- Kyohei Takano
Re: Kuchnia
Sob Cze 06, 2015 11:38 pm
Chłopak w końcu zabrał rękę spod zimnej wody i owinął ją w jakąś ścierkę pierwszą brzegu.
-Cóż, jeżeli nie masz zamiaru ich otruć to mogę zjeść- Powiedział i zasiadł na krześle przy stole. On też był głodny, i pierwotnym planem było przyjść tutaj coś zjeść, ale przez ten szereg różnych zdarzeń najnormalniej w świecie o tym zapomniał.
-I nie widać. Po samych składnikach ciężko stwierdzić co się chce zrobić- Wspomniałam już, że Kyo był chujowy z eliksirów? no to tutaj jest to potwierdzenie. Po samych składnikach nigdy nie potrafił odgadnąć co kto chce zrobić. Z resztą zawsze uczenie się składników tych eliksirów wydawało mu się być naprawdę głupie. Przecież potem w dorosłym życiu nie muszą tego znać na pamięć. Sięgają do książki i mają już wszystko jak na dłoni. No, ale nauczyciele zawsze lubili przebarwiać tą naszą rzeczywistość. Aż chwilami sam chłopak zastanawiał się nad tym czy wiedzą jak wygląda normalne życie. Chociaż pewnie by tak nie było gdyby się z nimi dobrze dogadywał. W tej szkole nie było ani jednego nauczyciela który by miał o nim dobre zdanie, ale czy mu na tym jakoś specjalnie zależało. Był wyrzutkiem, od zawsze nim był, więc dlaczego miał udowadniać innym, że jest inaczej. Jeżeli ktoś chce w coś wierzyć, to on może się dwoić i troić a i tak nie przekona danej jednostki.
-Pierwszy raz widzę aby czarownica wolała sama coś ugotować niż wykorzystać skrzata- W tej szkole z reguły wszyscy prosili skrzaty, a tutaj proszę, jak widać życie jest pełne niespodzianek.
-Cóż, jeżeli nie masz zamiaru ich otruć to mogę zjeść- Powiedział i zasiadł na krześle przy stole. On też był głodny, i pierwotnym planem było przyjść tutaj coś zjeść, ale przez ten szereg różnych zdarzeń najnormalniej w świecie o tym zapomniał.
-I nie widać. Po samych składnikach ciężko stwierdzić co się chce zrobić- Wspomniałam już, że Kyo był chujowy z eliksirów? no to tutaj jest to potwierdzenie. Po samych składnikach nigdy nie potrafił odgadnąć co kto chce zrobić. Z resztą zawsze uczenie się składników tych eliksirów wydawało mu się być naprawdę głupie. Przecież potem w dorosłym życiu nie muszą tego znać na pamięć. Sięgają do książki i mają już wszystko jak na dłoni. No, ale nauczyciele zawsze lubili przebarwiać tą naszą rzeczywistość. Aż chwilami sam chłopak zastanawiał się nad tym czy wiedzą jak wygląda normalne życie. Chociaż pewnie by tak nie było gdyby się z nimi dobrze dogadywał. W tej szkole nie było ani jednego nauczyciela który by miał o nim dobre zdanie, ale czy mu na tym jakoś specjalnie zależało. Był wyrzutkiem, od zawsze nim był, więc dlaczego miał udowadniać innym, że jest inaczej. Jeżeli ktoś chce w coś wierzyć, to on może się dwoić i troić a i tak nie przekona danej jednostki.
-Pierwszy raz widzę aby czarownica wolała sama coś ugotować niż wykorzystać skrzata- W tej szkole z reguły wszyscy prosili skrzaty, a tutaj proszę, jak widać życie jest pełne niespodzianek.
- Hestia Jones
Re: Kuchnia
Nie Cze 07, 2015 12:38 pm
Fakt, że chłopakowi wydawało się, że ktoś taki jak Hes mógłby go otruć, nieźle ją rozśmieszył. Nawet gdyby chciała nie potrafiłaby tak przyrządzić jedzenia, żeby komuś miało zaszkodzić. Akurat gotować potrafiła nieźle i tego nikt jej nie odmówi. A poza tym... halo! przecież ona też będzie te naleśniki jeść, prawda?
Nadal z uśmiechem na twarzy, przewróciła na drugą stronę pierwszego naleśnika i po kilku chwilach dosłownie zrzuciła go z patelni na talerzyk.
- Ale chyba patelnia i chochla wyjaśnia wszystko. A przynajmniej to, że to będą jakiego rodzaju placki. - wytłumaczyła i zabrała się za robienie kolejnej porcji. - Z dżemem dla pana? - spytała po chwili, podnosząc mały słoiczek z wiśniową konfiturą.
Eliksiry były całkiem inne niż gotowanie. Jeśli chodziło o pichcenie w kuchni można było eksperymentować, mieszać ze sobą niemal każde składniki, a efekty naprawdę mogły powalać. Przy warzeniu mikstur to by nie przeszło. Są ściśle przyjęte składniki i trzeba trzymać się przepisu, jeśli chce się żeby wyszło to co ma wyjść. Dlatego po składnikach można było poznać eliksir ale nie zawsze wychodziło to przy gotowaniu.
Usłyszawszy słowa Puchona, spojrzała w jego stronę jakby chciała upewnić się czy mówi poważnie i uśmiechnęła się znacząco.
- Poważnie? Żadna tak nie robi? Ja po prostu lubię gotować, więc po co mam zawracać głowę skrzatom, jeśli mogę to zrobić sama - powiedziała.
Nadal z uśmiechem na twarzy, przewróciła na drugą stronę pierwszego naleśnika i po kilku chwilach dosłownie zrzuciła go z patelni na talerzyk.
- Ale chyba patelnia i chochla wyjaśnia wszystko. A przynajmniej to, że to będą jakiego rodzaju placki. - wytłumaczyła i zabrała się za robienie kolejnej porcji. - Z dżemem dla pana? - spytała po chwili, podnosząc mały słoiczek z wiśniową konfiturą.
Eliksiry były całkiem inne niż gotowanie. Jeśli chodziło o pichcenie w kuchni można było eksperymentować, mieszać ze sobą niemal każde składniki, a efekty naprawdę mogły powalać. Przy warzeniu mikstur to by nie przeszło. Są ściśle przyjęte składniki i trzeba trzymać się przepisu, jeśli chce się żeby wyszło to co ma wyjść. Dlatego po składnikach można było poznać eliksir ale nie zawsze wychodziło to przy gotowaniu.
Usłyszawszy słowa Puchona, spojrzała w jego stronę jakby chciała upewnić się czy mówi poważnie i uśmiechnęła się znacząco.
- Poważnie? Żadna tak nie robi? Ja po prostu lubię gotować, więc po co mam zawracać głowę skrzatom, jeśli mogę to zrobić sama - powiedziała.
- Kyohei Takano
Re: Kuchnia
Nie Cze 07, 2015 6:22 pm
Kyo popatrzy na dziewczynę jak co najmniej chorą psychicznie.
-Dziewczyno, ja kompletnie nie znam się na kuchni. A i w rękach kobiety nawet tak banalne przedmioty jak te mogą znaleźć zupełnie inne zastosowanie niż było nadane im pierwotnie.- Mruknął i zmierzył wzrokiem patelnie i chochelkę z piekła rodem.
-I uwierz, nie mam tutaj wcale na myśli gotowania- To była prawda, kobiety potrafiły zrobić broń dosłownie z każdego, nawet najmniejszego przedmiotu. Azjata już dawno się nauczył, że nawet zwykła wsuwka do włosów może okazać się śmiercionośnym narzędziem zagłady. A w najlepszej sytuacji, może nią komuś wydłubać oko.
-Może być...- Powiedział i oparł głowę o stół. Był głodny, i to nawet bardzo. I pewnie fakt, że dziewczyna wzięła się za gotowanie, był tym czynnikiem który sprawiał, że chłopak nadal jeszcze prowadził z nią jakieś konwersacje. Chociaż tak naprawdę wcale nie miał na to ochoty, ale z drugiej strony, wiedział, że ona nie jest kimś kogo da się łatwo przepłoszyć.
-Z jakiego ty domu w zasadzie jesteś?- Zapytał się zaciekawiony. Cóż w sumie, każdy normalny człowiek najpewniej zapytał się najpierw o imię, ale w tej chwili było mu to kompletnie nie potrzebne, bowiem nie miał głowy do imion. I tak by je zapomniał wcześniej czy później. Tak samo jak tej rudej "Pani Prefekt" tak na marginesie był ciekawy ile czasu jeszcze ma zamiar się ociągać. Sądził, że w chwili kiedy zdradzi jej swoje imię (chociaż nie musiał tego robić, bo nie oszukujmy się. Kyo jest specyficzną osobą) to poruszy niebo i ziemię aby surowa ręka sprawiedliwości go dosięgnęła. A tutaj minęło już trochę czasu od tego incydentu i nic. A może nadal jego zaklęcie działa... nie na pewno nie. Udało mu się to fakt, ale aż taki dobry w zaklęciach nie był. Więc do tego czasu już na pewno jego moc musiała osłabnąć.
-Powiedziałem, że ja pierwszy raz widzę. A czy dotyczy się do wszystkich to nie wiem. Z tego co widzę teraz to raczej nie. Więc nie rozumiem tego głupiego pytania- Tak naprawdę to nie widział wiele kobiet które w ogóle gotowały. Z reguły on sam musiał zadbać o swoje wyżywienie. W domu matka miała znacznie inne problemy niż zastanawianie się nad tym czym mogłaby nakarmić rodzinę. A i ojciec żywił się raczej czymś innym.
-Dziewczyno, ja kompletnie nie znam się na kuchni. A i w rękach kobiety nawet tak banalne przedmioty jak te mogą znaleźć zupełnie inne zastosowanie niż było nadane im pierwotnie.- Mruknął i zmierzył wzrokiem patelnie i chochelkę z piekła rodem.
-I uwierz, nie mam tutaj wcale na myśli gotowania- To była prawda, kobiety potrafiły zrobić broń dosłownie z każdego, nawet najmniejszego przedmiotu. Azjata już dawno się nauczył, że nawet zwykła wsuwka do włosów może okazać się śmiercionośnym narzędziem zagłady. A w najlepszej sytuacji, może nią komuś wydłubać oko.
-Może być...- Powiedział i oparł głowę o stół. Był głodny, i to nawet bardzo. I pewnie fakt, że dziewczyna wzięła się za gotowanie, był tym czynnikiem który sprawiał, że chłopak nadal jeszcze prowadził z nią jakieś konwersacje. Chociaż tak naprawdę wcale nie miał na to ochoty, ale z drugiej strony, wiedział, że ona nie jest kimś kogo da się łatwo przepłoszyć.
-Z jakiego ty domu w zasadzie jesteś?- Zapytał się zaciekawiony. Cóż w sumie, każdy normalny człowiek najpewniej zapytał się najpierw o imię, ale w tej chwili było mu to kompletnie nie potrzebne, bowiem nie miał głowy do imion. I tak by je zapomniał wcześniej czy później. Tak samo jak tej rudej "Pani Prefekt" tak na marginesie był ciekawy ile czasu jeszcze ma zamiar się ociągać. Sądził, że w chwili kiedy zdradzi jej swoje imię (chociaż nie musiał tego robić, bo nie oszukujmy się. Kyo jest specyficzną osobą) to poruszy niebo i ziemię aby surowa ręka sprawiedliwości go dosięgnęła. A tutaj minęło już trochę czasu od tego incydentu i nic. A może nadal jego zaklęcie działa... nie na pewno nie. Udało mu się to fakt, ale aż taki dobry w zaklęciach nie był. Więc do tego czasu już na pewno jego moc musiała osłabnąć.
-Powiedziałem, że ja pierwszy raz widzę. A czy dotyczy się do wszystkich to nie wiem. Z tego co widzę teraz to raczej nie. Więc nie rozumiem tego głupiego pytania- Tak naprawdę to nie widział wiele kobiet które w ogóle gotowały. Z reguły on sam musiał zadbać o swoje wyżywienie. W domu matka miała znacznie inne problemy niż zastanawianie się nad tym czym mogłaby nakarmić rodzinę. A i ojciec żywił się raczej czymś innym.
- Hestia Jones
Re: Kuchnia
Nie Cze 07, 2015 7:02 pm
- Chyba trochę przesadzasz. Bez urazy, ale kto by zmarnował taką fajną patelnię na kogoś takiego jak ty? - powiedziała, zerkając na chłopaka. Wychodzi na to, że miał nie najlepsze stosunki z kobietami, skoro boi się oberwać. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że na każdym kroku podejrzewa, że Hes coś mu zrobi. Albo po prostu to taki charakter...
Zawinąwszy posmarowanego konfiturą naleśnika ułożyła go na talerzu a po chwili to samo zrobiła z drugim po to aby chwilę później popchnąć talerz w stronę Puchona. Ton jego głosu wcale jej się nie podobał, ale szło się przyzwyczaić. Niektórzy mają po prostu taki sposób bycia.
- Gryfindor. - odpowiedziała krótko zajęta przyrządzaniem drugiej porcji dla siebie. Rzeczywiście, każdy normalny człowiek zapytałby o imię. Jej w sumie też wystarczyło to, że jest z Hufflepuffu. Skąd to wiedziała? Nieraz widziała go przy stole Puchonów. Ale z imienia i nazwiska go nie znała. Zwłaszcza, że był Azjatą, więc z pewnością ani jego imię ani nazwisko nie było łatwe do zapamiętania.
- A ja nie do końca rozumiem z czym ty masz problem. Ja próbuję być miła i nawet podzieliłam się z tobą jedzeniem. Nie mógłbyś choć trochę zmienić tego swojego tonu "najwspanialszego na świecie"? - spytała na koniec, nie mogąc przeboleć tego echa irytacji w głosie. To naprawdę było drażniące.
Zawinąwszy posmarowanego konfiturą naleśnika ułożyła go na talerzu a po chwili to samo zrobiła z drugim po to aby chwilę później popchnąć talerz w stronę Puchona. Ton jego głosu wcale jej się nie podobał, ale szło się przyzwyczaić. Niektórzy mają po prostu taki sposób bycia.
- Gryfindor. - odpowiedziała krótko zajęta przyrządzaniem drugiej porcji dla siebie. Rzeczywiście, każdy normalny człowiek zapytałby o imię. Jej w sumie też wystarczyło to, że jest z Hufflepuffu. Skąd to wiedziała? Nieraz widziała go przy stole Puchonów. Ale z imienia i nazwiska go nie znała. Zwłaszcza, że był Azjatą, więc z pewnością ani jego imię ani nazwisko nie było łatwe do zapamiętania.
- A ja nie do końca rozumiem z czym ty masz problem. Ja próbuję być miła i nawet podzieliłam się z tobą jedzeniem. Nie mógłbyś choć trochę zmienić tego swojego tonu "najwspanialszego na świecie"? - spytała na koniec, nie mogąc przeboleć tego echa irytacji w głosie. To naprawdę było drażniące.
- Kyohei Takano
Re: Kuchnia
Nie Cze 07, 2015 7:55 pm
Złośliwość, to było coś co zawsze go rozbawiało. Nagle okazywało się, że ludzie pomimo tego, że próbowali udawać miłych nagle potrafili pluć jadem dalej niż najbardziej jadowity wąż. Życie to była jedna maskarada, w której chłopak za żadne skarby nie umiał się odnaleźć, a może raczej nie chciał się do tego przyznać, że był jej częścią. Sam udawał kogoś kim nie był. Chociaż to stwierdzenie trochę nie pasuje. Po prostu pogodził się z tą naszywką jaką dostał od samego początku. Ludzie woleli oceniać niż próbować zrozumieć. No, ale masz szczęście, że on zrozumienia już dawno przestał poszukiwać, bo zdał sobie niedawno sprawę z tego, że tak naprawdę wcale go nie znajdzie. A szukał u wielu ludzi, czy były to właściwe osoby... nie wiadomo.
-Gryfon...- Mruknął cicho i skrzywił się lekko. Nie przepadał za tym domem. Owszem w hierarchii stali o podest wyżej od ślizgonów, ale zaraz pod krukonami. Przynajmniej w jego ocenie. Ludzie z tego domu byli zarozumiali, wydawało się im, że zjedli wszystkie rozumy świata. I jeszcze próbowali uczyć innych co jest dobre. Najlepiej by było jak by każdy zajął się swoim życiem.
-Za to, że podzieliłaś się jedzeniem mam rzucać ci się do stóp, czy może ułożyć pieśń ku twojej chwale, która będzie wynosić na ołtarze twoją łaskawość?- Mruknął i zajął się jedzeniem naleśników.
-Gryfon...- Mruknął cicho i skrzywił się lekko. Nie przepadał za tym domem. Owszem w hierarchii stali o podest wyżej od ślizgonów, ale zaraz pod krukonami. Przynajmniej w jego ocenie. Ludzie z tego domu byli zarozumiali, wydawało się im, że zjedli wszystkie rozumy świata. I jeszcze próbowali uczyć innych co jest dobre. Najlepiej by było jak by każdy zajął się swoim życiem.
-Za to, że podzieliłaś się jedzeniem mam rzucać ci się do stóp, czy może ułożyć pieśń ku twojej chwale, która będzie wynosić na ołtarze twoją łaskawość?- Mruknął i zajął się jedzeniem naleśników.
- Hestia Jones
Re: Kuchnia
Nie Cze 07, 2015 8:13 pm
Wcy udawali. Najłatwiej tak powiedzieć. Trudno poznać "wszystkich", a trzeba to zrobić, żeby móc stwierdzić takie coś. Czasami szuka się wad w innych a potem okazuje się, ze to z tobą coś jest nie tak. Często tak bywało i Hestia też nie raz tak miała. Nie lubiła rzucać kąśliwymi uwagami, ale czasami sytuacja tego wymagała. Jak to leciało? Jak Kuba Bogu...
Zdawało się, ze coś chłopakowi nie przypadło do gustu to, że była Gryfonką. Było to dziwne bo zazwyczaj tylko Ślizgoni mieli z tym jakiś większy problem.
- A w ogóle co to ma za znaczenie? Coś nie tak z Gryfonami? - zapytała prosto z mostu. Sama jakoś nie potrafiła dyskryminować ludzi ze względu na dom w jakim się znaleźli. Bo to nie to decyduje o charakterze człowieka. Można być np. w Ravenclawie a być przebiegłym jak Ślizgon.
- Wystarczyłoby gdybyś tylko pozbył się tego ciętego języka i po prostu rozmawiał ze mną jak człowieka a nie goblin - oznajmiła, kończąc ostatniego placka, którego ułożyła na samym szczycie talerza na innych. - SMACZNEGO. - rzuciła w jego stronę i nawet na niego nie spoglądając zabrała z dużego talerza jednego naleśnika, którego zaczęła jeść.
Zdawało się, ze coś chłopakowi nie przypadło do gustu to, że była Gryfonką. Było to dziwne bo zazwyczaj tylko Ślizgoni mieli z tym jakiś większy problem.
- A w ogóle co to ma za znaczenie? Coś nie tak z Gryfonami? - zapytała prosto z mostu. Sama jakoś nie potrafiła dyskryminować ludzi ze względu na dom w jakim się znaleźli. Bo to nie to decyduje o charakterze człowieka. Można być np. w Ravenclawie a być przebiegłym jak Ślizgon.
- Wystarczyłoby gdybyś tylko pozbył się tego ciętego języka i po prostu rozmawiał ze mną jak człowieka a nie goblin - oznajmiła, kończąc ostatniego placka, którego ułożyła na samym szczycie talerza na innych. - SMACZNEGO. - rzuciła w jego stronę i nawet na niego nie spoglądając zabrała z dużego talerza jednego naleśnika, którego zaczęła jeść.
- Kyohei Takano
Re: Kuchnia
Pon Cze 08, 2015 8:31 pm
Do niej jako do gryfonki nie miał jeszcze nic. No właśnie to magiczne słowo które określało być możne jeszcze nie tak daleką przyszłość "jeszcze". Nigdy nie wiadomo co się może w między czasie zdarzyć.
-Po za tym, że większość ludzi z tego domu to zapatrzone w siebie gnojki, popisujące się przed kim popadnie swoimi umiejętnościami, to nic- Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie widział sensu udawania przed dziewczyną, że tak naprawdę uwielbiał dom czerwonych, w chwili kiedy tak naprawdę w chwili kiedy widział paru przedstawicieli tego domu krew w nim wrzała i naprawdę z trudem się powstrzymywał aby któremuś z nich czegoś nie powiedzieć.
-A jak ja niby rozmawiam?- Mruknął cicho wyraźnie zdziwiony. Cóż nie wychodź z założenia, że ktoś specjalnie w stosunku do ciebie zachowuje się tak a nie inaczej. Niektóre osoby już takie po prostu są i nic na to nie poradzisz. A jeżeli jesteś kolejną osóbką która wierzy w niewinność ludzi, to cóż pomyliłaś adresy. Kyo zdecydowanie niewinny nie był. Dwie osoby już zginęły przez niego. Jedna zginęła dlatego, że nie mógł znaleźć w sobie wystarczającej ilości odwagi, a druga... druga zginęła tylko dlatego, że był zbyt zapatrzony w swoje problemy i nie dostrzegał jej. Nie podał ręki kiedy potrzebowała tego najbardziej. Więc nie można go nazwać nikim dobrym. Nie miał zamiaru próbować dalej się z kimś zaprzyjaźnić, bo ten Kyohei który istniał w pewnej chwili po prostu zginął i nikt ani nic nie przywróci mu życia.
-Jesteś zbyt przewrażliwiona- Mruknął cicho kończąc swojego naleśnika i odsunął talerz.
-Po za tym, że większość ludzi z tego domu to zapatrzone w siebie gnojki, popisujące się przed kim popadnie swoimi umiejętnościami, to nic- Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie widział sensu udawania przed dziewczyną, że tak naprawdę uwielbiał dom czerwonych, w chwili kiedy tak naprawdę w chwili kiedy widział paru przedstawicieli tego domu krew w nim wrzała i naprawdę z trudem się powstrzymywał aby któremuś z nich czegoś nie powiedzieć.
-A jak ja niby rozmawiam?- Mruknął cicho wyraźnie zdziwiony. Cóż nie wychodź z założenia, że ktoś specjalnie w stosunku do ciebie zachowuje się tak a nie inaczej. Niektóre osoby już takie po prostu są i nic na to nie poradzisz. A jeżeli jesteś kolejną osóbką która wierzy w niewinność ludzi, to cóż pomyliłaś adresy. Kyo zdecydowanie niewinny nie był. Dwie osoby już zginęły przez niego. Jedna zginęła dlatego, że nie mógł znaleźć w sobie wystarczającej ilości odwagi, a druga... druga zginęła tylko dlatego, że był zbyt zapatrzony w swoje problemy i nie dostrzegał jej. Nie podał ręki kiedy potrzebowała tego najbardziej. Więc nie można go nazwać nikim dobrym. Nie miał zamiaru próbować dalej się z kimś zaprzyjaźnić, bo ten Kyohei który istniał w pewnej chwili po prostu zginął i nikt ani nic nie przywróci mu życia.
-Jesteś zbyt przewrażliwiona- Mruknął cicho kończąc swojego naleśnika i odsunął talerz.
- Hestia Jones
Re: Kuchnia
Pią Cze 12, 2015 5:36 pm
Uprzedzenie Ślizgonów do Gryfonów rozumiała, ale że Puchon coś do nich miał - to była nowość.
- Oj przesadzasz. Wcale nie większość. Tylko niektórzy. - odparła, zerkając na chłopaka. - To, że Ty akurat na takich trafiałeś, to nie znaczy, że większość taka jest. Co, przeprowadziłeś ankiete wśród wszystkich i wyszło ci 62% takich czy jak? - dodała po chwili, próbując go zrozumieć.
Gdyby chciał tak oceniać to rzeczywiście musiałby poprzeć to takim właśnie rozeznaniem. Nie można od razu tak zakładać mając na potwierdzenie kilka przypadków (i to pewnie jeszcze szczególnych przypadków...).
- Rozmawiasz ze mną tak jakbym ci coś zrobiła. - wyjaśniła, nakładając sobie drugiego naleśnika. - Zakładam, że właśnie taki masz sposób bycia, ale w moim towarzystwie to nie przejdzie.
Była osobą, która nie potrafiła siedzieć cicho, jeśli coś jej nie pasowało. Nie mogła tak po prostu dostosować się do jego zachowania, bo po prostu jej ono nie odpowiadało.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że tak samo jak ty masz prawo do takiego zachowania, tak samo mi ma prawo się ono nie podobać. - rzekła.
- Oj przesadzasz. Wcale nie większość. Tylko niektórzy. - odparła, zerkając na chłopaka. - To, że Ty akurat na takich trafiałeś, to nie znaczy, że większość taka jest. Co, przeprowadziłeś ankiete wśród wszystkich i wyszło ci 62% takich czy jak? - dodała po chwili, próbując go zrozumieć.
Gdyby chciał tak oceniać to rzeczywiście musiałby poprzeć to takim właśnie rozeznaniem. Nie można od razu tak zakładać mając na potwierdzenie kilka przypadków (i to pewnie jeszcze szczególnych przypadków...).
- Rozmawiasz ze mną tak jakbym ci coś zrobiła. - wyjaśniła, nakładając sobie drugiego naleśnika. - Zakładam, że właśnie taki masz sposób bycia, ale w moim towarzystwie to nie przejdzie.
Była osobą, która nie potrafiła siedzieć cicho, jeśli coś jej nie pasowało. Nie mogła tak po prostu dostosować się do jego zachowania, bo po prostu jej ono nie odpowiadało.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że tak samo jak ty masz prawo do takiego zachowania, tak samo mi ma prawo się ono nie podobać. - rzekła.
- Kyohei Takano
Re: Kuchnia
Pią Cze 12, 2015 7:58 pm
Chłopak westchnął głośno. Naprawdę musiał jej to wszystko wykładać punkt po punkcie. A może powinien był to jakoś rozrysować... ale zaraz przecież wcale nie było potrzeby aby jej to wyjaśniał. Bo i niby po co. Ona miała inne spojrzenie na ten świat niż on. Widziała go w samych jasnych barwach, usuwając z tej palety kolor czarny, albo jakąś odcień szarości. Niestety te barwy tam bardzo szybko wrócą, i najgorsze rozleją się po tym jej pejzażu który próbuje namalować.
-No dobra to zacznijmy od początku- Mruknął i wstał ze swojego miejsca po czym zaczął się plątać po kuchni oglądając różne garnki, patelnie i inne kuchenne akcesoria.
-Nie tylko gryfoni są mi piaskiem w oku, ale ogólnie ludzie. Masz to, jeżeli tak to tak naprawdę wszystko co powinnaś była wiedzieć- Nawet jeżeli to jego nastawienie do ludzi miało jakiś konkretny powód, to raczej ty nie będziesz tą która doświadczy zaszczytu usłyszenia jego tajemnicy. I nie było to spowodowane bynajmniej tym, że chłopak uważał ją za niegodną. Po prostu on nie był kimś kto gada o swoich problemach na lewo i prawo. Był tym który cierpiał w milczeniu. Nie chciał od nikogo pomocy bo to było dla niego ujmą na honorze którego i tak nie miał, bo stracił go już dawno temu.
-Jeżeli ciebie to w jakiś sposób pocieszy nie jesteś wyjątkiem od reguły. Więc jeżeli miała byś chociaż odrobinę rozumu dała byś sobie spokój z próbami nawiązania ze mną jakiejś konkretnej konwersacji- To była prawda. Dogadać się z tym chłopakiem to było coś naprawdę wielkiego. A jeżeli komuś to się udało jakimś cudem mógł nazywać siebie mistrzem konwersacji.
-Wiesz, nie bardzo mnie obchodzi to czy masz prawo do tego aby tobie takie zachowanie się podobało czy też nie. Bo ja mam prawo do olania twoich praw- Mruknął cicho opierając się o ścianę i odgarnął sobie jedną ręką swoje brązowe włosy które oczywiście jak zwykle musiały żyć swoim życiem.
-No dobra to zacznijmy od początku- Mruknął i wstał ze swojego miejsca po czym zaczął się plątać po kuchni oglądając różne garnki, patelnie i inne kuchenne akcesoria.
-Nie tylko gryfoni są mi piaskiem w oku, ale ogólnie ludzie. Masz to, jeżeli tak to tak naprawdę wszystko co powinnaś była wiedzieć- Nawet jeżeli to jego nastawienie do ludzi miało jakiś konkretny powód, to raczej ty nie będziesz tą która doświadczy zaszczytu usłyszenia jego tajemnicy. I nie było to spowodowane bynajmniej tym, że chłopak uważał ją za niegodną. Po prostu on nie był kimś kto gada o swoich problemach na lewo i prawo. Był tym który cierpiał w milczeniu. Nie chciał od nikogo pomocy bo to było dla niego ujmą na honorze którego i tak nie miał, bo stracił go już dawno temu.
-Jeżeli ciebie to w jakiś sposób pocieszy nie jesteś wyjątkiem od reguły. Więc jeżeli miała byś chociaż odrobinę rozumu dała byś sobie spokój z próbami nawiązania ze mną jakiejś konkretnej konwersacji- To była prawda. Dogadać się z tym chłopakiem to było coś naprawdę wielkiego. A jeżeli komuś to się udało jakimś cudem mógł nazywać siebie mistrzem konwersacji.
-Wiesz, nie bardzo mnie obchodzi to czy masz prawo do tego aby tobie takie zachowanie się podobało czy też nie. Bo ja mam prawo do olania twoich praw- Mruknął cicho opierając się o ścianę i odgarnął sobie jedną ręką swoje brązowe włosy które oczywiście jak zwykle musiały żyć swoim życiem.
- Hestia Jones
Re: Kuchnia
Pią Cze 12, 2015 8:42 pm
Tak, musiał choć trochę oświecić Hes co do tego. Dziewczyna lubiła wiedzieć z czym ma do czynienia. Wolała od początku mieć światło na cały obraz jego osoby niż potem zastanawiać się sama co z nim jest do cholery nie tak. Czy to takie dziwne?
Obserwując chłopaka jak wstaje z miejsca i przechodzi się po kuchni pomyślała, że może w tej chwili czegoś więcej się dowie, jednak trochę się przeliczyła.
- Hmm, czyli tak jakby... wszystko jasne. - mruknęła pod nosem, ponownie pochylając się nad talerzem. Rzadko kiedy miała do czynienia z typem socjopaty, bo zdecydowanie wolała ludzi otwartych, towarzyskich i pełnych energii. Jednak wiedziała jak trudne to przypadki. Albo inaczej - domyślała się tego.
- Ze wszystkimi nawiązuje "konkretne konwersjacje", więc ciebie nie miałam powodu inaczej potraktować. Zwłaszcza, że nie jestem wszechwiedząca i nie miałam pojęcia, że jesteś aspołeczny. - wyjaśniła. W sumie to jak miała teraz go potraktować po prostu skończyć rozmowę, olać go i wyjść, bo nie chce mu się z nią gadać? Chyba byłoby to najprostsze wyjście, ale chyba niezbyt grzeczne...
- I w tej kwestii chyba się nie zrozumieliśmy, ale to nie ważne. I tak właśnie skończyłam... - rzuciła, wstając z krzesła i zbierając oba talerze ze stołu odłożyła je do brudnych naczyń. Chwilę później odwróciła się do chłopaka i spojrzała na niego. - Także, miło było poznać i choć nie wiem czy to działało w obie strony - fajnie się gadało, ale obowiązki wzywają. - dodała, zasuwając zamek od bluzy i wsuwając ręce do kieszeni, posłała mu ostatnie spojrzenie po czym wyszła kierując się z powrotem do dormitorium.
zt.
Obserwując chłopaka jak wstaje z miejsca i przechodzi się po kuchni pomyślała, że może w tej chwili czegoś więcej się dowie, jednak trochę się przeliczyła.
- Hmm, czyli tak jakby... wszystko jasne. - mruknęła pod nosem, ponownie pochylając się nad talerzem. Rzadko kiedy miała do czynienia z typem socjopaty, bo zdecydowanie wolała ludzi otwartych, towarzyskich i pełnych energii. Jednak wiedziała jak trudne to przypadki. Albo inaczej - domyślała się tego.
- Ze wszystkimi nawiązuje "konkretne konwersjacje", więc ciebie nie miałam powodu inaczej potraktować. Zwłaszcza, że nie jestem wszechwiedząca i nie miałam pojęcia, że jesteś aspołeczny. - wyjaśniła. W sumie to jak miała teraz go potraktować po prostu skończyć rozmowę, olać go i wyjść, bo nie chce mu się z nią gadać? Chyba byłoby to najprostsze wyjście, ale chyba niezbyt grzeczne...
- I w tej kwestii chyba się nie zrozumieliśmy, ale to nie ważne. I tak właśnie skończyłam... - rzuciła, wstając z krzesła i zbierając oba talerze ze stołu odłożyła je do brudnych naczyń. Chwilę później odwróciła się do chłopaka i spojrzała na niego. - Także, miło było poznać i choć nie wiem czy to działało w obie strony - fajnie się gadało, ale obowiązki wzywają. - dodała, zasuwając zamek od bluzy i wsuwając ręce do kieszeni, posłała mu ostatnie spojrzenie po czym wyszła kierując się z powrotem do dormitorium.
zt.
- Kyohei Takano
Re: Kuchnia
Pią Cze 12, 2015 11:24 pm
-Aspołeczny?...- Powtórzył cicho uśmiechając się lekko pod nosem. Było to na swój sposób zabawne. Ludzie niby słuchali ale nie potrafili wyciągać ze słów ludzi odpowiedniego wniosku, ale z drugiej strony kompletnie go w tej chwili nie interesowało do jakich wniosków dziewczyna doszła. Dla niej w tej chwili mógł być nawet jakimś cholernym wybrykiem natury. Przyzwyczaił się do błędnych osądów rzucanych pod adresem jego postaci. Po prostu zaprzyjaźnił się z tą całą masą etykietek jakie ludzie mu przyprawili. Pewnie gdyby w odpowiednim czasie znalazła się chociaż jedna duszyczka, która była by w stanie wśród tych samych negatywnych opinii, znaleźć tak zwaną perełkę. Kto wie, może wtedy sprawy wyglądały by zupełnie inaczej. Może Kyo nie był by tak bardzo wycofany z życia szkoły, może był by po prostu normalnym nastolatkiem, który bawi się, pije, zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Niestety życie postanowiło namalować mu zupełnie inny obraz. Zabrało dzieciństwo i wszystko to co było mu bliskie.
-Matko, ty zawsze jesteś taka upierdliwa?- Mruknął cicho przyglądając się poczynaniom dziewczyny. Z reguły ci którzy próbowali prawić mu jakieś morały tak bardzo go irytowały, ale z drugiej strony kompletnie nie umiał zrozumieć dlaczego tak bardzo się starali zmienić jego nastawienie. Co i m z tego niby przychodziło. Tutaj zupełnie nie chodziło to to czy był aspołeczny czy nie. Chodziło o to jaką rzeczywistość ludzie zaczęli sobie sami kształtować. I jakie miejsce on sam zajął w tej rzeczywistości. Owszem można powiedzieć, że mógł coś zmienić, ale po co. Po tylu latach bardzo trudno coś zmienić w swoim życiu, a niestety z wiekiem będzie to coraz trudniejsze, aż w końcu ostatecznie będzie nie możliwe. Ale jak na razie kompletnie nie zapowiadało się na jakieś wielkie rewolucje w jego życiu, dlatego też nie zawracajmy sobie tym głowy.
Westchnął tylko cicho wpatrując się w plecy dziewczyny. Dobrze się nawet stało, że sobie poszła. Po tej całej akcji u nauczyciela obrony przed czarną magią można było go naprawdę bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, a zdawał sobie sprawę z tego, że nie może sobie pozwolić na jakieś potknięcie. Wsadził jedną rękę do kieszeni po czym sam skierował się ku wyjściu i zniknął z kuchni pozostawiając syf skrzatom do posprzątania.
z/t
-Matko, ty zawsze jesteś taka upierdliwa?- Mruknął cicho przyglądając się poczynaniom dziewczyny. Z reguły ci którzy próbowali prawić mu jakieś morały tak bardzo go irytowały, ale z drugiej strony kompletnie nie umiał zrozumieć dlaczego tak bardzo się starali zmienić jego nastawienie. Co i m z tego niby przychodziło. Tutaj zupełnie nie chodziło to to czy był aspołeczny czy nie. Chodziło o to jaką rzeczywistość ludzie zaczęli sobie sami kształtować. I jakie miejsce on sam zajął w tej rzeczywistości. Owszem można powiedzieć, że mógł coś zmienić, ale po co. Po tylu latach bardzo trudno coś zmienić w swoim życiu, a niestety z wiekiem będzie to coraz trudniejsze, aż w końcu ostatecznie będzie nie możliwe. Ale jak na razie kompletnie nie zapowiadało się na jakieś wielkie rewolucje w jego życiu, dlatego też nie zawracajmy sobie tym głowy.
Westchnął tylko cicho wpatrując się w plecy dziewczyny. Dobrze się nawet stało, że sobie poszła. Po tej całej akcji u nauczyciela obrony przed czarną magią można było go naprawdę bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, a zdawał sobie sprawę z tego, że nie może sobie pozwolić na jakieś potknięcie. Wsadził jedną rękę do kieszeni po czym sam skierował się ku wyjściu i zniknął z kuchni pozostawiając syf skrzatom do posprzątania.
z/t
- Esmeralda Moore
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 2:26 pm
Ciężko było się skupić dziewczynie na lekcji obrony przed czarną magią. A wszystko było spowodowane dwoma czynnikami. Po pierwsze otaczały ją chodzące worki na krew, które nie ruszały się. Siedziały w miejscu, więc w przeciągu kilku sekund cała klasa wypełniła się tym słodkim zapachem. Łączone lekcje dla Romki były istną próbą jej silnej woli. Sahir gdzieś zniknął, nie widziała go już od bardzo dawna. Czyżby był znacznie mniej odpowiedzialny niż jej się do tej pory wydawało. Zostawił wampira którego sam stworzył... od tak na pastwę losu. Czy on naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeżeli coś się stanie to jego przyszłość na wolności może być bardzo poważnie zagrożona. Co więcej do tej pory merytoryczne więzienie Esmeraldy nagle odnajdzie odzwierciedlenie w rzeczywistości. A w szkole pomimo tego, że zrobiło się spokojnie, to cygance zaczął palić się grunt pod nogami. Nie może dłużej udawać, że nie widzi tego podejrzliwego spojrzenia nauczyciela obrony przez czarną magią. Nie był głupi, i ona doskonale to wiedziała. Każda minuta spędzona w jego towarzystwie mogła wpłynąć na jej dalsze losy. A ten który rzekomo powinien był jej pilnować po prostu zniknął. Czy chciał ją teraz sprawić. Jak wielkie szanse ma na przeżycie. Tak... pewnie powiecie, że cyganka była głupia. Pozwoliła na swoją przemianę, bo miała dziecinną nadzieję, że w ten sposób zatrzyma przy sobie tego wampira. Cóż.. jak to się mówi. Chcesz rozśmieszyć Boga powiedź mu o swoich planach. I tak było w tej chwili. Za miast bliskości dostałą tylko lęk przed kolejnym dniem. Chociaż mogła się tego spodziewać. Nie jej było dane poznać smak szczęścia, a nawet jeżeli na chwilę je dostrzeże na horyzoncie to zaraz ucieka spłoszone.
Drugim powodem dla którego dziewczyna nie mogła się skupić był ten ślizgon który siedział obok niej, i wyglądał jak by za chwilę miał zemdleć. Co rusz rzucała mu wystraszone spojrzenie. Naprawdę nie wyglądał najlepiej, i chociaż krótko przed lekcją rozmawiali to dalej nie wie co się z nim działo. Dlatego też co chwila kontrolowała jego stan, i modliła się w duchu aby nauczyciel nie rozgadał się zbytnio na tej lekcji. W końcu usłyszała te upragnione słowa, które oznajmiły koniec zajęć. Szybko spakowała swoje rzeczy do torby, i to samo poleciła ślizgonowi. Mocno chwyciła go za nadgarstek, być może nawet trochę za mocno jak na nią, i pociągnęła za sobą. Szła szybko... nic dziwnego zapach krwi zaczął powoli doprowadzać ją do szaleństwa. Wiedziała, że na zwierzętach z lasu nie pociągnie długo, a na Sahira liczyć nie mogła. Więc jedyne co mogła to spróbować unikać dużych skupisk ludzi, ale też nie mogła od tak nagle się odizolować, było by to jeszcze bardziej podejrzane.
Szła szybko, można by powiedzieć, że prawie biegła truchtem, znała cel swojej podróży. Kuchnia... Ventus musiał w coś zjeść. Nie wiedziała ile czasu się głodził, ale jedno było pewne. Długo nie pociągnie. W końcu dotarła do schodów po których zaczęła zbiegać, a lekkie obcasiki jej butów odbijały się echem od kamiennych ścian. Jeszcze parę zakrętów i w końcu dotarli na miejsce.
-Siadaj...- Poleciła mu cicho i wskazała mu krzesło... a ona sama zaczęła kręcić się po kuchni. Mogła by poprosić skrzaty aby coś zrobiły, ale ona nie wychowała się w domu w którym pojęcie samodzielności było nieznane. Dlatego też od razu przygotowała potrzebne narzędzia do zrobienia naleśników, i po chwili w kuchni rozniósł się piękny zapach. Oczywiście cyganka nie potrafiła zrobić mało jedzenia, dlatego też na talerzu rosła całkiem ładna górka. Ona sama już od dawna nie miała normalnego jedzenia w ustach. Nie potrzebowała tego, głód jaki znała do tej pory nie był jej już straszny, ale ten który wszedł na miejsce starego okazywał się być znacznie bardziej morderczy, a jego zaspokojenie było bardzo często sprawą życia i śmierci.
-Jedź...- Powiedziała cicho kładąc przed nim ten stos naleśników i talerz. A po chwilce do tego całego zestawu dołączyła gorąca herbata, z dużym plastrem cytryny.
Drugim powodem dla którego dziewczyna nie mogła się skupić był ten ślizgon który siedział obok niej, i wyglądał jak by za chwilę miał zemdleć. Co rusz rzucała mu wystraszone spojrzenie. Naprawdę nie wyglądał najlepiej, i chociaż krótko przed lekcją rozmawiali to dalej nie wie co się z nim działo. Dlatego też co chwila kontrolowała jego stan, i modliła się w duchu aby nauczyciel nie rozgadał się zbytnio na tej lekcji. W końcu usłyszała te upragnione słowa, które oznajmiły koniec zajęć. Szybko spakowała swoje rzeczy do torby, i to samo poleciła ślizgonowi. Mocno chwyciła go za nadgarstek, być może nawet trochę za mocno jak na nią, i pociągnęła za sobą. Szła szybko... nic dziwnego zapach krwi zaczął powoli doprowadzać ją do szaleństwa. Wiedziała, że na zwierzętach z lasu nie pociągnie długo, a na Sahira liczyć nie mogła. Więc jedyne co mogła to spróbować unikać dużych skupisk ludzi, ale też nie mogła od tak nagle się odizolować, było by to jeszcze bardziej podejrzane.
Szła szybko, można by powiedzieć, że prawie biegła truchtem, znała cel swojej podróży. Kuchnia... Ventus musiał w coś zjeść. Nie wiedziała ile czasu się głodził, ale jedno było pewne. Długo nie pociągnie. W końcu dotarła do schodów po których zaczęła zbiegać, a lekkie obcasiki jej butów odbijały się echem od kamiennych ścian. Jeszcze parę zakrętów i w końcu dotarli na miejsce.
-Siadaj...- Poleciła mu cicho i wskazała mu krzesło... a ona sama zaczęła kręcić się po kuchni. Mogła by poprosić skrzaty aby coś zrobiły, ale ona nie wychowała się w domu w którym pojęcie samodzielności było nieznane. Dlatego też od razu przygotowała potrzebne narzędzia do zrobienia naleśników, i po chwili w kuchni rozniósł się piękny zapach. Oczywiście cyganka nie potrafiła zrobić mało jedzenia, dlatego też na talerzu rosła całkiem ładna górka. Ona sama już od dawna nie miała normalnego jedzenia w ustach. Nie potrzebowała tego, głód jaki znała do tej pory nie był jej już straszny, ale ten który wszedł na miejsce starego okazywał się być znacznie bardziej morderczy, a jego zaspokojenie było bardzo często sprawą życia i śmierci.
-Jedź...- Powiedziała cicho kładąc przed nim ten stos naleśników i talerz. A po chwilce do tego całego zestawu dołączyła gorąca herbata, z dużym plastrem cytryny.
- Ventus Zabini
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 3:10 pm
On nie mógł się skupić na niczym. Słowa profesora do niego nie docierały, osoby, które wokół niego były nie istniały. Jedynie Esme jeszcze obok niego była. On był zamyślony, nieobecny i strasznie słaby. Nie czuł nawet głodu, jedynie nieznośne palące uczucie w żołądku. Gdy usłyszał słowa Esme o pakowaniu książek na początku nie zrozumiał, ale ocknął się po chwili i wrzucił je niedbale do torby. Zaskoczony ruszył za nią, a raczej pozwolił jej siebie ciągnąć. Ciężko mu było przywyknąć do biegu, bo ostatnio poruszał się w ślimaczym tempie. Teraz zrozumiał, że mocno się zaniedbał. Nie wiedział dokąd dziewczyna go ciągnęła, ale miał dosyć biegania, po chwili miał nawet kropelki potu na czole. Chciał już jej powiedzieć, aby przestała, ale ugryzł się w język. Właśnie spędza z nią czas. Dziwnie, ale z nią. Z jego Esme.
Spojrzał na nią zaskoczony, gdy znaleźli się w kuchni. Czyżby ona chciał… Usiadł grzecznie i spojrzał jak ona robi dla niego jedzenie. Przeczesał swoje włosy i patrzył na nią jak krząta się smażąc pyszności. Gdy tylko poczuł ten zapach w jego ustach znalazła się duża ilość śliny, a brzuch dał o sobie znak.
- Nie musisz – mruknął cicho.
Tak, mimo takiego stanu nadal czuł się dumny, nadal nie potrafił przyjąć pomocy innych. Przejechał dłonią po swoim nadgarstku i cicho mruknął. Musiał coś zjeść. Dla niej. Nie chciał by się martwiła. Tak jak mówiła kiedyś jego babcia – najedzony człowiek, to zadowolony człowiek. Może sprawi tym przyjemność Esme. Spojrzał na nią uważni. Wyglądała inaczej niż wtedy, gdy pierwszy raz się spotkali. Naprawdę mocno się zmieniła od tamtego czasu, ale nie wiedział co było tego przyczyną. Głupi nie był, wiedział, że coś się stało, ale nie wiedział co. Westchnął ciężko i zabrał się za jedzenie przygotowanych przez dziewczynę naleśników. Ciężko było to w siebie wcisnąć. Naprawdę nie wiedział, dlaczego nie mógł jeść. Zjadł kilka i popił je herbatą. Czuł się od razu lepiej, smak jedzenia do tej pory był mu taki obcy, że nie wiedział, że to jest, aż takie przyjemne. Zamknął oczy i jadł powoli. Wiedział, że go zemdli jak zje za szybko i za dużo, ale to było naprawdę dobre. Esme niesamowicie gotowała.
- Esme – zaczął znowu na nią patrzeć.- Masz może papierosy?- naprawdę nie mógł się powstrzymać, aby się nie zapytać. Cóż, to było silniejsze.
Kiedyś myślał, że nie jest uzależniony, myślał, że jest twardy, a jednak było inaczej. Miał dosyć tego, że nie mógł osiągnąć bez nich spokoju. Stał się drażliwy i strasznie osamotniony. Bardziej niż wcześniej był. Kiedyś przynajmniej był skory do tego, by dokuczać idiotom, którzy go irytowali, docinać im wrednymi uwagami, a jednak już przestał. Ignorował ludzi, starał się ich unikać. Nie wiedział do końca czemu.
Spojrzał na nią zaskoczony, gdy znaleźli się w kuchni. Czyżby ona chciał… Usiadł grzecznie i spojrzał jak ona robi dla niego jedzenie. Przeczesał swoje włosy i patrzył na nią jak krząta się smażąc pyszności. Gdy tylko poczuł ten zapach w jego ustach znalazła się duża ilość śliny, a brzuch dał o sobie znak.
- Nie musisz – mruknął cicho.
Tak, mimo takiego stanu nadal czuł się dumny, nadal nie potrafił przyjąć pomocy innych. Przejechał dłonią po swoim nadgarstku i cicho mruknął. Musiał coś zjeść. Dla niej. Nie chciał by się martwiła. Tak jak mówiła kiedyś jego babcia – najedzony człowiek, to zadowolony człowiek. Może sprawi tym przyjemność Esme. Spojrzał na nią uważni. Wyglądała inaczej niż wtedy, gdy pierwszy raz się spotkali. Naprawdę mocno się zmieniła od tamtego czasu, ale nie wiedział co było tego przyczyną. Głupi nie był, wiedział, że coś się stało, ale nie wiedział co. Westchnął ciężko i zabrał się za jedzenie przygotowanych przez dziewczynę naleśników. Ciężko było to w siebie wcisnąć. Naprawdę nie wiedział, dlaczego nie mógł jeść. Zjadł kilka i popił je herbatą. Czuł się od razu lepiej, smak jedzenia do tej pory był mu taki obcy, że nie wiedział, że to jest, aż takie przyjemne. Zamknął oczy i jadł powoli. Wiedział, że go zemdli jak zje za szybko i za dużo, ale to było naprawdę dobre. Esme niesamowicie gotowała.
- Esme – zaczął znowu na nią patrzeć.- Masz może papierosy?- naprawdę nie mógł się powstrzymać, aby się nie zapytać. Cóż, to było silniejsze.
Kiedyś myślał, że nie jest uzależniony, myślał, że jest twardy, a jednak było inaczej. Miał dosyć tego, że nie mógł osiągnąć bez nich spokoju. Stał się drażliwy i strasznie osamotniony. Bardziej niż wcześniej był. Kiedyś przynajmniej był skory do tego, by dokuczać idiotom, którzy go irytowali, docinać im wrednymi uwagami, a jednak już przestał. Ignorował ludzi, starał się ich unikać. Nie wiedział do końca czemu.
- Esmeralda Moore
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 3:54 pm
Dziewczyna nawet nie słyszała jego słabych prób zapewnienia jej, że nie musi się o niego martwić. Widziała co się dzieje i nie pozwoliłaby nikomu zmienienia jej myślenia. To właśnie było coś co ją odróżniało. Nigdy nie pozwalała aby kto kolwiek wpłynął na jej sposób postrzegania tego świata. Zawsze twardo trzymała się swojego.
Kiedy skończyła w końcu sama zasiadła naprzeciwko chłopaka i przyglądała mu się uważnie. Zaczęła nerwowo rozczesywać palcami swoje czarne włosy. Czy to był dobry pomysł aby przychodzić z nim tutaj. Po lekcjach powinna była od razu skierować się do zakazanego lasu. Zostać tam na jakiś czas, i wyjść dopiero wtedy kiedy przestanie czuć ten zapach krwi. W chwili kiedy stałą kuchni, nie było to tak bardzo upierdliwe. Skupiła się na czymś innym, nie myślała o tym, że obok niej znajduje się ktoś kto może rozwiązać wszystkie jej problemy.
Uśmiechnęła się tylko lekko w twoim kierunku. Starała się aby to wyglądało jak najbardziej naturalnie, ale to nie był ten sam uśmiech który widywało się do tej pory na jej twarzy. Było w nim coś niepokojącego, coś co na pewno nie trzymało by tutaj człowieka, bo od razu obudziło by się w nim strach, który kazał by uciekać.
-A czy ja wyglądam na kogoś kto pali?- Starała się panować nad swoim głosem, nad tym aby nie był tak bardzo drżący, aby był tak samo kojący jak zawsze... ale nie był. Pierwszy raz sama siebie już nie poznawała. Byli sami, on wycieńczony, ona spragniona. Możecie teraz obstawiać kto ma szanse na wygraną w tej potyczce w chwili kiedy dojdzie już do tego niebezpieczeństwa. Czuła się zupełnie tak jak narkoman który właśnie postanowił pozostać czysty. Stan fizyczny w porównaniu z psychicznym wypadał blado. Fizycznie po za przyspieszonym oddechem, lekko drżącym ciałem, oraz rozbieganymi oczami nie działo się nic strasznego, ale w jej umyśle rozgrywała się prawdziwa wojna. Co więcej, jej dobroć, i chęć dbania o innych przegrywała w tym starciu. Pierwszy raz zapragnęła rozlewu krwi. Była w tej chwili gotowa zrobić wszystko aby tylko dostać tą czerwoną posokę która płynęła w jego żyłach.
-Uda ci się, on nie ucieknie, i nie powie nikomu... za bardzo ciebie lubi- Usłyszała w swojej głowie głos... z początku wydawało się, że to jej głos, ale był jakiś inny.
-Ale skrzaty... one się tutaj kręcą. Jak zobaczą... nie... nie mogą- Było to trochę pocieszające, zdrowy rozsądek nadal jeszcze miał minimalną władzę, ale nie wiadomo jak długo.
Romka wstała ze swojego miejsca i podeszła do ściany. Oparła się o nią dłońmi a jej paznokcie zaczęły skrobać delikatnie w tynk, na skutek czego na tej białej powierzchni zostawały delikatne ślady.
-Idź stąd... jak najszybciej- Wydyszała... popełniła błąd. Powinna była teraz nauczyć się myśleć głownie o sobie, nie o innych, bo nie przyniesie to nic dobrego, a teraz dziewczyna ponosi tego konsekwencje. Nic już nie jest takie samo jak kiedyś i nie będzie. Czas tej beztroski dla niej się skończył. Czuła jak jej mięśnie się napinają gotowe do skoku na najbliższą ofiarę która w tej chwili się tutaj znajdowała. Dlaczego jeszcze nie doszło do tragedii, pewnie dlatego, że Esmeralda kurczowo wbijała swoje paznokcie w ścianę trzymając się jej zupełnie tak jak by to był dla niej jedyny ratunek. Kły które do tej pory były schowane przed tymi którzy mogli jej zagrozić, zaczęły się powoli wysuwać. Wszystko to wydawało się wręcz krzyczeć do cyganki aby w końcu przestała ukrywać się w cieniu, aby zaczęła żyć niczym dumny wampir. To pragnienie nie rozumiało tego w jakim niebezpieczeństwie znajdowała się dziewczyna, nie było to ważne. Krew... to tylko się liczyło...
Kiedy skończyła w końcu sama zasiadła naprzeciwko chłopaka i przyglądała mu się uważnie. Zaczęła nerwowo rozczesywać palcami swoje czarne włosy. Czy to był dobry pomysł aby przychodzić z nim tutaj. Po lekcjach powinna była od razu skierować się do zakazanego lasu. Zostać tam na jakiś czas, i wyjść dopiero wtedy kiedy przestanie czuć ten zapach krwi. W chwili kiedy stałą kuchni, nie było to tak bardzo upierdliwe. Skupiła się na czymś innym, nie myślała o tym, że obok niej znajduje się ktoś kto może rozwiązać wszystkie jej problemy.
Uśmiechnęła się tylko lekko w twoim kierunku. Starała się aby to wyglądało jak najbardziej naturalnie, ale to nie był ten sam uśmiech który widywało się do tej pory na jej twarzy. Było w nim coś niepokojącego, coś co na pewno nie trzymało by tutaj człowieka, bo od razu obudziło by się w nim strach, który kazał by uciekać.
-A czy ja wyglądam na kogoś kto pali?- Starała się panować nad swoim głosem, nad tym aby nie był tak bardzo drżący, aby był tak samo kojący jak zawsze... ale nie był. Pierwszy raz sama siebie już nie poznawała. Byli sami, on wycieńczony, ona spragniona. Możecie teraz obstawiać kto ma szanse na wygraną w tej potyczce w chwili kiedy dojdzie już do tego niebezpieczeństwa. Czuła się zupełnie tak jak narkoman który właśnie postanowił pozostać czysty. Stan fizyczny w porównaniu z psychicznym wypadał blado. Fizycznie po za przyspieszonym oddechem, lekko drżącym ciałem, oraz rozbieganymi oczami nie działo się nic strasznego, ale w jej umyśle rozgrywała się prawdziwa wojna. Co więcej, jej dobroć, i chęć dbania o innych przegrywała w tym starciu. Pierwszy raz zapragnęła rozlewu krwi. Była w tej chwili gotowa zrobić wszystko aby tylko dostać tą czerwoną posokę która płynęła w jego żyłach.
-Uda ci się, on nie ucieknie, i nie powie nikomu... za bardzo ciebie lubi- Usłyszała w swojej głowie głos... z początku wydawało się, że to jej głos, ale był jakiś inny.
-Ale skrzaty... one się tutaj kręcą. Jak zobaczą... nie... nie mogą- Było to trochę pocieszające, zdrowy rozsądek nadal jeszcze miał minimalną władzę, ale nie wiadomo jak długo.
Romka wstała ze swojego miejsca i podeszła do ściany. Oparła się o nią dłońmi a jej paznokcie zaczęły skrobać delikatnie w tynk, na skutek czego na tej białej powierzchni zostawały delikatne ślady.
-Idź stąd... jak najszybciej- Wydyszała... popełniła błąd. Powinna była teraz nauczyć się myśleć głownie o sobie, nie o innych, bo nie przyniesie to nic dobrego, a teraz dziewczyna ponosi tego konsekwencje. Nic już nie jest takie samo jak kiedyś i nie będzie. Czas tej beztroski dla niej się skończył. Czuła jak jej mięśnie się napinają gotowe do skoku na najbliższą ofiarę która w tej chwili się tutaj znajdowała. Dlaczego jeszcze nie doszło do tragedii, pewnie dlatego, że Esmeralda kurczowo wbijała swoje paznokcie w ścianę trzymając się jej zupełnie tak jak by to był dla niej jedyny ratunek. Kły które do tej pory były schowane przed tymi którzy mogli jej zagrozić, zaczęły się powoli wysuwać. Wszystko to wydawało się wręcz krzyczeć do cyganki aby w końcu przestała ukrywać się w cieniu, aby zaczęła żyć niczym dumny wampir. To pragnienie nie rozumiało tego w jakim niebezpieczeństwie znajdowała się dziewczyna, nie było to ważne. Krew... to tylko się liczyło...
- Ventus Zabini
Re: Kuchnia
Sob Wrz 12, 2015 4:57 pm
Gdy już czuł, że więcej nie zmieści spojrzał na Esme. Tą dziewczynę, dla której zrobi wszystko. Jest do tego zdolny. Tak, nie chciał być marionetką w rękach innych, ale ta dziewczyna była unikalna. Sprawiała, że czuł się przy niej inaczej i do końca nie wiedział dlaczego. Jego oczy śledziły każdy jej nerwowy ruch. Obserwował ją uważnie. Chciał wszystko zapamiętać, bo wiedział, że jak tylko się rozejdą, to pewnie znowu nie będą się widzieć jakiś czas, a to strasznie go dobijało. Lubił na nią patrzeć, lubił ją słuchać. Czasami mówiła więcej, a czasami mniej, ale i tak to lubił. Ta dziewczyna strasznie odmieniła jego życie i nie do końca wiedział co miał z tym zrobić, czy dalej na to jej pozwalać, czy znowu stoczyć się na pobocze i pozwalać innym kroczyć główną drogą.
- No tak – kiwnął głową.- Poradzę sobie bez nich – mruknął.
Sam nie był pewny tego co mówił. On bez papierosów? To jak czarodziej bez różdżki. Westchnął ciężko i dalej ją obserwował, gdy na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech zmarszczył brwi podejrzliwie. Nie był to uśmiech jego Esme… ale przecież to nadal była ona. Może w innych obudziłby się strach w nim niestety nie. On zaczynał się bardziej martwić i zastanawiał się co dzieje się z dziewczyną. Ktoś mu powie, ktoś rozwieje jego wątpliwości? Pokręcił głową.
Widział w jej zachowaniu to samo co w swoim, te same ruchy. Ona czegoś łaknęła, ale czego? Przecież wiedział, że nie jest od niczego uzależniona. On tak samo się zachowywał, gdy nie miał papierosów. Nadal tak jest, ale czego ona pragnie?
Patrzył na jej usta, w jej oczy, w każdy skrawek jej ciała. Chciał przeniknąć jej myśli, wiedzieć co się z nią dzieje, ale jak zwykle nie udawało mu się to. Ona zawsze go zaskakiwała.
Wzrok podążył za nią do ściany. Milczał, cały czas milczał. Dlaczego chciała, by sobie poszedł? Przecież sama go tu zaciągnęła, sama kazała mu tu usiąść i jeść te cholerne naleśniki. Zrobił to dla niej. Chciał nabrać sił, aby do niej wrócić, aby być tak samo silnym jak on. Westchnął ciężko.
- Esme – odezwał się w końcu i wstał podchodząc do niej.- Co się z tobą dzieje? – zapytał i dotknął jej ramienia, a w następnej chwili stanął przed nią. Nadal nie był na tyle silny, więc widać było, że jego ręce lekko drżą, a skóra nadal jest mocno blada.- Ty pomagasz mi, ja chcę pomóc tobie – powiedział pewni i postarał się uśmiechnąć do niej. Jego uważny wzrok znowu zaczął śledzić jej twarz. Tym razem w jej zachowaniu wyczytał tyle, że jest w niebezpieczeństwie. Słysząc przyśpieszony oddech, widząc drżące ciało, wiedział, że Esme, nie jest tym kim była wtedy, na strychu.
- No tak – kiwnął głową.- Poradzę sobie bez nich – mruknął.
Sam nie był pewny tego co mówił. On bez papierosów? To jak czarodziej bez różdżki. Westchnął ciężko i dalej ją obserwował, gdy na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech zmarszczył brwi podejrzliwie. Nie był to uśmiech jego Esme… ale przecież to nadal była ona. Może w innych obudziłby się strach w nim niestety nie. On zaczynał się bardziej martwić i zastanawiał się co dzieje się z dziewczyną. Ktoś mu powie, ktoś rozwieje jego wątpliwości? Pokręcił głową.
Widział w jej zachowaniu to samo co w swoim, te same ruchy. Ona czegoś łaknęła, ale czego? Przecież wiedział, że nie jest od niczego uzależniona. On tak samo się zachowywał, gdy nie miał papierosów. Nadal tak jest, ale czego ona pragnie?
Patrzył na jej usta, w jej oczy, w każdy skrawek jej ciała. Chciał przeniknąć jej myśli, wiedzieć co się z nią dzieje, ale jak zwykle nie udawało mu się to. Ona zawsze go zaskakiwała.
Wzrok podążył za nią do ściany. Milczał, cały czas milczał. Dlaczego chciała, by sobie poszedł? Przecież sama go tu zaciągnęła, sama kazała mu tu usiąść i jeść te cholerne naleśniki. Zrobił to dla niej. Chciał nabrać sił, aby do niej wrócić, aby być tak samo silnym jak on. Westchnął ciężko.
- Esme – odezwał się w końcu i wstał podchodząc do niej.- Co się z tobą dzieje? – zapytał i dotknął jej ramienia, a w następnej chwili stanął przed nią. Nadal nie był na tyle silny, więc widać było, że jego ręce lekko drżą, a skóra nadal jest mocno blada.- Ty pomagasz mi, ja chcę pomóc tobie – powiedział pewni i postarał się uśmiechnąć do niej. Jego uważny wzrok znowu zaczął śledzić jej twarz. Tym razem w jej zachowaniu wyczytał tyle, że jest w niebezpieczeństwie. Słysząc przyśpieszony oddech, widząc drżące ciało, wiedział, że Esme, nie jest tym kim była wtedy, na strychu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach