Strona 19 z 20 • 1 ... 11 ... 18, 19, 20
- Sharon Gallagher
Re: Kamienny parapet
Pon Mar 26, 2018 9:24 pm
O mój Merlinie. W sumie to ciekawe i zabawne mówić o Merlinie zamiast o Bogu. Ciekawe jakby reagowali na to Merliny, w sensie mugole, bo coś jej się pomyliło. Często jej się tak myli. Znaczy... chciała powiedzieć rzadko. Poważna sytuacja, taka imaginacja. Widziała dzisiaj Gilderoya w szale, wiatr rozwiewał mu te jaśniutkie włosy i... O MÓJ MERLINIE. Co za piękno natury. Naprawdę. Nie żartowała. Szkicowała jak szalona, nie mogąc się nadziwić. Jasne, ludzie mówili, że był zadufany w sobie czy coś, no ale Szampon Wspaniały zupełnie tego nie widziała. Takie są skutki słabości do czarujących, bywających jak ciągnący się karmel, chłopców. Magia? Ach, no tak. Powinna się na tym skupić. Co prawda dobrze jej szło z zaklęć użytkowych, ale nadal przecież mogła nauczyć się więcej czy coś. Podrapała się po głowie, czując, że chyba najwyższy czas umyć włosy, ale dla niepoznaki bardzo mocno je potargała i rozglądając się podejrzliwie na boki, zeszła pospiesznie na dół, starając się unikać ruchomych schodów. Może powinna na chwilę odpocząć przy kamiennym parapecie? Cóż, rozważała taką opcję, nawet ruszyła w tamtym kierunku, kiedy nagle usłyszała... głos. Drgnęła, zastanawiając się, kto tam może być. Schowała się za kolumną i z ukrycia obserwowała dziewczynę. Nie wiedziała nawet, że to Nathalie, widząc zaledwie tył jej głowy.
Cóż, Sharon robiła postępy, nie?
Cóż, Sharon robiła postępy, nie?
- Nathalie Powell
Re: Kamienny parapet
Wto Mar 27, 2018 12:26 am
Skupiona na poszukiwaniu odpowiedniego zaklęcia do nauki, nie zwracała na nic innego uwagi. Akurat wyłączanie się z rzeczywistości wychodziło jej znakomicie. Niestety nie była typową kobietą, która może jednocześnie robić 3 rzeczy na raz. Jak miała jakieś zadanie, to musiała poświęcić się mu w stu procentach, a co dopiero mówić o tych, które ją ciekawiły... Nie radzę nikomu zaczynać tematu Quidditcha, bo takiej okazji nie przepuściłaby za żadne skarby i zagadała by na śmierć. Jednak co poradzić, bardzo ważne w życiu są pasje.
Co i raz Nath wypowiadała nazwę jakiegoś zaklęcia, które jej zdaniem mogło się nadać do nauki. Nie skupiała się za bardzo na tych najbardziej potrzebnych, raczej chodziło jej o trening i przyjemność oczywiście.
Nagle Puchonka wyprostowała się szybko i uśmiechnęła sama do siebie.
- To jest idealne, ale będę potrzebowała... - po ty słowach na jej twarzy pojawił się grymas.
Zaklęcie wymagało osoby, która mogłaby jej w tym pomóc. Powell rozejrzała się po korytarzu, lecz nikogo wokół niej nie było. Sharon chociaż nie była zbyt drobna, nie została zauważona, więc Nath nie mogła jej poprosić o współprace.
Rozczarowana odłożyła na bok książkę i zaczęła grzebać w torbie by wydobyć swój szkicownik. Skoro nie może znaleźć nic do samodzielnej nauki, to pozostaje jej rysunek, który zawsze ratował ją z opresji.
Co i raz Nath wypowiadała nazwę jakiegoś zaklęcia, które jej zdaniem mogło się nadać do nauki. Nie skupiała się za bardzo na tych najbardziej potrzebnych, raczej chodziło jej o trening i przyjemność oczywiście.
Nagle Puchonka wyprostowała się szybko i uśmiechnęła sama do siebie.
- To jest idealne, ale będę potrzebowała... - po ty słowach na jej twarzy pojawił się grymas.
Zaklęcie wymagało osoby, która mogłaby jej w tym pomóc. Powell rozejrzała się po korytarzu, lecz nikogo wokół niej nie było. Sharon chociaż nie była zbyt drobna, nie została zauważona, więc Nath nie mogła jej poprosić o współprace.
Rozczarowana odłożyła na bok książkę i zaczęła grzebać w torbie by wydobyć swój szkicownik. Skoro nie może znaleźć nic do samodzielnej nauki, to pozostaje jej rysunek, który zawsze ratował ją z opresji.
- Sharon Gallagher
Re: Kamienny parapet
Wto Kwi 03, 2018 1:20 am
No to świat ma problem i może się załamać, bo chyba nikt nie był typową kobietą. W sensie... to taki dziwny twór, nie? Typowa kobieta... brzmiało jak nazwa magazynu mugolskiego, no i może nawet taki magazyn istniał. W życiu nie było łatwo, należało wybierać priorytety, nie rozgrzebywać się w zadaniach, pamiętać o obowiązkach i inne takie, o czym zazwyczaj mówiła jej mama. Sharon kochała mamę, ale czasami miała dość, no bo ile można, kiedy ona próbowała cieszyć się życiem? Wychodziło inaczej z różnych powodów, ale liczyły się chęci. Prosta sprawa. Szampon Wspaniały w poprzednim roku zaangażowała się, o dziwo, w różne rzeczy. W takiego Quidditcha też, gdzie była obrońcą, choć... to bardziej była parodia. Helga niech ją broni nadal na kolejnych meczach, bo inaczej wszyscy umrą. Ona też umrze i to chyba najbardziej na świecie. Pulchna Puchonka ją obserwowała i słuchała, i miała takie "Co", no bo jak to tak mówić do samej siebie?
- Dlaczego ona mówi sama do siebie? - powiedziała Sharon, myśląc nad tym intensywnie, zanim by nie ogarnęła, że sama to robi i to nawet teraz. To może średnio wypalić, bo Sharon wcale taka dobra nie była w czarowaniu, w sensie była dość przeciętna, ale chyba nie najgorsza. Och czemu życie było takie ciężko?! Czknęła głośno i złapała się za usta, czerwieniąc się niesamowicie i licząc na to, że Nathalie się nie zorientowała, że za tą kolumną ktoś jednak był.
- Dlaczego ona mówi sama do siebie? - powiedziała Sharon, myśląc nad tym intensywnie, zanim by nie ogarnęła, że sama to robi i to nawet teraz. To może średnio wypalić, bo Sharon wcale taka dobra nie była w czarowaniu, w sensie była dość przeciętna, ale chyba nie najgorsza. Och czemu życie było takie ciężko?! Czknęła głośno i złapała się za usta, czerwieniąc się niesamowicie i licząc na to, że Nathalie się nie zorientowała, że za tą kolumną ktoś jednak był.
- Nathalie Powell
Re: Kamienny parapet
Wto Kwi 03, 2018 8:10 pm
Gdy wyciągnęła już wszystkie potrzebne rzeczy, zabrała się za obserwację za oknem. Szukała jakiegoś ciekawego punktu w przestrzeni. Zazwyczaj rysowała krajobrazy, bo ludzi trochę się obawiała. Jedynymi próbami, to było zdjęcie jej matki z lat młodości i Giotto, który dowiedział się właściwie po fakcie. Chłopak przez sen wydał jej się tak spokojny i przyjazny, że musiała to uwiecznić. Zazwyczaj starał się być wobec innych oschły i zdystansowany, ale Powell wiedziała, że to kwestia czasu zanim zmięknie. Nie widziała go jednak w szkole od powrotu... Martwiła się o niego...
Nagle z rozmyśleń wyrwał ją jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby czknięcie, ale nie była tego pewna. Przez moment zastanawiała się czy to przypadkiem nie jest jej jakimś urojeniem, ale bez przesady, nie było z nią jeszcze aż tak źle.
- Jest tu ktoś? - zapytała nieco przyciszonym tonem.
Wstała z parapetu by się rozejrzeć. Zdawało jej się, że nikogo oprócz niej tutaj nie ma, dlatego starała się być ostrożna. Odeszła zaledwie kilka kroków gdy ujrzała, że coś się rusza za filarem. Podeszła powoli trochę się denerwując, bo nie wiedziała kogo się spodziewać. Gdy ujrzała skrawek szaty i ciemnych włosów zaczęło jej się nieco rozjaśniać.
- Sharon? - wyszeptała nieco zaskoczona.
Podeszła jeszcze bliżej, a tam stała właśnie ona. Miała zasłonięte usta ręką i wyglądała jakby się ukrywała przed kimś. Ten widok nie był dla Nath codziennością. Zaczęła w głowie układać sobie jakieś dziwne scenariusze co mogło się przytrafić jej znajomej z tego samego domu, ale wolała jednak zapytać.
- Sharon - powiedziała już normalnym głosem. - Coś się stało? Czemu tu tak stoisz?
Uśmiechnęła się do niej nieco krzywo, bo to wszystko wyglądało jej jakoś podejrzanie. W sumie znała trochę Puchonkę, ale nie za blisko, może ona po prostu tak ma... Kto to wie...
Nagle z rozmyśleń wyrwał ją jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby czknięcie, ale nie była tego pewna. Przez moment zastanawiała się czy to przypadkiem nie jest jej jakimś urojeniem, ale bez przesady, nie było z nią jeszcze aż tak źle.
- Jest tu ktoś? - zapytała nieco przyciszonym tonem.
Wstała z parapetu by się rozejrzeć. Zdawało jej się, że nikogo oprócz niej tutaj nie ma, dlatego starała się być ostrożna. Odeszła zaledwie kilka kroków gdy ujrzała, że coś się rusza za filarem. Podeszła powoli trochę się denerwując, bo nie wiedziała kogo się spodziewać. Gdy ujrzała skrawek szaty i ciemnych włosów zaczęło jej się nieco rozjaśniać.
- Sharon? - wyszeptała nieco zaskoczona.
Podeszła jeszcze bliżej, a tam stała właśnie ona. Miała zasłonięte usta ręką i wyglądała jakby się ukrywała przed kimś. Ten widok nie był dla Nath codziennością. Zaczęła w głowie układać sobie jakieś dziwne scenariusze co mogło się przytrafić jej znajomej z tego samego domu, ale wolała jednak zapytać.
- Sharon - powiedziała już normalnym głosem. - Coś się stało? Czemu tu tak stoisz?
Uśmiechnęła się do niej nieco krzywo, bo to wszystko wyglądało jej jakoś podejrzanie. W sumie znała trochę Puchonkę, ale nie za blisko, może ona po prostu tak ma... Kto to wie...
- Sharon Gallagher
Re: Kamienny parapet
Nie Kwi 08, 2018 1:45 pm
Sharon bała się ludzi, nawet bardzo, ale jednak to ich było łatwiej i szybciej przedstawić. Krajobrazy też lubiła, tak jak i szkicowanie przedmiotów, niemniej ostatnio nie miała za bardzo do tego głowy. No cóż, Szampon Wspaniały była przejęta powrotem do zamku na tyle, że zapomniała rozejrzeć się za poszczególnymi twarzami. Cassie, Kyohei, nawet taki Blaise... dawno ich nie widziała. Brrr. Pewnie takich osób było więcej. O nie, czyżby została namierzona? Starała się bardziej schować, ale z racji jej tuszy było to dość utrudnione, delikatnie mówiąc. No jak to tak?! Ych. Nie znała zaklęć, które spłaszczają ciało czy coś w tym rodzaju - pewnie i tak okazałyby się za trudne. No i została przyłapana na gorącym uczynku! Zaczerwieniła się ze wstydu jeszcze bardziej, próbując opanować nerwowe czkanie.
- Cz...hyk! - zaczęła, ale nie mogła poprawnie dokończyć z tego wszystkiego. - ...eść.
Co zrobić? Co zrobić? Nie potrafi zapadać się pod ziemię i to na pewno nie na zawołanie! I jeszcze ten uśmiech! Pewnie uważa ją Nathalie za jakąś głupią, albo pokręconą, albo... wszystko naraz, jak postrzelony hipogryf! Jakiś obraz kawałek dalej od niej i Nathalie wytknął ją palcem i gorączkowo zaczął szeptać do swojego towarzysza, który dzielił z nim płótno. Ale głupio, aleee głuuuupio.
- No ja chciałam, hyk, też pójść na parapet, al-llle, hyk, nie chciałam, hyk, przerywać ci - wykrztusiła mocno zakłopotana sobą i tą sytuacją i spuściła wzrok. - I mam czk... hyk... awkę i wstyd mi.
- Cz...hyk! - zaczęła, ale nie mogła poprawnie dokończyć z tego wszystkiego. - ...eść.
Co zrobić? Co zrobić? Nie potrafi zapadać się pod ziemię i to na pewno nie na zawołanie! I jeszcze ten uśmiech! Pewnie uważa ją Nathalie za jakąś głupią, albo pokręconą, albo... wszystko naraz, jak postrzelony hipogryf! Jakiś obraz kawałek dalej od niej i Nathalie wytknął ją palcem i gorączkowo zaczął szeptać do swojego towarzysza, który dzielił z nim płótno. Ale głupio, aleee głuuuupio.
- No ja chciałam, hyk, też pójść na parapet, al-llle, hyk, nie chciałam, hyk, przerywać ci - wykrztusiła mocno zakłopotana sobą i tą sytuacją i spuściła wzrok. - I mam czk... hyk... awkę i wstyd mi.
- Nathalie Powell
Re: Kamienny parapet
Czw Kwi 19, 2018 10:11 pm
Nathalie patrzyła dziwnie na koleżankę. Starała się zrozumieć o co jej chodzi, ale przez to czkanie wszystko się zlewało w jakieś dziwne wyrazy i dźwięki. Nie chciała wyjść na nieuprzejmą, więc po prostu starała się skupić i wyłapać jakieś słowo. Szczególnie, że Sharon prawie przytulała się do tego filara ze wstydu. Nie chciała jej tego zrobić, ale no czy to wszystko nie wydaje się dziwne. Niby siedzi sama na parapecie, a zaraz okazuje się, że ktoś zza filara ją obserwuje lub się chowa przed czymś... Może to przed nią?
Usłyszała dziwne szamotanie po drugiej stronie i zauważyła jakiś ludzi w obrazie, którzy ewidentnie je obgadywały. Zauważyła jeszcze większą nerwowość w pannie Gallagher. Nie mogła na to pozwolić.
- Ej - powiedziała donośnie w ich stronę - Nie macie nic lepszego do roboty?
Powell nie rozumiała takich ludzi, jak można się tak zachowywać. Może Szampon nie była jakoś wybitnie błyskotliwa czy urocza, ale to nie zmienia faktu, że może poczuć się źle w takiej sytuacji. Zirytowało ją to niesamowicie.
- Ohh nie przejmuj się - powiedziała współczująco - Jeśli masz ochotę możemy się podzielić parapetem. Ja usiądę z jednej strony a ty z drugiej albo zróbmy coś innego... - wtedy w głowie Nath zapaliła się taka ogromna lampeczka - A może chcesz się pouczyć zaklęcia?
Puchonka cofnęła się do parapetu i zabrała książkę do zaklęć, która wcześniej namiętnie wertowała. Zaczęła szukać tego tego wyjątkowego, który tak bardzo jej się spodobał, ale to nie było takie proste...
Usłyszała dziwne szamotanie po drugiej stronie i zauważyła jakiś ludzi w obrazie, którzy ewidentnie je obgadywały. Zauważyła jeszcze większą nerwowość w pannie Gallagher. Nie mogła na to pozwolić.
- Ej - powiedziała donośnie w ich stronę - Nie macie nic lepszego do roboty?
Powell nie rozumiała takich ludzi, jak można się tak zachowywać. Może Szampon nie była jakoś wybitnie błyskotliwa czy urocza, ale to nie zmienia faktu, że może poczuć się źle w takiej sytuacji. Zirytowało ją to niesamowicie.
- Ohh nie przejmuj się - powiedziała współczująco - Jeśli masz ochotę możemy się podzielić parapetem. Ja usiądę z jednej strony a ty z drugiej albo zróbmy coś innego... - wtedy w głowie Nath zapaliła się taka ogromna lampeczka - A może chcesz się pouczyć zaklęcia?
Puchonka cofnęła się do parapetu i zabrała książkę do zaklęć, która wcześniej namiętnie wertowała. Zaczęła szukać tego tego wyjątkowego, który tak bardzo jej się spodobał, ale to nie było takie proste...
- Sharon Gallagher
Re: Kamienny parapet
Wto Maj 15, 2018 3:09 pm
Sharon nie mogła nic poradzić, noooooo. W sensie chciała i pewnie by nawet mogła jakby popracowała nad sobą, ale jakoś tak wychodziło kompletnie inaczej. Nie była taka jak Nathalie, jak reszta tych pewnych siebie ludzi, tkwiła raczej w tej mniejszości osób kompletnie tracących głowę we wstydliwych, niezręcznych sytuacjach. Może wydawało się to Nathalie dziwne, bo Sharon sama była dziwna? Nie pomyślała o czymś tak oczywistym? I tak nie było źle, przecież nie atakowała ją jawnie, nie śmiała się z jej reakcji. To było miłe. Postacie na obrazie prychnęły i odwróciły się do nich plecami. Pewnie poczuły się obrażone. Szampon Wspaniały doceniła, ale nie wiedziała jak to okazać, więc wbiła mocno wzrok w podłogę. Ładne kształty, mhm.
- Dzie... dziękuję - powiedziała bardzo cicho i odetchnęła z ulgą, bo nawet czkawka jej minęła. - N-naprawdę?! Znaczy! T-tto miłe. O! - i usta Gallagher stały się jednym wielkim "O". - A jakiego?
Nagle się ożywiła i nawet nie jąkała się już tak bardzo. Nie od razu poszła za nią, ale w końcu się przemogła i podeszła do parapetu, chowając dłonie w kieszenie.
- Z j-j-jakiego przedmmmiot-u?
Po kilku minutach postanowiła zwiać, więc przeprosiła Nathalie i uciekła.
[z/t x2]
- Dzie... dziękuję - powiedziała bardzo cicho i odetchnęła z ulgą, bo nawet czkawka jej minęła. - N-naprawdę?! Znaczy! T-tto miłe. O! - i usta Gallagher stały się jednym wielkim "O". - A jakiego?
Nagle się ożywiła i nawet nie jąkała się już tak bardzo. Nie od razu poszła za nią, ale w końcu się przemogła i podeszła do parapetu, chowając dłonie w kieszenie.
- Z j-j-jakiego przedmmmiot-u?
Po kilku minutach postanowiła zwiać, więc przeprosiła Nathalie i uciekła.
[z/t x2]
- Rudolf Greengrass
Re: Kamienny parapet
Pią Sty 18, 2019 3:19 pm
3 grudnia 1978
Zima nieubłaganie zbliżyła się do Anglii. Dało się to odczuć poprzez drastyczny spadek temperatury, oraz lakoniczne opady śniegu. Rudolf chociaż sam nie był zwolennikiem tych zimnych pór roku, nie mógł zaprzeczyć, że zima miała pewien urok. I wcale nie chodziło tutaj tylko o moment, kiedy płatki śniegu cicho i powoli spływały z nieba, aby pokryć drzewa i ziemię. Dotyczyło to bardziej nastroju, który temu towarzyszył. Gryfon odnosił wrażenie, że zimą ludzie jakoś dziwnie łagodnieli. Może było to spowodowane tym, że cieszyła ich myśl o zbliżających się świętach, a może tak wpływała możliwość siedzenia przed kominkiem, w którym przyjemne trzaskał ogień, i popijania gorącego kakao z piankami. Teraz nawet nauczyciele wydawali się dać porwać temu zimowemu klimatowi. W końcu zorganizowali dla młodzieży trochę zimowych rozrywek. W końcu jezioro samo by tak szybko nie zamarzło, i Rudolf wierzył w to, że wszystko to zadziało się właśnie za sprawą kilku sprytnych zaklęć. Dlatego nie mógł się nie uśmiechnąć lekko, kiedy widział jakiś pierwszorocznych, którzy biegli na błonia, a w dłoniach dzierżyli parę łyżew. Natomiast blondyn w tym dniu miał z lekka inne plany. Chciał skorzystać z dnia wolnego dnia. Ze swojego dormitorium zabrał książkę, którą zabrał ze swojego rodzinnego domu, i po wyjściu z dormitorium zaczął schodzić po ruchomych schodach. Niestety jak to ruchome schody nie zawsze chciały współpracować, i nie każdego ucznia odtransportowały tam gdzie trzeba. Całe szczęście, że chłopakowi tym razem się nie spieszyło. Po prostu szukał miejsca gdzie może w spokoju poczytać, a nie chciał robić tego w pokoju wspólnym. Oczywiście można było tam zaznać odrobinę spokoju, ale zmiana otoczenia czasami robiła naprawdę dobrze. Dlatego po niedługim spacerze gryfon trafił na pierwsze piętro, po czym bez chwili zastanowienia się dotarł do kamiennego parapetu, na którym to usiadł, i wyciągnął się jak długi, spuszczając w dół jedną nogę, machając nią rytmicznie. Otworzył książkę na stronicy, na której ostatnio się zatrzymał, a jego błękitne tęczówki zaczęły wodzić za tekstem, zagłębiając się tym samym ponownie w historię opisaną przez autora.
- Viviene Woolf
Re: Kamienny parapet
Pią Sty 18, 2019 4:02 pm
Zima była niesamowitą porą roku, przynosiła wiele zmian i sprawiała, że w niektóre dni nie miało się ochoty wychodzić z ciepłego zamku. Jednak Viv ją uwielbiała nie tylko ze względu na śnieg i różne atrakcje z tym związane. Nawet mając już lat szesnaście lubiła na pozór dziecinne zabawy w śniegu. Dziewczyna, nie była jak inni zwyczajni uczniowi, jej wewnętrzne dziecko nadal było i miało się naprawdę dobrze. Nie obchodziło ją co myśleli inni, że wytykają ją palcami czy śmieją się z jej dziecinnego zachowania. Viv nie należała do osób martwiących się opinią innych. To też nie było dla niej problemem wyjście z zamku i ulepienie z pierwszorocznymi imponującej wielkości bałwana.
Może właśnie dlatego z taką łatwością przychodziło jej znosić krytykę. Lubiła ludzi lecz znacznie bardziej faunę i florę co nie oznaczało, że była odludkiem czy samotniczką zakopaną gdzieś na szkolnych błoniach. Zdecydowanie nie.
Maszerowała właśnie korytarzem na pierwszym piętrze szukając najodpowiedniejszego widoku, dzięki któremu będzie mogła podziwiać zaśnieżone błonia i być może zamarźnięte jezioro. Nie wiedząc czemu właśnie ta pora roku wywoływała u niej dziwną nostalgię i wyostrzała zmysł obserwacji pięknego krajobrazu.
Ni stąd, i zowąd dostrzegła na kamiennym parapecie czytającego młodzieńca. Zatrzymała się na moment by uważniej mu się przyjrzeć, miała wrażenie że kojarzy go z lekcji jednak jak na złość nie potrafiła sobie przypomnieć jakich. Zrobiła kilka kroków w jego stronę i z lekkim rumieńcem na policzkach zagadnęła:
- Witaj, mogę się przysiąść? Masz tu widok, którego dość długo szukałam - jej usta rozciągnęły się w przyjacielskim uśmiechu, a niebieskie oczy zamigotały radośnie całkowicie zatracając się w niesamowitym widoku majestatycznej zimy.
Może właśnie dlatego z taką łatwością przychodziło jej znosić krytykę. Lubiła ludzi lecz znacznie bardziej faunę i florę co nie oznaczało, że była odludkiem czy samotniczką zakopaną gdzieś na szkolnych błoniach. Zdecydowanie nie.
Maszerowała właśnie korytarzem na pierwszym piętrze szukając najodpowiedniejszego widoku, dzięki któremu będzie mogła podziwiać zaśnieżone błonia i być może zamarźnięte jezioro. Nie wiedząc czemu właśnie ta pora roku wywoływała u niej dziwną nostalgię i wyostrzała zmysł obserwacji pięknego krajobrazu.
Ni stąd, i zowąd dostrzegła na kamiennym parapecie czytającego młodzieńca. Zatrzymała się na moment by uważniej mu się przyjrzeć, miała wrażenie że kojarzy go z lekcji jednak jak na złość nie potrafiła sobie przypomnieć jakich. Zrobiła kilka kroków w jego stronę i z lekkim rumieńcem na policzkach zagadnęła:
- Witaj, mogę się przysiąść? Masz tu widok, którego dość długo szukałam - jej usta rozciągnęły się w przyjacielskim uśmiechu, a niebieskie oczy zamigotały radośnie całkowicie zatracając się w niesamowitym widoku majestatycznej zimy.
- Rudolf Greengrass
Re: Kamienny parapet
Pią Sty 18, 2019 5:03 pm
Cichy głos dziewczyny w tym samym momencie mógł zostać lekko zagłuszony przez przewracanie stronicy, aby chłopak mógł dowiedzieć jak ma zakończyć się rozdział, który aktualnie pochłaniał. Szelest papieru nie był, jednak na tyle zagłuszający, aby do jego uszu nie dotarły słowa dziewczyny. Gryfon podniósł wzrok znad książki, po czym skierował błękitne tęczówki na blondynkę i sam mimowolnie odwzajemnił jej uśmiech.
-Oczywiście, nie ma problemu- Powiedział, po czym skulił jedną nogę, robiąc dziewczynie tym samym miejsce obok siebie. Wyciągnął w jej stronę rękę oferując tym samym pomoc w wejściu na parapet. Oczywiście chłopak wcale nie uważał, że on sama by sobie nie poradziła, po prostu chciał być uprzejmy i to wszystko. Kiedy dziewczynie udało się zasiąść miejsce obok niego, blondyn mógł teraz spokojnie przyjrzeć się jej twarzy. Blond włosy łagodnie opadały na jej ramiona, a błękitne tęczówki wydawały się wręcz iskrzyć ze szczęścia, kiedy dziewczyna tylko skierowała wzrok za okno. Natomiast dorodny rumieniec ozdabiał jej jasną cerę.
-Nie często spotyka się kogoś kto z takim zafascynowaniem potrafi podziwiać widoki za oknem- Powiedział łagodnie odkładając książkę na bok. Blondyn był kontaktowy, lubił poznawać nowych ludzi, rozmawiać z nimi, poznawać ich punkt widzenia. Nie musiał się z nimi nawet zgadzać, po prostu był zafascynowany tym, że na jednej ziemi żyli tak różni ludzie. Z różnymi poglądami, kolorami skór, czy osobowościami. A mimo wszystko każdego człowieka na ziemi i tak i tak pewne cechy łączyły.
-Nie wiem czy mieliśmy przyjemność być sobie przedstawieni. Rudolf Greengrass- Przedstawił się wyciągając w stronę dziewczyny swoją dłoń.
-Oczywiście, nie ma problemu- Powiedział, po czym skulił jedną nogę, robiąc dziewczynie tym samym miejsce obok siebie. Wyciągnął w jej stronę rękę oferując tym samym pomoc w wejściu na parapet. Oczywiście chłopak wcale nie uważał, że on sama by sobie nie poradziła, po prostu chciał być uprzejmy i to wszystko. Kiedy dziewczynie udało się zasiąść miejsce obok niego, blondyn mógł teraz spokojnie przyjrzeć się jej twarzy. Blond włosy łagodnie opadały na jej ramiona, a błękitne tęczówki wydawały się wręcz iskrzyć ze szczęścia, kiedy dziewczyna tylko skierowała wzrok za okno. Natomiast dorodny rumieniec ozdabiał jej jasną cerę.
-Nie często spotyka się kogoś kto z takim zafascynowaniem potrafi podziwiać widoki za oknem- Powiedział łagodnie odkładając książkę na bok. Blondyn był kontaktowy, lubił poznawać nowych ludzi, rozmawiać z nimi, poznawać ich punkt widzenia. Nie musiał się z nimi nawet zgadzać, po prostu był zafascynowany tym, że na jednej ziemi żyli tak różni ludzie. Z różnymi poglądami, kolorami skór, czy osobowościami. A mimo wszystko każdego człowieka na ziemi i tak i tak pewne cechy łączyły.
-Nie wiem czy mieliśmy przyjemność być sobie przedstawieni. Rudolf Greengrass- Przedstawił się wyciągając w stronę dziewczyny swoją dłoń.
- Viviene Woolf
Re: Kamienny parapet
Pią Sty 18, 2019 7:36 pm
Bardzo ucieszyła się gdy chłopak nie zignorował jej słów. Pochyliła lekko głowę w bok chcąc poznać tytuł książki, która spoczywała w dłoniach młodzieńca. Niestety jak na złość akurat zasłonił go ręką. No nic, przebiegło jej przez myśl.
Jego słowa wywołały jeszcze szerszy uśmiech o ile w ogóle było to możliwe.
- Och,jesteś bardzo miły. - stwierdziła gdy chłopak zrobił jej miejsce i jeszcze pomógł jej się na nim wygodnie usadowić. Cóż kamień nie należał do najcieplejszych materiałów, na których można było usiąść lecz Viv nie miała zamiaru narzekać. Najważniejsze było to, iż miała swój wymarzony widok. Chciała nim nacieszyć oczy i serce, a nie przejmować się lekkim chłodem kamiennego parapetu. Po za tym blondyn również wydawał się przyjaźnie do niej nastawiony, to też czuła się jeszcze lepiej.
Viv na chwilę oderwała oczy od śnieżnego pejzażu by przez chwilę przyjrzeć się towarzyszowi, który widocznie nie zamierzał odejść. W sumie bardzo ucieszył ją ten fakt, ponieważ nie chciała nikomu się naprzykrzać czy też niepotrzebnie mącić spokój swoją obecnością. Lekko zdziwiła się na jego kolejne słowa.
- Zgodzę się z tobą, mało kto potrafi zatrzymać się na chwilę i spojrzeć na ciągle zmieniającą się przyrodę. Wszyscy dookoła tylko dokądś się spieszą, całkowicie zapominając o magii natury. - zamilkła odwracając od młodzieńca wzrok, nie chciała by poczuł się urażony jej słowami. Dziewczyna miała tendencję do manifestu swoich poglądów w chwilach, w których raczej nikt jej o to nie pytał.
- Wybacz, miło mi jestem Viviene Wolf - złapała jego dłoń i lekko potrząsnęła na przywitanie. Jej oczy uważnie lustrowały jego twarz. Nie wydawał się zmuszać się do grzeczności względem niej. Viv nie cierpiała sztuczności, wolała by ludzie zamiast sztucznych, wyuczonych grzeczności mijali ją bez słowa. Przynajmniej wtedy ona nie musiała by odwzajemniać się tym samym.
- Jaką lekturę ci przerwałam? - zagadnęła chcąc nawiązać luźną rozmowę.
Jego słowa wywołały jeszcze szerszy uśmiech o ile w ogóle było to możliwe.
- Och,jesteś bardzo miły. - stwierdziła gdy chłopak zrobił jej miejsce i jeszcze pomógł jej się na nim wygodnie usadowić. Cóż kamień nie należał do najcieplejszych materiałów, na których można było usiąść lecz Viv nie miała zamiaru narzekać. Najważniejsze było to, iż miała swój wymarzony widok. Chciała nim nacieszyć oczy i serce, a nie przejmować się lekkim chłodem kamiennego parapetu. Po za tym blondyn również wydawał się przyjaźnie do niej nastawiony, to też czuła się jeszcze lepiej.
Viv na chwilę oderwała oczy od śnieżnego pejzażu by przez chwilę przyjrzeć się towarzyszowi, który widocznie nie zamierzał odejść. W sumie bardzo ucieszył ją ten fakt, ponieważ nie chciała nikomu się naprzykrzać czy też niepotrzebnie mącić spokój swoją obecnością. Lekko zdziwiła się na jego kolejne słowa.
- Zgodzę się z tobą, mało kto potrafi zatrzymać się na chwilę i spojrzeć na ciągle zmieniającą się przyrodę. Wszyscy dookoła tylko dokądś się spieszą, całkowicie zapominając o magii natury. - zamilkła odwracając od młodzieńca wzrok, nie chciała by poczuł się urażony jej słowami. Dziewczyna miała tendencję do manifestu swoich poglądów w chwilach, w których raczej nikt jej o to nie pytał.
- Wybacz, miło mi jestem Viviene Wolf - złapała jego dłoń i lekko potrząsnęła na przywitanie. Jej oczy uważnie lustrowały jego twarz. Nie wydawał się zmuszać się do grzeczności względem niej. Viv nie cierpiała sztuczności, wolała by ludzie zamiast sztucznych, wyuczonych grzeczności mijali ją bez słowa. Przynajmniej wtedy ona nie musiała by odwzajemniać się tym samym.
- Jaką lekturę ci przerwałam? - zagadnęła chcąc nawiązać luźną rozmowę.
- Rudolf Greengrass
Re: Kamienny parapet
Pią Sty 18, 2019 8:00 pm
Rudolf do wszystkich starał się podchodzić od początku tak samo, czyli z przyjaznym nastawieniem. Potem wszystko już zależało od biegu wydarzeń. Nie z każdym się dogadywał, bo nie było to też w pełni wykonalne, aby móc zaprzyjaźnić się z wszystkim. Mimo to nawet jeżeli z kimś dzieliły go chociażby poglądy na świat, to nie negował tego, i nie spisywał takiej osoby na straty. Przecież można się dogadać nawet z kimś, kto może się wydawać być naszym kompletnym przeciwieństwem.
Blondyn obserwował uważnie, jak dziewczyna mości sobie miejsce na parapecie, by po chwili znowu powędrować spojrzeniem za okno. Gryfon uczynił dokładnie to samo, wpatrując się w to, jak płatki śniegu dokładają kolejną warstwę białego puchu na ziemi. Dopiero po chwilce, kiedy ponownie usłyszał jej głos skierował na nią swoją głowę.
-Tempo życia nie jest dla nas łaskawe. Nie wielu oszczędza- On chociaż był nadal młodym chłopakiem, czuł jak z każdym kolejnym rokiem oczekiwania czy to jego rodziców, czy najbliższego otoczenia zaczynają rosnąć. A on pędził coraz szybciej, aby spróbować im sprostać.
-Taką płacimy cenę za postęp, który jest nieunikniony. Pozostaje pytanie czy to dobrze czy źle- Wszystko miało swoje plusy i minusy. Niektóre rzeczy wedle chłopaka musiały ulec gwałtownej zmianie, a inne...mogły zostać w takiej formie w jakiej są. Niestety ludzie bardzo często lubili wpadać ze skrajności w skrajność. Jak już chcieli coś zmieniać, to zmieniali dosłownie wszystko, a inni twardo stali przy swoich zakurzonych poglądach.
-Wolf...bardzo oryginalne nazwisko, ale imię nie umniejsza jego oryginalności- Czy to był komplement, czy raczej bardziej jego uwaga. Trudno to określić. Rudolf był po prostu miły i kulturalny, co można było dostrzec już od samego początku. Uśmiechnął się w stronę swojej rozmówczyni, a kiedy padło pytanie dotyczące jego dotychczasowej lektury, blondyn ponownie wyciągnął książkę, aby obejrzeć okładkę. Wyglądało to trochę tak, jak by chciał się upewnić, że nie pomyli się przy tytule, albo jak by sam nie był pewien tego co właśnie czytał.
-Jak wyjeżdżałem do szkoły, z domu chwyciłem pierwszą z brzegu książkę. W bibliotece trudno o jakieś neutralne pozycje, a z moim talentem do spóźniania się, nie oddałbym książki na czas- Zaczął wyjaśniać i zaśmiał się cicho sam z siebie. Od samego początku starał się unikać odwiedzin w bibliotece i konieczności wypożyczenia jakiejś książki. Wystarczyło, że nauczyciele są już wściekli na niego za spóźnianie się na zajęcia. Nie potrzeba mu było jeszcze morałów bibliotekarki.
-No i po przyjeździe do szkoły w końcu zorientowałem się, że chwyciłem za książkę, która pochylała się nad czarodziejami, którzy lekceważąco podchodzili do machania różdżkami- W końcu podał dziewczynie książkę, aby i ta mogła dokładnie się przyjrzeć okładce, a i może przewertować kilka stron.
-Nie jest to do końca lektura, którą chciałem, ale jak się lubi czego się nie ma to się lubi co się ma- Liczył tak naprawdę na książkę, która będzie miała jakąś pociągającą przygodową fabułę, ale historie o czarodziejach, którzy po niedbałym machnięciu różdżki dostali tygodniowej czkawki, było również w pewien sposób interesujące.
Blondyn obserwował uważnie, jak dziewczyna mości sobie miejsce na parapecie, by po chwili znowu powędrować spojrzeniem za okno. Gryfon uczynił dokładnie to samo, wpatrując się w to, jak płatki śniegu dokładają kolejną warstwę białego puchu na ziemi. Dopiero po chwilce, kiedy ponownie usłyszał jej głos skierował na nią swoją głowę.
-Tempo życia nie jest dla nas łaskawe. Nie wielu oszczędza- On chociaż był nadal młodym chłopakiem, czuł jak z każdym kolejnym rokiem oczekiwania czy to jego rodziców, czy najbliższego otoczenia zaczynają rosnąć. A on pędził coraz szybciej, aby spróbować im sprostać.
-Taką płacimy cenę za postęp, który jest nieunikniony. Pozostaje pytanie czy to dobrze czy źle- Wszystko miało swoje plusy i minusy. Niektóre rzeczy wedle chłopaka musiały ulec gwałtownej zmianie, a inne...mogły zostać w takiej formie w jakiej są. Niestety ludzie bardzo często lubili wpadać ze skrajności w skrajność. Jak już chcieli coś zmieniać, to zmieniali dosłownie wszystko, a inni twardo stali przy swoich zakurzonych poglądach.
-Wolf...bardzo oryginalne nazwisko, ale imię nie umniejsza jego oryginalności- Czy to był komplement, czy raczej bardziej jego uwaga. Trudno to określić. Rudolf był po prostu miły i kulturalny, co można było dostrzec już od samego początku. Uśmiechnął się w stronę swojej rozmówczyni, a kiedy padło pytanie dotyczące jego dotychczasowej lektury, blondyn ponownie wyciągnął książkę, aby obejrzeć okładkę. Wyglądało to trochę tak, jak by chciał się upewnić, że nie pomyli się przy tytule, albo jak by sam nie był pewien tego co właśnie czytał.
-Jak wyjeżdżałem do szkoły, z domu chwyciłem pierwszą z brzegu książkę. W bibliotece trudno o jakieś neutralne pozycje, a z moim talentem do spóźniania się, nie oddałbym książki na czas- Zaczął wyjaśniać i zaśmiał się cicho sam z siebie. Od samego początku starał się unikać odwiedzin w bibliotece i konieczności wypożyczenia jakiejś książki. Wystarczyło, że nauczyciele są już wściekli na niego za spóźnianie się na zajęcia. Nie potrzeba mu było jeszcze morałów bibliotekarki.
-No i po przyjeździe do szkoły w końcu zorientowałem się, że chwyciłem za książkę, która pochylała się nad czarodziejami, którzy lekceważąco podchodzili do machania różdżkami- W końcu podał dziewczynie książkę, aby i ta mogła dokładnie się przyjrzeć okładce, a i może przewertować kilka stron.
-Nie jest to do końca lektura, którą chciałem, ale jak się lubi czego się nie ma to się lubi co się ma- Liczył tak naprawdę na książkę, która będzie miała jakąś pociągającą przygodową fabułę, ale historie o czarodziejach, którzy po niedbałym machnięciu różdżki dostali tygodniowej czkawki, było również w pewien sposób interesujące.
- Viviene Woolf
Re: Kamienny parapet
Sob Sty 19, 2019 8:38 am
Dziewczyna przyglądała się dłuższą chwilę rozmówcy, uważnie wsłuchując się w jego słowa. Nawet widok, którego tak pragnęła na moment stracił na ważności, a uśmiech goszczący na jej ustach znacznie zmalał. To co właśnie mówił bardzo ją ugodziło, doskonale wiedziała, że tak funkcjonuje cały świat i to ją bolało. Może i nie interesowały ją sprawy innych, była takim cichym obserwatorem zdarzeń jakie działy się dookoła. Jednak dostrzegała wyścig szczurów jaki ludzie prowadzili by tylko zdobyć ile się da.
Zmarszczyła nos, zastanawiając się nad odpowiedzią, nie chciała wyjść na pesymistkę, którą zdecydowanie nie była.
- Raczej smutne - stwierdziła po kilka chwilach milczenia - Smutne, że tak mało poświęcamy czasu sobie i temu wszystkiemu co nasz otacza. - Gestem dłoni skazała na błonia. Jej myśli nagle odleciały, zaczęła myśleć o swoich zapracowanych rodzicach, którzy byli typowymi przykładami nieubłaganego pędu życia. Przez chwilę zapomniała o swoim towarzyszu, dopiero jego słowa dotyczące jej nazwiska przywróciły ją do obecnej chwili. Automatycznie pokręciła głową by odpędzić od siebie nieprzyjemne myśli. Postanowiła sobie w duchu, że swoje żale zostawi na kiedy indziej.
- Ach tak, cóż mogę stwierdzić iż ta nietypowość bardzo do mnie pasuję - zaśmiała się cichutko pod nosem. - Greengrass, to nazwisko coś mi mówi - przyłożyła palec do ust w geście głębokich rozmyśleń. Była pewna, że kiedyś słyszała to nazwisko z ust ojca, ale jak na złość nie potrafiła sobie przypomnieć. Trochę ją to zirytowało, ale koniec końcu wzruszyła ramieniem. - No nic, może sobie przypomnę później - stwierdziła na głos.
Viv pokiwała głową na słowa chłopaka, ona sama również miała tendencję do nieoddawania książek w terminie czy spóźnianie się na zajęcia.
- Rozumiem - mruknęła biorąc od chłopaka oferowaną książkę. Z ciekawością przyjrzała się okładce, miała wrażenie iż ta książka jest zdecydowanie z wyższej pułki sądząc po zdobieniach. Zmarszczyła brwi nie będąc do końca pewną czy dobrym pomysłem było zaglądać do jej wnętrza.
- W takim razie jakie lektury lubisz, pytam z czystej ciekawości. - Przekartkowała kilka stron, cóż ona sama nie czytała praktycznie niczego innego niż artykułu o roślinach i magicznych stworzeniach, a czasami nawet coś z transmutacji wpadło jej w ręce.
Zmarszczyła nos, zastanawiając się nad odpowiedzią, nie chciała wyjść na pesymistkę, którą zdecydowanie nie była.
- Raczej smutne - stwierdziła po kilka chwilach milczenia - Smutne, że tak mało poświęcamy czasu sobie i temu wszystkiemu co nasz otacza. - Gestem dłoni skazała na błonia. Jej myśli nagle odleciały, zaczęła myśleć o swoich zapracowanych rodzicach, którzy byli typowymi przykładami nieubłaganego pędu życia. Przez chwilę zapomniała o swoim towarzyszu, dopiero jego słowa dotyczące jej nazwiska przywróciły ją do obecnej chwili. Automatycznie pokręciła głową by odpędzić od siebie nieprzyjemne myśli. Postanowiła sobie w duchu, że swoje żale zostawi na kiedy indziej.
- Ach tak, cóż mogę stwierdzić iż ta nietypowość bardzo do mnie pasuję - zaśmiała się cichutko pod nosem. - Greengrass, to nazwisko coś mi mówi - przyłożyła palec do ust w geście głębokich rozmyśleń. Była pewna, że kiedyś słyszała to nazwisko z ust ojca, ale jak na złość nie potrafiła sobie przypomnieć. Trochę ją to zirytowało, ale koniec końcu wzruszyła ramieniem. - No nic, może sobie przypomnę później - stwierdziła na głos.
Viv pokiwała głową na słowa chłopaka, ona sama również miała tendencję do nieoddawania książek w terminie czy spóźnianie się na zajęcia.
- Rozumiem - mruknęła biorąc od chłopaka oferowaną książkę. Z ciekawością przyjrzała się okładce, miała wrażenie iż ta książka jest zdecydowanie z wyższej pułki sądząc po zdobieniach. Zmarszczyła brwi nie będąc do końca pewną czy dobrym pomysłem było zaglądać do jej wnętrza.
- W takim razie jakie lektury lubisz, pytam z czystej ciekawości. - Przekartkowała kilka stron, cóż ona sama nie czytała praktycznie niczego innego niż artykułu o roślinach i magicznych stworzeniach, a czasami nawet coś z transmutacji wpadło jej w ręce.
- Rudolf Greengrass
Re: Kamienny parapet
Nie Sty 20, 2019 1:09 pm
-Postęp moja droga jest czymś nieuniknionym- Nie oznaczało to wcale, że nie zgadzał się z dziewczyną. Naturalnie ludzie coraz rzadziej mieli czas na to, aby zatrzymać się w miejscu i obejrzeć dookoła, i po prostu zachwycić się otaczającym światem. Świat znajdował się w takim momencie, w którym ziemia zaczynała brać rozpęd, i co gorsza...a przynajmniej dla niektórych dalej będzie się obracać.
-A może można połączyć jedno z drugim?- Mruknął cicho już trochę bardziej do siebie, pozwalając sobie na to, aby przez chwilę odpłynąć myślami gdzieś daleko. Błękitne tęczówki ponownie zostały skierowane na krajobraz, który malował się za oknem.
Dopiero kolejne słowa dziewczyny wyrwały go z zamyślenia. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i opuścił lekko głowę. Zawsze ciekawiła go reakcja różnych ludzi kiedy przedstawiał się z nazwiska. Jedni otwierali szerzej oczy, drudzy wzruszali ramionami, a jeszcze inni kompletnie nie wiedzieli co niby takiego wyjątkowego może być w tym nazwisko. Gryfon nigdy nie wstydził się tego z jakiej pochodził rodziny, nawet jeżeli nie zawsze był w stanie porozumieć się z własną rodziną, i otrzymywał od nich stosunkowo niewiele wsparcia. Z drugiej, jednak strony oszczędnie też szastał swoim nazwiskiem. W wypadku dziewczyny zaczął powoli trochę tego żałować, gdyż widział w jej oczach lekką dezorientacje. Faktycznie książka, którą dzierżyła była bogato zdobiona, co więcej miała nawet pozłacane brzegi papieru.
-Lubię książki historyczne- Odpowiedział szybko zmieniając temat, nie dając dziewczynie nawet żadnego wyjaśnienia, które dotyczyło by jego nazwiska.
-Historia Magii to coś co mnie naprawdę interesuje. Uważam, że w historii możemy znaleźć przestrogi oraz wskazówki na to, jak żyć dalej- Blondyn naprawdę dużo wiary pokładał w historii, może w pewnych momentach zbyt wiele. Niektórzy mogliby powiedzieć, że on żyje cały czas przeszłością, co nie było do końca prawdą.
-A może można połączyć jedno z drugim?- Mruknął cicho już trochę bardziej do siebie, pozwalając sobie na to, aby przez chwilę odpłynąć myślami gdzieś daleko. Błękitne tęczówki ponownie zostały skierowane na krajobraz, który malował się za oknem.
Dopiero kolejne słowa dziewczyny wyrwały go z zamyślenia. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i opuścił lekko głowę. Zawsze ciekawiła go reakcja różnych ludzi kiedy przedstawiał się z nazwiska. Jedni otwierali szerzej oczy, drudzy wzruszali ramionami, a jeszcze inni kompletnie nie wiedzieli co niby takiego wyjątkowego może być w tym nazwisko. Gryfon nigdy nie wstydził się tego z jakiej pochodził rodziny, nawet jeżeli nie zawsze był w stanie porozumieć się z własną rodziną, i otrzymywał od nich stosunkowo niewiele wsparcia. Z drugiej, jednak strony oszczędnie też szastał swoim nazwiskiem. W wypadku dziewczyny zaczął powoli trochę tego żałować, gdyż widział w jej oczach lekką dezorientacje. Faktycznie książka, którą dzierżyła była bogato zdobiona, co więcej miała nawet pozłacane brzegi papieru.
-Lubię książki historyczne- Odpowiedział szybko zmieniając temat, nie dając dziewczynie nawet żadnego wyjaśnienia, które dotyczyło by jego nazwiska.
-Historia Magii to coś co mnie naprawdę interesuje. Uważam, że w historii możemy znaleźć przestrogi oraz wskazówki na to, jak żyć dalej- Blondyn naprawdę dużo wiary pokładał w historii, może w pewnych momentach zbyt wiele. Niektórzy mogliby powiedzieć, że on żyje cały czas przeszłością, co nie było do końca prawdą.
- Viviene Woolf
Re: Kamienny parapet
Wto Sty 22, 2019 11:51 am
Dziewczyna nagle posmutniała, nie żeby było to winą chłopaka. Jednak temat jaki poruszyli był jednym z tych, który potrafił zetrzeć nawet najweselszy uśmiech z jej twarzy.
- Gdyby tylko każdy tak myślał i chociaż spróbował je ze sobą połączyć - westchnęła, by po chwili znowu utkwić nieobecny wzrok w przestrzeni rozciągającej się po drugiej stronie parapetu. Była marzycielką, a to często gubiło ją w labiryncie toczącego się życia. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, iż nie dane jej będzie do końca życia błądzić w swoich marzeniach. Z każdym nowym dniem zbliżała się do końca sielankowego, uczniowskiego życia. Viv wiedziała, że któregoś dnia obudzi się w swoim łóżku i będzie musiała zdecydować o swoim dalszym losie. Na bok pójdą jej poglądy, zbyt wielu ludzi było by temu przeciwnych. A ona z natury nie była wojowniczą dziewczyną, może czasami w skrajnych przypadkach lub w gniewie. Jednak obie te sytuacje zdarzały się...cóż naprawdę rzadko.
Gdy tak sobie teraz o tym myślała, to nawet nie pamiętała dokładnie kiedy ostatni raz była na kogokolwiek zła. Lubiła swoje przyjazne usposobienie i pogodę ducha, nie chciała zatracić tego na rzecz realnego życia. Nie była na to gotowa.
Wzmianka o książkach historycznych wybudziło Viv z letargu w jaki wpadła przez swoje ponure myśli o przyszłości. Automatycznie oddała książkę, którą cały czas trzymała w dłoniach jej właścicielowi. Uśmiechnęła się lekko na jego kolejne słowa. W sumie dziewczyna miała podobne poglądy co do historii i tego co ze sobą niosła.
- Tak, historia potrafi dużo przekazać, bardzo dużo. Szkoda tylko, że nie każdy chce do niej sięgnąć. Ja osobiście nią nie pogardzę, aczkolwiek jestem kompletnie zakochana w zielarstwie i ONMS - zarumieniła się lekko, spoglądając na rozmówce. Miała nadzieję, że nie weźmie jej za jakąś psycholkę na tym punkcie.
- W sumie podobnie jest z fauną i florą ona także potrafią dużo powiedzieć temu, kto umiejętnie patrzy. - nie mogła powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów.
- Gdyby tylko każdy tak myślał i chociaż spróbował je ze sobą połączyć - westchnęła, by po chwili znowu utkwić nieobecny wzrok w przestrzeni rozciągającej się po drugiej stronie parapetu. Była marzycielką, a to często gubiło ją w labiryncie toczącego się życia. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, iż nie dane jej będzie do końca życia błądzić w swoich marzeniach. Z każdym nowym dniem zbliżała się do końca sielankowego, uczniowskiego życia. Viv wiedziała, że któregoś dnia obudzi się w swoim łóżku i będzie musiała zdecydować o swoim dalszym losie. Na bok pójdą jej poglądy, zbyt wielu ludzi było by temu przeciwnych. A ona z natury nie była wojowniczą dziewczyną, może czasami w skrajnych przypadkach lub w gniewie. Jednak obie te sytuacje zdarzały się...cóż naprawdę rzadko.
Gdy tak sobie teraz o tym myślała, to nawet nie pamiętała dokładnie kiedy ostatni raz była na kogokolwiek zła. Lubiła swoje przyjazne usposobienie i pogodę ducha, nie chciała zatracić tego na rzecz realnego życia. Nie była na to gotowa.
Wzmianka o książkach historycznych wybudziło Viv z letargu w jaki wpadła przez swoje ponure myśli o przyszłości. Automatycznie oddała książkę, którą cały czas trzymała w dłoniach jej właścicielowi. Uśmiechnęła się lekko na jego kolejne słowa. W sumie dziewczyna miała podobne poglądy co do historii i tego co ze sobą niosła.
- Tak, historia potrafi dużo przekazać, bardzo dużo. Szkoda tylko, że nie każdy chce do niej sięgnąć. Ja osobiście nią nie pogardzę, aczkolwiek jestem kompletnie zakochana w zielarstwie i ONMS - zarumieniła się lekko, spoglądając na rozmówce. Miała nadzieję, że nie weźmie jej za jakąś psycholkę na tym punkcie.
- W sumie podobnie jest z fauną i florą ona także potrafią dużo powiedzieć temu, kto umiejętnie patrzy. - nie mogła powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów.
Strona 19 z 20 • 1 ... 11 ... 18, 19, 20
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach