- Esmeralda Moore
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 5:33 pm
Życie było by o niebo łatwiejsze kiedy ludzie robili by to o co się ich prosi. Dziewczyna miała nadzieje, że on wstanie i wyjdzie, posłucha jej. W końcu gdyby wszystko było dobrze nie prosiłaby aby odszedł. Wręcz przeciwnie, błagałaby aby został, i wtedy pewnie też by nie posłuchał i odszedł na przekór jej prośbą. Słyszała jak wstaje, podchodzi do niej. Czy natura słyszała o tym aby kiedykolwiek ofiara sama przyszła do drapieżnika. Kto normalny pchał się do paszczy lwa.
Ty pragnąłeś nikotyny, a to pragnienie w porównaniu z jej pragnieniem było niczym. To od czego ona była uzależniona było trudniejsze w zdobyciu, i w utrzymaniu w sekrecie. Gdyby ktoś się dowiedział, nie skończyłoby się na zwykłym szlabanie. Tak... wpakowała się w tej chwili w coś czego nie do końca rozumiała.
Poczuła twoją dłoń na swoimi ramieniu, drżenie jej ciała nagle ustało, chociaż oddech nadal był przyspieszony. Więc podjąłeś decyzję. Pytanie tylko czy to była słuszna. Chcesz jej pomóc, ale jeszcze nie wiesz jak trudna może to być pomoc dla was obojga. Przyczynisz się wtedy do jej zezwierzęcenia. Czy jesteś w stanie żyć ze świadomością, że dziewczyna która do tej pory kręciła się gdzieś obok ciebie nie jest tym za kogo ją miałeś. Czy naprawdę chcesz wejść w jej świat dalej niż komu kolwiek udało się wejść. Cóż... w tej chwili już za późno na zastanawianie się nad tymi pytaniami. Patrzyłeś teraz na jej zielone oczy, które pozostały niezmieniona. Cała jej postać się nie zmieniła, i jedyne co dało się zauważyć to dwa ostre kły, które wydawały się bez problemu przebić przez ludzką skórę, aby tylko dobrać się do krwi która płynęła pod nią.
-Prosiłam...- Warknęła i chwyciła ciebie za barki, i przygwoździła do ściany. Czułeś jak wbija ci paznokcie w ramie. I chociaż zawsze wydawało się, że ta dziewczyna ledwo podniesie krzesło aby je przenieść z miejsca na miejsce, teraz była silniejsza niż nie jeden mężczyzna. Na tyle, że nie sprawiło jej żadnego problemu utrzymanie ciebie. Zbliżała już swoje usta do twojej szyi. Opętana biciem twojego serce które teraz słyszała tak wyraźnie. Jedną rękę trzymała twoje czarne włosy unieruchamiając ci głowę. Przylgnęła swoim ciałem do twojego. Czułeś jej oddech na swojej szyi... nagle ucisk zależał, a Esmeralda znajdowała się już pod drugiej stronie kuchni. Walczyła sama z sobą. Z tą naturą która była teraz częścią jej, i mogło się wydawać, że się z nią pogodziła... a tutaj taka niespodzianka.
-Ven... idź stąd...- Powtórzyła się. Ile jeszcze uda się jej powstrzymywać tego nie wiadomo... chłopak miał ostatnią szansę aby uratować siebie.
Ty pragnąłeś nikotyny, a to pragnienie w porównaniu z jej pragnieniem było niczym. To od czego ona była uzależniona było trudniejsze w zdobyciu, i w utrzymaniu w sekrecie. Gdyby ktoś się dowiedział, nie skończyłoby się na zwykłym szlabanie. Tak... wpakowała się w tej chwili w coś czego nie do końca rozumiała.
Poczuła twoją dłoń na swoimi ramieniu, drżenie jej ciała nagle ustało, chociaż oddech nadal był przyspieszony. Więc podjąłeś decyzję. Pytanie tylko czy to była słuszna. Chcesz jej pomóc, ale jeszcze nie wiesz jak trudna może to być pomoc dla was obojga. Przyczynisz się wtedy do jej zezwierzęcenia. Czy jesteś w stanie żyć ze świadomością, że dziewczyna która do tej pory kręciła się gdzieś obok ciebie nie jest tym za kogo ją miałeś. Czy naprawdę chcesz wejść w jej świat dalej niż komu kolwiek udało się wejść. Cóż... w tej chwili już za późno na zastanawianie się nad tymi pytaniami. Patrzyłeś teraz na jej zielone oczy, które pozostały niezmieniona. Cała jej postać się nie zmieniła, i jedyne co dało się zauważyć to dwa ostre kły, które wydawały się bez problemu przebić przez ludzką skórę, aby tylko dobrać się do krwi która płynęła pod nią.
-Prosiłam...- Warknęła i chwyciła ciebie za barki, i przygwoździła do ściany. Czułeś jak wbija ci paznokcie w ramie. I chociaż zawsze wydawało się, że ta dziewczyna ledwo podniesie krzesło aby je przenieść z miejsca na miejsce, teraz była silniejsza niż nie jeden mężczyzna. Na tyle, że nie sprawiło jej żadnego problemu utrzymanie ciebie. Zbliżała już swoje usta do twojej szyi. Opętana biciem twojego serce które teraz słyszała tak wyraźnie. Jedną rękę trzymała twoje czarne włosy unieruchamiając ci głowę. Przylgnęła swoim ciałem do twojego. Czułeś jej oddech na swojej szyi... nagle ucisk zależał, a Esmeralda znajdowała się już pod drugiej stronie kuchni. Walczyła sama z sobą. Z tą naturą która była teraz częścią jej, i mogło się wydawać, że się z nią pogodziła... a tutaj taka niespodzianka.
-Ven... idź stąd...- Powtórzyła się. Ile jeszcze uda się jej powstrzymywać tego nie wiadomo... chłopak miał ostatnią szansę aby uratować siebie.
- Ventus Zabini
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 6:04 pm
Patrzył na nią i przez jeden ułamek sekundy nie widział swojej pięknej ptaszyny, lecz sępa, który łaknie go zabić, ale szybko ten obraz uciekł. Nie mógł o niej inaczej myśleć, niż jak o swojej muzie, którą uwielbiał. Widział jej kły, które miały za zadanie w gryźć się z niego jak w ciastko, widział wygłodniałe spojrzenie, które pragnęło jego krwi. Czemu był głupi i się jej nie słuchał? Dlaczego nie potrafił jej zostawić jak wtedy na schodach? Dlaczego nie potrafił być obojętny wobec tych zielonych oczu. Jęknął z bólu, gdy dziewczyna przygwoździła go do ściany i zbiła mu paznokcie w skórę. Wstrzymał oddech zamykając oczy. Nie chciał dopuszczać do siebie wiadomości, że Esme jest wampirem, potworem, który łaknie krwi. Nie chciał. Jednak wiedział, że nim jest, a skąd? Każdy ostatnio mówił o tych istotach. Jego delikatna kruszyna jest osobą, która łatwo jednym ruchem złamie mu rękę. Nie potrafił tego zrozumieć.
Taka ironia losu. Zawsze chciał mieć tą cygankę tak blisko swojego ciała. Chciał ją obejmować i przytulać na wieki, a co do czego wyszło na to, że za chwilę zginie. Zacisnął mocniej oczy, gdy poczuł jej oddech na szyi… ale nic się nie stało. Opadł na podłogę już o własnych siłach. Spojrzał na nią. Była jak lew, który zaprzyjaźnił się z kawałkiem mięsa i teraz bił się sam ze sobą, aby go nie zjeść. Pokręcił głową. Był przestraszony, jak każdy normalny człowiek w takiej chwili. Przesunął się do drzwi i wyszedł za nie, ale nie zamknął nawet drzwi jak wrócił. Z cholernie szybko bijącym sercem podszedł do niej i wyciągnął do niej rękę z odsłoniętym nadgarstkiem.
- Nie zostawię cie – powiedział drżącym głosem.- Nie chcę – szeptał. Sam nie wiedział co robił. Nie potrafił jej zostawić. Jak mógł to zrobić skoro ona tyle razy mu pomagała.- Jeśli wyjdziesz stąd w takim stanie będziesz miała kłopoty – już nic nie mówił. Wolał pogadać z nią jak będzie bardziej stabilna.
Jestem cholernie głupi – warknął do siebie w myślach. Jak mógł robić takie głupie rzeczy i to dla osoby, która… Nawet nie wiedział, czy ona go lubiła. Był przecież w porównaniu do niej zwykłym dzieckiem, które zawsze robiło głupie rzeczy. Uzależnił się od papierosów, nie jadł co groziło utratą przytomności, nie spał przez co był zmęczony, nie słuchał na lekcjach, co groziło oblaniem.
Taka ironia losu. Zawsze chciał mieć tą cygankę tak blisko swojego ciała. Chciał ją obejmować i przytulać na wieki, a co do czego wyszło na to, że za chwilę zginie. Zacisnął mocniej oczy, gdy poczuł jej oddech na szyi… ale nic się nie stało. Opadł na podłogę już o własnych siłach. Spojrzał na nią. Była jak lew, który zaprzyjaźnił się z kawałkiem mięsa i teraz bił się sam ze sobą, aby go nie zjeść. Pokręcił głową. Był przestraszony, jak każdy normalny człowiek w takiej chwili. Przesunął się do drzwi i wyszedł za nie, ale nie zamknął nawet drzwi jak wrócił. Z cholernie szybko bijącym sercem podszedł do niej i wyciągnął do niej rękę z odsłoniętym nadgarstkiem.
- Nie zostawię cie – powiedział drżącym głosem.- Nie chcę – szeptał. Sam nie wiedział co robił. Nie potrafił jej zostawić. Jak mógł to zrobić skoro ona tyle razy mu pomagała.- Jeśli wyjdziesz stąd w takim stanie będziesz miała kłopoty – już nic nie mówił. Wolał pogadać z nią jak będzie bardziej stabilna.
Jestem cholernie głupi – warknął do siebie w myślach. Jak mógł robić takie głupie rzeczy i to dla osoby, która… Nawet nie wiedział, czy ona go lubiła. Był przecież w porównaniu do niej zwykłym dzieckiem, które zawsze robiło głupie rzeczy. Uzależnił się od papierosów, nie jadł co groziło utratą przytomności, nie spał przez co był zmęczony, nie słuchał na lekcjach, co groziło oblaniem.
- Esmeralda Moore
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 6:32 pm
Odszedł?... nie jasne, że nie. Ironia losu była naprawdę zabawna. Postawiła na drodze dziewczyny chłopaka który najwyraźniej nie wiedział kiedy należy dać sobie spokój. I to ją zdziwiło. Z reguły to ona była tą która ofiarowała siebie dla innych. A teraz... role się odwróciły. Stałeś teraz naprzeciwko wampira który lustrował ciebie swoimi oczami, w których nikło światło... stawały się obdarte z wszelkich ludzkich emocji, jedyne co w nich było to olbrzymia żądza krwi.
-N...- Coś chciała powiedzieć, chciała zaprzeczyć, zrobić co kolwiek aby w końcu ją zostawił, ale coś jej mówiło, że nie będzie to wcale takie oczywiste. A nawet jeżeli tak się stanie, to ona zostanie tutaj uwięziona, albo wpadnie w taki szał, że rozniesie połowę szkoły, i pokąsa każdego kogo tylko spotka. Więc lepiej mieć jednego ugryzionego niż dziesięciu. Nie chciała kosztować jego krwi... ale sam ją ofiarował. Pamiętała jak rozmawiała o tym z Sahirem. "Jeżeli ktoś ofiaruje ci swoją krew"... tak powiedział. Romka chwyciła twój nadgarstek znacznie delikatniej niż zrobiła to za pierwszym razem. No tak... wiedziała, że nie musiała siłą odebrać tobie tego czego tak bardzo pragnęła. Czy myślała teraz o wyrzutach sumienia jakie będzie mieć... nie... myślała o czerwonej posoce która zawsze znajdzie się w jej ustach, a zaraz potem rozpłynie się po całym jej ciele. To było coś jak hipnoza. Nie docierało do niej nic. A ty byłeś niczym treser lwa który jako jedyny wiedział w jaki sposób wejść do tej klatki bezpiecznie, i wyjść z niej w jednym kawałku.
Uchyliła usta, już czułeś ponownie ten sam oddech. Bałeś się... czuła to, słyszała jak twoje serce bije znacznie szybciej, za to jej... wróciło do swojego normalnego rytmu. Nie musiała walczyć ze sobą, ani tobą.
W końcu jej kły przebiły się przez warstwę twojej skóry, a po twojej dłoni zaczęła delikatnie wyciekać krew. Romka czuła jej słodki smak. Nie był metaliczny, musiała przyznać, że w tej chwili była to najlepsza rzecz jaką miała w swoich ustach. Przez jej głowę przebiegłą nagle myśl, aby znaleźć sposób aby przechować ją gdzieś, aby była zawsze przy niej. Aż nagle przypomniała sobie jak to łatwo się w tym zatracić. Nie chciała pić krwi bo to lubiła... chciała to robić tylko wtedy kiedy to było konieczne. Pragnienie już dawno ustało, ale oderwać się było bardzo trudno. Coraz więcej krwi wlatywało do jej ciała, a z ciała ślizgona na pewno odchodziło coraz więcej sił. I mogło się wydawać, że to koniec, że Esme nie uda się powstrzymać. Uchyliła powieki którego zasłaniały jej zielone oczy... spojrzała na Vena, po czym zebrała wszystkie siły i uwolniła jego nadgarstek. Odsunęła się szybko, i niechcący potknęła się o własne nogi. Wylądowała na ziemi. Na jej ustach znajdowały się teraz plamy krwi, tak samo kawałek podłogi w którym jeszcze przed chwilą dziewczyna stała została naznaczona kilkoma czerwonymi plamami.
Trzeźwe myślenie wracało powoli, a wraz z nim wyrzuty sumienia. Oraz dziwne obrzydzenie do siebie samej.
-V...Ven... j...ja... p...prz...przepraszam- Wyszeptała drżącym głosem. Nie wierzyła w to co właśnie się stało. Nie chciała wierzyć w to, że ona to zrobiła, że była w stanie do tego się posunąć.
-N...- Coś chciała powiedzieć, chciała zaprzeczyć, zrobić co kolwiek aby w końcu ją zostawił, ale coś jej mówiło, że nie będzie to wcale takie oczywiste. A nawet jeżeli tak się stanie, to ona zostanie tutaj uwięziona, albo wpadnie w taki szał, że rozniesie połowę szkoły, i pokąsa każdego kogo tylko spotka. Więc lepiej mieć jednego ugryzionego niż dziesięciu. Nie chciała kosztować jego krwi... ale sam ją ofiarował. Pamiętała jak rozmawiała o tym z Sahirem. "Jeżeli ktoś ofiaruje ci swoją krew"... tak powiedział. Romka chwyciła twój nadgarstek znacznie delikatniej niż zrobiła to za pierwszym razem. No tak... wiedziała, że nie musiała siłą odebrać tobie tego czego tak bardzo pragnęła. Czy myślała teraz o wyrzutach sumienia jakie będzie mieć... nie... myślała o czerwonej posoce która zawsze znajdzie się w jej ustach, a zaraz potem rozpłynie się po całym jej ciele. To było coś jak hipnoza. Nie docierało do niej nic. A ty byłeś niczym treser lwa który jako jedyny wiedział w jaki sposób wejść do tej klatki bezpiecznie, i wyjść z niej w jednym kawałku.
Uchyliła usta, już czułeś ponownie ten sam oddech. Bałeś się... czuła to, słyszała jak twoje serce bije znacznie szybciej, za to jej... wróciło do swojego normalnego rytmu. Nie musiała walczyć ze sobą, ani tobą.
W końcu jej kły przebiły się przez warstwę twojej skóry, a po twojej dłoni zaczęła delikatnie wyciekać krew. Romka czuła jej słodki smak. Nie był metaliczny, musiała przyznać, że w tej chwili była to najlepsza rzecz jaką miała w swoich ustach. Przez jej głowę przebiegłą nagle myśl, aby znaleźć sposób aby przechować ją gdzieś, aby była zawsze przy niej. Aż nagle przypomniała sobie jak to łatwo się w tym zatracić. Nie chciała pić krwi bo to lubiła... chciała to robić tylko wtedy kiedy to było konieczne. Pragnienie już dawno ustało, ale oderwać się było bardzo trudno. Coraz więcej krwi wlatywało do jej ciała, a z ciała ślizgona na pewno odchodziło coraz więcej sił. I mogło się wydawać, że to koniec, że Esme nie uda się powstrzymać. Uchyliła powieki którego zasłaniały jej zielone oczy... spojrzała na Vena, po czym zebrała wszystkie siły i uwolniła jego nadgarstek. Odsunęła się szybko, i niechcący potknęła się o własne nogi. Wylądowała na ziemi. Na jej ustach znajdowały się teraz plamy krwi, tak samo kawałek podłogi w którym jeszcze przed chwilą dziewczyna stała została naznaczona kilkoma czerwonymi plamami.
Trzeźwe myślenie wracało powoli, a wraz z nim wyrzuty sumienia. Oraz dziwne obrzydzenie do siebie samej.
-V...Ven... j...ja... p...prz...przepraszam- Wyszeptała drżącym głosem. Nie wierzyła w to co właśnie się stało. Nie chciała wierzyć w to, że ona to zrobiła, że była w stanie do tego się posunąć.
- Ventus Zabini
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 7:09 pm
Nie ważne ile ona by zaprzeczała, ale on by sobie nie poszedł. Im dalej był od niej, tym bardziej jej szukał. Chciał być przy niej. Ona go przyciągała. Była dla niego jak dla niej krew. Chciał jej i nikt go przed tym nie powstrzyma. Nikt nie mógł na to pozwolić. Nie da się przekonać, że ona jest zła. Patrzył na nią uważnie, a serce nadal nie było spokojne. Bał się, ale to dlatego, że nikt go nigdy nie próbował gryźć. Czuł obawę przed tym. Oparł się o coś, nie do końca orientując o co, jednak nadal wyciągał do niej dłoń, nie szarpał się, ni krzyczał. Jedynie sapnął, gdy poczuł jej kły w nadgarstku. Bolało, ale jak miało nie boleć. Kły dziewczyny były mocne i długie, silne. Starał się nie patrzeć na to co ona robiła. Nie chciał jej kojarzyć w ten sposób, ale nie chciał też jej stracić, dlatego nie mógł pozwolić, aby ktoś dowiedział się o tym kim ona jest. Odchylił głowę do tyłu czując, że robi mu się słabo. No cóż, nie był w dobrej formie, więc to było normalne. Swój ciężar ciała przeniósł na przedmiot za sobą, obraz przed oczami raz się rozmazywał, to znowu w ogóle go nie było, gdy dziewczyna skończyła opadł na ziemię i oddychał ciężko próbując nie tracić przytomności.
To było dziwne uczucie. Starał się nie patrzeć na krew, ani swój nadgarstek. Nie wiedział co miał zrobić z ręką, gdzie ją podziać, schować. Słowa Esme dotarły do niego jak zza grubej ściany. To wszystko go przerosło. Cała ta tajemnica, jego Esme. Patrzył się przed siebie, aż w końcu odważył się na nią spojrzeć. Zobaczył je, zobaczył te dwa, tajemnicze kryształki zieleni. Oczy tej cudownej dziewczyny. Oczy, które śnią mu się po nocy. Odetchnął kilka razy.
- Nie przepraszaj – szepnął słabym tonem.- Nie pozwolę cię skrzywdzić – uśmiechnął się słabo i przysunął się do niej, aby w następnej chwili przytulić ją. Wiedział, że jest cały we krwi i to niebezpieczne, ale co mógł na to poradzić, że nie chciał, aby ta dziewczyna przed nim uciekła kolejny raz? Był w stanie oddać jej całą swoją krew i nawet więcej, ale chciał by była przy nim.
To było dziwne uczucie. Starał się nie patrzeć na krew, ani swój nadgarstek. Nie wiedział co miał zrobić z ręką, gdzie ją podziać, schować. Słowa Esme dotarły do niego jak zza grubej ściany. To wszystko go przerosło. Cała ta tajemnica, jego Esme. Patrzył się przed siebie, aż w końcu odważył się na nią spojrzeć. Zobaczył je, zobaczył te dwa, tajemnicze kryształki zieleni. Oczy tej cudownej dziewczyny. Oczy, które śnią mu się po nocy. Odetchnął kilka razy.
- Nie przepraszaj – szepnął słabym tonem.- Nie pozwolę cię skrzywdzić – uśmiechnął się słabo i przysunął się do niej, aby w następnej chwili przytulić ją. Wiedział, że jest cały we krwi i to niebezpieczne, ale co mógł na to poradzić, że nie chciał, aby ta dziewczyna przed nim uciekła kolejny raz? Był w stanie oddać jej całą swoją krew i nawet więcej, ale chciał by była przy nim.
- Esmeralda Moore
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 7:32 pm
Obietnica ochrony, czy jego naprawdę już do końca pogięło. W sumie mnie jako narratorkę dziwi jedno. To, że Esmeralda jest zdziwiona. Przecież podobne uczucia kierowały nią w chwili kiedy wyszło na jaw, że Sahir jest wampirem. Chociaż zawsze wydawało się jej, że tylko ona jest gotowa do tak głupich posunięć. W jej wypadku było to znacznie bezpieczniejsze... o ile tak można powiedzieć. Znała Sahira, może nie na tyle na ile tego by chciała, ale ta znajomość była dokładniejsza niż jej z Ventusem. A ten mimo wszystko posunął się do czegoś takiego. Nie wiedziała co miała o tym wszystkim myśleć. Czy to była z jego strony odwaga czy może raczej głupota. Co by to nie było uratowało w tej chwili sytuację.
Zadrżała w chwili kiedy poczuła jego ciało przy sobie, jego zapach. Przymknęła delikatnie oczy próbując odgonić od siebie to poczucie winy. Chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy się jej to nie uda. Ta chwila na zawsze zapisze się w jej pamięci, i będzie wracać każdej nocny niczym bumerang.
-Episkey- Wyszeptała cicho, kiedy w jej dłoni już znajdowała się różdżka. Zaklęcie rzuciła na jego dłoń... w miejsce gdzie w tej chwili znajdowały się dwie małe dziurki, które pomimo niewielkich rozmiarów krwawiły całkiem intensywnie. Była dobra w zaklęciach leczący, więc nic dziwnego, że rana zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła. Westchnęła tylko cicho i uwolniła się z jego objęć. Podeszła do zlewu i chwyciła jakąś czystą szmatkę, po czym zamoczyła ją w czystej wodzie. Wróciła do ciebie i uklękła naprzeciwko, chwyciła delikatnie twoją dłoń, i ułożyła na swoich kolanach. Wcierała delikatnie mokrą szmatką plamy krwi, które były jedynym materialnym wspomnieniem tego co właśnie przed chwilą się stało. Nic nie mówiła... bo i co niby miała w tej chwili powiedzieć. To co ślizgon zobaczył było chyba najlepszym wyjaśnieniem tego wszystkiego. Chociaż Esmeralda doskonale wiedziała, że nie uniknie pociągnięcia tego tematu dalej.
-Nikt o tym nie może się dowiedzieć. Nigdy...- Wyszeptała w końcu i przestała na chwilę obmywać ciebie z krwi, tylko po to aby wbić swoje zielone kryształki w twoje oczy. W tej chwili osobowość dziewczyny zmieniła się diametralnie. Była tą samą starą Esmeraldą którą znałeś, ale czy będziesz w stanie patrzeć na nią dalej tak samo jak wtedy na strychu.
Zadrżała w chwili kiedy poczuła jego ciało przy sobie, jego zapach. Przymknęła delikatnie oczy próbując odgonić od siebie to poczucie winy. Chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy się jej to nie uda. Ta chwila na zawsze zapisze się w jej pamięci, i będzie wracać każdej nocny niczym bumerang.
-Episkey- Wyszeptała cicho, kiedy w jej dłoni już znajdowała się różdżka. Zaklęcie rzuciła na jego dłoń... w miejsce gdzie w tej chwili znajdowały się dwie małe dziurki, które pomimo niewielkich rozmiarów krwawiły całkiem intensywnie. Była dobra w zaklęciach leczący, więc nic dziwnego, że rana zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła. Westchnęła tylko cicho i uwolniła się z jego objęć. Podeszła do zlewu i chwyciła jakąś czystą szmatkę, po czym zamoczyła ją w czystej wodzie. Wróciła do ciebie i uklękła naprzeciwko, chwyciła delikatnie twoją dłoń, i ułożyła na swoich kolanach. Wcierała delikatnie mokrą szmatką plamy krwi, które były jedynym materialnym wspomnieniem tego co właśnie przed chwilą się stało. Nic nie mówiła... bo i co niby miała w tej chwili powiedzieć. To co ślizgon zobaczył było chyba najlepszym wyjaśnieniem tego wszystkiego. Chociaż Esmeralda doskonale wiedziała, że nie uniknie pociągnięcia tego tematu dalej.
-Nikt o tym nie może się dowiedzieć. Nigdy...- Wyszeptała w końcu i przestała na chwilę obmywać ciebie z krwi, tylko po to aby wbić swoje zielone kryształki w twoje oczy. W tej chwili osobowość dziewczyny zmieniła się diametralnie. Była tą samą starą Esmeraldą którą znałeś, ale czy będziesz w stanie patrzeć na nią dalej tak samo jak wtedy na strychu.
- Ventus Zabini
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 8:36 pm
Patrzył uważnie na nią, na każdy jej gest. Przez jego ciało przechodziło miliony dreszczy. Były spowodowane tym, że jeszcze nie udało mu się ogarnąć miękkich kończyn. No cóż, nie codziennie jest się pokarmem dla drugiej osoby. Gdy dziewczyna skończyła wycierać krew z jego dłoni przeczesał swoją twarz. Był mocno zmęczony. Miał ochotę iść spać i pomyśleć o tym wszystkim w łóżku, ale z drugiej strony nie chciał zostawiać samej Esme. Bał się, że jak sobie pójdzie to więcej się nie zobaczą.
- Wiem – powiedział cicho.- Nie jestem głupi – mruknął i oparł się o ścianę zamykając oczy.- Nikomu nie powiem…
Chyba naprawdę był głupi, nienormalny, chory! Rozsądek mówił mu, że już dawno powinien każdemu powiedzieć, że Esme jest potworem łaknącym krwi, ale za to jego uczucia i wiedza na temat cyganki sprawiała, że nie miał zamiaru tego robić. Wiedział, że Esme nie chce nikogo zabić, zresztą widział to. Ona nie chciała go zabić, do końca starała się go stąd wypędzić, ale on jest zbyt głupi, aby się posłuchać. Za bardzo chce być przy niej. Wstał na drżących nogach i usiadł do stołu zjadając przy tym kilka zimnych naleśników, które zostały. Patrzył przed siebie i milczał.
- Nie wydam cię – zapewnił jeszcze raz i uśmiechnął się słabo. Ogarnął swoje ubranie i wstał.- Ja już pójdę. Spotkajmy się znowu – powiedział.- Do zobaczenia Esmeraldo.
Wyszedł z kuchni i powoli skierował się do swojego dormitorium. Do nikogo jak zwykle się nie odzywał, ale za to był bardziej zamyślony niż zwykle. Ściągnął przepocone ubrania, które przy tym przesiąkły zapachem krwi i położył się do łóżka zasuwając przy tym kotary.
Tak bardzo nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale za to szybko zasnął. Był bardziej zmęczony niż przez te kilka dni razem wziętych.
[z/t x 2]
- Wiem – powiedział cicho.- Nie jestem głupi – mruknął i oparł się o ścianę zamykając oczy.- Nikomu nie powiem…
Chyba naprawdę był głupi, nienormalny, chory! Rozsądek mówił mu, że już dawno powinien każdemu powiedzieć, że Esme jest potworem łaknącym krwi, ale za to jego uczucia i wiedza na temat cyganki sprawiała, że nie miał zamiaru tego robić. Wiedział, że Esme nie chce nikogo zabić, zresztą widział to. Ona nie chciała go zabić, do końca starała się go stąd wypędzić, ale on jest zbyt głupi, aby się posłuchać. Za bardzo chce być przy niej. Wstał na drżących nogach i usiadł do stołu zjadając przy tym kilka zimnych naleśników, które zostały. Patrzył przed siebie i milczał.
- Nie wydam cię – zapewnił jeszcze raz i uśmiechnął się słabo. Ogarnął swoje ubranie i wstał.- Ja już pójdę. Spotkajmy się znowu – powiedział.- Do zobaczenia Esmeraldo.
Wyszedł z kuchni i powoli skierował się do swojego dormitorium. Do nikogo jak zwykle się nie odzywał, ale za to był bardziej zamyślony niż zwykle. Ściągnął przepocone ubrania, które przy tym przesiąkły zapachem krwi i położył się do łóżka zasuwając przy tym kotary.
Tak bardzo nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale za to szybko zasnął. Był bardziej zmęczony niż przez te kilka dni razem wziętych.
[z/t x 2]
- Kelly McCarthy
Re: Kuchnia
Wto Paź 13, 2015 7:28 pm
Minęło zaledwie kilka godzin od wstania z łóżka, a ona już miała dosyć dzisiejszego dnia. Czemu do cholery w tym zamku nic się nie działo? Wszędzie tylko migdalące się pary, uczniowie z nosem w książkach, albo reszta krzątająca się bez celu. Ona raczej zaliczała się do tej trzeciej grupy. Nigdy nie wiedziała dokąd zaprowadzą ją nogi. Nie lubiła siedzieć bezczynnie i nie robić ze swoim życiem kompletnie nic. Gdyby tylko miała możliwość sklonowania swojej osoby, byłaby dosłownie wszędzie!
Jeden korytarz za drugim, potem kolejny zaułek, puste sale, wreszcie dotarła do miejsca, które ją zaciekawiło. Kuchnia! Może uda jej się podkraść trochę smakołyków... Skrzaty w końcu miały masę innej roboty niż tylko pilnować kto i po co się tu zakrada. Zawsze mogła wytłumaczyć się brakiem... Czy ja wiem? Cukru w wielkiej sali?
Związała włosy w wysoki kucyk mniej-więcej na środku głowy, aby nie plątały się przy nielegalnych poszukiwaniach słodyczy, które mogłaby upchać do torby i przemycić do dormitorium. Żadko kiedy łamała regulamin, a jeżeli już to robiła, to tylko w sprawach wyższej rangi! Na przykład takiej jak ta!
Ryzykowała więcej niż życiem - w końcu szlaban u ukochanego Filcha, nigdy nie kończył się kolorowo i trudno było się po takim przeżyciu pozbierać. Zwykle kazał czyścić męskie toalety, albo wycierać jakieś bibeloty w nieużywanych salach. Wzdrygnęła się na samą myśl zakładania gumowych rękawic i szorowania pisuarów, w końcu mężczyźni byli znani z tego, że nie są z reguły czystymi stworzeniami...
Uchyliła drzwi, powoli wsuwając głowę do środka, aby obadać sytuację. Było pusto?
Przynajmniej na pierwszy rzut oka, także bez większych ceregieli wpakowała się do środka, aby trochę poszperać. Wszystkie szafki i szafeczki od razu poleciały w ruch.
- A to co? - zmarszczyła brwi, kiedy jej oczom ukazała się cała masa słoików i słoiczków wypełnionych przeróżnymi maziami. Złapała za jeden z nich przyglądając mu się z niesamowitą ciekawością, z miną co najmniej jakby zobaczyła Atlantydę.
Jeden korytarz za drugim, potem kolejny zaułek, puste sale, wreszcie dotarła do miejsca, które ją zaciekawiło. Kuchnia! Może uda jej się podkraść trochę smakołyków... Skrzaty w końcu miały masę innej roboty niż tylko pilnować kto i po co się tu zakrada. Zawsze mogła wytłumaczyć się brakiem... Czy ja wiem? Cukru w wielkiej sali?
Związała włosy w wysoki kucyk mniej-więcej na środku głowy, aby nie plątały się przy nielegalnych poszukiwaniach słodyczy, które mogłaby upchać do torby i przemycić do dormitorium. Żadko kiedy łamała regulamin, a jeżeli już to robiła, to tylko w sprawach wyższej rangi! Na przykład takiej jak ta!
Ryzykowała więcej niż życiem - w końcu szlaban u ukochanego Filcha, nigdy nie kończył się kolorowo i trudno było się po takim przeżyciu pozbierać. Zwykle kazał czyścić męskie toalety, albo wycierać jakieś bibeloty w nieużywanych salach. Wzdrygnęła się na samą myśl zakładania gumowych rękawic i szorowania pisuarów, w końcu mężczyźni byli znani z tego, że nie są z reguły czystymi stworzeniami...
Uchyliła drzwi, powoli wsuwając głowę do środka, aby obadać sytuację. Było pusto?
Przynajmniej na pierwszy rzut oka, także bez większych ceregieli wpakowała się do środka, aby trochę poszperać. Wszystkie szafki i szafeczki od razu poleciały w ruch.
- A to co? - zmarszczyła brwi, kiedy jej oczom ukazała się cała masa słoików i słoiczków wypełnionych przeróżnymi maziami. Złapała za jeden z nich przyglądając mu się z niesamowitą ciekawością, z miną co najmniej jakby zobaczyła Atlantydę.
- Irytek
Re: Kuchnia
Wto Paź 13, 2015 8:04 pm
A skoro o szwendających się bez celu stworzeniach już mowa...
- ALE MI NUDNO! - wydarł się w powietrze, pamiętając jak setki lat temu jego krzyk był jedynie piskiem niesionym przez powietrze, kiedy nawet słów nie potrafił przełożyć na ludzki język. Wtedy cieszył się jak ktokolwiek zwrócił na o uwagę, nawet, jeśli przypisywali dziwne odgłosy skrzypiącej podłodze czy zamkowym szkodnikom. Dziś mógł wyrażać swoje niezadowolenie głośno i wyraźnie, pewien, iż wszyscy których jego narzekania sięgną, będą wiedzieć z kim mają do czynienia. - Nudno... Jak zwykle. - nadął policzki i zrobił obrażoną minę, wisząc do góry nogami w powietrzu. Chciał doprawić desery, ale już tak bardzo się tego po nim spodziewano, że niewiele osób odważało się sięgnąć po pudding czy szarlotkę. Uznał, że powstrzyma się na jakiś czas, niech stracą czujność. U niego chwila potrafiła trwać całe wieki, ale siedem lat wystarczyło by rotacja wśród uczniów zrobiła pełne koło i dała mu całkowicie nową publiczność na stare zagrywki. Nad nowymi wciąż rozmyślał. "Hm...?" Wyczuł kogoś w pobliżu i zniknął, z zaciekawieniem przyglądając się poczynaniom krukonki. Musiała nie słyszeć jego zawodzeń, gdyż rządziła się jakby była u siebie, dotykając wszystkiego co wpadło jej w oko, wciskając nos do każdego kąta. Gdy w jej drobnych dłoniach spoczął ciężki słój z przezroczysto-zielonkawą mazią, Irytek pojawił się z drugiej strony, tak by pierwszym co dziewczynka ujrzy były czerwone ślepia zza szkła.
- BU! - burknął na powitanie z niecnym uśmieszkiem, który nigdy nie zapowiadał nic dobrego.
- ALE MI NUDNO! - wydarł się w powietrze, pamiętając jak setki lat temu jego krzyk był jedynie piskiem niesionym przez powietrze, kiedy nawet słów nie potrafił przełożyć na ludzki język. Wtedy cieszył się jak ktokolwiek zwrócił na o uwagę, nawet, jeśli przypisywali dziwne odgłosy skrzypiącej podłodze czy zamkowym szkodnikom. Dziś mógł wyrażać swoje niezadowolenie głośno i wyraźnie, pewien, iż wszyscy których jego narzekania sięgną, będą wiedzieć z kim mają do czynienia. - Nudno... Jak zwykle. - nadął policzki i zrobił obrażoną minę, wisząc do góry nogami w powietrzu. Chciał doprawić desery, ale już tak bardzo się tego po nim spodziewano, że niewiele osób odważało się sięgnąć po pudding czy szarlotkę. Uznał, że powstrzyma się na jakiś czas, niech stracą czujność. U niego chwila potrafiła trwać całe wieki, ale siedem lat wystarczyło by rotacja wśród uczniów zrobiła pełne koło i dała mu całkowicie nową publiczność na stare zagrywki. Nad nowymi wciąż rozmyślał. "Hm...?" Wyczuł kogoś w pobliżu i zniknął, z zaciekawieniem przyglądając się poczynaniom krukonki. Musiała nie słyszeć jego zawodzeń, gdyż rządziła się jakby była u siebie, dotykając wszystkiego co wpadło jej w oko, wciskając nos do każdego kąta. Gdy w jej drobnych dłoniach spoczął ciężki słój z przezroczysto-zielonkawą mazią, Irytek pojawił się z drugiej strony, tak by pierwszym co dziewczynka ujrzy były czerwone ślepia zza szkła.
- BU! - burknął na powitanie z niecnym uśmieszkiem, który nigdy nie zapowiadał nic dobrego.
- Kelly McCarthy
Re: Kuchnia
Wto Paź 13, 2015 8:14 pm
Wzdrygnęła się i pierwsze co przyszło jej na myśl, było rzucenie w niego słoikiem, który miała w dłoniach. Reakcja obronna na strach, to w jej przypadku atak. Niekoniecznie przemyślany i skuteczny. Odsunęła się od niego o jakieś dwa kroki mrużąc oczy. Słoik z głośnym trzaskiem oczywiście rozbił się o jedną z szafek powodując niemały bałagan. A maź, która była w środku jak się okazało nie pachniała zbyt przyjemnie.
- Niech cię... - mruknęła do niego cicho i opadła się o wyspę kuchenną z ciężkim oddechem, conajmniej, jakby przebiegła kilkukilometrowy maraton życia.
- Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś przestał nadużywać swoich super-mocy. - dodała, kiedy w końcu pozbierała myśli. Oczywiście, że znała Irytka - a kto go nie znał? To było dopiero dobre pytanie. Każdy uczeń, który był w tej szkole słyszał chociaż jedną ciekawą historię na jego temat. Jego postać była na tyle rozpoznawalna, że każdy wolał raczej unikać jak wcześniej wspomniano chociażby głupich deserów. Miała przyjemność się z takim już spotkać.
Były to zwykłe lody waniliowe, ale jakież było jej zdziwienie, kiedy zamiast smakować niesamowicie słodko, już po pierwszym kęsie człowiek wypłakał cały ocean, po czym wypił znów tyle samo.
Chociaż... Z dwojga złego lepiej w tę stronę. Wolała spotkać Irytka, niż błąkającego się Filcha czy tę jego wypłoszkę... Jak jej tam? W każdym razie kochała koty, ale tego małego włochatego donosiciela nienawidziła.
- To zostanie między nami? - uniosła obie brwi i spojrzała na niego błagalnie, miała na myśli oczywiście jej pobyt tutaj.
- Niech cię... - mruknęła do niego cicho i opadła się o wyspę kuchenną z ciężkim oddechem, conajmniej, jakby przebiegła kilkukilometrowy maraton życia.
- Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś przestał nadużywać swoich super-mocy. - dodała, kiedy w końcu pozbierała myśli. Oczywiście, że znała Irytka - a kto go nie znał? To było dopiero dobre pytanie. Każdy uczeń, który był w tej szkole słyszał chociaż jedną ciekawą historię na jego temat. Jego postać była na tyle rozpoznawalna, że każdy wolał raczej unikać jak wcześniej wspomniano chociażby głupich deserów. Miała przyjemność się z takim już spotkać.
Były to zwykłe lody waniliowe, ale jakież było jej zdziwienie, kiedy zamiast smakować niesamowicie słodko, już po pierwszym kęsie człowiek wypłakał cały ocean, po czym wypił znów tyle samo.
Chociaż... Z dwojga złego lepiej w tę stronę. Wolała spotkać Irytka, niż błąkającego się Filcha czy tę jego wypłoszkę... Jak jej tam? W każdym razie kochała koty, ale tego małego włochatego donosiciela nienawidziła.
- To zostanie między nami? - uniosła obie brwi i spojrzała na niego błagalnie, miała na myśli oczywiście jej pobyt tutaj.
- Irytek
Re: Kuchnia
Wto Paź 13, 2015 8:57 pm
Oczekiwał raczej pisku i upadku słoju na podłogę, ale taka reakcja była równie, jeśli nie bardziej, zabawna.
- Niech mnie co? - zapytał z szerokim uśmiechem, szczerząc się niczym bajkowy kot z Cheshire. Oczywiście wiedział co nastolatka miała na myśli, ale lubował się w ciągnięciu takich przekomarzań, był mistrzem w rozmowach o niczym, wypytywaniu o każdą pierdołę i doprowadzania do szewskiej pasji. To były dziedziny w których szkolił się nieustannie od wielu setek lat. - Nie mam pojęcia jakie super moce masz na myśli... - zniknął, aby zmaterializować się tuż obok niej, opierając o jej ciało z nonszalancją i rozbawieniem. Bez pytania zaczął grzebać jej po kieszeniach, szukając skarbów, zabawek, czegokolwiek co mógłby podwędzić, czy zepsuć. Miał znakomity nastrój. Gdy poprosiła o dochowanie tajemnicy, zaśmiał się jedynie pod nosem, kręcąc głową z niedowierzania. Czy była aż tak naiwna? - Nie masz nic ciekawego, ale zgaduję, że właśnie po to tu przyszłaś; by napełnić sobie kieszenie. - zerknął na nią badawczo, siadając w powietrzu po turecku. - Nie wiesz, że to nieładnie? Gdyby Dumbledore się o tym dowiedział... - To pewnie miałby to gdzieś, bo ma gorsze rzeczy na głowie. Ale rozmawiał z dzieckiem Ravenclawu, a one słynęły z grzeczności, potulności i ogólnego kujoństwa. Miał co najmniej pięćdziesiąt procent szansy na wystraszenie małolaty wzmianka o dyrektorze i konsekwencjach.
- Niech mnie co? - zapytał z szerokim uśmiechem, szczerząc się niczym bajkowy kot z Cheshire. Oczywiście wiedział co nastolatka miała na myśli, ale lubował się w ciągnięciu takich przekomarzań, był mistrzem w rozmowach o niczym, wypytywaniu o każdą pierdołę i doprowadzania do szewskiej pasji. To były dziedziny w których szkolił się nieustannie od wielu setek lat. - Nie mam pojęcia jakie super moce masz na myśli... - zniknął, aby zmaterializować się tuż obok niej, opierając o jej ciało z nonszalancją i rozbawieniem. Bez pytania zaczął grzebać jej po kieszeniach, szukając skarbów, zabawek, czegokolwiek co mógłby podwędzić, czy zepsuć. Miał znakomity nastrój. Gdy poprosiła o dochowanie tajemnicy, zaśmiał się jedynie pod nosem, kręcąc głową z niedowierzania. Czy była aż tak naiwna? - Nie masz nic ciekawego, ale zgaduję, że właśnie po to tu przyszłaś; by napełnić sobie kieszenie. - zerknął na nią badawczo, siadając w powietrzu po turecku. - Nie wiesz, że to nieładnie? Gdyby Dumbledore się o tym dowiedział... - To pewnie miałby to gdzieś, bo ma gorsze rzeczy na głowie. Ale rozmawiał z dzieckiem Ravenclawu, a one słynęły z grzeczności, potulności i ogólnego kujoństwa. Miał co najmniej pięćdziesiąt procent szansy na wystraszenie małolaty wzmianka o dyrektorze i konsekwencjach.
- Kelly McCarthy
Re: Kuchnia
Wto Paź 13, 2015 9:12 pm
Zmarszczyła brwi, jednak na jej usta wpełzł mały uśmieszek, który za wszelką cenę starała się ukryć próbując zacisnąć usta.
- Szlag, cholera, niech, cię, szlag! - wydukała słowo po słowie robiąc między nimi teatralne przerwy. Zaśmiała się cicho, kiedy wsadził łapska do jej kieszeni. Nie znajdzie tam nic ciekawego, tego była pewna, ale rozbawiło ją takie... Zachowanie, nie przywykła do tego, że ktoś ot tak bez pytania moze robić takie rzeczy. Mimo to, wcale nie była oburzona ani zła.
- Gdyby Dumbledore się o tym dowiedział, dałby mi szlaban, a ty pomagałbyś mi czyścić toalety. - wyszczerzyła rząd białych zębów w uśmiechu pełnym zadowolenia. Cóż... Wiedziała, że Irytek i tak by jej w niczym nie pomógł, ale postanowiła grać twardą. W końcu nie na takich rzeczach ją przyłapywano... Przypomnijmy ostatnią sytuację z Christianem i Profesor McGonagall... To dopiero było okropnie niezręczne i dwuznaczne, mimo że wszystko wyszło przez zupełny przypadek. Irytek był jedną z bardziej pozytywnych postaci jaką miała okazję spotkać przez ostatnie dni, które były okropnie ponure i wszystkich wprawiały w melancholijny nastrój.
- Szlag, cholera, niech, cię, szlag! - wydukała słowo po słowie robiąc między nimi teatralne przerwy. Zaśmiała się cicho, kiedy wsadził łapska do jej kieszeni. Nie znajdzie tam nic ciekawego, tego była pewna, ale rozbawiło ją takie... Zachowanie, nie przywykła do tego, że ktoś ot tak bez pytania moze robić takie rzeczy. Mimo to, wcale nie była oburzona ani zła.
- Gdyby Dumbledore się o tym dowiedział, dałby mi szlaban, a ty pomagałbyś mi czyścić toalety. - wyszczerzyła rząd białych zębów w uśmiechu pełnym zadowolenia. Cóż... Wiedziała, że Irytek i tak by jej w niczym nie pomógł, ale postanowiła grać twardą. W końcu nie na takich rzeczach ją przyłapywano... Przypomnijmy ostatnią sytuację z Christianem i Profesor McGonagall... To dopiero było okropnie niezręczne i dwuznaczne, mimo że wszystko wyszło przez zupełny przypadek. Irytek był jedną z bardziej pozytywnych postaci jaką miała okazję spotkać przez ostatnie dni, które były okropnie ponure i wszystkich wprawiały w melancholijny nastrój.
- Irytek
Re: Kuchnia
Sro Paź 14, 2015 7:42 am
Cóż za okropne słownictwo! Z biegiem lat nastolatki w tej, jakby nie patrzeć, dosyć elitarnej szkole robiły się coraz bardziej dzikie i niepoprawne. Kiedyś za taki język kazano by im rzuć kostkę mydła! Iryś już wiedział, że nie wytrwa w swoim wcześniejszym postanowieniu i następny posiłek Kelly będzie nadziewany płynem do naczyń. Na samą myśl poszerzył swój nienaturalnie szeroki uśmiech, nie spuszczając z niej pogodnego spojrzenia.
- Sprawy klozetowe zostawiam Marcie i Filchowi, są ekspertami w wykonywaniu żmudnych, brudnych prac przy akompaniamencie własnych jęków i zawodzeń. - tym razem sięgnął do własnej kieszeni z której wyjął kolorowego lizaka, wciąż w oryginalnym opakowaniu z Miodowego Królestwa. Któreś dziecko musiało właśnie obchodzić się smakiem, podczas, gdy rudy poltergeist analizował kolorowe paseczki na zawijanym cudeńku. - Jaka szkoda, że nie znajdziesz takich łakoci tutaj, w kuchni. Skrzaty wszystko co najlepsze chowają w sobie tylko znanych miejscach. I mnie, rzecz jasna. - zerknął na nią triumfalnie. - Ja znam tu każdy kąt.
- Sprawy klozetowe zostawiam Marcie i Filchowi, są ekspertami w wykonywaniu żmudnych, brudnych prac przy akompaniamencie własnych jęków i zawodzeń. - tym razem sięgnął do własnej kieszeni z której wyjął kolorowego lizaka, wciąż w oryginalnym opakowaniu z Miodowego Królestwa. Któreś dziecko musiało właśnie obchodzić się smakiem, podczas, gdy rudy poltergeist analizował kolorowe paseczki na zawijanym cudeńku. - Jaka szkoda, że nie znajdziesz takich łakoci tutaj, w kuchni. Skrzaty wszystko co najlepsze chowają w sobie tylko znanych miejscach. I mnie, rzecz jasna. - zerknął na nią triumfalnie. - Ja znam tu każdy kąt.
- Kelly McCarthy
Re: Kuchnia
Sro Paź 14, 2015 12:52 pm
Odwzajemniła jego uśmiech, chociaż jej wydawał się być o połowę mniejszy. Zawsze zastanawiała ją jego postać. Nigdy jakoś nie miała okazji się na niego natknąć, cóż... Aż do dzisiejszego dnia, jednak nie taki był jej plan.
- Jednak zdarza się, że to uczniowie im w tym pomagają. - pokiwała głową. Na wspomnienie o opowiesiach swojej współlokatorki wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Znała sporo ludzi, którzy uwielbiali psocić, chociaż nie zawsze im to wychodziło.
- Irytku... - zamrugała do niego aktorsko i złożyła dłonie jak do modlitwy. - Pomóż mi, a obiecuję, że się odwdzięczę! - jeszcze nie miała pojęcia jak to zrobi, ale jedno było pewne - nigdy nie rzucała słów na wiatr. Kiedy coś powiedziała, dotrzymywała słowa, chociaż niekiedy sporo ją to kosztowało. Obróciła się w okół własnej osi, aby zobaczyć czy sama nie dałaby rady znaleźć tego, czego szuka, ale gdy tylko dojrzała ile szafek i pojemników znajduje się w pomieszczeniu westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Jednak zdarza się, że to uczniowie im w tym pomagają. - pokiwała głową. Na wspomnienie o opowiesiach swojej współlokatorki wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Znała sporo ludzi, którzy uwielbiali psocić, chociaż nie zawsze im to wychodziło.
- Irytku... - zamrugała do niego aktorsko i złożyła dłonie jak do modlitwy. - Pomóż mi, a obiecuję, że się odwdzięczę! - jeszcze nie miała pojęcia jak to zrobi, ale jedno było pewne - nigdy nie rzucała słów na wiatr. Kiedy coś powiedziała, dotrzymywała słowa, chociaż niekiedy sporo ją to kosztowało. Obróciła się w okół własnej osi, aby zobaczyć czy sama nie dałaby rady znaleźć tego, czego szuka, ale gdy tylko dojrzała ile szafek i pojemników znajduje się w pomieszczeniu westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Irytek
Re: Kuchnia
Sro Paź 14, 2015 4:14 pm
Tak, oczywiście, że uczniowie pomagali, bo któż by wzgardził darmową siłą roboczą? Oczywiście w świecie magii wystarczyło jedno zaklęcie by utrzymać zamek w nienagannym porządku, jednak ze względu na charłactwo, powstawało zapotrzebowanie na prostą, stałą i przede wszystkim niemagiczną pracę. Filch od rana do wieczora zasuwał z miotłą, a i tak co drugi kąt był usyfiony. Hartowanie młodzieży czyszczeniem kibli czy myciem okien bez użycia różdżek określano mianem kary, ale pomagało zachować Hogwart na jakimś poziomie sanitarnym, nie odchodząc od niepisanej zasady niestosowania w tym szczytnym celu czarów.
- Hmmm? - uniósł brew, gdy wypowiedziała jego imię i spojrzała rozbrajającym wzrokiem szczeniaka. Mogła sama poszukać przekąsek, ale najwidoczniej zrozumiała, że jej szanse nie były za wielkie, a on dysponował wiedzą za którą gotowa było zapłacić. Tylko jak? - A co TY możesz zaoferować MNIE? - roześmiał się, choć musiał przyznać, że taka propozycja mocno go zaintrygowała. Lubił wszystko co nowe, a Kelly była chyba pierwszą osobą, która próbowała go przekupywać czy się z nim targować. Zazwyczaj czarodzieje zadzierali nosy i kazali innym istotom z magicznego świata podporządkować się im, zabierając wszystko co chcieli siła lub podstępem. Wielokrotnie próbowano Irytka wyrzucić, zniszczyć, zegzorcyzmować, albo chociaż przeganiać z miejsca na miejsce. Grożono mu (choć na marne), ale żeby proponować nagrodę? Był gotów wysłuchać propozycji krukoneczki.
- Hmmm? - uniósł brew, gdy wypowiedziała jego imię i spojrzała rozbrajającym wzrokiem szczeniaka. Mogła sama poszukać przekąsek, ale najwidoczniej zrozumiała, że jej szanse nie były za wielkie, a on dysponował wiedzą za którą gotowa było zapłacić. Tylko jak? - A co TY możesz zaoferować MNIE? - roześmiał się, choć musiał przyznać, że taka propozycja mocno go zaintrygowała. Lubił wszystko co nowe, a Kelly była chyba pierwszą osobą, która próbowała go przekupywać czy się z nim targować. Zazwyczaj czarodzieje zadzierali nosy i kazali innym istotom z magicznego świata podporządkować się im, zabierając wszystko co chcieli siła lub podstępem. Wielokrotnie próbowano Irytka wyrzucić, zniszczyć, zegzorcyzmować, albo chociaż przeganiać z miejsca na miejsce. Grożono mu (choć na marne), ale żeby proponować nagrodę? Był gotów wysłuchać propozycji krukoneczki.
- Kelly McCarthy
Re: Kuchnia
Sro Paź 14, 2015 4:26 pm
Zacisnęła usta w cienką kreskę mocno się skupiając na tym co powinna teraz powiedzieć... Bo co można zaproponować komuś, kto wie wszystko, widział wszystko i jak czegoś pragnie, to najnormalniej w świecie może to dostać. No cóż, może nie wszystko, ale... W większości.
- A co mogłabym dla ciebie zrobić? - przekręciła głowę, jak mała dziewczynka, która prosi mamę o nową zabawkę, w chorym przekonaniu, że musi ją mieć, natychmiast, tu i teraz.
Zapewne gdyby było trzeba zaczęłaby tupać nogami i piszczeć z rozżalenia, aby w końcu przystał na jej propozycję. W końcu takie knowania z Irytkiem, to coś... Niecodziennego. To chyba był dobry dzień! O ile on będzie w ogóle chciał jej pomóc. Miała cichą nadzieję, że w tym momencie tylko i wyłącznie się z nią droczy, a w ostateczności się zgodzi jej pomóc.
- Jestem tylko prostym... - poszukała w głowie odpowiedniego stwierdzenia, co zajęło jej dłuższą chwilę. - Człowiekiem, który bardzo się cieszy, że wpadł właśnie na ciebie! - gdyby tylko mogła, zapewne dźgnęłaby go w ramię albo w brzuch, ale postanowiła nie próbować, bo niestety zdawała sobie sprawę, że każda jej próba spełźnie na niczym.
Uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej i zaczęła się bujać na boki przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę zniecierpliwiona. Mimo, że zastanawiał się zaledwie chwile, jej ciągnęło się to w nieskończoność.
- A co mogłabym dla ciebie zrobić? - przekręciła głowę, jak mała dziewczynka, która prosi mamę o nową zabawkę, w chorym przekonaniu, że musi ją mieć, natychmiast, tu i teraz.
Zapewne gdyby było trzeba zaczęłaby tupać nogami i piszczeć z rozżalenia, aby w końcu przystał na jej propozycję. W końcu takie knowania z Irytkiem, to coś... Niecodziennego. To chyba był dobry dzień! O ile on będzie w ogóle chciał jej pomóc. Miała cichą nadzieję, że w tym momencie tylko i wyłącznie się z nią droczy, a w ostateczności się zgodzi jej pomóc.
- Jestem tylko prostym... - poszukała w głowie odpowiedniego stwierdzenia, co zajęło jej dłuższą chwilę. - Człowiekiem, który bardzo się cieszy, że wpadł właśnie na ciebie! - gdyby tylko mogła, zapewne dźgnęłaby go w ramię albo w brzuch, ale postanowiła nie próbować, bo niestety zdawała sobie sprawę, że każda jej próba spełźnie na niczym.
Uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej i zaczęła się bujać na boki przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę zniecierpliwiona. Mimo, że zastanawiał się zaledwie chwile, jej ciągnęło się to w nieskończoność.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach