Strona 14 z 15 • 1 ... 8 ... 13, 14, 15
- Nathalie Powell
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 03, 2017 11:51 am
Kolejny raz zachował się tak samo.
Czego się spodziewałaś? Może od razu powie ci wszystko co leży mu na sercu, jakby jeszcze taki był...
Skarciła samą siebie w duchu i aż potrzebowała złapać oczyszczający oddech. Nie było jej dane rozgryźć wielkiego Giotto Nero. Od momentu konfrontacji z Sahirem była przekonana, że tylko jego stać na takie rozmowy. No dobrze, Ślizgon od początku nie wyrażał większych potrzeb mówienia dużej ilości słów czy pokazywania swoich emocji. Wydawał się jednak bardziej "dostępną" osobą.
- Rozumiem - skwitowała krótko, bo już nawet nie wiedziała co ma powiedzieć.
Nero jest osobą ciężką, ale zarazem intrygującą. Na swój dziwny sposób, którego nawet Nath nie rozumie, dał jej powód do tego by otrzymać szacunek. Nawet więcej, polubiła go. Oczywiście, łączy ich coś dziwnego, coś co w rezultacie jest tylko układem, ale czy poza tym nie może być nic więcej? Czy Puchonka i Ślizgon nie mogą być przyjaciółmi? Miedzy tymi domami nie było nienawiści, więc co stoi na przeszkodzie?
- Egzamin? Jaki egzamin? - wyglądała jakby dosłownie przed chwilą obudziła się z dziwnego transu, w który ją wprowadził towarzysz.
Nie miała pojęcia o czym on mówił. Spóźniła się? Coś ma teraz? Jaki egzamin?
Czasem nawet taka Powell gubi się w swoim świecie i traci kontakt z rzeczywistością...
Czego się spodziewałaś? Może od razu powie ci wszystko co leży mu na sercu, jakby jeszcze taki był...
Skarciła samą siebie w duchu i aż potrzebowała złapać oczyszczający oddech. Nie było jej dane rozgryźć wielkiego Giotto Nero. Od momentu konfrontacji z Sahirem była przekonana, że tylko jego stać na takie rozmowy. No dobrze, Ślizgon od początku nie wyrażał większych potrzeb mówienia dużej ilości słów czy pokazywania swoich emocji. Wydawał się jednak bardziej "dostępną" osobą.
- Rozumiem - skwitowała krótko, bo już nawet nie wiedziała co ma powiedzieć.
Nero jest osobą ciężką, ale zarazem intrygującą. Na swój dziwny sposób, którego nawet Nath nie rozumie, dał jej powód do tego by otrzymać szacunek. Nawet więcej, polubiła go. Oczywiście, łączy ich coś dziwnego, coś co w rezultacie jest tylko układem, ale czy poza tym nie może być nic więcej? Czy Puchonka i Ślizgon nie mogą być przyjaciółmi? Miedzy tymi domami nie było nienawiści, więc co stoi na przeszkodzie?
- Egzamin? Jaki egzamin? - wyglądała jakby dosłownie przed chwilą obudziła się z dziwnego transu, w który ją wprowadził towarzysz.
Nie miała pojęcia o czym on mówił. Spóźniła się? Coś ma teraz? Jaki egzamin?
Czasem nawet taka Powell gubi się w swoim świecie i traci kontakt z rzeczywistością...
- Giotto Nero
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Sro Sty 04, 2017 3:39 am
Giotto mógł być irytujący i doskonale wiedział o tym, że przez większość tych ludzi, którzy go znają, jest właśnie w taki sposób postrzegany. Trafił jednak na Nathalie, która jest dużo wyrozumialsza niż inni i choć przeszkadzają jej niektóre nawyki oraz zachowania Ślizgona, a także jego małomówność i chłód, potrafi jednak powstrzymać się od jakiegokolwiek komentarza i nie ryzykuje z nim żadnych słownych potyczek. Wyjątkiem była rzecz jasna sytuacja w bibliotece, gdy nawiązali całą tą dziwną relację, która teraz w jakiś niestandardowy sposób jest składna i nie mają siebie za wrogów.
Nigdy nie myślał o niej w inny sposób, niż o zwykłej koleżance, z którą po prostu ma umowę. Było na to zwyczajnie za wcześnie. On nie był zbyt wylewny, rzadko kogo dopuszczał w swoje kręgi i tak naprawdę był nieufny wobec ludzi. Prawdę powiedziawszy, póki nie zobaczy składników do upragnionego Veritaserum, ciężko będzie mu poważniej spojrzeć na znajomość z nią, niż tylko przez pryzmat tej umowy. Nie oznacza to jednak, że go nie fascynowała - wręcz przeciwnie, był nią zaintrygowany. Wydawała się być tak prosta, a jednocześnie tak wyjątkowa, w każdym tego słowa znaczeniu. Przez sześć lat wspólnej nauki wymienili może dwa słowa i to takie typu: "przepraszam, chcę przejść", głównie z jej strony, bo oczywiście Giotto przesuwał blondyneczkę na bok i przechodził bez słowa. Tymczasem Nathalie już w pierwszej chwili zaoferowała mu pomoc, w dodatku nie spławia go, cały czas zapewnia, że prace nad składnikami są w toku i tak naprawdę dużo ryzykuje pomagając mu w niewiadomej. A to wszystko w tak krótkim odstępie czasu, bez wcześniejszego wprowadzenia i nawiązania jakiejś przyzwoitej znajomości. Paradoksalnie, jeśli zrobi to, o co ją poprosił, będzie pierwszą osobą, która pomoże mu w osiągnięciu celu - a była przecież najzwyklejszą Puchonką, przynajmniej zdaniem innych, bo na pewno nie jego.
Uniósł lekko brwi, widząc jak Powell szokuje się na słuch o egzaminach. Wyraźnie powiedział przecież - egzaminy, chodziło mu o SUMY oczywiście. Tymczasem dziewczyna wpadła w panikę, z której trzeba było natychmiast ją wyprowadzić.
- Końcowe mała... - rzucił w jej stronę, chcąc ją trochę uspokoić. Przecież się na nich wszystkich stawi, jest pilną uczennicą, zatem zaliczenie ich nie będzie większym problemem. Wierzył w nią i wiedział, że ma potencjał oraz wiedzę, wystarczyło tylko uspokoić się przed samymi testami i przekazać to, co ma się do tej pory w głowie. To wystarczy, by nie musiała się martwić o swoją przyszłość, przynajmniej do następnego roku.
- Nie przejmuj się. Jestem pewien, że pójdą Ci tak dobrze, jak te rysunki. - nawiązał do wcześniejszego tematu ich rozmowy i uśmiechnął się kącikiem ust, ukazując przez chwilę swoje dużo cieplejsze oblicze, które tylko przypadkiem odsłonił.
Cofnął rękę i wrócił do opierania się pośladkami o oparcie ławki, zaś ręce skrzyżował na klatce piersiowej, patrząc znów przed siebie, jakby chciał się tam doszukać czegoś nowego, czego od dawna nie zna.
- Swoją drogą... malujesz też portrety? - spytał nagle i chyba go to interesowało, bo nawet odwrócił ku niej swoje spojrzenie.
Nigdy nie myślał o niej w inny sposób, niż o zwykłej koleżance, z którą po prostu ma umowę. Było na to zwyczajnie za wcześnie. On nie był zbyt wylewny, rzadko kogo dopuszczał w swoje kręgi i tak naprawdę był nieufny wobec ludzi. Prawdę powiedziawszy, póki nie zobaczy składników do upragnionego Veritaserum, ciężko będzie mu poważniej spojrzeć na znajomość z nią, niż tylko przez pryzmat tej umowy. Nie oznacza to jednak, że go nie fascynowała - wręcz przeciwnie, był nią zaintrygowany. Wydawała się być tak prosta, a jednocześnie tak wyjątkowa, w każdym tego słowa znaczeniu. Przez sześć lat wspólnej nauki wymienili może dwa słowa i to takie typu: "przepraszam, chcę przejść", głównie z jej strony, bo oczywiście Giotto przesuwał blondyneczkę na bok i przechodził bez słowa. Tymczasem Nathalie już w pierwszej chwili zaoferowała mu pomoc, w dodatku nie spławia go, cały czas zapewnia, że prace nad składnikami są w toku i tak naprawdę dużo ryzykuje pomagając mu w niewiadomej. A to wszystko w tak krótkim odstępie czasu, bez wcześniejszego wprowadzenia i nawiązania jakiejś przyzwoitej znajomości. Paradoksalnie, jeśli zrobi to, o co ją poprosił, będzie pierwszą osobą, która pomoże mu w osiągnięciu celu - a była przecież najzwyklejszą Puchonką, przynajmniej zdaniem innych, bo na pewno nie jego.
Uniósł lekko brwi, widząc jak Powell szokuje się na słuch o egzaminach. Wyraźnie powiedział przecież - egzaminy, chodziło mu o SUMY oczywiście. Tymczasem dziewczyna wpadła w panikę, z której trzeba było natychmiast ją wyprowadzić.
- Końcowe mała... - rzucił w jej stronę, chcąc ją trochę uspokoić. Przecież się na nich wszystkich stawi, jest pilną uczennicą, zatem zaliczenie ich nie będzie większym problemem. Wierzył w nią i wiedział, że ma potencjał oraz wiedzę, wystarczyło tylko uspokoić się przed samymi testami i przekazać to, co ma się do tej pory w głowie. To wystarczy, by nie musiała się martwić o swoją przyszłość, przynajmniej do następnego roku.
- Nie przejmuj się. Jestem pewien, że pójdą Ci tak dobrze, jak te rysunki. - nawiązał do wcześniejszego tematu ich rozmowy i uśmiechnął się kącikiem ust, ukazując przez chwilę swoje dużo cieplejsze oblicze, które tylko przypadkiem odsłonił.
Cofnął rękę i wrócił do opierania się pośladkami o oparcie ławki, zaś ręce skrzyżował na klatce piersiowej, patrząc znów przed siebie, jakby chciał się tam doszukać czegoś nowego, czego od dawna nie zna.
- Swoją drogą... malujesz też portrety? - spytał nagle i chyba go to interesowało, bo nawet odwrócił ku niej swoje spojrzenie.
- Nathalie Powell
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Sro Sty 04, 2017 12:00 pm
Nath dopiero po słowach chłopaka uświadomiła sobie jak wielką głupotę powiedziała. Jak można wymazać z pamięci egzaminy, do których wciąż się uczy od jakiegoś czasu. Nawet ona znalazła na nie zapał, a teraz jakby kompletnie wyparowały z jej umysłu. Przez myśl jej przeszło, że to może być spowodowane dziwnym zachowaniem Gio, na którym za bardzo się skupiła i ciągłe zmienianie, a raczej unikanie tematu, wprowadziło ją w ten stan. Kto wie? Może szukała tylko wewnętrznej wymówki by się z tego jakoś wyplątać... Właściwie już i tak było za późno, bo zdążyła zrobić z siebie kretynkę.
- No tak... - powiedziała cicho i spuściła wzrok na swoje kolana, które w tym momencie były jej kryjówką od wzroku Nero.
Nie chciała zobaczyć jak Ślizgon nabija się z jej idiotycznego zachowania i reakcji, na coś co powinno być tak oczywiste. Dopiero po dalszej wypowiedzi Giotto zrobiło jej się odrobinę lepiej, chociaż wprowadził do jej głowy jeszcze większy zamęt. Od początku próbuje ustawić wokół siebie ogromny mur, którym broni się przed kontaktem z ludźmi... Jak to się dzieje, że co jakiś czas pokazuje u siebie jakiekolwiek uczucia? Może uczucia to za duże słowo... Może to jest litość? Skoro zawsze traktuje ją z góry, jak potencjalnego wroga, a nagle robi się taki miły i nawet pokazuje, że w nią wierzy...
Ja już nic nie rozumiem... Oznajmiła w myślach, lecz nie miała zamiaru już pokazywać wszystkich emocji jakie nią targają.
- Dzięki, jednak rysunki to zupełnie co innego. - zaczęła spoglądając w jego stronę - Tego nie da się wykuć na pamięć, a z tym mam ogromny problem jeśli chodzi o naukę.
Przeczesała swoje złote włosy palcami i przy okazji zakładając je na lewą stronę by tak jej nie przeszkadzały. Ponownie wzięła do ręki swój szkicownik, który był po brzegi przepełniony wpadającymi pergaminami i zaczęła szukać między nimi odpowiednich rysunków.
- Właściwie tak... - zatrzymała się na chwilę nie przerywając wertowania - Ale nie mam nic tutaj. Pewnie zostawiłam w dormitorium. - stwierdziła i zerknęła na chłopaka, który wyglądał jakby poważnie interesowała go ta informacja. - Zazwyczaj rysuje krajobrazy, martwą naturę czy zwierzęta, ale ostatnio zaczęłam próbować z portretami. Nie wychodzi mi najlepiej, ale warto robić coś nowego...
Złożyła zeszyt i zostawiała go już na swoich kolanach. Za chwilę uśmiechnęła się i zwróciła ku swojemu towarzyszowi.
- Pytasz, bo sam byś chciał swój portret? - powiedziała niby poważnie, ale widać było, że kącik jej ust ruszył w górę.
- No tak... - powiedziała cicho i spuściła wzrok na swoje kolana, które w tym momencie były jej kryjówką od wzroku Nero.
Nie chciała zobaczyć jak Ślizgon nabija się z jej idiotycznego zachowania i reakcji, na coś co powinno być tak oczywiste. Dopiero po dalszej wypowiedzi Giotto zrobiło jej się odrobinę lepiej, chociaż wprowadził do jej głowy jeszcze większy zamęt. Od początku próbuje ustawić wokół siebie ogromny mur, którym broni się przed kontaktem z ludźmi... Jak to się dzieje, że co jakiś czas pokazuje u siebie jakiekolwiek uczucia? Może uczucia to za duże słowo... Może to jest litość? Skoro zawsze traktuje ją z góry, jak potencjalnego wroga, a nagle robi się taki miły i nawet pokazuje, że w nią wierzy...
Ja już nic nie rozumiem... Oznajmiła w myślach, lecz nie miała zamiaru już pokazywać wszystkich emocji jakie nią targają.
- Dzięki, jednak rysunki to zupełnie co innego. - zaczęła spoglądając w jego stronę - Tego nie da się wykuć na pamięć, a z tym mam ogromny problem jeśli chodzi o naukę.
Przeczesała swoje złote włosy palcami i przy okazji zakładając je na lewą stronę by tak jej nie przeszkadzały. Ponownie wzięła do ręki swój szkicownik, który był po brzegi przepełniony wpadającymi pergaminami i zaczęła szukać między nimi odpowiednich rysunków.
- Właściwie tak... - zatrzymała się na chwilę nie przerywając wertowania - Ale nie mam nic tutaj. Pewnie zostawiłam w dormitorium. - stwierdziła i zerknęła na chłopaka, który wyglądał jakby poważnie interesowała go ta informacja. - Zazwyczaj rysuje krajobrazy, martwą naturę czy zwierzęta, ale ostatnio zaczęłam próbować z portretami. Nie wychodzi mi najlepiej, ale warto robić coś nowego...
Złożyła zeszyt i zostawiała go już na swoich kolanach. Za chwilę uśmiechnęła się i zwróciła ku swojemu towarzyszowi.
- Pytasz, bo sam byś chciał swój portret? - powiedziała niby poważnie, ale widać było, że kącik jej ust ruszył w górę.
- Giotto Nero
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Sro Sty 04, 2017 4:04 pm
Jej konsternacja i zmęczenie takimi zachowaniami było w pełni uzasadnione. Nero nie raz nie dwa doprowadził kogoś do szału i od zawsze wszyscy wiedzieli, że ciężko się z nim rozmawia, w gruncie rzeczy dlatego, że albo w ogóle nic nie mówi, albo mówi coś kompletnie z dupy, albo wymijająco, by nie naprowadzać rozmowy na tematy dla niego niewygodne. Dzięki właśnie takiej postawie wytworzył pewnego rodzaju barierę między sobą, a innymi ludźmi oraz mógł w spokoju opracowywać plan swojego działania, dzieląc się jego szczegółami tylko i wyłącznie z Enzo.
Giotto nie miał zamiaru wcale się z niej śmiać. Dopuszczał możliwość tego, że dość dziwna rozmowa nie wpłynie pozytywnie na jej rozmyślenia i rzucanie tak losowymi pytaniami może w którymś momencie ją skołować. Nie oceniał jej zachowania w żaden sposób - mogła mieć przecież więcej rzeczy na głowie niż tylko egzaminy i wcale nie musiała sobie radzić z tym tak samo dobrze, jak Giotto. Ile ludzi, tyle reakcji na konkretne wydarzenia.
Sam nie był rysownikiem, był wręcz antytalentem malarskim, dlatego nie wiedział jak działa napływ weny u artystów. Być może coś w tym było, że rysunki przychodziły z łatwością, a gdy przychodziło zapisać na pergaminie jakiekolwiek słowa, pojawiała się pustka w głowie, ale jakoś nie chciało mu się wierzyć, że Powell nie poradzi sobie z egzaminami w dobry sposób. On chyba nawet nie dopuszczał do siebie możliwości, że Nathalie może mieć z czegokolwiek niesatysfakcjonujące ją oceny. Chociaż z drugiej strony... w piątej klasie egzaminy były bardziej stresujące, niż te, do których będzie podchodził teraz Ślizgon.
Przyglądał się jej w ciszy, gdy wertowała kolejne kartki pergaminu w poszukiwaniu jakichś portretów, o które ją zapytał chwilę wcześniej. Trzymając ręce skrzyżowane na klatce piersiowej, uniósł lekko brew, słysząc jej pytanie.
- Nie kręcą mnie takie rzeczy. - stwierdził spokojnie, aczkolwiek nie zabrzmiało to jak jakiś akt agresji czy tego typu podobnych zachowań. Po prostu poinformował ją, że nie ten zły wniosek był powodem do zadania akurat tego pytania.
- Czysta ciekawość. - sprostował swoje stanowisko w tej sprawie, bo te pytanie nie padło tylko i wyłącznie z grzeczności, której przecież Giotto momentami brakowało. Jak każdy artysta Powell mogła mieć płaszczyznę, w której czuje się lepiej, niż w innych, stąd też dopytał czy portrety również liczą się jako jej mocna strona - wszakże krajobrazy widział już wcześniej, gdy zaprezentowała mu swój szkicownik.
Odchylił głowę do tyłu i westchnął lekko, wciągając dużą dawkę świeżego powietrza przez nozdrza.
- Poza tym, wszystko w porządku? - spytał i to już był czysty konwenans, który chyba jako jedyny mógł użyć w tej chwili. Nie umiał prowadzić rozmów, zatem jego pytania często były proste i mało wyszukane - czasem nawet denerwujące. Ale spytanie o samopoczucie nigdy przecież nie zaszkodzi, nie?
Giotto nie miał zamiaru wcale się z niej śmiać. Dopuszczał możliwość tego, że dość dziwna rozmowa nie wpłynie pozytywnie na jej rozmyślenia i rzucanie tak losowymi pytaniami może w którymś momencie ją skołować. Nie oceniał jej zachowania w żaden sposób - mogła mieć przecież więcej rzeczy na głowie niż tylko egzaminy i wcale nie musiała sobie radzić z tym tak samo dobrze, jak Giotto. Ile ludzi, tyle reakcji na konkretne wydarzenia.
Sam nie był rysownikiem, był wręcz antytalentem malarskim, dlatego nie wiedział jak działa napływ weny u artystów. Być może coś w tym było, że rysunki przychodziły z łatwością, a gdy przychodziło zapisać na pergaminie jakiekolwiek słowa, pojawiała się pustka w głowie, ale jakoś nie chciało mu się wierzyć, że Powell nie poradzi sobie z egzaminami w dobry sposób. On chyba nawet nie dopuszczał do siebie możliwości, że Nathalie może mieć z czegokolwiek niesatysfakcjonujące ją oceny. Chociaż z drugiej strony... w piątej klasie egzaminy były bardziej stresujące, niż te, do których będzie podchodził teraz Ślizgon.
Przyglądał się jej w ciszy, gdy wertowała kolejne kartki pergaminu w poszukiwaniu jakichś portretów, o które ją zapytał chwilę wcześniej. Trzymając ręce skrzyżowane na klatce piersiowej, uniósł lekko brew, słysząc jej pytanie.
- Nie kręcą mnie takie rzeczy. - stwierdził spokojnie, aczkolwiek nie zabrzmiało to jak jakiś akt agresji czy tego typu podobnych zachowań. Po prostu poinformował ją, że nie ten zły wniosek był powodem do zadania akurat tego pytania.
- Czysta ciekawość. - sprostował swoje stanowisko w tej sprawie, bo te pytanie nie padło tylko i wyłącznie z grzeczności, której przecież Giotto momentami brakowało. Jak każdy artysta Powell mogła mieć płaszczyznę, w której czuje się lepiej, niż w innych, stąd też dopytał czy portrety również liczą się jako jej mocna strona - wszakże krajobrazy widział już wcześniej, gdy zaprezentowała mu swój szkicownik.
Odchylił głowę do tyłu i westchnął lekko, wciągając dużą dawkę świeżego powietrza przez nozdrza.
- Poza tym, wszystko w porządku? - spytał i to już był czysty konwenans, który chyba jako jedyny mógł użyć w tej chwili. Nie umiał prowadzić rozmów, zatem jego pytania często były proste i mało wyszukane - czasem nawet denerwujące. Ale spytanie o samopoczucie nigdy przecież nie zaszkodzi, nie?
- Nathalie Powell
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Nie Sty 08, 2017 11:43 pm
Ile razy można zastanawiać się nad tym kto co myśli? No ja się pytam ile!? Nawet ja już nie ma w sobie tyle pokładu cierpliwości by znieść te dziwne akcje, które on tworzy wokół siebie. Jaki to wszystko ma sens. Niby z mną rozmawia, niby zachodzi jakaś komunikacja między ludzka, ale co z tego jak w sumie gadamy tylko o głupotach. Przez jego ciągłe unikanie, no właściwie prawie wszystkich tematów, nie da się dojść do niczego. Chcesz coś powiedzieć, zadać pytanie, automatycznie dostajesz kopa na wejściu i tyle z uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi...
Ciągle kontemplacje, zastanawianie się, niepewność... To wszystko już zaczyna ją przerastać. Chce być miła, chce uszanować jego prywatność i przestrzeń. Nawet powiedziała, że mu pomoże i zaoferowała w zamian coś co w sumie nie było dla niej najważniejsze na świecie. On podarował jej jakiś mały sekret, którym jest uwarzenie eliksiru, a ona po prostu postanowiła dać mu tą możliwość by zdobyć składniki. Czy to nic nie oznacza?
- Słuchaj, u mnie wszystko dobrze, lecz ja nie wiem jak to u ciebie jest. - powiedziała delikatnie podenerwowana po tej wielkiej wojnie w swojej głowie - Nie chce byś uznał mnie za natrętną czy bezczelną, bo bardzo długo ze sobą walczyłam, więc powinieneś to docenić!
Westchnęła głośno i starała się uspokoić, lecz kiepsko jej to wychodziło. Przekręciła swoje całe ciało w stronę Giotto by się zwrócić bezpośrednio do niego.
- Czemu ty wszystkiego unikasz? - zapytała bezpośrednio - Raz jesteś miły, raz jesteś obojętny... W sumie przeważnie jesteś obojętny, no ale nie o to w tym chodzi. Czasem po prostu mam wrażenie, że ty masz takie wahania nastrojów, albo sprawdzasz ile wytrzymam. Ja po prostu już nie wiem... Zdaje mi się, że nie zadaję ci trudnych pytań, nie poruszam tematów tabu, ale ty i tak tego unikasz...
Zerknęła w stronę jeziora i zrobiła dłuższą pauzę. Nie wiedziała czy powinna kontynuować, bo bała się, że chłopak na nią naskoczy. Wiedziała dokładnie, że jego prywatne sprawy są święte i nie miała zamiaru roztrząsać tego tematu, ale skoro ona się przed nim chodź trochę otworzyła, to on mógłby chociaż spróbować.
- Może powiedziałam coś nie tak? - dodała już dużo ciszej niż wcześniej.
Ciągle kontemplacje, zastanawianie się, niepewność... To wszystko już zaczyna ją przerastać. Chce być miła, chce uszanować jego prywatność i przestrzeń. Nawet powiedziała, że mu pomoże i zaoferowała w zamian coś co w sumie nie było dla niej najważniejsze na świecie. On podarował jej jakiś mały sekret, którym jest uwarzenie eliksiru, a ona po prostu postanowiła dać mu tą możliwość by zdobyć składniki. Czy to nic nie oznacza?
- Słuchaj, u mnie wszystko dobrze, lecz ja nie wiem jak to u ciebie jest. - powiedziała delikatnie podenerwowana po tej wielkiej wojnie w swojej głowie - Nie chce byś uznał mnie za natrętną czy bezczelną, bo bardzo długo ze sobą walczyłam, więc powinieneś to docenić!
Westchnęła głośno i starała się uspokoić, lecz kiepsko jej to wychodziło. Przekręciła swoje całe ciało w stronę Giotto by się zwrócić bezpośrednio do niego.
- Czemu ty wszystkiego unikasz? - zapytała bezpośrednio - Raz jesteś miły, raz jesteś obojętny... W sumie przeważnie jesteś obojętny, no ale nie o to w tym chodzi. Czasem po prostu mam wrażenie, że ty masz takie wahania nastrojów, albo sprawdzasz ile wytrzymam. Ja po prostu już nie wiem... Zdaje mi się, że nie zadaję ci trudnych pytań, nie poruszam tematów tabu, ale ty i tak tego unikasz...
Zerknęła w stronę jeziora i zrobiła dłuższą pauzę. Nie wiedziała czy powinna kontynuować, bo bała się, że chłopak na nią naskoczy. Wiedziała dokładnie, że jego prywatne sprawy są święte i nie miała zamiaru roztrząsać tego tematu, ale skoro ona się przed nim chodź trochę otworzyła, to on mógłby chociaż spróbować.
- Może powiedziałam coś nie tak? - dodała już dużo ciszej niż wcześniej.
- Giotto Nero
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Pon Sty 09, 2017 12:18 am
Nero niewątpliwie był trudną osobą w obyciu, ale miał ku temu jasne i klarowne powody, które oczywiście znał tylko on sam. Wszystko jednak sprowadzało się do tego, że Giotto po prostu zamknął się w sobie, nie chcąc raz jeszcze przeżywać jakiejś tragedii w tak bolesny sposób, jak miało to miejsce z jego bratem. Od paru lat ćwiczył zaklęcia, eliksiry, zdobywał informacje oraz szkolił się w zakresie fizycznej samoobrony tylko w jednym celu - by dokonać zemsty. Nie było to nic, czym należało się chwalić. Ponadto, sam Giotto nie był pewien, czy to w ogóle jest zemsta, wszakże ministerstwo magii utrzymuje, że starszy z braci Nero umarł na skutek przewlekłej choroby płuc. Jak to się ma do całego zachowania szóstoklasisty? A no tak, że ograniczał ryzyko bliskich relacji i słabości do minimum. Wiedział ile ryzykuje, miał świadomość tego, że całe życie może "gonić za króliczkiem", a i tak nigdy go nie złapie. Wiedział też, że jeśli wpakuje się w coś poważniejszego, Ci, na których mu zależy będą w niebezpieczeństwie. Być może wydawał się być z początku samolubny, ale tak bardzo jak w nawiązywaniu relacji przeszkadzał mu cel, tak bardzo miał też w tym na myśli bezpieczeństwo ludzi, których nosi w sercu. To był główny powód tego trudu.
Jej wybuch był uzasadniony i on to w zupełności rozumiał. Nie raz nie dwa nasłuchał się wielu rzeczy, głównie właśnie ze strony kobiet. Był świadom tego, że Nathalie robi dla niego coś, nie otrzymując tak naprawdę nic w zamian. Problem polegał jednak na tym, że on nie za wiele mógł od siebie dać, w końcu miał swoje powody, pobudki i cele, których musiał się trzymać.
Wysłuchał ją. Nie miał zamiaru unosić się z powodu tego, że jest dla niej zwykłym chujem i tylko zgrywa takiego miłego. Miał tego świadomość, jak i miał świadomość tego, że Powell może niedługo wybuchnąć. W głowie rozegrał to już na milion sposobów, więc nie było problemu z udzieleniem odpowiedzi.
Westchnął lekko i spojrzał na niebo, nie chcąc w tej chwili utrzymywać z nią jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
- W porządku, miałaś prawo wybuchnąć. - zapewnił ją i przymknął na moment oczy. - To nie jest takie proste. Mogę Ci tylko powiedzieć, że unikam wszystkiego z wyboru. Tak sobie ze wszystkim radzę i dzięki temu mogę się skupić na swoich celach. Rozumiem, że oczekujesz więcej, ale nigdy nie byłem i nie będę kimś wylewnym. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz po prostu. Zaufaj mi. - odparł jak zwykle wymijająco, ale nie mógł się zdradzić. Giotto wybrał już swoją drogę i dlatego nie może teraz ryzykować niepowodzenia całej misji. Jeśli miałby już jej to wyjaśnić, to na pewno nie teraz i nie tutaj. Zrobiłby to na ostatnią chwilę, żeby nie miała czasu na powstrzymanie go. Było to cwane, ale i skuteczne, a na tym zależało mu najbardziej.
Jej wybuch był uzasadniony i on to w zupełności rozumiał. Nie raz nie dwa nasłuchał się wielu rzeczy, głównie właśnie ze strony kobiet. Był świadom tego, że Nathalie robi dla niego coś, nie otrzymując tak naprawdę nic w zamian. Problem polegał jednak na tym, że on nie za wiele mógł od siebie dać, w końcu miał swoje powody, pobudki i cele, których musiał się trzymać.
Wysłuchał ją. Nie miał zamiaru unosić się z powodu tego, że jest dla niej zwykłym chujem i tylko zgrywa takiego miłego. Miał tego świadomość, jak i miał świadomość tego, że Powell może niedługo wybuchnąć. W głowie rozegrał to już na milion sposobów, więc nie było problemu z udzieleniem odpowiedzi.
Westchnął lekko i spojrzał na niebo, nie chcąc w tej chwili utrzymywać z nią jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
- W porządku, miałaś prawo wybuchnąć. - zapewnił ją i przymknął na moment oczy. - To nie jest takie proste. Mogę Ci tylko powiedzieć, że unikam wszystkiego z wyboru. Tak sobie ze wszystkim radzę i dzięki temu mogę się skupić na swoich celach. Rozumiem, że oczekujesz więcej, ale nigdy nie byłem i nie będę kimś wylewnym. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz po prostu. Zaufaj mi. - odparł jak zwykle wymijająco, ale nie mógł się zdradzić. Giotto wybrał już swoją drogę i dlatego nie może teraz ryzykować niepowodzenia całej misji. Jeśli miałby już jej to wyjaśnić, to na pewno nie teraz i nie tutaj. Zrobiłby to na ostatnią chwilę, żeby nie miała czasu na powstrzymanie go. Było to cwane, ale i skuteczne, a na tym zależało mu najbardziej.
- Nathalie Powell
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 10, 2017 12:13 am
Po słowach Gio, poczuła się podle. Jakby w tym momencie zmusiła go do otworzenia się przed nią i nie dała innego wyboru. Ceniła sobie cierpliwość i to by szanować czyjąś prywatność, lecz teraz sama pokazała coś zupełnie odwrotnego. To ta głupia potrzeba pomocy wszystkim prowadzi ją do zguby. Musi czasem przypomnieć sobie, że jeśli nikt jej nie poprosi to nie powinna się wtrącać. Ciężko jednak zapanować nad falą szczerości, którą w sobie kumulowała od pierwszego spotkania Ślizgona. Obiecała sobie, że to wszystko zostanie tylko formalnością, bo tego oczekiwał, czyli dotrzymania słowa, przekazania składników. Niestety wyszło jej coś zupełnie innego... Czy nie lepsze by było jednak cofnąć się do tej opcji i dać mu spokój?
- Ja nie oczekuje od ciebie nic. - powiedziała, lecz po chwili dodała - No może nie nic, ale zdaje mi się, że niezbyt wiele. Chciałabym jedynie byś się ukierunkował, bym miała świadomość czy w ogóle chcesz ze mną rozmawiać. Niby stoisz, niby coś mówisz, lecz...
Spuściła w tym momencie głowę i nie wiedziała właściwie co ma dalej powiedzieć. W pierwszej chwili chciała go nakłonić do rozmowy, lecz takiej naturalnej, takiej miłej... W gruncie rzeczy jednak, sama do końca nie wiedziała co chce uzyskać tym wybuchem. Ciąży jej to, że jest zamknięty na wszelkie kontakty, lecz nie chce go do niczego zmuszać. Jest cierpliwa, ale sama pokazała, że to się kiedyś kończy i człowiek nie wytrzymuje.
- Przepraszam - powiedziała skruszona - Nie chciałam by tak wyszło. Postanowiłam sobie i w sumie tobie też, że nie będę się interesować twoimi prywatnymi sprawami. Rozumiem, że to wszystko nie dotyczy mnie, ale nie chce byś się czuł jakbym była twoim wrogiem.
W tym momencie spojrzała na niego i czekała na kolejny akt obojętności. Nie oczekiwała już emocji czy jakiejkolwiek wylewności ze strony chłopaka. Ostateczna decyzja została podjęta, ona wypełnia jego prośbę, potem wszystko zostaje tak jak było.
Nie można nikogo zmusić by cię lubił, trzeba zacząć być realistką.
Pomyślała...
- Ja nie oczekuje od ciebie nic. - powiedziała, lecz po chwili dodała - No może nie nic, ale zdaje mi się, że niezbyt wiele. Chciałabym jedynie byś się ukierunkował, bym miała świadomość czy w ogóle chcesz ze mną rozmawiać. Niby stoisz, niby coś mówisz, lecz...
Spuściła w tym momencie głowę i nie wiedziała właściwie co ma dalej powiedzieć. W pierwszej chwili chciała go nakłonić do rozmowy, lecz takiej naturalnej, takiej miłej... W gruncie rzeczy jednak, sama do końca nie wiedziała co chce uzyskać tym wybuchem. Ciąży jej to, że jest zamknięty na wszelkie kontakty, lecz nie chce go do niczego zmuszać. Jest cierpliwa, ale sama pokazała, że to się kiedyś kończy i człowiek nie wytrzymuje.
- Przepraszam - powiedziała skruszona - Nie chciałam by tak wyszło. Postanowiłam sobie i w sumie tobie też, że nie będę się interesować twoimi prywatnymi sprawami. Rozumiem, że to wszystko nie dotyczy mnie, ale nie chce byś się czuł jakbym była twoim wrogiem.
W tym momencie spojrzała na niego i czekała na kolejny akt obojętności. Nie oczekiwała już emocji czy jakiejkolwiek wylewności ze strony chłopaka. Ostateczna decyzja została podjęta, ona wypełnia jego prośbę, potem wszystko zostaje tak jak było.
Nie można nikogo zmusić by cię lubił, trzeba zacząć być realistką.
Pomyślała...
- Giotto Nero
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 10, 2017 12:47 am
Najwidoczniej wydźwięk jego słów był dość ciężki. W rzeczywistości nie miał zamiaru obarczać ją jakimkolwiek poczuciem winy, wszakże na wstępie zapewnił już, że Nathalie "miała prawo wybuchnąć". Nie dziwił się jej w ogóle, prawdę mówiąc, był nawet pod lekkim wrażeniem tego, jak długo wytrzymała z jego wyalienowaniem, nie angażując się w sprawę eliksiru bardziej, niż ustawa przewiduje. Zdążył ją trochę poznać i widział, że to bardzo uczuciowa dziewczyna, w dodatku emanująca dobrem, a także chęcią pomocy. Jemu w dodatku nie zadawała pytań, po prostu starała się zrobić to, co obiecała, nie dostając nic w zamian.
Jej prośba była dość trudna do zrealizowania, gdyż dopiero teraz Nero zrozumiał, jak bardzo trudną jest osobą. Wiedział o tym wcześniej, ale do teraz myślał, że w jakiś sposób dogaduje się z Puchonką i nawet okazuje jej trochę dobroci, jeśli tak można nazwać nieliczne, miłe zachowania z jego strony. Jak widać blondynka odbierała to zupełnie inaczej, ale sam Giotto nie umiał stwierdzić teraz jednoznacznie, czy potrafiłby się zmienić w zauważalny sposób. Starał się, ale nie wychodziło najwidoczniej.
Siedząc ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma, myślał chwilę.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. - zapewnił ją, zwracając swoje spojrzenie ku niej. - Doceniam to, że się interesujesz moim losem. Wiedz jednak, że mi z tym dobrze. Z tym jak jest. Nie mogę Ci obiecać, że nagle stanę się dużo bardziej otwarty. Spróbuję, ale nie oczekuj ode mnie czegoś wielkiego. - uciął na moment wypowiedź, raz jeszcze wpatrując się w latające nad błonią ptaki.
Nie chciał jej w żaden sposób do siebie zrazić. Z drugiej strony nie wiedział jednak jak ma ją do siebie przekonać, wszakże nic złego nie robił - uciekał tylko od krzywdzących go odpowiedzi, to wszystko. Jej mogło się to wydawać banalne, ale on musiał panować nad każdym swoim słowem, nie mógł wyjawić jej swojego planu, nie mógł też pisnąć słowa o tym po co mu sam eliksir. Gdyby znała prawdę, mogłaby mieć wątpliwości co do dobra w sercu Giotto Nero.
Wziął głębszy oddech i ponownie spojrzał na piątoklasistkę.
- Nie traktuję Cię jak wroga. Bardzo mi pomogłaś w ostatnim czasie i doceniam to co starasz się dla mnie zrobić. Jeśli potrzebujesz jasnej odpowiedzi to tak, lubię Cię, po prostu. Jeśli dawałem jakieś sprzeczne sygnały, to przepraszam, nie było to moim zamiarem. I proszę, nie bądź na mnie zła, nie chcę się kłócić, nie z tobą... - dodał na koniec już trochę mniej pewnie, ale cała ta sprawa powoli zaczynała go męczyć. Choć rozmawiali dosłownie chwilę, to przebrnęła przez niego cała gama różnych emocji, negatywnie wpływających na jego samopoczucie. Dodając do tego zmęczenie materiałem, wątpliwości i brak formy, zły efekt był podwójny.
Jej prośba była dość trudna do zrealizowania, gdyż dopiero teraz Nero zrozumiał, jak bardzo trudną jest osobą. Wiedział o tym wcześniej, ale do teraz myślał, że w jakiś sposób dogaduje się z Puchonką i nawet okazuje jej trochę dobroci, jeśli tak można nazwać nieliczne, miłe zachowania z jego strony. Jak widać blondynka odbierała to zupełnie inaczej, ale sam Giotto nie umiał stwierdzić teraz jednoznacznie, czy potrafiłby się zmienić w zauważalny sposób. Starał się, ale nie wychodziło najwidoczniej.
Siedząc ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma, myślał chwilę.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. - zapewnił ją, zwracając swoje spojrzenie ku niej. - Doceniam to, że się interesujesz moim losem. Wiedz jednak, że mi z tym dobrze. Z tym jak jest. Nie mogę Ci obiecać, że nagle stanę się dużo bardziej otwarty. Spróbuję, ale nie oczekuj ode mnie czegoś wielkiego. - uciął na moment wypowiedź, raz jeszcze wpatrując się w latające nad błonią ptaki.
Nie chciał jej w żaden sposób do siebie zrazić. Z drugiej strony nie wiedział jednak jak ma ją do siebie przekonać, wszakże nic złego nie robił - uciekał tylko od krzywdzących go odpowiedzi, to wszystko. Jej mogło się to wydawać banalne, ale on musiał panować nad każdym swoim słowem, nie mógł wyjawić jej swojego planu, nie mógł też pisnąć słowa o tym po co mu sam eliksir. Gdyby znała prawdę, mogłaby mieć wątpliwości co do dobra w sercu Giotto Nero.
Wziął głębszy oddech i ponownie spojrzał na piątoklasistkę.
- Nie traktuję Cię jak wroga. Bardzo mi pomogłaś w ostatnim czasie i doceniam to co starasz się dla mnie zrobić. Jeśli potrzebujesz jasnej odpowiedzi to tak, lubię Cię, po prostu. Jeśli dawałem jakieś sprzeczne sygnały, to przepraszam, nie było to moim zamiarem. I proszę, nie bądź na mnie zła, nie chcę się kłócić, nie z tobą... - dodał na koniec już trochę mniej pewnie, ale cała ta sprawa powoli zaczynała go męczyć. Choć rozmawiali dosłownie chwilę, to przebrnęła przez niego cała gama różnych emocji, negatywnie wpływających na jego samopoczucie. Dodając do tego zmęczenie materiałem, wątpliwości i brak formy, zły efekt był podwójny.
- Nathalie Powell
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 10, 2017 4:21 am
To wszystko co powiedział jej towarzysz bardzo ją zaskoczyło. Nie spodziewała się od niego takiej wylewności. No może u niektórych to było na porządku dziennym, ale Gio przyzwyczaił ją do bardzo okrojonych standardów. Zazwyczaj kilka słów na krzyż to było dla niego wielkie wyzwanie. No może nie dał tego odczuć bezpośrednio, ale wielką obojętność już mogła nawet nieraz namacać. Teraz widziała w nim coś innego, coś co dostrzegła na początku. Delikatne zagubienie, który bardzo pilnie chowa głęboko w sobie. To była chęć nawiązania z nią kontaktu i danie do zrozumienia, że nie jest mu całkowicie obojętna, lecz ma zamiar trzymać ją na dystans, bo tak jest lepiej. W zupełności nie czuła się tym urażona, wręcz przeciwnie - wyróżniona. Nie miała pojęcia czy ktoś to jeszcze od niego usłyszałam w ostatnim czasie, ale doceniała to co robił. W pewnym sensie rozumiała jego podejście i starała się jak najbardziej zaakceptować. Czasem jednak powinno się powiedzieć wprost i rozwiać wszelkie wątpliwości i tym samym zaskoczyć...
- Ale ja... - zaczęła cicho, lecz nie wiedziała co jeszcze ma dodać.
Tym razem on sprawił, że chciała szepnąć tylko zdawkowe "dziękuje" i nic więcej, lecz to nie w jej stylu. Nie mogła zgasić teraz tego co powiedział, jednym słowem, bo wyszłoby na to, że w sumie tamta wersja Gio jej pasowała.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się przyjaźnie. Chciała tym gestem dodać mu do zrozumienia, że jest dobrze, że zrobił coś pięknego w stosunku do niej.
- Dlaczego mam być na ciebie zła? - zapytała łagodnie - Nie mogłabym się na Ciebie złościć za powiedzenie mi prawdy. To dla mnie najważniejsze, bo nie zniosłabym kłamania. Wiem, że niektórych rzeczy nie możesz mi powiedzieć, ale przynajmniej nie wymyślasz dziwnych historii, które nie trzymają się totalnie kupy... - powiedziała to wszystko dość szybko i przy tym gestykulując.
Dopiero w tym momencie zobaczyła na jego twarzy coś na kształt osłabienia. Było w nim zmęczenie i niechęć do tego typu rozmów. Ona nie chciała wywrzeć złego wpływu, nie chciała by to co mówiła wpłynęło na jego samopoczucie. To ją bardzo zmartwiło, bo nie rozumiała dokładnie jakie emocje targają w tym momencie Gio. Chciała go wesprzeć, ale bała się coś zrobić...
- Hej - zaczęła jakby od nowa - Wszystko dobrze. Nie będziemy się kłócić, nie jestem zła, bo nie mam o co. Dziękuje ci, że to wszystko powiedziałeś i nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co.
W tym momencie ponownie na jej ustach zagościł nikły uśmiech.
- Tak poza tym, to też cię lubię - dodała niepewnie, lecz to miało zadanie po prostu poprawić mu humor. Nie wiedziała w jakim stopniu i czy w ogóle przyniesie to jakieś skutki, ale przekonała się, że czasem warto zaryzykować.
- Ale ja... - zaczęła cicho, lecz nie wiedziała co jeszcze ma dodać.
Tym razem on sprawił, że chciała szepnąć tylko zdawkowe "dziękuje" i nic więcej, lecz to nie w jej stylu. Nie mogła zgasić teraz tego co powiedział, jednym słowem, bo wyszłoby na to, że w sumie tamta wersja Gio jej pasowała.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się przyjaźnie. Chciała tym gestem dodać mu do zrozumienia, że jest dobrze, że zrobił coś pięknego w stosunku do niej.
- Dlaczego mam być na ciebie zła? - zapytała łagodnie - Nie mogłabym się na Ciebie złościć za powiedzenie mi prawdy. To dla mnie najważniejsze, bo nie zniosłabym kłamania. Wiem, że niektórych rzeczy nie możesz mi powiedzieć, ale przynajmniej nie wymyślasz dziwnych historii, które nie trzymają się totalnie kupy... - powiedziała to wszystko dość szybko i przy tym gestykulując.
Dopiero w tym momencie zobaczyła na jego twarzy coś na kształt osłabienia. Było w nim zmęczenie i niechęć do tego typu rozmów. Ona nie chciała wywrzeć złego wpływu, nie chciała by to co mówiła wpłynęło na jego samopoczucie. To ją bardzo zmartwiło, bo nie rozumiała dokładnie jakie emocje targają w tym momencie Gio. Chciała go wesprzeć, ale bała się coś zrobić...
- Hej - zaczęła jakby od nowa - Wszystko dobrze. Nie będziemy się kłócić, nie jestem zła, bo nie mam o co. Dziękuje ci, że to wszystko powiedziałeś i nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co.
W tym momencie ponownie na jej ustach zagościł nikły uśmiech.
- Tak poza tym, to też cię lubię - dodała niepewnie, lecz to miało zadanie po prostu poprawić mu humor. Nie wiedziała w jakim stopniu i czy w ogóle przyniesie to jakieś skutki, ale przekonała się, że czasem warto zaryzykować.
- Giotto Nero
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 10, 2017 4:41 am
Nie była to z jego strony wylewność, przynajmniej jego zdaniem. Nie powiedział jej przecież niczego, czego wcześniej by nie zasugerował w jakiś sposób. Najwidoczniej nie zinterpretowała dobrze jego przekazu i właśnie dlatego musiał zreflektować się taką długą wypowiedzią. Mogło być to dziwne, ale w gruncie rzeczy nie powiedział jej nic nowego. Teraz tylko klarownie się określił, że ją lubi i to w zasadzie tyle. Rozumiał poruszenie i to jak zareagowała na jego odpowiedź, ale był na to przygotowany. Nie czuł też żadnej presji, ani ataku z jej strony, dlatego gdy zaczęli się tak nawzajem przepraszać i zapewniać, że nic się nie stało, zrobiło mu się zwyczajnie głupio. Już wolał gadać o tych pierdołach.
Opierał się o ławkę w spokoju, cały czas stojąc w tej samej pozycji. Dopiero po kilku chwilach ręce schował do kieszeni, a jego wzrok przeniósł się na blondynkę, która jak widać miała takie same poczucie winy odnośnie wyciągania z niego informacji, jak on w niedoinformowaniu jej odnośnie całej tej ich relacji. Świat byłby o wiele prostszy, gdyby ludzie mówili prosto z mostu, prawda?
- Jeśli o to chodzi... umiem kłamać. Trudniej z okłamaniem mnie. - podzielił się.
Był doskonałym słuchaczem, prawie szpiegiem. Sam niewiele mówił, kłamał bez problemu, ale jednak potrafił wyciągać z ludzi multum informacji. Przygotowywał się od wielu lat na podróż, dlatego nauczył się przesłuchiwać. Ponadto miał w arsenale jeszcze takie umiejętności jak veritaserum, czy w końcu samą legilimencję, o której mało kto wiedział - w zasadzie, tylko członkowie Slytherinu. Tak więc gdyby mijał się z prawdą, Powell nie wiedziałaby kiedy to robi. Smutne, ale przynajmniej jest szczery.
Całą jej wypowiedź skwitował małym uśmiechem.
- Cieszę się, że między nami wszystko okej. - stwierdził szczerze.
Nie był zły, ale też nie miał siły na grę w podchody. Teraz jeszcze się jakoś trzymał, ale jeśli przez następne kilka dni jego tryb funkcjonowania się utrzyma, to może się to skończyć nawet pobytem w szpitalu. I to wcale nie jest przesada. Od pewnego czasu wyglądał i czuł się fatalnie, tylko samozaparcie i niezłomność trzymały go w ryzach.
Uśmiech mimowolnie poszerzył mu się, gdy usłyszał, że Nathalie go lubi. Niby był tego świadom, niby nie było to zaskakujące, a jednak serce zabiło mu szybciej i o dziwo było to przyjemne. Najwidoczniej brakowało mu pozytywnych wiadomości. Albo może to dlatego, że powiedziała to właśnie ona?
Zerknął na niebo, które z chwili na chwilę ciemniało. Zbliżała się pora kolacji i obchodów prefektów, a oni musieli jeszcze wrócić do swoich dormitoriów, a wcześniej coś zjeść. To był najwyższy czas na odwrót taktyczny.
- Późno już... chyba powinniśmy wracać. - rzekł spokojnie, obserwując jak wiatr w koronach drzew zmaga się nieco. Wszakże noc oznaczała trochę chłodniejsze temperatury.
Opierał się o ławkę w spokoju, cały czas stojąc w tej samej pozycji. Dopiero po kilku chwilach ręce schował do kieszeni, a jego wzrok przeniósł się na blondynkę, która jak widać miała takie same poczucie winy odnośnie wyciągania z niego informacji, jak on w niedoinformowaniu jej odnośnie całej tej ich relacji. Świat byłby o wiele prostszy, gdyby ludzie mówili prosto z mostu, prawda?
- Jeśli o to chodzi... umiem kłamać. Trudniej z okłamaniem mnie. - podzielił się.
Był doskonałym słuchaczem, prawie szpiegiem. Sam niewiele mówił, kłamał bez problemu, ale jednak potrafił wyciągać z ludzi multum informacji. Przygotowywał się od wielu lat na podróż, dlatego nauczył się przesłuchiwać. Ponadto miał w arsenale jeszcze takie umiejętności jak veritaserum, czy w końcu samą legilimencję, o której mało kto wiedział - w zasadzie, tylko członkowie Slytherinu. Tak więc gdyby mijał się z prawdą, Powell nie wiedziałaby kiedy to robi. Smutne, ale przynajmniej jest szczery.
Całą jej wypowiedź skwitował małym uśmiechem.
- Cieszę się, że między nami wszystko okej. - stwierdził szczerze.
Nie był zły, ale też nie miał siły na grę w podchody. Teraz jeszcze się jakoś trzymał, ale jeśli przez następne kilka dni jego tryb funkcjonowania się utrzyma, to może się to skończyć nawet pobytem w szpitalu. I to wcale nie jest przesada. Od pewnego czasu wyglądał i czuł się fatalnie, tylko samozaparcie i niezłomność trzymały go w ryzach.
Uśmiech mimowolnie poszerzył mu się, gdy usłyszał, że Nathalie go lubi. Niby był tego świadom, niby nie było to zaskakujące, a jednak serce zabiło mu szybciej i o dziwo było to przyjemne. Najwidoczniej brakowało mu pozytywnych wiadomości. Albo może to dlatego, że powiedziała to właśnie ona?
Zerknął na niebo, które z chwili na chwilę ciemniało. Zbliżała się pora kolacji i obchodów prefektów, a oni musieli jeszcze wrócić do swoich dormitoriów, a wcześniej coś zjeść. To był najwyższy czas na odwrót taktyczny.
- Późno już... chyba powinniśmy wracać. - rzekł spokojnie, obserwując jak wiatr w koronach drzew zmaga się nieco. Wszakże noc oznaczała trochę chłodniejsze temperatury.
- Nathalie Powell
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 10, 2017 5:17 am
Prawda jest niby taka prosta, ale jak ciężko przychodzi. Zazwyczaj Nathalie uchodzi za taką osobę, która stawia sprawę jasno. Jedną z jej bardzo silnych cech jest właśnie bezpośrednia szczerość, której ludziom brak. Ona nigdy nie miała z tym problemu, bo od dziecka była uczona, że tylko w ten sposób jest w stanie zyskać prawdziwych przyjaciół, bo skoro mają tak ogromne miano, to muszą na to zasłużyć. W towarzystwie Giotto było jednak zupełnie inaczej. Nigdy nie kłamała, lecz przez jego zachowanie, nie potrafiła się w pełni otworzyć. Okrojona odpowiedzi dopadały także ją, ale nie w tak wielkim stopniu. Na swój sposób krępował ją i zmuszał do zastanawiania się czy dobrze określiła swój przekaz. Może to była kwestia dopasowania się lub jakiegoś strachu? Ciężko to określić... Nie mogła jednak zaprzeczyć, że była z siebie dumna. Nie chciała zmusić Nero do wyznań, lecz dzięki temu on powiedział jej przynajmniej co myśli. Tak prosto i bezpośrednio. To zrobiło na niej ogromne wrażenie i z pewnością zapadnie w pamięci na długo.
- W takim razie warto zapamiętać - skomentowała jego słowa o kłamstwie.
Spodziewała się tego. Nie mogła ukryć, że Gio jest bardzo tajemniczy i chce zamaskować wszystko co myśli czy czuje, ale nie podejrzewała go też by kłamał jej. Nie bierze pod uwagę unikania tematów, bo to nie jest to, lecz bezpośrednie wciskanie bajeczek.
- Nie mogłoby być inaczej - dodała z uśmiechem i zaczęła zbierać swoje rzeczy - Masz rację, przydałoby się już wrócić do zamku. - oznajmiła podnosząc się z ławki.
W rękach trzymała już szkicownik i jeszcze raz spojrzała w niebo. Dopiero wtedy poczuła jak chłodne powietrze przeszywa jej ciało. Ciarki na plecach pojawiły się automatycznie, aż nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia.
Bez zbędnych słów, skierowała się w stronę szkoły w towarzystwie Ślizgona.
[z/t]
- W takim razie warto zapamiętać - skomentowała jego słowa o kłamstwie.
Spodziewała się tego. Nie mogła ukryć, że Gio jest bardzo tajemniczy i chce zamaskować wszystko co myśli czy czuje, ale nie podejrzewała go też by kłamał jej. Nie bierze pod uwagę unikania tematów, bo to nie jest to, lecz bezpośrednie wciskanie bajeczek.
- Nie mogłoby być inaczej - dodała z uśmiechem i zaczęła zbierać swoje rzeczy - Masz rację, przydałoby się już wrócić do zamku. - oznajmiła podnosząc się z ławki.
W rękach trzymała już szkicownik i jeszcze raz spojrzała w niebo. Dopiero wtedy poczuła jak chłodne powietrze przeszywa jej ciało. Ciarki na plecach pojawiły się automatycznie, aż nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia.
Bez zbędnych słów, skierowała się w stronę szkoły w towarzystwie Ślizgona.
[z/t]
- Giotto Nero
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Wto Sty 10, 2017 1:45 pm
Giotto również cenił w podejściu ludzi szczerość, aczkolwiek dopuszczał też do siebie możliwość okłamywania go. To, że było to trudne, to druga sprawa. Wiedział jednak, że czasami tylko kłamstwo jest na tyle bezpieczną odpowiedzią, by nie ryzykować mocno zdradzenia swoich zamiarów czy też do utrzymywania względnego spokoju. Jej nie okłamywał, a przynajmniej, nie zbyt często. Koniec końców jednak pomijał większość odpowiedzi, a ona nie nalegała. Pewnie gdyby naciskała na niego w jakiś sposób, w końcu zacząłby opowiadać jej jakieś bajki - okrojone, ale bajki.
Widząc, że robi się późno, oboje postanowili podnieść swoje manatki i udać się z powrotem do Hogwartu, zbliżała się bowiem kolacja, a trzeba było uzupełnić siły przed zbliżającymi się egzaminami. Chłopak towarzyszył Nathalie przez całą drogę i rozszedł się z nią dopiero wtedy, gdy był obowiązek zajęcia stolika swojego domu. W ciszy zjadł kolacje i bez słowa udał się do podziemi, do dormitorium Slytherinu.
zt
Widząc, że robi się późno, oboje postanowili podnieść swoje manatki i udać się z powrotem do Hogwartu, zbliżała się bowiem kolacja, a trzeba było uzupełnić siły przed zbliżającymi się egzaminami. Chłopak towarzyszył Nathalie przez całą drogę i rozszedł się z nią dopiero wtedy, gdy był obowiązek zajęcia stolika swojego domu. W ciszy zjadł kolacje i bez słowa udał się do podziemi, do dormitorium Slytherinu.
zt
- Bertram Smith
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Nie Sty 22, 2017 6:47 pm
[28 czerwca 1978 roku, jakoś po śniadaniu]
Rano siedział wśród Gryfonów, śmiał się razem z nimi, opowiadali sobie kawały, żartowali ze Ślizgonów, no bo jakby inaczej. Po prostu to wpisywało się w regularny rytm dnia. Bert zjadł trochę pieczonej kaczki, nad smakiem jej można byłoby się rozpłynąć, no po prostu ambrozje. Idealnie chrupiąca skórka, mięso takie delikatne. Popijał to sokiem z dyni, który smakował wprost fenomenalnie. Humor jego dzisiaj był nad wyraz wyśmienity. Jednak za niedługo miało się wszystko zmienić. Całkiem możliwe, że to dość mocno wpłynęło na niego. Miał ochotę się przewietrzyć, odetchnąć powietrzem z nad błoni. Był ubrany w zwykłą koszulkę, na sobie miał krótsze spodnie, niechlujnie przewiązany krawat. Skierował swoje kroki w stronę dębowych drzwi wejściowych, pchając je zauważył, że palce na jego dłoni robią się szczuplejsze, wydłużają się.
Co jest do cholery?
Z taką myślą kontynuował swój marsz na wzgórze, z tamtego miejsca wszystko było ładnie widać, można było odetchnąć od gwaru, mało uczęszczane, po prostu idealne do kontemplacji otaczającego nas świata. Maszerując wąską ścieżynką potknął się o wystający konar drzewa. Wstając dostrzegł, że z jego nóg zniknęło owłosienie, z przerażeniem dostrzegł, że jego nogi jakby wyszczuplały.
Chyba mam halucynacje, albo ktoś czegoś mi dolał, dosypał
Wchodząc pod górę coś zaczęło bardziej przyciskać go do ziemi, jakby nagle grawitacja stała się mocniejsza, jednak stwierdził, że nic się nie dzieje. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Po dotarciu na wzgórze usiadł sobie, spojrzał na jezioro i omal nie krzyknął
- Dlaczego ja mam cycki? - zapytał sam siebie.
Słysząc swój głos, domyślił się co się stało, zmienił się w kobietę. Oznaczało to również, że zniknęło to co miał pomiędzy nogami.
Skuliła swoje nogi i zaczęła płakać, nie wiedziała jak ma się odnaleźć w tej sytuacji.
Rano siedział wśród Gryfonów, śmiał się razem z nimi, opowiadali sobie kawały, żartowali ze Ślizgonów, no bo jakby inaczej. Po prostu to wpisywało się w regularny rytm dnia. Bert zjadł trochę pieczonej kaczki, nad smakiem jej można byłoby się rozpłynąć, no po prostu ambrozje. Idealnie chrupiąca skórka, mięso takie delikatne. Popijał to sokiem z dyni, który smakował wprost fenomenalnie. Humor jego dzisiaj był nad wyraz wyśmienity. Jednak za niedługo miało się wszystko zmienić. Całkiem możliwe, że to dość mocno wpłynęło na niego. Miał ochotę się przewietrzyć, odetchnąć powietrzem z nad błoni. Był ubrany w zwykłą koszulkę, na sobie miał krótsze spodnie, niechlujnie przewiązany krawat. Skierował swoje kroki w stronę dębowych drzwi wejściowych, pchając je zauważył, że palce na jego dłoni robią się szczuplejsze, wydłużają się.
Co jest do cholery?
Z taką myślą kontynuował swój marsz na wzgórze, z tamtego miejsca wszystko było ładnie widać, można było odetchnąć od gwaru, mało uczęszczane, po prostu idealne do kontemplacji otaczającego nas świata. Maszerując wąską ścieżynką potknął się o wystający konar drzewa. Wstając dostrzegł, że z jego nóg zniknęło owłosienie, z przerażeniem dostrzegł, że jego nogi jakby wyszczuplały.
Chyba mam halucynacje, albo ktoś czegoś mi dolał, dosypał
Wchodząc pod górę coś zaczęło bardziej przyciskać go do ziemi, jakby nagle grawitacja stała się mocniejsza, jednak stwierdził, że nic się nie dzieje. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Po dotarciu na wzgórze usiadł sobie, spojrzał na jezioro i omal nie krzyknął
- Dlaczego ja mam cycki? - zapytał sam siebie.
Słysząc swój głos, domyślił się co się stało, zmienił się w kobietę. Oznaczało to również, że zniknęło to co miał pomiędzy nogami.
Skuliła swoje nogi i zaczęła płakać, nie wiedziała jak ma się odnaleźć w tej sytuacji.
- Vilia Edwards
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Pon Sty 23, 2017 11:20 pm
Wyobraźcie to sobie.
Żyjecie, jest fajnie. Gra gitara i te de, i te pe. A pewnego dnia nogi zarastają wam chaszczami, w gardle jakaś dziwna gula, a między nogami spod kiecy coś dynda. Schiza i maniana taka, że nawet Merlin nie pomoże.
A najgorzej, że jesteście w babskim mundurki.
I w babskiej toalecie.
Czaicie bazę? Vixa jak z Ziemi do Plutona. Ktoś normalny pewnie postradałby rozum albo zaczął płakać, czy coś.
No, ale Vivi nie była przecież normalna.
Ślizgonka stała w krzakach na wzgórzu i próbowała ogarnąć rzecz bardzo... przyziemną. Problem w tym, że bycie przyziemnym właśnie nie bardzo chciało działać i na kucaka załatwianie ważnych spraw nie wychodziło.
Vilia wstała, uniosła spódnicę...
Czy ona wciąż była Vilią?
Ale jak nie Vilią, to kim?
Może chociaż Vivi?
O, złota fontanna. To działa!
I może jej nowe wcielenie poszłoby dalej w świat, gdyby nie dźwięki płaczu. Rozejrzał...a się, mrużąc oczki, żeby nie skupiać się na mało istotnych rzeczach. Coś płakało. Coś babskiego. Czuły to jej babskie zmysły. Czuły...?
O, tam!
Vivi przechyliła głowię, patrząc na dziewczątko. Może nie pozwolili jej jakiejś sekcji zrobić? Ona też by płakała, jakby jej nie dali. W końcu to była taka fajna zabawa! No, ale do rzeczy.
Dziewczątko trzeba było jakoś pocieszyć. Jak? Vilia podrapała się po głowie, zdając sobie sprawę, że włosy ma jakieś krótkie, zupełnie nie tam, gdzie trzeba.
Nagle ją oświeciło.
- Popatrz jaki pudding!
Ślizgonka ruszyła kaczkowatym biegiem, bo tylko na to pozwalały jej opuszczone gacioszki. Spod podniesionej szkolnej spódnicy dyndała wesoło męska kiełbaska. Vi-Vi-Victor zatrzymał się przy nieszczęsnej chyba-Gryfonce i nieco się rozkraczył, próbując zrobić helikopterek, ale wyszło mu to raczej żałośnie.
Nic dziwnego, skoro operatorem śmigła był może od godziny. Góra dwóch.
Jakoś nie przyszło jej... mu do głowy, że może zostać zboczeńcem.
Najwyżej lubiącym czuć wiatr Szkotem.
Tak.
Żyjecie, jest fajnie. Gra gitara i te de, i te pe. A pewnego dnia nogi zarastają wam chaszczami, w gardle jakaś dziwna gula, a między nogami spod kiecy coś dynda. Schiza i maniana taka, że nawet Merlin nie pomoże.
A najgorzej, że jesteście w babskim mundurki.
I w babskiej toalecie.
Czaicie bazę? Vixa jak z Ziemi do Plutona. Ktoś normalny pewnie postradałby rozum albo zaczął płakać, czy coś.
No, ale Vivi nie była przecież normalna.
Ślizgonka stała w krzakach na wzgórzu i próbowała ogarnąć rzecz bardzo... przyziemną. Problem w tym, że bycie przyziemnym właśnie nie bardzo chciało działać i na kucaka załatwianie ważnych spraw nie wychodziło.
Vilia wstała, uniosła spódnicę...
Czy ona wciąż była Vilią?
Ale jak nie Vilią, to kim?
Może chociaż Vivi?
O, złota fontanna. To działa!
I może jej nowe wcielenie poszłoby dalej w świat, gdyby nie dźwięki płaczu. Rozejrzał...a się, mrużąc oczki, żeby nie skupiać się na mało istotnych rzeczach. Coś płakało. Coś babskiego. Czuły to jej babskie zmysły. Czuły...?
O, tam!
Vivi przechyliła głowię, patrząc na dziewczątko. Może nie pozwolili jej jakiejś sekcji zrobić? Ona też by płakała, jakby jej nie dali. W końcu to była taka fajna zabawa! No, ale do rzeczy.
Dziewczątko trzeba było jakoś pocieszyć. Jak? Vilia podrapała się po głowie, zdając sobie sprawę, że włosy ma jakieś krótkie, zupełnie nie tam, gdzie trzeba.
Nagle ją oświeciło.
- Popatrz jaki pudding!
Ślizgonka ruszyła kaczkowatym biegiem, bo tylko na to pozwalały jej opuszczone gacioszki. Spod podniesionej szkolnej spódnicy dyndała wesoło męska kiełbaska. Vi-Vi-Victor zatrzymał się przy nieszczęsnej chyba-Gryfonce i nieco się rozkraczył, próbując zrobić helikopterek, ale wyszło mu to raczej żałośnie.
Nic dziwnego, skoro operatorem śmigła był może od godziny. Góra dwóch.
Jakoś nie przyszło jej... mu do głowy, że może zostać zboczeńcem.
Najwyżej lubiącym czuć wiatr Szkotem.
Tak.
- Bertram Smith
Re: Wzgórze z widokiem na jezioro
Pon Sty 23, 2017 11:47 pm
Jakiś ktoś zbliżał się do niej, nie widziała ani twarzy, ani nawet kto się zbliża. Twarz cały czas miała ukrytą w dłoniach, kolana przyciśnięte do siebie. Z jej oczu kapały raz po raz kolejne łzy. Nie była w stanie zapanować nad sobą, zupełnie tak jakby ktoś nagle zapakował ją do worka i wysłał gdzieś w Bieszczady, aby rozpoczęła nowe życie, w totalnie nowej roli. Tego było za wiele. Słysząc głos, który jak się domyśliła mówił do niej, obróciła się i zobaczyła nieznaną twarz, nigdy nikogo takiego nie widziała. Mimo tych łez zaśmiała się trochę ze ślizgona biegającego w spódniczce, sama nie była wcale lepiej ubrana, chociaż i tak śmiało stwierdziła, że męskie ciuchy lepiej z nią kontrastują niż damskie z tym chłopakiem. Mimo chwilowej poprawy humoru, gdy usłyszała koniec zdania... "pudding". Rozpłakała się rzęsistymi łzami, jako chłopak miała tyle wspomnień, a teraz co, sama, jedna, bez nikogo, po prostu pustka. Pamiętała jak z przyjaciółmi Gryfonami czasem urządzali bitwy na pudding, a to na błoniach, a to w pokoju wspólnym. Oj, ile razy im się burę dostało od McGonaggal, to były piękne czasy, ale czy jeszcze kiedyś wrócą.
Zmusiła się do spojrzenia w stronę chłopaka, po czym wypaliła
- Bardzo nie ładnie jest zabierać ubrania dziewczynom, a Ty nią nie jesteś, po za tym zakryj to dyndające coś.
Wykonała gest jakby miała się zrzygać na sam widok, po czym odwróciła wzrok i dalej płakała, bo cóż jej w tym życiu pozostało.
Zmusiła się do spojrzenia w stronę chłopaka, po czym wypaliła
- Bardzo nie ładnie jest zabierać ubrania dziewczynom, a Ty nią nie jesteś, po za tym zakryj to dyndające coś.
Wykonała gest jakby miała się zrzygać na sam widok, po czym odwróciła wzrok i dalej płakała, bo cóż jej w tym życiu pozostało.
Strona 14 z 15 • 1 ... 8 ... 13, 14, 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach