- Ismael Blake
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Różnica między prefektem, a puchonką (a przynajmniej znacząca jej część) najwyraźniej polegała na tym, że ona głośno postanowiła wyrazić swoje zdanie, on tylko zacisnąć zęby i tańczyć w rytm płynących z ust dorosłych słów. Bez najmniejszego słowa sprzeciwu czy obawy. Nic więc dziwnego, że otrzymywał teraz kąśliwe uwagi i sugestie co do jego odwagi - i jak z pełną satysfakcją to zauważała, działały. Szczerzył na nią zęby, niczym niezadowolony wilczek, nie próbując jednak kąsać mocniej. Na to widocznie był za mądry.
Jej spojrzenie nie zmieniło się nawet na chwilę, gdy przeniosła je na Sigurda, który to postanowił wyrazić swoje zdanie. Kobiety mają skłonności do histeryzowania? No jasne, oczywiście. Po prostu pięknie i cudownie. Nie ma to jak usłyszeć pradawną męską prawdę na temat skłonności płci. Zmrużyła dwukolorowe oczęta, darując sobie jednak jakikolwiek komentarz na ten temat. Już i tak według wszystkich była tutaj najbardziej niedojrzałym stworzeniem.
- Ty mnie chyba nie słuchasz. - powiedziała cicho i nad wyraz spokojnie, unosząc delikatnie brew na słowa Remusa. - Jeśli jednak dalej chcesz sączyć jad to droga wolna.
Nie ma to jak podenerwować prefekta. Zdefiniowanie Ismael po paru zaledwie chwilach rozmowy, jako miłej dziewczyny, było stwierdzeniem równie płytkim i niedokładnym co określenie obrazu symbolistów mianem przyjemnego dla oka. Za pozornie miłą powierzchownością kryło się mnóstwo wariantów i możliwości zachowań, które dla większości niekoniecznie były miłe. Była małą żmijką, która lubiła drażnić innych, a przede wszystkim - trafiać swoimi uwagami z wyjątkową precyzją.
Zsunęła się na swoje miejsce, dokańczając piwo i odstawiając pusty kufel na blat. Kolejne chwile spędzone tutaj wcale nie zapowiadały się jakoś wybitnie ciekawie, ale kto wie - może rzeczywiście zaraz wpadną tu rozszalali Śmierciożercy, albo okaże się, że to jednak był żart.
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Kiedy Sigurd sprawdził puls mężczyzny, okazało się, że jest wyczuwalny. Co prawda, nie był on jak u pełni zdrowego człowieka, ale przynajmniej czarodziej żył.
Starsza czarownica, która wcześniej rozmawiała z Salome, zwróciła swe duże, wyłupiaste oczy na pracownika Ministerstwa.
- Na początek powinno wystarczyć Anapneo. Później można użyć Enervate, ale i tak najlepiej przydałby się jakiś eliksir - i skoncentrowała się na mężczyźnie, który leżał na ziemi. - Inaczej długo tak nie pociągnie. Dobrze, mogę się zaopiekować i coś spróbować zrobić, ale tak jak mówiłam, bez eliksiru się nie obejdzie.
Podeszła w tamtą stronę, odgarnęła swoje szare, poplątane kosmyki i skupiła się na nieprzytomnym człowieku, zaczynając mruczeć pod nosem jakieś słowa i przykładając różdżkę do różnych części ciała. W tym czasie Madame Rosmerta postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy. Przystanęła przy ladzie i zajęła się polerowaniem szklanek, gdy podszedł do niej Sigurd. Odwzajemniła uśmiech, chociaż w jej oczach czaiła się niepewność z odrobiną nieufności. W końcu nie znała go i nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Ten dzień nie należał do najlepszych. Skinęła głową, a kiedy zadał jej pytanie rzuciła szybkie spojrzenie wokół siebie i powoli odłożyła szklankę, którą wcześniej trzymała w dłoniach.
- Jest jeszcze jedno wyjście. Ukryte. Prowadzi na drugą stronę pubu. Nie korzystam z niego za często, ale... wydaje mi się, że mogę panu zaufać. W końcu starał się pan pomóc temu nieznajomemu. Proszę jednak o dyskrecję - odpowiedziała cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. - W każdej chwili mogę je panu wskazać.
Po chwili kobieta nieznacznie odsunęła się od niego i powróciła do przerwanej czynności, posyłając mu niepewny, ale wdzięczny uśmiech.
- Cieszy mnie to, że jest tu ktoś, kto troszczy się o te dzieciaki i że nie zostały same.
Auditio Sigurda zadziałało nie najgorzej, sprawiając, że jego słuch zdecydowanie się wyostrzył. Kiedy jego uszy przyzwyczaiły się do tego natłoku dźwięków, oprócz fragmentów rozmów, uderzeń kuflów i talerzy oraz deszczu, zdołał wyłapać bicie serca osoby, która była na zewnątrz. Był to właśnie Vakel, który stał na zewnątrz. Przy dłuższej koncentracji... do jego uszu dotarło coś jeszcze. Trzask ognia, który spalał drewno.
Nauczyciel Numerologii miał te szczęście, że wybrał inną drogę i podszedł do Trzech Mioteł z zupełnie innej strony. Był widoczny przez jedno z okien pubu przez które sączyło się ciepłe światło. Jeszcze nieopodal Bułhakova była latarnia, która zdążyła się zapalić. Robiło się coraz ciemniej, deszcz był nielitościwy a na horyzoncie błysnęła błyskawica. Wokół mężczyzny nikogo nie było. Za jego plecami znajdował się jakiś budynek, któremu gdyby się przyjrzał, zorientowałby się, że wszystkie okna są zabite deskami. Vakel jednakże był zwrócony w stronę ściany Trzech Mioteł, dopiero kiedy się odezwał, spojrzał na latarnię znajdującą się po jego prawej stronie. Ta mu nie odpowiedziała. Jedynie mignęła. Mignęła dokładnie trzy razy. Gdyby mężczyzna zaś postanowił spojrzeć gdzieś w niebo ponad budynek pubu, z pewnością dostrzegłby ciemny dym, unoszący się zaledwie kilkadziesiąt kroków od Trzech Mioteł od strony głównej ulicy.
Nagle gdzieś w oddali rozległo się przeciągłe wycie.
Kolejka: Dowolna. Każdy powinien odpisać przynajmniej raz. Możecie oczywiście napisać więcej postów, zwłaszcza, że wchodzicie w decydujący moment.
Mapa Hogsmeade z umiejscowieniem Vakela.
- Remus J. Lupin
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Rozglądał się czasami od niechcenia po pubie. Wszyscy zajęli się tym co robili zanim wpadł tu ten nieznajomy czarodziej, krzyczący o Śmierciożercach w Hogsmeade. Udawali, że jest w porządku, że nic się nie stało, ale mimo wszystko dostrzegało się pewnego rodzaju napięcie, zdenerwowanie wyrysowane w każdym ruchu i to nerwowe spoglądanie za okna. Atmosfera była tak gęsta iż zawieszona w powietrzu siekiera z łatwością utrzymała by się na miejscu. Czas mijał i nic się nie działo. Remus zaczął już wierzyć, że faktycznie był to tylko fałszywy alarm, gdy z zadumy wyrwał go głos Kaylin. Z początku nie wiedział o kogo jej chodzi, dopiero po czasie skojarzył, że pewnie martwi się o Bułhakowa, bo i o kogo innego.
- Nie. Myślę, że on sobie poradzi. Zna sporo zaklęć, więcej niż my - odparł spokojnie patrząc na nią i obracając kufel z piwem dokoła własnej osi. - I masz rację. Jest nieprzytomny, nie wiemy kiedy ją odzyska, ale ma człowiek szczęście. Nie przeżywa tej nerwowości jaka tu panuje - dodał i na zakończenie sam jeszcze spojrzał kilka razy na zewnątrz poprzez lekko zaparowane szyby, by nagle ni stąd ni zowąd pobladnąć jak ściana. Złapał się za blat stoły, byłby bowiem zemdlał, na sam dźwięk tego głosu. Wycie. Przeraźliwe, wilkołacze wycie, które zapisało mu się w pamięci. W dzień jego pogryzienia. Znał to wycie równie dobrze jak nazwisko wilkołaka, który mu to zrobił. Fenrir Greyback. Skoro więc on tu jest, są też Śmierciożercy. Słyszał plotki i pogłoski, że trzyma z nimi. To nie był fałszywy alarm. Poczuł strach. Strach przed kimś kogo nawet nie pamięta, ale sam fakt poznania go, budził w nim nienawiść za los, na jaki go skazał.
- Kaylin Wittermore
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Prychnęła do siebie i swoich myśli. Myśli, które choć krążyły tak naprawdę wokół wszystkiego, skupione były tylko na jednej osobie. Położyła ręce na stole i oparła na nich głowę. Na piwo kremowe nawet nie spojrzała, w tym czasie jedynie wzdychała pod nosem. Prawdę mówiąc, bardziej irytowała ją cisza przed burzą, niż sama burza. Byli teraz poddenerwowani do granic możliwości, oczekując najgorszego, które nie nadchodziło. Były dwie opcje - albo umrą tu z nerwów, albo rozkojarzą się na tyle skutecznie, że każdy atak będzie w stanie zaskoczyć ich jeszcze bardziej.
Wzrokiem wodziła po wszystkich obecnych na sali. Nikt nie przykuł jej uwagi jakoś szczególnie, poza mężczyzną, któremu opiekę nad uczniami pozostawiła profesor Thynn. Nie była w stanie zaufać mężczyźnie, którego umiejętności nie znała chociaż trochę. Nie była w stanie stwierdzić, czy był on dla nich wystarczająco dobrym opiekunem. Ale nie miała zamiaru mówić o tym na głos, zdecydowanie wystarczy paniki, jaką już dzisiaj sobie wszyscy zaserwowali.
- Chyba masz rację. - Powiedziała cicho, spokojnie, lecz w jej głosie można było dosłyszeć niedowierzanie. Nie wątpiła w zdolności profesora B. ani trochę. Mimo to, Śmierciożercy raczej nie byli pierwszymi lepszymi płotkami. I obstawiała, że nie podróżują samotnie. Kiedy jej myśli znowu zatoczyły koło i zaczęły skupiać się na niebezpieczeństwie jęknęła przeciągle chowając twarz pomiędzy stołem a jej rękoma. Czuła, jak ucisk na żołądku coraz bardziej się zaciska, przypominając jej o stresie.
Nagle podniosła się i zaczęła spacerować wokół ich stolika. Co jakiś czas robiła o kilka kroków więcej, poszerzając obszar swojego dreptania. Nie mogła usiedzieć w miejscu, a przecież dalej niż do toalety nie mogła się udać. Starała się myśleć o rzeczach przyjemnych.
Dwurogi, hipogryfy, jednorożce.
Nie pomogło. Chociaż w myślach wytwarzała sobie obrazy tych magicznych stworzeń, charakteryzowała je, opisywała ich środowisko życia, to czym się żywią. Co chwila jednak coś wewnątrz niej przypominało o tym, że powinna była zostać w dormitorium. Olać wypad do Hogsmeade jak zawsze. Ale czy to by coś zmieniło? Inni dalej byliby w niebezpieczeństwie.
Miała dość tego wszystkiego, chciało jej się krzyczeć, ale wiedziała, że nie może. Spoglądała na drzwi z nadzieją, że jednak ktoś przyjdzie i powie, że nic im nie grozi. Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę z tego, że przez zaklęcia ochronne nikt nie będzie w stanie dostać się do środka. Jęknęła, tym razem całkiem głośno.
Wtedy też przeniosła swój wzrok na szybę, za którą świeciło się światło latarni. Błysk błyskawicy sprawił, że podskoczyła w miejscu czując, jak do jej oczu napływają łzy wywołane krótkotrwałym szokiem. Kiedy uspokoiła oddech podeszła pod okno i wyjrzała za nie. Zamarła.
- Ktoś tam jest. - Powiedziała do mężczyzny, którego nazwiska nie zapamiętała, ale który miał się nimi zajmować. Przez chwilę stała jeszcze w oknie i przyglądała się postaci stojącej pod latarnią. Poczuła mocniejszej uderzenie serca, gdy zdała sobie sprawę z tego, na kogo patrzy.
- To chyba profesor Bułhakow. - Tym razem wymamrotała to zdecydowanie ciszej, próbując ogarnąć własny głos. Chrząknęła i spojrzała wyczekująco na Sigurda.
- Sigurd Völsung
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
- Dziękuję. Oby ta informacja mi się nie przydała. - skwitował wreszcie, gdy wyrwał się z zasępienia i powrócił myślami od panny Thynn tutaj, do Trzech Mioteł, gdzie miał o wiele ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmyślanie o losie nowo poznanej czarownicy. - Czy posiada Madame jakiś eliksir? Sam nie posiadam przy sobie żadnego, a im dłużej tutaj jesteśmy, tym gorzej z naszym gościem, a przecież nie chcielibyśmy, żeby nam tutaj zszedł. - stulił lekko powieki ze zmęczenia i natłoku niepotrzebnych informacji docierających zewsząd, chociaż... dzięki wyostrzonym zmysłom usłyszał nie tylko dodatkowe bicie serca gdzieś poza murami pubu, ale krótką wzmiankę jednej z uczennic, że ów nieznajomy może niekoniecznie jest takim nieznajomym. I w tym momencie postanowił podjąć szybką decyzję, dlatego ruszył od razu w stronę blondynki, zatrzymując się od może dwa duże kroki od niej. Najpierw wyjrzał zza jej ramienia w stronę okna, żeby potwierdzić swoje przypuszczenia co do osobnika na zewnątrz, a dopiero potem zbliżył się jeszcze trochę do dziewczyny, tak by nie miała możliwości za bardzo uciec.
- Czy dobrze usłyszałem? Mężczyzna stojący na zewnątrz to wasz profesor z Hogwartu? Możecie za to poręczyć? Jeżeli tak, to trzeba go wpuścić do środka, żebyście byli z kimś wam znanym. - rzucił jakby właśnie postanowił skierować wszelkie podejrzenia na swoją osobę, niemniej tak byłoby o wiele lepiej. Przede wszystkim gdyby zostawił ich z Bułhakovem, swoją drogą już gdzieś słyszał to nazwisko, to mógłby spokojnie udać się tam gdzie pospieszyła tak panna Thynn i sprawdzić czy wszystko z nią i innymi uczniami w porządku, a to wydawało się jak najbardziej właściwe.
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
- Wie pan co, chyba wszystkie już zużyłam, ale... możliwe, że coś będzie na piętrze, w moim gabinecie. Accio nie zadziała, bo rzuciłam specjalne zabezpieczające zaklęcia, a sama nie mogę iść i zostawić moich klientów, poza tym wie pan, obawiam się o swój lokal. Ale jeśli pan byłby chętny by to sprawdzić to może pan skorzystać z mojego gabinetu, tylko bardzo proszę - żadnych zaklęć. Jakiekolwiek rzucone tam zaklęcie włącza alarm a raczej nie chcemy zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, prawda? Pierwsze drzwi na prawo od schodów prowadzą właśnie tam. Niech pan sprawdzi biurko, zazwyczaj tam trzymam dodatkowe fiolki.
Po czym podniosła się, otarła fartuch z kurzu, który zdążył na niej osiąść i przyglądała się jak mężczyzna kieruje się w stronę uczniów. Po dłużej chwili wróciła więc do przerwanego zajęcia.
Vakel podczas rozmowy, która toczyła się między Kaylin a Sigurdem, nadal mówił do latarni, aż w końcu, kiedy usłyszał wycie, do jego nozdrzy został się dym a deszcz i dźwięki wokół niego - wraz z przeraźliwie wysokim krzykiem bólu - stały się za głośne, ruszył zdezorientowany do przodu i z tego wszystkiego... uderzył w latarnię. Latarnia odpowiedziała kilkoma mrugnięciami światła, ale na całe szczęście dzielnie się trzymała. Z Bułhakovem było już gorzej. Nauczyciel Numerologii przeciągle jęknął i runął niczym worek ziemniaków na ziemię. Krople więc niejednostajnie spadały na niego z nieba, pokrywając sobą całe jego ciało. I tak mężczyzna stracił przytomność.
Hałas na zewnątrz był coraz głośniejszy - na tyle, że nawet klienci Trzech Mioteł byli w stanie go usłyszeć. Co jakiś czas rozlegały się krzyki, Sigurd swoim wyczulonym słuchem był nawet w stanie wyłapać błagania o litość i... hasła. Hasła tych, którzy służyli Czarnemu Panu. "Śmierć szlamom, mugolom i zdrajcom krwi!" to przede wszystkim właśnie te zdanie się powtarzało. Kiedy trzech Śmierciożerców się oddzieliło od grupy i podeszło z drugiej strony do pubu, rozmowy w środku ucichły. Jedna z czarownic szturchnęła czarodzieja, który wcześniej sceptycznie wypowiadał się o dziewczynach i wskazała ręką na okno za którym mignęły zakapturzone postacie.
-... To oni... to naprawdę... ONI - wyszeptała, przełykając ciężko ślinę. Słudzy Czarnego Pana w tym czasie podeszli do miejsca w którym obecnie znajdował się Vakel - a które nie było widoczne z Trzech Mioteł - i zaczęli sprawdzać jego stan.
- Co to za jeden?
- Nie wiesz? Nie poznajesz go? To brat tego pojebańca.
- ... Naprawdę? Nie pamiętam.
- Widzisz! Tak uważasz na zebraniach. Dobra, nie mamy czasu, zostawmy go tutaj. I tak jest dla Nas bezużyteczny.
- Jesteś pewien, że żyje?
- Oczywiście, że jestem pewien, idioto. Patrz, nie widzisz, że się rusza?
- Dobra, zostawcie go i zajmijmy się lepiej dostaniem do tego zapchlonego pubu. Chciałbym się bliżej przyjrzeć Rosmercie. Pewnie jeszcze pochowała gdzieś te dzieciaki z Hogwartu, więc tym bardziej będzie co robić.
- Hehehe, masz rację, Dennis.
I zebrali się wokół pubu, rzucając pierwsze zaklęcia, które miały im pomóc w złamaniu bariery.
Kobieta zajmująca się rannym mężczyzną, westchnęła, wyprostowała się i rzucając ostatnie zaklęcie, odetchnęła z ulgą, szukając wzrokiem Volsung'a.
- Zrobiłam tyle, ile mogłam. Jego stan jest już stabilny, ale dopóki nie dostanie eliksiru, nie będzie lepiej i nie odzyska przytomności.
Reszta zebranych pochwyciła w swoje dłonie różdżki, czekając na to, co miało nastąpić. Z okna, które wychodziło na główną ulicę, można było dostrzec mnóstwo dymu i z dwie palące się beczki. Gdyby tylko ktoś odpowiednio się ustawił, byłby w stanie dostrzec kilka postaci a wśród nich te, które najbardziej się wyróżniały; nieludzko wyglądający mężczyzna, ciągnący za sobą dziewczynę, która jeszcze niedawno krzyczała.
Kolejka: Dowolna - jednakże warto zaznaczyć, że Kaylin ma przerwę a Vakel zawiesił postać na czas nieokreślony.
Vakel - nieprzytomny dopóki ktoś go nie znajdzie, albo nie zakończy się sesja w Hogsmeade.
-8 PŻ
Kaylin - spanikowana i nie jest w stanie się ruszyć.
Mapa Hogsmeade z umiejscowieniem Śmierciożerców.
- Remus J. Lupin
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
- Chyba tak, kto jak kto, ale Kay wie co mówi. To jej ulubiony nauczyciel, więc na pewno dobrze go rozpoznała... - zaczął z lekkim uśmiechem, ale urwał, bo wtem doszły go jakieś hałasy, ewidentnie z zewnątrz. Automatycznie spojrzał w okno, gdzie po szybie spływały krople deszczu i od razu mocniej chwycił różdżkę w dłoń. Światło latarni przygasało, po czym znowu świeciło jasnym blaskiem. Lupin pobladł. Człowiek, który wpadł tutaj przerażony, jednak nie kłamał. Przyszli tutaj, są tu na jego polecenie, żądni ofiar... Słyszał jakieś dudnienie, pomruki, ale nie był w stanie rozróżnić słów, mógł się tylko ich domyślać. A potem błysnęły zaklęcia... bariera skutecznie je odbiła, robiąc ogromny hałas. Gryfon zaciskał teraz palce na różdżce tak mocno, że aż pobielały mu palce. Jak długo to wszystko wytrzyma? Czy dyrektor dostał już wiadomość i czy idzie z pomocą? Jak szalone myśli galopowały mu po głowie, oczekując najgorszego. Blask zaklęć raz po raz rozświetlał się za oknem. Dostrzegł jakieś postacie, zamazane przez deszcz. Musi chronić Kaylin i innych uczniów, jest za nich odpowiedzialny. Szturchnął ją łokciem, by się ruszyła, zrobiła cokolwiek, ale ona jakby nie słuchała. Wpatrywała się tępym wzrokiem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widziała profesora Numerologii. Strach najwyraźniej ją sparaliżował i nie byłą w stanie nic zrobić. Sam chłopak stał w gotowości, by bronić siebie i innych, w razie gdyby zaklęcia ochronne zostały złamane, a sądząc po odgłosach, mogło to nastąpić lada moment...
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
- Zostawiam was, za wszystkich będzie odpowiedzialny chłopak, który jest prefektem - wskazał głową na Remusa, który niespokojnie rozglądał się po pomieszczeniu. - Jeśli będziecie czegoś potrzebowali, zwróćcie się do Madame Rosmerty.
Nie było czasu do stracenia, sam nie wiedział, czy Ministerstwo zostało już powiadomione i za ile przyjdzie odsiecz. Musiał wszak zadbać o to, by Śmierciożercy nie dostali się do środka. Czasami naprawdę nienawidził swojego parszywego szczęścia. Zanim ktokolwiek postanowił go zatrzymać, wraz ze swoją drewnianą towarzyszką przeszedł między stolikami i niemalże zniknął w jednym z kątów pubu.
- Innym nawet nie radziłabym sprawdzać, czy da się przejść czy nie - odezwała się nagle barmanka, głównie kierując słowa w stronę uczniów. Po chwili jednak uśmiechnęła się, ignorując hałasy dobiegające z zewnątrz i postawiła przed całą gromadą kufry z grzanym piwem kremowym.
- Na koszt pubu - dodała kobieta i wróciła do pucowania szklanek. Reszta gości, co jakiś czas wymieniała między sobą uwagi, skupiając się jednak przede wszystkim na sytuacji, która miała miejsce na zewnątrz. Jak na złość dym i ciemność zdołały już wszystko zasłonić. Teraz pozostało tylko czekać.
Sigurd przeszedł bezpiecznie przez tajne wyjście ewakuacyjne o którym powiedziała mu Rosmerta i rzucając na siebie zaklęcie ochronne przed deszczem, zaczął powoli zmierzać w miejsce, gdzie znajdowało się trzech sługów Czarnego Pana. Dym, który opanował praktycznie całą główną ulicę na razie nie zajmował jego uwagi; zresztą szedł z drugiej strony, okrążając Trzy Miotły. Słyszał coraz wyraźniej rozmowę, która toczyła się między Dennisem a jego kompanami i zaklęcia, którymi starali się zniszczyć barierę ochronną. Volsung więc postanowił schować się za krzakami, które były nieopodal czarodziejów, ale... niestety. Był zbyt głośno i to sprawiło, że na chwilę ucichła rozmowa. Mężczyzna jednakże nie chciał już czekać i przystąpił od razu do ataku.
- Confringo! - Różdżka niemalże idealnie wymierzyła w sam środek wolnej przestrzeni między trójką Śmierciożerców i ci nie mogąc się obronić, wylądowali na ziemi. Po chwili jednak dwóch z nich się podniosło i przeszło do ataku na Sigurda. Pierwsze zaklęcie ledwo go drasnęło, doprowadzając do tego, że krew w jego prawym ramieniu zaczęła wrzeć, wywołując ból, który rozlał się po całej ręce. Pracownik Ministerstwa niemniej nie zamierzał się poddać. Przed następnym zaklęciem się obronił. Trzeci z napastników zdołał się w końcu podnieść. Zaskoczenie, które wykorzystał Volsung przyniosło mu szczęście - jego przeciwnicy nie byli już w tak dobrej formie jak przed chwilą. Deszcz niemniej utrudniał widoczność przez co walka stała się jeszcze mniej komfortowa. Zaklęcia latały w powietrzu, odgłosy z głównej ulicy przybierały na sile, aż w końcu... dwóch sługów Czarnego Pana zatrzymało się, a trzeci wyskoczył nagle do przodu i jeszcze z większą zawziętością zaczął rzucać uroki. Sigurd cofał się do tyłu, dopóki nie zahaczył o jedną z gałęzi z krzewu i wtedy Dennis, wykorzystując ten krótki moment, rzucił 'Oleum', które trafiło jego przeciwnika. Z początku żółtej ropy było niewiele, ale z każdą minutą, Sigurd mógł wyczuć, że wypływa jej coraz więcej. Śmierciożercy roześmiali się, nie zamierzając na razie atakować. Woleli biernie się przyglądać jak mężczyzna powoli umiera. Nie trwało to jednakże długo. Nagle znikąd błysnęło jasne światło i kilku czarodziejów rozbroiło ich trójkę. Jeden z nich podszedł do Vakela a reszta skupiła się wokół Volsunga, który powoli oddawał się w ramiona Morfeusza.
- Sigurd, to ja, Rufus. To nie jest dobre miejsce na zasypianie, nie teraz. Poczekaj aż znajdziemy się w Mungu - powiedział Rufus Scrimgeour, który był najbliżej rannego Sigurda. Obraz stawał się coraz bardziej zamglony, w uszach mu szumiało, a ropa nie przestawała cieknąć. I zanim się zorientował, stracił przytomność.
Zarówno Zakon Feniksa jak i część Aurorów z Ministerstwa pojawiła się na terenie Hogsmeade zawiadomiona przez Dumbledore'a. Przyszedł więc czas by rozpocząć walkę.
Rufus postanowił przenieść się wraz z nieprzytomnym Volsungiem do Munga, tak samo jak młoda Amelia Bones z Vakelem, który nadal nie odzyskał przytomności. Reszta grupy, która uporała się ze Śmierciożercami atakującymi Trzy Miotły, związała razem schwytanych czarodziejów i zajęła się zabezpieczaniem pubu, by potem dać znać Rosmercie i przekazać uczniom znajdującym się w środku instrukcje samego dyrektora Hogwartu.
W tym czasie na ulicy głównej wręcz wrzało jak w ulu, gdy w końcu doszło do oczekiwanego spotkania w połowie drogi. Teraz już nie tylko beczki płonęły, płonęły również domy a nawet i ciała.
Ciała tych, którzy ośmielili się im sprzeciwić.
Kolejka: nie mam ponownie wymogów, Ci którzy są obecni mogą się odnieść do tych, których nie ma. Można też wspomnieć o tym, że coś się dzieje. Daję Wam możliwość zadecydowania czy zostaniecie w pubie czy też postanowicie wyjść na zewnątrz.
Vakel - przeniesiony do szpitala Świętego Munga. Przeziębienie i domniemany wstrząs mózgu.
Sigurd - przeniesiony do szpitala Świętego Munga. ciężki stan spowodowany zaklęciem Oleum. Ból w prawym ramieniu; możliwe skutki uboczne.
Sytuacja z Perspektywy Trzech Mioteł.
- Ismael Blake
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Widzące w powietrzu napięcie tylko ją podjudzało i sprawiało, ze robiła się jeszcze bardziej drażliwa, kąśliwa i ogólnie - mało przyjemna dla otaczających ją ludzi, czego Remus nie tak dawno doświadczył. Kolorowe tęczówki biegały dookoła, z czujnością badając każdy kąt wnętrza, a także wszelkie niuanse otoczenia widzianego za oknami. Jakby zaraz, za moment miało się wydarzyć coś, co zmusi ich wszystkich do podejmowania decyzji o wiele gwałtowniejszych i mniej spokojnych, przemyślanych.
I może po części tak właśnie było. Wraz z Sigurdem, który opuścił Trzy Miotły, odeszły dla Ismy resztki jako takiego spokoju. Zniknął też najważniejszy argument, który zmuszał do podporządkowania się decyzjom innych. Prefekt nie stanowił dla niej żadnego problemu - starszy zaledwie o rok, w zaistniałej sytuacji jawił się jej jedynie jako problem i przeszkoda, chociaż tak na prawdę, gdzieś głęboko z tyłu czaszki czaiła się nieznośna i uciążliwa myśl, że chłopak jednak ma rację, w większości co powiedział i zrobił. Drażniło ją to niemiłosiernie bo oznaczałoby to, że sama się myliła i nie postępowała odpowiednie, a taka możliwość nie miała racji bytu.
Podniosła się ze swojego miejsce i zbliżyła do okna wychodzącego na ulicę, by jako tako rozeznać się w panującej na zewnątrz sytuacji. Cokolwiek się tam rozgrywało, chciała wiedzieć. Męczyło ją to i dręczyło niemiłosiernie. Szybko jednak w zamian za Sigurda w pubie pojawili się inni czarodzieje.
No więc, jakie były te instrukcje?
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
- Dostaliśmy informację od dyrektora Dumbledore'a, że część Was może znajdować się właśnie tutaj. Niedaleko znajduje się dom w którym znajdziecie świstoklik prowadzący wprost do zamku. Zostałem wybrany do tego by Was tam zaprowadzić, dlatego prosiłbym byście wszyscy się ustawili i ruszyli za mną. A przede wszystkim byście byli ostrożni, bo na zewnątrz jest naprawdę gorąco - odrzekł mężczyzna, rzucając całej grupie badawcze spojrzenie. W międzyczasie jego towarzysze rozdzielili się i skierowali się przede wszystkim na główną ulicę, gdzie trwała największa walka ze sługami Czarnego Pana. Zmarli musieli poczekać, najpierw wszak należało pomóc żywym.
Kiedy tylko udało Wam się zebrać, opuściliście Trzy Miotły wraz z czarodziejem.
Odpisujecie w tym miejscu. Rachunki zostaną wystawione po zakończeniu eventu.
[z/t dla wszystkich]
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Ciril Hootcher:
1x Szklanka Wody (1 sykl)
Razem: 1 sykl
Remus Lupin:
2x Piwo Kremowe (2x 5 sykli)
Razem: 10 sykli
Salome Thynn:
1x Poziomkowy Napitek (4 sykle i 10 knutów)
Razem: 4 sykle i 10 knutów
- Felix Torchwood
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Nic więc dziwnego, że będąc w tak tragicznej sytuacji, ze słuszną dawką entuzjazmu przyjął poprzedniego popołudnia sowę z Hogwartu, od chcącej porozmawiać z nim na temat nowej pracy wicedyrektorki szkoły. Ha, wreszcie coś do roboty!
Z drugiej strony jednak chęć do wyjścia i spotkania się z drugą istotą ludzką nie zdołała powstrzymać Felixa przed zaspaniem, co w efekcie skończyło się tym, że nie miał nawet chwili na zjedzenie mocno spóźnionego śniadania, jeśli chciał wyrobić się choć mniej-więcej na czas.
Wszedł do budynku krokiem nieco szybszym niż zazwyczaj i rozejrzał się po zebranej w pubie ludności. Niby nie wiedział, jak wyglądała kobieta, z którą miał się tam spotkać, ale po cichu liczył na to, że jeśli już tam była, to któreś z nich zorientuje się, że to właśnie ze sobą nawzajem mieli się dziś spotkać.
- Minerwa McGonagall
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
Minerwa McGonagall nie zaglądała często do takich miejsc, jak Trzy Miotły. Prawdę mówiąc, rzadko kiedy wychodziła w ogóle z zamku nie licząc szkolnych wypraw do Hogsmeade, spotkań Zakonu Feniksa czy spraw, które załatwiała dla Albusa Dumbledore’a. Wakacje jednak nadeszły i – choć nie mogła doczekać się września – w jakiś sposób doceniała przerwę, jaką miała mieć od nauczania. Kochała to robić, kochała te dzieci i chciała dla nich jak najlepiej, ale… No właśnie, każdy potrzebował przerwy. Inną sprawą jest, że wystarczyłby jej tydzień, maksymalnie dwa i mogłaby zacząć od nowa!
Wchodząc do pomieszczenia, rozejrzała się wokół, otrzepując szatę z kurzu, jaki się na niej osadził podczas całego tego spaceru, który sobie urządziła. I mimo tych wszystkich wakacji – jako wicedyrektorka i tak miała ręce pełne roboty! To, że znajdowała się właśnie teraz w tym miejscu też nie było przypadkiem. Gdzie znajdował się nowy kandydat na nauczyciela?
- Mistrz Gry
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
[z/t x2]
- Charlotte Everglade
Re: Pub Pod Trzema Miotłami
W życiu Charlotte wydarzyło się ostatnio kilka dziwnych, naprawdę niespodziewanych rzeczy. Ze wszystkich tych rzeczy to wieczór w Zakazanym Lesie najbardziej namieszał jej w głowie przy pomocy Ognistej Whisky kiedy to jej usta spotkały się z ustami jednego z uczniów. Oczywiście po tym wszystkim unikała ów osobnika niczym ognia, pilnując by nie wpaść na niego chociażby przypadkiem na korytarzu, plując sobie w brodę że w ogóle do czegoś takiego doszło. Nikomu nie powiedziała o tym zajściu,próbując wyrzucić to zdarzenie z głowy i wrócić do swoich obowiązków. Może właśnie to sprawiło że coraz częściej zaczęła myśleć o swoim, do tej pory głównie korespondencyjnym znajomym? Cóż, nie mogła ukryć że Joe pojawiał się w jej myślach coraz częściej, coraz częściej też stwierdzała że przydałoby się jej wyjść, spotkać z kimś w jej wieku i najzwyczajniej odciąć się od myśli, a sprzedawca antyków wydawał się jej niemal idealną osobą do tego celu.
Dlatego też dziś, korzystając z wolnego czasu przybyła do Hogsmeade by odbyć spotkanie do którego od dawna była już namawiana. Zamiast zwykłych, nauczycielskich szat miała na sobie obcisłą, długą spódnicę z rozcięciem po boku, czarne szpilki i czerwoną bluzkę. Na to wszystko narzuciła czarny płaszcz czarodziejów z obfitym kapturem. Jej ciemne włosy sięgające ramion były lekko podkręcone a usta pomalowane krwistą czerwienią. Gdy tylko przekroczyła próg trzech mioteł wybrała zaciszny stolik by usiąść przy nim i czekać na swojego towarzysza, nerwowo stukając paznokciami o blat stołu.