- Liadon Ichimaru
Re: Łóżka
Czw Lut 20, 2014 1:14 am
Mężczyzna zmrużył oczy. Czyżby ta pijawka rzucała mu jakieś wyzwanie. Całe życie był butny, najważniejsze zaś było jego własne zdanie. Mógł się mylić, mógł płacić za to długo, jednak zawsze trzymał się swego uparcie. Być może dlatego wylądował w Gryfindorze? Te kilka osób, które zostało jego bliskimi miało pod ręką najwierniejszego towarzysza. W takim razie Krukon powinien być cwany, drażnienie zaś rosłego mężczyzny nie było wcale mądre. Oprócz cisnących mu się na usta słów, miał ogromną chęć połamania tego i owego uczniowi. Cóż nie był do końca zrównoważoną osobą jednak posadę nauczyciela dostał na kredyt zaufania. Nawet jeśli uważał lekkomyślność i ufność Dumbledora za głupotę, głupio było by tracić jego zaufanie. Wycelował jeden z palców w jego pierś, jak gdyby chciał go przebić na wylot.
-Nie jesteśmy nawet do siebie podobni...-Wycedził przez zaciśnięte zęby. Chciał coś dodać, jednak gdy tylko spojrzał w bok zamilkł. Za dużo było tutaj gumowych uszu by mówić coś bardziej znaczącego na głos. Co by to było gdyby jakiś młody czarodziej dowiedział się o wampirze czy Wilkołaku. Więcej byłoby problemów niż to warte. No i mógłby stracić posadę. Powrócił dłońmi do książki.
-Nie?...- Odpowiedział niemal sarkastycznym tonem. Czy wampirek myślał, że w taki sposób go powstrzyma? Jeśli tak to miał rację. Liadon wyznawał tylko jedną zasadę w kontaktach ze wszelkimi pomiotami chodzącymi po świecie. Tajemnica pozostaje tajemnicą. Gdyby każdy z nich straszył się nawzajem wyjawieniem prawdziwej tożsamości, żaden nie mógłby żyć normalnie. Dlatego podał dziennik do ręki krukonowi, który zbierał się do wyjścia. Dopiero jego kolejne słowa normalnie nim wstrząsnęły. Czy on postradał rozum mówiąc takie rzeczy na głos? Teraz gdy coraz głośniej mówi się o pewnym czarnoksiężniku do którego dołączają tacy jak oni, nie jest bezpiecznie rozmawiać o takich rzeczach publicznie. Niemal natychmiast, może nawet nieco za szybko zerwał się na równe nogi. Dopiero jakby w połowie drogi opanował się i nie uderzył podopiecznego. Krótko palnął go tylko w tył głowy.
-Przede wszystkim jesteś idiotą!- Wycedził znowu. Nie był pewien czy może znieważać uczniów. -I gówno rozumiesz... Ale skoro jesteś taki rześki, to zapraszam do mojego gabinetu.
Powiedziawszy to wykonał gest który jasno sygnalizował, iż chce podążyć za Sahirem
-Nie jesteśmy nawet do siebie podobni...-Wycedził przez zaciśnięte zęby. Chciał coś dodać, jednak gdy tylko spojrzał w bok zamilkł. Za dużo było tutaj gumowych uszu by mówić coś bardziej znaczącego na głos. Co by to było gdyby jakiś młody czarodziej dowiedział się o wampirze czy Wilkołaku. Więcej byłoby problemów niż to warte. No i mógłby stracić posadę. Powrócił dłońmi do książki.
-Nie?...- Odpowiedział niemal sarkastycznym tonem. Czy wampirek myślał, że w taki sposób go powstrzyma? Jeśli tak to miał rację. Liadon wyznawał tylko jedną zasadę w kontaktach ze wszelkimi pomiotami chodzącymi po świecie. Tajemnica pozostaje tajemnicą. Gdyby każdy z nich straszył się nawzajem wyjawieniem prawdziwej tożsamości, żaden nie mógłby żyć normalnie. Dlatego podał dziennik do ręki krukonowi, który zbierał się do wyjścia. Dopiero jego kolejne słowa normalnie nim wstrząsnęły. Czy on postradał rozum mówiąc takie rzeczy na głos? Teraz gdy coraz głośniej mówi się o pewnym czarnoksiężniku do którego dołączają tacy jak oni, nie jest bezpiecznie rozmawiać o takich rzeczach publicznie. Niemal natychmiast, może nawet nieco za szybko zerwał się na równe nogi. Dopiero jakby w połowie drogi opanował się i nie uderzył podopiecznego. Krótko palnął go tylko w tył głowy.
-Przede wszystkim jesteś idiotą!- Wycedził znowu. Nie był pewien czy może znieważać uczniów. -I gówno rozumiesz... Ale skoro jesteś taki rześki, to zapraszam do mojego gabinetu.
Powiedziawszy to wykonał gest który jasno sygnalizował, iż chce podążyć za Sahirem
- Sahir Nailah
Re: Łóżka
Czw Lut 20, 2014 1:37 am
- Nie... Proszę mi to oddać... - Mówiłeś cicho, ton jeszcze mocniej zsunął ci się w dół, lecz nie dla złowrogich pomruków, czy wysnuwaniu gróźb... Naprawdę ktoś mógłby cię za takiego odbierać..? Wszak byłeś i jesteś esencją melancholii... Chłopak wyciągnął rękę i złapał dziennik, przygarniając go do piersi - najcenniejszy skarb, o tak, skarb, który najwyraźniej trzeba było spalić - przykro mi Amber, chyba jednak dostać go nie możesz, jak widać, zbyt wiele niepowołanych dłoni nagle zapragnęło go dostać... Jedna para... To już naprawdę zbyt wiele... Przygładziłeś go, już więcej w oczy profesora nie spoglądając - najwyraźniej nie miałeś prawa, by w nie zaglądać... I przymknąłeś powieki i pozwoliłeś, żeby jego dłoń lekko cię palnęła w potylicę - pozwoliłeś, bo cóż to za problem odsunąć się..? Tylko dlaczego? Poniekąd akurat na to zasłużyłeś - tylko poniekąd, bo nie mówiłeś rzeczy, których mówić tak zupełnie nie można było - szanowałeś swoje sekrety i sekret tego mężczyzny, ale mówiłeś wystarczająco przyciszonym głosem, żeby nie rozszedł się on po sali i nie dotarł do niepowołanych uszu, no a poza tym - wszak nie powiedział nic niestosownego... wszyscy niemal uczniowie mieli go za coś... za coś... bo nie za kogoś... Może z Liadonem tak nie było, nie wiedział, może jego przekleństwo nie dokleiło się doń w tak młodym wieku - nie wiedziałeś i zapewne się nie dowiesz.
- Żal mi pana, ponieważ założył pan sobie klapki na oczy, których nie potrafi się pan pozbyć. - Och, taka była prawda, nie miałeś mu za złe tego, ile negatywnych emocji się w nim gotuje, tylko dlatego, że jesteś, kim jesteś. Mówiłeś szczerze - jedne z najdłuższych zdań twego życia, doprawdy... Dziwne, ale z dorosłymi o wiele łatwiej szło ci o wypowiedzenie czegokolwiek, w przeciwieństwie do tego, co działo się z tobą w obecności rówieśników.
Pochyliłeś się, by schować swoje przedmioty do płaszcza i chociaż był on w stanie nie najlepszym to zarzuciłeś go sobie na ramiona, resztę biorąc pod pachę - nie zamierzałeś odmawiać profesorowi, nie wypadało, poza tym nie widziałeś przeszkód, żeby z nim nie pójść.
Tylko kilka marnych kroków i obraz zaczął się chwiać...
Szedłeś wolno, z pochyloną głową i rozchylonymi wargami, by głęboko oddychać, tuż za profesorem - chyba nadal nie był to najlepszy czas, by się ruszać... Ale wolałeś przeleżeć na dachu wieży sowiej, niż tutaj... Albo choćby we własnym łóżku... Słońce ci teraz nie służyło.
[z/t x2]
- Żal mi pana, ponieważ założył pan sobie klapki na oczy, których nie potrafi się pan pozbyć. - Och, taka była prawda, nie miałeś mu za złe tego, ile negatywnych emocji się w nim gotuje, tylko dlatego, że jesteś, kim jesteś. Mówiłeś szczerze - jedne z najdłuższych zdań twego życia, doprawdy... Dziwne, ale z dorosłymi o wiele łatwiej szło ci o wypowiedzenie czegokolwiek, w przeciwieństwie do tego, co działo się z tobą w obecności rówieśników.
Pochyliłeś się, by schować swoje przedmioty do płaszcza i chociaż był on w stanie nie najlepszym to zarzuciłeś go sobie na ramiona, resztę biorąc pod pachę - nie zamierzałeś odmawiać profesorowi, nie wypadało, poza tym nie widziałeś przeszkód, żeby z nim nie pójść.
Tylko kilka marnych kroków i obraz zaczął się chwiać...
Szedłeś wolno, z pochyloną głową i rozchylonymi wargami, by głęboko oddychać, tuż za profesorem - chyba nadal nie był to najlepszy czas, by się ruszać... Ale wolałeś przeleżeć na dachu wieży sowiej, niż tutaj... Albo choćby we własnym łóżku... Słońce ci teraz nie służyło.
[z/t x2]
- Caroline Rockers
Re: Łóżka
Czw Lut 20, 2014 6:58 pm
Chciała się po prostu wydostać, wynurzyć z tej całej nieskończonej doskonałości, która nigdy nie będzie miała miejsca. Która była zbyt nienaturalna i nudna, nie pasująca do niej samej.
Oddychała coraz szybciej, czując drżenie własnego ciała, czegoś, co było nią samą. Czarne poplątane kosmyki opadły na poduszkę, niebieskie chmurne oczy w końcu się otworzyły by przyjąć do świadomości całe te istnienie świata wokół nich.
A wystarczyłoby tylko spać dalej, z dala od ciężaru tego całego bagna. Wystarczyłoby tylko przymknąć powieki i udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Ale wydarzyło się sporo, nawet możliwie, że niedawno w tym miejscu, gdzie ona obecnie przebywała; niedane było jednak, by C. wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi.
Podniosła się powoli z łóżka, ubrała się w swoje rzeczy i wypiła kolejny łyk obrzydliwego eliksiru.
Święta. Święta. Święta.
Nadszedł czas by jechać do domu, czyż nie?
Uśmiechnęła się boleśnie pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia, prawie całkowicie wyleczona. Przynajmniej pod względem fizycznym.
[z/t]
Oddychała coraz szybciej, czując drżenie własnego ciała, czegoś, co było nią samą. Czarne poplątane kosmyki opadły na poduszkę, niebieskie chmurne oczy w końcu się otworzyły by przyjąć do świadomości całe te istnienie świata wokół nich.
A wystarczyłoby tylko spać dalej, z dala od ciężaru tego całego bagna. Wystarczyłoby tylko przymknąć powieki i udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Ale wydarzyło się sporo, nawet możliwie, że niedawno w tym miejscu, gdzie ona obecnie przebywała; niedane było jednak, by C. wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi.
Podniosła się powoli z łóżka, ubrała się w swoje rzeczy i wypiła kolejny łyk obrzydliwego eliksiru.
Święta. Święta. Święta.
Nadszedł czas by jechać do domu, czyż nie?
Uśmiechnęła się boleśnie pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia, prawie całkowicie wyleczona. Przynajmniej pod względem fizycznym.
[z/t]
- Dasza Mietanowa
Re: Łóżka
Pon Lis 10, 2014 1:12 pm
Dasza ciągle stała na korytarzu, obserwując chłopaka. Zdawało jej się, że minęła cała wiecznośc jak w końcu podniósł się i ruszył w jej stronę. Nie wiedziała czy widział ją wcześniej, pewnie po prostu chciał sobie pójśc, ale w końcu zauważył ją, ale nie zmienił kierunku. Dziewczyna stała nadal obserwując go, aż nie przeszedł obok. Nie krzyknął na nią, nie zdenerwował się, usłyszała tylko "uparta dziewczyna", na co nawet kąciki ust uniosły jej się nieco. Poczekała, aż Sahir będzie kilka metrów przed nią i ruszyła za nim. W końcu - ogólnie rzecz biorąc - możnaby to było podpiąć pod interwencję na dyżurze. Szła więc za nim w połowie drogi orientując się, że zmierza do Skrzydła Szpitalnego i odetchnęła ulgą. W milczeniu podążała za nim, aż nie doszedł do szpitala. Wtedy podeszła do niego.
- Cześć, to znowu ja - powiedziała z leciutkim uśmiechem. Jakby nie wiedział, że za nim idzie! - Iść po pielęgniarkę? - zapytała go ostrożnie. Może wolał sam to załatwić?
- Cześć, to znowu ja - powiedziała z leciutkim uśmiechem. Jakby nie wiedział, że za nim idzie! - Iść po pielęgniarkę? - zapytała go ostrożnie. Może wolał sam to załatwić?
- Sahir Nailah
Re: Łóżka
Pon Lis 10, 2014 4:23 pm
Droga dłużyła się niemiłosiernie, kroki wydawały się za małe, zbyt krótkie, a nogi za ciężkie, żeby nimi poruszać i pokonać odległość, jaka była wymagana do Skrzydła - o wiele lepiej byłoby się po prostu przenieść, zniknąć i pojawić w miejscu, o którym byś pomyślał - pewnie w Hogwarcie panowałby straszny chaos, gdyby na jego terenie dało się teleportować, groziłoby to zresztą mnóstwem wypadków, wiadomo, jakie to pomysły często przychodziły do głów młodzieży, co to ich nijak do bezpiecznych nie można było zakwalifikować. Sunąłeś dłonią po murze, by na pewno zachowywać stabilność i pion - stracić go było bardzo łatwo i aż się prosiło, by znowu usiąść - na żaden przystanek jednak sobie nie pozwoliłeś, nadmiernie świadom, że jeśli już usiądziesz, to prędko nie wstaniesz, a wolałeś się stąd szybko wynieść, bo tak naprawdę im szybciej, tym na miejscu prędzej pielęgniarka będzie w stanie ci pomóc. Chociaż w tym wymiarze, w jakim mogła. Przejechałeś językiem po rozciętej wardze i otarłeś krwawiący policzek roztargnionym gestem, wstrzymując dech, gdyś przyśpieszył, prostując się nawet i idąc już względnie normalnie przed siebie, wciąż słysząc za sobą szuranie butów Daszy trzymającej się w pewnym oddaleniu - uparta, no uparta, bo powinna była wrócić do dormitorium już dawno temu, jednak nadal tutaj trwała, po co? Ponieważ taki był jej zakichany obowiązek? Ponieważ mimo wszystko nadal chciała pomóc, kierowało nią to pragnienie zbawienia? Dobrze, że myśląc trzeźwo oddaliła się wtedy od ciebie. Niedobrze, że w ogóle widziała cię w takim stanie... i znów dobrze, że minęła się z...
Otworzyłeś drzwi skrzydła - nikogo tutaj nie było, zupełna pustka, jak to dobrze... żadnych bić serc, żadnych oddechów wodzących na pokuszenie - złapałeś za barierkę pierwszego łóżka z brzegu i usiadłeś na nim, zaciskając powieki - pokiwałeś jedynie mocno głową, kiedy Dasza podeszła - no właśnie, przecież doskonale wiedział, że za nim idzie.
- Powiedz jej proszę, że to ja... - Powiedziałeś cicho, przesuwając drugą dłoń na gardło, na którym zacisnąłeś palce. Najchętniej byś sobie je wydrapał. Zmiażdżył. Wyrwał żywcem krtań z nadzieją, że wtedy już nigdy nie będzie jej trawić żywy ogień, a wraz z nimi zimne krople potu nie będą sunęły po skroni...
Tak, zdecydowanie nie powinnaś była tego doświadczyć, nie powinnaś była tego widzieć, słyszeć słów, które raniły na swój sposób - znów przychodziło powiedzieć, że to niby dziwne, tak jakby czar zapleciony między wami zostawał przez to zabarwiony odcieniami czerni, choć do tej pory był tak jasny i utkany ciepłymi barwami - nic dziwnego więc, że uczucie było podobne do tego, kiedy zdradza przyjaciel - doświadczyć takiej nienawiści, agresji, ze strony kogoś, kto zaoferował do tej pory tyle spokoju...
Poczułeś ciepłą dłoń na czubku głowy, zaraz potem zapach paskudnych ziół uspakajających zmieszanych z krwią - rozchyliłeś powieki, zauważając nachylającą się nad tobą pielęgniarkę - nawet nie odnotowałeś, że Dasza się oddalała, zbyt głęboko zapadłeś się w sobie, uciekając przed realiami - wyciągnąłeś drżącą dłoń po naczynie, które pielęgniarka przytrzymała i przywarłeś do niego wargami, wypijając do dna.
- W coś ty się znowu wpakował... - Westchnęła kobieta, spoglądając w otchłań twych oczu smutnymi oczyma, wyciągając różdżkę, by zaleczyć rany na twarzy.
- Chyba mam coś z żebrem... - Szepnąłeś, podnosząc się, by ściągnąć powoli płaszcz, a następnie koszulkę.
- Nie jest złamane... tylko obite... - Stwierdziła kobieta, muskając opuszkami palców okolice żeber. - Odpocznij tutaj, jeśli chcesz. - Uśmiechnęła się krótko, po czym odwróciła do Daszy. - Bardzo ci dziękuję za pomoc, młoda damo, świetnie się spisałaś. Dobranoc robaczki.
Obejrzałeś się za pielegniarką i sięgnąłeś po koszulkę, żeby spowrotem ją na siebie ubrać, czując jak powoli wpływa na twoje zmysły i umysł otępienie, które maskowało cały gniew, jaki się w tobie wytworzył podczas tamtego niby tak krótkiego spotkania...
- Przepraszam za tamto nawarczenie na ciebie... I dziękuję za pomoc...
Otworzyłeś drzwi skrzydła - nikogo tutaj nie było, zupełna pustka, jak to dobrze... żadnych bić serc, żadnych oddechów wodzących na pokuszenie - złapałeś za barierkę pierwszego łóżka z brzegu i usiadłeś na nim, zaciskając powieki - pokiwałeś jedynie mocno głową, kiedy Dasza podeszła - no właśnie, przecież doskonale wiedział, że za nim idzie.
- Powiedz jej proszę, że to ja... - Powiedziałeś cicho, przesuwając drugą dłoń na gardło, na którym zacisnąłeś palce. Najchętniej byś sobie je wydrapał. Zmiażdżył. Wyrwał żywcem krtań z nadzieją, że wtedy już nigdy nie będzie jej trawić żywy ogień, a wraz z nimi zimne krople potu nie będą sunęły po skroni...
Tak, zdecydowanie nie powinnaś była tego doświadczyć, nie powinnaś była tego widzieć, słyszeć słów, które raniły na swój sposób - znów przychodziło powiedzieć, że to niby dziwne, tak jakby czar zapleciony między wami zostawał przez to zabarwiony odcieniami czerni, choć do tej pory był tak jasny i utkany ciepłymi barwami - nic dziwnego więc, że uczucie było podobne do tego, kiedy zdradza przyjaciel - doświadczyć takiej nienawiści, agresji, ze strony kogoś, kto zaoferował do tej pory tyle spokoju...
Poczułeś ciepłą dłoń na czubku głowy, zaraz potem zapach paskudnych ziół uspakajających zmieszanych z krwią - rozchyliłeś powieki, zauważając nachylającą się nad tobą pielęgniarkę - nawet nie odnotowałeś, że Dasza się oddalała, zbyt głęboko zapadłeś się w sobie, uciekając przed realiami - wyciągnąłeś drżącą dłoń po naczynie, które pielęgniarka przytrzymała i przywarłeś do niego wargami, wypijając do dna.
- W coś ty się znowu wpakował... - Westchnęła kobieta, spoglądając w otchłań twych oczu smutnymi oczyma, wyciągając różdżkę, by zaleczyć rany na twarzy.
- Chyba mam coś z żebrem... - Szepnąłeś, podnosząc się, by ściągnąć powoli płaszcz, a następnie koszulkę.
- Nie jest złamane... tylko obite... - Stwierdziła kobieta, muskając opuszkami palców okolice żeber. - Odpocznij tutaj, jeśli chcesz. - Uśmiechnęła się krótko, po czym odwróciła do Daszy. - Bardzo ci dziękuję za pomoc, młoda damo, świetnie się spisałaś. Dobranoc robaczki.
Obejrzałeś się za pielegniarką i sięgnąłeś po koszulkę, żeby spowrotem ją na siebie ubrać, czując jak powoli wpływa na twoje zmysły i umysł otępienie, które maskowało cały gniew, jaki się w tobie wytworzył podczas tamtego niby tak krótkiego spotkania...
- Przepraszam za tamto nawarczenie na ciebie... I dziękuję za pomoc...
- Dasza Mietanowa
Re: Łóżka
Czw Lis 13, 2014 12:02 am
Dasza kiwnęła głową i oddaliła się, aby natychmiast spełnić jego prośbę. W końcu potrzebował pomocy zaraz, teraz, już! Zapukała do gabinetu pielęgniarki, ale nie czekała na sygnał tylko weszła do środka, zastając kobietę szykującą się do spania. Gorączkowo powiedziała co się stało, a kobieta od razu pospieszyła do rannego. Dasza stanęła z boku, patrząc jak kobieta bada Sahira, jak Krukon zdejmuje koszulkę, aby pokazac jej swoje żebra, nie wyglądał zbyt dobrze. Przez cały czas trwania badania i leczenia stała w milczeniu, wodząc tylko wzrokiem za ruchami obojga. Można było zapomnieć, że tutaj jest. Ale była, ciągle na posterunku, ze zmartwieniem wypisanym na twarzy i lekką niepewnościa, która sprawiała, że przez cały czas wyginała palce dłoni, starając się zachować psychiczną równowagę. Nie zamierzała odchodzić, ale obawiała się, że Sahir znowu na nią nawarczy, że każe jej się wynosić i zostawić go w spokoju. Kiedy pielęgniarka zwróciła się do niej dziewczyna uśmiechnęła się z wysiłkiem, machnęła ręką, dając do zrozumienia, że to nic takiego. W końcu co takiego zrobiła? Poszła za chłopakiem do Skrzydła (nawet nie wiedziała czy to przez to, że mu to zaproponowała) i zawołała pielęgniarkę. No naprawdę należą jej się gratulacje i order! Może powinna wiedzieć jak mu pomóc sama? A może nie. I tak nie wiedziała. Rany fizyczne może i by umiała wyleczyć, ale jak miała sobie poradzić z jego psychiką?
Otrząsnęła się z tych mysli, kiedy kobieta odeszła, a Sahir zwrócił się do niej. Podeszła kilka kroków i trochę niepewnie usiadła na samym skraju łóżka. Nie chciała patrzeć na niego z góry. Uniosła lekko kąciki ust, ciesząc się, że jednak nie miał zamiaru na nią nakrzyczeć.
- To nic takiego, nie ma sprawy - powiedziała machinalnie. Oczywiście, nic takiego nie zrobiła, a tamto od razu mu wybaczyła. Co to za charakter, nie można było zaprzeczyć, że mimo wszystko była wrażliwa i miała również dobre serce. W zalezności od sytuacji potrafiła szybko wybaczać. Zresztą jego stan mógł wszystko tłumaczyć, więc jakże mogła się gniewać?
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? Jak się czujesz? - zadała na koniec to wyświechtane pytanie, ale właśnie ono często podnosi na duchu, pokazuje, że ktoś się o nas martwi i zwykle miło je usłyszeć.
Otrząsnęła się z tych mysli, kiedy kobieta odeszła, a Sahir zwrócił się do niej. Podeszła kilka kroków i trochę niepewnie usiadła na samym skraju łóżka. Nie chciała patrzeć na niego z góry. Uniosła lekko kąciki ust, ciesząc się, że jednak nie miał zamiaru na nią nakrzyczeć.
- To nic takiego, nie ma sprawy - powiedziała machinalnie. Oczywiście, nic takiego nie zrobiła, a tamto od razu mu wybaczyła. Co to za charakter, nie można było zaprzeczyć, że mimo wszystko była wrażliwa i miała również dobre serce. W zalezności od sytuacji potrafiła szybko wybaczać. Zresztą jego stan mógł wszystko tłumaczyć, więc jakże mogła się gniewać?
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? Jak się czujesz? - zadała na koniec to wyświechtane pytanie, ale właśnie ono często podnosi na duchu, pokazuje, że ktoś się o nas martwi i zwykle miło je usłyszeć.
- Sahir Nailah
Re: Łóżka
Czw Lis 13, 2014 4:09 pm
Siedząc na skraju łóżka, pochylony, spoglądałeś na wnętrze swych dłoni ułożonych pomiędzy udami, lekko drżały, obciągnięte miękką, gładką skórą, nie noszącą na sobie nawet jednej, najmniejszej blizny - kolejny plus bycia wampirem - wszystko goiło się w mgnieniu oka i nie pozostawiało po sobie najmniejszego śladu. Wszystko. Jakkolwiek by to rozległa rana nie była, o ile oczywiście miałeś krew... Wydawałoby się, że wampiry są takie silne, tak wszystko pięknie się na nich goiło, miały ponad przeciętną możliwość wykorzystywania sprawności fizycznej i mentalnej, taak, ale miały też paskudne słabości, między innymi tą, że jeśli regularnie się nie pożywiają... są słabsze od dzieci. Dlatego, kiedy teraz przyglądałeś się swoim ręką, zastanawiałeś się, ile byłyby w stanie znieść, jak wiele wytrzymać i jak wiele mogą unieść... teraz chyba nie uniosłyby nawet tamtego kubka, który musiała przytrzymywać ci pielęgniarka. A może jednak?
Wszystko, o czym wtedy myślałeś, wszystkie te wyrzuty, takie realne i bliskie twemu sercu w tamtej chwili - teraz patrzyłeś na nie przez pryzmat względnej trzeźwości i wstydziłeś się ich, jedynie rad, że wszystkiego nie wywrzeszczałeś na głos - wydawało ci się, że byłeś tego tak blisko, tak bliziutko... co potem miałbyś powiedzieć? O, na przykład - teraz? Że to nie byłeś ty? Bzdura, to jesteś ty, cały ty, tylko... inny? Bez sensu, takie tłumaczenie się wprawiało cię w obrzydzenie, nie chciałeś podziału "ja-to COŚ co we mnie siedzi" i na "ja, ten prawdziwy" - nie mogło mieć to prawa bytu, bo mimo wszystko jesteś jedną i tą samą osobą i w twojej gestii leży, aby uporządkować koszmarnie różne od siebie pragnienia w jedno. Jak to zrobić inaczej, niż przez poddanie się? Nie takie całkowite... Poddanie się tak, by zostało one położone na twoich warunkach. To niemal jak zawarcie z diabłem kontraktu i próby oszukania go w jego własnej grze.
- Źle. - Odpowiedziałeś wprost, nawet na nią nie zerkając - umknął ci ten miły uśmiech, a choć pytanie było banalne, to prawda, to stanowiło coś miłego, bo właśnie, sygnalizowało: "nie mam wyjebane, co się z tobą stanie". Przynajmniej Nailah nie chciał wierzyć, że Dasza pyta tylko z czystego obowiązku bycia Prefektem, czy też dlatego, że tego wymagało "dobre wychowanie", zainteresować się losem... chorego.
Uśmiechnąłeś się smętnie i uniosłeś na Mietanową spojrzenie, wreszcie - uśmiech ten miał w sobie coś... dziwnego. Zabarwiony był jakąś nutą czarnego humoru, którą można było zakrawać na nonszalancję.
- Mądra, odważna, uparta Rosjanka. - Ciekawy okaz ci się trafił. - Bardzo niebezpieczne połączenie, choć upartość nie jest podobno zaliczana do cnót. - Sięgnąłeś po swoją koszulkę, zasłaniając krzyż na piersi ze szkarłatnym kamieniem, by ją na siebie wciągnąć - nie zamierzałeś tutaj zostawać, czułeś się tu bardziej chory, niż byłeś w rzeczywistości. Zbyt wiele razy oglądałeś biel tych ścian. - Powiedz... - Uśmiech zniknął z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił. - Czemu ludzie boją się drapieżnika wtedy, kiedy obnaża kły, ale nie uciekają od niego, kiedy przybiera miły uśmiech..? - Pamięć strachu w oczach Daszy jawiła ci się przed oczyma, była nią przepełniona, lecz teraz..? Tak jakby tamto zdarzenie... Nie, ono nie było snem, było zbyt namacalne. - Nie przeraża cię myśl, że siedzisz obok kogoś, kto może w każdej chwili rzucić się na ciebie i pozbawić cię życia? - Sięgnąłeś do niej zimną, trzęsącą się dłonią, by musnąć krańcem palca jej piękne, czarne włosy.
Wszystko, o czym wtedy myślałeś, wszystkie te wyrzuty, takie realne i bliskie twemu sercu w tamtej chwili - teraz patrzyłeś na nie przez pryzmat względnej trzeźwości i wstydziłeś się ich, jedynie rad, że wszystkiego nie wywrzeszczałeś na głos - wydawało ci się, że byłeś tego tak blisko, tak bliziutko... co potem miałbyś powiedzieć? O, na przykład - teraz? Że to nie byłeś ty? Bzdura, to jesteś ty, cały ty, tylko... inny? Bez sensu, takie tłumaczenie się wprawiało cię w obrzydzenie, nie chciałeś podziału "ja-to COŚ co we mnie siedzi" i na "ja, ten prawdziwy" - nie mogło mieć to prawa bytu, bo mimo wszystko jesteś jedną i tą samą osobą i w twojej gestii leży, aby uporządkować koszmarnie różne od siebie pragnienia w jedno. Jak to zrobić inaczej, niż przez poddanie się? Nie takie całkowite... Poddanie się tak, by zostało one położone na twoich warunkach. To niemal jak zawarcie z diabłem kontraktu i próby oszukania go w jego własnej grze.
- Źle. - Odpowiedziałeś wprost, nawet na nią nie zerkając - umknął ci ten miły uśmiech, a choć pytanie było banalne, to prawda, to stanowiło coś miłego, bo właśnie, sygnalizowało: "nie mam wyjebane, co się z tobą stanie". Przynajmniej Nailah nie chciał wierzyć, że Dasza pyta tylko z czystego obowiązku bycia Prefektem, czy też dlatego, że tego wymagało "dobre wychowanie", zainteresować się losem... chorego.
Uśmiechnąłeś się smętnie i uniosłeś na Mietanową spojrzenie, wreszcie - uśmiech ten miał w sobie coś... dziwnego. Zabarwiony był jakąś nutą czarnego humoru, którą można było zakrawać na nonszalancję.
- Mądra, odważna, uparta Rosjanka. - Ciekawy okaz ci się trafił. - Bardzo niebezpieczne połączenie, choć upartość nie jest podobno zaliczana do cnót. - Sięgnąłeś po swoją koszulkę, zasłaniając krzyż na piersi ze szkarłatnym kamieniem, by ją na siebie wciągnąć - nie zamierzałeś tutaj zostawać, czułeś się tu bardziej chory, niż byłeś w rzeczywistości. Zbyt wiele razy oglądałeś biel tych ścian. - Powiedz... - Uśmiech zniknął z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił. - Czemu ludzie boją się drapieżnika wtedy, kiedy obnaża kły, ale nie uciekają od niego, kiedy przybiera miły uśmiech..? - Pamięć strachu w oczach Daszy jawiła ci się przed oczyma, była nią przepełniona, lecz teraz..? Tak jakby tamto zdarzenie... Nie, ono nie było snem, było zbyt namacalne. - Nie przeraża cię myśl, że siedzisz obok kogoś, kto może w każdej chwili rzucić się na ciebie i pozbawić cię życia? - Sięgnąłeś do niej zimną, trzęsącą się dłonią, by musnąć krańcem palca jej piękne, czarne włosy.
- Dasza Mietanowa
Re: Łóżka
Pią Lis 14, 2014 8:17 pm
Dasza pytała, bo naprawde martwiła sie jego stanem, ale "obowiązki Prefekta" to dobra wymówka, gdyby ktoś pytał dlaczego aktualnie nie patroluje korytarza. Chciała tu jeszcze zostać przez chwilę, upewniając się, że z chłopakiem już wszystko w porządku i jest w dobrych rękach. Gdyby ktoś się czepiał, ze nie patrolowała to mogłaby to uznać własnie jako interwencję podczas patrolu! Jednak większośc, a nawet wszystko co nią kierowało to była właśnie troska.
Skrzywiła się lekko, kiedy powiedział, że źle się czuje. Ale czego mogła się spodzewać? Po tym jak wyglądał to zdziwiłaby się, gdyby powiedział, że tryska zdrowiem i radością. Kiwnęła głową, skubiąc róg prześcieradła. Uniosła głowę, kiedy zaczął mówić. Uśmiechnęła się lekko, bo te cechy były dla niej komplementami. Nawet upartośc.
- W zależności od tego, gdzie ta upartnośc się przejawia może być cnotą lub nie. W tym wypadku wydaje mi się, że owa cecha się przydała - uśmiechnęła się, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Zmarszczyła brwi, zastnawiając się nad jego pytaniem.
- Może właśnie dlatego, że miło się uśmiecha? Może to wcale nie jest takie trudne do zrozumienia - potrząsnęła głową. - Może dlatego, że wiedzą jaki potrafi być, kiedy jego drapieżna natura nie bierze góry? - wzruszyła ramionami. - I wszystko zależy od owego drapieznika i osoby, która ma z nim styczność. Może dlatego, że ta osoba widzi, że drapieżnik walczy ze swoją naturą? Ale walki nigdy nie są łatwe. Co da uciekanie i odcinanie sie od niego, to może tylko spowodować, że ktoś przestanie walczyć, widząc, że to nie ma sensu. I chyba ważne jest też to, która jego część zwykle przeważa - rzekła takim tonem, jakby wcale nie miała na mysli ich sytuacji. To było trudne, nie wiedziała jak dobrze odpowiedzieć na to pytanie, bojąc się, że nie zrozumie o co jej chodzi. Nie dośc, że czasem miała problem ze skrystalizowaniem swoich mysli w słowa to jeszcze ta bariera językowa, niektóre wyrazy po prostu je umykały, mimo, że miała je na końcu języka.
- Nie. Nie wiem, może według innych.. może według Ciebie jestem głupia - wzruszyłą ramionami, przenosząc wzrok na jego dłoń, która dotykała jej włosów. - Wydaje mi się, że w Twoim przypadku to ta druga częśc Ciebie bierze górę, ale... lubie je obydwie, bo to one tworzą Ciebie - powiedziała, unosząc lekko kąciki ust. - Poza tym każdy ma swoje słabości - spojrzała na niego z błyskiem w oku. Jego "słabośc" nie była wcale taka mała, ale jakoś nużyła ją ta ciężka atmosfera i swoje wypowiedzi zabarwiła cichym śmiechem.
Skrzywiła się lekko, kiedy powiedział, że źle się czuje. Ale czego mogła się spodzewać? Po tym jak wyglądał to zdziwiłaby się, gdyby powiedział, że tryska zdrowiem i radością. Kiwnęła głową, skubiąc róg prześcieradła. Uniosła głowę, kiedy zaczął mówić. Uśmiechnęła się lekko, bo te cechy były dla niej komplementami. Nawet upartośc.
- W zależności od tego, gdzie ta upartnośc się przejawia może być cnotą lub nie. W tym wypadku wydaje mi się, że owa cecha się przydała - uśmiechnęła się, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Zmarszczyła brwi, zastnawiając się nad jego pytaniem.
- Może właśnie dlatego, że miło się uśmiecha? Może to wcale nie jest takie trudne do zrozumienia - potrząsnęła głową. - Może dlatego, że wiedzą jaki potrafi być, kiedy jego drapieżna natura nie bierze góry? - wzruszyła ramionami. - I wszystko zależy od owego drapieznika i osoby, która ma z nim styczność. Może dlatego, że ta osoba widzi, że drapieżnik walczy ze swoją naturą? Ale walki nigdy nie są łatwe. Co da uciekanie i odcinanie sie od niego, to może tylko spowodować, że ktoś przestanie walczyć, widząc, że to nie ma sensu. I chyba ważne jest też to, która jego część zwykle przeważa - rzekła takim tonem, jakby wcale nie miała na mysli ich sytuacji. To było trudne, nie wiedziała jak dobrze odpowiedzieć na to pytanie, bojąc się, że nie zrozumie o co jej chodzi. Nie dośc, że czasem miała problem ze skrystalizowaniem swoich mysli w słowa to jeszcze ta bariera językowa, niektóre wyrazy po prostu je umykały, mimo, że miała je na końcu języka.
- Nie. Nie wiem, może według innych.. może według Ciebie jestem głupia - wzruszyłą ramionami, przenosząc wzrok na jego dłoń, która dotykała jej włosów. - Wydaje mi się, że w Twoim przypadku to ta druga częśc Ciebie bierze górę, ale... lubie je obydwie, bo to one tworzą Ciebie - powiedziała, unosząc lekko kąciki ust. - Poza tym każdy ma swoje słabości - spojrzała na niego z błyskiem w oku. Jego "słabośc" nie była wcale taka mała, ale jakoś nużyła ją ta ciężka atmosfera i swoje wypowiedzi zabarwiła cichym śmiechem.
- Sahir Nailah
Re: Łóżka
Pią Lis 14, 2014 9:10 pm
Teraz już ten uśmiech dostrzegłeś, Ty, ptaszęcie zamknięte w złotej klatce, któremu do nóżki przywiązano cieniutki łańcuszek, a drzwiczki od paru dni trwały zamknięte, pozwalając rdzy pożerać zawiasy, już pająki plotły sieci pomiędzy szczelnymi kratami, co trzymało opuszczoną głowę, miast obserwować uważnie mijający go czas - pochyliłeś się trochę bardziej, na jej uśmiech odpowiedziałeś swoim - o czym myślałeś i co krążyło po twojej głowie, a co krążyło po jej? Była piękna, Porcelanowa Lalka, której nie utkano z Porcelany, a którą usadzono opartą o twoją klatkę - wstała o własnych siłach, złapała palcami twe więzienie i zaglądała do środka - aż chciało się użyć skrzydeł, by podlecieć bliżej i sprawdzić, czy te palce z równą delikatnością, co chwytały się murów tego miejsca, mogły dosięgnąć do twych czarnych piór, zanurzyć się w nich i nie utonąć, nawet gdy otchłań chciała ją wciągnąć. Aż chciałeś się wycofać. Gdzie jest ta skarpa was dzieląca, gdzie na jednym krańcu stała ona, na drugiej ty; przecież tutaj nie było mostu, nie wolno się było dotykać, tymczasem wy? Jak owady w pajęczynie zamiast bać się śmierci, zamiast się miotać i próbować się uwolnić po prostu spoglądaliście na siebie i muskaliście łagodnie, badając kolejne płachty umysłów, przynosząc zmiany i poznanie, którego nie dałoby się kupić na galeony. Samotność stawała się nagle trądem, odpadała ta opcja, w której przyjmowałeś ją jako dobrą przyjaciółkę - chciałeś pozwolić dać się jej oczarować, bo dlaczego nie? Po raz kolejny to ryzyko, w którym serce jednak milczało całkowicie, zawsze tak samo pozbawione uczuć, w który wraz z odrzuceniem bólu, odrzucona została radość. Nadal nie było warto próbować otworzyć tych bram, za którymi wszystko zamknąłeś. Ty sam te mosty popaliłeś, dlatego teraz stałeś na krańcu przepaści zupełnie innej od tej, po której błądzili zwykli ludzie.
Nadal prowadziła ci jakaś obca, a jednocześnie bardzo bliska myśl, która chciała ją prowokować i po nią sięgać - tą niemądrą, tą oddanie naiwną, która obok ciebie siedziała, taką obcą i bliską jednocześnie - postawiłeś pomiędzy wami mur, a ta myśl chciała ją przełamać - tym razem jednak nie miała na tyle siły, żeby dojść do głosu, zatruta uspakajającymi ziołami, które mąciły tą czystą moc ciągnącą do rzeczy, po które nigdy byś normalnie się sięgnąć nie odważył. Puściłeś więc kosmyk włosów, do którego uprzednio się pochyliłeś, by poczuć ten słodki, przyjemny zapach gryzący w krańce mózgu odpowiedzialnego za odbiór bodźców i zaspokajanie potrzeb, nim powróciłeś do poprzedniej pozycji, wolno się zastanawiając, na co tak naprawdę siebie skazujesz, by miast najprostszej drogi ucieczki wybierać walkę? I na co skazał Ciebie Los?
- Mógłbym wyliczać bardziej pasujące nawet przymiotniki, niż głupiutka... - Uśmiechnął się, zdecydowanie był to uśmiech, który wreszcie wyrażał konkretną emocję, prócz nonszalancji, kiedy przymknął oczy - nonszalancji i pewności siebie. Pewności siebie, która nigdy nie znikała z jego aury, jakby był niewzruszonym głazem, który trwa, który za dobrze wie, co przyniesie przyszłość, dlatego nie może go ona zadziwić... ale jak złudne było to wrażenie wiedział on sam i bardzo niewiele osób poza nim. - Dość ciekawy temat... Może napiszę do Portretowego Szmeru: "droga redakcjo, znam taką jedną, Dasza Mietanowa się nazywa, jest straszną masochistką, zamiast uciekać przed lwem, pakuje się niemal do jego paszczy". Uuu, ciekawe, jakie plotki by z tego poszły... Może dostałabyś zaproszenie do wywiadu? - Podniósł się, porywając do dłoni swój płaszcz i zrobiłeś zaledwie jeden krok w bok, by stanąć przed czarnowłosą, przechylając głowę na bok. - Ta walka dla mnie się powoli kończy. Moje myśli błądzą wokół krwi, jak by to banalne nie było, chcę żyć. Chcę nadal siedzieć na moim tronie z kości wspomnień i spoglądać, jak mija czas. Jeszcze hoduję w sobie resztkę wiary, że świat jest piękny. - Wyciągnąłeś do niej dłoń, nie odrywając spojrzenia od jej oczu, wydających się tak prostodusznymi, takimi dobrymi... ale nie dla ciebie - dla kogoś kochającego złudzenia i nie mającego zaufania do kogokolwiek. Nawet do samego siebie.
Nawet nie wiesz, kim jesteś.
Zwyczajne "jestem" zaczęło cię zadowalać.
Wszystko inne szło do kasacji.
Nadal prowadziła ci jakaś obca, a jednocześnie bardzo bliska myśl, która chciała ją prowokować i po nią sięgać - tą niemądrą, tą oddanie naiwną, która obok ciebie siedziała, taką obcą i bliską jednocześnie - postawiłeś pomiędzy wami mur, a ta myśl chciała ją przełamać - tym razem jednak nie miała na tyle siły, żeby dojść do głosu, zatruta uspakajającymi ziołami, które mąciły tą czystą moc ciągnącą do rzeczy, po które nigdy byś normalnie się sięgnąć nie odważył. Puściłeś więc kosmyk włosów, do którego uprzednio się pochyliłeś, by poczuć ten słodki, przyjemny zapach gryzący w krańce mózgu odpowiedzialnego za odbiór bodźców i zaspokajanie potrzeb, nim powróciłeś do poprzedniej pozycji, wolno się zastanawiając, na co tak naprawdę siebie skazujesz, by miast najprostszej drogi ucieczki wybierać walkę? I na co skazał Ciebie Los?
- Mógłbym wyliczać bardziej pasujące nawet przymiotniki, niż głupiutka... - Uśmiechnął się, zdecydowanie był to uśmiech, który wreszcie wyrażał konkretną emocję, prócz nonszalancji, kiedy przymknął oczy - nonszalancji i pewności siebie. Pewności siebie, która nigdy nie znikała z jego aury, jakby był niewzruszonym głazem, który trwa, który za dobrze wie, co przyniesie przyszłość, dlatego nie może go ona zadziwić... ale jak złudne było to wrażenie wiedział on sam i bardzo niewiele osób poza nim. - Dość ciekawy temat... Może napiszę do Portretowego Szmeru: "droga redakcjo, znam taką jedną, Dasza Mietanowa się nazywa, jest straszną masochistką, zamiast uciekać przed lwem, pakuje się niemal do jego paszczy". Uuu, ciekawe, jakie plotki by z tego poszły... Może dostałabyś zaproszenie do wywiadu? - Podniósł się, porywając do dłoni swój płaszcz i zrobiłeś zaledwie jeden krok w bok, by stanąć przed czarnowłosą, przechylając głowę na bok. - Ta walka dla mnie się powoli kończy. Moje myśli błądzą wokół krwi, jak by to banalne nie było, chcę żyć. Chcę nadal siedzieć na moim tronie z kości wspomnień i spoglądać, jak mija czas. Jeszcze hoduję w sobie resztkę wiary, że świat jest piękny. - Wyciągnąłeś do niej dłoń, nie odrywając spojrzenia od jej oczu, wydających się tak prostodusznymi, takimi dobrymi... ale nie dla ciebie - dla kogoś kochającego złudzenia i nie mającego zaufania do kogokolwiek. Nawet do samego siebie.
Nawet nie wiesz, kim jesteś.
Zwyczajne "jestem" zaczęło cię zadowalać.
Wszystko inne szło do kasacji.
- Dasza Mietanowa
Re: Łóżka
Pon Lis 17, 2014 7:56 pm
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Z pewnością - przytaknęła mu. - Ale każdy ma swoje dziwactwa, prawda? - spojrzała na niego, a w oczach zapaliły jej się nieśmiałe ogniki. Cieszyła się, widząc jego uśmiech. Choćby ten najbardziej delikatny, byleby nie ten, który był tak lodowaty, ironiczny, który kierowany był nie do niej, a przeciwko niej. I ona uśmiechnęła się na jego następne słowa.
- Nie sądzę, żebym była aż tak ciekawym obiektem, żeby ktoś zainteresował się takim artykułem, jeszcze popsujesz sobie opinię! - zaśmiała się. - Chociaż czy ja wiem.. Ciekawe co by ludzie pomysleli, widząc tylko to jedno zdanie w gazecie, może przynajmniej raz byłabym w centrum uwagi. Nie wiem jak to jest - przyznała, chociaż czy naprawde by tego chciała? Jednak chyba na dłuższą metę pozostawać wiecznie tematem czyichś rozmów czy obiektem wypatrywania na korytarzach może być cokolwiek męczące. - Wywiadu chyba lepiej nie udzielać, nie wiadomo jakie słowa mogą Ci wcisnąć w usta - skrzywiła się. Nie przepadała za dziennikarzami, nierzadko któryś zniszczył komuś życie czy opinię bezpodstawnymi plotkami.
- A ja wierzę, że ją wygrasz. Że będziesz ją wygrywał za każdym razem, kiedy przyjdzie Ci się z tym zmierzyć - spojrzała mu w oczy. - Bo świat jest piękny, tylko czasem zniekształcony ludzką podłością i uczynkami. Trzeba tylko wydobyć go na wierzch spod wszystkich brudów, zauważać to, co jest w nim dobre i piekne - uśmiechnęła się delikatnie. Spojrzała na jego dłoń, którą wyciągnął w jej kierunku. Uniosła swoją i ich palce złączyły się, a Dasza ścisnęła je lekko, kiedy wstawała.
- Nie powinieneś jeszcze chwilę tutaj zostać? - zapytała machinalnie, niemal retorycznie. W końcu i jej wydawało się, że dłuższe przebywanie tutaj nie da nic lepszego niż to, co do tej pory mu pomogło. Równie dobrze leczyć mógł się gdziekolwiek.
- Z pewnością - przytaknęła mu. - Ale każdy ma swoje dziwactwa, prawda? - spojrzała na niego, a w oczach zapaliły jej się nieśmiałe ogniki. Cieszyła się, widząc jego uśmiech. Choćby ten najbardziej delikatny, byleby nie ten, który był tak lodowaty, ironiczny, który kierowany był nie do niej, a przeciwko niej. I ona uśmiechnęła się na jego następne słowa.
- Nie sądzę, żebym była aż tak ciekawym obiektem, żeby ktoś zainteresował się takim artykułem, jeszcze popsujesz sobie opinię! - zaśmiała się. - Chociaż czy ja wiem.. Ciekawe co by ludzie pomysleli, widząc tylko to jedno zdanie w gazecie, może przynajmniej raz byłabym w centrum uwagi. Nie wiem jak to jest - przyznała, chociaż czy naprawde by tego chciała? Jednak chyba na dłuższą metę pozostawać wiecznie tematem czyichś rozmów czy obiektem wypatrywania na korytarzach może być cokolwiek męczące. - Wywiadu chyba lepiej nie udzielać, nie wiadomo jakie słowa mogą Ci wcisnąć w usta - skrzywiła się. Nie przepadała za dziennikarzami, nierzadko któryś zniszczył komuś życie czy opinię bezpodstawnymi plotkami.
- A ja wierzę, że ją wygrasz. Że będziesz ją wygrywał za każdym razem, kiedy przyjdzie Ci się z tym zmierzyć - spojrzała mu w oczy. - Bo świat jest piękny, tylko czasem zniekształcony ludzką podłością i uczynkami. Trzeba tylko wydobyć go na wierzch spod wszystkich brudów, zauważać to, co jest w nim dobre i piekne - uśmiechnęła się delikatnie. Spojrzała na jego dłoń, którą wyciągnął w jej kierunku. Uniosła swoją i ich palce złączyły się, a Dasza ścisnęła je lekko, kiedy wstawała.
- Nie powinieneś jeszcze chwilę tutaj zostać? - zapytała machinalnie, niemal retorycznie. W końcu i jej wydawało się, że dłuższe przebywanie tutaj nie da nic lepszego niż to, co do tej pory mu pomogło. Równie dobrze leczyć mógł się gdziekolwiek.
- Sahir Nailah
Re: Łóżka
Wto Lis 18, 2014 5:24 pm
Dłoń była chłodna, uścisk słaby, nie mniej pomógł jej wstać, by następnie wsunąć dłonie w rękawy płaszcza - mróz wokół przytłaczał, te ściany przytłaczały - lepiej było szybko stąd odejść, zakopać się w łóżku i tam pozostać, przynajmniej do czasu, aż działanie zwalającego z nóg leku przestanie działać, do którego pielęgniarka na pewno dosypała usypiające proszki w końskiej dawce - taki pech, że na wampirzy organizm wszystko działało słabiej... I zaleta jednocześnie, bo niedawno został ukąszony przez węża w trakcie bójki, od którego każdy normalny człowiek umarłby w minutę. Albo i parę sekund.
- Tutaj nie ma czego wygrywać, Daszo. Umrę, jeśli nie będę pożywiał się ludzką krwią. Nie ma przed tym ucieczki. To... - Obrócił się, by spojrzeć na kubek stojący na szafeczce przy łóżku, w którym pielęgniarka przyniosła jakiś napar. - To tylko sztucznie niweluje działanie pragnienia. - Pamiętasz, co ci jedna osoba powiedziała? Że choćby miała zginąć, nie pozwoli ci stać się bestią, że będzie cię powstrzymywać za każdym razem, w kółko i w kółko... Cóż, czcza gadanina. Już bardzo wiele się tego nasłuchałeś. Obietnice już nic dla ciebie nie znaczyły, zbyt wiele razy złamane.
- Zresztą nie ważne. Zostawmy ten temat. - Nie czułeś potrzeby, żeby go wiercić, wręcz przeciwnie. - Równie dobrze mogę kontynuować kurację we własnym łóżku. Było tam znacznie bezpieczniej pod względem tego, że były małe szanse, by ktoś nagle wparował ranny, a już na pewno nie było narażenia na plączące się tłumy przeziębionych nastolatków, czy czegoś podobnego.
[z/t x2]
- Tutaj nie ma czego wygrywać, Daszo. Umrę, jeśli nie będę pożywiał się ludzką krwią. Nie ma przed tym ucieczki. To... - Obrócił się, by spojrzeć na kubek stojący na szafeczce przy łóżku, w którym pielęgniarka przyniosła jakiś napar. - To tylko sztucznie niweluje działanie pragnienia. - Pamiętasz, co ci jedna osoba powiedziała? Że choćby miała zginąć, nie pozwoli ci stać się bestią, że będzie cię powstrzymywać za każdym razem, w kółko i w kółko... Cóż, czcza gadanina. Już bardzo wiele się tego nasłuchałeś. Obietnice już nic dla ciebie nie znaczyły, zbyt wiele razy złamane.
- Zresztą nie ważne. Zostawmy ten temat. - Nie czułeś potrzeby, żeby go wiercić, wręcz przeciwnie. - Równie dobrze mogę kontynuować kurację we własnym łóżku. Było tam znacznie bezpieczniej pod względem tego, że były małe szanse, by ktoś nagle wparował ranny, a już na pewno nie było narażenia na plączące się tłumy przeziębionych nastolatków, czy czegoś podobnego.
[z/t x2]
- Elizabeth Cook
Re: Łóżka
Wto Lis 25, 2014 10:07 pm
Weszła wolnym krokiem do sali, a następni usiadła na jednym łóżku. Oparła się o łóżko,a po chwili podeszła do niej pielęgniarka, obejrzała ją dokładnie i kazała się położyć do łóżka. Po chwili do jej rąk trafiła szpitalna piżama. Dobrze, że była z mare fajnego materiału. Odłożyła na bok ubranie i zdjęla swój płaszcz jak i zarówno odwinęła szalik, który miała. Położyła swoje ubranie na oparciu krzesła. A kiedy ponownie usiadła poczuła spory dreszcz na całym ciele. Zrobiło się jej niemiłosiernie zimno, drżała, a jej ręce były lodowate, ale to z powodu problemów z krążeniem. Położyła się do łóżka, i zakryła tak do pasa. Zamknęła oczy próbując jakoś się rozgrzać.
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Wto Lis 25, 2014 11:01 pm
Chłopak oparł się o ścianę i po prostu milczał. Uznał, że chyba lepiej będzie jak nie odezwie się ani słowem. W końcu sam tutaj wylądował po tym jak zaniedbał swoje przeziębienie. Teraz na szczęście czuł się już znacznie lepiej, no i dostał nauczkę, że nie warto zgrywać bohatera za wszelką cenę bo efekty tego mogą być naprawdę kiepskie.
-Zostajesz jednak...- Mruknął i podszedł do niej siadając spokojnie obok łóżka. Wyciągnął nogi przed siebie i wbił brązowe tęczówki w bliżej nie określony punkt.
-Wiesz... jak byś czegoś potrzebowała to powiedz mi słowo a ja o to zadbam- Zapewnił ją. Cóż osoba chora wymagała trochę więcej uwagi, a i on cały czas czuł się winny, że to przez niego. W końcu gdyby na nią tak nie naskoczył nie musiała by siedzieć na ziemnej ziemi. Chciał jej to po prostu w jakiś sposób zrekompensować. To, że był tak bardzo nieczułym i zimnym draniem który najpierw mówiła dopiero potem myślał. Sam doskonale wiedział, że mógł przepraszać i milion razy, ale słowa zawsze zostawiają jakiś ślad w duszy którego wcale nie tak łatwo się pozbyć. A w wielu wypadkach jest to wręcz niemożliwe.
-Zostajesz jednak...- Mruknął i podszedł do niej siadając spokojnie obok łóżka. Wyciągnął nogi przed siebie i wbił brązowe tęczówki w bliżej nie określony punkt.
-Wiesz... jak byś czegoś potrzebowała to powiedz mi słowo a ja o to zadbam- Zapewnił ją. Cóż osoba chora wymagała trochę więcej uwagi, a i on cały czas czuł się winny, że to przez niego. W końcu gdyby na nią tak nie naskoczył nie musiała by siedzieć na ziemnej ziemi. Chciał jej to po prostu w jakiś sposób zrekompensować. To, że był tak bardzo nieczułym i zimnym draniem który najpierw mówiła dopiero potem myślał. Sam doskonale wiedział, że mógł przepraszać i milion razy, ale słowa zawsze zostawiają jakiś ślad w duszy którego wcale nie tak łatwo się pozbyć. A w wielu wypadkach jest to wręcz niemożliwe.
- Elizabeth Cook
Re: Łóżka
Wto Lis 25, 2014 11:11 pm
Dopiero po chwili rozgrzała się czując na ciele gorące dreszcze, to chyba były pierwsze oznaki choroby...Podwinęła wyżej kołdrę i zakryła się po szyję. Dostała po chwili od pielęgniarki tabletki, które były strasznie gorzkie, musiała je popić dużą ilością wody. W dodatku poczuła ten niesmaczny smak na języku po połknięciu lekarstwa. Spojrzała na chłopak przytykając do nosa chusteczkę wydmuchać nos.
-Niestety, bywam tutaj w miarę regularnie. -To raczej nie była rzecz, którą mogła się pochwalić, nikt nie lubi być chory i leżeć cały dzień w łóżku. A branie lekarstw jest gorsze od tego leżenia w łóżku.
-Wiesz to miłe, że tutaj ze mną jesteś to miły gest. - Powiedziała łagodnie lekko się uśmiechając, po czym przyglądała się sylwetce chłopaka korzystając z okazji, że nie patrzy w jej stronę. Przygladała się głównie twarzy i od pasa w górę stwierdziła, że gdyby był taki prawdziwy na co dzień jak jest teraz to może nawet mogła by się w nim zakochać...To była całkiem miła myśl, która przyszła jej na myśl, takie miłe myśli powinna pielęgnować. Choć to tylko marzenie, to mimo wszystko może kiedyś się spełni. Taka prawdziwa miłość, może nie jak z filmu, ale taka zwykła może nawet od pierwszego wejrzenia.
-Niestety, bywam tutaj w miarę regularnie. -To raczej nie była rzecz, którą mogła się pochwalić, nikt nie lubi być chory i leżeć cały dzień w łóżku. A branie lekarstw jest gorsze od tego leżenia w łóżku.
-Wiesz to miłe, że tutaj ze mną jesteś to miły gest. - Powiedziała łagodnie lekko się uśmiechając, po czym przyglądała się sylwetce chłopaka korzystając z okazji, że nie patrzy w jej stronę. Przygladała się głównie twarzy i od pasa w górę stwierdziła, że gdyby był taki prawdziwy na co dzień jak jest teraz to może nawet mogła by się w nim zakochać...To była całkiem miła myśl, która przyszła jej na myśl, takie miłe myśli powinna pielęgnować. Choć to tylko marzenie, to mimo wszystko może kiedyś się spełni. Taka prawdziwa miłość, może nie jak z filmu, ale taka zwykła może nawet od pierwszego wejrzenia.
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Sro Lis 26, 2014 12:10 am
Zakochanie czy jakieś głębsze uczucia u kyo?... cóż wiedział co to miłość, ale był przekonany, że przestał umieć kochać kogo kolwiek. Ile uczuć, ile marzeń musiał zamknąć w złotej klatce aby nigdy nikogo więcej nie skrzywdzić. Nikt tak naprawdę nie wiedział ile chłopak poświęcił. Poświęcił tak naprawdę samego siebie aby to co miało miejsce kiedyś nigdy więcej się nie powtórzyło. Stracił coś czego tak naprawdę nikt nigdy nie chciał stracić... samego siebie, chociaż w tym wypadku słowo "stracił" może nie jest do końca odpowiednie. Lepiej będzie powiedzieć, że zgubił i nie mógł po prostu odnaleźć tego, ale nie oszukujmy się jak zguba miała się znaleźć jak on sam kompletnie nie miał pojęcia czego niby w tym mroku szukał, i co chciał znaleźć.
Kątem oka popatrzył na dziewczynę która wyraźnie mu się przyglądała. Uśmiechnął się tylko delikatnie kącikiem ust i udał, że tego nie widział. Tak bardzo ciężko było mu określić swoje uczucia co do niej, coś go do niej ciągnęło, ale z drugiej strony chciał wybudować mur który będzie ich od siebie oddzielał, ale nie poróżni jednocześnie. A to nie było wcale takie łatwe.
-To nic takiego. Po prostu głupio mi, że tak na ciebie naskoczyłem. Chwilami zapominam, że mam do czynienia z tak delikatnym kwiatem- Fakt, kiedy na nią patrzył widział w niej kogoś silnego, nawet jeżeli ona sama nie odnajdywała tego w sobie. Przez co po prostu czasami się zapominał.
Kątem oka popatrzył na dziewczynę która wyraźnie mu się przyglądała. Uśmiechnął się tylko delikatnie kącikiem ust i udał, że tego nie widział. Tak bardzo ciężko było mu określić swoje uczucia co do niej, coś go do niej ciągnęło, ale z drugiej strony chciał wybudować mur który będzie ich od siebie oddzielał, ale nie poróżni jednocześnie. A to nie było wcale takie łatwe.
-To nic takiego. Po prostu głupio mi, że tak na ciebie naskoczyłem. Chwilami zapominam, że mam do czynienia z tak delikatnym kwiatem- Fakt, kiedy na nią patrzył widział w niej kogoś silnego, nawet jeżeli ona sama nie odnajdywała tego w sobie. Przez co po prostu czasami się zapominał.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach