Go down
Isaac Fawler
Ravenclaw
Isaac Fawler

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pią Gru 02, 2016 8:41 pm
- Kto wie, może się okazać, że w cale nie jest takie fajne jak to sobie wyobrażasz? W końcu odpowiadasz jednoosobowo przed społeczeństwem i historią, a jeśli coś jest nie tak to inni przychodzą do ciebie podczas gdy ty sam nie masz się do kogo zwrócić z pomocą. - Być może to upraszczał, w końcu nawet ministrowie mieli swoich doradców w końcu jeden człowiek nie mógł znać się na wszystkim. Chociaż jak wspominał z Historii Magii ile języków znali coponiektórzy z nich to w cale nie był taki pewny, czy w świecie magii nie wyglądało to nieco inaczej. Jeśli tak to obawiał się, że nie udało mu się odziedziczyć tej zdolności. Takie rozmyślanie zmusiło chłopaka do refleksji. Dumbledore był najpotężniejszym czarodziejem jakiego znał osobiście, a wielu uważało go nawet za najbardziej utalentowanego z całego swojego pokolenia. Z pewnością istniały jednak rzeczy, których nawet on nie wiedział. Isaacowi wydawało się to w tej chwili nie pojęte, posiąść całą możliwą wiedzę i wciąż pragnąć więcej... jednak bycie gdzieś pomiędzy było znacznie bardziej komfortowe choć może wykazywał się brakiem ambicji myśląc w taki sposób? Może właśnie kluczem do sukcesu było pnięcie się do samych gwiazd, gdzieś gdzie nikt przed nami nie był? Jednak doceniał swoją pozycję ucznia, która pozostawiała przed nim morze niezbadanych tajemnic, z których wiele było na wyciągnięcie ręki, gdyż wystarczyło po prostu zapytać któregoś z nauczycieli. Nawet nie zdawał sobie wcześniej sprawy w jak komfortowej sytuacji to go stawia. W tym momencie Isaac zdał sobie sprawę, że swoją wizytą zakłócili komuś spokój... no cóż, z tego co mówił Simon ich też nie powinno tu być. Krukon nie miał jednak zamiaru zwlekać w towarzystwie skrzatów szczególnie, że wprowadził do środka kota... niezbyt sanitarne, komuś mogłoby się to nie spodobać ale nie dbał o to. Nic się nie stanie jak nikt się nie dowie, a przecież skrzaty na niego nie doniosą o ile ktoś ich wprost nie zapyta. Chciał jeszcze coś odpowiedzieć na słowa Puchona jednak zdecydował się szybko uporać z tym po co tutaj przyszli - czyli ze zdobyciem jedzenia dla siebie i kota - by móc szybko opuścić to pomieszczenie i wrócić do rozmowy w jakimś bardziej prywatnym miejscu. W końcu widział jak ważne to było dla Simona i nie zamierzał roznosić tego po całej szkole. Przy okazji rozejrzał się również po wnętrzu kuchni sprawiając bardzo oczywiste wrażenie osoby, która jest w niej po raz pierwszy w życiu i z ramionami pełnymi słodyczy oraz miską z mięsem w dla kota w ręce wyszedł na korytarz kiwanąc wcześniej krótko głową znajdującej się w środku parce. Co złego to nie ja.

zt + Simon//

Wybaczcie ale nie dało się tego sensownie fabularnie rozwiązać. Możecie udawać, że był inny czas i w ogóle nas nie widzieliście.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pon Gru 05, 2016 10:11 pm
Gdyby się okazało, że Charlotte jednak będzie w Zakonie Feniksa i aktywnie przyjdzie jej walczyć przeciwko zwolennikom Czarnego Pana na pewno starałaby się jak najlepiej spełniać swoje obowiązki i zadania jej polecone. Gorzej by się zrobiło gdyby nadszedł dzień walki twarzą w twarz z Giotto. Innych uczniów Hogwartu, którzy wybrali czarną magię potrafiłaby potraktować jak nieznanych sobie ludzi, jak istoty, które trzeba wyeliminować aby oni nie zabili stokroć więcej osób, jednak Giotto... Charlotte nie byłaby w stanie podnieść na niego różdżki, nie potrafiłaby nawet wyobrazić sobie, że jakieś zaklęcie miałoby doprowadzić do jego krzywdy. Prawdopodobnie wolałaby śmierć niż atakowanie przyjaciela, któremu na dzień dzisiejszy była gotowa powierzyć swoje życie bez mrugnięcia nawet okiem. Ufała bowiem Nero bezgranicznie, był jedną z niewielu osób w Hogwarcie, w ogóle na całym świecie, którym byłaby w stanie zaufać w każdej kwestii związanej ze swoim bezpieczeństwem i życiem. To chyba coś znaczyło, tak myślała czasem przed snem, jednak potem szybko odganiała od siebie takie myśli. Uważała, że tak jest lepiej, bezpieczniej.
Nero przeżył tak ogromną tragedię... Charlotte czasem naprawdę chciała przejąć na siebie cały jego żal, cały smutek i rozpacz, którą nosił w sercu po utracie swojego brata. Przecież nikt, tym bardziej w tak młodym wieku, nie powinien doznać takiej traumy i takiego ciosu, tak idealnie wycelowanego w najczulszy punkt dopiero kształtującego się charakteru, osobowości. To było wręcz oczywiste, że śmierć brata pozostawi na Giotto głęboką bliznę. Nikt jednak nie spodziewał się i prawdopodobnie nawet nie wiedział jak bardzo głęboka ona jest, jak bardzo nie chce się do końca zagoić i jak wciąż i wciąż wiele bólu chłopakowi sprawia. Macmillan nie była pewna czy ktoś kiedykolwiek starał się mu z tym pomóc, rozmawiać, jednak nawet jeśli to ona chciała być obok, chciała być wsparciem w każdą najciemniejszą noc jego życia aby mógł złapać ją za dłoń i poczuć, że nie jest sam. W tym momencie to było tak niewiele i tak wiele jednocześnie. Był przecież tutaj, obok, siedział na przeciwko, a jednak Lotte zdawała sobie sprawę, że za chwilę go nie będzie, pójdzie swoją własną drogą niczym kot, zdając się zawsze i wszędzie tylko na siebie.
I oczywiście, że był dobrym człowiekiem. Nigdy nikomu niczym nie zawinił, nie był typowym Ślizgonem znęcającym się nad młodszymi, nad czarodziejami z rodzin mugolskich. Ani jeden ruch jego różdżki nigdy nie miał za zadanie sprawić komuś bólu, cierpienia, dlaczego więc skazywał się na tak potworną samotność, której samo wyobrażenie przytłaczało Macmillan nieznośnym uczuciem jak gdyby w pobliżu byli dementorzy? Nie potrafiła tego zrozumieć, ale też nie próbowała naciskać na Giotto aby wyjawił jej tu i teraz wszystkie swoje sekrety. Przymuszanie go do czegokolwiek sprawiłoby tylko, że straciłaby z nim jakikolwiek kontakt, a na to zdecydowanie Gryfonka gotowa nie była.
- Wiem, Giotto. Podobno cierpienie i smutek uszlachetniają. - powiedziała cicho, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. - Jeśli to prawda, to jesteś najszlachetniejszym czarodziejem, który kiedykolwiek chodził do tej szkoły. - lekki, smutny uśmiech wdarł się na usta nastolatki kiedy to powiedziała, wciąż wpatrując się w oczy Giotto.
Na moment odgięła się na krześle i ściągnęła łopatki, pozwalając aby kości jej przeskoczyły, dając chwilową ulgę. Zdecydowanie miejsca siedzące w kuchni nie należały do tych najwygodniejszych, jednak Charlotte niezbyt zwracała na to uwagę przez większość czasu, wolała skupić się na swoim towarzyszu rozmowy. I na ciastkach.
Na moment zeskoczyła ze swojego miejsca i pognała wgłąb kuchni, a wszystko po to żeby wrócić z lodami czekoladowymi i dwoma łyżkami. Bo może akurat na nie Ślizgon się skusi? Stawiając nieopodal jeszcze jedno krzesło postawiła na nich lody, aby zaraz nabrać ich łyżkę i przełożyć ciastka, z których zrobiła już prawdziwą kanapkę. Będzie żałowała tego eksperymentowania... Może od razu powinna przejść się do pani Pomfrey i poprosić o coś na ból brzucha?
- Ja na wszystko znajdę czas panie Nero. Na nocne obżeranie się w kuchni także. Ba, na to zawsze znajdę czas. - zaśmiała się cicho, ale taka była prawda. Czas dla Giotto była w stanie nawet wyczarować jeśli taka pojawiłaby się konieczność. Gdyby tylko tego potrzebował to rzuciłaby swoje dotychczasowe zajęcie i pobiegła z nim gdziekolwiek by wskazał.
- Wiedziałam, że ci się to podoba. Od zawsze to podejrzewałam. - mrugnęła do niego porozumiewawczo, wgryzając się w swoje ciastko i krzywiąc przez krótki moment, kiedy zimno lodów po raz pierwszy poraziło jej usta. Potem już było tylko lepiej i z każdym kolejnym kęsem pochłaniała coraz więcej aż w końcu kanapka się skończyła, a palce Charlotte był całe klejące się od lodów czekoladowych.
- Oczywiście, że będę! Nawet planuję zaczarować swoją pelerynę tak, żeby pojawiał się na niej ryczący lew. To mój ostatni mecz w tej szkole, chcę zostać zapamiętana. Nawet jeżeli tylko jako szalona fanka z szalonym lwem na plecach. - zastanawiała się mimo wszystko, gdzieś cichutkim głosikiem swojej podświadomości, gdzie musiałaby usiąść żeby Giotto siedzący obok nie wywołał zaskoczenia na twarzy nikogo. Na nic mądrego niestety jeszcze nie wpadła, a czas niesłychanie się kurczył.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pon Gru 05, 2016 11:41 pm
O samym starciu Giotto nawet nie myślał w tej chwili. Co prawda spodziewałby się jakiegoś wielkiego konfliktu, który pociągnie za sobą tysiące ofiar, ale akurat zajęcie Hogwartu nie było raczej jakimś wielkim osiągnięciem. Celem Voldemorta na pewno byłoby ministerstwo magii, później jakieś inne strategiczne miejsca jak na przykład Azkaban, czy kilka większych zamków rodowych czarodziejskich rodzin. Jeśli jednak przyszłoby stanąć po stronie Czarnego Pana, to Nero niestety nie miałby problemu z tym, by skrzywdzić kogoś. Dość wycierpiał, by nie wykształcić w sobie pewnego rodzaju empatii oraz litości, dlatego w przypadku starcia z nim można byłoby spodziewać się ofiar. Oczywiście dopóki do gry nie weszłaby na przykład Charlotte. Wtedy ręka na pewno by mu zadrżała, o ile w ogóle by ją podniósł. On również nie wyobrażał sobie tego, że mógłby z nią walczyć w jakikolwiek sposób - w końcu co innego denne zajęcia obrony przed czarną magią, a co innego walka na śmierć i życie.
W młodości przeżył wiele - począwszy od szczęśliwych chwil w rodzinnym gronie, skończywszy na stracie najważniejszego dla siebie członka rodziny. To odbiło się na nim do tego stopnia, że teraz żyje w głębokim przeświadczeniu misji i ogólnego spisku, który doprowadził do uśmiercenia jego brata. I bynajmniej nie jest to przesadyzm, gdyż Nero naprawdę jest skłonny do wielu poświęceń w tej sprawie, świadczy o tym chociażby fakt, że myśli o rzuceniu szkoły, choć został mu jeszcze rok nauki. W dodatku w październiku kończy się namiar na Giotto, dzięki czemu odblokuje się możliwość czarowania poza szkołą i to w dodatku z mniejszym ryzykiem namierzenia go przez kogokolwiek. Mało tego, poczynił odpowiednie przygotowania do tej "podróży": nauczył się warzyć veritaserum, odblokował zdolność legilimencji, no i nadrobił materiał sprzed kilku tygodni. Nikt nie wiedział o jego planach, ale miał już solidne fundamenty ku temu, by w przyszłym roku nie wrócić do szkoły. Kolejnym ważnym powodem był brak Charlotte za rok. Skoro jej nie będzie, to po co on tam?
Macmillan tak naprawdę mało wiedziała o tym, co planuje jej kolega z domu Salazara. Wiedziała o śmierci brata, o chęci zemsty Giotto i o tym, że jest zdolny do poczynienia odpowiednich kroków. Nie wspomniał jej jednak nigdy o tym, że jednym z tych kroków może być rzucenie szkoły, która dawała mu swego rodzaju bezpieczeństwo i przygotowanie do życia w magicznej społeczności. Gdyby Gryfonka poznała jego plany, z pewnością próbowałaby go zatrzymać, bo tu już nie chodziło tylko o samotność i dziwny styl bycia Nero. Tu chodziło o jego życie, głównie o przyszłość.
Dobrym człowiekiem może i był, ale jego obojętność na wszystko skutecznie blokowała mu możliwość zostania "rycerzem". Chłopak miał gdzieś wszystkie konflikty, egzaminy, to co się wokół niego dzieje i wszystkich ludzi z wyłączeniem kilku pojedynczych osób. Nawet gdy widział jakieś sytuacje, w których mógł interweniować, nie robił tego. Nie obchodziło go, kogo Ślizgoni gnębią i z jakim skutkiem. Nie dał sobie wejść na głowę, poustawiał pół szkoły i teraz boją się tej jego tajemniczości. Dzięki temu ograniczył gapiów do minimum i może skupić się na tym co istotne.
Skazywał się na samotność, gdyż była to jego jedyna metoda obrony wobec przywiązania się do kogoś. Już raz kogoś stracił, mocno to przeżył i dlatego teraz nie jest w stanie otworzyć się na kogokolwiek. Charlotte może była wyjątkiem, bo znała go trochę lepiej niż inni, ale dalej nie wiedziała nic o jego planach oraz o pewnych "działaniach", które podjął podczas kilku wypadów do Hogsmeade czy też w trakcie wakacji.
Patrzył na nią, gdy mówiła o tym, jaki to on jest szlachetny przez te całe cierpienie. Ciężko było się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, aczkolwiek uznawał samego siebie za jednego z wielu. Uniósł głowę do góry i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Wiesz... dzięki tobie czasem potrafię o tym zapomnieć... - rzekł spokojnie i szczerze.
Nie zauważył, że otwiera się na nią co raz bardziej - było to niekontrolowane, ale też nieuniknione. Tak długa i intensywna znajomość musiała się odnieść w końcu do szczegółów ich relacji. Ile w końcu można było gadać o Quidditchu, pogodzie i zbliżających się egzaminach, skoro oboje nieśli bagaż doświadczeń na plecach i tylko ona potrafiła sobie z tym radzić, choćby pozornie. Prędzej czy później musiał nastąpić taki moment, chwila szczerości, w trakcie której Charlotte mogła się dowiedzieć jednej, bardzo istotnej rzeczy - Gryfonka nie była dla niego obojętna.
Powędrował za nią wzrokiem, gdy zabrała się za lody czekoladowe i zaczęła swoje eksperymenty ze słodyczami. Na sam widok takiej dawki cukru, robiło mu się niedobrze. Lubił słodycze, ale tylko dla smaku, nigdy jakoś nie widział w nadmiarze jedzenia ich czegoś wspaniałego. No ale brunetka była dziewczyną, one były stworzone po to, by pochłaniać słodkości. On zdecydowanie zadowoliłby się bardziej kawałkiem mięsa, jak to facet.
Skwitował uśmiechem całą jej wypowiedź odnośnie nocnego objadania się. Była urocza pod tym względem. Nie było po niej nic widać, że zajadała się słodyczami, a w tym momencie robiła to tak, jakby widziała je pierwszy raz na oczy, albo przynajmniej - pierwszy raz od długiego czasu. Nic tylko pozazdrościć, chłonie słodycze jak odkurzacz, a nie przybiera na wadze i dalej wygląda jak bogini. Albo to po prostu efekt długiej harówki i katorżniczych treningów.
Uniósł lekko jedną brew, nie mogąc nic odpowiedzieć odnośnie noszenia jej na plecach. Sam się wkopał, zatem nie było jak się z tego wygrzebać. Mógł tylko skwitować to małym, subtelnym uśmiechem.
- Szalona fanka przegranej drużyny. - zapewnił ją, emanując przy tym pewnością siebie. - W tym roku Slytherin wygra, osobiście o to zadbam. - dodał po chwili, patrząc na nią.
Kiedyś był kapitanem reprezentacji swojego dormitorium, postanowił jednak zrezygnować, gdyż dodatkowe obowiązki nie były mu na rękę. Teraz pełnił funkcję wyłącznie ścigającego, co mu odpowiadało, gdyż nie musiał kierować wszystkimi poczynaniami i treningami Slytherinu. Ogółem cały sezon Quidditcha był dla niego dobry, bowiem dużo punktował i nie odnotował żadnej poważnej kontuzji - ba! ukończył wszystkie mecze do tej pory, co w przypadku tego sportu było niemałym osiągnięciem, w końcu tłuczki i agresja innych zawodników wystarczyły do przedwczesnego zakończenia spotkania.
- W ogóle to zapomniałem spytać. - rzucił nagle. - Jak przygotowania na bal? Ślizgonki dostają pierdolca na samą myśl o tej imprezie, w końcu to ostatni bal twojego rocznika w Hogwarcie. - spytał, gdyż obiła mu się o uszy wiadomość o balu siódmoklasistów pod koniec czerwca. Znał predyspozycje kobiet do tego typu wydarzeń, dlatego zawsze wypadało się dowiedzieć co Charlotte planuje na ten magiczny wieczór, o ile w ogóle się tam wybiera. Dziewczyny z jego dormitorium mówiły tylko o tym, egzaminy zeszły już na bok, gdyż odbędą się za kilka dni, a wiedzy i tak już nie powiększą, ani nie utrwalą.
Myśląc o przygotowaniach Macmillan, wyobraził sobie dziewczynę w jakiejś wieczorowej sukni tego dnia. Z wrażenia aż mimowolnie otworzył usta. Niekontrolowane odruchy, eh.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Sro Gru 07, 2016 4:08 pm
Czegokolwiek Voldemort nie próbowałby przejąć - Charlotte o tym myślała. Rozważała każdą pojedynczą opcję, przeżywała ją w swoich myślach, często także snach. Widziała przed oczami wyobraźni wszystkie najczarniejsze i najmroczniejsze scenariusze, a to wszystko sprawiało, że jeszcze bardziej nie chciała opuszczać tej szkoły. Tutaj czuła się bezpieczna, czuła się częścią czegoś, co nie pozwala na panoszenie się czarnej magii i polityki eksterminacji mugolaków. Kiedy jednak opuści mury Hogwartu nic już nie będzie ani pewne, ani stabilne. A oddech śmierci będzie czuła na swoim karku na każdym kroku przez solidarność z czarodziejami z rodzin niemagicznych. W gruncie rzeczy, chociaż Namiar już dawno został z niej zdjęty i w świetle prawa czarodziejów była pełnoletnia, to wewnątrz uważała samą siebie za dziecko. I miała złe przeczucie, że to dziecko nie poradzi sobie w świecie, do którego już niedługo zostanie wrzucone.
Misja, którą Giotto sam sobie zlecił była na pewno warta zachodu, jednak... Gdyby Charlotte wiedziała o planach Ślizgona na pewno starałaby się go przekonać aby poczekał aż skończy szkołę, a następnie wyruszył z kimś zaufanym. Samotne podróżowanie nie było niczym, w co ktokolwiek powinien pokładać wielką wiarę, szczególnie w momencie, kiedy jest to misja trudna, niebezpieczna, prawdopodobnie bardzo często ciężka. Może to i lepiej, że Lotta nie miała pojęciach o planach Nero? To, co względem niego czuła na pewno sprawiłoby, że nastolatka martwiłaby się jeszcze bardziej i była w stanie błagać go, aby nie wyruszał tam sam. Zbyt mocno martwił się o Giotto, aby spokojny sen mógł przyjść po takich informacjach. Już teraz, kiedy znikał na jakiś czas ze szkoły, Charlotte martwiła się i błagała w myślach aby wrócił cały i zdrowy.
Gryfonkę zawsze śmieszył i jednocześnie zastanawiało to, jak ludzie reagowali na widok Giotto i z jakim zaskoczeniem przyglądali się im, kiedy to po raz kolejny z ukrycia rzucała mu się na plecy bądź najzwyczajniej w świecie szła obok, śmiejąc się i opowiadając o czymś, co chciała mu przekazać już od jakiegoś czasu. To, do jakiego stanu doprowadził uczniów w tej szkole było dla niej jedną wielką niewiadomą. Zastanawiała się co musiał im powiedzieć, pokazać, że tak, a nie inaczej reagowali w jego obecności. A to w konsekwencji sprawiało, że chociaż trochę wyjątkowa się czuła. Udało jej się to, czego inni nie potrafili dokonać.
Nie potrzebowała jednak wiedzieć o Giotto wszystkiego, znać jego myśli z każdej sekundy życia, poglądu na każdą sprawę, zdania na wszystkie tematy, które na tym świecie istniały. Charlotte wystarczało to, co dostawała od Ślizgona. Wiedziała, że to i tak jest więcej niż ktokolwiek w tej szkole kiedykolwiek od niego usłyszał, kiedykolwiek o nim wiedzieć, jak więc mogłaby zarzucać mu, że nic jej nie mówi, jest skryty i nie ufa jej? To nie było w jej stylu. Charlotte akceptowała każdego takim, jakim był, jeśli chociaż trochę Giotto jej ufał to był wystarczający powód do szczęścia i spędzania z nim czasu. Tak jak teraz, w tej kuchni, kiedy wreszcie po tak długim czasie udało jej się go spotkać. To naprawdę budziło w niej radość. Naprawdę tęskniła za nim przez tych kilka tygodni.
- Chociaż tak mogę ci pomóc. - każdy potrzebował chwili, w której mógłby zapomnieć o wszystkich swoich problemach i troskach i jeśli Giotto takie momenty znajdował przy niej to nie pozostało jej nic innego jak się cieszyć i oferować mu swój czas i swoją obecność kiedy tylko będzie tego potrzebował.
Hm, kawałkiem mięsa też by Gryfonka nie pogardziła, jednak w tym momencie wpadła w szał cukrowy i jeszcze długo będzie pochłaniała kolejne kalorie i porcie słodyczy. Zawsze tak miała - kiedy w grę wchodził cukier dziewczyna nie znała żadnego umiaru. W czasie wypadów do Hogsmeade potrafiła wykupić połowę asortymentu Miodowego Królestwa, aby następnie przez kilka dni żywić się tym wszystkim co przyniosła ze sobą do dormitorium. Później przychodziło cierpienie za to obżarstwo, ale nigdy nie nauczyło to Lotty umiaru.
- Nie żartuj sobie! - od razu wyprostowała się z udawanym oburzeniem, oblizując palce, które wciąż lekko się kleiły od lodów. - Przegracie sromotnie, zobaczysz! Jeszcze wspomnisz te słowa wracając do mnie z podkulonym ogonem! - zaśmiała się głośno i chociaż bardzo wierzyła w wygraną swojego domu, to nie zamierzała jakoś szczególnie rozpaczać gdyby to Slytherin miał odebrać puchar w tym roku. Grunt aby to była uczciwa walka, uczciwa gra. Inna budziła w Charlotte negatywne emocje i odczucia, których na co dzień się wystrzegała i wyrzekała jak tylko mogła.
- Nie jestem pewna czy nawet na niego pójdę. - przyznała, zagryzając lekko dolną wargę. - Bardziej prawdopodobne jest, że zaszyję się gdzieś w szkole z jakąś książką. Albo pójdę na wieżę astronomiczną. - nawet lekko wzruszyła ramionami, ale prawda była taka, że po pierwsze nie mała z kim się tam wybrać, a wizja całego wieczoru spędzonego przy stole pod ostrzałem współczujących spojrzeń nie było szczytem jej marzeń, a po drugie jakoś nie miała nastroju na taniec i śpiew. Od jakiegoś czasu czuła się niekomfortowo kiedy przebywała w roześmianym towarzystwie.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Sro Gru 07, 2016 7:36 pm
Z drugiej strony można też myśleć o Hogwarcie jako o jednym z podpunktów strategicznych w celu przejęcia ministerstwa - w końcu magiczna szkoła była jedną z filii tej organizacji, a co za tym idzie, większą częścią w całym systemie. Mając po stronie cześć personelu, uczniów bądź wszystkie inne stwory zamieszkujące Hogwart, Voldemort miał zawsze jakiś punkt odniesienia co do dalszych planów i podbojów. Nie było to co prawda coś najistotniejszego, ale jeśli Czarny Pan nie ma teraz dość dużo sił, by przypuścić frontalny atak na ministerstwo magii, to można spodziewać się z jego strony zagrań mających na celu osłabić każdą podinstytucję związaną z magicznymi władzami w Wielkiej Brytanii.
Znał dobroć Charlotte oraz to, że dziewczyna nie jest zwolenniczką ani niebezpieczeństw, ani innych ryzykownych działań, między innymi dlatego właśnie nie wspominał jej nic o swoich planach. Spodziewał się, że będzie próbowała go powstrzymać, wytłumaczyć mu to, że samotna wyprawa może skończyć się naprawdę tragicznie. Dlatego też siedział cicho i starał się udawać, że tak naprawdę zależy mu na skończeniu Hogwartu, co od pewnego czasu było totalną obłudą - z zajęć nie wyciągał nic, wszystkiego uczył się sam, zatem komu potrzebne są instrukcję tych wszystkich znanych zmarszczek hogwardzkich?
Miał tendencję do tego, by opuszczać szkołę na jakiś czas. Działo się to notorycznie, co jakiś okres, jednakże ani rodzice Nero, ani dyrekcja jakoś niespecjalnie kwapili się ku temu, by przemówić Ślizgonowi do rozumu. Dalej robił swoje i działał na własną rękę. Ojciec i matka mówili mu tylko, by nadrobił zaległości w szkole, nie interesując się kompletnie tym, co ich syn robi w czasie tych "urlopów". Grunt to wsparcie rodziców, nie?
Gdyby Macmillan w rzeczywistości przejmowała się opinią innych o Nero, to raczej dowiedziałaby się skąd takie, a nie inne nastawienie uczniów do niego i vice versa. Giotto miał to do siebie, że nie lubił być osaczany oraz zaczepiany bez powodu - Gryfonka była wyjątkiem, gdyż rozmowy z nią stały się dla niego codziennością, bardzo przyjemną w dodatku. W innych przypadkach niestety objawiały się wszystkie złe cechy jego charakteru, które przez jakiś czas Macmillan również musiała znosić dawno temu. Arogancja, lekceważenie, nietakt, bycie mało kulturalnym, to tylko niektóre z rzeczy, które ukazywały się wraz ze wzrostem frustracji, znudzenia i niechęci do interakcji z kimkolwiek szóstoklasisty. Dzięki Charlotte nieznacznie otworzył się i był bardziej przystępny, ale dla większości uczniów w tej szkole, blondyn dalej był pierdolonym księciem ciemności, kimś z pogranicza Rorschacha.
Trzeba przyznać, że Nero od pewnego czasu również odczuwał jakiś rodzaj tęsknoty za brunetką. Będąc gdzieś w terenie myślał o niej trochę i zastanawiał się nawet nad takimi błahymi rzeczami, jak to - ciekawe co teraz Charlotte robi. W szkole wyglądało to inaczej, tutaj miał świadomość, że dziewczyna jest kilka pięter wyżej, bądź niżej i w każdej chwili może ją gdzieś złapać, aby nawiązać jakiś kontakt. W przypadku długich eskapad, zostawało tylko wysyłanie poczty oraz jakieś magiczne metody komunikacji, w których niestety Nero nie był dosyć dobry, dlatego dostarczał jej jakiekolwiek informacje wyłącznie przez swojego kruka. I zawsze działało to w ten sam sposób - nigdy nie pisał w listach co u niego, jak się czuje, gdzie jest, a tylko "żyję" i ewentualnie, że wraca za jakiś czas.
Głupi nie miał pojęcia, że Macmillan zamartwia się i za nim tęskni, ale z drugiej strony przecież nigdy mu tak bezpośrednio tego nie powiedziała, więc miał jakieś małe prawo się nie domyślić. Zwłaszcza dlatego, że on w domyślaniu się i zgadywaniu jest przeraźliwie słaby, prawie tak jak w malowaniu.
Widząc jak ochoczo degustuje kolejne kombinacje słodyczy, przypomniał mu się jeden z wypadów do Hogsmeade, gdzie spotkali się całkiem przypadkiem właśnie w Miodowym Królestwie, Nero wchodzący dopiero do sklepu, a ona opakowana słodyczami do tego stopnia, że ledwo głowa wystawała jej zza góry pudełek z ciastem i innymi słodkościami. Sam swego czasu przecież pomagał jej to wszystko zjeść, gdyż czasem nawet na siłę wciskała mu kolejne wymysły magicznych mistrzów cukru. To chyba też przez to ograniczył słodycze do minimum.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko, unosząc przy tym brwi. Czy ona naprawdę myślała, że Nero pozwoli na to, by Gryffindor wygrał w tym roku puchar? Ona tam nie grała, więc nie będzie żadnych forów z jego strony, a ten sport traktuje akurat bardzo poważnie. Przecież jeszcze kiedyś chciał grać zawodowo.
- Powtórzysz to, gdy Slughorn będzie wkładać puchar do swojej gablotki. - uśmiechnął się kącikiem ust, chcąc tylko podgrzać atmosferę przed samym meczem.
Spodziewał się co prawda, że Charlotte nie jest aż tak zaangażowana w tę rywalizację i że przeboleje wygraną Slytherinu, ale takie prowokacje są po prostu częścią tego sportu. Choć sam miał gdzieś wyścig szczurów między czerwonymi i zielonymi, to jednak wysiłek jaki włożył w Quidditcha i wszystkie przygotowania, musiał zostać nagrodzony odbiorem pucharu. On nie dopuszczał do siebie możliwości, że mogą to przegrać. Nawet, jeśli gra będzie obfitować w negatywne emocje i odczucia - bo w końcu spotkania Slytherin - Gryffindor właśnie miały to do siebie.
Kolejna odpowiedź zaskoczyła go, co dał po sobie poznać ponownym uniesieniem brwi.
- Żartujesz sobie? - spytał spokojnie, dzięki czemu zabrzmiało to dosyć poważnie. - To twoja ostatnia impreza tutaj. Wszyscy z twojego rocznika tam będą, a ty chcesz ich tak po prostu zlać? - nie oburzył się czy coś, nic z tych rzeczy, po prostu dziwiło go jej podejście do tej sprawy. Nie żeby uważał Macmillan za jakąś przebojową imprezowiczkę, ale jednak takich spotkań się nie opuszcza, mało tego - później z pewnością żałowałaby tej decyzji, co nie ulega żadnej wątpliwości. Oczywiście nie wiedział, że kryje się za tym brak partnera, ochoty oraz komfortu przy lekkodusznych znajomych, ale przecież nie wejdzie jej do łba legilimencją, żeby to wszystko wyciągnąć. Mógłby to zrobić, bo od pewnego czasu co raz lepiej idzie mu zaglądanie w czyjeś myśli, ale po pierwsze nie chciał, a po drugie nie uważał tego za konieczne. Chciał ją co prawda zachęcić do tego, by przyszła, ale jednak nie wiedział jak się za to zabrać.
Przekręcił nieznacznie głowę w bok i spojrzał na nią, próbując wychwycić jakiś szczegół, który naprowadzi go na jej wątpliwości. Westchnął lekko zrezygnowany i ponownie skrzyżował ręce na klatce, opierając się plecami o niewygodne oparcie krzesła.
- Może wybierzemy się razem na ten bal? - spytał utrzymując pełen spokój.
Był bezpośredni i stanowczy, ale zrobił to wszystko z myślą o niej. Co prawda był to jej bal i to w zasadzie ona powinna starać się o stworzenie jak najlepszej atmosfery, aczkolwiek tyle mówi się o tym wydarzeniu w Slytherinie, że aż sam Nero poczuł jakąś chęć do pojawienia się tam. W dodatku Slughorn zachęcił wszystkich starszych mieszkańców domu węża, by towarzyszyli siódmoklasistom w tej ważnej dla nich uroczystości. Nie kierował się oczywiście chęcią tańca, śpiewu i innych tego typu rzeczy, bardziej po prostu mogło się tam wydarzyć coś ciekawego oraz miał ochotę porządnie się napić, w końcu egzaminy na pewno dadzą im w kość, a nie daj boże (uwaga spoiler), jakaś pierdolona podróbka gołębia ujebie go w palec na egzaminie z opieki nad magicznymi stworzeniami (koniec spoilerów). A przecież kiedyś trzeba to odreagować. No i oczywiście spędzenie tego czasu z Charlotte było czymś, na co Nero nie mógł spojrzeć obojętnie - tym bardziej, że za rok już jej tu może nie być. Tyle dla niego zrobiła w ostatnim czasie, że okazałby się kompletnym chujem, gdyby jej tego nie zaproponował.
- Chociaż raczej to ja z tobą, bo to twój rocznik. - sprostował, choć chyba nie musiał, doskonale przecież wiedziała, o co mu chodziło.
Może i było to mało oficjalne, nieprzygotowane oraz spontaniczne, ale z drugiej strony, kiedyś mógłby tego żałować, że nie wynagrodził jej tylu lat wspaniałej przyjaźni. Nie żeby miał zamiar ją kończyć, nic z tych rzeczy, ale wiedział jaki tryb życia prowadzi i co mu grozi - to może być ich ostatnia wspólna impreza. W dodatku, skoro Charlotte czuła się niekomfortowo w roześmianym towarzystwie, to może arcypoważny i spokojny Nero jest jej lekarstwem na to?
Spojrzał na Gryfonkę, patrząc jej w oczy.
- Oczywiście zrozumiem, jeśli odmówisz. - zapewnił ją, gdyż takie propozycje nie zdarzały się dosyć często. Wystarczy spojrzeć na kolor i szat - Gryffindor i Slytherin razem? W dodatku z inicjatywy Ślizgona? Science fiction połączone z fantasy dzieje się na naszych oczach. Mogła również nie mieć chęci na imprezowanie, ani nie czuć się pewnie w jego towarzystwie, dlatego też dopuszczał możliwość odmowy, o której właśnie ją poinformował. No ale cóż, ryzyk fizyk. Stało się. Zapytał. No i może podziękuje w końcu za te kilka lat.


Ostatnio zmieniony przez Giotto Nero dnia Sro Sty 11, 2017 12:35 am, w całości zmieniany 1 raz
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Sro Sty 11, 2017 12:31 am
Kiedy tak znikał, przepadał i praktycznie się nie odzywał, a jeśli już - pytał wyłącznie o to co słychać u Charlotte, kiedy jedyne co wiedziała to fakt, że żyje, to czuła nieznośną, niewyobrażalną złość, czuła tak niewielki przepływ informacji, które były dla niej ważne, że potrafiła chodzić w tę i z powrotem po pokoju wspólnym, w ten sposób próbując się uspokoić. Ale zazwyczaj i to nie pomagało, mało co było w stanie pomóc gdy tak martwiła się o Giotto, nigdy mu o tym oczywiście nie mówiąc. Uważała to za zbyt... Wstydliwe. Mogła się o niego troszczyć i opowiadać o tym, mogła wspominać jak bardzo chce być dla niego kimś bliskim, ale nigdy nie potrafiła się przełamać aby opowiedzieć mu jak bardzo bała się, kiedy po prostu wyparowywał, a Charlotte jedyne co mogła robić to czekać z nadzieją, że za dzień, dwa bądź tydzień pojawi się jego kruk i informacja, że nie wpakował się w coś, co... Odebrałoby jej Giotto. Sama myśl o tym sprawiała, że płuca nastolatki się zaciskały niebezpiecznie.
I tak, tak, naprawdę, pełnym sercem wierzyła, że Gryffindor wygra, nie byłaby sobą gdyby pokładała w tym jakąkolwiek wątpliwość. Znała zespół i wiedziała, że są zdolni do pokonania każdego przeciwnika, że Slytherin nie jest im straszny i wszystko w niej krzyczało, że w trakcie finału to właśnie czerwono-złoci zostaną uhonorowani pucharem. Co oczywiście nie oznaczało, że życzyła źle Giotto. Nie, nic z tych rzeczy. Gdyby to on uniósł trofeum w geście zwycięstwa to na pewno też by się ucieszyła, w końcu był jej przyjacielem i każdy jego sukces sprawiał, że czuła się tak, jakby to był i jej, jednak... Jednak była Gryfonką. To zobowiązywało. - Włoży go do swojej gablotki tylko wtedy, gdy magicznie stanie się opiekunem Gryffindoru. - odparła zaczepnie, lekko unosząc lewą brew w prowokacyjnym geście. Lubiła się z nim czasem posprzeczać o takie rzeczy. Było to tak zwyczajne i codzienne, że dawało jej poczucie chociaż częściowego spełnienia misji. Misji bycia blisko z Giotto, misji bycia dla niego kimś, przy kim nie bałby się mówić o tym co myśli i czuje, co planuje i czego pragnie.
- Tak, tak mam taki plan. Co prawda Lena mnie namawia żebyśmy razem poszły na bal i koniec końców pewnie jej nie odmówię choćbym nie wiem jak się zarzekała, ale jednak nie mam ochoty się tam wybierać. - za co już jej własna matka planowała ją zabić, bo ojciec zbyt wiele razy powtarzał, że przynosi wstyd rodzinie aby po raz kolejny miała się tym przejąć. Kiedy jednak mama pisała jej w listach, że powinna iść, że nie powinna przegapiać takiej okazji, że prześle jej piękną suknię w której błyszczała i że jak nie pójdzie to więcej nie będzie chroniła jej przed swataniem ojca, to jednak dawało to Macmillan do myślenia i sprawiało, że chcąc nie chcąc miała się tam pojawić. Pytanie, a raczej propozycja Giotto sprawiła jednak, że nagle przestała się kręcić na swoim krześle i przyjrzała mu się uważnie, bardzo długo i bardzo dokładnie, prawie nie mrugając przez ten czas gdy analizowała jego twarz i wszystko to, co dałoby się wyczytać w oczach. - Zdajesz sobie sprawę, że nie musisz tego robić, prawda? Że jeśli nie chcesz to nie powinieneś się zmuszać bo tak wypada? Nie chcę żebyś robił coś tylko dlatego, że tak wypada. - wyszeptała w tej całkowitej ciszy, która nagle zapadła gdy Charlotte mówiła. Miała wrażenie, że skrzaty podsłuchiwać zaczęły tę rozmowę, ciekawe dalszego jej rozwinięcia. I to, że żadnego nie było widać ani słychać, wcale nie oznaczało, że nie czaiły się gdzieś nieopodal. Bo przecież takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień. Przecież odmienność, niechęć ich domów powinna sprawiać, że prędzej powinna wszcząć się między nimi walka niż padać przyjacielskie słowa i propozycje wspólnego pójścia na bal.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Sro Sty 11, 2017 6:07 pm
Paradoksalnie Giotto nie robił tego dla niej, tylko dla siebie. Kontaktował się z nią tylko po to, by wiedzieć co się dzieje u niej, samemu o sobie nic nie pisząc. Mógł udawać, że robi to tylko dla jej dobra, że chce ją chronić w jakiś sposób i chce, by nie martwiła się o niego. W rzeczywistości jednak nie dopuszczał do siebie myśli, że mogliby przestać rozmawiać, a co za tym idzie - ich przyjaźń by wygasła. Mógł się oszukiwać, że ma na myśli tylko i wyłącznie ją, ale tak naprawdę, poza Enzo, była mu jedyną bliską osobą w szkole - nie mógł jej stracić, w żaden sposób.
Będzie musiała obejść się ze smakiem, gdyż Slytherin jest zdeterminowany by wygrać puchar i raz jeszcze na kolejnej płaszczyźnie ośmieszyć Gryffindor. Sam Giotto nie odczuwał jakiejś wielkiej nienawiści do czerwonych, ale jako profesjonalista i ktoś, kto oddaje całego siebie na meczach i treningach, nie miał zamiaru odpuszczać. Poza tym, ostatni mecz był wysiłkiem finalizującym zmagania i cały szósty rok latania na miotle, to było podsumowanie, ostatni test.
Uniósł lekko brew, czując nikłą, ale zawsze jakąś chęć wyzwania.
- Za drugie miejsce nie ma pucharów. - odparł z małym uśmiechem, udając odrobinę głupawego. W rzeczywistości jednak było to kolejne odbicie piłeczki w stronę Charlotte, która jak widać poczuła się odrobinę luźniej i sprokurowała mała gierkę słowną między nimi.
Pozostawił jednak temat Quidditcha, skupiając się całkowicie na ważniejszym wydarzeniu - balu wieńczącym siedmioletnią przygodę Macmillan z Hogwartem. Słuchając ją tracił nadzieję, jakoby mogliby chociaż spotkać się tam i razem zatańczyć. Jak widać Gryfonka nie była przekonana do tego wypadu, a Nero też nie zamierzał jej do niczego zmuszać - nie to było istotą tego wydarzenia. Najwyżej po prostu sama pożałuje za kilka lat, że nie pożegnała się ze wszystkimi w gronie znajomych.
Poczuł się trochę dziwnie, gdy Charlotte zarzuciła mu, że robi to z poczucia jakiegoś obowiązku. Nie taka była jego intencja, on po prostu chciał się z nią tam zobaczyć. Sam nie wiedział jeszcze z kim pójdzie, ale był pewien, że nawet jeśli nie byłaby to Gryfonka, to jej obecność była tam obowiązkowa. Jak zostało wspomniane wcześniej - chciał jej podziękować, zatańczyć z nią chociaż jeden raz.
Utrzymywał spokój, przy czym cały czas siedział z zamkniętymi oczami, opierając się plecami o co raz mniej wygodne krzesło.
- Mówisz to tak, jakbym zawsze robił tylko to, co wypada. - starał się przybrać narzekający ton, choć w rzeczywistości oboje wiedzieli, że jest to wyolbrzymienie: Giotto nigdy nie robił tego co wypada, a to co chciał. Nie był nałogowym łamaczem zasad, ale nigdy nie robił rzeczy, które kłóciły się z jego wewnętrznym "ja". Sam to zaproponował, nie potrzeba było wcześniejszych błagań, płaczów, zapewnień i innego rodzaju umów. Może wyskoczył z tym nieoczekiwanie, ale intencje miał dobre, a co najważniejsze - szczere.
Podniósł obie powieki i spojrzał jej w oczy, pochylając się nieznacznie w przód. Łokcie oparł na kolanach, a palce rąk splótł w charakterystycznym porządku.
- Chcę, żebyś tam przyszła. Ze mną, czy nie, nie robi mi to żadnej różnicy. Jestem ci winien jeden wieczór, albo chociaż taniec. - zaczął spokojnie. - Możesz nie mieć oczekiwań wobec mnie, ale to ja wiem, jak bardzo mi pomogłaś i ile Ci zawdzięczam. Dlatego nie obchodzą mnie twoje wątpliwości i masz obowiązek się tam pojawić. Możesz przyjść z Leną, sama, z kimś innym, czy ze mną. Wisi mi to. Masz tam być i koniec kropka. Jeśli będę musiał, rozpieprzę wam wejście do dormitorium, wyciągnę Cię z łóżka, własnoręcznie ubiorę i zniosę do wielkiej sali. - zarządził, choć brzmiało to jak prawdziwy rozkaz. - Jeden taniec. - rzekł już tym razem o wiele łagodniej i spokojniej.
Poza tym... ona kończyła szkołę, a on ruszał w podróż i już nie miał zamiaru tu wracać. To będzie ich pożegnanie, tak naprawdę.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Czw Sty 12, 2017 8:32 pm
Zawsze w czasie tych wszystkich jego zniknięć była nieznośnie zła, że okazywał się takim egoistą, że nigdy nie wpadł na to, że jeśli ona opisuje mu dokładnie co słychać, co się wydarzyło, jak się czuje, to chciałaby uzyskać chociaż minimalną wskazówkę jak tam u niego. Czy nie jest mu samotnie gdy znika nie mówiąc nikomu gdzie, czy czasem nie tęskni aby móc porozmawiać z kimś serdecznym, przyjaźnie nastawionym. Czy nie planuje powrotu, bo ona bardzo by chciała aby już był z powrotem i aby mogła znowu rzucić się na jego plecy w najmniej spodziewanym momencie...
Zbliżający się mecz zawsze budził wielkie emocje, tym bardziej jeśli tym meczem były finały. I Charlotte naprawdę, z całego serca wierzyła, że to Gryffindor wygra. Chociaż szczerze żałowała w sytuacjach jak ta, że Giotto nie został przydzielony do domu lwa, wtedy razem mogliby świętować sukces, a tak... A tak to tylko ona będzie świętowała. - No widzisz, nawet nagrody pocieszenia nie dostaniecie. To strasznie smutne, tak to byście mogli zbierać swoje łzy do niego, ale niestety... - posłała mu złośliwy uśmiech, całkowicie rozbawiona tym wszystkim. Wiedziała, że Giotto nie pozostanie jej dłuży, ale cieszyła się z tego. Lubiła takie przepychanki słowne, szczególnie, że miała świadomość, że niczego one między nimi nie zmienią i wciąż będzie mogła mówić, że Nero jest jej przyjacielem.
Prawdopodobnie jednak nie powinna mówić, że Giotto proponował jej wspólne wyjście na bal tylko z poczucia obowiązku, ale uważając tak, naprawdę nie miała niczego złego na myśli. Wręcz uważała, że to urocze, że nie chciał aby została sama tego dnia, ale z drugiej strony nie wyobrażała sobie, że będzie przymuszać go do wspólnego pójścia. Kiedy jednak zaczął jej to wszystko tłumaczyć oparła łokcie na swoich kolanach, pochylając się do przodu i kładąc brodę na dłoniach, z uwagą wsłuchując się w słowa Ślizgona.
- Dobrze. - powiedziała po chwili ciszy, która nastała gdy Giotto zakończył swoją wypowiedź. - Przyjdę na bal i bardzo chętnie pojawię się na nim z tobą. Naprawdę. Będę przeszczęśliwa mogąc pojawić się tam w twojej obecności. I oszczędzę ci konieczności demolowania szkoły i ubierania mnie, chyba poradzę sobie z tym sama. - dodała już bardziej rozbawiona, wstając ze swojego krzesła i strzepując z siebie okruszki ciastek, po czym podeszła do Giotto powoli, nachylając się niespiesznie i lekko całując go w policzek. - Cieszę się, że w jakikolwiek sposób mogłam ci kiedykolwiek pomóc. I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś okażę się dla ciebie pomocna. A teraz chyba czas się zbierać do łóżka. - zauważyła, zerkając na zegarek, który miała na nadgarstku. - Też już będziesz szedł czy zostaniesz jeszcze? - wyprostowała się i zrobiła krok w tył, nie chcąc naruszać strefy osobistej Giotto, nie chcąc aby poczuł się przez nią niekomfortowo. Nigdy nie chciała aby czuł się osaczony i oblegany. Nie chciała też mu niczego narzucać i do niczego go zmuszać, dlatego stała też cierpliwie, czekając na odpowiedź chłopaka.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Czw Sty 12, 2017 9:50 pm
Nero był osobą, która z pewnością ma więcej wad niż zalet. Jedną z nich była właśnie ta tajemniczość, która objawiała się również w postaci wszechobecnego egoizmu i arogancji. Pomimo tego, że wiedział o tym, iż Charlotte może się o niego martwić, to i tak nie miał zamiaru informować jej o stanie zdrowia, atmosferze jaka panuje, czy nawet gdzie jest. W jego mniemaniu wystarczyło tylko głupie "żyję" i jej już kamień z serca spadał. Sam z zachwytem czytał kolejne informacje jakie mu pisała, a sam nie umiał odwdzięczyć się tym samym.
Giotto jakoś nigdy szczególnie nie żałował tego, że trafił do Slytherinu. Być może dlatego, że on nie przywiązywał większej wagi do barw. Jako szóstoklasista z domu Ślizgona owszem, chciał wygrywać w Quidditcha, ale gdyby był w Ravenclaw, w Hufflepuff czy w końcu Gryffindorze, jego podejście do rywalizacji byłoby takie same - tylko na płaszczyźnie sportowej. Miał gdzieś konflikty między czarodziejami, co dopiero jakiś wyścig szczurów w szkole.
Spoważniał.
- Rozumiem, że jesteście doświadczeni w przeżywaniu przegranej. - stwierdził spokojnie.
Początkowo mógł wydawać się wkurzony faktem, że Charlotte w taki sposób odniosła się do jego zaproszenia na bal. Nie był jednak jakoś szczególnie zły z tego powodu, to był jej wybór i tylko ona będzie go potem żałować. Przygotował już nawet zastępczą wersję pożegnania się, jednakże tak szybko, jak się ona pojawiła, tak szybko zniknęła wraz z usłyszeniem aprobaty.
Chłopak wyprostował się i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując jak Macmillan wstaje, a następnie zaczyna się na wszystko zgadzać oraz mu wszystko tłumaczyć. Nie był zdenerwowany, ale wszystko to co robiła, uspokajało go. To była właśnie prawdziwa Charlotte Macmillan - rezolutna, nastawiona pozytywnie do wszystkiego i co najważniejsze, pewna swego.
Czując jej oddech w okolicy swojego policzka, a następnie przyjemny dotyk jej ust na swojej skórze, nawet nie zadrżał. Nie było to normalne, bowiem chyba pierwszy raz zachowała się w taki sposób wobec niego, ale jednak jakoś mu to nie wadziło. Nie zrobiła przecież nic złego. Poza tym, odpowiednio zareagowała, odchodząc natychmiast, chcąc dać mu więcej przestrzeni.
- Zapowiada się miły wieczór. - skwitował to wszystko krótkim zdaniem i uśmiechnął się kącikiem ust.
Kiedy jednak spytała go, czy ma ochotę opuścić kuchnię, musiał chwilę się zastanowić. W zasadzie to nie był głodny, dlatego nie zamierzał stawić się na kolacji - nie bał się też konsekwencji złapania go przez prefektów podczas patrolu. Poza tym, on nie miał tak daleko do dormitorium jak Gryfonka. Z drugiej strony jednak ile można jeszcze tu siedzieć?
Pokręcił nieznacznie szyją i wstał, wsadzając ręce do kieszeni. Chwilę się zastanawiał.
- Mam jeszcze kilka minut, więc jeszcze trochę posiedzę. - stwierdził i zajął z powrotem miejsce na krześle i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Nie będzie zły na Charlotte jeśli go zostawi, w końcu rozmawiają już dosyć długo i może być trochę zmęczona. Miał zamiar odprowadzić ją wzrokiem, jeśli zdecyduje się opuścić kuchnię.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Czw Sty 12, 2017 10:57 pm
Głupie "żyję" sprawiało, że spało jej się jeszcze gorzej. Bo co to oznaczało? Że wciąż żyje? Że jeszcze żyje? Że został zaatakowany i cudem uszedł z życiem? Miała tak wiele pytań, a tak niewiele odpowiedzi. Nie zadawała ich jednak kiedy Giotto wracał. Wtedy po prostu cieszyła się, że już jest, cały i zdrowy, wciąż w jednym kawałku i wciąż... Niezmieniony. Przynajmniej ona po żadnym ze zniknięć nie dostrzegała w nim większych zmian, ale może tylko dlatego, że dobrze je ukrywał? Wszystko było możliwe, jednak jako że nie chciała na niego naciskać i cieszyła się po prostu, że jest, to spędzała z nim czas gdy tylko miał ochotę z nią poprzebywać, nie zmuszając do zwierzeń, opowieści i mrocznych szczegółów. Przecież był obok, więc czego więcej mogła od niego wymagać, oczekiwać?
- Na pewno nie bardziej niż wy. - Charlotte zazwyczaj wyśmiewała te wszystkie dramaty na tle przynależności do domów. Jasne, lubiła czasem rywalizację, nie ukrywała, że niemałą przyjemność potrafiło jej sprawiać zdobywanie kolejnych punktów dla swojego domu i patrzenie jak inne pozostają w tyle w klasyfikacji generalnej, jednak aby pluć jadem, aby wyzywać się i odgrażać...? Przez siedem lat nigdy nie zdecydowała się na powiedzenie choć jednego złego słowa komukolwiek, wszyscy byli przecież równi, tacy sami, dlaczego więc miałaby niektórych traktować inaczej? Całkiem nie rozumiała ideologii niektórych osób i szczerze nie próbowała rozumieć i zaśmiecać sobie tym umysłu. Szkoda Charlotte było na to czasu i energii.
Szerokim uśmiechem odpowiedziała na lekkie uniesienie kącików ust Giotto, nagle podskakując i wirując przed chwilę w miejscu. - Będę musiała kupić sobie jakąś ładną suknię. - skwitowała to wszystko prostym, dziewczęcym rozumowaniem, w głowie już rozplanowując sobie co do czego by pasowała, a czego lepiej ze sobą nie łączyć. Może uda jej się namówić Lenę aby razem poprzeglądały katalogi i coś wybrały? Zdecydowanie przyda jej się rada kuzynki, poza tym też zaczynała za nią tęsknić, nie rozmawiając z nią już od naprawdę dawna.
Swoje wirowanie zakończyła jednak równie szybko jak zaczęła, czując, że nie jest to zbyt dobry pomysł jeśli człowiek wcześniej zjadł tak wiele ciastek z lodami i to wszystko na dodatek zapijał mlekiem. Ponadto praktycznie od razu zaczęło jej się kręcić w głowie, także wciąż trochę rozchichotana jakby wypiła ognistej whisky złapała się krzesła na którym jeszcze przed chwilą siedziała, spoglądając na Ślizgona roziskrzonym wzrokiem. - W takim razie jeśli nie masz nic przeciwko to jeszcze trochę ci poprzeszkadzam i razem za kilka minut wyjdziemy. Chyba, że nie chcesz mojej obecności to mogę zaraz zniknąć. A jeśli mowa o znikaniu, zauważyłeś, że Dumbledore może teleportować się na terenie szkoły? Zawsze mu tego zazdrościłam. - przyznała szczerze, konspiracyjnym szeptem, gotowa na to, że dyrektor pojawi się zaraz gdzieś za jej plecami, obserwując ich zza swoich okularów-połówek. Byłoby to całkiem do niego podobne, dlatego też prawdopodobnie Gryfonka nawet specjalnie by się nie zdziwiła jego nagłą wizytą w kuchni. Każdego w końcu czasem nachodzi ochota na zjedzenie czegoś innego niż to, co pojawiało się wieczorami na stołach Wielkiej Sali.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pią Sty 13, 2017 6:53 pm
Właśnie w taki oto sposób Giotto zachowywał się jak zwykły idiota. W jego głupim przekonaniu pisząc takie wiadomości, nie martwił w żaden sposób Charlotte, w końcu lepiej brzmiało "żyję", niż "żyję, ale mam poparzenia na całym prawym ramieniu", czy coś w tym stylu. Nie żeby kiedykolwiek w jakiś znaczący sposób oberwał, ale zdarzyło się, że musiał użyć siły i że niekoniecznie wyszło mu to potem na dobre. Zawsze jednak udawało mu się wracać i to zazwyczaj w zamierzonym terminie. Chyba tylko raz zdarzyło mu się przyjechać odrobinę później, niż przewidywał - musiał przecież przeczekać, aż zagoi się jakaś rana. Gdy jednak wracał, zawsze czekała na niego Charlotte i nie dawała po sobie poznać, że zamartwiała się cały ten czas. Może dlatego jeszcze nie spostrzegł, jak ważne są dla niej bardziej szczegółowe informacje?
Ślizgon co prawda miał gdzieś wszystkie te utarczki między poszczególnymi domami, ale jednak nie był tak wyrozumiały jak Charlotte i gdy ktoś go zaczepił, gdy tego nie chciał, bądź zdenerwował w mniejszy czy większy sposób, Nero od razu napieprzał wiązanki rodem z najlepszych kwiaciarni. Był wyrozumiałym i obojętnym facetem, ale gdy jednak ktoś go drażnił, był bombardowany sarkazmem i niechęcią z jego strony ile się dało. Jednakże, skoro ona jest ta urocza i przyjacielska, to on musi być ten gburowaty - muszą się dopełniać przecież.
Kiedy przeszli na temat balu, od razu rozmowa wprowadziła go w lepszy humor. Nie żeby do tej pory miał zły, ale z pewnością był co raz bardziej podekscytowany całym tym wydarzeniem, choć nie dawał po sobie tego poznać. Sam Giotto nie miał zamiaru wybierać się w nie wiadomo jakim stroju. Pewnie postawi na klasykę, nie nadwyrężając przy tym swojego portfela. Co innego jednak Macmillan, która wydawała się być zdecydowana na godzinne poszukiwania odpowiedniej kreacji. Nie przeszkadzało mu to, w końcu to jego partnerka - im lepiej będzie wyglądać, tym wynioślejsza będzie to chwila w każdym względzie. Nie żeby teraz brakowało jej czegokolwiek w aparycji, ale jednak nieczęsto ma okazję zobaczyć Charlotte w sukience. Z pewnością siódmoklasistka zaskoczy go jak zawsze i szczęka mu opadnie, gdy zobaczy ją w dniu balu. Ale to dobrze, w końcu jaki chłopak nie chciałby, by jego osoba towarzysząca nie wyglądała jak księżniczka.
Szóstoklasista nie miał zamiaru pozostawać w kuchni długo. Po prostu potrzebował jeszcze trochę czasu żeby się zebrać i ogarnąć, a także przejść przez pokój wspólny niepostrzeżony. Słysząc, że Gryfonka zamierza dotrzymać mu jeszcze towarzystwa, uśmiechnął się w duchu. Czasami mógł wydawać się niechętny do długich rozmów, co Lotta kilka razy odczuła na własnej skórze. Koniec końców jednak Ślizgon lubił jej towarzystwo i zawsze jakaś mała część Nero cieszyła się z kolejnej rozmowy.
Uniósł lekko brwi, obserwując ją uważnie. Wyglądała tak, jakby właśnie coś piła, a ona tylko jadła ciastka!
- Właśnie zaprosiłem Cię na bal. Myślisz, że mam Cię dosyć? - odpowiedział nieco niegrzecznie, aczkolwiek miał dobre intencje, wszakże nigdy nie powiedział, że jej obecność mu zawadza w jakiś sposób. No może raz się zdarzyło, ale wtedy naprawdę musiał pobyć sam i lepiej było, gdy Charlotte go wtedy nie widziała.
Dumbledore mało interesował Giotto, gdyż już dawno był świadom jego umiejętności, ale również tego, że ma wiele obowiązków, przez które tak naprawdę ciężko go czasami spotkać. Sam szóstoklasista nie miał jakichś wielkich przeżyć związanych z dyrektorem szkoły, ale cenił go za umiejętności i to się liczyło. Z pewnością też zazdrościł mu kilku doskonale rozwiniętych technik - między innymi właśnie tej teleportacji.
- Sky is the limit, mała. - zaczął nieco filozoficznie. - Poćwiczysz i za jakiś czas nie będziesz mu już tego zazdrościć. Masz talent. - rzucił spokojnie, obserwując ją.
Gdy poczuł, że jest to odpowiedni moment, wstał z krzesła i rozciągnął się nie znacznie, czując jak kręgi ustawiają się w odpowiednich miejscach, a mięśnie jego pośladków mogą w końcu odpocząć od styku z twardą drewnianą deską. Westchnął lekko i ruszył przed siebie, czekając wcześniej również na Charlotte, z którą miał zamiar opuścić kuchnię. Gdy tylko znaleźli się na korytarzu, przyszedł czas na rozejście się - ona do wieży, on do podziemi. Stojąc naprzeciw niej uśmiechnął się nieznacznie, choć trochę wymuszenie kącikiem ust.
- Dzięki, że mnie obudziłaś. - zaśmiał się lekko i gdy tylko odpowiedziała mu, obrócił się na pięcie i powędrował w stronę podziemi Hogwartu, konkretniej do dormitorium Slytherinu.

zt
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pon Sty 16, 2017 11:01 pm
Może kiedyś się odważy i mu to powie? Zbierze się w sobie i wyjawi jak bardzo się o niego martwi i jak wiele razy nie spała zastanawiając się gdzie też Giotto się podziewa? Może przed opuszczeniem szkoły poprosi go aby na siebie uważał, aby nie pakował się w żadne kłopoty i nigdy, przenigdy nie próbował już znikać samotnie? Czasem tak wiele rzeczy chciała mu Charlotte powiedzieć, ale gryzła się zawsze w język, dochodząc do wniosku, że zbyt wiele może stracić jeśli pozwoli słowom opuścić bezpieczną strefę jej umysłu. Bo zdecydowanie utrata przyjaciela w Giotto byłaby dla Charlotte ogromną stratą, której nie potrafiłaby znieść. Zbyt mocno przywykła do obecności Ślizgona, przyzwyczaiła się. Jeśli już opuszczenie szkoły wydawało się czymś niewiarygodnie trudnym, jak mogłaby przejść obojętnie obok utraty go, takiej całkowitej? Niewyobrażalne.
Dziwnym by było gdyby rozmowa o balu nie wprowadzała w lepszy nastrój. Tym bardziej, że nagle przestał się Charlotte wydawać taki przerażający i niechciany - teraz nawet cieszyła się na myśl o nim, na myśl, że będzie mogła tańczyć i bawić się, ale tak w granicach rozsądku, bez przesady, w końcu wciąż w głowie jej dudniło, że zbliża się coś złego i nie jest to czas na śmianie się do rozpuku i zapominanie o całym świecie. Jednak miała tam być z Giotto, miała świadomość, że gdzieś nieopodal będzie Lena, a także jej inni znajomi, bliżsi i dalsi, jak mogłaby więc postrzegać go tak źle jak jeszcze kilkanaście minut temu?
- Różne rzeczy mogą się dziać. Załóżmy, że możesz nie mieć mnie dosyć ogólnie, w całokształcie, ale jednak dzisiaj mieć gorszy nastrój i mogę sprawiać, że skacze ci ciśnienie. Wolę się upewnić. Kto pyta nie błądzi. Tak kiedyś słyszałam gdy byłam w Londynie i chodziłam między mugolami. Nie mogłam trafić na jakąś ulicę i jakaś starsza pani mi to powiedziała. - wyjaśniła, zastanawiając się nad tym przez chwilę. Nawet poszła na momencik w głąb kuchni aby wrócić z gorzką herbatą, którą wypiła szybko mimo gorąca z nadzieją, że to uchroni ją przed bólem brzucha, po czym spojrzała na Ślizgona z szerokim uśmiechem na ustach. - Teleportacja jest super. Uwielbiam się teleportować. Tak miło łaskocze wtedy w okolicach pępka. - nie wiedziała szczerze jak ludzie mogli nie lubić tego sposobu transportowania się. Byli jacyś dziwni, inni. Zdecydowanie.
Kiedy zrozumiała, że to czas na opuszczenie kuchni ruszyła w podskokach za Giotto, lekko już senna i stęskniona za swoim łóżkiem.
- Cała przyjemność po mojej stronie! - jeszcze mu pomachała nim zaczęła biec w kierunku schodów, a następnie przez korytarze zamku, chcąc sprawdzić jak szybko uda jej się dotrzeć do wieży Gryffindoru i czy jest jakaś szansa na to, aby nie wpaść na Filcha ani panią Norris.

/zt
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pon Mar 20, 2017 2:26 am
Bardzo powoli i po cichu wymknęła się najpierw z dormitorium, a następnie z wieży Gryffindoru, chcąc udać się na umówione spotkanie z kuzynką. Na swoją piżamę, czyli spodenki i koszulkę, narzuciła jakąś pierwszą lepszą bluzę, wsunęła na stopy buty i już sunęła ciemnymi korytarzami Hogwartu, czując przyjemny dreszczyk emocji, który towarzyszył jej zawsze gdy robiła coś, za co mogła dostać szlaban. Tyle razy pałętała się nocami po szkole, że miło było odbyć jeden z ostatnich, jak nie ostatni spacer tymi korytarzami, kiedy spowijała je noc, mając nadzieję, że zapamięta na zawsze jaką przyjemność czerpała z łamania zasad.
Kilka razy zatrzymywała się aby posłuchać i sprawdzić czy nikt jej nie próbuje przyłapać, raz zatrzymała się kiedy usłyszała czyjeś kroki, jednak była już na tyle blisko lochów i wejścia do kuchni, że nie zamierzała się poddawać i gdy tylko tupot stóp ustał, Charlotte biegiem niemalże ruszyła w kierunku wejścia, dostając się pospiesznie do kuchni i opierając o drzwi jak gdyby to mogło jej w jakikolwiek sposób pomóc gdyby jednak została przyłapana.
Jako, że pojawiła się pierwsza i Leny jeszcze nie było widać to z uśmiechem przyjęła od skrzatów domowych szklankę ciepłej herbaty i wygodniejsze niż przy ostatniej wizycie krzesło, które postawiła sobie niedaleko kominka. Chłód w lochach nawet w wakacje był tak nieprzyjemny, że buchający ogień wcale siódmoklasistki nie dziwił, a wręcz sprawiał, że z pewnym politowaniem spojrzała na skrzaty spędzające tutaj każdą chwilę. Nawet na moment zatraciła się w przemyśleniach czy mają one okazje raz na jakiś czas wyjść aby móc nacieszyć się słońcem...
Marlene McKinnon
Oczekujący
Marlene McKinnon

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pon Mar 20, 2017 3:03 pm
Czy dla Marlene nocne szwendanie się po szkolnych korytarzach było czymś emocjonującym? Nie, z całą pewnością nie. Bo i owszem, w dawnych czasach blondynka przejmowała się czymś takim jak szkolny regulamin i ujemne punkty dla domu, ale teraz niewiele ją to wszystko interesowało. Wojna, która rozgrywała się za murami szkoły, a której Marlene czuła się jedną z pierwszych ofiar, sprawiała, że szlaban lub walka o puchar domów nie były już niczym istotnym. Och, oczywiście, nie zamierzała przebyć drogi do kuchni z krzykiem na ustach i wymalowanym na czole wielkim napisem ''fuck rules'', nie była idiotką i wolała zachować kilka środków ostrożności, ale nocna wędrówka nie wzbudzała w niej żadnych większych emocji.
Do kuchni przybyła parę minut po swojej kuzynce, wzięła od skrzatów wielki kubek gorącej czekolady, jeszcze większy talerz ciastek i nieśpiesznym krokiem podeszła do kominka przed którym postawiła sobie duże, wygodne krzesło. Ciastka położyła na kolanach, kubek postawiła na podłodze. Usta, zupełnie mimowolnie i chyba już z przyzwyczajenie wykrzywiła w lekko ironiczny uśmiech, który dla niej był synonimem radości. O tak, pomimo tych wszystkich zmartwień i niepokoi plączących się po jej głowie, potrafiła się cieszyć czymś tak banalnym jak spotkanie z kuzynką. - Cześć Charlie - witając się, mimowolnie przekrzywiła głowę w lewo. Ten gest był dla niej tak samo mechaniczny jak błąkający się na twarzy uśmiech. - Ciasteczko? - Podbródkiem wskazała na tacę.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Pon Mar 20, 2017 3:12 pm
Charlotte odczuwała to bardziej jako sentymentalne odczucia niż jakiś strach przed szlabanem czy utratą punktów. Po pierwsze, za kilka dni raz na zawsze miała opuścić Hogwart i już nigdy tutaj nie wrócić, po drugie patrząc na widmo wojny unoszące się w powietrzu jakieś szkolne przepychanki o puchar. No i miała własne problemy w postaci strachu o Giotto, więc coś takiego jak szlaban zdecydowanie nie było rzeczą, która by budziła w niej jakieś większe emocje. Po prostu miło było przejść się jeszcze raz po tych korytarzach i przypomnieć sobie ile razy została przyłapana. I ile razy udało jej się uniknąć kary.
Siedziała pogrążona w swoich myślach do czasu aż nie usłyszała skrzypnięcia drzwi, które sprawiło, że instynktowe się obróciła, chcąc nabrać pewności, że to nie jest żaden nieproszony gość, a jej kuzynka, do której to uśmiechnęła się szeroko. Ostatnimi czasy zdecydowanie spędzały ze sobą za mało czasu.
- Miło cię widzieć Lena. - spojrzała na kuzynkę rozradowana, z ochotą także przyjmując od niej ciasteczko, które niemalże na raz wpakowała sobie do ust i które musiała zapić herbatą w pewnym momencie gdyż wydawało jej się, a jeszcze chwila i umrze od czegoś co kocha. Dopiero gdy wszystko już przełknęła i odetkała sobie usta postanowiła zabrać po raz kolejny głos.
- Co słychać? Jak tam przygotowania do balu? - miała nadzieję, że blondynka tak samo jak ona cieszy się na ten wieczór i ma już wszystko dopięte na ostatni guzik. Poza tym chciała zacząć od przyjemniejszych tematów, zawsze lepiej zacząć od czegoś miłego aby grunt stał się stabilniejszy.
Sponsored content

Kuchnia         - Page 17 Empty Re: Kuchnia

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach