Go down
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Pon Lut 20, 2017 9:40 pm
Człowiek całe życie się czegoś uczy. Jeśli ekspresywna i wygadana Charlotte nauczyła się przy nim wyciszać oraz poznawać kogoś bez użycia nadmiaru słów, to zawsze mogła dodać to do swojego nieoficjalnego CV w psychologicznej specjalizacji. Z pewnością nie było to tak efektowne jak wyjawianie niektórych rzeczy za pomocą słów, ale dalej był to jakiś sposób do zapoznawania się z danym człowiekiem.
Było zaskakująco miło, Giotto od dawna nie czuł się tak dobrze, jak właśnie w tej chwili. Z pewnością część roboty robiło również niewielkie zaspanie chłopaka, ale nie można było odmówić pracy Charlotte, jaką w tym momencie przy nim wykonywała. Z daleka było czuć jej zaangażowanie, dobry humor i troskę o chłopaka, które okazała mu jako jedyna w całej szkole. Co prawda miała specjalne względy u niego i tak naprawdę była jedyną osobą, której zezwoliłby na taki kontakt, ale nawet pomimo tego, każde zbliżenie było dla niego czymś ekscytującym, ale przede wszystkim - przyjemnym.
Nie zwrócił uwagi na to, że są tu sami. Paradoksalnie w dobrą pogodę Hogwart przeważnie był opustoszały, tym bardziej, że uczniowie mieli więcej wolnego czasu i korzystali z ładnej pogody oraz świetnych, wydeptanych ścieżek, czego nie zasmakują na przykład w domu mieszkając w Londynie czy innym angielskim mieście.
Pokręcił nieznacznie karkiem, zmieniając pozycję swojej głowy.
- Inni są na zewnątrz, nad jeziorem na przykład. - poinformował ją.
Cały czas leżał z zamkniętymi oczami i odpoczywał sobie, co jakiś czas przekręcając nieznacznie głowę, by szyja nie zdrętwiała mu od przebywania w bezruchu. Wyciągnął z kieszeni różdżkę, ponieważ zaczęła mu wadzić oraz nie chciał, żeby się połamała od naporu jego ciała, znajdowała się wszakże w jednej z tylnych kieszeni, a aktualnie leżał na plecach. Położył ją gdzieś z boku, by nikomu nie wadziła.
- Co tu robisz? - spytał po chwili, unosząc jedną powiekę. Wolał co prawda dalej leżeć i się nie odzywać, ale uznał, że może być niegrzeczny, jeśli nie wykaże jakiejś inicjatywy w zamian za pieszczoty. Coś jej się jednak należało, a przecież - wystarczyło ją tylko o coś zapytać, później nawijała jak katarynka.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Pon Lut 20, 2017 10:58 pm
Delikatnie odchyliła głowę i ponownie nabrała w płuca powietrza, chcąc nasycić się jego zapachem, tak przepełnionym wszystkimi aromatami zbliżającego się lata. Próbowała w pamięci na zawsze wytatuować sobie ten moment, zapamiętać ciepło, zapamiętać troskę i uczucie, że jest dla kogoś kimś ważnym. I to nie dla byle kogo. Chciała to wszystko zachować na zawsze, świadoma, że prędzej czy później zostanie jej odebrana możliwość takiej beztroski i takiego szczęścia, jakie odczuwała w tym momencie. Prawdę mówiąc, gdyby mogła i miała ku temu jakieś narzędzia, zrobiła by wszystko aby nie musieć na dłużej ani rozstawać się z Nero, ani też nie opuszczać Hogwartu, nie tracić słonecznego lata. Najbardziej jednak nie chciała rozstawać się ze Ślizgonem, bo choć miała wiele bliskich lub mniej bliskich znajomych i przyjaciół, to tylko przy nim, kiedy był obok i miała świadomość, że jest bezpieczny i nic mu nie grozi, potrafiła odnaleźć harmonię, poczuć, że wszystko jest na swoim miejscu i nie wydarzy się nic złego, mogącego doprowadzić do jakiejś katastrofy, której serce Charlotte by nie przeżyło. Dlatego też tak kurczowo trzymała się chwil jak ta, kolekcjonowała je i robiła wszystko, aby miały miejsce jak najczęściej. Wiedziała, że gdy opuści ten zamek raz na zawsze, możliwym stanie się scenariusz, w którym już nigdy nie przyjdzie jej być tak szczęśliwą.
- Tutaj jest przyjemniej. - stwierdziła pewnym głosem, przerzucając swoje długie włosy na jedno ramię. - Nie ma tłoku, jest ciepło, ale nie za ciepło i co jakiś czas czuć przyjemny powiew letniego wiatru. Tu jest zdecydowanie przyjemniej. - dla siebie zachowała argument, że tutaj jest Giotto bo prawdę mówiąc patrząc z perspektywy tłumu nie był to żaden argument. Ludzie z zasady się go obawiali i obcowanie z nim nie sprawiało im takiej przyjemności, jaką dawało Macmillan.
- Szukałam ludzi do pięciominutowej, pożegnalnej rozmowy. Jak jednak zobaczyłam, że im dalej w ten korytarz się idzie tym mniej osób kręci się, stwierdziłam, że trzeba to sprawdzić. No i znalazłam ciebie. - spojrzała na niego z góry, uśmiechając się przy tym szeroko i promiennie, nie przestając przez ten czas dłonią błądzić od jego włosów do policzka i z powrotem. Skoro nie słyszała ani nie widziała żadnego gestu sprzeciwu to nie widziała powodów aby zaprzestać tego działania.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Pon Lut 20, 2017 11:31 pm
Z pewnością nie tylko ona będzie wspominać wszystkie te dobre chwile, które spędzili razem w szkole. Giotto również nigdy nie zapomni tego, co dziewczyna zrobiła dla niego i jak dobrze czuł się zawsze, gdy tylko miał okazję z nią obcować. Nie byłoby wcale wyolbrzymieniem, gdyby chłopak stwierdził, że większość dobrych chwil, które spędził w szkole, dzielił właśnie z nią. Ona była chyba największym powodem jego szczęścia w pewnych chwilach, stąd też ktoś taki jak on, kto nie zaznał zbyt wiele dobrego w ostatnim czasie, zapamięta wszystkie te spotkania, w których tak wnikliwie się nawzajem poznawali. Być może są to jego ostatnie szczęśliwe chwile w życiu, nigdy nie wiadomo co przyniesie los.
Ciężko było mu to przyznać, ale z dnia na dzień co raz gorzej było mu z faktem, że Charlotte niedługo odejdzie z Hogwartu. Gdy była w szkole, miał ją na oku, no i koniec końców nie była zdana na siebie. Owszem, czasem bywało tu niebezpiecznie, jak na przykład podczas feralnych wydarzeń ze śmierciożercami na błoniach, ale w gruncie rzeczy szkoła była jednym z bezpieczniejszych miejsc, biorąc pod uwagę co raz śmielej poczynających sobie popleczników Voldemorta. Teraz, gdy zakończy edukację i podejmie pracę, bądź będzie chciała coś ze sobą zrobić, będzie zdana tylko na siebie, ewentualnie na najbliższych, a tutaj zawsze poza nimi zostawał jeszcze potężny Dumbledore, opiekunka Gryffindoru czy nawet sam Giotto, który również do najsłabszych w dziedzinie magii nie należał.
Wszystko to co robili teraz było dla niego chwilą wytchnienia, ostatnią chwilą wytchnienia przed czekającą go i jego kuzyna podróżą. Korzystał z tego jak najwięcej mógł i jak można zaobserwować, sama Macmillan również miała z tego jakieś profity.
Westchnął głośniej, słuchając swojej ślicznej katarynki, która sprowokowana jednym pytaniem, już zaczęła opowiadać co ją spotkało dzisiejszego dnia. Na sam dźwięk jej głosu uśmiechnął się lekko, z przyjemnością wsłuchując się w każde jej słowo. Aż dziw, że ktoś tak lubiący ciszę i spokój, tak bardzo uśmiecha się podczas opowiadania.
- Przypadek? - odparł krótko na jej krótką analizę odnośnie nikłej liczby osób przebywających na korytarzu, im bliżej byli Giotto.
W końcu otworzył drugie oko i patrzył na nią z dołu, co jakiś czas mając zasłaniany widok przez jej dłoń, którą gładziła go po włosach. Ślizgon nic sobie z tego nie robił, a jedyne co to odczuwał niesamowitą przyjemność i zadowolenie z faktu zajęcia się nim. Spać mu się już odechciało, zatem mógł w pełni poświęcić swoją uwagę Charlotte.
Uniósł swoją rękę ku górze i chwycił kosmyk jej rozpuszczonych włosów między palce, po czym przeczesał go kilka razy i pokręcił chwilę na wskazującym, a później również na środkowym.
- Chyba oboje to lubimy. - uśmiechnął się lekko, nawiązując przy okazji do tego, że oboje jakoś ostatnio ukochali zabawę swoimi włosami. Najpierw on na balkonie, teraz ona tutaj.
Chwilę tak pobawił się nimi, po czym przeniósł swoją dłoń odrobinę w bok, na jej twarz, gładząc ją dwoma palcami delikatnie po policzku. Zapatrzył się w nią na moment i skupił się wyłącznie na tym widoku, całkowicie zapominając się.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Wto Lut 21, 2017 7:13 pm
Co zaskakujące, ona wbrew pozorom coraz lepiej znosiła myśl, że już niedługo przyjdzie jej opuścić Hogwart. Jasne, wciąż nie podobało jej się to i chętnie zostałaby jeszcze jeden rok tu gdzie jest, ale nie płakała już po nocach kiedy pojawiały się sny o samodzielności i konieczności radzenia sobie w świecie, do którego przyjdzie jej trafić. Oczywiście, że się bała. Ze swoimi obawami o to, że Voldemort coraz bardziej rośnie w siłę, a jego popleczników przybywa nie dało się mieć spokojnego podejścia do przyszłości, jednak potrafiła sobie wmówić, że przecież da radę. Dlaczego miałaby nie dać? Ponadto jeśli otoczy się odpowiednimi ludźmi to nawet fakt, że nie będzie znała jakiegoś potężnego zaklęcia nie sprawi, że z góry skazana będzie na klęskę, a w lepszym przypadku śmierć. Bardzo mocno bowiem zdawała sobie sprawę, że w konfrontacji z takimi ludźmi śmierć jest czymś, o czym człowiek może zamarzyć.
Nie tylko jednak Giotto odnajdował w tym wszystkim wytchnienie. Kiedy siedziała z nim, w tej ciszy, czując ciepło nie tylko letniego dnia, ale także samego chłopaka, to było tak, jakby wszystko było na swoim miejscu, jakby świat wreszcie łaskawie zwolnił tępa i dał im trochę czasu na złapanie oddechu przed kolejną rundą. Czas spędzony z Nero zawsze dawał jej dodatkową energię, uspokajał jej szalenie szybko goniące myśli i poczucie, że nie powinna siedzieć w miejscu dłużej niż kilkanaście minut. Z nim mogła siedzieć godzinami, wyłącznie go obserwując i nie włączało jej się poczucie winy, że marnotrawi cenne chwile. Cenne chwile zbierała będąc z Giotto. Najcenniejsze z całego okresu w Hogwarcie, a może i nawet w całym swoim życiu.
- Wątpię. Nie ma przypadków. Oni się ciebie najzwyczajniej w świecie boją. - prychnęła, lekko kręcąc przy tym głową. - Naprawdę nie wiem jak możesz ich tak straszyć samym spojrzeniem. Poza tym zawsze wiedziałam, że cię unikają, ale bez przesady, zostawić taką część korytarza pustą tylko dlatego, że jesteś w okolicy? Przecież nie zabijasz za to, że ktoś przechodzi obok. - rzekła pewna siebie, chociaż pewność jej po chwili stopniała i sprawiła, że spojrzała na niego lekko badawczo, lekko z przekąsem. - Chyba nie zabijasz za to, że ktoś przechodzi obok. - poprawiła się, umyślnie troszkę mocniej zaciskając palce na jego włosach. Ale tylko odrobinkę, nie chciała przecież aby zaraz wstał, obraził się i na śmierć i na życie i poszedł sobie nie wiadomo gdzie. To był ostatni scenariusz, który kiedykolwiek Charlotte chciałaby wprowadzić w życie.
- Najwyraźniej. - przyznała z lekkim uśmiechem, szybko jednak przymykając oczy kiedy poczuła ciepło skóry Giotto, policzkiem wręcz wtulając się w jego dotyk. Gdyby mogła, gdyby znała sposób, na pewno zrobiłaby wszystko, aby chwil jak ta mieć więcej w swoim bagażu przeżyć.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Wto Lut 21, 2017 9:31 pm
Oczywiście Giotto nie znał wielu jej strachów, którymi niestety Charlotte nie chciała się z nim dzielić. Nie wymagał jednak od niej niczego, stosując tą samą zasadę, co ona w przypadku jego - jeśli coś ma zostać powiedziane, bądź zrobione, uczyni się to z własnej woli, nigdy pod naporem kogokolwiek. Wyjątkiem byłaby rzecz jasna sytuacja, w której Macmillan ewidentnie starałaby się nieumiejętnie ukryć przed nim coś. Wtedy wywarłby już na niej nieco presji, by jednak podzieliła się swoimi myślami, albo by chociaż naprowadziła go na ślad jej rozważań. Była jednak na tyle dojrzała i na tyle szczęśliwa w jego obecności, że nawet jeśli miała jakieś problemy, to skupiała się na chwili bieżącej - na przyjemności ze spędzania z nim wspólnie czasu. A jak wiadomo, jak jest dobrze, to nie myśli się o tym złym. I działa to również w jego przypadku.
Nie było co się oszukiwać - ludzie ewidentnie nie przepadali za Giotto, z wzajemnością oczywiście. Choć w tym przypadku mowa jest bardziej o lekceważeniu i nie zwracaniu na siebie wzajemnie uwagi, aniżeli o jakiejś wrogości. Nero przez lata niedostępności utworzył pewnego rodzaju barierę, którą tylko nieliczni starali się w jakiś sposób przekroczyć. Pierwszą z tych osób był Enzo, ale to była naturalna kolej rzeczy, bowiem blondyn jako jedyny został przy Ślizgonie, gdy ten miał poważne problemy i rozterki. Następna w kolejności była jednak Charlotte i to ona z czasem stała się jego głównym motorem napędowym. Musiał przyznać, że znalazł siłę do treningu, nauki i do walki ze swoimi demonami właśnie dzięki niej. Okazała mu tyle dobra i serdeczności, że z czasem robił wszystko po to, by jej w jakiś sposób zaimponować. Chciał po prostu żeby widziała go w samych superlatywach - jako dojrzałego i silnego czarodzieja, z którym nawiązała silną relację. Można uznać nawet, że swego czasu chciał się jej popisać w jakiś sposób, ale gdy tylko zaczęła mu poświęcać tyle uwagi, stwierdził, że jest to niepotrzebne - choćby nawet mu nie poszło w czymś, to ona i tak zawsze do niego przyjdzie, nie potrzeba jej specjalnej zachęty.
Spojrzał na nią.
- Oni mnie nie obchodzą. - rzekł spokojnie. - Ty mnie nie unikasz, więc nie potrzeba mi nikogo więcej. - dodał, patrząc na nią cały czas.
W sumie było to pewne wyznanie, ale on już się tak tym za bardzo nie przejmował, jak miało to miejsce w ostatnich latach ich znajomości. Pewne wydarzenia ukształtowały go w jakiś sposób, ale jednocześnie relacja z Gryfonką tak go zmieniała, że dużo łatwiej było mu mówić o czymkolwiek związanym z innym człowiekiem. Kiedyś pewnie odpowiedziałby "i co z tego?", a dzisiaj - stwierdził bez żadnego problemu, że tylko jej uwaga się dla niego liczy. Kolejny punkt dla jego balowej partnerki.
Kiedy tak siedzieli, a w zasadzie kiedy tak ona siedziała, a on leżał w ciszy i głaskali się wzajemnie, czuł się bardzo dobrze. Rzadko kiedy pozwalał sobie na taką chwilę wytchnienia, a teraz nie liczyło się dla niego nic poza tym, by być blisko niej i cieszyć się jej towarzystwem. Zdecydował się jednak cofnąć rękę po jakimś czasie, aczkolwiek powód wydawał się dość błahy - było mu po prostu niewygodnie! Ułożył lepiej głowę na jej udach i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, patrząc przez moment przed siebie i zastanawiając się chwilę.
- Dlaczego dla mnie taka jesteś? - spytał po chwili, dodając od razu: - Jest tylu ludzi w szkole, a ty akurat spędzasz ze mną swój ostatni wolny czas. - najwidoczniej to był temat jego rozważań sprzed kilku chwil. Poniekąd wiedział dlaczego tak jest - po prostu przywykli do siebie, ale z drugiej strony, nigdy nie powiedziała mu, dlaczego po tym wspólnym szlabanie u Filcha, tak bardzo zaangażowała się w znajomość z nim. Warto było się takich rzeczy dowiedzieć, zwłaszcza, że brunetka niedługo opuszczała szkołę, a on ruszał w swoją drogę...
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Sro Lut 22, 2017 8:42 pm
Nie znał bo i nie uważała, że powinna nimi obarczać chłopaka. Po co, po co miałaby to robić? Widziała, że swoich zmartwień miał wystarczająco. Była typem osoby, która zatrzymywała swoje problemy dla siebie, nie widziała sensu zmuszania innych do rozwiązywania ich. Jeśli rzeczywiście nie będzie w stanie sobie poradzić - wtedy na pewno do kogoś się zgłosi, ale tak? Tak chowała dla siebie to, co było przykre bądź niemiłe nie chcąc skupiać się na tym w momencie, kiedy mogła miło spędzać czas.
Wiedziała, że jest jedną z niewielu osób w szkole, które potrafią miło go spędzać z Giotto. I to sprawiało, że czuła się wyjątkowa, dodawało jej pewności siebie i poczucia, że nie jest tak nic niewarta jak wielokrotnie jej się zdawało, gdy wieczorami leżała w swoim pokoju po kolejnej kłótni z ojcem. Będąc w Hogwarcie, w obecności Giotto zawsze wydawało jej się, że skoro dotarła do niego i zyskała przyjaźń, której nie ofiarował praktycznie nikomu, to mogła osiągnąć wszystko. Nie było rzeczy niemożliwej po takim wyczynie, ale też nie uważała, że cokolwiek co osiągnęłaby byłoby równie wartościowe co ta znajomość. Bardzo wiele bowiem uczucia, zainteresowania, troski i ciepła przelała na Nero, starając się dotrzeć do niego i dać mu poczucie, że nie jest sam i zawsze, ale to zawsze w razie potrzeby ma Charlotte gdzieś obok, kręcącą się nieopodal. Moment, w którym zrozumiała, że jej się udało i misję może uznać za zakończoną, przynajmniej na tym etapie, poczuła spełnienie, jakiego nigdy wcześniej nie miała okazji doznać.
- I nigdy cię nie unikałam. I nie unikam. I nie zamierzam też nigdy cię unikać. - zapewniła, uśmiechając się przy tym lekko, gdyż gdzieś tam, w środeczku, jego słowa przyjemnie połechtały jej ego i sprawiły, że gdyby nie fakt, że Giotto leżał na jej kolanach, to prawdopodobnie uniosłaby się kilka centymetrów nad ziemię z tego szczęścia. Jako, że jednak była uziemiona to wyłącznie uśmiechała się do niego i przyglądała skrzącymi od emocji oczami.
- Dlaczego? - zapytała, przenosząc wzrok gdzieś przed siebie, aby zastanowić się nad tym chwilę. - Bardzo cię lubię, bardzo, bardzo, bardzo. Od chwili, w której pierwszy raz się do ciebie odezwałam. I do tego momentu przywiązanie do ciebie rosło. Poza tym co z tego, że jest tyle innych osób w szkole? Z każdym z nich jeszcze zdążę porozmawiać, mam to rozplanowane, ale jeśli mam do wyboru siedzenie i nawet milczenie z tobą, a cokolwiek innego, to ja wybieram ciebie, Giotto. - zerknęła na niego niepewnie, jednak bardzo szybko powróciła wzrokiem do jednej z cegieł znajdujących się na wysokości jej spojrzenia. - Nie do końca wiem dlaczego. Po prostu uwielbiam spędzać z tobą czas, a każda chwila razem daje mi szczęście i spokój, których nie potrafię odnaleźć przy innych. - na zakończenie swoich rozważań lekko wzruszyła ramionami, jednak po takim wyznaniu nie potrafiła na niego spojrzeć. Wiedziała bowiem, że jeśli to zrobi to jej policzki zapłoną od zawstydzenia.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Sro Lut 22, 2017 10:22 pm
Gdyby znał te wszystkie myśli Charlotte, z pewnością starałby się jej w jakiś sposób pomóc, bowiem zwyczajnie był jej to winien. Paradoksalnie nawet w tym przypadku troszczyła się poniekąd o niego, nie chcąc dorzucać mu kolejnego balastu na plecy w postaci i jej problemów. Gdyby o tym wiedział z pewnością doceniałby chęci, ale koniec końców i tak wywarłby na niej odpowiednią presję, by podzieliła się z nim swoimi przemyśleniami, obawami i wszystkimi myślami, które nie dawały jej spokoju. Nero był twardy i mógł dużo wziąć na siebie, chociaż w tym przypadku nawet gdyby mu wyjawiła wszystko, to raczej nie miałby jak temu zaradzić. Póki mieszka z rodzicami, kłótnie z ojcem będą cały czas, póki ktoś nie pokona Voldemorta i jego armii, na świecie nie będzie bezpiecznie, a sam Giotto raczej nie jest w stanie tego zrobić. Choć co by nie mówić, gdyby Macmillan przyszłaby któregoś razu do niego i oświadczyła, że potrzebuje pomocy, choćby miał zerowe szanse powodzenia, i tak by spróbował poprawić jej humor.
Przez pewien okres przynajmniej na początku swej nauki Giotto był dostępny. Owszem, był rozwinięty ponad wiek i ciężej było mu nawiązywać znajomości, niż innym rówieśnikom, gdy był na przykład na pierwszym roku, ale przy tym jakie podchody do niego trzeba robić teraz, wcześniejsza przyjaźń z nim to była kaszka z mleczkiem. Charlotte jako pierwsza w Hogwarcie odważyła się dotrzeć do niego i jako pierwszej się jej to udało, efekt jest widoczny teraz gołym okiem: lgną do siebie jak dwa patyczaki do jednego liścia, którym koniec końców się podzielą i oboje będą szczęśliwi. Była niesamowitą osobą, co wyznał jej już ostatnim razem, ale dopiero od niedawna tak naprawdę zaczął to dostrzegać gołym okiem - wcześniej być może traktował ją mniej poważnie, biorąc pod uwagę swój cel. Teraz jednak, gdy ona miała odejść ze szkoły, a on miał ruszyć w podróż już niebawem, wszystko to nasilało się. Można chyba powiedzieć, że jeszcze się nie rozstali, a on już tęskni, przynajmniej w jakimś sensie.
Spojrzał na nią, unosząc lekko brwi, po czym przymknął powieki i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Więc mam szczęście. - rzekł cicho, ale dalej słyszalnie dla niej.
Jej deklaracja lojalności, bo tak można to nazwać, bardzo poprawiła mu humor. Teraz był już tak zaangażowany w relację z nią, że ciężko byłoby mu skończyć ją bez wyraźnego powodu. Oczywiście dalej z tyłu głowy miał gdzieś to, że niebawem się rozejdą i być może już nigdy nie spotkają, bo ona zacznie spełniać marzenia, bo on ruszy w podróż i być może nie wróci. Tak, miał czarne myśli, zdecydowanie. Tym się jednak z nikim nie dzielił, zwłaszcza z Enzo, gdyż nie chciał siać żadnej paniki. Obaj wiedzieli na co się piszą, decydując się opuścić Hogwart i ruszyć w podróż celem znalezienia prawdy.
Słuchał jej uważnie i choć jego mina nie zdradzała praktycznie niczego, w środku wręcz gotowało się od różnych emocji. Powiedziała wiele rzeczy, które bardzo go rozczuliły i tak naprawdę, pierwszy raz w życiu ktoś przyznał mu prosto w oczy, że woli go od czegokolwiek czy kogokolwiek innego. Choć z reguły takie deklaracje go nie ruszały, to ta jednak wywarła na nim wielkie wrażenie. Jaki był tego powód? Osoba, która mu to powiedziała. Brał ją na poważnie i wszystko to co mu powiedziała, trafiło prosto do jego lekko podłamanego serduszka, które chyba bo takich słowach zacznie się zbierać do kupy.
Gwałtownie podniósł się z jej kolan, przyjmując od razu pozycję siedzącą. Był odwrócony plecami do niej i chwilę się zastanawiał nad czymś, rozmasowując przy tym prawą ręką część szyi, co raczej było działaniem, które miało za zadanie dać coś do roboty jego bezrobotnej od pewnego czasu ręce. Przekręcił się po jakimś czasie i oparł plecy o ściankę, układając sobie przy okazji poduszkę w okolicach lędźwi.
- Ja od pierwszej chwili, w której się do mnie odezwałaś, nie znosiłem Cię. - przyznał szczerze, patrząc przed siebie, dopiero po chwili przekręcił nieznacznie głowę w bok, by widzieć ją w tym momencie. - Całe szczęście jesteś mądrzejsza ode mnie i przeczekałaś to wszystko. Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale gdy mój brat zginął, zawalił mi się świat. Myślałem, że bycie szczęśliwym nie jest dla mnie, dlatego robiłem wszystko, by samemu sobie dopieprzać. Długo nie mogłem się ogarnąć, ale w końcu trafiłem na szlaban do Filcha... - początek mówił dość spokojnie, później zaś z lekkim zastanowieniem, kończąc to wszystko małym, ale najważniejsze, że szczerym uśmiechem.
- I spotkałem ciebie. - dodał pewnie. - Na początku uznałem Cię za irytującą, chociaż ty tylko grzecznie się przywitałaś ze mną. Każdy na twoim miejscu odszedłby i nigdy więcej nie próbował zagadać, a ty wręcz przeciwnie, zwróciłaś na mnie uwagę jeszcze bardziej. Uratowałaś mnie. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale jeśli istnieje dla mnie jakieś szczęście, to jesteś nim ty. - rzekł spokojnie, choć takie wyznania nie były dla niego czymś normalnym, w gruncie rzeczy, chyba pierwszy raz zdarzyło mu się coś tak bezpośrednio stwierdzić. Macmillan jednak zasługiwała na to, by wiedzieć kim dla niego jest i tak naprawę chyba właśnie na to pracowała cały ten czas, by usłyszeć kilka tych ciepłych słów od niego, które są efektem jej poświęcenia, wyrozumiałości i troski o niego.
Palcem delikatnie przejechał po jej dłoni, po czym ujął ją w swoją, splatając przy tym ich palce i spojrzał na nią, uśmiechając się nieznacznie. Oparł przekrzywioną głowę o ścianę i wpatrywał się w nią tak po prostu, ciesząc się z tej chwili i z tego, że w końcu powiedział jej jak bardzo ważną jest dla niego osobą.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Czw Mar 02, 2017 3:22 am
Prawdę mówiąc ciężko jej będzie spełniać marzenia po tym wszystkim co ostatnio usłyszała od Giotto, po jego prośbie aby bez względu na wszystko nie próbowała go szukać. Nie była pewna czy będzie w stanie normalnie funkcjonować wiedząc, że on gdzieś tam jest, czując, że coś złego może mu się przydarzyć. Nie chciała dla niego takiego losu, nie chciała cierpienia i smutku, bólu, walki i niepewności. Charlotte ze swojej strony pragnęła dać mu wszystko co najlepsze, gdyby to od niej zależało, poświęciłaby nawet siebie aby tylko mieć pewność, że więcej zła nie dosięgnie Ślizgona. Nie zasługiwał na to przecież, a dziewczyna wciąż i wciąż nie potrafiła pogodzić się z niesprawiedliwością, jaka pojawiała się gdy myślała o jego osobie.
Nie rozumiała co sprawiło, że nagle zainteresowało go to wszystko i dlaczego czuła pewnego rodzaju zawstydzenie opowiadając o swoich uczuciach względem Giotto. Zdecydowanie silnych i mocno determinujących jej ostatnie wybory uczuciach, które coraz głośniej pukały do drzwi i podsycane wyłącznie były chwilami jak ta teraz czy też ich spotkanie na balkonie. Była wręcz skłonna stwierdzić, chociaż jeszcze jakiś czas temu nie uważała, że to możliwe, że coraz bardziej Charlotte na Ślizgonie zależy i coraz bardziej boi się końca szkoły i ich pożegnania, które, jak wnioskowała, mogło być nawet ostatecznym. Przerażało ją to. Jeśli nie trzymała swoich myśli na wodzy to potrafiło ją to uderzyć z taką mocą, że zaczynało brakować jej powietrza w płucach.
Nagła reakcja Giotto sprawiła, że w głowie Charlotte od razu zapaliła się lampka informująca, że nie powinna tego wszystkiego mówić, że powinna ugryźć się w język i zachować to wszystko dla siebie. Szczególnie gdy tak siedział do niej tyłem miała wrażenie, że przekroczyła tę cienką granicę po której ostatnio stąpała przebywając z nim. Dopiero słowa, które wypowiedział po pewnym czasie sprawiły, że Charlotte rozluźniła się nieznacznie i pozwoliła sobie na podniesienie spojrzenia i dotarcie nim do oczu Giotto. Czuła, jak serce zaczyna jej coraz mocniej bić, a wszystko to, co czuła do tej pory zaczyna kumulować, rosnąć, sprawiać, że dziwna mieszkanka niedowierzania, ulgi, szczęścia, strachu, mieszała się w jej wnętrzu, w tej niewielkiej, lekko skulonej Charlotte, która błyszczącymi oczami przyglądała się Ślizgonami i uważnie słuchała jego słów, chcąc zapamiętać każde z nich, pragnąc aby ta chwila na dobre zapisała się w jej pamięci.
- Giotto. - zaczęła cicho, trochę mocniej palce zaciskając na jego dłoni, chcąc w ten sposób upewnić się, że on wciąż tutaj jest i to wcale nie jest jakiś wytwór jej wyobraźni bądź zaklęcia kogoś zawistnego. - Ty nie potrzebowałeś ratunku. Potrzebowałeś po prostu kogoś, kto pokazałby ci, że wciąż, mimo wszystko, możesz być szczęśliwy. Może nie zawsze i nie wszędzie, tylko w niektórych sytuacjach, tylko przy niektórych osobach, ale możesz. I to nie jest nic złego. Jeśli nie ja to ktoś inny by ci to pokazał, na pewno znalazłby się na twojej drodze ktoś mi podobny kto by nie odpuścił i ci pomógł. I bez względu na to kto tego dokonał, najważniejszy jest rezultat. Najważniejsze jest to, że czujesz, że jesteś dla kogoś ważny i że wiesz, że nigdy nie zostaniesz sam. Bo ja zawsze będę, Gio. - posłała mu ciepły uśmiech, kciukiem zataczając kółka na wierzchu jego dłoni, co w pewien sposób miało ją uspokoić. Nie spodziewała się tak wielkich słów tego dnia.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Mar 03, 2017 9:23 pm
Od pewnego czasu było to silniejsze od niego. Nero co raz częściej miewał dość nieciekawe myśli odnośnie całego tego pomysłu podróży i zwyczajnie obawiał się wielu konsekwencji, które przyniesie za sobą taki tryb życia. Już nawet nie chodzi o rzucenie Hogwartu i ruszenie w pogoń za czymś, co teoretycznie może nie mieć miejsca. Zwyczajnie, nawet jeśli ma racje i jego brata ktoś zamordował, to zadecyduje się pójść taką ścieżką, z której nie da się już zawrócić - dość powiedzieć, że będzie ona przepełniona bólem i śmiercią, on po prostu będzie skazany na to, by zgnić w Azkabanie, nawet jeśli jego pobudki były szlachetne, bądź uzasadnione. Wszakże zabicie kogoś, to i tak morderstwo, nie ważne jaką szują był za życia, trzeba będzie za to odpowiedzieć. Nie bał się przyszłości, ale czuł się bardzo niepewnie, bowiem gdyby wydarzyło się wszystko to o czym myśli, dzień, który spędzają dziś na parapecie byłby jednym z ostatnich ich wspólnych dni w całym ich życiu.
Miał przed nią wiele tajemnic i sekretów, którymi chciałby się z nią podzielić, jednakże wiedział z czym by się to wiązało. Próbowałaby go powstrzymać i przez to cała jego "misja", mogłaby przybrać nieoczekiwany tor. W dodatku, nie był dumny z tego, że zaczął praktykować czarną magię, że nie posiada w sobie dostatecznie dużej dozy litości i empatii, by w chwili wyboru kogoś oszczędzić, że jest w stanie zabić bez mrugnięcia okiem. Miał tylko szesnaście lat, a przeżył już tyle, że powoli zaczynało być mu wszystko jedno i nie widział zasadniczej różnicy między czynieniem dobra, a zejściem na tak samo złą drogę, jakiej Macmillan obawia się w postaci Voldemorta, śmierciożerców czy innych potężnych czarnoksiężników. Paradoksalnie, gdyby pomścił brata, przestałby się różnić czymkolwiek od wcześniej wymienionych zwyrodnialców i chyba właśnie dlatego nie chciał jej o tym mówić - nie zniosłaby tego, zawiodłaby się na nim i możliwe nawet, że znienawidziła go, wszakże stałby się personifikacją jej wszystkich strachów i obaw.
Wyznania na pewno nie były jego mocną stroną, pomimo tego, że zawierały logiczny ciąg, to jednak każde kolejne słowo przychodziło mu z trudem do wypowiedzenia. Widać było swego rodzaju dyskomfort w jego poczynaniach, jednakże teraz aż tak mocno się tym nie przejmował i jakoś dawał sobie radę z wyjawianiem swoich kolejnych uczuć względem Gryfonki. Co raz bardziej miał świadomość tego, że niedługo się rozejdą i być może nigdy więcej nie spotkają, podświadomie więc chciał jej powiedzieć wszystko to, czego nie miał odwagi zrobić wcześniej.
Słuchał jej uważnie, ale od razu stwierdził, że nie zrozumiała go. Nie miał jednak jej tego za złe, to była Charlotte, a on przywykł do tego, że Macmillan nie jest do końca przekonana o swojej wyjątkowości. Z drugiej strony jednak miał świadomość, że siódmoklasistka nie zna jego planów i tak naprawdę nie wie, że być może jest ostatnią osobą, która okaże mu tyle ciepła i dobroci w jego życiu. Postanowił więc sprostować swoje słowa.
- Jesteś naiwna sądząc, że istnieje jeszcze ktoś taki jak ty. - zaczął pewnie swoim spokojnym tonem. - Gdyby nie ty, nawet nie zacząłbym myśleć o swojej przyszłości. Od wielu dni, może nawet tygodni, myślę tylko i wyłącznie o tobie. Znam siebie i wiem, że nigdy się nie zmienię oraz że nikt nie spróbuje do mnie dotrzeć tak jak ty. Dlatego tu nie chodzi o samą pomoc, tylko o ciebie... Potrzebowałem po prostu kogoś by przy mnie był i przybyłaś. Jesteś wyjątkowa i nawet jeśli przemawia przez ciebie skromność czy cokolwiek innego, nikt mi Cię nie zastąpi, nigdy. Dlatego nigdy nie mów, że mógł być ktoś inny, bo to nieprawda, tylko ty byłaś w stanie to zrobić. - westchnął lekko, po czym wziął głębszy wdech, chcąc dodać coś jeszcze. Uniósł głowę nieco ku górze, po czym przeniósł ją na błonia, obserwując je z dość neutralną, być może nawet lekko zmartwioną miną. Nie puszczał jednak jej dłoni, czując jak delikatnie Charlotte głaszcze palcem jego skórę.
- Jest wiele rzeczy, które chciałbym Ci jeszcze powiedzieć, ale nie mogę. Nie chcę byś była nieszczęśliwa. Jeśli jednak miałbym coś jeszcze dodać, to to, że zależy mi na tobie, bardziej, niż na kimkolwiek. - zakończył swój cały wyznaniowy wywód i przerzucił wzrok z powrotem na Macmillan, którą obserwował dalej ze spokojem i niejaką obojętnością teraz.
Być może zbyt się odsłonił, ale z pewnością żałowałby tego, że nie powiedział jej wszystkiego, co powinna wiedzieć. Tajemnice i sekrety musi przed nią mieć, ale przez ten cały czas od kiedy się poznali, stała się dla niego najważniejsza, a że nigdy jej tego nie okazał, teraz to zreflektował. Z drugiej strony, zrobił to chyba też po to, by sobie ulżyć w jakiś sposób, bo tymi słowami chciał chyba tylko sam siebie uspokoić - w końcu najpierw mówił o tym, żeby go nie szukała, a teraz, że jest dla niego najważniejsza. No ale, to może być ostatnia okazja na takie wyznania, a po tym co mu dziś powiedziała, Charlotte zasługiwała na to, by powiedzieć jej wprost jak bardzo się myli i jak głęboko do niego dotarła.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Mar 04, 2017 9:43 pm
Charlotte coraz częściej dopadała myśl, że to ostatnie dni, że tu już nie chodzi o fakt, że to ostatnie dni w szkole, ale ostatnie dni z Giotto, ostatnie dni kiedy mogła z nim rozmawiać kiedy chciała, zaczaić się na niego kiedy chciała, znaleźć się w miejscu, w którym on aktualnie jest mniej lub bardziej przypadkowo. Nie wiedziała jak to będzie gdy już opuści mury zamku i przestanie mieć od Nero jakiekolwiek wieści, jak ciężko będzie jej pogodzić się z myślą, że musi zaakceptować jego plany i decyzje. Teraz przychodziło jej to całkiem łatwo, jednak nikt nie mówił, że za kilka tygodni czy miesięcy nie dojdzie do sytuacji, w której gdyby miała możliwość to błagałaby go aby nie robił nic głupiego co narazić go może na niebezpieczeństwo. Chociaż czuła, że tak będzie. Że przyjdą noce w których żal do samej siebie zacznie ją przygniatać, żal, że nigdy Giotto nie poprosiła o chociaż odrobinę więcej czasu i odrobinę więcej informacji na temat jego planów.
Nigdy jednak nie zakładała, że Nero może zrobić coś złego. Na tyle jej na nim zależało, tak bardzo ceniła go jako człowieka i tak mocno usprawiedliwiała każdą jego decyzję, że nawet gdyby stał się podobny do jej demonów, znalazłaby argument, który pozwoliłby Charlotte go nie znienawidzić. I wytłumaczyć, że jego posunięcie nie było niczym złym. I może to była przesada, może tak naprawdę go nie znała i łykała niczym młody pelikan to wszytko co chciał aby widziała i w co wierzyła, ale ona czuła dobro przebywając z Giotto. Czuła, że on jest dobry, gdzieś głęboko, tylko to dobro zostało bardzo mocno zachwiane, jego fundamenty zostały tak mocno podburzone, że ponowne ustabilizowanie go było niemalże nierealne. Ale ono było. I ono się ukazywało w chwilach jak ta. Sprawiało, że Macmillan nigdy miała nie porzucić wiary w Nero jako w człowieka.
Może była zbyt emocjonalna, może zbyt bardzo wszystko przeżywała, jednak słysząc słowa Giotto czuł jak się wzrusza, że oto ma miejsce jakaś ważna, niesamowicie ważna chwila, która może i nie zmieni ich historii i ich żyć, jednak na pewno zostanie zapamiętana na zawsze, na pewno sprawi, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżą w tych ostatnich dniach, które przed nimi zostały. Przerażające to było, że w tak młodym wieku przyszło im żyć w czasach i doświadczać rzeczy mogących doprowadzić do sytuacji, z której już nigdy nie będą mieli okazji spojrzeć sobie w oczy.
- Cieszę się w takim razie. Cieszę się, że fakt, że nigdy nie odpuściłam sprawił, że poczułeś to co chciałam od początku u ciebie wywołać, że zrozumiałeś wreszcie, że nie jesteś sam i nigdy tak naprawdę nie byłeś. Cieszę się też, że cię poznałam, Giotto. Możliwość stania się twoją przyjaciółką to największe szczęście i największy zaszczyt w moim życiu. Niczyja przyjaźń nie jest tak wartościową jak twoja. - jakiś smutny uśmiech wstąpił na jej usta po tych słowach, gdy tak przyglądała się jego twarzy zastanawiając się czy za kilka lat w jej snach pojawiać się będzie w takim zamyślonym i poważnym wydaniu, czy może będzie miała szczęście podziwiać jego rzadki lecz piękny uśmiech.
- Rozumiem, że masz tajemnice i nie chcę żebyś o nich opowiadał skoro czujesz, że to coś nieodpowiedniego. Czasem każdy z nas sam musi zmierzyć się ze swoim demonem. Musisz jednak wiedzieć, że mój brak szczęścia ma różne oblicza i jednym z nich jest strach o ciebie. Strach o to, że już nigdy więcej nie będę miała okazji cię zobaczyć. Bo też zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym. - teraz już się nie uśmiechała, chociaż próbowała zmusić kąciki ust do chociażby minimalnego uniesienia się to to nie działało. Opuściła więc wyłącznie wzrok na ich splecione dłonie, przyglądając im się bez słowa.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Mar 04, 2017 11:54 pm
To było momentami wręcz przytłaczające. Chcąc nie chcąc on również co raz częściej myślał o tym, że każde następne spotkanie może być ich ostatnim w najbliższym czasie. To właśnie dzięki temu wrażeniu zdołał wykrzesać z siebie tak ciepłe słowa względem niej i zaczynał o niej myśleć o kimś więcej, aniżeli o zwykłej przyjaciółce, która po prostu jest. Była dla niego zdecydowanie ważniejsza niż ktokolwiek i wraz z każdą upływającą godziną, czuł się coraz bardziej przytłoczony tym wszystkim, wszakże jeśli ona odejdzie, to jego już nic nie będzie obchodzić i koniec końców nie będzie aż tak ostrożny podczas swojej podróży, niż z myślą, że Charlotte jednak gdzieś tam na niego czeka i jest sens, by wrócić. Nie bał się niebezpieczeństwa ani śmierci, dlatego mógł uchodzić w tej chwili za nierozważnego, przynajmniej w kwestii takiej podróży. Jedynie myśl o tym, że może bezpowrotnie utracić Macmillan utrzymywała go do tego czasu w ryzach, nie pozwalając mu opuścić już na zawsze murów Hogwartu.
Od pewnego czasu jednak wszystko to zmierzało w zupełnie innym kierunku; wszystkie przygotowania, treningi, angażowanie co raz większej liczby osób w te przedsięwzięcie, zdobywanie odpowiedniego sprzętu, niezbędnego do tak długiej podróży, no i co raz mniejsza więź łącząca Giotto z Hogwartem. Im bliżej było do odejścia Gryfonki, tym bliżej było do tego, by i on opuścił raz na zawsze szkołę, w końcu jeśli był do kogoś lub czegoś przywiązany, to do niej, nie do całego zamku, Slytherinu czy nawet konkretnych wspomnień z nimi związanych. Wszystko to jednak konfrontowało się w jego myślach z niechęcią do zrobienia Charlotte krzywdy, a ewidentnie by tak się stało, gdyby naraził siebie na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, albo gdyby nie daj bóg stanąłby po przeciwnej barykadzie, broniąc zupełnie innych przekonań.
To wszystko co jej powiedział, było mówione prosto z serca, dlatego poniekąd mógł być z siebie dumny, że po tak długim czasie w końcu znalazł odwagę ku temu, by poinformować ją, jak bardzo ją ceni i jak wiele miejsca zajmuje w jego sercu. Mógł to zrobić podczas jakiejś bardziej wyniosłej chwili, mógł się do tego lepiej przygotować, ale teraz mówił to pod wpływem impulsu, dzikiej świadomości, że być może ostatni raz wspólnie siedzą na tym parapecie, na którym przecież spędzali kiedyś całe dnie, gdy nie liczyło się nic poza jej słowotokiem i jego czujnym uchem, które mimo lekceważącej postawy, z uwagą słuchało każdego jej słowa. Jak widać i on potrafił być sentymentalny, do czego pewnie nigdy się nie przyzna. Jednak istnieje w jego życiu jakiś rodzaj przywiązania jeszcze.
Nie chciał jej w żaden sposób zasmucić, dlatego ten dziwny uśmiech wywołał u niego mieszane uczucia. Z każdym słowem jednak rozumiał coraz lepiej jej postawę - wszakże odczuwał dokładnie to samo. Jeszcze się nie rozeszli, a już za sobą tęsknili, tak należało to interpretować. Ślizgon uważnie się jej przysłuchiwał, choć tak naprawdę słuchał tego o czym doskonale wie i że sam mógłby powiedzieć wszystko to względem niej.
Jej opuszczony wzrok był wymowny, zaś wcześniejsze słowa, jeszcze bardziej. Gdy ona patrzyła na ich splecione dłonie, on unosił wzrok nieco ku górze, obserwując bezkres nieba, które o tej porze roku było po prostu czyste. Chwilę ciszy postanowił przerwać nieco spokojniejszym stwierdzeniem.
- Ja o tym wiem. - zaczął. - Wiele razy dałaś mi do zrozumienia, że jestem dla ciebie ważny. Ja z kolei udawałem, że poza zwykłym "cześć", nic nas nie łączy. Nie zasługiwałaś na to, żeby być tak traktowana, dlatego powiedziałem Ci to wszystko dzisiaj. - westchnął lekko i przeniósł wzrok na jej oczy, które chyba dalej obserwowały ich dłonie.
- Długo mi zajęło zrozumienie jak ważna jesteś w moim życiu, no ale... lepiej późno niż wcale. - uśmiechnął się lekko i chwycił ją palcami wolnej za podbródek, delikatnie unosząc przy tym jej głowę, by w końcu popatrzyła trochę na niego. Chwilę później przeniósł rękę na jej włosy, odgarniając kilka kosmyków za jej ucho.
- Zazdroszczę Gryfonom, że mają Cię na co dzień. - spróbował pocieszyć ją, gdyż widok jej tak zmartwionej z pewnością nie był jego ulubionym.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Nie Mar 05, 2017 1:03 am
Oczywiście, że tęskniła już teraz. Czasem miała nadzieję, że jeżeli w tym momencie zacznie tęsknić to natęskni się na zapas i gdy Giotto już zniknie to nie będzie tak bardzo bolało. Było to jednak strasznie głupie podejście z jej strony, gdyż gdzieś tam w środku wiedziała, że to nie ma prawa zadziałać i będzie tylko cierpieć jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe, będzie pluć sobie w brodę i narzekać, że nie korzystała z ostatnich wspólnych chwil tak jak powinna, że nie ciągała go po błoniach i innych miejscach, że zamiast tego snuła ponure myśli i słowa, zasmucając nie tylko siebie, ale także i Giotto.
Nie powinna była tego robić, powinna być sobą, szczęśliwą Charlotte, która nie przestawałaby mówić nawet na sekundę, która wypowiadałaby tyle słów na jednym oddechu, że można by ją wpisać do księgi rekordów Guinnessa. A jednak dzisiaj coś sprawiało, że nie potrafiła się uśmiechać tak jak to robiła do tej pory. Czy to wina wyznań, czy to wina zbliżającego się rozstania, a może wszystkiego na raz? Nie była pewna, a jednak opierała się o ścianę i nie potrafiła podnieść wzroku i spojrzeć Giotto w oczy. To było dla niej w tym momencie zbyt ciężkie. Bała się, że po tylu słowach, które zostały dzisiaj wypowiedziane rozklei się i umrze ze wstydu, że pozwoliła sobie na taką słabość.
- Może zabrzmi to zarozumiale, ale... Ja wiedziałam, że prędzej czy później, nawet jeżeli wciąż będziesz raczył mnie tylko "cześć" to zacznę być kimś bliższym niż każda mijana na korytarzu osoba. Chociaż może bardziej miałam taką nadzieję niż to wiedziałam. - przyznała cicho, zagryzając dolną wargę i nawet przez chwilę śmiejąc się ze swojej własnej głupoty i wiary, którą od początku posiadała, że kiedyś, choćby Giotto się do tego przed samym sobą nie przyznał, znaczyć będzie dla niego odrobinkę więcej niż na początku ich znajomości.
- Cieszę się Giotto, że o tym wszystkim mi powiedziałeś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Usłyszeć to wszystko z twoich ust. Zdaję sobie sprawę, że musiało to być trudne, ale to tylko sprawia, że jestem ci jeszcze bardziej wdzięczna za każde jedno słowo. - gdy ujął ją za podbródek posłusznie podniosła wzrok i spojrzała na niego, uśmiechając się zdecydowanie szczerzej niż jeszcze przed chwilą, czując przez ten jeden moment, że może rzeczywiście jest w niej coś wyjątkowego, co pozwoliło jej zbliżyć się do Ślizgona.
- Nie wiesz czego im zazdrościsz mój drogi! Bardzo szybko byś pożałował gdybyś musiał spędzać ze mną większość swojego czasu. Mi naprawdę nigdy nie zamykają się usta. Większość Gryfonów nauczyła się już, że najlepiej to mnie ignorować i nie zwracać uwagi, ale pierwszaki... Pierwszaki zawsze miały najgorzej. Im starsza byłam tym trudniej było im powiedzieć abym dała im spokój i sobie szła. - ze śmiechem wspomniała te wszystkie chwile kiedy ludzie zmęczeni jej gadaniem czekali tylko na moment aż Charlotte znajdzie sobie inną ofiarę. I może dobrze się stało, że nie trafiła z Nero do jednego domu. Jeszcze każdy dzień w jej towarzystwie sprawiłby, że zamiast przywiązania poczułby do Macmillan niechęć albo wręcz nienawiść.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Nie Mar 05, 2017 10:57 pm
To było naprawdę dziwne uczucie, ale Nero dosłownie właśnie odbierał to w taki sposób, jak Charlotte. Im bliżej było do zakończenia roku szkolnego, tym bardziej wahał się co do swojej przyszłości i myślał co raz więcej o odchodzącej Macmillan. W pewien sposób bolało go to, że nie zobaczą się już tu w przyszłym roku, ale jednocześnie miał jakąś cichą nadzieję, że spotkają się jeszcze kiedyś i może nawet w innych okolicznościach, może nawet uda się im gdzieś działać wspólnie. Przez moment zdawało mu się nawet, że byłby odpowiednim kandydatem na partnera podczas podróży Gryfonki, gdy ta będzie pisać swój podręcznik. Często nawet na siłę starał się wepchać gdzieś swoją osobę do którejś z wizji o niej, to było dziwne.
Nie zaskoczyła go swoją odpowiedzią, bowiem tego dokładnie się spodziewał. Musiała wiedzieć, że kiedyś uda jej się do niego dotrzeć, bowiem żaden człowiek nie znalazłby w sobie tyle siły, by bez wiary próbować się z nim zaprzyjaźnić. Nie była to jednak żadna oznaka zarozumiałości, nic z tych rzeczy, po prostu była świadoma swojej misji i tego, że wszystko jej się uda.
Giotto uśmiechnął się lekko.
- To ja jestem Ci wdzięczny... - powiedział nieco mniej pewnie, jednakże zasługiwała na podziękowania jak nikt inny, w końcu, była dla niego najważniejsza.
Słuchał jej z uwagą i dziwnym uśmiechem, który ewidentnie nie był podobny do image Ślizgona, jaki sobie wyrobił przez lata w Hogwarcie. Poczuł pewnego rodzaju satysfakcję i spokój wewnętrzny, gdy ona tylko lekko pobudzona, zaczęła swój słynny słowotok, którego on tak ochoczo słuchał. Rejestrował dokładnie każdej jej słowo, druga sprawa, że reakcja jest trochę okrojona - ale przynajmniej jest w stanie odnieść się do wszystkiego.
- Na razie żałuję tylko tego, że nie spędzam go z tobą więcej. - sprostował jej słowa, pokazując raz jeszcze, że to co powiedział wcześniej to nie tylko puste slogany i kiełbasa wyborcza. On naprawdę bardzo ją cenił, lubił i za każdym razem słuchał, nawet jeśli mówiła o głupotach. Owszem, może kiedyś miałby tego dosyć i się po prostu wyłączył, ale póki co zdecydowanie było mu tego mało - pragnął więcej obecności Charlotte w swoim życiu i tego nijak nie sposób było ukryć.
- Poza tym... - uśmiechnął się kącikiem ust i przekręcił głowę nieznacznie w bok. - Widzisz jak wyszło moje ignorowanie i nie zwracanie na ciebie uwagi. - zażartował lekko, ukazując pewien paradoks tej sytuacji.
Robiło się już późno, a on był umówiony już z Enzo na partyjkę yugioh, toteż cała magia chwili musiała prysnąć i już dłużej ani nie porozmawiają dzisiejszego dnia, ani nie potrzymają się za rączki, bo do tej pory robili to cały czas od dobrych kilkudziesięciu minut.
Giotto podniósł się z parapetu i czekając na to samo ze strony Charlotte, udał się korytarzem w stronę dormitorium Slytherinu - miejsca spotkań najznamienitszych graczy gier karcianych. Na schodach rozstał się z Gryfonką, obdarowując ją małym uśmiechem. Obrócił się na pięcie i powędrował do lochów, kończąc tym samym ten jakże przemiły wieczór w towarzystwie Charlotte Macmillan.

zt
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Nie Mar 05, 2017 11:18 pm
Także miała nadzieję, że uda im się kiedyś jeszcze spotkać, spędzić ze sobą czas i nie przejmować się niczym. Może w te wakacje, a może za kilka lat? Tego nie wiedziała, jednak zdecydowanie chciała aby to się wydarzyło, pragnęła tego niemalże równie mocno jak przez te wszystkie lata pragnęła przyjaźni ze strony Ślizgona. Zaznaczyć trzeba, że niejednokrotnie wyobrażała sobie, że jednak wybierze ścieżkę odkrywcy magicznych zwierząt i w czasie którejś z podróży uda jej się spotkać przypadkiem Giotto. Zawsze gdy o tym myślała miała w głowie myśl, że byłaby wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Każde ich spotkanie po zakończeniu nauki w Hogwarcie przez Charlotte klasyfikowane będzie bardzo wysoko w hierarchii jej szczęśliwych chwil. Już teraz wiele z tych przypadkowych spotkań z Giotto zajmowało czołowe miejsca na liście. Czy tego chciał czy nie, czy był tego świadom czy wręcz przeciwnie. Ale to było wyznanie na inną rozmowę.
Słuchając tego wszystkiego zaczęła się zastanawiać ile jej nieustannego gadania Giotto byłby w stanie znieść. Kilka dni? Tygodni? Miesięcy? A może już po kilku godzinach głowa by my pękała i marzyłby tylko o tym aby nastolatka przestała jazgotać chociaż na moment? Tego nie wiedziała i prawdopodobnie nigdy miała nie wiedzieć, jednak miło jej będzie wyobrażać sobie, że Giotto zawsze byłby ciekaw jej zdania, nawet na najbardziej bzdurny temat, nawet najbardziej niedorzecznej opinii na całym świecie. Wątpiła, że ktokolwiek na Ziemi ma tyle cierpliwości do jej paplaniny co właśnie Nero. Nawet jej własna mama często okazywała zmęczenie już po pierwszym tygodniu wakacji spędzonych w domu przez Macmillan.
- Jesteś całkiem słaby w ignorowaniu. Ciesze się, że odkryłam ten twój słaby punkt. - zaśmiała się, lekko kręcąc przy tym głową.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy i gdy Gryfonka spostrzegła, że na dworze robi się coraz ciemniej lekko się przeraziła. Jeszcze nigdy nie utraciła rachuby czasu tak bardzo jak dzisiaj, co było dla niej sporym zaskoczeniem. Nie przedłużała jednak spotkania w nieskończoność, nie była aż tak narwana aby wyłączyć się na myśl, że Giotto ma też swoje własne plany, dlatego też ruszyła z nim korytarzem wprost do schodów, z których pomachała mu jeszcze nim pobiegła na górę, wprost do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie wygodnie ułożyła się na fotelu z książką, którą dawno już chciała przeczytać, chociaż ciężko jej było prawdopodobnie skupić się na słowach po dniu pełnym wyznań ze strony Nero.

zt
Nathalie Powell
Hufflepuff
Nathalie Powell

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Mar 24, 2018 10:40 pm
Myślę, że nikt by się tego nie spodziewał, ale muszę to powiedzieć, bo do końca nie wierze w to co się dzieje. Tym razem Nath nie siedziała z nosem w szkicowniku i obserwując krajobraz rysowała go najdokładniej. Proszę się teraz skupić, bo nie wiadomo czy się powtórzy - przeglądała książkę do zaklęć... Nie wiem jak wy, ale mnie to zdziwiło.
Może to dlatego, że właśnie powróciła do Hogwartu, a w domu nie ma aż tak wielkiej styczności z magią jak tutaj. Może to przez pogodę, która niestety zasypuje ich jedynie deszczem. Lato jak szybko przyszło, tak szybko poszło. Puchonka ubolewała nad tym, bo treningi niestety będą teraz w bardzo nieprzyjemnych klimatach, ale nic na to nie poradzi chodź by chciała.
Siedziała spokojnie przeglądając podręcznik i szukała jakiegoś ciekawego zaklęcia. Miała zamiar dzisiaj poświęcić kilka godzin na naukę, a później udać się do Sowiarni, bo obiecała tacie wysłać list, a minęło już prawie dwa tygodnie od przyjazdu do Hogwartu. Po prostu Nath nie lubi pisać bezsensownych treści. Czekała na jakieś tematy, którymi będzie mogła podzielić się z rodzicem.
- Butterflio - szepnęła do siebie.
Dość ciekawe i przy okazji urocze, ale to chyba nie to...
Szukała dalej.
Sponsored content

Kamienny parapet - Page 18 Empty Re: Kamienny parapet

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach