Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Gru 29, 2018 11:33 pm
Była bezpiecznie. W sumie poczuł ulgę mając świadomość, że była pod ochroną dyrektora i profesora. Chciał jeszcze sam ją chronić. Naprawdę chciał jej dać wieczne upojenie, aby nigdy nie czuła się podle jeśli przypadkiem kogoś zrani. Słysząc, że nie powiedziała, że to wina tego skurwiela nawet coś w nim się zagotowało. Chciał go zniszczyć. Ba! Nawet przeszło mu przez myśl, że mógłby sam to zrobić. Może by zrobili coś z tym pojebanym Panem Ciemności. Zdawał sobie jednak sprawę, że nigdy by tego nie zrobił. Jeśli Esmeralda tego nie zrobiła to on sam też tego nie zrobi. Nie mógłby jej wyrządzić aż tyle krzywdy. Wystarczyło, że ranił ją osobiście. Po co jeszcze w to mieszać jej przeszłość? Niech chociaż ona idzie do przodu zostawiając za sobą to czego nie chciała już mieć w swoim życiu.
— Rozumiem – powiedział wdychając zimne powietrze do ust. — A... – jak było mu trudno zadawać pytania. Nie wiedział jak je formułować, aby były one sensowne i żeby nie zdradzały, że się przejmuje. Odwrócił wzrok w stronę zamczyska i zastanowił się. Obiecał jej, że nie pozwoli jej upaść. Tamtego dnia, gdy piła jego krew... chciał to powtórzyć. Chciał jej dać spokój, ale nie wiedział, czy już sobie z tym poradziła, czy Drops rozwiązał jej problem. Skoro ją tu zatrzymał musiał się jakoś zabezpieczyć. — A co z jedzeniem? – zapytał w końcu czując ogień w krtani.
— Rozumiem – powiedział wdychając zimne powietrze do ust. — A... – jak było mu trudno zadawać pytania. Nie wiedział jak je formułować, aby były one sensowne i żeby nie zdradzały, że się przejmuje. Odwrócił wzrok w stronę zamczyska i zastanowił się. Obiecał jej, że nie pozwoli jej upaść. Tamtego dnia, gdy piła jego krew... chciał to powtórzyć. Chciał jej dać spokój, ale nie wiedział, czy już sobie z tym poradziła, czy Drops rozwiązał jej problem. Skoro ją tu zatrzymał musiał się jakoś zabezpieczyć. — A co z jedzeniem? – zapytał w końcu czując ogień w krtani.
Gdy zadała to pytanie poczuł jeszcze większy ogień w sobie. Palił się do tego, aby ją przytulić. Objąć i nigdy nie wypuścić. Chciał z nią spędzić wieczność obejmując ją i nie puszczając. Bez słowa podszedł do niej i odciągnął od huśtawki. Objął ją mocno opierając podbródek o jej głowę. Wtulił ją w siebie jak pluszowego misia. Nie chciał jej puścić. Zamknął oczy dopiero teraz czując jak przeszywa go chłód. Tego dnia spadł w końcu pierwszy śnieg. Zaczął czuć dopiero teraz drżenie jego ciała, które walczyło o to, aby czuć ciepło. Nie zwracał na to jednak uwagi po prostu miał Esme. Poddał się.
Słaby jesteś. Zobacz! Zobaczy, co ona z tobą robi. Mami cię, kieruje tobą. Spójrz wystarczyło, aby cicho o coś cię poprosiła, a ty złamałeś się. Może powinieneś powiedzieć jej, że myślałeś dzisiaj o tym, aby ją zabić? Aby udusić ją, aby widzieć strach w jej oczach?
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Sob Gru 29, 2018 11:48 pm
Poderwał ją, jakże to było proste. Dlatego, że była lekka, a może dlatego, że się na to zgodziła. Nigdy on się tego nie dowie. Poczuła jak ten wciska ją w siebie, a ona wdychała powoli jego zapach, zupełnie tak jak by chciała go już na zawsze pamiętać. Jej małe rączki drgnęły i uniosły się lekko, aby wylądować najpierw na jego plecach, a potem na czarnej czuprynie.
-Już go nie ma...nikt nam nie przeszkodzi. Jesteś tylko ty i ja- Szeptała ci cicho do ucha. Mamiła, obiecywała, grała...jak to Esme, ona zawsze gra, nie umie inaczej. Możesz czuć zaszczyt, że chce właśnie z tobą grać , tylko czy nie czujesz się trochę jak nagroda pocieszenia? Skoro nie ma Sahira, to ona wróciła do ciebie? z drugiej strony czy ma to jakieś znaczenie. Wróciła do ciebie, to ciebie poprosiła abyś ją objął i ukrył przed światem. Wciskała się w ciebie, ta kruszynka, która teraz uciekała przed całym światem, dawałeś jej ostoję, której nie miała przez tak długi czas. Nie czujesz wyrzutów sumienia, że w chwili kiedy ty siedziałeś bezpiecznie w szkole, ona tułała się gdzieś po świecie? sama, bez przyjaciela, bez kogoś kto by ją obronił?
-Powiedź to Ven...to co nie przechodzi ci przez gardło, ale co widzę w twoich oczach- Przypieczętuj swój los. Przecież od początku kołyszesz się na brzegu przepaści, a teraz możesz z nią spać, popycha cię nawet do tego, do tego czego sam nigdy byś nie był w stanie zrobić. Na nowo ciebie spętała, a ile jej to zajęło? kilka chwil. Kiedy zrozumiesz, że przy każdym spotkaniu z nią będziesz zawsze na przegranej pozycji. Aby wygrać musiałbyś ją zranić. Odepchnąć teraz z całej siły, rzucić na ziemię i po prostu odejść, wywołać jej smutek. Tylko ty tego nie potrafisz, więc cyganeczka teraz sięga po to o jej się należy.
-Już go nie ma...nikt nam nie przeszkodzi. Jesteś tylko ty i ja- Szeptała ci cicho do ucha. Mamiła, obiecywała, grała...jak to Esme, ona zawsze gra, nie umie inaczej. Możesz czuć zaszczyt, że chce właśnie z tobą grać , tylko czy nie czujesz się trochę jak nagroda pocieszenia? Skoro nie ma Sahira, to ona wróciła do ciebie? z drugiej strony czy ma to jakieś znaczenie. Wróciła do ciebie, to ciebie poprosiła abyś ją objął i ukrył przed światem. Wciskała się w ciebie, ta kruszynka, która teraz uciekała przed całym światem, dawałeś jej ostoję, której nie miała przez tak długi czas. Nie czujesz wyrzutów sumienia, że w chwili kiedy ty siedziałeś bezpiecznie w szkole, ona tułała się gdzieś po świecie? sama, bez przyjaciela, bez kogoś kto by ją obronił?
-Powiedź to Ven...to co nie przechodzi ci przez gardło, ale co widzę w twoich oczach- Przypieczętuj swój los. Przecież od początku kołyszesz się na brzegu przepaści, a teraz możesz z nią spać, popycha cię nawet do tego, do tego czego sam nigdy byś nie był w stanie zrobić. Na nowo ciebie spętała, a ile jej to zajęło? kilka chwil. Kiedy zrozumiesz, że przy każdym spotkaniu z nią będziesz zawsze na przegranej pozycji. Aby wygrać musiałbyś ją zranić. Odepchnąć teraz z całej siły, rzucić na ziemię i po prostu odejść, wywołać jej smutek. Tylko ty tego nie potrafisz, więc cyganeczka teraz sięga po to o jej się należy.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Gru 30, 2018 2:02 pm
Rozluźnił ucisk. Chciał ją udusić. Nie teraz. Wtedy o tym myślał, a teraz miał ją blisko siebie. Był bardziej niebezpieczny niż sam myślał. Dłonie wręcz drżały, a nogi chciały się ugiąć pod jego własnym ciężarem. Ciało i umysł kazało się cofnąć. Kazało mu cię zostawić Esme. Widzisz jak walczy? Serce jednak gnało do ciebie przez góry i rzeki. Nie ważne jak się schowasz on będzie cię szukał. Nie będziesz musiała się silić, aby on do ciebie przyszedł. On zawsze będzie cię szukać. Nie ważne, czy się pogodzi z tym. Zawsze będzie słuchał szukając dźwięku monetek. Zawsze będzie szukał zapachu jaśminu i widoku szmaragdowych oczu. Objął cię mocniej nie pozwalając swojemu ciału uciec. Chciał już odpocząć. Tak długo biegł. Był tym zmęczony. Umysł i ciało będzie uciekać, ale serce będzie pragnąć odpoczynku. Burza dopiero się zaczynała.
Jej głos był jak trucizna, która zatruwała jego serce. Poddawał się. Trucizna, która starała się usunąć jego resztki własnej woli. Trucizna, która dawała mu spokój i ukojenie. Mógł przy niej odpocząć. Czy on zawsze będzie szukał osób, które będą nim kierować? Pociągać za sznurki jak jego rodzina? Wiedział jednak, że przy niej będzie trochę inaczej. Jej kierowania będzie chciał. Odsunął ją tak, aby móc spojrzeć w jej oczy. Miał taką ochotę ją znowu pocałować... ale nie zrobił tego. Spojrzał znowu w stronę zamku. Ktoś mógłby ich tu zobaczyć, a tego nie chciał.
— Może... chodźmy, gdzieś gdzie nikt nas nie zobaczy – szepnął w jej ucho i zamknął oczy wdychając zapach jej włosów. — Chce cię chronić Esme – dodał jeszcze ciszej kolejny raz tę samą obietnicę, co parę miesięcy temu. Szept, który brzmiał jak szum liści podczas jesieni. Kruchy, niepewny i senny.
— Może... chodźmy, gdzieś gdzie nikt nas nie zobaczy – szepnął w jej ucho i zamknął oczy wdychając zapach jej włosów. — Chce cię chronić Esme – dodał jeszcze ciszej kolejny raz tę samą obietnicę, co parę miesięcy temu. Szept, który brzmiał jak szum liści podczas jesieni. Kruchy, niepewny i senny.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Gru 30, 2018 2:36 pm
Trzymałeś ją w ramionach tylko przez chwilę, bo po ostatnich twoich słowach, ona nie wiedzieć kiedy wywinęła się zgrabnie i na nowo uzyskała wolność. Ta mglista postać po raz kolejny wysmyknęła ci się z dłoni. Widocznie musisz przywyknąć do tego, że będziesz trzymać ją w ramionach tak długo, aż ona na to ci pozwoli. Pewnie myślałeś, że teraz odejdzie, że znowu ci ucieknie, a ty będziesz musiał rozpocząć na nowo swoje poszukiwania. Nic bardziej mylnego. Chwyciła swoją małą chłodną dłonią, twoją rękę i pociągnęła za sobą, zmuszając ciebie tym samym, abyś poszedł za nią. Szła powoli tyłem, wpatrywała się w ciebie i uśmiechała łagodnie. Było to słodkie, że Ventus cały czas bał się o tą kruszynkę, chociaż przez jakiś czas dawała sobie sama radę tam gdzieś w świecie, a ona...udawała tą bezbronną istotkę. Po co? aby on poczuł się lepiej, a może po to, aby samej zapewnić sobie naprawdę poczucie bezpieczeństwa. Powiodła go między drzewa, w miejsce gdzie ciekawskie spojrzenia uczniów ich nie przyłapią. Chociaż tych obserwatorów w tej chwili nie było wielu.
-Ciii...- Wyszeptała cicho i naparła swoim niewielkim ciałem na twoje, i po raz kolejny zmusiła ciebie do oparcia się o drzewo. Tym razem nie chciała się powstrzymywać, zmuszać do tego, aby nie zrobić mu krzywdy. Jeden z kroków do pogodzenia się samą z sobą, była akceptacja tego kim była. Wspięła się na palce, po czym przysunęła swoją twarz do szyi chłopaka, wodząc swoim nosem bo jego skórze wdychając jego zapach
-Wiem, że za tym tęsknisz- Może nie za uczuciem bycia posiłkiem wampira, ale za tą bliskością, intymnością...czymś co było zarezerwowane tylko dla niego i dla niej. Cyganeczka uchyliła lekko swoje usta odsłaniając tym samym wampirze kły, ale mimo to nie ugryzła. Nie była głupia. Gryźć ucznia w takim miejscu jak szyja, miejscu tak widocznym dla każdego. Odsunęła się od niego i popatrzyła w jego oczy uśmiechając się lekko.
-Nie bój się- To wyglądało zupełnie inaczej, niż to co kiedyś miało miejsce w kuchni. Teraz robiła to bo chciała, nie bo musiała. Esmeralda zniżyła się trochę niżej, kucając na ziemi, i chwyciła lekko dłoń Vena przystawiając sobie ją do swojej twarzy, pozwalając tym samym na to, aby on po raz kolejny jej dotknął, zrobił to czego tak bardzo się lękał, a ona...odsuwała powoli rękaw jego szaty, odsłaniając tym samym jasną skórę. Zaczęła składać delikatne pocałunki na jego dłoni, aby zmierzyć prosto do jego nadgarstka, w który wgryzła się. Kilka czerwonych kropel skapnęła co jego dłoni spadając na ziemię. Gardło cyganki zalała ta słodka posoka, której tak bardzo pragnęła i za którą nawet tęskniła.
-Ciii...- Wyszeptała cicho i naparła swoim niewielkim ciałem na twoje, i po raz kolejny zmusiła ciebie do oparcia się o drzewo. Tym razem nie chciała się powstrzymywać, zmuszać do tego, aby nie zrobić mu krzywdy. Jeden z kroków do pogodzenia się samą z sobą, była akceptacja tego kim była. Wspięła się na palce, po czym przysunęła swoją twarz do szyi chłopaka, wodząc swoim nosem bo jego skórze wdychając jego zapach
-Wiem, że za tym tęsknisz- Może nie za uczuciem bycia posiłkiem wampira, ale za tą bliskością, intymnością...czymś co było zarezerwowane tylko dla niego i dla niej. Cyganeczka uchyliła lekko swoje usta odsłaniając tym samym wampirze kły, ale mimo to nie ugryzła. Nie była głupia. Gryźć ucznia w takim miejscu jak szyja, miejscu tak widocznym dla każdego. Odsunęła się od niego i popatrzyła w jego oczy uśmiechając się lekko.
-Nie bój się- To wyglądało zupełnie inaczej, niż to co kiedyś miało miejsce w kuchni. Teraz robiła to bo chciała, nie bo musiała. Esmeralda zniżyła się trochę niżej, kucając na ziemi, i chwyciła lekko dłoń Vena przystawiając sobie ją do swojej twarzy, pozwalając tym samym na to, aby on po raz kolejny jej dotknął, zrobił to czego tak bardzo się lękał, a ona...odsuwała powoli rękaw jego szaty, odsłaniając tym samym jasną skórę. Zaczęła składać delikatne pocałunki na jego dłoni, aby zmierzyć prosto do jego nadgarstka, w który wgryzła się. Kilka czerwonych kropel skapnęła co jego dłoni spadając na ziemię. Gardło cyganki zalała ta słodka posoka, której tak bardzo pragnęła i za którą nawet tęskniła.
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Sty 04, 2019 10:26 pm
Gdy wymknęła się z jego ramion poczuł jeszcze większy chłód i tęsknotę. Serce zaczęło szaleć jakby samo chciało wyrwać za nią w pogoń. Złapać ponownie i przykuć do siebie. Myśli nie pozwalały mu się jednak ruszyć. To cholernie bolało, gdy coś kazało mu stać, ale drugie coś kazało mu gnać. Jego dłoń lekko się uniosła, ale zaraz opadła wzdłuż ciała. Chłopak wmawiał sobie, że dziewczyna jest krucha. W rzeczywistości zdawał sobie sprawę, że Esme była wręcz silniejsza od niego. Nie dość, że poradziła sobie sama na świecie, przeżyła klątwę wampirów i teraz wróciła ponownie taka sama, a może bardziej kusząca, bardziej motająca w jego umyśle. Nie chciał jednak tego do siebie dopuścić. Wolał myśleć o niej jak o sarence niż wilku. Zacisnął dłoń na jej drobnej, delikatnej rączce czując jak prąd przeszywa jego całe ciało. Pozwolił się zaciągnąć między drzewa czując się bezpieczniej, gdy nikt nie mógł dostrzec jej. Jego anioła, który dążył do tego, aby posiąść duszę, złapać ją i wyciągnąć z dna. Chociaż nie mógł być tego pewny, w końcu mogła doprowadzić do jego zagłady niszcząc przy okazji nie tylko jego świat, ale też innych.
Gdy naparła na jego ciało poczuł jak cały zalewa się ciepłem. Starał się nie myśleć w złych kierunkach, ale nie było to łatwe zważając, że już długo pożąda tej dziewczyny. Był tylko głupim nastolatkiem i zdawał sobie z tego sprawę, ale starał się też myśleć przy niej racjonalnie, co nie było zbyt proste. Wsunął jedną dłoń w jej hebanowe włosy spoglądając przy tym w dwa szmaragdy, które śniły mu się każdej nocy wzywając go do siebie. Poczuł jak zapach jaśminu owiewa jego nos przyprawiając go o kolejną falę dreszczy i gorąca. Przymknął oczy, gdy tylko poczuł jej nos przy swojej szyi. Czuł napływ adrenaliny i ekscytacji. Odkrył, że chciał tego od dawna, chciał, aby Esme znowu zatopiła w nim swoje kły, aby znowu napiła się krwi. Chciał, aby znowu była tak blisko niego. Był cholernym masochistą, ale do tego nigdy się nie przyzna. Wstrzymał w napięciu oddech, gdy tak wodziła po jego skórze. Myślał o tym, co by było, gdyby sam został wampirem? Czy Esme straciłaby nim zainteresowanie? Z drugiej strony chciał zginać, a nie żyć wiecznie. Był zmęczony życiem. Nie chciał żyć tak długo, ale możliwość przeżycia tego z Esme była bardzo kusząca.
— Nie boję się – wyszeptał i czekał w napięciu. Przesunął palcami po jej policzku przyglądając się temu. Nie mógł oderwać od niej oczu. Była taka piękna, nawet jeśli dla większości byłaby potworem. Gdy wbiła kły w jego nadgarstek zacisnął wolną dłoń na swojej szacie czując ból. Zagryzł wargę i chwilę przeczekał powoli oddychając. Patrzył na krople krwi, które spadały na śnieg. Cicho westchnął i czekał. Przymknął w końcu oczy czując jak jego ciało ponownie przeszywa dreszcz. Teraz było znacznie inaczej za pierwszym razem.
— Nie boję się – wyszeptał i czekał w napięciu. Przesunął palcami po jej policzku przyglądając się temu. Nie mógł oderwać od niej oczu. Była taka piękna, nawet jeśli dla większości byłaby potworem. Gdy wbiła kły w jego nadgarstek zacisnął wolną dłoń na swojej szacie czując ból. Zagryzł wargę i chwilę przeczekał powoli oddychając. Patrzył na krople krwi, które spadały na śnieg. Cicho westchnął i czekał. Przymknął w końcu oczy czując jak jego ciało ponownie przeszywa dreszcz. Teraz było znacznie inaczej za pierwszym razem.
- Esmeralda Moore
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Sty 04, 2019 10:43 pm
Byłeś bezpieczny, bezpieczny w jej towarzystwie, nie pozwoli nikomu na to, aby zrobił ci krzywdę, ale ona...ona to co innego. Byłeś tak zaślepiony miłością do niej, że sam nie dostrzegałeś tego co teraz robiła. Pozbawiała ciebie krwi, a co by się stało gdyby wypiła całą, gdyby nie umiała się powstrzymać. Może mogłaby raz na zawsze rozwiązać wszystkie twoje problemy egzystencjalne. Mimo wszystko teraz to ona sama zaspokajała swoje potrzeby. Nawet nie spytała się czy tego chcesz, czy się zgadzasz. Po prostu wzięła to co uważała, że należy do niej, i nikomu więcej nie odda.
Dziewczyna piła twoją krew, z jej kącika ust spływała stróżka krwi, której ona sama nie miała nawet zamiaru zatrzymywać. Nie wiadomo ile to trwało. Kilka sekund, minut, a może nawet godziny...długie godziny w których ta czarnowłosa wydawała się krzyczeć, że jesteś tylko jej, że ma twoje życie w swojej dłoni. Wystarczy, że tylko zaciśnie dłoń, aby je zniszczyć. W końcu odsunęła swoje usta od twojego nadgarstka, aby przez chwilę wpatrywać się w czerwoną posokę, która nadal wypływała powoli z dwóch niewielkich nakłuć. Uśmiechnęła się lekko, po czym zrównała się z tobą, aby móc swobodnie spojrzeć w twoje oczy. Stala teraz przed tobą, umorusana twoją krwią. Oblizała jedynie usta, nie mówiąc zupełnie nic. Dopiero po dłuższej chwili ponownie zbliżyła się do ciebie, na nowo przyciskając do drzewa.
-Więc nadal twardo stoisz przy swoim...dobrze- Tak...godziła się na to, abyś od czasu do czasu ofiarował jej swój nadgarstek, ale jak wszystko i to najpewniej będzie miało cenę. Ona pozwoli ci być przy sobie, ale czego zażąda w zamian, tego nadal jeszcze nie wiesz. Myślisz, że gra trwa nadal, że cały czas możesz wygrać. Nie prawda...przegrałeś, przegrałeś nim umieściłeś na szali swoją pulę.
-Zawiąż tę ranę. Nie chcę robić sobie problemów- Powiedziała i złożyła delikatny pocałunek na twoim czole wspinając się na palcach. Odsunęła się od ciebie, a dłonią jedynie wytarła resztki krwi, pozbywając się tym samym dowodów na to, że przed chwilą żerowała.
-Wyczekuję naszego następnego spotkania- Rzuciła na odchodne, i po prostu zostawiła cię. Tak jak to typowa Esme powędrowała prosto przed siebie, aby na nowo zniknąć ci z oczu na jakiś czas, ale wróci...zawsze wraca.
z/t
Dziewczyna piła twoją krew, z jej kącika ust spływała stróżka krwi, której ona sama nie miała nawet zamiaru zatrzymywać. Nie wiadomo ile to trwało. Kilka sekund, minut, a może nawet godziny...długie godziny w których ta czarnowłosa wydawała się krzyczeć, że jesteś tylko jej, że ma twoje życie w swojej dłoni. Wystarczy, że tylko zaciśnie dłoń, aby je zniszczyć. W końcu odsunęła swoje usta od twojego nadgarstka, aby przez chwilę wpatrywać się w czerwoną posokę, która nadal wypływała powoli z dwóch niewielkich nakłuć. Uśmiechnęła się lekko, po czym zrównała się z tobą, aby móc swobodnie spojrzeć w twoje oczy. Stala teraz przed tobą, umorusana twoją krwią. Oblizała jedynie usta, nie mówiąc zupełnie nic. Dopiero po dłuższej chwili ponownie zbliżyła się do ciebie, na nowo przyciskając do drzewa.
-Więc nadal twardo stoisz przy swoim...dobrze- Tak...godziła się na to, abyś od czasu do czasu ofiarował jej swój nadgarstek, ale jak wszystko i to najpewniej będzie miało cenę. Ona pozwoli ci być przy sobie, ale czego zażąda w zamian, tego nadal jeszcze nie wiesz. Myślisz, że gra trwa nadal, że cały czas możesz wygrać. Nie prawda...przegrałeś, przegrałeś nim umieściłeś na szali swoją pulę.
-Zawiąż tę ranę. Nie chcę robić sobie problemów- Powiedziała i złożyła delikatny pocałunek na twoim czole wspinając się na palcach. Odsunęła się od ciebie, a dłonią jedynie wytarła resztki krwi, pozbywając się tym samym dowodów na to, że przed chwilą żerowała.
-Wyczekuję naszego następnego spotkania- Rzuciła na odchodne, i po prostu zostawiła cię. Tak jak to typowa Esme powędrowała prosto przed siebie, aby na nowo zniknąć ci z oczu na jakiś czas, ale wróci...zawsze wraca.
z/t
- Ventus Zabini
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Sty 04, 2019 11:37 pm
Nikt nie musiał mówić, że przegrał. Ona nie musiała tego mówić, ponieważ on to wiedział. Wiedział, że przegrał, ale jednocześnie wiedział, że inni nie pozwolą mu na to, aby był przegrany. Nie tylko ona zażąda zapłaty. Świat też się zwróci o profity, gdy tylko nadejdzie pora. Może lepiej by było, gdyby wypiła całą jego krew pozbawiając go istnienia. Może byłoby łatwiej, może nawet bezpieczniej dla ich dwójki. Może powinni go znaleźć martwego, albo jeszcze lepiej – nigdy nie odnaleźć. Ven zawsze był dziwny, zawsze gnał wszędzie byle z dala od ludzi. Gdy tak piła jego krew on zatracał się w tym powoli tracąc na siłach. Nie dość, że nie był ubrany odpowiednio do pogody to jeszcze jego ukochana wypijała krople za kroplą krwi, która w końcu odpowiadała za życie w jego ciele. Opuścił dłoń wzdłuż ciała czując jak krople krwi spływają po jego palcach wprost na ziemię.
Kobiety. Zawsze zachłanne jak żmije. Ona doprowadzi cię na samo dno. Co ty robisz? Miałeś się wziąć w garść. Miałeś iść do przodu nie patrząc na to, co było kiedyś. Miałeś ją zostawić w spokoju.
Chcę iść na dno – przeszło mu przez myśl słuchając przy tym słów Esme. Czuł się wykorzystany. Nie miał z tego nic, ale to wykorzystanie było dla niego wszystkim, co dobre. Był chory z miłości do tej cyganki. Ktoś już dawno powinien się nim zainteresować. Ktoś już dawno powinien mu pomóc. Zamknąć w jakimś pomieszczeniu i resocjalizować. Nikt jednak nie interesuje się bogatym dzieciakiem z dobrego domu. Nikt nie patrzy na to, że to dziecko ma zniszczoną duszę. W końcu był dzieckiem. Nie miał jeszcze na tyle siły, aby decydować o sobie. Powinien być pod opieką dorosłych, a w zamian tego wpadł w sieć pająka nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Obserwował ją jak odsuwała się. Jak znikała niczym mara. Nie wiedział, czy była tą dobrą, czy może złą, ale nie chciał się nawet nad tym zastanawiać. Kucnął, gdy tylko zniknęła i wytarł dłoń w zbierający się wokół śnieg. Krew powoli przestawała płynąć. Zniszczył też ślady na ziemi, aby nikt tego zbyt szybko nie zauważył. Niedługo zbrodnię przykryje kolejna warstwa śniegu. Wsunął dłoń do kieszeni i poszedł do swojego dormitorium, gdzie zajął się nadgarstkiem.
[ z tematu ]
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|