- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Mar 13, 2016 4:09 pm
Wiosna zbliżała się wielkimi krokami i nie dało się tego nie zauważyć w żaden sposób. Dni stawały się coraz dłuższe, słoneczko które coraz częściej oświetlało ten świat było znacznie cieplejsze niż w chwili kiedy na ziemi leżał jeszcze śnieg. Drzewa pokryły się już zielonymi liśćmi, na polanach rosły kolorowe kwiaty, które aż krzyczały do przechodnia aby zrobił sobie przerwę i położył się w nich, zatracił się w tej wiośnie która własnie zawitała na tej ziemi.
Dla Romki ta pora roku która budziła wszystko ze snu zimowego również była chwilą w której należy wyjść ze swojej bezpiecznej kryjówki. Spróbować ponownie spojrzeć w słońce i uśmiechnąć się wesoło do otaczającego świata. Po prostu trzeba zacząć żyć. Dlatego też Esmeralda resztę swojego wolnego dnia postanowiła spędzić na łonie natury, korzystając z uroków dzisiejszego dnia. Przez kilka ostatnich dni dziewczynie wydawało się, że na chwilę zaczyna normalnie żyć. Problemy jej, czy też innych osób na chwilę przestały mieć jaki kolwiek sens. To co jakiś czas temu wydarzyło się w komnacie w tej chwili wydawało się być tylko mglistym wspomnieniem. Złym snem o którym w chwili kiedy wstaje słońce się zapomina. Sahir... a kim on w ogóle był... nie widziała go już przez jakiś czas, i też nie miała zamiaru go szukać. Tą wiosnę chciała poświęcić tylko dla siebie. Być może była to dla niej ostatnia szansa aby zregenerować swoje poranione skrzydła, i ponownie nauczyć się latać. Wyrwać się z tego marazmu który ją ostatnio otoczył ze wszystkich stron, i przygwoździł do ziemi uniemożliwiając jej jaki kolwiek ruch.
Cyganka szła spokojnie przez korytarze szkoły. Jej soczystozielone oczy obserwowały uważnie wszystkich dookoła. Minęła parę znajomych twarzy którym posłała tylko lekki przyjacielski uśmiech. Nie zatrzymała się nawet na chwilę aby z nimi porozmawiać. Chciała jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz... poczuć to świeże powietrze które zaraz wpadnie do jej płuc sprawiając, że będzie mogła odetchnąć nareszcie głęboko.
W końcu dotarła do wielkich drewnianych drzwi, jej mała biała rączka wylądowała na klamce po czym nacisnęła ją lekko. Drzwi zaskrzypiały tylko cicho i bez większych problemów ustąpiły, a na porcelanową twarz dziewczyny padły promienie słoneczne. I chociaż dla niej jako dla wampira słońce było stosunkowo uciążliwe, to mimo wszystko w tej chwili tak bardzo go potrzebowała. Ta cyganeczka nie żyła w mroku... nigdy tak naprawdę nie była do tego stworzona. Chociaż nie ukrywała, że czasami zapuszczała się w tamte rejony aby odpocząć chociaż przez chwilę. Esmeralda przeszła przez dziedziniec, i zaczęła kręcić się po błoniach. Zapuściła się w okolice chatki gajowego, była nad jeziorem, gdzie po drodze zerwała kilka różnokolorowych kwiatów. Jej barwna spódnica lśniła delikatnym blaskiem w promieniach słońca, a jej czarne włosy tańczyły na wietrze, który co chwila prosił je do tańca.
W końcu dotarła do huśtawki na drzewie, które w tej chwili miało na sobie niezliczoną ilość liści przez które przebłyskiwały promienie słońca. Uśmiechnęła się tylko lekko po czym bez chwili zastanowienia zasiadła sobie pod nim, kładąc sobie na kolanach bukiet z kwiatów i zaczęła pleść z nich wianek.
Dla Romki ta pora roku która budziła wszystko ze snu zimowego również była chwilą w której należy wyjść ze swojej bezpiecznej kryjówki. Spróbować ponownie spojrzeć w słońce i uśmiechnąć się wesoło do otaczającego świata. Po prostu trzeba zacząć żyć. Dlatego też Esmeralda resztę swojego wolnego dnia postanowiła spędzić na łonie natury, korzystając z uroków dzisiejszego dnia. Przez kilka ostatnich dni dziewczynie wydawało się, że na chwilę zaczyna normalnie żyć. Problemy jej, czy też innych osób na chwilę przestały mieć jaki kolwiek sens. To co jakiś czas temu wydarzyło się w komnacie w tej chwili wydawało się być tylko mglistym wspomnieniem. Złym snem o którym w chwili kiedy wstaje słońce się zapomina. Sahir... a kim on w ogóle był... nie widziała go już przez jakiś czas, i też nie miała zamiaru go szukać. Tą wiosnę chciała poświęcić tylko dla siebie. Być może była to dla niej ostatnia szansa aby zregenerować swoje poranione skrzydła, i ponownie nauczyć się latać. Wyrwać się z tego marazmu który ją ostatnio otoczył ze wszystkich stron, i przygwoździł do ziemi uniemożliwiając jej jaki kolwiek ruch.
Cyganka szła spokojnie przez korytarze szkoły. Jej soczystozielone oczy obserwowały uważnie wszystkich dookoła. Minęła parę znajomych twarzy którym posłała tylko lekki przyjacielski uśmiech. Nie zatrzymała się nawet na chwilę aby z nimi porozmawiać. Chciała jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz... poczuć to świeże powietrze które zaraz wpadnie do jej płuc sprawiając, że będzie mogła odetchnąć nareszcie głęboko.
W końcu dotarła do wielkich drewnianych drzwi, jej mała biała rączka wylądowała na klamce po czym nacisnęła ją lekko. Drzwi zaskrzypiały tylko cicho i bez większych problemów ustąpiły, a na porcelanową twarz dziewczyny padły promienie słoneczne. I chociaż dla niej jako dla wampira słońce było stosunkowo uciążliwe, to mimo wszystko w tej chwili tak bardzo go potrzebowała. Ta cyganeczka nie żyła w mroku... nigdy tak naprawdę nie była do tego stworzona. Chociaż nie ukrywała, że czasami zapuszczała się w tamte rejony aby odpocząć chociaż przez chwilę. Esmeralda przeszła przez dziedziniec, i zaczęła kręcić się po błoniach. Zapuściła się w okolice chatki gajowego, była nad jeziorem, gdzie po drodze zerwała kilka różnokolorowych kwiatów. Jej barwna spódnica lśniła delikatnym blaskiem w promieniach słońca, a jej czarne włosy tańczyły na wietrze, który co chwila prosił je do tańca.
W końcu dotarła do huśtawki na drzewie, które w tej chwili miało na sobie niezliczoną ilość liści przez które przebłyskiwały promienie słońca. Uśmiechnęła się tylko lekko po czym bez chwili zastanowienia zasiadła sobie pod nim, kładąc sobie na kolanach bukiet z kwiatów i zaczęła pleść z nich wianek.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Mar 13, 2016 4:45 pm
Wyszedł z sowiarni a na jego ramieniu siedział czarny kruk, który obserwował otoczenie ciemnymi, pustymi oczami. Z dzioba ptaka wydobył się głośny skrzek i zwierzę wzbiło się w powietrze wydając przy tym głośne łopotanie skrzydłami. Ven w tym czasie ruszył przez błonia obserwując kruka z dołu uważnie. Zastanawiał się kiedy ten ptak w końcu go zostawi, kiedy odleci i nie wróci. Nie rozumiał tego stworzenia, ale nie wnikał. Nie mógł z nim rozmawiać.
W końcu przestał obserwować ptaka i spojrzał przed siebie. W oddali zamajaczyła mu postać o kruczoczarnych włosach, które na wietrze tańczyły jak peleryna i długiej falującej sukni. Znał tylko jedną osobę, która w ten sposób wyglądała, ubierała się. Uderzył się lekko w klatkę, bo poczuł, że serce bije mu szybciej. Nienawidził tego dziwnego uczucia. Miał go serdecznie dosyć. Oddech mu przyśpieszył wraz z krokiem, który kierował w stronę huśtawki. Przez chwilę wahał się, aby do niej podejść. Dawno jej nie widział, chyba odkąd stoczyli tamtą walkę. Prawie o tym zapomniał. Nadal była na niego wściekła? Czy on był na nią zły? Co ich łączy? Westchnął i bez zbędnych pytań już w głowie - podszedł do niej i spojrzał na jej drobną posturę.
Esmeralda Moore.
Cyganka.
Wampirzyca.
Ważna dla niego osoba.
- Witaj - powiedział pierwsze słowo, które wpadło mu do głowy. Nie bardzo wiedział co miał do niej mówić. Co jeśli ona chciała spokoju? Co jeśli nie chciała go widzieć? Cicho westchnął i usiadł obok niej patrząc na to jak robi wianek. Taka sielanka i do tego właśnie ona. Idealnie pasowała. Kwiaty, natura i Esme. Przeczesał swoje ciemne włosy i oparł łokieć o zgięte kolano, a drugą nogę wyprostował.
W końcu przestał obserwować ptaka i spojrzał przed siebie. W oddali zamajaczyła mu postać o kruczoczarnych włosach, które na wietrze tańczyły jak peleryna i długiej falującej sukni. Znał tylko jedną osobę, która w ten sposób wyglądała, ubierała się. Uderzył się lekko w klatkę, bo poczuł, że serce bije mu szybciej. Nienawidził tego dziwnego uczucia. Miał go serdecznie dosyć. Oddech mu przyśpieszył wraz z krokiem, który kierował w stronę huśtawki. Przez chwilę wahał się, aby do niej podejść. Dawno jej nie widział, chyba odkąd stoczyli tamtą walkę. Prawie o tym zapomniał. Nadal była na niego wściekła? Czy on był na nią zły? Co ich łączy? Westchnął i bez zbędnych pytań już w głowie - podszedł do niej i spojrzał na jej drobną posturę.
Esmeralda Moore.
Cyganka.
Wampirzyca.
Ważna dla niego osoba.
- Witaj - powiedział pierwsze słowo, które wpadło mu do głowy. Nie bardzo wiedział co miał do niej mówić. Co jeśli ona chciała spokoju? Co jeśli nie chciała go widzieć? Cicho westchnął i usiadł obok niej patrząc na to jak robi wianek. Taka sielanka i do tego właśnie ona. Idealnie pasowała. Kwiaty, natura i Esme. Przeczesał swoje ciemne włosy i oparł łokieć o zgięte kolano, a drugą nogę wyprostował.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Mar 13, 2016 5:07 pm
Cyganka z początku zdawała się go kompletnie nie zauważać... co oczywiście tak naprawdę było totalną głupotą. Słyszała jak ktoś za nią podąża, poczuła ten znajomy zapach. W końcu jej wampirze zmysły były znacznie bardziej wyczulone, niż te ludzkie. Doskonale wiedziała kto za nią idzie, ale mimo wszystko nie miała zamiaru się zatrzymywać, ani też w jakiś większy sposób zwracać na niego uwagę nawet w chwili kiedy już siedziała sobie wygodnie pod drzewem. Wiedziała, że jeżeli ona będzie za nim biegać to nigdy nie zrozumie jednej bardzo ważnej rzeczy. On ma prawo przebywać w jej towarzystwie... być może nawet większe niż kto kolwiek inny.
Zgrabne dłonie dziewczyny właśnie były w tej chwili zajęte przeplataniem stokrotek które zebrała nieopodal szkoły, ale zaprzestała tej czynności kiedy do jej uszu w końcu dobiegł ten znajomy głos. Kąciki jej ust drgnęły lekko ku górze, na skutek czego jej usta wygięły się w delikatny uśmiech. Powieki drgnęły ku górze odsłaniając tym samym te szmaragdowe szkiełka, które w tej chwili patrzyły prosto na ciebie. Czy przez to wszystko czego się dowiedziałeś o tej kruszynie, ta zieleń zmieniła się w jakiś sposób. Była bardziej zielona, a może wręcz przeciwnie, barwa jej tęczówek jak by wyblakła. Nie... kompletnie nic się nie zmieniło. Sposób w jaki na ciebie patrzyła, ten sam uśmiech, ten sam subtelny zapach jaśminu, który unosił się nad jej delikatną sylwetką.
-Witaj- Powiedziała cicho, po czym ponownie skierowała oczy na wianek który wiła sobie spokojnie na swoich kolanach. Czy była w tej szkole bardziej kobieca istota. Można było odważyć się nawet stwierdzić, że Esmeralda była uosobieniem kobiecości. Wszystko co robiła było tak bardzo dopasowane do niej... a może to tylko przez ten urok wili który mimo, że był słabszy to nadal w jakiś sposób oddziaływał na innych.
-Dawno ciebie nie widziałam... co się z tobą działo?- Zapytała się zaciekawiona, poprawiając swoją spódnicę która lekko się zagięła. Ostatnio wszyscy jej znajomi jako zniknęli jej z pola widzenia. Mimo wszystko nie rozpaczała jakoś nad tym. Można powiedzieć, że widziała w tym same plusy. Była to idealne okazja aby nabrać na nowo sił, aby spróbować naprawić to co się zepsuło.
Ventus... ślizgon który pojawił się nie wiadomo kiedy i z niewiadomych przyczyn, ale jest, i Esmeraldzie było z tym naprawdę dobrze. Nie była to kwestia czystego przyzwyczajenia. Po prostu czuła się przy nim nadzwyczajnie swobodnie. Ich znajomość przebiegała na zupełnie innej płaszczyźnie niż jej z Sahirem. Spokojnie możemy mówić tutaj o swego rodzaju symbiozie, o związku dwojga ludzi którzy nie są dla siebie niszczycielskimi siłami, ale wręcz przeciwnie. Wzajemnie próbują coś budować.
-Stęskniłam się za tobą- Wyszeptała wplatając ostatni kwiatek w wianek i wyciągając ręce przed siebie aby obejrzeć swoje dzieło ze wszystkich stron.
Zgrabne dłonie dziewczyny właśnie były w tej chwili zajęte przeplataniem stokrotek które zebrała nieopodal szkoły, ale zaprzestała tej czynności kiedy do jej uszu w końcu dobiegł ten znajomy głos. Kąciki jej ust drgnęły lekko ku górze, na skutek czego jej usta wygięły się w delikatny uśmiech. Powieki drgnęły ku górze odsłaniając tym samym te szmaragdowe szkiełka, które w tej chwili patrzyły prosto na ciebie. Czy przez to wszystko czego się dowiedziałeś o tej kruszynie, ta zieleń zmieniła się w jakiś sposób. Była bardziej zielona, a może wręcz przeciwnie, barwa jej tęczówek jak by wyblakła. Nie... kompletnie nic się nie zmieniło. Sposób w jaki na ciebie patrzyła, ten sam uśmiech, ten sam subtelny zapach jaśminu, który unosił się nad jej delikatną sylwetką.
-Witaj- Powiedziała cicho, po czym ponownie skierowała oczy na wianek który wiła sobie spokojnie na swoich kolanach. Czy była w tej szkole bardziej kobieca istota. Można było odważyć się nawet stwierdzić, że Esmeralda była uosobieniem kobiecości. Wszystko co robiła było tak bardzo dopasowane do niej... a może to tylko przez ten urok wili który mimo, że był słabszy to nadal w jakiś sposób oddziaływał na innych.
-Dawno ciebie nie widziałam... co się z tobą działo?- Zapytała się zaciekawiona, poprawiając swoją spódnicę która lekko się zagięła. Ostatnio wszyscy jej znajomi jako zniknęli jej z pola widzenia. Mimo wszystko nie rozpaczała jakoś nad tym. Można powiedzieć, że widziała w tym same plusy. Była to idealne okazja aby nabrać na nowo sił, aby spróbować naprawić to co się zepsuło.
Ventus... ślizgon który pojawił się nie wiadomo kiedy i z niewiadomych przyczyn, ale jest, i Esmeraldzie było z tym naprawdę dobrze. Nie była to kwestia czystego przyzwyczajenia. Po prostu czuła się przy nim nadzwyczajnie swobodnie. Ich znajomość przebiegała na zupełnie innej płaszczyźnie niż jej z Sahirem. Spokojnie możemy mówić tutaj o swego rodzaju symbiozie, o związku dwojga ludzi którzy nie są dla siebie niszczycielskimi siłami, ale wręcz przeciwnie. Wzajemnie próbują coś budować.
-Stęskniłam się za tobą- Wyszeptała wplatając ostatni kwiatek w wianek i wyciągając ręce przed siebie aby obejrzeć swoje dzieło ze wszystkich stron.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Mar 13, 2016 5:37 pm
Słysząc jej głos, czując zapach, widząc jej oczy poczuł przyjemne ciepło na ciele. Ciepło, które rozchodziło się w każdej żyle, mięśniu i kości. Czuł przyjemny dreszcz. To było to, czego było mu potrzeba. Odwzajemnił uśmiech, który pojawiał się tylko przy niej, tylko dla niej.
Jej oczy były dla niego takie same, może nawet mniej tajemnicze, ale nadal pragnął się w nie wpatrywać, nadal pragnął o nich śnić. Kiedyś go to męczyło, ale teraz wyczekiwał snu o tych szmaragdowych oczach. Urok wili, który ta dziewczyna miała przestał na niego działać, a on nadal czuł to samo. Gdy dowiedział się prawdy miał nawet trochę nadziei, że to minie i że będzie mógł z czystym sercem zamknąć się w swoim wyimaginowanym egoizmie, ale tak się nie stało. Ona nadal była w jego sercu, w jego głowie i całym ciele. W jego piosenkach, które pisał, w jego melodiach, które układał. Cokolwiek by nie zrobił ona była przy nim. Nie wiedział, czy to było dobre, czy też złe, ale nie przeszkadzało mu to. Powoli stawał się innym człowiekiem. Odkąd Esme skosztowała jego krew zaczął jeść i przestał być chudy jak kościotrup. Nawet nabrał barwy na twarzy przestając tym samym przypominać ducha, ale nie szukał towarzystwa. Nie rozmawiał nawet z kolegami z dormitorium.
- Pewnie musieliśmy się mijać, też ciebie nigdzie nie widziałem. Głównie chodziłem na lekcje i chodziłem po zamku - odpowiedział.- A ty, gdzie byłaś? - zapytał patrząc na jej palce, które powoli plotły wianek.
Naprawdę cieszył się, że poznał właśnie ją, że to właśnie ona zawróciła mu tak w głowie. Nie wyobrażał sobie siedzieć teraz z kimś innym pod tym drzewem. Nie i już. Zastanawiał się, co u tego wampira co sprawił, że Esme też się nim stała, ale nie pytał. Wiedział, że o nim zielonooka księżniczka sama musi powiedzieć.
Słysząc jej wyznanie uśmiechnął się drugi raz raz dnia.
- Też tęskniłem Esme - szepnął siedząc dosyć blisko niej. Lubił ciepło jej ciała, lubił ten zapach jaśminu, którego nie potrafił zapomnieć, zapach który ciągle siedział w jego nosie i głowie.
- Jak się czujesz? - zapytał z dozą ciekawości. Naprawdę chciał wiedzieć jak się czuła.
Jej oczy były dla niego takie same, może nawet mniej tajemnicze, ale nadal pragnął się w nie wpatrywać, nadal pragnął o nich śnić. Kiedyś go to męczyło, ale teraz wyczekiwał snu o tych szmaragdowych oczach. Urok wili, który ta dziewczyna miała przestał na niego działać, a on nadal czuł to samo. Gdy dowiedział się prawdy miał nawet trochę nadziei, że to minie i że będzie mógł z czystym sercem zamknąć się w swoim wyimaginowanym egoizmie, ale tak się nie stało. Ona nadal była w jego sercu, w jego głowie i całym ciele. W jego piosenkach, które pisał, w jego melodiach, które układał. Cokolwiek by nie zrobił ona była przy nim. Nie wiedział, czy to było dobre, czy też złe, ale nie przeszkadzało mu to. Powoli stawał się innym człowiekiem. Odkąd Esme skosztowała jego krew zaczął jeść i przestał być chudy jak kościotrup. Nawet nabrał barwy na twarzy przestając tym samym przypominać ducha, ale nie szukał towarzystwa. Nie rozmawiał nawet z kolegami z dormitorium.
- Pewnie musieliśmy się mijać, też ciebie nigdzie nie widziałem. Głównie chodziłem na lekcje i chodziłem po zamku - odpowiedział.- A ty, gdzie byłaś? - zapytał patrząc na jej palce, które powoli plotły wianek.
Naprawdę cieszył się, że poznał właśnie ją, że to właśnie ona zawróciła mu tak w głowie. Nie wyobrażał sobie siedzieć teraz z kimś innym pod tym drzewem. Nie i już. Zastanawiał się, co u tego wampira co sprawił, że Esme też się nim stała, ale nie pytał. Wiedział, że o nim zielonooka księżniczka sama musi powiedzieć.
Słysząc jej wyznanie uśmiechnął się drugi raz raz dnia.
- Też tęskniłem Esme - szepnął siedząc dosyć blisko niej. Lubił ciepło jej ciała, lubił ten zapach jaśminu, którego nie potrafił zapomnieć, zapach który ciągle siedział w jego nosie i głowie.
- Jak się czujesz? - zapytał z dozą ciekawości. Naprawdę chciał wiedzieć jak się czuła.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Mar 13, 2016 5:56 pm
Ona sama nie chciała się zastanawiać co porabiał Sahir, czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo, i czy w tej chwili jej potrzebował. Dla niej w tej chwili straciło to kompletnie znaczenie. Musiała skupić się na sobie, zastanowić się co zrobi z sobą kiedy skończy tą szkołę. W końcu chciała czy nie ta chwila zbliżała się nieubłaganie. Wiedziała, że nie chce wrócić do swojego starego nudnego życia, i chociaż jeszcze niedawno wydawało się jej, że właśnie w taki sposób jej przyszłość się potoczy, to z biegiem czasu na ten obraz padły promienie słońca które odsłoniły przed nią zupełnie nowe horyzonty, których do tej pory nie widziała.
-Cóż... ja niczego innego nie robiłam.- Bo co też innego można w tej szkole robić. Nawet ona... tak pomysłowa osoba nie mogła by wpaść na nic innego. Nie pakowała się w żadne problemy bo to kompletnie nie było w jej stylu. Co więcej po swoim przesłuchaniu starała się jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Starała się zrobić wszystko aby tylko jak najmniej przypominać chodzącego trupa i chyba w jakimś stopniu to się jej udało.
"Jak się czujesz?" zadzwoniło jej to pytanie w uszach. W zasadzie to tak naprawdę się nad tym nie zastanawiała, bo pierwszy raz od dłuższego czasu czuła się naprawdę dobrze. Nie miała żadnych zmartwień, ponownie zaczął ją cieszyć dzień który wstawał. Świat w jej oczach znowu wybuchnął żywymi kolorami. I aż głupio się do tego przyznać, wszystko dzięki temu, że od jakiegoś czasu nie widziała już przy sobie tego wampira. Nawet jej serce wydawało się wyleczyć z tych chorych uczuć które były kierowane w jego stronę.
-Hmmm... powiem ci że dziwnie dobrze... naprawdę- Mruknęła po czym uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku, by po chwili oprzeć się wygodnie o jego ramię. Chwilo trwaj w nieskończoność. Nie pozwól aby ten rajski ptak ponownie doprowadził siebie do tak podłego stanu w jakim znajdował się jeszcze jakiś czas temu.
-Też zdałam sobie sprawę z tego, że prześniłam mój sen byle jak i z byle kim... a chyba nie do końca o to mi chodziło- Czy naprawdę chciała pomóc Sahirowi, czy może raczej widziała w nim szansę dla samej siebie. W tej chwili kompletnie tego nie wiedziała, ani tez nie chciała wiedzieć. Nie miała najmniejszego zamiaru wracać pamięcią w to co się wydarzyło. Chciała po prostu iść teraz do przodu. Skierować twarz do słońca i uśmiechnąć się wesoło, wyśpiewać wszystkim, że można odbić się od dna, jeżeli tylko się tego chce.
-Cóż... ja niczego innego nie robiłam.- Bo co też innego można w tej szkole robić. Nawet ona... tak pomysłowa osoba nie mogła by wpaść na nic innego. Nie pakowała się w żadne problemy bo to kompletnie nie było w jej stylu. Co więcej po swoim przesłuchaniu starała się jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Starała się zrobić wszystko aby tylko jak najmniej przypominać chodzącego trupa i chyba w jakimś stopniu to się jej udało.
"Jak się czujesz?" zadzwoniło jej to pytanie w uszach. W zasadzie to tak naprawdę się nad tym nie zastanawiała, bo pierwszy raz od dłuższego czasu czuła się naprawdę dobrze. Nie miała żadnych zmartwień, ponownie zaczął ją cieszyć dzień który wstawał. Świat w jej oczach znowu wybuchnął żywymi kolorami. I aż głupio się do tego przyznać, wszystko dzięki temu, że od jakiegoś czasu nie widziała już przy sobie tego wampira. Nawet jej serce wydawało się wyleczyć z tych chorych uczuć które były kierowane w jego stronę.
-Hmmm... powiem ci że dziwnie dobrze... naprawdę- Mruknęła po czym uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku, by po chwili oprzeć się wygodnie o jego ramię. Chwilo trwaj w nieskończoność. Nie pozwól aby ten rajski ptak ponownie doprowadził siebie do tak podłego stanu w jakim znajdował się jeszcze jakiś czas temu.
-Też zdałam sobie sprawę z tego, że prześniłam mój sen byle jak i z byle kim... a chyba nie do końca o to mi chodziło- Czy naprawdę chciała pomóc Sahirowi, czy może raczej widziała w nim szansę dla samej siebie. W tej chwili kompletnie tego nie wiedziała, ani tez nie chciała wiedzieć. Nie miała najmniejszego zamiaru wracać pamięcią w to co się wydarzyło. Chciała po prostu iść teraz do przodu. Skierować twarz do słońca i uśmiechnąć się wesoło, wyśpiewać wszystkim, że można odbić się od dna, jeżeli tylko się tego chce.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Mar 14, 2016 7:33 pm
Wysłuchał jej słów uważnie. Lubił słuchać jej głosu, który go w pewnym sensie uspokajał. Nie wiedział czemu, ale miał wtedy ochotę zamknąć oczy i nie myśleć o niczym, co by sprawiło u niego jakieś cholerne wściekłości na cały świat. Nienawidził siebie, ludzi, życia, zwierząt i wszystkiego, co spotykał na swojej drodze, ale przy tej dziewczynie natychmiast to znikało. Wsunął rękę za jej plecy, aby objąć ją w biodrze i dać jej lepszą podporę do ułożenia się. Chciał, aby było jej wygodnie, więc od razu mogła położyć głowę na jego obojczyku blisko szyi. Gładził kciukiem jej bok i spojrzał w niebo, gdzie zauważył swojego kruka. Zrobił parę okrążeń nad błoniami, a potem przysiadł nad nimi na jakiejś gałęzi momentami skrzecząc i rozglądając się dookoła.
- Cieszę się, że czujesz się dobrze - szepnął tuż przy jej uchu.
To było ważne, że nie czuła się źle, że nie była w złym nastroju. Wiedział, że Esme łatwo ukrywa swoje uczucia, a mu często trudno je z niej wyczytać. Zresztą co się dziwić - on sam nigdy nie pokazywał, co w danej chwili czuł. Ukrywał wszystko pod maską obojętności nie chcąc, aby inni wpierdalali się w jego życie. To była jego sprawa, gdy miał jakiś problem. Radził sobie z nimi w różny sposób zazwyczaj grając na gitarze, aby nikt nie rozpoznał jaki problem go dręczy.
Zastanowił się nad jej słowami o śnie. On sam miał wrażenie, że to co teraz się działo, że ten czas który spędzał z Esme był tylko snem. Miał wrażenie, że był z innej bajki. On sam był dzieciakiem bogatego ojca, dwa lata młodszy od dziewczyny, którą... nie wiedział co do niej czuł, ale wiedział jedni - jest naprawdę dojrzałą osobą i w porównaniu do niej jego problemy to tylko jeden marny liść, który podczas jesieni spada z drzew. Ona zaufała wampirowi, stała się panią ciemności, a on był tylko lodówą, z której powinna korzystać, ale nigdy jej tego nie powie. Wiedział, że to zrani jej uczucia, a nawet jeśli - on nie chciał być w ten sposób traktowany, więc wolał to zostawić na dnie jego podświadomości zamknięte pod kluczem w kufrze.
Objął ją bardziej.
Nie wiedział co miał do niej mówić, nie wiedział jak miał się teraz zachować, ale chciał wiedzieć co teraz będzie, chciał wiedzieć kim dla niej jest, ale czuł, że to za wcześnie na takie głupie pytania. Ona niedługo opuści szkołę, a on sam będzie tu siedział jeszcze dwa cholerne lata. Cicho westchnął i wyciągnął ziarna dla Hexa, które rzucił trochę w bok. Ptak szybko sfrunął i zaczął dziobać w ziemi zbierając ziarna.
- Głupi ptak - mruknął pod nosem.- Zastanawiam się, czemu on nadal do mnie wraca. Tyle razy miałem go puszczone, zostawione bez klatki i innych gówien, a on wraca - powiedział cicho patrząc na ptaka.
- Cieszę się, że czujesz się dobrze - szepnął tuż przy jej uchu.
To było ważne, że nie czuła się źle, że nie była w złym nastroju. Wiedział, że Esme łatwo ukrywa swoje uczucia, a mu często trudno je z niej wyczytać. Zresztą co się dziwić - on sam nigdy nie pokazywał, co w danej chwili czuł. Ukrywał wszystko pod maską obojętności nie chcąc, aby inni wpierdalali się w jego życie. To była jego sprawa, gdy miał jakiś problem. Radził sobie z nimi w różny sposób zazwyczaj grając na gitarze, aby nikt nie rozpoznał jaki problem go dręczy.
Zastanowił się nad jej słowami o śnie. On sam miał wrażenie, że to co teraz się działo, że ten czas który spędzał z Esme był tylko snem. Miał wrażenie, że był z innej bajki. On sam był dzieciakiem bogatego ojca, dwa lata młodszy od dziewczyny, którą... nie wiedział co do niej czuł, ale wiedział jedni - jest naprawdę dojrzałą osobą i w porównaniu do niej jego problemy to tylko jeden marny liść, który podczas jesieni spada z drzew. Ona zaufała wampirowi, stała się panią ciemności, a on był tylko lodówą, z której powinna korzystać, ale nigdy jej tego nie powie. Wiedział, że to zrani jej uczucia, a nawet jeśli - on nie chciał być w ten sposób traktowany, więc wolał to zostawić na dnie jego podświadomości zamknięte pod kluczem w kufrze.
Objął ją bardziej.
Nie wiedział co miał do niej mówić, nie wiedział jak miał się teraz zachować, ale chciał wiedzieć co teraz będzie, chciał wiedzieć kim dla niej jest, ale czuł, że to za wcześnie na takie głupie pytania. Ona niedługo opuści szkołę, a on sam będzie tu siedział jeszcze dwa cholerne lata. Cicho westchnął i wyciągnął ziarna dla Hexa, które rzucił trochę w bok. Ptak szybko sfrunął i zaczął dziobać w ziemi zbierając ziarna.
- Głupi ptak - mruknął pod nosem.- Zastanawiam się, czemu on nadal do mnie wraca. Tyle razy miałem go puszczone, zostawione bez klatki i innych gówien, a on wraca - powiedział cicho patrząc na ptaka.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Mar 15, 2016 4:57 pm
-Ven... zadajesz naprawdę głupie pytania- Mruknęła cicho wpatrując się w czarnego ptaka, którego czerń w tej chwili wcale jej nie przyciągała. Chciała chociaż przez chwilę pożyć w pełnym świetle. Zabrać ze sobą na przyszłość trochę więcej kolorów, aby móc ponownie lekko stąpać po ziemi.
-Jeżeli oswoisz jakieś zwierzę, jeżeli jesteś dla niego dobry to się przywiązuje. Jest to stosunkowo oczywiste. I chociaż może ci się wydawać, że takie zwierze nie czuje,, nie myśli, to jesteś niestety jesteś w błędzie. I ten kruk jest tego doskonałym przykładem.- Powiedziała spokojnie i odgarnęła sobie z oczu parę niesfornych kosmyków czarnych włosów, które kolorem były tak bardzo zbliżone do skrzydeł tego ptaka.
-Z ludźmi jest tak samo- Powiedziała cicho, i odsunęła się na chwile od chłopaka aby spojrzeć na niego.
-Zaprzyjaźniasz się z nimi, dbasz o tych na których ci zależy. Oddajesz im każdą swoją myśl, swój czas- Naprawdę ludzie czasami ją szokowali. Niby żyli na tym świecie, przecież ją tez otaczały te same zjawiska, a mimo wszystko wydawało się, że ona rozumie to znacznie lepiej.
-"- Proszę cię... oswój mnie - powiedział lis"
Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumieć. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej..."- Zacytowała fragmencik i uśmiechnęła się tylko delikatnie. Jaki był Ven... na pewno nie był tym za kogo się podawał, był z tego rodzaju ludzi którzy dla świętego spokoju utożsamili się ze swego rodzaju etykietką. Zbyt skrzywdzeni przez los, aby mieć nadzieję, że gdzieś tam w ich wnętrzu nadal tli się jakiś płomień, który pod wpływem odpowiedniego impulsu może pewnego dnia powiększać się.
-Doskonale wiesz o co chodzi, tylko nie chcesz tego do siebie dopuścić. Wiele rzeczy rozumiesz, ale wolisz mówić, że coś dla ciebie jest niezrozumiałe bo uważasz, że nie musisz się wtedy zamartwiać. Nie ukrywam wygodny mechanizm obronny, ale niestety na krótką metę.- Gdyby cygance płacili po galeonie za każdym razem kiedy spotkała takiego człowieka który wyrobił w sobie tak beznadziejny system obronny to już dawno rzuciła by szkołę i zaczęła by wieść życie nieprzyzwoicie bogatej dziewczyny.
-Co więcej... denerwują cię rzeczy których tak usilnie nie chce rozumieć, a mimo wszystko one uparcie siedzą w twojej głowie, i doskonale zdajesz sobie sprawę jakie mają znaczenie- Znała go już trochę. Nie był wcale bardziej skomplikowany od połowy uczniów w tej szkole którzy mieli ciężkie życie. W jej sposobie patrzenia na ten świat wydawało się, że wszystkie problemy jakie mają ludzie są czymś bezwartościowym, czymś czym nie warto się przejmować Nawet sposób w jaki patrzyła na swoje własne problemy (chociaż czy zadawała sobie sprawę z tego, że to są jakieś kłopoty, to jest kwestia sporna) wydawało się, że wcale ich nie miała. Kolejna piękna iluzja, która sprawiała, że ludzie patrzyli na nią jak na coś prawie, że idealnego. Na kogoś kto zna wszystkie recepty na bolączki ludzkości... ale ile się można okłamywać?
-Jeżeli oswoisz jakieś zwierzę, jeżeli jesteś dla niego dobry to się przywiązuje. Jest to stosunkowo oczywiste. I chociaż może ci się wydawać, że takie zwierze nie czuje,, nie myśli, to jesteś niestety jesteś w błędzie. I ten kruk jest tego doskonałym przykładem.- Powiedziała spokojnie i odgarnęła sobie z oczu parę niesfornych kosmyków czarnych włosów, które kolorem były tak bardzo zbliżone do skrzydeł tego ptaka.
-Z ludźmi jest tak samo- Powiedziała cicho, i odsunęła się na chwile od chłopaka aby spojrzeć na niego.
-Zaprzyjaźniasz się z nimi, dbasz o tych na których ci zależy. Oddajesz im każdą swoją myśl, swój czas- Naprawdę ludzie czasami ją szokowali. Niby żyli na tym świecie, przecież ją tez otaczały te same zjawiska, a mimo wszystko wydawało się, że ona rozumie to znacznie lepiej.
-"- Proszę cię... oswój mnie - powiedział lis"
Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumieć. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej..."- Zacytowała fragmencik i uśmiechnęła się tylko delikatnie. Jaki był Ven... na pewno nie był tym za kogo się podawał, był z tego rodzaju ludzi którzy dla świętego spokoju utożsamili się ze swego rodzaju etykietką. Zbyt skrzywdzeni przez los, aby mieć nadzieję, że gdzieś tam w ich wnętrzu nadal tli się jakiś płomień, który pod wpływem odpowiedniego impulsu może pewnego dnia powiększać się.
-Doskonale wiesz o co chodzi, tylko nie chcesz tego do siebie dopuścić. Wiele rzeczy rozumiesz, ale wolisz mówić, że coś dla ciebie jest niezrozumiałe bo uważasz, że nie musisz się wtedy zamartwiać. Nie ukrywam wygodny mechanizm obronny, ale niestety na krótką metę.- Gdyby cygance płacili po galeonie za każdym razem kiedy spotkała takiego człowieka który wyrobił w sobie tak beznadziejny system obronny to już dawno rzuciła by szkołę i zaczęła by wieść życie nieprzyzwoicie bogatej dziewczyny.
-Co więcej... denerwują cię rzeczy których tak usilnie nie chce rozumieć, a mimo wszystko one uparcie siedzą w twojej głowie, i doskonale zdajesz sobie sprawę jakie mają znaczenie- Znała go już trochę. Nie był wcale bardziej skomplikowany od połowy uczniów w tej szkole którzy mieli ciężkie życie. W jej sposobie patrzenia na ten świat wydawało się, że wszystkie problemy jakie mają ludzie są czymś bezwartościowym, czymś czym nie warto się przejmować Nawet sposób w jaki patrzyła na swoje własne problemy (chociaż czy zadawała sobie sprawę z tego, że to są jakieś kłopoty, to jest kwestia sporna) wydawało się, że wcale ich nie miała. Kolejna piękna iluzja, która sprawiała, że ludzie patrzyli na nią jak na coś prawie, że idealnego. Na kogoś kto zna wszystkie recepty na bolączki ludzkości... ale ile się można okłamywać?
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Mar 15, 2016 7:14 pm
Uśmiechnął się pod nosem na jej odpowiedzieć o tym, że zadaje głupie pytania. Może zadawał, ale nie oczekiwał odpowiedzi na te pytania. Wpatrywał się w kruka dłuższą chwilę. Oswojenie... Nigdy nie starał się go oswoić. Jedyne co robił to karmił go i czasami, gdy był z nim sam to gadał do niego, ale... ostatni raz mówił mu o byle czym to było 2 lata temu. Cicho westchnął i też na nią spojrzał, gdy dziewczyna się odsunęła. Słysząc wzmiankę o ludziach wiedział co się kroi. Nie lubił takich rozmów, były... mówiły o jego sytuacji, a zwłaszcza, gdy zaczynała mówić to Esme. Jakby czytała w jego myślach, jakby był dla niej książką.
Odwrócił głowę i rzucał ziarna krukowi. Nic nie mówił na ten temat, czekał aż dziewczyna skończy. Przymknął oczy. Mówiąc szczerze sam przywiązał się do tego głupiego kruka. Uśmiechnął się i spojrzał na nią uważnie się jej przyglądając. Zmrużył przy tym lekko oczy zastanawiając się nad tym chwilę.
- Jak ty to robisz? - zapytał ignorując na chwilę ten główny temat.
Zastanawiał się jak ona tak łatwo czyta z ludzi, z wszystkiego co jest dookoła. Nigdy nie patrzył na to jak czują się inni, unikał takich chwil, unikał rozmów z ludźmi na temat ich problemów, unikał tematów, które dotyczyły jego życia, jego rodziny, jego uczuć. Zdecydowanie wolał jak to wszystko kryło się w nim, w jego głowie i sercu. Wolał się tym zadręczać niż słuchać jak inni ludzie próbują mu na siłę pomóc. On sam tego nie potrafił. Nie potrafił sobie pomóc.
- Dlaczego ci tak łatwo idzie mówić o tym co czują inni, co sprawia, że myślimy tak a nie inaczej, a sama o sobie nic nie powiesz? - zapytał przyglądając się jej uważnie, skupiając swój wzrok na jej zielonych tęczówkach. Zieleń, która pochłaniała wszystkie barwy wokół i skupiała na sobie uwagę innych, a zwłaszcza jego. Ventusa Zabini.
Odwrócił głowę i rzucał ziarna krukowi. Nic nie mówił na ten temat, czekał aż dziewczyna skończy. Przymknął oczy. Mówiąc szczerze sam przywiązał się do tego głupiego kruka. Uśmiechnął się i spojrzał na nią uważnie się jej przyglądając. Zmrużył przy tym lekko oczy zastanawiając się nad tym chwilę.
- Jak ty to robisz? - zapytał ignorując na chwilę ten główny temat.
Zastanawiał się jak ona tak łatwo czyta z ludzi, z wszystkiego co jest dookoła. Nigdy nie patrzył na to jak czują się inni, unikał takich chwil, unikał rozmów z ludźmi na temat ich problemów, unikał tematów, które dotyczyły jego życia, jego rodziny, jego uczuć. Zdecydowanie wolał jak to wszystko kryło się w nim, w jego głowie i sercu. Wolał się tym zadręczać niż słuchać jak inni ludzie próbują mu na siłę pomóc. On sam tego nie potrafił. Nie potrafił sobie pomóc.
- Dlaczego ci tak łatwo idzie mówić o tym co czują inni, co sprawia, że myślimy tak a nie inaczej, a sama o sobie nic nie powiesz? - zapytał przyglądając się jej uważnie, skupiając swój wzrok na jej zielonych tęczówkach. Zieleń, która pochłaniała wszystkie barwy wokół i skupiała na sobie uwagę innych, a zwłaszcza jego. Ventusa Zabini.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Mar 19, 2016 12:21 pm
Cyganka popatrzyła na niego lekko zdziwiona. Dlaczego ona nic nie mówiła, przecież jej samej wydawało się, że wręcz krzyczała do ludzi o tym jaka jest, czego potrzebuje, co w danej chwili myśli. Niestety zdawała sobie również sprawę z tego, że nikt jeszcze jej nie usłyszał.
-Gdybyś ty zechciał chociaż przez chwilę zastanowić się nad tym ile rzeczy o mnie wiesz, za miast czekać aż sama ci to wszystko powtórzę jeszcze raz- Mruknęła cicho wyraźnie rozczarowana tym pytaniem. Kolejna znajomość, kolejny człowiek który siedzi blisko niej, obcuje z nią naprawdę często, a mimo wszystko nie ma zielonego pojęcia z kim rozmawia. Czego by tak naprawdę potrzebowała. Czy w takim wypadku można go nazwać przyjacielem. On ją na pewno tak, ale czy ona jego mogła zaszczycić tą nazwą
-Mówię o sobie, cały czas.... ale ty za miast mnie słuchać wpatrujesz się w moje oczy jak zaczarowany, na skutek czego moje słowa do ciebie nie dochodzą- Myślałeś, że nie zauważyła jak wbijasz w nią swoje spojrzenie. Zawracała ci uwagi na to bo dla niej takie zachowanie było czymś normalnym. Po prostu wiedziała, że tak ma być.
-No, ale dobrze... co byś chciał o mnie wiedzieć. Zadaj pierwsze pytanie jak ci przyjdzie do głowy... nawet to najgłupsze- Mruknęła spokojnie, po czym wyciągnęła nogi przed siebie oczekując na to co ślizgon powie. Czy obawiała się tego jakie pytanie może wypłynąć z jego ust? cóż było parę, które napawały ją lękiem, było też parę takich na które doskonale znała odpowiedź, ale wolała sama siebie oszukiwać, udawać, że nadal szuka odpowiedzi. W jej wypadku było to znacznie bezpieczniejsze.
-Gdybyś ty zechciał chociaż przez chwilę zastanowić się nad tym ile rzeczy o mnie wiesz, za miast czekać aż sama ci to wszystko powtórzę jeszcze raz- Mruknęła cicho wyraźnie rozczarowana tym pytaniem. Kolejna znajomość, kolejny człowiek który siedzi blisko niej, obcuje z nią naprawdę często, a mimo wszystko nie ma zielonego pojęcia z kim rozmawia. Czego by tak naprawdę potrzebowała. Czy w takim wypadku można go nazwać przyjacielem. On ją na pewno tak, ale czy ona jego mogła zaszczycić tą nazwą
-Mówię o sobie, cały czas.... ale ty za miast mnie słuchać wpatrujesz się w moje oczy jak zaczarowany, na skutek czego moje słowa do ciebie nie dochodzą- Myślałeś, że nie zauważyła jak wbijasz w nią swoje spojrzenie. Zawracała ci uwagi na to bo dla niej takie zachowanie było czymś normalnym. Po prostu wiedziała, że tak ma być.
-No, ale dobrze... co byś chciał o mnie wiedzieć. Zadaj pierwsze pytanie jak ci przyjdzie do głowy... nawet to najgłupsze- Mruknęła spokojnie, po czym wyciągnęła nogi przed siebie oczekując na to co ślizgon powie. Czy obawiała się tego jakie pytanie może wypłynąć z jego ust? cóż było parę, które napawały ją lękiem, było też parę takich na które doskonale znała odpowiedź, ale wolała sama siebie oszukiwać, udawać, że nadal szuka odpowiedzi. W jej wypadku było to znacznie bezpieczniejsze.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Mar 19, 2016 12:44 pm
Słuchał jej uważnie. Nie chciał jej urazić tym pytaniem. Sam osobiście chciał wiedzieć o niej wszystko, ale na razie znał tylko jej głos, spojrzenie, wygląd, dźwięk, który wydawała swoimi błyskotkami na spódnicach. Wiedział, że była delikatna, ale nie chciał ciągnąć ją za język. Sam osobiście uważał, że nigdy nie powinno się zmuszać ludzi do mówienia o sobie, więc czekał na dzień, kiedy ona zaufa mu na tyle, aby powiedzieć mu o sobie dosłownie wszystko, pozwoli zobaczyć jej łzy, jej smutki, jej strapienia. Nie chciał być w jej oczach osobą, która ją do czegoś zmusza. Nigdy nie zmuszał jej do tego, aby była przy nim. Nigdy nie zmuszał jej, aby pozwalała mu patrzeć w jej oczy.
- Każdy ma swoje słabości - zauważył cicho, słuchając jej słów. - I zawsze cię słucham, często zastanawiam się nad twoimi słowami, które mówiłaś - czasami żałowałem tego, że zachowałem się tak, a nie inaczej ~ dodał w myślach. Nie chciał się do tego przyznawać. Nie wiedział czemu, ale po prostu nie.
Spojrzał tempo przed siebie, gapił się między jakieś drzewa. O co miał ją zapytać? Jakie zadać pytanie? Teraz gdy miał szansę zadać te pytania, które zawsze zadawał sobie w myślach, na które nigdy nie miał odpowiedzi - nic nie przychodziło mu do głowy. Miał pustkę, która zaczynała o męczyć bardziej niż wtedy, gdy nie mógł pozbyć się jakichkolwiek myśli. Cicho westchnął.
- Skąd jesteś?- zadał najgłupsze pytanie jakie mógł zadać. Pamiętał rozmowę, gdy odszedł wkurzony, bo zaczynała mówić o jego rodzinie, a on naprawdę tego nie lubił. Wtedy powiedział jej, że ona nigdy tego nie zrozumie, a teraz zastanawiał się jaka była jej rodzina. Czemu zawsze była taka spokojna, żyła jakby w innym świecie, za ścianą, do której nikt nie mógł się dostać.
Zawsze widział w jej oczach, że ona pragnie drugiej osoby, aby zawsze była przy niej, ale miał wrażenie, że ona nie pozwala się nikomu do siebie dostać. To tak jakby chciałoby się zjeść jabłko, ale jednocześnie je mieć całe. Tak robiła ona - chciała mieć blisko siebie człowieka i jednocześnie pokazywała innym - może nieświadomie - że nikogo nie potrzebuje, że jest szczęśliwa tak jak jest. To sprawiało, że on bał się jej w tym przeszkodzić.
- Każdy ma swoje słabości - zauważył cicho, słuchając jej słów. - I zawsze cię słucham, często zastanawiam się nad twoimi słowami, które mówiłaś - czasami żałowałem tego, że zachowałem się tak, a nie inaczej ~ dodał w myślach. Nie chciał się do tego przyznawać. Nie wiedział czemu, ale po prostu nie.
Spojrzał tempo przed siebie, gapił się między jakieś drzewa. O co miał ją zapytać? Jakie zadać pytanie? Teraz gdy miał szansę zadać te pytania, które zawsze zadawał sobie w myślach, na które nigdy nie miał odpowiedzi - nic nie przychodziło mu do głowy. Miał pustkę, która zaczynała o męczyć bardziej niż wtedy, gdy nie mógł pozbyć się jakichkolwiek myśli. Cicho westchnął.
- Skąd jesteś?- zadał najgłupsze pytanie jakie mógł zadać. Pamiętał rozmowę, gdy odszedł wkurzony, bo zaczynała mówić o jego rodzinie, a on naprawdę tego nie lubił. Wtedy powiedział jej, że ona nigdy tego nie zrozumie, a teraz zastanawiał się jaka była jej rodzina. Czemu zawsze była taka spokojna, żyła jakby w innym świecie, za ścianą, do której nikt nie mógł się dostać.
Zawsze widział w jej oczach, że ona pragnie drugiej osoby, aby zawsze była przy niej, ale miał wrażenie, że ona nie pozwala się nikomu do siebie dostać. To tak jakby chciałoby się zjeść jabłko, ale jednocześnie je mieć całe. Tak robiła ona - chciała mieć blisko siebie człowieka i jednocześnie pokazywała innym - może nieświadomie - że nikogo nie potrzebuje, że jest szczęśliwa tak jak jest. To sprawiało, że on bał się jej w tym przeszkodzić.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Mar 19, 2016 1:01 pm
Niby proste pytanie, na które każdy tak naprawdę odpowiedziałby bez chwili zastanowienia, ale nie cyganka. Dla niej tego typu pytania były naprawdę skomplikowane. I chociaż Ven nie uderzył w samo sedno jej obaw, to nie zmieniało faktu, że zadał naprawdę bardzo trafne pytanie.
-Cóż...- Mruknęła cicho wzdychając przy tym lekko. Po raz kolejny przyłapała się na tym, że chciała dobrać jak najlepiej słowa, aby tylko nie wyjść na skrzywdzoną przez los dziewczynkę. Czy ona sama uważała się, że skrzywdzoną? nie tak naprawdę takie myślenie nigdy przez jej głowę nie przeszło. Chociaż los nie obdarował jej prezentami, to mimo wszystko potrafiła cieszyć się tym, że żyje. Nawet w swoich błędach potrafiła dostrzec źródło światła które rozświetlało jej drogę.
-Stąd... przynajmniej tak mi się wydaje- Odpowiedziała w końcu po chwilce milczenia. I pewnie na tym mogła by skończyć, ale czuła, że nie wyczerpała tak naprawdę tematu... co więcej była pewna, że chłopakowi nie chodziło wcale o jej pochodzenie.
-Nie znam mojej rodziny... do innych cyganów trafiłam w wiklinowym koszyku, jakoś latem kiedy było ciepło. Nie wiem kiedy dokładnie się urodziłam, czy imię Esmeralda to moje prawdziwe imię czy też nie, nie mam pojęcia skąd tak naprawdę pochodzę... po prostu pojawiłam się i tak trwam do dnia dzisiejszego- Niby już z tym się oswoiła, a nadal te myśli sprawiały, że dziewczyna wpadała w jakiś dziwny marazm, w jej sercu pojawiała się dziwna rozterka. Każdy kogo znała w większym lub mniejszym stopniu wiedział do jakiego miejsca należał... nawet Sahir, chociaż uparcie twierdził, że żyje w nicości. Nie... on nie miał zielonego pojęcia co tak naprawdę oznacza nicość.
-Jedyne co mi tak naprawdę pozostało po matce, to wisiorek ze szmaragdem...- I tutaj odruchowo sięgnęła ku szyi aby wyczuć pod palcami ten złoty łańcuszek który zawsze nosiła. Niestety tym razem jedyne co znalazła to krzyż który teraz zastępczo zwisał z jej szyi. No tak... wyrzuciła go... teraz najpewniej spoczywał gdzieś na dnie jeziora. Pozostawiła w tej szkole jakiś fragmencik siebie, i może kiedyś ktoś go znajdzie, o ile wyhoduje sobie skrzela i płetwy.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co zrobiła. Chciała uwolnić się od swojej przeszłości, ale jednocześnie odwróciła się od tego kim była kiedyś. Uśmiechnęła się tylko do siebie ponuro, kolejny błąd który popełniła, spadnie na jej barki i będzie musiała żyć z tym do końca życia.
-Może dlatego chcę pomagać innym... aby pokazać, że nigdy nie jest tak źle jak im się wydaje... nie wiem... po prostu taka jestem- Bardzo trudno było jej odpowiedzieć na pytanie "dlaczego?" nie wiedziała widocznie tak miało być, a ona nie miała zamiaru niczego zmieniać.
-Cóż...- Mruknęła cicho wzdychając przy tym lekko. Po raz kolejny przyłapała się na tym, że chciała dobrać jak najlepiej słowa, aby tylko nie wyjść na skrzywdzoną przez los dziewczynkę. Czy ona sama uważała się, że skrzywdzoną? nie tak naprawdę takie myślenie nigdy przez jej głowę nie przeszło. Chociaż los nie obdarował jej prezentami, to mimo wszystko potrafiła cieszyć się tym, że żyje. Nawet w swoich błędach potrafiła dostrzec źródło światła które rozświetlało jej drogę.
-Stąd... przynajmniej tak mi się wydaje- Odpowiedziała w końcu po chwilce milczenia. I pewnie na tym mogła by skończyć, ale czuła, że nie wyczerpała tak naprawdę tematu... co więcej była pewna, że chłopakowi nie chodziło wcale o jej pochodzenie.
-Nie znam mojej rodziny... do innych cyganów trafiłam w wiklinowym koszyku, jakoś latem kiedy było ciepło. Nie wiem kiedy dokładnie się urodziłam, czy imię Esmeralda to moje prawdziwe imię czy też nie, nie mam pojęcia skąd tak naprawdę pochodzę... po prostu pojawiłam się i tak trwam do dnia dzisiejszego- Niby już z tym się oswoiła, a nadal te myśli sprawiały, że dziewczyna wpadała w jakiś dziwny marazm, w jej sercu pojawiała się dziwna rozterka. Każdy kogo znała w większym lub mniejszym stopniu wiedział do jakiego miejsca należał... nawet Sahir, chociaż uparcie twierdził, że żyje w nicości. Nie... on nie miał zielonego pojęcia co tak naprawdę oznacza nicość.
-Jedyne co mi tak naprawdę pozostało po matce, to wisiorek ze szmaragdem...- I tutaj odruchowo sięgnęła ku szyi aby wyczuć pod palcami ten złoty łańcuszek który zawsze nosiła. Niestety tym razem jedyne co znalazła to krzyż który teraz zastępczo zwisał z jej szyi. No tak... wyrzuciła go... teraz najpewniej spoczywał gdzieś na dnie jeziora. Pozostawiła w tej szkole jakiś fragmencik siebie, i może kiedyś ktoś go znajdzie, o ile wyhoduje sobie skrzela i płetwy.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co zrobiła. Chciała uwolnić się od swojej przeszłości, ale jednocześnie odwróciła się od tego kim była kiedyś. Uśmiechnęła się tylko do siebie ponuro, kolejny błąd który popełniła, spadnie na jej barki i będzie musiała żyć z tym do końca życia.
-Może dlatego chcę pomagać innym... aby pokazać, że nigdy nie jest tak źle jak im się wydaje... nie wiem... po prostu taka jestem- Bardzo trudno było jej odpowiedzieć na pytanie "dlaczego?" nie wiedziała widocznie tak miało być, a ona nie miała zamiaru niczego zmieniać.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Mar 19, 2016 1:36 pm
Znowu milczał i słuchał jej uważnie. Zastanawiał się jak on by się zachowywał na jej miejscu. Na pewno miałby innych w dupie i nadal starał sobie radzić sam ze sobą. Był po prostu tego nauczony, ale czy cyganie nauczyliby go tego samego? Zapewne nie. Zapewne żyłby z dnia na dzień, aby przetrwać. Będąc synem bogatego gościa miał wszystko, ale jednocześnie nie miał tego co chciał mieć. To złe, że porównuje swoje życie do jej. Nigdy nie zrozumie tego jak ona się czuje żyjąc bez domu, a ona nie zrozumie tego jak on się czuje, gdy własny ojciec cię nienawidzi. Nie wiedział, czym jest to spowodowane, ale tak czuł, że nie jest tam gdzie powinien być.
Objął ją znowu. Miał nadzieję, że to lubiła, że nie przeszkadzało jej to, gdy to robił. Sam lubił obejmować jej filigranowe, drobne, delikatne ciało... no już nie tak delikatne jak przedtem, ale nie przeszkadzało mu to.
- Nie dasz rady każdemu pomóc - mruknął cicho.- Niektórzy nie będą chcieli tej pomocy - zauważył. Wiedział, że w pewnej mierze mówił o sobie, bo on nie chciał, aby ktoś mu pomagał. Starał sam sobie poradzić z problemem, albo po prostu o nim zapominać, bagatelizować, ignorować jak większość ludzi w jego otoczeniu. Esme to jedyna osoba, którą zawsze miał na uwadze, zawsze będzie gotowy, aby jej pomóc, chociażby dać jej swoją krew. Wystarczyłaby jedna prośba, list, cokolwiek, a on jej pomoże. Miał ochotę westchnąć do swojej głupoty, słabości i innych głupich popędów, ale powstrzymał się od tego.
Zastanawiał się o co mógł jeszcze zapytać, ale nie wiedział, o co? Ponownie. Miał jedno pytanie, ale obawiał się odpowiedzi. Obawiał się swojej reakcji, tego co poczuje, co dziewczyna czuje, ale już niedługo jest koniec szkoły. Co jeśli już nigdy nie będzie miał szansy zadać tego pytania? Zada je... później... chyba...
- Co... lubisz? - zapytał, nadal unikając tego pytania, które ciśnie mu się na usta od bardzo dawna.
Objął ją znowu. Miał nadzieję, że to lubiła, że nie przeszkadzało jej to, gdy to robił. Sam lubił obejmować jej filigranowe, drobne, delikatne ciało... no już nie tak delikatne jak przedtem, ale nie przeszkadzało mu to.
- Nie dasz rady każdemu pomóc - mruknął cicho.- Niektórzy nie będą chcieli tej pomocy - zauważył. Wiedział, że w pewnej mierze mówił o sobie, bo on nie chciał, aby ktoś mu pomagał. Starał sam sobie poradzić z problemem, albo po prostu o nim zapominać, bagatelizować, ignorować jak większość ludzi w jego otoczeniu. Esme to jedyna osoba, którą zawsze miał na uwadze, zawsze będzie gotowy, aby jej pomóc, chociażby dać jej swoją krew. Wystarczyłaby jedna prośba, list, cokolwiek, a on jej pomoże. Miał ochotę westchnąć do swojej głupoty, słabości i innych głupich popędów, ale powstrzymał się od tego.
Zastanawiał się o co mógł jeszcze zapytać, ale nie wiedział, o co? Ponownie. Miał jedno pytanie, ale obawiał się odpowiedzi. Obawiał się swojej reakcji, tego co poczuje, co dziewczyna czuje, ale już niedługo jest koniec szkoły. Co jeśli już nigdy nie będzie miał szansy zadać tego pytania? Zada je... później... chyba...
- Co... lubisz? - zapytał, nadal unikając tego pytania, które ciśnie mu się na usta od bardzo dawna.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Mar 19, 2016 2:03 pm
-Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu mogę pomóc... dlatego pomagam tym którym mogę pomóc- Nie chciała aby inni postrzegali ją jako kogoś kto nie robi nic innego w życiu tylko próbuje wyszukać jakiejś zagubionej duszyczki. To wszystko nie na takiej zasadzie działało.
-Każdy potrzebuje pomocy, jedni większej inni mniejszej.- Ci wszyscy którzy mówili, że nie potrzebują nikogo, że dają sobie sami radę ze swoimi problemami, kłamali... naprawdę dobrze kłamali.
-Nawet ja potrzebuję pomocy- Dodała po chwilce milczenia. Dlaczego dalej z tobą siedziała, dlaczego pozwalała ci się obejmować. Przecież mogła równie dobrze wstać i po prostu udać, że ciebie wcale nie ma. Ta wasza znajomość była oparta na idealnej symbiozie. Obydwoje dawaliście z siebie ile możecie, i braliście tyle ile potrzebowaliście.
-Życie lubię... więc może dlatego chciałam je sobie przedłużyć... aby nigdy go nie stracić- Taka była prawda. Kochała wstawać o poranku, słuchać jak ptaki śpiewają, wpatrując się w promienie słońca. Lubiła przebywać wśród ludzi, rozmawiać z nimi... śmiać się, tańczyć, płakać, kochać, nienawidzić. To wszystko tak bardzo ją uzależniało, że nie wyobrażała sobie stracić tego daru kiedykolwiek. Ludzie nie widzieli w tym niczego specjalnego. Większość najpewniej powiedziałaby, że to przynosi tylko same problemy. I może mieli rację, ale miało to swój urok. To wszystko co przynosiło nam życie, sprawiało, że ten świat miał kolory, nawet jeżeli była to czerń.
-Po za tym gdyby nie to życie, to bym ciebie nie poznała. Nie siedziała bym tutaj teraz, ty byś mnie nie obejmował... to jest wystarczający powód aby je lubić- Mruknęła i ponownie oparła głowę o jego ramię, wydychając spokojnie jego zapach.
-Każdy potrzebuje pomocy, jedni większej inni mniejszej.- Ci wszyscy którzy mówili, że nie potrzebują nikogo, że dają sobie sami radę ze swoimi problemami, kłamali... naprawdę dobrze kłamali.
-Nawet ja potrzebuję pomocy- Dodała po chwilce milczenia. Dlaczego dalej z tobą siedziała, dlaczego pozwalała ci się obejmować. Przecież mogła równie dobrze wstać i po prostu udać, że ciebie wcale nie ma. Ta wasza znajomość była oparta na idealnej symbiozie. Obydwoje dawaliście z siebie ile możecie, i braliście tyle ile potrzebowaliście.
-Życie lubię... więc może dlatego chciałam je sobie przedłużyć... aby nigdy go nie stracić- Taka była prawda. Kochała wstawać o poranku, słuchać jak ptaki śpiewają, wpatrując się w promienie słońca. Lubiła przebywać wśród ludzi, rozmawiać z nimi... śmiać się, tańczyć, płakać, kochać, nienawidzić. To wszystko tak bardzo ją uzależniało, że nie wyobrażała sobie stracić tego daru kiedykolwiek. Ludzie nie widzieli w tym niczego specjalnego. Większość najpewniej powiedziałaby, że to przynosi tylko same problemy. I może mieli rację, ale miało to swój urok. To wszystko co przynosiło nam życie, sprawiało, że ten świat miał kolory, nawet jeżeli była to czerń.
-Po za tym gdyby nie to życie, to bym ciebie nie poznała. Nie siedziała bym tutaj teraz, ty byś mnie nie obejmował... to jest wystarczający powód aby je lubić- Mruknęła i ponownie oparła głowę o jego ramię, wydychając spokojnie jego zapach.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Mar 19, 2016 2:28 pm
Popatrzył na nią. Życie... wieczne życie... on sam kiedyś umrze, a ona nadal będzie żyć. Zapomniał o tym... On będzie pomarszczony, a ona nadal będzie młoda, piękna, żwawa. Ciekawe, czy ona zapomni o nim, gdy on umrze, gdy go zabraknie. Znajdzie w tym czasie mnóstwo takich jak on... Może znajdzie kogoś lepszego od niego, kogoś, kto będzie potrafił jej pomóc lepiej niż on - Ventus.
Ventus Zabini - umrze, zostanie prochem, zostanie zapomniany, zgnije w ziemi, zjedzą go robaki, nikt nawet nie przyjdzie go odwiedzić na cmentarzu, deszcze będzie padał na miejsce, w którym zostanie zakopany, nawet zapach papierosów po nim nie pozostanie.
Esmeradla Moore - będzie żyć, będzie nadal pachnieć jaśminem, nadal będzie tańczyć, dzwonić błyskotkami przy spódnicy, będzie patrzeć na każdego szmaragdem swych oczu, pomagać, przyciągać swoją tajemnicą, zapomni o Ventusie, nie odwiedzi go, nie poświęci małej, nawet krótkiej myśli dla niego, będzie miała 1000 lat, a Ventus, marny Ślizgon nie będzie już ważny.
Nie mógł wypędzić się tej myśli, że straci ją przez to, że jest kruchym, marnym człowiekiem, który nie dorówna jej siłą, mimo że jest mężczyzną większej postury niż filigranowa Puchonka.
- To prawda, dzięki niemu jesteśmy tutaj - szepnął patrząc nadal na jej posturę.
Zagryzł wargę i oparł się wygodniej o drzewo patrząc w górę. Kim dla niej był? Co znaczył w jej oczach? Czy był kimś ważnym? Głupie, egoistyczne pytania - w tym momencie chciałby o tym nie myśleć.
Kim była dla niego Esme?
Była ważna, zdecydowanie ważna. Nie była rozmytą twarzą w jego pamięci, a twardym, ostrym i wyraźnym konturem osoby, którą bardzo chciał chronić. Nie oczekiwał od niej wiele, nie chciał od niej nic oprócz tego, by po prostu o nim pamiętała. Chciał, aby jedna jedyna osoba pamiętała takiego osobnika jak on. Większość osób w tej szkole zapomni o nim, gdy tylko opuszczą szkołę. Jego koledzy, z którymi był w jednym dormitorium nawet nie będą pamiętać jak wyglądał. A ona?
- Kim... co... - zaczął, ale nie mógł wyszukać słów, którymi mógł zadać to pytanie. - Co znaczę w twoim życiu? - zapytał automatycznie mocniej ją obejmując.
Ventus Zabini - umrze, zostanie prochem, zostanie zapomniany, zgnije w ziemi, zjedzą go robaki, nikt nawet nie przyjdzie go odwiedzić na cmentarzu, deszcze będzie padał na miejsce, w którym zostanie zakopany, nawet zapach papierosów po nim nie pozostanie.
Esmeradla Moore - będzie żyć, będzie nadal pachnieć jaśminem, nadal będzie tańczyć, dzwonić błyskotkami przy spódnicy, będzie patrzeć na każdego szmaragdem swych oczu, pomagać, przyciągać swoją tajemnicą, zapomni o Ventusie, nie odwiedzi go, nie poświęci małej, nawet krótkiej myśli dla niego, będzie miała 1000 lat, a Ventus, marny Ślizgon nie będzie już ważny.
Nie mógł wypędzić się tej myśli, że straci ją przez to, że jest kruchym, marnym człowiekiem, który nie dorówna jej siłą, mimo że jest mężczyzną większej postury niż filigranowa Puchonka.
- To prawda, dzięki niemu jesteśmy tutaj - szepnął patrząc nadal na jej posturę.
Zagryzł wargę i oparł się wygodniej o drzewo patrząc w górę. Kim dla niej był? Co znaczył w jej oczach? Czy był kimś ważnym? Głupie, egoistyczne pytania - w tym momencie chciałby o tym nie myśleć.
Kim była dla niego Esme?
Była ważna, zdecydowanie ważna. Nie była rozmytą twarzą w jego pamięci, a twardym, ostrym i wyraźnym konturem osoby, którą bardzo chciał chronić. Nie oczekiwał od niej wiele, nie chciał od niej nic oprócz tego, by po prostu o nim pamiętała. Chciał, aby jedna jedyna osoba pamiętała takiego osobnika jak on. Większość osób w tej szkole zapomni o nim, gdy tylko opuszczą szkołę. Jego koledzy, z którymi był w jednym dormitorium nawet nie będą pamiętać jak wyglądał. A ona?
- Kim... co... - zaczął, ale nie mógł wyszukać słów, którymi mógł zadać to pytanie. - Co znaczę w twoim życiu? - zapytał automatycznie mocniej ją obejmując.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|