- Ellie Liath Peletier
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Czw Wrz 10, 2015 9:46 pm
Grzebała w torebce natrafiając przy tym na mały śrubokręt, zapasowe pióra samopiszące, zapas tuszu, aparat, pluszowego delfina, laleczkę voodoo swojego ex... każda kobieta może pozwolić sobie na odrobinę bałaganu, prawda? Zwłaszcza taka kobieta sukcesu jak Ellie! Klasnęła w dłonie uradowana, kiedy znikąd wyrosła jej na ratunek prześliczna panienka z uśmiechem od ucha do ucha. Oj tak, los miał ją w swojej opiece zawsze i wszędzie! Dziecko szczęścia... w pechu! Ale ostatecznie jej się upiekło!
- Ależ dziękuję, nie trzeba! - powiedziała, teatralnie machając przy tym rączkami. W końcu Emmelina zdążyła już zapłacić. Chwyciła wtedy nalany przez kelnera trunek, pomachała mu idealnie wypiłowanymi pazurkami i tupiąc głośno swoimi wypucowanymi bucikami na wysokim obcasie doczłapała do stolika przy którym zasiadała właśnie panna Vance.
- Jesteś naprawdę uprzejma, nie wiem jak ci dziękować, kochana! Mam nadzieję, że nie zrazisz się, że się do ciebie przysiądę. Chyba, że na kogoś czekasz! - mrugnęła do niej pogodnie. Torebkę miała przy sobie, bo jakimś cudem udało jej się nie zostawić nic przy barze. Była jedną z tych osób, które powinny korzystać z niezapominajek. Kalendarz przestawał pomagać!
- Swoją drogą, jestem Ellie. - przedstawiła się przy okazji, kładąc kufel na blacie i wyciągając rękę w stronę kobiety.
- Ależ dziękuję, nie trzeba! - powiedziała, teatralnie machając przy tym rączkami. W końcu Emmelina zdążyła już zapłacić. Chwyciła wtedy nalany przez kelnera trunek, pomachała mu idealnie wypiłowanymi pazurkami i tupiąc głośno swoimi wypucowanymi bucikami na wysokim obcasie doczłapała do stolika przy którym zasiadała właśnie panna Vance.
- Jesteś naprawdę uprzejma, nie wiem jak ci dziękować, kochana! Mam nadzieję, że nie zrazisz się, że się do ciebie przysiądę. Chyba, że na kogoś czekasz! - mrugnęła do niej pogodnie. Torebkę miała przy sobie, bo jakimś cudem udało jej się nie zostawić nic przy barze. Była jedną z tych osób, które powinny korzystać z niezapominajek. Kalendarz przestawał pomagać!
- Swoją drogą, jestem Ellie. - przedstawiła się przy okazji, kładąc kufel na blacie i wyciągając rękę w stronę kobiety.
- Emmelina Vance
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Sob Wrz 12, 2015 9:30 pm
Trochę bałaganu (a ponoć techniki, phi...) i człowiek się gubi. Jak jednak zrezygnować z jakiegokolwiek przedmiotu z tych wszystkich, które trafiają do torebki? Grzechem byłoby odmówić im tam miejsca, gdy nie wiadomo, co takiego może się przydać w każdej chwili, prawda? Portfel jednak jest wyjątkowo użytkowym przedmiotem i warto by było jednak specjalnie dla niego, wyjąć jakiś inny, nawet jeśli z ogromnym bólem serca to zrobimy to opłaci się to. Szczęście to bardzo kapryśna kobieta, raz jest, a raz jej nie ma. Nie warto ryzykować spotkania z jej bliźniaczką Nieszczęściem. Nie są jednojajowe i różnią się nie tylko wyglądem, a i wnętrzem zbyt mocno.
- Czekam na każdego, droga pani. I naprawdę nie ma za co dziękować, przecież trzeba sobie pomagać - Jeśli się da, oczywiście. Nie każdemu można, ale taka drobnostka przynosi sporo radości, gdy kogoś się odciąży, a i nie jest to wygórowana rzecz. Wszak z tych niewielkich szczegółów trzeba być dumnym. Poza oddaniem w niewielkich i ciupkich rzeczach, liczy się też kultura. Oj tak, zapominanie o niej kuje w oczy innych. Emmelina więc nie mogła zrobić nic innego, jak podać dłoń kobiecie z radością (bo i przyszła tutaj pogawędzić, a ktoś wreszcie się znalazł!).
- Emmelina, miło mi poznać - I to jak! Nowi ludzie to jak czytanie książki, nowy przypadek medyczny... wszystko to, bez czego panna Vance nie wyobraża sobie ciekawych chwili życia!
- Czekam na każdego, droga pani. I naprawdę nie ma za co dziękować, przecież trzeba sobie pomagać - Jeśli się da, oczywiście. Nie każdemu można, ale taka drobnostka przynosi sporo radości, gdy kogoś się odciąży, a i nie jest to wygórowana rzecz. Wszak z tych niewielkich szczegółów trzeba być dumnym. Poza oddaniem w niewielkich i ciupkich rzeczach, liczy się też kultura. Oj tak, zapominanie o niej kuje w oczy innych. Emmelina więc nie mogła zrobić nic innego, jak podać dłoń kobiecie z radością (bo i przyszła tutaj pogawędzić, a ktoś wreszcie się znalazł!).
- Emmelina, miło mi poznać - I to jak! Nowi ludzie to jak czytanie książki, nowy przypadek medyczny... wszystko to, bez czego panna Vance nie wyobraża sobie ciekawych chwili życia!
- Ellie Liath Peletier
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Sob Wrz 19, 2015 9:52 pm
Trochę bałaganu, ha! W przypadku Ellie trochę bałaganu już dawno zamieniło się w koszmar każdej matki, ale czego spodziewać się po osobie, która wpada do domu pogłaskać kota (posiadanie męża jest dla kobiety sukcesu osobistą porażką) i przespać się, jeżeli akurat przebywa się w mieście. Ellie jadała w restauracjach, opanowała doskonale zaklęcia czyszczące i poprawiała ułożenie włosów magią wrodzoną, co znacznie ułatwiało jej codziennie życie.
- A więc jestem. - powiedziała zadowolona, siadając naprzeciwko kobiety. Rozmawianie z ludźmi wychodziło jej dobrze, nawet jeżeli dopiero ich poznała. Posiadała w sobie ten płomień, który sprawiał, że większość osób skupiało na niej swoją uwagę kiedy mówiła... a mówiła często. Bardzo często. - Emmelina! Piękne imię! - przyznała otwarcie, uśmiechając się serdecznie. Jako kolejna, nudna Elizabeth czuła zazdrość, słysząc oryginalność niektórych rodziców. - Naprawdę, brakuje na tym świecie takich ludzi jak ty! Błyskawicznie zareagowałaś. - podjęła temat. Na topie, jak zawsze. Szczególnie w obliczu tego, co wisiało w powietrzu już od dawna. To wszystko napędzało jej gazetę. Ludzie chcieli wiedzieć. Wszystko. Kim są śmierciożercy.
Gdzie się pojawiają.
Jak przed nimi uciec.
Kto zginął.
- A więc jestem. - powiedziała zadowolona, siadając naprzeciwko kobiety. Rozmawianie z ludźmi wychodziło jej dobrze, nawet jeżeli dopiero ich poznała. Posiadała w sobie ten płomień, który sprawiał, że większość osób skupiało na niej swoją uwagę kiedy mówiła... a mówiła często. Bardzo często. - Emmelina! Piękne imię! - przyznała otwarcie, uśmiechając się serdecznie. Jako kolejna, nudna Elizabeth czuła zazdrość, słysząc oryginalność niektórych rodziców. - Naprawdę, brakuje na tym świecie takich ludzi jak ty! Błyskawicznie zareagowałaś. - podjęła temat. Na topie, jak zawsze. Szczególnie w obliczu tego, co wisiało w powietrzu już od dawna. To wszystko napędzało jej gazetę. Ludzie chcieli wiedzieć. Wszystko. Kim są śmierciożercy.
Gdzie się pojawiają.
Jak przed nimi uciec.
Kto zginął.
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Pon Paź 19, 2015 1:51 pm
[z/t x2 z okazji oddania postaci ELLIE LIATH PELETIER do przejęcia ]
- Colette Warp
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Pon Paź 19, 2015 2:39 pm
Tuż po odejściu z obszaru ulicy i zgubieniu za plecami kolorowego tłumu i towarzyszącego mu gwaru Colette najpierw zabrał Ismael do niewielkiego sklepiku, w którym kupił paczkę papierosów, a potem tanecznym krokiem (ciągle przepraszając) na moment do niewielkiego budyneczku z sowami, z którego można było wysyłać listy. Wybrał najmniejszą i najgłośniejszą sówkę, zapłacił za krótki przelot na terenie Hogsmeade i chwilę się guzdrał, przyklejając do niewielkiej karteczki jednego samotnego papieroska ze świeżo otwartej paczki. Umieścił list przy nóżce ptaka i puścił go, teraz gotów zabrać swoją towarzyszkę już tam, gdzie obiecał.
- W ogóle, nie masz nic przeciwko temu, że sobie zapalę?- zagaił prowadząc ją i kończąc właśnie swoją długą opowiastkę o tym, czemu nawiązał przy rozmowie z Lupinem do wiadra. Czyli jego ulubiona opowieść o tym jak zaczepiać Prefekta Gryfindoru, żeby minąć się o krok z chyba najsoczystszym wpierdolem w tej szkole. Chociaż jakby nie patrzeć Remus był chyba najspokojniejszy ze wszystkich... nie zmieniało to jednak faktu, że nikt nie lubił jak włażono mu na łeb. Zwłaszcza wiadrem.Nie pchał się jeszcze do Trzech Mioteł, tylko tajniacko zboczył do zaułka tuż obok nich i wciągnął rudowłosą za sobą. Oparł się plecami o mokrą ścianę i wsunął papierosa do ust.
- To na ciebie szarżował wtedy ten Dwurożec, który wyrwał się Nailahowi, nie? Wydawałaś się wtedy bardzo spokojna... masz rękę do zwierząt, czy nie bardzo? - spytał ciekawsko, sepleniąc nieco przez peta w zębach, którego właśnie starał się odpalić od różdżki.
- W ogóle, nie masz nic przeciwko temu, że sobie zapalę?- zagaił prowadząc ją i kończąc właśnie swoją długą opowiastkę o tym, czemu nawiązał przy rozmowie z Lupinem do wiadra. Czyli jego ulubiona opowieść o tym jak zaczepiać Prefekta Gryfindoru, żeby minąć się o krok z chyba najsoczystszym wpierdolem w tej szkole. Chociaż jakby nie patrzeć Remus był chyba najspokojniejszy ze wszystkich... nie zmieniało to jednak faktu, że nikt nie lubił jak włażono mu na łeb. Zwłaszcza wiadrem.Nie pchał się jeszcze do Trzech Mioteł, tylko tajniacko zboczył do zaułka tuż obok nich i wciągnął rudowłosą za sobą. Oparł się plecami o mokrą ścianę i wsunął papierosa do ust.
- To na ciebie szarżował wtedy ten Dwurożec, który wyrwał się Nailahowi, nie? Wydawałaś się wtedy bardzo spokojna... masz rękę do zwierząt, czy nie bardzo? - spytał ciekawsko, sepleniąc nieco przez peta w zębach, którego właśnie starał się odpalić od różdżki.
- Ismael Blake
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Pon Paź 19, 2015 7:31 pm
Isma pozwoliła się porwać, zostawiając za sobą resztę towarzystwa z którym się tutaj doczłapali. Posłusznie podążała za chłopakiem, dając mu czas na pozałatwianie swoich spraw i słuchając jego opowieści o Lupinie i wiadrze.
- Nie, nie przeszkadza mi to wcale. - uśmiechnęła się do niego przelotnie, skupiona jednak na przeskoczeniu przez jakąś większą kałużę błota, która rozlała się na środku ich trasy. Odkąd pamiętała papieros był nieodłącznym atrybutem jej matki, a co za tym szło - dym, który wgryzał się, z biegiem czasu, coraz delikatniej w oczy czy gardło. Po pójściu do Hogwartu natomiast, zaczęło jej się to kojarzyć ogólnie z domem. Uniosła na niego dwukolorowe ślepia, splatając ich spojrzenia razem gdy nadarzyła się ku temu okazja. Do prowadzenia konwersacji potrzebowała tego drobnego gestu, który znaczną część ludzi krępował, a jej po prostu pozwalał zdobyć się na lepsze zrozumienie rozmówcy.
- No... tak. W sumie to szarżował w naszą stronę, ale ja stałam najbliżej. - wzruszyła ramionami. Prosto na jego drodze. Uśmiechnęła się cierpko. - Dobrze, że zostało to tak odebrane. Byłam po prostu nieźle zaskoczona, że tak gwałtownie zareagował na niego... Nie zdążyłam nawet sięgnąć po różdżkę, ale może to i dobrze. Kaylin sama dała sobie radę. - nie była pewna co by się stało gdyby nie krukonka. Pewnie nauczyciel zdążyłby zareagować, ale były to tylko przypuszczenia, które snuła w swojej głowie. Wizja jej ciała przebitego przez rogi dwurożca wydawała jej się wciąż niezwykle barwna - na tyle by rzeczywistość chciała ją zrealizować. - Czy rękę do zwierząt... może. Uwielbiam z nimi przebywać, pracować... nieważne co to jest. A one zdają się odwzajemniać sympatię, w większości. Regularnie jeżdżę też do ojca, do Rumunii. Zajmuje się smokami.
Wielkimi, przerażającymi wszystkich bestiami, które rudowłosą przepełniały szacunkiem i uwielbieniem. Z powodzeniem można było je określić jako uosobienie samej ludzkości - potężne w swoim jestestwie, niszczycielskie, jednak dla tego co było im drogie okazywały się niezwykle opiekuńcze. Przepełniały ją więc bezbożną fascynacją, która w tym momencie zabłysła w jej oczach pełnym blaskiem. - Czemu w ogóle nazywają cię Smokiem? - pociągnęła wspomniany wątek cudnych istot, jednocześnie zahaczając nim o towarzysza, z wciąż wymalowanym delikatnym uśmiechem na twarzy. Oparła się ramieniem o ścianę obok niego, przysłaniając częściowo jego działania przed wzrokiem ludzi którzy kręcili się po ulicy z której przed chwilą zboczyli.
- Nie, nie przeszkadza mi to wcale. - uśmiechnęła się do niego przelotnie, skupiona jednak na przeskoczeniu przez jakąś większą kałużę błota, która rozlała się na środku ich trasy. Odkąd pamiętała papieros był nieodłącznym atrybutem jej matki, a co za tym szło - dym, który wgryzał się, z biegiem czasu, coraz delikatniej w oczy czy gardło. Po pójściu do Hogwartu natomiast, zaczęło jej się to kojarzyć ogólnie z domem. Uniosła na niego dwukolorowe ślepia, splatając ich spojrzenia razem gdy nadarzyła się ku temu okazja. Do prowadzenia konwersacji potrzebowała tego drobnego gestu, który znaczną część ludzi krępował, a jej po prostu pozwalał zdobyć się na lepsze zrozumienie rozmówcy.
- No... tak. W sumie to szarżował w naszą stronę, ale ja stałam najbliżej. - wzruszyła ramionami. Prosto na jego drodze. Uśmiechnęła się cierpko. - Dobrze, że zostało to tak odebrane. Byłam po prostu nieźle zaskoczona, że tak gwałtownie zareagował na niego... Nie zdążyłam nawet sięgnąć po różdżkę, ale może to i dobrze. Kaylin sama dała sobie radę. - nie była pewna co by się stało gdyby nie krukonka. Pewnie nauczyciel zdążyłby zareagować, ale były to tylko przypuszczenia, które snuła w swojej głowie. Wizja jej ciała przebitego przez rogi dwurożca wydawała jej się wciąż niezwykle barwna - na tyle by rzeczywistość chciała ją zrealizować. - Czy rękę do zwierząt... może. Uwielbiam z nimi przebywać, pracować... nieważne co to jest. A one zdają się odwzajemniać sympatię, w większości. Regularnie jeżdżę też do ojca, do Rumunii. Zajmuje się smokami.
Wielkimi, przerażającymi wszystkich bestiami, które rudowłosą przepełniały szacunkiem i uwielbieniem. Z powodzeniem można było je określić jako uosobienie samej ludzkości - potężne w swoim jestestwie, niszczycielskie, jednak dla tego co było im drogie okazywały się niezwykle opiekuńcze. Przepełniały ją więc bezbożną fascynacją, która w tym momencie zabłysła w jej oczach pełnym blaskiem. - Czemu w ogóle nazywają cię Smokiem? - pociągnęła wspomniany wątek cudnych istot, jednocześnie zahaczając nim o towarzysza, z wciąż wymalowanym delikatnym uśmiechem na twarzy. Oparła się ramieniem o ścianę obok niego, przysłaniając częściowo jego działania przed wzrokiem ludzi którzy kręcili się po ulicy z której przed chwilą zboczyli.
- Kaylin Wittermore
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Pon Paź 19, 2015 8:08 pm
Dotarcie na miejsce zajęło im dłużej, niż sądziła. Było to pewnie związane z faktem, że zagadani żywą dyskusją na tysiące tematów kilka razy pomylili drogę i śmiejąc się sami z siebie musieli co jakiś czas zawracać i odszukiwać odpowiedniego szlaku. Niemniej jednak, Kaylin była bardzo zadowolona ze spaceru. Nawet pomimo zimna, jakie wdzierało się pod ubrania i żółty szalik z godłem Huffelpuffu.
Z wielką ulgą zorientowała się, że nadal mają o czym rozmawiać, a Lupin jak na razie nie wracał do tematu poruszonego jakiś czas temu na dziedzińcu. Wyglądał też odrobinę lepiej niż wtedy, więc miała nadzieję, że czuje się lepiej. Choć prawdę mówiąc, na jego miejscu zostałaby w łóżku i nie ruszała się o krok. Czy możliwe, że zmusił się do tego wypadu specjalnie dla niej? Nie, niemożliwe.
Kiedy na horyzoncie pojawił się szyld "Pub Pod Trzema Miotłami" odetchnęła z ulgą zdając sobie sprawę, że naprawdę zmarzła i przyspieszyła kroku. Będąc już przed wejściem przez chwilę się wahała, jednak weszła do środka i niepewnie rozejrzała po pomieszczeniu. Prawdę mówiąc, była tu pierwszy raz i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Czekała więc na to, jak zachowa się Remus.
Z początku nie zauważyła w środku Puchonów, w innym wypadku na pewno by im pomachała. I na tym by się skończyło, nie chciała im bowiem przeszkadzać.
Z wielką ulgą zorientowała się, że nadal mają o czym rozmawiać, a Lupin jak na razie nie wracał do tematu poruszonego jakiś czas temu na dziedzińcu. Wyglądał też odrobinę lepiej niż wtedy, więc miała nadzieję, że czuje się lepiej. Choć prawdę mówiąc, na jego miejscu zostałaby w łóżku i nie ruszała się o krok. Czy możliwe, że zmusił się do tego wypadu specjalnie dla niej? Nie, niemożliwe.
Kiedy na horyzoncie pojawił się szyld "Pub Pod Trzema Miotłami" odetchnęła z ulgą zdając sobie sprawę, że naprawdę zmarzła i przyspieszyła kroku. Będąc już przed wejściem przez chwilę się wahała, jednak weszła do środka i niepewnie rozejrzała po pomieszczeniu. Prawdę mówiąc, była tu pierwszy raz i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Czekała więc na to, jak zachowa się Remus.
Z początku nie zauważyła w środku Puchonów, w innym wypadku na pewno by im pomachała. I na tym by się skończyło, nie chciała im bowiem przeszkadzać.
- Colette Warp
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Pon Paź 19, 2015 9:14 pm
Widząc, że są jeszcze jako-tako widoczni z ulicy, obrócił się bokiem tak, by stykać się ramieniem ze ścianą i stać plecami do ruchliwego chodnika. Mógł wejść głębiej, ale nie chciał, by dopiero co poznana koleżanka czuła się niepewnie – w końcu nigdy nie wiadomo jakie męty chodzą do tej szkoły i w tych czasach nawet Dom nie jest wyznacznikiem bezpieczeństwa. No chyba, że mowa o Slytherinie, tam z każdym jest coś nie tak.
Warp zaciągnął się trzeci raz, słuchając rozmownej koleżanki i zaglądając jej głęboko w oczy. Jemu kontakt wzrokowy również nie przeszkadzał, zwłaszcza, że zafascynowany był tym, iż u nich obojgu występuje dokładnie ten sam typ mutacji w barwnikach oczu. No może nie tyle przy użyciu podobnych barw, ale nadal zaliczało się to do rodzajów heterochromii.
- No tak, gdyby nie Kay... Gdyby nie ona to pewnie ciężar reakcji wziąłbym na siebie, ale byłem wtedy w stanie, który mógłby tylko pogorszyć sytuację. - wytłumaczył się niemrawo, na moment wyciągając papierosa z ust. - Swoją drogą... mogłem być tam wtedy bardzo... niegrzeczny. Jeśli walnąłem jakiś komentarz, jaki cie uraził, to z góry przepraszam. To był jakiś dziwny dzień w moim życiu. To w ogóle byłą dziwna lekcja. - skwitował na koniec i na nowo zatkał sobie wygadaną japę szlugiem.
Starał się zaczynać znajomość tak, by rozmawiać z dziewczyną na neutralne tematy i musiał przyznać, że szło mu niezwykle łatwo. Ismael była bardzo dobrym rozmówcą, nie zabijała tematów, ale rozwijała je tak, że zawsze miał jakieś rzeczy, których mógł się uczepić i pogalopować jak Dwurożec w tamtą stronę. Na to porównanie zrodzone w jego głowie aż uśmiechnął się do siebie. No i idąc za ciosem znowu się zaciągnął i tym razem przy tym zakrztusił.
- Pracujesz ze smokami?! Nie gadaj! - krzyknął nieomal i dostał dreszczy od brzmienia własnego, przejętego głosu. - Znaczy... wow, przepraszam za ten wybuch, ale to niespotykane. A przynajmniej ja nigdy nie spotkałem się z kimś, kto ma jakaś rodzinę w Ruminii i dorastał z tymi gadulcami... Wiążesz z nimi przyszłość? - zagaił najwidoczniej pochłonięty takim wyobrażenie i dopiero zaczął gapić się na rudowłosą piękność jak zjawisko. A przy jej wzroście wymagało to od niego lekkiego pochylenia głowy. Zrobił dłuższą przerwę, by się zaciągnąć i przymrużyć przy tym dwukolorowe oczy, nadal obserwujące Ismael pilnie zza grubych czarnych oprawek i nie mniej wąskich szkieł. Miał na uwadze, że zmusza damę do stania na chłodzie przez swoje egoistyczne nikotynowe zachcianki, więc starał się spalić papierosa najszybciej jak się dało. Zwłaszcza, że słyszał za ścianą cichą muzykę i nawet tu z jednego z okien wlewało się przyjemne, złotawe światło wnętrza gospody.
- Smokiem Katedralnym. - upewnił i skłonił uprzejmie, i godnie swój kudłaty łeb. - Ponieważ jestem taki wielki, na dłuższą metę gruboskórny i nadmiernie asertywny, kiedy ktoś pcha mi się na pokryty koroną z kolców łeb. No i mam swój skarb, którego zaciekle bronię. I jeszcze potrafię pluć płonącym kwasem, ale to od święta. A jak mówią na ciebie?
Zorientował się ukontentowany, że stopień spalenia papierosa już nieomal sięga filtra i niedługo będą mogli się znużyć w ciepłej, głośnej gospodzie oraz zamówić sobie coś na rozgrzanie.
Warp zaciągnął się trzeci raz, słuchając rozmownej koleżanki i zaglądając jej głęboko w oczy. Jemu kontakt wzrokowy również nie przeszkadzał, zwłaszcza, że zafascynowany był tym, iż u nich obojgu występuje dokładnie ten sam typ mutacji w barwnikach oczu. No może nie tyle przy użyciu podobnych barw, ale nadal zaliczało się to do rodzajów heterochromii.
- No tak, gdyby nie Kay... Gdyby nie ona to pewnie ciężar reakcji wziąłbym na siebie, ale byłem wtedy w stanie, który mógłby tylko pogorszyć sytuację. - wytłumaczył się niemrawo, na moment wyciągając papierosa z ust. - Swoją drogą... mogłem być tam wtedy bardzo... niegrzeczny. Jeśli walnąłem jakiś komentarz, jaki cie uraził, to z góry przepraszam. To był jakiś dziwny dzień w moim życiu. To w ogóle byłą dziwna lekcja. - skwitował na koniec i na nowo zatkał sobie wygadaną japę szlugiem.
Starał się zaczynać znajomość tak, by rozmawiać z dziewczyną na neutralne tematy i musiał przyznać, że szło mu niezwykle łatwo. Ismael była bardzo dobrym rozmówcą, nie zabijała tematów, ale rozwijała je tak, że zawsze miał jakieś rzeczy, których mógł się uczepić i pogalopować jak Dwurożec w tamtą stronę. Na to porównanie zrodzone w jego głowie aż uśmiechnął się do siebie. No i idąc za ciosem znowu się zaciągnął i tym razem przy tym zakrztusił.
- Pracujesz ze smokami?! Nie gadaj! - krzyknął nieomal i dostał dreszczy od brzmienia własnego, przejętego głosu. - Znaczy... wow, przepraszam za ten wybuch, ale to niespotykane. A przynajmniej ja nigdy nie spotkałem się z kimś, kto ma jakaś rodzinę w Ruminii i dorastał z tymi gadulcami... Wiążesz z nimi przyszłość? - zagaił najwidoczniej pochłonięty takim wyobrażenie i dopiero zaczął gapić się na rudowłosą piękność jak zjawisko. A przy jej wzroście wymagało to od niego lekkiego pochylenia głowy. Zrobił dłuższą przerwę, by się zaciągnąć i przymrużyć przy tym dwukolorowe oczy, nadal obserwujące Ismael pilnie zza grubych czarnych oprawek i nie mniej wąskich szkieł. Miał na uwadze, że zmusza damę do stania na chłodzie przez swoje egoistyczne nikotynowe zachcianki, więc starał się spalić papierosa najszybciej jak się dało. Zwłaszcza, że słyszał za ścianą cichą muzykę i nawet tu z jednego z okien wlewało się przyjemne, złotawe światło wnętrza gospody.
- Smokiem Katedralnym. - upewnił i skłonił uprzejmie, i godnie swój kudłaty łeb. - Ponieważ jestem taki wielki, na dłuższą metę gruboskórny i nadmiernie asertywny, kiedy ktoś pcha mi się na pokryty koroną z kolców łeb. No i mam swój skarb, którego zaciekle bronię. I jeszcze potrafię pluć płonącym kwasem, ale to od święta. A jak mówią na ciebie?
Zorientował się ukontentowany, że stopień spalenia papierosa już nieomal sięga filtra i niedługo będą mogli się znużyć w ciepłej, głośnej gospodzie oraz zamówić sobie coś na rozgrzanie.
- Salome Mildred Thynn
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Pon Paź 19, 2015 9:15 pm
Starała się wyglądać, jakby nigdzie się nie spieszyła, kiedy zmierzała do pubu. Skręciła w uliczkę obok, mając nadzieję zatrzymać się gdzieś na jej początku i zapalić - przecież uczniowie na pewno omijali takie miejsca, nie było tu nic do oglądania a niedaleko stały otworem wrota do ciepłego pomieszczenia, w którym mogli nabyć jakiś (tego dnia zapewne ciepły) napitek. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zamiast spodziewanej pustki zastała dwójkę studentów Hogwartu. Zanotowała w pamięci, żeby nigdy z góry nie zakładać, czego jej podopieczni nie zrobią.
Dziewczyna, której twarz Salome mogła dostrzec, zachowywała się bardzo poprawnie, w przeciwieństwie do chłopaka, który stał tyłem a nad którego głową nauczycielka dostrzegła unoszący się z wolna dym. No, to nici z palenia, jeśli ma zdążyć zająć miejsce dla siebie i Vakela, zanim ten skończy z przepychankami w błocie.
Zbliżyła się na tyle dyskretnie, na ile pozwalała niewielka przestrzeń uliczki, chcąc jak najdłużej pozostać niezauważoną. Dopiero, kiedy stanęła kilka kroków od pary poprawiła sobie szal (kto by chciał wyglądać niedbale podczas karcenia podopiecznego?) i odchrząknęła.
- Czy ja czasem nie przeszkadzam? - Zapytała beztroskim tonem, podchodząc bliżej. - Zakładam, że nie pali się panu głowa, czy w takim razie może mi pan wyjaśnić skąd ten dym? - Starała się wyglądać poważnie, żeby uczeń poczuł się zrugany. Czekała na jakieś słowa usprawiedliwienia. Była ciekawa reakcji młodego człowieka na przyłapanie na gorącym uczynku. To była pierwsza tego typu akcja, jaką przeprowadzała w swojej nauczycielskiej karierze.
Dziewczyna, której twarz Salome mogła dostrzec, zachowywała się bardzo poprawnie, w przeciwieństwie do chłopaka, który stał tyłem a nad którego głową nauczycielka dostrzegła unoszący się z wolna dym. No, to nici z palenia, jeśli ma zdążyć zająć miejsce dla siebie i Vakela, zanim ten skończy z przepychankami w błocie.
Zbliżyła się na tyle dyskretnie, na ile pozwalała niewielka przestrzeń uliczki, chcąc jak najdłużej pozostać niezauważoną. Dopiero, kiedy stanęła kilka kroków od pary poprawiła sobie szal (kto by chciał wyglądać niedbale podczas karcenia podopiecznego?) i odchrząknęła.
- Czy ja czasem nie przeszkadzam? - Zapytała beztroskim tonem, podchodząc bliżej. - Zakładam, że nie pali się panu głowa, czy w takim razie może mi pan wyjaśnić skąd ten dym? - Starała się wyglądać poważnie, żeby uczeń poczuł się zrugany. Czekała na jakieś słowa usprawiedliwienia. Była ciekawa reakcji młodego człowieka na przyłapanie na gorącym uczynku. To była pierwsza tego typu akcja, jaką przeprowadzała w swojej nauczycielskiej karierze.
- Ismael Blake
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Wto Paź 20, 2015 12:14 am
Puchonka nie czuła się w żaden sposób zagrożona w towarzystwie... kogokolwiek. Wychodziła z pięknego stwierdzenia, zaczerpniętego z jakichś mugolskich historyjek obrazkowych których u niej w domu było pod dostatkiem, że to ona była najgorszą możliwością z jaką przychodziło obcować ludziom. To pomagało - człowiek mniej się przejmował różnymi rzeczami i nie kłopotał tym, że inni się o niego mogą martwić. Niektórzy najpewniej określiliby to po prostu głupotą i skrajną nieodpowiedzialnością, ale rudowłosa... no tak... miała to raczej głęboko w poważaniu.
Fascynacja ścierała się z fascynacją, bo Isma podobnie ustosunkowywała się do podobieństwa jakim obdarzyła ich natura. Przez delikatne, mgliste smużki dymu, który unosił się z końcówki spalanego papierosa i mozolnie piął się ku górze wijąc się malowniczo, badała jego tęczówki uśmiechając się w myślach do pokrywających się ze sobą barw u nich obojgu. Ale na tym podobieństwa się nie kończyły. Bo rodzice puchonów najwyraźniej postanowili zabawić się w te same sztuczki i nadać swoim pociechom imiona nietypowe, wręcz dziwaczne jeśli obrać jako główną kategorię oceniania ich płeć. Na dobrą sprawę powinni się zamienić, wtedy wszystko byłoby tak jak powinno. Ale wtedy pozbawiłoby ich to części niewątpliwego uroku i oryginalności.
- Nie ma za co. Nie zwracam na takie rzeczy uwagi, nie ma sensu się przejmować takimi błahostkami. - uśmiechnęła się do niego beztrosko. Po części była to prawda - Isma nie kłopotała sobie główki czymś takim jak chowanie uraz, jednak wynikało to po części z tego, że jej pamięć była strasznie wybiórcza i zdarzenia czy fakty losowo zapisywały się w jej głowie. Potrafiła zapamiętać dokładnie jakiś nic nieznaczący detal, jednak nie potrafić sprecyzować co robiła 5 minut temu czy w kogo rzuciła czymś ciężkim poprzedniego dnia.
Zaśmiała się, słysząc jego podekscytowany wybuch. Miała ochotę pomachać rękoma z równą mu emocją i podskoczyć parę razy krzycząc "No wiem, czy to nie cudowne?". Zamiast tego włożyła dłonie do kieszeni płaszcza, chowając je przed kąsającym zimnem. Jej usta wykrzywiły się na moment w dumnym uśmiechu, którego nie potrafiła sobie odmówić.
- Mało widziałeś, całe życie przed tobą. - wymruczała, puszczając mu oko. - Dorastanie z nimi bywa dość bolesne i ciężkie, ale ogólnie jest wspaniale. Kiedy masz je przed sobą czujesz... czujesz się taki mały i bezbronny... Czujesz ich siłę, potęgę. Respekt. I tak - chcę z nimi pracować. Chcę to czuć codziennie, nawet jeśli znowu miałyby mnie lizać płomienie.
Było to czuć, ogień pasji, który płonął głęboko w jej sercu, a którego płomienie lizały teraz zarówno jej usta i wypowiadane przed nie słowa, jak i oczy, który niezmiennie płonęły. Delikatnie także muskały policzki, na które teraz wystąpił nieznaczny rumieniec. Słowa Colette wykrzesały iskrę, dając jej niezwykłą pewność siebie. Gdyby teraz postawić ją przed tłumem i kazać przemawiać, zapewne przeszłaby do historii poruszywszy kilka serc, wyciskając łzy czy łamiąc światopoglądy. Nawet jeśli rozchodziłoby się o ponowną anihilację żydów - wszyscy zrobiliby to z radością i pieśnią na ustach.
- Skarb? A jaki to skarb pan ukrywa, panie Warp?
Wymruczała słodko, mrużąc wciąż błyszczące oczy. Nie spodziewała się w sumie odpowiedzi na to pytanie, jednak nie mogła sobie odmówić próby zaczepienia się o ten właśnie fragment wypowiedzi. Dziewczyna ujęła też zaraz płaszcz po bokach, na wysokości ud i uniosła go delikatnie, wykonując zgrabne dygnięcie, ozdobione dodatkowo skinięciem głowy. Był to gest teatralny, wystudiowany wręcz idealnie w całej swojej rozciągłości.
- Los postronił mi imienia, które mogłyby opiewać pieśni. Nie dla mnie laury i duma. Nic czym chełpić bym się mogła. Nie posiadam skarbów, a mym jedynym kompanem jest promień księżycowej łuny po którym co noc schodzę do śmiertelników, by przysiąść na ich piersi i spijać słodką krew. Sen mara, Bóg wiara. Patrzysz w barwne oczy Zmory. - Przez cały ten monolog jej oblicze ubrane zostało w tajemniczy, niepokojący grymas, jakby po głowie rudego stworzenia, wraz z tymi wszystkimi słowami, chodziły niepokojące (innych) plany i myśli. Po wszystkim wyprostowała się, ponownie opierając o chłodny mur i chroniąc dłonie od chłodu. - Tak ogólnie to każdy przykleja mi inną łatkę i inne imię. Zwykle stronię od ludzi, albo jestem mało przyjemna. Możemy brać też pod uwagę sporadyczną upierdliwość. Ale twoja Smocza Królowa ma więcej klasy i stylu.
Zakończyła delikatnym, szelmowskim uśmiechem, któremu akompaniowało zerknięcie na skurczony już znacząco papieros. Chciała po niego sięgnąć, samej się zaciągnąć, może lekko nadużywając dobroci domniemanego 'gruboskórnego', może by pomóc mu po prostu szybciej skończyć, bo przebywanie na dworze zaczynało coraz bardziej jej doskwierać, mimo przyjemnego towarzystwa i otoczki. Zatrzymał ją jednak głos, nienależący do nikogo w ich wieku, kogo można by całkowicie zignorować. Odsunęła się od ściany, obejmując swoim wzrokiem sylwetkę nauczycielki.
- Jejku jej.
Fascynacja ścierała się z fascynacją, bo Isma podobnie ustosunkowywała się do podobieństwa jakim obdarzyła ich natura. Przez delikatne, mgliste smużki dymu, który unosił się z końcówki spalanego papierosa i mozolnie piął się ku górze wijąc się malowniczo, badała jego tęczówki uśmiechając się w myślach do pokrywających się ze sobą barw u nich obojgu. Ale na tym podobieństwa się nie kończyły. Bo rodzice puchonów najwyraźniej postanowili zabawić się w te same sztuczki i nadać swoim pociechom imiona nietypowe, wręcz dziwaczne jeśli obrać jako główną kategorię oceniania ich płeć. Na dobrą sprawę powinni się zamienić, wtedy wszystko byłoby tak jak powinno. Ale wtedy pozbawiłoby ich to części niewątpliwego uroku i oryginalności.
- Nie ma za co. Nie zwracam na takie rzeczy uwagi, nie ma sensu się przejmować takimi błahostkami. - uśmiechnęła się do niego beztrosko. Po części była to prawda - Isma nie kłopotała sobie główki czymś takim jak chowanie uraz, jednak wynikało to po części z tego, że jej pamięć była strasznie wybiórcza i zdarzenia czy fakty losowo zapisywały się w jej głowie. Potrafiła zapamiętać dokładnie jakiś nic nieznaczący detal, jednak nie potrafić sprecyzować co robiła 5 minut temu czy w kogo rzuciła czymś ciężkim poprzedniego dnia.
Zaśmiała się, słysząc jego podekscytowany wybuch. Miała ochotę pomachać rękoma z równą mu emocją i podskoczyć parę razy krzycząc "No wiem, czy to nie cudowne?". Zamiast tego włożyła dłonie do kieszeni płaszcza, chowając je przed kąsającym zimnem. Jej usta wykrzywiły się na moment w dumnym uśmiechu, którego nie potrafiła sobie odmówić.
- Mało widziałeś, całe życie przed tobą. - wymruczała, puszczając mu oko. - Dorastanie z nimi bywa dość bolesne i ciężkie, ale ogólnie jest wspaniale. Kiedy masz je przed sobą czujesz... czujesz się taki mały i bezbronny... Czujesz ich siłę, potęgę. Respekt. I tak - chcę z nimi pracować. Chcę to czuć codziennie, nawet jeśli znowu miałyby mnie lizać płomienie.
Było to czuć, ogień pasji, który płonął głęboko w jej sercu, a którego płomienie lizały teraz zarówno jej usta i wypowiadane przed nie słowa, jak i oczy, który niezmiennie płonęły. Delikatnie także muskały policzki, na które teraz wystąpił nieznaczny rumieniec. Słowa Colette wykrzesały iskrę, dając jej niezwykłą pewność siebie. Gdyby teraz postawić ją przed tłumem i kazać przemawiać, zapewne przeszłaby do historii poruszywszy kilka serc, wyciskając łzy czy łamiąc światopoglądy. Nawet jeśli rozchodziłoby się o ponowną anihilację żydów - wszyscy zrobiliby to z radością i pieśnią na ustach.
- Skarb? A jaki to skarb pan ukrywa, panie Warp?
Wymruczała słodko, mrużąc wciąż błyszczące oczy. Nie spodziewała się w sumie odpowiedzi na to pytanie, jednak nie mogła sobie odmówić próby zaczepienia się o ten właśnie fragment wypowiedzi. Dziewczyna ujęła też zaraz płaszcz po bokach, na wysokości ud i uniosła go delikatnie, wykonując zgrabne dygnięcie, ozdobione dodatkowo skinięciem głowy. Był to gest teatralny, wystudiowany wręcz idealnie w całej swojej rozciągłości.
- Los postronił mi imienia, które mogłyby opiewać pieśni. Nie dla mnie laury i duma. Nic czym chełpić bym się mogła. Nie posiadam skarbów, a mym jedynym kompanem jest promień księżycowej łuny po którym co noc schodzę do śmiertelników, by przysiąść na ich piersi i spijać słodką krew. Sen mara, Bóg wiara. Patrzysz w barwne oczy Zmory. - Przez cały ten monolog jej oblicze ubrane zostało w tajemniczy, niepokojący grymas, jakby po głowie rudego stworzenia, wraz z tymi wszystkimi słowami, chodziły niepokojące (innych) plany i myśli. Po wszystkim wyprostowała się, ponownie opierając o chłodny mur i chroniąc dłonie od chłodu. - Tak ogólnie to każdy przykleja mi inną łatkę i inne imię. Zwykle stronię od ludzi, albo jestem mało przyjemna. Możemy brać też pod uwagę sporadyczną upierdliwość. Ale twoja Smocza Królowa ma więcej klasy i stylu.
Zakończyła delikatnym, szelmowskim uśmiechem, któremu akompaniowało zerknięcie na skurczony już znacząco papieros. Chciała po niego sięgnąć, samej się zaciągnąć, może lekko nadużywając dobroci domniemanego 'gruboskórnego', może by pomóc mu po prostu szybciej skończyć, bo przebywanie na dworze zaczynało coraz bardziej jej doskwierać, mimo przyjemnego towarzystwa i otoczki. Zatrzymał ją jednak głos, nienależący do nikogo w ich wieku, kogo można by całkowicie zignorować. Odsunęła się od ściany, obejmując swoim wzrokiem sylwetkę nauczycielki.
- Jejku jej.
- Colette Warp
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Wto Paź 20, 2015 12:50 pm
Puchon kiwnął głową z uznaniem.
- I bardzo słusznie, przynajmniej nie umrzesz na nadmiar stresów wywołanych właśnie przejmowaniem się głupotami. Bo z tej przypadłości powoli robi się choroba cywilizacyjna: Choleryzm. Choleryzm błahostkowy.- odparł tonem wynalazcy, który właśnie nazywał swoje nowe okrycie, choć coś takiego pewnie od dawna już istniało, ale pewnie okraszone innymi słowami – bardziej mądrymi, niezrozumiałymi i najprawdopodobniej łacińskimi.
Warp sam wyznawał zasadę (jedną z dziesiątek innych zasad), że nie należy przejmować się rzeczami, na które nie ma się wpływu. W końcu na takich sprawach zjadało się tylko swoje zęby, a nie faktycznie wskórało cokolwiek. Nie mniej wracając do tematu, Colette cieszył się, że nie zapisał się w oczach koleżanki z Domu jako gburowaty i nieomal agresywny samiec Omega, który nie może sobie poradzić z utrzymaniem na wodzy emocji nawet podczas godzinnych zajęć i na dodatek przychodzi na lekcje na kacu.
- Wcale nie jesteś starsza ode mnie, żeby walić takimi tekstami. Tak myślę...- rzucił przyglądając się dziewczynie od lekko ubłoconych butów, przez zakryte ubraniami długie nogi, płaszcz aż po okoloną płomienną grzywą buźkę. Faktycznie sekundę temu zareagował jak napastliwy pięciolatek, ale to nadal jego towarzyszka wyglądała na młodszą. Między innymi dzięki obecności drobnego dziewczęcia u swojego boku udało mu się bardziej upodobnić do już dorosłego czarodzieja i bez większych przeszkód kupić kartonową paczkę z dwudziestoma nabojami wypakowanymi wysuszoną śmiercią w kolorze sepii. No teraz już osiemnastoma. Jeden z brakujących naboii tkwił właśnie między wargami czarodzieja i spalał się dymem, który tańczył tuż przed jednym ze szkieł grubych okularów. Colette patrzył to na ten ruchliwy twór, to na swoją rozmówczynię, nawet nie śmiąc jej przerwać. Pożerał każde słowo, jakie wypuściła z ust i oblizywał się po co soczystszym kęsie. I w feerii smaków pojawiła się jedna koślawa nuta, jeden gorzki posmak, który na moment zwrócił na siebie pełnię uwagi Colette. Coś odnośnie liźnięcia płomieni, czyli jasno zrozumianej materii odniesienia ran. No tak... W końcu wszystko miało swoją cenę, a tym bardziej zajmowanie się tak niebezpiecznymi stworzeniami. Colette postanowił odsunąć wizję dokładniejszego pytania o ten zapewne drażliwy temat do czasu aż nie usiądą spokojnie w ciepłym wnętrzu gospody. Czyli już niedługo. A póki co postanowił ograniczyć się jedynie do jedynego komentarza, który pchał mu się na usta: - Ja daje słowo, że cię nie zaatakuje.
Temat skarbu zbył milczeniem, który zakończył ledwie nikłym pomrukiem, małpując ton Ismael i dodając to niego swoich trzech groszy, czyli cwany uśmiech. Nie zamierzał odkrywać na dzień dobry wszystkich kart, zwłaszcza, że chciał posłuchać więcej o Rumunii i był tak, jak nie często, szczerze zainteresowany rodziną Puchonki i jej przeszłością. To był aż cud (a raczej pech), że udało się dziewczynie tyle lat pierzchać przed właściwą uwagą Smoka Katedralnego.
- Być może będę pierwszym Smoczydłem, jakiego uda ci się jakoś wytrenować. - ukłonił się również dwornie, dając się wciągnąć w tę grę. - Pozwolisz więc, że też będę mówił do ciebie per Zmoro, a z... Królowej Smoków uczynię smaczek, tak jak mówiłem. Początkowo to miał być tylko tytuł koronujący twoją wiedzę na temat tych ogromnych jaszczurek ze skrzydłami, ale ostatecznie z takim bagażem doświadczeń, to zamiast diademu powinnaś mieć na głowie kilkupiętrową tiarę. Ciekawe tylko czy rozbolałby cię od niej kark? - zagaił mając ni mniej, ni więcej mając na myśli czy nie martwi się o to, że woda sodowa uderzy jej do głowy i nadmiernie wyciśnie z energie. Ale ta dziewczyna reprezentowała sobą (przynajmniej opierając się na pierwszym wrażeniu) idealną harmonię między dumą i stoickim podejściem do obnoszenia się ze swoimi sukcesami jak i pewnie porażkami. Takim ludziom bardzo rzadko przydarzał się niefart, w którym pycha odbierała im stery nad własnym życiem.
Już praktycznie kończył szluga i chciał zgasić go z cichym sykiem na mokrej ścianie, po czym postawić koleżance Kremowe Piwo w Trzech Miotłach, ale w tej chwili włosy postawały mu dęba, kiedy usłyszał za sobą głos jakiejś dorosłej czarownicy. Odwrócił się błyskawicznie, ale nadal miał koniec papierosa, a teraz już praktycznie sam przypalany filtr, w ustach i niechcący... cóż, zgrabnie rzecz ujmując: Pan Warp postanowił zutylizować dowód zbrodni szybciej niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.
Po prostu go połknął.
Na moment aż zabrakło mu powietrza, a potem pochylił się i zaczął głośno kaszleć, początkowo chcąc wydobyć ciało obce z organizmu, ale było już za późno. Całe szczęście się nie poparzył.
- I bardzo słusznie, przynajmniej nie umrzesz na nadmiar stresów wywołanych właśnie przejmowaniem się głupotami. Bo z tej przypadłości powoli robi się choroba cywilizacyjna: Choleryzm. Choleryzm błahostkowy.- odparł tonem wynalazcy, który właśnie nazywał swoje nowe okrycie, choć coś takiego pewnie od dawna już istniało, ale pewnie okraszone innymi słowami – bardziej mądrymi, niezrozumiałymi i najprawdopodobniej łacińskimi.
Warp sam wyznawał zasadę (jedną z dziesiątek innych zasad), że nie należy przejmować się rzeczami, na które nie ma się wpływu. W końcu na takich sprawach zjadało się tylko swoje zęby, a nie faktycznie wskórało cokolwiek. Nie mniej wracając do tematu, Colette cieszył się, że nie zapisał się w oczach koleżanki z Domu jako gburowaty i nieomal agresywny samiec Omega, który nie może sobie poradzić z utrzymaniem na wodzy emocji nawet podczas godzinnych zajęć i na dodatek przychodzi na lekcje na kacu.
- Wcale nie jesteś starsza ode mnie, żeby walić takimi tekstami. Tak myślę...- rzucił przyglądając się dziewczynie od lekko ubłoconych butów, przez zakryte ubraniami długie nogi, płaszcz aż po okoloną płomienną grzywą buźkę. Faktycznie sekundę temu zareagował jak napastliwy pięciolatek, ale to nadal jego towarzyszka wyglądała na młodszą. Między innymi dzięki obecności drobnego dziewczęcia u swojego boku udało mu się bardziej upodobnić do już dorosłego czarodzieja i bez większych przeszkód kupić kartonową paczkę z dwudziestoma nabojami wypakowanymi wysuszoną śmiercią w kolorze sepii. No teraz już osiemnastoma. Jeden z brakujących naboii tkwił właśnie między wargami czarodzieja i spalał się dymem, który tańczył tuż przed jednym ze szkieł grubych okularów. Colette patrzył to na ten ruchliwy twór, to na swoją rozmówczynię, nawet nie śmiąc jej przerwać. Pożerał każde słowo, jakie wypuściła z ust i oblizywał się po co soczystszym kęsie. I w feerii smaków pojawiła się jedna koślawa nuta, jeden gorzki posmak, który na moment zwrócił na siebie pełnię uwagi Colette. Coś odnośnie liźnięcia płomieni, czyli jasno zrozumianej materii odniesienia ran. No tak... W końcu wszystko miało swoją cenę, a tym bardziej zajmowanie się tak niebezpiecznymi stworzeniami. Colette postanowił odsunąć wizję dokładniejszego pytania o ten zapewne drażliwy temat do czasu aż nie usiądą spokojnie w ciepłym wnętrzu gospody. Czyli już niedługo. A póki co postanowił ograniczyć się jedynie do jedynego komentarza, który pchał mu się na usta: - Ja daje słowo, że cię nie zaatakuje.
Temat skarbu zbył milczeniem, który zakończył ledwie nikłym pomrukiem, małpując ton Ismael i dodając to niego swoich trzech groszy, czyli cwany uśmiech. Nie zamierzał odkrywać na dzień dobry wszystkich kart, zwłaszcza, że chciał posłuchać więcej o Rumunii i był tak, jak nie często, szczerze zainteresowany rodziną Puchonki i jej przeszłością. To był aż cud (a raczej pech), że udało się dziewczynie tyle lat pierzchać przed właściwą uwagą Smoka Katedralnego.
- Być może będę pierwszym Smoczydłem, jakiego uda ci się jakoś wytrenować. - ukłonił się również dwornie, dając się wciągnąć w tę grę. - Pozwolisz więc, że też będę mówił do ciebie per Zmoro, a z... Królowej Smoków uczynię smaczek, tak jak mówiłem. Początkowo to miał być tylko tytuł koronujący twoją wiedzę na temat tych ogromnych jaszczurek ze skrzydłami, ale ostatecznie z takim bagażem doświadczeń, to zamiast diademu powinnaś mieć na głowie kilkupiętrową tiarę. Ciekawe tylko czy rozbolałby cię od niej kark? - zagaił mając ni mniej, ni więcej mając na myśli czy nie martwi się o to, że woda sodowa uderzy jej do głowy i nadmiernie wyciśnie z energie. Ale ta dziewczyna reprezentowała sobą (przynajmniej opierając się na pierwszym wrażeniu) idealną harmonię między dumą i stoickim podejściem do obnoszenia się ze swoimi sukcesami jak i pewnie porażkami. Takim ludziom bardzo rzadko przydarzał się niefart, w którym pycha odbierała im stery nad własnym życiem.
Już praktycznie kończył szluga i chciał zgasić go z cichym sykiem na mokrej ścianie, po czym postawić koleżance Kremowe Piwo w Trzech Miotłach, ale w tej chwili włosy postawały mu dęba, kiedy usłyszał za sobą głos jakiejś dorosłej czarownicy. Odwrócił się błyskawicznie, ale nadal miał koniec papierosa, a teraz już praktycznie sam przypalany filtr, w ustach i niechcący... cóż, zgrabnie rzecz ujmując: Pan Warp postanowił zutylizować dowód zbrodni szybciej niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.
Po prostu go połknął.
Na moment aż zabrakło mu powietrza, a potem pochylił się i zaczął głośno kaszleć, początkowo chcąc wydobyć ciało obce z organizmu, ale było już za późno. Całe szczęście się nie poparzył.
- Salome Mildred Thynn
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Wto Paź 20, 2015 11:31 pm
Ze zdumieniem przyglądała się, jak filtr papierosa znika w ustach odwracającego się do niej ucznia. Po jego reakcji najchętniej parsknęłaby śmiechem - była dobrą aktorką, ale pozwoliła sobie na odpuszczenie groźnej miny. I tak dostatecznie się już zestresował. Nie mogła przecież być na niego zła za to, że robi coś, do czego właśnie sama miała zamiar przystąpić. Uśmiechnęła się delikatnie, mimo wszystko nie chcąc zdradzić poziomu swojego rozbawienia. W końcu złamał regulamin.
- Na Merlina, spokojnie, przecież nie wyleci pan ze szkoły. - Skierowała na niego różdżkę. - Anapneo. - Rzuciła zaklęcie, chcąc pomóc mu w złapaniu oddechu. Cierpliwie czekała, aż będzie w stanie się wypowiedzieć.
- No, to proszę teraz mi się przedstawić. Tylko bez wykrętów, bo i tak prędzej czy później się dowiem, jeśli pan skłamie. - Powiedziała, po czym odwróciła się na chwilę do stojącej obok dziewczyny.
- Nie będę odejmowała żadnemu z was punktów, ale następnym razem nie mam zamiaru być tak wyrozumiała. Pani też się to tyczy, mogła mu pani przemówić do rozsądku. - W zasadzie nie czuła się jak hipokrytka - ani razu nie powiedziała, że nie powinien palić. Mógł jednak postarać się i wybrać do tego bardziej odpowiednią kryjówkę przed profesorami. Ułatwiłoby to życie i im, i jej, a przede wszystkim miałaby szansę sama oddać się nałogowi. Stojąca przed nią dwójka właśnie ją zaprzepaściła i ciężko było stwierdzić, kiedy ponownie nawinie się okazja.
- Na Merlina, spokojnie, przecież nie wyleci pan ze szkoły. - Skierowała na niego różdżkę. - Anapneo. - Rzuciła zaklęcie, chcąc pomóc mu w złapaniu oddechu. Cierpliwie czekała, aż będzie w stanie się wypowiedzieć.
- No, to proszę teraz mi się przedstawić. Tylko bez wykrętów, bo i tak prędzej czy później się dowiem, jeśli pan skłamie. - Powiedziała, po czym odwróciła się na chwilę do stojącej obok dziewczyny.
- Nie będę odejmowała żadnemu z was punktów, ale następnym razem nie mam zamiaru być tak wyrozumiała. Pani też się to tyczy, mogła mu pani przemówić do rozsądku. - W zasadzie nie czuła się jak hipokrytka - ani razu nie powiedziała, że nie powinien palić. Mógł jednak postarać się i wybrać do tego bardziej odpowiednią kryjówkę przed profesorami. Ułatwiłoby to życie i im, i jej, a przede wszystkim miałaby szansę sama oddać się nałogowi. Stojąca przed nią dwójka właśnie ją zaprzepaściła i ciężko było stwierdzić, kiedy ponownie nawinie się okazja.
- Neve Collins
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Sro Paź 21, 2015 6:35 pm
Dziewczynka i Zguba w jednym - Piękna Zimo, jesteś wszak tak łagodna i nieważka jako osobny płatek śniegu, który spada na kraniec rozgrzanego nosa - taka drobna i nieszkodliwa, kiedy płyniesz nad codziennością, zgrabnie omijając wszystkie dołki i przeszkody, objęta ramieniem silnej Jesieni, rozkwitającej paradoksalnie w swej zgniliźnie, kolorowiejącej pomimo zbliżającego się zmierzchu jego życia - ten zmierzch według innych dla niego właśnie miał być rozkwitem - i kimże byli ci inni, drodzy Czytelnicy, wobec pojęcia Absolutu kręcącego się wokół nadgarstków białowłosej nimfy pochylającej się nad sadzawką bogów, by sięgać do ludzkich tajemnic i mącić, mącić w niej wodę - lecz nie swoją dłonią... Jej były przecież za delikatne, zbyt porcelanowe - nie mogły się wysilać, nie mogły ulec zabrudzeniu w swej białości - któż by trzymał niedoskonałą porcelanę na komodzie, lub na półce nad kominkiem..? Podziwiacie? Więc podziwiajcie, ale nie ośmielcie się dotykać - to bardzo prosta zasada... Chwila, a co z Nim? Jesień musi przytrzymywać płatki śniegu - jedynie ona ma w sobie mróz, który jej nie roztopi - oj dobrze było Śnieżnej Panience w tym objęciu, roztapiała się, przelewała gładko przez jego przedramię, opierając na nim z niewinną ufnością głowę, drobniutka - istota do złamania jednym podmuchem wiatru, teraz skryta pod męską siłą - i stąd kolejne pytanie - skąd ona mogła wiedzieć, że może mu zaufać..?
Ha, chcielibyście wiedzieć...
- Słodycz twych szeptów jest mamiąca. - Wszystkie te słowa tak nie pasowały do jej szczerego tonu, do jej pełnej stoicyzmu, szczerej twarzy...
Jej drobne ciałko układało się niczym puzzel dopasowywany do reszty układanki do ciała Cirila Hootchera, choć tempa wymagała wolniejszego - każdy jej krok sunący ponad brukiem, który zdradzany był przez niemal niesłyszalny szelest szat - tak, lepiej ominąć tą bitwę błotną, w którą wdały się osobniki płci brzydszej - cóż to był za problem dla Tancerza Dzierżącego Kosę? Zwyczajne obranie drugiego krańca ulicy - już nic nie było istotne poza oblubowaniem do zamykania się w przestrzeni fijołkowych pałaców wykutych z lodu, który nie parzył, a chronił przed wiatrem nadciągającym z północy - rzeczywistość mijała ich z taką samą łatwością, z jaką przyszło im przejść przez ulicę - a Ona oglądała ten świat z zainteresowaniem, z jakim tylko Aniołowie śledzą ludzkie kroki spoczywając na miękkich obłokach, sypiąc lotki ze swych skrzydeł, by czasem ubarwić zdarzenia psotnego Losu - tak i spojrzała na trójkę istnień ustawionych przed samym pubem - na nauczycielkę, na Ismael, na Coletta, do których uśmiechnęła się promiennie, przymykając dwa czyste niczym kryształy szkiełka.
- Dzień dobry. - Przywitała się z nimi ciepło, zatrzymując się przed wejściem - zaczekała, aż Ciril jej otworzy, nim wsunęła się do środka - ledwo przeszła przez próg, czekając na swego dzisiejszego Strażnika - Duchów trzeba pilnować, zbyt łatwo im wsiąknąć w przymioty niepoznane, gdy tyle nowych bodźców ich otaczało - ich skóra łatwo się elektryzowała, kiedy nowości wsiąkały do neuronów i wysyłały impulsy, starając się zebrać w jedną całość, by nie rozbijać o bielmo czaszki.
- Będziesz tak miły, kochana Jesieni, by zamówić mi szklankę wody? - Uśmiechnęła się do niego, zadzierając główkę, by nawiązać z nim ulotny kontakt wzrokowy, aby towarzyszyć mu do baru - ach, drobinki takiej kurtuazji, kiedy skierowali się do jednego z wolnych stolików, savoir-vivre taki jak pomoc niewieście przy ściągnięciu płaszcza, odsunięciu dla niej krzesła - drobnostki, niby takie drobnostki...
Dziewczę usiadło i pstryknęła wypielęgnowanymi paznokciami szkło - woda zafalowała w jego wnętrzu, naruszając tafle...
Losie, więc cóż masz dla nas w planie..?
Ha, chcielibyście wiedzieć...
- Słodycz twych szeptów jest mamiąca. - Wszystkie te słowa tak nie pasowały do jej szczerego tonu, do jej pełnej stoicyzmu, szczerej twarzy...
Jej drobne ciałko układało się niczym puzzel dopasowywany do reszty układanki do ciała Cirila Hootchera, choć tempa wymagała wolniejszego - każdy jej krok sunący ponad brukiem, który zdradzany był przez niemal niesłyszalny szelest szat - tak, lepiej ominąć tą bitwę błotną, w którą wdały się osobniki płci brzydszej - cóż to był za problem dla Tancerza Dzierżącego Kosę? Zwyczajne obranie drugiego krańca ulicy - już nic nie było istotne poza oblubowaniem do zamykania się w przestrzeni fijołkowych pałaców wykutych z lodu, który nie parzył, a chronił przed wiatrem nadciągającym z północy - rzeczywistość mijała ich z taką samą łatwością, z jaką przyszło im przejść przez ulicę - a Ona oglądała ten świat z zainteresowaniem, z jakim tylko Aniołowie śledzą ludzkie kroki spoczywając na miękkich obłokach, sypiąc lotki ze swych skrzydeł, by czasem ubarwić zdarzenia psotnego Losu - tak i spojrzała na trójkę istnień ustawionych przed samym pubem - na nauczycielkę, na Ismael, na Coletta, do których uśmiechnęła się promiennie, przymykając dwa czyste niczym kryształy szkiełka.
- Dzień dobry. - Przywitała się z nimi ciepło, zatrzymując się przed wejściem - zaczekała, aż Ciril jej otworzy, nim wsunęła się do środka - ledwo przeszła przez próg, czekając na swego dzisiejszego Strażnika - Duchów trzeba pilnować, zbyt łatwo im wsiąknąć w przymioty niepoznane, gdy tyle nowych bodźców ich otaczało - ich skóra łatwo się elektryzowała, kiedy nowości wsiąkały do neuronów i wysyłały impulsy, starając się zebrać w jedną całość, by nie rozbijać o bielmo czaszki.
- Będziesz tak miły, kochana Jesieni, by zamówić mi szklankę wody? - Uśmiechnęła się do niego, zadzierając główkę, by nawiązać z nim ulotny kontakt wzrokowy, aby towarzyszyć mu do baru - ach, drobinki takiej kurtuazji, kiedy skierowali się do jednego z wolnych stolików, savoir-vivre taki jak pomoc niewieście przy ściągnięciu płaszcza, odsunięciu dla niej krzesła - drobnostki, niby takie drobnostki...
Dziewczę usiadło i pstryknęła wypielęgnowanymi paznokciami szkło - woda zafalowała w jego wnętrzu, naruszając tafle...
Losie, więc cóż masz dla nas w planie..?
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Sro Paź 21, 2015 6:35 pm
The member 'Neve Collins' has done the following action : Rzuć kością
'Jasnowidztwo' :
Result :
'Jasnowidztwo' :
Result :
- Ismael Blake
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Nie Paź 25, 2015 1:11 am
Ah to, że waliło się takimi tekstami wcale nie wynikało z tego, ile lat na karku się już miało. Isma była po prostu pewna. Pewna swego, tego co chce robić w życiu i czym tak na prawdę to dla niej jest. pasją, rzeczą niezwykle istotną, która rozpalała w niej nieodmiennie ciekawość i zaangażowanie, którego brakowało w niej notorycznie, gdy w grę wchodziły inne rzeczy. Uwagę więc zbyła typowym dla siebie przygryzieniem dolnej wargi, które w tym przypadku okazało się zamiennikiem dla drobnej złośliwości, którą mogła w niego władować. Co prawda Colette wyglądał na takiego, który wcale by się o to nie obraził, jednak nie chciało jej się strzępić języka w tej kwestii. Nie było takiej potrzeby.
- Nie mów hop... - błysnęła zębami w uśmiechu, w odpowiedzi na jego deklarację. Co się zaś tyczy zgrabnie przemilczanego przez okularnika, przynajmniej na razie, tematu liżących ją płomieni - temat ten w żaden sposób nie był dla niej drażliwy i gdyby takie pytanie padło w tym momencie, w ciasnawym zimnym zaułku, odpowiedziałaby na nie tak samo jak siedząc we wnętrzu Trzech Mioteł. Każdy popełniał błędy, a wypadki chodziły po ludziach. Może na samo wspomnienie zrobiłoby się jej nieco cieplej, jednak emocje które się z tym wiązały od dawna tkwiły gdzieś na granicy jej świadomości. Starała się jak mogła, by je tam trzymać.
- Ah, niech ci będzie, że tylko smaczek. Zmusić cię przecież nie zmuszę, chociaż kto wie... Gdybym się odpowiednio postarała i zrobiła z tobą rzeczy... - poruszyła znacząco brwiami - Nie martw się, nawet z uniesioną do prezentacji korony głową, widzę dalej jak czubek własnego nosa. Niestety, nie jest to dobra inwestycja w zakresie długoterminowym i szybko cacko znalazłoby się w kącie.
O ile nie na śmietniku. Posiadała równowagę. Sukcesy przyjmowała najlepiej jak umiała, zarówno jeśli chodziło o nią samą, jak i otoczenie. Starała się być fair, jednak na dłuższą metę ją to męczyło. Chciała być najlepsza w pewnym kwestiach dla siebie, jednak "kilkupiętrowa tiara" przyciągała hieny od których odpędzanie się było dość męczące. I drażniło.
Całe to zaskoczenie wywołane pojawieniem się nauczycielki spowodowało tylko, że wodziła wzrokiem od wspomnianej, do towarzyszącego im chłopaka, który z nerwów postanowił zaserwować sobie drugie śniadanie w postaci resztek papierosa, które w zębach trzymał. Na szczęście pomoc przyszła równie szybko. W postaci zarówno zaklęcia, jak i mocnego klepnięcia w plecy w wykonaniu Ismael.
- Tak. Rozumiem. Przepraszam i dziękuję, profesor Thynn. Następnym razem tak zrobię. - Może. Delikatnie pochyliła głowę, podkreślając przeprosiny. Nauczycielkę wróżbiarstwa kojarzyła, mimo że ta drugą ją nie bardzo. Natura rudowłosej wyrażała głęboką niechęć do sztuk wróżbiarskich, toteż kobieta nigdy nie miała okazji zobaczyć jej chociażby w pobliżu sali w której ów przedmiot był wykładany.
- Nie mów hop... - błysnęła zębami w uśmiechu, w odpowiedzi na jego deklarację. Co się zaś tyczy zgrabnie przemilczanego przez okularnika, przynajmniej na razie, tematu liżących ją płomieni - temat ten w żaden sposób nie był dla niej drażliwy i gdyby takie pytanie padło w tym momencie, w ciasnawym zimnym zaułku, odpowiedziałaby na nie tak samo jak siedząc we wnętrzu Trzech Mioteł. Każdy popełniał błędy, a wypadki chodziły po ludziach. Może na samo wspomnienie zrobiłoby się jej nieco cieplej, jednak emocje które się z tym wiązały od dawna tkwiły gdzieś na granicy jej świadomości. Starała się jak mogła, by je tam trzymać.
- Ah, niech ci będzie, że tylko smaczek. Zmusić cię przecież nie zmuszę, chociaż kto wie... Gdybym się odpowiednio postarała i zrobiła z tobą rzeczy... - poruszyła znacząco brwiami - Nie martw się, nawet z uniesioną do prezentacji korony głową, widzę dalej jak czubek własnego nosa. Niestety, nie jest to dobra inwestycja w zakresie długoterminowym i szybko cacko znalazłoby się w kącie.
O ile nie na śmietniku. Posiadała równowagę. Sukcesy przyjmowała najlepiej jak umiała, zarówno jeśli chodziło o nią samą, jak i otoczenie. Starała się być fair, jednak na dłuższą metę ją to męczyło. Chciała być najlepsza w pewnym kwestiach dla siebie, jednak "kilkupiętrowa tiara" przyciągała hieny od których odpędzanie się było dość męczące. I drażniło.
Całe to zaskoczenie wywołane pojawieniem się nauczycielki spowodowało tylko, że wodziła wzrokiem od wspomnianej, do towarzyszącego im chłopaka, który z nerwów postanowił zaserwować sobie drugie śniadanie w postaci resztek papierosa, które w zębach trzymał. Na szczęście pomoc przyszła równie szybko. W postaci zarówno zaklęcia, jak i mocnego klepnięcia w plecy w wykonaniu Ismael.
- Tak. Rozumiem. Przepraszam i dziękuję, profesor Thynn. Następnym razem tak zrobię. - Może. Delikatnie pochyliła głowę, podkreślając przeprosiny. Nauczycielkę wróżbiarstwa kojarzyła, mimo że ta drugą ją nie bardzo. Natura rudowłosej wyrażała głęboką niechęć do sztuk wróżbiarskich, toteż kobieta nigdy nie miała okazji zobaczyć jej chociażby w pobliżu sali w której ów przedmiot był wykładany.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach