- Alexandra Grace
Re: Huśtawka na drzewie
Czw Maj 25, 2017 8:33 pm
Alex od zawsze wiedziała, że jest beznadziejną dziewczyną. Nigdy nie spełniała oczekiwań rodziców, nie była dzieckiem, którym natychmiast wydawała się ta dziewczyna, która przed nią stała. Takie dziecko to marzenie jej rodziców. Tego zawsze chcieli. Porządne przywitanie, od razu się jakoś prezentuje. A ona? Rozczochrana i w dodatku już nawet nie próbująca opanować tego, co ma na głowie. Tylko dalej w myślach przeklinała kompletny brak uczesania. Nie miała za grosz zdolności w kwestii kultury. Nie żeby jej nie wychowano. Sporo ludzi próbowało. Tyle, że jakoś tak... cóż, powiedzmy, że Gryfonka urodziła się ewidentnie bez predyspozycji do bycia grzeczną dziewczynką w dobrej fryzurze. W dodatku znowu okazało się, że się nie przedstawiła. Jak zwykle to ktoś pamiętał o tym, by to zrobić. A ona pewnie, jak to już bywało wcześniej, wpadłaby na to gdzieś w połowie rozmowy. Ileż błędów można popełniać za każdym razem? Przecież się starała! Tyle, że jej punkt widzenia zawsze ograniczał się do tego, że podejmuje decyzje, a potem decyzja ta okazuje się najbardziej beznadziejną ze wszystkich możliwych. Ludzie nie chcą, żeby ktoś za nimi łaził i ciągle powtarzał, że będzie lepiej. Jeszcze bardziej nie życzą sobie wtryniania się w ich życie. Chyba, że ktoś robi to umiejętnie. Alexandra ewidentnie miała takie braki w obcowaniu z ludźmi, że siedmioletnie dziecko bardziej jest świadome tego, kiedy i co powiedzieć niż ona. Wiecie, sprawdza się powiedzenie, że dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane.
Chwilowo jednak mimo ewidentnego złego samopoczucia przez fryzurę i własne nieokrzesanie chciała pogadać z kimś. Nie zastanawiać się nad całą listą rzeczy, która idzie nie tak w każdej chwili. Plan jest taki, by uciekać przed tym, jak długo się da. W końcu dzięki temu może ruszy do przodu. Nauczy się na błędach, jak żyć powinna. To nie brzmi tak źle. Im mniej się kogoś zna, tym bardziej można spróbować od nowa. Bez żadnego większego uprzedzenia do siebie. Czyste kartki. To tylko kwestia ich zapisania.
- Och, to świetnie, że ją pamiętasz. Takie żywe wspomnienie - Nie mogłaś mieć nawet tyle, Alex, prawda? Przecież tobie pozostają skrawki z kłótni. Ewentualnie z spadania z jakiegoś drzewa. Albo z wypadku, ale to już było trochę później. A i jeszcze cała masa zdarzeń w szkole w tym roku. Cóż, jak widać nie można mieć wszystkiego. W tym melodyjki z dzieciństwa. Niby nic, a panna Grace zdążyła pozazdrościć trochę swojej rozmówczyni. Też chciałaby pamiętać takie właśnie rzeczy. Wydawało jej się to miłe i przyjemne. Móc wracać do wspomnienia z uśmiechem na twarzy. Tak się chyba sprawdza ich wartość. Te najlepsze powodują, że człowiek czuje się błogo. Najgorsze, że nie czuje nic albo gorzej, jest pełen strachu i wewnętrznego bólu.
- Alexandra Maria Grace, miło poznać. Ale reaguję wyłącznie na Alex. Pełne imię brzmi zbyt poważnie - Nie lubiła go. Miało swoją historię, dobra, ale nie oznacza to, że musi uwielbiać je. Zbyt długie, jak na człowieka, który jest taki nieogarnięty. Kompletnie nie ma dobrego wydźwięku, ale skrócona wersja już tak. Przynajmniej tak się jej już uroiło, że samo Alex bardzo odpowiada temu kim jest. W dodatku czułaby się dziwnie, jeśli musiałaby słuchać jak ktoś mówi do niej tak oficjalnie. Nie są przecież jeszcze na tyle starzy. Miała taką nadzieję przynajmniej. Nie chciała się starzeć. Złe rzeczy się z tym wiążą, dla niej szczególnie.
- Jak powinnam zwracać się do Ciebie? - Nie była pewna co myśleć w obecności tej dziewczyny. Lekko ją onieśmielała takim... cóż, jakby to można nazwać? Dojrzałym podejściem? Głupio by było kogoś na samym początku znajomości zniechęcić do siebie tylko dlatego, że nie potrafi się go dobrze nazwać. To byłby już chyba szczyt życiowej porażki. Zakładała jednak, że wypowiadają te kilka zdań już pewnie coś zepsuła i to poważnie. Tak już miewała, więc nie byłoby to jakoś specjalnie zaskakujące. W sumie to prawdopodobnie inny scenariusz mógłby zwalić ją z nóg. Człowiekowi najtrudniej jest zrozumieć dobre rzeczy. Może dlatego tak niewielu jest optymistów na świecie. Przynajmniej dla niej to jakiś gatunek wymarły. Spotykała tylko tych, którzy byli okrutnymi realistami albo tymi którzy wszystko widzieli w czarnych barwach. A jak już ktoś był światełkiem to w jej towarzystwie i to umiało się zepsuć. Gorzej, że wspominanie tego defektu sprawiało tylko tyle, że ludzie jeszcze bardziej się wściekali. Wieczne użalanie się nad sobą. Ciągły problem.
Nie tym razem. Teraz chciała rozegrać to poprawnie. W taki sposób, by chociaż raz nikogo nie zdenerwować. Udowodnić wszystkim, że się mylili. Zabawne, że może mieć to takie znaczenie, skoro nikomu przecież nie powie, że tak zrobiła, Że postawiła sobie za punkt honoru się ogarnąć.
Jednakże obietnice złożone samemu sobie są równie wiążące, co te innym. Szczególnie dla takiej Gryfonki, jak ona.
Chwilowo jednak mimo ewidentnego złego samopoczucia przez fryzurę i własne nieokrzesanie chciała pogadać z kimś. Nie zastanawiać się nad całą listą rzeczy, która idzie nie tak w każdej chwili. Plan jest taki, by uciekać przed tym, jak długo się da. W końcu dzięki temu może ruszy do przodu. Nauczy się na błędach, jak żyć powinna. To nie brzmi tak źle. Im mniej się kogoś zna, tym bardziej można spróbować od nowa. Bez żadnego większego uprzedzenia do siebie. Czyste kartki. To tylko kwestia ich zapisania.
- Och, to świetnie, że ją pamiętasz. Takie żywe wspomnienie - Nie mogłaś mieć nawet tyle, Alex, prawda? Przecież tobie pozostają skrawki z kłótni. Ewentualnie z spadania z jakiegoś drzewa. Albo z wypadku, ale to już było trochę później. A i jeszcze cała masa zdarzeń w szkole w tym roku. Cóż, jak widać nie można mieć wszystkiego. W tym melodyjki z dzieciństwa. Niby nic, a panna Grace zdążyła pozazdrościć trochę swojej rozmówczyni. Też chciałaby pamiętać takie właśnie rzeczy. Wydawało jej się to miłe i przyjemne. Móc wracać do wspomnienia z uśmiechem na twarzy. Tak się chyba sprawdza ich wartość. Te najlepsze powodują, że człowiek czuje się błogo. Najgorsze, że nie czuje nic albo gorzej, jest pełen strachu i wewnętrznego bólu.
- Alexandra Maria Grace, miło poznać. Ale reaguję wyłącznie na Alex. Pełne imię brzmi zbyt poważnie - Nie lubiła go. Miało swoją historię, dobra, ale nie oznacza to, że musi uwielbiać je. Zbyt długie, jak na człowieka, który jest taki nieogarnięty. Kompletnie nie ma dobrego wydźwięku, ale skrócona wersja już tak. Przynajmniej tak się jej już uroiło, że samo Alex bardzo odpowiada temu kim jest. W dodatku czułaby się dziwnie, jeśli musiałaby słuchać jak ktoś mówi do niej tak oficjalnie. Nie są przecież jeszcze na tyle starzy. Miała taką nadzieję przynajmniej. Nie chciała się starzeć. Złe rzeczy się z tym wiążą, dla niej szczególnie.
- Jak powinnam zwracać się do Ciebie? - Nie była pewna co myśleć w obecności tej dziewczyny. Lekko ją onieśmielała takim... cóż, jakby to można nazwać? Dojrzałym podejściem? Głupio by było kogoś na samym początku znajomości zniechęcić do siebie tylko dlatego, że nie potrafi się go dobrze nazwać. To byłby już chyba szczyt życiowej porażki. Zakładała jednak, że wypowiadają te kilka zdań już pewnie coś zepsuła i to poważnie. Tak już miewała, więc nie byłoby to jakoś specjalnie zaskakujące. W sumie to prawdopodobnie inny scenariusz mógłby zwalić ją z nóg. Człowiekowi najtrudniej jest zrozumieć dobre rzeczy. Może dlatego tak niewielu jest optymistów na świecie. Przynajmniej dla niej to jakiś gatunek wymarły. Spotykała tylko tych, którzy byli okrutnymi realistami albo tymi którzy wszystko widzieli w czarnych barwach. A jak już ktoś był światełkiem to w jej towarzystwie i to umiało się zepsuć. Gorzej, że wspominanie tego defektu sprawiało tylko tyle, że ludzie jeszcze bardziej się wściekali. Wieczne użalanie się nad sobą. Ciągły problem.
Nie tym razem. Teraz chciała rozegrać to poprawnie. W taki sposób, by chociaż raz nikogo nie zdenerwować. Udowodnić wszystkim, że się mylili. Zabawne, że może mieć to takie znaczenie, skoro nikomu przecież nie powie, że tak zrobiła, Że postawiła sobie za punkt honoru się ogarnąć.
Jednakże obietnice złożone samemu sobie są równie wiążące, co te innym. Szczególnie dla takiej Gryfonki, jak ona.
- Rossie Moody
Re: Huśtawka na drzewie
Czw Maj 25, 2017 9:18 pm
Rossie i dojrzałość tak naprawdę wcale się ze sobą nie łączyło, w jej sercu i głowie siedziało zupełnie coś innego, niż wszyscy dookoła chcieli widzieć. Każdy uważał, że pójdzie w ślady ojca, że zostanie kimś równie szanowanym, ale nie wiele osób znało prawdę o tym człowieku który nosił imię Maximilian. Prawda była taka, że człowiek ten żył niezwykle beztrosko, a podczas swoich podróży miewał liczne romanse. Małżeństwo które zostało zawarte pomiędzy nim a matką Rossie było tak naprawdę czymś w rodzaju zdrowego rozsądku, którym to bardzo pokierowali rodzice małżonków. Czysta krew powinna zostać zachowana, a znalezienie męża przez młodą dziewczynę było wręcz jej obowiązkiem. Takie były ramy dzisiejszych czasów. Dziewczyna często obserwując świat czarodziei i mugoli odnosiła wrażenie, że to czarodzieje byli bardzo często zacofani, a przynajmniej jeżeli chodzi swego rodzaju tradycje. Czy w świecie mugoli jakiś rodzić wybierał dla swojego dziecka partnera na całe życie, coraz rzadziej się o tym słyszało. Czarodzieje nadal starali się trzymać swego rodzaju kontrolę, może i ten zabieg miał jakiś sens, ale bardziej niż pewnym było to, że ktoś przekraczał pewne granice, a Rossie jedyne czego chciała robić to na co miała tak naprawdę ochotę, wyrwać się chociażby na chwilę spod tej obsesyjnej kontroli, poznać ludzi i świat na własny sposób. Nie chciała odkrywać tego wszystkiego podczas kolejnego bankietu na którym zmuszona przez matkę musiała się sztucznie uśmiechać. Chociaż pewnych rzeczy nawet matka nie była w stanie jej oszczędzić. Urodziła się w takiej a nie innej rodzinie, i niestety pewne obowiązki czy konkretne zachowanie na niej ciążyło
-Rossalie... wystarczy Rossalie- Na ustach dziewczyny ponownie zakwitł delikatny uśmiech, na skutek czego jej policzki lekko się podniosły. W oczach wielu uczniów była niestety nudziarą, oraz jak to często słyszała "nosi się jak by połknęła kij od szczotki" możliwe, że i tak było, ale problem polegał na tym, że nie sposób pewnych rzeczy nie wynieść z domu. Nawet jeżeli swego czasu w jej domu do wychowania podchodziło się niezwykle luźno, to jakieś podstawy zostały jej wpojone, i to nawet przez samego ojca, co nie zmieniało faktu, że on jak nikt potrafił łączyć ze sobą dobre wychowanie z odrobiną zabawy.
-Ojciec częstą ją nucił kiedy pakował się na kolejny wyjazd. A ja często mu pomagałam, więc melodia utknęła w głowie- Czasami kiedy wracała do domu i wchodziła do salonu wydawało się jej, że nadal widzi sylwetkę tego ukochanego przez nią mężczyznę, szkoda, że odszedł tak szybko, ale pozostawił po sobie w sercu Rossie bardzo dużo radości, i to było na wagę złota, problem był taki, że na pewno nie oddałaby tych wspomnień za żadne pieniądze.
-Jeżeli można zapytać... Alex... co sprawiło, że postanowiłaś tutaj zawitać?- Zapytała się poprawną, aż za nadto angielszczyzną. Gdyby Rossie puścić w grupkę nastolatków raczej nie znalazła by sobie wśród nich wspólnego języka.
-Jesteś kontent, że kończy się rok szkolny?- Zadała kolejne pytanie nie czekając nawet na to aż dziewczyna odpowie na poprzednie pytanie.
-Rossalie... wystarczy Rossalie- Na ustach dziewczyny ponownie zakwitł delikatny uśmiech, na skutek czego jej policzki lekko się podniosły. W oczach wielu uczniów była niestety nudziarą, oraz jak to często słyszała "nosi się jak by połknęła kij od szczotki" możliwe, że i tak było, ale problem polegał na tym, że nie sposób pewnych rzeczy nie wynieść z domu. Nawet jeżeli swego czasu w jej domu do wychowania podchodziło się niezwykle luźno, to jakieś podstawy zostały jej wpojone, i to nawet przez samego ojca, co nie zmieniało faktu, że on jak nikt potrafił łączyć ze sobą dobre wychowanie z odrobiną zabawy.
-Ojciec częstą ją nucił kiedy pakował się na kolejny wyjazd. A ja często mu pomagałam, więc melodia utknęła w głowie- Czasami kiedy wracała do domu i wchodziła do salonu wydawało się jej, że nadal widzi sylwetkę tego ukochanego przez nią mężczyznę, szkoda, że odszedł tak szybko, ale pozostawił po sobie w sercu Rossie bardzo dużo radości, i to było na wagę złota, problem był taki, że na pewno nie oddałaby tych wspomnień za żadne pieniądze.
-Jeżeli można zapytać... Alex... co sprawiło, że postanowiłaś tutaj zawitać?- Zapytała się poprawną, aż za nadto angielszczyzną. Gdyby Rossie puścić w grupkę nastolatków raczej nie znalazła by sobie wśród nich wspólnego języka.
-Jesteś kontent, że kończy się rok szkolny?- Zadała kolejne pytanie nie czekając nawet na to aż dziewczyna odpowie na poprzednie pytanie.
- Alexandra Grace
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Maj 26, 2017 8:49 pm
Być może Alexandrze wydawała się po prostu tak dojrzała, bo dostrzegała w niej to, o czym ciągle jej powtarzano. Człowiek ma już we krwi, że przy pierwszym spotkaniu bardziej skupia się na tym, co widzi i jak to odbiera niż na faktach. Wtedy jeszcze nie ma żadnej głębszej analizy, to zbyt szybko, by próbować zajrzeć głębiej. Przynajmniej na początku słynne pierwsze wrażenie odgrywa największą rolę. Dodając jeszcze przeżycia Gryfonki to miała prawo czuć się nieswojo. Niełatwo stanąć oko w oko ze spełnieniem marzeń własnych rodziców i wiedzieć, że się tak nie potrafi. Że nigdy się takim nie będzie, bo po prostu bywa się specjalistą w robieniu wszystkiego, czego się nie powinno. Jeśli można by dostać mistrzostwo za brak kultury to prawdopodobnie Alex znalazłaby się co najmniej w pierwszej piątce, jeśli nie zajęłaby zaszczytnego pierwszego miejsca. W dodatku stała sobie oko w oko z tym marzeniem własnych rodzicieli (bo przecież tak samo chcieli ją wychować!) z rozczochraną czupryną. To naprawdę poważna sprawa mimo tego, że się taką nie wydaje.
- Naprawdę miło Cię poznać, Rossalie - Podobało jej się to imię. Do tej dziewczyny pasowało. Długie, ale zarazem delikatne. Takie podkreślenie jej "połkniętego kija od szczotki", ale w pozytywnym sensie. Zabawne, że imię potrafi się dopasować do człowieka. Alex uznałaby Rossalie za taki przypadek. Chociaż była zdziwiona, że nie posługuje się żadnym skrótem. Większość znanych jej osób raczej preferowała wersję szybszą do wypowiedzenia i bardziej luźną. Zawsze jednak musi być ten pierwszy raz, prawda?
- Przykładna córka z Ciebie w takim razie. Mi nikt raczej nie nucił nic specjalnego. Przynajmniej nie na tyle często, bym coś zapamiętała - Miło by było mieć taką historyjkę. Kołysanka od mamusi, którą się słyszało codziennie przez wiele lat, czy coś w tym rodzaju. Niestety nie mogła nic takiego powiedzieć, bo byłoby to kłamstwo. Pamiętała raczej sporo kłótni i pogodzenie się z rodzicami po wypadku oraz historyczne wątki związane z miasteczkiem w którym żyła. I babcię. Jej przemowy motywacyjne i te mniej. Nie było jednak piosenek. Sporo opowieści o Marii Stuart i w ogóle historii, którą kochają rodzice. Niby tak wiele, a zabrakło w tym muzyki. Czegoś tak... zwyczajnego.
- Nie trzeba mieć powodu, by gdzieś iść. Czasami nogi po prostu nas niosą. Co do zakończenia to nie wiem do końca. Nie myślisz sobie czasem, że nie ma to większego znaczenia? Takie rzeczy i tak się zdarzą, czy tego chcemy, czy nie, więc chyba nie warto martwić się lub cieszyć czymś na co nie mamy wpływu. To jakby... neutralne zdarzenie, które po prostu jest, jakie jest i nic poza tym - Alex nie przeszkadzało to, jak Rossalie mówiła. Bardziej obawiała się, że może się to szybko urwać z jej własnej winy. W końcu to ona wypadała przy niej jak małpka, której nikt nie nauczył, że o banany to trzeba prosić.
- Naprawdę miło Cię poznać, Rossalie - Podobało jej się to imię. Do tej dziewczyny pasowało. Długie, ale zarazem delikatne. Takie podkreślenie jej "połkniętego kija od szczotki", ale w pozytywnym sensie. Zabawne, że imię potrafi się dopasować do człowieka. Alex uznałaby Rossalie za taki przypadek. Chociaż była zdziwiona, że nie posługuje się żadnym skrótem. Większość znanych jej osób raczej preferowała wersję szybszą do wypowiedzenia i bardziej luźną. Zawsze jednak musi być ten pierwszy raz, prawda?
- Przykładna córka z Ciebie w takim razie. Mi nikt raczej nie nucił nic specjalnego. Przynajmniej nie na tyle często, bym coś zapamiętała - Miło by było mieć taką historyjkę. Kołysanka od mamusi, którą się słyszało codziennie przez wiele lat, czy coś w tym rodzaju. Niestety nie mogła nic takiego powiedzieć, bo byłoby to kłamstwo. Pamiętała raczej sporo kłótni i pogodzenie się z rodzicami po wypadku oraz historyczne wątki związane z miasteczkiem w którym żyła. I babcię. Jej przemowy motywacyjne i te mniej. Nie było jednak piosenek. Sporo opowieści o Marii Stuart i w ogóle historii, którą kochają rodzice. Niby tak wiele, a zabrakło w tym muzyki. Czegoś tak... zwyczajnego.
- Nie trzeba mieć powodu, by gdzieś iść. Czasami nogi po prostu nas niosą. Co do zakończenia to nie wiem do końca. Nie myślisz sobie czasem, że nie ma to większego znaczenia? Takie rzeczy i tak się zdarzą, czy tego chcemy, czy nie, więc chyba nie warto martwić się lub cieszyć czymś na co nie mamy wpływu. To jakby... neutralne zdarzenie, które po prostu jest, jakie jest i nic poza tym - Alex nie przeszkadzało to, jak Rossalie mówiła. Bardziej obawiała się, że może się to szybko urwać z jej własnej winy. W końcu to ona wypadała przy niej jak małpka, której nikt nie nauczył, że o banany to trzeba prosić.
- Rossie Moody
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Cze 06, 2017 4:12 pm
Przykładna córka, tak mogła stwarzać takie wrażenie. W końcu kłamstwa uczyła się od najlepszych. Prawda była taka, że to całe doborowe towarzystwo w którym to Rossie miała przyjemność, albo raczej nieprzyjemność się obracać było tak bardzo puste. Pragnień w nich było tyle co w jakiejś małży... chociaż i w tym nawet pierwszy lepszy skorupiak ich prześcigał. W tych tak zawanych wyższych sferach wszystko było zaplanowane, poukładane, od początku do końca. Nie było tam miejsca na chaos, czy spontaniczne reakcje. Taki zachowaniem można było obrazić kogoś nim zdążyło się w ogóle odezwać. Rossie zaczęła się zastanawiać co by się stało gdyby jej rodzina, oraz znajomi tej rodziny zobaczyli Alex w jej domu. Rozczochraną, nie panującą do końca nad tym co mówi, zgarbiona... ba aby nie mówić, że głęboko w poważaniu miała poprawną postawę. Cóż do ideału było jej naprawdę daleko, ale i tacy ludzie byli potrzebni na tym świeci. W końcu byłoby naprawdę nudno gdyby wszyscy byli dokładnie tacy sami. Dlatego dobrze, że są mugole, dają trochę więcej rozrywki, i świat nie jest aż tak monotonny.
-Lubisz filozofować- Powiedziała spokojnie robiąc krok do przodu, i wyciągnęła dłoń przed siebie pokazując dziewczynie tym samym aby się kawałek przeszły. Panienka Moody ruszyła przed siebie, wbijając spojrzenie w drzewa, kwiaty, czasami w niebo.
-Filozofia jest bardzo szlachetną nauką, i nie każdy powinien jej dotykać, bowiem nie każdy rozumie sens tego świata. Prawda jest taka, że nikt tego nie rozumie. Wszystkie te twierdzenia powstały na zasadzie zrozumienia jako takiego, i albo tłum się z tym zgadza, albo nie- Uśmiechnęła się delikatnie. Rossie nigdy nie lubiła filozofii, za bardzo skupiała się na przeszłości i przyszłości, dziewczyna była zdecydowanie bardziej zwolenniczką teraźniejszości. Przyszłość była dla niej zbyt odległym terminem, na tyle odległym, że nie widziała sensu w tym aby się nim zajmować, czy tez przejmować.
-Co do bycia przykładną córką... wiele mi jeszcze brakuje- Ilu rzeczy musiała się nauczyć aby dorównać manierami chociażby którejś ze swoich ciotek to nawet nie chciała o tym myśleć. Dla wielu nadal była tą nieokrzesaną Rossalie, i to najpewniej nie ulegnie wcale tak szybko zmianie.
-Lubisz filozofować- Powiedziała spokojnie robiąc krok do przodu, i wyciągnęła dłoń przed siebie pokazując dziewczynie tym samym aby się kawałek przeszły. Panienka Moody ruszyła przed siebie, wbijając spojrzenie w drzewa, kwiaty, czasami w niebo.
-Filozofia jest bardzo szlachetną nauką, i nie każdy powinien jej dotykać, bowiem nie każdy rozumie sens tego świata. Prawda jest taka, że nikt tego nie rozumie. Wszystkie te twierdzenia powstały na zasadzie zrozumienia jako takiego, i albo tłum się z tym zgadza, albo nie- Uśmiechnęła się delikatnie. Rossie nigdy nie lubiła filozofii, za bardzo skupiała się na przeszłości i przyszłości, dziewczyna była zdecydowanie bardziej zwolenniczką teraźniejszości. Przyszłość była dla niej zbyt odległym terminem, na tyle odległym, że nie widziała sensu w tym aby się nim zajmować, czy tez przejmować.
-Co do bycia przykładną córką... wiele mi jeszcze brakuje- Ilu rzeczy musiała się nauczyć aby dorównać manierami chociażby którejś ze swoich ciotek to nawet nie chciała o tym myśleć. Dla wielu nadal była tą nieokrzesaną Rossalie, i to najpewniej nie ulegnie wcale tak szybko zmianie.
- Alexandra Grace
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Cze 12, 2017 6:25 pm
Większość rodziców byłaby zmartwiona obecnością Alex w towarzystwie ich dzieci. Mimo tego, że się starała to nie wydawała się ani trochę ogarnięta. Co więcej wzbudzała raczej poczucie wszechobecnego zamieszania. Nie miała problemu z mówieniem, kiedy chciała. Po prostu słowa się toczą, żadnego filtra na nie. Przez co kilka słów za dużo może bardzo utrudnić jej polubienie. Nikt nie lubi ludzi, którzy nie wiedzą, kiedy powinni się zamknąć. Panna Grace do nich należy, więc z zasady wynikają z tego same kłopoty i nieprzyjemności. Może jednak tacy ludzie musza istnieć chociażby po to, by była jakaś różnica między tymi ogarniętymi i tymi mniej? Na stwierdzenie dziewczyny zaśmiała się lekko i ruszyła za nią. Cóż, nie dało się ukryć. Alex w niezamierzony sposób opierała wszystko na jakiejś filozofii. Dodawało to trochę ciekawostek do jej żywota, który ostatnim czasem nie był najprzyjemniejszy. Uczyła się jednak na nowo patrzeć na ludzi. Może ten rok dał więc coś dobrego? Mogła iść obok kogoś i mu się przyglądać, mimo tego, że ta osoba chyba niezbyt szukała jej spojrzenia. Próbować dojrzeć kogoś prawdziwego pod słowami, a nie tylko na słowach opierać swoje osądy.
- Filozofia to poszukiwanie, a nie coś stałego. Oczywistym jest więc, że zajmują się nią Ci, którzy nie rozumieją sensu świata. Chodzi o jego szukanie, próby wytłumaczenia. Zgodzę się jednak z tym, że jedni się zgodzą z jakimś twierdzeniem, a inni nie. Tym bardziej można stwierdzić, że wszystko jest względne - Szkoda, że nie mogły dzielić się miłością do filozofowania. Gryfonka z chęcią rozważałaby to, co było i co może być. Marzenie, rozmyślania i tworzenie innych rzeczywistości sprawiało, że czuła, że gdzieś tam dalej mogą dziać się lepsze rzeczy. Takie, które są najzwyczajniej w świecie dobre.
- Na przykład? - Maniery? Och, Alexandra chyba sama zaproponowałaby, żeby Rossalie przedstawiła ją swoimi rodzicom. Przynajmniej wiedzieliby, jaki okrzesany byt stworzyli z niej i że zawsze mogło być gorzej. Mogła być Alexandrą, a wtedy oni musieliby chyba oddać ją do ośrodka zamkniętego i udawać, że nie mają żadnych powiązań rodzinnych.
- Filozofia to poszukiwanie, a nie coś stałego. Oczywistym jest więc, że zajmują się nią Ci, którzy nie rozumieją sensu świata. Chodzi o jego szukanie, próby wytłumaczenia. Zgodzę się jednak z tym, że jedni się zgodzą z jakimś twierdzeniem, a inni nie. Tym bardziej można stwierdzić, że wszystko jest względne - Szkoda, że nie mogły dzielić się miłością do filozofowania. Gryfonka z chęcią rozważałaby to, co było i co może być. Marzenie, rozmyślania i tworzenie innych rzeczywistości sprawiało, że czuła, że gdzieś tam dalej mogą dziać się lepsze rzeczy. Takie, które są najzwyczajniej w świecie dobre.
- Na przykład? - Maniery? Och, Alexandra chyba sama zaproponowałaby, żeby Rossalie przedstawiła ją swoimi rodzicom. Przynajmniej wiedzieliby, jaki okrzesany byt stworzyli z niej i że zawsze mogło być gorzej. Mogła być Alexandrą, a wtedy oni musieliby chyba oddać ją do ośrodka zamkniętego i udawać, że nie mają żadnych powiązań rodzinnych.
- Mistrz Gry
Re: Huśtawka na drzewie
Sro Cze 21, 2017 2:09 am
Zakończenie sesji pomiędzy Rossie a Alexandrą z powodu kończenia sesji w zamku.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Eileen Gray
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 6:05 pm
Chciało jej się płakać. Naprawdę, to wcielenie spokoju i opanowania było na skraju łez. Pogoda zdawała się wtórować dziewczęciu, bo mimo iż nie skończył się jeszcze październik, wiało, padało i w ogóle było nieprzyjemnie. Mimo deszczu, dziewczyna wyszła na błonia, chcąc kroplami deszczu zmyć swoje wszystkie troski. Tyle koszmarów. Tak tragicznie jej się spało. Tak źle. Już dawno nie było aż tak źle. Siedziała więc na ławce, moknąc i marznąc, wyobrażając sobie że deszcz na jej policzkach to łzy, bo tak naprawdę nie płakała nigdy.
Spokój jednak nie był jej dany. Na ziemię spadła torba z książkami, rozwiały się kartki z notatkami. Kilka zdążyła złapać od razu, ale jedna pomknęła w stronę lasu, niesiona wiatrem.
- Oh nie... - jęknęła czarownica i wyciągnęła różdżkę. - Accio...!
Ale kartka nie zareagowała, mknąc sobie w siną dal.
Spokój jednak nie był jej dany. Na ziemię spadła torba z książkami, rozwiały się kartki z notatkami. Kilka zdążyła złapać od razu, ale jedna pomknęła w stronę lasu, niesiona wiatrem.
- Oh nie... - jęknęła czarownica i wyciągnęła różdżkę. - Accio...!
Ale kartka nie zareagowała, mknąc sobie w siną dal.
- Annie Arias
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 6:44 pm
Nie miała dzisiaj żadnych planów, poza nauką oczywiście, do której się zawsze przykładała. Tym razem jednak miała zamiar pomalować na świeżym powietrzu, zapomniała tylko, że zaczęło padać i wszystko szlag trafił. Poprawiła swoją torbę na ramieniu kierując się w stronę Huśtawki na drzewie. Im szła bliżej wiatr nieco zelżał co ją ucieszyło. Jednocześnie zauważyła, że nie była tutaj sama, była tam Gryfonka, która najwidoczniej miała pecha, bo wszystkie książki jej się wysypały na ziemię. Nie oszukujmy się przy takiej pogodzie nie trudno o błoto.
-Hej. Może pomogę - rzekła podchodząc do dziewczyny, pomachała jej na powitanie. Podeszła bliżej, kucnęła na przeciw niej, odłożyła swoją torbę na ziemi i zaczęła zbierać podręczniki wytrzepując je z ewentualnego brudu. Starała się też pozbierać resztę kartek by się nie zdążyły pobrudzić, ale los chciał, że niektóre po prostu w krótkim czasie zmokły do samej nitki.
-Tak w ogóle to jestem Annie - dodała po chwili z uśmiechem podając Gryfonce jej własne podręczniki.
-Wybacz jeżeli za bardzo wyrwałam się z pomocą - dodała nieco zakłopotanym tonem. W końcu nie każdy mógł chcieć pomocy od drugiej osoby. A ona, jak to ona chciała pomóc, od tak po prostu. W końcu to nic złego. Dobrze, że miała kaptur na głowie, bo ten deszcz popsułby jej fryzurę! A fryzura to ważna część wyglądu u dziewcząt. W sumie szkoda by było gdyby włosy stały się mokre. Choć dzięki krótkiej długości to nie jest dla niej żaden problem.
-Hej. Może pomogę - rzekła podchodząc do dziewczyny, pomachała jej na powitanie. Podeszła bliżej, kucnęła na przeciw niej, odłożyła swoją torbę na ziemi i zaczęła zbierać podręczniki wytrzepując je z ewentualnego brudu. Starała się też pozbierać resztę kartek by się nie zdążyły pobrudzić, ale los chciał, że niektóre po prostu w krótkim czasie zmokły do samej nitki.
-Tak w ogóle to jestem Annie - dodała po chwili z uśmiechem podając Gryfonce jej własne podręczniki.
-Wybacz jeżeli za bardzo wyrwałam się z pomocą - dodała nieco zakłopotanym tonem. W końcu nie każdy mógł chcieć pomocy od drugiej osoby. A ona, jak to ona chciała pomóc, od tak po prostu. W końcu to nic złego. Dobrze, że miała kaptur na głowie, bo ten deszcz popsułby jej fryzurę! A fryzura to ważna część wyglądu u dziewcząt. W sumie szkoda by było gdyby włosy stały się mokre. Choć dzięki krótkiej długości to nie jest dla niej żaden problem.
- Eileen Gray
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 8:14 pm
Notatki przepadły. Trudno, nie było w nich nic takiego, czego by nie mogła odtworzyć. Zyskała jednak coś, czego się nie spodziewała w tym moknącym świecie. Wsparcie. Drobny gest pomocy od nieznajomej Puchonki. Zupełnie jej nie kojarzyła... czyżby była młodsza? Wygląd często mylił co do wieku, więc równie dobrze mogła być od niej starsza.
- Dziękuję - powiedziała cicho, lekko zachrypniętym głosem. Przemoknięcie chyba jej nie służyło. Czyżby powinna się wybrać do skrzydła szpitalnego po eliksir pieprzowy? A może zwykła herbata wystarczy? W zasadzie nie miała pojęcia za ile czasu odbędzie się jakiś posiłek. Nie wiedziała ile siedziała na tej huśtawce. Ale chyba pomogło...
- To bardzo miłe z twojej strony - powiedziała, uśmiechając się delikatnie do Annie. - Ja jestem Eileen. Jejku... Ale się rozpadało...
Faktycznie, krople leciały z nieba coraz gęściej, ściekając po i tak już przemoczonej Gryfonce.
- Może... powinnyśmy pójść do zamku... Co tu właściwie robisz w taką pogodę?
- Dziękuję - powiedziała cicho, lekko zachrypniętym głosem. Przemoknięcie chyba jej nie służyło. Czyżby powinna się wybrać do skrzydła szpitalnego po eliksir pieprzowy? A może zwykła herbata wystarczy? W zasadzie nie miała pojęcia za ile czasu odbędzie się jakiś posiłek. Nie wiedziała ile siedziała na tej huśtawce. Ale chyba pomogło...
- To bardzo miłe z twojej strony - powiedziała, uśmiechając się delikatnie do Annie. - Ja jestem Eileen. Jejku... Ale się rozpadało...
Faktycznie, krople leciały z nieba coraz gęściej, ściekając po i tak już przemoczonej Gryfonce.
- Może... powinnyśmy pójść do zamku... Co tu właściwie robisz w taką pogodę?
- Annie Arias
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 8:48 pm
Ucieszyła się, że Gryfonka jej nie przegoniła za chęć pomocy. Z drugiej strony chyba jeszcze nie spotkała nikogo nie miłego, albo miała po prostu szczęście do takich osób, kto wie może los jej sprzyja w takich sprawach.
-Drobnostka - odrzekła z uśmiechem. Jedną dłonią poprawiła kaptur, a drugą zaś wzięła pasek od torby i przewiesiła ją sobie przez ramię. Trochę ją otrzepała z brudu. Wstała, prostując się.
-Ano rozpadało się, a miałam ochotę tutaj pomalować - westchnęła cicho widocznie zrezygnowana. Lubiła to miejsce, jednak widać, że ten dzień miesiąca nie jest dla niej łaskawy i będzie trzeba malować w zamku, powinno się znaleźć jakieś fajne miejsce.
-Ja? Czasami tu przychodzę i maluje, głównie na kartce. Lubię takie zajęcia, odstresowują mnie, a i można się wyciszyć. A ty? - rzekła patrząc na swoją rozmówczynię swoimi piwnymi oczami. Mimo, że padało, było brzydko i mokro to jej oczy były radosne. W każdej sytuacji można znaleźć coś dobrego. Nawet teraz, bo znalazła Gryfonkę do rozmowy! A tak siedziała by tutaj sama jak palec, a z nieba lały by się hektolitry wody. W sumie i tak by nic tutaj nie pomalowała, więc nic tu po niej. Przynajmniej znalazła towarzyszkę do rozmów.
-Wyglądasz na smutną, stało się coś? Nie musisz odpowiadać jeżeli nie chcesz - rzekła niepewnie do rozmówczyni. W końcu to nie była jej sprawa, a ona nie chciała być nie miła. Zrozumie jeżeli ktoś nie chce o czymś jej powiedzieć. W końcu nie każdy jest otwarty na przypadkową spotkaną osobę. A im dłużej tu stoi to tym bardziej jest przekonana o fakcie, że powinna skierować swoje nogi do zamku, bo w taką pogodę może jeszcze złapać przeziębienie, a tego wolałaby uniknąć niczym ognia. Chorowanie to samo zło brrr...
-Drobnostka - odrzekła z uśmiechem. Jedną dłonią poprawiła kaptur, a drugą zaś wzięła pasek od torby i przewiesiła ją sobie przez ramię. Trochę ją otrzepała z brudu. Wstała, prostując się.
-Ano rozpadało się, a miałam ochotę tutaj pomalować - westchnęła cicho widocznie zrezygnowana. Lubiła to miejsce, jednak widać, że ten dzień miesiąca nie jest dla niej łaskawy i będzie trzeba malować w zamku, powinno się znaleźć jakieś fajne miejsce.
-Ja? Czasami tu przychodzę i maluje, głównie na kartce. Lubię takie zajęcia, odstresowują mnie, a i można się wyciszyć. A ty? - rzekła patrząc na swoją rozmówczynię swoimi piwnymi oczami. Mimo, że padało, było brzydko i mokro to jej oczy były radosne. W każdej sytuacji można znaleźć coś dobrego. Nawet teraz, bo znalazła Gryfonkę do rozmowy! A tak siedziała by tutaj sama jak palec, a z nieba lały by się hektolitry wody. W sumie i tak by nic tutaj nie pomalowała, więc nic tu po niej. Przynajmniej znalazła towarzyszkę do rozmów.
-Wyglądasz na smutną, stało się coś? Nie musisz odpowiadać jeżeli nie chcesz - rzekła niepewnie do rozmówczyni. W końcu to nie była jej sprawa, a ona nie chciała być nie miła. Zrozumie jeżeli ktoś nie chce o czymś jej powiedzieć. W końcu nie każdy jest otwarty na przypadkową spotkaną osobę. A im dłużej tu stoi to tym bardziej jest przekonana o fakcie, że powinna skierować swoje nogi do zamku, bo w taką pogodę może jeszcze złapać przeziębienie, a tego wolałaby uniknąć niczym ognia. Chorowanie to samo zło brrr...
- Eileen Gray
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 9:24 pm
- Pomalować - powtórzyła z cichym zachwytem Eileen, której takie zdolności niestety były obce. Ogarnęła do końca swoje rzeczy i ruszyła wraz z Annie w stronę zamku. - Zawsze podziwiałam artystów. To wspaniałe, tak uwieczniać piękno.
Westchnęła cicho. W zasadzie wszystko robiła cicho. Mówiła cicho, chodziła cicho i cicho wyrażała emocje. Taka już po prostu była. No i jak się nad tym zastanawiała, jakby miała nadać temu milczeniu znaczenia, wyjaśniłaby, że zwyczajnie nie chce zakłócić tego spokoju, który jeszcze pozostał na świecie.
- Ja przyszłam z powodu deszczu. Tylko że wtedy to był spokojny deszczyk, nawet nie zauważyłam kiedy się rozpadało do tego stopnia. Zdaje się, że nie postąpiłam zbyt rozsądnie. Wszystko jest mokre...
W kwestii smutku troszkę się speszyła. Z jednej strony chciała powiedzieć, z drugiej nie. Nie chciała opowiadać nowo poznanej osobie o swoich problemach, z resztą nawet bliższym osobom nie zwierzała się prawie w ogóle. Nie żeby tych bliskich osób było jakoś przesadnie dużo. Z drugiej jednak strony...
- Miewam ostatnio dużo koszmarów - zdecydowała się w końcu na półprawdę. - Często je miewam. Ale ostatnio nieco gorzej sobie z tym radzę.
Czy jej ulżyło, kiedy to powiedziała? W zasadzie to... nie. Nie, póki nie usłyszy odpowiedzi Puchonki.
Westchnęła cicho. W zasadzie wszystko robiła cicho. Mówiła cicho, chodziła cicho i cicho wyrażała emocje. Taka już po prostu była. No i jak się nad tym zastanawiała, jakby miała nadać temu milczeniu znaczenia, wyjaśniłaby, że zwyczajnie nie chce zakłócić tego spokoju, który jeszcze pozostał na świecie.
- Ja przyszłam z powodu deszczu. Tylko że wtedy to był spokojny deszczyk, nawet nie zauważyłam kiedy się rozpadało do tego stopnia. Zdaje się, że nie postąpiłam zbyt rozsądnie. Wszystko jest mokre...
W kwestii smutku troszkę się speszyła. Z jednej strony chciała powiedzieć, z drugiej nie. Nie chciała opowiadać nowo poznanej osobie o swoich problemach, z resztą nawet bliższym osobom nie zwierzała się prawie w ogóle. Nie żeby tych bliskich osób było jakoś przesadnie dużo. Z drugiej jednak strony...
- Miewam ostatnio dużo koszmarów - zdecydowała się w końcu na półprawdę. - Często je miewam. Ale ostatnio nieco gorzej sobie z tym radzę.
Czy jej ulżyło, kiedy to powiedziała? W zasadzie to... nie. Nie, póki nie usłyszy odpowiedzi Puchonki.
- Annie Arias
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 10:02 pm
- Jakbyś chciała to mogę Ci pokazać którąś z moich prac, co ty na to? - rzekła z uśmiechem. Dziewczyna wyglądała jakby podziwiała ludzi którzy malują więc dlaczego by jej nie pokazać swoich prac, oczywiście jeżeli Gryfonka chciałaby je zobaczyć. Pracę nie są wykonane jakoś super ładnie, ale wiedziała, że jest w tym dobra i pewnie wykonując swoje hobby.
-Ja się artystą nie czuje, ale lubię to robić. Mam nadzieję być coraz lepsza w tym co robię - rzekła z pewnością w głosie. Była pewna, że tak się stanie, bo w końcu robi to codziennie, a przynajmniej się stara! Nawet jak nie maluje na kartce to zawsze ma jakieś dodatkowe malunki z lekcji w notatkach albo gdzieś na ostatnich stronach swojego zeszytu. Gdzie nie spojrzeć wszędzie były jakieś jej rysunki. Ruszyła z Eileen w stronę zamku cieszyła się, że w końcu będzie mogła usiąść wypić gorącą herbatkę i zjeść jakieś ciastka! Taaak to jest dobre.
-Usiądziemy przy kominku tam wszystko szybko wyschnie. Mam nadzieję, że Twoje notatki są zdatne do użytku, bo takie poplamione to nie są zbyt fajne - rzekła lekko wykrzywiając twarz. Sama wiedziała o tym zbyt dobrze, że notatki na przykład poplamione farbą też nie są zbyt fajne do odczytywania albo do nauki. Ileż ona musiała się nasiedzieć by odczytać te swoje gryzmoły pod farbą! Toż to głowa mała.
-Koszmary? - rzekła zdziwiona unosząc jedną brew do góry. Z tego co ona pamiętała też miała jeden koszmar w którym ONA* się pojawia. Aż poczuła ciarki na ciele. Brrr nie chciała tego wspominać, to zła kobieta jest.
-Wiesz co ja robię jak mam koszmary? Często zmieniam im wygląd albo głos! Najlepiej takiego dwulatka, który sepleni, wiesz, że wtedy ten koszmar może stać się bardzo śmieszny! No oczywiście jeżeli jest to człowiek, bo jak on nie jest człowiekiem to w sumie nie wiem. Ale zawsze można próbować by takie zmiany były o trzysta sześćdziesiąt stopni by z koszmaru zrobiła się komedia! - rzekła. Im dłużej o tym opowiadała to jej ton głosu robił się coraz bardziej wesoły i radosny. Na samym końcu zaśmiała się wesoło mimo deszczu, który kropił na jej twarz.
-Wiesz może w Twoim przypadku to nie zadziała, ale jak chcesz to spróbuje Ci pomóc o ile jestem w stanie, co ty na to? - rzuciła wesoło i lekko szturchnęła ją w ramię swoim ramieniem. W końcu koszmar to koszmar, ale zawsze mija! Nie siedzi on w Twojej głowie takie 24/7 tylko pojawia się, przeraża Cię i znika. Puf i go nie ma. Gdyby to tak działało w JEJ* przypadku to byłaby wniebowzięta, na prawdę! Ale się nie da, strach w jej przypadku jest za wielki. No kurza tfasz! Głupia baba z drewna.
*Odsyłam do Bogina w KP
-Ja się artystą nie czuje, ale lubię to robić. Mam nadzieję być coraz lepsza w tym co robię - rzekła z pewnością w głosie. Była pewna, że tak się stanie, bo w końcu robi to codziennie, a przynajmniej się stara! Nawet jak nie maluje na kartce to zawsze ma jakieś dodatkowe malunki z lekcji w notatkach albo gdzieś na ostatnich stronach swojego zeszytu. Gdzie nie spojrzeć wszędzie były jakieś jej rysunki. Ruszyła z Eileen w stronę zamku cieszyła się, że w końcu będzie mogła usiąść wypić gorącą herbatkę i zjeść jakieś ciastka! Taaak to jest dobre.
-Usiądziemy przy kominku tam wszystko szybko wyschnie. Mam nadzieję, że Twoje notatki są zdatne do użytku, bo takie poplamione to nie są zbyt fajne - rzekła lekko wykrzywiając twarz. Sama wiedziała o tym zbyt dobrze, że notatki na przykład poplamione farbą też nie są zbyt fajne do odczytywania albo do nauki. Ileż ona musiała się nasiedzieć by odczytać te swoje gryzmoły pod farbą! Toż to głowa mała.
-Koszmary? - rzekła zdziwiona unosząc jedną brew do góry. Z tego co ona pamiętała też miała jeden koszmar w którym ONA* się pojawia. Aż poczuła ciarki na ciele. Brrr nie chciała tego wspominać, to zła kobieta jest.
-Wiesz co ja robię jak mam koszmary? Często zmieniam im wygląd albo głos! Najlepiej takiego dwulatka, który sepleni, wiesz, że wtedy ten koszmar może stać się bardzo śmieszny! No oczywiście jeżeli jest to człowiek, bo jak on nie jest człowiekiem to w sumie nie wiem. Ale zawsze można próbować by takie zmiany były o trzysta sześćdziesiąt stopni by z koszmaru zrobiła się komedia! - rzekła. Im dłużej o tym opowiadała to jej ton głosu robił się coraz bardziej wesoły i radosny. Na samym końcu zaśmiała się wesoło mimo deszczu, który kropił na jej twarz.
-Wiesz może w Twoim przypadku to nie zadziała, ale jak chcesz to spróbuje Ci pomóc o ile jestem w stanie, co ty na to? - rzuciła wesoło i lekko szturchnęła ją w ramię swoim ramieniem. W końcu koszmar to koszmar, ale zawsze mija! Nie siedzi on w Twojej głowie takie 24/7 tylko pojawia się, przeraża Cię i znika. Puf i go nie ma. Gdyby to tak działało w JEJ* przypadku to byłaby wniebowzięta, na prawdę! Ale się nie da, strach w jej przypadku jest za wielki. No kurza tfasz! Głupia baba z drewna.
*Odsyłam do Bogina w KP
- Eileen Gray
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Kwi 23, 2018 10:27 pm
Eileen spojrzała ze smutnym, słabym uśmiechem na Annie.
- Wiesz, obawiam się, że nie mam takiego wpływu na swoje koszmary - powiedziała zupełnie szczerze. - Pomaga mi Eliksir Słodkiego Snu, ale i tak go nadużywałam swego czasu. Staram się... ograniczać takie rzeczy, bo to tylko pogłębia problem.
Trochę pomogło. Powiedzenie o swych troskach przynosiło ulgę, choć nie tak wielką jak Eileen sobie wyobrażała. Może też dlatego, że nie wyznała całej prawdy? Zapewne tak. Ale chwilowo miała dość tematu. Z reszta, dotarły już do zamku.
- Chętnie obejrzę twoje prace. Ale chyba wolałabym się najpierw doprowadzić do porządku. Spotkamy się w Sali Wejściowej za jakieś pół godziny? Przebiorę szaty i może się wysuszę... Mam nadzieję, że tu będziesz.
Uśmiechnęła się ciepło do Puchonki i ruszyła w stronę schodów, gdzie czekała ją dłuuuga dłuuuuga wspinaczka do Pokoju Wspólnego.
[z/t] x2
- Wiesz, obawiam się, że nie mam takiego wpływu na swoje koszmary - powiedziała zupełnie szczerze. - Pomaga mi Eliksir Słodkiego Snu, ale i tak go nadużywałam swego czasu. Staram się... ograniczać takie rzeczy, bo to tylko pogłębia problem.
Trochę pomogło. Powiedzenie o swych troskach przynosiło ulgę, choć nie tak wielką jak Eileen sobie wyobrażała. Może też dlatego, że nie wyznała całej prawdy? Zapewne tak. Ale chwilowo miała dość tematu. Z reszta, dotarły już do zamku.
- Chętnie obejrzę twoje prace. Ale chyba wolałabym się najpierw doprowadzić do porządku. Spotkamy się w Sali Wejściowej za jakieś pół godziny? Przebiorę szaty i może się wysuszę... Mam nadzieję, że tu będziesz.
Uśmiechnęła się ciepło do Puchonki i ruszyła w stronę schodów, gdzie czekała ją dłuuuga dłuuuuga wspinaczka do Pokoju Wspólnego.
[z/t] x2
- Ururu Marquez
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Cze 29, 2018 7:36 pm
Był piękny jesienny poranek, kiedy Ururu opuścił swoje łóżeczko w nieprzychylnym mu dormitorium. Tym razem jego szkolne szaty pozostały nienaruszone, tak więc bez zbędnych poprawek wdział co miał i wybył na obchód zamku. Bardzo lubił obchodzenie swojej standardowej piątkowej trasy przed porannymi zajęciami. Była dość krótka i zahaczała o Wielką Salę, co pozwalało mu na szybkie zgarnięcie ze stołu czegoś do jedzenia.
Srebrne włosy tylko mignęły wśród tłumu uczniów kotłujących się przy czterech długich domach. Barwy lamówek ich szat ginęły w ogóle czerni zaburzonej różnymi odcieniami blondu, brązu i innych kolorów włosów, tak że na pierwszy rzut oka wyglądali po prostu jak studenci jednej szkoły. Ururu bardzo by chciał, aby tak było. Żadnych domów, ani innych sztucznych podziałów, czy to ze względu na pochodzenie, czy poglądy. Srebrny wąż ciążył mu na piersi każdego dnia z wielu powodów, które nigdy nie były przychylnie witane w marquezowej głowie.
Z zabranym szybkim gestem pasztecikiem dyniowym, Ururu udał się na błonia. Jak na jesień przystało, temperatura była o tej porze dość niska, na szczęście szkolne szaty dobrze chroniły ciepłolubne ciałko szaraka. Idąc w znanym sobie kierunku dotarł na huśtawkę, której sznurki u szczytu przyozdobione były misterną siecią mieszkającego na niej pająka. Marquez zasiadł wygodnie i zwrócił swe spojrzenie ku jednej z nielicznych przychylnych mu w Hogwarcie istot rozpoczynając intymną chwilę milczenia.
Srebrne włosy tylko mignęły wśród tłumu uczniów kotłujących się przy czterech długich domach. Barwy lamówek ich szat ginęły w ogóle czerni zaburzonej różnymi odcieniami blondu, brązu i innych kolorów włosów, tak że na pierwszy rzut oka wyglądali po prostu jak studenci jednej szkoły. Ururu bardzo by chciał, aby tak było. Żadnych domów, ani innych sztucznych podziałów, czy to ze względu na pochodzenie, czy poglądy. Srebrny wąż ciążył mu na piersi każdego dnia z wielu powodów, które nigdy nie były przychylnie witane w marquezowej głowie.
Z zabranym szybkim gestem pasztecikiem dyniowym, Ururu udał się na błonia. Jak na jesień przystało, temperatura była o tej porze dość niska, na szczęście szkolne szaty dobrze chroniły ciepłolubne ciałko szaraka. Idąc w znanym sobie kierunku dotarł na huśtawkę, której sznurki u szczytu przyozdobione były misterną siecią mieszkającego na niej pająka. Marquez zasiadł wygodnie i zwrócił swe spojrzenie ku jednej z nielicznych przychylnych mu w Hogwarcie istot rozpoczynając intymną chwilę milczenia.
- Pandora Travers
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Cze 29, 2018 8:37 pm
Panda nie jadała śniadań. Nie rozumiała idei szybkiego zrywania się z łóżka wczesnym porankiem, który dla niej był wciąż nocą i bezsensownego zapychania się jedzeniem. Nie potrafiła jeść o tej godzinie, od razu robiło jej się niedobrze. Dlatego zobaczenie jej w Wielkiej Sali od samego rana było niemożliwe. Travers nie wyobrażała sobie zaczęcia dnia od spotkania takiej ilości osób naraz, a jeśli zdarzyło się, że została zmuszona tam wejść, jej dzień od razu zostawał spisany na straty. Jak miał być dobry, skoro już widziała tyle debilnych twarzy, nonsens. Dlatego też zamiast do Wielkiej Sali skierowała się na błonia. Spojrzawszy na zegarek stwierdziła, że ma jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia zajęć, więc bez pośpiechu szła przez szkolne błonia w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca. Przez głowę przemknęła jej huśtawka, jaki idiota szedł się huśtać przed lekcjami? Doszła do wniosku, że nikogo tam nie będzie, młodsze roczniki niespecjalnie przebywały na błoniach, szczególnie jesienią i zimą, a że mieli październik Panda był spokojna.
Kiedy oddaliła się wystarczająco od zamku i obejrzawszy się stwierdziła, że nikogo w okół jej nie ma, a do huśtawki dzieliło ją kilkaset metrów, wyjęła z kieszeni szkolnej szaty paczkę papierosów, po czym wzięła jednego szluga do ręki, a paczka znalazła się z powrotem w kieszeni. Panda łamała szkolny regulamin regularnie. Wiedziała skąd wziąć zakazane rzeczy i nie było tu mowy o tych zakazanych przez Filcha, który miał nie po kolei w głowie, tylko tych naprawdę niedozwolonych. Sęk jednak w tym, że dziewczyna miała to w nosie. Potrzebowała zapalić to poszła to zrobić. Wiedząc, że przyjdzie jej spędzić cały dzień wśród istot, które inteligencją nie mogły się nawet równać z wielką kałamarnicą z jeziora, nie wyobrażała sobie tego nie zrobić. Jeśli miała wytrzymać - papieros był niezbędny.
Wyjęła z wnętrza szaty różdżkę i wypowiadając krótkie "incendio" podpaliła szluga. Była tak nad tym skupiona, że dochodząc do huśtawki nie zauważyła, że już ktoś tam był.
Kiedy oddaliła się wystarczająco od zamku i obejrzawszy się stwierdziła, że nikogo w okół jej nie ma, a do huśtawki dzieliło ją kilkaset metrów, wyjęła z kieszeni szkolnej szaty paczkę papierosów, po czym wzięła jednego szluga do ręki, a paczka znalazła się z powrotem w kieszeni. Panda łamała szkolny regulamin regularnie. Wiedziała skąd wziąć zakazane rzeczy i nie było tu mowy o tych zakazanych przez Filcha, który miał nie po kolei w głowie, tylko tych naprawdę niedozwolonych. Sęk jednak w tym, że dziewczyna miała to w nosie. Potrzebowała zapalić to poszła to zrobić. Wiedząc, że przyjdzie jej spędzić cały dzień wśród istot, które inteligencją nie mogły się nawet równać z wielką kałamarnicą z jeziora, nie wyobrażała sobie tego nie zrobić. Jeśli miała wytrzymać - papieros był niezbędny.
Wyjęła z wnętrza szaty różdżkę i wypowiadając krótkie "incendio" podpaliła szluga. Była tak nad tym skupiona, że dochodząc do huśtawki nie zauważyła, że już ktoś tam był.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|