukaniu stabilnego stanowiska. To by było przecież takie nudne!
- Zamierzam zostać zawodowym graczem quidditcha – odezwała się w końcu. Stwierdziła to z pełnym przekonaniem, jakby już dawno sobie to postanowiła i doskonale wiedziała, że uda jej się to osiągnąć. Jakby miała plan, jak to osiągnąć. Naturalnie nie pokrywało się to z rzeczywistością, a pewność siebie nie miała nic wspólnego z jakimikolwiek planami. Pamela zazwyczaj preferowała spontaniczne pomysły, a gdy nie wiedziała, co zrobić (tak jak w tym przypadku nie zdawała sobie jeszcze do końca sprawy, jak chce zrealizować swe marzenia), stwierdzała, że jakoś to będzie i coś się wymyśli na poczekaniu. Na razie zdawało to egzamin, a skoro już przedstawiła swoje zamiary, to może opiekunka domu jakoś jej pomoże?
- Tomas Duncan
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 9:12 am
Wciąż uśmiechając się nieznacznie, usiadł naprzeciw opiekunki swego domu. Skinieniem głowy podziękował za ciastka, na które nie miał teraz szczególnej ochoty, upił jednak odrobinę słodkiego kompotu. Cieszył się, że to akurat profesor Sprout była ich opiekunką, bardzo ją lubił. Teraz jednak zaczął odczuwać pewien niepokój. Przyszedł tutaj, by z nią porozmawiać, jednak nie wiedział do końca jak zacząć rozmowę.
-Tak, na szczęście się udało. - Skomentował sprawę z tentakulami. Do teraz było mu trochę głupio, że tak spanikował na zajęciach po kilku nieudanych próbach. W końcu Zielarstwo było jednym z zajęć potrzebnych mu w przyszłości, nie mógł tak po prostu nie radzić sobie z jakimś zadaniem. Puchon źle znosił fakt, że mógł być w czymś słaby. Chciał zawsze móc pokazać, że jest w czymś dobry i że potrafi poradzić sobie sam. Ale w końcu był tylko uczniem... Niemożliwym było by od razu wszystko potrafił.
-Um... Bo wie pani profesor... - Zaczął w końcu nieco strapiony. Dłonie zaciskał na trzymanej na kolanach szklance z kompotem. -Bo ja bardzo chciałbym zostać uzdrowicielem. Myśli pani, że dałbym radę?
Podniósł głowę i już niemal całkiem pewnie zapytał. Nie wiedział, czy potrzebował faktycznej rady, czy może jedynie pokrzepienia, jednak liczył, że słowa pani profesor Sprout mu pomogą. Patrzył jej w oczy, z niemal dziecięcą naiwnością, jakby oczekiwał, że pochwali jego okropny rysunek.
-Tak, na szczęście się udało. - Skomentował sprawę z tentakulami. Do teraz było mu trochę głupio, że tak spanikował na zajęciach po kilku nieudanych próbach. W końcu Zielarstwo było jednym z zajęć potrzebnych mu w przyszłości, nie mógł tak po prostu nie radzić sobie z jakimś zadaniem. Puchon źle znosił fakt, że mógł być w czymś słaby. Chciał zawsze móc pokazać, że jest w czymś dobry i że potrafi poradzić sobie sam. Ale w końcu był tylko uczniem... Niemożliwym było by od razu wszystko potrafił.
-Um... Bo wie pani profesor... - Zaczął w końcu nieco strapiony. Dłonie zaciskał na trzymanej na kolanach szklance z kompotem. -Bo ja bardzo chciałbym zostać uzdrowicielem. Myśli pani, że dałbym radę?
Podniósł głowę i już niemal całkiem pewnie zapytał. Nie wiedział, czy potrzebował faktycznej rady, czy może jedynie pokrzepienia, jednak liczył, że słowa pani profesor Sprout mu pomogą. Patrzył jej w oczy, z niemal dziecięcą naiwnością, jakby oczekiwał, że pochwali jego okropny rysunek.
- Alexandra Grace
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 10:34 am
Zapowiadało się beznadziejnie. Poważnie, nie żeby dobry humor Alexandrze nie wrócił, ale Dni Kariery mogły przynieść jej tylko sporo zawodu (i to nie takiego do wykonywania, he he). Co niby miała począć ze swoimi życiem, skoro każdy jej dotychczasowy plan nie ma prawa bytu, jeśli będzie ślepa? Poważnie, co w magicznym świecie może wykonywać kret? Nie łudziła się, że odkryje jakiś super zawód, który wymagałby od niej super słuchu. Posiadała go od dziecka, więc pewnie przyda się, kiedy będzie tylko ciemność, ale to chyba nie jest potrzebne do niczego istotnego w tym świecie. Tak więc zaciągnęła się tam dlatego, że wypadało się pojawić. Ubrała odpowiednią szatę, uśmiechała się nawet wchodząca i starała zachować tak, jak trzeba. Dostała list od pani profesor to musiała się przyczłapać chociażby dlatego, że szanowała ją jako osobę. To jedyny istotny powód jej przybycia. Kiedy jednak już się tam pojawiła to okazało się, że nauczycielka jest już trochę zajęta. Tak więc musiała sobie powdychać trochę dłużej aurę ludzi sukcesu i tych którzy kiedyś go osiągną w oczekiwaniu na swoją kolej. Jej, jak wspaniale upajać się cudzymi nadziejami i planami, skoro własnych się już nie miało! A raczej takich możliwych do spełnienia... ech. Starała się jednak nie traci humoru. Może dowie się czegoś ciekawego? Może pozna miłego człowieka? W małych rzeczach trzeba się przecież upatrywać pozytywów i na tym się skupiła. Na tym, jak fajnie wygląda sala, kto się pojawił, jak był ubrany i innych mało znaczących w takim czasie bzdurach w oczekiwaniu na chwilkę wolnego u profesor McGonagall.
- Livia Edwards
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 11:44 am
Nawet jeśli Livia była odpowiedzialną osobą, to pchanie się w sam środek wydarzenia, które przez ilość znajdujących się ludzi przypominało jej nieco festyn, nie napawało jej entuzjazmem. Nie było jednak rady, skoro została zaproszona na spotkanie przez opiekuna domu, nie było sensu się wykręcać. Obowiązki to obowiązki. Jedynie przejście przez salę wystarczyło już, by krukonka dostała zawrotu głowy. Część stoisk wyglądała istnie jarmarcznie, a wszystkie barwy i dźwięki mogły doprowadzić do obłędu. Przeciśnięcie się do stanowiska opiekunów straszliwie ją więc zmęczyło. Może dlatego z ulg przyjęła fakt, że wcale nie była pierwsza (co prawda młodsza dziewczyna wyglądała na lekko niezdecydowaną, ale przecież nie wypada się pchać w kolejkę). Miała chwilę na złapanie oddechu. Ustawiła się więc za Julie, na tyle jednak daleko by nie godzić w jej przestrzeń osobistą i splotła dłonie za plecami. W zasadzie nie wiedziała czego się spodziewać. Owszem, może i była pilną uczennicą, ale tak naprawdę nigdy nie zastanawiała się nad tym co powinna robić w życiu. Co byłoby najlepsze? Biblioteka, muzeum, inne ciche miejsce, w którym nie trzeba zdawać się z ludźmi? Tak, bez wątpienia. Tylko czy nauczyciele zgodzą się z jej wyobrażeniem o idealnej pracy, czy też może nazwą to brakiem ambicji...
- Gilderoy Lockhart
Re: Stoiska Opiekunów
Nie Wrz 04, 2016 12:24 pm
Większość uczniów z mojego domu otrzymała list od profesora Flitwicka, ja natomiast mojego do teraz nie zobaczyłem. To musiało być nieporozumienie. Albo jedna z tych głupich szkolnych sów zgubiła list, mimo że miał zostać dostarczony mnie. Właśnie mnie. To, z czym musiałem się tutaj zmagać, było iście dołujące. Niemniej mimo tak jawnego przeoczenia udałem się na Dni Kariery, na których nie mogło zabraknąć mej osoby. Cóż by beze mnie zrobili? Oczywistym było, że to idealne miejsce na wypromowanie się, a wszakże już niebawem miałem rozpocząć swoją kampanię. Lecz wszystko w swoim czasie.
Swymi bystrymi niebieskimi oczyma wychwyciłem stoisko opiekunów. Skierowałem się w tamtym kierunku, krocząc dostojnym krokiem. Ubrałem się odpowiednio na tę okazję, krawat miałem równo zawiązany, a ma fryzura została nienagannie ułożona. Spędziłem przed lustrem, można by rzec, godziny, aczkolwiek było to warte ostatecznego efektu. Każdy by się z tym zgodził. Robiłem wrażenie, a ludzie wokół mnie musieli pogodzić się z tym, iż skupiałem na sobie całą uwagę. Chociaż i oni będą mogli zabłysnąć, gdy już załatwię swoje sprawy i udam się z powrotem do dormitorium
Niestety do profesora Flitwicka stworzyła się już kolejka – niewielka, ale jednak. Nie spodobało mi się to. Kazali mi czekać? Toż to naprawdę okazywało się być coraz większym absurdem. Jeszcze większym zdziwieniem napełnił mnie fakt, iż nauczyciel zaklęć nikogo obecnie nie przyjmował. Co to miało znaczyć? Dziewczyny z mego domu starały się zrobić sztuczny tłum, by zniechęcić potencjalnych młodych czarodziejów do rozmowy? Och, a może oczekiwały na mnie i torowały mi drogę. Prawidłowo, bardzo dobrze. Przeszedłem więc obok nich, skinąłem tylko głową, obdarzając je mym urokliwym uśmiechem, po czym zastukałem szybko w tabliczkę (jak to nie dałem im czasu na reakcję? Przecież po to tam stały!).
Zaraz podszedłem do profesora i usiadłem przed nim.
- Witam, profesorze Flitwick, przybyłem, by rozjaśnić pański dzień. Porozmawiajmy o mojej przyszłości – rozpocząłem bez ogródek. Byłem pewien, jak wiele osiągnę i okazywałem to całym sobą. Jak zawsze kąciki mych ust uniesione były lekko do góry, delikatnie ukazując przy tym mój cudowny, nieskazitelnie biały zgryz.
Swymi bystrymi niebieskimi oczyma wychwyciłem stoisko opiekunów. Skierowałem się w tamtym kierunku, krocząc dostojnym krokiem. Ubrałem się odpowiednio na tę okazję, krawat miałem równo zawiązany, a ma fryzura została nienagannie ułożona. Spędziłem przed lustrem, można by rzec, godziny, aczkolwiek było to warte ostatecznego efektu. Każdy by się z tym zgodził. Robiłem wrażenie, a ludzie wokół mnie musieli pogodzić się z tym, iż skupiałem na sobie całą uwagę. Chociaż i oni będą mogli zabłysnąć, gdy już załatwię swoje sprawy i udam się z powrotem do dormitorium
Niestety do profesora Flitwicka stworzyła się już kolejka – niewielka, ale jednak. Nie spodobało mi się to. Kazali mi czekać? Toż to naprawdę okazywało się być coraz większym absurdem. Jeszcze większym zdziwieniem napełnił mnie fakt, iż nauczyciel zaklęć nikogo obecnie nie przyjmował. Co to miało znaczyć? Dziewczyny z mego domu starały się zrobić sztuczny tłum, by zniechęcić potencjalnych młodych czarodziejów do rozmowy? Och, a może oczekiwały na mnie i torowały mi drogę. Prawidłowo, bardzo dobrze. Przeszedłem więc obok nich, skinąłem tylko głową, obdarzając je mym urokliwym uśmiechem, po czym zastukałem szybko w tabliczkę (jak to nie dałem im czasu na reakcję? Przecież po to tam stały!).
Zaraz podszedłem do profesora i usiadłem przed nim.
- Witam, profesorze Flitwick, przybyłem, by rozjaśnić pański dzień. Porozmawiajmy o mojej przyszłości – rozpocząłem bez ogródek. Byłem pewien, jak wiele osiągnę i okazywałem to całym sobą. Jak zawsze kąciki mych ust uniesione były lekko do góry, delikatnie ukazując przy tym mój cudowny, nieskazitelnie biały zgryz.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach