- Kim Miracle
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Nie Lis 09, 2014 11:14 am
Oparła się o posąg i wysłuchała dziewczyny. Skrzyżowała nogi, tak że jedna z nich opierała się na czubku glana. Kim właściwie też nie wiedziała co tu robi. Przypadek ją tu sprowadził, zaśmiała się słysząc burczenie dziewczyny.
- Ten gość to Kyohei – powiedziała.- Co za gentleman, nawet się nie przedstawił – zironizowała puszczając oko i tym samym pokazując, że tylko żartuje.- On tak ma – wkurzyła się na swoje włosy, bo one ciągle jej spadały na oczy. Najpierw czapka zasłania jej widok, a teraz włosy. Związała je w wysokiego kucyka gumką, którą miała na nadgarstku prawej dłoni.
- Właściwie to ja się zgubiłam – wyszczerzyła się w ten swój łobuzerki sposób.- Jeśli chcesz możemy się wybrać do kuchni, może nikt nas nie przyłapie – poprawiła szatę, która jak zwykle spadała jej z lewego ramienia.- Często tam bywam, bo to blisko mojego domu, a Skrzaty się na pewno nami zajmą. Co ty na to?- odbiła się od posągu i stanęła bliżej dziewczyny.- Chyba, że nie chcesz ryzykować szlabanem, to jak coś to mogę wszystko przyjąć na siebie, bo późno już.
Kim nie przeszkadzało, to że mogłaby dostać szlaban, bo często włóczyła się po godzinach szukając odpowiedniego zejścia na dół do lochów. Niestety miała takie szczęście, że ten zamek nie chciał z nią współpracować.
- Ten gość to Kyohei – powiedziała.- Co za gentleman, nawet się nie przedstawił – zironizowała puszczając oko i tym samym pokazując, że tylko żartuje.- On tak ma – wkurzyła się na swoje włosy, bo one ciągle jej spadały na oczy. Najpierw czapka zasłania jej widok, a teraz włosy. Związała je w wysokiego kucyka gumką, którą miała na nadgarstku prawej dłoni.
- Właściwie to ja się zgubiłam – wyszczerzyła się w ten swój łobuzerki sposób.- Jeśli chcesz możemy się wybrać do kuchni, może nikt nas nie przyłapie – poprawiła szatę, która jak zwykle spadała jej z lewego ramienia.- Często tam bywam, bo to blisko mojego domu, a Skrzaty się na pewno nami zajmą. Co ty na to?- odbiła się od posągu i stanęła bliżej dziewczyny.- Chyba, że nie chcesz ryzykować szlabanem, to jak coś to mogę wszystko przyjąć na siebie, bo późno już.
Kim nie przeszkadzało, to że mogłaby dostać szlaban, bo często włóczyła się po godzinach szukając odpowiedniego zejścia na dół do lochów. Niestety miała takie szczęście, że ten zamek nie chciał z nią współpracować.
- Liv Mendez
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Nie Lis 09, 2014 7:58 pm
Nie poruszała już tematu chłopaka, bo i po co. Tylko by się kolejny raz zdenerwowała. To już za nią.
Propozycja dziewczyny była kusząca. Ona bardzo rzadko odwiedzała kuchnię zamkową. Zawsze pilnowała czasu określonych posiłków. Jednak głód dawał o sobie znaki. Czemu by nie skorzystać? Po co się męczyć i czekać do rana na śniadanie. A poza tym, miała ochotę trochę zaszaleć. Zrobić coś przeciw prawu. Szlaban? Może dostać i szlaban. Raz się żyję.
- Z chęcią się tam wybiorę! - Zawołała, trochę za głośno niż by chciała, dlatego od razu zakryła usta. Przez chwilę nasłuchiwała czy nikt nie zbliża się w ich kierunku. Jednak nie było słychać żadnych odgłosów zbliżających się kroków.
- Jeżeli nie chcemy by ktoś nas przyłapał, powinnam być ciszej - powiedziała i wyszczerzyła się do dziewczyny. Czuła, że to będzie fajna noc. Przygryzła dolną wargę chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Dobra, idziemy do kuchni, zjemy coś i pomyślimy co dalej. Pasuje? - Przetarła ręce z radości. Tak, już ślinka ciekła jej do ust na samą myśl o jedzeniu, o pysznych pasztecikach, tostach, naleśnikach.
- Prowadź - wyciągnęła rękę w kierunku pustego korytarza, czekając na Kim.
Propozycja dziewczyny była kusząca. Ona bardzo rzadko odwiedzała kuchnię zamkową. Zawsze pilnowała czasu określonych posiłków. Jednak głód dawał o sobie znaki. Czemu by nie skorzystać? Po co się męczyć i czekać do rana na śniadanie. A poza tym, miała ochotę trochę zaszaleć. Zrobić coś przeciw prawu. Szlaban? Może dostać i szlaban. Raz się żyję.
- Z chęcią się tam wybiorę! - Zawołała, trochę za głośno niż by chciała, dlatego od razu zakryła usta. Przez chwilę nasłuchiwała czy nikt nie zbliża się w ich kierunku. Jednak nie było słychać żadnych odgłosów zbliżających się kroków.
- Jeżeli nie chcemy by ktoś nas przyłapał, powinnam być ciszej - powiedziała i wyszczerzyła się do dziewczyny. Czuła, że to będzie fajna noc. Przygryzła dolną wargę chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Dobra, idziemy do kuchni, zjemy coś i pomyślimy co dalej. Pasuje? - Przetarła ręce z radości. Tak, już ślinka ciekła jej do ust na samą myśl o jedzeniu, o pysznych pasztecikach, tostach, naleśnikach.
- Prowadź - wyciągnęła rękę w kierunku pustego korytarza, czekając na Kim.
- Kim Miracle
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Nie Lis 09, 2014 8:48 pm
Kim też już nic nie mówiła o Kyo, bo za bardzo nie lubiła plotkować. Przecież nikt nie chciałby, aby o nim mówiono. Byłoby to nie fair.
Zaśmiała się cicho z entuzjazmu dziewczyny. Tego jej brakowało. Osoby, która będzie chciała łamać zasady. Zawsze robiła to z czwórką swoich mugolskich przyjaciół, a tu w Hogwarcie znalazła Liv. Zabawne. Zawsze chciała z kimś błąkać się po godzinach, a teraz ma taką okazję, aż czuła przyjemny dreszczyk podniecenia. Ruszyła przed siebie korytarze zrównując się z Liv.
- Okej – podrapała się w tył głowy szczerząc się jak dziecko.- Problem w tym, że nie wiem jak zejść na dół, dlatego tutaj zawędrowałam. Często się gubię w tym zamku – uśmiechnęła się zawstydzona.
Jej glany jak zwykle ciężko szurały po podłodze, w jednym z nich, a dokładniej w prawym była wetknięta różdżka.
- Aż sama zrobiłam się głodna – szepnęła z zadowolonym uśmiechem.- Myślisz, że ktoś tu w ogóle jest?
Zaśmiała się cicho z entuzjazmu dziewczyny. Tego jej brakowało. Osoby, która będzie chciała łamać zasady. Zawsze robiła to z czwórką swoich mugolskich przyjaciół, a tu w Hogwarcie znalazła Liv. Zabawne. Zawsze chciała z kimś błąkać się po godzinach, a teraz ma taką okazję, aż czuła przyjemny dreszczyk podniecenia. Ruszyła przed siebie korytarze zrównując się z Liv.
- Okej – podrapała się w tył głowy szczerząc się jak dziecko.- Problem w tym, że nie wiem jak zejść na dół, dlatego tutaj zawędrowałam. Często się gubię w tym zamku – uśmiechnęła się zawstydzona.
Jej glany jak zwykle ciężko szurały po podłodze, w jednym z nich, a dokładniej w prawym była wetknięta różdżka.
- Aż sama zrobiłam się głodna – szepnęła z zadowolonym uśmiechem.- Myślisz, że ktoś tu w ogóle jest?
- Liv Mendez
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Pon Lis 10, 2014 6:09 pm
Przez chwile zmierzały wzdłuż korytarza w ciszy, jednak nie trwało to zbyt długo. Kim się odezwała. Liv spojrzała na nią pytająco. Sama rzadko w te strony się zapuszczała, ale wspólnie, na pewno, znajdą drogę prowadzącą do kuchni. Teraz nie było odwrotu. Jej żołądek stale domagał się pożywienia. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się, kiedy powinny zejść na niższe piętro.
- Czyli często błąkasz się tak bez celu po korytarza? I to jeszcze po godzinie policyjnej? - Spojrzała na nią, przymrużyła oczy i ponownie się odezwała. - Nie ładnie, nie ładnie tak łamać regulamin. - Aby dodać powagi sytuacji pogroziła jej jeszcze palcem, po czym wybuchła śmiechem.
Właśnie minęły zakręt, a przed nimi znów ukazał się długi korytarz. Nikłe światło z lamp oświetlało im drogę. Dźwięk ich kroku, roznosił się cichym echem po całym pietrze. Starały się zachowywać jak najciszej, ale średnio im to wychodziło. Liv cieszyła się, że poznała Kim. Potrzebowała takiej znajomości, która nie będzie ją przytłaczała, a pozwoli być po prostu sobą.
- Mam cichą nadzieję, że jednak nikt inny nie zabłąkał się w te tereny zamku. - Uśmiechnęła się do dziewczyny. - Z tego co sobie przypominam na końcu tego korytarzu powinny być schody, które zaprowadzą nas na pierwsze piętro, a stamtąd to już powinnyśmy spokojnie trafić do kuchni. - Przyspieszyła kroku, ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Czyli często błąkasz się tak bez celu po korytarza? I to jeszcze po godzinie policyjnej? - Spojrzała na nią, przymrużyła oczy i ponownie się odezwała. - Nie ładnie, nie ładnie tak łamać regulamin. - Aby dodać powagi sytuacji pogroziła jej jeszcze palcem, po czym wybuchła śmiechem.
Właśnie minęły zakręt, a przed nimi znów ukazał się długi korytarz. Nikłe światło z lamp oświetlało im drogę. Dźwięk ich kroku, roznosił się cichym echem po całym pietrze. Starały się zachowywać jak najciszej, ale średnio im to wychodziło. Liv cieszyła się, że poznała Kim. Potrzebowała takiej znajomości, która nie będzie ją przytłaczała, a pozwoli być po prostu sobą.
- Mam cichą nadzieję, że jednak nikt inny nie zabłąkał się w te tereny zamku. - Uśmiechnęła się do dziewczyny. - Z tego co sobie przypominam na końcu tego korytarzu powinny być schody, które zaprowadzą nas na pierwsze piętro, a stamtąd to już powinnyśmy spokojnie trafić do kuchni. - Przyspieszyła kroku, ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Mistrz Gry
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Sro Lis 12, 2014 8:44 pm
Uczennice krzątające się po korytarzu po godzinie policyjnej? To dobrze skończyć się nie mogło, zwłaszcza że były dość głośne.
Nagle rozległ się dziwny hałas, a potem znikąd pojawił się przed Wami dobrze znany wszystkim kot, który na Wasz widok głośno zamiauczał. I zanim mogłyście w jakikolwiek sposób zareagować, czy też spróbować uciec pojawił się sam woźny, który zaczął głośno sapać z zadowolenia.
- Kogo wywęszyłaś mój mały skarbie? Jakieś cuchnące dzieciaki, które nie są w swoich dormitoriach?! - Zawołał wesoło i chwilę później stanął przed Wami. - Ha! Dwie smarkate uczennice nie śpią, tylko wałęsają się po korytarzu! Już ja Wam dam! Będą kłopoty, oj będą!
Zarechotał paskudnie i złapał Was za Wasze szaty, ciągnąc za sobą. Niby taki niepozorny, ale Argus Filch nadal miał w sobie sporo siły.
- A tylko spróbujcie uciekać to mnie popamiętacie, o tak!
I w taki sposób znaleźli się na piętrze, gdzie znajdował się pokój nauczycielski. Woźny zapukał i pojawiła się nauczycielka bodajże ucząca Astronomii.
- Pani profesor! Przyłapałem te dwie, jak szwendały się po korytarzu na trzecim piętrze!
- W porządku, panie Filch zajmę się nimi. Może pan odejść.
I tak uradowany woźny poszedł ze swoją kotką w prawo, zostawiając Was na łasce profesor Yaxley.
- Obie macie szlaban. W najbliższą sobotę o godzinie 18:00 pójdziecie do gabinetu woźnego i mu pomożecie. A teraz migiem do swoich dormitorium!
[z/t dla wszystkich]
Nagle rozległ się dziwny hałas, a potem znikąd pojawił się przed Wami dobrze znany wszystkim kot, który na Wasz widok głośno zamiauczał. I zanim mogłyście w jakikolwiek sposób zareagować, czy też spróbować uciec pojawił się sam woźny, który zaczął głośno sapać z zadowolenia.
- Kogo wywęszyłaś mój mały skarbie? Jakieś cuchnące dzieciaki, które nie są w swoich dormitoriach?! - Zawołał wesoło i chwilę później stanął przed Wami. - Ha! Dwie smarkate uczennice nie śpią, tylko wałęsają się po korytarzu! Już ja Wam dam! Będą kłopoty, oj będą!
Zarechotał paskudnie i złapał Was za Wasze szaty, ciągnąc za sobą. Niby taki niepozorny, ale Argus Filch nadal miał w sobie sporo siły.
- A tylko spróbujcie uciekać to mnie popamiętacie, o tak!
I w taki sposób znaleźli się na piętrze, gdzie znajdował się pokój nauczycielski. Woźny zapukał i pojawiła się nauczycielka bodajże ucząca Astronomii.
- Pani profesor! Przyłapałem te dwie, jak szwendały się po korytarzu na trzecim piętrze!
- W porządku, panie Filch zajmę się nimi. Może pan odejść.
I tak uradowany woźny poszedł ze swoją kotką w prawo, zostawiając Was na łasce profesor Yaxley.
- Obie macie szlaban. W najbliższą sobotę o godzinie 18:00 pójdziecie do gabinetu woźnego i mu pomożecie. A teraz migiem do swoich dormitorium!
[z/t dla wszystkich]
- Vladimir Smirnoff
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Wto Lut 24, 2015 8:45 pm
Z pewnością nie była pięknością. Czy kochała za życia? A może była lesbijką? Przyglądał się czarownicy z dziecięcą ciekawością, z rozchylonymi ustami, z dłońmi wspartymi na chudych, wręcz wklęsłych biodrach. Na dworze hulał wiatr, pędził tak, jakby gonił samego siebie, coraz szybciej i szybciej, i coraz bardziej zły, że nie może się dogonić, więc coraz bardziej zimny. Wydawać by się mogło, że przenikał do zamku, zaglądał w każdy zakątek, zwiedził po drodze każdą szczelinę i zostawił w niej swój zimny pocałunek.
Również Vladimir odczuł nieprzyjemny chłód na karku, pachach i wreszcie, wraz z dreszczem, w okolicach lędźwi. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro pochodzi z tamtego okropnego, zimnego kraju, skoro w zimie potrafił wyjść na błonia w samym podkoszulku i gaciach od piżamy, to dziś przedstawiał karykaturę samego siebie. Na ramiona narzucił rudą, futrzaną kamizelkę, należącą niegdyś do matuli, a dziś gryzącą się z jaskrawozielonymi spodniami i wielkimi kapciami w kształcie tygrysich łap.
A skąd jego obecność tutaj, dlaczego nie został w ciepłym dormitorium ze słoikiem korzennych ciastek? Ano lubił robić sobie spacery po wódce - piątunio w końcu - i rozmyślać o życiu, śmierci, miłości i braku alkoholu. Co jeszcze lubił? Obserwować ludzi, którzy robili przyczajkę do jednookiej, chowali się w jej garbie. Kilka razy odczuł dziwny ból w stopie, jakby ktoś go nadepnął, raz nawet został pchnięty przez coś, co było w powietrzu. Te dziwne zjawiska to właśnie ta szkoła, której niekiedy nie mógł znieść na trzeźwo.
Przysiadł na wystającym cokole niedaleko czarownicy, lecz pozostając w ukryciu dla tych, którzy nie rozglądali się uważnie, chcąc wpaść w jej wnętrze.
Również Vladimir odczuł nieprzyjemny chłód na karku, pachach i wreszcie, wraz z dreszczem, w okolicach lędźwi. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro pochodzi z tamtego okropnego, zimnego kraju, skoro w zimie potrafił wyjść na błonia w samym podkoszulku i gaciach od piżamy, to dziś przedstawiał karykaturę samego siebie. Na ramiona narzucił rudą, futrzaną kamizelkę, należącą niegdyś do matuli, a dziś gryzącą się z jaskrawozielonymi spodniami i wielkimi kapciami w kształcie tygrysich łap.
A skąd jego obecność tutaj, dlaczego nie został w ciepłym dormitorium ze słoikiem korzennych ciastek? Ano lubił robić sobie spacery po wódce - piątunio w końcu - i rozmyślać o życiu, śmierci, miłości i braku alkoholu. Co jeszcze lubił? Obserwować ludzi, którzy robili przyczajkę do jednookiej, chowali się w jej garbie. Kilka razy odczuł dziwny ból w stopie, jakby ktoś go nadepnął, raz nawet został pchnięty przez coś, co było w powietrzu. Te dziwne zjawiska to właśnie ta szkoła, której niekiedy nie mógł znieść na trzeźwo.
Przysiadł na wystającym cokole niedaleko czarownicy, lecz pozostając w ukryciu dla tych, którzy nie rozglądali się uważnie, chcąc wpaść w jej wnętrze.
- Alice Hughes
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Sob Lut 28, 2015 1:38 am
Alice kuśtykała wolno przez korytarze wyklinając - po raz kolejny już - samą siebie. Po jaką cholerę dała się wciągnąć w tą sadystyczną grę? Ale z drugiej strony... Cz potrafiła by postąpić inaczej? Musiała przyznać, że nie.
Niestety nie... Żałujesz chociaż? Niestety nie... Idiotka...
Zdołała już obmyć się z krwi a nawet nieco ogrzać, nadal jednak była roztrzęsiona. Proszek na szczęście przestał działać, ale otarcia spowodowane upadkiem i paskudna rana na szyi która wciąż się sączyła nadal dawały o sobie znać. Skrzydło Szpitalne minęła nawet nie zerkając w jego stronę. Strach już dawno ją opuścił a ból potęgował jedynie pragnienie zemsty. I choć własne łóżko w którym mogła by zasłonić kotary i po prostu, najzwyczajniej w świecie po ludzku się wypłakać kusiło, stwierdziła, że kąpiel w łazience prefektów będzie jednak lepszym rozwiązaniem. Płacz nic nie zmieniał... A gorącą woda z całą pewnością potrafiła ukoić zszargane ciało.
Już miała wspinać się dalej po schodach kiedy coś przyciągnęło jej uwagę... Zerknęła uważniej w stronę posągu Jednookiej Wiedźmy.
Nie... Kto... Teraz... Zastrzelę...
Zwróciła się w tamtym kierunku nieomal żałując przyłapanego przez siebie ucznia. Miała być obiektywna... Ale teraz?! Szła wzdłuż ściany i schowana lekko za posągiem wychyliła głowę chcąc dostrzec największego pechowca tej nocy.
Vladimir Smirnoff... Vladimir Smirnoff!
Resztką sił powstrzymała się przed tym by nie rzucić się nagle chłopakowi na szyję i go nie ucałować. Zbyt wiele emocji okazała już dzisiejszego dnia. Ale widok wstawionego Vladimira, tak strasznie naturalny w tym pochrzanionym dniu wywołał na jej twarzy uśmiech. Dlatego też nie mogła powstrzymać lekkiego chichotu gdy wychodząc wreszcie zza posągu stanęła nad Puchonem.
- Czy ty jesteś normalny... - Zapytała chcąc wyglądać poważnie choć miała świadomość, że absolutnie jej to nie wychodzi. - Masz w tym zamku tuzin dyskretnych miejsc a siedzisz na środku korytarza! - Złapała się pod boki. Gdyby teraz wprost się roześmiała było by to z pewnością zbyt bolesne. Strój chłopaka nie bardzo jednak pomagał jej w zachowaniu powagi. Jednocześnie czuła jak zmrożone serce powoli odtaja. Życie nadal istniało. Było tak kolorowe! Przysiadła obok Vladimira.
- Wiem, że coś tam chowasz... - Mruknęła wypatrując kieszeni i gdy w końcu zlokalizowała jedną błyskawicznie sięgnęła weń dłonią i wyciągnęła butelkę z resztką przezroczystego płynu. Przypatrywała się butelce badając jej zawartość pod różnymi kątami.
Zarekwiruj. Włóż do torby. Opisz.
Odkręciła metalową zakrętkę i pociągnęła mocny łyk nieomal od razu się krztusząc. Nie pijała alkoholu i teraz już wiedziała dlaczego. Krzywiąc się wzięła jeszcze jednego poterznego łyka i oddała butelkę właścicielowi.
- Spadajmy stąd zanim ktoś nas zobaczy. - Mruknęła.
Niestety nie... Żałujesz chociaż? Niestety nie... Idiotka...
Zdołała już obmyć się z krwi a nawet nieco ogrzać, nadal jednak była roztrzęsiona. Proszek na szczęście przestał działać, ale otarcia spowodowane upadkiem i paskudna rana na szyi która wciąż się sączyła nadal dawały o sobie znać. Skrzydło Szpitalne minęła nawet nie zerkając w jego stronę. Strach już dawno ją opuścił a ból potęgował jedynie pragnienie zemsty. I choć własne łóżko w którym mogła by zasłonić kotary i po prostu, najzwyczajniej w świecie po ludzku się wypłakać kusiło, stwierdziła, że kąpiel w łazience prefektów będzie jednak lepszym rozwiązaniem. Płacz nic nie zmieniał... A gorącą woda z całą pewnością potrafiła ukoić zszargane ciało.
Już miała wspinać się dalej po schodach kiedy coś przyciągnęło jej uwagę... Zerknęła uważniej w stronę posągu Jednookiej Wiedźmy.
Nie... Kto... Teraz... Zastrzelę...
Zwróciła się w tamtym kierunku nieomal żałując przyłapanego przez siebie ucznia. Miała być obiektywna... Ale teraz?! Szła wzdłuż ściany i schowana lekko za posągiem wychyliła głowę chcąc dostrzec największego pechowca tej nocy.
Vladimir Smirnoff... Vladimir Smirnoff!
Resztką sił powstrzymała się przed tym by nie rzucić się nagle chłopakowi na szyję i go nie ucałować. Zbyt wiele emocji okazała już dzisiejszego dnia. Ale widok wstawionego Vladimira, tak strasznie naturalny w tym pochrzanionym dniu wywołał na jej twarzy uśmiech. Dlatego też nie mogła powstrzymać lekkiego chichotu gdy wychodząc wreszcie zza posągu stanęła nad Puchonem.
- Czy ty jesteś normalny... - Zapytała chcąc wyglądać poważnie choć miała świadomość, że absolutnie jej to nie wychodzi. - Masz w tym zamku tuzin dyskretnych miejsc a siedzisz na środku korytarza! - Złapała się pod boki. Gdyby teraz wprost się roześmiała było by to z pewnością zbyt bolesne. Strój chłopaka nie bardzo jednak pomagał jej w zachowaniu powagi. Jednocześnie czuła jak zmrożone serce powoli odtaja. Życie nadal istniało. Było tak kolorowe! Przysiadła obok Vladimira.
- Wiem, że coś tam chowasz... - Mruknęła wypatrując kieszeni i gdy w końcu zlokalizowała jedną błyskawicznie sięgnęła weń dłonią i wyciągnęła butelkę z resztką przezroczystego płynu. Przypatrywała się butelce badając jej zawartość pod różnymi kątami.
Zarekwiruj. Włóż do torby. Opisz.
Odkręciła metalową zakrętkę i pociągnęła mocny łyk nieomal od razu się krztusząc. Nie pijała alkoholu i teraz już wiedziała dlaczego. Krzywiąc się wzięła jeszcze jednego poterznego łyka i oddała butelkę właścicielowi.
- Spadajmy stąd zanim ktoś nas zobaczy. - Mruknęła.
- Vladimir Smirnoff
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Sob Lut 28, 2015 7:33 pm
Ciekawe jak ludzie postrzegają niebo? Czy ma taką samą nieskazitelną barwę, jak w oczach Vladimira? Oczy tamtej dziewczyny były niebieskie, ale nazywa się je fioletowymi. Dlaczego? Czy niebo również może być fioletowe? O, a wiesz co jeszcze jest fioletowe? Tak, denaturat, fioletowe martini, śliwowica dla ubogich. Nie odważył się nigdy po niego sięgnąć, w końcu przepuszczanie płynu przez chleb było marnotrawstwem zagrychy! Ale po co komu zagrycha, jak coś jest dobrze zmrożone.
Rozmyślania pijanych ludzi bywają niezwykle złożone, jednocześnie chaotyczne i układające się w ciąg całości. I myślałby tak, marzyłby wciąż, a na koniec pewnie mógłby mieć ponad setę więcej w butelce, gdyby nie...
- Alice! - Zakrzyknął radośnie, nie na tyle głośno, by głos rozniósł się echem po pustych korytarzach, ale wystarczająco, by odetkać swoje własne uszy.
Na widok kochaniutkiej koleżaneczki, której niemal nie znał, poderwał się ze swojego tronu zwanego cokołem i rozpostarł ramiona, mając oczywiście szczerą nadzieję, że dziewczę wpadnie w nie tak jak wpadać będą gimnazjalistki w Polsce z kolegami za 30 lat. Chciał tylko przetańczyć pół nocy, przegadać drugie pół, a przespać zajęcia.
Jego zapał niemal natychmiast zanikł, gdy zaczęła mówić. I gdy zdał sobie sprawę, że kuśtykała jak ten pirat z bajki dla dzieci.
- Gęgęgęgę - zagłuszył jej słowa. - Bo dostaniesz w tę śliczną twarzyczkę od pana tygrysa i się skończy!
Również wsparł ręce na bokach, wystawił jedną nogę lekko w przód i stojąc, opierał się na jednym biodrze, niczym paniusia ze Slytherinu. Nawet nie drgnął, gdy sięgnęła do kieszeni, chociaż wiedział, że jego druga połowa zwana zero siódemką nie wybaczy zdrady z kobietą. Trudno, dla tych ciepłych ciał, słów i herbat, mógł zrezygnować nawet z absyntu. Jeszcze chwilę temu chciał papugować pannę Hughes, w chwili obecnej nawet nie próbował powstrzymać ucieczki swojej szczęki, zmierzającej ku dołowi. Że jak, że ona? Ale że niby co, nie wolno Puchonce? No komu, jak nie Puchonce!
- O siostro! - Mówiąc to, zarzucił rękę na jej barki, lecz nim ta opadła, zmienił kierunek i objął dziewczynę w ramionach. - Ja, Vladimir Smirnoff, uroczyście składam obietnicę na twe zacne uszy, iż ja, Vladimir Smirnoff, z dziada pradziada wódkopijak, nauczę cię pić tak, żeby każdy chłop pozazdrościł wytrwałości. Może chciałabyś po francusku?
Pytając, puścił jej oczko i ścisnął mocniej, jakby chcąc przenieść ciężar jej ciała na swoje barki, w końcu utykała. Przejął pałeczkę, to znaczy butelkę i wyciumkał pół połowy pozostałości jednym haustem, bez krzywienia się. Był pijany jak sztucer i nie bardzo wiedział, gdzie miałby iść, ale bardzo chciał tam iść.
Rozmyślania pijanych ludzi bywają niezwykle złożone, jednocześnie chaotyczne i układające się w ciąg całości. I myślałby tak, marzyłby wciąż, a na koniec pewnie mógłby mieć ponad setę więcej w butelce, gdyby nie...
- Alice! - Zakrzyknął radośnie, nie na tyle głośno, by głos rozniósł się echem po pustych korytarzach, ale wystarczająco, by odetkać swoje własne uszy.
Na widok kochaniutkiej koleżaneczki, której niemal nie znał, poderwał się ze swojego tronu zwanego cokołem i rozpostarł ramiona, mając oczywiście szczerą nadzieję, że dziewczę wpadnie w nie tak jak wpadać będą gimnazjalistki w Polsce z kolegami za 30 lat. Chciał tylko przetańczyć pół nocy, przegadać drugie pół, a przespać zajęcia.
Jego zapał niemal natychmiast zanikł, gdy zaczęła mówić. I gdy zdał sobie sprawę, że kuśtykała jak ten pirat z bajki dla dzieci.
- Gęgęgęgę - zagłuszył jej słowa. - Bo dostaniesz w tę śliczną twarzyczkę od pana tygrysa i się skończy!
Również wsparł ręce na bokach, wystawił jedną nogę lekko w przód i stojąc, opierał się na jednym biodrze, niczym paniusia ze Slytherinu. Nawet nie drgnął, gdy sięgnęła do kieszeni, chociaż wiedział, że jego druga połowa zwana zero siódemką nie wybaczy zdrady z kobietą. Trudno, dla tych ciepłych ciał, słów i herbat, mógł zrezygnować nawet z absyntu. Jeszcze chwilę temu chciał papugować pannę Hughes, w chwili obecnej nawet nie próbował powstrzymać ucieczki swojej szczęki, zmierzającej ku dołowi. Że jak, że ona? Ale że niby co, nie wolno Puchonce? No komu, jak nie Puchonce!
- O siostro! - Mówiąc to, zarzucił rękę na jej barki, lecz nim ta opadła, zmienił kierunek i objął dziewczynę w ramionach. - Ja, Vladimir Smirnoff, uroczyście składam obietnicę na twe zacne uszy, iż ja, Vladimir Smirnoff, z dziada pradziada wódkopijak, nauczę cię pić tak, żeby każdy chłop pozazdrościł wytrwałości. Może chciałabyś po francusku?
Pytając, puścił jej oczko i ścisnął mocniej, jakby chcąc przenieść ciężar jej ciała na swoje barki, w końcu utykała. Przejął pałeczkę, to znaczy butelkę i wyciumkał pół połowy pozostałości jednym haustem, bez krzywienia się. Był pijany jak sztucer i nie bardzo wiedział, gdzie miałby iść, ale bardzo chciał tam iść.
- Alice Hughes
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Nie Mar 01, 2015 12:40 am
Nie wytrzymała i parsknęła cicho, wznosząc oczy do nieba. Czy wszyscy w tym zamku uparli się dzisiaj by ją poobijać?
Gęgęgęgę... Głupia gęś... Tak. Dokładnie tak się dzisiaj zachowałaś. Dociera?
Nie.
Ech...
Nie mogła jednak gniewać się na Smirnoffa. Nie kiedy tak malowniczo kołysał się ledwie ustając na nogach. I na pewno nie teraz, kiedy był jak miód na jej serce, przekonując, że wszystkie poprzednie wydarzenia to tylko pijacka mara.
Alkohol. Alkohol był paskudny. I tak przyjemnie rozgrzewał ją od środka...
Zlękła się lekko widząc uniesioną rękę i mając nadzieję, że nie chwyci jej zbyt mocno. Kiedy nazwał ją siostrą i przytulił oparła mu lekko czoło na piersi kompletnie nie rozumiejąc samej siebie. Ledwie go znała a już nie mogła by sobie wyobrazić żadnego lepszego towarzysza. Pijany... Ubrany w kawał futra i neonowe spodnie... W tych koszmarnych kapciach... Wprost cudowny...
Roześmiała się słysząc jego obietnice i boleśnie czując własne żebra.
Alkohol jest zły. Regulamin. Punkty. Szlaban. Pieprzyć to...
Zionęła wódką. Stała na środku korytarza podtrzymywana przez Puchona. Sama pilnowała żeby ten się nie wywrócił... Życie było piękne.
- Nie przepadam za żabami - mrugnęła. - Ale lubię się uczyć.
Zrobiła krok do tyłu podtrzymując go lekko ręką za łokieć i rozejrzała się. Korytarz trzeciego piętra z całą pewnością nie był miejscem w którym powinni teraz być. Może i mało co już ją interesowało, nie potrafiła jednak od razu wyzbyć się wszystkich zasad.
- Pokój Wspólny profesorze? Oczywiście o ile ma pan potrzebne materiały...
Uśmiechnęła się do niego lekko, jednym kącikiem czując, że wreszcie ogarnia ją spokój. Miała nadzieję, że się zgodzi. Mogła by mieć mały problem z doprowadzeniem go tam inaczej niż po dobroci.
- Dasz w ogóle radę iść?
A ty dasz radę...?
Z pewnością dawno nie czuła się tak odrealniona jak dzisiaj.
Gęgęgęgę... Głupia gęś... Tak. Dokładnie tak się dzisiaj zachowałaś. Dociera?
Nie.
Ech...
Nie mogła jednak gniewać się na Smirnoffa. Nie kiedy tak malowniczo kołysał się ledwie ustając na nogach. I na pewno nie teraz, kiedy był jak miód na jej serce, przekonując, że wszystkie poprzednie wydarzenia to tylko pijacka mara.
Alkohol. Alkohol był paskudny. I tak przyjemnie rozgrzewał ją od środka...
Zlękła się lekko widząc uniesioną rękę i mając nadzieję, że nie chwyci jej zbyt mocno. Kiedy nazwał ją siostrą i przytulił oparła mu lekko czoło na piersi kompletnie nie rozumiejąc samej siebie. Ledwie go znała a już nie mogła by sobie wyobrazić żadnego lepszego towarzysza. Pijany... Ubrany w kawał futra i neonowe spodnie... W tych koszmarnych kapciach... Wprost cudowny...
Roześmiała się słysząc jego obietnice i boleśnie czując własne żebra.
Alkohol jest zły. Regulamin. Punkty. Szlaban. Pieprzyć to...
Zionęła wódką. Stała na środku korytarza podtrzymywana przez Puchona. Sama pilnowała żeby ten się nie wywrócił... Życie było piękne.
- Nie przepadam za żabami - mrugnęła. - Ale lubię się uczyć.
Zrobiła krok do tyłu podtrzymując go lekko ręką za łokieć i rozejrzała się. Korytarz trzeciego piętra z całą pewnością nie był miejscem w którym powinni teraz być. Może i mało co już ją interesowało, nie potrafiła jednak od razu wyzbyć się wszystkich zasad.
- Pokój Wspólny profesorze? Oczywiście o ile ma pan potrzebne materiały...
Uśmiechnęła się do niego lekko, jednym kącikiem czując, że wreszcie ogarnia ją spokój. Miała nadzieję, że się zgodzi. Mogła by mieć mały problem z doprowadzeniem go tam inaczej niż po dobroci.
- Dasz w ogóle radę iść?
A ty dasz radę...?
Z pewnością dawno nie czuła się tak odrealniona jak dzisiaj.
- Vladimir Smirnoff
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Nie Mar 01, 2015 3:41 pm
- Wiesz, że powinnaś zmienić obuwie? Mam kapcie w kształcie raciczek. - Mówił patrząc przed siebie, ale wyraźnie do swojej niespodziewanej towarzyszki. Gestykulował, a przez gestykulację przezroczyste złoto w butelce chlupało przyjaźnie. - To z czasów, gdy zaczynałem swoją przygodę z zaklęciami domowymi, wiesz, szycie i takie tam.
W tym samym czasie "wyprodukował" również niezłą serię patchworkowych piżamek, które pasowałyby na Hagrida. Miał również bluzkę z podobizną żyrafy... a może kelpii? W każdym bądź razie jak o niej pomyślał, już chciał pędzić w stronę dormitorium, by obdarować dziewczynę. Szafa Smirnoffa pękała w szwach od niesamowitej ilości dzianin. Dno szafy uginało się pod ciężarem wielkiej skrzyni, wypełnionej... miłością. Nie, nie tą białą miłością, zbereźnicy! To nie pączki. Felix Felicis dla ubogich. Albo dla tych, którzy byli niezdolni eliksirowo. Albo dla tych praworządnych.
Znów uciekał myślami daleko od Alice, która dzisiejszej nocy skradła już jego ciało, podziw, nie skradła jeszcze serca. Ino myśli nie skradnie, bo sam ich dogonić nie potrafił. Gdy oparła głowę na jego piersi, przeniósł dłoń z ramienia i wplótł ją we włosy Puchonki. Miast jednak ukoić jej zszargane nerwy, zamiast czochrać ją lub gładzić, wzniósł butelkę do góry, przytulił dziewczę mocniej i zaśpiewał:
- Witaj, piękna nieznajoma, witaj, śliczny anioł mój! Dokąd wiedziecie ścieżka twoja? Zdradź najdroższa sekret swój!
Jego głos brzmiał niezwykle nieczysto, jak u starej baby, ale śpiewał z serca. To była ulubiona zwrotna, reszty nie pamiętał, więc nucił tylko "nananana".
Pokój... Aaa! Że tamten? Nie lubił tam chodzić, bo pokój nie spełniał oczywistego wymagania Vladimira - nie robił za magazynek monopolowy, jakimś cudem alkohol sam się stamtąd ulatniał. Jedynie niekiedy znajdował tam fajne ciuszki... Ciuszki!
- Pokój wspólny, kapitanie, obierz masz, ustaw cel, woda w żagle, z pełnym wiatrem! - Mówił całkiem trzeźwo, choć słowa wyraźnie plątały się na języku, o ile był to wciąż język, a nie bezwładna papka mięśniowa.
Schował butelkę w kieszeń.
- Ja nie dam rady? No chyba ty, kobito!
Nie wziął jej na ręce. Wziął ją za to za rękę, a następnie pod rękę i ruszył powoli, chcąc ukryć swój chwiejny chód, ale jednocześnie dać Alice moment do rozruszania swojej kontuzji, czy co ona tam se zrobiła. Hej przygodo!
ztx2, jakbyś mogła to napisz dalej
W tym samym czasie "wyprodukował" również niezłą serię patchworkowych piżamek, które pasowałyby na Hagrida. Miał również bluzkę z podobizną żyrafy... a może kelpii? W każdym bądź razie jak o niej pomyślał, już chciał pędzić w stronę dormitorium, by obdarować dziewczynę. Szafa Smirnoffa pękała w szwach od niesamowitej ilości dzianin. Dno szafy uginało się pod ciężarem wielkiej skrzyni, wypełnionej... miłością. Nie, nie tą białą miłością, zbereźnicy! To nie pączki. Felix Felicis dla ubogich. Albo dla tych, którzy byli niezdolni eliksirowo. Albo dla tych praworządnych.
Znów uciekał myślami daleko od Alice, która dzisiejszej nocy skradła już jego ciało, podziw, nie skradła jeszcze serca. Ino myśli nie skradnie, bo sam ich dogonić nie potrafił. Gdy oparła głowę na jego piersi, przeniósł dłoń z ramienia i wplótł ją we włosy Puchonki. Miast jednak ukoić jej zszargane nerwy, zamiast czochrać ją lub gładzić, wzniósł butelkę do góry, przytulił dziewczę mocniej i zaśpiewał:
- Witaj, piękna nieznajoma, witaj, śliczny anioł mój! Dokąd wiedziecie ścieżka twoja? Zdradź najdroższa sekret swój!
Jego głos brzmiał niezwykle nieczysto, jak u starej baby, ale śpiewał z serca. To była ulubiona zwrotna, reszty nie pamiętał, więc nucił tylko "nananana".
Pokój... Aaa! Że tamten? Nie lubił tam chodzić, bo pokój nie spełniał oczywistego wymagania Vladimira - nie robił za magazynek monopolowy, jakimś cudem alkohol sam się stamtąd ulatniał. Jedynie niekiedy znajdował tam fajne ciuszki... Ciuszki!
- Pokój wspólny, kapitanie, obierz masz, ustaw cel, woda w żagle, z pełnym wiatrem! - Mówił całkiem trzeźwo, choć słowa wyraźnie plątały się na języku, o ile był to wciąż język, a nie bezwładna papka mięśniowa.
Schował butelkę w kieszeń.
- Ja nie dam rady? No chyba ty, kobito!
Nie wziął jej na ręce. Wziął ją za to za rękę, a następnie pod rękę i ruszył powoli, chcąc ukryć swój chwiejny chód, ale jednocześnie dać Alice moment do rozruszania swojej kontuzji, czy co ona tam se zrobiła. Hej przygodo!
ztx2, jakbyś mogła to napisz dalej
- Caroline Rockers
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Wto Maj 26, 2015 5:19 pm
/Odkrywanie tajnego przejścia - nagroda z Pokoju Nagród
Przemierzała szkolne korytarze, nie zwracając uwagi na ludzi, których mijała. Musiała czasem się przepychać przez jakieś grupki, by móc iść dalej i zapewne, gdyby nie to, że była zajęta szukaniem tego miejsca o którym mówił pergamin, to pewnie by warknęła coś w ich stronę. Zaklęć bowiem nie miała na razie zamiaru używać, zważywszy na ostatnie niezbyt sprzyjające okoliczności. Gdy już znalazła się na III piętrze, minęła łazienkę Jęczącej Marty, której od jakiegoś czasu nie było widać, zatrzymała się na chwilę i zajrzała ponownie do swojego pergaminu. Mrucząc do siebie słowa wskazówki, podeszła do posągu jednookiej czarownicy i wyciągnęła różdżkę, rozglądając się na boki i sprawdzając, czy nikogo tutaj przypadkiem nie ma, a po chwili skierowała ją na najbardziej wyciągnięty fragment pomnika - na garb i rzuciła Dissendium, tak jak było napisane na pergaminie, który trzymała w drugiej ręce.
No zobaczymy, co staje się teraz.
Przemierzała szkolne korytarze, nie zwracając uwagi na ludzi, których mijała. Musiała czasem się przepychać przez jakieś grupki, by móc iść dalej i zapewne, gdyby nie to, że była zajęta szukaniem tego miejsca o którym mówił pergamin, to pewnie by warknęła coś w ich stronę. Zaklęć bowiem nie miała na razie zamiaru używać, zważywszy na ostatnie niezbyt sprzyjające okoliczności. Gdy już znalazła się na III piętrze, minęła łazienkę Jęczącej Marty, której od jakiegoś czasu nie było widać, zatrzymała się na chwilę i zajrzała ponownie do swojego pergaminu. Mrucząc do siebie słowa wskazówki, podeszła do posągu jednookiej czarownicy i wyciągnęła różdżkę, rozglądając się na boki i sprawdzając, czy nikogo tutaj przypadkiem nie ma, a po chwili skierowała ją na najbardziej wyciągnięty fragment pomnika - na garb i rzuciła Dissendium, tak jak było napisane na pergaminie, który trzymała w drugiej ręce.
No zobaczymy, co staje się teraz.
- Mistrz Gry
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Wto Maj 26, 2015 5:57 pm
Poczekałaś, aż korytarz się przerzedzi - długo zresztą czekać nie było trzeba - tylko na zniknięcie tej jednej grupki, która cię właśnie minęła i dzięki temu zostałaś sama - sama z posągiem stojącym tuż przed tobą, w którego się wpatrywałaś i tylko ta jednak karta delikatnie przytrzymywana w twoich bladych palcach - nie było żadnego problemu, by kierować się tą wskazówką i znaleźć w tym jednym, konkretnym miejscu - baba łypała na ciebie jednym okiem, jakby była w stanie przejrzeć twe zwierciadła duszy i odnieść prosto do ich kwintesencji, którą prezentowały - nic nie mówiła, w końcu jej usta były kamieniem - jak mogłaby przemówić..? Jednak kiedy tylko wypowiedziałaś to jedno hasło, odsunęła się gładko na bok i otworzyła przed tobą tajemne przejście - chłód kontrastujący z temperaturą korytarza uderzył w twoją twarz i pozwolił ci zejść schodami na dół... Tylko jak daleko zajdziesz?
[z/t]
[z/t]
- Blaise Rain
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Pią Cze 19, 2015 6:59 pm
Ten posąg - posąg, który strzegł tajemnego przejścia - chciałbym, żeby moje dziecko o tym wiedział - to znaczy, żeby nie było nieporozumień! - dziecko w cudzysłowie! Moja kreacja, moje swoiste uosobienie, które żyje własnym życiem? Jakiś fragment mojego umysłu na pewno - w każdym razie ten o to chłopak, który niestety nie był świadomy istnienia czegoś takiego jak tajemna przejścia - owszem, Hogwart był jedną, wielką zagadką, gdyby ktoś z was miał co do tego wątpliwości i potrzebował, by mu to wypisano czarno na białym (albo jakikolwiek kolor ma tutejsze tło i czcionka - jestem mężczyzną i roszczę sobie prawo do nie ogarniania poszczególnych kolorów), ale chociaż ta informacja gdzieś tańczyła na krańcu świadomości bruneta, to wolał on udawać, że o niczym nie wie - tak było o wiele wygodniej, żyć w nieświadomości o niektórych sprawach i dawać im ujście gdzieś z boku, gdzieś poza swoimi plecami, kiedy się już odchodziło - takim sposobem znaczyło się ścieżki swoich wędrówek niczym Jaś i Małgosia, z tym, że zamiast tworzyć z tego drogę powrotną, oznaczało się szlaki, których więcej dostrzegać się nie chciało - poruszając się z mapą w dłoniach - działało, przynajmniej jak do tej pory - pan Rain opierał się o ścianę, nie spoglądając w oczy trzech chłopaków, którzy stali przed nim, w oczy tego jednego konkretnego, który trzymał go za fraki i przyciskał do zimnego muru - jak widać są pewne niebezpieczeństwa, na które, siłą rzeczy, napotykamy od czasu do czasu i nie da się przed nimi uciec - ale o tym może za chwileczkę? Skoro już jesteśmy przy podziwianiu całego otoczenia, to zdradzę wam, że było tu całkiem ładnie - rzeźba stała pod żebrowym sklepieniem sufitu i wyciągała ponętnie (albo raczej złowrogo) swoją dłoń - tym jednym okiem zdawała się łypać na sylwetkę długowłosego Ślizgona, który odpowiadał na to spojrzenie parą swych nienaturalnie jasnych, toksycznie oliwkowych tęczówek, podobnym do tych, które widywało się tylko o husky, jeśli już mam szukać odpowiedniego porównania - tylko że u tych psów nie miały tak absurdalnej barwy, utrzymując się na poziomie zazwyczaj błękitu - więc tak, wyciąga tą dłoń, a ręce Blaise'a są jednak zbyt zajęte, by jakoś zareagować - jego długie palce artysty zaciskały się na przedramionach tego Ślizgona, który do ściany go przyciskał, prawie uniemożliwiając oddychanie i jednocześnie zabierając kruchą wolność - pękały szkiełka idealnej harmonii, ona nie mogła zaistnieć w tych warunkach i rozgościć się w kwintesencji jestestwa Rain'a, ale to chyba zrozumiałe, prawda..? Pogrzebowy kondukt rozciągał się na całej długości tego korytarza, chociaż nie mogły go dostrzec ludzkie oczy - stanowił coś większego, większą metaforę ponurej aury, co osiadała smolistą substancją na ramionach i wkradała się w drogi oddechowe, doprowadzając do napadów kaszlu - tylko powiedzcie - kto w tych czasach jest tak wyczulony na aury, kiedy wynalazek prześcigał konieczność bliskości z naturą..? Nie, nie ma osoby, która posiadała by tą zdolność, by je odczytywać - ale nadal można było spotkać osoby o szczególnie wyostrzonym, szóstym zmyśle, intuicji, czy jak to inaczej chcielibyście nazwać - zwijcie, jak chcecie, grunt, że pojmujecie sam sens przekazu, który próbuję wam wcisnąć, niemal czerwonymi literami ryjąc wam tutaj, jak bardzo było źle, niedobrze i w ogóle...
Ależ się z tego posta drama porobiła.
- Na brodę Merlina, Eryk, weź sobie odpuść... - Blaise złapał głębiej powietrze w płuca, spoglądając w piwne oczy znajomego z domu, który prawie mu wetknął różdżkę w oko od nadmiernego i zdecydowanie zbyt nachalnego machania nią.
- Ani myślę, dopóki nie dowiem się, co jest nie tak z twoją rodzinką! Gdzie jej rodowód, co, Rain? Nigdy nie spotkałem się o dziwo z takim nazwiskiem wśród czystokrwistych!
- Może po prostu nie wykryto u ciebie wady wzrokowej..? - Huh, wraz z tym chyba trochę przegiął, bo aż zachłysnął się, kiedy przedramię "znajomego" przycisnęło się mocniej do jego gardzieli - zanotować na przyszłość: głupszym się ustępuje i nie pyskuje do nich.
Ależ się z tego posta drama porobiła.
- Na brodę Merlina, Eryk, weź sobie odpuść... - Blaise złapał głębiej powietrze w płuca, spoglądając w piwne oczy znajomego z domu, który prawie mu wetknął różdżkę w oko od nadmiernego i zdecydowanie zbyt nachalnego machania nią.
- Ani myślę, dopóki nie dowiem się, co jest nie tak z twoją rodzinką! Gdzie jej rodowód, co, Rain? Nigdy nie spotkałem się o dziwo z takim nazwiskiem wśród czystokrwistych!
- Może po prostu nie wykryto u ciebie wady wzrokowej..? - Huh, wraz z tym chyba trochę przegiął, bo aż zachłysnął się, kiedy przedramię "znajomego" przycisnęło się mocniej do jego gardzieli - zanotować na przyszłość: głupszym się ustępuje i nie pyskuje do nich.
- Patricia J. Crafword
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Pią Cze 19, 2015 8:38 pm
Gdzie tym razem zawędrowała?
Z każdym nowym dniem miała wrażenie, że Hogwart zmienia się w nocy, kiedy wszyscy śpią. Gdy zaczęła zwracać uwagę na szczegóły zamek zaciekawił ją tak bardzo, że zwykły spacer po nim sprawiał dziewczynie naprawdę wielką przyjemność. Dzisiaj również nie oparła się pokusie i ruszyła na "wycieczkę". Po krótkiej wędrówce przez korytarze za cel obrała sobie posąg jednookiej czarownicy. Podobno strzegł tajemnego przejścia do Hogsmeade, słyszała relacje śmiałków, którzy z niego skorzystali. Nie potrafiła powiedzieć czy to prawda dlatego w tych rozmowach uśmiechała się tylko i udawała zainteresowaną. Patricia to zdecydowanie typ osoby, który nie uwierzy póki nie zobaczy. W istnienie Hogwartu nie wierzyła do momentu, w którym wysiadła z pociągu, a przed nią wznosiły się wierze tego tajemniczego budynku. Taaak... niezapomniany widok, ucieczka od mugolskich reali i pogrążenie się w magicznym świecie pełnym niespodzianek. Cóż... czas zakończyć tą cudowną retrospekcję i wrócić między mury owej szkoły. Jess przemierzała korytarze z prędkością światła, dokładniej... od świecy do świecy. Jako, że chciała nacieszyć się widokiem wewnętrznego Hogwartu, podziwiała go dostrzegając każdy szczegół. Po drodze musiała przecisnąć się przez grupki stojące na korytarzach, kilku znajomym mruknęła ponure "Cześć". Fakt, ostatnio nie była zbytnio towarzyska, sama nie wiedziała czemu. Rzadko kiedy zatrzymywała się w pokoju wspólnym na zwykłą rozmowę, wolała od razu iść do swojego dormitorium. Zaczęła zastanawiać się nad przyczyną jej samotności, ale prawie od razu odrzuciła tą myśl, bo jej cel był już coraz bliżej.
Skręciła ostatni raz i pojawiła się w korytarzu gdzie stoi posąg. Ku jej zdziwieniu zobaczyła grupę uczniów, zapewne Ślizgonów. Troje z nich otaczało jednego przyciśniętego do ściany, atmosfera tutaj była napięta. Nie wyglądało to raczej na przyjacielską pogadankę. Natychmiast wróciła tam, skąd przyszła, chociaż wiedziała, że przynajmniej jeden z nich ją zauważył. Chwilę później wychyliła tylko głowę aby obserwować zaistniałą sytuację. Jej natura nakazywała jej wyjść tam i próbować pomóc dręczonemu chłopakowi, rozum doradzał aby została w miejscu i nie zgrywała bohaterki, bo... co zrobi samotna, niegroźna Puchonka trzem Ślizgonom? Zdawało się, że na chwilę straciła panowanie nad sobą, bo nie minęła nawet chwila, a Patricia ruszyła w stronę uczniów. Szła przez korytarz uśmiechnięta, jakby nic nie widziała i dopiero gdy była na ich wysokości zatrzymała się, i zwróciła do nich.
- Cześć - oparła się bokiem o ścianę, niedaleko grupy i odgarnęła włosy z ramienia - nie szkoda wam marnować czasu przebywając tu? W tym nudnym korytarzu, gdy na dworze taka pogoda? Na niebie nie ma ani jednej chmurki!
Co ty do cholery zrobiłaś?!
Zdawała sobie sprawę, że wiele ryzykuje podchodząc do nich. To jakby nadstawiała głowę, żeby nabili jej guza. Cóż... mogła ratować się tylko nadzieją, że Ślizgoni nie zniżą się do poziomu, aby uderzyć przedstawicielkę płci pięknej.
Z każdym nowym dniem miała wrażenie, że Hogwart zmienia się w nocy, kiedy wszyscy śpią. Gdy zaczęła zwracać uwagę na szczegóły zamek zaciekawił ją tak bardzo, że zwykły spacer po nim sprawiał dziewczynie naprawdę wielką przyjemność. Dzisiaj również nie oparła się pokusie i ruszyła na "wycieczkę". Po krótkiej wędrówce przez korytarze za cel obrała sobie posąg jednookiej czarownicy. Podobno strzegł tajemnego przejścia do Hogsmeade, słyszała relacje śmiałków, którzy z niego skorzystali. Nie potrafiła powiedzieć czy to prawda dlatego w tych rozmowach uśmiechała się tylko i udawała zainteresowaną. Patricia to zdecydowanie typ osoby, który nie uwierzy póki nie zobaczy. W istnienie Hogwartu nie wierzyła do momentu, w którym wysiadła z pociągu, a przed nią wznosiły się wierze tego tajemniczego budynku. Taaak... niezapomniany widok, ucieczka od mugolskich reali i pogrążenie się w magicznym świecie pełnym niespodzianek. Cóż... czas zakończyć tą cudowną retrospekcję i wrócić między mury owej szkoły. Jess przemierzała korytarze z prędkością światła, dokładniej... od świecy do świecy. Jako, że chciała nacieszyć się widokiem wewnętrznego Hogwartu, podziwiała go dostrzegając każdy szczegół. Po drodze musiała przecisnąć się przez grupki stojące na korytarzach, kilku znajomym mruknęła ponure "Cześć". Fakt, ostatnio nie była zbytnio towarzyska, sama nie wiedziała czemu. Rzadko kiedy zatrzymywała się w pokoju wspólnym na zwykłą rozmowę, wolała od razu iść do swojego dormitorium. Zaczęła zastanawiać się nad przyczyną jej samotności, ale prawie od razu odrzuciła tą myśl, bo jej cel był już coraz bliżej.
Skręciła ostatni raz i pojawiła się w korytarzu gdzie stoi posąg. Ku jej zdziwieniu zobaczyła grupę uczniów, zapewne Ślizgonów. Troje z nich otaczało jednego przyciśniętego do ściany, atmosfera tutaj była napięta. Nie wyglądało to raczej na przyjacielską pogadankę. Natychmiast wróciła tam, skąd przyszła, chociaż wiedziała, że przynajmniej jeden z nich ją zauważył. Chwilę później wychyliła tylko głowę aby obserwować zaistniałą sytuację. Jej natura nakazywała jej wyjść tam i próbować pomóc dręczonemu chłopakowi, rozum doradzał aby została w miejscu i nie zgrywała bohaterki, bo... co zrobi samotna, niegroźna Puchonka trzem Ślizgonom? Zdawało się, że na chwilę straciła panowanie nad sobą, bo nie minęła nawet chwila, a Patricia ruszyła w stronę uczniów. Szła przez korytarz uśmiechnięta, jakby nic nie widziała i dopiero gdy była na ich wysokości zatrzymała się, i zwróciła do nich.
- Cześć - oparła się bokiem o ścianę, niedaleko grupy i odgarnęła włosy z ramienia - nie szkoda wam marnować czasu przebywając tu? W tym nudnym korytarzu, gdy na dworze taka pogoda? Na niebie nie ma ani jednej chmurki!
Co ty do cholery zrobiłaś?!
Zdawała sobie sprawę, że wiele ryzykuje podchodząc do nich. To jakby nadstawiała głowę, żeby nabili jej guza. Cóż... mogła ratować się tylko nadzieją, że Ślizgoni nie zniżą się do poziomu, aby uderzyć przedstawicielkę płci pięknej.
- Blaise Rain
Re: Posąg jednookiej czarownicy
Pią Cze 19, 2015 9:07 pm
Och, och, więc taka to magia? Gdzieś tam krąży w żyłach, gdzieś tam szepce o starym świadectwie, gdzieś tam mówi, że winnaś była być do tego wszystkiego przywiązana od małego - gdzie ta różdżka od samych początków w twych dłoniach, gdzie ta magia, co tańczyła na krańcach palców? Nie czułaś tego, naprawdę tego wszystkiego nie czułaś? Przeszłaś tak spokojnie przez młodość, żyjąc w błogiej nieświadomości, z dnia na dzień, gdzie dnie te, jak każdy z nas dobrze pamięta, za małego dłużyły się niemiłosiernie i nie sposób było przeskoczyć tych ciągnących się jak guma godzin - tak i sobie bajałaś... albo właśnie nie bajałaś, panno realistko? Nie wierzyć w nic, póki się tego nie zobaczy, nie uświadczy - nie ma nic błędnego w tym rozumowaniu, pozwala o wiele trzeźwiej spoglądać na pewne czynniki, a jednocześnie odbiera pełną słodycz właśnie tego bajania i unoszenia się w światy, które byłyby niedostępne dla innych - towrzyło z ciebie małego niedowiarka, którego nic, tylko wziąć w łapy i wytarmosić, nie wiadomo, czy żałując, czy współczując, czy może ciesząc się, że jednak został ci przedstawiony świat, w którym nie wszystko może być uświadczone za pomocą zmysłów - działo się tutaj tyle cudów, że filozofom i znawcą magii się nie śniło - nawet Tolkienowi i Lemowi razem wziętych! Nie żebym uznawał ich za filozofów czy znawców magii... Nie istotne. Wracając do faktów - przemierzanie tych korytarzy coś ci daje? Doznajesz głębokich emocji zachwytu tego wieczora, któremu jeszcze nieco brakowało do pilnie strzeżonej przez prefektów godziny policyjnej? Podróżowanie światłem - cóż za pięknie ujęta metafora, jak na kogoś, kto podpisywał się drobnymi literkami pod realizmem spojrzenia na świat - rzeczywiście tak podróżowałaś, okolona ciepłem pomarańczy płomieni, która mogła rozwiewać mrok i gładzić skórę skruszoną niepewnością i bolączką ostatniego tygodnia, od którego nastroju robiło się już wręcz niedobrze - pewnie i to prowadziło do zamieszek, do niepokojów, do tego, że co poniektórzy musieli się wyżyć na... co poniektórych. I ci "co poniektórzy" musieli stawać w szarady na tej planszy szachowej, w której dawano im miano zwykłych pionów - wiesz, tak szczerze powiedziawszy, to według mnie tekst "głupszym się ustępuje" jest tylko głupią wymówką dla frajerów - przynajmniej w przypadku mężczyzn, do niewiast pasował bardzo idealnie - to w końcu wy operowałyście umysłem, my mieliśmy tylko naprężać nasze mięśnie i być poważnymi kandydatami na poważnych samców mających utrzymywać i dbać o płeć piękną - tak i Blaise zdawał sobie z tego sprawę (ciota?), ale dla usprawiedliwienia jego tchórzostwa dodam tutaj parę rzeczy - między innymi wspomnę o tym, że on był jeden, ich było trzech, on nie miał w łapach dłoni i bynajmniej nie uważał się za wielkiego pojedynkowca, oni już je mieli - on miotał zaklęciami jak ostatni pokraka, jak rodzony charłak, oni... oni byli w tym dość dobrzy - no wiesz, tak uogólniając: typowi prowodyrzy wszelakich bójek w tym cudownym, Zielonym domu, których celem było tępienie szlam i utrzymywanie szlachetności krwi - nie wiem jak ty, droga Patricio, ale ja osobiście uwielbiam ten temat - był tak cudownie przekłamany w tych wszystkich próbach udowodnienia sobie, kto tutaj ma... bardziej czerwoną krew od tamtego drugiego, chociaż wszyscy wiemy, że choćby stanęli na głowie, to barwa ich krwi i jej skład się nie zmieni... Więc o co chodzi? To taka mała retrospekcja: a teraz dalej w pytaniu: dlaczego Blaise Rain strugał z siebie ostatniego frajera? W sumie to nim był. Tchórzem, który po prostu nie lubił bólu, który od niego uciekał; tchórzem, który nie chciał mieć wrogów i z kimkolwiek się sprzeczać, a którego jasne tęczówki jednocześnie nie zostawały w tym wszystkim sparaliżowane, tylko nazbyt wręcz aktywnie analizowały całą sytuację - pytanie co robić wręcz biło z nich tak samo silnym przebłyskiem, jak z tej trójki chęcią wpierdolenia młodszemu koleżce z domu...
Huh - no i kto by powiedział, że zjawisz się tutaj ty? Nieee, no przecież, że nie ja, no skąd bym wiedział, przecież na pewno nie wysłałem do ciebie PW z propozycją tchnięcia oddechu w wargi naszych postaci, by ich płuca napełniły się nowym życiem i ruszyły z kopyta własnym życiem, zwolnione ze sznureczków lalkarzy (naszych sznureczków), by poszły własnymi drogami - więc spoglądajmy teraz, jaki spektakl nam urządzą...
Hmm... czy to będzie dziwne, kiedy napiszę teraz, że trójka rozbójników (aktualnie mogę powiedzieć, że pokochałem staroświeckie brzmienie tego słowa!) zamarła i odwróciła (niczym jedna maszyna) wzrok w kierunku zainteresowanej zdarzeniem - tej, która bohaterką nie chciała być, ale która najwyraźniej, natchnięta przez stare mury, które musiały, niczym demony, podszepnąć parę złudnych obietnic do uszu, nie mogła się oprzeć, by ruszyć do przodu - czy też te nogi i usta zadziałały bez jej woli i... i teraz już odwrotu nie było - no chyba że ten dosłowny odwrót, czyli odwrócenie się i czmychnięcie gdzie pieprz rośnie... ech, zgoda, skończę, tonę w tych metaforach.
Blondyn o piwnych oczach, który przytrzymywał Blaise'a puścił go i wyprostował się, obracając przodem do Puchonki - przybranie pozy "jestem tylko głupią Puchonką, nie wiem, o co chodzi, ale świat jest piękny!" - skutkował w 99% przypadków - nauczyłem się tego od jednego Puchona... - i jak widać - jest to totalnie potwierdzone info! - Potwierdziłaś tą regułę, dostałabyś uścisk dłoni prezesa, ale ja jestem tylko (aż?) narratorem, a ty wykreowanym życiem przez autorkę po drugiej strony ekranu, sam natomiast Blaise był teraz bardziej zajęty odkaszlnięciem i złapaniem się za gardło, niż podawaniem dłoni - dlatego pomińmy ten krok w naszym poznawaniu się, dobrze?
Osobiście jako autor - mam stuna. Tak i ta trójka miała stuna - i zwątpienie wręcz wymalowane na twarzy - bo kto by nie miał..?
- Do potem, Rain. - Wymruczał blondyn i poszedł w swoją stronę, odprowadzony jakże MIŁYM (oj tak, to było bardzo MIŁE spojrzenie) spojrzeniem tego, którego pożegnał, będąc zajętym próbami przywrócenia oddechu do normy - wciąż przyciskał się do ściany, powierzając jej część swojego ciężaru, pochylając się w przód, by jedną dłonią oprzeć się o udo.
Huh - no i kto by powiedział, że zjawisz się tutaj ty? Nieee, no przecież, że nie ja, no skąd bym wiedział, przecież na pewno nie wysłałem do ciebie PW z propozycją tchnięcia oddechu w wargi naszych postaci, by ich płuca napełniły się nowym życiem i ruszyły z kopyta własnym życiem, zwolnione ze sznureczków lalkarzy (naszych sznureczków), by poszły własnymi drogami - więc spoglądajmy teraz, jaki spektakl nam urządzą...
Hmm... czy to będzie dziwne, kiedy napiszę teraz, że trójka rozbójników (aktualnie mogę powiedzieć, że pokochałem staroświeckie brzmienie tego słowa!) zamarła i odwróciła (niczym jedna maszyna) wzrok w kierunku zainteresowanej zdarzeniem - tej, która bohaterką nie chciała być, ale która najwyraźniej, natchnięta przez stare mury, które musiały, niczym demony, podszepnąć parę złudnych obietnic do uszu, nie mogła się oprzeć, by ruszyć do przodu - czy też te nogi i usta zadziałały bez jej woli i... i teraz już odwrotu nie było - no chyba że ten dosłowny odwrót, czyli odwrócenie się i czmychnięcie gdzie pieprz rośnie... ech, zgoda, skończę, tonę w tych metaforach.
Blondyn o piwnych oczach, który przytrzymywał Blaise'a puścił go i wyprostował się, obracając przodem do Puchonki - przybranie pozy "jestem tylko głupią Puchonką, nie wiem, o co chodzi, ale świat jest piękny!" - skutkował w 99% przypadków - nauczyłem się tego od jednego Puchona... - i jak widać - jest to totalnie potwierdzone info! - Potwierdziłaś tą regułę, dostałabyś uścisk dłoni prezesa, ale ja jestem tylko (aż?) narratorem, a ty wykreowanym życiem przez autorkę po drugiej strony ekranu, sam natomiast Blaise był teraz bardziej zajęty odkaszlnięciem i złapaniem się za gardło, niż podawaniem dłoni - dlatego pomińmy ten krok w naszym poznawaniu się, dobrze?
Osobiście jako autor - mam stuna. Tak i ta trójka miała stuna - i zwątpienie wręcz wymalowane na twarzy - bo kto by nie miał..?
- Do potem, Rain. - Wymruczał blondyn i poszedł w swoją stronę, odprowadzony jakże MIŁYM (oj tak, to było bardzo MIŁE spojrzenie) spojrzeniem tego, którego pożegnał, będąc zajętym próbami przywrócenia oddechu do normy - wciąż przyciskał się do ściany, powierzając jej część swojego ciężaru, pochylając się w przód, by jedną dłonią oprzeć się o udo.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach