- Ismael Blake
Re: Dziedziniec
Sro Sie 10, 2016 11:01 pm
Najgorsze chyba w tym wszystkim było to, że Ismael sama była w podobny sposób zbita w tropu. Nie wiedziała co się dzieje, a słowa, wypowiadane w niepewnością i ostrożnością, tylko jeszcze bardziej ją rozdrażniały, bo nie wnosiły do tematu niczego nowego. Czuła się zagubiona, jakby była małym dzieckiem i ktoś wyprowadził ją na kraniec miasta, a potem kazał wracać tą samą drogą, tyle że zamgloną i po zmroku. Nakręcała się więc coraz bardziej widząc, że stojący przed nią chłopak sam nie jest w stanie odpowiedzieć na jej pretensje i uspokoić jej w jakikolwiek sposób. Miała mu to oczywiście za złe i uważała, że ma do tego pełne prawo.
W pewnym momencie jej usta zacisnęły się, tworząc wąską kreskę, a brwi ponownie zmarszczyły się groźnie. Prawa ręka, w której wciąż mocno miętosiła podarowany jej chwilę temu bukiet, uniosła się ponownie, szykując do pierwszego z ostatecznych ataków, jakie miała w planach własnie przeprowadzić. Może woń tych chwastów, podetknięta mu pod nos, przemówi mu do rozsądku. Bukiet znajdował się już niemal przy jego policzku, gdy nagle cofnęła gwałtownie dłoń, przyciskając wiecheć do piersi i otwierając nieco szerzej oczy.
Potańcówka? Czy ona właśnie usłyszała potańcówka? Czy na potańcówkach przypadkiem się nie tańczyło? I czy przypadkiem takie imprezy nie odbywały się raz w roku, gdy to siódme klasy miały się wynosić ze szkoły? Intensywne procesy myślowe właśnie były przeprowadzane w jej głowie. Kropki bardzo powoli połączyły się, a gdy już to zrobiły, jasność spłynęła na jej umysł, niczym fala czystej wody po całym dniu tarzania się w najgłębszym błocie. Poskubała niepewnie jeden z nieco nadwiędniętych i zmarnowanych już listków lewą dłonią i przez dłuższą chwilę wpatrując się w kwiaty, które to dla niej ten amant od siedmiu boleści przygotował. Słuchała, co ma dalej do powiedzenia, a gdy wreszcie skończył, podniosła na niego oczy, nieco jakby nieśmiało i wstydliwie, w kącikach czaiło się jednak zażenowanie całym tym burdelem, który przed chwilą sama zrobiła.
- Dziesięć na dziesięć.- odpowiedziała mu, zerkając gdzieś w bok i biorąc głębszy oddech, chcąc jako tako się uspokoić. Od tego całego złoszczenia się i wymachiwania łapami zrobiło jej się gorąco, o czym świadczyły rumieńce, wyraźnie odcinające się na jej policzkach. Odsunęła dłonie, zakładając je do tyłu i splatając na bukiecie. - Przepraszam. - wymruczała, czubkiem trampka wgniatając w ziemię jakiś fragment kwiatka, który opadł podczas przygotowań do bitwy. - Myślałam, że to jakiś głupi żart... w ogóle nie skojarzyłam... że my mamy bal niedługo. Że ktoś będzie chciał mnie zaprosić... - wygięła usta w żałosnym grymasie. - To zabrzmiało smutno. No... nie spodziewałam się po prostu. Nie daj Merlinie byś mi tutaj zaczął miłość wyznawać... A bukiet jest... - wyciągnęła go na chwilę i spojrzała, po czym bardzo szybko ponownie schowała go za siebie. - był bardzo ładny. I liścik też. - podeszła do samego murku, przechyliła się do przodu i oparła się czubkiem głowy o jego klatkę piersiową, przymykając oczy. - Eh. Popsułam ci wszystko.
Rozzłoszczony, wysoki do tej pory głos, który kąsał nieprzyjemnie uszy, zmienił się i zniżył, wracając do poprzedniego, spokojnego i przyjemnego dla ucha rejestru. Cała też rozluźniła się, pozwalając ciału nieco ochłonąć i opanować skołatane serce. Było jej po prostu głupio - zareagowała gwałtownie, do końca nie potrafiąc zapanować nad samą sobą. Było to dość częste i nie próbowała z tym w jakikolwiek sposób walczyć, jednak w tym momencie nieco tego żałowała. Lubiła go - gość miał w sobie coś co sprawiało, że lgnęło się do niego i wydawał się odpowiednim do... no wszystkiego. Zarówno rozkładania Hogwartu na części pierwsze jak i poważnych rozmów przy kominku, a ona właśnie postanowiła przed chwilą zrobić z siebie debila. Przyjemnie.
W pewnym momencie jej usta zacisnęły się, tworząc wąską kreskę, a brwi ponownie zmarszczyły się groźnie. Prawa ręka, w której wciąż mocno miętosiła podarowany jej chwilę temu bukiet, uniosła się ponownie, szykując do pierwszego z ostatecznych ataków, jakie miała w planach własnie przeprowadzić. Może woń tych chwastów, podetknięta mu pod nos, przemówi mu do rozsądku. Bukiet znajdował się już niemal przy jego policzku, gdy nagle cofnęła gwałtownie dłoń, przyciskając wiecheć do piersi i otwierając nieco szerzej oczy.
Potańcówka? Czy ona właśnie usłyszała potańcówka? Czy na potańcówkach przypadkiem się nie tańczyło? I czy przypadkiem takie imprezy nie odbywały się raz w roku, gdy to siódme klasy miały się wynosić ze szkoły? Intensywne procesy myślowe właśnie były przeprowadzane w jej głowie. Kropki bardzo powoli połączyły się, a gdy już to zrobiły, jasność spłynęła na jej umysł, niczym fala czystej wody po całym dniu tarzania się w najgłębszym błocie. Poskubała niepewnie jeden z nieco nadwiędniętych i zmarnowanych już listków lewą dłonią i przez dłuższą chwilę wpatrując się w kwiaty, które to dla niej ten amant od siedmiu boleści przygotował. Słuchała, co ma dalej do powiedzenia, a gdy wreszcie skończył, podniosła na niego oczy, nieco jakby nieśmiało i wstydliwie, w kącikach czaiło się jednak zażenowanie całym tym burdelem, który przed chwilą sama zrobiła.
- Dziesięć na dziesięć.- odpowiedziała mu, zerkając gdzieś w bok i biorąc głębszy oddech, chcąc jako tako się uspokoić. Od tego całego złoszczenia się i wymachiwania łapami zrobiło jej się gorąco, o czym świadczyły rumieńce, wyraźnie odcinające się na jej policzkach. Odsunęła dłonie, zakładając je do tyłu i splatając na bukiecie. - Przepraszam. - wymruczała, czubkiem trampka wgniatając w ziemię jakiś fragment kwiatka, który opadł podczas przygotowań do bitwy. - Myślałam, że to jakiś głupi żart... w ogóle nie skojarzyłam... że my mamy bal niedługo. Że ktoś będzie chciał mnie zaprosić... - wygięła usta w żałosnym grymasie. - To zabrzmiało smutno. No... nie spodziewałam się po prostu. Nie daj Merlinie byś mi tutaj zaczął miłość wyznawać... A bukiet jest... - wyciągnęła go na chwilę i spojrzała, po czym bardzo szybko ponownie schowała go za siebie. - był bardzo ładny. I liścik też. - podeszła do samego murku, przechyliła się do przodu i oparła się czubkiem głowy o jego klatkę piersiową, przymykając oczy. - Eh. Popsułam ci wszystko.
Rozzłoszczony, wysoki do tej pory głos, który kąsał nieprzyjemnie uszy, zmienił się i zniżył, wracając do poprzedniego, spokojnego i przyjemnego dla ucha rejestru. Cała też rozluźniła się, pozwalając ciału nieco ochłonąć i opanować skołatane serce. Było jej po prostu głupio - zareagowała gwałtownie, do końca nie potrafiąc zapanować nad samą sobą. Było to dość częste i nie próbowała z tym w jakikolwiek sposób walczyć, jednak w tym momencie nieco tego żałowała. Lubiła go - gość miał w sobie coś co sprawiało, że lgnęło się do niego i wydawał się odpowiednim do... no wszystkiego. Zarówno rozkładania Hogwartu na części pierwsze jak i poważnych rozmów przy kominku, a ona właśnie postanowiła przed chwilą zrobić z siebie debila. Przyjemnie.
- Colette Warp
Re: Dziedziniec
Sro Sie 31, 2016 8:09 pm
Warp parsknął nerwowo, kiedy jednoosobowe jury wydało swój werdykt nad jego niewinną, pozbawioną talentów do flirtowania, duszą. Na całe szczęście zakończyło się na równie zażenowanym uśmiechu, a nie celnym ciosem chwastami w krzywą smoczą paszczę. I któż mógłby przypuszczać, że uosobienie spokoju, opanowania i kobiecości będzie potrafiło sadzić groźbami jak Bruce Lee, zasiewając najwięcej agonii w swoim oponencie właśnie czekaniem na Sąd Ostateczny. Pociągając rozwinięcie tego scenariusza, to pewnie ta potyczka ze wszystkimi detalami trafiłaby do Portretowego Szmeru (Szeptu? - sam nie wiedział). „Puchoni znowu odjebują jakiś szajz, żeby zaruchać. . . . zatańczyć. Rudowłosa bokserka wagi piórkowej przez pół godziny siedziała na powalonym Smoku i okładała go po łuskach kwiecistą miłością, przy czym z racji nietrwałości tegoż oręża wzbogacała go cyklicznie o powyrywaną z dziedzińca trawę. Polećcie proceder znajomym.”
Wstyd na dzielnicy jak nic.
- Póki co nie zbieram zębów ani honoru z podłogi, więc nie ma za co przepraszać. Chyba powinienem być bardziej prostolinijny. - sam wyglądał nieco spokojniej i z głębszym westchnieniem wsunął dłonie w kieszenie. Przyglądał się z czułością zakłopotanej Puchonce, która teraz zachowywała się tak, jakby chciała kurczowo, aż do zbielenia knykci utrzymać przy sobie profesjonalizm w obchodzeniu się z zaistniałą sytuacją. - Fakt, pospieszyłem się, ale wiedziony doświadczeniem wiem, że z wybieraniem najlepszego mięska nie należy zwlekać. Zarówno przy zbieraniu drużyny do nogi na WF-ie w mugolskiej szkole, jak i wybieraniu sobie partnerki do jednego z ważniejszych tańców życia. Nie chce, żeby ktoś mi podwędził sprzed nosa najlepszego bramkarza albo strzelca, wiesz... Jako Kapitan drużyny... Khym... - chrząknął reflektując się na tym, że po raz kolejny zabiera się do tego jak pies do jeża. - Dość przedmiotowo to ująłem, ale prawdą jest to, że na pewno nie jestem jedynym, który czai się na ciebie z podobną propozycją, więc wolałem wyskoczyć z własną z dużym wyprzedzeniem, żebyś mogła to przemyśleć i ewentualnie mieć jeszcze czas na poszukanie kogoś innego, jeśli okaże się nie wystarczająco dobry. - wyszczerzył się pomimo snucia ponurych scenariuszy.
Z tylko znanych sobie powodów ucieszył się w duchu, że ta ostra reakcja była powodowana niechęcią Ismael do wtranżalania się z nim w związek. Nie okazał tego jednak zbyt otwarcie, żeby nie nastąpiło kolejne nieporozumienie. W końcu dziewczyna wydawała się w tym momencie jeszcze bardziej wrażliwa na nieprzemyślane słowa. I w końcu nastała jako-taka harmonia, ona była zakłopotana, a on wyluzowany – to pasowało mu o wiele bardziej.
- Głupi żart? A więc nie przyszłaś tu na romantyczną schadzkę z rozochoconym nieznajomym tylko na lekcje tłumaczenia mu co zrobił źle? - przysunął się do niej o pół kroku, znacznie pewniej, modulując ton do uprzejmego, głębokiego pomruku. Na bukiet już nie patrzył, spodziewał się jak biedne rośliny wyglądają po wymachiwaniu nimi jak skrzydłami. - No ja myślę, był w pełni naturalny, wegański i bezglutenowy.
Objął machinalnie lubą, która znalazła nieco spokoju przy jego piersi i zamknął ją w ciasnym, ciepłym uścisku, opierając brodę o czubek jej głowy wprost na miękkich włosach koloru rdzy. Poszukałby, mówiąc o tym na głos, pewnie dużo bardziej czarującego porównania barwy, ale w tej chwili, we własnej głowie, nie wysilał się i zamiast na słowach skupił się na odczuwaniu. Dziewczyna była niziutka, bardzo miękka, pachniała intensywnie szamponem i obejmując ją w pasie aż chciało się ją już wyrwać do tańca. Zwłaszcza, że rozluźniła się odczuwalnie i znowu brzmiała na bardziej zadowoloną niż spłoszoną i zdezorientowaną.
Puchon przymknął oczy.
- Wręcz przeciwnie, zaskoczyłaś mnie, byłoby zbyt nudno, gdybyś zareagowała tak, jak sobie to założyłem. Zbyt łatwo. A ja nie lubię jak jest zbyt łatwo. - chyba pewnie dlatego też wybrał właśnie ją. - Tooo... Jak? Dasz się wyciągnąć na zrobienie sobie na parkiecie siary stulecia? Ponoć we dwoje jest raźniej. Jeśli nie, to oczywiście zrozumiem, ale już uprzedzam, że będę wodził zazdrosnym spojrzeniem za twoim partnerem przez cały wieczór. Przepale mu dziury w marynarce.
Wstyd na dzielnicy jak nic.
- Póki co nie zbieram zębów ani honoru z podłogi, więc nie ma za co przepraszać. Chyba powinienem być bardziej prostolinijny. - sam wyglądał nieco spokojniej i z głębszym westchnieniem wsunął dłonie w kieszenie. Przyglądał się z czułością zakłopotanej Puchonce, która teraz zachowywała się tak, jakby chciała kurczowo, aż do zbielenia knykci utrzymać przy sobie profesjonalizm w obchodzeniu się z zaistniałą sytuacją. - Fakt, pospieszyłem się, ale wiedziony doświadczeniem wiem, że z wybieraniem najlepszego mięska nie należy zwlekać. Zarówno przy zbieraniu drużyny do nogi na WF-ie w mugolskiej szkole, jak i wybieraniu sobie partnerki do jednego z ważniejszych tańców życia. Nie chce, żeby ktoś mi podwędził sprzed nosa najlepszego bramkarza albo strzelca, wiesz... Jako Kapitan drużyny... Khym... - chrząknął reflektując się na tym, że po raz kolejny zabiera się do tego jak pies do jeża. - Dość przedmiotowo to ująłem, ale prawdą jest to, że na pewno nie jestem jedynym, który czai się na ciebie z podobną propozycją, więc wolałem wyskoczyć z własną z dużym wyprzedzeniem, żebyś mogła to przemyśleć i ewentualnie mieć jeszcze czas na poszukanie kogoś innego, jeśli okaże się nie wystarczająco dobry. - wyszczerzył się pomimo snucia ponurych scenariuszy.
Z tylko znanych sobie powodów ucieszył się w duchu, że ta ostra reakcja była powodowana niechęcią Ismael do wtranżalania się z nim w związek. Nie okazał tego jednak zbyt otwarcie, żeby nie nastąpiło kolejne nieporozumienie. W końcu dziewczyna wydawała się w tym momencie jeszcze bardziej wrażliwa na nieprzemyślane słowa. I w końcu nastała jako-taka harmonia, ona była zakłopotana, a on wyluzowany – to pasowało mu o wiele bardziej.
- Głupi żart? A więc nie przyszłaś tu na romantyczną schadzkę z rozochoconym nieznajomym tylko na lekcje tłumaczenia mu co zrobił źle? - przysunął się do niej o pół kroku, znacznie pewniej, modulując ton do uprzejmego, głębokiego pomruku. Na bukiet już nie patrzył, spodziewał się jak biedne rośliny wyglądają po wymachiwaniu nimi jak skrzydłami. - No ja myślę, był w pełni naturalny, wegański i bezglutenowy.
Objął machinalnie lubą, która znalazła nieco spokoju przy jego piersi i zamknął ją w ciasnym, ciepłym uścisku, opierając brodę o czubek jej głowy wprost na miękkich włosach koloru rdzy. Poszukałby, mówiąc o tym na głos, pewnie dużo bardziej czarującego porównania barwy, ale w tej chwili, we własnej głowie, nie wysilał się i zamiast na słowach skupił się na odczuwaniu. Dziewczyna była niziutka, bardzo miękka, pachniała intensywnie szamponem i obejmując ją w pasie aż chciało się ją już wyrwać do tańca. Zwłaszcza, że rozluźniła się odczuwalnie i znowu brzmiała na bardziej zadowoloną niż spłoszoną i zdezorientowaną.
Puchon przymknął oczy.
- Wręcz przeciwnie, zaskoczyłaś mnie, byłoby zbyt nudno, gdybyś zareagowała tak, jak sobie to założyłem. Zbyt łatwo. A ja nie lubię jak jest zbyt łatwo. - chyba pewnie dlatego też wybrał właśnie ją. - Tooo... Jak? Dasz się wyciągnąć na zrobienie sobie na parkiecie siary stulecia? Ponoć we dwoje jest raźniej. Jeśli nie, to oczywiście zrozumiem, ale już uprzedzam, że będę wodził zazdrosnym spojrzeniem za twoim partnerem przez cały wieczór. Przepale mu dziury w marynarce.
- Mistrz Gry
Re: Dziedziniec
Pon Gru 05, 2016 8:14 pm
[z/t dla Ismael i Colette'a z powodu zbyt długiego zwlekania z postami]
- Eileen Gray
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 8:56 pm
Zgodnie z planami, które ustaliły po wspólnej nauce, Eileen i Annie zeszły do Wielkiej Sali na obiad, gdzie się na jakiś czas rozstały, siadając przy stołach swoich Domów. Ponieważ panna Gray nie miała zbyt wielu towarzyszy w czerwonych barwach, żeby nie powiedzieć, że nie miała ich wcale, po prostu siedziała, skrobiąc w swoim nowiusieńkim notatniku. To znaczy tym, w który się zaopatrzyła w te wakacje i w którym rozpoczęła pisanie już po powrocie do szkoły.
Kiedy skończyła, zgarnęła pióro i notatnik do torby (a przy okazji również dwa paszteciki w cieście, tak o, na potem, jakby zmęczyły się nauką), no i ruszyła w umówiona stronę. A dokładniej mówiąc, na dziedziniec. Podstawową wiedzę o zaklęciu zgromadziła już wcześniej, dlatego nie tracąc ani chwili dłużej, od razu przeszła do ćwiczeń. To się nazywała pasja i energia do zaklęć! Wyciągnęła rękaw na padający deszcz, aż nasiąknął wodą, a potem cofnęła się znów pod daszek.
- Calovest! - powiedziała, celując w rękaw różdżką. A później powtórzyła zabieg. W końcu trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć!
Kiedy skończyła, zgarnęła pióro i notatnik do torby (a przy okazji również dwa paszteciki w cieście, tak o, na potem, jakby zmęczyły się nauką), no i ruszyła w umówiona stronę. A dokładniej mówiąc, na dziedziniec. Podstawową wiedzę o zaklęciu zgromadziła już wcześniej, dlatego nie tracąc ani chwili dłużej, od razu przeszła do ćwiczeń. To się nazywała pasja i energia do zaklęć! Wyciągnęła rękaw na padający deszcz, aż nasiąknął wodą, a potem cofnęła się znów pod daszek.
- Calovest! - powiedziała, celując w rękaw różdżką. A później powtórzyła zabieg. W końcu trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć!
- Mistrz Gry
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 8:56 pm
The member 'Eileen Gray' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Annie Arias
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 9:20 pm
Po dobrym jedzonku poszła się spotkać z Eileen, w końcu miały razem poćwiczyć! A jak się okazało Eil zaczęła już ćwiczyć.
-Hej Eil nie spóźniałam się? - spytała się stojąc nieopodal niej.
-Więc teraz ćwiczymy wysuszające ubranie tak? - spytała patrząc na mokry rękaw swojej koleżanki. Teraz tylko dowiedzieć się jak nazywa się dane zaklęcie i do roboty!
-Jak się nazywa to zaklęcie? - dodała. Przy okazji wyciągnęła rękę by rękaw jej ubrania mógł namoknąć mocno wodą. Jezu! Ubranie jej stało się trzy razy cięższe! To było dziwne uczucie. Miała nadzieję, że chociaż zaklęcia się szybko nauczy, bo coś jej się zdawało, że będzie go używać niemal codziennie, albo kilka razy w ciągu dnia.
-Hej Eil nie spóźniałam się? - spytała się stojąc nieopodal niej.
-Więc teraz ćwiczymy wysuszające ubranie tak? - spytała patrząc na mokry rękaw swojej koleżanki. Teraz tylko dowiedzieć się jak nazywa się dane zaklęcie i do roboty!
-Jak się nazywa to zaklęcie? - dodała. Przy okazji wyciągnęła rękę by rękaw jej ubrania mógł namoknąć mocno wodą. Jezu! Ubranie jej stało się trzy razy cięższe! To było dziwne uczucie. Miała nadzieję, że chociaż zaklęcia się szybko nauczy, bo coś jej się zdawało, że będzie go używać niemal codziennie, albo kilka razy w ciągu dnia.
- Eileen Gray
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 9:30 pm
A więc udało się! Uśmiechnęła się z zadowoleniem, kiedy udało się nieco podsuszyć ubranko zaklęciem. To zawsze bardzo miłe, kiedy zaklęcie działa jak powinno. Następne podejście nie było już takie skuteczne, aaale. Co tam. Ważne, że już widać, że zaklęcie może zadziałać.
- Annie! Nie nie, oczywiście, że nie. Mam nadzieję, że się najadłaś? Wiesz, po prostu byłam zbyt niecierpliwa, by czekać, więc już sobie zaczęłam ćwiczyć. A więc tak. Słuchaj. Zaklęcia Calovest...
Otworzyła książkę i zaczęła czytać na głos formułkę i opis. Ruch ręką, pożądane efekty, wszystko co istotne. Kiedy skończyła, podała książkę towarzyszce, tak żeby nie kłaść jej na ziemi. W końcu mogła się niechcący zamoczyć, a tego by nie chciały.
- To jak, próbujemy? - spytała pełna entuzjazmu Gryfonka. - Zobaczymy czy poskutkuje tak, jak w teorii powinno!
- Annie! Nie nie, oczywiście, że nie. Mam nadzieję, że się najadłaś? Wiesz, po prostu byłam zbyt niecierpliwa, by czekać, więc już sobie zaczęłam ćwiczyć. A więc tak. Słuchaj. Zaklęcia Calovest...
Otworzyła książkę i zaczęła czytać na głos formułkę i opis. Ruch ręką, pożądane efekty, wszystko co istotne. Kiedy skończyła, podała książkę towarzyszce, tak żeby nie kłaść jej na ziemi. W końcu mogła się niechcący zamoczyć, a tego by nie chciały.
- To jak, próbujemy? - spytała pełna entuzjazmu Gryfonka. - Zobaczymy czy poskutkuje tak, jak w teorii powinno!
- Mistrz Gry
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 9:30 pm
The member 'Eileen Gray' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Annie Arias
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 9:46 pm
-Aż tak się niecierpliwiłaś? - Rekła zdziwiona. Cóż za determinacja! Choć mogła na nią zaczekać, no bo w końcu znowu koleżanka nauczy się szybciej od niej! Na pewno tak będzie! No, ale to nic. Jej na pewno też się uda.
-Calovest... Powiadasz - mruknęła pod nosem zaklęcie. Dodatkowe wskazówki Eileen były bardzo pomocne.
-Mogę sama przeczytać? Tak dla pewności żebym wszystko zrobiła jak należy - Wzięła od niej podręcznik i zaczeła czytać z uśmiechem.
-Jasne, zaczynamy! - rzekła. Kiedy tylko skończyła czytać, wzięła do ręki różdżkę wycelowała w swój mokry rękaw.
-Calovest - Udało się! Lekko podeschło. Calovest rzekła w myślach, niestety za drugim razem się nie udało, ale to nic. Pierwsze próby nigdy nie bywają najlepsze. Jeszcze może z pięć/dziesięć razy spróbuje i w końcu jej się uda.
-Calovest... Powiadasz - mruknęła pod nosem zaklęcie. Dodatkowe wskazówki Eileen były bardzo pomocne.
-Mogę sama przeczytać? Tak dla pewności żebym wszystko zrobiła jak należy - Wzięła od niej podręcznik i zaczeła czytać z uśmiechem.
-Jasne, zaczynamy! - rzekła. Kiedy tylko skończyła czytać, wzięła do ręki różdżkę wycelowała w swój mokry rękaw.
-Calovest - Udało się! Lekko podeschło. Calovest rzekła w myślach, niestety za drugim razem się nie udało, ale to nic. Pierwsze próby nigdy nie bywają najlepsze. Jeszcze może z pięć/dziesięć razy spróbuje i w końcu jej się uda.
- Mistrz Gry
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 9:46 pm
The member 'Annie Arias' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Eileen Gray
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 10:00 pm
- Proszę, nie złość się na mnie! Ja po prostu... No... Nie mogłam wytrzymać już. Uwielbiam chłonąć wiedzę, zwłaszcza jak mam takie dni jak ten. Takie zupełnie spokojne, takie, że się wyspałam... Chociaż no, trochę byłam zaspana przy karmieniu testrali...
Zamyśliła się na moment. Była ciekawa, czy Annie widzi testrale. Ale nie zamierzała pytać. Jeśli tak, prowadziłoby to do trudnej rozmowy. Jeśli nie... Do jeszcze trudniejszej, bo Annie na pewno zrewanżowałaby sie tym samym. A Eileen nie chciała opowiadać o takich rzeczach, kiedy było tak miło. Zwłaszcza takiej ciepłej, dobrej duszyczce jak ta Puchonka.
- Jeśli chcesz, zaczekam aż trochę poćwiczysz, a potem będe rzucać dalej zaklęcia, jesli cię to pocieszy.
Zamyśliła się na moment. Była ciekawa, czy Annie widzi testrale. Ale nie zamierzała pytać. Jeśli tak, prowadziłoby to do trudnej rozmowy. Jeśli nie... Do jeszcze trudniejszej, bo Annie na pewno zrewanżowałaby sie tym samym. A Eileen nie chciała opowiadać o takich rzeczach, kiedy było tak miło. Zwłaszcza takiej ciepłej, dobrej duszyczce jak ta Puchonka.
- Jeśli chcesz, zaczekam aż trochę poćwiczysz, a potem będe rzucać dalej zaklęcia, jesli cię to pocieszy.
- Annie Arias
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 10:13 pm
-Nie no co ty, zła nie jestem! Tak sobie myślę, że to są najmilsze dni na nauce odkąd zaczęłam tu chodzić - mówiła wesoło z szerokim uśmiechem. ie kłamała, jeszcze nigdy nauka nie była taka przyjemna. Obecność Eileen był pomocna, nawet jeżeli jej nie wychodziło. Pocieszanie kogoś na duchu dodawało jej skrzydeł i daje dodatkową motywację by dalej uczyć się zaklęć.
-Tesrale? Aaaa czytałam o nich w książkach! Choć nigdy żadnego nie widziałam - Nie była pewna czy to dobrze czy źle, że ich nie widzi. W sumie widziała obrazki w podręczniku do OnMS i chyba nie żałuje iż ich nie widzi.
-Nie dawaj mi fory! To nie będzie fair - zmarszczyła mocno brwi i nadymała policzki jak chomik! Spojrzała na nią spod byka. Była zła! Nie miała zamiaru przegrać z Eileen na rzucanie zaklęć. Ona je wygra!
-Następne zaklęcie ja wybieram! - rzuciła obrażonym tonem. Nie umiała kłamać co było widać na pierwszy rzut oka. Zaśmiała się wesoło po chwili głośno i wesoło. Chyba nawet usłyszała własne echo! Echo, echo, echo....
-Tesrale? Aaaa czytałam o nich w książkach! Choć nigdy żadnego nie widziałam - Nie była pewna czy to dobrze czy źle, że ich nie widzi. W sumie widziała obrazki w podręczniku do OnMS i chyba nie żałuje iż ich nie widzi.
-Nie dawaj mi fory! To nie będzie fair - zmarszczyła mocno brwi i nadymała policzki jak chomik! Spojrzała na nią spod byka. Była zła! Nie miała zamiaru przegrać z Eileen na rzucanie zaklęć. Ona je wygra!
-Następne zaklęcie ja wybieram! - rzuciła obrażonym tonem. Nie umiała kłamać co było widać na pierwszy rzut oka. Zaśmiała się wesoło po chwili głośno i wesoło. Chyba nawet usłyszała własne echo! Echo, echo, echo....
- Eileen Gray
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 10:23 pm
- Nie widziałaś? Oh - to wszystko wyjaśniało. Nawet nie musiała spytać. Kochana Annie, jakby jej w myślach czytała... Taka szczera, dobra osóbka... - To musiało ci się wesoło je dzisiaj karmić.
Westchnęła, uważając, że powiedziała nieco za dużo i szybko przeszła do innego tematu.
- No pewnie, wybieraj jakie chcesz! Byle jakieś przydatne. Chooociaż... Wiesz, wszystkie zaklęcia są ciekawe. A najfajniejsze takie trudne, że nawet jak już niby je umiesz, to nigdy nie wiadomo, czy na sto procent wyjdą. Takie już są.
Uśmiechnęła się ciepło do Puchonki i rzuciła jej psotne spojrzenie. Rywalizacja? Dobrze! W tym rodzaju zaklęć była naprawdę świetna. Wystawiła znów rękaw na deszcz, a kiedy odpowiednio zmókł, znów rzuciła zaklęcie.
- Calovest!
Westchnęła, uważając, że powiedziała nieco za dużo i szybko przeszła do innego tematu.
- No pewnie, wybieraj jakie chcesz! Byle jakieś przydatne. Chooociaż... Wiesz, wszystkie zaklęcia są ciekawe. A najfajniejsze takie trudne, że nawet jak już niby je umiesz, to nigdy nie wiadomo, czy na sto procent wyjdą. Takie już są.
Uśmiechnęła się ciepło do Puchonki i rzuciła jej psotne spojrzenie. Rywalizacja? Dobrze! W tym rodzaju zaklęć była naprawdę świetna. Wystawiła znów rękaw na deszcz, a kiedy odpowiednio zmókł, znów rzuciła zaklęcie.
- Calovest!
- Mistrz Gry
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 10:23 pm
The member 'Eileen Gray' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Annie Arias
Re: Dziedziniec
Czw Maj 03, 2018 10:34 pm
-Stałam i patrzałam w niebo w poszukiwaniach Tesreli, eh i tak nic nie znalazłam - wzruszyła lekko ramionami. Chyba nic nie straciła, miała nadzieję na fajne zajęcia,a okazały się klapą przynajmniej dla niej.
-Ty je widzisz? - zapytała z ciekawości. Czytała w podręczniku, że żeby widzieć tesrele trzeba widzieć śmierć jakiejś osoby. Nie powinna chyba była o to pytać.
-Znaczy! Nie musisz odpowiadać jak nie chcesz, zrozumiem -dodała prędko. Nie chciała urazić dziewczyny. O ile można było to tak nazwać. Nie chciała by wróciły do nie jakieś smutne wspomnienia, to zniszczyło by ich miłą atmosferę, a ona nie chciała tego popsuć. Już wystarczy, że pierwsze wrażenie z Ventusem kompletnie spieprzyła, nie chciała tego powtórzyć.
-W podręczniku zawsze znajdzie się jakieś ciekawe zaklęcie - dodała weselej. Czas na trening zaklęcia.
-Calovest - Udało jej się i to dwukrotnie! Zaś jej rękaw prawie cały wysechł. Uśmiechnęła się szeroko do Eil miną: widzisz?! Wygram to! To był dopiero początek rywalizacji na zaklęcia.
-Ty je widzisz? - zapytała z ciekawości. Czytała w podręczniku, że żeby widzieć tesrele trzeba widzieć śmierć jakiejś osoby. Nie powinna chyba była o to pytać.
-Znaczy! Nie musisz odpowiadać jak nie chcesz, zrozumiem -dodała prędko. Nie chciała urazić dziewczyny. O ile można było to tak nazwać. Nie chciała by wróciły do nie jakieś smutne wspomnienia, to zniszczyło by ich miłą atmosferę, a ona nie chciała tego popsuć. Już wystarczy, że pierwsze wrażenie z Ventusem kompletnie spieprzyła, nie chciała tego powtórzyć.
-W podręczniku zawsze znajdzie się jakieś ciekawe zaklęcie - dodała weselej. Czas na trening zaklęcia.
-Calovest - Udało jej się i to dwukrotnie! Zaś jej rękaw prawie cały wysechł. Uśmiechnęła się szeroko do Eil miną: widzisz?! Wygram to! To był dopiero początek rywalizacji na zaklęcia.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach