- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Paź 19, 2015 7:28 pm
Czy to się kiedyś skończy? Szła coraz wolniej, skutecznie pozbawiana sił przez niezwykłe zimno i narastający ból dłoni. Do tego była cała poobijana i nawet z pomocą magii nie była zdolna do faktycznego poprawienia swojego stanu fizycznego. "Przynajmniej przeżyję, jeśli trafię na wampira." Starała jakoś się pocieszyć, czując zimny amulet pod peleryną, choć wątpiła by w kanalizacji szkoły czyhały krwiojady, a nawet jeśli, to z pewnością nie miały kształtu ludzkiego. Plasnęła wolną dłonią w nogę, do długiej listy swych aktualnych lęków dopisując wyimaginowane pijawki kąsające ją, gdy nie patrzy. W końcu lubiły wodę, a jej nie dopisywało szczęście. Wszystko mogło się zdarzyć, ba, mogła nawet trafić na jakiegoś potwora rodem z sennych koszmarów, mimo, iż przecież tylko poszła zwiedził damski kibel. "Dlaczego ja..." Złość i ciekawość poszły precz, a zrobiły miejsce rozżaleniu i uczuciu porażki. Przecież chciała tylko przeczekać lekcje i wymknąć się do dormitorium! Owszem, zamiast siedzieć w rozwalonej łazience wybrała wędrówkę w nieznane, ale czy miała coś lepszego do roboty? Zresztą, nie darowałaby sobie, gdyby okazało się to jedyną szansą w jej życiu na odkrycie nowych składników eliksirów! Jeśli na czymkolwiek jej zależało, to właśnie na nich. I dlatego tym bardziej bolała ją garstka obgryzionych kości w kieszeni. "Równie dobrze mogłabym posprzątać po polowaniu Pani Norris..." I tak słabo widoczną drogę przed nią utrudniły zbierające się w oczach łzy. Kiedy ta cholerna, niewdzięczna różdżka wskazała jej kolejnego mieszkańca rur, Mer nie była w stanie odgadnąć co to takiego było. Nie widząc innego wyjścia, puchonka zebrała w sobie ostatki sił i telepiąc się jak galareta ruszyła żwawszym krokiem za niewiadomym. Zmoknięta, zziębnięta i potłuczona, parła przed siebie z pustką w głowie, nie planując, ani nie uważając już nawet. Miała serdecznie dość. Straciwszy nadzieję na warte zachodu odkrycia w tym paskudnym miejscu oraz pchana przez instynkt przetrwania, Meredith Evans oficjalnie postanowiła się stąd wydostać.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Paź 19, 2015 9:43 pm
Rury, po których poruszałaś się teraz nie były tak ciche jak poprzednie, jęczały delikatnie i to najwidoczniej nie było spowodowane przelewającą się w nich wodą, ale dodatkowym ciężarem w postaci ciebie, zupełnie jakby nie miały pod sobą zbitej ziemi, ale niebezpieczną pustą przestrzeń i lada chwila miały się zarwać. Widocznie ostatnie długie deszcze i typowo angielska pogoda musiały obsunąć albo przemieścić nieco ziemie nawet na tej głębokości. Albo właśnie byłaś pod jeziorem. To ciężko było stwierdzić, a prędkość, z jaką pokonywałaś kolejne dystanse dowodziła, że nie zajmowało to nawet twoich myśli. Co gorsze głośniejsze jęki dochodziły z oddali, ale tam dochodził jeszcze gruchot i chrobot. Po szczurach nie pozostał żaden ślad prócz raz na jakiś czas chrupiących ci pod butami kostek. Rury pozwalały ci obrać ścieżkę, która zawracała w kierunku, z którego przypuszczalnie przyszłaś, ale te ich części były zdecydowanie mniejsze i na ich ściany powrócił szlam, jaki zaobserwowałaś przy początkowym odcinku, kiedy tylko zakończyłaś wyborowy ślizg na czterech literach z łazienki Jęczącej Marty. Ale to nie było żadnym sygnałem, że powróciłaś na bardziej znane ci tereny, w końcu byłaś w labiryncie kanalizacyjnym zamku, który miał setki lat na karku a jego architekci na tyle fantazji, by uzbroić go po zęby w znikające sale i samo-przesuwające się schody, więc czemu niby nie mieliby...?
Nagle rura zadrżała ci pod nogami i podniosła tak gwałtownie, że ustanie podczas tego manewru na skostniałych nogach musiało być nie lada wyczynem, zwłaszcza, że jej widoczny dla ciebie i oddalony o kilka metrów koniec gwałtownie się przemieścił tak, że złączył z inną rurą osadzoną nieco bardziej na prawo i położona o kilkanaście stopni wyżej. Twoja trasa została nieprzewidzianie zmieniona w nieco bardziej stromą przez naprawdę długi dystans, choć nie musiałaś na szczęście poruszać się na czworakach – chyba, że miałaś taką potrzebę.
Ciche piski szczurów powróciły, ale te najwidoczniej nieprzyzwyczajone do przesuwania im się nor, czmychnęły w pierwszym odruchu do jakiś włochatych skupisk czegoś (chyba co miało się niedługo zmienić w chrupiące kostki) i nie wyzierało stamtąd łbów kiedy je mijałaś. Droga tam nieco się wyrównywała i przed sobą miałaś nadal ciągnący się w ciemności wąski korytarz albo przejście na dół, które musiałabyś przeskoczyć. To drugie na szczęście było na tyle niewielkie, że zmieściłabyś się w nim, ale trzymając ręce i nogi blisko ciała. Dodatkowo zauważyłaś, że ta część rury jest zasobna w mniejszą rurę zachodząc w dół i coś, co wyglądało jak żelazna, przytwierdzona do ściany drabina.
Za tobą znowu odezwał się głuchy jęk i szczury zaczęły piszczeć opętańczo, uciekając prosto w twoim kierunku. Były jak w amoku, ale nie wyglądały jakby zależało im akurat na tobie.
//off: popuściłem wodze fantazji, YOLO//
Nagle rura zadrżała ci pod nogami i podniosła tak gwałtownie, że ustanie podczas tego manewru na skostniałych nogach musiało być nie lada wyczynem, zwłaszcza, że jej widoczny dla ciebie i oddalony o kilka metrów koniec gwałtownie się przemieścił tak, że złączył z inną rurą osadzoną nieco bardziej na prawo i położona o kilkanaście stopni wyżej. Twoja trasa została nieprzewidzianie zmieniona w nieco bardziej stromą przez naprawdę długi dystans, choć nie musiałaś na szczęście poruszać się na czworakach – chyba, że miałaś taką potrzebę.
Ciche piski szczurów powróciły, ale te najwidoczniej nieprzyzwyczajone do przesuwania im się nor, czmychnęły w pierwszym odruchu do jakiś włochatych skupisk czegoś (chyba co miało się niedługo zmienić w chrupiące kostki) i nie wyzierało stamtąd łbów kiedy je mijałaś. Droga tam nieco się wyrównywała i przed sobą miałaś nadal ciągnący się w ciemności wąski korytarz albo przejście na dół, które musiałabyś przeskoczyć. To drugie na szczęście było na tyle niewielkie, że zmieściłabyś się w nim, ale trzymając ręce i nogi blisko ciała. Dodatkowo zauważyłaś, że ta część rury jest zasobna w mniejszą rurę zachodząc w dół i coś, co wyglądało jak żelazna, przytwierdzona do ściany drabina.
Za tobą znowu odezwał się głuchy jęk i szczury zaczęły piszczeć opętańczo, uciekając prosto w twoim kierunku. Były jak w amoku, ale nie wyglądały jakby zależało im akurat na tobie.
//off: popuściłem wodze fantazji, YOLO//
- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Wto Paź 20, 2015 9:00 am
Strach miał wiele poziomów. Można było się bać, ale i tak przestraszyć jeszcze bardziej i bardziej, aż dotarło się do granicy, momentu, kiedy już bardziej bać się nie dało. Mer właśnie tą granicę przekroczyła, a przynajmniej była o tym święcie przekonana, gdy zrezygnowana pokonywała kolejne odcinki rur. Wszelkie zachwiania, niesprecyzowane odgłosy i szczury (lub też ich pozostałości) nie robiły na niej wrażenia, bo przecież nie spodziewała się już zastania tu niczego miłego. Jednak nawet w tym beznamiętnym, apatycznym stanie z jej nienawykłego do mowy gardła wyrwał się głośny pisk, w momencie poruszania się konstrukcji, która przecież winna być pod ziemią, niezdolna do samozwańczych wędrówek! Puchonka padła na kolana, bliska omdlenia, próbując uspokoić oddech po ataku hiperwentylacji. "Chcę do domu. Chcę stąd wyjść. CHCĘ WYJŚĆ!" Głos w jej głowie rozrywał czaszkę, ale miękkie kolana potrzebowały więcej czasu na podniesienie ciężaru ciała. Mijały minuty, ciągnące się jakby w nieskończoność, a ona dalej tkwiła w tym samym miejscu, powoli uświadamiając sobie, że płaczem czy nawet wołaniem o pomoc nie poprawi swojej sytuacji, nie wydostanie się z tego labiryntu samym lamentem. Z nieludzkim wysiłkiem podniosła się i zaczęła człapać na przód. Nie mogła zawrócić, nie mogła tu zostać. Pozostało jej tylko iść przed siebie, ignorując wszelkie przeszkody i wszędobylskie gryzonie. Niewyraźny obraz metalowych szczebli nie wzbudził w niej nadziei. Zrezygnowana dotarła do nich i zaczęła się wspinać, nie wierząc jednak by zbliżała się tym samym do wyjścia. Czuła, że to miejsce bawi się nią, w rzeczywistości pochłaniając jeszcze głębiej.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Wto Paź 20, 2015 11:19 am
Pisk szczurów osiągnął apogeum w momencie, kiedy byłaś mniej więcej w połowie drogi w dół szczeblami, które nieprzyjemną wilgocią lepiły ci się do palców i ubrań. Nagle z cichym sykiem na wejście nad twoją głową wślizgnęło się coś ogromnego, co jak nożem ucięło hałas i raban, który robiły gryzonie. Światło twojej różdżki nie opadało jednak na to miejsce już tak dokładnie, byś mogła rozpoznać czy nie była to tylko przypadkiem kolejna rura. Daleko od ciebie znowu coś się przemieściło, zajęczało nieprzyjemnie i nagle jeden ze stopni zarwał się pod naciskiem twojej stopy i w zależności jak mocno trzymałaś się rękoma: albo zawisłaś w powietrzu, albo wylądowałaś na dnie rury niecałe półtora metra pod tobą. Kolejne szczury rozpierzchły się po twoim upadku, a blade światło Lumosa oświetliło rozwidlenie widoczne dokładnie na prawo od twojej aktualnej pozycji.
W skład tego rozwidlenia wchodziły trzy żelazne okrągłe korytarze – jeden zupełnie brudny, w którym akurat stałaś, drugi całkowicie czysty, jakby przetarty czymś i trzeci nie mniej osyfiony co pierwszy, ale za to zaścielony warstwą szczurzych kości liczoną w centymetrach. Kości nie leżały wszędzie równomiernie, ba wręcz wyglądały tak, jakby w jednym miejscu na boki rozsypało je i połamało coś, co spadło na nie z góry. Coś wielkości ciebie.
Wróciłaś do punktu wyjścia i mogłaś usłyszeć ciche echo uczniowskiego gwaru, który docierał do ciebie mocno stłumiony przez odległość. Rura bogata w dywan ze szczurzych resztek w pewnym momencie łamała się i była wyciągnięta ostro w górę i w połowie drogi wygięta pod lekkim kątem tak, że stojąc idealnie pod nią dało się na samym jej końcu zobaczyć fragment oświetlonego wylotu wystającego u góry w łazience.
W skład tego rozwidlenia wchodziły trzy żelazne okrągłe korytarze – jeden zupełnie brudny, w którym akurat stałaś, drugi całkowicie czysty, jakby przetarty czymś i trzeci nie mniej osyfiony co pierwszy, ale za to zaścielony warstwą szczurzych kości liczoną w centymetrach. Kości nie leżały wszędzie równomiernie, ba wręcz wyglądały tak, jakby w jednym miejscu na boki rozsypało je i połamało coś, co spadło na nie z góry. Coś wielkości ciebie.
Wróciłaś do punktu wyjścia i mogłaś usłyszeć ciche echo uczniowskiego gwaru, który docierał do ciebie mocno stłumiony przez odległość. Rura bogata w dywan ze szczurzych resztek w pewnym momencie łamała się i była wyciągnięta ostro w górę i w połowie drogi wygięta pod lekkim kątem tak, że stojąc idealnie pod nią dało się na samym jej końcu zobaczyć fragment oświetlonego wylotu wystającego u góry w łazience.
- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Wto Paź 20, 2015 11:40 am
Świetnie, po prostu genialnie! Jeśli Evans nie była najbardziej pechową czarownicą na świecie, to współczujmy posiadaczce tego tytułu. Skostniałe dłonie puchonki nie miały szans utrzymać ciężaru ciała, zwłaszcza w chwili, gdy nie spodziewały się, iż będzie to konieczne. W związku z tym dziewczyna upadła na ziemię, po raz kolejny wydzierając się, chociaż tym razem o wiele chrapliwiej, ucinając w połowie przez napad kaszlu. Nie rozglądając się, nie dając dojść do głosu swemu analitycznemu umysłowi, bombardowanemu z każdej strony przez nieprzyjemne impulsy zmęczonego ciała, wstała chwiejąc się i poszła najczystszym z korytarzy, chociaż w ten sposób ułatwiając sobie ucieczkę. Gdyby się rozejrzała, przysłuchała, gdyby pomyślała, z oczywistych powodów wybrałaby rurę obiecującą jej rychłe wyjście na powierzchnię. Niestety, opuchnięte, załzawione oczy nie dostrzegały właściwej drogi, sięgając najwyżej pół metra przed nastolatkę. Przygarbiona, patrząca już tylko pod nogi Mery ruszyła w jedyną nieusyfioną stronę, kojarząc czystość ze skrzatami, dormitorium i ciepłym łóżkiem. Właśnie tam chciała się jak najszybciej znaleźć.
- David o'Connell
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sro Paź 21, 2015 3:38 pm
Naprawdę nie chciało mu się szukać lepszego miejsca na zapalenie papierosa. Nie lubił tu przychodzić, ale w ciągu wszystkich lat przebywania w Hogwarcie i znajdowania co lepszych kryjówek zdążył się dowiedzieć, że ta konkretna łazienka dziewczyn zwykle omijana była szerokim łukiem. Oczywiście ryzykował towarzystwo denerwującego ducha, ale wolał to, niż dłuższe znoszenie głodu nikotynowego. Rozejrzał się, zanim otworzył drzwi i wszedł do środka - nie chciał, żeby przypałętał się za nim jakiś nadgorliwy prefekt, który nie uznaje tej toalety za wyjętą z użytku.
Zdążył zrobić może dwa kroki, zanim zorientował się, że coś jest mocno nie w porządku. Ostatnim razem, kiedy znalazł się w tym miejscu nie natknął się na wystającą z rozwalonej posadzki rurę. Powoli podszedł do niej, marszcząc brwi. Znalezisko było mocno nietypowe i nie potrafił wyobrazić sobie okoliczności, w jakich mogła nastąpić tego typu usterka. Na pewno nie miał zamiaru nigdzie tego zgłaszać, ostatecznie jego noga nigdy nie powinna stanąć w tym miejscu.
Znalazł się w końcu przy wlocie wielkiej rury, wyciągnął paczkę, włożył w zęby jednego z ostatnich papierosów i odpalił go różdżką. Zajrzał do środka.
- Lumos. - Rozkazał trzymanemu w ręce kawałkowi drewna. Otwór był na tyle szeroki, że byłby w stanie do niego wejść, ale Carney nie był na tyle głupi, żeby próbować, zanim upewni się, co jest niżej. Prawdę mówiąc w ogóle nie miał zamiaru znaleźć się w środku, bo nie widział w tym większego celu... Przynajmniej do czasu, aż nie usłyszał zniekształconych dźwięków, które mogły świadczyć o tym, że ktoś tam jest. Chwilę stał, próbując wychwycić cokolwiek, co wykluczy możliwość, że za odgłosy odpowiedzialne są szczury. W końcu podjął decyzję - nie zaszkodzi mu wleźć i sprawdzić. Z wyjściem - czy raczej wylotem - nie będzie miał problemu, jeśli na dole nie będzie nic ciekawego. O to, że spadnie z wysokości też się nie martwił - w razie czego zdążyłby zmienić postać, czego nie chciał ryzykować od razu. Jeśli na dole faktycznie ktoś jest, mógłby zobaczyć jego przemianę, a tym David nie miał zamiaru ryzykować.
Z różdżką w ręce i petem w ustach wszedł do otworu, starając się znaleźć jak najdalej, zanim puści krawędź. Ostatni raz przed skokiem zaciągnął się, uwolnił chmurę dymu i opuścił się w ciemność.
Zdążył zrobić może dwa kroki, zanim zorientował się, że coś jest mocno nie w porządku. Ostatnim razem, kiedy znalazł się w tym miejscu nie natknął się na wystającą z rozwalonej posadzki rurę. Powoli podszedł do niej, marszcząc brwi. Znalezisko było mocno nietypowe i nie potrafił wyobrazić sobie okoliczności, w jakich mogła nastąpić tego typu usterka. Na pewno nie miał zamiaru nigdzie tego zgłaszać, ostatecznie jego noga nigdy nie powinna stanąć w tym miejscu.
Znalazł się w końcu przy wlocie wielkiej rury, wyciągnął paczkę, włożył w zęby jednego z ostatnich papierosów i odpalił go różdżką. Zajrzał do środka.
- Lumos. - Rozkazał trzymanemu w ręce kawałkowi drewna. Otwór był na tyle szeroki, że byłby w stanie do niego wejść, ale Carney nie był na tyle głupi, żeby próbować, zanim upewni się, co jest niżej. Prawdę mówiąc w ogóle nie miał zamiaru znaleźć się w środku, bo nie widział w tym większego celu... Przynajmniej do czasu, aż nie usłyszał zniekształconych dźwięków, które mogły świadczyć o tym, że ktoś tam jest. Chwilę stał, próbując wychwycić cokolwiek, co wykluczy możliwość, że za odgłosy odpowiedzialne są szczury. W końcu podjął decyzję - nie zaszkodzi mu wleźć i sprawdzić. Z wyjściem - czy raczej wylotem - nie będzie miał problemu, jeśli na dole nie będzie nic ciekawego. O to, że spadnie z wysokości też się nie martwił - w razie czego zdążyłby zmienić postać, czego nie chciał ryzykować od razu. Jeśli na dole faktycznie ktoś jest, mógłby zobaczyć jego przemianę, a tym David nie miał zamiaru ryzykować.
Z różdżką w ręce i petem w ustach wszedł do otworu, starając się znaleźć jak najdalej, zanim puści krawędź. Ostatni raz przed skokiem zaciągnął się, uwolnił chmurę dymu i opuścił się w ciemność.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Sro Paź 21, 2015 3:55 pm
Meredith, w chwili kiedy wstałaś, w głowie zaczynało ci się kręcić coraz bardziej. Czułaś się tak, jakbyś zabierała stąd już ostatnie zapasy tlenu, którego nie było tu aż tak dużo jak na górze. To wraz z ciągle biorącą górę demotywacją sprawiało, że czułaś się z każdą chwilą coraz bardziej wyczerpana. Jakby energia ulatywała z ciebie, jak z przebitego balonu. Zwróciłaś się w stronę czystej rury – nie wydala ci się ona jakby bardziej znajoma? Chyba nie w końcu nieomal wszystkie rury wyglądały tutaj tak samo, różnicą był jedynie kierunek, w który się pięły i ich wąskość. Idąc w jej stronę musiałaś mimo wszystko chwilę podeptać po dywanie szczurzych kostek, co zaowocowało znośnym jeszcze dla ciebie hałasem, ale to było niczym w porównaniu z rabanem, który rozrósł się, kiedy jakaś bomba wpadła wprost na kostki i rozrzuciła je na boki tak, że nawet niektóre zdołały odbić się pod twoje nogi, bo przeszłaś jedynie parę chwiejnych kroków w głąb czystszej rury.
David, w chwili kiedy puściłeś skraju rury, zacząłeś zjeżdżać w dół zupełnie jak w zabudowanej rynnie w aquaparku - różnicą jednak było to, że nie było tu za dużo wody i tylko dzięki szacie nie zdarłeś sobie skóry do krwi. Mimo to czarny materiał nieco ucierpiał, ale to ie było najgorsze. Niecałe dwa metry od rozpoczęcia twojej przygody minąłeś przy ścianie coś przez co przeniknąłeś i towarzyszyło temu okropne uczucie, przypominające włożeniu prawego uda, boku i całej ręki do wiadra z lotem – ale tylko przez setną sekundy, kiedy przy okazji przed swoimi oczami stanęła jak klatka z filmu twarz uśpionej dziewczynki, tak eterycznej, że przez jej głowę w świetle różdżki prześwitywał widok ściany rury.
A potem był już tylko ból, kiedy najpierw botami, a potem czterema literami zaryłeś w górkę kostek, z których niektóre nie należały do tępych i poprzyczepiały do twoich spodni i szaty. Lewy rękaw miałeś przy dłoni lekko popruty, to samo stało się w tylną krawędzią czarnego płaszcza. Poza tym na twoich ubraniach szybko osiadł dziwny pył, najpewniej kurz.
Meredith Evans: - 25 PŻ za całość
David o'Connell: - 5 PŻ
David, w chwili kiedy puściłeś skraju rury, zacząłeś zjeżdżać w dół zupełnie jak w zabudowanej rynnie w aquaparku - różnicą jednak było to, że nie było tu za dużo wody i tylko dzięki szacie nie zdarłeś sobie skóry do krwi. Mimo to czarny materiał nieco ucierpiał, ale to ie było najgorsze. Niecałe dwa metry od rozpoczęcia twojej przygody minąłeś przy ścianie coś przez co przeniknąłeś i towarzyszyło temu okropne uczucie, przypominające włożeniu prawego uda, boku i całej ręki do wiadra z lotem – ale tylko przez setną sekundy, kiedy przy okazji przed swoimi oczami stanęła jak klatka z filmu twarz uśpionej dziewczynki, tak eterycznej, że przez jej głowę w świetle różdżki prześwitywał widok ściany rury.
A potem był już tylko ból, kiedy najpierw botami, a potem czterema literami zaryłeś w górkę kostek, z których niektóre nie należały do tępych i poprzyczepiały do twoich spodni i szaty. Lewy rękaw miałeś przy dłoni lekko popruty, to samo stało się w tylną krawędzią czarnego płaszcza. Poza tym na twoich ubraniach szybko osiadł dziwny pył, najpewniej kurz.
Meredith Evans: - 25 PŻ za całość
David o'Connell: - 5 PŻ
- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Paź 22, 2015 8:07 am
Głupie szczurze kostki, tylko utrudniały już i tak niełatwą wędrówkę. "Mogło być gorzej... Mogłam iść tą drugą rurą..." Dziewczyna pocieszała się w myślach, nie zdając sobie sprawy z popełnionego błędu. Mimowolnie nasłuchiwała dalszych syków, które poprawnie zinterpretowała jako zagrożenie, nawet jeśli przypisywała je o wiele mniej niebezpiecznemu źródłowi. Pewnie dlatego tak bardzo się wystraszyła, gdy coś huknęło za nią. W pierwszym odruchu wycelowała różdżkę w miejsce lądowania owej 'bomby', zacinając się jednak na wypowiadaniu zaklęcia.
- E... eks... p-plia...! - trzęsąc się jak galareta, z wielkimi jak spodki oczami pełnymi łez, starała się dostrzec w ciemności z czym przyszło jej tym razem mieć do czynienia. Delikatne światło przygasającego Lumos niewiele pomagało, a fizyczne wycieńczenie uniemożliwiało ucieczkę. Zdana na łaskę tego co stanęło przed nią, zdezorientowana i skatowana, Meredith wyjęła wolną ręką z kieszeni część zebranych wcześniej kosteczek i w ostatniej, żałosnej próbie samoobrony rzuciła nimi w przeciwnika, zaskakująco stanowczo podnosząc przy tym głos. - AKYSZ!
- E... eks... p-plia...! - trzęsąc się jak galareta, z wielkimi jak spodki oczami pełnymi łez, starała się dostrzec w ciemności z czym przyszło jej tym razem mieć do czynienia. Delikatne światło przygasającego Lumos niewiele pomagało, a fizyczne wycieńczenie uniemożliwiało ucieczkę. Zdana na łaskę tego co stanęło przed nią, zdezorientowana i skatowana, Meredith wyjęła wolną ręką z kieszeni część zebranych wcześniej kosteczek i w ostatniej, żałosnej próbie samoobrony rzuciła nimi w przeciwnika, zaskakująco stanowczo podnosząc przy tym głos. - AKYSZ!
- David o'Connell
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Czw Paź 22, 2015 8:27 pm
Fragmenty szkieletów gryzoni powbijały mu się boleśnie w ciało, kiedy walnął w posadzkę. Zaklął bezgłośnie pod nosem. Zerwał się na nogi, wyzwalając tym samym salwę strzałów pękających kostek, ale kiedy chciał się wyprostować z impetem wyrżnął głową w nisko zawieszony strop, skutkiem tego odgryzając fragment papierosa, który wciąż tkwił mu w zębach. Wysoki wzrost miał swoje wady.
- Kurwa mać! - Powiedział już głośniej, gwałtownie się schylając i złapał wolną ręką za głowę. Mniej więcej w tym momencie dostał w twarz kolejnymi szczątkami. - Co do... - Urwał wypowiedź. Było ciemno - przez zamieszanie, jakie sam wywołał, aż do tej chwili nie zauważył, że nie jest sam. Musiał zrobić wspaniałe pierwsze wrażenie.
Po głowie obijała mu się wizja Jęczącej Marty - to musiała być Jęcząca Marta - którą minął podczas zjazdu rurą. Tym, co przykuło jego uwagę był fakt, że była wyjątkowo cicha. Jeszcze nigdy nie widział jej w sytuacji, w której nie robiła rabanu. Chociaż było to - według jego obecnego stanu wiedzy - niemożliwe, musiał przyjąć, że coś jej się stało. Wątpił, żeby uznała nieruchome wiszenie w rurze za zabawne.
Nagromadzone szkielety też nie zostały niezauważone. Carney zastanawiał się, czy to możliwe, żeby napłynęły w to miejsce z wodą, która chyba nie byłaby niczym dziwnym w rurach.
Wyjął skróconego peta z ust. Skierował światło Lumosa w stronę, z której przed chwilą usłyszał damski głos. Mało nie wypuścił z rąk różdżki, kiedy zauważył przestraszoną, podrapaną i zapłakaną dziewczynę. W pierwszym odruchu cofnął się, szorując włosami po sklepieniu i rozdeptując kolejne czaszki, zaraz jednak przemówił sobie do rozsądku - owszem, bała się go, ale przecież nic jej nie zrobił. Musiała siedzieć tu już długo, sądząc po jej stanie, a nie był zbyt dyskretny wpadając w to miejsce. Mimo to głos miał niepewny, kiedy wreszcie się odezwał.
- Hej, spokojnie. - Mistrzem elokwencji nigdy nie był. Nawet nie próbował podchodzić, nie chcąc prowokować u niej większego strachu. Stał nieruchomo, opuścił tylko promień światła, żeby nie oślepiać jej ani chwili dłużej. Spróbował przełknąć ślinę, ale miał sucho w ustach. - Zakładam, że chcesz stąd wyjść. - Nawet nie drgnął, czekając na jej reakcję.
Sam nie wiedział, czego się spodziewał, wchodząc tutaj. Może kogoś, kto szuka rozrywki - zresztą sam zaliczał się do tej kategorii - a może po prostu wyrośniętych szczurów, ale... Nie tego.
- Kurwa mać! - Powiedział już głośniej, gwałtownie się schylając i złapał wolną ręką za głowę. Mniej więcej w tym momencie dostał w twarz kolejnymi szczątkami. - Co do... - Urwał wypowiedź. Było ciemno - przez zamieszanie, jakie sam wywołał, aż do tej chwili nie zauważył, że nie jest sam. Musiał zrobić wspaniałe pierwsze wrażenie.
Po głowie obijała mu się wizja Jęczącej Marty - to musiała być Jęcząca Marta - którą minął podczas zjazdu rurą. Tym, co przykuło jego uwagę był fakt, że była wyjątkowo cicha. Jeszcze nigdy nie widział jej w sytuacji, w której nie robiła rabanu. Chociaż było to - według jego obecnego stanu wiedzy - niemożliwe, musiał przyjąć, że coś jej się stało. Wątpił, żeby uznała nieruchome wiszenie w rurze za zabawne.
Nagromadzone szkielety też nie zostały niezauważone. Carney zastanawiał się, czy to możliwe, żeby napłynęły w to miejsce z wodą, która chyba nie byłaby niczym dziwnym w rurach.
Wyjął skróconego peta z ust. Skierował światło Lumosa w stronę, z której przed chwilą usłyszał damski głos. Mało nie wypuścił z rąk różdżki, kiedy zauważył przestraszoną, podrapaną i zapłakaną dziewczynę. W pierwszym odruchu cofnął się, szorując włosami po sklepieniu i rozdeptując kolejne czaszki, zaraz jednak przemówił sobie do rozsądku - owszem, bała się go, ale przecież nic jej nie zrobił. Musiała siedzieć tu już długo, sądząc po jej stanie, a nie był zbyt dyskretny wpadając w to miejsce. Mimo to głos miał niepewny, kiedy wreszcie się odezwał.
- Hej, spokojnie. - Mistrzem elokwencji nigdy nie był. Nawet nie próbował podchodzić, nie chcąc prowokować u niej większego strachu. Stał nieruchomo, opuścił tylko promień światła, żeby nie oślepiać jej ani chwili dłużej. Spróbował przełknąć ślinę, ale miał sucho w ustach. - Zakładam, że chcesz stąd wyjść. - Nawet nie drgnął, czekając na jej reakcję.
Sam nie wiedział, czego się spodziewał, wchodząc tutaj. Może kogoś, kto szuka rozrywki - zresztą sam zaliczał się do tej kategorii - a może po prostu wyrośniętych szczurów, ale... Nie tego.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Nie Paź 25, 2015 1:25 pm
Oboje robiliście krzykami niesamowity hałas. Echo po wpadnięciu do labiryntu rur Pana o'Connella niosło się jeszcze chwil kilka, tak samo, jak huk wywołany przyłożeniem jego głową o górną część żelaznego korytarzyka. Wszystko doprawiły jeszcze twoje krzyki Meredith i nagle jęki z wnętrza rury, w którą początkowo wchodziłaś, ucichły jak ucięte nożem i pozostawiły nieprzyjemne poczucie zatrzymania czasu. Atmosfera zgęstniała, słuchać było tylko popiskiwania szczurów i odgłosy drapania małych pazurków gdzieś nad waszymi głowami.
- Meredith Evans
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Nie Paź 25, 2015 8:39 pm
Spokojnie? On jej kazał być spokojnie?! Tylko parząca w dłonie różdżka nie pozwalała jej stracić przytomności, ani zatracić się w ataku paniki, który dodatkowo podsycała obecność drugiej, ludzkiej istoty. I do tego faceta, uh... Dlaczego to musiał być facet? Z dziewczyną, najlepiej z własnego domu, miałaby szansę się dogadać, ale z jakimś obcym chłopakiem? Przed oczami stanęła jej pamiętna scena z lekcji Zaklęć przez którą wylądowała w tym bagnie. "Tylko nie podchodź. Nie wyciągaj do mnie łap i zachowaj dystans. Proszę, nie mam nawet dokąd uciec..." Błagała go w myślach, z typowo kobiecą nadzieją, iż domyśli się jak postępować, zamiast z góry uprzedzić o swym wybuchowym charakterze. Na szczęście i ku jej ogromnej uldze, czarodziej wydawał się opanowany, stał w bezruchu, a następne zdanie jakie padło z jego ust napełniło Meredith nową nadzieją. Potrząsnęła twierdząco głową, ściskając różdżkę w obu dłoniach, starając się nie rozkleić po raz kolejny tego długiego dnia. Nie zarejestrowała zmian w otoczeniu, po raz kolejny nie wykazując się spostrzegawczością. Niestety, zmęczenie tak fizyczne jak i psychiczne, skutecznie utrudniały jej myślenie, pozostawiając pannie Evans podstawowe instynkty pomieszane z całą kolekcją fobii. A to nie mogło wróżyć nic dobrego...
Stała w miejscu, napięta jak struna, trzęsąca się i bezsilna. Wciąż jednak gotowa do ostatecznych, żałosnych prób walki w razie nieodpowiedniego ruchu nieznajomego. Przyglądała mu się opuchniętymi oczami, niczym ranne zwierzę, niepewna o swój los.
Stała w miejscu, napięta jak struna, trzęsąca się i bezsilna. Wciąż jednak gotowa do ostatecznych, żałosnych prób walki w razie nieodpowiedniego ruchu nieznajomego. Przyglądała mu się opuchniętymi oczami, niczym ranne zwierzę, niepewna o swój los.
- David o'Connell
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Paź 26, 2015 7:40 pm
Rozejrzał się, próbując wymyślić sposób, w jaki mogliby (we dwójkę, a nie tylko on sam) wydostać się z tego miejsca. Przesunął promieniem światła po dnie rury, a jego wzrok padł na stertę kości. Wieloletni brud zakrywał wszystko wokół, oprócz pasa, na którym stali. Zmarszczył brwi, patrząc pod nogi. Przypisywał to zjawisko wodzie, która na pewno musiała czasem tędy płynąć, podobnie, jak przypisał mu zgromadzenie sterty szczurzych kości. Teraz, kiedy ogarniał wzrokiem całe otoczenie, nie był już tego taki pewny. Miał wrażenie, że ciek ułożyłby to trochę inaczej.
Nagle wpadł na bardzo dobry pomysł. Mógł pomyśleć o tym od razu... Sięgnął po jedną z wyjątkowo dorodnych szczurzych czaszek i spokojnie odwrócił się do dygoczącej ze strachu dziewczyny. Sam też się lekko trząsł, do tego czuł, że robi mu się niedobrze. O wiele łatwiej by było działać, gdyby nie patrzyła na niego w taki sposób.
Wciąż starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów stuknął różdżką w trzymaną czachę.
- Portus. - Mruknął. Jednak nic się nie stało, żadnego efektu. David skrzywił się. To zaklęcie nie należało do łatwych, widać rozdrażnienie obecnością wystraszonej Puchonki (mimo stanu, w jakim się znajdowała i pomimo ciemności wciąż był zdolny rozpoznać kolory zdobiące jej szatę) zrobiło swoje. Kolejne przekleństwa cisnęły mu się na usta, ale powstrzymał je, nie chcąc pogarszać sytuacji. Ponowił próbę, skupiając się na Skrzydle Szpitalnym. - Portus!
Tym razem przedmiot rozjarzył się na chwilę niebieskim światłem, żeby zaraz powrócić do normalnego stanu. Carney wyciągnął rękę z właśnie zrobionym świstoklikiem w stronę stojącej przed nim dziewczyny, odczuwając ulgę pomieszaną z napięciem.
- Weź to. Zabierze cię do Skrzydła Szpitalnego... Albo w jego okolice. - Wiedział, że nie wyszło doskonale, ale musiało wystarczyć. Czekał w bezruchu na jej reakcję. Jakby na to nie spojrzeć, właśnie wytworzył dla niej nielegalnego świstoklika. Miał nadzieję, że nikt się o tym nie dowie.
Nagle wpadł na bardzo dobry pomysł. Mógł pomyśleć o tym od razu... Sięgnął po jedną z wyjątkowo dorodnych szczurzych czaszek i spokojnie odwrócił się do dygoczącej ze strachu dziewczyny. Sam też się lekko trząsł, do tego czuł, że robi mu się niedobrze. O wiele łatwiej by było działać, gdyby nie patrzyła na niego w taki sposób.
Wciąż starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów stuknął różdżką w trzymaną czachę.
- Portus. - Mruknął. Jednak nic się nie stało, żadnego efektu. David skrzywił się. To zaklęcie nie należało do łatwych, widać rozdrażnienie obecnością wystraszonej Puchonki (mimo stanu, w jakim się znajdowała i pomimo ciemności wciąż był zdolny rozpoznać kolory zdobiące jej szatę) zrobiło swoje. Kolejne przekleństwa cisnęły mu się na usta, ale powstrzymał je, nie chcąc pogarszać sytuacji. Ponowił próbę, skupiając się na Skrzydle Szpitalnym. - Portus!
Tym razem przedmiot rozjarzył się na chwilę niebieskim światłem, żeby zaraz powrócić do normalnego stanu. Carney wyciągnął rękę z właśnie zrobionym świstoklikiem w stronę stojącej przed nim dziewczyny, odczuwając ulgę pomieszaną z napięciem.
- Weź to. Zabierze cię do Skrzydła Szpitalnego... Albo w jego okolice. - Wiedział, że nie wyszło doskonale, ale musiało wystarczyć. Czekał w bezruchu na jej reakcję. Jakby na to nie spojrzeć, właśnie wytworzył dla niej nielegalnego świstoklika. Miał nadzieję, że nikt się o tym nie dowie.
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Paź 26, 2015 7:40 pm
The member 'David o'Connell' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Paź 26, 2015 7:49 pm
The member 'David o'Connell' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 4
'Pojedynek' :
Result : 4
- Mistrz Gry
Re: Łazienka Jęczącej Marty
Pon Paź 26, 2015 11:21 pm
Zaklęcie zmieniające szczurzą czaszkę w świstoklik podziałało – może i nie było idealne, ale po blasku, jakim okoliło resztki gryzonia, można było łatwo wywnioskować, że na pewno wyniesie podróżnika w jakieś inne miejsce, z dala od niebezpiecznej plątaniny rur pod zamkiem. W tym czasie znowu coć daleko od was gruchnęło z łoskotem, puszczając po rurach falę delikatnych drgań, które dotarły nawet do was, dając się wyczuć pod podeszwami butów. Coś prześlizgnęło się na lewo od ciebie, Davidzie i na prawo od ciebie, Meredith, z jakimś mokrym dźwiękiem, przypominającym lepkie mięso, ześlizgujące się po śliskiej nawierzchni. Potem odgłos ten, przyprawiający o ciarki, przebiegł gdzieś nad waszą głową, zdecydowanie szybciej i z sykiem ginąc gdzieś w odmętach rur na niedługo przed tym, nim minimalna ilość wody, w której nurzały się wasze buty, zaczęła się z wolna podnosić o kilka milimetrów.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|