Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
- Mistrz Gry
Dziupla w Starym Drzewie
Pon Wrz 04, 2017 10:48 pm
Zamieszkana przede wszystkim przez owady, zarówno te znane mugolom jak i czarodziejom. Oprócz chrabąszczy czy os, istnieje też możliwość spotkania trzminorków i żądlibąków. Idąc w głąb można dostrzec unoszącą się w powietrzu mapę z niecodziennym ułożeniem gwiazd. Co jakiś czas słychać tu pohukiwanie sów.
- Peter Pettigrew
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Czw Wrz 07, 2017 5:15 pm
Nie sądziłem, że tak szybko otrzymam awans i porzucę rolę chłopca na posyłki. W pierwszej chwili pomyślałem o swoim czystokrwistym nazwisku, ale dosyć szybko porzuciłem ten pomysł. Za nic w świecie niesławne Pettigrew nie mogło pomóc w mojej karierze, stąd zacząłem analizować sytuację w redakcji. Z powodu wakacji wiele osób wzięło urlopy albo zlecenia na dalekie podróże, a duża liczba młodych i ambitnych jedynie patrzyła z nadzieją w oczach na władzę. Byłem jednym z tych, którym dano możliwość wykazania się. Jakimś cudem nie wietrzyłem żartu przy otrzymanej ofercie, co musiało być niejakim przejawem naiwności.
Na moje szczęście, nikt nie zaczął się brechtać z młodego półgłówka. Ba!, na domiar tego wszystkiego DOBREGO, Prorok Codzienny postanowił mnie wysłać w podróż służbową. Co prawda, nie jakąś super daleką do ciepłych krajów czy w inne ciekawe miejsca, tylko do Glasgow w Szkocji, ale dla mnie to i tak było coś niesamowitego. Rzadko opuszczałem Londyn i nigdy nie byłem za granicą, jeśli nie liczyć, oczywiście, Hogwartu. Zresztą, szkoła się skończyła. Teraz dostałem poważne zlecenie, miałem sam wyjechać w podróż i przeżywać przygody życia. Sam. Bez Huncwotów. Trochę mnie to przerażało, ale dam radę, prawda? Musiałem dać radę i pokazać im wszystkim, że jednak do czegoś się nadaję. Musiałem to pokazać przede wszystkim sobie.
Tak też znalazłem się w muzeum z lekkim opóźnieniem, namierzyłem mężczyznę, którego polecono mi odszukać, po czym wysłuchałem jego historii. Trochę bardzo nie spodobał mi się fakt, iż nie miałem jednak pracować sam i miałem być uzależniony. Od dziewczyny. O rok młodszej. Nowej koleżanki Syriusza.
Nim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ustalić jakieś zasady, opracować strategię, ta pociągnęła mnie za sobą i wylądowaliśmy w kompletnie nowym miejscu. Nowym… albo zbyt starym, by nie odczuć na swojej skórze jego specyficznej aury. Zadrżałem, kiedy wyobraźnia przywołała do mej głowy krzyk palonych żywcem kobiet.
Wstałem. Postanowiłem nie razić więcej mojej, ani Ismael, strefy komfortu, która została pogwałcona przez dziuplę w drzewie. Dosyć ciekawe miejsce... Tylko że nie zdążyłem niczego ze sobą zabrać, prócz różdżki. A otaczał nas las. Merlin jeden wie jak wielki.
Na moje szczęście, nikt nie zaczął się brechtać z młodego półgłówka. Ba!, na domiar tego wszystkiego DOBREGO, Prorok Codzienny postanowił mnie wysłać w podróż służbową. Co prawda, nie jakąś super daleką do ciepłych krajów czy w inne ciekawe miejsca, tylko do Glasgow w Szkocji, ale dla mnie to i tak było coś niesamowitego. Rzadko opuszczałem Londyn i nigdy nie byłem za granicą, jeśli nie liczyć, oczywiście, Hogwartu. Zresztą, szkoła się skończyła. Teraz dostałem poważne zlecenie, miałem sam wyjechać w podróż i przeżywać przygody życia. Sam. Bez Huncwotów. Trochę mnie to przerażało, ale dam radę, prawda? Musiałem dać radę i pokazać im wszystkim, że jednak do czegoś się nadaję. Musiałem to pokazać przede wszystkim sobie.
Tak też znalazłem się w muzeum z lekkim opóźnieniem, namierzyłem mężczyznę, którego polecono mi odszukać, po czym wysłuchałem jego historii. Trochę bardzo nie spodobał mi się fakt, iż nie miałem jednak pracować sam i miałem być uzależniony. Od dziewczyny. O rok młodszej. Nowej koleżanki Syriusza.
Nim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ustalić jakieś zasady, opracować strategię, ta pociągnęła mnie za sobą i wylądowaliśmy w kompletnie nowym miejscu. Nowym… albo zbyt starym, by nie odczuć na swojej skórze jego specyficznej aury. Zadrżałem, kiedy wyobraźnia przywołała do mej głowy krzyk palonych żywcem kobiet.
Wstałem. Postanowiłem nie razić więcej mojej, ani Ismael, strefy komfortu, która została pogwałcona przez dziuplę w drzewie. Dosyć ciekawe miejsce... Tylko że nie zdążyłem niczego ze sobą zabrać, prócz różdżki. A otaczał nas las. Merlin jeden wie jak wielki.
- Mistrz Gry
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Pią Wrz 08, 2017 7:57 pm
Całkiem szybko i sprawnie pokonaliście zarośla, choć kilka gałązek poraniło was w twarze i ręce, ledwo też uniknęliście trującej rośliny, która tylko czyhała na nieuważających wędrowców. Aura nowego miejsca była całkiem neutralna, mogliście wyczuć, że nic nie chciało was skrzywdzić, przynajmniej na razie. Kiedy upadłeś, Peter, zahaczyłeś rękawem szaty o większą gałąź z kolcami i materiał się rozpruł. Podniosłeś się i obrzuciłeś wasze otoczenie szybkim spojrzeniem. W tym czasie ty, Ismael, rozglądałaś się zaciekawiona i podekscytowana potencjalną ilością chowających się w tej dziupli zwierzątek. Wykonałaś więc kilka kroków, zauważyłaś ładnego błyszczącego chrabąszcza nad sobą i twoja ręka wystrzeliła by go dostać. Niestety przy okazji strąciłaś niezbyt widoczny w tych ciemnościach ul.
Pierwsza osoba, która odpisze, rzuca kością.
1 - były tam pszczoły, które od razu was zaatakowały
2 - były tam pszczoły, które was otoczyły, utrudniając widoczność
3 - były tam pszczoły, ale jeszcze nie opuściły ula
4 - były tam trzminorki, które was zaatakowały swoim syropem
5 - były tam trzminorki, które was obsiadły
6 - były tam trzminorki, ale jeszcze nie opuściły ula
Pierwsza osoba, która odpisze, rzuca kością.
1 - były tam pszczoły, które od razu was zaatakowały
2 - były tam pszczoły, które was otoczyły, utrudniając widoczność
3 - były tam pszczoły, ale jeszcze nie opuściły ula
4 - były tam trzminorki, które was zaatakowały swoim syropem
5 - były tam trzminorki, które was obsiadły
6 - były tam trzminorki, ale jeszcze nie opuściły ula
- Peter Pettigrew
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Sob Wrz 09, 2017 5:03 pm
Chwilę za mną, z dosyć klimatycznej dziupli, wyszła Ismael. Za bardzo nie przejmowałem się tym, co dziewczyna robi ze sobą. Nadal nie podobało mi się to, że jest tu ze mną, więc chwilowo się do niej nie odzywałem. Poniekąd, dosyć niegrzecznie, traktowałem ją jak powietrze. Niby, bo gdyby coś jej się złego działo, nie byłbym znowu tak obojętnie nastawiony do jej żywota i bym jej pomógł. Ach, Pettigrew jak zwykle pomocny.
Rozejrzałem się wokół. Las był… super. Nic nas nie zaatakowało, zaś wokół panowała względna cisza. Skupiłem się nawet bardziej na nasłuchiwaniu, dosyć szybko przechodząc w napawanie się magicznym miejscem, pomimo tego, co czułem jeszcze chwilę wcześniej. Wiem, to mogło być niebezpieczne i miałem to na uwadze. Tylko że w dalszym ciągu nic się na nas nie rzucało, ani nie chciało otruć… z wyjątkiem jednej rośliny, to było naprawdę spoko.
Ruszyliśmy nawet z miejsca, by gdzieś, gdziekolwiek dotrzeć. Oprócz wspomnianej roślinki, którą rozpoznałem w ostatniej chwili, jedynie moja szata uległa lekkiemu zniszczeniu. Z mojej głupoty, bo nie zauważyłem kolczastej rośliny, o którą się zahaczyłem. Nie mogłem jednak zapisać to w rubryczce atak. Raczej głupota.
Spojrzałem na dziurę w szacie. Mama nie będzie zadowolona, że zniszczyłem jedną z moich najlepszych. Cóż, może jednak uda jej się to jakoś magicznie zacerować? Tak, że nie będzie nic widać? Miałem takową nadzieję.
A gdzie, tak poza tym, podziewała się Ismael…? Postanowiłem się rozejrzać.
Rozejrzałem się wokół. Las był… super. Nic nas nie zaatakowało, zaś wokół panowała względna cisza. Skupiłem się nawet bardziej na nasłuchiwaniu, dosyć szybko przechodząc w napawanie się magicznym miejscem, pomimo tego, co czułem jeszcze chwilę wcześniej. Wiem, to mogło być niebezpieczne i miałem to na uwadze. Tylko że w dalszym ciągu nic się na nas nie rzucało, ani nie chciało otruć… z wyjątkiem jednej rośliny, to było naprawdę spoko.
Ruszyliśmy nawet z miejsca, by gdzieś, gdziekolwiek dotrzeć. Oprócz wspomnianej roślinki, którą rozpoznałem w ostatniej chwili, jedynie moja szata uległa lekkiemu zniszczeniu. Z mojej głupoty, bo nie zauważyłem kolczastej rośliny, o którą się zahaczyłem. Nie mogłem jednak zapisać to w rubryczce atak. Raczej głupota.
Spojrzałem na dziurę w szacie. Mama nie będzie zadowolona, że zniszczyłem jedną z moich najlepszych. Cóż, może jednak uda jej się to jakoś magicznie zacerować? Tak, że nie będzie nic widać? Miałem takową nadzieję.
A gdzie, tak poza tym, podziewała się Ismael…? Postanowiłem się rozejrzać.
- Mistrz Gry
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Sob Wrz 09, 2017 5:03 pm
The member 'Peter Pettigrew' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
- Ismael Blake
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Sro Wrz 13, 2017 7:53 pm
Ciekawość. Coś, co wiodło ludzi na krańce światów, sprawiało że marzyli o dryfowaniu w kosmosie i pchali technologię do przodu. Coś, co zmuszało ich do odkrywania nieznanego - to właśnie to sprawiło, że ona, a nie ktoś inny znalazł się w muzeum. Ona, a nie ktoś inny poczuła się w wystarczający sposób zainspirowana całą historyjką o czarownicach na stosie - jedną z niechlubnych kart historii. W dodatku - kiedy zobaczyła, że to właśnie z Peterem przyszło jej... powiedzmy pracować, wszelkie wątpliwości rozprysły się niczym mydlana bańka. Cóż - może i go nie znała, a przynajmniej nie dosłownie i nie personalnie, ale był huncwotem. A w jej naiwnym wciąż, rudym łebku znaczyło to ni mniej, ni więcej tyle, że można mu było ufać. No, może nie w 100%, ale wystarczająco, żeby ruszyć na wycieczkę w nieznane. Nie krępowała się więc i pociągnęła go za rękę, najwyraźniej bardzo ucieszona z faktu, że miała mieć towarzystwo, jednocześnie nawet przez moment nie zastanawiając się nad tym, jakie chłopak może mieć o niej mniemanie. W końcu była, khe khe, nową koleżanką Syriusza, cokolwiek to mogło znaczyć w głowie jego i osób postronnych. Fakty natomiast były takie, że Kundla to tej pory była w większości nieszczęściami, niczym średniowieczna zaraza. W przypadku Remusa, po obu stronach tabelki "dobre rzeczy | złe rzeczy", były równe kreski, więc wynik się równoważył. Potter natomiast... well... partnerstwo w treningach nie liczyło się do żadnej z kolumn.
Las był... super. I to nie takie zwykłe super, tylko S U P E R !!!. Z trzema wykrzyknikami, pisane kapitułą i ze spacjami pomiędzy poszczególnymi literami. Wpuszczenie jej tutaj było jak wydanie na siebie wyroku, bo czuła się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Chciała to, to i tamto. Chciała pomacać, popatrzyć i powąchać. Chciała wszystko. W tym momencie. Natychmiast. Teraz. Nie myślała o czymś tak trywialnym, jak przestrzeń osobista - to nagle gdzieś zniknęło, najwyraźniej chyba z godnością i zainteresowaniem czymkolwiek innym jak otaczająca ich zieleń.
TEN CHRABĄSZCZ... Ismael westchnęła pełna uniesienia, widząc błyszczące stworzonko i wyciągnęła ku niemu rękę, terkocząc na jakichś wyższych, podekscytowanych rejestrach coś, co po krótkiej analizie można było zinterpretować jako:
- Peter!POPATRZTYLKO!!! - wyrzuciła to jednak z siebie na jednym wydechu, a litery i słowa lepiły się do siebie nieznośnie, ledwo dając się od siebie oddzielić. Nie miało to jednak znaczenia, bo dziewczyna poczuła, że jej ręka o coś zahacza. O coś, co spada, a upadek powoduje ostrzegawcze bzyczenie. Westchnęła. W momencie kiedy tylko zdała sobie sprawę, że to coś spada, to nie mogło się dobrze skończyć. Bo to był ul. Ul wściekłych pszczół, bo jakiś idiota [idiotka], zniszczył ich dom. Rudowłosa odskoczyła, a przynajmniej taki miała zamiar, unosząc ręce nad głowę, jakby próbując się w ten sposób osłonić. Odruch, ale jednocześnie wiedziała jak głupi on był. Nie miała jednak co zrobić; nie umiała żadnych zaklęć, które generowały strumień wody, czy odpychały chmary robactwa. Obejrzała się na Pettigrew w akcie desperacji rzucając do niego;
- Woda, Peter. Jeśli znasz zaklęcia tworzące wodę to ich użyj! - a nuż były gryfon okaże się wybawicielem.
Las był... super. I to nie takie zwykłe super, tylko S U P E R !!!. Z trzema wykrzyknikami, pisane kapitułą i ze spacjami pomiędzy poszczególnymi literami. Wpuszczenie jej tutaj było jak wydanie na siebie wyroku, bo czuła się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Chciała to, to i tamto. Chciała pomacać, popatrzyć i powąchać. Chciała wszystko. W tym momencie. Natychmiast. Teraz. Nie myślała o czymś tak trywialnym, jak przestrzeń osobista - to nagle gdzieś zniknęło, najwyraźniej chyba z godnością i zainteresowaniem czymkolwiek innym jak otaczająca ich zieleń.
TEN CHRABĄSZCZ... Ismael westchnęła pełna uniesienia, widząc błyszczące stworzonko i wyciągnęła ku niemu rękę, terkocząc na jakichś wyższych, podekscytowanych rejestrach coś, co po krótkiej analizie można było zinterpretować jako:
- Peter!POPATRZTYLKO!!! - wyrzuciła to jednak z siebie na jednym wydechu, a litery i słowa lepiły się do siebie nieznośnie, ledwo dając się od siebie oddzielić. Nie miało to jednak znaczenia, bo dziewczyna poczuła, że jej ręka o coś zahacza. O coś, co spada, a upadek powoduje ostrzegawcze bzyczenie. Westchnęła. W momencie kiedy tylko zdała sobie sprawę, że to coś spada, to nie mogło się dobrze skończyć. Bo to był ul. Ul wściekłych pszczół, bo jakiś idiota [idiotka], zniszczył ich dom. Rudowłosa odskoczyła, a przynajmniej taki miała zamiar, unosząc ręce nad głowę, jakby próbując się w ten sposób osłonić. Odruch, ale jednocześnie wiedziała jak głupi on był. Nie miała jednak co zrobić; nie umiała żadnych zaklęć, które generowały strumień wody, czy odpychały chmary robactwa. Obejrzała się na Pettigrew w akcie desperacji rzucając do niego;
- Woda, Peter. Jeśli znasz zaklęcia tworzące wodę to ich użyj! - a nuż były gryfon okaże się wybawicielem.
- Mistrz Gry
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Sob Wrz 16, 2017 2:55 am
Podczas rozglądania się, nie zauważyłeś niczego konkretnego. Wystające pnącza, połamane gałęzie na ziemi, kilka większych kamieni... i mnóstwo czerni; dokładnie tam, gdzie słońce nie dochodziło. Jakiś mały pajączek znalazł się na twoim ramieniu i zaczął tworzyć nową pajęczynę, którą przez przypadek mu zniszczyłeś. Kilka sów się odezwało, a nie tak daleko od ciebie znajdowała się twoja towarzyszka. Ismael, w tym czasie zorientowałaś się dość szybko, co się stało. Na dźwięk twojego głosu wściekłe pszczoły opuściły swój przewrócony dom i zwróciły się w waszą stronę, większość jednak w twoją. Jeden z robaków zaatakował cię swoim żądłem, wbijając się ostro w szatę. Pszczół była cała chmara, do ciebie, Peter, mniejsza ich część jeszcze nie doleciała. Ty, Ismael, byłaś w zdecydowanie gorszej sytuacji.
Ismael Blake: -4 PŻ
Ismael Blake: -4 PŻ
- Peter Pettigrew
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Pon Wrz 18, 2017 3:39 pm
Otaczająca nas natura zapierała dech w piersiach. Nie tylko Ismael dodała żywiołowości, którą to raczej okazywała zdecydowanie bardziej niż ja. Było w tym coś tak dziewiczego, że wydawało się być… po prostu pięknym. Nieskrępowanie, prawdziwość i naturalność w jednym, zapakowanego do ślicznego pudełka o rudej burzy włosów. Nie, że ja… Po prostu dostrzegałem to piękno, nic ponadto. Ismael, choć do tej pory bardziej irytowała mnie swoją obecnością, okazywała się przełamywać moją niechęć do swojej osoby. Cóż, pewnie do czasu, kiedy nie zacznie nas pakować w kłopoty przy każdym nieostrożnym ruchu.
Właśnie, to coś charakteryzowało moją osobę. Pomimo zafascynowania otoczeniem, zachowywałem wyrobioną sobie ostrożność. Czy to w stosunku do innych osób, czy też mniej lub bardziej żywego otoczenia. Może właśnie dlatego nie mogłem chwalić się bliznami po gwoździach wbitych w nogę, licznymi historiami złamań z dzieciństwa i tak dalej. Rodzice trzymali mnie w bardziej hermetycznym otoczeniu i uważali, bym sobie nic nie zrobił. Byłem jednym ich synem, jedynym, którego mogli głupio utracić. Nie zamierzali do tego dopuścić.
Ale teraz nie byłem smarkiem. Dorosłem – teraz tak dosłownie, można by rzec, i to w mgnieniu oka – i uświadomiłem sobie jednocześnie, że, cholera, poniekąd zostałem obarczony odpowiedzialnością za młodszą dziewczynę. Nie dość, że była nie pełnoletnia, to jeszcze beztrosko biegała od krzaczka do krzaczka… I nie mogłem jakoś uświadomić sobie tego jakoś wcześniej? Być może uchroniło by to nas przed pszczołami czy co to tam sobie żyło w tym czymś, co spadło.
– Merlnie – rzuciłem odruchowo z siebie, zatrzymując się ze wstrzymanym oddechem. Melancholia minęła, nadszedł mini dramat w jednym akcie nakręcanym przez pszczoły. Nieco niezdarnie wyciągnąłem różdżkę i wziąłem głęboki wdech. Jeden jedyny taki, bo musiałem zareagować, jeśli nie chciałem skończyć z użądleniami.
– Aqua eructo! – wyrecytowałem, kierując swą różdżkę, z charakterystycznym ruchem dla rzucanego zaklęcia, w stronę pszczół. Właściwie, zacząłem machać w różne strony, jak gdybym chciał zgasić przed sobą pożar, i, taką też taktykę przyjmując, ruszyłem w kierunku koleżanki, by uwolnić ją od tych małych bestii.
Właśnie, to coś charakteryzowało moją osobę. Pomimo zafascynowania otoczeniem, zachowywałem wyrobioną sobie ostrożność. Czy to w stosunku do innych osób, czy też mniej lub bardziej żywego otoczenia. Może właśnie dlatego nie mogłem chwalić się bliznami po gwoździach wbitych w nogę, licznymi historiami złamań z dzieciństwa i tak dalej. Rodzice trzymali mnie w bardziej hermetycznym otoczeniu i uważali, bym sobie nic nie zrobił. Byłem jednym ich synem, jedynym, którego mogli głupio utracić. Nie zamierzali do tego dopuścić.
Ale teraz nie byłem smarkiem. Dorosłem – teraz tak dosłownie, można by rzec, i to w mgnieniu oka – i uświadomiłem sobie jednocześnie, że, cholera, poniekąd zostałem obarczony odpowiedzialnością za młodszą dziewczynę. Nie dość, że była nie pełnoletnia, to jeszcze beztrosko biegała od krzaczka do krzaczka… I nie mogłem jakoś uświadomić sobie tego jakoś wcześniej? Być może uchroniło by to nas przed pszczołami czy co to tam sobie żyło w tym czymś, co spadło.
– Merlnie – rzuciłem odruchowo z siebie, zatrzymując się ze wstrzymanym oddechem. Melancholia minęła, nadszedł mini dramat w jednym akcie nakręcanym przez pszczoły. Nieco niezdarnie wyciągnąłem różdżkę i wziąłem głęboki wdech. Jeden jedyny taki, bo musiałem zareagować, jeśli nie chciałem skończyć z użądleniami.
– Aqua eructo! – wyrecytowałem, kierując swą różdżkę, z charakterystycznym ruchem dla rzucanego zaklęcia, w stronę pszczół. Właściwie, zacząłem machać w różne strony, jak gdybym chciał zgasić przed sobą pożar, i, taką też taktykę przyjmując, ruszyłem w kierunku koleżanki, by uwolnić ją od tych małych bestii.
- Mistrz Gry
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Czw Wrz 21, 2017 5:07 pm
Zareagowałeś odpowiednio. Twoja różdżka zresztą zadziałała bezbłędnie; spory strumień wody poleciał w stronę pszczół, które się do ciebie zbliżały. Zostały pokonane, choć woda leciała we wszystkie strony, jako że machałeś nią tak jak chciałeś. Inne stworzenia nie zdawały się być z tego faktu zadowolone, rozległo się więc kilkanaście różnych lepiej lub gorzej słyszalnych dźwięków. Udało ci się bez większych problemów dostać w pobliże Ismael. Część owadów, które ją atakowały została pokonana, lecz nadal istniało zagrożenie. Ismael, mogłaś poczuć jak reszta pszczół dostaje się bardzo blisko ciebie i używa żądeł by ukarać cię za to, co zrobiłaś. Jeśli tak dalej pójdzie, stracisz przytomność.
Ismael Blake: -6 PŻ
Ismael Blake: -6 PŻ
- Peter Pettigrew
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Pią Wrz 22, 2017 5:37 pm
Woda faktycznie spełniła swoje zadanie. Pszczoły zostały niemalże całkowicie pokonane i teraz leżały bezbronne tam, gdzie poupadały. Musiały się wysuszyć, nim ponownie będą mogły szerzyć leśny wandalizm. Zastanawiało mnie, czy one w ogóle to przeżyją… Jakby nie patrzeć, zalałem je strumieniem wody. Mogło je to potopić, a cała ta zaistniała sytuacja, to właściwie nie była ich wina. To Ismael okazała się być większym wandalem niż pszczoły, zaś one straciły dom, część rodziny, a być może coś więcej niż aż te dwie rzeczy – życie. Ugh. To straszne, gdyż wyobraziłem sobie istoty większe od nas, które załatwiają nas tak, jak ja załatwiłem te owady. Wariowałem na stare lata.
Nie wiedziałem, czy powinienem potraktować chłodnym prysznicem również koleżankę. Starałem się spłukać pszczoły tak, by jej nie pochlapać zanadto, by nie musiała zmoknięta przedzierać się przez las. Zmarzłaby i w ogóle, a by temu przeciwdziałać, musielibyśmy rozpalać ognisko czy co tam jeszcze… Kiedy więc stwierdziłem, że najgorsze już minęło, cofnąłem zaklęcie i spojrzałem na Blake. Nie wyglądała za dobrze. Chyba pszczoły nieźle dały jej w kość.
– Ismael? Wszystko w porządku? – zapytałem kontrolnie. Nie widziałem żadnych pszczół na jej szacie (?), więc to chyba byłoby na tyle…? Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, ale najwyraźniej największym dramatem mojej misji miało być pożądlenie przez pszczoły, przy czym to nie ja zostałem poszkodowany, tylko moja towarzyszka.
Nie wiedziałem, czy powinienem potraktować chłodnym prysznicem również koleżankę. Starałem się spłukać pszczoły tak, by jej nie pochlapać zanadto, by nie musiała zmoknięta przedzierać się przez las. Zmarzłaby i w ogóle, a by temu przeciwdziałać, musielibyśmy rozpalać ognisko czy co tam jeszcze… Kiedy więc stwierdziłem, że najgorsze już minęło, cofnąłem zaklęcie i spojrzałem na Blake. Nie wyglądała za dobrze. Chyba pszczoły nieźle dały jej w kość.
– Ismael? Wszystko w porządku? – zapytałem kontrolnie. Nie widziałem żadnych pszczół na jej szacie (?), więc to chyba byłoby na tyle…? Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, ale najwyraźniej największym dramatem mojej misji miało być pożądlenie przez pszczoły, przy czym to nie ja zostałem poszkodowany, tylko moja towarzyszka.
- Ismael Blake
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Sob Wrz 23, 2017 7:06 pm
Jeśli dalej tak pójdzie, to Ismael trafi szlag, a nie straci przytomność. Dziewczyna machała niezbornie rękoma, próbując zrobić... coś. Cokolwiek, co tylko by podziałało w zaistniałej, nieco chujowej wręcz sytuacji. Bo inaczej nie można było tego opisać. Użądlenia paliły, a rudowłosa tylko dziękowała w duchu, że nie była na to paskudztwo uczulona, bo skończyłoby się to dla niej na prawdę.... średnio. Bo tych wszystkich obrażeń, których właśnie doświadczała od pracowitych pszczółek, nie dałaby rady podliczyć na palcach jednej ręki.
Kiedy więc poczuła na skórze chłodne krople wody, z pomiędzy jej warg wymsknęło się westchnienie ulgi. Prawdziwej, szczerej i pełnej wdzięczności. Mimo całego swoje szacunku, dla pracowitej nacji skrzydlatych służek, niedobitki, które chroniły się przed zmoknięciem skrzydełek, potraktowała tradycyjnie - śmiercionośnym klapnięciem dłoni, które miało rozmazać je na dobre. Może wydawało się to okrutne, ale no cóż... te które je użądliły i tak długo nie pożyją, bo taka była kolej rzeczy.
Podniosła na Petera pełne wdzięczności spojrzenie.
- Chyba. Tak myślę... podejrzewam... Trochę mnie pożądliły, ale... raczej na opuchliźnie i bólu się skończy. Nie jestem uczulona. - zaśmiała się cicho, przepraszająco i jakby z lekkim zażenowaniem. W końcu zaistniała sytuacja była tylko i wyłącznie jej winą. Winą tego, ze wyciągała łapska tam, gdzie nie powinna. - Przepraszam. I dziękuję. Jesteś moim rycerzem na białym koniu. - dodała jeszcze, przekrzywiając głowę na jedną stronę i obdarzając go wesołym uśmiechem. - No to... co teraz?
Kiedy więc poczuła na skórze chłodne krople wody, z pomiędzy jej warg wymsknęło się westchnienie ulgi. Prawdziwej, szczerej i pełnej wdzięczności. Mimo całego swoje szacunku, dla pracowitej nacji skrzydlatych służek, niedobitki, które chroniły się przed zmoknięciem skrzydełek, potraktowała tradycyjnie - śmiercionośnym klapnięciem dłoni, które miało rozmazać je na dobre. Może wydawało się to okrutne, ale no cóż... te które je użądliły i tak długo nie pożyją, bo taka była kolej rzeczy.
Podniosła na Petera pełne wdzięczności spojrzenie.
- Chyba. Tak myślę... podejrzewam... Trochę mnie pożądliły, ale... raczej na opuchliźnie i bólu się skończy. Nie jestem uczulona. - zaśmiała się cicho, przepraszająco i jakby z lekkim zażenowaniem. W końcu zaistniała sytuacja była tylko i wyłącznie jej winą. Winą tego, ze wyciągała łapska tam, gdzie nie powinna. - Przepraszam. I dziękuję. Jesteś moim rycerzem na białym koniu. - dodała jeszcze, przekrzywiając głowę na jedną stronę i obdarzając go wesołym uśmiechem. - No to... co teraz?
- Mistrz Gry
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Czw Wrz 28, 2017 10:46 pm
Bez większych problemów zakończyłeś zaklęcie, reszta pszczół uciekła w tym i królowa. Twoje ruchy bardziej szkodziły niż pomagały, Ismael, ale na twoje szczęście Peter zareagował szybko, instynktownie. Ciało piekło naprawdę mocno, miałaś wrażenie, jakby każdy krok sprawiał ci niesamowity ból. Kilka pszczół udało ci się zabić za pomocą dłoń, pewnie wydały one z siebie ostatni bzyk. Inne zwierzęta dały wam spokój, najwyraźniej bojąc się ludzi i ukrywając się w mroku. Ismael, trochę kręciło ci się w głowie i nadal niestety piekło, choć po kilku minutach słabiej. Były dwie drogi - jedna prowadziła w głąb dziupli, druga była tą, dzięki której się tutaj znaleźliście.
Ismael Blake: -4 PŻ (przypominam o odejmowaniu sobie PŻ)
Ismael Blake: -4 PŻ (przypominam o odejmowaniu sobie PŻ)
- Peter Pettigrew
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Nie Paź 01, 2017 12:35 am
Przygoda ze pszczołami wydawała się czymś normalnym, czymś, co każdemu mogło się zdarzyć. Tak było, prawda? Co prawda, nigdy nie zaatakował mnie rój pszczół. Dziś również im się nie udało, jednakże Ismael była dowodem na to, że to coś normalnego, nie? Ponadto pszczółki wszyscy świetnie znali, więc ostatecznie nie było się czego obawiać, jeśli zachowamy zdrowy rozsądek i będziemy uważali, po czym stąpamy, si? Si!
Dlatego też przyjąłem do siebie jakoś ten cały tekst o pożądleniu i braku uczulenia jakoś w miarę do siebie. Chwała, że mi tu nie umierała, bo nie mam pojęcia, co bym zrobił w podobnej sytuacji. Nigdy nie musiałem pomagać jakiemukolwiek alergikowi, z czego pamiętam, więc nie wiedziałbym, jak mam się zachować. Dobrze, że nie musiałem. Niedobrze, że Ismael nazwała mnie rycerzem na białym koniu, bo to z kolei nie za bardzo mi się spodobało. Może inaczej… Uznałem to za jakąś ironię, bo byłem chyba tym zapominanym człowiekiem na świecie, a tu nagle wychodziłem na rycerza. Wiem, nie powinienem się tego czepiać. Po prostu za wiele myślałem o tym, co tu robię i kim jestem.
Westchnąłem więc ciężko w ostatecznym rozrachunku i postanowiłem zaprzątnąć swoją głowę na powrót naszą beznadziejną sytuacją. Jeśli dalej będziemy szli w takim tempie, to będziemy musieli nocować w lesie. Nie chciałbym tu spędzić nocy.
– Chodźmy dalej. Bez sensu nam się wracać… Może teraz ja pójdę przodem, a ty idź tuż za mną, dobrze? Tylko krzycz, jeśli źle się poczujesz lub zacznie się dziać coś innego... Cokolwiek, jeśli zacznie się dziać – stwierdziłem, niejako przejmując dowodzenie w naszej dwuosobowej wyprawie. Nie wiem, czy podobała mi się taka kolej rzeczy. Chyba tak, ale też nieco przerażała. Ale!, jeśli dobrze to rozegram, wszystko będzie dobrze, prawda? – Tylko mów, okej? Jeśli będziesz chciała przystanąć albo coś sprawdzić... – odparłem zapobiegawczo, by kolejny odruch ciekawości ze strony Blake nie skończył się tak jak teraz. Z paskudnymi użądleniami.
Tak też, jak powiedziałem, ruszyłem przed siebie w głąb lasu (a nie dziupli? :x). Próbowałem mieć oczy dookoła głowy, czego oczywiście się nie dało fizycznie zrobić, dlatego też co jakiś czas postanowiłem odwracać się do tyłu, by sprawdzać przytomność, jak i posłuszność Ismael. Nie chciałem kolejnych niemiłych niespodzianek. Nie chciałem też, by padła na mojej warcie. Potem chłopaki mieliby ubaw, że zabiłem dziewczynę swoim towarzystwem czy coś… Syriusz pewnie miałby wielki uraz.
Dlatego też przyjąłem do siebie jakoś ten cały tekst o pożądleniu i braku uczulenia jakoś w miarę do siebie. Chwała, że mi tu nie umierała, bo nie mam pojęcia, co bym zrobił w podobnej sytuacji. Nigdy nie musiałem pomagać jakiemukolwiek alergikowi, z czego pamiętam, więc nie wiedziałbym, jak mam się zachować. Dobrze, że nie musiałem. Niedobrze, że Ismael nazwała mnie rycerzem na białym koniu, bo to z kolei nie za bardzo mi się spodobało. Może inaczej… Uznałem to za jakąś ironię, bo byłem chyba tym zapominanym człowiekiem na świecie, a tu nagle wychodziłem na rycerza. Wiem, nie powinienem się tego czepiać. Po prostu za wiele myślałem o tym, co tu robię i kim jestem.
Westchnąłem więc ciężko w ostatecznym rozrachunku i postanowiłem zaprzątnąć swoją głowę na powrót naszą beznadziejną sytuacją. Jeśli dalej będziemy szli w takim tempie, to będziemy musieli nocować w lesie. Nie chciałbym tu spędzić nocy.
– Chodźmy dalej. Bez sensu nam się wracać… Może teraz ja pójdę przodem, a ty idź tuż za mną, dobrze? Tylko krzycz, jeśli źle się poczujesz lub zacznie się dziać coś innego... Cokolwiek, jeśli zacznie się dziać – stwierdziłem, niejako przejmując dowodzenie w naszej dwuosobowej wyprawie. Nie wiem, czy podobała mi się taka kolej rzeczy. Chyba tak, ale też nieco przerażała. Ale!, jeśli dobrze to rozegram, wszystko będzie dobrze, prawda? – Tylko mów, okej? Jeśli będziesz chciała przystanąć albo coś sprawdzić... – odparłem zapobiegawczo, by kolejny odruch ciekawości ze strony Blake nie skończył się tak jak teraz. Z paskudnymi użądleniami.
Tak też, jak powiedziałem, ruszyłem przed siebie w głąb lasu (a nie dziupli? :x). Próbowałem mieć oczy dookoła głowy, czego oczywiście się nie dało fizycznie zrobić, dlatego też co jakiś czas postanowiłem odwracać się do tyłu, by sprawdzać przytomność, jak i posłuszność Ismael. Nie chciałem kolejnych niemiłych niespodzianek. Nie chciałem też, by padła na mojej warcie. Potem chłopaki mieliby ubaw, że zabiłem dziewczynę swoim towarzystwem czy coś… Syriusz pewnie miałby wielki uraz.
- Ismael Blake
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Nie Paź 01, 2017 1:15 am
Cóż... dziewczyna nie miała pojęcia o tym co działo się w głowie Petera, a także o tym, że jej porównanie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia (tak jakby miało), a wręcz przeciwnie - nie do końca mu się spodobało. Ale cóż z tego, skoro faktycznie przed chwilą uratował jej tyłek? Tytuł więc należał mu się całkowicie, w stu procentach i bez żadnych ale, a przynajmniej jej skromnym zdaniem.
Na jego słowa posłusznie pokiwała rudą głową, uśmiechając się do niego mieszanką lekkiego zażenowania i przeprosin. Poczucie winy nie dawało o sobie zapomnieć, bo pożądlone ciało jednocześnie bolało i piekło, najwyraźniej podejmując heroiczną walkę z taką ilością toksyn, które dostały się do jej organizmu, a z którymi trzeba było się uporać. Jednocześnie pluła sobie w brodę, że nie potrafiła utrzymać łapsk przy sobie i skończyło się to tak, a nie inaczej.
- Patrz, nawet włożę ręce do kieszeni, żeby nie nabroić. - rzuciła, najpierw wyciągając demonstracyjnie dłonie ku górze, tak aby je widział, a potem wsunęła je między materiał krótkiego płaszcza, prosto do kieszeni. Nie miała przy sobie nic, oprócz różdżki, którą właśnie namacała pod palcami i trochę ją to niepokoiło. W końcu magiczny badyl na nic jej się zdał w obliczu pszczół, a to był dopiero początek ich wycieczki.
- I oczywiście, jeśli tylko coś będzie się działo, od razu dam o tym znać. - dokładnie tak. Skoro Peter przejął inicjatywę, to wcale nie zamierzała się mu sprzeciwiać. Zaraz też ruszyła za nim posłusznie drogą, którą obrał. Jej postawa nie znaczyła jednak, że miała wbić wzrok w jego plecy, ziemię lub własne stopy. Oczy wodziły po otoczeniu żywo, wciąż zafascynowane bodźcami, które wysyłała im natura.
Na jego słowa posłusznie pokiwała rudą głową, uśmiechając się do niego mieszanką lekkiego zażenowania i przeprosin. Poczucie winy nie dawało o sobie zapomnieć, bo pożądlone ciało jednocześnie bolało i piekło, najwyraźniej podejmując heroiczną walkę z taką ilością toksyn, które dostały się do jej organizmu, a z którymi trzeba było się uporać. Jednocześnie pluła sobie w brodę, że nie potrafiła utrzymać łapsk przy sobie i skończyło się to tak, a nie inaczej.
- Patrz, nawet włożę ręce do kieszeni, żeby nie nabroić. - rzuciła, najpierw wyciągając demonstracyjnie dłonie ku górze, tak aby je widział, a potem wsunęła je między materiał krótkiego płaszcza, prosto do kieszeni. Nie miała przy sobie nic, oprócz różdżki, którą właśnie namacała pod palcami i trochę ją to niepokoiło. W końcu magiczny badyl na nic jej się zdał w obliczu pszczół, a to był dopiero początek ich wycieczki.
- I oczywiście, jeśli tylko coś będzie się działo, od razu dam o tym znać. - dokładnie tak. Skoro Peter przejął inicjatywę, to wcale nie zamierzała się mu sprzeciwiać. Zaraz też ruszyła za nim posłusznie drogą, którą obrał. Jej postawa nie znaczyła jednak, że miała wbić wzrok w jego plecy, ziemię lub własne stopy. Oczy wodziły po otoczeniu żywo, wciąż zafascynowane bodźcami, które wysyłała im natura.
- Mistrz Gry
Re: Dziupla w Starym Drzewie
Czw Paź 05, 2017 1:15 am
Peter, ruszyłeś w głąb dziupli, a pod twoimi stopami pękały suche, w większości małe gałązki. Co jakiś czas były i kamienie, które nieco wbijały się w podeszwy twoich butów. Było niesamowicie ciemno, a i im głębiej tym jeszcze ciemniej. Ismael szła posłusznie za tobą, odkrywając, że wokół was było sporo długich gałęzi, pnączy, a nawet mchu, który rósł sobie w środku drzewa zdrowo. Kilka świerszczy cykało, rozległo się również i pojedyncze bzyczenie, ale z pewnością nie należało ono do pszczoły tylko do czegoś większego. W końcu dostrzegliście jasne punkciki unoszące się w powietrzu w najbardziej oddalonej i najciemniejszej części dziupli, której wnętrze wydawało się wam niesamowicie duże.
[Żeby była jasność, nie ma kolejki, więc nie musicie na mnie czekać, jeśli tego nie zaznaczę w poście]
[Żeby była jasność, nie ma kolejki, więc nie musicie na mnie czekać, jeśli tego nie zaznaczę w poście]
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach