- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 8:51 pm
- Małpy są zabawne i inteligentne. To największa atrakcja każdego zoo – wypalił. To chyba szczyt jego uprzejmości, ale całkiem uroczy, choć i nieco dziwny. Nie chciał jej przecież w żaden sposób obrazić. Tak mu się wymsknęło, a teraz musiał się tłumaczyć. I tak czy siak rozpoznał, że tylko sobie z niego żartowała. Zresztą przywykł do przezwisk zwierząt, mieszkając w hippisowskiej komunie razem z matką. Szare Wilki, Mężne Niedźwiedzie, niemal jak u Indian. I on – Próżny Osioł, jak to zwykł mawiać Richard. Albo po prostu Oz, co było chyba jeszcze bardziej denerwujące.
- Wybacz, o pani, mą niesubordynację – odezwał się teatralnym tonem, udając jeden z portretów na trzecim piętrze. To jakiś stary czarodziej, pewnie z okresu późnego średniowiecza czy wczesnego renesansu, zawsze wdający się w konflikty z grubą czarownicą z obrazu obok. Jeśli ktoś się naprawdę bardzo nudził, zawsze mógł wziąć z kuchni miskę ciastek i rozłożyć się tam na zakurzonym dywanie, żeby pooglądać przedstawienie.
Skąd pewność, że gdy się poślizgnęła, to ją złapał? No dobra, rozgryzłaś go – Tobias jest milusi i nie dałby niewieście tak cierpieć, dlatego też wylądowała w jego ramionach.
- O tak, zwłaszcza teraz. Idealna Puchonka – zażartował, pomagając jej, by nie wylądowała kolanami w śniegu i usadowił na ławce obok siebie. – Żyjesz? – Spytał zaniepokojony, tym razem już bez żadnych żartów, bo mimo wszystko troszkę go przestraszyła.
- Wybacz, o pani, mą niesubordynację – odezwał się teatralnym tonem, udając jeden z portretów na trzecim piętrze. To jakiś stary czarodziej, pewnie z okresu późnego średniowiecza czy wczesnego renesansu, zawsze wdający się w konflikty z grubą czarownicą z obrazu obok. Jeśli ktoś się naprawdę bardzo nudził, zawsze mógł wziąć z kuchni miskę ciastek i rozłożyć się tam na zakurzonym dywanie, żeby pooglądać przedstawienie.
Skąd pewność, że gdy się poślizgnęła, to ją złapał? No dobra, rozgryzłaś go – Tobias jest milusi i nie dałby niewieście tak cierpieć, dlatego też wylądowała w jego ramionach.
- O tak, zwłaszcza teraz. Idealna Puchonka – zażartował, pomagając jej, by nie wylądowała kolanami w śniegu i usadowił na ławce obok siebie. – Żyjesz? – Spytał zaniepokojony, tym razem już bez żadnych żartów, bo mimo wszystko troszkę go przestraszyła.
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 9:02 pm
Prychnęła cicho pod nosem, kiedy ją złapał westchnęła cicho zadowolona. Już myślała, że padnie na kolana i ten cały puch, choć znając jej szczęście to by się tak skończyło. Pokręciła lekko głową i usiadła obok chłopaka na ławce.
-Przepraszam poślizgnęłam się. -Ostatnio nawet jej zwinność była na całkiem normalnym poziomie, ale jak widać teraz to jej zwinność nie podziałała. Cieszyła się w ostateczności, że jednak nic się jej nei stało.
-Jestem Idealną puchonką, którą się ratuje jak księżniczkę. -Zaśmiała się cicho pod nosem. Spojrzała na chłopaka i posłała mu ciepły uśmiech.
-Tak, wszystko dzięki Tobie. Dziękuję. - Uśmiechneła się po raz kolejny, ale nieśmiało, było jej teraz głupio, że tak się przewróciła o jakiś głupi lód, który był na ziemi.guł chodziła ostrożnie by się nie przewrócić, ale teraz zbyt dobrze się bawiła by uważała na jakiś lód, który był ukryty pod śniegiem i jedynie czekał na swoją ofiarę. Spojrzała na swoje dłonie, które ułożyła na kolanach.
-Przepraszam poślizgnęłam się. -Ostatnio nawet jej zwinność była na całkiem normalnym poziomie, ale jak widać teraz to jej zwinność nie podziałała. Cieszyła się w ostateczności, że jednak nic się jej nei stało.
-Jestem Idealną puchonką, którą się ratuje jak księżniczkę. -Zaśmiała się cicho pod nosem. Spojrzała na chłopaka i posłała mu ciepły uśmiech.
-Tak, wszystko dzięki Tobie. Dziękuję. - Uśmiechneła się po raz kolejny, ale nieśmiało, było jej teraz głupio, że tak się przewróciła o jakiś głupi lód, który był na ziemi.guł chodziła ostrożnie by się nie przewrócić, ale teraz zbyt dobrze się bawiła by uważała na jakiś lód, który był ukryty pod śniegiem i jedynie czekał na swoją ofiarę. Spojrzała na swoje dłonie, które ułożyła na kolanach.
- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 9:08 pm
- Przecież to nie twoja wina – uznał, wpatrując się z pogardą w plamę lodu. Normalnie pewnie by ją rozpuścił, ale zanim wygrzebie różdżkę z wewnętrznej kieszeni swetra pod kurtką, minie dobre pół godziny. Niech już sobie leży i czeka na Filcha, który wyryje w ławkę, zgniatając przy okazji Norris.
- Ach, czyli Puchonki to księżniczki – powiedział, jakby to była najtrafniejsza teoria świata. – Bajka się chyba trochę pochrzaniła, bo powinnyście mieszkać w wieży.
A wyszło tak, że to Krukoni wylądowali w chmurach. Chociaż większość z nich bujała w obłokach, więc to nawet do nich pasowało. Sam Tobias często się zamyślał i zamiast skupić na teraźniejszości, wędrował w jakiś magicznych krainach pełnych smoków i kolorowych cukierków. Swoją drogą zrobił się głodny. Oby nie burczało mu w brzuchu na tyle głośno, by ktokolwiek to usłyszał, na przykład Elizabeth.
- Zawsze do usług.
Znów się zaśmiał. Tobias Peacock – obrońca puchońskich księżniczek. Jakie to śmieszne. Najwyraźniej znalazł nowe powołanie dzięki głupiemu śniegowi i jemu podobnym. Zima bywa zaskakująca, nieprawdaż?
- Ach, czyli Puchonki to księżniczki – powiedział, jakby to była najtrafniejsza teoria świata. – Bajka się chyba trochę pochrzaniła, bo powinnyście mieszkać w wieży.
A wyszło tak, że to Krukoni wylądowali w chmurach. Chociaż większość z nich bujała w obłokach, więc to nawet do nich pasowało. Sam Tobias często się zamyślał i zamiast skupić na teraźniejszości, wędrował w jakiś magicznych krainach pełnych smoków i kolorowych cukierków. Swoją drogą zrobił się głodny. Oby nie burczało mu w brzuchu na tyle głośno, by ktokolwiek to usłyszał, na przykład Elizabeth.
- Zawsze do usług.
Znów się zaśmiał. Tobias Peacock – obrońca puchońskich księżniczek. Jakie to śmieszne. Najwyraźniej znalazł nowe powołanie dzięki głupiemu śniegowi i jemu podobnym. Zima bywa zaskakująca, nieprawdaż?
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 9:21 pm
NO fakt to nei była jej wina, ale ten lód był dla niej niemiły.
-Lód mnie atakuje i mnie nie lubi. - Burknęła cicho i nadymała policzki jak chomik. Po chwili wypościła powietrze z płuc powoli rozbawiona. Faktycznie jej humor zwykły chyba powrócił na normalne tory, a to był wielki plus w takiej chwili.
-Jak ja jestem księżniczka, to tyś mój książę. - Powiedziała uśmiechając się wesoło. Lubiła książki o tematyce fantastycznej, dlatego też jej głowa dość często wędruje do tychże ciekawych i kolorowych obrazów.
-Wieży w Hogwarcie jest pod dostatkiem jednak jak widać, nikt mnie w wieży zamknąć nie chciał. - Odpowiedziała rozbawiona. Faktycznie wież i schodów to w tej szkole było pod dostatkiem. Alei tak najlepsze były schody, które lubiły robić psikusy uczniom i zanosić je na inne piętra niż chciały się udać.
-Lód mnie atakuje i mnie nie lubi. - Burknęła cicho i nadymała policzki jak chomik. Po chwili wypościła powietrze z płuc powoli rozbawiona. Faktycznie jej humor zwykły chyba powrócił na normalne tory, a to był wielki plus w takiej chwili.
-Jak ja jestem księżniczka, to tyś mój książę. - Powiedziała uśmiechając się wesoło. Lubiła książki o tematyce fantastycznej, dlatego też jej głowa dość często wędruje do tychże ciekawych i kolorowych obrazów.
-Wieży w Hogwarcie jest pod dostatkiem jednak jak widać, nikt mnie w wieży zamknąć nie chciał. - Odpowiedziała rozbawiona. Faktycznie wież i schodów to w tej szkole było pod dostatkiem. Alei tak najlepsze były schody, które lubiły robić psikusy uczniom i zanosić je na inne piętra niż chciały się udać.
- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 10:13 pm
- Wredny lód. Powinnaś go zamienić w bałwana – zaproponował całkiem poważnie. Skoro jej podpadł tak jak pierwszoroczni o nadętych spojrzeniach, powinna się z nim rozprawić. – O ile to działa nie tylko na ludzi.
Zaklęcia nie były jego ulubioną dziedziną. Nie do końca nawet wiedział, jakim cudem udało mu się na nich przetrwać bez uszczerbku na zdrowiu, a nawet zdać pozytywnie SUMy, by dalej się ich uczyć. Był masochistą? Może odrobinkę, zważywszy na to, że śmiało można go uznać za najgorszego na roku z tegoż przedmiotu.
- Zdecydowanie nie nadaję się na księcia – uprzedził ją. Nie nadawał się do jazdy konno i słodzenia. Ba, czasem zdarzało mu się być wrednym dla ludzi, a że Elizabeth wydawała mu się bardzo sympatyczna, nie ukazał jej swojej gorszej strony.
- Aż tak cię ciągnie do wież? Brakuje nam jeszcze smoka!
Jego oczy rozjarzyły się jak fajerwerki, gdy tylko pomyślał o gadzie plującym ogniem. Z pewnością by go nie zabił, wolałby się z nim zakumplować. Czy to oznacza, że był zły? Czy po prostu naiwny? Albo wybiegając w przyszłość: nazywanie go Osłem przez Richarda czemuś służyło. W każdym bądź razie gdyby miał wybierać między księżniczką a smokiem, nie umiałby się zdecydować. Najlepiej w tym momencie zrezygnować z roli księcia, by uniknąć dylematu.
Zaklęcia nie były jego ulubioną dziedziną. Nie do końca nawet wiedział, jakim cudem udało mu się na nich przetrwać bez uszczerbku na zdrowiu, a nawet zdać pozytywnie SUMy, by dalej się ich uczyć. Był masochistą? Może odrobinkę, zważywszy na to, że śmiało można go uznać za najgorszego na roku z tegoż przedmiotu.
- Zdecydowanie nie nadaję się na księcia – uprzedził ją. Nie nadawał się do jazdy konno i słodzenia. Ba, czasem zdarzało mu się być wrednym dla ludzi, a że Elizabeth wydawała mu się bardzo sympatyczna, nie ukazał jej swojej gorszej strony.
- Aż tak cię ciągnie do wież? Brakuje nam jeszcze smoka!
Jego oczy rozjarzyły się jak fajerwerki, gdy tylko pomyślał o gadzie plującym ogniem. Z pewnością by go nie zabił, wolałby się z nim zakumplować. Czy to oznacza, że był zły? Czy po prostu naiwny? Albo wybiegając w przyszłość: nazywanie go Osłem przez Richarda czemuś służyło. W każdym bądź razie gdyby miał wybierać między księżniczką a smokiem, nie umiałby się zdecydować. Najlepiej w tym momencie zrezygnować z roli księcia, by uniknąć dylematu.
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 10:22 pm
-Zaklęcia chyba nie działają na rzeczy martwe. - Posmutniała przez chwilę, a po chwili zaśmiała się cicho. tak to bywa, że rzeczy martwe lubią płatać psikusy. Na przykład jak się walnie małym palcem o brzeg łóżka, to ból jest niesamowity.
-Czemu niby się nie nadajesz? Przecież to był by taki współczesny księcio! Wiesz latał by na miotle zamiast na koniu.. - Wzruszyła ramionami w sumie to było by całkiem dobre wyjście, bo sama nigdy nie jeździła konno.
-No wiesz to za smoka myłby robić...Filch! On się nadaje idealnie do wrednego smoka...albo i nie. - Podparła się ręką o podbródek zastawiając się czy był by to dobry pomyśl, ale w końcu Filch i tak był wredny dla każdej osoby, którą widział i słyszał. Uśmiechneła się po chwili do chłopaka, w końcu wymyślanie różnych rzeczy całkiem dobrze jej idzie. No sama tak przynajmniej myślała.
-Czemu niby się nie nadajesz? Przecież to był by taki współczesny księcio! Wiesz latał by na miotle zamiast na koniu.. - Wzruszyła ramionami w sumie to było by całkiem dobre wyjście, bo sama nigdy nie jeździła konno.
-No wiesz to za smoka myłby robić...Filch! On się nadaje idealnie do wrednego smoka...albo i nie. - Podparła się ręką o podbródek zastawiając się czy był by to dobry pomyśl, ale w końcu Filch i tak był wredny dla każdej osoby, którą widział i słyszał. Uśmiechneła się po chwili do chłopaka, w końcu wymyślanie różnych rzeczy całkiem dobrze jej idzie. No sama tak przynajmniej myślała.
- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 10:56 pm
- Szkoda, ten lód by popamiętał! – Powiedział głośno, niczym wojownik broniący swego kraju i władcy. W tym wypadku Elizabeth przed lodem, mimo że ledwie ją znał. Czemu mu więc zależało, żeby ten kawałek zamarzniętej wody ucierpiał? Może dlatego, że Puchonka nie uciekła z krzykiem, kiedy się dosiadł i całkiem miło spędzali razem czas? Tak, pewnie tak. Mierny był raczej w te klocki. Już lepiej by mu szło chociażby w cieplarni, bo mógłby jej pokazać jakieś śmieszne kwiatki.
- Pegaz byłby dobrym rozwiązaniem. Latać na koniu to jest coś. Nawet hipogryf, bo ma koński tyłek – stwierdził na głos, dodając w myślach: „albo smok”. Tak, zdecydowanie marzył o wznoszeniu się w powietrze, ale niekoniecznie na szczotce do mycia podłóg, która wżynałaby mu się nie tam, gdzie powinna. Jeszcze by biedak ucierpiał i nie spełnił jednego z pragnień.
- Filch jako smok? – Skrzywił się, wypowiadając to. – Może Rogogon. Ale ja wolałbym milszego smoka. No wiesz, takiego do poprzytulania jak będzie mały i straszenia pierwszaków jak większy.
Starał się jej to wyjaśnić jakoś po puchońsku. Chęć poczucia wyższości, jakiegoś respektu pewnie by nie zaspokoiła takiej spokojnej duszyczki. Tak samo jak ambicja osiągania szczytów, zebrania wiedzy na temat tego, co znajduje się ponad chmurami i jak wygląda świat z góry, zza ogromnych skrzydeł. Tobias akurat był ciężkim przypadkiem, który jak się uparł, to musiał dążyć do celu nawet i po trupach.
- Ej! Moglibyśmy poszperać w bibliotece za jakimś zaklęciem albo eliksirem i „przypadkiem” dorobić Filchowi łuski albo ogon – zaproponował, znów z tym szaleńczym błyskiem w oczach. Nauczyłby się czegoś nowego, a jednocześnie dostarczył nieco rozrywki innym uczniom i samej pannie Cook.
- Pegaz byłby dobrym rozwiązaniem. Latać na koniu to jest coś. Nawet hipogryf, bo ma koński tyłek – stwierdził na głos, dodając w myślach: „albo smok”. Tak, zdecydowanie marzył o wznoszeniu się w powietrze, ale niekoniecznie na szczotce do mycia podłóg, która wżynałaby mu się nie tam, gdzie powinna. Jeszcze by biedak ucierpiał i nie spełnił jednego z pragnień.
- Filch jako smok? – Skrzywił się, wypowiadając to. – Może Rogogon. Ale ja wolałbym milszego smoka. No wiesz, takiego do poprzytulania jak będzie mały i straszenia pierwszaków jak większy.
Starał się jej to wyjaśnić jakoś po puchońsku. Chęć poczucia wyższości, jakiegoś respektu pewnie by nie zaspokoiła takiej spokojnej duszyczki. Tak samo jak ambicja osiągania szczytów, zebrania wiedzy na temat tego, co znajduje się ponad chmurami i jak wygląda świat z góry, zza ogromnych skrzydeł. Tobias akurat był ciężkim przypadkiem, który jak się uparł, to musiał dążyć do celu nawet i po trupach.
- Ej! Moglibyśmy poszperać w bibliotece za jakimś zaklęciem albo eliksirem i „przypadkiem” dorobić Filchowi łuski albo ogon – zaproponował, znów z tym szaleńczym błyskiem w oczach. Nauczyłby się czegoś nowego, a jednocześnie dostarczył nieco rozrywki innym uczniom i samej pannie Cook.
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Sob Gru 06, 2014 11:56 pm
Zaśmiała się wesoło pod nosem słysząc jego ton na temat lodu.
-Bez przesady ten lód nie jest aż tak bardzo niebezpieczny. - Zauważyła, a by potwierdzić swoje słowa wstała i butem pocierała lód, który znajdował się po lodzie. Noga się jej poślizgnęła i prawie zrobiła szpagat na ziemi. Ale, ALE utrzymała równowagę. Więc była z siebie dumna, że nic sobie jaszcze nie naciągnęła.
-No dobra przesadziłam. Ej! Ale hipogryf to nawet nie jest zły pomysł, w końcu lata i coś z konia ma. - Uśmiechneła się pod nosem. To była taka trochę magiczna wersja bajki o uratowaniu księżniczki z opałów. Ale w końcu lepsza taka niż standardowa wersja.
-No fakt, ale Rogogon jest zbyt agresywny i w sumie nie bardzo pasuje. Ale no wiesz takich małych nie ma więc pasuje tylko Spiżobrzuch Ukraiński, ale one są rzadkie więc klops. - Mruknęła cicho pod nosem. Po chwili uniosła brwi do góry słysząc jego kolejne słowa.
-Ty wiesz, że to byłoby największe szaleństwo w całej szkole? - Powiedziała niezbyt zadowolona z tego pomysłu. Choć psikus mały nie był by zły. Ale znając życie Filch dał by jej szlaban za to, że żyje i oddycha.
-Bez przesady ten lód nie jest aż tak bardzo niebezpieczny. - Zauważyła, a by potwierdzić swoje słowa wstała i butem pocierała lód, który znajdował się po lodzie. Noga się jej poślizgnęła i prawie zrobiła szpagat na ziemi. Ale, ALE utrzymała równowagę. Więc była z siebie dumna, że nic sobie jaszcze nie naciągnęła.
-No dobra przesadziłam. Ej! Ale hipogryf to nawet nie jest zły pomysł, w końcu lata i coś z konia ma. - Uśmiechneła się pod nosem. To była taka trochę magiczna wersja bajki o uratowaniu księżniczki z opałów. Ale w końcu lepsza taka niż standardowa wersja.
-No fakt, ale Rogogon jest zbyt agresywny i w sumie nie bardzo pasuje. Ale no wiesz takich małych nie ma więc pasuje tylko Spiżobrzuch Ukraiński, ale one są rzadkie więc klops. - Mruknęła cicho pod nosem. Po chwili uniosła brwi do góry słysząc jego kolejne słowa.
-Ty wiesz, że to byłoby największe szaleństwo w całej szkole? - Powiedziała niezbyt zadowolona z tego pomysłu. Choć psikus mały nie był by zły. Ale znając życie Filch dał by jej szlaban za to, że żyje i oddycha.
- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Gru 07, 2014 12:07 am
- Doprawdy? – Zauważył, unosząc lekko brwi, gdy się znów poślizgnęła. Tym razem jednak zdołała utrzymać równowagę, co nie zmienia faktu, że drgnął, już się gotując do kolejnego ratunku. Lepiej się rzucać, niż prowadzić potem zakrwawioną ofiarę wypadku do skrzydła szpitalnego.
Narodził mu się za to pomysł, żeby znów zakraść się na skraj Zakazanego Lasu, tym razem do hipogryfów, które sprowadzono tu na zajęcia opieki nad magicznymi stworzeniami. Kolejne pazury, a na dodatek do kompletu dzioby, ale nie obawiał się ryzyka aż tak mocno. To przecież majestatyczne, pełne wdzięku stworzenia. Poza tym skoro umiał się z nimi obchodzić w młodszych klasach, to i teraz będzie potrafił.
- Jak to nie są małe? Są, kiedy jeszcze nie urosną! – Wytknął jej to, nim zdołał ugryźć się w język. Czasem nie panował nad tym, co mówił. Mimo wszystko no… miał rację! – A spiżobrzuch jakoś mi do Filcha nie pasuje, zbyt spokojny jak na niego. Może chiński ogniomiot?
Pokiwał głową, uśmiechając się. Już dawno chciał zrobić na złość Filchowi, a skoro nadarzała się okazja, to czemu by nie spróbować? Co mu szkodziło? Woźny nie musiał wiedzieć, że to oni. Pewnie i tak zrezygnuje w ostatniej chwili, gdy do niego dotrze całe to ryzyko. Gdyby się głębiej zastanowił, pewnie dotarłoby do niego w końcu, że bardziej fascynowałoby go samo grzebanie w bibliotece za odpowiednim eliksirem i wykonanie go niż efekty.
- Tak, wiem. Ale są gorsi dowcipnisie.
Narodził mu się za to pomysł, żeby znów zakraść się na skraj Zakazanego Lasu, tym razem do hipogryfów, które sprowadzono tu na zajęcia opieki nad magicznymi stworzeniami. Kolejne pazury, a na dodatek do kompletu dzioby, ale nie obawiał się ryzyka aż tak mocno. To przecież majestatyczne, pełne wdzięku stworzenia. Poza tym skoro umiał się z nimi obchodzić w młodszych klasach, to i teraz będzie potrafił.
- Jak to nie są małe? Są, kiedy jeszcze nie urosną! – Wytknął jej to, nim zdołał ugryźć się w język. Czasem nie panował nad tym, co mówił. Mimo wszystko no… miał rację! – A spiżobrzuch jakoś mi do Filcha nie pasuje, zbyt spokojny jak na niego. Może chiński ogniomiot?
Pokiwał głową, uśmiechając się. Już dawno chciał zrobić na złość Filchowi, a skoro nadarzała się okazja, to czemu by nie spróbować? Co mu szkodziło? Woźny nie musiał wiedzieć, że to oni. Pewnie i tak zrezygnuje w ostatniej chwili, gdy do niego dotrze całe to ryzyko. Gdyby się głębiej zastanowił, pewnie dotarłoby do niego w końcu, że bardziej fascynowałoby go samo grzebanie w bibliotece za odpowiednim eliksirem i wykonanie go niż efekty.
- Tak, wiem. Ale są gorsi dowcipnisie.
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Gru 07, 2014 12:30 am
-No ci mówię. - Mruknela cicho pod nosem. Zauważyła, że chłopak chciał jej pomóc w razie gdyby się miała przewrócić. Dobrze, że utrzymała równowagę.
- Bo małe smoki są mało agresywne, ale kiedy podrosną to dadzą komuś popalić. - No w sumie to ten smok mógł by być za spokojnym na Filcha, ale jakoś teraz nie wpadł jej inny gatunek zwierzęcia.
-Oniogmiot? Zieje ogniem tak jak Filch rozdaje szlabany za to, że głośno rozmawiamy. - Uniosła brew do góry to było najlepsze porównanie dla niej i w sumie całkiem logiczna. Chociaż nie chciałaby robić dowcipu komuś kogo nie lubi, zwłaszcza, że była to osoba była wredna dla wszystkich w szkole.
- Bo małe smoki są mało agresywne, ale kiedy podrosną to dadzą komuś popalić. - No w sumie to ten smok mógł by być za spokojnym na Filcha, ale jakoś teraz nie wpadł jej inny gatunek zwierzęcia.
-Oniogmiot? Zieje ogniem tak jak Filch rozdaje szlabany za to, że głośno rozmawiamy. - Uniosła brew do góry to było najlepsze porównanie dla niej i w sumie całkiem logiczna. Chociaż nie chciałaby robić dowcipu komuś kogo nie lubi, zwłaszcza, że była to osoba była wredna dla wszystkich w szkole.
- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Gru 07, 2014 12:41 am
- Wierzę na słowo – odparł, choć nadal był nieufny w stosunku do tej kałuży. Lepiej niech Elizabeth więcej nie planuje bawić się w łyżwiarkę bez łyżew, bo Tobias ją zaprowadzi do zamku. Albo na jezioro, żeby się zmierzyła z większym lodem.
- Zależy które. Niektóre gryzą.
Tak mu się przynajmniej wydawało, bo nie miał z nimi zbyt wiele do czynienia. Obrazki w książkach się liczą? Mimo wszystko marzył o tym, żeby zobaczyć jakiegokolwiek. Może po skończeniu szkoły uda się do jakiegoś rezerwatu? Albo po prostu na poszukiwanie gadów. Zawsze to jakiś pomysł na rozluźnienie po ciężkiej nauce do egzaminów.
- No to w sam raz.
Jeśli Elizabeth wierzyła w powodzenie tej misji, to zdecydowanie powinna bardziej poznać Tobiasa. Stchórzy jak tylko wyceluje w Filcha albo spróbuje mu czegoś dolać, a chwilę przed tym usłyszy miauknięcie Pani Norris. Ona mu zdradzi całą tajemnicę. To dziwne, że woźny umiał rozmawiać ze swoim kociskiem, ale najwyraźniej prawdopodobne. Peacock nie znał świata magii na tyle wybitnie, by wiedzieć, czy rozmowa z pupilami to norma czy też objaw choroby psychicznej.
W jakimś stopniu jednak chciał to zrobić – dopiec woźnemu. To plan idealny, zobaczyć jak ten staruch wędruje po zamku z wielkim ogonem, ciągnącym się za nim.
- Gorzej jakby wykorzystał ten dorobiony ogon do karania nas. Jeszcze by kogoś uderzył kolcami – mruknął, bardziej do siebie niż do niej.
Wiatr zwiał mu czapkę odrobinę w górę, więc naciągnął ją na uszy. Włosy znowu wpadły mu do ust, a śnieg przyklejał się praktycznie wszędzie, gdzie tylko się dało.
- Trochę tu zimno. Idziemy do środka? – Zaproponował, wskazując na zamek.
- Zależy które. Niektóre gryzą.
Tak mu się przynajmniej wydawało, bo nie miał z nimi zbyt wiele do czynienia. Obrazki w książkach się liczą? Mimo wszystko marzył o tym, żeby zobaczyć jakiegokolwiek. Może po skończeniu szkoły uda się do jakiegoś rezerwatu? Albo po prostu na poszukiwanie gadów. Zawsze to jakiś pomysł na rozluźnienie po ciężkiej nauce do egzaminów.
- No to w sam raz.
Jeśli Elizabeth wierzyła w powodzenie tej misji, to zdecydowanie powinna bardziej poznać Tobiasa. Stchórzy jak tylko wyceluje w Filcha albo spróbuje mu czegoś dolać, a chwilę przed tym usłyszy miauknięcie Pani Norris. Ona mu zdradzi całą tajemnicę. To dziwne, że woźny umiał rozmawiać ze swoim kociskiem, ale najwyraźniej prawdopodobne. Peacock nie znał świata magii na tyle wybitnie, by wiedzieć, czy rozmowa z pupilami to norma czy też objaw choroby psychicznej.
W jakimś stopniu jednak chciał to zrobić – dopiec woźnemu. To plan idealny, zobaczyć jak ten staruch wędruje po zamku z wielkim ogonem, ciągnącym się za nim.
- Gorzej jakby wykorzystał ten dorobiony ogon do karania nas. Jeszcze by kogoś uderzył kolcami – mruknął, bardziej do siebie niż do niej.
Wiatr zwiał mu czapkę odrobinę w górę, więc naciągnął ją na uszy. Włosy znowu wpadły mu do ust, a śnieg przyklejał się praktycznie wszędzie, gdzie tylko się dało.
- Trochę tu zimno. Idziemy do środka? – Zaproponował, wskazując na zamek.
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Gru 07, 2014 12:53 am
-No to dobrze. - Uśmiechnęła się pod nosem pocierając butem lód, robiła to na tyle lekko by po raz kolejny nogi się jej nie rozjechały na boki. Ona wiedziała, że to co mówią się nie powiedzie. Dla niej to po prostu było gdybanie: co by było gdyby.
-Gorzej gdyby te kolce były przesiąknięte jadem. - No tak to mogła być jedna z gorszych scenerii jaki wpadł jej umysł. Wolała jednak zwykłego woźnego, a nie jeszcze z jakimiś magicznymi dodatkami.
-Jasne, a gdzie chcesz iść? - Spytała się ciekawa, schowała swój czerwony nos w szalik. Powinno być dzisiaj choć trochę cieplej, ale tego wcale nie czuła. Pogoda ją okłamywała, niedobra.
-Gorzej gdyby te kolce były przesiąknięte jadem. - No tak to mogła być jedna z gorszych scenerii jaki wpadł jej umysł. Wolała jednak zwykłego woźnego, a nie jeszcze z jakimiś magicznymi dodatkami.
-Jasne, a gdzie chcesz iść? - Spytała się ciekawa, schowała swój czerwony nos w szalik. Powinno być dzisiaj choć trochę cieplej, ale tego wcale nie czuła. Pogoda ją okłamywała, niedobra.
- Tobias Peacock
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Nie Gru 07, 2014 11:21 pm
Ona naprawdę była swego rodzaju masochistką, skoro wciąż czepiała się tego lodu i Tobias zauważył to zwłaszcza teraz. Miał ochotę się zaśmiać, ale powstrzymał się, bo wyszedłby na niespełna umysłu. No i nie chciał jej urazić, bo tak właściwie wcale mu to nie przeszkadzało. Martwił się tylko, że Puchonka w końcu rozbije sobie nos o ławkę.
- Gdziekolwiek przed siebie – stwierdził. – Wtedy można znaleźć całkiem fajne miejsca.
Nie od dziś wiadomo, że kiedy się gubisz, zawsze wpadasz na coś nowego, interesującego. Stare korytarze już mu się znudziły i liczył na to, że odkryje coś ekstra w tym starym zamczysku.
- To jak, idziemy? – Zapytał, podnosząc się ostrożnie z ławki, by i on nie poślizgnął się na lodzie. Niestety nie obyło się bez tego, bo stracił równowagę, ale szybko przeskoczył na śnieg, który nasypał mu się do butów. Burknął coś tylko pod nosem na ten temat i zaczął iść w stronę zamku. Po chwili obejrzał się, by sprawdzić, czy Elizabeth za nim idzie i czy przypadkiem nie miała jednak spotkania bliskiego stopnia z ławką.
z/t
dalej: Portret Tobiasa Misslethorpe
- Gdziekolwiek przed siebie – stwierdził. – Wtedy można znaleźć całkiem fajne miejsca.
Nie od dziś wiadomo, że kiedy się gubisz, zawsze wpadasz na coś nowego, interesującego. Stare korytarze już mu się znudziły i liczył na to, że odkryje coś ekstra w tym starym zamczysku.
- To jak, idziemy? – Zapytał, podnosząc się ostrożnie z ławki, by i on nie poślizgnął się na lodzie. Niestety nie obyło się bez tego, bo stracił równowagę, ale szybko przeskoczył na śnieg, który nasypał mu się do butów. Burknął coś tylko pod nosem na ten temat i zaczął iść w stronę zamku. Po chwili obejrzał się, by sprawdzić, czy Elizabeth za nim idzie i czy przypadkiem nie miała jednak spotkania bliskiego stopnia z ławką.
z/t
dalej: Portret Tobiasa Misslethorpe
- Elizabeth Cook
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pon Gru 08, 2014 10:07 am
Dziewczyna Uśmiechnęła się lekko pod nosem i zostawiła ten lód w spokoju, bo jeszcze się jej coś może stać.
-Okej to idziemy. - Uśmiechnęła się ostrożnie ominęła lód po którym wcześniej prawie się poślizgnęła. Wolnym krokiem zaczęła iść za chłopakiem ciekawa gdzie dojdą oboje, może do jakiegoś ciekawego miejsca.
z.t
-Okej to idziemy. - Uśmiechnęła się ostrożnie ominęła lód po którym wcześniej prawie się poślizgnęła. Wolnym krokiem zaczęła iść za chłopakiem ciekawa gdzie dojdą oboje, może do jakiegoś ciekawego miejsca.
z.t
- Esmeralda Moore
Re: Alejka prowadząca do dziedzińca
Pią Gru 26, 2014 7:34 pm
Cyganka spacerowała sobie spokojnie po błoniach. Nie mogła się już doczekać kiedy zacznie być ciepło, kiedy będzie mogła zrzucić z siebie te wszystkie stroje które miały na celu ogrzanie jej ciała kiedy wychodziła na mróz. Plus był taki, że śniegu nie było, to te burze były naprawdę upierdliwe. Chociaż w oczach cyganki nawet to miało swój urok. Miała już wracać do szkoły kiedy poczuła na swoim nosie jedną małą kroplę która pochodziła prosto z nieba. Podniosła głowę do góy aby popatrzeć na czarne i ciężkie chmury które zawisły nad jej głową, a na jej policzku wylądowała kolejna kropla która była zapowiedzią ulewy która miała nadejść. I cóż nie trzeba było czekać na to długo. Jak lunęło to w przeciągu kilku minut każdy kawałek ubrania dziewczyny był mokry, a jej czarne włosy zaczęły przyklejać się do jej twarzy. Mimo to na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. Zrzuciła z siebie i tak już całą mokrą kurtkę i zaczęła wirować w strugach deszczu. Od czasu do czasu zarzucała włosami przez co pojedyncze krople zostawały wyrzucane w przestrzeń aby połączyć się z tymi kroplami deszczu które spadały prosto z nieba. A sama cyganka śmiała się niczym małe dziecko, bawiła się w tej chwili w najlepsze. I właśnie za takie chwile kochała życie. Nie potrafiła zrozumieć jak ludzie nie mogli tego dostrzec. Przecież życie miało tyle kolorów, a oni woleli zamykać się w swoich ciemnych dźwiękoszczelnych pudłach.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach