- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Paź 29, 2015 12:29 pm
Ruszył się i w tym momencie słabe serce Meredith prawie stanęło, kiedy chłopak sięgał po gołą, szczurzą czaszkę, niczym trofeum wyniesione z pola walki. Sama miała kieszenie obładowane kosteczkami, więc nie uznała tego za coś nie na miejscu, ale milczące poczynania obcego młodzieńca nie dawały jej wytchnąć. Nigdy nie wiadomo czy czegoś nie kombinował...
Czerwień. Tak jej się zdawało, ale nie była stuprocentowo pewna, zresztą z gryfonami też bywało różnie. Wcale nie byli lepsi od ślizgonów, zwłaszcza ci cali Huncwoci... Co jeśli trafiła na jednego z nich? W tym stanie i miejscu nie rozpoznałaby nawet własnego rodzeństwa, gdyby jakieś posiadała! Wzięła głębszy wdech i już chciała zmusić się do pełnego lęku pytania, do zabrania głosu i wybadania sytuacji, mimo iż mocno powątpiewała by udało jej się sklecić zrozumiałe zdanie szczękając co chwila zębami z zimna, gdy nieznajomy wypowiedział obce jej zaklęcie. Czy uczyli się tego na lekcji? Może na którejś z tych przez nią ominiętych? Co chciał zrobić? Zaatakować...? Pisnęła, gdy zaklął. Cofnęła się o krok, a jak po raz kolejny użył różdżki, próbowała sobie przypomnieć jakiekolwiek zaklęcie obronne, ściskając własną broń w skostniałych dłoniach. "On coś kombinuje. To niemożliwe by przybył mi na ratunek, skoro nikt nie wiedział, gdzie jestem. Nie mógł też przypadkiem wejść do łazienki dla dziewcząt... Chyba, że jest jakimś psycholem." Wyciągnął to obrzydliwe, zaczarowane coś w jej stronę bezczelnie wmawiając jej, że w ten sposób przeniesie się na powierzchnię. Dobre sobie... Może wzięłaby to jeszcze pod uwagę, gdyby miała siły by myśleć racjonalnie, albo nie spędziła ostatnich godzin z zatrutym badylem w łapie. Ba, możliwe, że zaryzykowałaby życie i sięgnęła po resztki szczurzego łba z samego pragnienia zakończenia tych mąk, gdyby znienacka nie walnęło coś po rurach, popychając puchonkę do szaleńczej ucieczki. Zupełnie jak spłoszony zając, odskoczyła do tyłu, odwróciła się i wzięła nogi za pas, tylko niewiarygodnym fartem nie potykając się o nic. Zapalona zaklęciem różdżka ogrzewała jej zimne ręce, utwierdzając w przekonaniu o słuszności "taktycznego odwrotu". "Nie mogłam mu zaufać. Sama sobie poradzę. Sama stąd wyjdę. Przecież już najgorsze za mną."
Czerwień. Tak jej się zdawało, ale nie była stuprocentowo pewna, zresztą z gryfonami też bywało różnie. Wcale nie byli lepsi od ślizgonów, zwłaszcza ci cali Huncwoci... Co jeśli trafiła na jednego z nich? W tym stanie i miejscu nie rozpoznałaby nawet własnego rodzeństwa, gdyby jakieś posiadała! Wzięła głębszy wdech i już chciała zmusić się do pełnego lęku pytania, do zabrania głosu i wybadania sytuacji, mimo iż mocno powątpiewała by udało jej się sklecić zrozumiałe zdanie szczękając co chwila zębami z zimna, gdy nieznajomy wypowiedział obce jej zaklęcie. Czy uczyli się tego na lekcji? Może na którejś z tych przez nią ominiętych? Co chciał zrobić? Zaatakować...? Pisnęła, gdy zaklął. Cofnęła się o krok, a jak po raz kolejny użył różdżki, próbowała sobie przypomnieć jakiekolwiek zaklęcie obronne, ściskając własną broń w skostniałych dłoniach. "On coś kombinuje. To niemożliwe by przybył mi na ratunek, skoro nikt nie wiedział, gdzie jestem. Nie mógł też przypadkiem wejść do łazienki dla dziewcząt... Chyba, że jest jakimś psycholem." Wyciągnął to obrzydliwe, zaczarowane coś w jej stronę bezczelnie wmawiając jej, że w ten sposób przeniesie się na powierzchnię. Dobre sobie... Może wzięłaby to jeszcze pod uwagę, gdyby miała siły by myśleć racjonalnie, albo nie spędziła ostatnich godzin z zatrutym badylem w łapie. Ba, możliwe, że zaryzykowałaby życie i sięgnęła po resztki szczurzego łba z samego pragnienia zakończenia tych mąk, gdyby znienacka nie walnęło coś po rurach, popychając puchonkę do szaleńczej ucieczki. Zupełnie jak spłoszony zając, odskoczyła do tyłu, odwróciła się i wzięła nogi za pas, tylko niewiarygodnym fartem nie potykając się o nic. Zapalona zaklęciem różdżka ogrzewała jej zimne ręce, utwierdzając w przekonaniu o słuszności "taktycznego odwrotu". "Nie mogłam mu zaufać. Sama sobie poradzę. Sama stąd wyjdę. Przecież już najgorsze za mną."
- David o'Connell
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Paź 29, 2015 5:00 pm
- No nie... - Powiedział bardzo cicho, upuszczając czaszkę. Nie miał zamiaru przenosić się za jej pomocą, od początku nie chciał sam korzystać ze świstoklika. Miał bezpiecznie zabrać stąd tylko tę dziwną dziewczynę, która zachowywała się, jakby zdążyła zdziczeć od siedzenia w rurach. Nie zakładał, że będzie potrzeba więcej czasu na przekonanie jej do przyjęcia pomocy, ponadto odgłos, który właśnie ostatecznie ją spłoszył, nie wróżył nic dobrego.
Nie mając lepszej alternatywy wycelował w jej plecy różdżkę.
- Drętwota. - W tej samej chwili zaczarowana czaszka przeniosła się z dna brudnej rury gdzieś w okolice skrzydła szpitalnego, nie zabierając ze sobą nikogo. David jednym mocnym szarpnięciem (bez sentymentów) oderwał lewy rękaw szaty, jednocześnie podchodząc do unieruchomionej dziewczyny. Czuł się okropnie. Uciekała, a on rzucił jej zaklęcie w plecy.
Zawiązał jeden koniec rękawa w supeł, tworząc coś w rodzaju worka. Ponownie wycelował w Puchonkę.
- Humering. - Powiedział, skupiając się na pierwszym ślepym zwierzęciu, które przyszło mu do głowy. Dzięki temu tuż przed nim zamiast uczennicy leżał... Kret. Skoro nie dała się namówić na miłą podróż świstoklikiem i był zmuszony rzucać w nią zaklęciami, postanowił zabrać ją ze sobą na powierzchnię tak, jak miał zamiar wydostać się sam. Bezceremonialnie wepchnął ją w materiał, chcąc mieć to już za sobą, związał drugi koniec, po czym - pewien, że jako zamotane we fragment szaty zwierzątko nie będzie w stanie zrozumieć tego, co za chwilę się odpierdoli - podszedł pod sam wlot rury i przybrał postać orła przedniego. Luźny fragment rękawa idealnie nadawał się do złapania w szpony i minimalizował ryzyko pokaleczenia koleżanki. Bez niego pewnie zrobiłby z niej pasztet.
Nie widział zbyt dobrze w ciemności, ale w końcu po coś stanął dokładnie w tym miejscu. Poderwał się do lotu, ogromnymi skrzydłami obijając o ścianki rur i tym samym brudząc część lotek. Minął Jęczącą Martę i nareszcie znalazł się - czy raczej oboje się znaleźli - w damskiej łazience. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, dlatego Carney zaraz po delikatnym odłożeniu worka z nową znajomą znów miał ludzką postać. Odszedł parę kroków od zawiniątka i zwymiotował do zlewu. Stał tam chwilę, próbując się opanować. Opłukał twarz zimną wodą.
Czuł się jak ostatni śmieć. Nie pomagało tłumaczenie sobie, że przecież ją stamtąd wyciągnął. Wciąż miał przed oczami swojego ojca i nie mógł uwolnić się od myśli, że jest taki sam jak on. Zastanawiał się, co robić dalej, bo nad tym nie zdążył pomyśleć na dole.
Trzęsącymi, brudnymi rękami rozwinął jeden supeł. Ostrożnie położył kreta na kafelkach i wycelował w niego różdżkę (widząc na jej końcu słabe światło mruknął "Nox", żeby później o tym nie zapomnieć). Stanął w głębi pomieszczenia, nie chcąc stać się przeszkodą w drodze do wyjścia, jeśli dziewczyna rzuci się do ucieczki.
- Reparifarge. - Zawahał się chwilę, po czym przeszedł jednak do samych drzwi. Nawet je uchylił. Nie zniósłby towarzystwa Puchonki ani chwili dłużej, jeśli wciąż kuliłaby się ze strachu przed nim, a teraz naprawdę miała do tego powody. - Enervate.
Nie czekał na jej reakcję, tylko tak szybko, jak to było możliwe wyszedł na korytarz, nie przejmując się nawet tym, że ktoś może zauważyć, jak wychodzi z damskiego kibla, uwalony kurzem, szlamem, odrobiną krwi ze zdartej skóry, w podartej szacie bez jednego rękawa. Obiecał sobie, że już nigdy tu nie wróci. A Jęcząca Marta? Ktoś ją w końcu znajdzie...
[na polecenie MG pomijam rzuty]
Nie mając lepszej alternatywy wycelował w jej plecy różdżkę.
- Drętwota. - W tej samej chwili zaczarowana czaszka przeniosła się z dna brudnej rury gdzieś w okolice skrzydła szpitalnego, nie zabierając ze sobą nikogo. David jednym mocnym szarpnięciem (bez sentymentów) oderwał lewy rękaw szaty, jednocześnie podchodząc do unieruchomionej dziewczyny. Czuł się okropnie. Uciekała, a on rzucił jej zaklęcie w plecy.
Zawiązał jeden koniec rękawa w supeł, tworząc coś w rodzaju worka. Ponownie wycelował w Puchonkę.
- Humering. - Powiedział, skupiając się na pierwszym ślepym zwierzęciu, które przyszło mu do głowy. Dzięki temu tuż przed nim zamiast uczennicy leżał... Kret. Skoro nie dała się namówić na miłą podróż świstoklikiem i był zmuszony rzucać w nią zaklęciami, postanowił zabrać ją ze sobą na powierzchnię tak, jak miał zamiar wydostać się sam. Bezceremonialnie wepchnął ją w materiał, chcąc mieć to już za sobą, związał drugi koniec, po czym - pewien, że jako zamotane we fragment szaty zwierzątko nie będzie w stanie zrozumieć tego, co za chwilę się odpierdoli - podszedł pod sam wlot rury i przybrał postać orła przedniego. Luźny fragment rękawa idealnie nadawał się do złapania w szpony i minimalizował ryzyko pokaleczenia koleżanki. Bez niego pewnie zrobiłby z niej pasztet.
Nie widział zbyt dobrze w ciemności, ale w końcu po coś stanął dokładnie w tym miejscu. Poderwał się do lotu, ogromnymi skrzydłami obijając o ścianki rur i tym samym brudząc część lotek. Minął Jęczącą Martę i nareszcie znalazł się - czy raczej oboje się znaleźli - w damskiej łazience. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, dlatego Carney zaraz po delikatnym odłożeniu worka z nową znajomą znów miał ludzką postać. Odszedł parę kroków od zawiniątka i zwymiotował do zlewu. Stał tam chwilę, próbując się opanować. Opłukał twarz zimną wodą.
Czuł się jak ostatni śmieć. Nie pomagało tłumaczenie sobie, że przecież ją stamtąd wyciągnął. Wciąż miał przed oczami swojego ojca i nie mógł uwolnić się od myśli, że jest taki sam jak on. Zastanawiał się, co robić dalej, bo nad tym nie zdążył pomyśleć na dole.
Trzęsącymi, brudnymi rękami rozwinął jeden supeł. Ostrożnie położył kreta na kafelkach i wycelował w niego różdżkę (widząc na jej końcu słabe światło mruknął "Nox", żeby później o tym nie zapomnieć). Stanął w głębi pomieszczenia, nie chcąc stać się przeszkodą w drodze do wyjścia, jeśli dziewczyna rzuci się do ucieczki.
- Reparifarge. - Zawahał się chwilę, po czym przeszedł jednak do samych drzwi. Nawet je uchylił. Nie zniósłby towarzystwa Puchonki ani chwili dłużej, jeśli wciąż kuliłaby się ze strachu przed nim, a teraz naprawdę miała do tego powody. - Enervate.
Nie czekał na jej reakcję, tylko tak szybko, jak to było możliwe wyszedł na korytarz, nie przejmując się nawet tym, że ktoś może zauważyć, jak wychodzi z damskiego kibla, uwalony kurzem, szlamem, odrobiną krwi ze zdartej skóry, w podartej szacie bez jednego rękawa. Obiecał sobie, że już nigdy tu nie wróci. A Jęcząca Marta? Ktoś ją w końcu znajdzie...
[na polecenie MG pomijam rzuty]
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Paź 29, 2015 5:39 pm
//Jako MG niweluje potrzebę rzucania kością dla obojgu graczy i ustanawiam, że w tej instancji na ten czas wszystkie zaklęcia wychodzą im poprawnie //
Woda wciąż się podnosiła, choć ciężko było stwierdzić czy czeka was tu powódź. Niechybnie poziom był podniesiony, słychać to było zwłaszcza po chlupotaniu wody, rozbryzgiwanej przez twoje buty Meredith, a następnie przez całe ciało, kiedy padłaś na drogę jak długa, z rękami ciasno przylegającymi do boków. Na szczęście małe były szanse na to, żebyś się utopiła, ale i bez tego odsiecz przyszła bardzo szybko. Zresztą ta woda wyglądała, jakby nie nadpływała po prostu z rur, tylko tak, jakby coś ją tu ciągle spychało.
Szczurze kości chrzęściły pod twoimi butami Gryfonie, a czaszeczka, która wcześniej przypadła ci do gustu, teraz zalegała na korytarzu szkolnym, tuż przed drzwiami prowadzącymi do Skrzydła Szpitalnego, gdzie też mogłaś w tej chwili być i ty sama, Meredith, ale w zamian za to spoczęłaś ogłupiała w miękkim i zamkniętym (czy też, jak wolicie: związanym) ze wszystkich stron, czym zaczęto nagle niesamowicie szarpać. Nie widziałaś zupełnie nic, ale słyszałaś coś, czego przeciągłe szumy przypominały nieco dźwięk przelatujących, kierowanych magią, papierowych samolotów, targanego wiatrem latawca albo skrzydeł. I to w porównaniu do twoich aktualnych rozmiarów, całkiem sporych skrzydeł.
Tobie, Davidzie, chwilę zajęło, zanim wyleciałeś z rury, na tyle szerokiej, by móc ją przemierzyć jako orzeł, ale i na tyle wąskiej, by daleko temu lotowi było do komfortowej podróży. Minąłeś po drodze uśpioną Martę, teraz mogłeś przyjrzeć się jej uważniej i znajdowała się ona jakieś dwa, może trzy metry od wylotu - i jak tylko wydostałeś się na zewnątrz, światło uderzyło cie jak celnie wyprowadzony cios pięścią.
Miałeś kilka chwil na zrobienie tego, co uważałeś za słuszne i wystająca rura wypluła z siebie kolejny głośny jęk wyginanego metalu, tym razem tak upiorny, że obydwojgu z was mógł zjeżyć włosy na karku. Potem coś ciężkiego zwaliło się na dno wygiętej rury tak, że ta osiadła o dobre dziesięć centymetrów, zadrżała i zaczęła się zawalać sama w sobie, połykając kafelki i twarde kamienie podłogi, po chwilowym rumorze zakrywając całą łazienkę duszącym kurzem, pozostawiła po wylocie kilkumetrową dziurę pełną gruzu.
Woda wciąż się podnosiła, choć ciężko było stwierdzić czy czeka was tu powódź. Niechybnie poziom był podniesiony, słychać to było zwłaszcza po chlupotaniu wody, rozbryzgiwanej przez twoje buty Meredith, a następnie przez całe ciało, kiedy padłaś na drogę jak długa, z rękami ciasno przylegającymi do boków. Na szczęście małe były szanse na to, żebyś się utopiła, ale i bez tego odsiecz przyszła bardzo szybko. Zresztą ta woda wyglądała, jakby nie nadpływała po prostu z rur, tylko tak, jakby coś ją tu ciągle spychało.
Szczurze kości chrzęściły pod twoimi butami Gryfonie, a czaszeczka, która wcześniej przypadła ci do gustu, teraz zalegała na korytarzu szkolnym, tuż przed drzwiami prowadzącymi do Skrzydła Szpitalnego, gdzie też mogłaś w tej chwili być i ty sama, Meredith, ale w zamian za to spoczęłaś ogłupiała w miękkim i zamkniętym (czy też, jak wolicie: związanym) ze wszystkich stron, czym zaczęto nagle niesamowicie szarpać. Nie widziałaś zupełnie nic, ale słyszałaś coś, czego przeciągłe szumy przypominały nieco dźwięk przelatujących, kierowanych magią, papierowych samolotów, targanego wiatrem latawca albo skrzydeł. I to w porównaniu do twoich aktualnych rozmiarów, całkiem sporych skrzydeł.
Tobie, Davidzie, chwilę zajęło, zanim wyleciałeś z rury, na tyle szerokiej, by móc ją przemierzyć jako orzeł, ale i na tyle wąskiej, by daleko temu lotowi było do komfortowej podróży. Minąłeś po drodze uśpioną Martę, teraz mogłeś przyjrzeć się jej uważniej i znajdowała się ona jakieś dwa, może trzy metry od wylotu - i jak tylko wydostałeś się na zewnątrz, światło uderzyło cie jak celnie wyprowadzony cios pięścią.
Miałeś kilka chwil na zrobienie tego, co uważałeś za słuszne i wystająca rura wypluła z siebie kolejny głośny jęk wyginanego metalu, tym razem tak upiorny, że obydwojgu z was mógł zjeżyć włosy na karku. Potem coś ciężkiego zwaliło się na dno wygiętej rury tak, że ta osiadła o dobre dziesięć centymetrów, zadrżała i zaczęła się zawalać sama w sobie, połykając kafelki i twarde kamienie podłogi, po chwilowym rumorze zakrywając całą łazienkę duszącym kurzem, pozostawiła po wylocie kilkumetrową dziurę pełną gruzu.
- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Lis 12, 2015 9:47 pm
Nie mogła się tego spodziewać, nawet jeśli zewsząd doszukiwała się teorii spiskowych. Nie przewidziała, że ktoś mógłby jej rzucić zaklęciem w plecy, gdy uciekała, słaba i bezbronna. Co za potwór mógł to zrobić? Nawet nie przyjrzała się jego twarzy, znała tylko dom, który przecież nie mógł się zgadzać. Gryfoni byli chlubą Hogwartu, nie byliby zdolni do takich...
Leżała z twarzą w brudnej wodzie z walącym jak młot sercem. Prawie się topiła, lecz nie mogła poruszyć nawet palcem, zdana na łaskę swego oprawcy, przerażona do szpiku kości. Do tego cały ból skumulował się w jej nosie, który najwięcej ucierpiał podczas upadku. Szybkość z jaką biegła nie pomogła jej delikatnie wylądować. Nie widziała swojego oblicza, ale była pewna, że musiała sobie coś złamać. Zanim zastanowiła się nad sensem swoich zmartwień w sytuacji, która bezsprzecznie prowadziła ku jej zagładzie, poczuła jak znowu coś w nią trafia. Tym razem obyło się bez bólu, lecz zmiana jaką w sobie odczuła była doprawdy kosmicznym doznaniem. Miała wrażenie, że się kurczy, aż wreszcie znikła całkowicie, zalana przez niezgłębioną ciemność i duchotę. Czy tak wyglądała śmierć? Czy to na nich czekało po drugiej stronie? Czerń i uczucie spętania, jakby dusza po śmierci ugrzęzła w zaświatach i nie dane jej było spocząć w pokoju...
Poderwało ją. Albo podrzuciło. W tej pustce, jakby była kawałem mięcha zapakowanym w papier i wsadzonym do torebki, niesionym do czyjejś kuchni, na obiad... Jedzenie... Dopiero teraz dotarło do niej jak bardzo była głodna. Czy to normalne, że martwi czują niedosyt? I ten pulsujący ból w okolicy twarzy? Zawsze myślała, że po śmierci wszelkie cierpienie ustępuje, ale najwidoczniej nieco to przereklamowali. W każdym bądź razie...
ACH! Ta jasność! Nagle jakby coś wyrwało ją z innego wymiaru i zrzuciło ponownie na ziemię, zimną i twardą, skąpaną w ostrym świetle od którego tak bardzo jej oczy się odzwyczaiły. To co wyrwało się z jej gardło nie przypominało ludzkiej mowy i jedynie nasiliło narastającą panikę. Musiała uciec, musiała się ratować! Znowu wróciło jej pragnienie przetrwania, naciskające na każdy mięsień, zirytowane brakiem posłuszeństwa z ich strony.
Najpierw urosła, a dopiero potem zerwała się z podłogi z taką siłą, że nieuniknionym było poplątanie trzęsących się nóg i upadek na mokre kafelki. Chyba wybiła sobie ząb, ale obchodziło ją to tyle co zeszłoroczny śnieg. Jej zapuchnięte oczy zlokalizowały drzwi i chociaż mózg nie był w stanie wyjaśnić sobie skąd się wzięły, Meredith już dawno je minęła, sprintem przemierzając korytarze, nie oglądając się za siebie, ani nawet na boki. Dom. Ona musiała do domu, chciała do domu, a najbliższym domowi było teraz jej łóżko. W opłakanym stanie, podrapana, zakrwawiona i przede wszystkim brudna, bez jednego dolnego siekacza, Meredith Evans nie wiele w tej chwili myślała, lecz jedno było niemal pewne: już nigdy, przenigdy nie pójdzie do damskiej łazienki bez apteczki, zestawu eliksirów i trutki na szczury.
[zt]
Leżała z twarzą w brudnej wodzie z walącym jak młot sercem. Prawie się topiła, lecz nie mogła poruszyć nawet palcem, zdana na łaskę swego oprawcy, przerażona do szpiku kości. Do tego cały ból skumulował się w jej nosie, który najwięcej ucierpiał podczas upadku. Szybkość z jaką biegła nie pomogła jej delikatnie wylądować. Nie widziała swojego oblicza, ale była pewna, że musiała sobie coś złamać. Zanim zastanowiła się nad sensem swoich zmartwień w sytuacji, która bezsprzecznie prowadziła ku jej zagładzie, poczuła jak znowu coś w nią trafia. Tym razem obyło się bez bólu, lecz zmiana jaką w sobie odczuła była doprawdy kosmicznym doznaniem. Miała wrażenie, że się kurczy, aż wreszcie znikła całkowicie, zalana przez niezgłębioną ciemność i duchotę. Czy tak wyglądała śmierć? Czy to na nich czekało po drugiej stronie? Czerń i uczucie spętania, jakby dusza po śmierci ugrzęzła w zaświatach i nie dane jej było spocząć w pokoju...
Poderwało ją. Albo podrzuciło. W tej pustce, jakby była kawałem mięcha zapakowanym w papier i wsadzonym do torebki, niesionym do czyjejś kuchni, na obiad... Jedzenie... Dopiero teraz dotarło do niej jak bardzo była głodna. Czy to normalne, że martwi czują niedosyt? I ten pulsujący ból w okolicy twarzy? Zawsze myślała, że po śmierci wszelkie cierpienie ustępuje, ale najwidoczniej nieco to przereklamowali. W każdym bądź razie...
ACH! Ta jasność! Nagle jakby coś wyrwało ją z innego wymiaru i zrzuciło ponownie na ziemię, zimną i twardą, skąpaną w ostrym świetle od którego tak bardzo jej oczy się odzwyczaiły. To co wyrwało się z jej gardło nie przypominało ludzkiej mowy i jedynie nasiliło narastającą panikę. Musiała uciec, musiała się ratować! Znowu wróciło jej pragnienie przetrwania, naciskające na każdy mięsień, zirytowane brakiem posłuszeństwa z ich strony.
Najpierw urosła, a dopiero potem zerwała się z podłogi z taką siłą, że nieuniknionym było poplątanie trzęsących się nóg i upadek na mokre kafelki. Chyba wybiła sobie ząb, ale obchodziło ją to tyle co zeszłoroczny śnieg. Jej zapuchnięte oczy zlokalizowały drzwi i chociaż mózg nie był w stanie wyjaśnić sobie skąd się wzięły, Meredith już dawno je minęła, sprintem przemierzając korytarze, nie oglądając się za siebie, ani nawet na boki. Dom. Ona musiała do domu, chciała do domu, a najbliższym domowi było teraz jej łóżko. W opłakanym stanie, podrapana, zakrwawiona i przede wszystkim brudna, bez jednego dolnego siekacza, Meredith Evans nie wiele w tej chwili myślała, lecz jedno było niemal pewne: już nigdy, przenigdy nie pójdzie do damskiej łazienki bez apteczki, zestawu eliksirów i trutki na szczury.
[zt]
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pią Lis 13, 2015 12:52 pm
Oboje jesteś cali brudni, wasze buty są kompletnie przemoczone, nawet chlupie w nich śmierdząca woda; gdzieniegdzie do nogawek spodni czy spódnicy poprzyczepiały wam się co ostrzejsze szczurze kostki, a całe ciało pokryła biel tynku, której chmurę podniosła zapadająca się w sobie rura.
Po tym wypadku zapanowała cisza, a w kupie postawionego po tym incydencie gruzu, dało się zobaczyć leżąca pomiędzy kamieniami, śpiącą w najlepsze Jęczącą Martę, która w całym swoim przerażającym położeniu wyglądała nieomal komicznie – zawieszona w bezruchu jak błąd w grze.
David:
Cały ten ambaras zanadto cię nie uszkodził, ale na pewno przez najbliższy tydzień będziesz się mógł poszczycić sporym siniakiem po upadku, który wyrósł na twoim lewym pośladku (MG nie zawsze rymuje, ale gdy już to robi... - dop. aut.) oraz kilkoma zadrapaniami głównie na udach i łydkach. Ponad to twój szkolny mundurek wymaga drobnych, krawieckich napraw, a ty prysznica.
+ 5 PD
+ 30 fasolek
Meredith:
Jesteś kompletnie zmęczona, twoją skórę zdobią małe, ale geste zadrapania, ból w lewej kostce się nasilił wraz z pulsowaniem uderzonego przy upadku nosa oraz wargi. Twój ząb pozostał samotnie na kafelkach zakazanej łazienki wraz z kilkoma dodatkowymi kroplami krwi. Dodatkowo twoje ciało jest wyziębione i całkowicie przemoczone, a żołądek uporczywie domaga się jedzenia, w przeciwnym wypadku jest gotowy bezpowrotnie przykleić się do twojego kręgosłupa.
Ale, hej, przeżyłaś przygodę swojego życia! I byłaś o krok od rozwiązania jednej z wielkich tajemnic tej szkoły. A nuż jedna z nich mogłaby całkowicie przypadkowo przyczepić się do ciebie na stałe...
+ 15 PD
+ 10 fasolek
+ skrawek skóry węża albo wizyta w Pokoju Życzeń (do wyboru)
Po tym wypadku zapanowała cisza, a w kupie postawionego po tym incydencie gruzu, dało się zobaczyć leżąca pomiędzy kamieniami, śpiącą w najlepsze Jęczącą Martę, która w całym swoim przerażającym położeniu wyglądała nieomal komicznie – zawieszona w bezruchu jak błąd w grze.
David:
Cały ten ambaras zanadto cię nie uszkodził, ale na pewno przez najbliższy tydzień będziesz się mógł poszczycić sporym siniakiem po upadku, który wyrósł na twoim lewym pośladku (MG nie zawsze rymuje, ale gdy już to robi... - dop. aut.) oraz kilkoma zadrapaniami głównie na udach i łydkach. Ponad to twój szkolny mundurek wymaga drobnych, krawieckich napraw, a ty prysznica.
+ 5 PD
+ 30 fasolek
Meredith:
Jesteś kompletnie zmęczona, twoją skórę zdobią małe, ale geste zadrapania, ból w lewej kostce się nasilił wraz z pulsowaniem uderzonego przy upadku nosa oraz wargi. Twój ząb pozostał samotnie na kafelkach zakazanej łazienki wraz z kilkoma dodatkowymi kroplami krwi. Dodatkowo twoje ciało jest wyziębione i całkowicie przemoczone, a żołądek uporczywie domaga się jedzenia, w przeciwnym wypadku jest gotowy bezpowrotnie przykleić się do twojego kręgosłupa.
Ale, hej, przeżyłaś przygodę swojego życia! I byłaś o krok od rozwiązania jednej z wielkich tajemnic tej szkoły. A nuż jedna z nich mogłaby całkowicie przypadkowo przyczepić się do ciebie na stałe...
+ 15 PD
+ 10 fasolek
+ skrawek skóry węża albo wizyta w Pokoju Życzeń (do wyboru)
//ZT DLA WSZYSTKICH - KONIEC MINI-EVENTU //
- Remus J. Lupin
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Wto Cze 21, 2016 4:12 pm
Zaniedbał ostatnio zbyt wiele spraw. Znowu zamienił się w zamkniętego w sobie trzynastolatka, który zerkał tylko na wszystkich, ze spokojem obserwując otoczenie. Uważano go za kujona, nigdy się o to nie gniewał, bo w istocie niewiele to zmieniało skoro lubił się uczyć. Brakowało mu tylko znajomych, ale i to wkrótce się zmieniło, bowiem przy jego boku pojawili się James i Syriusz, a potem także Peter. To zmieniło jego życie na lepsze. A teraz znowu skupiał się wyłącznie na sobie, na nauce i książkach, owinąwszy się nimi niczym robak swoim kokonem i nie wpuszczał do swojej skorupy nikogo.
- Wiesz przecież, że nawet gdybym wiedział, to i tak bym ci nie powiedział - odpowiedział, lekko się uśmiechając. Problemem było to, że on naprawdę nie wiedział czy chłopaki coś kombinują czy to całe ich odejście stąd odbędzie się bez echa. Sam szczerze w to wątpił, ale nie mógł nic stwierdzić, gdyż nie rozmawiał z przyjaciółmi już dawno.
- Dziękuję, profesor McGonagall - wyszczerzył się. Jakże będzie mu brakowało tej nauczycielki. Jasne, że była dość sroga i wymagająca, jednak zawsze sprawiedliwa. - Nieprawda. Lubię Martę. Nie słuchaj jej, kociaku - zaprotestował w żartach.
Prawdą było, że Martę ciężko było lubić. Zawsze obracała wszystko w taki sposób, by wyjść na poszkodowaną. Odwzajemnił uśmiech i westchnął, ruszając za Lily do łazienki.
- Czymś niezwykłym? - zainteresował się, kiedy już znaleźli się w środku. Rozejrzał się wokół, było mokro, ale tutaj zawsze jest mokro. Nic szczególnego nie zauważył, przynajmniej na razie. Odruchowo za to spojrzał na brzuch Rudej. - Nie jesteś chyba...? - urwał i spoglądał na nią z zaciekawieniem.
- Wiesz przecież, że nawet gdybym wiedział, to i tak bym ci nie powiedział - odpowiedział, lekko się uśmiechając. Problemem było to, że on naprawdę nie wiedział czy chłopaki coś kombinują czy to całe ich odejście stąd odbędzie się bez echa. Sam szczerze w to wątpił, ale nie mógł nic stwierdzić, gdyż nie rozmawiał z przyjaciółmi już dawno.
- Dziękuję, profesor McGonagall - wyszczerzył się. Jakże będzie mu brakowało tej nauczycielki. Jasne, że była dość sroga i wymagająca, jednak zawsze sprawiedliwa. - Nieprawda. Lubię Martę. Nie słuchaj jej, kociaku - zaprotestował w żartach.
Prawdą było, że Martę ciężko było lubić. Zawsze obracała wszystko w taki sposób, by wyjść na poszkodowaną. Odwzajemnił uśmiech i westchnął, ruszając za Lily do łazienki.
- Czymś niezwykłym? - zainteresował się, kiedy już znaleźli się w środku. Rozejrzał się wokół, było mokro, ale tutaj zawsze jest mokro. Nic szczególnego nie zauważył, przynajmniej na razie. Odruchowo za to spojrzał na brzuch Rudej. - Nie jesteś chyba...? - urwał i spoglądał na nią z zaciekawieniem.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sro Cze 29, 2016 12:35 am
Czarny kocur, który towarzyszył im do tej pory, podreptał za Lupinem. Zatrzymał się jednak w progu i ze zdegustowaniem miauknął. Cicho, nie pozwalając zwrócić na siebie większej uwagi, bo głos zagłuszony został przez ciche chlupnięcie, jakie spowodowały kroki prefekta gryfindoru. Łazienka Marty była zalana. Niby nic nowego, bo znając humory rezydującej tutaj zjawy, można było spodziewać się praktycznie wszystkiego, jednak jako od pewnego już czasu 'pani tego przybytku' była niedostępna, pojawiało się pytanie: kto był temu winien. Na środku całej komnaty stała młoda uczennica, ubrana w barwy ich własnego domu. Miała okrągłą, chorowicie bladą buzię, na której znajdowały się szeroko otwarte, blado niebieskie oczy, które posyłały prefektom przerażone spojrzenie. Dziewczynka zastygła w bezruchu, zdając się ledwo radzić się ze stresem, który ewidentnie ją w tym momencie atakował, a pojawienie się dwójki starszych uczniów wyraźnie spotęgowało cały stan.
W końcu to oczywiste, że jeżeli coś się nabroi, to dopóki nikt inny na tym nie przyłapie, można jakoś znaleźć wyjście z trudnej sytuacji i jakoś umknąć od konsekwencji. W zaistniałych okolicznościach jednak, tak idylliczna przyszłość wydawała się niemożliwa. Dziewczynka, w głowach Lupina i Lily plasująca się gdzieś w okolicach drugiego-trzeciego rocznika, zamrugała szybko parę razy, jakby lekko wyrywając się z otumanienia i cofnęła o krok do tyłu, jednocześnie zaciskając palce na różdżce, którą trzymała w prawej ręce i przesuwając ją za siebie, chcąc ukryć magiczny patyk przed wzrokiem zainteresowanych.
W końcu to oczywiste, że jeżeli coś się nabroi, to dopóki nikt inny na tym nie przyłapie, można jakoś znaleźć wyjście z trudnej sytuacji i jakoś umknąć od konsekwencji. W zaistniałych okolicznościach jednak, tak idylliczna przyszłość wydawała się niemożliwa. Dziewczynka, w głowach Lupina i Lily plasująca się gdzieś w okolicach drugiego-trzeciego rocznika, zamrugała szybko parę razy, jakby lekko wyrywając się z otumanienia i cofnęła o krok do tyłu, jednocześnie zaciskając palce na różdżce, którą trzymała w prawej ręce i przesuwając ją za siebie, chcąc ukryć magiczny patyk przed wzrokiem zainteresowanych.
- Lily Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sob Lip 09, 2016 12:31 am
Ludzie również i ją uznawali za kujonkę, trudno się zresztą dziwić, skoro tyle czasu spędzała przy książkach. Podobnie jak i on, i pewnie dlatego tak dobrze się rozumieli. Czasem bez zbędnych słów. Cieszyła się, że ma w nim oparcie, że jest jej przyjacielem i nawet reszta Huncwotów zdawała się nie mieć na to wpływu. A przynajmniej taką żywiła nadzieję. Na początku obawiała się, że Remus nie będzie w stanie oddzielić spraw, które dotyczyły jego, Petera, Syriusza i Jamesa od spraw, które głównie należały do nich.
- Można było się spodziewać - udała, że jest tym faktem niepocieszona, ale wesołe błyski w jej zielonych oczach zdradzały coś innego. W sumie brakowało jej nawet ganiania ich po zamku. Tak troszeczkę. Puściła mu oczko na jego kolejną odpowiedź. Na informacje o Marcie tylko cicho zachichotała i weszła w jedną z większych kałuży. Już miała zrobić kolejny krok gdy...
- Remusie Johnie Lupinie! Czy chcesz bym dostała zawału?! Co też ci za pomysł do tej, zdawałoby się, mądrej główki przyszedł?! - Mruknęła nieco piskliwym głosem, czerwieniejąc się nieznacznie. Odetchnęła jednak głęboko i zwróciła swoje zielone oczy przed siebie, zauważając... dziewczynkę. I o wiele, wiele więcej wody. Lily zmarszczyła czoło i przyjrzała się jej dokładnie. Była z Gryffindoru i zapewne góra w trzeciej klasie. Jak na gust Evans wydawała się być wystraszona.
- Co się stało? Nie musisz się nas obawiać - Spróbowała uprzejmie i uspokajająco się do niej zwrócić. W końcu... przecież to niemożliwe, żeby to ona zalała tę łazienkę! Prawda?
- Można było się spodziewać - udała, że jest tym faktem niepocieszona, ale wesołe błyski w jej zielonych oczach zdradzały coś innego. W sumie brakowało jej nawet ganiania ich po zamku. Tak troszeczkę. Puściła mu oczko na jego kolejną odpowiedź. Na informacje o Marcie tylko cicho zachichotała i weszła w jedną z większych kałuży. Już miała zrobić kolejny krok gdy...
- Remusie Johnie Lupinie! Czy chcesz bym dostała zawału?! Co też ci za pomysł do tej, zdawałoby się, mądrej główki przyszedł?! - Mruknęła nieco piskliwym głosem, czerwieniejąc się nieznacznie. Odetchnęła jednak głęboko i zwróciła swoje zielone oczy przed siebie, zauważając... dziewczynkę. I o wiele, wiele więcej wody. Lily zmarszczyła czoło i przyjrzała się jej dokładnie. Była z Gryffindoru i zapewne góra w trzeciej klasie. Jak na gust Evans wydawała się być wystraszona.
- Co się stało? Nie musisz się nas obawiać - Spróbowała uprzejmie i uspokajająco się do niej zwrócić. W końcu... przecież to niemożliwe, żeby to ona zalała tę łazienkę! Prawda?
- Remus J. Lupin
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Nie Lip 24, 2016 5:27 pm
- Wybacz, Lily, ale jestem Huncwotem, co doskonale wiesz. Nie mogę ci powiedzieć, bo inaczej wszystko byłoby całkowicie bezsensu. Nie byłoby niespodzianki - mrugnął do niej uśmiechając się niewinnie. Zawsze na koniec każdego roku organizowali coś ekstra, dlatego teraz kiedy już w przyszłym roku tutaj nie wrócą, to musi być tak niesamowitego, by zapamiętano ich na wiele lat. Był pewien, że chłopacy bardzo się do tego przyłożą, ale było mu smutno, że nie wtajemniczają go w swoje zamiary, ani nawet nie przyszli go o niczym powiadomić.
Idąc ślepo za Lily uśmiechał się pod nosem będąc ciekawym jej odpowiedzi. Na pewno nie była w ciąży, nie należała raczej do osób bezmyślnych i wiedziała jak jej uniknąć, ale powiedziała to takim tonem, jakby jednak miała jakąś niesamowitą tajemnicę. Śmiał się jej odpowiedzi, bo udawała wielce niewinną.
- Nie udawaj takiego niewiniątka, na jakie wyglądasz- mrugnął jej okiem i roześmiał się. - Oboje dobrze wiemy w czym rzecz, ale szkoda, że nie będę wujkiem - powiedział nieco smutno, lecz nadal w jego oczach błyszczało rozbawienie. Zerknął nieco w lewo i jego wesołość zniknęła w momencie, gdy wlazł w wielką kałużę, a ponad to jego oczy napotkały dziewczynkę. Na jego oko miała maksymalnie trzynaście, no może, ze czternaście lat. Nie wyglądała na kogoś kto doprowadziłby łazienkę do takiego stanu, ale była też niezwykle przerażona ich wejściem tutaj.
- Spokojnie, przecież nic ci nie zrobimy - dodał Remus próbując się uśmiechnąć przyjacielsko. - Jeśli potrzebujesz naszej pomocy, to z chęcią ci jej udzielimy - dodał.
Idąc ślepo za Lily uśmiechał się pod nosem będąc ciekawym jej odpowiedzi. Na pewno nie była w ciąży, nie należała raczej do osób bezmyślnych i wiedziała jak jej uniknąć, ale powiedziała to takim tonem, jakby jednak miała jakąś niesamowitą tajemnicę. Śmiał się jej odpowiedzi, bo udawała wielce niewinną.
- Nie udawaj takiego niewiniątka, na jakie wyglądasz- mrugnął jej okiem i roześmiał się. - Oboje dobrze wiemy w czym rzecz, ale szkoda, że nie będę wujkiem - powiedział nieco smutno, lecz nadal w jego oczach błyszczało rozbawienie. Zerknął nieco w lewo i jego wesołość zniknęła w momencie, gdy wlazł w wielką kałużę, a ponad to jego oczy napotkały dziewczynkę. Na jego oko miała maksymalnie trzynaście, no może, ze czternaście lat. Nie wyglądała na kogoś kto doprowadziłby łazienkę do takiego stanu, ale była też niezwykle przerażona ich wejściem tutaj.
- Spokojnie, przecież nic ci nie zrobimy - dodał Remus próbując się uśmiechnąć przyjacielsko. - Jeśli potrzebujesz naszej pomocy, to z chęcią ci jej udzielimy - dodał.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sro Sie 03, 2016 11:34 am
- Nie. Nie nie. To nie ja. - zapiszczała dziewczynka, cofając się o parę kolejnych kroków. Wcisnęła głowę w ramiona, pogłębiając tylko wrażenie przerażenia, jakie unosiło się wokół niej. Głos drżał jej i zacinał, widać było że stara się nie rozpłakać, chociaż było jej do tego całkiem blisko. Oczy powoli szkliły się coraz bardziej.
- Nie! - krzyknęła na propozycję Remusa. Rzuciła nerwowym spojrzeniem w bok, pociągając nosem. - Ja... ja nie wiem. - dodała już nieco ciszej, na moment spuszczając głowę. - Ja weszłam tu bo... coś usłyszałam. A potem... potem weszliście wy... - łzy pociekły jej po policzkach, a ona sama zrobiła jeszcze kroczek w tył, ze zrezygnowaniem spuszczając blond główkę. Wciąż jednak ściskała za sobą różdżkę w dłoni i wydawało się, że mimo przerażonej powierzchowności i niedowierzań prefektów, to ona mogła być sprawczynią tego wszystkiego. W końcu nikogo innego tutaj nie było. Chyba.
- Nie! - krzyknęła na propozycję Remusa. Rzuciła nerwowym spojrzeniem w bok, pociągając nosem. - Ja... ja nie wiem. - dodała już nieco ciszej, na moment spuszczając głowę. - Ja weszłam tu bo... coś usłyszałam. A potem... potem weszliście wy... - łzy pociekły jej po policzkach, a ona sama zrobiła jeszcze kroczek w tył, ze zrezygnowaniem spuszczając blond główkę. Wciąż jednak ściskała za sobą różdżkę w dłoni i wydawało się, że mimo przerażonej powierzchowności i niedowierzań prefektów, to ona mogła być sprawczynią tego wszystkiego. W końcu nikogo innego tutaj nie było. Chyba.
- Lily Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Sie 15, 2016 8:39 pm
Pokręciła jedynie głową na jego słowa, stwierdzając, że nie ma sensu dodawać nic więcej. Przynajmniej na razie. Poniekąd właśnie w tym tkwił urok - ona próbowała coś z nich wyciągnąć, a oni próbowali ją przekonać, że nic takiego się nie dzieje. Jak zawsze. Postanowiła być czujna na ich ostatni kawał w Hogwarcie, bo wraz z nim pewien etap w jej życiu się skończy. Mogła się jedynie domyślać, że z nimi było podobnie. Z pewnością wybiłaby Remusowi te wszystkie głupie myśli, które przychodziły mu do głowy. Lily Evans była niewinna i choć brzmi to nieprawdopodobnie, tak w istocie było, to jedynie James Potter, największy demon i utrapienie tej szkoły próbował ją zmusić do złego, do czegoś dla niej kompletnie nieznanego, o czym jedynie czytała. Ale rudowłosa wiedziała jak to jest! Zawsze gdy wracała na wakacje widziała tych wszystkich przedstawicieli różnych nurtów, którzy nie kryli się ze swoimi uczuciami. Słyszała też jak nieraz jej siostra opowiada koleżankom przez telefon "pikantniejsze wieści ze świata" - tak właśnie o nich mówiła Petunia, dziko chichocząc. I pomyśleć, że Tunia była już mężatką...
- Jesteś okropny, Remusie. Naprawdę. Powinieneś zapanować nad swoimi hormonami - mruknęła w odpowiedzi, wzdychając ciężko i czując jak czerwień na jej policzkach ją pali. Ochłonęła, gdy jej oczy spotkały się z oczami przestraszonej uczennicy. Uniosła ostrożnie dłoń do góry, jakby starała się uspokoić dziewczynkę.
- Nic ci nie zrobimy, spokojnie - powiedziała cicho i ponownie użyła przyjaznego tonu, a przynajmniej się starała. Zerknęła krótko na różdżkę, którą młodsza Gryfonka trzymała w dłoni, po czym posłała nikły, ciepły uśmiech w jej stronę. - Nikogo nie widziałaś? Jak dokładnie brzmiało to, co usłyszałaś? Nie płacz, wszystko będzie dobrze. Remusie, możesz w tym czasie sprawdzić kabiny?
- Jesteś okropny, Remusie. Naprawdę. Powinieneś zapanować nad swoimi hormonami - mruknęła w odpowiedzi, wzdychając ciężko i czując jak czerwień na jej policzkach ją pali. Ochłonęła, gdy jej oczy spotkały się z oczami przestraszonej uczennicy. Uniosła ostrożnie dłoń do góry, jakby starała się uspokoić dziewczynkę.
- Nic ci nie zrobimy, spokojnie - powiedziała cicho i ponownie użyła przyjaznego tonu, a przynajmniej się starała. Zerknęła krótko na różdżkę, którą młodsza Gryfonka trzymała w dłoni, po czym posłała nikły, ciepły uśmiech w jej stronę. - Nikogo nie widziałaś? Jak dokładnie brzmiało to, co usłyszałaś? Nie płacz, wszystko będzie dobrze. Remusie, możesz w tym czasie sprawdzić kabiny?
- Remus J. Lupin
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Wto Sie 16, 2016 3:38 pm
Roześmiał się tylko. Wiedział, że gdyby oznajmił Lily, iż nie ma o niczym pojęcie, że cokolwiek robią w tej kwestii, to i tak by mu nie uwierzyła. Takie było już piętno, gdy przynależało się do Huncwotów, choćbyś mówił prawdę najszczerszą i tak każdy myśli, że się zgrywasz. Skąd on to znał. Czasem już nawet nie wiedział co ma wymyślać, szczególnie jeśli chodziło o nauczycieli, a i tak jakimś cudem starali mu się uwierzyć chociaż w część tego co mówił.
James nigdy nie opowiadał co robił z Evans, na swoje szczęście był jednak dżentelmenem chociaż pokręconym. Nie przypuszczał, by Lily mu uległa, chociaż na pewno Rogacz namawiał. Znał go dobrze i podejrzewał, że tak było. Sam Remus zaczerwienił się na samo wspomnienie o Erin oraz szatni Gryffindoru i tego co się tam działo. Wtedy żadne z nich nie panowało nad swoimi hormonami i wtedy też Remus Lupin, świętoszek nad świętoszkami, przeżył swój pierwszy raz. I wtedy poczuł ukłucie w sercu. Szybko otrząsnął się z rozmyślań u wrócił do rzeczywistości.
- Przecież panuję nad nimi - odpowiedział z uśmiechem, wciąż jednak lekko zaczerwieniony. Szybko przypomniał sobie po co tu są i o tajemniczej dziewczynce, która trzęsła się niczym osika i najwyraźniej coś ukrywała. Jak inaczej wyjaśnić jej zachowanie? Spojrzał poza dziewczynkę starając się coś lub kogoś dojrzeć i przy okazji ciekaw był odpowiedzi na pytania jakie zadała jej Lily.
- Co? Tak, jasne. Już idę - powiedział wyrwany z zadumy. Ominął trzynastolatkę i ruszył w kierunku kabin. Zaczął je powoli, kolejno jedna po drugiej, otwierać i sprawdzać.
James nigdy nie opowiadał co robił z Evans, na swoje szczęście był jednak dżentelmenem chociaż pokręconym. Nie przypuszczał, by Lily mu uległa, chociaż na pewno Rogacz namawiał. Znał go dobrze i podejrzewał, że tak było. Sam Remus zaczerwienił się na samo wspomnienie o Erin oraz szatni Gryffindoru i tego co się tam działo. Wtedy żadne z nich nie panowało nad swoimi hormonami i wtedy też Remus Lupin, świętoszek nad świętoszkami, przeżył swój pierwszy raz. I wtedy poczuł ukłucie w sercu. Szybko otrząsnął się z rozmyślań u wrócił do rzeczywistości.
- Przecież panuję nad nimi - odpowiedział z uśmiechem, wciąż jednak lekko zaczerwieniony. Szybko przypomniał sobie po co tu są i o tajemniczej dziewczynce, która trzęsła się niczym osika i najwyraźniej coś ukrywała. Jak inaczej wyjaśnić jej zachowanie? Spojrzał poza dziewczynkę starając się coś lub kogoś dojrzeć i przy okazji ciekaw był odpowiedzi na pytania jakie zadała jej Lily.
- Co? Tak, jasne. Już idę - powiedział wyrwany z zadumy. Ominął trzynastolatkę i ruszył w kierunku kabin. Zaczął je powoli, kolejno jedna po drugiej, otwierać i sprawdzać.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Sie 25, 2016 6:57 pm
Kiedy rudowłosa gryfonka ponownie zabrała głos, uwaga dziecka ponownie skupiła się na niej. W miarę jednak jak Lily zadawała kolejne pytania, błękitne oczy robiły się coraz większe, chociaż już wcześniej wydawało się to niemożliwe, jakby pokłady strachu w dziewczynce były nieprzebrane. W końcu cała jej twarzyczka przybrała niemal karykaturalny wyraz teatralnej maski, reprezentującej przerażenie.
- J-ja... - chciała już odpowiedzieć, jednak nagle nabrała gwałtownie powietrze do płuc, wyłapując w słowach starszej koleżanki najwyraźniej coś, co niekoniecznie jej się spodobało. - Nie! - Wrzasnęła i szarpnęła krągłą buzią w bok, jednocześnie ciągnąc ku górze prawą rękę - tę, w której trzymała różdżkę. Druga kabina, do której właśnie podszedł Remus poszła w strzępy. Z końca różdżki wyleciało zaklęcie, które minąwszy prefekta, wpadło do kabiny, zrywając ze ściany kafelki i rozsadzając sedes. Ze zniszczonej rury trysnęła fontanna wody, która oblała prefekta, dodatkowo na nowo zalewając łazienkę. Dziewczynka natomiast nagle jakby osłabła: wypuściła różdżkę z ręki i cofnęła się o parę kroków, ostatecznie upadając do tyłu i lądując na tyłku.
//Rzucaj jedną kością na obronę
- J-ja... - chciała już odpowiedzieć, jednak nagle nabrała gwałtownie powietrze do płuc, wyłapując w słowach starszej koleżanki najwyraźniej coś, co niekoniecznie jej się spodobało. - Nie! - Wrzasnęła i szarpnęła krągłą buzią w bok, jednocześnie ciągnąc ku górze prawą rękę - tę, w której trzymała różdżkę. Druga kabina, do której właśnie podszedł Remus poszła w strzępy. Z końca różdżki wyleciało zaklęcie, które minąwszy prefekta, wpadło do kabiny, zrywając ze ściany kafelki i rozsadzając sedes. Ze zniszczonej rury trysnęła fontanna wody, która oblała prefekta, dodatkowo na nowo zalewając łazienkę. Dziewczynka natomiast nagle jakby osłabła: wypuściła różdżkę z ręki i cofnęła się o parę kroków, ostatecznie upadając do tyłu i lądując na tyłku.
//Rzucaj jedną kością na obronę
- Remus J. Lupin
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sob Sie 27, 2016 2:59 pm
Remus z natury nie był podejrzliwy, ale tyle się teraz słyszało o tych przemytach, że każde nietypowe zachowanie powinno zainteresować prefektów. A był nim zarówno Lupin jak i Lily. Musieli zrobić swoje. Nie był do końca przekonany, że ta dziewczynka może stwarzać jakiekolwiek zagrożenie. Wyglądała jakby bała się własnego cienia. Jakby coś ukrywała? Ale co mogłaby ukrywać w nieużywanej łazience, w dodatku tam, gdzie przebywa Jęcząca Marta? Słyszał jak dziewczynka zaczyna się jąkać, aż nagle wrzasnęła.
W momencie kiedy miał otworzyć kolejną kabinę, by sprawdzić czy nikogo w niej nie ma, ona rozpadła się na strzępy o mało przy tym nie urywając ręki Gryfonowi. Różdżki nie zdążył chwycić, a odłamki desek, kafelek i rury leciały prosto w jego kierunku. Jedyne co zrobił, to zasłonił się rękami, a i tak jedna z lecących desek ugodziła go w ramię, niezbyt boleśnie, ale mimo wszystko poczuł ją. Zaklęcie rozwaliło klozet, ściany wokół i rury, w efekcie czego teraz prefekt ociekał wodą. Cudownie.
Wściekły i mokry obrócił się na pięcie ku winowajczyni. Będzie musiała się bardzo, ale to bardzo poważnie wytłumaczyć. Nie lubił odbierać nikomu punktów równie mocno, jak nie lubił ich tracić. To niestety była druga strona medalu, ta zła. Wiedział, że czasem trzeba to zrobić.
Chciał wyglądać na groźnego, ale nie umiał. Ociekający wodą, z włosami spływającymi na twarz, wyglądał jak zwykły mokry pies... lub wilk jak kto woli. Podszedł do niej, górując na nią.
- Słucham. Zwięźle i precyzyjnie oczekuję odpowiedzi co to miało znaczyć. Wiesz, że za nieuzasadniony atak na prefekta możesz stracić 50 punktów, wylądować u opiekuna domu, a nawet u dyrektora? - powiedział do dziewczynki. Już nie był taki miły jak poprzednio. Powody były dwa: nie lubił być atakowany nagle i... nie lubił być mokry.
W momencie kiedy miał otworzyć kolejną kabinę, by sprawdzić czy nikogo w niej nie ma, ona rozpadła się na strzępy o mało przy tym nie urywając ręki Gryfonowi. Różdżki nie zdążył chwycić, a odłamki desek, kafelek i rury leciały prosto w jego kierunku. Jedyne co zrobił, to zasłonił się rękami, a i tak jedna z lecących desek ugodziła go w ramię, niezbyt boleśnie, ale mimo wszystko poczuł ją. Zaklęcie rozwaliło klozet, ściany wokół i rury, w efekcie czego teraz prefekt ociekał wodą. Cudownie.
Wściekły i mokry obrócił się na pięcie ku winowajczyni. Będzie musiała się bardzo, ale to bardzo poważnie wytłumaczyć. Nie lubił odbierać nikomu punktów równie mocno, jak nie lubił ich tracić. To niestety była druga strona medalu, ta zła. Wiedział, że czasem trzeba to zrobić.
Chciał wyglądać na groźnego, ale nie umiał. Ociekający wodą, z włosami spływającymi na twarz, wyglądał jak zwykły mokry pies... lub wilk jak kto woli. Podszedł do niej, górując na nią.
- Słucham. Zwięźle i precyzyjnie oczekuję odpowiedzi co to miało znaczyć. Wiesz, że za nieuzasadniony atak na prefekta możesz stracić 50 punktów, wylądować u opiekuna domu, a nawet u dyrektora? - powiedział do dziewczynki. Już nie był taki miły jak poprzednio. Powody były dwa: nie lubił być atakowany nagle i... nie lubił być mokry.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sob Sie 27, 2016 2:59 pm
The member 'Remus J. Lupin' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 2
'Pojedynek' :
Result : 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|