- Alice Star
Re: Izba Pamięci
Sob Sty 10, 2015 2:58 pm
Zastanowiła się nad jej słowami i nie rozumiała jej pesymizmu.
- Dlaczego wtedy Krukoni kochają książki? To też na pokaz?- zapytała cicho.- Ja kocham książki, ktoś inny kocha sport - powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Oparła się o ścianę i popatrzyła na dziewczynę. Co miała jej powiedzieć? Mimo skrępowania chciała z kimś porozmawiać, a tu przytrafiło się jej porozmawianie z osobą, która jest tak samo nieśmiała jak ona i nie wiedziała co powiedzieć.
- A co robiłaś, że się zgubiłaś?- zapytała ni z tego ni z owego. Zawsze coś. Nie potrafiła zagadać na jakikolwiek temat. Wszystko było mdłe i nijakie, a przecież nie mogą tak ciągle milczeć, prawda?
//wybacz, że tak krótko, ale nie miałam pomysłu o czym moga rozmawiać - może ty coś wymyślisz :) \\
- Dlaczego wtedy Krukoni kochają książki? To też na pokaz?- zapytała cicho.- Ja kocham książki, ktoś inny kocha sport - powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Oparła się o ścianę i popatrzyła na dziewczynę. Co miała jej powiedzieć? Mimo skrępowania chciała z kimś porozmawiać, a tu przytrafiło się jej porozmawianie z osobą, która jest tak samo nieśmiała jak ona i nie wiedziała co powiedzieć.
- A co robiłaś, że się zgubiłaś?- zapytała ni z tego ni z owego. Zawsze coś. Nie potrafiła zagadać na jakikolwiek temat. Wszystko było mdłe i nijakie, a przecież nie mogą tak ciągle milczeć, prawda?
//wybacz, że tak krótko, ale nie miałam pomysłu o czym moga rozmawiać - może ty coś wymyślisz :) \\
- Cirilla Turner
Re: Izba Pamięci
Sob Sty 10, 2015 7:28 pm
Ciri zastanowiła się przez chwilę. W sumie dziewczyna miała rację. Czasami, chociaż jej zdaniem niezwykle rzadko, rzeczywiście robimy coś sami dla siebie, a nie na pokaz. Nie lubiła przyznawać się do błędów, ale tu musiała zrobić wyjątek. Chyba nieco zagalopowała się z tym całym swoim pesymizmem.
- Chyba masz rację... - powiedziała tylko, kiwając delikatnie głową.
Ciri również nie chciała jeszcze kończyć rozmowy. W końcu Alice wydawała się naprawdę miła i wyglądało na to, że mają ze sobą wiele wspólnego. Może więc jest osobą, z która Ciri mogłaby w jakiś sposób nawiązać kontakt, a może nawet się zaprzyjaźnić? Tylko był pewien problem... Skoro obie były nieśmiałe, to obie nie miały pewnie zbyt dużo kontaktów z ludźmi, a więc też za często nie rozmawiały.
- Ja... w sumie szukałam pewnego miejsca. - powiedziała, rumieniąc się lekko. - Kuchni. Kiedyś pewna osoba mnie tam zaprowadziła, ale teraz nie mogę tam trafić. - Nawet nie była pewna czy znajduje się na właściwym piętrze. Znając siebie... prawdopodobnie nie.
przygryzła wargę, wciąż zastanawiając się o co mogłaby zapytać, lub na jaki temat zagadać.
- Więc... Kochasz książki, tak? - zapytała w końcu, przypominając sobie słowa krukonki sprzed chwili. - Może mogłabyś mi coś polecić?
- Gatunek jest mi w sumie obojętny... Lubię książki przygodowe, ale jeśli masz coś ciekawego z innych gatunków, to również chętnie się za to wezmę. - dodała, czując, że to chyba dobry początek. W końcu książki to coś, o czym krukonki na pewno mogą porozmawiać.
- Chyba masz rację... - powiedziała tylko, kiwając delikatnie głową.
Ciri również nie chciała jeszcze kończyć rozmowy. W końcu Alice wydawała się naprawdę miła i wyglądało na to, że mają ze sobą wiele wspólnego. Może więc jest osobą, z która Ciri mogłaby w jakiś sposób nawiązać kontakt, a może nawet się zaprzyjaźnić? Tylko był pewien problem... Skoro obie były nieśmiałe, to obie nie miały pewnie zbyt dużo kontaktów z ludźmi, a więc też za często nie rozmawiały.
- Ja... w sumie szukałam pewnego miejsca. - powiedziała, rumieniąc się lekko. - Kuchni. Kiedyś pewna osoba mnie tam zaprowadziła, ale teraz nie mogę tam trafić. - Nawet nie była pewna czy znajduje się na właściwym piętrze. Znając siebie... prawdopodobnie nie.
przygryzła wargę, wciąż zastanawiając się o co mogłaby zapytać, lub na jaki temat zagadać.
- Więc... Kochasz książki, tak? - zapytała w końcu, przypominając sobie słowa krukonki sprzed chwili. - Może mogłabyś mi coś polecić?
- Gatunek jest mi w sumie obojętny... Lubię książki przygodowe, ale jeśli masz coś ciekawego z innych gatunków, to również chętnie się za to wezmę. - dodała, czując, że to chyba dobry początek. W końcu książki to coś, o czym krukonki na pewno mogą porozmawiać.
- Alice Star
Re: Izba Pamięci
Sro Sty 14, 2015 4:45 pm
Jaka ulga do niej przyszła, gdy Ciri weszła na temat książek. Niesamowite.
- Kuchnia jest w lochach, ale dokładnie to nie wiem gdzie - powiedziała spokojnie, może tak pomoże dziewczynie w poszukiwaniach. Alice lubiła pomagać innym, ale jej dobroć często wykorzystywano. Chciałby się zmienić. Poznać kogoś, kto pomoże jej być bardziej odważną.
- Jeśli chodzi o książki to lubię też przygodowe - tak, to jej ulubiony gatunek. W końcu ona marzy o tym, aby przeżyć kiedyś wielką przygodę. I będzie do tego dążyć jak nigdy w życiu do niczego.- Moją ulubioną książką jest Smocze Serce - powiedziała cicho.
Uświadomiła sobie, że ma jeszcze do zrobienia pracę domową i aż spanikowała. Po prostu o niej zapomniała. Westchnęła ciężko i spojrzała na blondynkę.
- Przepraszam, ale ja już muszę iść - zaczęła niepewnie.- Jeśli chcesz możesz iść ze mną. Zaprowadzę cię do pokoju wspólnego - powiedziała i ruszyła do wyjścia.
[z/t] - wybacz, że kończę i tak długo czekałaś, ale ja mam urwanie głowy ze szkołą.
- Kuchnia jest w lochach, ale dokładnie to nie wiem gdzie - powiedziała spokojnie, może tak pomoże dziewczynie w poszukiwaniach. Alice lubiła pomagać innym, ale jej dobroć często wykorzystywano. Chciałby się zmienić. Poznać kogoś, kto pomoże jej być bardziej odważną.
- Jeśli chodzi o książki to lubię też przygodowe - tak, to jej ulubiony gatunek. W końcu ona marzy o tym, aby przeżyć kiedyś wielką przygodę. I będzie do tego dążyć jak nigdy w życiu do niczego.- Moją ulubioną książką jest Smocze Serce - powiedziała cicho.
Uświadomiła sobie, że ma jeszcze do zrobienia pracę domową i aż spanikowała. Po prostu o niej zapomniała. Westchnęła ciężko i spojrzała na blondynkę.
- Przepraszam, ale ja już muszę iść - zaczęła niepewnie.- Jeśli chcesz możesz iść ze mną. Zaprowadzę cię do pokoju wspólnego - powiedziała i ruszyła do wyjścia.
[z/t] - wybacz, że kończę i tak długo czekałaś, ale ja mam urwanie głowy ze szkołą.
- Cirilla Turner
Re: Izba Pamięci
Nie Sty 18, 2015 5:25 pm
Kuchnia jest w lochach... No jasne. Aż pacnęła się dłonią w czoło - przecież to logiczne.
- Ach... No tak. Racja. - No pięknie. Miała nadzieję, że Alice nie weźmie jej za kompletną idiotkę. A już szczególnie, że polubiła dziewczynę, wydawało jej się, że są na jakiś sposób podobne.
- Tak... przygodowe książki są super. - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Kiedy żyła w świecie mugoli, czytała strasznie dużo książek. Były one wtedy dla niej czymś, w rodzaju ucieczki od rzeczywistego świata.
- Tak, jeszcze raz dziękuję. - powiedziała Ciri i podążyła za krukonką.
/zt
- Ach... No tak. Racja. - No pięknie. Miała nadzieję, że Alice nie weźmie jej za kompletną idiotkę. A już szczególnie, że polubiła dziewczynę, wydawało jej się, że są na jakiś sposób podobne.
- Tak... przygodowe książki są super. - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Kiedy żyła w świecie mugoli, czytała strasznie dużo książek. Były one wtedy dla niej czymś, w rodzaju ucieczki od rzeczywistego świata.
- Tak, jeszcze raz dziękuję. - powiedziała Ciri i podążyła za krukonką.
/zt
- Alexandra Grace
Re: Izba Pamięci
Sob Kwi 18, 2015 8:53 pm
I co zrobić, gdy serce już nie chce walczyć? Gdy łzy już nawet nie krążą w oczach. Wyschnięte ślepia, kaleka nadzieja, rozdarta dusza, niepewny umysł... Użala się nad sobą. Tak żałośnie, że już chyba bardziej się nie da. Przecież mogłaby zapomnieć. Żyć dalej z myślą, że następna godzina, dzień, rok będzie lepszy. Tylko po co? Jaki w tym wszystkim sens? Okłamywanie samego siebie nie zmieni rzeczywistości. Kłamstwa choćby powtarzało się je wiecznie pozostają zaledwie fałszem. Niczego nie zmienią, a w starciu z prawdą rozpadną się boleśniej niż cokolwiek innego. Wszystko to wydarzyło się naprawdę. Gdy zamknie oczy widzi to bardzo wyraźnie. Zasypiając słyszy każdy dźwięk. Śpiąc wracają strachy, które tak dobrze ranią to, co w niej jeszcze zostało. Nocą budzą się demony każdego złego dnia. Wszyscy ludzie, których zawiodła. To kim jest dołuje tak wielu ludzi. W tym ją. W całym szaleństwie jej system wartości karał ją samą. Ustawiła sobie miarę dla świata, która sama dla niej nie wystarczyła. Złamała kodeks. To tak jakby Dobra Wróżka zrobiła coś złego. Traci tytuł za złamanie prawa. Czy oszalała? Trochę. Tak, jak każdy gdy przechodzi traumę. Ta jednak nie przypominała jej dotychczasowych. Była inna w swej odsłonie. Nowy teatrzyk, nowa projekcja.
A ona taka wybitna aktorka w roli głównej.
Firmowy uśmiech, jak zawsze do kompletu. Tylko mniej słów, zaczepiania innych. Unikanie tłumów, nie zbliżanie się do niczego, co na zewnątrz. Łatwo jest być przeciętną uczennicą, kiedy nikogo to nie obchodzi. Po prostu sobie jest, od tak, jedna z wielu. Pomoże, gdy ktoś tego potrzebuje, uczy się. A gdy nikt nie patrzy to spogląda przed siebie i krzyczy niemo, że musi zapłacić. Robić dobre rzeczy w ramach spłaty winy. Ale przecież nie zmieni już niczego, wiadomo. Dla siebie jednak szuka zbawienia w czynieniu czegoś dobrego. Nie ma go tam jednak. Nie ma w niej życia, które szeptałoby słowa usprawiedliwienia dla niej samej. Jest winna. Proza życia - czasami robimy coś nieodpowiedniego. Nie mogła się z tym pogodzić. Tkwiła w strachu, że znowu wydarzy się coś złego. Nie ufa już nawet sobie.
Nie chciała zapominać o tym, co się wydarzyło, równocześnie chcąc to zrobić.
Nie wolno, bo pamięć o złych rzeczach pozwala nie powtarzać błędów, zmienia i tworzy człowieka.
Tylko tak było by łatwiej. Niesłusznie, ale prościej. Czy jeśli pójdzie na łatwiznę to przestanie to widzieć? Nie będzie słyszeć niczego? Zechce zbliżać się ponownie do ludzi?
Czuła, że wariuje. Miała co raz to nowe scenariusze. Co raz bardziej wina ciągnęła ją do dołu. Nie umiała pogodzić się sama ze sobą. Ze światem. Co ma zrobić, by było lepiej tutaj? Jak uratować kogokolwiek? Jak powstrzymać zło?
Czy to jeszcze ona, czy jej wewnętrzne ja, które straciło rozum? Jakby już nie miała władzy nad sobą i swoimi myślami. Przychodziły nieproszone, zdradliwe i męczące ją bezustannie. Nie umie ich zatrzymać ani wypuścić.
Ani schować, ani wyrzucić z siebie. Utknęły w połowie drogi, jakby miała wbity nóż w jakąś część ciała i z każdym ruchem pogłębiała ranę, którą tworzy ostre narzędzie.
Narzędziem tym jest poczucie winy. Zżerające ją od środka, choć na zewnątrz obecnie jedyne, co było dziwne to to, że przestała się uśmiechać, bo zwyczajnie zapomniała, że robi to na co dzień. Siedziała w Izbie Pamięci i wypadło jej z głowy, że powinna pokazywać, że jest w porządku. Bo nic już nie jest takie. Tylko Eliksir Zapomnienia w jej torbie kusił swoją obecnością. Po za nią chwilowo nie było nikogo. Może nie zauważą, że na jej twarzy na tę chwilę zagościł ból. Nie zdążą, bo gdy pojawi się przy nich ponownie znowu będzie z bananem na twarzy.
Choć serce będzie krwawić po cichu, samotnie... jak zwykle.
Tylko, że teraz jest inaczej. Teraz nie chciała już nawet płakać. Nie liczyła na to, że będzie lepiej. Nie wierzyła, że chłopak, który na jej oczach zabił Żerlicę zmieni się. Była realistką na pewien sposób.
Chciała tylko wrócić z tej ciemności.
Albo w niej posiedzieć. Tak, to jej wychodziło. Smucenie się i użalanie. Tylko to.
Nawet mówiła do siebie. Jedno zdanie: "Nie chciałam tego".
Nie chciała by życie Zacka zostało narażone, nie chciała, żeby Liv prawie spadła ze skarpy, nie chciała zabić tych wszystkich w chatce wiedźmy, ale o tym pomyślała, nie chciała widzieć, jak tam wiedźma umiera, nie chciała widzieć ciał spożytych do połowy, ale widziała.
Nie chciała. Ale to nie ma żadnego zdarzenia. Sama poszła do Vincenta. Sama spotkała się z Liv przy skarpie nie myśląc o tym, że to się może wydarzyć, to ona zaproponowała Zackowi stację, gdzie to wszystko miało miejsce po czym nawet nie umiała ich obronić porządnie, po czym na dopięcie całego obrazka tak bardzo trzęsła portkami, by zaproponować zabicie kilku osób, bo tak byłoby prościej, zgłupiała tam do reszty, na nic się nie przydała, narobiła sobie nowego wroga i widziała martwe fragmenty ciał, zjedzonych ludzi, których mijała na korytarzach, tylko dlatego, że pomyślała, iż pójście w miejsce, gdzie Vincent ją zostawił pomoże z pożegnaniem się ze strachem.
Zawsze chciała dobrze, ale jak widać przynosi sporo pecha.
Jak przeklęta.
A ona taka wybitna aktorka w roli głównej.
Firmowy uśmiech, jak zawsze do kompletu. Tylko mniej słów, zaczepiania innych. Unikanie tłumów, nie zbliżanie się do niczego, co na zewnątrz. Łatwo jest być przeciętną uczennicą, kiedy nikogo to nie obchodzi. Po prostu sobie jest, od tak, jedna z wielu. Pomoże, gdy ktoś tego potrzebuje, uczy się. A gdy nikt nie patrzy to spogląda przed siebie i krzyczy niemo, że musi zapłacić. Robić dobre rzeczy w ramach spłaty winy. Ale przecież nie zmieni już niczego, wiadomo. Dla siebie jednak szuka zbawienia w czynieniu czegoś dobrego. Nie ma go tam jednak. Nie ma w niej życia, które szeptałoby słowa usprawiedliwienia dla niej samej. Jest winna. Proza życia - czasami robimy coś nieodpowiedniego. Nie mogła się z tym pogodzić. Tkwiła w strachu, że znowu wydarzy się coś złego. Nie ufa już nawet sobie.
Nie chciała zapominać o tym, co się wydarzyło, równocześnie chcąc to zrobić.
Nie wolno, bo pamięć o złych rzeczach pozwala nie powtarzać błędów, zmienia i tworzy człowieka.
Tylko tak było by łatwiej. Niesłusznie, ale prościej. Czy jeśli pójdzie na łatwiznę to przestanie to widzieć? Nie będzie słyszeć niczego? Zechce zbliżać się ponownie do ludzi?
Czuła, że wariuje. Miała co raz to nowe scenariusze. Co raz bardziej wina ciągnęła ją do dołu. Nie umiała pogodzić się sama ze sobą. Ze światem. Co ma zrobić, by było lepiej tutaj? Jak uratować kogokolwiek? Jak powstrzymać zło?
Czy to jeszcze ona, czy jej wewnętrzne ja, które straciło rozum? Jakby już nie miała władzy nad sobą i swoimi myślami. Przychodziły nieproszone, zdradliwe i męczące ją bezustannie. Nie umie ich zatrzymać ani wypuścić.
Ani schować, ani wyrzucić z siebie. Utknęły w połowie drogi, jakby miała wbity nóż w jakąś część ciała i z każdym ruchem pogłębiała ranę, którą tworzy ostre narzędzie.
Narzędziem tym jest poczucie winy. Zżerające ją od środka, choć na zewnątrz obecnie jedyne, co było dziwne to to, że przestała się uśmiechać, bo zwyczajnie zapomniała, że robi to na co dzień. Siedziała w Izbie Pamięci i wypadło jej z głowy, że powinna pokazywać, że jest w porządku. Bo nic już nie jest takie. Tylko Eliksir Zapomnienia w jej torbie kusił swoją obecnością. Po za nią chwilowo nie było nikogo. Może nie zauważą, że na jej twarzy na tę chwilę zagościł ból. Nie zdążą, bo gdy pojawi się przy nich ponownie znowu będzie z bananem na twarzy.
Choć serce będzie krwawić po cichu, samotnie... jak zwykle.
Tylko, że teraz jest inaczej. Teraz nie chciała już nawet płakać. Nie liczyła na to, że będzie lepiej. Nie wierzyła, że chłopak, który na jej oczach zabił Żerlicę zmieni się. Była realistką na pewien sposób.
Chciała tylko wrócić z tej ciemności.
Albo w niej posiedzieć. Tak, to jej wychodziło. Smucenie się i użalanie. Tylko to.
Nawet mówiła do siebie. Jedno zdanie: "Nie chciałam tego".
Nie chciała by życie Zacka zostało narażone, nie chciała, żeby Liv prawie spadła ze skarpy, nie chciała zabić tych wszystkich w chatce wiedźmy, ale o tym pomyślała, nie chciała widzieć, jak tam wiedźma umiera, nie chciała widzieć ciał spożytych do połowy, ale widziała.
Nie chciała. Ale to nie ma żadnego zdarzenia. Sama poszła do Vincenta. Sama spotkała się z Liv przy skarpie nie myśląc o tym, że to się może wydarzyć, to ona zaproponowała Zackowi stację, gdzie to wszystko miało miejsce po czym nawet nie umiała ich obronić porządnie, po czym na dopięcie całego obrazka tak bardzo trzęsła portkami, by zaproponować zabicie kilku osób, bo tak byłoby prościej, zgłupiała tam do reszty, na nic się nie przydała, narobiła sobie nowego wroga i widziała martwe fragmenty ciał, zjedzonych ludzi, których mijała na korytarzach, tylko dlatego, że pomyślała, iż pójście w miejsce, gdzie Vincent ją zostawił pomoże z pożegnaniem się ze strachem.
Zawsze chciała dobrze, ale jak widać przynosi sporo pecha.
Jak przeklęta.
- Sahir Nailah
Re: Izba Pamięci
Sob Kwi 18, 2015 9:16 pm
Alexandra Grace – kompletnie przeciętna uczennica, w kompletnie przeciętnej szkole, z... kompletnie przeciętnymi problemami, która pojawia się w miejscu, w którym... czyż nie tutaj się wszystko zaczęło? Przez wszystko mam na myśli napotkanie przez nią Czarnego Kota, co przeciął jej drogę, a od którego spotkania zaczęło się jedno, wielkie pasmo porażek – może, tak, jak głosi legenda, kiedy drugi raz wróci się na miejsce, w którym takowy kocur przeciął jezdnię, a ten znów się pojawi i przetruchta niemo na miękkich poduszeczkach drogę powrotną, to ta dziwna klątwa, która osiadła pannie Grace na ramionach zostanie rozwiana? Nie zamierzam kłócić się z tym, że tak naprawdę przed każdym "przeciętnie" powinno widnieć wielkie "NIE", ponieważ ani Alex nie była przeciętna, ani ta szkoła nie była przeciętna, a tym bardziej problemy, jakie miała, normalnymi NIE BYŁY. Nie zamierzam się z tym kłócić, ponieważ to czysta prawda, jak i to, że przecież Nailah nie przyłożył małego paluszka do jej kłopotów małych i dużych – nie musiał, jego przekleństwo nie działało w bezpośredni sposób – mógłby i wyjechać na drugi koniec globu, ale czy cokolwiek by to zmieniło? Równie dobrze mógłbym to zrzucić na przypadek i powiedzieć, że on nie ma z tym nic wspólnego, ale przypadki powtarzane po milion razy naprawdę... przestają nimi być. Ta samo jak i nie liczyłbym na porzekadło, że gdy Kot przejdzie są drogę powrotną w tym samym miejscu, co cokolwiek się zmieni, chociaż... dlaczego niby nie? Jesteś już wystarczająco zniszczona, Nadziejo, przydałaby ci się chwila odetchnienia, chociaż drobna, żebyś mogła naładować swoje baterie – miałaś szansę na taką, prawda? Pwtedy, przy Zacku, dopóki właśnie nie pojawił się Sahir w swej własnej osobie i wam skutecznie nie przeszkodził- ach, co zrobisz, takie życie, taka już wredna, destrukcyjna natura tego wampira... Głupio by więc było mówić, że mógłby on być jakąkolwiek podporą... czyż nie?
- Czeeść... - Rozległ się mrukliwy, męski, ten z rodzai "przepitych", głos, tak dobrze już Alex znany – a może właśnie nieznany? W końcu co oni o sobie wzajem wiedzieli? - miast wiedzieć coraz więcej, to informacje przeciekały między palcami i wszystko rozpadało się na drobne kawałeczki wraz z tym, jak prędko płynęło życie. - Nie żebym miał wątpliwości, ale... oddychasz? Jak się źle czujesz to mógłbym... cię zjeść, czy... coś. - Wygiął lekko kąciki warg w górę, które drgnęły zgodnie z jego wolą, kiedy wolnym krokiem zbliżał się do ławki, na której już z oddali widział siedzącą Gryfonkę. Ach, znowu czyste przedrzeźnienie, znowu głupia zagrywka z jego strony – miejsce, w którym się poznali... więc czy miałoby być to miejsce, w którym się rozstaną? Szczerze wątpię, to prawdopodobieństwo było tak nikłe, że ledwo ponad zero procent wyrastało... I przywitał się z nią dokładnie tymi samymi słowami, z jakimi się poznali – tylko że wtedy ona odezwała się pierwsza, no i... nie były dokładnie takie same, zdecydowanie zostały lekko... podrasowane.
W zasadzie... nie widzieli się naprawdę mnóstwo czasu. Albo to jednak ten czas leciał wolno, a nie szybko..? Ostatnio spotkali się na huśtawce... kiedy powiedziała, że Vincent ją przeklął... ostatnio spotkali się przy ławkach... kiedy była z Zackiem...
- Wyglądasz tragicznie, Dobra Wróżko. Czyżbyś straciła swoją pełnoetatową posadę? - Czy czasem Nailah nie mówił ci już, Alex, że tak się to skończy? I że nie wiesz jeszcze, czym jest dno?
Cóż, zaczynasz to powoli odkrywać.
- Czeeść... - Rozległ się mrukliwy, męski, ten z rodzai "przepitych", głos, tak dobrze już Alex znany – a może właśnie nieznany? W końcu co oni o sobie wzajem wiedzieli? - miast wiedzieć coraz więcej, to informacje przeciekały między palcami i wszystko rozpadało się na drobne kawałeczki wraz z tym, jak prędko płynęło życie. - Nie żebym miał wątpliwości, ale... oddychasz? Jak się źle czujesz to mógłbym... cię zjeść, czy... coś. - Wygiął lekko kąciki warg w górę, które drgnęły zgodnie z jego wolą, kiedy wolnym krokiem zbliżał się do ławki, na której już z oddali widział siedzącą Gryfonkę. Ach, znowu czyste przedrzeźnienie, znowu głupia zagrywka z jego strony – miejsce, w którym się poznali... więc czy miałoby być to miejsce, w którym się rozstaną? Szczerze wątpię, to prawdopodobieństwo było tak nikłe, że ledwo ponad zero procent wyrastało... I przywitał się z nią dokładnie tymi samymi słowami, z jakimi się poznali – tylko że wtedy ona odezwała się pierwsza, no i... nie były dokładnie takie same, zdecydowanie zostały lekko... podrasowane.
W zasadzie... nie widzieli się naprawdę mnóstwo czasu. Albo to jednak ten czas leciał wolno, a nie szybko..? Ostatnio spotkali się na huśtawce... kiedy powiedziała, że Vincent ją przeklął... ostatnio spotkali się przy ławkach... kiedy była z Zackiem...
- Wyglądasz tragicznie, Dobra Wróżko. Czyżbyś straciła swoją pełnoetatową posadę? - Czy czasem Nailah nie mówił ci już, Alex, że tak się to skończy? I że nie wiesz jeszcze, czym jest dno?
Cóż, zaczynasz to powoli odkrywać.
- Alexandra Grace
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 7:49 am
Nie od niego się zaczęło.
Wcześniej tylko każda porażka była w większym odstępie czasowym od poprzedniej. W jej życiu jednak nic nigdy nie było idealne. Nie spełniała oczekiwań. Teraz również swoich, więc zawiodła samą siebie. Musiałaby na swojej drodze spotkać wiele czarnych kotów, żeby zrzucić na nie winę. Zaś za wszystkie porażki winę ona ponosi. Zack... wydawało się jej, że od ostatniego spotkania minęły wieki. Wtedy było dobrze, nawet jeśli Sahir przerwał tamto spotkanie. A potem znowu lawina zasypała ją. I kompletnie zdziwaczała. Można nazwać to traumą pourazową.
Serce zatrzymało się jej, gdy ją przywitał. Nie lubiła już być zaskakiwana. Widziała w każdym takim zajściu potencjalne wydarzenie, które doprowadzi do czegoś złego. Wpadła w paranoję, że nawet w zamku z łatwością może zginąć. Złapała jednak po sekundzie oddech, ubrała na twarz uśmiech i odpowiedziała "hej", jakby gdyby nigdy nic. Nienawidziła kłamstw, ale jedyną opcją dla niej było udawanie. Żeby wszyscy pomyśleli, że ona się nie łamie i zapomnieli o sprawie. To był jednak Sahir... czego się bać i czemu przy nim udawać? Kto tam wie, co jej w główce siedzi... Chciała chyba bardziej sobie niż innym pokazać, że nie wydarzyło się nic przez co musiałaby się tak podłamywać. Tylko nijak to do niej nie przemawia. Ciężar rośnie zamiast maleć. Strach nie znika.
- Jeszcze oddycham. I jeśli jesteś głodny to nie musisz o tym napomknąć tylko wystarczy poprosić, a mogę robić za obiad, mówiłam Ci to już - Pierwsze słowo zostało podkreślone bardzo mocno. Miała zamiar napomknąć jeszcze o Zacku, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Mogłaby go tylko sprowokować, a tego nie chciała. Jej Anioł Stróż zasłużył na spokój. Nikomu przecież nie zrobił nic złego, a wręcz przeciwnie, jej pomagał.
- Zostałam zwolniona dyscyplinarnie - Za to wszystko co zrobiłam i tego, co nie zrobiłam, chciała by dodać. Zwyczajnie to już nie przechodzi jej przez pyszczek. Czuła się złym człowiekiem, a to przecież jedyne co chciała - być tego przeciwieństwem. Nie patrzyła nawet na tego znajomego Krukona dłużej niż sekundę. Nie chciała patrzeć na ludzi po to, by dowiedzieć się później, że ich już nie ma. Żyć - to tak wiele obecnie. Ludzie padają jak muchy. Jakby to już nic nie znaczyło. Żyjąc w świecie własnych wyobrażeń otrzymała piękny cios od rzeczywistości. Pozostała sobie kupką wszystkiego bez jakiegokolwiek planu. Nie wiedząc kim już jest.
Wcześniej tylko każda porażka była w większym odstępie czasowym od poprzedniej. W jej życiu jednak nic nigdy nie było idealne. Nie spełniała oczekiwań. Teraz również swoich, więc zawiodła samą siebie. Musiałaby na swojej drodze spotkać wiele czarnych kotów, żeby zrzucić na nie winę. Zaś za wszystkie porażki winę ona ponosi. Zack... wydawało się jej, że od ostatniego spotkania minęły wieki. Wtedy było dobrze, nawet jeśli Sahir przerwał tamto spotkanie. A potem znowu lawina zasypała ją. I kompletnie zdziwaczała. Można nazwać to traumą pourazową.
Serce zatrzymało się jej, gdy ją przywitał. Nie lubiła już być zaskakiwana. Widziała w każdym takim zajściu potencjalne wydarzenie, które doprowadzi do czegoś złego. Wpadła w paranoję, że nawet w zamku z łatwością może zginąć. Złapała jednak po sekundzie oddech, ubrała na twarz uśmiech i odpowiedziała "hej", jakby gdyby nigdy nic. Nienawidziła kłamstw, ale jedyną opcją dla niej było udawanie. Żeby wszyscy pomyśleli, że ona się nie łamie i zapomnieli o sprawie. To był jednak Sahir... czego się bać i czemu przy nim udawać? Kto tam wie, co jej w główce siedzi... Chciała chyba bardziej sobie niż innym pokazać, że nie wydarzyło się nic przez co musiałaby się tak podłamywać. Tylko nijak to do niej nie przemawia. Ciężar rośnie zamiast maleć. Strach nie znika.
- Jeszcze oddycham. I jeśli jesteś głodny to nie musisz o tym napomknąć tylko wystarczy poprosić, a mogę robić za obiad, mówiłam Ci to już - Pierwsze słowo zostało podkreślone bardzo mocno. Miała zamiar napomknąć jeszcze o Zacku, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Mogłaby go tylko sprowokować, a tego nie chciała. Jej Anioł Stróż zasłużył na spokój. Nikomu przecież nie zrobił nic złego, a wręcz przeciwnie, jej pomagał.
- Zostałam zwolniona dyscyplinarnie - Za to wszystko co zrobiłam i tego, co nie zrobiłam, chciała by dodać. Zwyczajnie to już nie przechodzi jej przez pyszczek. Czuła się złym człowiekiem, a to przecież jedyne co chciała - być tego przeciwieństwem. Nie patrzyła nawet na tego znajomego Krukona dłużej niż sekundę. Nie chciała patrzeć na ludzi po to, by dowiedzieć się później, że ich już nie ma. Żyć - to tak wiele obecnie. Ludzie padają jak muchy. Jakby to już nic nie znaczyło. Żyjąc w świecie własnych wyobrażeń otrzymała piękny cios od rzeczywistości. Pozostała sobie kupką wszystkiego bez jakiegokolwiek planu. Nie wiedząc kim już jest.
- Sahir Nailah
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 1:48 pm
Zadawaj sobie te pytania i nawet jeszcze więcej – niech kłębią się w twojej głowie, niech coraz mocniej przygniatają twe barki do dołu, niech wypływają z oczu – ach, nie wypłyną, nie jesteś w stanie płakać... To nic, więc je zachowaj – tym lepiej dla mnie, im mocniej wypełniasz koryto swych zwierciadeł duszy, tym łatwiej z nich wszystko wyczytać – masz niemal wymalowane na twarzy litery, które przesiąkają cię do cna i niszczą, wyrywając włosy, postarzając, nadając skórze szarości, która nie miała niczego wspólnego z prawdziwym, fizycznym zmęczeniem.
Co za śmieszna sprawa – spotkało się dwóch jedynych czarodziejów w Hogwarcie, którzy nie mieli różdżek – jedna osoba przynajmniej miała szansa na jej naprawdę, zaś ten drugi... nigdy by tej szansy nie chciał dostać.
Dłoń wampira zdobył bandaż, nieco szary, nieco splamiony od wewnętrznej strony krwią – wszystko dopełniało się widoku mizerności, albo raczej: dopełniałoby się, gdyby tylko on na to pozwolił. A nie pozwalał. Ciemne cienie pod oczami, biel skóry, przez którą widać było w niektórych miejscach fioletowe, zapadnięte żyły, a mimo to bezczelny uśmiech na ustach, mimo to aura niezachwianego dupka w swoim byciu, który gotów był taranować wszystko na swojej drodze i nie zawahałby się przed tym nawet sekundy – oczywiście bez czarodziejskiego narzędzia było to bardzo trudne, ale – kto by niby wiedział, że Sahir Nailah, wampir-chodzący-wpierdol, nie ma przy sobie różdżki? Nikt – i lepiej, żeby nikt się nie dowiedział, inaczej wszystko może stać się cięższe – było bardzo wiele, wiele osób, które tylko czekały na to, żeby odegrać się na Sahirze.
- Wiem, wiem, pamiętam... - Odparłeś już bardziej miękko, przechylając głowę na ramię, by złapać spojrzenie na Dobrą Wróżkę z innej perspektywy – naprawdę wydawała się... tragicznie opuszczona. Tragicznie smutna. I jak gdyby nigdy nic przysiadłeś się do niej i chociaż wiedziałeś, że nie znosi dotyku, objąłeś ją ramieniem i przyciągnąłeś do siebie, dłoń owiniętą bandażem, prawą, składając w pięść i przyłożyłeś ją do czubka jej głowy, żeby trochę potarmosić jej włosy. - A to niegrzeczna Wróżka, chyba samą siebie zwolniłaś, dziewuszko. - Obnażył kły w drapieżnym, złośliwym uśmiechu, kiedy już darował sobie burzenie jej fryzury, ale nie zamierzał jej puścić, spoglądając na nią z zainteresowaniem. - Przepraszam za ostatnią interrupcję twego spotkania. Poczułem się niesamowicie zazdrosny, że potencjalny obiad zabiera atencję mej Wróżki. - Tak, nadal ją przytrzymywał – był w tym sadyzm, była w tym konieczność wymuszenia na niej... czego? Jak zwykle najgłębszych uczuć, tych najbardziej paskudnych, choć czy przy jej poziomie względnego zblazowania było to możliwe? - ot i dobre pytanie, właśnie na nie Nailah potrzebował odpowiedzi, tak jak i na parę innych – zdecydowanie zbyt długo nie miał pogawędki z tą osobą, która, nie ukrywajmy, że była mu bliska. I naprawdę Alex lubił – nawet jeśli czasami go irytowała.
W końcu była jedyną osobą, która ogólnikowo znała całą niemal historię jego życia.
Wielką pomyłką i kłamstwem z mojej strony byłoby napisanie, że Sahir nigdy nie zniknie – on znikał cały czas, gdzie chciał i kiedy chciał, pojawiając się tam, gdzie miał ochotę... lub czasami tam, gdzie komuś udało się go odnaleźć.
Zwłaszcza, że...
Co za śmieszna sprawa – spotkało się dwóch jedynych czarodziejów w Hogwarcie, którzy nie mieli różdżek – jedna osoba przynajmniej miała szansa na jej naprawdę, zaś ten drugi... nigdy by tej szansy nie chciał dostać.
Dłoń wampira zdobył bandaż, nieco szary, nieco splamiony od wewnętrznej strony krwią – wszystko dopełniało się widoku mizerności, albo raczej: dopełniałoby się, gdyby tylko on na to pozwolił. A nie pozwalał. Ciemne cienie pod oczami, biel skóry, przez którą widać było w niektórych miejscach fioletowe, zapadnięte żyły, a mimo to bezczelny uśmiech na ustach, mimo to aura niezachwianego dupka w swoim byciu, który gotów był taranować wszystko na swojej drodze i nie zawahałby się przed tym nawet sekundy – oczywiście bez czarodziejskiego narzędzia było to bardzo trudne, ale – kto by niby wiedział, że Sahir Nailah, wampir-chodzący-wpierdol, nie ma przy sobie różdżki? Nikt – i lepiej, żeby nikt się nie dowiedział, inaczej wszystko może stać się cięższe – było bardzo wiele, wiele osób, które tylko czekały na to, żeby odegrać się na Sahirze.
- Wiem, wiem, pamiętam... - Odparłeś już bardziej miękko, przechylając głowę na ramię, by złapać spojrzenie na Dobrą Wróżkę z innej perspektywy – naprawdę wydawała się... tragicznie opuszczona. Tragicznie smutna. I jak gdyby nigdy nic przysiadłeś się do niej i chociaż wiedziałeś, że nie znosi dotyku, objąłeś ją ramieniem i przyciągnąłeś do siebie, dłoń owiniętą bandażem, prawą, składając w pięść i przyłożyłeś ją do czubka jej głowy, żeby trochę potarmosić jej włosy. - A to niegrzeczna Wróżka, chyba samą siebie zwolniłaś, dziewuszko. - Obnażył kły w drapieżnym, złośliwym uśmiechu, kiedy już darował sobie burzenie jej fryzury, ale nie zamierzał jej puścić, spoglądając na nią z zainteresowaniem. - Przepraszam za ostatnią interrupcję twego spotkania. Poczułem się niesamowicie zazdrosny, że potencjalny obiad zabiera atencję mej Wróżki. - Tak, nadal ją przytrzymywał – był w tym sadyzm, była w tym konieczność wymuszenia na niej... czego? Jak zwykle najgłębszych uczuć, tych najbardziej paskudnych, choć czy przy jej poziomie względnego zblazowania było to możliwe? - ot i dobre pytanie, właśnie na nie Nailah potrzebował odpowiedzi, tak jak i na parę innych – zdecydowanie zbyt długo nie miał pogawędki z tą osobą, która, nie ukrywajmy, że była mu bliska. I naprawdę Alex lubił – nawet jeśli czasami go irytowała.
W końcu była jedyną osobą, która ogólnikowo znała całą niemal historię jego życia.
Wielką pomyłką i kłamstwem z mojej strony byłoby napisanie, że Sahir nigdy nie zniknie – on znikał cały czas, gdzie chciał i kiedy chciał, pojawiając się tam, gdzie miał ochotę... lub czasami tam, gdzie komuś udało się go odnaleźć.
Zwłaszcza, że...
- Alexandra Grace
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 3:58 pm
Taki uroczy to żywot. Pozostało modlić się o to, by nikt nie zechciał wbijać noży w plecy podczas takiej niedyspozycji. Po co ma począć ktoś, kto staje naprzeciwko różdżki z gołymi rękami? Uciekać, no tak to zawsze można. Alexandra jednak ma mniej osób które chciałoby się jej pozbyć, a raczej tak przyjmowała. Niektórzy Sahira nie lubili za to, że po prostu jest. Pojęcie równości naprawdę w mało którym ludzkim słowniku funkcjonuje. Sami sobie piekło tworzymy. Chyba szczęście nas nudzi, a przynajmniej większość. Ci którzy go chcą i tak nie mają wyboru w tym złym świecie. Och, ale on patrzył i widział. Zauważał, że panna Grace jest niczym utopiony statek. I pamiętał? Czy aby na pewno? Cóż, najwyraźniej wiele rzeczy ignorował celowo. Czy w tym miała przejawiać się złośliwość dla niej? Specjalna seria wywierania presji i prowokacji dla Alexandry Grace. I prawie by się udało.
Zaczęła drżeć, bo dotyk ujawniał te strony podświadomości, które krzyczały o złych rzeczach. Opanowała się jednak. Odrzuciła obrazy, które machinalnie wpłynęły do jej umysłu. Nie pozwoli robić z siebie zabawki. Nie tańczy, jak się jej zagra. Do tego zaskoczenie z powodu bandaża na jego dłoni było większe od złych rzeczy. Mimo tego, że często (jak się okazało ostatnim czasem, nawet bardzo) okazywało się, iż myśli tylko o sobie to w głównej mierze starała się o innych. Kolejny więc tor myślowy powstał w tym kierunku. Tworzył się powoli, kolejka musiała dopiero po nim ruszyć.
- Świat mnie wywalił. I wyglądałam wystarczająco źle za nim zniszczyłeś to, co mogło jeszcze nazywać się resztkami fryzury. Nie trzeba było pogarszać, wiesz? - Obrócić wszystko w żart, ironię, sarkazm... wykrzesywała z siebie co mogła. Byleby nie myśleć o tym, ze równie dobrze teraz, gdy czuje jego dłoń na sobie, może oderwać jej głowę. I nie nie było to spowodowane tym, że to on. Chodziło o fakt. Wszystkie takie gesty kojarzyły się jej z zamachem na jej życie. Z każdym dniem ta paranoja rosła. Początki okazywały się dobre. Nawet sobie radziła. A potem przestawała. Taka nieogarnięta fala emocji.
- Nie nazywaj go potencjalnym obiadem. I od kiedy to zatwierdziłeś mnie jako Wróżkę? A i jak ty to ostatnio powiedziałeś? "Uważaj, bo uznam to za podryw" - Sadysta się znalazł, co? Więc i ona nie będzie grała tej milutkiej. Początek był poważnym stwierdzeniem (ach, zabrzmiało nawet, jak rozkaz, taka uprzejma była!), odwołała się do przeszłości w której, jak się jej wydawało, była najbardziej upierdliwym człowiekiem na świecie dla niego i pogrywała sobie z jego słowami.
Słowa, toć to dopiero ciekawa rzecz. Da się je przywoływać na korzyść swoją, jak i nie.
Smutna, zmęczona, zła. Dramatyczny humor, czyżby miała depresję? A mimo to ten właśnie człowiek zmuszał ją do jakiś większych reakcji niż milczenie.
I to pytanie: Co on u licha sobie zrobił?
- Do tego masz bandaż na ręku... Coś ty znowu robił? - Matkuje i jest upierdliwa. Sam urok, czyż nie? Doigra się tym czegoś w przyszłości pewnie. Przyszłość jednak to odległa sprawa i może nigdy nie nadejść.
Zaczęła drżeć, bo dotyk ujawniał te strony podświadomości, które krzyczały o złych rzeczach. Opanowała się jednak. Odrzuciła obrazy, które machinalnie wpłynęły do jej umysłu. Nie pozwoli robić z siebie zabawki. Nie tańczy, jak się jej zagra. Do tego zaskoczenie z powodu bandaża na jego dłoni było większe od złych rzeczy. Mimo tego, że często (jak się okazało ostatnim czasem, nawet bardzo) okazywało się, iż myśli tylko o sobie to w głównej mierze starała się o innych. Kolejny więc tor myślowy powstał w tym kierunku. Tworzył się powoli, kolejka musiała dopiero po nim ruszyć.
- Świat mnie wywalił. I wyglądałam wystarczająco źle za nim zniszczyłeś to, co mogło jeszcze nazywać się resztkami fryzury. Nie trzeba było pogarszać, wiesz? - Obrócić wszystko w żart, ironię, sarkazm... wykrzesywała z siebie co mogła. Byleby nie myśleć o tym, ze równie dobrze teraz, gdy czuje jego dłoń na sobie, może oderwać jej głowę. I nie nie było to spowodowane tym, że to on. Chodziło o fakt. Wszystkie takie gesty kojarzyły się jej z zamachem na jej życie. Z każdym dniem ta paranoja rosła. Początki okazywały się dobre. Nawet sobie radziła. A potem przestawała. Taka nieogarnięta fala emocji.
- Nie nazywaj go potencjalnym obiadem. I od kiedy to zatwierdziłeś mnie jako Wróżkę? A i jak ty to ostatnio powiedziałeś? "Uważaj, bo uznam to za podryw" - Sadysta się znalazł, co? Więc i ona nie będzie grała tej milutkiej. Początek był poważnym stwierdzeniem (ach, zabrzmiało nawet, jak rozkaz, taka uprzejma była!), odwołała się do przeszłości w której, jak się jej wydawało, była najbardziej upierdliwym człowiekiem na świecie dla niego i pogrywała sobie z jego słowami.
Słowa, toć to dopiero ciekawa rzecz. Da się je przywoływać na korzyść swoją, jak i nie.
Smutna, zmęczona, zła. Dramatyczny humor, czyżby miała depresję? A mimo to ten właśnie człowiek zmuszał ją do jakiś większych reakcji niż milczenie.
I to pytanie: Co on u licha sobie zrobił?
- Do tego masz bandaż na ręku... Coś ty znowu robił? - Matkuje i jest upierdliwa. Sam urok, czyż nie? Doigra się tym czegoś w przyszłości pewnie. Przyszłość jednak to odległa sprawa i może nigdy nie nadejść.
- Sahir Nailah
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 4:25 pm
Zdecydowana większość nie lubiła go za to, że po prostu istnieje, czyli więc równie dobrze mogli przeklinać dzień, w którym się urodził, nawet jeśli nic im nie zrobił, tak na dobrą sprawę, nawet jeśli przechodził obok nich, nie znając ich imienia, po raz pierwszy widząc ich twarz – tylko dlatego, że jest wampirem, Demonem, który nie powinien pojawić się pośród śmiertelnych, w dodatku brutalnym, złośliwym demonem, na którego nie uniesie się dłoni i rzuci kamienia, inaczej ten gotów jest pożreć nie tylko rękę, ale i całego, który przeciwko niemu jawnie wystąpił. Takim właśnie świat nakazał mu się stać. A co z panną Alex? Dziecino – toniesz naprawdę głęboko, więc pozwól, że... zatopię cię jeszcze głębiej. Pchnę cię tam, gdzie wreszcie dotyka się obiecanego dna i można już stać spokojnie, nie martwiąc się o zostanie skrzywdzonym – ale ty nigdy nie osiągniesz tej idealnej nirwany, w której obawy i strach, ból i przeszłość, odchodzą w dal, czyż nie? Masz bardzo silny pień swej osobowości – ja wiem, on się rozpada, nieco gnije, ale nigdy nie zniknie na tyle, byś stała się bezuczuciową lalką – jeśli tylko będziesz tego bliska, pojawi się pewien Cień, który zacznie znowu Tobą trząść na tyle mocno, byś się pozbierała... Niech to będzie pewna stała w twym życiu, Nadziejo.
Zobaczyłeś, że drży, wyczułeś to, ale zaraz się uspokoiła – pytanie, dlaczego, musiało na razie pozostać niezaspokojonym – nie warto było zmuszać jej teraz do odpowiadania na to i drążyć temat, by skupiła się na tej rzeczy – nie tak się przyzwyczaja i wymusza pewne odruchy – okazała dyskomfort, czyli nadal było to dla niej tak samo niemiłe? Niczego innego się nie spodziewałeś i raczej byłeś i tak zaskoczony, że nie próbowała się ona wyrwać, nawet jeśli pozycja, w której aktualnie wylądowali, nie mogła być dla niej zbyt komfortowa...
Odetchnąłeś głębiej, owionięty jej zapachem, wpatrując się w jej rozłożone na szyi i ramionach kosmyki włosów, by zacząć je przekładać – jeden do przodu, jeden do tyłu, jeden po drugim, jeden po drugim, nie śpiesząc się, nie czyniąc jej najmniejszej krzywdy.
- Złożę ci propozycję nie do odrzucenia w postaci możności ułożenia głowy na moich udach. - Uśmiechnął się sprośnie, opierając plecami o ścianę za plecami – jej upartość pewnie nakaże jej odmówić, nie wierzyłeś w to, że się zgodzi, tym nie mniej wcale nie zamierzałeś odpuszczać, skoro już pochwyciłeś Wróblicę w swe ramiona. - Jestem znakomitym fryzjerem, gwarantuję poprawne ułożenie twojej szopy na główce. - Bycie zawsze miłym: przede wszystkim, wszak to było życiowe motto Nailaha!
- Dlaczego nie? - Zapytałeś miękko, spokojnie, apropo tego, by nie nazywać Zacka obiadem. - Wy, ludzie, nazywacie krowę, kurczaka i kaczkę obiadem, więc czemu ja mam nie nazywać ludzi obiadem, skoro nim są? - Zadawałeś podobne pytania wielu osobom, często wielokrotnie, niezmiernie rozbawiony hipokryzją, w jakiej się topili, raz mówiąc tak, a kiedy przychodziło do zagrożenia ich własnego życia, reagując kompletnie wbrew temu. Głupota – ale przynajmniej bardzo śmieszna głupota. Nie usłyszałeś jeszcze na ten temat z ust śmiertelnego odpowiedzi idealnej. Kto wie, może kiedyś się to zmieni..?
- Nie jestem pewien... czy wymagasz podania konkretnej godziny i dnia, czy miesiąc wystarczy? - Och, no tak gwoli ścisłości, skoro już masz odpowiadać, to konkretnie! - W takim razie uznaj to za podryw.- Uniosłeś jeden kącik warg w enigmatycznym uśmiechu. - Czujesz się podrywana?
Depresja – bardzo wredna kurwa, która nie potrafiła odpuszczać... a która kręciła się już wokół Dobrej Wróżki od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczył... ale wtedy było to ledwie kręcenie się, ledwo okrążanie jej – nie mniej, nie więcej – teraz zaś przykleiła się do niej na dobre. Sahir nigdy nie znalazł na nią leku, choć szukał od wielu, wielu lat... Wydawało się, że zwalczyć mogło ją tylko dobre, silne, nieskażone serce drugiego istnienia nam przychylnego i spokój na następne dziesięciolecie.
- Trochę zbyt intensywnie wojowałem z... drzewem. - Nailah nie lubił kłamać. I nigdy nie kłamał (och, to się niestety już zmieniło, odkąd postawił sobie za cel zmanipulowanie i okłamanie całej szkoły co do wydarzeń na błoniach), tym nie mniej nigdy nie zaliczał niedomówień do kłamstw. I to właśnie było niedomówienie – jedno, wielkie niedomówienie, ale wciąż była to prawda. - Pocieszę cię: wygrałem!
Zobaczyłeś, że drży, wyczułeś to, ale zaraz się uspokoiła – pytanie, dlaczego, musiało na razie pozostać niezaspokojonym – nie warto było zmuszać jej teraz do odpowiadania na to i drążyć temat, by skupiła się na tej rzeczy – nie tak się przyzwyczaja i wymusza pewne odruchy – okazała dyskomfort, czyli nadal było to dla niej tak samo niemiłe? Niczego innego się nie spodziewałeś i raczej byłeś i tak zaskoczony, że nie próbowała się ona wyrwać, nawet jeśli pozycja, w której aktualnie wylądowali, nie mogła być dla niej zbyt komfortowa...
Odetchnąłeś głębiej, owionięty jej zapachem, wpatrując się w jej rozłożone na szyi i ramionach kosmyki włosów, by zacząć je przekładać – jeden do przodu, jeden do tyłu, jeden po drugim, jeden po drugim, nie śpiesząc się, nie czyniąc jej najmniejszej krzywdy.
- Złożę ci propozycję nie do odrzucenia w postaci możności ułożenia głowy na moich udach. - Uśmiechnął się sprośnie, opierając plecami o ścianę za plecami – jej upartość pewnie nakaże jej odmówić, nie wierzyłeś w to, że się zgodzi, tym nie mniej wcale nie zamierzałeś odpuszczać, skoro już pochwyciłeś Wróblicę w swe ramiona. - Jestem znakomitym fryzjerem, gwarantuję poprawne ułożenie twojej szopy na główce. - Bycie zawsze miłym: przede wszystkim, wszak to było życiowe motto Nailaha!
- Dlaczego nie? - Zapytałeś miękko, spokojnie, apropo tego, by nie nazywać Zacka obiadem. - Wy, ludzie, nazywacie krowę, kurczaka i kaczkę obiadem, więc czemu ja mam nie nazywać ludzi obiadem, skoro nim są? - Zadawałeś podobne pytania wielu osobom, często wielokrotnie, niezmiernie rozbawiony hipokryzją, w jakiej się topili, raz mówiąc tak, a kiedy przychodziło do zagrożenia ich własnego życia, reagując kompletnie wbrew temu. Głupota – ale przynajmniej bardzo śmieszna głupota. Nie usłyszałeś jeszcze na ten temat z ust śmiertelnego odpowiedzi idealnej. Kto wie, może kiedyś się to zmieni..?
- Nie jestem pewien... czy wymagasz podania konkretnej godziny i dnia, czy miesiąc wystarczy? - Och, no tak gwoli ścisłości, skoro już masz odpowiadać, to konkretnie! - W takim razie uznaj to za podryw.- Uniosłeś jeden kącik warg w enigmatycznym uśmiechu. - Czujesz się podrywana?
Depresja – bardzo wredna kurwa, która nie potrafiła odpuszczać... a która kręciła się już wokół Dobrej Wróżki od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczył... ale wtedy było to ledwie kręcenie się, ledwo okrążanie jej – nie mniej, nie więcej – teraz zaś przykleiła się do niej na dobre. Sahir nigdy nie znalazł na nią leku, choć szukał od wielu, wielu lat... Wydawało się, że zwalczyć mogło ją tylko dobre, silne, nieskażone serce drugiego istnienia nam przychylnego i spokój na następne dziesięciolecie.
- Trochę zbyt intensywnie wojowałem z... drzewem. - Nailah nie lubił kłamać. I nigdy nie kłamał (och, to się niestety już zmieniło, odkąd postawił sobie za cel zmanipulowanie i okłamanie całej szkoły co do wydarzeń na błoniach), tym nie mniej nigdy nie zaliczał niedomówień do kłamstw. I to właśnie było niedomówienie – jedno, wielkie niedomówienie, ale wciąż była to prawda. - Pocieszę cię: wygrałem!
- Alexandra Grace
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 5:42 pm
Czyżby był Demonem za którego go mają? Czy go sobie stworzyli? Wszystko jest kwestią nastawienia, myślenia. Alexandra widziała Demony w zwykłych czarodziejach. Ba! Udało się jej takiego zobaczyć w Gryfonie. Ludzie nie rodzą się z jakimiś predyspozycjami do bycia po jakiejś stronie barykady. Każda istota myśląca ma wybór. Można być skrzatem, a mieć duszę bogatszą od czarodzieja. Albo to już był tylko jej wyśniony świat, ciężko powiedzieć, gdzie jest granica między jej wiara w to wszystko, a realnymi zdarzeniami. Za każdym razem bliżej dna, ale nie dotyka go. Zakrywa się przed nim. Tkwi między młotem, a kowadłem. Nie da zrobić z siebie kukiełki. Czy to nie oczywiste, że bała się być prowadzona? Liczyła na siebie, bo to bezpieczniejsze i to od zawsze. Ufała jedynie nielicznym, o ile przyzwolenie na rozmawianie o czymś innym niż ich problemy jest zaufaniem. Są jeszcze Gryfoni, pokłada w nich wiele nadziei. Wie jednak, że już nie we wszystkich można to robić. W każdym domu czają się Ci źli. Wszędzie są Demony. Nie oznacza to jednak, że pośród nich nie ma aniołów.
Czemu się nie odsunęła? Ach, nie znasz Sahirze jeszcze tego rodzaju upartości. Udowadnia Ci właśnie, że niepisany zakład jak sobie zawiązała wygra. Na przekór temu, co myślisz. Na przekór temu, co wszyscy myślą. Ona podejmuje każdy zakład, nawet ten wyimaginowany. Właśnie teraz udowadniała sobie, że nie wszyscy chcą ją zabić. Że kto, jak kto, ale ty raczej nie ukręcisz jej głowy przy nadarzeniu się okazji. Jej oddech przyspieszał, próbowała jednak się na nim nie skupiać. Przysięgła w duchu, że zetnie te włosy, bo naprawdę sprawiają za dużo problemów. Wykorzystują je przeciwko niej. Nie do odrzucenia, tak? No to skoro nie można jej odrzucić to jaki miała wybór?
- Co za łaska z Twojej strony - stwierdziła złośliwie i zrobiła to, o co się prosił. Wciąż jednak nie patrzyła na niego. Czuła się tak niekomfortowo, że słowa nie mogłyby tego wyrazić. Nie mówiąc już o tym, że wszystko do niej wracało. Vincent, Ciril... Nie myśl o tym - skarciła samą siebie. Upartość nakazywała jej to, czego się nie spodziewasz. Jest nieuleczalną uczestniczką wyzwań wszelkiego rodzaju. Strach zżerał ją, ale już okazała, że jest złym przedstawicielem domu Godryka. Zawieść na takim prozaicznym polu byłoby już klęską totalną.
- Szopy tam nie było do chwili, aż jej nie stworzyłeś - burknęła z udawaną złością. Włosy to naprawdę nieistotna rzecz. Mogły wyglądać jak chcą, więc w życiu nie obraziłaby się za takie coś. Potrzeba czegoś więcej.
- Ludzie myślą i czują. Istoty myślące nie godzą się łatwo z sprowadzaniem ich do roli samego mięcha. Kura nie powie Ci przed śmiercią, że ma przecież żonę, męża, brata, siostrę, przyjaciół. Nie mówiąc już o tym, że jesteś takim samym człowiekiem, jak ja, czy jakikolwiek inny uczeń, a mówiąc w ten sposób traktujesz jakbyśmy byli zaledwie ogniwem w łańcuchu pokarmowym - Aż zmusił ją do spojrzenia. Nienawidziła tego, że zawsze robi to pewnie nieświadomie. Potrafił wymuszać reakcje. Patrzyła na niego z jakże głupiego miejsca. Na upartość nie ma lekarstwa, a za gapowe się płaci...
- Wiek, rok, miesiąc, dzień, godzina, minuta, sekunda - Dokładności się zachciało, tak? Szkoda, że w innych rzeczach woli się omijać szczegół, wielka, przeogromna szkoda.
- A powinnam? - Niczym gra w typowego mugloskiego ping-ponga. Odbijają piłeczkę, prawie jak gracze w tym sporcie. Tylko bez paletki i piłki. Prawie żadna różnica, co?
Och kłamstwo ma krótkie nogi. Tak krótkie, a to jest wybitnie niedopracowane. Droga przyczynowo skutkowa ruszyła.
Kolejka po torze dojechała niemal natychmiast na stację docelową.
- Nie było Cię wtedy w Zakazanym Lesie. Potem nie było Cię w Skrzydle Szpitalnym - szepnęła prawie, że do siebie. Pamiętała, aż nazbyt dobrze każdą twarz, którą tam minęła, która cierpiała...
- Nie było Cię tam ani tam, czyli oznacza to tylko tylko tyle, że jeśli biłeś się z drzewem to... byłeś na błoniach. Nauczyciele ze Skrzydła właśnie tam poszli, choć nie mam pojęcia, co się tam konkretnie wydarzyło - Oj tak, nie jest głupia. Do Krukonów jej daleko, ale wszystkie zdarzenia łączą się w idealną całość. Jakie niedomówienie teraz jej przedstawi? Że drzewa rosną Hogwart'cie? Bo mogłyby, w Pokoju Życzeń, rzecz jasna...
Czemu się nie odsunęła? Ach, nie znasz Sahirze jeszcze tego rodzaju upartości. Udowadnia Ci właśnie, że niepisany zakład jak sobie zawiązała wygra. Na przekór temu, co myślisz. Na przekór temu, co wszyscy myślą. Ona podejmuje każdy zakład, nawet ten wyimaginowany. Właśnie teraz udowadniała sobie, że nie wszyscy chcą ją zabić. Że kto, jak kto, ale ty raczej nie ukręcisz jej głowy przy nadarzeniu się okazji. Jej oddech przyspieszał, próbowała jednak się na nim nie skupiać. Przysięgła w duchu, że zetnie te włosy, bo naprawdę sprawiają za dużo problemów. Wykorzystują je przeciwko niej. Nie do odrzucenia, tak? No to skoro nie można jej odrzucić to jaki miała wybór?
- Co za łaska z Twojej strony - stwierdziła złośliwie i zrobiła to, o co się prosił. Wciąż jednak nie patrzyła na niego. Czuła się tak niekomfortowo, że słowa nie mogłyby tego wyrazić. Nie mówiąc już o tym, że wszystko do niej wracało. Vincent, Ciril... Nie myśl o tym - skarciła samą siebie. Upartość nakazywała jej to, czego się nie spodziewasz. Jest nieuleczalną uczestniczką wyzwań wszelkiego rodzaju. Strach zżerał ją, ale już okazała, że jest złym przedstawicielem domu Godryka. Zawieść na takim prozaicznym polu byłoby już klęską totalną.
- Szopy tam nie było do chwili, aż jej nie stworzyłeś - burknęła z udawaną złością. Włosy to naprawdę nieistotna rzecz. Mogły wyglądać jak chcą, więc w życiu nie obraziłaby się za takie coś. Potrzeba czegoś więcej.
- Ludzie myślą i czują. Istoty myślące nie godzą się łatwo z sprowadzaniem ich do roli samego mięcha. Kura nie powie Ci przed śmiercią, że ma przecież żonę, męża, brata, siostrę, przyjaciół. Nie mówiąc już o tym, że jesteś takim samym człowiekiem, jak ja, czy jakikolwiek inny uczeń, a mówiąc w ten sposób traktujesz jakbyśmy byli zaledwie ogniwem w łańcuchu pokarmowym - Aż zmusił ją do spojrzenia. Nienawidziła tego, że zawsze robi to pewnie nieświadomie. Potrafił wymuszać reakcje. Patrzyła na niego z jakże głupiego miejsca. Na upartość nie ma lekarstwa, a za gapowe się płaci...
- Wiek, rok, miesiąc, dzień, godzina, minuta, sekunda - Dokładności się zachciało, tak? Szkoda, że w innych rzeczach woli się omijać szczegół, wielka, przeogromna szkoda.
- A powinnam? - Niczym gra w typowego mugloskiego ping-ponga. Odbijają piłeczkę, prawie jak gracze w tym sporcie. Tylko bez paletki i piłki. Prawie żadna różnica, co?
Och kłamstwo ma krótkie nogi. Tak krótkie, a to jest wybitnie niedopracowane. Droga przyczynowo skutkowa ruszyła.
Kolejka po torze dojechała niemal natychmiast na stację docelową.
- Nie było Cię wtedy w Zakazanym Lesie. Potem nie było Cię w Skrzydle Szpitalnym - szepnęła prawie, że do siebie. Pamiętała, aż nazbyt dobrze każdą twarz, którą tam minęła, która cierpiała...
- Nie było Cię tam ani tam, czyli oznacza to tylko tylko tyle, że jeśli biłeś się z drzewem to... byłeś na błoniach. Nauczyciele ze Skrzydła właśnie tam poszli, choć nie mam pojęcia, co się tam konkretnie wydarzyło - Oj tak, nie jest głupia. Do Krukonów jej daleko, ale wszystkie zdarzenia łączą się w idealną całość. Jakie niedomówienie teraz jej przedstawi? Że drzewa rosną Hogwart'cie? Bo mogłyby, w Pokoju Życzeń, rzecz jasna...
- Sahir Nailah
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 6:25 pm
Punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia – czy czasem już nie był wałkowany ten temat? Rozpatrywałaś już Sahira Nailaha pod wieloma kątami, a oczywistość kładąca ci się na wyciągnięcie dłoni, którą prezentował od waszego pierwszego spotkania, wciąż ci umykała i krańca nie mogłaś zobaczyć – pewnie nigdy go nie dojrzysz w pełni, przy osobach chorych psychicznie było to niemal niemożliwe – i choć miało to bardzo negatywny wydźwięk, to tej rzeczywistości nie można było uniknąć. Tak więc – bać się prowadzenia? Jak najbardziej, zwłaszcza, gdy dłoń wyciągała osoba, która zaraz może wepchnąć cię w krzaki róż z największą satysfakcją, by potem znów cię wyciągnąć i okolić silnymi ramionami, zlizując z policzków słodką krew i zapewniając o bezpieczeństwie. Nie ma stabilności w świecie, do którego przynależysz, ale doskonale o tym wiesz, prawda, Alexandro Grace? Stoisz na lodzie, który co rusz pod tobą pęka, nawet kiedy starasz się zachować równowagę – w walce nie byłoby nic złego, gdyby nie to, że opieranie się sprawia, iż jeszcze bardziej marniejemy. Ja bym raczej skupił się na pytaniu, jak wiele możesz oprzeć na kimś, by wspomóc samą siebie we wstawaniu, zgodnie z tym, że już zostało ci raz powiedziane, iż ktoś taki, jak ty, nie może podnosić. Jesteś za bardzo zmarnowana, sama wewnętrznie zniszczona, a jednocześnie nie chcesz, bronisz się rękoma i nogami przed tym, by komuś zawierzyć swe bezpieczeństwo, nie mając serca obciążać wszystkich wokół.
I nic dziwnego, jeśli widziałaś tylko tych, którzy sami są zrujnowani.
W demonach najzabawniejsze jest to, że niektóre są po prostu zgniecionymi przez ludzi istotami, które ongiś jawiły się najczystszą bielą piór.
- Prawda? - Dał się zaskoczyć – lubił tą upartość Alexandry Grace, która nie wiadomo zawsze, w którą stronę się przychyli – czy w tą, w której chciała wszystkim ucierać nosa i udowadniać, że ona może, że zrobi na przekór, czy właśnie w tą, w której pokazywała, że jest kompletnie niezależna. Sam czarnowłosy nie potrafił jeszcze znaleźć idealnego równoważnika, w którym potrafiłby odczytywać ewentualne, przyszłe ruchy – jedynie zakładał prawdopodobną opcję, która często i tak wychodziła nie tak, jakby sądził. Tak czy siak – cel osiągnięty, oto Alexandra Grace bojąca się dotyku leży na jego udach, a on opiera się luźno o ścianę, puściwszy ją, by mogła swobodnie się ułożyć i bawi jej kosmykami włosów w najlepsze – żeby było zabawniej, sam stronił od dotyku i niechętnie go przyjmował w jakiekolwiek postaci – jakoś jednak w przypadku niewiast nieco łatwiej mu to przyhcodziło... zwłaszcza tych, które znał i które widniały na liście immunitetu Nailaha.
Jak starszy brat i młodsza siostra, co?
- Moim zdaniem wyglądają teraz stylowo. Tak... punkowo. - Wydał werdykt – zwłaszcza z jego perspektywy tak to wyglądało, kiedy poustawiał jej kosmyki na kształt irokeza na swoich nogach, by zaraz je zgarnąć i ułożyć na jej szyi, przejeżdżając parę razy łagodnie dłonią po jej głowie. - Może to mówią? Jeśli poderżnę gardło Włochowi, którego język będzie dla mnie niezrozumiały, a ten zacznie bełkotać po włosku, to, jak dla mnie – również nic nie powiedział. Zwierzęta również mają swój język – to, że go nie rozumiemy, nie oznacza, że nic nie przekazują. - Oczywiście nie chodziło tu o próbę wmawiania, że kura piszczy o tym, że ma żonę i dzieci, to było zbyt abstrakcyjne i, rzecz jasna, nieprawdziwe... Wykorzystał to, że na niego spojrzała i odwdzięczył się jej spojrzeniem Otchłani, uśmiechając się łagodnie – teoretycznie spoglądanie z góry na kogoś, kto miał w sobie sporo dumy, kto gotów był się wykłócać o to, że nie jest gorsza... ale dzisiaj nie było tego typowego dla Nailaha stawania na piedestale i zachowywania się, jakby ludzi ebyli tylko robaczkami. Albo może tylko teraz tego nie było? - Nie nazywam obiadem tych, którzy zasłużyli na miano "człowiek". Większość gorsza jest od zwierząt.
Sahir Nailah... nienawidził ludzi. A tych, którzy przy nim trwali, którzy zapunktowali w jego oczach, wywyższał ponad rasę luszką, wrzucając do worka, który nigdy nie miałnazwy... Pozostawali więc po prostu: nadludźmi.
- Jednak kapituluję, nie jestem aż tak ambitny, by tego w pamięci szukać. - Mruknął z rozbawieniem, dotykając krańcem palca czubka jej nosa, by po chwili nachylić się i zawisnąć twarzą nad jej twarzą, przeciągając spojrzenie z jej oczu na wargi. Kosmyki czanrych włosów przesunęły się do przodu, niemal muskając jej policzki. - Może powinnaś... uśmiechnął się filuternie, nim powrócił do poprzedniej pozycji – ta była zbyt niekomfortowa, za bardzo... bolał go brzuch.
- To prawda, byłem na błoniach. - Przyznał się bez chwili wahania. - Zginęli tam uczniowie, miła Alex. Zginęło tam kilkunastu uczniów. - Znów przejechałeś dłonią po jej głowie. - Plotki mówią, że kilku uczniów, wyznawców Voldemorta, rozpętało tam piekło... Więc przyjmij to jako prawdę. Nieswoją, ale prawdę... - A ja ucznię to prawdą dla każdego. – lecz tego już nie dodałeś. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - I jeśli nie wyjdzie, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz. – Proszę... poczekaj do zakończenia śledztwa, wtedy powiem ci całą prawdę. - Przecież na nią zasługujesz, moja piękna, Dobra Wróżko... Powiem ci całą prawdę, nawet o tym, ile przekłamań było w moim własnym pamiętniku. – Tymczasem... może zdradzisz mi, cóż robiłaś w Zakazanym Lesie?
I nic dziwnego, jeśli widziałaś tylko tych, którzy sami są zrujnowani.
W demonach najzabawniejsze jest to, że niektóre są po prostu zgniecionymi przez ludzi istotami, które ongiś jawiły się najczystszą bielą piór.
- Prawda? - Dał się zaskoczyć – lubił tą upartość Alexandry Grace, która nie wiadomo zawsze, w którą stronę się przychyli – czy w tą, w której chciała wszystkim ucierać nosa i udowadniać, że ona może, że zrobi na przekór, czy właśnie w tą, w której pokazywała, że jest kompletnie niezależna. Sam czarnowłosy nie potrafił jeszcze znaleźć idealnego równoważnika, w którym potrafiłby odczytywać ewentualne, przyszłe ruchy – jedynie zakładał prawdopodobną opcję, która często i tak wychodziła nie tak, jakby sądził. Tak czy siak – cel osiągnięty, oto Alexandra Grace bojąca się dotyku leży na jego udach, a on opiera się luźno o ścianę, puściwszy ją, by mogła swobodnie się ułożyć i bawi jej kosmykami włosów w najlepsze – żeby było zabawniej, sam stronił od dotyku i niechętnie go przyjmował w jakiekolwiek postaci – jakoś jednak w przypadku niewiast nieco łatwiej mu to przyhcodziło... zwłaszcza tych, które znał i które widniały na liście immunitetu Nailaha.
Jak starszy brat i młodsza siostra, co?
- Moim zdaniem wyglądają teraz stylowo. Tak... punkowo. - Wydał werdykt – zwłaszcza z jego perspektywy tak to wyglądało, kiedy poustawiał jej kosmyki na kształt irokeza na swoich nogach, by zaraz je zgarnąć i ułożyć na jej szyi, przejeżdżając parę razy łagodnie dłonią po jej głowie. - Może to mówią? Jeśli poderżnę gardło Włochowi, którego język będzie dla mnie niezrozumiały, a ten zacznie bełkotać po włosku, to, jak dla mnie – również nic nie powiedział. Zwierzęta również mają swój język – to, że go nie rozumiemy, nie oznacza, że nic nie przekazują. - Oczywiście nie chodziło tu o próbę wmawiania, że kura piszczy o tym, że ma żonę i dzieci, to było zbyt abstrakcyjne i, rzecz jasna, nieprawdziwe... Wykorzystał to, że na niego spojrzała i odwdzięczył się jej spojrzeniem Otchłani, uśmiechając się łagodnie – teoretycznie spoglądanie z góry na kogoś, kto miał w sobie sporo dumy, kto gotów był się wykłócać o to, że nie jest gorsza... ale dzisiaj nie było tego typowego dla Nailaha stawania na piedestale i zachowywania się, jakby ludzi ebyli tylko robaczkami. Albo może tylko teraz tego nie było? - Nie nazywam obiadem tych, którzy zasłużyli na miano "człowiek". Większość gorsza jest od zwierząt.
Sahir Nailah... nienawidził ludzi. A tych, którzy przy nim trwali, którzy zapunktowali w jego oczach, wywyższał ponad rasę luszką, wrzucając do worka, który nigdy nie miałnazwy... Pozostawali więc po prostu: nadludźmi.
- Jednak kapituluję, nie jestem aż tak ambitny, by tego w pamięci szukać. - Mruknął z rozbawieniem, dotykając krańcem palca czubka jej nosa, by po chwili nachylić się i zawisnąć twarzą nad jej twarzą, przeciągając spojrzenie z jej oczu na wargi. Kosmyki czanrych włosów przesunęły się do przodu, niemal muskając jej policzki. - Może powinnaś... uśmiechnął się filuternie, nim powrócił do poprzedniej pozycji – ta była zbyt niekomfortowa, za bardzo... bolał go brzuch.
- To prawda, byłem na błoniach. - Przyznał się bez chwili wahania. - Zginęli tam uczniowie, miła Alex. Zginęło tam kilkunastu uczniów. - Znów przejechałeś dłonią po jej głowie. - Plotki mówią, że kilku uczniów, wyznawców Voldemorta, rozpętało tam piekło... Więc przyjmij to jako prawdę. Nieswoją, ale prawdę... - A ja ucznię to prawdą dla każdego. – lecz tego już nie dodałeś. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - I jeśli nie wyjdzie, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz. – Proszę... poczekaj do zakończenia śledztwa, wtedy powiem ci całą prawdę. - Przecież na nią zasługujesz, moja piękna, Dobra Wróżko... Powiem ci całą prawdę, nawet o tym, ile przekłamań było w moim własnym pamiętniku. – Tymczasem... może zdradzisz mi, cóż robiłaś w Zakazanym Lesie?
- Alexandra Grace
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 7:27 pm
Punkt widzenia, obciążania, trudy...
Tak wiele razy ludzie o tym myślą i co? I tak nic z tego nie wynika. Świat jest jedną wielką zabawką Losu - wielkiego bachora, który podejmuje nieprzemyślane decyzje i miota swoimi rzeczami wszędzie, gdzie się da, nie myśląc nawet, że mogą się zepsuć i to trwale. Tak jak rozpieszczonego dziecka nie obchodzą zniszczone zabawki, tak Losu zniszczeni ludzie. Alexandra miała własną krę lodową oddaloną od innych, która tylko czasami napotykała coś innego zamiast dryfować w samotności. Kra jednak topnieje im bardziej oddala się od brzegu. Robi się krucha, płytka, niebezpieczna. Schronienie od innych okazuje się idealnym więzieniem i karą po czasie. Pozostaje tylko czekać, aż nie będzie już gdzie się ulokować i wpadnie do wody. Czy będzie blisko czegokolwiek o co będzie się można złapać? A jeśli nie, czy to czy będzie na tyle silna, aby sama dopłynąć do jakiegoś lądu?
Wierzyła w opcję numer dwa. Pierwsza była nie tylko zła z powodu obciążania innych, ale i z tego, że ludzie są pierwszymi podejrzanymi w każdym złym czynie. Jak ufać komukolwiek skoro jest jej potencjalnym oprawcą?
W Sahirze było coś więcej niż ciemna aura. Gdyby mogła wybierać sobie rodzinę to jego bez wahania wybrałaby go na brata. Tyle, że rodzina kojarzyła się jej z obowiązkiem. Wykluczając babcię. Ona nie była rodziną tylko jej jedynym przyjacielem, a przynajmniej jedynym pewnym. Ważnych ludzi w zamku nie umiała zdefiniować. Byli... ważni. Ale gdyby obdarzyła ich oficjalnie zaufaniem... nie, ryzyko stawało się zbyt wielkie. Nie umiała wytłumaczyć niczego, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Mijała, pomagała, znikała. Ale kilka osób zaczęło pojawiać się częściej.
- Jeśli zrobisz ze mnie punka to pozbędę się każdego włosa ze swojej głowy - To byłoby pewnie interesujące. Jak wszystkie mniej prawdopodobne biegi wydarzeń. Gdyby nie uczucie, że wystarczy jeden ruch, by skręcił jej kark to... byłoby nawet w porządku.
- Ale czy czują, że zostawiają wszystkich swoich bliskich? - Próbował uprościć ten obraz. Tak się jednak nie da. Zwierzęta czują ból, mają swój język, są bardziej ludzkie od ludzi, ale nie mogą tęsknić. Robaczki jakimi są ludzie posiadają duszę w innym wymiarze tego słowa.
- Zack jest jedyną osobą w której widzę prawdziwą odwagę i człowieczeństwo. Wśród ludzi jedynym człowiekiem. Jeśli spróbujesz powiedzieć, że jest inaczej to nie rób tego w mojej obecności - Jakie przeciwieństwa, chociaż... czy do końca? Lubi ludzi. W większości. Chyba. Może.
W sumie to... to pozostanie jeszcze długo bez odpowiedzi.
Za blisko. Stanowczo. Im więcej kontaktu tym bardziej wszystko wraca. Oszalała. Naprawdę to się dzieje. Widziała podstęp we wszystkim. Nawet w osobie, której zawdzięcza ciągłość swojego życia. Mogła być trupem, a nie jest.
Właśnie, dlaczego tak się dzieje? Kolejne pytanie pozostawione same sobie.
"Może powinnaś?", aż prychnęła na te słowa. W tym temacie akurat uważała wszystko za przezabawne. Skończone głupoty dla obłudników. Tak wiele wykluczających się cech, aż dziw, że w jednej istocie. Zaś na wzmiance o martwych kolejnych uczniach... Podniosła się gwałtownie.
Wracało. To wszystko wracało za każdym razem. Teraz jednak ze zdwojoną siłą.
Złapała się za głowę, rękami roztrzepując jeszcze bardziej swoje włosy, nerwowo dłońmi targające je co raz to bardziej.
- Nie - stwierdziła ze zdenerwowaniem. Nie zauważyła nawet, kiedy znalazła się na podłodze, klęcząc na posadzce opierając cały swój ciężar na biednych nogach. Po chwili leżała praktycznie na podłodze uderzając pięścią o posadzkę.
- Rozumiem wiele rzeczy, wiesz? Mogę zrozumieć morderstwo w obronie własnej lub wynikające z ogromnej krzywdy. Sama chciałam śmierci Vincenta, ale gdy przyszła to... nie przyniosła ukojenia. Koszmary zostały tak samo żywe. A dlaczego oni tam zginęli? Bo ktoś potrafi tak nienawidzić... Nienawiść zabija nas wszystkich codziennie - Z każdym słowem, każde kolejne uderzenie było silniejsze. Chciała to z siebie wyrzucić.
Chciała być Bellą, która z taką łatwością zaczęła płakać.
- Nienawidzę siebie za decyzje, które podjęłam w tym pieprzonym lesie, rozumiesz? - To zdanie wykrzyczała. Nie miała już siły. Skuliła się obejmując kolana i patrzyła się przed siebie oddychając głębiej. Starała się też nie mrugać.
Każde mrugnięcie to był widok kolejnej sceny z życia o której chciałaby zapomnieć.
Jest jeszcze dzieckiem i było go w niej sporo. Kiedyś...
Tak wiele razy ludzie o tym myślą i co? I tak nic z tego nie wynika. Świat jest jedną wielką zabawką Losu - wielkiego bachora, który podejmuje nieprzemyślane decyzje i miota swoimi rzeczami wszędzie, gdzie się da, nie myśląc nawet, że mogą się zepsuć i to trwale. Tak jak rozpieszczonego dziecka nie obchodzą zniszczone zabawki, tak Losu zniszczeni ludzie. Alexandra miała własną krę lodową oddaloną od innych, która tylko czasami napotykała coś innego zamiast dryfować w samotności. Kra jednak topnieje im bardziej oddala się od brzegu. Robi się krucha, płytka, niebezpieczna. Schronienie od innych okazuje się idealnym więzieniem i karą po czasie. Pozostaje tylko czekać, aż nie będzie już gdzie się ulokować i wpadnie do wody. Czy będzie blisko czegokolwiek o co będzie się można złapać? A jeśli nie, czy to czy będzie na tyle silna, aby sama dopłynąć do jakiegoś lądu?
Wierzyła w opcję numer dwa. Pierwsza była nie tylko zła z powodu obciążania innych, ale i z tego, że ludzie są pierwszymi podejrzanymi w każdym złym czynie. Jak ufać komukolwiek skoro jest jej potencjalnym oprawcą?
W Sahirze było coś więcej niż ciemna aura. Gdyby mogła wybierać sobie rodzinę to jego bez wahania wybrałaby go na brata. Tyle, że rodzina kojarzyła się jej z obowiązkiem. Wykluczając babcię. Ona nie była rodziną tylko jej jedynym przyjacielem, a przynajmniej jedynym pewnym. Ważnych ludzi w zamku nie umiała zdefiniować. Byli... ważni. Ale gdyby obdarzyła ich oficjalnie zaufaniem... nie, ryzyko stawało się zbyt wielkie. Nie umiała wytłumaczyć niczego, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Mijała, pomagała, znikała. Ale kilka osób zaczęło pojawiać się częściej.
- Jeśli zrobisz ze mnie punka to pozbędę się każdego włosa ze swojej głowy - To byłoby pewnie interesujące. Jak wszystkie mniej prawdopodobne biegi wydarzeń. Gdyby nie uczucie, że wystarczy jeden ruch, by skręcił jej kark to... byłoby nawet w porządku.
- Ale czy czują, że zostawiają wszystkich swoich bliskich? - Próbował uprościć ten obraz. Tak się jednak nie da. Zwierzęta czują ból, mają swój język, są bardziej ludzkie od ludzi, ale nie mogą tęsknić. Robaczki jakimi są ludzie posiadają duszę w innym wymiarze tego słowa.
- Zack jest jedyną osobą w której widzę prawdziwą odwagę i człowieczeństwo. Wśród ludzi jedynym człowiekiem. Jeśli spróbujesz powiedzieć, że jest inaczej to nie rób tego w mojej obecności - Jakie przeciwieństwa, chociaż... czy do końca? Lubi ludzi. W większości. Chyba. Może.
W sumie to... to pozostanie jeszcze długo bez odpowiedzi.
Za blisko. Stanowczo. Im więcej kontaktu tym bardziej wszystko wraca. Oszalała. Naprawdę to się dzieje. Widziała podstęp we wszystkim. Nawet w osobie, której zawdzięcza ciągłość swojego życia. Mogła być trupem, a nie jest.
Właśnie, dlaczego tak się dzieje? Kolejne pytanie pozostawione same sobie.
"Może powinnaś?", aż prychnęła na te słowa. W tym temacie akurat uważała wszystko za przezabawne. Skończone głupoty dla obłudników. Tak wiele wykluczających się cech, aż dziw, że w jednej istocie. Zaś na wzmiance o martwych kolejnych uczniach... Podniosła się gwałtownie.
Wracało. To wszystko wracało za każdym razem. Teraz jednak ze zdwojoną siłą.
Złapała się za głowę, rękami roztrzepując jeszcze bardziej swoje włosy, nerwowo dłońmi targające je co raz to bardziej.
- Nie - stwierdziła ze zdenerwowaniem. Nie zauważyła nawet, kiedy znalazła się na podłodze, klęcząc na posadzce opierając cały swój ciężar na biednych nogach. Po chwili leżała praktycznie na podłodze uderzając pięścią o posadzkę.
- Rozumiem wiele rzeczy, wiesz? Mogę zrozumieć morderstwo w obronie własnej lub wynikające z ogromnej krzywdy. Sama chciałam śmierci Vincenta, ale gdy przyszła to... nie przyniosła ukojenia. Koszmary zostały tak samo żywe. A dlaczego oni tam zginęli? Bo ktoś potrafi tak nienawidzić... Nienawiść zabija nas wszystkich codziennie - Z każdym słowem, każde kolejne uderzenie było silniejsze. Chciała to z siebie wyrzucić.
Chciała być Bellą, która z taką łatwością zaczęła płakać.
- Nienawidzę siebie za decyzje, które podjęłam w tym pieprzonym lesie, rozumiesz? - To zdanie wykrzyczała. Nie miała już siły. Skuliła się obejmując kolana i patrzyła się przed siebie oddychając głębiej. Starała się też nie mrugać.
Każde mrugnięcie to był widok kolejnej sceny z życia o której chciałaby zapomnieć.
Jest jeszcze dzieckiem i było go w niej sporo. Kiedyś...
- Sahir Nailah
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 8:12 pm
Los rzeczywiście mógł być brany za bachora – i to bardzo rozwydrzonego bachora, fakt, co to rzuca swoimi zabaweczkami w postaci ludzi, gdzie tylko popadnie, nie zastanawiając się nawet nad tym – ale jeśli tak głębiej zastanowić się nad tym i wybaczyć mu te wszystkie przykrości, w które nas wpakował, patrząc na to przez pryzmat bardziej... naszych własnych wyborów, niż wszystkiego z góry zapisanego, to dochodzimy do wniosku, że zamiast pytać "Dlaczego ja", powinniśmy się zaakceptować, jeśli nie cieszyć się, że znaleźliśmy się w punkcie, z którego wszystko mogło pójść w kompletnie innym kierunku. I gdyby nie te wydarzenia, nie bylibyśmy ludźmi, jakimi jesteśmy teraz, bogatszymi o wielki bagaż doświadczeń, ze znajomością ludzi, których byśmy nie poznali, gdyby nasze życie usłane było płatkami róż – jasne, kto by o takim nie marzył? Zaiste można też powiedzieć – co za czcza gadanina, bardzo łatwo pisać takie bzdury, ale jakie niby one mają pokrycie z rzeczywistością? Ano – bardzo duże... wymagały jednak bardzo ważnego czynnika, którego trudno wydobyć z ludzkich, skaleczonych serc – a było to pogodzenie się z samym sobą przede wszystkim. Alexandrze zaś bardzo daleko było jeszcze do odnalezienia tej równowagi – nie to, że nie dostrzegam żadnych starań, wręcz przeciwnie, lecz chyba przyznacie z ręką na sercu, że stanie, czy choćby klęczenie na topniejącej krze, nie należało do najkorzystniejszych podestów na ziemi, prawda?
- Gdyby nie czuły, czy suki płakałyby nad ciałem zabitych szczeniąt? Czy kocice tak zawzięcie broniłyby swego miotu, nawet za cenę swego życia? - Dlaczego niby zwierzęta miały być gorsze od tej spaczonej, obrzydliwej rasy, zwanej "ludźmi"? Nie rozumiałeś tego. Nie chciałeś tego zrozumieć. Nigdy nie zaakceptujesz ludzi jako istot równych sobie – byli nimi do czasu, dopóki nie udowodnili ci, że sami wypychają cię daleko poza swój gatunek, naznaczając piętnem pomiotu Szatana – było to już dawno, dawno temu, towarzyszyło ci od dni twych narodzin, ale nie zwracałeś na to uwagi, byłeś dzielnym chłopcem, który po prostu wybaczał, sądząc, że są to ludzie, którzy pobłądzili... Każdy ma jednak granice swej cierpliwości, zwłaszcza, że miejsce, które uważał za dom, zamieniało się w piekło. A on, co gorsza, był uważany za jedynego winnego istnienia tego piekła – wszystko przez głupią nietolerancję... gdyby nie ona – przynajmniej 20 uczniów nadal by żyło, a Sahir Nailah nadal byłby spokojnym, żyjącym w cieniu chłopakiem, który miast dumy z bycia wampirem i odczuwania wyższości nad gatunkiem ludzkim, żałowałby, że stał się tym, kim jest i na kolanach przepraszał wszystkich, których by przypadkowo ugryzł, w szaleństwie głodu... Och, gdyby, gdyby... - Nie jestem człowiekiem. - Podsumowałeś w końcu, lecz o Zacku nic nie powiedziałeś – był mizernym, słabym czarodziejem, lecz Sahir wiedział, że nie musi tej prawdy wypowiadać na głos i rozdrażniać w ten sposób Alex, która gotowa była stanąć w jego obronie... nawet jeśli odczuwał pewien smutek z tego powodu, bo wątpił, by Alex kiedykolwiek stanęła bronić jego... zwłaszcza, kiedy wiedziałaby o wszystkim. Całą, całą prawdę...
W Zacku nie drzemało człowieczeństwo – w nim drzemała anielskość. Jednak anielskie byty, jak żadne inne, przyciągają mrok, który ponad wszystko pragnie ich zniszczenia – w taki właśnie sposób przyciągał też on Sahira, nawet gdy Nailah wiedział, jak zła i zawiedziona będzie Alex, gdy znów go dopadniesz. A zamierzałeś go dopaść. Był twoją ofiarę, na którą zacząłeś polowanie. Sadyzm? Sadyzm i masochizm – masochizm, który pchał do tego, by Alexandra Grace znienawidziła go całym swoim serce, bo nienawiść, jak nic innego, dodaje sił i motywacji do tego, by funkcjonować dalej i stać na mocnych, pewnych nogach, taranując wszystkie przeszkody i unosić tych, którzy uniesienia potrzebują.
Cofnąłeś swe ręce i spoglądałeś, jak dziewczyna zaczyna wić się w samej sobie, jak się kurczy, potem ledwo złapałeś ją za ramię, gdy spadała z twoich nóg, by zaraz znowu ją puścić, by pozostawić ją samej sobie, by piła pięściami w podłogę, by wykrzyczała wszystkie swoje emocje, których miała w sobie tak wiele, a jednak ciągle je tłamsiła – po co? Niech je wyleje, wszystkie, niech ci je pokarzę w ich pierwotnej postaci – jeszcze niech nie będą przelewane na ciebie, jeszcze troszkę za wcześnie – obojętnie, jak źle się z tym czułeś, pozostawały rzeczy, które chciałeś zrobić – dlatego po raz kolejny zrezygnowałeś ze śmierci, po raz kolejny tak nieudolny, by nie być w stanie odebrać samemu sobie życia, którego nie szanowałeś, którego nie rozumiałeś – cóż, wszak twą filozofią życiową było to, że mogłeś umrzeć w każdej chwili... To, że jak dotąd nie umarłeś, było swoistą porażką.
Więc obserwujesz, więc słuchasz, więc – widzisz. Jak zawsze widzisz bardzo wiele, bo spoglądasz bardzo pilnie, nie samymi oczyma, a swoiście umysłem, by dostrzegać to, co na pierwszy rzut oka niedostrzegalne – czyż nie zostało już zapisane, że najlepiej widzi się tylko sercem..? Szkoda, że ty posiadałeś jego ledwo milimetrowy skrawek, zaś dusza? Duszę dawno całą wyprzedałeś. Zachowujesz nieludzki spokój, czekając, aż przestanie z siebie wylewać tłoczącą się przez jej żyły truciznę – była... taka wrażliwa na ludzkie życia... Kiedyś też taki byłeś. Ratowałeś każdego. Kiedyś... jeszcze tych parę milenii temu. I wreszcie wstałeś – wszystko się zakończyło, pozostało tylko słabe, dziewczęce ciało, drżące z wyczerpania od nagłego, oczyszczającego wybuchu – klęknąłeś za nią i znowu ją objąłeś, przyciskając ją do swojej piersi, nie pozwalając jej się wymknąć, nie pozwalając jej umknąć myślami – ma tutaj zostać i ewentualnie nadal szaleć, gryźć, drapać, chociażby miała drapać jego za to, że wciąż ją do siebie przyciąga. Bardzo trudno ucieka się od drapieżnika, który już upatrzył sobie ofiarę.
- Opowiedz mi.
- Gdyby nie czuły, czy suki płakałyby nad ciałem zabitych szczeniąt? Czy kocice tak zawzięcie broniłyby swego miotu, nawet za cenę swego życia? - Dlaczego niby zwierzęta miały być gorsze od tej spaczonej, obrzydliwej rasy, zwanej "ludźmi"? Nie rozumiałeś tego. Nie chciałeś tego zrozumieć. Nigdy nie zaakceptujesz ludzi jako istot równych sobie – byli nimi do czasu, dopóki nie udowodnili ci, że sami wypychają cię daleko poza swój gatunek, naznaczając piętnem pomiotu Szatana – było to już dawno, dawno temu, towarzyszyło ci od dni twych narodzin, ale nie zwracałeś na to uwagi, byłeś dzielnym chłopcem, który po prostu wybaczał, sądząc, że są to ludzie, którzy pobłądzili... Każdy ma jednak granice swej cierpliwości, zwłaszcza, że miejsce, które uważał za dom, zamieniało się w piekło. A on, co gorsza, był uważany za jedynego winnego istnienia tego piekła – wszystko przez głupią nietolerancję... gdyby nie ona – przynajmniej 20 uczniów nadal by żyło, a Sahir Nailah nadal byłby spokojnym, żyjącym w cieniu chłopakiem, który miast dumy z bycia wampirem i odczuwania wyższości nad gatunkiem ludzkim, żałowałby, że stał się tym, kim jest i na kolanach przepraszał wszystkich, których by przypadkowo ugryzł, w szaleństwie głodu... Och, gdyby, gdyby... - Nie jestem człowiekiem. - Podsumowałeś w końcu, lecz o Zacku nic nie powiedziałeś – był mizernym, słabym czarodziejem, lecz Sahir wiedział, że nie musi tej prawdy wypowiadać na głos i rozdrażniać w ten sposób Alex, która gotowa była stanąć w jego obronie... nawet jeśli odczuwał pewien smutek z tego powodu, bo wątpił, by Alex kiedykolwiek stanęła bronić jego... zwłaszcza, kiedy wiedziałaby o wszystkim. Całą, całą prawdę...
W Zacku nie drzemało człowieczeństwo – w nim drzemała anielskość. Jednak anielskie byty, jak żadne inne, przyciągają mrok, który ponad wszystko pragnie ich zniszczenia – w taki właśnie sposób przyciągał też on Sahira, nawet gdy Nailah wiedział, jak zła i zawiedziona będzie Alex, gdy znów go dopadniesz. A zamierzałeś go dopaść. Był twoją ofiarę, na którą zacząłeś polowanie. Sadyzm? Sadyzm i masochizm – masochizm, który pchał do tego, by Alexandra Grace znienawidziła go całym swoim serce, bo nienawiść, jak nic innego, dodaje sił i motywacji do tego, by funkcjonować dalej i stać na mocnych, pewnych nogach, taranując wszystkie przeszkody i unosić tych, którzy uniesienia potrzebują.
Cofnąłeś swe ręce i spoglądałeś, jak dziewczyna zaczyna wić się w samej sobie, jak się kurczy, potem ledwo złapałeś ją za ramię, gdy spadała z twoich nóg, by zaraz znowu ją puścić, by pozostawić ją samej sobie, by piła pięściami w podłogę, by wykrzyczała wszystkie swoje emocje, których miała w sobie tak wiele, a jednak ciągle je tłamsiła – po co? Niech je wyleje, wszystkie, niech ci je pokarzę w ich pierwotnej postaci – jeszcze niech nie będą przelewane na ciebie, jeszcze troszkę za wcześnie – obojętnie, jak źle się z tym czułeś, pozostawały rzeczy, które chciałeś zrobić – dlatego po raz kolejny zrezygnowałeś ze śmierci, po raz kolejny tak nieudolny, by nie być w stanie odebrać samemu sobie życia, którego nie szanowałeś, którego nie rozumiałeś – cóż, wszak twą filozofią życiową było to, że mogłeś umrzeć w każdej chwili... To, że jak dotąd nie umarłeś, było swoistą porażką.
Więc obserwujesz, więc słuchasz, więc – widzisz. Jak zawsze widzisz bardzo wiele, bo spoglądasz bardzo pilnie, nie samymi oczyma, a swoiście umysłem, by dostrzegać to, co na pierwszy rzut oka niedostrzegalne – czyż nie zostało już zapisane, że najlepiej widzi się tylko sercem..? Szkoda, że ty posiadałeś jego ledwo milimetrowy skrawek, zaś dusza? Duszę dawno całą wyprzedałeś. Zachowujesz nieludzki spokój, czekając, aż przestanie z siebie wylewać tłoczącą się przez jej żyły truciznę – była... taka wrażliwa na ludzkie życia... Kiedyś też taki byłeś. Ratowałeś każdego. Kiedyś... jeszcze tych parę milenii temu. I wreszcie wstałeś – wszystko się zakończyło, pozostało tylko słabe, dziewczęce ciało, drżące z wyczerpania od nagłego, oczyszczającego wybuchu – klęknąłeś za nią i znowu ją objąłeś, przyciskając ją do swojej piersi, nie pozwalając jej się wymknąć, nie pozwalając jej umknąć myślami – ma tutaj zostać i ewentualnie nadal szaleć, gryźć, drapać, chociażby miała drapać jego za to, że wciąż ją do siebie przyciąga. Bardzo trudno ucieka się od drapieżnika, który już upatrzył sobie ofiarę.
- Opowiedz mi.
- Alexandra Grace
Re: Izba Pamięci
Nie Kwi 19, 2015 8:50 pm
Nie rozumiał. Albo nie chciał. Z obu opcji wynika tyle, że nie dotarło. Tak odległe od siebie wyobrażenia życia, świata po prostu były w tak wielkiej odległości, że gdyby porównać to do głębokości to pewnie różnica między Mount Everest, a Rowem Mariańskim by nie wystarczyła. Pewnie gdyby mogła słyszeć jego myśli to złamałaby się już do końca. Skoro ludzie są dla niego tacy obrzydliwi to dlaczego jeszcze z nią rozmawia? Była dokładnie takim człowiekiem, jak wszyscy. Bardziej niereformowalnym, ale jednak z tego samego gatunku. Nie ma nadludzi. Są po prostu ludzie. Słabi, nudni, głupi ludzie. Może rzeczywiście nie są niczego warci? Ale jeśli tak jest to jakim cudem mają się w większości tak dobrze?
- Jesteś. Tylko nie chcesz nim być - Mógł sobie gadać, ona wiedziała swoje. Widziała w nim człowieka. Skrzywdzonego przez świat, dobrego człowieka, który chował się pod postacią, którą stworzył. Taką, której nikt i nic nie złamie. W swoistej skorupie z niedopowiedzeń, złośliwości i ironii. Pomiędzy jednak było coś ważnego. Może się myli, dziewczęta mają skłonność do idealizowania ludzi, ale chciała myśleć (och, ta myśl była wyjątkowo wygodna), że Sahir jest po tej lepszej stronie, o ile jakieś strony istnieją. Przecież przed Zackiem jasno stwierdziła, że jest dobry. Broniłaby go tak samo i gdyby dowiedziała się, że sądzi inaczej chyba uderzyłaby go w głowę, żeby do niego dotarło. Uratował ją i lubiła go. Rozmowy, łapanie za słówka, irytowanie go, jego irytowanie jej. To dosyć specyficzne, ale radowało ją, że ktoś z nią wytrzymuje. I nie jest przy tym sztuczny i pełen jakiś wyobrażeń. Jest... sobą, cokolwiek by to miało znaczyć. Sahir jest bez definicji. Indywidualnością, której często nie pojmowała. Nie mogła powiedzieć o niej wiele, a przynajmniej nie tyle, co chciała. Jedna wielka zagadka, która przyciągała tym, że ludzie zamiast chcieć ją poznać, unikają. Durni.
Nie miała siły. Nie chciała rozmawiać. Nie teraz. Za wcześnie... dużo za wcześnie. Do tego znowu będzie ciężarem. Jej problemy nigdy nie miały być cudzymi. Zawodzi siebie na każdym kroku. Z każdej strony okazuje się, że jest żałosną imitacją Gryfona. Żałosną imitacją człowieka.
- Nie. Nie ma o czym opowiadać - Dygotała i próbowała się wyrwać. Tyle, że jakie miała szanse? Ze swoimi zmęczony, kruchym, marnym ciałkiem w takim starciu przegrywała z nim.
- Jestem gównianym człowiekiem, czarodziejem, Gryfonem... jestem tym, czym nigdy nie chciałam. Bezmyślna, wystraszona. Nie reagowałam. Zamiast coś robić stałam w miejscu. Przeze mnie zginęli. Gdyby się ruszyła... oni mogli żyć. Ale nie. Ja już potem tylko patrzyłam, bo przez własną głupotę nic więcej nie mogłam. A on ją zabił. Zabił ją z największą przyjemnością. W jego oczach była chora radość. Cieszył się, że zabił. A z tego nie można się cieszyć. Ja widzę części ciał, które leżały obok mnie w każdej chwili. A on pewnie raduje się, że na mojej ręce do końca życia będę miała ślad po spotkaniu z nim. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że przez moją głupotę zginęli ludzie - I wreszcie po tym całym czasie coś w niej pękło... Na dobre.
Jedna łza stoczyła się leniwie po jej policzku. Jedna jedyna, ale... to było zaskakujące.
- Oni są martwi. Wszyscy są martwi. Wszyscy umierają. Wszędzie są trupy. Ja już nie chcę... nie chcę słyszeć o śmierci... - Nie chciała się żegnać. Nie chciała, żeby kolejni ludzie odeszli w niepamięć. Nie chciała żyć ze świadomością, że nawet jeśli kogoś obdarzy zaufaniem to następnego dnia może go już nie być.
- Obiecaj, że nie umrzesz... nie przede mną. Nie zostawiaj mnie tutaj... - Wpadała w rozpacz. Ten rok kumulował od początku wszystkie złe rzeczy. Każdy jednak ma ograniczenia, sam to przyznałeś. To był jej skraj. Stała na stoku stromej góry i to na jednej nodze, chwiejąc się.
- Jesteś. Tylko nie chcesz nim być - Mógł sobie gadać, ona wiedziała swoje. Widziała w nim człowieka. Skrzywdzonego przez świat, dobrego człowieka, który chował się pod postacią, którą stworzył. Taką, której nikt i nic nie złamie. W swoistej skorupie z niedopowiedzeń, złośliwości i ironii. Pomiędzy jednak było coś ważnego. Może się myli, dziewczęta mają skłonność do idealizowania ludzi, ale chciała myśleć (och, ta myśl była wyjątkowo wygodna), że Sahir jest po tej lepszej stronie, o ile jakieś strony istnieją. Przecież przed Zackiem jasno stwierdziła, że jest dobry. Broniłaby go tak samo i gdyby dowiedziała się, że sądzi inaczej chyba uderzyłaby go w głowę, żeby do niego dotarło. Uratował ją i lubiła go. Rozmowy, łapanie za słówka, irytowanie go, jego irytowanie jej. To dosyć specyficzne, ale radowało ją, że ktoś z nią wytrzymuje. I nie jest przy tym sztuczny i pełen jakiś wyobrażeń. Jest... sobą, cokolwiek by to miało znaczyć. Sahir jest bez definicji. Indywidualnością, której często nie pojmowała. Nie mogła powiedzieć o niej wiele, a przynajmniej nie tyle, co chciała. Jedna wielka zagadka, która przyciągała tym, że ludzie zamiast chcieć ją poznać, unikają. Durni.
Nie miała siły. Nie chciała rozmawiać. Nie teraz. Za wcześnie... dużo za wcześnie. Do tego znowu będzie ciężarem. Jej problemy nigdy nie miały być cudzymi. Zawodzi siebie na każdym kroku. Z każdej strony okazuje się, że jest żałosną imitacją Gryfona. Żałosną imitacją człowieka.
- Nie. Nie ma o czym opowiadać - Dygotała i próbowała się wyrwać. Tyle, że jakie miała szanse? Ze swoimi zmęczony, kruchym, marnym ciałkiem w takim starciu przegrywała z nim.
- Jestem gównianym człowiekiem, czarodziejem, Gryfonem... jestem tym, czym nigdy nie chciałam. Bezmyślna, wystraszona. Nie reagowałam. Zamiast coś robić stałam w miejscu. Przeze mnie zginęli. Gdyby się ruszyła... oni mogli żyć. Ale nie. Ja już potem tylko patrzyłam, bo przez własną głupotę nic więcej nie mogłam. A on ją zabił. Zabił ją z największą przyjemnością. W jego oczach była chora radość. Cieszył się, że zabił. A z tego nie można się cieszyć. Ja widzę części ciał, które leżały obok mnie w każdej chwili. A on pewnie raduje się, że na mojej ręce do końca życia będę miała ślad po spotkaniu z nim. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że przez moją głupotę zginęli ludzie - I wreszcie po tym całym czasie coś w niej pękło... Na dobre.
Jedna łza stoczyła się leniwie po jej policzku. Jedna jedyna, ale... to było zaskakujące.
- Oni są martwi. Wszyscy są martwi. Wszyscy umierają. Wszędzie są trupy. Ja już nie chcę... nie chcę słyszeć o śmierci... - Nie chciała się żegnać. Nie chciała, żeby kolejni ludzie odeszli w niepamięć. Nie chciała żyć ze świadomością, że nawet jeśli kogoś obdarzy zaufaniem to następnego dnia może go już nie być.
- Obiecaj, że nie umrzesz... nie przede mną. Nie zostawiaj mnie tutaj... - Wpadała w rozpacz. Ten rok kumulował od początku wszystkie złe rzeczy. Każdy jednak ma ograniczenia, sam to przyznałeś. To był jej skraj. Stała na stoku stromej góry i to na jednej nodze, chwiejąc się.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach