- Pani Norris
Re: Huśtawka na drzewie
Pon Lis 14, 2016 11:50 pm
Ładna pogoda... Wiatr pochyla źdźbła traw w majestatyczny sposób... a ludzie mówią do mnie „kici, kici”, mają mnie za głupią...
Kotka, lekko stawiając łapki na podłożu, mknęła przed siebie. Na tropie dobroci dotarła... A dotarła do nie byle czego, gdyż jej żółtym niczym mocz oczom ukazały się przeróżne łakocie. Leżały one na swetrze, pachnącym jakoś znajomo, acz nieprzyjemnie... chyba tym... tym mięśniakiem.
Pani Norris zbliżyła się wręcz bezszelestnie. Zaszła chłopców od tyłu i w końcu nie ociągając się dłużej, położyła się na trawie. Przeszywające spojrzenie skierowała na Isaaca, obok którego znalazła najwygodniejsze miejsce. Niech tylko sobie nie myśli... Pacnęła go delikatnie pazurkami po spodniach, zahaczając o ich materiał.
Gdyby ktoś nie wiedział, co to za zwierzak, pewnie stwierdziłby, że to urocze. Lecz takim nie było, a absurd tego widoku mógł powalać na kolana (z drugiej strony żadne z nich nie stało, więc nie mam czym poprzeć tej tezy). Niemniej, jak sam Krukon zdradził, za coś ten szlaban prawie dostał... choć czy było to prawdą?
czy to pasztecik
dyniowy tu czuję już
trzeba to sprawdzić
dyniowy tu czuję już
trzeba to sprawdzić
Kotka, lekko stawiając łapki na podłożu, mknęła przed siebie. Na tropie dobroci dotarła... A dotarła do nie byle czego, gdyż jej żółtym niczym mocz oczom ukazały się przeróżne łakocie. Leżały one na swetrze, pachnącym jakoś znajomo, acz nieprzyjemnie... chyba tym... tym mięśniakiem.
gdyby spróbować
tak szybko ich przechytrzyć
nawet nie mrugną
tak szybko ich przechytrzyć
nawet nie mrugną
Pani Norris zbliżyła się wręcz bezszelestnie. Zaszła chłopców od tyłu i w końcu nie ociągając się dłużej, położyła się na trawie. Przeszywające spojrzenie skierowała na Isaaca, obok którego znalazła najwygodniejsze miejsce. Niech tylko sobie nie myśli... Pacnęła go delikatnie pazurkami po spodniach, zahaczając o ich materiał.
Gdyby ktoś nie wiedział, co to za zwierzak, pewnie stwierdziłby, że to urocze. Lecz takim nie było, a absurd tego widoku mógł powalać na kolana (z drugiej strony żadne z nich nie stało, więc nie mam czym poprzeć tej tezy). Niemniej, jak sam Krukon zdradził, za coś ten szlaban prawie dostał... choć czy było to prawdą?
- Simon Jordan
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Lis 15, 2016 12:49 pm
- Na to wygląda - uśmiechnął się pogodnie. Puchonowi zawsze wydawało się, że Tiara podczas umieszczania w domach bierze pod uwagę zarówno charakter jak i naturę, co kto lubi lub nie i czego się boi. Krukoni byli inteligentni co wiązało się z tym, że mieszkali wysoko w wieży. Rozumował to jako, iż świeże powietrze poprawia jakość myślenia. Puchoni natomiast pracowici, więc najlepiej czuli się na dole, w lochach. Nigdy zresztą nie wiadomo było czym Tiara tak naprawdę się kieruje. - No co Ty? - zaśmiał się razem z nim. Nie mógł uwierzyć jak woźny może być tak głupi. - Myślisz, że on umie w ogóle czarować? Zauważyłeś, że nie ma różdżki? Poza tym wszystko sprząta używając zwykłych ścierek czy szczotek, zamiast zwyczajnie machnąć różdżką jak my - zauważył ten ciekawy fakt Simon. Kiedyś czytał coś na temat czarodziejów, którzy nie umieją czarować, ale wyleciała mu ta nazwa z głowy. Poza tym nie był pewien czy akurat Filch miał z tym coś wspólnego. - A jaka była ta najdziwniejsza? - nie mógł powstrzymać się od ciekawości. Zdawał sobie sprawę, że być może to jego prywatna sprawa i nie chce o niej rozmawiać z kimś kogo tak naprawdę poznał przed pięcioma minutami, ale jego wrodzona wścibskość była od niego silniejsza. - Jak już tam wejdziesz to od razu otoczą Cię skrzaty i będą się kłócić o to, który ma ci przynieść wszystko to czego sobie zażyczysz - dodał jeszcze na temat kuchni. Zawsze tak było ilekroć się tam udał. Z początku nawet mu się to podobało, ale z czasem zrobiło się nieco męczące. - Nigdy nie lubiłem fizyki. Wolę politykę. Sam zamierzam się kiedyś tym zająć. A Newton raczej na pewno był mugolem. Zresztą... nie wiem. Nie słyszałem żadnych wzmianek o nim, by był czarodziejem - zmarszczył czoło w namyśle, ale nie mógł sobie przypomnieć, że czytał o nim gdziekolwiek indziej poza mugolskimi książkami. - Nie. Uwielbiam ten przedmiot. W sumie to chyba jedyne zajęcia, które rozumiem i dobrze sobie z nimi radzę. Wiesz... wszystko musi być tutaj - popukał palce w skroń. - Skupienie to najważniejsza zasada Transmutacji. Bez tego nawet najprostsza zamiana skończy się fiaskiem. Pamiętaj o tym, podchodząc do egzaminu praktycznego - poradził nowemu koledze.
- Isaac Fawler
Re: Huśtawka na drzewie
Czw Lis 17, 2016 12:47 pm
Po Hogwarcie chodziły liczne plotki dotyczące Filcha, choć był nielubiany to ludzie wyjątkowo się nim interesowali. - Mówi się, że jest charłakiem. Urodzony w czarodziejskiej rodzinie ale samemu nie posiadający magii. Jak mugolaki tylko na odwrót. - Isaac absolutnie nie widział w tym nic śmiesznego więc nie śmiał się drwiąco jak niektórzy, gdy o tym mówił. To tłumaczyło w dużym stopniu dlaczego ich dozorca tak nienawidził uczniów i ich zaklęć. W tym momencie chłopak zauważył, że kocur Filcha pacnął go w nogę, zapewe aby zwrócić na siebie jego uwagę. - To jest jedna z dziwniejszych - odpowiedział po czym wyciągnął rękę, by pogłaskać zwierzę. Podejrzewał, że przyszło zachęcone jedzeniem tak jak wcześniej Simon jednak Isaac wiedział, że koty nie mogły jeść słodyczy. Były absolutnymi mięsożercami i teraz, kiedy już okazało się, że zwierzę jednak żyje chłopak nie miał zamiaru go narażać. A przy okazji i siebie jeśli w jakiś sposób jego stan mógłby zostać połączony z jego osobą. - To nie będzie ci smakować - powiedział składając sweter na pół, aby przykryć słodycze. - Może pójdziemy razem do kuchni i zobaczymy, czy skrzaty będą miały dla ciebie jakieś mięsko? - Na chwilę przerwał swoją rozmowę z Simonem zajęty nowym gościem, o którym był przekonany, że jest samcem. W końcu jednak spojrzał na chłopaka ponownie. - Nigdy nie uczyłem się fizyki, to materiał do szkoły średniej... ale wydaje się, że jej prawa nie do końca tu obowiązują więc pewnie nie ma w tym większej szkody. Chciałbym zostać profesjonalnym graczem w Quidditcha, gdy już opuszczę Hogwart... ale to pewnie wyjątkowo trudne, bardziej niż mi się wydaje. Wobec tego lepiej wziąć się do pracy i ukończyć szkołę z dobrymi wynikami. Choć obawiam się, że samo skupienie nie wystarczy w przypadku Transmutacji... może coś jest nie tak z moją różdżką? - Skrzywił się kiedy poczuł jak ta nagrzała się szybko w jego kieszeni, chyba nie doceniła bycia obwinianą o jego własne słabości. - Nie, to raczej moja wina - poprawił się szybko.
Przepraszam za zwłokę.
Przepraszam za zwłokę.
- Pani Norris
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Lis 18, 2016 2:34 am
Chciał ją pogłaskać? Kpi czy o drogę pyta? Toż to zacne kocisko nie zmięknie przed jakimś tam... E, dobra – nieważne. Pani Norris, gdy Krukon wyciągnął do niej rękę, zaraz się rozwaliła (niezwykle dostojnie) i nawet można było usłyszeć ciche mruczenie! To wręcz niewyobrażalne, że nikt jej nie chciał kopać, a zebrała się komuś niespodziewana ochota na pieszczoty! Dotychczas inaczej na nią reagowali. Jasne, sianie postrachu, panowanie nad światem... ale o, o, tutaj na brzuszku proszę pomiziać.
Prawie się zatraciła, lecz chłopak nie chciał siedzieć cicho, więc zaciekawiona nadstawiła uszu.
Głupi. Myśli, że przybyłam dla słodyczy. Wszak to jasne, że przy takim jedzeniu można było znaleźć ludzi... Tylko o to mi chodziło... Tylko o to.
Jednak nie mogła zaprzeczyć, że nieco głodna była... ale jak zakomunikować to tym niższym istotom? Ile by nie miauczała, oni nie odróżniają poszczególnych dźwięków.
- Miau.
Mój wierny sługo, zanieś mnie do kuchni, byśmy razem poszukali mego pożywienia.
Spróbować nie zaszkodzi, a nuż, widelec jakiś inteligentniejszy osobnik jej się trafił.
Tą łapką machnę,
tu, o tu masz pieścić mnie,
jestem szczęśliwa.
tu, o tu masz pieścić mnie,
jestem szczęśliwa.
Prawie się zatraciła, lecz chłopak nie chciał siedzieć cicho, więc zaciekawiona nadstawiła uszu.
Głupi. Myśli, że przybyłam dla słodyczy. Wszak to jasne, że przy takim jedzeniu można było znaleźć ludzi... Tylko o to mi chodziło... Tylko o to.
Jednak nie mogła zaprzeczyć, że nieco głodna była... ale jak zakomunikować to tym niższym istotom? Ile by nie miauczała, oni nie odróżniają poszczególnych dźwięków.
- Miau.
Mój wierny sługo, zanieś mnie do kuchni, byśmy razem poszukali mego pożywienia.
Spróbować nie zaszkodzi, a nuż, widelec jakiś inteligentniejszy osobnik jej się trafił.
- Simon Jordan
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Lis 18, 2016 8:04 am
- Właśnie. Tego słowa mi brakowało - powiedział Simon. Jego także to nie bawiło, a wręcz było mu przykro. Nie, żeby nagle zapałał jakąś szczególną sympatią do woźnego, broń o Merlinie, ale z drugiej strony to musiało być dla niego straszne. Urodzić się w świecie magicznym, samemu będąc jej pozbawionym musiało być smutne. Dziwne, ale w pewnym sensie rozumiał go. Simon też czuł się odrzucony przez rodziców z uwagi na to, że on z kolei jest czarodziejem, a oni nie. Charłaki na pewno przechodzili to samo co mugolaki, czuł to.
Nagle znikąd pojawiła się kotka Filcha, pani Norris, a Simon od razu podskoczył ze strachu rozglądając się wokół, aż niedługo by kark sobie ukręcił. Zazwyczaj jak pojawiała się kotka nie upływało nawet pięć minut, by pojawił się i jej właściciel. Nie było go jednak w pobliżu. Nie przepadał za kotami, ale ten zwierzak wyglądał jak każdy normalny kot, pragnął czułości, którą Isaac mu okazał, a ten rozwalił się na plecach prosząc mruczeniem by dalej go miział. - Faktycznie, to dziwne. Zazwyczaj nikogo nie lubi poza swoim panem - zauważył z rozbawieniem. Już się uspokoił i nie wypatrywał nigdzie szkolnego woźnego. Słuchał z lekkim rozbawieniem jak Krukon ,,rozmawia'' z kotem. Nigdy nie słyszał, by ktoś gadał ze zwierzęciem, no może poza gajowym, ale wielkolud zawsze był dziwny i chyba trochę bezrozumny.
Wreszcie chłopak znowu wrócił do tematu, który wcześniej rozpoczęli. - Możemy pójść do kuchni jeśli chcecie - powiedział w końcu. Skoro kot był głodny to może coś tam się dla niego znajdzie, a i Isaac przy okazji zobaczy gdzie to jest. - Też się nie uczyłem, nie interesuje mnie zbytnio. I masz rację, jej zasady i prawa mało co mają wspólnego z naszym światem - pokiwał głową. - Oby ci się udało. Ja niestety mam lęk wysokości i nici z latania, a bardzo lubię Quidditch. Skończę jedynie tylko jako kibic - zaśmiał się gorzko. Puchon miał trochę inne ambicje, mierzył w kierunku Ministerstwa magii. - Ja planuję być ministrem magii, kiedyś. Po szkole wybiorę coś związanego z ministerstwem, ale dokładnie tego jeszcze nie określiłem - wyjaśnił. Przez chwilę zastanowił się nad słowami kolegi. - Różdżka jest także bardzo ważna podczas Transmutacji. A jaki masz rdzeń i drewno? Najlepsze jest z jodły w połączeniu z kłem wampira - powiedział z uśmiechem. Jego różdżka nie była dobra do transmutacji, a radził sobie z nią świetnie, więc może faktycznie to nie jej wina? - Nie przesadzaj. To nie jest trudny przedmiot. Trudna to jest obrona. Wiesz ty co? Jak będziesz kiedyś chciał pomocy, to chętnie ci jej udzielę w związku z Transmutacją - zaproponował wspaniałomyślnie.
Nagle znikąd pojawiła się kotka Filcha, pani Norris, a Simon od razu podskoczył ze strachu rozglądając się wokół, aż niedługo by kark sobie ukręcił. Zazwyczaj jak pojawiała się kotka nie upływało nawet pięć minut, by pojawił się i jej właściciel. Nie było go jednak w pobliżu. Nie przepadał za kotami, ale ten zwierzak wyglądał jak każdy normalny kot, pragnął czułości, którą Isaac mu okazał, a ten rozwalił się na plecach prosząc mruczeniem by dalej go miział. - Faktycznie, to dziwne. Zazwyczaj nikogo nie lubi poza swoim panem - zauważył z rozbawieniem. Już się uspokoił i nie wypatrywał nigdzie szkolnego woźnego. Słuchał z lekkim rozbawieniem jak Krukon ,,rozmawia'' z kotem. Nigdy nie słyszał, by ktoś gadał ze zwierzęciem, no może poza gajowym, ale wielkolud zawsze był dziwny i chyba trochę bezrozumny.
Wreszcie chłopak znowu wrócił do tematu, który wcześniej rozpoczęli. - Możemy pójść do kuchni jeśli chcecie - powiedział w końcu. Skoro kot był głodny to może coś tam się dla niego znajdzie, a i Isaac przy okazji zobaczy gdzie to jest. - Też się nie uczyłem, nie interesuje mnie zbytnio. I masz rację, jej zasady i prawa mało co mają wspólnego z naszym światem - pokiwał głową. - Oby ci się udało. Ja niestety mam lęk wysokości i nici z latania, a bardzo lubię Quidditch. Skończę jedynie tylko jako kibic - zaśmiał się gorzko. Puchon miał trochę inne ambicje, mierzył w kierunku Ministerstwa magii. - Ja planuję być ministrem magii, kiedyś. Po szkole wybiorę coś związanego z ministerstwem, ale dokładnie tego jeszcze nie określiłem - wyjaśnił. Przez chwilę zastanowił się nad słowami kolegi. - Różdżka jest także bardzo ważna podczas Transmutacji. A jaki masz rdzeń i drewno? Najlepsze jest z jodły w połączeniu z kłem wampira - powiedział z uśmiechem. Jego różdżka nie była dobra do transmutacji, a radził sobie z nią świetnie, więc może faktycznie to nie jej wina? - Nie przesadzaj. To nie jest trudny przedmiot. Trudna to jest obrona. Wiesz ty co? Jak będziesz kiedyś chciał pomocy, to chętnie ci jej udzielę w związku z Transmutacją - zaproponował wspaniałomyślnie.
- Isaac Fawler
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Lis 18, 2016 9:16 pm
Widząc nerwowe spojrzenia Simona, Isaac sam zaczął się rozglądać po okolicy nim przyszło mu do głowy czego, lub raczej kogo poszukwiał. Jego obawy nie były nieuzasadnione wielu uczniów wierzyło bowiem, że Filcha i jego kota łączyła telepatyczna więź, która potrafiła przyciągać ich do siebie kiedy tylko zostało się przyłapanym na łamaniu regulaminu. Krukon nie wierzył jednak do końca, że woźny zdecydowałby się uprzykrzyć im życie akurat teraz, gdy trwały egzaminy. Wyjątkowo trudno było zarobić szlaban pod koniec roku, a nie widział też nigdy, aby Filch odejmował punkty domu dlatego był raczej spokojny. Tylko od czasu do czasu spoglądał czujnie w kierunku zamku nie będąc w stanie do końca powstrzymać tego odruchu. - Mam wrażenie, że uczniowie się go boją - wyraził swoje zdanie na temat zwierzaka woźnego nie zauważając, że mogło to zostać zrozumiane w dwojaki sposób. Co ciekawe do tej grupy zaliczały się osoby z jego domu, które marzyły, by w przyszłości hodować smoki. Isaac postanowił przy tym przyjrzeć się trochę lepiej Puchonowi, w końcu całkiem możliwe, że ma do czynienia z przyszłym Ministrem Magii. Wobec tego zdecydowanie chciał poznać jego zdanie na wiele tematów, gdyż nawet jeśli mu się to nie uda to bardzo możliwe, że będzie miał w przyszłości wpływ na losy magicznej Wielkiej Brytanii. - Co chciałbyś zmienić w obecnej polityce Ministerstwa? - Ciekawiło go, czy chłopakiem kieruje potrzeba naprawiania świata, czy raczej natura pracy w polityce i budowanie kariery. Jego zdaniem i jego i drugie było potrzebne w pewnej ilości jeśli chciało się odnieść sukces z korzyścią dla innych. Na pytanie Simona o różdżkę wyjął ją i mu pokazał, ociągał się jednak z odpowiedzią na temat drewna i przede wszystkim rdzenia. Na trzecim roku wprawiło go ono w sporo zakłopotania, kiedy to nie myśląc nad konsekwencjami zdradził te informacje w większym gronie zapytany przez kolegę. Miał nadzieję, że Puchon okaże się większą dojżałością choć doświadczenie pokazało mu już kilkakrotnie, że nie powinien na to liczyć. - Z dwojga złego chyba wolę Obronę. Moja różdżka nie jest przeznaczona do transmutacji ale jestem z niej bardzo zadowolony. Kasztan i róg dwurożca - odpowiedział narzucając swobodny ton, byle tylko Simon nie wyczuł w nim niepewności. W końcu inni mogli sobie gadać co chcieli ale co jeśli okaże się, że pogłoski na temat tych różdżek okażą się prawdziwe? Nie dadzą mu żyć jak się dowiedzą! W tym momencie przed oczami mignął mu obraz dziewczyny z Hufflepuffu, którą Simon zapewne dobrze znał. Schował różdżkę i wziął do ręki jeszcze jednego pasztecika dyniowego. - Ale z chęcią przyjmę twoją ofertę pomocy, możemy też potrenować zaklęcia z Obrony w końcu na zajęciach zwykle ćwiczymy je w parach. Może być ciężko o tej porze roku znaleźć pustą klasę do ćwiczeń ale jeśli wstaniemy wystarczająco wcześnie to może się udać. - W tym momencie zaczął wstawać i przeciągnął się, choć słońce nie raziło już tak mocno to na dworze było przyjemnie ciepło. Po przyjemnej rozmowie i spędzeniu kilku godzin na świeżym powietrzu Isaac czuł się niemal że wypoczęty. Chętnie by się jeszcze przeszedł. - Mówiłeś, że kuchnia jest obok Pokoju Wspólnego Hufflepuffu?
- Simon Jordan
Re: Huśtawka na drzewie
Nie Lis 20, 2016 6:27 pm
- Może nie tyle co się boją, ale wiedzą z reguły, że bez swojego pana nigdzie się nie rusza - powiedział Simon trochę z rozbawieniem. Sam pierwszy raz widział, że kot jest tu już jakiś czas, a woźnego nie widać. Czuł, że lada moment ich znajdzie, bo na pewno go szukał. - Ale widać, że ciebie bardzo lubi - dodał z uśmiechem. Sam pomiział go delikatnie za uchem i zdziwił się, że Pani Norris może mieć aż tak miękkie futro. Bardzo miękkie... więc głaskał ją dalej na moment zapominając gdzie jest i z kim. Dopiero głos Isaaca wyciągnął go z zadumy.
Jego twarz nieznacznie pokryła się rumieńcem, gdy zapytał o obecną politykę i jej zmiany. Co by zmienił? Tyle rzeczy jest źle wykonywanych, tyle szpiegów tam węszy i nikt nic nie wie na ten temat!
- Przede wszystkich kontrola różdżek. Każdy pracownik przed wejściem do pracy, musiałby dać do pokazania różdżkę, by sprawdzić jakie ostatnie zaklęcia z niej rzucał. Jeśli okaże się, że używał zaklęć niewybaczalnych to, rzecz jasna, zostanie wezwany na przesłuchanie. Każdy musiałby także stanąć i pokazać swoje lewe przedramię... - urwał na moment, bo zauważył, że podnosi głos i mówi coraz bardziej emocjonująco - Słyszałeś przecież i na pewno czytałeś w Proroku ile to szpiegów znajduje się w Ministerstwie, a nikt nie wie z kim ma do czynienia. Ja wiem, że nie każdy Śmierciożerca ma wypalony Mroczny Znak, ale wystarczy kontrola. Pozbyłbym się dementorów z Azkabanu, a na ich miejsce dał zwykłych ludzi. Nie wiem czemu, ale nie mam zaufania do tych stworów.... Na razie chyba tyle, ale pewnie wpadnę jeszcze na jakieś pomysły - zakończył swoją żarliwą opowieść. Może wyjdzie na głupka, może te jego pomysły są debilne, bo nie da rady sam jeden kontrolować ministerstwa, tak samo jak nie da się wszystkich sprawdzić. I czy znajdą się chętni do pilnowania więźniów? Teraz gdy wypowiedział te słowa, naszły go pewne wątpliwości.
- No tak, faktycznie. Kiedyś czytałem trochę o różdżkach, bo chciałem być wytwórcą, ale mi przeszło. Kasztan nie nadaje się do transmutacji, bardziej do zielarstwa, a dwurożec... - urwał na chwilę i popatrzył się na kolegę - chyba do obrony. No to mamy spółkę - wyszczerzył się. - Ty jesteś dobry z Obrony, a ja z Transmutacji. Może warto to wykorzystać? - zagadnął wesoło. Nie widział nic śmiesznego w tym rdzeniu. Przecież to były tylko plotki, nikomu nigdy nie udowodniono tych faktów. - To bardzo się cieszę. Obawiam się jednak, że nie będę zbyt dobrym uczniem, jestem kompletnym osłem. Śmieją się ze mnie, że jak dojdzie do ataku to ja pierwszy padnę trupem - sam zachichotał z tych wieści. Przecież to nie jego wina, nie można być dobrym ze wszystkiego na raz, bo by człowiek pękł!
- Owszem. Kilka metrów dalej - odparł i również podniósł się z trawy. Otrzepał się źdźbła, które przykleiły mu się do szaty. Nie lubił wyglądać niechlujnie, zawsze musiał być czysty i mieć ułożone włosy. Gdyby było inaczej, byłby bardzo niezadowolony i nieszczęśliwy. - No to chodźmy - dodał z uśmiechem.
z/t
jeśli masz ochotę kontynuować grę, to możesz już napisać w kuchni
Jego twarz nieznacznie pokryła się rumieńcem, gdy zapytał o obecną politykę i jej zmiany. Co by zmienił? Tyle rzeczy jest źle wykonywanych, tyle szpiegów tam węszy i nikt nic nie wie na ten temat!
- Przede wszystkich kontrola różdżek. Każdy pracownik przed wejściem do pracy, musiałby dać do pokazania różdżkę, by sprawdzić jakie ostatnie zaklęcia z niej rzucał. Jeśli okaże się, że używał zaklęć niewybaczalnych to, rzecz jasna, zostanie wezwany na przesłuchanie. Każdy musiałby także stanąć i pokazać swoje lewe przedramię... - urwał na moment, bo zauważył, że podnosi głos i mówi coraz bardziej emocjonująco - Słyszałeś przecież i na pewno czytałeś w Proroku ile to szpiegów znajduje się w Ministerstwie, a nikt nie wie z kim ma do czynienia. Ja wiem, że nie każdy Śmierciożerca ma wypalony Mroczny Znak, ale wystarczy kontrola. Pozbyłbym się dementorów z Azkabanu, a na ich miejsce dał zwykłych ludzi. Nie wiem czemu, ale nie mam zaufania do tych stworów.... Na razie chyba tyle, ale pewnie wpadnę jeszcze na jakieś pomysły - zakończył swoją żarliwą opowieść. Może wyjdzie na głupka, może te jego pomysły są debilne, bo nie da rady sam jeden kontrolować ministerstwa, tak samo jak nie da się wszystkich sprawdzić. I czy znajdą się chętni do pilnowania więźniów? Teraz gdy wypowiedział te słowa, naszły go pewne wątpliwości.
- No tak, faktycznie. Kiedyś czytałem trochę o różdżkach, bo chciałem być wytwórcą, ale mi przeszło. Kasztan nie nadaje się do transmutacji, bardziej do zielarstwa, a dwurożec... - urwał na chwilę i popatrzył się na kolegę - chyba do obrony. No to mamy spółkę - wyszczerzył się. - Ty jesteś dobry z Obrony, a ja z Transmutacji. Może warto to wykorzystać? - zagadnął wesoło. Nie widział nic śmiesznego w tym rdzeniu. Przecież to były tylko plotki, nikomu nigdy nie udowodniono tych faktów. - To bardzo się cieszę. Obawiam się jednak, że nie będę zbyt dobrym uczniem, jestem kompletnym osłem. Śmieją się ze mnie, że jak dojdzie do ataku to ja pierwszy padnę trupem - sam zachichotał z tych wieści. Przecież to nie jego wina, nie można być dobrym ze wszystkiego na raz, bo by człowiek pękł!
- Owszem. Kilka metrów dalej - odparł i również podniósł się z trawy. Otrzepał się źdźbła, które przykleiły mu się do szaty. Nie lubił wyglądać niechlujnie, zawsze musiał być czysty i mieć ułożone włosy. Gdyby było inaczej, byłby bardzo niezadowolony i nieszczęśliwy. - No to chodźmy - dodał z uśmiechem.
z/t
jeśli masz ochotę kontynuować grę, to możesz już napisać w kuchni
- Pani Norris
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Lis 22, 2016 6:26 pm
Kotka leżała dalej, rozkoszując się poczuciem triumfu z posiadania osobistego masażysty, dopóki nie poczuła innej pary rąk na swym ciele. Już chciała zasyczeć, ofukać tę bezczelną istotę, która śmiała dotknąć ją bez zaproszenia.
Co on sobie myśli... jak ja mu zaraz pokażę. Te brudne wielkie łapska, kolejne...
Wtedy dotarło do niej, co się działo. Pozostała spokojna i nie dała po sobie poznać niezadowolenia. Bądź co bądź oddała się pieszczotom, niemniej w życiu się do tego nie przyzna! Krukon natomiast stał się jej sługą, wszak przywołała go do miziania machnięciem swej łapki. Za to ten napuszony bufon, przejawiający przerost ambicji? O, nie, nie - on nie dostał najmniejszego nawet przyzwolenia. W Pani Norris zaczęła rodzić się potrzeba zemsty, rozlewająca się powoli falą ciepłej przyjemności.
Przeciągnęła się, wygięła grzbiet, otarła jeszcze o nogi Isaaca, zanim ten ruszył, po czym powoli zaczęła dreptać za chłopcami. Trzymała się w lekkim oddaleniu, krocząc dumnie i nie rozglądając się. Jej wzrok spoczywał na ich plecach... Nie - "spoczywał" to złe słowo. Wpijał się, wbijał, przewiercał na wskroś. Z pyszczka zwierzęcia nie dało się wiele wyczytać... ale...
O, czy to światełko?
Mignęło.
Błyszczało. Widziałam!
[z/t]
Co on sobie myśli... jak ja mu zaraz pokażę. Te brudne wielkie łapska, kolejne...
Wtedy dotarło do niej, co się działo. Pozostała spokojna i nie dała po sobie poznać niezadowolenia. Bądź co bądź oddała się pieszczotom, niemniej w życiu się do tego nie przyzna! Krukon natomiast stał się jej sługą, wszak przywołała go do miziania machnięciem swej łapki. Za to ten napuszony bufon, przejawiający przerost ambicji? O, nie, nie - on nie dostał najmniejszego nawet przyzwolenia. W Pani Norris zaczęła rodzić się potrzeba zemsty, rozlewająca się powoli falą ciepłej przyjemności.
Piękny jest to dzień,
kiedy leży mi się tak,
on pożałuje.
kiedy leży mi się tak,
on pożałuje.
Przeciągnęła się, wygięła grzbiet, otarła jeszcze o nogi Isaaca, zanim ten ruszył, po czym powoli zaczęła dreptać za chłopcami. Trzymała się w lekkim oddaleniu, krocząc dumnie i nie rozglądając się. Jej wzrok spoczywał na ich plecach... Nie - "spoczywał" to złe słowo. Wpijał się, wbijał, przewiercał na wskroś. Z pyszczka zwierzęcia nie dało się wiele wyczytać... ale...
O, czy to światełko?
Mignęło.
Błyszczało. Widziałam!
[z/t]
- James Potter
Re: Huśtawka na drzewie
Czw Sty 05, 2017 12:07 pm
Tyle czasu już minęło, a jednak pusta w sercu Jamesa została. Nie mógł myśleć o tym wszystkim, co się stało, bo od razu zaczynały szklić mu się oczy. Nie mógł sobie na to pozwolić, na pewno nie przy ludziach. On nie płakał… nigdy.
Umówił się z Clarie tam gdzie zawsze. Ostatnimi czasy była dla niego po prostu odskocznią. Zapominał o wszystkim, zaczynał żyć. Nawet się uśmiechał, w końcu jego przyjaciółka wiedziała jak do niego dotrzeć. Może po prostu to przez jej specyficzny sposób bycia. Po prostu była jak bomba energetyczna wpadająca do jego codzienności. Potter chciał jakoś ogarnąć już swoje życie, dlatego też liczył na małą, a może nawet nieco większą pomoc od Slattery.
Usiadł na huśtawce i odpychając się powoli zaczął obserwować okolice. Był tutaj już tyle razy, znał każde miejsce lepiej niż sam zdawał sobie sprawę. Był tutaj wielokrotnie i to w różnych postaciach. Znał wszystkie tajemnice Hogwartu, a już niedługo przyjdzie czas wyjazdu. Nie wyobrażał sobie tego w najgorszych snach… Ten zamek stał się jego domem, a teraz już dorósł. Sam do końca nie wiedział, co dalej…
Myślał o skierowaniu swojej przyszłej kariery w stronę zawodowej gry w Quidditcha. Jednak po ostatnim meczu miał wątpliwości czy ktokolwiek go w ogóle weźmie. Musiał wierzyć w siebie, aby to zrealizował potrzebował swoich przyjaciół, którzy byli zajęci swoim własnym życiem. Musiał coś wymyślić aby poprawić ich relacje.
Umówił się z Clarie tam gdzie zawsze. Ostatnimi czasy była dla niego po prostu odskocznią. Zapominał o wszystkim, zaczynał żyć. Nawet się uśmiechał, w końcu jego przyjaciółka wiedziała jak do niego dotrzeć. Może po prostu to przez jej specyficzny sposób bycia. Po prostu była jak bomba energetyczna wpadająca do jego codzienności. Potter chciał jakoś ogarnąć już swoje życie, dlatego też liczył na małą, a może nawet nieco większą pomoc od Slattery.
Usiadł na huśtawce i odpychając się powoli zaczął obserwować okolice. Był tutaj już tyle razy, znał każde miejsce lepiej niż sam zdawał sobie sprawę. Był tutaj wielokrotnie i to w różnych postaciach. Znał wszystkie tajemnice Hogwartu, a już niedługo przyjdzie czas wyjazdu. Nie wyobrażał sobie tego w najgorszych snach… Ten zamek stał się jego domem, a teraz już dorósł. Sam do końca nie wiedział, co dalej…
Myślał o skierowaniu swojej przyszłej kariery w stronę zawodowej gry w Quidditcha. Jednak po ostatnim meczu miał wątpliwości czy ktokolwiek go w ogóle weźmie. Musiał wierzyć w siebie, aby to zrealizował potrzebował swoich przyjaciół, którzy byli zajęci swoim własnym życiem. Musiał coś wymyślić aby poprawić ich relacje.
- Claire Slattery
Re: Huśtawka na drzewie
Pią Sty 06, 2017 12:43 am
Pięć minut? No jasne, że nie wyrobi się na czas. Z resztą czy ktokolwiek się tego po niej spodziewał? Podejrzewam, że raczej nie. Tylko akurat Pottera nie chciała w tym momencie zawieść, nie kiedy był w takim stanie. Koszmarnie się o niego martwila, fakt wiedziała jak koszmarne jest teraz jego życie, ale przy niemniej ma użalania się nad egzystencją. Życie toczy się dalej i nie można tego marnowac, w szczególności nikt Jamesowi na to nie pozwoli.
Wchodząc na błonia miała kolejne trzy minuty spóźnienia, a docierając do ICH huśtawki zrobiło się ogółem 10, ale to i tak niezły wynik i miała nadzieję, że Gryfon to doceni, o winnym wypadku inaczej będą rozmawiać.
-Hej, Potter!- Przywitała się z oddali, po czym podeszła bliżej unosząc rękę, aby mógł przybić jej piątkę. -Nie gadaj, że próbujesz wyrwać dziewczyny na tę hustawke, polecą na nią tylko pierwsze roczniki, a chyba nie gustujesz jeszcze w dzieciach. Proponuję wymyślenie czegoś nowego.- Zganiła go, ale przez jej wyszczerz na twarzy pewnie nawet się tym nie przejal. Clai chyba musi popracować nad opanowaniem tego chociaż w minimalnym stopniu.
-I od razu mogę uprzedzic, że na miotle polecisz wyzej, więc znicza też nie złapiesz,a to znowu oznacza, że ja bardziej pasuję do tej huśtawki. - Ta mógłby ją zwolnić, albo chociaż przesunąć się na tyle aby i ona się zmieściła.
-No to gościu opowiadaj jak tam się trzymasz!-Wiecie co, w tym momencie miała powyżej uszu gadania non stop o egzaminach i dużo bardziej relaksujące będzie narzekanie Pottera. No dawaj James, masz duże pole do popisu!
[Zawieszona]
Wchodząc na błonia miała kolejne trzy minuty spóźnienia, a docierając do ICH huśtawki zrobiło się ogółem 10, ale to i tak niezły wynik i miała nadzieję, że Gryfon to doceni, o winnym wypadku inaczej będą rozmawiać.
-Hej, Potter!- Przywitała się z oddali, po czym podeszła bliżej unosząc rękę, aby mógł przybić jej piątkę. -Nie gadaj, że próbujesz wyrwać dziewczyny na tę hustawke, polecą na nią tylko pierwsze roczniki, a chyba nie gustujesz jeszcze w dzieciach. Proponuję wymyślenie czegoś nowego.- Zganiła go, ale przez jej wyszczerz na twarzy pewnie nawet się tym nie przejal. Clai chyba musi popracować nad opanowaniem tego chociaż w minimalnym stopniu.
-I od razu mogę uprzedzic, że na miotle polecisz wyzej, więc znicza też nie złapiesz,a to znowu oznacza, że ja bardziej pasuję do tej huśtawki. - Ta mógłby ją zwolnić, albo chociaż przesunąć się na tyle aby i ona się zmieściła.
-No to gościu opowiadaj jak tam się trzymasz!-Wiecie co, w tym momencie miała powyżej uszu gadania non stop o egzaminach i dużo bardziej relaksujące będzie narzekanie Pottera. No dawaj James, masz duże pole do popisu!
[Zawieszona]
- Mistrz Gry
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Kwi 04, 2017 10:11 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Claire a Jamesem z powodu zbyt długiego zwlekania z odpisami.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Rossie Moody
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Maj 23, 2017 7:58 pm
Panna Moody chciała po raz ostatni przejść się po szkole, pooddychać tym powietrzem, które było przepełnione magią, do tego stopnia, że wydawało się nawet delikatnie drgać. Przecież i tak tutaj wróci, wiedziała o tym, ale kiedy opuści mury tego zamku jej wolność jednocześnie się zakończy. Nie będzie mogła o niczym decydować, na wszystko będzie musiała się zgadzać i przytakiwać, bo tak wypadało, bo taka był jej rola, a przynajmniej jej matka w ten sposób to widziała. Ile by ona oddała aby odzyskać tę rodzinę którą pamiętała z lat szczenięcych. Matule która trzymała psa na kolanach podczas kolacji, i wyciągała z jego sierści pchły, po czym martwe układała je na talerzu. Niestety czystość krwi do czego zobowiązywała, a przynajmniej tak mówiły ciotki dziewczyny, i tym samym oplotły sobie matkę Rossie wokół palca, sprawiając tym samym, że blondynce zakazane było dosłownie wszystko. Życie jej zostało zaplanowane od samego początku do końca, a rola jaką ma zagrać w tej rodzinie była jak najbardziej oczywista dla wszystkich. Tylko nie dla niej samej. Rossie nigdy nie chciała być dobrą żoną, matką, i ozdobą dla domu. To zdecydowanie nie było dla niej. Chciała podróżować, zobaczyć inne miejsca na tym świecie, robić te wszystkie rzeczy które jak to mawiała mama dziewczyny "damie nie przystoją"
Puchonka doszła do wielkiego drzewa na którym była zawieszona huśtawka. Minęło już tyle czasu od kiedy przyszła tutaj po raz ostatni. Kiedyś notorycznie tutaj się huśtała, czy to było ciepło czy zimno. Nie dbała o to czy się przeziębi, po prostu sama podejmowała decyzje, bo należała do siebie samej. A teraz, ukrywała się z tym wszystkim niczym przestępca. Dziewczyna w końcu zasiadła na huśtawce, słysząc jak drewno lekko zaskrzypiało pod jej ciężarem. Pamiętała jak raz spadła z trapezu który to za życia zamontował jej ojciec w ogrodzie. Nie zapomniała też wtedy o istocie którą ujrzała, i do tej pory czuła ją gdzieś przy sobie, blisko, ale była poza za jej zasięgiem. Ross odepchnęła się nogami jeden raz, zaraz potem kolejny, aż w końcu rozbujała się na tyle, że czuła pęd wiatru na swojej twarzy. Szybkim ruchem ręki ściągnęła gumkę z włosów, która to trzymała je w ciasnym warkoczu, a te od razu się rozsypały na wietrze, kołysząc się raz w tył raz w przód. Gdyby matka dziewczyny to widziała, najpewniej zaraz by zawołała ją do domu, a huśtawkę kazałaby rozmontować. Tak od nieszczęsnego wypadku z trapezem, kobieta boi się wszystkiego co może wznieść jej dziecko na pewną wysokość. W między czasie kiedy tak się huśtała zaczęła sobie nucić pod nosem jakąś melodyjkę którą zapamiętała z dzieciństwa. Często nucił ją ojciec, i po prostu jakoś tak ją zapamiętała.
Puchonka doszła do wielkiego drzewa na którym była zawieszona huśtawka. Minęło już tyle czasu od kiedy przyszła tutaj po raz ostatni. Kiedyś notorycznie tutaj się huśtała, czy to było ciepło czy zimno. Nie dbała o to czy się przeziębi, po prostu sama podejmowała decyzje, bo należała do siebie samej. A teraz, ukrywała się z tym wszystkim niczym przestępca. Dziewczyna w końcu zasiadła na huśtawce, słysząc jak drewno lekko zaskrzypiało pod jej ciężarem. Pamiętała jak raz spadła z trapezu który to za życia zamontował jej ojciec w ogrodzie. Nie zapomniała też wtedy o istocie którą ujrzała, i do tej pory czuła ją gdzieś przy sobie, blisko, ale była poza za jej zasięgiem. Ross odepchnęła się nogami jeden raz, zaraz potem kolejny, aż w końcu rozbujała się na tyle, że czuła pęd wiatru na swojej twarzy. Szybkim ruchem ręki ściągnęła gumkę z włosów, która to trzymała je w ciasnym warkoczu, a te od razu się rozsypały na wietrze, kołysząc się raz w tył raz w przód. Gdyby matka dziewczyny to widziała, najpewniej zaraz by zawołała ją do domu, a huśtawkę kazałaby rozmontować. Tak od nieszczęsnego wypadku z trapezem, kobieta boi się wszystkiego co może wznieść jej dziecko na pewną wysokość. W między czasie kiedy tak się huśtała zaczęła sobie nucić pod nosem jakąś melodyjkę którą zapamiętała z dzieciństwa. Często nucił ją ojciec, i po prostu jakoś tak ją zapamiętała.
- Alexandra Grace
Re: Huśtawka na drzewie
Wto Maj 23, 2017 9:10 pm
Szkoła robiła się nieznośna ostatnim czasem. Z jednej strony naprawdę była w niej zakochana, bo była ucieczką od domu, gdzie atmosfera daleka była od tej pełnej miłości i ciepła rodzinnego. Z drugiej ten rok nie napawał jej wielkim optymizmem i w sumie to większość jej pokładów odebrał. Wiele złego zdarzyło się w okolicach szkoły i w niej. Czuła się samotna, szczególnie teraz, kiedy myślała, że wszystko jakoś się układa, a nagle jej przyjaciele po prostu umilkli. Nie spotykała ich, nie rozmawiała, nie dawali znaku życia. Nie wiedziała, co z tym zrobić. Mogłaby odezwać się jako pierwsza, ale wtedy znowu wyszłaby na nachalną. Chciała z tym skończyć. Być normalną dziewczyną, która nie wtrynia się w każdą możliwą sprawę i sytuację. W dodatku sądziła, że to nie tylko jej zależy na ich znajomościach. Czyżby się pomyliła? Nie chcąc się rozwodzić nad tymi kwestiami po prostu ruszyła swoje cztery litery na spacer. Koniec z użalaniem się na dłużej. Chwile smutku i zadumy, ok. Ale nic więcej. Nie miała zamiaru znowu popadać w jakieś głębokie wewnętrzne rozłamy, bo przynosiło to jeszcze gorsze skutki. Trzeba żyć dalej.
Ktoś jej kiedyś powiedział nawet, że robi problemy z niczego. Cóż, czasy się zmieniają. Miała zamiar być lepszą wersją siebie. Postanowienie już milion razy złamała wcześniej, ale może teraz będzie inaczej? W końcu to, co było straszne dobiegło końca. Może jeszcze przyjaciele się odezwą. A jak nie to czemu miałaby nie próbować zawiązać nowych znajomości? Przypadkiem zaszła nawet w okolice, gdzie ktoś był! To akurat nic niezwykłego, w szkole zawsze wszyscy siedzą tam, gdzie niby nikt ich nie powinien odwiedzić/przeszkodzić/znaleźć, ale to zawsze działa odwrotnie. Pierwsza okazja do tego, by okazać się mniej wkurzającą! Niesamowite, że mimo tylu lat w zamku wciąż można kogoś spotykać po raz pierwszy albo po prostu nie mieć wcześniej okazji do dłuższej pogawędki. Żałowała tylko tego, że miała jak zwykle kompletnie nieogarnięte włosy, ale mimo tego uśmiechnęła się słysząc jakąś melodyjkę kiedy zbliżyła się ku dziewczynie. Może nie jest bucem i będzie chciała chociaż spróbować miłej wymiany zdań bez większych zgrzytów?
Cóż, trzeba było się przekonać.
- Hej! To jakaś piosenka? - Może sama coś tworzyła? Alex byłaby zachwycona taką wersją. To coś zwyczajnego, czyli niezwykłego w pojmowaniu magicznej codzienności. Wieczne kłopoty nie dają okazji do konwersacji prostych i przyjemnych. A ta miała szansę takową być. Chociażby taką, która nie skupi się na Gryfonce.
Prawie jak nowy rok, nowa ja, tylko jeszcze się nie zaczął. Taka mała zapowiedź zmian! Uśmiechała się do dziewczyny próbując przy okazji okiełznać swoją czuprynę, ale ostatecznie się poddała. Niewiele chyba da się uratować z fryzury, której nigdy się nie zrobiło.
Ktoś jej kiedyś powiedział nawet, że robi problemy z niczego. Cóż, czasy się zmieniają. Miała zamiar być lepszą wersją siebie. Postanowienie już milion razy złamała wcześniej, ale może teraz będzie inaczej? W końcu to, co było straszne dobiegło końca. Może jeszcze przyjaciele się odezwą. A jak nie to czemu miałaby nie próbować zawiązać nowych znajomości? Przypadkiem zaszła nawet w okolice, gdzie ktoś był! To akurat nic niezwykłego, w szkole zawsze wszyscy siedzą tam, gdzie niby nikt ich nie powinien odwiedzić/przeszkodzić/znaleźć, ale to zawsze działa odwrotnie. Pierwsza okazja do tego, by okazać się mniej wkurzającą! Niesamowite, że mimo tylu lat w zamku wciąż można kogoś spotykać po raz pierwszy albo po prostu nie mieć wcześniej okazji do dłuższej pogawędki. Żałowała tylko tego, że miała jak zwykle kompletnie nieogarnięte włosy, ale mimo tego uśmiechnęła się słysząc jakąś melodyjkę kiedy zbliżyła się ku dziewczynie. Może nie jest bucem i będzie chciała chociaż spróbować miłej wymiany zdań bez większych zgrzytów?
Cóż, trzeba było się przekonać.
- Hej! To jakaś piosenka? - Może sama coś tworzyła? Alex byłaby zachwycona taką wersją. To coś zwyczajnego, czyli niezwykłego w pojmowaniu magicznej codzienności. Wieczne kłopoty nie dają okazji do konwersacji prostych i przyjemnych. A ta miała szansę takową być. Chociażby taką, która nie skupi się na Gryfonce.
Prawie jak nowy rok, nowa ja, tylko jeszcze się nie zaczął. Taka mała zapowiedź zmian! Uśmiechała się do dziewczyny próbując przy okazji okiełznać swoją czuprynę, ale ostatecznie się poddała. Niewiele chyba da się uratować z fryzury, której nigdy się nie zrobiło.
- Rossie Moody
Re: Huśtawka na drzewie
Czw Maj 25, 2017 1:40 pm
Każdy miał jakieś problemy, tak ten świat niestety był zbudowany, nie ważne jak bardzo błahe mogłyby się wydawać bezstronnemu obserwatorowi, to dla osoby która siedziała w samym sercu zamieci był to niemal koniec świata. Zawsze tak było, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mamy już wpisane w naturę lekceważenie innych oraz zaślepienie, które sprawia, że widzimy tak naprawdę koniec swojego nosa. W dzisiejszych czasach znaleźć kogoś kto nas zrozumie, poklepie po ramieniu. Nawet jeżeli nie sprawi w magiczny sposób, że zamieć się skończy, to w końcu moknięcie w dwójkę zawsze jest lepsze niż siedzenie samotnie. Tak mowa tutaj o banalnych rzeczach, takich jak uśmiech kiedy kogoś się mija na ulicy, powiedzenie "dzień dobry" przy wchodzeniu do jakiegoś sklepu, nawet jeżeli wchodzi się tam na chwilę, to mimo wszystko tak banalne czynności mogą sprawić, że chociaż na chwilę będzie lepiej. Niestety ludzie wolą wybrać inną drogę. Drogę zobojętnienia, często mówią "nie chce mieszać się w cudze życie" a może czasami właśnie trzeba się wmieszać, nawet jeżeli oznacza to dostanie po łbie. Wtedy przynajmniej można popatrzeć sobie w oczy co rano i powiedzieć "nie byłam obojętna" Wszędzie ludzie trąbią o magii, a prawdziwa magia tak naprawdę znajdowała się w zupełnie innych miejscach, i innych chwilach. Machanie różdżką na zajęciach i sprawianie, że działy się różne rzeczy, to tak naprawdę urzeczywistnienie tej magii... prawdziwej się nie zobaczy.
Błękitne oczy dziewczyny w końcu spoczęły na sylwetce która ewidentnie zmierzała w jej kierunku. Nie ukrywała, że się wystraszyła, bo co będzie jak po szkole się rozniesie, że panienka Moody, która powinna reprezentować jakiś poziom zachowuje się niczym rozchichotana gówniara. Za wszelką cenę chciała unikać plotek, bo doskonale wiedziała, że takowe na pewno wcześniej czy później opuszczą mury zamku. Dlatego też nim dziewczyna do niej podeszła, blondynka zerwała się z huśtawki, poprawiając swój idealnie wyprasowany mundurek, a włosy szybko związała, w taki sposób aby chociaż minimalnie były uładzone.
-Dzień dobry- Powiedziała delikatnym i spokojnym głosem jak to na prawdziwą damę przystało. Dłonie splotła przed sobą, po czym ułożyła je na czarnej plisowanej spódniczce. Sylwetka dziewczyny najwyraźniej sama już dążyła do pionu idealnego, bowiem na próżno było u niej szukać chociażby próby zgarbienia się. Od razu było widać, że została bardzo dobrze wytresowana, bo wychowaniem nazwać tego nie można było. Wyglądała trochę jak by cały czas nosiła gorset, chociaż tak wcale nie było
-Melodia... z dzieciństwa- Odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Rzadko pokazywała w uśmiechu swoje zęby, tak było od czasu kiedy jedna z jej ciotek skomentowała jej uzębienie. Określiła je jako lekko żółtawe, oraz uznała, że na pewno to jest głównym powodem tego, że Rossie jeszcze nie znalazła kandydata na męża. Zasugerowała również, że jeżeli Rossie przyjecie do niej chociażby na miesiąc, to doczyści je bardziej staranie. Dlatego też dziewczyna wolała przestać się uśmiechać pełnym uśmiechem, niż jeździć do swojej ciotki.
-Rossalie Ervena Moody- Przedstawiła się pełnym imieniem jak to zazwyczaj miała na celu. Za miast wyciągać rękę do dziewczyny po prostu skinęła delikatnie w jej kierunku głową.
Błękitne oczy dziewczyny w końcu spoczęły na sylwetce która ewidentnie zmierzała w jej kierunku. Nie ukrywała, że się wystraszyła, bo co będzie jak po szkole się rozniesie, że panienka Moody, która powinna reprezentować jakiś poziom zachowuje się niczym rozchichotana gówniara. Za wszelką cenę chciała unikać plotek, bo doskonale wiedziała, że takowe na pewno wcześniej czy później opuszczą mury zamku. Dlatego też nim dziewczyna do niej podeszła, blondynka zerwała się z huśtawki, poprawiając swój idealnie wyprasowany mundurek, a włosy szybko związała, w taki sposób aby chociaż minimalnie były uładzone.
-Dzień dobry- Powiedziała delikatnym i spokojnym głosem jak to na prawdziwą damę przystało. Dłonie splotła przed sobą, po czym ułożyła je na czarnej plisowanej spódniczce. Sylwetka dziewczyny najwyraźniej sama już dążyła do pionu idealnego, bowiem na próżno było u niej szukać chociażby próby zgarbienia się. Od razu było widać, że została bardzo dobrze wytresowana, bo wychowaniem nazwać tego nie można było. Wyglądała trochę jak by cały czas nosiła gorset, chociaż tak wcale nie było
-Melodia... z dzieciństwa- Odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Rzadko pokazywała w uśmiechu swoje zęby, tak było od czasu kiedy jedna z jej ciotek skomentowała jej uzębienie. Określiła je jako lekko żółtawe, oraz uznała, że na pewno to jest głównym powodem tego, że Rossie jeszcze nie znalazła kandydata na męża. Zasugerowała również, że jeżeli Rossie przyjecie do niej chociażby na miesiąc, to doczyści je bardziej staranie. Dlatego też dziewczyna wolała przestać się uśmiechać pełnym uśmiechem, niż jeździć do swojej ciotki.
-Rossalie Ervena Moody- Przedstawiła się pełnym imieniem jak to zazwyczaj miała na celu. Za miast wyciągać rękę do dziewczyny po prostu skinęła delikatnie w jej kierunku głową.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|