- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Nie Lip 31, 2016 9:55 pm
Uśmiechnął się do niej ledwo zauważalnie, gdy odpowiedziała na jego prośbę. Jej surowość sprawiała, że odechciewało mu się podejmować jakichkolwiek interakcji. Chociaż jakby robiło mu to różnice. Był wycofany, małomówny, ze wzrokiem przez większość czasu utkwionym w książkach - nie potrzebował więc zabierać głosu przez większość czasu. Irma była jednak jego współpracownicą - i to bardzo bliską, zważywszy na to, że ciężko było odciąć się od siebie w bibliotece przez cały dzień. Czasem jednak pojawiała się potrzeba, chociażby ze zwykłej grzeczności, żeby zaspokoić potrzebę kontaktów towarzyskich. Można było porozmawiać o książkach i e.... książkach...?
Powiódł za nią wzrokiem, odstawiając na blat resztę książek, które znajdowały się na dwóch najwyższych półkach, po czym ponownie machnął różdżką by przysunąć drabinę, która miała ułatwić im cały zabieg sprzątania.
Powiódł za nią wzrokiem, odstawiając na blat resztę książek, które znajdowały się na dwóch najwyższych półkach, po czym ponownie machnął różdżką by przysunąć drabinę, która miała ułatwić im cały zabieg sprzątania.
- Mistrz Gry
Re: Biblioteka
Nie Lip 31, 2016 10:26 pm
O tak, Irma była surowa. Ktoś w końcu musiał! Inaczej kolekcjonowane przez wieki tomiszcza, spuścizna wszystkich liczących się czarodziei nie mogła by cieszyć się tak dobrym stanem jak obecnie. Podczas gdy Ezechiel najpewniej wepchnąl by książkę w ręce każdemu napotkanemu uczniowi, byle by tylko rozbudzić jego umysł, ona zamknęła by je wszystkie i prezentowała za szklaną gablotą. Grubą gablotą. Cóż... Pince i Yaxley mieli sporo szczęścia, że pracowali w miejscu w którym wypadało zachować ciszę.
- Pan pozwoli. - Powiedziała tonem dalekim od prośby i chwyciła drabinę wypielęgnowaną dłonią, zakończoną długimi, starannie pomalowanymi na czerwono paznokciami. Zzsunęła ze stóp pantofle i wspięła się na pierwszy szczebel, posyłając w stronę mężczyzny grzeczny uśmiech. - Jeden ze szczebli jest trochę poluzowany. - Wyjaśniła, kiwając powoli głową i wspięła się wyżej. Wolała nie ryzykować... Kilka dni wcześniej wyraźnie czuła z biurka Yaxleya zapach alkoholu. Właściwie była to idealna sposobność do tego by zająć jego miejsce, nie zrobiła jednak niczego w tym kierunku... Czyżby pod tą całą skorupą profesjonalizmu i surowości czuła jednak do niego sympatię?
- Proszę to wziąć. - Podała mu naręcze ksiąg z najwyższej półki a kurz wielką chmurą opadł na włosy mężczyzny. Odwróciła od niego twarz bez krztyny współczucia i otrzepała spódnicę, której skraj znajdował się na wysokości twarzy Ezechiela. Najwyraźniej nawet jeśli za grubymi szkłami okulararów tliły się jakieś cieplejsze uczucia, nie miała zamiaru się z nimi zdradzać.
- Pan pozwoli. - Powiedziała tonem dalekim od prośby i chwyciła drabinę wypielęgnowaną dłonią, zakończoną długimi, starannie pomalowanymi na czerwono paznokciami. Zzsunęła ze stóp pantofle i wspięła się na pierwszy szczebel, posyłając w stronę mężczyzny grzeczny uśmiech. - Jeden ze szczebli jest trochę poluzowany. - Wyjaśniła, kiwając powoli głową i wspięła się wyżej. Wolała nie ryzykować... Kilka dni wcześniej wyraźnie czuła z biurka Yaxleya zapach alkoholu. Właściwie była to idealna sposobność do tego by zająć jego miejsce, nie zrobiła jednak niczego w tym kierunku... Czyżby pod tą całą skorupą profesjonalizmu i surowości czuła jednak do niego sympatię?
- Proszę to wziąć. - Podała mu naręcze ksiąg z najwyższej półki a kurz wielką chmurą opadł na włosy mężczyzny. Odwróciła od niego twarz bez krztyny współczucia i otrzepała spódnicę, której skraj znajdował się na wysokości twarzy Ezechiela. Najwyraźniej nawet jeśli za grubymi szkłami okulararów tliły się jakieś cieplejsze uczucia, nie miała zamiaru się z nimi zdradzać.
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Czw Sie 04, 2016 8:21 pm
Cóż, różnili się. Co poradzić. Ona kochała książki w sposób zaborczy i chciała zapewnić im bezwzględne bezpieczeństwo. Problem z tym, że przez to pozbawiłaby innych możliwości zdobywania wiedzy, a to z kolei było celem Ezechiela - przekazanie jej komuś innemu. Stare woluminy kryły tajemnice, które uważnemu czytelnikowi mogły nie raz wskazać odpowiednią drogę. Pozwalały rozbudzić umysł, skłonić go do twórczej pracy, wykorzystywania informacji. Głód wiedzy był w nim silny i dziwił się, że w niektórych przygasał, blakł i płowiał. Uznawał to jednak za niezwykle ciekawe - to, jak bardzo zakorzenieni w jednej pasji, mogli się od siebie różnić. Ich sylwetki nabierały innych kontekstów, które razem dopełniały się i uzupełniany. Dobrze, że Yaxley był bibliotekarzem, bo dzięki temu pewnie niejeden uczeń czy uczennica otworzyli oczy i dobrze, że obok była Irma, która w odpowiedniej chwili gotowa była książkę odebrać, by uchronić ją przed całkowitą destrukcją.
Mężczyzna grzecznie pokiwał głową, dając kobiecie znak, że przyjął do wiadomości jej informację i zajmie się nią gdy tylko skończą. Złapałby się za to i teraz, ale niestety - bibliotekarka wspięła się jeszcze wyżej, uniemożliwiając mu jakiekolwiek akcje. Również podjęcie się samemu zdejmowanie dalszych ksiąg. Jaki był powód jej działań? Nie był pewien. Może po prostu stwierdziła, że sama zrobi to szybciej i lepiej, a jemu pozostawi do dźwigania księgi.
Wyciągnął ku niej dłonie, odbierając naręcze woluminów i mrużąc przy tym błękitne oczy, chroniąc je w ten sposób od chmury kurzu, która opadła razem z podanymi mu rzeczami. Jego wzrok powoli prześlizgnął się po sylwetce kobiety, odwróconej teraz do niego tyłem. Powoli, dokładnie, zatrzymując się na każdym zaobleniu i wklęśnięciu. Zatrzymał się dopiero na nieszczęsnym, poluzowanym szczeblu, pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu zażenowania czy wstydu. Jego spojrzenie pozostało takie samo : chłodne i obojętne, podobne do jej postawy. Odwrócił się do stojącego obok stolika i odstawił na nie podane mu przed chwilą księgi.
- Pani Pince... - wymruczał w pewnym momencie, wciąż odwrócony do niej tyłem i przekładając ostrożnie książki. Segregował je odpowiednio, naprawiając błędy uczniów. - Czy czuje się pani wciąż bezpieczna w Hogwarcie? Po tym co się stało tak blisko?- zapytał, mając oczywiście na myśli wydarzenia w Hogsmeage. Wciąż nieco go to dręczyło, a podręcznik do obrony przed czarną magią, który przed chwilą trzymał w dłoniach, na nowo przypomniał mu o tamtych wydarzeniach. O Śmierciożercy w sklepie, o zasnutych gryzącym dymem ulicach, o krzykach, o Alice Hughes, którą musiał potem zanieść w bezpieczne miejsce. Denerwowało go to: wywoływało jakieś głębsze, żywsze uczucia, które niekoniecznie były pozytywne. Przez lata zatracił się nieco w sobie, jeśli chodzi o życie codzienne, jeśli jednak pojawiało się coś, co wiązało się z jego rodziną, z jego ojcem jego część, ta stara - przepełniona życiem, odzywała się i domagała sprawiedliwości.
Mężczyzna grzecznie pokiwał głową, dając kobiecie znak, że przyjął do wiadomości jej informację i zajmie się nią gdy tylko skończą. Złapałby się za to i teraz, ale niestety - bibliotekarka wspięła się jeszcze wyżej, uniemożliwiając mu jakiekolwiek akcje. Również podjęcie się samemu zdejmowanie dalszych ksiąg. Jaki był powód jej działań? Nie był pewien. Może po prostu stwierdziła, że sama zrobi to szybciej i lepiej, a jemu pozostawi do dźwigania księgi.
Wyciągnął ku niej dłonie, odbierając naręcze woluminów i mrużąc przy tym błękitne oczy, chroniąc je w ten sposób od chmury kurzu, która opadła razem z podanymi mu rzeczami. Jego wzrok powoli prześlizgnął się po sylwetce kobiety, odwróconej teraz do niego tyłem. Powoli, dokładnie, zatrzymując się na każdym zaobleniu i wklęśnięciu. Zatrzymał się dopiero na nieszczęsnym, poluzowanym szczeblu, pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu zażenowania czy wstydu. Jego spojrzenie pozostało takie samo : chłodne i obojętne, podobne do jej postawy. Odwrócił się do stojącego obok stolika i odstawił na nie podane mu przed chwilą księgi.
- Pani Pince... - wymruczał w pewnym momencie, wciąż odwrócony do niej tyłem i przekładając ostrożnie książki. Segregował je odpowiednio, naprawiając błędy uczniów. - Czy czuje się pani wciąż bezpieczna w Hogwarcie? Po tym co się stało tak blisko?- zapytał, mając oczywiście na myśli wydarzenia w Hogsmeage. Wciąż nieco go to dręczyło, a podręcznik do obrony przed czarną magią, który przed chwilą trzymał w dłoniach, na nowo przypomniał mu o tamtych wydarzeniach. O Śmierciożercy w sklepie, o zasnutych gryzącym dymem ulicach, o krzykach, o Alice Hughes, którą musiał potem zanieść w bezpieczne miejsce. Denerwowało go to: wywoływało jakieś głębsze, żywsze uczucia, które niekoniecznie były pozytywne. Przez lata zatracił się nieco w sobie, jeśli chodzi o życie codzienne, jeśli jednak pojawiało się coś, co wiązało się z jego rodziną, z jego ojcem jego część, ta stara - przepełniona życiem, odzywała się i domagała sprawiedliwości.
- Mistrz Gry
Re: Biblioteka
Pią Sie 05, 2016 1:11 pm
Bibliotekarka podała mężczyźnie ostatnie naręcze ksiąg i wytrzepała ręce. Swoją różdżką, krótką i sztywną zdmuchnęła cały pokrywający najwyższą półkę kurz. Czyszczenie podłogi należało do woźnego a Irma nie miała zamiaru wchodzić mu w kompetencje. Przejechała jeszcze po półce palcem by ocenić efekty swojej pracy i opierająć dłonie na jednym ze szczebli zeszła niżej.
Pytanie mężczyzny zaskoczyło ją. Nie przypominała sobie by Yaxley kiedykolwiek był tak... bezprośredni?
- Skoro dyrektor uważa, że jest bezpiecznie... - Mruknęła bez przekonania, przesuwając książki i sprawdzając czy aby na pewno nie potrzebują naprawy. - Choć fakt, dawno nie cieszyłam się tak na lato... - Przyznała po chwili i dochodząc do wniosku, że Atlas Magicznych Grzybów i Porostów potrzebuje naprawy, wsadziła go pod pachę. Zeszła z drabiny i na bosaka podeszła do stojącego do niej tyłem mężczyzny. Nie przyznała mu się, że rodzina nalega by porzuciła pracę w zamku i wyjechała... Z resztą nie było o czym mówić. Perspektywa pozostawienia całej biblioteki na barkach Ezechiela przerażała.
- Jeszcze to, gdyby był pan łaskaw... - Położyła atlas na blacie przed nim i po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie na niewielki uśmiech. Bardzo dyskretny i krótki, nie minęły w końcu nawet trzy sekundy, gdy znów znalazła się przy drabinie.
Pytanie mężczyzny zaskoczyło ją. Nie przypominała sobie by Yaxley kiedykolwiek był tak... bezprośredni?
- Skoro dyrektor uważa, że jest bezpiecznie... - Mruknęła bez przekonania, przesuwając książki i sprawdzając czy aby na pewno nie potrzebują naprawy. - Choć fakt, dawno nie cieszyłam się tak na lato... - Przyznała po chwili i dochodząc do wniosku, że Atlas Magicznych Grzybów i Porostów potrzebuje naprawy, wsadziła go pod pachę. Zeszła z drabiny i na bosaka podeszła do stojącego do niej tyłem mężczyzny. Nie przyznała mu się, że rodzina nalega by porzuciła pracę w zamku i wyjechała... Z resztą nie było o czym mówić. Perspektywa pozostawienia całej biblioteki na barkach Ezechiela przerażała.
- Jeszcze to, gdyby był pan łaskaw... - Położyła atlas na blacie przed nim i po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie na niewielki uśmiech. Bardzo dyskretny i krótki, nie minęły w końcu nawet trzy sekundy, gdy znów znalazła się przy drabinie.
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Pią Sie 05, 2016 1:28 pm
Zwykle po prostu nic nie mówił, zamknięty w swoim świecie i starając się go chronić na wszelkie możliwe sposoby. Wpuszczenie tam kogokolwiek mogło nieść za sobą straszliwe konsekwencje, nie był jednak pewien czy dla niego samego czy dla drugiej osoby. Pozostawał więc ostrożny, jednak kiedy trzeba było wyrażał się precyzyjnie i dokładnie. Nie przepadał za półsłówkami i metaforami chyba, że wymagała tego sytuacja, lub pozwalał sobie na rozluźnienie w ten sposób atmosfery.
Był bezpośredni, bo wszystko wciąż wracało. Atakowało go ze wszystkich stron, a on mimo to pozostawał niewzruszony. Chciał jednak poznać punkt widzenia kogoś innego, a w tym momencie padło na jego najbliższą współpracownice. Wyciągnął ponownie różdżkę, której kształt z kolei kojarzył mu się z wężem widniejącym na tatuażach Śmierciożerców. Westchnął cicho, w myślach artykułując zaklęcie. Okładka jednej z książek skleiła się pod wpływem zaklęcia i wyglądała niemal jak nowa. Oczywiście, od lat użytkowania pozostawała wciąż starta, a malowane litery pozacierały się miejscami, wciąż jednak prezentowała się godnie.
- Rozumiem. - odpowiedział jej, spoglądając na Atlas grzybów, który mu przyniosła. Zerknął na nią, wyłapując ten krótki, delikatny uśmiech. Odpowiedział tym samym. Jeśli chodziło o ilość i długość posyłanych innym uśmiechów, Pince i Yaxley mogli urządzać sobie zawody kto robił to rzadziej i krócej. - Niemniej jednak: niech pani uważa na siebie. - obojętne spojrzenie zsunęło się po niej na blat, a potem na książkę, nad którą zaraz ponownie machnął różdżką i po chwili Grzyby i Porosty wróciły do stanu używalności.
Był bezpośredni, bo wszystko wciąż wracało. Atakowało go ze wszystkich stron, a on mimo to pozostawał niewzruszony. Chciał jednak poznać punkt widzenia kogoś innego, a w tym momencie padło na jego najbliższą współpracownice. Wyciągnął ponownie różdżkę, której kształt z kolei kojarzył mu się z wężem widniejącym na tatuażach Śmierciożerców. Westchnął cicho, w myślach artykułując zaklęcie. Okładka jednej z książek skleiła się pod wpływem zaklęcia i wyglądała niemal jak nowa. Oczywiście, od lat użytkowania pozostawała wciąż starta, a malowane litery pozacierały się miejscami, wciąż jednak prezentowała się godnie.
- Rozumiem. - odpowiedział jej, spoglądając na Atlas grzybów, który mu przyniosła. Zerknął na nią, wyłapując ten krótki, delikatny uśmiech. Odpowiedział tym samym. Jeśli chodziło o ilość i długość posyłanych innym uśmiechów, Pince i Yaxley mogli urządzać sobie zawody kto robił to rzadziej i krócej. - Niemniej jednak: niech pani uważa na siebie. - obojętne spojrzenie zsunęło się po niej na blat, a potem na książkę, nad którą zaraz ponownie machnął różdżką i po chwili Grzyby i Porosty wróciły do stanu używalności.
- Mistrz Gry
Re: Biblioteka
Pią Sie 05, 2016 1:56 pm
Skinęła powoli głową i przystanęła obok drabiny, by przyjżeć się odwróconemu do niej tyłem mężczyźnie.
- I vice versa panie Yaxley... - Zawiesiła na nim wzrok i westchnęła cicho, przypominając sobie o charakterystycznym zapachu z jego biurka. Nie chciała jednak poruszać tego tematu. Był zbyt poważny, więc pozbawiona pewności postanowiła zwyczajnie poobserwować bibliotekarza. O tym co dalej, wolała na razie nie myśleć.
- Została ostatnia półka, panie Yaxley. - Zeszła z drabiny, opierając się o nią prawą ręką a lewą wsunęła buty na stopy. Dwie niewielkie książki - coś o łuskach i starożytnej numerologii - wylondowały na blacie obok atlasu grzybów.
Przez dobrą minutę pracowała w absolutnej ciszy. Kiedy jednak otworzyła jeden z podręczników a tuman kurzu zakrył jej twarz, nie wytrzymała.
- Czasem zastanawiam się czy woźny cokolwiek tu robi. Już dawno bym na niego naskarżyła, gdyby nie to, że robi mi się niedobrze kiedy pomyślę, że dotyka książek wilgotnymi łapami. - Wciąż się ksztusząc, przyłożyła do twarzy białą chusteczkę.
- I vice versa panie Yaxley... - Zawiesiła na nim wzrok i westchnęła cicho, przypominając sobie o charakterystycznym zapachu z jego biurka. Nie chciała jednak poruszać tego tematu. Był zbyt poważny, więc pozbawiona pewności postanowiła zwyczajnie poobserwować bibliotekarza. O tym co dalej, wolała na razie nie myśleć.
- Została ostatnia półka, panie Yaxley. - Zeszła z drabiny, opierając się o nią prawą ręką a lewą wsunęła buty na stopy. Dwie niewielkie książki - coś o łuskach i starożytnej numerologii - wylondowały na blacie obok atlasu grzybów.
Przez dobrą minutę pracowała w absolutnej ciszy. Kiedy jednak otworzyła jeden z podręczników a tuman kurzu zakrył jej twarz, nie wytrzymała.
- Czasem zastanawiam się czy woźny cokolwiek tu robi. Już dawno bym na niego naskarżyła, gdyby nie to, że robi mi się niedobrze kiedy pomyślę, że dotyka książek wilgotnymi łapami. - Wciąż się ksztusząc, przyłożyła do twarzy białą chusteczkę.
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Pią Sie 05, 2016 2:41 pm
Gdyby pani Pince zapytała, najpewniej uraczyłby ją jakimś kłamstwem, do tego patrząc jej prosto w oczy. Nieruchoma twarz i obojętny ton sprzyjał tego typu zachowaniom, chociaż sam Kronikarz stronił od nich i stosował tylko w ostateczności. A taka sytuacja ostatecznością by była - w końcu nie mógł przyznać się do tego, że flaszkę skonfiskował jednej uczennicy i nie pociągnął jej do konsekwencji, albo raczej sama się nie pociągnęła, chociaż on wciąż o tym pamiętał, a dodatkowo do tego, że upijał drugą, do tego po ciszy nocnej. Tego typu zachowanie na pewno zagwarantowałoby mu pogadankę z Dyrektorem i nie tylko.
Kiwnął głową, odwracając się od stolika i uciekając od niej, w kierunku regału i ostatniej półki, o której go poinformowała. Przykląkł, przecierając ją sprawnie, by po wszystkim sprawdzić dokładnie jej stan. Nie chciał, żeby pani Pince miała do jego pracy jakiekolwiek zastrzeżenia w tym momencie. W końcu sam tę akcję zaproponował.
- Myślę, że sprzątanie regałów nie należy do jego ulubionych czynności. - odpowiedział jej, oglądając się przez ramię na moment. Chwilę przyglądał się drabinie, po czym machnął różdżką, chcąc naprawić stopień. Nie znalazł jednak takowego: wszystko było w jak najlepszym porządku. Schował różdżkę, podnosząc się i otrzepując spodnie, a potem i włosy z kurzu, który bibliotekarka uprzednio strząsnęła mu na głowę.
- Pani Pince, czy ma pani ostatnio jakieś zastrzeżenia do mojej pracy? - zapytał, odwracając się do niej i wlepiając w nią chłodne spojrzenie jasnych, niebieskich oczu. Patrzył tam, gdzie po odwróceniu się, powinny znajdować się jej oczy. Był znużony: znużony szukaniem odpowiedzi na pytania, które nie powinny padać. Oboje byli ostrożni w wyrażaniu swojego zdania, ostatnie wydarzenia jednak nieco go zniekształciły. Wziął w dłonie książki i zaczął układać je z powrotem na półki.
Kiwnął głową, odwracając się od stolika i uciekając od niej, w kierunku regału i ostatniej półki, o której go poinformowała. Przykląkł, przecierając ją sprawnie, by po wszystkim sprawdzić dokładnie jej stan. Nie chciał, żeby pani Pince miała do jego pracy jakiekolwiek zastrzeżenia w tym momencie. W końcu sam tę akcję zaproponował.
- Myślę, że sprzątanie regałów nie należy do jego ulubionych czynności. - odpowiedział jej, oglądając się przez ramię na moment. Chwilę przyglądał się drabinie, po czym machnął różdżką, chcąc naprawić stopień. Nie znalazł jednak takowego: wszystko było w jak najlepszym porządku. Schował różdżkę, podnosząc się i otrzepując spodnie, a potem i włosy z kurzu, który bibliotekarka uprzednio strząsnęła mu na głowę.
- Pani Pince, czy ma pani ostatnio jakieś zastrzeżenia do mojej pracy? - zapytał, odwracając się do niej i wlepiając w nią chłodne spojrzenie jasnych, niebieskich oczu. Patrzył tam, gdzie po odwróceniu się, powinny znajdować się jej oczy. Był znużony: znużony szukaniem odpowiedzi na pytania, które nie powinny padać. Oboje byli ostrożni w wyrażaniu swojego zdania, ostatnie wydarzenia jednak nieco go zniekształciły. Wziął w dłonie książki i zaczął układać je z powrotem na półki.
- Mistrz Gry
Re: Biblioteka
Pon Sie 08, 2016 10:38 pm
- Czasem mam wrażenie, że nie tylko regałów. - Irma skrzywiła się nieco, mając nagle przed oczami sylwetkę woźnego. Schludnej, a nawet - można by rzec - pedantycznej kobiecie nie mieściło się w głowie, jak ktoś kto nie potrafił zadbać o czystość samego siebie może zajmować się czystością zamku. Wywróciła lekko oczami i zaczęła układać podręczniki na blacie w tematyczne stosy. Przez kilka minut panującą w bibliotece ciszę przerywało jedynie miarowe, stapiające się z nią tykanie zegara i ciche szuranie towarzyszące przesuwaniu podręczników. Myśli bibliotekarki krążyły już wokół wieczoru i najnowszego numeru Czarownicy, dostarczonego jej przez sowę ledwie kilka godzin wcześniej. I kiedy tak nie mogła się doczekać aż zasiądzie w wygodnym fotelu i wyciągnie z włosów wszystkie upinające je ciasno wsuwki, Ezechiel postanowił poruszyć to, co - aż nadto widoczne - wisiało w powietrzu. Nagle zafascynowana jedną z książek, przyciągnęła ją do siebie i zaczęła uważnie kartkować, czując na karku charakterystyczne mrowienie.
- Zastrzeżenia? Nie... - Zaczęła, niby to zdziwiona, przeciągając poszczególne głoski. W końcu jednak odłożyła księgę na odpowiedni stos i chwyciła go w dłonie, podchodząc do zwróconego w stronę regału bibliotekarza. - I nadzieję, że nie robi pan w pracy nic, co mogłoby wpłynąć na jej jakość. Jeden niekompetentny pracownik w zamku nam wystarczy. - Wyciągnęła księgi w jego stronę.
- Zastrzeżenia? Nie... - Zaczęła, niby to zdziwiona, przeciągając poszczególne głoski. W końcu jednak odłożyła księgę na odpowiedni stos i chwyciła go w dłonie, podchodząc do zwróconego w stronę regału bibliotekarza. - I nadzieję, że nie robi pan w pracy nic, co mogłoby wpłynąć na jej jakość. Jeden niekompetentny pracownik w zamku nam wystarczy. - Wyciągnęła księgi w jego stronę.
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Sro Sie 10, 2016 4:43 pm
Filch miał niewątpliwie lepsze rzeczy do roboty, jak dbanie o czystość swoją lub zamku. Musiał przecież stać na straży porządku - nie, nie higieny - który co chwila mogli zniszczyć rozbrykani uczniowie. A gdy nie zajmował się węszeniem i szukaniem winnych, czytał gazety o kotach. To były jego prawdziwe priorytety, a przynajmniej takie zdanie miał Ezechiel. Nie przepadał za woźnym i wcale nie chodziło tutaj o jego lepkie ręce, które mogłyby dotykać książek. Samo podejście Filcha odstręczało i sprawiało, że Bibliotekarz wolał trzymać dystans, większy jak zwykle.
Mężczyzna złapał w dłonie naręcze książek i wspiął się po drabinie, układając je na półce w odpowiedniej kolejności. Robił to delikatnie i ostrożnie, wręcz pieszczotliwie. Miłości do książek i szacunku nie można było mu odmówić.
- Nie musi się pani o to martwić. Zaręczam, że swoją pracę wykonuję rzetelnie. Gdyby tak nie było, nie pracowałbym tutaj.
Odpowiedział jej cicho, schodząc z drabiny by podejść do stolika i wziąć w ręce ostatnie już książki, po czym ustawił je na niższych półkach, nie czekając na pomoc ze strony pani Pince. Gdy skończył, spojrzał jeszcze krytycznie na cały regał, zaraz wyciągając rękę i dosuwając jakieś księgi, by wyrównać szereg. Gdy skończył, złapał za drabinę i odstawił ją na miejsce. Wyglądało na to, że ich praca się skończyła. Wszystkie stoliki zostały opróżnione z książek, które to z kolei zostały ustawione na swoich miejscach. Mogli więc opuścić już bibliotekę.
- Wygląda na to, że na dzisiaj nasza praca jest skończona. - machnął różdżką, gasząc światła i zostawiając tylko parę znajdujących się w części sali gdzie znajdowały się drzwi - a zatem i niedaleko od nich. - Życzę dobrej nocy, pani Pince. - ukłonił się lekko kobiecie, nieco sztywno, po czym odwrócił się i opuścił bibliotekę.
[z/t]
Mężczyzna złapał w dłonie naręcze książek i wspiął się po drabinie, układając je na półce w odpowiedniej kolejności. Robił to delikatnie i ostrożnie, wręcz pieszczotliwie. Miłości do książek i szacunku nie można było mu odmówić.
- Nie musi się pani o to martwić. Zaręczam, że swoją pracę wykonuję rzetelnie. Gdyby tak nie było, nie pracowałbym tutaj.
Odpowiedział jej cicho, schodząc z drabiny by podejść do stolika i wziąć w ręce ostatnie już książki, po czym ustawił je na niższych półkach, nie czekając na pomoc ze strony pani Pince. Gdy skończył, spojrzał jeszcze krytycznie na cały regał, zaraz wyciągając rękę i dosuwając jakieś księgi, by wyrównać szereg. Gdy skończył, złapał za drabinę i odstawił ją na miejsce. Wyglądało na to, że ich praca się skończyła. Wszystkie stoliki zostały opróżnione z książek, które to z kolei zostały ustawione na swoich miejscach. Mogli więc opuścić już bibliotekę.
- Wygląda na to, że na dzisiaj nasza praca jest skończona. - machnął różdżką, gasząc światła i zostawiając tylko parę znajdujących się w części sali gdzie znajdowały się drzwi - a zatem i niedaleko od nich. - Życzę dobrej nocy, pani Pince. - ukłonił się lekko kobiecie, nieco sztywno, po czym odwrócił się i opuścił bibliotekę.
[z/t]
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Pon Sie 29, 2016 10:56 pm
Bibliotekarz siedział przy swoim biurku i powoli skrobał coś na kartce. Na pergaminie powoli pojawiały się kolejne linijki, kreślone starannym pismem mężczyzny: prostym, wykalkulowanym, pozbawionym wszelkich zbędnych ozdobników. Pewnie gdyby notatka przeznaczona była tylko dla niego, wszystko stałoby się nieco bardziej rozlatane: w zaistniałych jednak okolicznościach chciał, by nikt nie miał wątpliwości.
Dumny ze skończonej pracy, przytwierdził swoje wypociny naprzeciwko wejścia, po czym wrócił do biurka i na nowo zajął przy nim miejsce. Do tej pory w bibliotece było spokojnie, ale powoli robiło się coraz później. Znaczyło to tyle, że niedługo powoli cała opustoszeje, a on będzie mógł udać się na zasłużony odpoczynek.
Książki, które warto przeczytać:
- Filozoficzne rozważania na temat trollich smarków. J.T.Morgenstern
- Wampira najlepiej rozpoznać gdy się śmieje. Podręcznik kawałów dla łowców wampirów. A.Coleman
- Księżyc nie taki straszny. Jak przetrwać pełnię będąc wilkołakiem i zwykłym czarodziejem. R.Luperkus
- Co się bardziej opłaca: biała czy czarna magia? C.Einrisch
- O czym szumi Zakazany Las. Przybliżony opis flory i fauny Zakazanego Lasu. H.P.Wilson
- Encyklopedia magicznych pasożytów. K.Suleiman
- Baśnie mniej znane. Spis baśni czarodziejskich ludów wędrownych. Z.Reeweree
- Czy zwierzęta mogą się zakochać? R.Okry
- Filozoficzne rozważania na temat trollich smarków. J.T.Morgenstern
- Wampira najlepiej rozpoznać gdy się śmieje. Podręcznik kawałów dla łowców wampirów. A.Coleman
- Księżyc nie taki straszny. Jak przetrwać pełnię będąc wilkołakiem i zwykłym czarodziejem. R.Luperkus
- Co się bardziej opłaca: biała czy czarna magia? C.Einrisch
- O czym szumi Zakazany Las. Przybliżony opis flory i fauny Zakazanego Lasu. H.P.Wilson
- Encyklopedia magicznych pasożytów. K.Suleiman
- Baśnie mniej znane. Spis baśni czarodziejskich ludów wędrownych. Z.Reeweree
- Czy zwierzęta mogą się zakochać? R.Okry
Dumny ze skończonej pracy, przytwierdził swoje wypociny naprzeciwko wejścia, po czym wrócił do biurka i na nowo zajął przy nim miejsce. Do tej pory w bibliotece było spokojnie, ale powoli robiło się coraz później. Znaczyło to tyle, że niedługo powoli cała opustoszeje, a on będzie mógł udać się na zasłużony odpoczynek.
- Alice Hughes
Re: Biblioteka
Wto Sie 30, 2016 12:19 pm
Odpoczynek..? No naprawdę, gdyby tylko Hughes wiedziała, że bibliotekarz zapomniał o jej liście z całą pewnością nie zmierzałaby teraz do biblioteki. W końcu i tak się denerwowała. Krążyła po dormitorium w tą i z powrotem, pilnując by nie zbliżyć się zbytnio do łóżka Mereditch i posyłając niepewne spojrzenia w kierunku zegara. No ale przecież nie szła tam za karę. Sama niejako wyżebrała to spotkanie, i chyba właśnie sposób w jaki to zrobiła sprawiał, że najzwyczajniej w świecie się wstydziła. Gdzieś na krańcu umysłu obijały jej się echem jakieś liście, guziki, kalafiory... Gdyby sprawa nie była tak istotna, puchonka bez wątpienia nie trzymała by teraz ręki na klamce.
Ale to było ważne.
Pchnęła więc drzwi, lewą ręką podtrzymując skórzaną torbę z pożyczoną jej przez Yaxleya książką i niewielką paczuszką. Wyglądała jak zwykle - krótkie, roztrzepane wokół twarzy włosy, sięgający kolan, szary sweter z podwiniętymi rękawami... I tylko blada twarz wyglądała na nieco zdrowszą niż ostatnim razem. Zupełnie jakby puchonka skorzystała wreszcie z pomocy szkolnej pielęgniarki lub postanowiła się wyspać. Choć to pierwsze było chyba bardziej prawdopodobne - lekcje, powtórki, korepetycje, teleportacja, dyżury... A teraz jeszcze to. Alice nie miała pojęcia jak to wszystko pogodzi. Chwilowo jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, przystając przy wywieszonej kartce i z ciekawością przyswajając zapisane na niej tytuły.
W końcu ruszyła wolnym krokiem w kierunku biurka Ezechiela.
- Ostatnio czytałam coś o stabilności emocjonalnej posągów. To musiał być Morgenstern. - Kciukiem wskazała wiszącą za sobą rozpiskę i posłała bibliotekarzowi nieśmiały uśmiech. - I dzień dobry panie Yaxley. - Poprawiła się szybko, kiwając jednocześnie głową.
Ale to było ważne.
Pchnęła więc drzwi, lewą ręką podtrzymując skórzaną torbę z pożyczoną jej przez Yaxleya książką i niewielką paczuszką. Wyglądała jak zwykle - krótkie, roztrzepane wokół twarzy włosy, sięgający kolan, szary sweter z podwiniętymi rękawami... I tylko blada twarz wyglądała na nieco zdrowszą niż ostatnim razem. Zupełnie jakby puchonka skorzystała wreszcie z pomocy szkolnej pielęgniarki lub postanowiła się wyspać. Choć to pierwsze było chyba bardziej prawdopodobne - lekcje, powtórki, korepetycje, teleportacja, dyżury... A teraz jeszcze to. Alice nie miała pojęcia jak to wszystko pogodzi. Chwilowo jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, przystając przy wywieszonej kartce i z ciekawością przyswajając zapisane na niej tytuły.
W końcu ruszyła wolnym krokiem w kierunku biurka Ezechiela.
- Ostatnio czytałam coś o stabilności emocjonalnej posągów. To musiał być Morgenstern. - Kciukiem wskazała wiszącą za sobą rozpiskę i posłała bibliotekarzowi nieśmiały uśmiech. - I dzień dobry panie Yaxley. - Poprawiła się szybko, kiwając jednocześnie głową.
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Wto Sie 30, 2016 2:30 pm
Można było swobodnie stwierdzić, że Ezechiel zapomniał. Po prostu wyleciało mu z głowy. Było mu wszystko jedno czy Alice przyjdzie dzisiaj, czy jutro - dzień w dzień był tak samo znużony i zmęczony, wciąż jednak chętny, by udzielić puchonce odpowiednich informacji, rad czy lekcji. Zapał wciąż pozostawał w nim ten sam, mimo ogólnego znużenia całym dniem pracy, która pozornie niewymagająca, wysysała energię życiową w równym stopniu jak każda inna, zarówno z niego, jak i z pani Pince.
- Pasuje do niego. - odpowiedział jej, podnosząc na jej twarz chłodne spojrzenie bladoniebieskich tęczówek. Przyszła. Bardzo dobrze. Jego spojrzenie omiotło niemal całkowicie już puste pomieszczenie - ostało się jeszcze paru maruderów: widać jednak było, że i oni powoli pakują rzeczy i zaraz pójdą do swoich dormitoriów, najpewniej kontynuować naukę.
- Dobry wieczór. - odpowiedział jej jeszcze grzecznie, na jej przywitanie, również kiwając głową. Podniósł się z krzesła, zgarniając parę rzeczy z biurka i chowając je do pierwszej szuflady. Skinął też głową Pani Pince, która zniecierpliwiona upomniała wspomnianych maruderów, zabrała od nich książki i odłożyła je na miejsce, a potem sama opuściła bibliotekę, uprzednio upominając jeszcze, że zbliża się wyznaczona godzina, kiedy należy zamknąć bibliotekę. Przyjął uwagę z pozorną pokorą, a potem znowu spojrzał na Hughes.
- Przeczytałaś? Masz jakieś pytania?
- Pasuje do niego. - odpowiedział jej, podnosząc na jej twarz chłodne spojrzenie bladoniebieskich tęczówek. Przyszła. Bardzo dobrze. Jego spojrzenie omiotło niemal całkowicie już puste pomieszczenie - ostało się jeszcze paru maruderów: widać jednak było, że i oni powoli pakują rzeczy i zaraz pójdą do swoich dormitoriów, najpewniej kontynuować naukę.
- Dobry wieczór. - odpowiedział jej jeszcze grzecznie, na jej przywitanie, również kiwając głową. Podniósł się z krzesła, zgarniając parę rzeczy z biurka i chowając je do pierwszej szuflady. Skinął też głową Pani Pince, która zniecierpliwiona upomniała wspomnianych maruderów, zabrała od nich książki i odłożyła je na miejsce, a potem sama opuściła bibliotekę, uprzednio upominając jeszcze, że zbliża się wyznaczona godzina, kiedy należy zamknąć bibliotekę. Przyjął uwagę z pozorną pokorą, a potem znowu spojrzał na Hughes.
- Przeczytałaś? Masz jakieś pytania?
- Alice Hughes
Re: Biblioteka
Wto Sie 30, 2016 10:03 pm
Wieczór... Właśnie. Dobry wieczór. Hughes powinna chyba zacząć rozgraniczać pory dnia w swoich wypowiedziach. Brakowało jej tylko tego, by ktoś posądził ją o to, że nie robi tego we własnej głowie. Głowie, która w obecnej chwili była nienaturalnie wręcz pobudzona. Puchonka nie zraziła się więc tym czystym spojrzeniem, w którym próżno było szukać entuzjazmu. Yaxley był tak pozamykany jak ona, i żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy.
Alice śledziła wzrokiem jego spokojne ruchy, sama jednocześnie niespokojnie skubiąc rękaw szarego swetra. Obejżała się podążając za wzrokiem mężczyzny i grzecznie ukłoniła pani Pince. Nie chciała wzbudzać podejżeń bibliotekarki, dodatkowa publiczność była jej absolutnie zbędna. Rozejrzała się jeszcze czy w pomieszczeniu nie ma przypadkiem kogoś znajomego komu musiałaby odmówić wspólnego opuszczenia biblioteki i rozpięła torbę.
- Oczywiście. - Wyciągnęła potężną księgę między kartami której powtykane były - zabarwione na różne kolory - skrawki pergaminu. Dużo skrawków. Roztrzepała je delikatnie palcami i kolejny raz uśmiechnęła się niepewnie do bibliotekarza. - Choć właściwie to... - zmarszczyła czoło - Najbardziej ciekawi mnie czemu straciła tak na popularności. Książka niestety sięga tylko siedemnastego wieku, a sama nic na ten temat nie znalazłam. - Założyła włosy za ucho i szybko je roztrzepała. - Zapytałabym jeszcze o te ofiary śmiertelne, ale nie jestem pewna czy chce wiedzieć. - Chrząknęła cicho, wzrokiem kontemplując podłogę. Zaraz jednak podskoczyła i nie pytając o pozwolenie zbliżyła się do biurka. Ułożyła na nim książkę a szczupłe palce zaczęły błądzić wśród kolorowych zakładek. Gdy odnalazły tę właściwą, puchonka otworzyła stare tomiszcze.
- Chciałabym jeszcze wiedzieć co pan sądzi o tym. - Na pożółkłej stronicy widniał rysunek białego pentagramu. Pół minuty później taki sam Alice rozwinęła z białej chusteczki i ułożyła na stronie obok.
Alice śledziła wzrokiem jego spokojne ruchy, sama jednocześnie niespokojnie skubiąc rękaw szarego swetra. Obejżała się podążając za wzrokiem mężczyzny i grzecznie ukłoniła pani Pince. Nie chciała wzbudzać podejżeń bibliotekarki, dodatkowa publiczność była jej absolutnie zbędna. Rozejrzała się jeszcze czy w pomieszczeniu nie ma przypadkiem kogoś znajomego komu musiałaby odmówić wspólnego opuszczenia biblioteki i rozpięła torbę.
- Oczywiście. - Wyciągnęła potężną księgę między kartami której powtykane były - zabarwione na różne kolory - skrawki pergaminu. Dużo skrawków. Roztrzepała je delikatnie palcami i kolejny raz uśmiechnęła się niepewnie do bibliotekarza. - Choć właściwie to... - zmarszczyła czoło - Najbardziej ciekawi mnie czemu straciła tak na popularności. Książka niestety sięga tylko siedemnastego wieku, a sama nic na ten temat nie znalazłam. - Założyła włosy za ucho i szybko je roztrzepała. - Zapytałabym jeszcze o te ofiary śmiertelne, ale nie jestem pewna czy chce wiedzieć. - Chrząknęła cicho, wzrokiem kontemplując podłogę. Zaraz jednak podskoczyła i nie pytając o pozwolenie zbliżyła się do biurka. Ułożyła na nim książkę a szczupłe palce zaczęły błądzić wśród kolorowych zakładek. Gdy odnalazły tę właściwą, puchonka otworzyła stare tomiszcze.
- Chciałabym jeszcze wiedzieć co pan sądzi o tym. - Na pożółkłej stronicy widniał rysunek białego pentagramu. Pół minuty później taki sam Alice rozwinęła z białej chusteczki i ułożyła na stronie obok.
- Ezechiel Yaxley
Re: Biblioteka
Czw Wrz 15, 2016 1:06 am
Czy Ezechiel rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego, jak był zamknięty? Może. Temat ten ogólnie był dosyć trudny i zawiły. Z jednej strony wiedział, ze coś się w jego życiu zmieniło. Wiedział, że odsunął od siebie ludzi, zamknął na nich; wszelki entuzjazm zniknął z jego życia. Gdy patrzył jednak w lustro nie widział obojętnego, pustego spojrzenia. Nie widział zamkniętej postawy, która jasno dawała znać, by się do niego nie zbliżać. Te drobne znaki, które dawał innym, jemu umykały. Nie wiedział więc jak bardzo się zmienił. Widział natomiast dokładnie jak działała Hughes, w żaden jednak sposób nie próbował przełamać bariery, którą tworzyła. Nie taka była jego rola. Nie zamierzał uczyć ją życia i wskazywać najważniejszych wartości. Koncepcje te ona mniej więcej łapała, a on miał za zadanie tylko poszerzyć jej umiejętności.
- Dawniej nie istniała czarna czy biała magia. Była tylko... magia. Na samym początku. Służyła ludziom - pozwalała rozwijać się ze właściwym kierunku. Potem jednak zaczęto przekształcać ją i tworzyć zaklęcia, które miały służyć ludziom w bardzo prosty sposób - do krzywdzenia innych. Trzeba było więc jakoś to rozgraniczyć. W opozycji do czarnej magii powstała więc biała - nie różniła się jednak ona przez bardzo długi czas od tego, co było wcześniej znane. Powiedziałbym, że biała magia to wszystko to, co pomaga w czynieniu dobra. Zaklęcia leczące, oczyszczające, chroniące, obronne... Pozwalające chronić siebie i innych przed krzywdą, bólem, cierpieniem. Potem jednak, przez to że wszystko używane było na co dzień, termin ten został okrojony, spłycony. Stał się wąską specjalizacją, która pomaga głównie w zmaganiu się z zaklęciami czarnomagicznymi. - kiedy mówił, splótł ręce na piersi, odwracając wzrok od dziewczyny i kierując go na ułożoną przez nią na biurku księgę. Blade spojrzenie lustrowało kolorowe fiszki, powtykane między stronice księgi, którą jakiś czas temu podarował jej do lektury. Przez dłuższą chwilę milczał, a wyraz jego twarzy sugerował, ze przez ten moment próbował ułożyć sobie w głowie co powinien dziewczynie odpowiedzieć na temat wspomnianych ofiar. W końcu na moment zerknął na nią, by znowu odsunął od niej wzrok. Gdzieś w bok, na zaciemnione regały.
- Biała magia jest bardzo silna. Wyczerpująca. To nie są zaklęcia zmywające czy czyszczące brudne patelnie. - odpowiedział jej, na ułamek sekundy uśmiechając się blado. - Niektórzy umierają bo brak im wyczucia... można paść z wycieńczenia. Gdy rzuca się zaklęcia tak białomagiczne jak i czarnomagiczne, bez wytchnienia, można stracić zbyt dużo sił i umrzeć... Z drugiej strony... ten rodzaj magii jest bardzo delikatny i wybiórczy, jeśli chodzi o tych, którzy się nią posługują. Jeśli dana osoba nie ma czystych intencji, jeśli jest skalana czarną magią i okropnymi czynami... czar białomagiczny może się zwrócić przeciwko niej. Co jeszcze mogę ci powiedzieć na temat śmierci, związanej stricte z Białą Magią to to, że podczas polowania na czarownice przez mugoli, w ich ręce trafiali też ci, którzy posługiwali się tym rodzajem magii, jednak nieostrożnie i nierozważnie. Płonęli potem na stosach lub wisieli na stryczkach. - ale o tym Alice chyba powinna nieco wiedzieć, bo przecież sama pochodziła z mugolskiej rodziny. Co prawda Yaxley nie był tego świadom i jakoś też nie zamierzał dopytywać, ale temat ten i tak porzucił szybko i ciągnąć nie zamierzał. Polowanie na czarownice było tematem specyficznym i dziwnym. Zastanawiało go jak czarodzieje mogli dawać się złapać, skoro dysponowali zaklęciami i mocą, która mugolom była obca. Jak widać jednak - ciemnogród nad wyraz często zwyciężał nad magią.
- To pentagram. - odpowiedział dziewczynie, jakby tłumaczył jej jedną z największych oczywistości na świecie. - Gwiazda pitagorejska. Kojarzona z gwiazdą Isztar, a potem Izydy. Pierwotnie symbol doskonałości, kojarzony ze zdrowiem i życiem. Eliphas Lévi w XIX wieku dokonał podziału na dobrą i złą stronę tego symbolu. Pierwsza była zwrócona wierzchołkiem do góry, druga wierzchołkiem do dołu. Pierwszy to pentagram biały - odzwierciedlenie sacrum, siły boskiej, czegoś wyższego i doskonałego. Pięć zmysłów człowieka, pięć żywiołów, pięć światów. Oznacza wyższość człowieka nad światem i innymi istotami. Dość bałwochwalcze, moim zdaniem. Drugi pentagram to pentagram odwrócony, czarny lub pentagram Baphometha. Utożsamiany z profanum, z człowieczeństwem, wyższością żądz i emocji nad rozumem. Biały Pentagram, wpisany w okrąg to pentakl, jest uważany za amulet chroniący przed zgubnym wpływem magii oraz klątw. Na mój gust - trochę krzywo narysowany. - dodał jeszcze na koniec, jakby żartobliwie i zerknął na nią. Wciąż jednak pusto i obojętnie. Jedna brew też powędrowała nieznacznie do góry jakby pytająco. Tyle się nagadał, mógł mówić dalej. Pytanie tylko, czy Hughes miała więcej wątpliwości.
- Dawniej nie istniała czarna czy biała magia. Była tylko... magia. Na samym początku. Służyła ludziom - pozwalała rozwijać się ze właściwym kierunku. Potem jednak zaczęto przekształcać ją i tworzyć zaklęcia, które miały służyć ludziom w bardzo prosty sposób - do krzywdzenia innych. Trzeba było więc jakoś to rozgraniczyć. W opozycji do czarnej magii powstała więc biała - nie różniła się jednak ona przez bardzo długi czas od tego, co było wcześniej znane. Powiedziałbym, że biała magia to wszystko to, co pomaga w czynieniu dobra. Zaklęcia leczące, oczyszczające, chroniące, obronne... Pozwalające chronić siebie i innych przed krzywdą, bólem, cierpieniem. Potem jednak, przez to że wszystko używane było na co dzień, termin ten został okrojony, spłycony. Stał się wąską specjalizacją, która pomaga głównie w zmaganiu się z zaklęciami czarnomagicznymi. - kiedy mówił, splótł ręce na piersi, odwracając wzrok od dziewczyny i kierując go na ułożoną przez nią na biurku księgę. Blade spojrzenie lustrowało kolorowe fiszki, powtykane między stronice księgi, którą jakiś czas temu podarował jej do lektury. Przez dłuższą chwilę milczał, a wyraz jego twarzy sugerował, ze przez ten moment próbował ułożyć sobie w głowie co powinien dziewczynie odpowiedzieć na temat wspomnianych ofiar. W końcu na moment zerknął na nią, by znowu odsunął od niej wzrok. Gdzieś w bok, na zaciemnione regały.
- Biała magia jest bardzo silna. Wyczerpująca. To nie są zaklęcia zmywające czy czyszczące brudne patelnie. - odpowiedział jej, na ułamek sekundy uśmiechając się blado. - Niektórzy umierają bo brak im wyczucia... można paść z wycieńczenia. Gdy rzuca się zaklęcia tak białomagiczne jak i czarnomagiczne, bez wytchnienia, można stracić zbyt dużo sił i umrzeć... Z drugiej strony... ten rodzaj magii jest bardzo delikatny i wybiórczy, jeśli chodzi o tych, którzy się nią posługują. Jeśli dana osoba nie ma czystych intencji, jeśli jest skalana czarną magią i okropnymi czynami... czar białomagiczny może się zwrócić przeciwko niej. Co jeszcze mogę ci powiedzieć na temat śmierci, związanej stricte z Białą Magią to to, że podczas polowania na czarownice przez mugoli, w ich ręce trafiali też ci, którzy posługiwali się tym rodzajem magii, jednak nieostrożnie i nierozważnie. Płonęli potem na stosach lub wisieli na stryczkach. - ale o tym Alice chyba powinna nieco wiedzieć, bo przecież sama pochodziła z mugolskiej rodziny. Co prawda Yaxley nie był tego świadom i jakoś też nie zamierzał dopytywać, ale temat ten i tak porzucił szybko i ciągnąć nie zamierzał. Polowanie na czarownice było tematem specyficznym i dziwnym. Zastanawiało go jak czarodzieje mogli dawać się złapać, skoro dysponowali zaklęciami i mocą, która mugolom była obca. Jak widać jednak - ciemnogród nad wyraz często zwyciężał nad magią.
- To pentagram. - odpowiedział dziewczynie, jakby tłumaczył jej jedną z największych oczywistości na świecie. - Gwiazda pitagorejska. Kojarzona z gwiazdą Isztar, a potem Izydy. Pierwotnie symbol doskonałości, kojarzony ze zdrowiem i życiem. Eliphas Lévi w XIX wieku dokonał podziału na dobrą i złą stronę tego symbolu. Pierwsza była zwrócona wierzchołkiem do góry, druga wierzchołkiem do dołu. Pierwszy to pentagram biały - odzwierciedlenie sacrum, siły boskiej, czegoś wyższego i doskonałego. Pięć zmysłów człowieka, pięć żywiołów, pięć światów. Oznacza wyższość człowieka nad światem i innymi istotami. Dość bałwochwalcze, moim zdaniem. Drugi pentagram to pentagram odwrócony, czarny lub pentagram Baphometha. Utożsamiany z profanum, z człowieczeństwem, wyższością żądz i emocji nad rozumem. Biały Pentagram, wpisany w okrąg to pentakl, jest uważany za amulet chroniący przed zgubnym wpływem magii oraz klątw. Na mój gust - trochę krzywo narysowany. - dodał jeszcze na koniec, jakby żartobliwie i zerknął na nią. Wciąż jednak pusto i obojętnie. Jedna brew też powędrowała nieznacznie do góry jakby pytająco. Tyle się nagadał, mógł mówić dalej. Pytanie tylko, czy Hughes miała więcej wątpliwości.
- Alice Hughes
Re: Biblioteka
Czw Wrz 15, 2016 12:10 pm
Hughes też pozostawała - na swój sposób - ślepa. Gdy patrzyła w lustro widziała podkrążone oczy, przygarbione plecy, wychudzoną sylwetkę w workowatych ubraniach i... nie widziała w tym nic złego. W przeciwieństwie do Ezechiela, zabrakło w jej życiu punktu zwrotnego czy sytuacji, którą jednoznacznie można by uznać odpowiedzialną za taką a nie inną postawę. Chłonny umysł szybko przyswajał nie tylko wiedzę, ale też wszystko co go otaczało a samodzielnie budowana odporność zwyczajnie za nim nie nadążała. To na co inni zwracali - bardzo niepożądaną - uwagę, dla puchonki stało się normą. Tak samo jak normą stawała się postawa Bibliotekarza - ta zamknięta, ograniczająca się do niezbędnych gestów czy słów i - tak naprawdę - bardzo w tym wszystkim wygodna. Alice nie umknęła jego gburowatość, że tak pozwolę sobie to nazwać, jednak przyjęła ją jako coś oczywistego. Nie pytała, nie drążyła (hehe... no dobra, może poza tym ostatnim mini wywiadem, ograniczającym się jednak do dość powierzchownych kwestii) i nie miała zamiaru niczego opowiadać. Relacja była dość prosta - Ezechiel mówił, a ona słuchała. I taką należało ją utrzymać, choć jak czasem myślę o tym, że ten mały histeryk ma uczyć się magii wymagającej wewnętrznej harmonii, to nic tylko czekać aż to wszystko pier... No, może nie będzie tak źle.
Te brązowe patrzałki, wlepione zazwyczaj w ziemię lub biegające to w jedną, to w drugą stronę i szukające jakiegoś punktu zaczepienia, utkwione były teraz w Kronikarzu. Puchonka prawie nie mrugała, słuchając jego wywodu na temat historii. Historii poniekąt jej znanej, ale przyjmowanej teraz z dziecięcą wręcz ciekawiścią. Alice lubiła słuchać, a Ezechiel - pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy! - miał bardzo przyjemny dla ucha głos. Ton jego wypowiedzi, choć spokojny, nie usypiał. Dodatkowo pozwalał odsunąć napięcie i skupić się na tym co aktualnie się działo.
Gdy pierwsza część wykładu dobiegła końca, Alice odsunęła się minimalnie i nie odwracając wzroku od skupionego teraz na księdze mężczyzny, wymacała krzesło tuż za swoimi plecami. Uniosła je lekko w górę, nie chcąc zakłócać spokoju niepotrzebnym szuraniem i ustawiła bokiem do biurka, tworząc w ten sposób prowizoryczną czwóreczkę. No, dla Yaxleya odwróconą czwóreczkę, bo gdy usiadła, na oparciu znalazł się jej lewy łokieć.
Bibliotekarz podniósł w końcu twarz znad księgi, upstrzonej wcześniej przez dziewczynę dziesiątkami papierowych frędzli a ona podłała mu niepewny uśmiech. Zapewne niezauważony, zaraz bowiem jego twarz skupiła się na bliżej nieokreślonych punktach sali. Znów przyszło rozmawiać im o śmierci, choć tym razem Hughes wykazała się nieco większym rozsądkiem i nie przyznała, że gdy kiedyś usiłowała posprzątać w dormitorium przy pomocy zaklęcia to prawie spaliła łóżko. O tak - wszystkie zaklęcia gospodarskie z całą pewnością przekraczały jej kompetencje. Kiedyś nawet usłyszała, że najwięcej rabanu narobiłaby próbując wyczyścić wroga. Czemu zapomniała o tym w Hogsmeade? Tam, gdzie najskuteczniejszym atakiem okazało się zwykłe podstawienie nogi? Westchnęła cicho i wysunęła z rękawa topolowego patyka. Obkręcała go w palcach to w jedną, to w drugą stronę, wreszcie odwracając wzrok od - jako tako - zaufanej twarzy. Zdawała sobie sprawę, że brak wyczucia był w jej wypadku sporym problemem.
- Może mnie nie zeżre. - mruknęła, kończąc wreszcie oględziny różdżki i ułożyła ją na kolanach, z nieco przepraszającym uśmiechem wracając do opowiadanej przez Yaxleya historii. Polowanie na czarownice, stanowiące jeden z najistotniejszych punktów zwrotnych tej ery - zarówno dla czarodziejskiego jak i mugolskiego świata - były tematem, który zawsze wyzwalał w niej wielkie pokłady niezrozumienia i wściekłości. Większość czarownic w końcu potrafiła sięgnąć po rozum do głowy i skorzystać ze swojej mocy, czy to czarując płomienie czy unikając utopienia przy pomocy bańki powietrza, na każdą z nich przypadalo jednak przynajmniej dziesięć kobiet, które - niesłusznie oskarżone - nie posiadały takich magicznych umiejętności. Alice nie potrafiła zrozumieć, jak ten magiczny światek mógł się wtedy od nich odwrócić. Karanie wszystkich swoją obojętnością przez żywienie urazy dla panujących obyczajów uważała za jeden z największych błędów jaki czarodzieje popełnili w ostatnich stuleciach. Nie był to jednak czas na tego typu rozważania. Chociaż rozmowa na temat ówczesnej polityki i historii ogólnie, potrafiłaby zapewne pochłonąć tę dwójkę bez reszty, spotkali się tu w innym celu, a Ezechiel szybko porzucił ten temat. Być może na szczęście, bo na samą myśl o nim czoło puchonki pokryło się zmarszczkami a nie powinna wytrącać się teraz z równowagi.
Uniosła nieco jedną brew, w geście wyrażającym bardzo dosadne "achaaa... gdy mężczyzna poinformował ją, że ma przed sobą pentagram i dosunęła krzesło bliżej biurka. Podkrążone oczy krążyły od rysunku do przypinki, która niejako sama wpadła jej w ręce. W dość specyficznych okolicznościach, o których - o ile nie upojona alkoholem to oszczędna przecież w słowach - puchonka nikomu nie opowiadala. Cieszyła się jednak, że wreszcie mogła pokazać komuś ten przedmiot. Kąciki zaróżowionych warg drgnęły lekko, kiedy Bibliotekarz pozwolił sobie na tę osobistą uwagę.
- Pewnie nie mieli cyrkla. - zawyrokowała bardzo poważnie, jednak z czającym się gdzieś w oczach rozbawieniem. - To takie... - wyciągnęła przed siebie dwa palce, tworząc literę "V" - Mugole rysują tym kółka. - zakończyła wreszcie i sięgnęła po leżącą na chusteczce przypinkę. Dotychczas tylko raz trzymała ją w rękach. Teraz, tak jak tej pierwszej nocy poczuła bijące od pentagramu ciepło. Przedmiot delikatnie pulsował w jej dłoni, a Alice zerknęła na Kronikarza.
- Myśli pan, że jest prawdziwy? - mruknęła, ni to do niego ni to do siebie samej i z lekkim wahaniem rozpięła jeden z guzików szarego swetra. Wsunęła pod niego rękę i przymocowała przypinkę na wysokości serca, figurą do wewnątrz. Nie przepadała za obwieszaniem się bombkami. Z zawstydzonym i skruszonym wyrazem twarzy zerknęła w oczy Ezechiela. Bałwochwalcze czy nie - w swojej sytuacji powinna chwytać się wszystkiego. Zmarszczyła jeszcze brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Te... lekcje, że tak powiem... Słusznie mi się wydaje, że nie powinnam o nich nikomu mówić? Nie chcę, żeby miał pan problemy. - odwróciła wzrok, rozglądając się po pustej już bibliotece. - I gdzie będziemy ćwiczyć? - wolała nie informować Yaxleya, że w trosce o dobro książek, absolutnie nie powinien pozwalać jej machać różdżką w bibliotece.
Te brązowe patrzałki, wlepione zazwyczaj w ziemię lub biegające to w jedną, to w drugą stronę i szukające jakiegoś punktu zaczepienia, utkwione były teraz w Kronikarzu. Puchonka prawie nie mrugała, słuchając jego wywodu na temat historii. Historii poniekąt jej znanej, ale przyjmowanej teraz z dziecięcą wręcz ciekawiścią. Alice lubiła słuchać, a Ezechiel - pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy! - miał bardzo przyjemny dla ucha głos. Ton jego wypowiedzi, choć spokojny, nie usypiał. Dodatkowo pozwalał odsunąć napięcie i skupić się na tym co aktualnie się działo.
Gdy pierwsza część wykładu dobiegła końca, Alice odsunęła się minimalnie i nie odwracając wzroku od skupionego teraz na księdze mężczyzny, wymacała krzesło tuż za swoimi plecami. Uniosła je lekko w górę, nie chcąc zakłócać spokoju niepotrzebnym szuraniem i ustawiła bokiem do biurka, tworząc w ten sposób prowizoryczną czwóreczkę. No, dla Yaxleya odwróconą czwóreczkę, bo gdy usiadła, na oparciu znalazł się jej lewy łokieć.
Bibliotekarz podniósł w końcu twarz znad księgi, upstrzonej wcześniej przez dziewczynę dziesiątkami papierowych frędzli a ona podłała mu niepewny uśmiech. Zapewne niezauważony, zaraz bowiem jego twarz skupiła się na bliżej nieokreślonych punktach sali. Znów przyszło rozmawiać im o śmierci, choć tym razem Hughes wykazała się nieco większym rozsądkiem i nie przyznała, że gdy kiedyś usiłowała posprzątać w dormitorium przy pomocy zaklęcia to prawie spaliła łóżko. O tak - wszystkie zaklęcia gospodarskie z całą pewnością przekraczały jej kompetencje. Kiedyś nawet usłyszała, że najwięcej rabanu narobiłaby próbując wyczyścić wroga. Czemu zapomniała o tym w Hogsmeade? Tam, gdzie najskuteczniejszym atakiem okazało się zwykłe podstawienie nogi? Westchnęła cicho i wysunęła z rękawa topolowego patyka. Obkręcała go w palcach to w jedną, to w drugą stronę, wreszcie odwracając wzrok od - jako tako - zaufanej twarzy. Zdawała sobie sprawę, że brak wyczucia był w jej wypadku sporym problemem.
- Może mnie nie zeżre. - mruknęła, kończąc wreszcie oględziny różdżki i ułożyła ją na kolanach, z nieco przepraszającym uśmiechem wracając do opowiadanej przez Yaxleya historii. Polowanie na czarownice, stanowiące jeden z najistotniejszych punktów zwrotnych tej ery - zarówno dla czarodziejskiego jak i mugolskiego świata - były tematem, który zawsze wyzwalał w niej wielkie pokłady niezrozumienia i wściekłości. Większość czarownic w końcu potrafiła sięgnąć po rozum do głowy i skorzystać ze swojej mocy, czy to czarując płomienie czy unikając utopienia przy pomocy bańki powietrza, na każdą z nich przypadalo jednak przynajmniej dziesięć kobiet, które - niesłusznie oskarżone - nie posiadały takich magicznych umiejętności. Alice nie potrafiła zrozumieć, jak ten magiczny światek mógł się wtedy od nich odwrócić. Karanie wszystkich swoją obojętnością przez żywienie urazy dla panujących obyczajów uważała za jeden z największych błędów jaki czarodzieje popełnili w ostatnich stuleciach. Nie był to jednak czas na tego typu rozważania. Chociaż rozmowa na temat ówczesnej polityki i historii ogólnie, potrafiłaby zapewne pochłonąć tę dwójkę bez reszty, spotkali się tu w innym celu, a Ezechiel szybko porzucił ten temat. Być może na szczęście, bo na samą myśl o nim czoło puchonki pokryło się zmarszczkami a nie powinna wytrącać się teraz z równowagi.
Uniosła nieco jedną brew, w geście wyrażającym bardzo dosadne "achaaa... gdy mężczyzna poinformował ją, że ma przed sobą pentagram i dosunęła krzesło bliżej biurka. Podkrążone oczy krążyły od rysunku do przypinki, która niejako sama wpadła jej w ręce. W dość specyficznych okolicznościach, o których - o ile nie upojona alkoholem to oszczędna przecież w słowach - puchonka nikomu nie opowiadala. Cieszyła się jednak, że wreszcie mogła pokazać komuś ten przedmiot. Kąciki zaróżowionych warg drgnęły lekko, kiedy Bibliotekarz pozwolił sobie na tę osobistą uwagę.
- Pewnie nie mieli cyrkla. - zawyrokowała bardzo poważnie, jednak z czającym się gdzieś w oczach rozbawieniem. - To takie... - wyciągnęła przed siebie dwa palce, tworząc literę "V" - Mugole rysują tym kółka. - zakończyła wreszcie i sięgnęła po leżącą na chusteczce przypinkę. Dotychczas tylko raz trzymała ją w rękach. Teraz, tak jak tej pierwszej nocy poczuła bijące od pentagramu ciepło. Przedmiot delikatnie pulsował w jej dłoni, a Alice zerknęła na Kronikarza.
- Myśli pan, że jest prawdziwy? - mruknęła, ni to do niego ni to do siebie samej i z lekkim wahaniem rozpięła jeden z guzików szarego swetra. Wsunęła pod niego rękę i przymocowała przypinkę na wysokości serca, figurą do wewnątrz. Nie przepadała za obwieszaniem się bombkami. Z zawstydzonym i skruszonym wyrazem twarzy zerknęła w oczy Ezechiela. Bałwochwalcze czy nie - w swojej sytuacji powinna chwytać się wszystkiego. Zmarszczyła jeszcze brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Te... lekcje, że tak powiem... Słusznie mi się wydaje, że nie powinnam o nich nikomu mówić? Nie chcę, żeby miał pan problemy. - odwróciła wzrok, rozglądając się po pustej już bibliotece. - I gdzie będziemy ćwiczyć? - wolała nie informować Yaxleya, że w trosce o dobro książek, absolutnie nie powinien pozwalać jej machać różdżką w bibliotece.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach