Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Mistrz Labiryntu
Posąg
Pon Wrz 02, 2013 1:38 pm
Posąg przedstawiający jakieś dziwne, magiczne stworzenie, dotąd niespotykane. Stoi na środku dziedzińca, a pod nim znajduje się mała fontanna.
- Sahir Nailah
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 1:10 am
Biegłeś przed siebie, wycofując, opadając na dno - lubiłeś to? Nie, oczywiście, że nie - to osuwanie się nie było przyjemnie, ani ciężar, który cię przygważdżał, ciężarem nagle stawało się to, co wydawało się dawać moc - Biegłeś przed siebie, wycofując, opadając na dno - lubiłeś to? Nie, oczywiście, że nie - to osuwanie się nie było przyjemnie, ani ciężar, który cię przygważdżał, ciężarem nagle stawało się to, co wydawało się dawać moc - ta krew, co po twych żyłach krążyła, fałszywa, bo nie twoja.a krew, co po twych żyłach krążyła, fałszywa, bo nie twoja - teraz już nie paliło ugryzienie po kłach innego wampira, a dokładnie Asmity Wels, a własne sumienie, które wreszcie wycisnęło z twoich oczu dwie łzy zaczajone w kącikach oczu i trzymające kurczowo ciemnych rzęs, które okalały dwie wysepki otchłani w zrozpaczonych oczach. Mijałeś uczniów, jednego po drugim, odpychając ich od siebie - nie chciałeś czuć ich zapachów, od których cię mdliło, perfum mieszających się ze sobą wzajem w powietrzu, ani słyszeć jak biją ich serca, ni wsłuchiwać w przerażone krzyki - niech kierują się do wyjścia z zamczyska, ty tam nie pobiegłeś - zagłębiłeś się w końcu w ciemny korytarz i poczułeś, przebiegnąwszy przez drzwi, których zamknięciem się ani trochę nie kłopotałeś, jak chłodny powiew lodowatego powietrza uderza ci w nieco nagrzaną nowym przybytkiem krwi twarz - tak mocno ściskałeś różdżkę, że jeszcze trochę i wyżłobisz w drewnie swoje własne odciski, już sypały się z jej krańca niespokojne iskry utalentowanego, nie panującego teraz nad sobą w tej chwili czarodzieja... Buty nie ślizgały się na nawierzchni - niemal nie dotykałeś ziemi, rozedrgany, szalony wilk o łapach pokrytych karmazynem i oczach, w których ukryło się niedowierzanie i ból - w tych starych, mądrych oczach niby dzikiego drapieżnika, któremu nigdy nikt nie powinien zaufać...
Wpadłeś z impetem na rzeźbę, chwytając się jej mocno i zaciskając na niej palce, nawet tej dłoni z różdżką - uwiesiłeś się tego zimnego kawałka kamienia, w którym ktoś coś wykuł, jakby był twoją ostatnią deską ratunku - nie miałeś na sobie żadnej kurtki, niczego - pełnia lśniła z całą mocą na nocnym niebie, rozświetlając kompletnie ciemności i odbijając w śniegu - było jasno, pomimo kurtyny cieni zastałych wokół; obłoczki pary unosiły się szybko z twoich ust, kiedy oddychałeś głęboko, jak ktoś, kto dopiero wynurzył się z głębokich odmętów jeziora, wcześniej będąc podtapianym - cudem przeżył, prawda? Ty chyba też żyjesz ciągle jedynie poprzez jakiś cud.
Zacisnąłeś oczy z całej siły i wydarłeś się, wyrzucając całą bezsilność tłamszoną we wnętrzu i cały żal, jaki tylko mogłeś - niech Bóg wie, że tutaj, na tym padole, jest jeden potępiony, który ciągle dycha i który go nienawidzi za wszystko, co zostało mu odebrane i rzucone jak psu resztki z pańskiego stołu coś, co miało sprawić, żeby czuł, że żyje, a nie że tylko egzystuje - takie jednak imprezy nie były dla ciebie... Wolałeś już egzystować, jeśli tak to wszystko miało wyglądać.
Zgarbiłeś się, pochylając w przód, czarne włosy opadły na twoją twarz, zasłaniając ją - wrak człowieka, nie człowiek, ach, przepraszam... wampir... to tak, rzeczywiście nie człowiek...
Zadrżałeś, lejąc rzewne łzy...
Wreszcie...
Twoje umęczone serce nie może wiecznie krwawić wewnętrznie, musisz czasem coś z siebie wyrzucić... Cokolwiek....
Wpadłeś z impetem na rzeźbę, chwytając się jej mocno i zaciskając na niej palce, nawet tej dłoni z różdżką - uwiesiłeś się tego zimnego kawałka kamienia, w którym ktoś coś wykuł, jakby był twoją ostatnią deską ratunku - nie miałeś na sobie żadnej kurtki, niczego - pełnia lśniła z całą mocą na nocnym niebie, rozświetlając kompletnie ciemności i odbijając w śniegu - było jasno, pomimo kurtyny cieni zastałych wokół; obłoczki pary unosiły się szybko z twoich ust, kiedy oddychałeś głęboko, jak ktoś, kto dopiero wynurzył się z głębokich odmętów jeziora, wcześniej będąc podtapianym - cudem przeżył, prawda? Ty chyba też żyjesz ciągle jedynie poprzez jakiś cud.
Zacisnąłeś oczy z całej siły i wydarłeś się, wyrzucając całą bezsilność tłamszoną we wnętrzu i cały żal, jaki tylko mogłeś - niech Bóg wie, że tutaj, na tym padole, jest jeden potępiony, który ciągle dycha i który go nienawidzi za wszystko, co zostało mu odebrane i rzucone jak psu resztki z pańskiego stołu coś, co miało sprawić, żeby czuł, że żyje, a nie że tylko egzystuje - takie jednak imprezy nie były dla ciebie... Wolałeś już egzystować, jeśli tak to wszystko miało wyglądać.
Zgarbiłeś się, pochylając w przód, czarne włosy opadły na twoją twarz, zasłaniając ją - wrak człowieka, nie człowiek, ach, przepraszam... wampir... to tak, rzeczywiście nie człowiek...
Zadrżałeś, lejąc rzewne łzy...
Wreszcie...
Twoje umęczone serce nie może wiecznie krwawić wewnętrznie, musisz czasem coś z siebie wyrzucić... Cokolwiek....
- Amber Brickstone
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 1:28 am
Biegła ile tchu posiadała i na ile pozwalały jej buty na obcasie. Dawne osłabienie spowodowane ubytkiem krwi gdzieś zniknęło.. zainteresowanie balem, Rockers, bazyliszkiem.. to wszystko gdzieś tam zostało na tej sali. Ona musiała znaleźć Sahira. Musiała, od tego zależało wszystko co możliwe.. Widziała go jeszcze przez moment na krańcu korytarza.. a potem juz kierowała się słuchem.. i przeczuciem.
Nie było w Amber ani krztyny żalu... strachu.. czy też złości. Nie to napędzało jej krew, to było coś.. coś innego. Lęk o niego. Nie z powodu niego. Głuchy stuk butów mieszał się z gwarem mijanych ludzi... ona biegnąca pod prąd.. ona chcąca dotrzeć do tego, który walczył z samym sobą i był przekonany o wielkiej stracie. Amber jednak nie myślała nad tym... liczył się bieg. Bieg na sam kres, który skończy się skokiem.. i od niej tylko zależy, czy przeskoczy na drugą stronę czy spanie w dół.
Nie słyszała krzyku Krukona, będąc jeszcze kawałek od dziedzińca.. pęd powietrza w uszach wszystko zagłuszał. Wpadła zdyszana na dziedziniec i poznałą go już z daleka. Obejmował kurczowo posąg.. tulił swe rozszalałe serce do zimnego głazu.. jego serce takim kamieniem nie było..
Za to serce Amber rozbiło sięna milion kawałków widząc, co przeżywa Sahir.. kiedy znalazła się obok niego.. nie wiedziała. Położyła dłoń na jego mokrym policzku.. kciukiem ocierała kolejno skapujące łzy. Krwawiła.. nie fizycznie, a emocjonalnie.
-Sahir.. nie uciekaj ode mnie.. błagam... -szepnęła, drżącym głosem. Znowu wykrzesała w sobie tyle ciepła ile mgła by go dostał.. by wiedział, że go nie winiła.. że nie była zła.. nie bała się go...
Drugą ręką odnalazła jego rękę i mocno ją chwyciła. Mocno, ale nie boleśnie. Nie chciała by znowu jej uciekł. Użyje nawet czarów, jeśli będzie trzeba..
Nie było w Amber ani krztyny żalu... strachu.. czy też złości. Nie to napędzało jej krew, to było coś.. coś innego. Lęk o niego. Nie z powodu niego. Głuchy stuk butów mieszał się z gwarem mijanych ludzi... ona biegnąca pod prąd.. ona chcąca dotrzeć do tego, który walczył z samym sobą i był przekonany o wielkiej stracie. Amber jednak nie myślała nad tym... liczył się bieg. Bieg na sam kres, który skończy się skokiem.. i od niej tylko zależy, czy przeskoczy na drugą stronę czy spanie w dół.
Nie słyszała krzyku Krukona, będąc jeszcze kawałek od dziedzińca.. pęd powietrza w uszach wszystko zagłuszał. Wpadła zdyszana na dziedziniec i poznałą go już z daleka. Obejmował kurczowo posąg.. tulił swe rozszalałe serce do zimnego głazu.. jego serce takim kamieniem nie było..
Za to serce Amber rozbiło sięna milion kawałków widząc, co przeżywa Sahir.. kiedy znalazła się obok niego.. nie wiedziała. Położyła dłoń na jego mokrym policzku.. kciukiem ocierała kolejno skapujące łzy. Krwawiła.. nie fizycznie, a emocjonalnie.
-Sahir.. nie uciekaj ode mnie.. błagam... -szepnęła, drżącym głosem. Znowu wykrzesała w sobie tyle ciepła ile mgła by go dostał.. by wiedział, że go nie winiła.. że nie była zła.. nie bała się go...
Drugą ręką odnalazła jego rękę i mocno ją chwyciła. Mocno, ale nie boleśnie. Nie chciała by znowu jej uciekł. Użyje nawet czarów, jeśli będzie trzeba..
- Sahir Nailah
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 1:48 am
Zatrząsłeś się mocno, nadal pochylony, nie ośmielając się unieść twarzy na tą, która za tobą tutaj przybiegła - nie powinna była, miała Cię zostawić samego, tego teraz chciałeś właśnie teraz, prawda..? Tylko skrzydła nocy mogły Cię nieść, byś mógł niszczyć, szaleć, rozrywać samego siebie w przedziwnym mirażu własnych myśli, schizofrenicznych doznań przewlekanych jedno przez drugie - i tutaj nie wiadomo, w którą stroną iść, więc chcesz niszczyć wszystko wokół, czy samego siebie? Nie decydujesz się, więc tutaj wisisz i pozwalasz jej obok siebie stać, zbiera łzy, które powinny były wsiąknąć w śnieg zalegający na ziemi, łzy jak najbardziej ludzie - wiesz, może tak naprawdę nic się nie stało, może to tylko koszmar, możesz to tak sobie wytłumaczysz?
Płaczesz, tak rzewnie, płacz wstrząsa tobą co rusz, słychać jak kruszeje kawałek zgrabnie wypolerowanego kamienia pod naciskiem twoich dłoni - jedynie trochę, aż tyle w mocy w nich nie było, by całkowicie go zniszczyć - tutaj nie ważne były obrażenia fizyczne i świat realny, większe znaczenie miało wszystko to, co dzieje się poza tym zmarnowanym ciałem wzmocnionym nową dawką energii, która czyniła zeń niebezpiecznego, ten ogień który w nim szaleje i jeszcze zostaje podjudzony wonią krwi - a widzisz, łączą się bodźce i jednak do chorej podświadomości docierają, z opóźnieniem i jakieś wypaczone, niestety, tak samo jak wypaczony był sam czarnowłosy...
I ty podstawiasz mu pod sam nos drogocenny nadgarstek, pod którego skórą tak kusząco pulsowała żyła..? Nie, to nie jest mądre, Amber, twoje ciepło teraz może się na nic nie zdać, bo bestię to ciepło nie obchodziło - ją interesowało tylko zdobycie pożywienia... I nie powinnaś tego wznosić na fundamenty ludzkiego pojmowania. To było zwierze. Dystyngowane, okrutne zwierze w ciele człowieka, którego kontrolowanie jej przyniosła autodestrukcję.
- Zostaw mnie! - Machnąłeś ręką praktycznie na oślep, odbijając się od rzeźby, wreszcie od niej odczepiając, by jak pijany zatoczyć się w tył i upaść pośladkami na lodowaty, miękki, biały puch i jeszcze mocniej cofnąć, wreszcie dotykając plecami muru - nie wiem, czy tego właśnie chciałaś, Puchonko o zatraconym instynkcie przetrwania, jednak właśnie dostałaś jego spojrzenie wraz z pełnym mirażem zatraconego szaleństwa i potężnej wojny w nim i idącego za tym spopielenia - widzisz ogień i zgliszcza zarazem? Bardzo bliźniacze są to widoki, czyż nie? I Ty o te zgliszcza chcesz zadbać..? Ty, śmiertelniczka..? Myślisz, że zdołasz temu podołać..?
Złapałeś się za gardło, zostawiłeś różdżkę, niepotrzebna była teraz, zacisnąłeś kurczowo palce - blask księżyca tak zmysłowo działał na całe twoje jestestwo, pobudzał instynkty łowcze, które podpowiadały, że może mógłbyś się na tą tutaj przed tobą rzucić i skosztować raz jeszcze tego, co ma we wnętrzu, a tego, co teraz przyozdobiło jej skórę i poplamiło sukienkę..? Hmmm, mógłbyś, czemu by nie...
Nie!
Zacisnąłeś oczy i pokręciłeś głową, łzy wielkości grochu toczyły się dalej - szalony, plugawy wampirze, znaj swe miejsce - Ty, istoto stracona, winnaś uciec daleko stąd, by nic więcej podobnego się więcej nie powtórzyło... I tak zrobisz. Musisz to zrobić.
Płaczesz, tak rzewnie, płacz wstrząsa tobą co rusz, słychać jak kruszeje kawałek zgrabnie wypolerowanego kamienia pod naciskiem twoich dłoni - jedynie trochę, aż tyle w mocy w nich nie było, by całkowicie go zniszczyć - tutaj nie ważne były obrażenia fizyczne i świat realny, większe znaczenie miało wszystko to, co dzieje się poza tym zmarnowanym ciałem wzmocnionym nową dawką energii, która czyniła zeń niebezpiecznego, ten ogień który w nim szaleje i jeszcze zostaje podjudzony wonią krwi - a widzisz, łączą się bodźce i jednak do chorej podświadomości docierają, z opóźnieniem i jakieś wypaczone, niestety, tak samo jak wypaczony był sam czarnowłosy...
I ty podstawiasz mu pod sam nos drogocenny nadgarstek, pod którego skórą tak kusząco pulsowała żyła..? Nie, to nie jest mądre, Amber, twoje ciepło teraz może się na nic nie zdać, bo bestię to ciepło nie obchodziło - ją interesowało tylko zdobycie pożywienia... I nie powinnaś tego wznosić na fundamenty ludzkiego pojmowania. To było zwierze. Dystyngowane, okrutne zwierze w ciele człowieka, którego kontrolowanie jej przyniosła autodestrukcję.
- Zostaw mnie! - Machnąłeś ręką praktycznie na oślep, odbijając się od rzeźby, wreszcie od niej odczepiając, by jak pijany zatoczyć się w tył i upaść pośladkami na lodowaty, miękki, biały puch i jeszcze mocniej cofnąć, wreszcie dotykając plecami muru - nie wiem, czy tego właśnie chciałaś, Puchonko o zatraconym instynkcie przetrwania, jednak właśnie dostałaś jego spojrzenie wraz z pełnym mirażem zatraconego szaleństwa i potężnej wojny w nim i idącego za tym spopielenia - widzisz ogień i zgliszcza zarazem? Bardzo bliźniacze są to widoki, czyż nie? I Ty o te zgliszcza chcesz zadbać..? Ty, śmiertelniczka..? Myślisz, że zdołasz temu podołać..?
Złapałeś się za gardło, zostawiłeś różdżkę, niepotrzebna była teraz, zacisnąłeś kurczowo palce - blask księżyca tak zmysłowo działał na całe twoje jestestwo, pobudzał instynkty łowcze, które podpowiadały, że może mógłbyś się na tą tutaj przed tobą rzucić i skosztować raz jeszcze tego, co ma we wnętrzu, a tego, co teraz przyozdobiło jej skórę i poplamiło sukienkę..? Hmmm, mógłbyś, czemu by nie...
Nie!
Zacisnąłeś oczy i pokręciłeś głową, łzy wielkości grochu toczyły się dalej - szalony, plugawy wampirze, znaj swe miejsce - Ty, istoto stracona, winnaś uciec daleko stąd, by nic więcej podobnego się więcej nie powtórzyło... I tak zrobisz. Musisz to zrobić.
- Amber Brickstone
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 2:22 am
Nie spodziewała się innej reakcji... Niby co? Pogłaszcze go, poprosi i on pokornie się uspokoi i przytuli się do niej zamiast do posągu? Była blondynką, ale nie idiotką. Znała życie dosyć dobrze i wiedziała, że czeka ją najgorszy możliwy czas w ich relacji..
Amber była miodem dla szukających ukojenia dusz.. przykładano ją do ran... lecz nie litość i czułość teraz miały tu zaistnieć. Amber Brickstone miała upartą naturę i czasem tylko silne uderzenie rzeczywistości pomagało.
Zmrużyła oczy, widząc jak facet siedzi pod murem... jak ścisk swe gardło i roni łzę za łzą.
Ona sama poczuła pieczenie w kącikach oczu.. zamrugała zawzięcie i przybliżyła się na parę metrów do Krukona.
-Nie zostawię Cię. Nawet... o tym.. nie myśl... -wyrzuciła, słowo po słowie... nie były okraszone złością czy jadem... raczej determinacją i bezwzględnością.
-Na galopujące hipogryfy, Sahir! Opanuj się! -krzyk? Raczej nieco podniesiony głos, przez który i tak przebijało się drżenie z zimna i emocji... głos, za którym kryła się troska.
Upadła na kolana przed chłopakiem i z niesamowitą siłą chwycił go za nadgarstki i odciągnęła je na boki. Miałą w pogotowiu różdżkę, ale nie sądziłą, by była jej potrzebna.
-Spójrz na mnie... spójrz!
Dopiero, gdy to wykonał... gdy mogła dojrzeć tę mieszankę uczuć w jego czarnych tęczówkach.. wtedy dopiero przypomniała sobie o oddychaniu.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś... ani nie przerażą mnie fakt, co stało się niedawno na balu. To wina Rockers i jej niewybaczalnego.... SŁUCHAJ MNIE DALEJ! -nie pozwoliła sobie przerwać, widząc jego miny.
-Nie przerażasz mnie. Wiem, że nigdy nie zrobisz mi krzywdy specjalnie, a nawet jeśli Cię poniesie to sama się obronię, bo to nie będziesz TY, rozumiesz? Mogę Cię pilnować o każdej godzinie dnia i nocy, gdy już nie będziesz mógł wytrzymać, pozwolę Ci napić się mej krwi... i TYLKO tyle ile JA Ci pozwolę. Nie pieprz o tym, że tego się nie da... że tego nie potrafię.. Nie jestem płochą, mizerną Puchonką... zrobię wszystko by Twoje prawdziwe ja zatriumfowało! I do jasnej cholery nie pieprz, że się nie da! -zamrugałą i teraz to z jej oczu poleciały łzy.. jedna.. druga... trzecia i czwarta. Więcej nie.
Mówiłą tak, że Sahir ją słyszał... lecz nikt poza nimi. Nikt nie dowiedział by się o czym rozmawiają. Słowa jednak miały moc.. niesamowitą siłę.
Myślisz, że jest nędzną śmiertelniczką, skazaną na pożarcie przez monstrum ukryte w ciele Krukona.. nie wiesz jednak, jaka siła w niej drzemała, na ile poświęceń byłą gotowa i nie były to słowa rzucone na wiatr. Serce biło jej jak oszalałe, ale po prostu nie dało się teraz przebić jej argumentów. Chociaż była niewysoka i klęczała, jej postawa urosła.. aż do nieba.
-Sahirze Nailah, nie pozbędziesz się mnie. Nie pozwolę na to, potrzebujesz mnie... a ja potrzebuje Ciebie..
Amber była miodem dla szukających ukojenia dusz.. przykładano ją do ran... lecz nie litość i czułość teraz miały tu zaistnieć. Amber Brickstone miała upartą naturę i czasem tylko silne uderzenie rzeczywistości pomagało.
Zmrużyła oczy, widząc jak facet siedzi pod murem... jak ścisk swe gardło i roni łzę za łzą.
Ona sama poczuła pieczenie w kącikach oczu.. zamrugała zawzięcie i przybliżyła się na parę metrów do Krukona.
-Nie zostawię Cię. Nawet... o tym.. nie myśl... -wyrzuciła, słowo po słowie... nie były okraszone złością czy jadem... raczej determinacją i bezwzględnością.
-Na galopujące hipogryfy, Sahir! Opanuj się! -krzyk? Raczej nieco podniesiony głos, przez który i tak przebijało się drżenie z zimna i emocji... głos, za którym kryła się troska.
Upadła na kolana przed chłopakiem i z niesamowitą siłą chwycił go za nadgarstki i odciągnęła je na boki. Miałą w pogotowiu różdżkę, ale nie sądziłą, by była jej potrzebna.
-Spójrz na mnie... spójrz!
Dopiero, gdy to wykonał... gdy mogła dojrzeć tę mieszankę uczuć w jego czarnych tęczówkach.. wtedy dopiero przypomniała sobie o oddychaniu.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś... ani nie przerażą mnie fakt, co stało się niedawno na balu. To wina Rockers i jej niewybaczalnego.... SŁUCHAJ MNIE DALEJ! -nie pozwoliła sobie przerwać, widząc jego miny.
-Nie przerażasz mnie. Wiem, że nigdy nie zrobisz mi krzywdy specjalnie, a nawet jeśli Cię poniesie to sama się obronię, bo to nie będziesz TY, rozumiesz? Mogę Cię pilnować o każdej godzinie dnia i nocy, gdy już nie będziesz mógł wytrzymać, pozwolę Ci napić się mej krwi... i TYLKO tyle ile JA Ci pozwolę. Nie pieprz o tym, że tego się nie da... że tego nie potrafię.. Nie jestem płochą, mizerną Puchonką... zrobię wszystko by Twoje prawdziwe ja zatriumfowało! I do jasnej cholery nie pieprz, że się nie da! -zamrugałą i teraz to z jej oczu poleciały łzy.. jedna.. druga... trzecia i czwarta. Więcej nie.
Mówiłą tak, że Sahir ją słyszał... lecz nikt poza nimi. Nikt nie dowiedział by się o czym rozmawiają. Słowa jednak miały moc.. niesamowitą siłę.
Myślisz, że jest nędzną śmiertelniczką, skazaną na pożarcie przez monstrum ukryte w ciele Krukona.. nie wiesz jednak, jaka siła w niej drzemała, na ile poświęceń byłą gotowa i nie były to słowa rzucone na wiatr. Serce biło jej jak oszalałe, ale po prostu nie dało się teraz przebić jej argumentów. Chociaż była niewysoka i klęczała, jej postawa urosła.. aż do nieba.
-Sahirze Nailah, nie pozbędziesz się mnie. Nie pozwolę na to, potrzebujesz mnie... a ja potrzebuje Ciebie..
- Sahir Nailah
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 9:47 am
Myślisz, że to bajka..? Że powiesz kilka pięknych słów i wszystko zostanie zakończone, a on się do Ciebie uśmiechnie i zgodzi? Naiwna Amber... podeszłaś tak blisko, że zapach twojej krwi znowu igrał z jego zarażonym umysłem żądzą łowów i na tyle blisko, by twoje bicie serca było dlań najpiękniejszą pieśnią - przecież gdyby nie Caroline, tam, na balu, nigdy byś się nie wydostała z jego objęć, nie wypuściłby cię dobrowolnie...
- Nie dotykaj mnie. - Warknąłeś gardłowo, obnażając kły - nie dotykaj, nie zbliżaj i rzeczywiście, najlepiej zostaw, dopóki się nie uspokoi, lecz postanowiłaś przy nim trwać, najwyraźniej za nic mając swoja życie i jego poczucie sumienia, czy może raczej... sądziłaś, że zdołasz go opanować, taaak, byłaś młoda i pragnęłaś czcić siłę miłości, bezwzględnie oddając cześć jej potędze, nie ważne, w stosunku do kogo ją żywiłaś.
Rzeczywiście otworzył oczy i na ciebie spojrzał, a z chwili na chwilę to spojrzenie twardniało i stawało się pewnym, że Sahir z Sahirem niewiele zaczyna mieć wspólnego - zabawne jest mówić, usprawiedliwiać się tym, że to nie on, to jego drugie "ja" - tak, poniekąd była to prawda, walczyły w sobie u niego dwie natury i zawsze jego zachowanie było zależne od tego, która brała górę, z drugiej zaś strony wydawało się to takie błahe... Nic nie znaczące marzenie o tym, żeby być najnormalniejszym na świecie człowiekiem bez rosnących problemów z psychiką z samym sobą.
Czarnowłosy wzdrygnął się, krzywiąc znacząco - byłaś tak blisko, Amber, a on wciąż nie potrafił się zdecydować, czy sięgnąć po twoją krew, czy jednak wbijać się dalej w mur - decyzja okazała się bardzo prosta... W końcu pozwoliłeś Brickstone na odciągnięcie twojej dłoni od szyi, zaś drugą sięgnąłeś za jej kark, by przyciągnąć ją gwałtownie do siebie.
Broń się, broń się dziecino, inaczej marnie widzę twój los. Zaślepia go pełnia niemal tak samo, jak wilkołaki, zaślepia go żądza, nad którą panować nie umie, ale ja i tak wiem, że dasz mu szanse - on się uspokoi, ta noc w końcu minie, jeśli tylko oboje ją przeżyjecie i wszystko powinno wrócić... do normy..? Tak, do smutnej, szarej codzienności...
- Nie dotykaj mnie. - Warknąłeś gardłowo, obnażając kły - nie dotykaj, nie zbliżaj i rzeczywiście, najlepiej zostaw, dopóki się nie uspokoi, lecz postanowiłaś przy nim trwać, najwyraźniej za nic mając swoja życie i jego poczucie sumienia, czy może raczej... sądziłaś, że zdołasz go opanować, taaak, byłaś młoda i pragnęłaś czcić siłę miłości, bezwzględnie oddając cześć jej potędze, nie ważne, w stosunku do kogo ją żywiłaś.
Rzeczywiście otworzył oczy i na ciebie spojrzał, a z chwili na chwilę to spojrzenie twardniało i stawało się pewnym, że Sahir z Sahirem niewiele zaczyna mieć wspólnego - zabawne jest mówić, usprawiedliwiać się tym, że to nie on, to jego drugie "ja" - tak, poniekąd była to prawda, walczyły w sobie u niego dwie natury i zawsze jego zachowanie było zależne od tego, która brała górę, z drugiej zaś strony wydawało się to takie błahe... Nic nie znaczące marzenie o tym, żeby być najnormalniejszym na świecie człowiekiem bez rosnących problemów z psychiką z samym sobą.
Czarnowłosy wzdrygnął się, krzywiąc znacząco - byłaś tak blisko, Amber, a on wciąż nie potrafił się zdecydować, czy sięgnąć po twoją krew, czy jednak wbijać się dalej w mur - decyzja okazała się bardzo prosta... W końcu pozwoliłeś Brickstone na odciągnięcie twojej dłoni od szyi, zaś drugą sięgnąłeś za jej kark, by przyciągnąć ją gwałtownie do siebie.
Broń się, broń się dziecino, inaczej marnie widzę twój los. Zaślepia go pełnia niemal tak samo, jak wilkołaki, zaślepia go żądza, nad którą panować nie umie, ale ja i tak wiem, że dasz mu szanse - on się uspokoi, ta noc w końcu minie, jeśli tylko oboje ją przeżyjecie i wszystko powinno wrócić... do normy..? Tak, do smutnej, szarej codzienności...
- Amber Brickstone
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 12:44 pm
Nie wierzyła ani trochę w to, że cokolwiek zdziała słowami.. nie teraz, nie w tej chwili. Miała zamiar się odsunąć, chciała to zrobić.. ale ułamek sekundy zadecydował, że dłoń Sahira znalazła się na jej karku i przyciągnął ją do siebie..
Prawie że automatycznie wyjęła skierowała różdżkę na jego nadgarstek, jakimś cudem siłując się z Krukonem, a przecież nie miało to racji bytu.
-Wybacz... -rzuciła jakby.. jakby z przekonaniem, że tak nie wolno, ale innego wyjścia nie miała. Użyła na jego ręce zaklęcia żądlącego.. ciemna pręga opasująca nadgarstek Sahira, ten drastyczny ból jak przy użądleniu.. to jej pomogło, istotnie..
Teraz to ona wykorzystała ułamek sekundy. Odsunęła się, omal nie potykając się o zaspy śniegu, któe wsypywały się do butów, parzyły skórę nóg..
Miałą wyrzuty sumienia widząc pręgę na nadgarstku, nawet cichy głosik z tyłu głowy twierdzący, że zrobiłąś to temu czemuś co walczy z Sahirem w jego ciele.. nie polepszało jej samopoczucia. Cofała się krok po kroku, dopóki to ona nie dotknęła plecami lodowatej i chropowatej powierzchni posągu. Osunęła się po nim, by przykucnąć na postumencie.
Strach.. ile on miał imion. Dla wielu taka sytuacja była by koszmarem.. nikt nie chciał by dalej ciągnać takiej znajomości. Ba! Nikt by nie dopuścił aż do takiej relacji z Krukonem.
Wszystko dla Amber zaczynało mieć sens. Te słowa na dachu. Te problemy z bliskością.
Bał się, że kiedyś ją ugryzie.. i w końcu to zrobił. Amber długo wpatrywała się w żałosny widok, jaki przedstawiał teraz wam..Krukon. Czekać? NAjlepiej.
Siedziałą na postumencie, kaleczona przez śnieg i mroźny wiatr.. Uniosła różdżkę i dla zabicia czasu zaczęła czyścić materiał sukni i swą skórę z zaschniętej krwi. Przeczesała włosy do przodu, by zakrywały jak najwięcej..
Ciągle zerkając na niego, czekając nie wiadomo na co, nawiedziła ją wizja.. wizja ich pierwszego spotkania.
~
Wracała z biblioteki dosyć późnym popołudniem. Stos książek nieco zakrywał jej pole widzenia, ale uparcie kroczyła korytarzem, by dostać się do jakiejś cichej klasy...
BANG! Do jasnej cholery, kto postawił tutaj tę rzeźbę?!
Księgi wypadły z jej ramion i porozwlały się po całej długości posadzki.. Kląc głośno zaczęłą je zbierać.. okej, miała ich jedenaście, a gdzie jeszcze jedna? Podniosła głowę. Znalazła.. bordowa okładka leżała koło but...butów?!
Wstałą, otrzepując kolana z kurzu. Chłopak.. wysoki brunet o ciemnych oczach.. patrzący jakby w dal, jakby był gdzieś poza tym światem..
-Przepraszam.. podałbyś mi.. tę książkę? -zagadnęła go, uśmiechając się lekko.
Chłopak zmierzył ją spojrzeniem, jakby dopiero co pojął, że jest tu ktoś poza nim.. Jednak schylił się i bez słowa podał jej tom.
-Dziękuję.. -odebrała książkę i położyła ją na stosie innych na parapecie.. gdy się odwróciła, jego już nie było..
~
Tak, zniknął. Jednak nie z jej pamięci. Zaczęłą go dostrzegać na szkolnym korytarzu, wychodzącego z klasy, odrabiającego lekcje w bibliotece.. nieświadomie potrafiłą się na niego natknąć, gdy był w swej samotni. Robiła wszystko by z nim porozmawiać, by usłyszeć jego głos.. potem by wiedzieć, jak ma na imię.. i tak od słowa do słowa.. dzień po dniu.. miesiąc po miesiącu.. aż do tamtego spotkania na dachu. Aż do tego balu.
Prawie że automatycznie wyjęła skierowała różdżkę na jego nadgarstek, jakimś cudem siłując się z Krukonem, a przecież nie miało to racji bytu.
-Wybacz... -rzuciła jakby.. jakby z przekonaniem, że tak nie wolno, ale innego wyjścia nie miała. Użyła na jego ręce zaklęcia żądlącego.. ciemna pręga opasująca nadgarstek Sahira, ten drastyczny ból jak przy użądleniu.. to jej pomogło, istotnie..
Teraz to ona wykorzystała ułamek sekundy. Odsunęła się, omal nie potykając się o zaspy śniegu, któe wsypywały się do butów, parzyły skórę nóg..
Miałą wyrzuty sumienia widząc pręgę na nadgarstku, nawet cichy głosik z tyłu głowy twierdzący, że zrobiłąś to temu czemuś co walczy z Sahirem w jego ciele.. nie polepszało jej samopoczucia. Cofała się krok po kroku, dopóki to ona nie dotknęła plecami lodowatej i chropowatej powierzchni posągu. Osunęła się po nim, by przykucnąć na postumencie.
Strach.. ile on miał imion. Dla wielu taka sytuacja była by koszmarem.. nikt nie chciał by dalej ciągnać takiej znajomości. Ba! Nikt by nie dopuścił aż do takiej relacji z Krukonem.
Wszystko dla Amber zaczynało mieć sens. Te słowa na dachu. Te problemy z bliskością.
Bał się, że kiedyś ją ugryzie.. i w końcu to zrobił. Amber długo wpatrywała się w żałosny widok, jaki przedstawiał teraz wam..Krukon. Czekać? NAjlepiej.
Siedziałą na postumencie, kaleczona przez śnieg i mroźny wiatr.. Uniosła różdżkę i dla zabicia czasu zaczęła czyścić materiał sukni i swą skórę z zaschniętej krwi. Przeczesała włosy do przodu, by zakrywały jak najwięcej..
Ciągle zerkając na niego, czekając nie wiadomo na co, nawiedziła ją wizja.. wizja ich pierwszego spotkania.
~
Wracała z biblioteki dosyć późnym popołudniem. Stos książek nieco zakrywał jej pole widzenia, ale uparcie kroczyła korytarzem, by dostać się do jakiejś cichej klasy...
BANG! Do jasnej cholery, kto postawił tutaj tę rzeźbę?!
Księgi wypadły z jej ramion i porozwlały się po całej długości posadzki.. Kląc głośno zaczęłą je zbierać.. okej, miała ich jedenaście, a gdzie jeszcze jedna? Podniosła głowę. Znalazła.. bordowa okładka leżała koło but...butów?!
Wstałą, otrzepując kolana z kurzu. Chłopak.. wysoki brunet o ciemnych oczach.. patrzący jakby w dal, jakby był gdzieś poza tym światem..
-Przepraszam.. podałbyś mi.. tę książkę? -zagadnęła go, uśmiechając się lekko.
Chłopak zmierzył ją spojrzeniem, jakby dopiero co pojął, że jest tu ktoś poza nim.. Jednak schylił się i bez słowa podał jej tom.
-Dziękuję.. -odebrała książkę i położyła ją na stosie innych na parapecie.. gdy się odwróciła, jego już nie było..
~
Tak, zniknął. Jednak nie z jej pamięci. Zaczęłą go dostrzegać na szkolnym korytarzu, wychodzącego z klasy, odrabiającego lekcje w bibliotece.. nieświadomie potrafiłą się na niego natknąć, gdy był w swej samotni. Robiła wszystko by z nim porozmawiać, by usłyszeć jego głos.. potem by wiedzieć, jak ma na imię.. i tak od słowa do słowa.. dzień po dniu.. miesiąc po miesiącu.. aż do tamtego spotkania na dachu. Aż do tego balu.
- Sahir Nailah
Re: Posąg
Pon Sty 27, 2014 1:08 pm
Łzy przestały spływać z oczu, czy to jest jakiekolwiek pocieszenie? Czy w swej zimnej bezmyślności i brutalności, jaką sobą w tym momencie prezentował fakt, że osunął się w otchłań swoim prawdziwym ja i przynajmniej nie cierpiał wewnętrznie był jakimkolwiek, marną bo marną, ale zawsze, nagrodą? Bo wiecie, to nie te obrażenia fizyczne są najgorsze, nie to, że syczał teraz, przyciskając swoją dłoń do klatki piersiowej z napiętymi pazurami jak w łapach dzikiego kota, któremu właśnie mysz, na którą się rzucił, zrobiła krzywdę, najgorsze było to, co działo się po złapaniu powietrza i zetknięciu z realnością, wszystkie krzywdy tego świata, które spadły na jedną głowę, przecież ongiś ciepłą, wesołą i tak otwartą do ludzi, wręcz niewinnie i naiwnie wszystkim ufającą - cóż, wszyscy zbieramy plony, które zasiewa nam los i jak widać czasami niewiele to miało wspólnego z karmą, jaką sami dla siebie gromadzimy. Może winni tutaj byli rodzice? Może wina leżała po stronie odziedziczonego spadku po swoich rodzicielach i tego, co oni narobili podczas nie tak znowu długiego żywota... Może nadal gdzieś żyją i są szczęśliwi..? Na pewne pytania nigdy nie będzie odpowiedzi, czasami lepiej tych odpowiedzi nie znać nawet - tak jak lepiej było ci nie poznać być może tego, co w sobie czarnowłosy krył i dlaczego samotność istnienia i nieobecność tutaj, gdzie było źle, była tak bardzo wokół niego namacalna... Zanurzyłaś się w otchłani, tak..? Ale skoro akceptujesz... Skoro chcesz zrozumieć... Tylko pamiętaj, że to nie dobra książka, nie żadna bajka, że masz do czynienia z istotą, nad której agresywną pasją nie było kontroli, kiedy pozwoliło się jej zanadto rozwinąć. Ach, żebyś jeszcze wiedziała, ile przeżył..! Żebyś tylko zobaczyła, ile 'przygód' miał za sobą i jak potężne były ciężary wiszące na jego zazwyczaj przygarbionych ramionach...
Może będziesz pierwszą, która się tego dowie.
Wampir nie wstał i nie poszedł za swoją ofiarą, która też miała ząbki i która bronić się potrafiła - to nie tak, że nie miał na to siły, skądże znowu, skupiał w sobie jej wystarczająco, by zrodziła się w tej parszywej świadomości przeświadczenie o byciu bogiem, dla którego nie ma limitów i który może osiągnąć wszystko - niestety w tym złym znaczeniu... Nie, on nie wstał dlatego, że mroczyło go przed oczyma, że łącznik z realiami pod postacią śniegu i zimna wokół otrzeźwiał go na tyle, by przykuł samego siebie do tej ściany niedostrzegalnymi kajdanami. Zacisnął zęby i podsunął nogi pod siebie, zaciskając palce na kolanach - gardło drażniło, domagając się apetycznego trunku bóstw, lecz nie, bez przesady - byłeś przyzwyczajony do pożarów ciała i do bólu, który zwalał z nóg i odbierał zmysły - to było ledwie łaskotanie już napojonego zwierza...
Mijał czas, oddech się uspakajał, wyrównywał, kły cofnęły, wzrok stał mętny, skierowany gdzieś w bok, zagapiłeś się w ścianę, tak, to na pewno musiał być cudowny widok... Nie zdziwię was, gdy powiem, że wątpliwym było, by oprócz ciała jakkolwiek tutaj egzystował... Lecz zrobiłaś bardzo dobry ruch, Złotowłosa Księżniczko, pozwoliłaś się prowadzonemu przez drwiące bóstwa Czarnemu Rycerzowi uspokoić i popaść w drętwe zapomnienie o swoim własnym bycie, nie wspominając już o reszcie świata, już o tym mówiłem - ucieczka od odpowiedzialności, bo nie miał ochoty, nie chciał, nie miał sił dokładać samemu sobie czegoś więcej do taszczonych na plecach toreb z podpisem "winy do odkupienia"....
Masz Ci los, poskromienie bestii...
Czy prócz zamarznięcia obu i osłabienia Puchonki liczyć tutaj będziemy jeszcze jakieś straty?
Może będziesz pierwszą, która się tego dowie.
Wampir nie wstał i nie poszedł za swoją ofiarą, która też miała ząbki i która bronić się potrafiła - to nie tak, że nie miał na to siły, skądże znowu, skupiał w sobie jej wystarczająco, by zrodziła się w tej parszywej świadomości przeświadczenie o byciu bogiem, dla którego nie ma limitów i który może osiągnąć wszystko - niestety w tym złym znaczeniu... Nie, on nie wstał dlatego, że mroczyło go przed oczyma, że łącznik z realiami pod postacią śniegu i zimna wokół otrzeźwiał go na tyle, by przykuł samego siebie do tej ściany niedostrzegalnymi kajdanami. Zacisnął zęby i podsunął nogi pod siebie, zaciskając palce na kolanach - gardło drażniło, domagając się apetycznego trunku bóstw, lecz nie, bez przesady - byłeś przyzwyczajony do pożarów ciała i do bólu, który zwalał z nóg i odbierał zmysły - to było ledwie łaskotanie już napojonego zwierza...
Mijał czas, oddech się uspakajał, wyrównywał, kły cofnęły, wzrok stał mętny, skierowany gdzieś w bok, zagapiłeś się w ścianę, tak, to na pewno musiał być cudowny widok... Nie zdziwię was, gdy powiem, że wątpliwym było, by oprócz ciała jakkolwiek tutaj egzystował... Lecz zrobiłaś bardzo dobry ruch, Złotowłosa Księżniczko, pozwoliłaś się prowadzonemu przez drwiące bóstwa Czarnemu Rycerzowi uspokoić i popaść w drętwe zapomnienie o swoim własnym bycie, nie wspominając już o reszcie świata, już o tym mówiłem - ucieczka od odpowiedzialności, bo nie miał ochoty, nie chciał, nie miał sił dokładać samemu sobie czegoś więcej do taszczonych na plecach toreb z podpisem "winy do odkupienia"....
Masz Ci los, poskromienie bestii...
Czy prócz zamarznięcia obu i osłabienia Puchonki liczyć tutaj będziemy jeszcze jakieś straty?
- Amber Brickstone
Re: Posąg
Wto Sty 28, 2014 11:27 pm
Trwało to długo czy krótko? Trwało to godzinę, dwie, a może cały dzień? Amber nie liczyła czasu, skulona siedziała na postumencie i czekała.. czekała, patrząc na Sahira, który wyraźnie się uspokajał. Tak jej się wydawało. Prószący śnieg osiadł cienką warstwą na jej ramionach i włosach... skóra czerwieniała, ale ona zimna nie czuła. Było dla niej kompletnie obcym odczuciem.. palce grabiały, bolały od mrozu... ale ona siedziała i czekała.
Odgarnęła włosy z czoła. Zmokły od topniejącego w nich śniegu... napuszyły się i lekko skręciły, ale nie to teraz było ważne.
Kichnęła. Zasłoniła usta i nos dłońmi... i kichnęła znowu. I jeszcze raz. Szybko otarła łzy zebrane w kacikach oczu od tego nieoczekiwanego odzewu ciałą na temepraturę.
Wstała. Zachwiałą się nieco na zziębniętych nogach i podeszła powoli do Sahira.
Robiłą to jakoś automatycznie. Opadłą kolanami na kłujący śnieg. Powstrzymała syk z bólu i odnalazła swymi dłońmi dłonie Sahira. Ujęłą je razem.
-Sahir.. chodźmy.. gdziekolwiek.. -wyjąkała, czując teraz zgubny efekt siedzenia na postumencie. Będzie chora jak nic.. ale to nie było teraz ważne.
-Chodź ze mną..proszę.. -poprosiła jeszcze raz, wypuszczajac z ust kłęby pary.
Nie chciała prowadzić z nim dywagacji, rozmów, dyskusj... czemu jej nie powiedział, jak to się stało.. nie musiała o tym wiedzieć. Chciała teraz spędzić z nim trochę czasu.. ale gdzieś w czterech ścianach, sam na sam.
Odgarnęła włosy z czoła. Zmokły od topniejącego w nich śniegu... napuszyły się i lekko skręciły, ale nie to teraz było ważne.
Kichnęła. Zasłoniła usta i nos dłońmi... i kichnęła znowu. I jeszcze raz. Szybko otarła łzy zebrane w kacikach oczu od tego nieoczekiwanego odzewu ciałą na temepraturę.
Wstała. Zachwiałą się nieco na zziębniętych nogach i podeszła powoli do Sahira.
Robiłą to jakoś automatycznie. Opadłą kolanami na kłujący śnieg. Powstrzymała syk z bólu i odnalazła swymi dłońmi dłonie Sahira. Ujęłą je razem.
-Sahir.. chodźmy.. gdziekolwiek.. -wyjąkała, czując teraz zgubny efekt siedzenia na postumencie. Będzie chora jak nic.. ale to nie było teraz ważne.
-Chodź ze mną..proszę.. -poprosiła jeszcze raz, wypuszczajac z ust kłęby pary.
Nie chciała prowadzić z nim dywagacji, rozmów, dyskusj... czemu jej nie powiedział, jak to się stało.. nie musiała o tym wiedzieć. Chciała teraz spędzić z nim trochę czasu.. ale gdzieś w czterech ścianach, sam na sam.
- Sahir Nailah
Re: Posąg
Wto Sty 28, 2014 11:45 pm
Powieki lekko mu opadły, wypuścił mocniej zastałe powietrze w płucach, ramiona powędrowały ku dołowi i cała sylwetka wreszcie nabrała wrażenia, że jest jakkolwiek ludzka, że to nie tylko zimna rzeźba, której nie obchodzą mijające wieki i mijający ją śmiertelnicy, dopóki nikt jej nie niszczył i nie zamazywał jej wspaniałych walorów graffiti. Chociaż czas był dlań pojęciem względnym i nie musiał go liczyć, to jednak niekiedy potrafił odmierzać sekundę za sekundą - i to było dość śmieszne, bo kiedy robili to śmiertelni dobrze wiedzieli po co to robią i że każda ta sekunda zbliża ich do końca tej wędrówki, a on od ramion starości był wolny... Tak naprawdę był spętany ciężarem kajdan wiecznej młodości - oto był kolejny powód, by trzymać wszystkich z dala od siebie i nie pozwalać nikomu zapisać się w sercu, nawet gdy priorytetem było nie niesienie samym sobą krzywdy innym.
Lekko drgnąłeś palcami, które chwyciła Amber i nieprzytomnie dźwignąłeś się na nogi, ciągnąc ją za sobą, twe ciało było strasznie ciężkie, ważyło kilkadziesiąt razy więcej, niż zazwyczaj, powodując, że nawet prosty krok stawał się milą nie do przejścia. Spojrzałeś zmęczonymi oczyma na Amber, ale były przejrzyste i rozumne, nie były oczami dzikiego stwora, jakim był.. właśnie, jak dawno temu? Czas chyba dla was zastygnął, wokół zrobiło się tak cicho... Zawirował wokół was świat wokół was, zamykając w szklanej kuli wrażenia, że mieliście niby troszkę czasu spokoju i teraz ten czas można było wykorzystać na rozmowę - ale czy na pewno? Tam był gdzieś Bazyliszek, tam gdzieś była Mary, tyle osób ginęło... Wszystko ci się plątało, powinieneś biec ich ratować... Jednak ta cisza... Może to już po? Jak wiele godzin tutaj spędziliście? Zaraz do Ciebie dotrze, że nie powinieneś był trzymać tutaj tak długo złotowłosej, że powinna była wracać do siebie, pewnie będzie przez Ciebie chora, jednak jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz...
Zawierza Ci siebie, jesteś z nich dwóch tutaj najbardziej odpowiedzialna i trzeźwo myśląca, kiedy tak spojrzeć na was obu z boku trzeźwym okiem - więc prowadź, Księżniczko Upadłego Rycerza, gdzie tylko nogi Cię poniosą i gdzie uznasz, że będziecie oboje bezpieczni.
[z/t x2]
Lekko drgnąłeś palcami, które chwyciła Amber i nieprzytomnie dźwignąłeś się na nogi, ciągnąc ją za sobą, twe ciało było strasznie ciężkie, ważyło kilkadziesiąt razy więcej, niż zazwyczaj, powodując, że nawet prosty krok stawał się milą nie do przejścia. Spojrzałeś zmęczonymi oczyma na Amber, ale były przejrzyste i rozumne, nie były oczami dzikiego stwora, jakim był.. właśnie, jak dawno temu? Czas chyba dla was zastygnął, wokół zrobiło się tak cicho... Zawirował wokół was świat wokół was, zamykając w szklanej kuli wrażenia, że mieliście niby troszkę czasu spokoju i teraz ten czas można było wykorzystać na rozmowę - ale czy na pewno? Tam był gdzieś Bazyliszek, tam gdzieś była Mary, tyle osób ginęło... Wszystko ci się plątało, powinieneś biec ich ratować... Jednak ta cisza... Może to już po? Jak wiele godzin tutaj spędziliście? Zaraz do Ciebie dotrze, że nie powinieneś był trzymać tutaj tak długo złotowłosej, że powinna była wracać do siebie, pewnie będzie przez Ciebie chora, jednak jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz...
Zawierza Ci siebie, jesteś z nich dwóch tutaj najbardziej odpowiedzialna i trzeźwo myśląca, kiedy tak spojrzeć na was obu z boku trzeźwym okiem - więc prowadź, Księżniczko Upadłego Rycerza, gdzie tylko nogi Cię poniosą i gdzie uznasz, że będziecie oboje bezpieczni.
[z/t x2]
- Alice Star
Re: Posąg
Sro Paź 29, 2014 9:31 pm
Szła powoli. Jej kroki były lekkie i powolne. Nigdzie się jej nie spieszyło. Nie miała nawet powodu, aby się śpieszyć. Jej szyja była owinięta szalikiem w barwach Krukonów, ciało było okryte szarym płaszczem, a na głowie była czarna czapka, spod której wystawały brązowe, lekko faliste włosy. Znalazła się przy jakimś posągu, ale się nie przyglądała. Wyciągnęła książkę, a pustą torbę położyła na krawędzi fontanny. Dziewczyna mierząca 150 cm wzrostu usiadła na niej i zaczęła czytać.
Była to jakaś książka przygodowa, bo ona chciała przeżyć kiedyś takie przygody jak ci czarodzieje w wymyślonych historiach.
Ziewnęła lekko zakrywając usta dłonią okrytą w szarą rękawiczkę z jednym palcem. Położyła książkę na udach, ubranych w długie, wąskie, czarne spodnie.
Rozejrzała się dokoła uważnie. Na jej delikatnej, dziecięcej buźce był uśmiech, a brązowe oczy rozglądały się z ciekawością po okolicy.
Westchnęła ciężko.
Dlaczego ona nie może być odważna? Tak bardzo chciałaby być kimś, mieć dużo przyjaciół, a tak jest tylko szarą Gwiazdeczką, która zawsze pomoże z pracą domową, której ktoś nie rozumie.
- Jestem beznadziejna – szepnęła do siebie, ale nadal się uśmiechała.
Lubiła się uśmiechać. Nie przeszkadzało jej to, że niektórzy się z niej śmieją, ale tak było dobrze. Taka była kolej rzeczy.
Alice siedzi cicho.
Alice jest nieśmiała.
Alice dużo czyta.
Alice pomoże w nauce i nie będzie narzekać.
Alice wie, że niektórzy się z niej śmieją, ale nie piśnie na ten temat słówka i będzie udawać, że nic takiego się nie dzieje.
Alice zawsze będzie sama.
Alice ma niską samoocenę – pomyślała.
Była to jakaś książka przygodowa, bo ona chciała przeżyć kiedyś takie przygody jak ci czarodzieje w wymyślonych historiach.
Ziewnęła lekko zakrywając usta dłonią okrytą w szarą rękawiczkę z jednym palcem. Położyła książkę na udach, ubranych w długie, wąskie, czarne spodnie.
Rozejrzała się dokoła uważnie. Na jej delikatnej, dziecięcej buźce był uśmiech, a brązowe oczy rozglądały się z ciekawością po okolicy.
Westchnęła ciężko.
Dlaczego ona nie może być odważna? Tak bardzo chciałaby być kimś, mieć dużo przyjaciół, a tak jest tylko szarą Gwiazdeczką, która zawsze pomoże z pracą domową, której ktoś nie rozumie.
- Jestem beznadziejna – szepnęła do siebie, ale nadal się uśmiechała.
Lubiła się uśmiechać. Nie przeszkadzało jej to, że niektórzy się z niej śmieją, ale tak było dobrze. Taka była kolej rzeczy.
Alice siedzi cicho.
Alice jest nieśmiała.
Alice dużo czyta.
Alice pomoże w nauce i nie będzie narzekać.
Alice wie, że niektórzy się z niej śmieją, ale nie piśnie na ten temat słówka i będzie udawać, że nic takiego się nie dzieje.
Alice zawsze będzie sama.
Alice ma niską samoocenę – pomyślała.
- Vladimir Smirnoff
Re: Posąg
Czw Paź 30, 2014 4:37 pm
Nie palił i palić nigdy nie będzie, wiedział o tym. Już lepiej wciągać białe proszki z piersi pięknych modelek, jak Jagger. Nie palił, więc gdy mijając się w drzwiach wyjściowych ze śliczną Gryfoneczką, która cuchnęła fajkami, zaklął pod nosem. Takie ładne popielniczki chodzą po świecie! A jemu biednemu popielniczka potrzebna tylko na papierki i gumy do żucia, zawinięte w papierkach oczywiście.
Idziemy na łowy, mówił sobie całą drogą z kuchni, chociaż tak naprawdę dotykał piersi tylko jednej kobiety w swoim życiu. Swojej matki, jakoś 16 lat temu. Siostry nie liczył, bo i tak była wklęsła, poza tym nigdy nie bawili się w doktora. Idziemy na łowy, powtarzał sobie ciągle. W końcu miał już swoje lata, niedługo zacznie się starzeć, a jeśli w międzyczasie a) nie zostanie gwiazdą estrady lub b) nie znajdzie sobie najukochańszej, najurodziwszej i najnajszej kobiety, umrze samotny. Wiedział to dobrze. Możesz mierzyć nisko, Vlad, spokojnie. Od czeg... kogoś trzeba zacząć.
Rozejrzał się uważnie, niczym lew ze skały, im wyruszy na polowanie. Tamta nie, nawet jak na blondynkę miała zbyt nieuprzejmą i seksualną twarz. Tak, seksualna twarz to twarz kobiety famme fatale, kompletnej zdziry, która wie czego chce, wie kogo chce i jest kotem w złym znaczeniu tego słowa. Kotem leniwym wobec innych, prychającym i tak naprawdę samotnym. Ech, westchnął w myślach, to może tamta. Wyglądała na co najmniej rok młodszą, twarz o nieco słowiańskich rysach, Maria i Borys byliby ucieszeni na widok takiej zięciowej!
Ruszył przed siebie i już w drugim kroku potknął się. Ale był daleko od dziewczyny, mogłaby to zauważyć tylko wtedy, gdyby wpatrywała się w Smirnoffa tak nachalnie, jak on w nią. Teraz szedł dziarsko, droga nieco się dłużyła. U końcu zrobił obrót godny króla disco, a gdy wyprostował się twarzą do Krukonki, puścił jej oczko, pstryknął palcami obojga dłoni, następnie celując nimi jak z pistoletu.
- Heeej. - Przeciągnął e, mówił gardłowym głosem, lecz po chwili wrócił do swojego, normalnego, najzwyklejszego w świecie, przez który musiał zostać instrumentalistą, nie wokalistą.- Jestem Vladimir Smirnoff, imię po dziadku, nazwisko po dziadku i ojcu. - Wciąż nie pozbył się akcentu. - Moja mała Krukoneczko... - zanucił - Czy mogę przysiąść się?
Idziemy na łowy, mówił sobie całą drogą z kuchni, chociaż tak naprawdę dotykał piersi tylko jednej kobiety w swoim życiu. Swojej matki, jakoś 16 lat temu. Siostry nie liczył, bo i tak była wklęsła, poza tym nigdy nie bawili się w doktora. Idziemy na łowy, powtarzał sobie ciągle. W końcu miał już swoje lata, niedługo zacznie się starzeć, a jeśli w międzyczasie a) nie zostanie gwiazdą estrady lub b) nie znajdzie sobie najukochańszej, najurodziwszej i najnajszej kobiety, umrze samotny. Wiedział to dobrze. Możesz mierzyć nisko, Vlad, spokojnie. Od czeg... kogoś trzeba zacząć.
Rozejrzał się uważnie, niczym lew ze skały, im wyruszy na polowanie. Tamta nie, nawet jak na blondynkę miała zbyt nieuprzejmą i seksualną twarz. Tak, seksualna twarz to twarz kobiety famme fatale, kompletnej zdziry, która wie czego chce, wie kogo chce i jest kotem w złym znaczeniu tego słowa. Kotem leniwym wobec innych, prychającym i tak naprawdę samotnym. Ech, westchnął w myślach, to może tamta. Wyglądała na co najmniej rok młodszą, twarz o nieco słowiańskich rysach, Maria i Borys byliby ucieszeni na widok takiej zięciowej!
Ruszył przed siebie i już w drugim kroku potknął się. Ale był daleko od dziewczyny, mogłaby to zauważyć tylko wtedy, gdyby wpatrywała się w Smirnoffa tak nachalnie, jak on w nią. Teraz szedł dziarsko, droga nieco się dłużyła. U końcu zrobił obrót godny króla disco, a gdy wyprostował się twarzą do Krukonki, puścił jej oczko, pstryknął palcami obojga dłoni, następnie celując nimi jak z pistoletu.
- Heeej. - Przeciągnął e, mówił gardłowym głosem, lecz po chwili wrócił do swojego, normalnego, najzwyklejszego w świecie, przez który musiał zostać instrumentalistą, nie wokalistą.- Jestem Vladimir Smirnoff, imię po dziadku, nazwisko po dziadku i ojcu. - Wciąż nie pozbył się akcentu. - Moja mała Krukoneczko... - zanucił - Czy mogę przysiąść się?
- Alice Star
Re: Posąg
Czw Paź 30, 2014 6:50 pm
Alice też nie paliła. Nie lubiła zapachu papierosów. Dusił ją i męczył. Dlatego, gdy tylko go wyczuwała próbowała ulotnić się z tego towarzystwa, a poza tym była zbyt nieśmiała.
Siedziała i nie zwracała na nic uwagi. Wzrok miała wbity w ziemię, ale nic nie widziała. Była zamyślona. Była daleko stąd. Daleko od zamku i samotności. Tej pustki w sercu, gdy nagle usłyszała jakiś hałas świadczący o tym, że ktoś się przed nią zmaterializował.
Na jej policzkach pojawiły się wypieki i szybko spuściła wzrok zawstydzona, ale po chwili, gdy już się opanowała spojrzała na chłopaka.
- W-witaj – powiedziała cicho unikając patrzenia mu w oczy. Uśmiechnęła się ukazując urocze dołeczki w policzkach.
- Jestem Alice Star – odpowiedziała.- Imię moje, a nazwisko po ojcu – uśmiechnęła się szerzej.
- Tak, możesz – wskazała miejsce obok siebie. Zaczęła lekko machać nogami uderzając o ściankę fontanny.
//wybacz, że krótko, ale jeszcze staram się wczuć w postać\\
Siedziała i nie zwracała na nic uwagi. Wzrok miała wbity w ziemię, ale nic nie widziała. Była zamyślona. Była daleko stąd. Daleko od zamku i samotności. Tej pustki w sercu, gdy nagle usłyszała jakiś hałas świadczący o tym, że ktoś się przed nią zmaterializował.
Na jej policzkach pojawiły się wypieki i szybko spuściła wzrok zawstydzona, ale po chwili, gdy już się opanowała spojrzała na chłopaka.
- W-witaj – powiedziała cicho unikając patrzenia mu w oczy. Uśmiechnęła się ukazując urocze dołeczki w policzkach.
- Jestem Alice Star – odpowiedziała.- Imię moje, a nazwisko po ojcu – uśmiechnęła się szerzej.
- Tak, możesz – wskazała miejsce obok siebie. Zaczęła lekko machać nogami uderzając o ściankę fontanny.
//wybacz, że krótko, ale jeszcze staram się wczuć w postać\\
- Vladimir Smirnoff
Re: Posąg
Sob Lis 01, 2014 12:49 am
O! Ho! Nie wiedział dokładnie, czy takie dziewczęta lubił najbardziej. Nieśmiałe. Niepewne. Zamknięte w sobie. Stroniące od czegokolwiek, co było... przyjemne. Dobra, ta ostatnia kwestia wykluczała dziewczynę z akcji, ale przecież jej nie znał. Nie wiedział jeszcze, a przecież wujek Dima często mówił, że te nieśmiałe to najciekawsze w łóżku. A te z malutkimi cycuszkami z kolei starały się nadrobić innymi atutami. Nie mógł się jednak długo nad tym zastanawiać, gdy tak naprawdę obok niego siedziała dziewczyna równie niewinna, jak nieotworzona butelka wódki. No to trzeba ją otworzyć! I on spąsowiał na samą myśl.
Starał się patrzeć w twarz Alice. Nie był w żadnym razie nieśmiały. No i miał dość wychodzenia na randkę z dziewczyną o imieniu Irina, jak przedstawił ją rodzicom, chociaż tak naprawdę miała ona na imię Wódka i nieźle dawała popalić. Nie żeby był alkoholikiem, ale z chłopakami ze starego zespołu wciąż można było fajnie pogadać, udając, całkiem przekonująco, że nie jest się kimś niezwykłym - czarodziejem.
Rzeczywiście miał chyba trochę racji. Z bliska Krukoneczka wydawała się niezwykle urocza, tajemnicza. Jąkała się - nieśmiała. Ale to nic. On umiał dużo mówić.
- Gwiazda, gwiazdeczka - rozpromienił się słysząc jej nazwisko. - Jak słitaśnie!
Szukał oczami jej oczu. No spójrz na mnie, jestem piękny! Spójrz na mnie, a nie pożałujesz! Spójrz w oczy me, a zostaniemy razem we dwoje! Słodził sobie i rymował w myślach, mając nadzieję na ruch dziewczyny. Coś śmiałego. Coś co go zaskoczy. Bang-bang, malutka!
- Wiesz, że jest zimno?
Tak, starał się zacząć od rozmowy o pogodzie, jednocześnie zadając głupie, retoryczne pytanie. Całkiem celowo zresztą, musiał przełamać lody w niekonwencjonalny sposób. Otóż chciał sprawić, by Gwiazdka pomyślała, że on również jest nieco aspołeczny i nie wie jak rozmawiać, że denerwuje się przy niej, oto słowa klucz. Niech laska myśli, że robisz coś dla niej i jesteś dla niej, oddychasz dla niej, i jest twoja.
- Oooczywiście że wiesz, w końcu dużo czytasz... I jesteś z Ravenclawu. Musisz być inteligentna. Ja nie bardzo. Jesteś z V roku, prawda? Młodo wyglądasz, to dobrze wróży, moja mama tak miała i teraz niezła z niej szt... piękna kobieta z niej. Gdybyś była na moim roku mogłabyś mi pomóc. A ja w zamian nauczyłbym cię kilku rzeczy. Do nauki jestem tępy, ale te dłonie czynią cuda!
Oczywiście uniósł dłonie na wysokość oczu i zamachał palcami, każdym z osobna. Nie miału tu być podtekstów. Był to czysty przekaz, w końcu potrafił grać na gitarze. Ale zależy, jak ona na to zareaguje. Może jest takim malutkim zboczuszkiem?
Starał się patrzeć w twarz Alice. Nie był w żadnym razie nieśmiały. No i miał dość wychodzenia na randkę z dziewczyną o imieniu Irina, jak przedstawił ją rodzicom, chociaż tak naprawdę miała ona na imię Wódka i nieźle dawała popalić. Nie żeby był alkoholikiem, ale z chłopakami ze starego zespołu wciąż można było fajnie pogadać, udając, całkiem przekonująco, że nie jest się kimś niezwykłym - czarodziejem.
Rzeczywiście miał chyba trochę racji. Z bliska Krukoneczka wydawała się niezwykle urocza, tajemnicza. Jąkała się - nieśmiała. Ale to nic. On umiał dużo mówić.
- Gwiazda, gwiazdeczka - rozpromienił się słysząc jej nazwisko. - Jak słitaśnie!
Szukał oczami jej oczu. No spójrz na mnie, jestem piękny! Spójrz na mnie, a nie pożałujesz! Spójrz w oczy me, a zostaniemy razem we dwoje! Słodził sobie i rymował w myślach, mając nadzieję na ruch dziewczyny. Coś śmiałego. Coś co go zaskoczy. Bang-bang, malutka!
- Wiesz, że jest zimno?
Tak, starał się zacząć od rozmowy o pogodzie, jednocześnie zadając głupie, retoryczne pytanie. Całkiem celowo zresztą, musiał przełamać lody w niekonwencjonalny sposób. Otóż chciał sprawić, by Gwiazdka pomyślała, że on również jest nieco aspołeczny i nie wie jak rozmawiać, że denerwuje się przy niej, oto słowa klucz. Niech laska myśli, że robisz coś dla niej i jesteś dla niej, oddychasz dla niej, i jest twoja.
- Oooczywiście że wiesz, w końcu dużo czytasz... I jesteś z Ravenclawu. Musisz być inteligentna. Ja nie bardzo. Jesteś z V roku, prawda? Młodo wyglądasz, to dobrze wróży, moja mama tak miała i teraz niezła z niej szt... piękna kobieta z niej. Gdybyś była na moim roku mogłabyś mi pomóc. A ja w zamian nauczyłbym cię kilku rzeczy. Do nauki jestem tępy, ale te dłonie czynią cuda!
Oczywiście uniósł dłonie na wysokość oczu i zamachał palcami, każdym z osobna. Nie miału tu być podtekstów. Był to czysty przekaz, w końcu potrafił grać na gitarze. Ale zależy, jak ona na to zareaguje. Może jest takim malutkim zboczuszkiem?
- Alice Star
Re: Posąg
Sob Lis 01, 2014 2:43 pm
Dłonie zacisnęła mocniej na książce oprawionej w skórę, nie była ani duża, ani mała – taka w sam raz, aby mogła ją nosić w swoich wątłych dłoniach. Alice jest osobą strasznie drobną i robiącą wrażenie słabej istotki. Mimo to jest dobra w pojedynkach. Czasami też marzyła o tym, aby dostać się do drużyny Quidittcha, ale niestety, gdy już się zdecydowała rezygnowała z powodu strachu.
Spojrzała na chłopaka, ale spuściła szybko wzrok zrezygnowana. Krępowało ją to, że chłopak na nią patrzy, ale dużo osób się jej zawsze przygląda. Nigdy nie wie dlaczego. Zazwyczaj przyciąga uwagę swoim uśmiechem. Jest on nieśmiały, ale wesoły i czasami ludzie się zastanawiają: jak osoba, która jest wiecznie sama, może być szczęśliwa?
Zaczęła ukradkiem się przyglądać chłopakowi. Zauważyła, że był przystojny, ale ona nigdy nie oglądała się za chłopakami. Nie miała czasu na nich, albo po prostu tak to sobie tłumaczyła, a w rzeczywistości nigdy nie miała odwagi do nikogo zagadać. Rozmawiała z innymi tylko wtedy, gdy chcieli się skonsultować i poznać jej opinie na temat jakiejś pracy domowej. Tak, skonsultować, bo przecież Krukon potrafi, a musi poznać też innych zdanie na jakiś temat, aby wyrobić swoje.
Nie znała tego osobnika, więc nie znała też jego intencji. Ona wolała wiedzieć wszystko, aby czuć grunt pod nogami. Dlatego to też była dla niej kolejna dawka niepewności.
- Wszyscy z mojego roku mówią do mnie Gwiazdeczka – powiedziała bardzo cicho nadal mając wypieki na policzkach. Nie wiedziała dlaczego mu to powiedziała, po prostu czuła, że musi się odezwać.
W końcu zdecydowała się otwarcie spojrzeć na chłopaka, bo takie ukradkowe spojrzenie nic jej nie da. Jej brązowe oczy spojrzały na niego nieśmiało, a usta nadal były wykrzywione w ładnym i lekko wesołym uśmiechu.
Zaśmiała się cicho i krótko, rozbawiło ją to trochę, że chłopak poinformował ją o chłodzie panującym w miejscu, w którym była razem z nim.
Wysłuchała go dalej i analizowała jego słowa. Przez chwilę milczała i zdecydowała się odezwać. Uniosła znowu spojrzenie na chłopaka, które uprzednio spuściła na okładkę książki.
- Jestem na VI roku i jeśli będziesz chciał zawsze mogę ci w czymś pomóc. Dużo czytam… – zawiesiła głos. Znowu mówi o lekcjach. Nic innego nie potrafi. Trochę ją to zasmuciło, więc spuściła wzrok z powrotem na śnieg. Zastanawiała się o co mu chodziło z tymi palcami.
Magiczne palce – ten epitet można zrozumieć na wiele sposobów, jej się skojarzyło z posługiwaniem różdżką, przecież do tego też trzema odpowiednio ruszać dłonią i w ogóle, ale to nie pasowało.
- Co takiego robisz, że twierdzisz iż są magiczne?- zapytała.
Było jej ciepło. Okropnie ciepło, a w dodatku z nerwów w uszach jej szumiało.
Jako, że naprawdę nie chce mi się czekać, aż wrócisz robię [zawieszenie wątku], ale jak tylko wrócisz to do mnie napisz będzie my to kontynuować. Wątek zawieszony po konsultacji z Caroline R.
Spojrzała na chłopaka, ale spuściła szybko wzrok zrezygnowana. Krępowało ją to, że chłopak na nią patrzy, ale dużo osób się jej zawsze przygląda. Nigdy nie wie dlaczego. Zazwyczaj przyciąga uwagę swoim uśmiechem. Jest on nieśmiały, ale wesoły i czasami ludzie się zastanawiają: jak osoba, która jest wiecznie sama, może być szczęśliwa?
Zaczęła ukradkiem się przyglądać chłopakowi. Zauważyła, że był przystojny, ale ona nigdy nie oglądała się za chłopakami. Nie miała czasu na nich, albo po prostu tak to sobie tłumaczyła, a w rzeczywistości nigdy nie miała odwagi do nikogo zagadać. Rozmawiała z innymi tylko wtedy, gdy chcieli się skonsultować i poznać jej opinie na temat jakiejś pracy domowej. Tak, skonsultować, bo przecież Krukon potrafi, a musi poznać też innych zdanie na jakiś temat, aby wyrobić swoje.
Nie znała tego osobnika, więc nie znała też jego intencji. Ona wolała wiedzieć wszystko, aby czuć grunt pod nogami. Dlatego to też była dla niej kolejna dawka niepewności.
- Wszyscy z mojego roku mówią do mnie Gwiazdeczka – powiedziała bardzo cicho nadal mając wypieki na policzkach. Nie wiedziała dlaczego mu to powiedziała, po prostu czuła, że musi się odezwać.
W końcu zdecydowała się otwarcie spojrzeć na chłopaka, bo takie ukradkowe spojrzenie nic jej nie da. Jej brązowe oczy spojrzały na niego nieśmiało, a usta nadal były wykrzywione w ładnym i lekko wesołym uśmiechu.
Zaśmiała się cicho i krótko, rozbawiło ją to trochę, że chłopak poinformował ją o chłodzie panującym w miejscu, w którym była razem z nim.
Wysłuchała go dalej i analizowała jego słowa. Przez chwilę milczała i zdecydowała się odezwać. Uniosła znowu spojrzenie na chłopaka, które uprzednio spuściła na okładkę książki.
- Jestem na VI roku i jeśli będziesz chciał zawsze mogę ci w czymś pomóc. Dużo czytam… – zawiesiła głos. Znowu mówi o lekcjach. Nic innego nie potrafi. Trochę ją to zasmuciło, więc spuściła wzrok z powrotem na śnieg. Zastanawiała się o co mu chodziło z tymi palcami.
Magiczne palce – ten epitet można zrozumieć na wiele sposobów, jej się skojarzyło z posługiwaniem różdżką, przecież do tego też trzema odpowiednio ruszać dłonią i w ogóle, ale to nie pasowało.
- Co takiego robisz, że twierdzisz iż są magiczne?- zapytała.
Było jej ciepło. Okropnie ciepło, a w dodatku z nerwów w uszach jej szumiało.
Jako, że naprawdę nie chce mi się czekać, aż wrócisz robię [zawieszenie wątku], ale jak tylko wrócisz to do mnie napisz będzie my to kontynuować. Wątek zawieszony po konsultacji z Caroline R.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach