- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Pią Sty 06, 2017 3:44 am
Niepokój. To właśnie odczuwał Giotto po ostatnim spotkaniu ze swoim bratem i rówieśniczką ze Slytherinu, gdyż potrenowali trochę używanie czarów - zwłaszcza tych pojedynkowych. Jak się okazało, to, że Nero wyuczył się zaklęć niewerbalnych, nie świadczyło o tym, że jest w stanie czarować bez problemu, raz po raz tworząc kolejne magiczne ataki i pociski. To był dopiero początek ćwiczeń. Zdawało mu się nawet, że własna różdżka nie współgra z jego myślami i nie potrafiąc ich rozczytać, nie wytwarza również żadnej magii. Był zły na nią, na czary, ale głównie na siebie, gdyż wiedział, że po prostu przecenił swoje możliwości. Pojawiły się wątpliwości... czy aby na pewno Giotto jest gotowy na niebezpieczną podróż, którą planuje już od kilku miesięcy? Na swej drodze spotka wielu silnych czarodziejów, którzy mogą nie ugiąć się przed jego sprytem. Co się stanie, gdy dojdzie do bezpośredniego starcia z czarnoksiężnikiem na przykład? Jedno złe protego i będzie miał wzmiankę o sobie w nekrologu magicznym.
Musiał odpocząć. Od pewnego czasu źle sypiał, a to zaczęło odbijać się na jego zdrowiu i umiejętnościach - był nieskupiony, ospały i wiecznie w złym humorze. Podczas gdy jeszcze kilka dni temu podczas rozmowy na przykład z Charlotte, był dość dostępny, nawet jak na niego. Paradoksalnie, nie była to wina egzaminów - nimi w ogóle się nie przejmował, zrobił to co mógł w kwestii tego. Miewał koszmary, martwił się i nadużywał magii, przez co nie regenerował sił w odpowiedni sposób. Koniec końców również podczas egzaminów dało się to we znaki, gdyż nie potrafił wykonać części zadań.
Mając w ręku jedną księgę, która zawierała w sobie tajniki magii niewerbalnej, Nero przemierzał korytarz pierwszego piętra, wiedząc od początku, dokąd chce się udać. Kamienny parapet wyłożony poduszkami był idealnym miejscem, w którym będzie mógł spędzić trochę czasu w samotności. Większość uczniów Hogwartu żyła już balem, dlatego Giotto nie martwił się o dostępność tego miejsca dzisiaj, wszakże wszelkie przymiarki odbywały się w dormitoriach.
Znalazłszy upragnione miejsce, usiadł na kamiennym parapecie, rozsiadając się wygodnie na poduszkach. Chwilę później zmienił pozycję na leżącą, ówcześnie podnosząc sobie poduszkę pod głowę. Wygiął jedną rękę do tyłu, by stanowiła dodatkowe oparcie dla jego szyi i by mógł swobodnie czytać treść księgi, która otwarta spoczęła w drugiej dłoni.
No i tak leżał przez blisko kilkanaście minut. Nie wiedząc kiedy, pismo znalazło się na jego klatce piersiowej, zaś twarz powędrowała w lewą stronę, przeciwległą do błoni. Z zamkniętymi oczami Giotto leżał chwilę w prawie bezruchu, po czym po prostu zasnął. Mógł to zwalić na przemęczenie, ale co by nie mówić - było tu tak spokojnie, że bez problemu udało mu się przymknąć ślepia i odlecieć do krainy serników.
Musiał odpocząć. Od pewnego czasu źle sypiał, a to zaczęło odbijać się na jego zdrowiu i umiejętnościach - był nieskupiony, ospały i wiecznie w złym humorze. Podczas gdy jeszcze kilka dni temu podczas rozmowy na przykład z Charlotte, był dość dostępny, nawet jak na niego. Paradoksalnie, nie była to wina egzaminów - nimi w ogóle się nie przejmował, zrobił to co mógł w kwestii tego. Miewał koszmary, martwił się i nadużywał magii, przez co nie regenerował sił w odpowiedni sposób. Koniec końców również podczas egzaminów dało się to we znaki, gdyż nie potrafił wykonać części zadań.
Mając w ręku jedną księgę, która zawierała w sobie tajniki magii niewerbalnej, Nero przemierzał korytarz pierwszego piętra, wiedząc od początku, dokąd chce się udać. Kamienny parapet wyłożony poduszkami był idealnym miejscem, w którym będzie mógł spędzić trochę czasu w samotności. Większość uczniów Hogwartu żyła już balem, dlatego Giotto nie martwił się o dostępność tego miejsca dzisiaj, wszakże wszelkie przymiarki odbywały się w dormitoriach.
Znalazłszy upragnione miejsce, usiadł na kamiennym parapecie, rozsiadając się wygodnie na poduszkach. Chwilę później zmienił pozycję na leżącą, ówcześnie podnosząc sobie poduszkę pod głowę. Wygiął jedną rękę do tyłu, by stanowiła dodatkowe oparcie dla jego szyi i by mógł swobodnie czytać treść księgi, która otwarta spoczęła w drugiej dłoni.
No i tak leżał przez blisko kilkanaście minut. Nie wiedząc kiedy, pismo znalazło się na jego klatce piersiowej, zaś twarz powędrowała w lewą stronę, przeciwległą do błoni. Z zamkniętymi oczami Giotto leżał chwilę w prawie bezruchu, po czym po prostu zasnął. Mógł to zwalić na przemęczenie, ale co by nie mówić - było tu tak spokojnie, że bez problemu udało mu się przymknąć ślepia i odlecieć do krainy serników.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 9:26 pm
Po treningu tak naprawdę potrzebowałaby gorącej kąpieli, najlepiej w łazience prefektów. Już na samą myśl o wrzącej wodzie, olejkach aromatycznych i pianie potrafiła się zrelaksować. Tylko na chwilę ledwie, bo z natury była czarodziejem dość twardo stąpającym po ziemi, więc sieganie strefy marzeń i fantazji nie leżało w jej naturze. Dlatego właśnie swoje pragnienia wolała spełniać, niż tylko o nich rozmysłach. Była raczej zdecydowana co do tego, czego chciała od życiu i każe, nawet najmniejsze punkty do przejścia po drodze, nie były dla niej żadną przeszkodą. Tak jak i w tym momencie żadnym problemem nie był dla niej fakt, że do łazienki prefektów dostęp mieli tylko wspomniani Ci właśnie, albo kapitanowie drużyn. Tyle o ile było jej jednak wiadomo, a wilkim fanem Quidditcha nie była, to jednego kapitanów chyba znała.
Nie mógł się daleko oddalić. Lynette w tym czasie zdążyła wziąć tylko bardzo szybki prysznic i przebrać się w świeże szaty. Przykładnie długa spódnica sięgała jej kolan, ale już koszula, chociaż zapięta na biuście, z niedbale podwiniętymi rękawami i luźno zawiązanym krawatem wyglądała dość nonszalancko. Tym razem wewnątrz pomieszczenie odpuściła sobie szatę. Chociaż od razu tego pożałowała, kiedy krążyła po zimnych lochach długi czas, zanim postanowiła się zmienić piętro poszukiwań. Że go znalazła, to graniczyło z cudem w tak wielkiej szkole. Mieli jednak podobny sposób myślenia. Oboje szukali miejsc wygodnych, dogodnych do nauki i odosobnionych od reszty osób.
Nie spodziewała się go zastać śpiącego. Idąc korytarzem z początku nie zwróciła na niego uwagi. Bardziej niż jego sylwetka w oczy rzuciła jej się najpierw książka ułożona na jego torsie, ledwie podtrzymywana ręką. Przeczytała tytuł i dopiero wtedy jej wzrok przeniósł się wyżej, na twarz. Uśmiechnęła się przy tym dość sardonicznie pod nosem, kiedy rozpoznała w nim Nero. Jak nie on. Taki spokojny, a po jego twarzy prawie w ogóle nie było widać aury lekceważenia i bezczelności, jaką zwykle rozsiewał wokół siebie.
Kucnęła przed nim, opierając ramiona na krawędzi niskiego parapetu i wyciągnęła dłoń do górę, szczypiąc go w policzek. Było w tym coś wrednego, perfidnego, jak i pieszczotliwego, choć proporcje były ta nierówne i przepełnione jej zwyczajowym wyrachowaniem, że trudno było się w tym doszukiwać rzeczywiście prawdziwej pieszczoty.
— Nero, otwórz mi Łazienkę Prefektów — poprosiła, chociaż ton prośby wcale nie przypominał, a raczej zwykłe stwierdzenie. Korzystała z jego rozespania, kiedy ledwie co uchylił powieki.
Nie mógł się daleko oddalić. Lynette w tym czasie zdążyła wziąć tylko bardzo szybki prysznic i przebrać się w świeże szaty. Przykładnie długa spódnica sięgała jej kolan, ale już koszula, chociaż zapięta na biuście, z niedbale podwiniętymi rękawami i luźno zawiązanym krawatem wyglądała dość nonszalancko. Tym razem wewnątrz pomieszczenie odpuściła sobie szatę. Chociaż od razu tego pożałowała, kiedy krążyła po zimnych lochach długi czas, zanim postanowiła się zmienić piętro poszukiwań. Że go znalazła, to graniczyło z cudem w tak wielkiej szkole. Mieli jednak podobny sposób myślenia. Oboje szukali miejsc wygodnych, dogodnych do nauki i odosobnionych od reszty osób.
Nie spodziewała się go zastać śpiącego. Idąc korytarzem z początku nie zwróciła na niego uwagi. Bardziej niż jego sylwetka w oczy rzuciła jej się najpierw książka ułożona na jego torsie, ledwie podtrzymywana ręką. Przeczytała tytuł i dopiero wtedy jej wzrok przeniósł się wyżej, na twarz. Uśmiechnęła się przy tym dość sardonicznie pod nosem, kiedy rozpoznała w nim Nero. Jak nie on. Taki spokojny, a po jego twarzy prawie w ogóle nie było widać aury lekceważenia i bezczelności, jaką zwykle rozsiewał wokół siebie.
Kucnęła przed nim, opierając ramiona na krawędzi niskiego parapetu i wyciągnęła dłoń do górę, szczypiąc go w policzek. Było w tym coś wrednego, perfidnego, jak i pieszczotliwego, choć proporcje były ta nierówne i przepełnione jej zwyczajowym wyrachowaniem, że trudno było się w tym doszukiwać rzeczywiście prawdziwej pieszczoty.
— Nero, otwórz mi Łazienkę Prefektów — poprosiła, chociaż ton prośby wcale nie przypominał, a raczej zwykłe stwierdzenie. Korzystała z jego rozespania, kiedy ledwie co uchylił powieki.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 9:32 pm
Niechętnie musiał to przyznać, ale Lynette była akurat jedną z tych osób, które potrafiły go namierzyć. Jeśli byłby jakiś przelicznik wszystkich ilości spotkań do ilości prób znalezienia go, z pewnością Nott miałaby najwyższy współczynnik tej statystyki i zostawiałaby resztę w dość dalekim tyle. Nie inaczej było dzisiaj, gdy już drugi raz tego samego dnia, dane było im zobaczyć się w jakichkolwiek okolicznościach. Oczywiście nie było to planowane, przynajmniej z jego strony, ale z pewnością też nie mógł zwalić tego na przypadek.
Giotto spał w najlepsze i tylko jej łagodny ton wybudził go z krainy serników, gdyż sam dotyk był na tyle delikatny, by nie poczuł tego małego uszczypnięcia. Leniwie otworzył swoje oczy i zobaczył dość przyjemny, acz nieoczekiwany i z pewnością zaskakujący widok. Dopiero po chwili ogarnięcia dostrzegł więcej jej detali i poczuł ładny zapach, którym niewątpliwie Lynette emanowała. Wszystkie bodźce zaczęły na niego działać, zatem i rozumek się włączył, co poskutkowało nieznacznym odsunięciem się od niej, by puściła jego policzek oraz by zwiększyć odległość między ich twarzami. Natychmiast podniósł się do siadu i przetarł oczy dłonią, chcąc jak najszybciej doprowadzić się do odpowiedniego stanu.
Westchnął lekko i spojrzał w oczy blondynki, prezentując lżejszą wersję codziennego chłodu.
- Nie mam do niej dostępu. - odparł spokojnie, choć nieco znużony w dalszym ciągu.
W jego głowie natychmiast pojawiło się pytanie - po co jej łazienka prefektów? Czyżby chęć przyjemności stała się nagłą potrzebą? Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko, patrząc cały czas na blondynkę.
- Spytaj Regulusa. - poinstruował ją, gdyż być może miała ubytek w informacjach, ale niestety Giotto nie był już kapitanem Slytherinu. Hasło znał, ale ze zwykłej przyzwoitości zatrzymał je dla siebie i nie zamierzał rozpowiadać go komukolwiek.
Giotto spał w najlepsze i tylko jej łagodny ton wybudził go z krainy serników, gdyż sam dotyk był na tyle delikatny, by nie poczuł tego małego uszczypnięcia. Leniwie otworzył swoje oczy i zobaczył dość przyjemny, acz nieoczekiwany i z pewnością zaskakujący widok. Dopiero po chwili ogarnięcia dostrzegł więcej jej detali i poczuł ładny zapach, którym niewątpliwie Lynette emanowała. Wszystkie bodźce zaczęły na niego działać, zatem i rozumek się włączył, co poskutkowało nieznacznym odsunięciem się od niej, by puściła jego policzek oraz by zwiększyć odległość między ich twarzami. Natychmiast podniósł się do siadu i przetarł oczy dłonią, chcąc jak najszybciej doprowadzić się do odpowiedniego stanu.
Westchnął lekko i spojrzał w oczy blondynki, prezentując lżejszą wersję codziennego chłodu.
- Nie mam do niej dostępu. - odparł spokojnie, choć nieco znużony w dalszym ciągu.
W jego głowie natychmiast pojawiło się pytanie - po co jej łazienka prefektów? Czyżby chęć przyjemności stała się nagłą potrzebą? Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko, patrząc cały czas na blondynkę.
- Spytaj Regulusa. - poinstruował ją, gdyż być może miała ubytek w informacjach, ale niestety Giotto nie był już kapitanem Slytherinu. Hasło znał, ale ze zwykłej przyzwoitości zatrzymał je dla siebie i nie zamierzał rozpowiadać go komukolwiek.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 9:51 pm
Utrzymała jego spojrzenie. Niełatwo było ja spłoszyć kontaktem wzrokowym, dlatego jej wzrok stał się tym bardziej intensywny, tak samo chłodny, ale nie tak samo odpychający. Jego zwyczajowo krzyczał, żeby dać mu spokój, jej w jakiś sposób mamił mimo wszystko. Pozostawała, mimo chęci, kobietą. Może właśnie dlatego nie mogła dogonić w niektórych tematach brata. Teraz jednak nie zamierzała się uginać. Podniosła się z kucek, siadając na krawędzi parapetu. Dłoń przełożyła nad jego udami, stabilnie przytrzymując się marmuru, żeby nie spaść, bo nie pozostawiał jej dużo miejsca. Cały czas nie spuszczała z niego spojrzenia, bo miała argument, jakiego nie miał jej brat – urok osobisty. Lubiła z niego korzystać.
— Nie pytam się Regulusa. Pytam Ciebie.
Poświęciła mu sto procent swojej uwagi, poprawiając mu zaraz potem kołnierzyk i materiał przekrzywionej na barkach koszuli. Zapewne z racji snu. Chwilę potem przejechała dłonią w dół po jego piersi wygładzając zagięcia i wycofała w końcu palce, opierając je na własnym udzie.
— Co robisz poza dormitorium? Zbliża się godzina obchodów. Lepiej, żeby nie zobaczyli tu Ciebie. Albo nas… razem. Twoje fanki mogą być niepocieszone.
Trochę się z niego nabijała, wpatrując się w jego zaspane oczy. Wyciągnęła wrednie dłoń w jego kierunku, nie przestając o drażnić, wcześniej, spojrzeniem, teraz dotykiem, zaczynając od nieszczęsnej koszuli, kończąc na skórze na jego karku. Oparła na nim smukle palce, trochę chłodne, kontrastujące z ciepłem jego skóry i spytała całkiem poważnie:
— Jakby to wyglądało, jakby ktoś patrzył na nas z boku?
Była po prostu ciekawa. Jego reakcji. I była znużona. Znużona i zmęczona Lynette, próbująca zapomnieć o bólu pleców uniemożliwiającym ją naukę, posuwała się do różnych, niepodobnych do siebie czynności.
— Nie pytam się Regulusa. Pytam Ciebie.
Poświęciła mu sto procent swojej uwagi, poprawiając mu zaraz potem kołnierzyk i materiał przekrzywionej na barkach koszuli. Zapewne z racji snu. Chwilę potem przejechała dłonią w dół po jego piersi wygładzając zagięcia i wycofała w końcu palce, opierając je na własnym udzie.
— Co robisz poza dormitorium? Zbliża się godzina obchodów. Lepiej, żeby nie zobaczyli tu Ciebie. Albo nas… razem. Twoje fanki mogą być niepocieszone.
Trochę się z niego nabijała, wpatrując się w jego zaspane oczy. Wyciągnęła wrednie dłoń w jego kierunku, nie przestając o drażnić, wcześniej, spojrzeniem, teraz dotykiem, zaczynając od nieszczęsnej koszuli, kończąc na skórze na jego karku. Oparła na nim smukle palce, trochę chłodne, kontrastujące z ciepłem jego skóry i spytała całkiem poważnie:
— Jakby to wyglądało, jakby ktoś patrzył na nas z boku?
Była po prostu ciekawa. Jego reakcji. I była znużona. Znużona i zmęczona Lynette, próbująca zapomnieć o bólu pleców uniemożliwiającym ją naukę, posuwała się do różnych, niepodobnych do siebie czynności.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 10:13 pm
Była dość dobrą obserwatorką, oraz nie peszyła się przy jakimkolwiek bliższym kontakcie wzrokowym. Ciężko było też ją zniechęcić samym spojrzeniem do zaprzestania jakichkolwiek prób uzyskiwania całej uwagi rozmówcy. Była inna, niż większość dziewczyn w Hogwarcie. Miała w sobie więcej kobiecości niż reszta uczennic, w dodatku była dużo dojrzalsza - zapewne dlatego w żaden sposób nie krzywiła się pod wpływem tak przeszywającego wzroku. Oczywiście duma i pozycja społeczna również pomagały jej w utrzymywaniu takiego usposobienia, ale jednak to w sobie znajdowała główną siłę do tego, by zachowywać się wedle swojego uznania - nie przejmując się dyktandem kogokolwiek. Tak jak teraz. Przecież jeszcze wczoraj dałaby mu w pysk, skręciła kark, pocięła i wrzuciła do Tamizy. Teraz poprawia mu kołnierzyk.
Nie przesunął się, gdy zajęła miejsce obok niego, gdyż jego zdaniem miała go dostatecznie dużo, nawet jeśli ona twierdziła, że ma go mało. Z początku nie przejmował się jej ruchami, być może miała po prostu potrzebę usiąść, czego on w żaden sposób nie negował. Z biegiem czasu i kolejnymi sekwencjami przez nią wykonywanymi, jego pewność siebie nieznacznie spadła. Nie lubił takich gierek, dla niego było to zwykłe pozerstwo i poprztykiwanie się. Był zbyt dojrzały na to, by angażować się w te gry. Nie miał też zamiaru spełniać jej zachcianki odnośnie łazienki prefektów.
Na jego twarz znowu zawitał niesamowity spokój, a jednocześnie chłód. Był jednak tym razem o wiele bardziej wymowny i przyprawiający wręcz o ciarki.
- Śpię. - rzekł oczywistą oczywistością. Było to najprostsze, a zarazem najtrafniejsze wyjaśnienie całej tej sytuacji. Co do zgrywu o fankach, jakoś nie miał zamiaru tego komentować. Jakby kiedykolwiek jego fanki były pocieszone... ach, zacznijmy od tego, że on nie ma fanek, a przynajmniej nie narzeka na nadmiar zainteresowania. Jeśli jakieś dziewczyny rozglądają się za nim w szkole, to robią to bardzo skutecznie poza jego radarem, chociaż o to wcale nie trudno, w końcu on ma wszystkich gdzieś.
Czując jej dłoń na swoim karku, mimowolnie obrócił nieznacznie głowę, sprawdzając, czy aby na pewno nie kryje się za tym jakiś podstęp. O dziwo chciała tylko kontaktu fizycznego, no i droczenia się. Tego akurat mógł się po Nott spodziewać.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? - odpowiedział niegrzecznie, bo pytaniem na pytanie, ale oddawało to w pełni jego podejście do tej sprawy. Nero miał gdzieś opinię innych i tak naprawdę, gdyby nawet ktoś ich teraz zobaczył, nie robiłby nic innego, czego nie zrobiłby nawet w samotności. Był sobą, w dodatku osobą w stu procentach szczerą, przy czym zdanie innych w ogóle się dla niego nie liczyło. To ich sprawa co by sobie w tych łbach ubzdurali.
Spojrzał na podręcznik leżący obok, a następnie z powrotem w ślepia Lynette, chcąc doszukać się odpowiedzi na całe te jej dziwne zachowanie.
Nie przesunął się, gdy zajęła miejsce obok niego, gdyż jego zdaniem miała go dostatecznie dużo, nawet jeśli ona twierdziła, że ma go mało. Z początku nie przejmował się jej ruchami, być może miała po prostu potrzebę usiąść, czego on w żaden sposób nie negował. Z biegiem czasu i kolejnymi sekwencjami przez nią wykonywanymi, jego pewność siebie nieznacznie spadła. Nie lubił takich gierek, dla niego było to zwykłe pozerstwo i poprztykiwanie się. Był zbyt dojrzały na to, by angażować się w te gry. Nie miał też zamiaru spełniać jej zachcianki odnośnie łazienki prefektów.
Na jego twarz znowu zawitał niesamowity spokój, a jednocześnie chłód. Był jednak tym razem o wiele bardziej wymowny i przyprawiający wręcz o ciarki.
- Śpię. - rzekł oczywistą oczywistością. Było to najprostsze, a zarazem najtrafniejsze wyjaśnienie całej tej sytuacji. Co do zgrywu o fankach, jakoś nie miał zamiaru tego komentować. Jakby kiedykolwiek jego fanki były pocieszone... ach, zacznijmy od tego, że on nie ma fanek, a przynajmniej nie narzeka na nadmiar zainteresowania. Jeśli jakieś dziewczyny rozglądają się za nim w szkole, to robią to bardzo skutecznie poza jego radarem, chociaż o to wcale nie trudno, w końcu on ma wszystkich gdzieś.
Czując jej dłoń na swoim karku, mimowolnie obrócił nieznacznie głowę, sprawdzając, czy aby na pewno nie kryje się za tym jakiś podstęp. O dziwo chciała tylko kontaktu fizycznego, no i droczenia się. Tego akurat mógł się po Nott spodziewać.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? - odpowiedział niegrzecznie, bo pytaniem na pytanie, ale oddawało to w pełni jego podejście do tej sprawy. Nero miał gdzieś opinię innych i tak naprawdę, gdyby nawet ktoś ich teraz zobaczył, nie robiłby nic innego, czego nie zrobiłby nawet w samotności. Był sobą, w dodatku osobą w stu procentach szczerą, przy czym zdanie innych w ogóle się dla niego nie liczyło. To ich sprawa co by sobie w tych łbach ubzdurali.
Spojrzał na podręcznik leżący obok, a następnie z powrotem w ślepia Lynette, chcąc doszukać się odpowiedzi na całe te jej dziwne zachowanie.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 10:35 pm
Utrzymała dłoń na jego karku, chociaż nie było w tym nic delikatnego. Palce zacisnęły się na nim mocniej, pomiędzy jego kręgami szyjnymi. Długie paznokcie wbiły się w skórę, kiedy jej wzrok stał się ostrzejszy.
— Niewiele o Tobie myślę, Nero — rzuciła zgodnie z prawdą, bo o ile potrafiła być na niego zła, w momentach, kiedy się widzieli, nie zaprzątała sobie nim głowy, kiedy pozostawał poza jej widokiem, czy tak jak teraz rozmawiali o rzeczach zupełnie abstrakcyjnych. Chciała mu zagrać na nerwach, ale nie dał się wyprowadzić z równowagi i chyba to było iście irytujące w tym jego spokoju. Nie cofała ręki, ale nie cofała dlatego, że nie lubiła przed kimkolwiek się uginać. Jedynie rozluźniła palce, opierając przegub na jego ramieniu. Opuszki mimochodem przesunęły się po jego skórze za kołnierzykiem koszuli, zanim palce zawisły w powietrzu.
— Chcę, żebyś poćwiczył ze mną zaklęcia — rzuciła wprost, tak po prawdzie za jego kark przytrzymując się jeszcze w pionie na siedzisku. Jemu ilość miejsca mogła się wydać spora, ona miała inną perspektywę patrzenia. — Co robisz w trakcie balu?
Jakby jej się nie spodobała odpowiedź, dłoń dalej miała w pogotowiu blisko jego karku. Mogła go tak skrobać paznokciami, aż w końcu zaczęłoby go obchodzić co do niego w danym momencie mówiła.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 10:57 pm
Odniósł po prostu mylne wrażenie, ale być może dlatego, że był jeszcze trochę zaspany i jej dotyk był z pewnością odczuwalny dużo mniej, aniżeli przy standardowym przygotowaniu na jakiekolwiek interakcje. Kiedy poczuł paznokcie wbijające się w jego skórę, już miał ochotę odepchnąć jej rękę. Gdy jednak zaniechała tego pomysłu, on również rozluźnił się, dzięki czemu nie musiał silić się na jakikolwiek bardziej wymagający ruch.
Domyślał się, że nie jest w centrum myśli Nott, ale niepotrzebnie jego zdaniem odnosiła się w ogóle do tego faktu. On to rzucił tylko na odczepne, by nie musiał tłumaczyć swoich racji, jak to bardzo w dupie ma wszystkich i wszystko to co się dzieje wokół.
Był oazą spokoju, przy czym nie dawał sobą manipulować, zatem Lynette ciężko było z nim rozmawiać i najwidoczniej to skłaniało ją do dalszych prób zagadywania go w jakiś sposób. Mogła i go nie lubić, mogła czuć niechęć do niego, a jednak cały czas lgnęła do niego, jakby była jedną z tych fanek, które przed chwilą jeszcze wyśmiewała.
- Z kolei ja tego nie chcę. - poinformował ją spokojnie, choć domyślał się, że ta odpowiedź może jej się nie spodobać.
Jakoś nie widział tego, by trenować z nią jakiekolwiek zaklęcia. Nie przepadali ze sobą, nie dogadywali się, więc jedynym pozytywem takiego rozwiązania byłby fakt, że mogliby legalnie wyżyć się na sobie nawzajem. Pytanie tylko czy trening wyładowujący napięcie jest istotą trenowania? On szukał czego innego w ćwiczeniach - spokoju i rozwijania umiejętności, nie było tam miejsca na wściekłość. Bo jak to mawiał jego trener: wściekły umysł, to wąski umysł...
Kolejne pytanie zbiło go nieco z tropu, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Jeszcze nie wiem. - odpowiedział szczerze. Miał zamiar się tam wybrać, ale ile czasu tam będzie, z kim przyjdzie, o której i co będzie tam robić, to była wielka niewiadoma. Z resztą, sam pobyt tam to nie było nic pewnego. W każdej chwili mógł zmienić podejście i się tam nie pojawić.
Domyślał się, że nie jest w centrum myśli Nott, ale niepotrzebnie jego zdaniem odnosiła się w ogóle do tego faktu. On to rzucił tylko na odczepne, by nie musiał tłumaczyć swoich racji, jak to bardzo w dupie ma wszystkich i wszystko to co się dzieje wokół.
Był oazą spokoju, przy czym nie dawał sobą manipulować, zatem Lynette ciężko było z nim rozmawiać i najwidoczniej to skłaniało ją do dalszych prób zagadywania go w jakiś sposób. Mogła i go nie lubić, mogła czuć niechęć do niego, a jednak cały czas lgnęła do niego, jakby była jedną z tych fanek, które przed chwilą jeszcze wyśmiewała.
- Z kolei ja tego nie chcę. - poinformował ją spokojnie, choć domyślał się, że ta odpowiedź może jej się nie spodobać.
Jakoś nie widział tego, by trenować z nią jakiekolwiek zaklęcia. Nie przepadali ze sobą, nie dogadywali się, więc jedynym pozytywem takiego rozwiązania byłby fakt, że mogliby legalnie wyżyć się na sobie nawzajem. Pytanie tylko czy trening wyładowujący napięcie jest istotą trenowania? On szukał czego innego w ćwiczeniach - spokoju i rozwijania umiejętności, nie było tam miejsca na wściekłość. Bo jak to mawiał jego trener: wściekły umysł, to wąski umysł...
Kolejne pytanie zbiło go nieco z tropu, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Jeszcze nie wiem. - odpowiedział szczerze. Miał zamiar się tam wybrać, ale ile czasu tam będzie, z kim przyjdzie, o której i co będzie tam robić, to była wielka niewiadoma. Z resztą, sam pobyt tam to nie było nic pewnego. W każdej chwili mógł zmienić podejście i się tam nie pojawić.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 11:18 pm
Przewróciłaby oczami, ale wiedziałby, że ją tym rozdrażnił, dlatego pozostała spokojna. Wzrok tylko na chwilę uciekł jej kontrolnie na błonia. Orientacyjnie na podstawie poziomu zaciemnienia otoczenia potrafiła stwierdzić, ze niewiele naprawdę brakuje do obchodu prefektów. Dlatego nie planowała tutaj z nim spędzać całego tego jeszcze dozwolonego czasu, namawiając go do czegoś, na co z miejsca nie wyrażał kategorycznie zgody.
Cofnęła dłoń z jego ramienia do siebie i zaczesała w zastanowieniu włosy na jedno ramię. Mówił, co chciał, ale ona i tak wiedziała swoje. Dlatego pozostawała powiedzmy potulna, a przynajmniej tak mogło się wydawać, chociaż myślała sobie po swojemu i interpretowała to jak chciała, widocznie nie widząc w zaistniałej sytuacji żadnej niekorzyści dla siebie.
— Znasz jakąkolwiek odpowiedź oprócz: „nie” z zasady, Giotto? Potrafisz wypowiedzieć więcej niż kilka słów? Czy wychowali Cię z trollami? Mówisz nawet w ich języku, to by się zgadzało. Tylko buźka nie ta, ale mów tak dalej to niedługo będzie do korzennej trollskiej, bardziej podobna.
Mruknęła już z wyraźną niechęcią do jego osoby. Zaraz jednak jej ton i postawa się zmieniła, kiedy wróciła do tematu końcoworocznej uroczystości.
— Co do balu.
Głos jej złagodniał, kiedy wstała, patrząc na niego z góry. Nie wstała rzecz jasna normalnie. Nie odmówiła sobie wraz z tym ruchem, przejechania dłonią po boku jego ciała, po stronie, po której trzymała jedną wspartą rękę. Nie chodziło o ten ruch, tylko o szybkie zgarnięcie jego książki, na moment przed tym, jak schowała ją za plecam, cofając się kilka kroków.
— To będę w pokoju pojedynkowym, jakbyś zmienił zdanie. Jedyna niepowtarzalna okazja poćwiczyć cały dzień, bez zbędnych rozproszeń w postaci innych uczniów. Twój wybór.
Kończąc wypowiedź ruszyła przed siebie, wyrzucając tomik o zaklęciach niewerbalnych przez otwarte okno. Miała ochotę spalić go prostym: Incendio, ale tytuł był na tyle niełatwy w zdobyciu, ze byłoby jej szkoda. Tymczasem księga wpadła w jakieś krzaki pod murem szkoły, dokładnie w momencie, którym Lynn wycedziła przez ramię:
— Nie lubię jak mi się odmawia.
Cofnęła dłoń z jego ramienia do siebie i zaczesała w zastanowieniu włosy na jedno ramię. Mówił, co chciał, ale ona i tak wiedziała swoje. Dlatego pozostawała powiedzmy potulna, a przynajmniej tak mogło się wydawać, chociaż myślała sobie po swojemu i interpretowała to jak chciała, widocznie nie widząc w zaistniałej sytuacji żadnej niekorzyści dla siebie.
— Znasz jakąkolwiek odpowiedź oprócz: „nie” z zasady, Giotto? Potrafisz wypowiedzieć więcej niż kilka słów? Czy wychowali Cię z trollami? Mówisz nawet w ich języku, to by się zgadzało. Tylko buźka nie ta, ale mów tak dalej to niedługo będzie do korzennej trollskiej, bardziej podobna.
Mruknęła już z wyraźną niechęcią do jego osoby. Zaraz jednak jej ton i postawa się zmieniła, kiedy wróciła do tematu końcoworocznej uroczystości.
— Co do balu.
Głos jej złagodniał, kiedy wstała, patrząc na niego z góry. Nie wstała rzecz jasna normalnie. Nie odmówiła sobie wraz z tym ruchem, przejechania dłonią po boku jego ciała, po stronie, po której trzymała jedną wspartą rękę. Nie chodziło o ten ruch, tylko o szybkie zgarnięcie jego książki, na moment przed tym, jak schowała ją za plecam, cofając się kilka kroków.
— To będę w pokoju pojedynkowym, jakbyś zmienił zdanie. Jedyna niepowtarzalna okazja poćwiczyć cały dzień, bez zbędnych rozproszeń w postaci innych uczniów. Twój wybór.
Kończąc wypowiedź ruszyła przed siebie, wyrzucając tomik o zaklęciach niewerbalnych przez otwarte okno. Miała ochotę spalić go prostym: Incendio, ale tytuł był na tyle niełatwy w zdobyciu, ze byłoby jej szkoda. Tymczasem księga wpadła w jakieś krzaki pod murem szkoły, dokładnie w momencie, którym Lynn wycedziła przez ramię:
— Nie lubię jak mi się odmawia.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 07, 2017 11:49 pm
We wszystkim co mówiła, doszukiwał się podstępu, zatem gdy tylko zagadywała go na różne sposoby - od razu wiedział, że kryje się za tym coś więcej, głównie korzyść dla niej. Nie miał zamiaru pomagać jej w jakikolwiek sposób, gdyż zwyczajnie za nią nie przepadał. Początkowo mógł wydawać się lekko ospały i zdekoncentrowany, ale wraz z każdym jej słowem wzmagała się u niego dziwna niechęć względem jej osoby. W dodatku sama nie dawała mu powodu do tego, by ocieplił się jej wizerunek w jego oczach. I jak widać, raz jeszcze miał racje - wystarczyło tylko kilka odpowiedzi, by Nott wróciła do swojej standardowej formy.
Spojrzał na nią już pewniej, ze standardowym chłodem.
- Jeśli ktoś na to zasługuje. - uświadomił ją, chcąc dobitnie wskazać na to, jak bardzo jej nie lubi, zwłaszcza w tej chwili. I najwidoczniej doigrał się, gdyż chwilę później stało się coś, czego nie przewidział, a nawet gdyby to zrobił, to za wszelką cenę starałby się zapobiec.
Obserwował ją uważnie, wiedząc, że Lynette zdolna jest do wszystkiego. Zmysłowe ruchy nie odwróciły jego uwagi, kątem oka cały czas zerkał na podręcznik oraz co najważniejsze, na swoje ciało, bo nie zostać w jakiś bestialski sposób przez nią potraktowany. Znalazła jednak odpowiedni moment, by zabrać mu księgę spod ręki. Instynktownie podniósł się z parapetu i stał już przed nią. Chwilę później pismo wyleciało przez okno, a on musiał ratować je zaklęciem Accio. Podręcznik na powrót spoczął w jego dłoni, a chwilę później został rzucony kilka metrów dalej na parapet.
Giotto podszedł pewnym krokiem do Nott i złapał ją dość mocno za lewe ramie, ściskając je w nieprzyjemny sposób. Gwałtownym ruchem podprowadził ją pod jedną ze ścian, całe szczęście miał jeszcze w pamięci dzisiejszy trening i wstrzymał się z agresją, gdy ta zaczęła się opierać plecami o ścianę. Widział po niej, że trochę daje jej się we znaki dzisiejszy sparing.
Zablokował jej obie możliwości do ucieczki i pochylił się nieznacznie, chcąc mieć z nią kontakt wzrokowy. Lewą ręką podtrzymywał ścianę tuż obok jej głowy, a druga znajdowała się w jego kieszeni.
- Ja z kolei nie lubię, gdy ktoś psuje moje plany. - odparł i chyba nie odnosiło się to tylko do jego obecności na balu. Nawiązał tym samym jeszcze do dzisiejszego treningu, w którym im przeszkodziła na samym początku. Dalej miał to w pamięci i dalej był na nią zły, że wpieprzyła się w ich chwilę ćwiczeń.
Wygiął nieznacznie głowę i przeleciał wzrokiem od jej szyi ku górze w stronę oczu. Odsunął się nieznacznie i dał jej więcej swobody, ukazując na powrót swój spokój, który w poprzedniej chwili został nieco nadwyrężony. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na nią tym razem już bez przenikliwości, tak o - zawiesił na niej oko po prostu.
- Zamierzam iść na ten bal, to jedyny powód, który powstrzymuje mnie od nakopania Ci. - odparł jej, wyjawiając tym samym choć część swoich planów. - Nie wiem jeszcze z kim, ale wybór między tobą, a litrami alkoholu jest oczywisty. - rzucił spokojnie, choć można było doszukać się w tym nieco kpiny.
Ślizgon obrócił się na pięcie i udał się kilka kroków na przód, chcąc znowu usiąść na kamiennym parapecie. W pewnej chwili jednak stanął w miejscu.
- Tobie też radzę tam iść. Może Ci się to przydać w przyszłym roku. - dodał nieco tajemniczo i wrócił na poprzednie miejsce, rozsiadając się tym razem o wiele wygodniej na poduszkach, znajdujących się na kamiennym parapecie. Chłopak nie przejął się zbytnio tym, że zaraz zaczyna się godzina obchodów i tak naprawdę chciał kontynuować przeglądanie podręcznika. Problem pojawił się jednak w czym innym - nie mógł się skupić, dlatego po prostu wpatrywał się w błonia i siedział tak w całkowitej ciszy.
Spojrzał na nią już pewniej, ze standardowym chłodem.
- Jeśli ktoś na to zasługuje. - uświadomił ją, chcąc dobitnie wskazać na to, jak bardzo jej nie lubi, zwłaszcza w tej chwili. I najwidoczniej doigrał się, gdyż chwilę później stało się coś, czego nie przewidział, a nawet gdyby to zrobił, to za wszelką cenę starałby się zapobiec.
Obserwował ją uważnie, wiedząc, że Lynette zdolna jest do wszystkiego. Zmysłowe ruchy nie odwróciły jego uwagi, kątem oka cały czas zerkał na podręcznik oraz co najważniejsze, na swoje ciało, bo nie zostać w jakiś bestialski sposób przez nią potraktowany. Znalazła jednak odpowiedni moment, by zabrać mu księgę spod ręki. Instynktownie podniósł się z parapetu i stał już przed nią. Chwilę później pismo wyleciało przez okno, a on musiał ratować je zaklęciem Accio. Podręcznik na powrót spoczął w jego dłoni, a chwilę później został rzucony kilka metrów dalej na parapet.
Giotto podszedł pewnym krokiem do Nott i złapał ją dość mocno za lewe ramie, ściskając je w nieprzyjemny sposób. Gwałtownym ruchem podprowadził ją pod jedną ze ścian, całe szczęście miał jeszcze w pamięci dzisiejszy trening i wstrzymał się z agresją, gdy ta zaczęła się opierać plecami o ścianę. Widział po niej, że trochę daje jej się we znaki dzisiejszy sparing.
Zablokował jej obie możliwości do ucieczki i pochylił się nieznacznie, chcąc mieć z nią kontakt wzrokowy. Lewą ręką podtrzymywał ścianę tuż obok jej głowy, a druga znajdowała się w jego kieszeni.
- Ja z kolei nie lubię, gdy ktoś psuje moje plany. - odparł i chyba nie odnosiło się to tylko do jego obecności na balu. Nawiązał tym samym jeszcze do dzisiejszego treningu, w którym im przeszkodziła na samym początku. Dalej miał to w pamięci i dalej był na nią zły, że wpieprzyła się w ich chwilę ćwiczeń.
Wygiął nieznacznie głowę i przeleciał wzrokiem od jej szyi ku górze w stronę oczu. Odsunął się nieznacznie i dał jej więcej swobody, ukazując na powrót swój spokój, który w poprzedniej chwili został nieco nadwyrężony. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na nią tym razem już bez przenikliwości, tak o - zawiesił na niej oko po prostu.
- Zamierzam iść na ten bal, to jedyny powód, który powstrzymuje mnie od nakopania Ci. - odparł jej, wyjawiając tym samym choć część swoich planów. - Nie wiem jeszcze z kim, ale wybór między tobą, a litrami alkoholu jest oczywisty. - rzucił spokojnie, choć można było doszukać się w tym nieco kpiny.
Ślizgon obrócił się na pięcie i udał się kilka kroków na przód, chcąc znowu usiąść na kamiennym parapecie. W pewnej chwili jednak stanął w miejscu.
- Tobie też radzę tam iść. Może Ci się to przydać w przyszłym roku. - dodał nieco tajemniczo i wrócił na poprzednie miejsce, rozsiadając się tym razem o wiele wygodniej na poduszkach, znajdujących się na kamiennym parapecie. Chłopak nie przejął się zbytnio tym, że zaraz zaczyna się godzina obchodów i tak naprawdę chciał kontynuować przeglądanie podręcznika. Problem pojawił się jednak w czym innym - nie mógł się skupić, dlatego po prostu wpatrywał się w błonia i siedział tak w całkowitej ciszy.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 08, 2017 3:13 am
Używanie siły przez mężczyzn było jednym z najszybszych możliwych sposobów na okazanie słabości, tak naprawdę. Może nie była tak samo krzepka jak on, nie grała w Quidditcha, żeby wyrabiać masę (chociaż byłaby zwinnym szukającym czy Obrońcą), ale miała inne swoje wartości. Oparta już plecami o ścianę za sobą, zadarła wyżej podbródek, patrząc z dołu w jego tęczówki oczu, mimochodem zaciskając palce na różdżce ulokowanej w kieszonce spódnicy. Ledwie jedynie musnęła palcami drewienka, kiedy cofnęła ja, nie dostrzegając w nim większego zagrożenia. Instynktownie oderwała plecy od muru za sobą, chcąc czy nie, zmniejszając między nimi odległość. Potwierdziła tym samym, że mały dystans i jego dominująca pozycja nie robi na niej wielkiego wrażenia.
Nie trudno było odgadnąć jaki temat poruszał.
— Popsułam? Otwórz oczy. Kiedy się wtrąciłam, w końcu przynajmniej zaczęło się coś dziać — mruknęła, nie chcąc mu się z tego tłumaczyć.
Opuściła głowę, widząc jak jego wzrok krąży od jej szyi w górę. Skróciła ją tym wizualnie, nieco zmieniając swój wizerunek, który teraz, nie chciała akurat żeby koncentrował się głównie na jej urodzie. Teraz rozmawiali do rzeczy. Nie mogła być tylko atrakcyjną dziewczyną. Chciała być równa jemu, a ku temu nie potrzebowali żadnych rozproszeń czy uprzedmiotawiania drugiej osoby, nawet jeśli tylko poprzez zwykłe spojrzenie.
— Och, błagam Cię. Zrób to. Nakop mi. Jeśli sprawi Ci to przyjemność — postawiła nacisk na ostatnie słowo, opierając się ręką za sobą, oddzielając swoje łopatki od zimnego muru, przez co teraz dłoń przejmowała chłód kamienia. Skrzywiła się tylko trochę, ale może bardziej niż na to, na jego słowa.
— Jeśli dasz radę. Alkohol w Twoim wypadku wydaje się bardziej realną opcją.
Mimochodem wypuściła powietrze z wolna z płuc, nie tyle z ulgą, co z pełnym komfortem, kiedy oddalił się od niej. Sama też oparła dłonie na biodrach w odpowiedzi na jego ręce założone na piersi. Milczała chwilę, uśmiechając się cynicznie i w ten sam sposób kręcąc głową.
— Coroczny bal może mi się przydać? Jeśli nie zamierzasz odegrać zjawiskowego striptizu to nie sądzę, żeby czekało tam na mnie coś, czego nie mogę przegapić.
Ruszyła za nim, już całkiem instynktownie, bez zastanowienia. Tym razem to ona oparła się o szybę obok jego głowy, z wygody. Stała za jego plecami, oddychając prawdopodobnie ciepłym powietrzem gdzieś obok jego ramienia. Patrzyła zamiast na jego profil w odbicie jego twarzy w szybie, dorzucając z przekąsem.
— Giotto Nero zachowuje się jak jedna z tych romantycznych, naiwnych czwartoklasistek modląca się o to, że któryś z piątoklasistów, szósto – w największym spełnieniu ich marzeń – zaprosi ją na bal? Pędź spełniać marzenia jakiejś czwartoklasistki, Nero — rzuciła z pełną kpiną wprost do jego ucha, specjalnie się nad nim pochylając, aby jej wypowiedź nabrała bardziej sarkastycznego wyrazu.
Nie trudno było odgadnąć jaki temat poruszał.
— Popsułam? Otwórz oczy. Kiedy się wtrąciłam, w końcu przynajmniej zaczęło się coś dziać — mruknęła, nie chcąc mu się z tego tłumaczyć.
Opuściła głowę, widząc jak jego wzrok krąży od jej szyi w górę. Skróciła ją tym wizualnie, nieco zmieniając swój wizerunek, który teraz, nie chciała akurat żeby koncentrował się głównie na jej urodzie. Teraz rozmawiali do rzeczy. Nie mogła być tylko atrakcyjną dziewczyną. Chciała być równa jemu, a ku temu nie potrzebowali żadnych rozproszeń czy uprzedmiotawiania drugiej osoby, nawet jeśli tylko poprzez zwykłe spojrzenie.
— Och, błagam Cię. Zrób to. Nakop mi. Jeśli sprawi Ci to przyjemność — postawiła nacisk na ostatnie słowo, opierając się ręką za sobą, oddzielając swoje łopatki od zimnego muru, przez co teraz dłoń przejmowała chłód kamienia. Skrzywiła się tylko trochę, ale może bardziej niż na to, na jego słowa.
— Jeśli dasz radę. Alkohol w Twoim wypadku wydaje się bardziej realną opcją.
Mimochodem wypuściła powietrze z wolna z płuc, nie tyle z ulgą, co z pełnym komfortem, kiedy oddalił się od niej. Sama też oparła dłonie na biodrach w odpowiedzi na jego ręce założone na piersi. Milczała chwilę, uśmiechając się cynicznie i w ten sam sposób kręcąc głową.
— Coroczny bal może mi się przydać? Jeśli nie zamierzasz odegrać zjawiskowego striptizu to nie sądzę, żeby czekało tam na mnie coś, czego nie mogę przegapić.
Ruszyła za nim, już całkiem instynktownie, bez zastanowienia. Tym razem to ona oparła się o szybę obok jego głowy, z wygody. Stała za jego plecami, oddychając prawdopodobnie ciepłym powietrzem gdzieś obok jego ramienia. Patrzyła zamiast na jego profil w odbicie jego twarzy w szybie, dorzucając z przekąsem.
— Giotto Nero zachowuje się jak jedna z tych romantycznych, naiwnych czwartoklasistek modląca się o to, że któryś z piątoklasistów, szósto – w największym spełnieniu ich marzeń – zaprosi ją na bal? Pędź spełniać marzenia jakiejś czwartoklasistki, Nero — rzuciła z pełną kpiną wprost do jego ucha, specjalnie się nad nim pochylając, aby jej wypowiedź nabrała bardziej sarkastycznego wyrazu.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 08, 2017 3:15 am
Prezentacja siły była w tym momencie potrzebna. Lynette czuła się wręcz bezkarnie, bawiąc się jego kosztem, a on nie mógł pozwolić na to, by jakaś tam Ślizgonka grała sobie według własnych zasad. Nie żeby był w stanie ją uderzyć, czy w jakiś poważniejszy sposób uszkodzić, ale jednak musiał stworzyć chociaż pozory tego, że nie cofnie się przed niczym, jeśli chodzi o obronę siebie i wszystkiego, co do niego należy. Poza tym, trzeba było utrzeć jej w jakiś sposób nosa, a tak agresywne zachowanie wydawało się być czymś, czego do tej pory nie mogła doświadczyć z jego strony.
Była zbyt pewna siebie i między innymi właśnie to go w niej drażniło. Jego zdaniem była po prostu zbyt sukowata, a on nie przepadał za takimi kobietami. Jej obycie nie ukazywało w żaden sposób klasy, a raczej bijącą arogancję i niechęć do otoczenia. W skrócie - odstraszała wszystkich, bo uważała się za lepszą. Nie żeby było to dla Nero uwłaczające, ale jednak nie przepadał za reprezentantami takich "szkół".
Nie chciał odnosić się do niczego więcej, dlatego wszystkie jej komentarze puścił obok siebie. Miał dość dyskusji z nią, ale jak widać Lynette miała inny plan na ich dzisiejszy wieczór. Walkę, nakopanie, tekst o alkoholu czy nawet striptiz puścił jej płazem. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy odniosła się do sytuacji innych uczennic ze szkoły.
Giotto kątem oka zerknął na rówieśniczkę i westchnął teatralnie, uśmiechając się cynicznie.
- Na swój sposób jest to urocze. - zaczął spokojnie. - No i, dalej czwartoklasistki są chętniej zapraszane, niż ty. To bardzo wymowne. - chciał być w tej chwili niemiły i chyba mu wyszło. Nie miał jednak pojęcia, czy ktoś czasem nie zaprosił jej już na bal. Nie zdziwiłby się, gdyby Nott odmówiła nawet kilku osobom, w końcu była jedną z najśliczniejszych dziewczyn w szkole. Pociągała większość męskiej części Hogwartu i tylko osobowość stała naprzeciwko znalezienia odpowiedniego partnera.
Wykorzystał chwilę, by poruszyć poprzednią kwestię.
- Prefekci, gracze Quidditcha, uczniowie... wszyscy zachowują się wtedy inaczej. Jesteś naiwna sądząc, że nic nie zyskujesz stawiając się tam. - dodał nieco tajemniczo, choć w sumie teraz miał dobre chęci.
Pomimo opini, jaką o niej posiadał, szanował jej umiejętności czarownicy oraz co najważniejsze - skill do latania na miotle. Widział ją kiedyś na zajęciach i wydawała się być potencjalnym graczem Quidditcha. Czas i relacje wszystko jednak zweryfikowały i gdy tylko on objął posadę kapitana, chyba na stałe pogrzebał jakiekolwiek szanse na jej angaż do drużyny. Miał tu jednak na myśli jedną sytuację, kiedy to zrekrutował do drużyny jednego z uczniów rok temu, właśnie podczas balu. Wcześniej nie pomyślałby, że taki ktoś nadawałby się do składu Slytherinu. A jednak.
Zwrócił się ku niej, obracając cało o dziewięćdziesiąt stopni, by twarz mieć naprzeciwko niej.
- Ehh. - rzucił oschle. - Jesteś idealna na królową balu, szkoda, że z ciebie taka suka. - bezpośrednio, bezkompromisowo i co najważniejsze - szczerze. Wyglądu nie mógł jej odmówić, ale charakter skutecznie zniechęcał. Musiał się więc tym podzielić, bo nie byłby sobą, gdyby nie wykazał w tej kwestii szczerości. Oczywiście był przygotowany na to, że zaraz zostanie zwyzywany od dupków, może dostanie w twarz, a może nawet wyciągnie różdżkę w jego stronę. Nie dbał jednak o to. Powiedział to, co zgadza się z jego osobowością.
- No ale... - zaczął. - Życzę szczęścia. Może komuś wystarczy twój tyłek i dekolt. - wrócił do poprzedniej pozycji i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując błonia.
Była zbyt pewna siebie i między innymi właśnie to go w niej drażniło. Jego zdaniem była po prostu zbyt sukowata, a on nie przepadał za takimi kobietami. Jej obycie nie ukazywało w żaden sposób klasy, a raczej bijącą arogancję i niechęć do otoczenia. W skrócie - odstraszała wszystkich, bo uważała się za lepszą. Nie żeby było to dla Nero uwłaczające, ale jednak nie przepadał za reprezentantami takich "szkół".
Nie chciał odnosić się do niczego więcej, dlatego wszystkie jej komentarze puścił obok siebie. Miał dość dyskusji z nią, ale jak widać Lynette miała inny plan na ich dzisiejszy wieczór. Walkę, nakopanie, tekst o alkoholu czy nawet striptiz puścił jej płazem. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy odniosła się do sytuacji innych uczennic ze szkoły.
Giotto kątem oka zerknął na rówieśniczkę i westchnął teatralnie, uśmiechając się cynicznie.
- Na swój sposób jest to urocze. - zaczął spokojnie. - No i, dalej czwartoklasistki są chętniej zapraszane, niż ty. To bardzo wymowne. - chciał być w tej chwili niemiły i chyba mu wyszło. Nie miał jednak pojęcia, czy ktoś czasem nie zaprosił jej już na bal. Nie zdziwiłby się, gdyby Nott odmówiła nawet kilku osobom, w końcu była jedną z najśliczniejszych dziewczyn w szkole. Pociągała większość męskiej części Hogwartu i tylko osobowość stała naprzeciwko znalezienia odpowiedniego partnera.
Wykorzystał chwilę, by poruszyć poprzednią kwestię.
- Prefekci, gracze Quidditcha, uczniowie... wszyscy zachowują się wtedy inaczej. Jesteś naiwna sądząc, że nic nie zyskujesz stawiając się tam. - dodał nieco tajemniczo, choć w sumie teraz miał dobre chęci.
Pomimo opini, jaką o niej posiadał, szanował jej umiejętności czarownicy oraz co najważniejsze - skill do latania na miotle. Widział ją kiedyś na zajęciach i wydawała się być potencjalnym graczem Quidditcha. Czas i relacje wszystko jednak zweryfikowały i gdy tylko on objął posadę kapitana, chyba na stałe pogrzebał jakiekolwiek szanse na jej angaż do drużyny. Miał tu jednak na myśli jedną sytuację, kiedy to zrekrutował do drużyny jednego z uczniów rok temu, właśnie podczas balu. Wcześniej nie pomyślałby, że taki ktoś nadawałby się do składu Slytherinu. A jednak.
Zwrócił się ku niej, obracając cało o dziewięćdziesiąt stopni, by twarz mieć naprzeciwko niej.
- Ehh. - rzucił oschle. - Jesteś idealna na królową balu, szkoda, że z ciebie taka suka. - bezpośrednio, bezkompromisowo i co najważniejsze - szczerze. Wyglądu nie mógł jej odmówić, ale charakter skutecznie zniechęcał. Musiał się więc tym podzielić, bo nie byłby sobą, gdyby nie wykazał w tej kwestii szczerości. Oczywiście był przygotowany na to, że zaraz zostanie zwyzywany od dupków, może dostanie w twarz, a może nawet wyciągnie różdżkę w jego stronę. Nie dbał jednak o to. Powiedział to, co zgadza się z jego osobowością.
- No ale... - zaczął. - Życzę szczęścia. Może komuś wystarczy twój tyłek i dekolt. - wrócił do poprzedniej pozycji i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując błonia.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 08, 2017 3:44 am
Zaśmiała się. Nie wyjaśniła dlaczego. Po prostu spuściła głowę śmiejąc się z jego własnej naiwności. Nawet jeśli naiwnie nie myślał, mówił tak naiwnie, że aż jej się go zrobiło szkoda. Śmiałaby się dłużej, ale jej śmiech był wyjątkowo perfidny, pozbawiony radosnej nutki i sprawiał, że im dłużej w nim trwała, tym bardziej sama odczuwała jego teatralność. A przerysowywanie pewnych rzeczy ją drażniło. Tak samo, jak bycie na pokaz. Dlatego zamilkła przekręcając dłoń wsparta na szybie i obróciła się plecami do niej, opierając się o szkło. Przywarła do niego łopatkami i pośladkami, zawisnąwszy w ten sposób nad jego wyciągniętymi na parapecie nogami. W ten sposób mogła swobodnie patrzeć na jego twarz.
— Ale jesteś czasami zabawny — stwierdziła w ten jeden sposób kwitując jego stwierdzenie. Dalej bawiąc się paznokciami na szybie. Przejeżdżała opuszkami palców po strukturze szkła, podążając wzrokiem za swoimi palcami. Rysowała tylko sobie znane wzory. W jednym miał rację, obecność prefektów, kapitanów drużyn, czy wybitnych uczniów, takich, którzy jak ona uczęszczali do Klubu Ślimaka, była mile widziana na końcoworocznym balu. Nie lubiła przyznawać komuś racji, ale on ją miał. Dlatego teraz chwilę milczała. Zawiesiła ruch, kiedy nazwał ją dość obelżywie, nawet jak na siebie. Spojrzała na niego z ukosa. To nie tak, że nie widziała co powiedzieć. Ona po prostu nie widziała w tym żadnej potrzeby. Zaraz potem zresztą uśmiechnęła się szeroko, całkiem uroczo:
— Dziękuję. Słodki jesteś.
Zabrzmiała naprawdę jakby właśnie powiedział jej najlepszy komplement, nawet wyciągnęła dłoń i uszczypnęła go zaczepnie w policzek, drugi raz tego dnia. Chwilę milczała, ale jednak nie mogła sobie odmówić pewnego komentarza.
— Może Twojemu kuzynowi? — zasugerowała, nawiązując do ich ostatniej rozmowy.
— Wiesz, to całkiem dobry tyłek i biust. Zamiast ich innym zazdrościć, mógłbyś sam sobie rościć do tych atrybutów prawa. Mówią, że to zdrowsze. Wiesz… fizjologia. Nie moja rzecz. Kobiety nie mają takich problemów.
Przesunęła się i siadła dalej na parapecie, po drugiej jego stronie, opierając się o zagłębienie obok okna plecami, tak, że mogła wygodnie siąść, teraz patrząc na niego z na przeciwka.
— Nie martw się, Giotto. W czwartej klasie na pewno jest ktoś kto już wyrósł z bielizny dla dzieci. Może ta… a nie, nie wiem. W sumie ich nie znam. To chyba jednak siódma klasa i mały biust. Albo hmmm… ta gryfonka… jak jej było? Syri? Syriusz? A nie, to chyba facet z długimi włosami.
— Ale jesteś czasami zabawny — stwierdziła w ten jeden sposób kwitując jego stwierdzenie. Dalej bawiąc się paznokciami na szybie. Przejeżdżała opuszkami palców po strukturze szkła, podążając wzrokiem za swoimi palcami. Rysowała tylko sobie znane wzory. W jednym miał rację, obecność prefektów, kapitanów drużyn, czy wybitnych uczniów, takich, którzy jak ona uczęszczali do Klubu Ślimaka, była mile widziana na końcoworocznym balu. Nie lubiła przyznawać komuś racji, ale on ją miał. Dlatego teraz chwilę milczała. Zawiesiła ruch, kiedy nazwał ją dość obelżywie, nawet jak na siebie. Spojrzała na niego z ukosa. To nie tak, że nie widziała co powiedzieć. Ona po prostu nie widziała w tym żadnej potrzeby. Zaraz potem zresztą uśmiechnęła się szeroko, całkiem uroczo:
— Dziękuję. Słodki jesteś.
Zabrzmiała naprawdę jakby właśnie powiedział jej najlepszy komplement, nawet wyciągnęła dłoń i uszczypnęła go zaczepnie w policzek, drugi raz tego dnia. Chwilę milczała, ale jednak nie mogła sobie odmówić pewnego komentarza.
— Może Twojemu kuzynowi? — zasugerowała, nawiązując do ich ostatniej rozmowy.
— Wiesz, to całkiem dobry tyłek i biust. Zamiast ich innym zazdrościć, mógłbyś sam sobie rościć do tych atrybutów prawa. Mówią, że to zdrowsze. Wiesz… fizjologia. Nie moja rzecz. Kobiety nie mają takich problemów.
Przesunęła się i siadła dalej na parapecie, po drugiej jego stronie, opierając się o zagłębienie obok okna plecami, tak, że mogła wygodnie siąść, teraz patrząc na niego z na przeciwka.
— Nie martw się, Giotto. W czwartej klasie na pewno jest ktoś kto już wyrósł z bielizny dla dzieci. Może ta… a nie, nie wiem. W sumie ich nie znam. To chyba jednak siódma klasa i mały biust. Albo hmmm… ta gryfonka… jak jej było? Syri? Syriusz? A nie, to chyba facet z długimi włosami.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 08, 2017 4:05 am
Jej śmiech był tak płytki i nieszczery, że tylko ktoś kto nigdy nie słyszał kogokolwiek śmiejącego się, mógłby sądzić, że miał on w sobie nutkę prawdy. Szczerze powiedziawszy, wisiało mu kompletnie jej zdanie, jej zachowania i to jakie ma podejście do pewnych spraw. Mogła myśleć o nim co chciała, mogła robić przy nim co chciała, byleby nie naruszała jego prywatności. Wiedział doskonale, że wyolbrzymił całą sprawę, ale cała ta gra polegała na wyolbrzymianiu pewnych rzeczy - zwłaszcza wad drugiej osoby.
Przez cały ten czas jak do niego mówiła, czy nawet gdy uszczypnęła go w policzek, nie patrzył na nią. Uważał, że widok błonia jest dużo bardziej ciekawszy, aniżeli blondynka kręcąca się przy kamiennym parapecie, na którym z resztą siedział. Z początku tekst o bracie traktował jak zwykłą, marną prowokację, jednakże z biegiem czasu zaczął się nad tym zastanawiać. Czyżby Enzo ją zaprosił na bal? Gdzie on miał oczy? No dobra, pewnie albo w okolicach jej biustu, albo na jej tyłku.
- Enzo to złoty chłopak. Pewnie było mu Cię szkoda. - rzekł chłodno.
Ziewnął delikatnie, prezentując swoją lekceważącą postawę odnośnie tej sprawy i jej komentarza o Gryfonach. Mówiła tak, jakby on się kumplował ze wszystkimi, a prawda była taka, że wśród czerwonych miał tylko jedną przyjaciółkę - paradoksalnie, jedyną w całej szkole.
- Widywałem lepsze. - skwitował krótko cały ten temat odnośnie fizjologii. I nie kłamał, bo jeśli chodzi o ciało, to może i Nott miała świetne, nie oznaczało jednak to tego, że było doskonałe i że nie widział seksowniejszych.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i w końcu przeniósł wzrok na Lynette, która właśnie rzuciła jakiś tekst o Gryffindorze. Typowa Ślizgonka, wjechać na czerwonych przy każdej okazji. Choć musiał przyznać, że komentarz o Syriuszu był dość w punkt. Sam nie przywiązywał wagi do wyglądu kogokolwiek, to jednak był z tych, którzy twierdzili, że mężczyzna w krótkich włosach prezentuje się dużo dojrzalej i męsko. Nie mógł odmówić jej trafnego komentarza.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko.
- Też się czasem mylę. - rzekł bardzo spokojnie.
Nietrudno było przyznać jej rację w tej sprawie, dlatego nic wielkiego sobie z tego nie robił, że pierwszy raz od wielu wymian w czymś się zgodzili. Jednak nic tak nie łączyło wspólnoty następców Salazara jak wyśmiewanie się z patałachów z Gryffindoru. Dość wspomnieć o tym, że kilka dni temu spuścili im monstrualny wpierdol w Quidditcha, pokonując czerwonych do zera.
- Z resztą... jak się prezentują, tak grają w Quiddticha... - rzucił swobodnie, nawiązując właśnie do ostatniego spotkania o puchar między tymi dwoma domami. Nie wiedział czy Nott oglądała ten mecz, dlatego nie wyprzedzał faktów. Z resztą, o czym tu gadać? Giotto wrzucił wszystkie punkty z pola, mocno tłuczkiem nie oberwał, Regulus złapał znicz i po meczu. Nawet wiązanie sznurówek wymagało od niego więcej sił, niż mecz z Gryfonami.
- Przy okazji... - zaczął i złapał się prawą ręką za lewe ramię. - Nieźle zaczęłaś. - dodał, wspominając dzisiejszy trening, gdy to uderzyła go potężnym zaklęciem już na samym początku. Do tej pory odczuwał skutki kilkumetrowego lotu. Dawno tak nie oberwał.
Przez cały ten czas jak do niego mówiła, czy nawet gdy uszczypnęła go w policzek, nie patrzył na nią. Uważał, że widok błonia jest dużo bardziej ciekawszy, aniżeli blondynka kręcąca się przy kamiennym parapecie, na którym z resztą siedział. Z początku tekst o bracie traktował jak zwykłą, marną prowokację, jednakże z biegiem czasu zaczął się nad tym zastanawiać. Czyżby Enzo ją zaprosił na bal? Gdzie on miał oczy? No dobra, pewnie albo w okolicach jej biustu, albo na jej tyłku.
- Enzo to złoty chłopak. Pewnie było mu Cię szkoda. - rzekł chłodno.
Ziewnął delikatnie, prezentując swoją lekceważącą postawę odnośnie tej sprawy i jej komentarza o Gryfonach. Mówiła tak, jakby on się kumplował ze wszystkimi, a prawda była taka, że wśród czerwonych miał tylko jedną przyjaciółkę - paradoksalnie, jedyną w całej szkole.
- Widywałem lepsze. - skwitował krótko cały ten temat odnośnie fizjologii. I nie kłamał, bo jeśli chodzi o ciało, to może i Nott miała świetne, nie oznaczało jednak to tego, że było doskonałe i że nie widział seksowniejszych.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i w końcu przeniósł wzrok na Lynette, która właśnie rzuciła jakiś tekst o Gryffindorze. Typowa Ślizgonka, wjechać na czerwonych przy każdej okazji. Choć musiał przyznać, że komentarz o Syriuszu był dość w punkt. Sam nie przywiązywał wagi do wyglądu kogokolwiek, to jednak był z tych, którzy twierdzili, że mężczyzna w krótkich włosach prezentuje się dużo dojrzalej i męsko. Nie mógł odmówić jej trafnego komentarza.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko.
- Też się czasem mylę. - rzekł bardzo spokojnie.
Nietrudno było przyznać jej rację w tej sprawie, dlatego nic wielkiego sobie z tego nie robił, że pierwszy raz od wielu wymian w czymś się zgodzili. Jednak nic tak nie łączyło wspólnoty następców Salazara jak wyśmiewanie się z patałachów z Gryffindoru. Dość wspomnieć o tym, że kilka dni temu spuścili im monstrualny wpierdol w Quidditcha, pokonując czerwonych do zera.
- Z resztą... jak się prezentują, tak grają w Quiddticha... - rzucił swobodnie, nawiązując właśnie do ostatniego spotkania o puchar między tymi dwoma domami. Nie wiedział czy Nott oglądała ten mecz, dlatego nie wyprzedzał faktów. Z resztą, o czym tu gadać? Giotto wrzucił wszystkie punkty z pola, mocno tłuczkiem nie oberwał, Regulus złapał znicz i po meczu. Nawet wiązanie sznurówek wymagało od niego więcej sił, niż mecz z Gryfonami.
- Przy okazji... - zaczął i złapał się prawą ręką za lewe ramię. - Nieźle zaczęłaś. - dodał, wspominając dzisiejszy trening, gdy to uderzyła go potężnym zaklęciem już na samym początku. Do tej pory odczuwał skutki kilkumetrowego lotu. Dawno tak nie oberwał.
- Lynette Nott
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 08, 2017 4:23 am
Ciało Nott przede wszystkim w większej mierze pozostawało jej tajemnicą. Właśnie dlatego nie chciała iść na bal. Nie lubiła przebierać się w te długie, strasznie niewygodne kiecki, w których paradowało się tak samo na bankietach czystokrwistych rodzin. Te puste spojrzenia zawiedzionych brakiem możliwości podejścia starszych od Ciebie facetów. Zazdrosne niektórych kobiet. Pożądliwe co większych buraków, który sądzili, ze uprzedmiotawianie kobiety jest dużym komplementem. Lynette obojętnie wzruszyła ramionami.
— Gdybym się za lepszymi oglądała, może bym ci mogła przyznać rację bądź nie.
Zgodnie z faktami, nie oceniała tego w żaden sposób.
—Wyglądam na potrzebującą pomocy?
Sama spojrzała na błonia, zainteresowana, co tam takiego bardzo zajmującego widział prócz przejmującej ciemności, przypominającej, że im dłużej tu siedzieli, tym bardziej narażali się na przegapienie momentu obchodu, jako, że było już dawno po kolacji. Nie śledziła dokładnie zegarka, bo nie posiadała takiego, ale zgadywała, ze za niedługo powinni się znaleźć w łóżkach.
— Gratulacje — rzuciła beznamiętnie, nie czując natchnienia ducha szkoły jeśli chodziło o kibicowanie swojej domowej drużynie. Chociaż ją pochwalił, była wobec siebie bardziej krytyczna.
— I tak samo powinnam skończyć — stwierdziła wprost, przenosząc na niego spojrzenie. Akurat dostrzegła jak opiera dłoń na ramieniu. Nie sądziła, że przelot w powietrzu mógł mu coś w nie zrobić. Sama instynktownie spięła łopatki, bo od uderzenia w posąg łupało ją w nich i w krzyżu.
— Nie chciałam się wam wbijać pomiędzy pojedynek. Myślałam, ze byliście po jednym sparingu.
Wzruszyła ramionami. Nie musiała się tłumaczyć, ale chciała to dookreślić. Jak nikt znała etykietę pojedynkowania się. Uwłaszczało jej przypuszczanie, ze nie.
— Gdybym się za lepszymi oglądała, może bym ci mogła przyznać rację bądź nie.
Zgodnie z faktami, nie oceniała tego w żaden sposób.
—Wyglądam na potrzebującą pomocy?
Sama spojrzała na błonia, zainteresowana, co tam takiego bardzo zajmującego widział prócz przejmującej ciemności, przypominającej, że im dłużej tu siedzieli, tym bardziej narażali się na przegapienie momentu obchodu, jako, że było już dawno po kolacji. Nie śledziła dokładnie zegarka, bo nie posiadała takiego, ale zgadywała, ze za niedługo powinni się znaleźć w łóżkach.
— Gratulacje — rzuciła beznamiętnie, nie czując natchnienia ducha szkoły jeśli chodziło o kibicowanie swojej domowej drużynie. Chociaż ją pochwalił, była wobec siebie bardziej krytyczna.
— I tak samo powinnam skończyć — stwierdziła wprost, przenosząc na niego spojrzenie. Akurat dostrzegła jak opiera dłoń na ramieniu. Nie sądziła, że przelot w powietrzu mógł mu coś w nie zrobić. Sama instynktownie spięła łopatki, bo od uderzenia w posąg łupało ją w nich i w krzyżu.
— Nie chciałam się wam wbijać pomiędzy pojedynek. Myślałam, ze byliście po jednym sparingu.
Wzruszyła ramionami. Nie musiała się tłumaczyć, ale chciała to dookreślić. Jak nikt znała etykietę pojedynkowania się. Uwłaszczało jej przypuszczanie, ze nie.
- Giotto Nero
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 08, 2017 4:42 pm
Paradoksalnie, Giotto w eleganckich outfitach czuł się dużo lepiej, aniżeli w zwykłej szacie. Nie żeby był stałym bywalcem bankietów, ale w jego rodzinie istniała pewna tradycja, która nakazywała na rzadkich spotkaniach stawiać się właśnie w tego rodzaju strojach. Matka zaś wpoiła mu do głowy to, że gdy idzie w klimaty mugolskie, to powinien przywdziewać garnitury, których miał nawet kilka w domu. Tak więc może sam bal nie był dla niego czymś normalnym, tak elegancka odzież nie była czymś obcym.
Nie udzielił odpowiedzi na jej pytanie, gdyż doskonale rozumiał, że było one retoryczne. Miał o niej wyrobione zdanie, dlatego nie omieszkał nie skomentować całej tej sprawy. Z drugiej strony, Nott była na tyle dorosła, że radziła sobie doskonale ze wszystkim sama i nie trzeba było trzymać jej za rączkę
Co do samych błonia. Może i nie było nic widać, ale on ubóstwiał wręcz taki widok - spokój i pewien rodzaj harmonii. Dodatkowo byli rozpieszczani przez pogodę, która była niesamowicie ciepła jak na brytyjskie klimaty. Aż chciało się tu siedzieć, nawet jeśli istniało ryzyko wpadnięcia podczas obchodu prefektów.
Domyślał się, że Lynette nie jest fanką Quidditcha, w końcu był to sport wymagający wysiłku i wielogodzinnych treningów, ona miała przecież wszystko na pstryknięcie palcami. Pewnie gdyby chciała, mogłaby się wkupić do reprezentacji Slytherinu bez ówczesnych testów. Przynajmniej teraz, gdy to Regulus stał u sterów. W czasie kariery kapitańskiej Giotto, nawet coś takiego by nie przeszło.
Siedział tak ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i spoglądał co jakiś czas na dość przystępną od kilku chwil Nott.
- Od czasu do czasu przyda się zmiana przeciwnika. - oznajmił jej, pokazując, że pomimo wcześniejszej niechęci i tego co mówił, nie jest już na nią zły z powodu wtrącenia się w pojedynek.
Wrócił do poprzedniej pozycji i obserwacji błonia, gdyż jakoś dziwnie przyciągał go tego wieczoru ten widok. Przez krótszą chwilę siedział w zamyśleniu, a po jego oczach było widać, że tak naprawdę nie zwraca uwagi na to, co dzieje się w oddali nieopodal roślinności Zakazanego Lasu. Najwidoczniej o czymś intensywnie myślał.
W pewnej chwili zamrugał wreszcie oczami i ogarniając się, zwrócił wzrok znowu ku blondynce.
- Swoją drogą... co tu robisz? Z tego co wiem, łazienka prefektów jest cztery piętra wyżej. - zapytał, gdyż tak naprawdę interesowało go to, co Lynette robi o tej porze na pierwszym piętrze. Nie było to ani po drodze do wielkiej sali, ani właśnie do łazienki prefektów, do której hasła podobno szuka.
Nie udzielił odpowiedzi na jej pytanie, gdyż doskonale rozumiał, że było one retoryczne. Miał o niej wyrobione zdanie, dlatego nie omieszkał nie skomentować całej tej sprawy. Z drugiej strony, Nott była na tyle dorosła, że radziła sobie doskonale ze wszystkim sama i nie trzeba było trzymać jej za rączkę
Co do samych błonia. Może i nie było nic widać, ale on ubóstwiał wręcz taki widok - spokój i pewien rodzaj harmonii. Dodatkowo byli rozpieszczani przez pogodę, która była niesamowicie ciepła jak na brytyjskie klimaty. Aż chciało się tu siedzieć, nawet jeśli istniało ryzyko wpadnięcia podczas obchodu prefektów.
Domyślał się, że Lynette nie jest fanką Quidditcha, w końcu był to sport wymagający wysiłku i wielogodzinnych treningów, ona miała przecież wszystko na pstryknięcie palcami. Pewnie gdyby chciała, mogłaby się wkupić do reprezentacji Slytherinu bez ówczesnych testów. Przynajmniej teraz, gdy to Regulus stał u sterów. W czasie kariery kapitańskiej Giotto, nawet coś takiego by nie przeszło.
Siedział tak ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i spoglądał co jakiś czas na dość przystępną od kilku chwil Nott.
- Od czasu do czasu przyda się zmiana przeciwnika. - oznajmił jej, pokazując, że pomimo wcześniejszej niechęci i tego co mówił, nie jest już na nią zły z powodu wtrącenia się w pojedynek.
Wrócił do poprzedniej pozycji i obserwacji błonia, gdyż jakoś dziwnie przyciągał go tego wieczoru ten widok. Przez krótszą chwilę siedział w zamyśleniu, a po jego oczach było widać, że tak naprawdę nie zwraca uwagi na to, co dzieje się w oddali nieopodal roślinności Zakazanego Lasu. Najwidoczniej o czymś intensywnie myślał.
W pewnej chwili zamrugał wreszcie oczami i ogarniając się, zwrócił wzrok znowu ku blondynce.
- Swoją drogą... co tu robisz? Z tego co wiem, łazienka prefektów jest cztery piętra wyżej. - zapytał, gdyż tak naprawdę interesowało go to, co Lynette robi o tej porze na pierwszym piętrze. Nie było to ani po drodze do wielkiej sali, ani właśnie do łazienki prefektów, do której hasła podobno szuka.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach