Go down
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Sty 17, 2015 4:25 pm
Prefekt sobie tak podróżował po korytarzu wraz z krukiem na ramieniu, po dłuższym spacerowaniu i przyglądaniu się Błoni stwierdził, że sobie przysiądzie. Był ubrany jak zawsze, elegancka koszula z kamizelką ozdobione ciemnym krawatem, do tego dżinsy pasujące do kompletu i eleganckie buty. Wyjął swój dziennik. kiedy usiadł na parapecie i zaczął pisać coś w swoim zeszycie, to rozglądał się co jakiś czas po korytarzu.


Ostatnio zmieniony przez Mathias Rokkur dnia Nie Sty 25, 2015 2:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Sty 17, 2015 7:25 pm
Szła przed siebie na tyle pewnie, jak na to sobie pozwalała. Musiała pilnować wszystkiego. Gdy żyjesz z kimś na spółkę we własnym ciele to ciągle musisz sprawdzać, czy aby na pewno nie wypadła Ci chwila z życia. Kate więc się pilnowała. Zawsze starała się zapamiętywać wszystko. Kogo mija i co, w jakiej części zamku się znajduje i co miała zrobić. Wyćwiczony sposób na współgranie ze sobą sprawdzał się w jakichś 80%, więc nie było na co narzekać. Gdy tak przemierzała dalej wyznaczoną trasę straciła kontakt i upuściła torbę.
I już pojawiła się Leen.
Była rozkojarzona, jak to zwykle bywało. Chwila zamiany jest najgorsza. Szybko trzeba się odnaleźć. Nie minęła sekunda, a naturalnym ruchem podniosła zgubę i rozejrzała się. Nic wielkiego - ani lekcja ani istotna rozmowa. Czyli mogła pooddychać i do kogoś podejść. Zauważyła chłopaka, który zajęty był czymś, a konkretniej swoimi zeszycikiem. Idealnie! Ruszyła w jego kierunku, by po chwili się przywitać.
- Hej! - rzuciła z uśmiechem. Nie wiedziała kim może być ten człowiek. Kate zdawałaby sobie z tego sprawę - pan prefekt. Zaś Leen mimo, iż przebijała się co raz częściej to niestety, ale nie rozróżniała jeszcze wielu rzeczy. Kate założyła notes w którym pisała do niej - zostawiała informacje z kim rozmawia, jakie ma relacje. Druga jej połowa jednak tylko, gdy zrozumiała co to jest zrezygnowała z jego korzystania. Nie ma zabawy bez ryzyka - to jej zasada. O ile lepiej było jej iść na żywioł. Nie obchodziła ją specjalnie reakcja Kate.
W tym starciu obie były przegrane. Jedna chciała pokoju, a druga nawet nie przystąpiła do mediacji.
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Sty 17, 2015 7:40 pm
Uniół czoło nie spodziewając się nikogo, zlustrował dziewczynę wzrokiem, wstał i gestem ręki zaprosił do zajęcia wspólnego miejsca, prefekt był w tej chwili w opanowanym nastroju, zamknął swój dziennik i usiadł obok dziewczyny jeżeli ta zajmie miejsce.
- Cześć
Posłał delikatny uśmiech nieznajomej twarzy. Kruk zaś na ramieniu Matha przekrzywił główkę i przygląda się dziewczynie, jeśli się przyjrzy, to zauważy, że ptak i jego właściciel mają te same w zasadzie oczy... niezłe kuriozum.
Coś się dzieje?
Zapytał z troską, od razu przyjął, że coś się dziewczynie dzieje i być może potrzebuje pomocy, Rokkur skupił uwagę na krukonce.
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Wto Sty 20, 2015 8:19 pm
No i proszę jakie to łatwe! Zwróciła jego uwagę. Zwyczajnie, prosto i kulturalnie. Do tego w jaki spokojny sposób! Kate powinna być wdzięczna Leen, że jest taka grzeczna. W końcu stać ją na wiele szalonych i nieprzewidywalnych wybryków, a nie nadużywała tego. Usiadła obok chłopaka, wyprostowała się i uśmiechała w jego kierunku. Przecież to nic wielkiego! Tyle, że druga połówka tworząca Kathleen by tego nie zrobiła, więc może to AŻ nic wielkiego.
- Nie, a miałoby? - odpowiedziała mu, dodając do tego zaskoczenie. Dlaczego niby coś miało się dziać? Chciała porozmawiać i uwolnić od nudy. Ni mniej, ni więcej.
- Czasami po prostu widzi się kogoś i wie, że warto z nim trochę pogadać - W sumie to dla niej nie trzeba było szukać specjalnego powodu. Próbowała poznać jak najwięcej ludzi, bawić się czasem, który ma i mieszać w życiu Kate. To jej główne cele. Od spokoju, dumania i uczenia się była właśnie ta druga. Nie dla niej to. Ktoś musi wykorzystać czas porządnie. Na przykład tak jak teraz - w towarzystwie kogoś, kto mógł być fascynujący.
- Przeszkodziłam w czymś ważnym? - zapytała jeszcze, co by nie wydawało się, że się gdzieś usilnie pcha. Było tak, ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć. Bujanie i bajerowanie. Dwa razy B i już mamy Leen.
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Sro Sty 21, 2015 5:07 pm
Kiedy kończył myśl pisząc do dziennika, zamknął go i zaczął się przyglądać dziewczynie, głównie jej oczom... coś jest w oczach, że odzwierciedlają Ciebie, są Twoim zwierciadłem tak jak oczy kruka Mathiasa, który siedział spokojnie na jego ramieniu potrafiły odzwierciedlić co się kryje w duszy czarodzieja, wystarczyło odpowiednio podejść. Poza tym on lubił patrzeć w czyjeś oczy, kiedy tylko można było im się przyjrzeć, to tworzyły wspaniałe dzieło sztuki same tęczówki chociażby... Pełnia głębi i barwy.
Po chwili takiego lekkiego zamyślenia odnosi się do słów towarzyszki.
- Wiesz, zawsze coś się dzieje, nigdy nic nie wiadomo.
Zaśmiał się w tych słowach, często się czymś zamartwiał, dręczył, więc taka forma śmiechu była swoistą próbą ucieczki od problemów czy zmartwień. Uniósł czoło z wrażenia słysząc słowa krukonki.
- Cóż... miło mi to słyszeć. Podrapał się nerwowo po głowie. - Hmm... z Tobą też chętnie porozmawiam, wyglądasz na ciekawą dziewczynę. Jak się nazywasz? Ja jestem Mathias, ale możesz mówić Math.
Skinął grzecznie dziewczynie, zawsze starał się odwzajemniać uprzejmość jeśli tylko były warunki na to. Czasem dobra mina do złej gry, a czasem zwyczajny szacunek, starał się tańczyć tak, jak mu grano. Budowanie sieci kontaktów również było pewnym celem Rokkura, jednak preferował, kiedy to ktoś nawiązał z nim kontakt, ponieważ wtedy wiedział, że kontakt może się dłużej utrzymać, bo nawiązanie wynikało z potrzeby, a nie zachcianki.
- Nie przeszkodziłaś w niczym ważnym, pisałem sobie i przyglądałem się otoczeniu, niemniej chętnie z Tobą pogadam.
Uśmiechnął się do dziewczyny przyjacielsko, często tak robił, a do tego humor mu całkiem dopisuje, więc na pewno nie będzie ich żałować. On tam może się pobawić w grę Kate i Leen, ciekawe jak długo wytrzyma albo co wygra, zobaczymy, gra się właśnie rozpoczęła.
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Sty 23, 2015 7:33 pm
Życie wydawało się Leen wspaniałą sprawą. Tyle możliwości, opcji, zabawy. A na co pożytkowała ten czas Kate? Na nudę i bezsensowne działania ku ich pogodzeniu się. Oczekując w ten sposób niemożliwego. Leen zastanawiała się, jakby to było żyć na pełen etat, a nie zaledwie intruz w tym ciele. Nie mieć przerw w pamięci tylko władać ciągle. Niestety na ten luksus żadna z nich pozwolić sobie nie mogła. Były dwoma częściami jednej osoby i ich zespolenie... jedna nie wierzyła w taką możliwość, a druga starała się, aż zbyt usilnie.
- Oczywiście, że tak, ale to zabrzmiało jakby musiało koniecznie dziać się złe rzeczy, a przecież i te dobre mają miejsce - Chociażby ich spotkanie! Kate, musisz być wdzięczna - Leen przecież rozwija ładnie znajomości i zachowuje się bardzo ładnie. Nie zawsze robi jej na złość. Prawie, ale akurat teraz miała ochotę na towarzystwo od tak, dla własnej satysfakcji i poprawy humoru za nim to znowu powrócić typowa nudziara Kate.
- Prawdę zawsze miło jest słyszeć - odpowiedziała puszczając do niego oczko. Bez zbędnego stresu, akurat ona jest zwolenniczką spokoju ducha!
- Katleen. Możesz mówić Leen - Wybacz druga połówko duszy, ale jak miała okazję to musiała zaznaczyć swoją obecność. Nie ma tak dobrze, że tylko ty będziesz sobie rządziła.
Ona ma zamiar prowadzić własne życie, niezależne od Twojego.
- To może na początek powiesz mi co takiego podziwiałeś w otoczeniu za nim Ci przerwałam? - Komunikatywny człowiek się znalazł. Czuła, że trafiła w dziesiątek, albo chociaż 7.
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Nie Sty 25, 2015 2:54 pm
Rokkur jedynie słyszał jakieś plotki o podwójnej świadomości u jakiejś dziewczyny, ale nigdy się nimi nie interesował i nie zamierzał ich weryfikować, ale zaczął się zastanawiać czy może plotki nie dotyczyły dziewczyny, która teraz siedzi koło niego, może uda mu się sprawdzić ile w opowiastkach jest prawdy, póki co cieszy się z towarzystwa i zaciekawiony chce jak najlepiej wykorzystać ten czas. Zawsze brakowało mu pewnej bliskości i starał się to nadrabiać w różne sposoby unikając przy tym w większości przypadkach ujawnienia swojej słabości, nie mógł sobie na to pozwolić.
Z lekkim uśmiechem na twarzy odnosi się do słów dziewczyny co jakiś czas zerkając na swojego kruka siedzącego na swoim ramieniu, widać ten kruk wiele znaczy dla Mathiasa i nawet są jakoś powiązani ze sobą, bo dzielą te same, głęboko czarne oczy, przypadek czy może efekt jakiegoś zaklęcia? Nikt tego nie wie, prawdopodobnie sam czarodziej też, ma tego ptaka odkąd pamięta.
- Leen, tak? Czemu nie Kate? Przyzwyczaiłem się do używania pełnych imion, ale jeśli będziesz nalegać, to będę używać zdrobnienia.
Specjalnie zagadał w ten sposób, chciał zobaczyć reakcję dziewczyny na tą małą gierkę słowną.
Zwrócił uwagę na oczko, uśmiechnął się lekko szelmowsko w odpowiedzi na zagrywkę dziewczyny. Nie szukał nigdy towarzystwa, ale jak przychodziło, to z niego korzystał, a przynajmniej starał się to robić, bo nie zawsze mu to wychodziło, ale co zrobić, no, trzeba iść dalej.
- Czasem jestem zbyt ostrożny, ale mimo to też od tego jestem, żeby zapobiegać zagrożeniom, prawda?
Zawsze był oddany obowiązkom, które mu powierzono, o ile pokrywały się z jego zasadami i interesami, cecha rodzinna, patrząc na pokrewieństwo z Ministrem Magii, dużo osób kojarzyło nazwisko i pokrewieństwo, ale o tym nie mówiło się zbyt głośno, sam Mathias nie afiszował się z tym jakoś, wolał unikać potencjalnych wrogów.
Zwrócił się na otoczenie i na kruka słysząc pytanie krukonki.
- Próbuję stworzyć zaklęcie, które pozwoli mi spojrzeć na świat oczami Avernusa, mojego kruka, może uda się to przełożyć na inne zwierzęta, zobaczymy. Może to i nudna gadka, ale chciałbym poczuć jak to jest latać, w miotłach jestem kiepski, wiec spojrzenie na świat oczami ptaka jest ciekawą alternatywą po prostu, a może i uda się to wykorzystać w inny sposób, jeśli uda mi się utworzyć zaklęcie.
Prawdopodobnie Mathias chciał poznawać świat z wielu perspektyw, choć z jakiegoś powodu jak najmocniej ograniczał kontakt z czarną magią, choć klątwy i uroki były jego życiowym zamiłowaniem, a bardziej odczynianie tych zaklęć, chciał zostać słynnym łamaczem klątw... na początek, a potem uznawanym znawcą magii, ale to są ambicje, z którymi nikim się nie dzielił, nawet ukrywał większość tych marzeń przed swoim kuzynem, z którym mieszkał.
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Nie Sty 25, 2015 3:22 pm
Plotki szybko się rozchodzą, ale taki ich urok, że nie wiadomo, czy w nie wierzyć. Kathleen nie mówi o swojej przypadłości, bo i nikt nigdy nie musiał się nad tym zastanawiać. Umiała kłamać bardzo pięknie, co się przydawało w życiu. Nikt nie posądziłby zwyczajnej uczennicy o takie rzeczy. Czasami tylko bardzo (aż zbyt!) otwarta, a potem przechył w drugą stronę, ale to logiczne, że kobieta jest zmienna. Pewnie gdyby była płci męskiej to urodziłby się spory problem. Nie dałoby się tego tak ładnie wytłumaczyć. On miał swojego kruka i problemy z bliskością, a ona drugą część duszy. Żeby za łatwo nie było to każdemu musi coś być. Tyle, że jego zwierze było bardzo urokliwe, a nieśmiałość (czy jak kto zechce to nazwać) jest taka sama. Zaś jak ma się dwie osoby w sobie to nijak da się w tym szukać pozytywów.
- Możesz używać też pełnego. To zależy od rozmówcy. Oba zdrobnienia do mnie przylgnęły, więc mi jest to obojętne - Niewzruszona. Przyzwyczaiła się do takich sytuacji. Bez różnicy kompletnie. Jej opanowanie było ćwiczone przez lata. Muszą sobie radzić i ciężko doszukać się w tym czegoś dziwnego. Poprawiła zaledwie włosy, jakby pytanie, którym ją obdarował, słyszała codziennie.
- A czasami mógłbyś sobie odpuścić ostrożność i zrobić coś... szalonego? - Dogadałby się z Kate. Typ perfekcyjnego cienia, które skupia się na tym co poprawne i kulturalne. Takich Leen próbowała rozruszać. Ileż można męczyć się i wiercić wokół tych wszystkich głupot? Chciała się rozluźniać, gdy miała czas, a tu jak widać cały świat zajmował się czymś kompletnie innym - graniem grzecznej młodzieży.
- Niezwykłe. Niestety to nie moja bajka. Mam lęk wysokości - Chociaż coś, co dotykało obie części. Ciekawa była wszystkiego - nawet części magii, której zakazywano, ale to definitywnie nie. Ziemia była wspaniała i chciała ją czuć pod stopami. Bezpieczniej, wygodniej i nie było ryzyka, że się spadnie.
- Avernus to świetne imię dla kruka. Do tego jest coś ujmującego w jego spojrzeniu. Zresztą jak u jego właściciela. - Zwierze nie uszło uwadze dziewczyny. Było charakterystyczne.
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Nie Sty 25, 2015 3:57 pm
Mathias może nie był perfekcyjnym kłamcą, ale starał się podchodzić do życia niczym kameleon, dostosowywać się do warunków, jakie prezentuje rozmówca, bo tak było łatwiej się dogadać, a i sam Rokkur odkrywał w sobie coś nowego. Czarodziej nie tyle, że był nieśmiały, co miał niedobór pewnych rzeczy i to była kulą u nogi młodzieńca, bo podświadomie to go czasem hmm... sponiewierało w swoisty sposób.
Przytaknął na pierwszą odpowiedź Kathleen, popatrzył na jej włosy.
- Długie i zadbane, widzę... ładny kolor.
Tak jakoś zwrócił na to uwagę, najbardziej lubił dziewczyny w długich włosach, więc młodzieniec nie mógł tego przemilczeć u krukonki.
Pytanie krukonki nieco go zaskoczyło, zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią.
- Hmm... jeżeli sobie na to mogę pozwolić, to jak najbardziej mogę się trochę zabawić, dlaczego pytasz?
W co sobie pogrywa dziewczyna? Zastanawiał się Rokkur, dlatego postanowił w to brnąć, zobaczymy jaką odpowiedz otrzyma.
- Szczerze mówiąc, to też mam lęk wysokości, stąd pracuję nad zaklęciem.
Uśmiechnął się nieco i puścił delikatne oczko do dziewczyny.
- Avernus w starożytności oznaczało drzwi do zaświatów, mój kruk jest czymś takim, swoistym zwierciadłem.
Zaczerwienił się lekko na ostatnie słowa długowłosej, uznał je za komplement, po czym spojrzał jej w oczy jak szukając w nich czegoś, czerń oczu Mathiasa ogarniała ciało dziewczyny, lecz to nie był paraliżujący mrok, o dziwo, nie tym razem.
- Nie ukrywam, że również jesteś intrygująca, Kathleen. Dzięki za te słowa.
W dziwnym "zbiegu okoliczności" kruk również lustrował dziewczynę wzrokiem, choć nie było to tak przenikliwe, jak u prefekta, z zaciekawieniem oczekuje jej odpowiedzi, kolejna zagadka w ostatnich czasach... dlaczego akurat dopiero w ostatnim roku, a do tego pod jego końcówką...
- Jakie masz zwierzątko w ogóle?
Zastanawiało to go niewątpliwie, ciekawe czy zgadnie...
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Sob Sty 31, 2015 7:03 pm
Komplementy ze strony takiego chłopaka? Niespodziewane. Takie to jego sposoby na dogadanie się? Kameleon z urokiem, nie da się ukryć. Do tego cóż, dla dziewczyny z Ravenlcaw'u, która miała urodę podobną i często porównywaną do tej samej Roweny było to bardzo budujące. Lubiła słuchać o sobie, w przeciwieństwie do Kate, która zburaczałaby od razu.
- Dziękuję - stwierdziła dumnie, ale uprzejmie. Leen zdawała sobie sprawę ze swojej urody. Wychodziła z założenia, że siłą kobiety jest jej wdzięk. Nie miała oporów co do tego, by czasem pławić się w tym, że ludzie zwracają na to uwagę. Nie żyła złudzeniami - ładna buźka zawsze pomaga. Nie żeby była pyszałkowata. Przemawia przez nią pewność siebie i świadomość. Tylko tyle, a jak dużą różnice robi.
- Bo z wielką chęcią bym zabawiła się z Tobą - dopiero, gdy powiedziała to na głos, uświadomiła sobie, że znaczenie tych słów jest dwuznaczne. Cóż, co się stało to się nie odstanie. Nie czuła się tym jakoś zażenowana, bo przecież intencja zła nie była.
A nawet jeśli chodziło o tę ukrytą myśl, która przyszła jej do głowy później to... cóż, nie narzekałaby raczej.
Przynajmniej nie Leen, gorzej z tą drugą.
- Może kiedyś przysłużysz się wszystkim strachliwym - stwierdziła i nagle poczuła, że nie zostało jej dużo czasu. Już jakiś czas siedziała jako ta świadoma, a Kate pchała się na powrót. Nie żeby dało się to jakoś racjonalnie wyjaśnić. Po prostu to czuła.
Zaczerwieniony Mathias wydał jej się uroczy. Powinien? Jego oczy porównałaby do nocnego nieba - to też było skojarzenie pozytywne. Nie mówiąc o tym, że zwierzę obok również miało to spojrzenie. Fascynujące.
- Zwierciadłem tej drugiej strony, czy Ciebie? - zapytała z zadumą, nie kierując nawet tego pytania w jego stronę. Takie jej prywatne przemyślenie.
- Ponownie miło słyszeć - Najlepsze zostaje na koniec. Wcześniej nie rzucała się tak w oczy. Zresztą każdy rok, a podział między Kate i Leen się zmienia. Ta druga jest co raz to częściej i dłużej. Różnica zaczyna się uwydatniać.
- Mało oryginalnie - oryginalną sowę o imieniu Ponurak - istotka ta była pokręcona, ale w sumie co zrobić. Samo imię było niezwykłe.
- Teraz muszę już iść. Do zobaczenia - szepnęła cicho i pocałowała jego policzek, by w następnej chwili być już w drodze. Na jej szczęście powrót Kate nastąpił wtedy, gdy chłopak nie mógł już jej zobaczyć. Pewnie po jakimś czasie po prostu ruszył w swoją stronę, zastanawiając się co kryje się w Kathleen.
/zt x2
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Lut 27, 2015 4:09 am
Staczał się. Na samo, piękne, pijackie dno, gdzie co chwila, albo biegał w amoku w poszukiwaniu sedesu albo potykał się o puste butelki. Colette Warp - taki cichy i spokojny... ale cóż zrobić, słowiańska sarmacka krew nakazywała nie wychodzić na lamę i raz na jakiś czas chlapnąć sobie coś głębszego na jedną i druga nóżkę; za zdrowie rodziny i swojej. Tylko czemu dostawało się potem takiego moralniaka...? Coś było w powiedzeniu, iż pijąc pożycza się szczęście z następnego dnia. Dlatego obudził się w swoim łóżku w liściach i częściowo błocie, śmierdzący ogniskiem, na dodatek w nieswoim płaszczu. Ot taki koniec jego niewyraźnej przygody, jaki przypłacił wyjątkowo długa kontemplacją nad porcelanowym tronem. Głową w dół.
To na szczęście było wczoraj, dzisiaj nawet udało mu się wmusić w siebie dwie kanapki i cały dzień chodził z butelką wody w ręce. Snuł się jak cień, byleby go znajomy nie zaczepił i o łka nie poprosił, bo teraz ta mizerna butelka była jedynym życiowym dorobkiem i jednocześnie największym skarbem zmarnowanego Puchona. Nie wyglądał już przyajmnei jak blady trup z podkrążonymi oczami i reagował nawet całkiem szybko - zatrucie wyczarowanymi procentami całkiem szybko, ale początkowo bardzo entuzjastycznie go opuszczało. Dlatego postanowił wybrać strategiczne miejsce na szerokim, kamiennym parapecie i obserwował co chwile przemykających tędy uczniów. Akurat kończyła się pora śniadaniowa, podczas której wzbogacił żołądek o te kilka kanapek i wszyscy zasłużyli na godzinkę, może więcej, siesty przed zajęciami. Postanowił to skrupulatnie wykorzystać.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Lut 27, 2015 4:31 am
Do twych uszu doszedł po chwili cichy dźwięk dzwoneczków. Czy był to wymysł twojej skacowanej głowy, czy może raczej jakiś uczeń postanowił zrobić ci jakiś dowcip, świadom twojego wyjątkowego stanu, tego nie wiadomo. Na razie snuj swoje przypuszczenia, marzenia senne, życie niestety bardzo szybko je rozwieje, sprowadzi ciebie na ziemię. I udowodni, że tutaj jest twoje miejsce. Dzwonienie wydawało się być coraz głośniejszej, najwyraźniej zbliżało się ku tobie. Aż w końcu nastała cisza, za to w powietrzu mogłeś poczuć wyraźną woń jaśminu. Tak, ten wyjątkowy zapach który wielu kojarzył się ze spokojem i ostoją, którą ta dziewczyna która właśnie zasiadła obok ciebie była. Nakrywała swoją barwną spódnicą wszystkich tych którzy pragnęli uciec chociaż na chwilę od tego świata, ponieważ ich skrzydła były zbyt zmęczona i brudne aby wzlecieć dalej. Chroniła ich obiecując im cuda. Piękna czarnowłosa której to włosy lśniły w nawet w minimalnym oświetleniu, a spod długich i gęstych rzęs rzucały ci błyskawice duże soczystozielone oczy. Siedziała obok ciebie, wpatrując się uważnie w twoją twarz, posyłając ci co chwila delikatny uśmiech. Piękna róża zaiste, ale warto pamiętać o tym, że te najpiękniejsze kwiaty potrafią zranić najmocniej. Pomimo swojego wdzięku i uroku który rozsiewała wokół siebie, każdy musiał pamiętać, że była pajęczycą która plotła swoją sieć po której spływała poranna rosa. Słońce odbijało się w tych kropelka stwarzając złudzenie kryształów które utknęły w pajęczynie. A ty, tak samo jak wielu innych przed tobą byłeś tylko muszką, która zaraz miała wpaść w tą sieć. A wtedy ta dziewczyna rozpocznie swój niezwykły taniec na swojej sieci. Będzie oplątywać twoje nadgarstki coraz mocniej, i postawi przed urwiskiem. Od czasu do czasu będzie poluźniać swoje sieci abyś tracił równowagę, ale nie pozwoli ci zlecieć... taak złudzenia, cygańskie czary które opętują wszystkich.
-Paskudnie wyglądasz...- Mruknęła cicho, a jej gładki i ciepły głosik przywodzący na myśl śpiew jaskółki zawisł przez chwilę w powietrzu. Przeklnij ją, każ jej odejść, póki nie zaczęła jeszcze tworzyć dla ciebie specjalnej bajki. Chociaż ta lwica jest aktualnie ranna i nie ma w sobie tyle siły co kiedyś, nadal może być poważnym zagrożeniem. Ta dziewczyna jest bardzo dobrą handlarką złudzeń. Będzie ci wciskać to co ona sobie wymyśli, a ty nie będziesz miał odwagi jej odmówić. Każdy w końcu tak kończy. Pewnego dnia ujrzysz jej taniec, i będziesz wiedział, że chcesz oglądać tylko jej barwną spódnicę którą porywa wiatr podczas jej tańca. A pieśni które ci zaśpiewa staną się całym twoim życiem.
Te zielone oczy cały czas będą ci rzucały błyskawice, niestety nie dostrzeżesz w nich prawdziwej Esmeraldy. Te dwa zielone szkiełka są bardziej tajemnicze niż światło księżyca, i działają zupełnie tak jak lustro. Odbijają to co ty chcesz widzieć w nich. Niestety kluczyka do jej duszy nigdy nie dostaniesz, ponieważ gdzieś się zawieruszył. Może i to nawet lepiej, wielu dzielnych chłopców straciło życie w mrocznym oceanie jej duszy.
-Za dużo imprez prawda?- Wiedziała jak wyglądał skacowany człowiek. W końcu cyganie robili bardzo często pijackie libacje, ale co było ciekawe. Nikt nigdy nie upijał się tam do nieprzytomności. A już na pewno nie kobiety. Im nie wolno było. Tak naprawdę miały bardzo mało praw. Miały gotować, sprzątać, rodzić dzieci. To były ich obowiązki. Cyganka nie znała innego życia, niż tego którego się nauczyła. Nie przypuszczała, że mogłaby robić coś innego w tym swoim życiu niż śpiewać, tańczyć, i ewentualnie pożebrać na ulicy.
-Liście maliny są dobre na wszystko. Wystarczy ugotować i wodę wypić. Stary cygański sposób- Powiedziała i posłała ci szeroki uśmiech, białe jej ząbki wydawały się prawie oślepiać tego kto tylko spojrzy na jej uśmiech.
-Mam na imię Esmeralda- Przedstawiła się ładnie i wyciągnęła w twoim kierunku swoją małą rączkę na której znajdowały się złote bransoletki. Uściśnij, ale delikatnie, uważaj na tą lalkę na którą przyjdzie ci niestety patrzeć z oddali.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Lut 27, 2015 4:09 pm
Nawet mimo cichych szmerów rozmów, gęsto ścielących się kroków uczniów i uderzeń serca starego zamczyska, nic tak nie przebijało się przez napiętą membranę rzeczywistości jak narastający dźwięk uderzeń dziesiątek maleńkich dzwoneczków. Pierwsze co nasunęło się na myśl to święta i sanie brodatego bożka dzieci pazernych na prezenty. Ale to nie było to, dźwięk zbliżających się sań zasobnych w złote kulki był dużo głębszy i stonowany; to, co teraz odbijało się echem w czaszce Colette było nieomal taneczne. Zupełnie nie z tej bajki, zupełnie jak halucynacja, która siłą odrywała uwagę Puchona od spraw doczesnych i wyrywała w stronę powierzchni wody, żeby tam dryfować i pod przymkniętymi ze znużenia powiekami zastanawiać, czy kiedy otworzy oczy to ta przyjemna mara zniknie...? Nie chciał tego, pazernie starał się wyciągnąć z już i tak przesyconego magią miejsca jeszcze więcej czaru i wciągnąć mocniej w zmysłowe doznania. Zmysłowe w liczbie mnogiej, bo do cichej, uwodzicielskiej pieśni doszedł jeszcze zapach, który jak dłonie czułej kochanki nieomal namacalnie przesuwał się po policzku i skłaniał zapadniętego w quasi-sen bruneta do lekkiego, nawet rozmarzonego uśmiechu. Ileż było delikatności w woni lekkiej jak mgiełka... kłamstwo, jeszcze lżejszej! Która pokładała się całunem na twarzy i wdzierała do wnętrza rozbudzając nakazując podnieść podbródek, z czułością zwracając głowę zmarnowanego chłopaka w stronę egzotycznego ptaka.
Hogwart był pełen pięknych kobiet – byle tylko nikt Colette nie miał za złe jego przemyśleń; nawet mimo jego odchyłów potrafił docenić mistrzostwo dłuta, jakie wyrzeźbiło niektóre z piękności, które stąpały w murach Szkoły Magii. I godna podziwu postać, jaka zasiadła obok niewątpliwie do nich należała. Z początku nie potrafił wykrztusić z siebie słowa, choć udało mu się nie przyglądać jej jak skończony idiota z rozdziawionymi ustami. Drobna, filigranowa wręcz dziewczyna nie reprezentowała znanej angielskiej urody, ani nawet francuskiej, którą Smoczydło wpatrywało się w domu w postaci swojej matki, ani nawet Polską, którą dotychczas uważał za naprawdę wyjątkową.
Ocucił się i pokręcił głową poszerzając uśmiech i poprawiając się, żeby nie siedzieć w obecności damy jak ostatni menel, wsparty na bocznej ściance okna.
- Mam nadzieje, że to się tyczy tylko mojego aktualnego stanu, a nie faktu, że mogę ogólnie odstraszać wyglądem. - podjął, kiedy odnalazł wreszcie nieco śliny w kącie jamy ustnej i zwilżył wyschnięte gardło. Doprawdy, zupełnie jakby coś się nie zgadzało... nie był typem człowieka, który przyciąga takie kobiety, choć o 'przyciąganiu' nieco trudno tu mówić, bo to zabrzmiało nieco tak jakby już po wymienieniu pierwszych zdań zaczynał sobie za dużo wyobrażać. Aż zrobiło mu się trochę goręcej.
Pozwolił sobie przesunąć wzrokiem po mamiących barwach jej spódnicy i złotej, naprawdę kuriozalnej biżuterii, jaką nie każdy miał odwagę się tutaj obwieszać. To dobrze o niej mówiło... na poły dobrze, ponieważ oznaczało, że zamierzała się wyróżniać i to w taki sposób, że mijając ją praktycznie dostawało się po twarzy za nie powiedzenie wzrokiem za tą drobną figurką. A na poły mogło to świadczyć o jej sile w bardzo złej płaszczyźnie – wiadomo jakie potrafiły być kobiety i jak zręcznie potrafiły operować głupimi, oczarowanymi mężczyznami. A na nim zrobiła wrażenie, trzeba by być idiotą, żeby tego nie zauważyć. No i trzeba by być podwójnym idiotą, żeby nie dać się oczarować.
- Mało... ale stanowczo za mocnych. I o dziwo w całej mojej codziennej trzeźwości, zawsze spotykam owieczki nie byle jakie akurat w stanie, kiedy można mną spokojnie wycierać podłogę. Co za fart... - tak mówił o Esmeraldzie i przetarł sobie zaspaną twarz dłonią, chcąc strzepnąć zeń jak najwięcej tego dziwnego stanu 'nieogarniania' na podłogę. Potem poprawił okulary, które na ten czas trzymał w drugiej ręce i zrównał wreszcie na dłużej spojrzenie dwukolorowych tęczówek ze spojrzeniem przywodzącym na myśl letnią, soczystą trawę. Słodkie antonówki, po których najładniejsze okazy sięgało się na szczyt drzewa, ryzykując zdarcie kolan. Piękny, piękny chryzolit. - A jakie jest w smaku? Liście są choć w połowie tak dobre jak owoce? - nie znał się na ogrodnictwie, z Zielarstwa zawsze ledwo zdawał ciągnięty za uszy przez nauczycielkę, która uważała, że „stać go na więcej”. Dlatego też nie wiedział gdzie znajdzie malinę o tej porze roku... Zakazany Las nie wyglądał na siedlisko takich słodkich roślin.
Zerknął automatycznie na drobna dłoń, jaka została wyciągnięta w jego stronę, po raz kolejny uderzając go pieśnią złotych, doczepionych do bransoletki, dzwonków.
- Nawet nie wiesz jak mi miło; Colette. Albo Smok Katedralny, jak wolisz. - podjął jej rękę, ucząc się już od tygodnia delikatności w obchodzeniu z innymi i zamiast ją potrząsnąć, podsunął pod usta i musnął ustami kostki kostki dłoni, nie pozostawiając tam nic ponad jeszcze sekundę utrzymującym się cieple po odcisku warg. Nie miał w sobie za dużo kurtuazji, ale na ten mały gest mógł sobie pozwolić.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Lut 27, 2015 4:51 pm
Więc jednak postanowiłeś wkroczyć w jej iluzję. Podjąć próbę poznania jej, albo chociaż spędzenia z nią kilku minut na osobności. Proszę bardzo, tyle ta dziewczyna, ten rajski ptak może ci podarować, ale pamiętaj, że nie jest w stanie przeżyć za długo na ziemi. Wcześniej czy później będzie się musiała ponownie wzlecieć w powietrze, aby wrócić do tego błękitu nieba, który to stał się jej więzieniem. Człowiek, który dawno przestał być traktowany jak istota ludzka. Ona, dumna cyganka która za życia utraciła swoje człowieczeństwo, bowiem była przyrównywana, do kwiatu, ptaka, tęczy, anioła. Niestety anielskości w tej skorupce było bardzo mało. Skorupce? tak, przecież to co ty widziałeś było tylko piękną powłoką. Ale czy tam w środku nadal tkwiło to życie które można było dostrzec dawniej? Kiedyś ta dziewczyna biegła przed siebie, nie zwracając uwagi na to co może się zdarzyć podczas jej podróży. Teraz, wszystko się zmieniało. Jedno, jednak pozostawało niezmienne. Ten kto postanowi rzucić kamieniem, w tego rajskiego ptaka. Nie zasłużył na życie na tej ziemi, i będzie wtedy dźwigał na swoich barkach największy grzech.
-Cóż... pytanie czy te owieczki są białe czy czarne. Biała nigdy nie odważy się tobą wytrzeć podłogi, wręcz przeciwnie. Przyniesie ci wody, i zrobi zimny okład abyś nie cierpiał- Wyszeptała... tak dziewczyna szeptała. Nigdy nie mówiła głośno, przynajmniej nie w tej chwili. To była część tworzenia bajki. W tej chwili szept najpewniej był najbardziej odpowiedni dla ciebie. Przyniesie ulgę, chociaż na chwilę.
-O tej porze roku trudno o liście maliny. Przyroda dopiero się budzi do życia, ale jak smakuje... hmm- Przeczesała palcami włosy zastanawiając się nad tym jak by opisać ten smak. Pamiętała go bardzo dobrze. W końcu malina była dobra na wszystko. Na każde przeziębienie.
-Smakuje... jak najgorsze lekarstwo świata. Paskudnie gorzka, ale przywodzi swoim zapachem- Ona też działała bardzo podobnie. Ta woń jaśminu przyciągała ofiary, a potem ten kto ją skosztował chciał przestać, ale już nie mógł. Była niczym diabeł na dnie szklanki, i trzeba było ją wypić do dna.
Słowo piękna wydaje się być stworzone dla niej. A kiedy tańczy ukazuje swoje ciało, niczym piękny ptak który szykuje się do lotu. Cóż może kiedyś będzie dane ci to ujrzeć. A wtedy ta dziewczyna otworzy ci piekło u twoich stóp. Może nie była tą za którą się podaje. Może była demonem, sługą diabła, który zszedł na ziemie i wcześniej czy później zażąda twojej duszy. Ale mimo to twoje oczy nadal będą patrzeć pod tą cygańską spódnicę. Nie będzie sensu już się modlić, bo nie będzie do kogo oraz po co. A wizja tego, że kiedyś może pozwoli ci przesunąć twoją dłoń po swoich włosach będzie najpiękniejszą wizją. W końcu, kto nie chciałby zatopić dłoni w tym czarnym morzu, gładkich niczym aksamit włosów.
-Miło mi...- Uśmiechnęła się delikatnie. Każda normalna dziewczyna by się zarumieniła, ale nie ona. Ona była na to za dumna, z resztą była przyzwyczajona do tego typu zachowań. Zaraz pewnie stwierdzisz, że będzie twoją muzą, albo boginką do której zechcesz się modlić. Możesz powiedzieć jej "kocham cię' bez żadnych konsekwencji, pozwoli ci przebywać w swoim towarzystwie, ale niestety musisz liczyć się z tym, że nigdy nie będzie twoja na zawsze. Pojawia się tam gdzie ktoś jej potrzebuje, a kiedy przestaje po prostu znika. Nie zatrzymasz tego martwego ptaka, który nadal spada na ziemię. Ale nikt nie odważy się jej złapać i ocalić... dlaczego? jej iluzja pięknego ogrodu jest zbyt silna aby móc ją przełamać. Gra tam piękną róże, która rośnie wśród innych kwiatów. Pozwala innym ludziom sobą się zachwycać, ale nie pozwoli dotknąć. Z resztą wystarczy się przyjrzeć. Na jej kolcach nadal jawią się ślady krwi tych, którzy odważyli się do niej zbliżyć bardziej niż na to pozwoliła. Dlatego usiądź i podziwiaj ją z daleka.
-Smok Katedralny? a dlaczego tak?- Zapytała się zaciekawiona. Musiała przyznać, jeżeli to była ksywka to niezwykle interesująca. Tak udało ci się zadziwić tą dziewczynę która to sama z reguły zadziwiała. Zamiana ról... czy może tylko chciała abyś tak myślał.
-Oznacza to coś? ... bo moje imię w tłumaczeniu oznacza Szmaragd- Oj tak imię idealnie odzwierciedlało kolor jej oczu. Kamień szlachetny, szkoda tylko, że te brylant miał na sobie skazę i to bardzo poważną, ale na szczęście na pierwszy rzut oka tego nie widać.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Pią Lut 27, 2015 5:51 pm
Jednak pozwolił sobie przekroczyć próg nieznajomości z rajskim stworzeniem, którego długie mieniące się pióra, które stroszył dumnie na ogonie, aż prosiły się o wyciągnięcie w ich stronę dłoni. Colette na pewno pewnego dnia po nie sięgnie. Na pewno oprze się o ulotne, a jednocześnie silne jak stalowe druty, elementy witej pajęczyny i muśnie palcami mięciutkiej faktury piór, nawet kosztem zacięcia palców. Sięgnie, bo jest głupi i nierozważny, bo za mocno wierzy w swoją umiejętność obronienia się i w grubość bariery, jaka go otacza i najdłuższym kłom nie pozwala przebić się do jego mięsa. Ale teraz jeszcze nie. Teraz wodził wzrokiem za każdym, najdrobniejszym ruchem, obserwował czarny wodospad, jaki spływał na drobne, kuszące ramie, a z którego szybko strzepnięto go na plecy, by ułatwić siedzącej bokiem rozmówczyni obserwacja swojego nieporadnego w początkowych kontaktach z kobietami rozmówcę. Chyba mu wybaczała potknięcia... tak, chyba wybaczała, bo pełne usta ani razu nie wykrzywiły się pod grymasem zniesmaczenia.
- A ty jaką jesteś? Masz włosy czarniejsze od hebanu, ale kolor wełny pewnie zależy od wnętrza. - zapatrzył się i uśmiechnął niejako, siadając do niej przodem i opierając plecy o ścianę za sobą. - ...i szeptać będzie, aby nie ranić moich uszu. - dopowiedział od siebie do opisu białych owieczek. - Ale mimo wszystko owieczki nie byle jakie są od tego, aby nie krzywdzić je prostym podziałem ubarwienia. Białe i czarne są naokoło, ale ty byłabyś chyba.... byłabyś... - zmrużył oczy i przekręcił głowę najpierw lekko w prawo, potem trochę mocniej w lewo, skupiając się na uroczym lekko zadartym nosku i linii rzęs, spod których spozierały te soczyste, nieprzeniknione oczy. No i charakterystyczna złota biżuteria...! Kolor aż sam się nasuwał. - Kobaltowa, Esmeraldo. Kompletnie kobaltowa.
Na chwile przerwał badanie nowego gatunku, jaki sam wylądował tuż obok i przycupnął, rozsypując na chłodnym parapecie swoje barwne wdzięki. Puchon skupił się na swoim plastikowym skarbie i odkręcił zakrętkę, po czym pociągnął kilka łyków od serca, czując jak przyjemny chłód cieczy spływa do wnętrza i rozbudza. Zaciekawiły go maliny i ich lecznicze właściwości.
- A więc nie było objawionej z prawd odnośnie leczniczych właściwości poszczególnych roślin i warzyw, jaka obowiązywała na całym świecie. Widzisz w moich stronach najmocniej docenia się magię cebuli i czosnku. To zdecydowanie mniej romantyczne niż malina. - skwitował i odłożył zakręconą butelkę na bok, wracając ciekawskim spojrzeniem na spokojnie wijącą swoją nić Królową Pająków. I tak jak się (no nie kryjmy) spodziewał, jednak jak przystało na dobry lek, prezentowany wywar miał smakować okropnie. - Lek ma działać, nie smakować. ...a więc, mogę liczyć, że w cieplejsze dni uwarzymy podobny lek przed salą od Eliksirów? Może nauczyciel jakkolwiek to doceni. A ja będę miał lek na wszystko na wyciągnięcie ręki.
Chciał spróbować, można by nazywać go masochista, ale naprawdę chciał, zawsze wolał wywary od tabletek, to zawsze naturalna obrona przed wszystkim, a poza tym skoro taki rajski ptak zstąpił ze swojego nieba, żeby dać mu taką radę, to jak mógł jej nie zaufać?! Opatrzność o niego zadbała, winien być wdzięczny; a już zwłaszcza za śliczne opakowanie tego tajemniczego prezentu. W końcu wyglądała jak egzotyczna księżniczka, a do cóż innego Smoki uwielbiają równie mocno jak księżniczki?
- Ponieważ jestem złem czuwającym sobie spokojnie w katerach, salach w których się uczymy. Kto mnie zbudzi... i ciśnie kamieniem... marny jego los. - tym razem sam wyszczerzył się szerzej niż powinien. - To imię, które sam sobie wybrałem. Ty masz podobne, czy uważasz, że „Esmeralda” dostatecznie sięgnęło twojej duszy?
Lubiło tym słuchać, jak ludzie głowili się nad swoimi 'wybranymi' imionami. I tak spotykał takich, którym zmiana z 'Aleksandra' na 'Tomka' w zupełności odpowiadała, ale poznawał też tych, jacy czuli się spełnieni z 'Latającym Potworem Spaghetti' albo 'Akhal-teke'. Niesamowitości kryły się w ludzkich umysłach.
- Szmaragd... Ale w jakim języku, cyganko? - tak, zapamiętał, że nią jest, ale nie znał terminu jaki określał ich mowę... co 'cygański'? Wolał się nie wygłupić. Nigdy nie poznał żadnej, oni sami kryli się bardzo specyficzną, bardzo barwną sławą, ale w zdecydowanej większości wypadków ciężko było ją nazwać dobrą. Ale kobiety mieli naprawdę zjawiskowe. Poza tym historia układała lud Cygański obok narodu Polskiego bardzo blisko, dzieje pokazywały, że do pewnego czasu czuli się obok siebie bardzo dobrze. - Nie, ja... właściwie, to żeńskie imię, a moja matka ma po prostu bardzo specyficzny typ humoru.
Sponsored content

Kamienny parapet - Page 8 Empty Re: Kamienny parapet

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach