- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 2:39 am
Spoglądasz na niego, szeroki uśmiech spłynął z twych lic, ale nadal pozostał ten delikatny i łagodny - wreszcie mogłaś oddychać pełną piersią, czułaś się zetknięta ze światem, który mienił się cudownymi barwami radości - doświadczałaś jej w pełni, nie był ci potrzebny raj, Bóg, brat, rodzice - tutaj i teraz było wspaniale, choćby dlatego, że emocje płynęły przez twoje palce, płynnie i niezachwianie, łącząc się z tym, co wkładał od siebie chłopak... właściwie kim on był? Nawet nie wpadła ci do głowy myśl zapytania o to, zupełnie, jakby był starym przyjacielem, którego znałaś od lat i którego w końcu spotkałaś, a czas dał wam tą możliwość złączenia swych serc w jednej pewnie z wielu znanym wam obu melodii oraz piosence, która niby niebiańskie błogosławieństwo spłynęła z twych różanych warg, obmywając serce poruszającym tchnieniem. Świat wydawał się drżeć. Drżeć i topnieć, tylko dlatego, że była tu i ona i że to właśnie ona to śpiewała, jakby wzdychała do gwiazd, wypowiadając magiczne słowa nadające ludziom moc dosięgnięcia tego, co zawsze wydawało im się nieosiągalne. Migoczące na granacie punkciki chyliły się i zamiast płakać śmiały radośnie, nachylając, aby łatwiej je było pochwycić palcami i urzeczywistniać to, co jak dotąd nieśmiało chowało się w sennych marzeniach.
Wyciągnęłaś dłoń i złapałaś go nieznacznie za rękaw, nie dając się mocno odczuć, nie ciągnąc, jedynie uświadamiając, że tutaj jest i że nie stanowi jedynie duszy wyimaginowanej przez umysł, choć może..? Może to nie tylko omamy słuchowe i wzrokowe, ale i czuciowe? Może to już ta chwila, w której szaleństwo wczepiało się w jestestwo wszystkimi pazurami, bo charakter nie był w stanie znieść więcej bólu pakującego się do wnętrza każdego, uciążliwego dnia? I zrobiła to, co robił często jej brat - pochyliła się i objęła go, opierając policzek na jego ramieniu i zamykając oczy - coś, czego nigdy by nie zrobiła w stosunku obcego, za dobrze wychowana... Tylko że Kyohei nie malował się w jej umyśle jako obcy.
- Neevee... - Odpowiedziała śpiewnie - imię za imię, równowarta wymiana. Odsunęła się zaraz nieco i sięgnęła po jego dłoń (jej była taka maleńka, dotyk przypominał muśnięcia motylich skrzydeł), by przesunąć ją na klawisze. - Jestem bardzo szczęśliwa, bo dotąd tylko mój brat ze mną grał... Dawno temu poszedł do mamy z aniołami... - Puściła jego dłonie, kiedy ułożyła je na klawiszach. - Śmiało, możesz iść. - Uśmiechnęła się znowu. - Mogę pójść razem z tobą, jeśli pozwolisz mi usłyszeć muzykę swego serca. Możemy nie oglądać się za siebie i stworzyć całkiem nowe jutro. - Ułożyła dłonie na klawiszach, spoglądając na nie. - Jeśli się potkniemy, możemy siebie podnieść... Dlatego nie wierzę, że pozwolisz mi zamarznąć. - I znowu to samo, znowu ten promień słońca, kiedy podniosła na niego spojrzenie.
Wyciągnęłaś dłoń i złapałaś go nieznacznie za rękaw, nie dając się mocno odczuć, nie ciągnąc, jedynie uświadamiając, że tutaj jest i że nie stanowi jedynie duszy wyimaginowanej przez umysł, choć może..? Może to nie tylko omamy słuchowe i wzrokowe, ale i czuciowe? Może to już ta chwila, w której szaleństwo wczepiało się w jestestwo wszystkimi pazurami, bo charakter nie był w stanie znieść więcej bólu pakującego się do wnętrza każdego, uciążliwego dnia? I zrobiła to, co robił często jej brat - pochyliła się i objęła go, opierając policzek na jego ramieniu i zamykając oczy - coś, czego nigdy by nie zrobiła w stosunku obcego, za dobrze wychowana... Tylko że Kyohei nie malował się w jej umyśle jako obcy.
- Neevee... - Odpowiedziała śpiewnie - imię za imię, równowarta wymiana. Odsunęła się zaraz nieco i sięgnęła po jego dłoń (jej była taka maleńka, dotyk przypominał muśnięcia motylich skrzydeł), by przesunąć ją na klawisze. - Jestem bardzo szczęśliwa, bo dotąd tylko mój brat ze mną grał... Dawno temu poszedł do mamy z aniołami... - Puściła jego dłonie, kiedy ułożyła je na klawiszach. - Śmiało, możesz iść. - Uśmiechnęła się znowu. - Mogę pójść razem z tobą, jeśli pozwolisz mi usłyszeć muzykę swego serca. Możemy nie oglądać się za siebie i stworzyć całkiem nowe jutro. - Ułożyła dłonie na klawiszach, spoglądając na nie. - Jeśli się potkniemy, możemy siebie podnieść... Dlatego nie wierzę, że pozwolisz mi zamarznąć. - I znowu to samo, znowu ten promień słońca, kiedy podniosła na niego spojrzenie.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 2:57 am
Dziewczyna nie była nachalna i to było coś co mu się bardzo podobało. Nie próbowała mu wmawiać, że nie może być zbuntowany całe życie. Odnosił wrażenie, że ona doskonale rozumiała go, że wiedziała dlaczego taki jest. Nie lubił kiedy ktoś mu mówił jaki ma być, albo kim ma być. Kiedy dziewczyna objęła go jego ręce automatycznie splotły się na jej plecach. Nie panował nad tymi ruchami. Wszystko działo się samo, nie myślał o tym co robi, pierwszy raz nie myślał o niczym złym. Pozwolił aby dziewczyna chwyciła jego dłoń i położyła na klawiszach instrumentu. Nic tak nie łączy dwie dusze jak muzyka. Szczególnie jeżeli trafią się dwie tak bardzo wrażliwe duszyczki. Kyohei był wrażliwy i nie dało się tego nie zauważyć, trzeba było tylko widzieć z jaki sznurek trzeba pociągnąć aby opuścić kurtynę i pokazać tą wrażliwą stronę chłopaka.
-Przykro mi...- Odezwał się w końcu. Do tej pory tylko milczał zatracając się kompletnie w jej słowach. Teraz doszedł do wniosku, że wypadało by się jednak odezwać.
-Ja też straciłem dużo ważnych dla mnie osób- Jednych na stałe, a drugich przez swój strach i głupotę.
-A jeżeli jedno z nas nie jest w stanie się podnieść. Bo życie po prostu wdeptało go w błoto, i trzyma twarzą do ziemi- Oczywiście mówił tutaj o sobie, bo przynajmniej on tak się czuł. Bezbronny, kiedyś jeszcze walczył, teraz poddał się i leżał rozpłaszczony na ziemi niczym jakiś robal.
Wziął głęboki wdech a jego palce zaczęły bardzo delikatnie muskać klawisze tworząc taką MELODIĘ.
-Co jeżeli nie warto próbować podnosić drugiej osoby z ziemi. Bo zapomniała jak się chodzi- Mówił nie przerywając gry. Nie był z nikim nigdy tak szczery. Chociaż... był przez pewien okres w swoim życiu. Potem przestał, bo tych osób już nie było.
-Przykro mi...- Odezwał się w końcu. Do tej pory tylko milczał zatracając się kompletnie w jej słowach. Teraz doszedł do wniosku, że wypadało by się jednak odezwać.
-Ja też straciłem dużo ważnych dla mnie osób- Jednych na stałe, a drugich przez swój strach i głupotę.
-A jeżeli jedno z nas nie jest w stanie się podnieść. Bo życie po prostu wdeptało go w błoto, i trzyma twarzą do ziemi- Oczywiście mówił tutaj o sobie, bo przynajmniej on tak się czuł. Bezbronny, kiedyś jeszcze walczył, teraz poddał się i leżał rozpłaszczony na ziemi niczym jakiś robal.
Wziął głęboki wdech a jego palce zaczęły bardzo delikatnie muskać klawisze tworząc taką MELODIĘ.
-Co jeżeli nie warto próbować podnosić drugiej osoby z ziemi. Bo zapomniała jak się chodzi- Mówił nie przerywając gry. Nie był z nikim nigdy tak szczery. Chociaż... był przez pewien okres w swoim życiu. Potem przestał, bo tych osób już nie było.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 3:19 am
- Mm... - Pokręciła główka. - Niepotrzebnie... Ciągle są ze mną. Tutaj. - Uniosła dłoń do swej klatki piersiowej, kładąc ją na poziomie serca, by zaraz przenieść ją tam, gdzie biło serce Kyohei'a. Czuła je wyraźnie. Uderzenia, dowód na to, że nie jest martwy, że nadal czuje, może czuć i będzie czuć - bo przecież wszyscy czują, którzy mają serce, dusze i umysł. Wszystko można zbrukać. Wszystko można zepsuć. Każdy mechanizm czasem zawodził, a niekiedy po prostu zostawał nadużywany i zaczynał trzeszczeć, charczeć - wystarczy więc, że ma się obok siebie dłoń, która się wyciągnie, tak jak wyciągnęła się dłoń Neve i naoliwi zębatki, które źle chodziły - wydaje się to takie proste, tak banalne... Jeno trzeba jeszcze mieć kogoś takiego, kto przyjdzie z pomocą i nie będzie widział problemu, żeby sobie ewentualnie palce pobrudzić. - Myślę, że czasami trzeba coś stracić, żeby móc poszukać czegoś nowego... Gdybym nie straciła brata, nigdy nie moglibyśmy razem zagrać. To byłaby wielka szkoda. - To postrzeganie świata, które u ciebie lawirowało w progach nieprawdopodobieństwa, zupełnie obce i nienaturalne - mówili przecież, żeś ześwirowana, że musisz uderzyć o ten świat. Nie zrobiłaś tego. Nikt nie potrafił ci wyrwać skrzydeł, które dostałaś w darze od Boga, kiedy tylko się narodziłaś, pielęgnowanych kochającą dłonią twego brata - mimo wszystko czy nie wydawało się to, co mówiła, takie banalne w swej oczywistości? Być może nie dla kogoś, kto nie znał jej historii. Mimo wszystko, zobacz Kyohei, gdyby nie to, co zdarzyło ci się w przeszłości... też nigdy byś się tutaj nie znalazł. Nie usiadł w tym miejscu.
- Wtedy sprowadziłabym konika, żeby pomógł mi taką osobę wyciągnąć... I przyniosłabym wiadro z wodą, żeby go umyć... A potem przyjechałby powóz i ta osoba mogłaby się podeprzeć, żeby wstać. - Cofnęła dłonie z klawiatury, pozwalając Kyohei'owi grać. - Moglibyśmy jechać razem. Pokazałabym mu wszystkie piękne miejsca, żeby przypomniał sobie, że świat jest śliczny i ciepły... - Zamknęłaś powieki, odchylając nieco głowę w tył, by pozwolić się porwać muzyce, która wypłynęła spod palców rozmówcy, oddając się jej w pełni. - Nie ma smutniejszego człowieka na świecie, niż ten, któremu nikt nie pomógł się podnieść, nim zapomniał, jak się chodzi. - I ten smutek pobrzmiewał w jej głosie.
- Wtedy sprowadziłabym konika, żeby pomógł mi taką osobę wyciągnąć... I przyniosłabym wiadro z wodą, żeby go umyć... A potem przyjechałby powóz i ta osoba mogłaby się podeprzeć, żeby wstać. - Cofnęła dłonie z klawiatury, pozwalając Kyohei'owi grać. - Moglibyśmy jechać razem. Pokazałabym mu wszystkie piękne miejsca, żeby przypomniał sobie, że świat jest śliczny i ciepły... - Zamknęłaś powieki, odchylając nieco głowę w tył, by pozwolić się porwać muzyce, która wypłynęła spod palców rozmówcy, oddając się jej w pełni. - Nie ma smutniejszego człowieka na świecie, niż ten, któremu nikt nie pomógł się podnieść, nim zapomniał, jak się chodzi. - I ten smutek pobrzmiewał w jej głosie.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 2:24 pm
Puchon słuchał każdego jej słowa, chłonął je jak gąbka. Nigdy nikogo nie słuchał, przynajmniej nie w takim stopniu. Każdy powtarzał to samo co wszyscy, ona była pierwszą osobą która mówiła zupełnie coś innego. Podchodziła do świata inaczej. Zrobiła ze swoją rzeczywistością to czego on nie umiał zrobić. Po prostu zaczarowała ją w swój nietypowy sposób. Więc, jednak jest to możliwe... czyli wychodzi na to, że to Kyo jest tak bardzo bezużyteczny, że nie umie nawet poradzić sobie sam ze sobą.
Oderwał ręce od klawiszy sprawiając tym samym, że w pomieszczeniu zapanowała cisza, chociaż on sam dał by głowę, że nadal słyszał w uszach pojedyncze nuty które nie dopłynęły jeszcze do celu. Wyciągnął powoli w kierunku dziewczyny rękę. Po chwilce mogła poczuć jak końce jego palców stykają się z jej policzkiem. Robił to wszystko tak bardzo delikatnie, zupełnie tak jak by się bał, że jaki kolwiek silniejszy nacisk sprawi, że ta się rozleci na miliony malutkich kawałeczków. Ucieszył się kiedy jego palce natknęły się na opór w postaci jej policzka.
-Wybacz... - Zaczął cicho i zabrał swoją rękę i położył na swoim kolanie.
-Chciałem tylko się upewnić, że jesteś prawdziwa, że nie jesteś wytworem mojej wyobraźni- A co to jest wyobraźnia. Kyo nigdy niczego nie wyobrażał sobie, nie przenosił się świadomie do jakiś światów które on sam sobie stworzył. Po za tym jednym malutkim, muzycznym światem. Do którego jak widać weszła jeszcze jedna osoba. A próbował ukryć wejście do tego świata aby nikt więcej nie mógł w nim się pojawić. Ona znalazła to wejście bez większego problemu.
Można powiedzieć, że każdy oddech chłopaka był jednym wielkim rozpaczliwym krzykiem o pomoc. Prosił nie mówiąc. Kiedy w końcu upragniona pomoc nie przyszła się poddał.
-Wiesz dlaczego lubię to miejsce?- Zapytał się i wyciągnął nogi przed siebie.
-Tutaj wszystkie kolory przestają istnieć. Nie ma bieli ani czerni. Te instrumenty nigdy mnie nie zranią, a nuty nie utworzą nowych ran. Między innymi dlatego, że znają mnie lepiej niż ja sam siebie. Nie mówią i nie oceniają. I kiedy ktoś prosi o pomoc pomagają- Powiedział cicho i przejechał swoją dłonią po błyszczącej czarnej powierzchni instrumentu. Chłopak traktował te przedmioty zupełnie tak jak żywe istoty, bo dla niego takie były.
Oderwał ręce od klawiszy sprawiając tym samym, że w pomieszczeniu zapanowała cisza, chociaż on sam dał by głowę, że nadal słyszał w uszach pojedyncze nuty które nie dopłynęły jeszcze do celu. Wyciągnął powoli w kierunku dziewczyny rękę. Po chwilce mogła poczuć jak końce jego palców stykają się z jej policzkiem. Robił to wszystko tak bardzo delikatnie, zupełnie tak jak by się bał, że jaki kolwiek silniejszy nacisk sprawi, że ta się rozleci na miliony malutkich kawałeczków. Ucieszył się kiedy jego palce natknęły się na opór w postaci jej policzka.
-Wybacz... - Zaczął cicho i zabrał swoją rękę i położył na swoim kolanie.
-Chciałem tylko się upewnić, że jesteś prawdziwa, że nie jesteś wytworem mojej wyobraźni- A co to jest wyobraźnia. Kyo nigdy niczego nie wyobrażał sobie, nie przenosił się świadomie do jakiś światów które on sam sobie stworzył. Po za tym jednym malutkim, muzycznym światem. Do którego jak widać weszła jeszcze jedna osoba. A próbował ukryć wejście do tego świata aby nikt więcej nie mógł w nim się pojawić. Ona znalazła to wejście bez większego problemu.
Można powiedzieć, że każdy oddech chłopaka był jednym wielkim rozpaczliwym krzykiem o pomoc. Prosił nie mówiąc. Kiedy w końcu upragniona pomoc nie przyszła się poddał.
-Wiesz dlaczego lubię to miejsce?- Zapytał się i wyciągnął nogi przed siebie.
-Tutaj wszystkie kolory przestają istnieć. Nie ma bieli ani czerni. Te instrumenty nigdy mnie nie zranią, a nuty nie utworzą nowych ran. Między innymi dlatego, że znają mnie lepiej niż ja sam siebie. Nie mówią i nie oceniają. I kiedy ktoś prosi o pomoc pomagają- Powiedział cicho i przejechał swoją dłonią po błyszczącej czarnej powierzchni instrumentu. Chłopak traktował te przedmioty zupełnie tak jak żywe istoty, bo dla niego takie były.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 2:48 pm
Powieki nadal trwały zamknięte, jak te ułożone już do snu, gotowe na objęcia nocy, aby przenieść się w niematerialne krainy cudów i mar nie czyniących żadnej krzywdy - oto dziewczę, które nie odróżniało snów od rzeczywistości, bo nie widziała potrzeby, by to robić - jej "ja" wykształciło wokół siebie mydlaną bańkę chroniącą przed zewnętrznym złem, którego nie przyszło jej nigdy doświadczyć - przecież mieszkała w pięknym zamku od zawsze, jak śpiąca królewna czekającą na swojego księcia, nigdy nie mogła wyjść dalej niż poza ogród własnego domu, nigdy nie zaznała przyjaźni, nie wiedziała, jak to jest się bawić z innymi dziećmi, co to znaczy bawić się - ba, przed paroma tygodniami po raz pierwszy uścisnęła czyjąkolwiek dłoń i dowiedziała się, że do kogoś, kto jest w twoim wieku, lub młodszy, nie zwraca się per "pan/pani" - same dziwy napotykały ją w tym miejscu na każdym kroku, a jej się te dziwy podobały. Nurzała się w nich i teraz, nawet kiedy chłopak przestał grać, jakby też w głowie ciągnęła tą muzykę, chociaż słyszała ją pierwszy raz w swoim życiu - dopóki nie poczuła ciepłego dotyku na swoim lekko zarumienionym policzku, który dodawał jej żywotności w całej tej bieli i podświadomym zaliczaniu jej do zjaw i duchów, jaka się wokół niej unosiła. Do wytworów wyobraźni.
Drgnęłaś lekko i spojrzałaś na swego towarzysza, który zaraz dłoń cofnął i złożył ją na kolanie, przepraszając, jakby zrobił coś złego.
- Wybaczam, chociaż... - Przyłożyła palec do warg, zadzierając podbródek, by wycelować lilijowe oczęta w sufit przysłaniający niebo. - ... nie bardzo wiem za co. - Przyznała - po prostu nie widziała powodu, żeby nie wybaczać tym, którzy o przebaczenie prosili - przecież świat byłby przeżarty przez chaos, gdyby ci, co zgrzeszyli, byli posyłani na wieczne potępienie nawet w obliczu pragnienia okazania skruchy. - Jestem bardzo prawdziwa. Zobacz. - W dowód tego nachyliła się i nakryła swoją dłonią jego, zaglądając mu w oczy. - Czasami trudno mnie dosięgnąć, ponieważ unoszę się 3 metry nad ziemią... Ale Ty mnie przyciągnąłeś spowrotem. Dziękuję.
Ona również go słuchała, bardzo dokładnie, bardzo uważnie, bo przecież jaka byłaby przyjemność z rozmowy, jeśli nie byłoby czynnika odbioru i zwrotnego przekazu? Zresztą byłaby to oznaka brzydkiej kultury, ojciec by tak na pewno powiedział... Zabawne, że tutaj wszystko to znikało, swoboda i nieskończoność przestrzeni rwała twe serce i rozjaśniała je tak, jak dawno jasnym nie było.
- To bardzo miło z ich strony, że ci pomagają... - Przyznała, patrząc, jak Kyohei przejeżdża palcami po gładkiej nawierzchni. - Ale... Czy to przyjemnie nie dostrzegać żadnych barw? Muzyka zawsze oferowała mi ich całe gamy, których nie potrafiłam domalować poza nią... Byłoby straszne, gdyby wszystko zniknęło.
Drgnęłaś lekko i spojrzałaś na swego towarzysza, który zaraz dłoń cofnął i złożył ją na kolanie, przepraszając, jakby zrobił coś złego.
- Wybaczam, chociaż... - Przyłożyła palec do warg, zadzierając podbródek, by wycelować lilijowe oczęta w sufit przysłaniający niebo. - ... nie bardzo wiem za co. - Przyznała - po prostu nie widziała powodu, żeby nie wybaczać tym, którzy o przebaczenie prosili - przecież świat byłby przeżarty przez chaos, gdyby ci, co zgrzeszyli, byli posyłani na wieczne potępienie nawet w obliczu pragnienia okazania skruchy. - Jestem bardzo prawdziwa. Zobacz. - W dowód tego nachyliła się i nakryła swoją dłonią jego, zaglądając mu w oczy. - Czasami trudno mnie dosięgnąć, ponieważ unoszę się 3 metry nad ziemią... Ale Ty mnie przyciągnąłeś spowrotem. Dziękuję.
Ona również go słuchała, bardzo dokładnie, bardzo uważnie, bo przecież jaka byłaby przyjemność z rozmowy, jeśli nie byłoby czynnika odbioru i zwrotnego przekazu? Zresztą byłaby to oznaka brzydkiej kultury, ojciec by tak na pewno powiedział... Zabawne, że tutaj wszystko to znikało, swoboda i nieskończoność przestrzeni rwała twe serce i rozjaśniała je tak, jak dawno jasnym nie było.
- To bardzo miło z ich strony, że ci pomagają... - Przyznała, patrząc, jak Kyohei przejeżdża palcami po gładkiej nawierzchni. - Ale... Czy to przyjemnie nie dostrzegać żadnych barw? Muzyka zawsze oferowała mi ich całe gamy, których nie potrafiłam domalować poza nią... Byłoby straszne, gdyby wszystko zniknęło.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 3:14 pm
Kiedy poczuł jej dłoń na swojej bardzo delikatnie ją zacisnął, wplatając swoje palce w jej. Pozwolił aby ta mogła spojrzeć mu w oczy, chociaż nie trwało to długo. Nie był do tego przyzwyczajony. Od pewnego czasu unikał kontaktów wzrokowych. Bał się ich... wiedział, że oczy odzwierciedlają wszystko. Ludzie byli naprawdę przerażającymi istotami, a najgorsze było to, że on nie umiał stworzyć takiej ochronnej otoczki jak ona.
-Może i nie jest to za miłe uczucie... - Powiedział spokojnie i nieświadomie przysunął się trochę do niej.
-Za dużo złego już przeszedłem. Nie chcę tego doświadczyć na nowo. Dlatego łatwiej mi było wyrzucić barwy ze swojego życia- Czy oby na pewno je wyrzucił. W tym wypadku lepiej pasowało by stwierdzenie, że po prostu zamknął je w złotej szkatułce, a klucz wyrzucił gdzieś daleko. Ale ta dziewczyna zrobiła jakiś wytrych i otworzył to pudełeczko.
-Wiem... jestem tchórzem, uciekłem od wszystkiego i wszystkich. Wolałem się zamknąć niż pokonać te przeszkody. Ale uwierz są takie bariery których nie da się pokonać- Próbował, chciał zmienić swoje życie, ale los jak zwykle wszystko musiał mu zepsuć pokazując tym samym, że szczęście nie jest dla niego.
-Może i nie jest to za miłe uczucie... - Powiedział spokojnie i nieświadomie przysunął się trochę do niej.
-Za dużo złego już przeszedłem. Nie chcę tego doświadczyć na nowo. Dlatego łatwiej mi było wyrzucić barwy ze swojego życia- Czy oby na pewno je wyrzucił. W tym wypadku lepiej pasowało by stwierdzenie, że po prostu zamknął je w złotej szkatułce, a klucz wyrzucił gdzieś daleko. Ale ta dziewczyna zrobiła jakiś wytrych i otworzył to pudełeczko.
-Wiem... jestem tchórzem, uciekłem od wszystkiego i wszystkich. Wolałem się zamknąć niż pokonać te przeszkody. Ale uwierz są takie bariery których nie da się pokonać- Próbował, chciał zmienić swoje życie, ale los jak zwykle wszystko musiał mu zepsuć pokazując tym samym, że szczęście nie jest dla niego.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 3:54 pm
Śmiałości nigdy ta Porcelanowa Lalka w sobie nie miała, ale i też nie było w niej wstydu, który przeszkadzałby jej w wyrażeniu czegokolwiek - na to świat czarodziei czystej krwi nie pozwalał, zwłaszcza komuś, kto miał zostać głową rodu i zadbać o ciągłość krwi - taki był jej właśnie los, była jedynie Laleczką, która miała pięknie wyglądać i robić dobre wrażenie, dlatego dotyk..? Pamiętała jedynie ten z czułych, który oferował jej Adrian, a jego nie widywała zbyt często. Niemal w ogóle. Gdy zabrakło jego, nie pozostało nic - przecież musiała być nietykalna, nie można było uszkodzić cennej porcelany, z której utkał ją dwór. Znała jedynie smak samotności, a jednocześnie nie potrafiła go nazwać. Wszystko dzięki tym niewidzialnym skrzydłom i dziwnej otoczce mirażem baśni, jaki wokół siebie tworzyła, a który towarzyszył jej od urodzenia, pozostawiając ją taką, jaką zawsze była - względnym Aniołkiem, dla którego pojęcie zła i dobra zacierało się zupełnie, istniejąc tylko w prawach, które sama znała i sobie utworzyła i w tych, które dyktowała Biblia oraz jej własny ojciec. Miała szczęście. Była błogosławionym dzieckiem urodzonym w największym bagnie, a które dostało na wstępie tarczę przed wszystkim ją chroniącą, co inni uważali za dziwne, co jej ojciec próbował u niej leczyć psychiatrami, lekami i eliksirami.
On się przysunął, przysunęła się i ona, opierając podbródek na jego ramieniu i to ramię obejmując swoją drobną rączką, wtłoczona w ten smutny świat osoby, która grała coś tak pięknego... jak więc mogła być tak smutna i taka zatracona..?
- Wierzę, bo przecież... gdyby ktoś kazał mi przeskoczyć Hogwart, też bym nie dała rady. - Wszystko u niej obracało się metaforą i w swej banalności miało głęboki przekaz, który zawierał sens... niby oczywisty przecież. Rzeczywiście - niektórych przeszkód nie da się pokonać... - To wcale nie znaczy, że byłabym tchórzem. To by znaczyło, że postawiono mnie przed zadaniem, z którym sama sobie nie poradziłam, więc zostałam zmuszona do obejścia go w mój własny sposób. - Znowu zadarła głowę, żeby w oczy Kyoheia spojrzeć, przyklejona do jego boku - niemal jak Iguana w zoo, która wpatruje się zza szyby w oczy tych, co się jej przyglądają.
On się przysunął, przysunęła się i ona, opierając podbródek na jego ramieniu i to ramię obejmując swoją drobną rączką, wtłoczona w ten smutny świat osoby, która grała coś tak pięknego... jak więc mogła być tak smutna i taka zatracona..?
- Wierzę, bo przecież... gdyby ktoś kazał mi przeskoczyć Hogwart, też bym nie dała rady. - Wszystko u niej obracało się metaforą i w swej banalności miało głęboki przekaz, który zawierał sens... niby oczywisty przecież. Rzeczywiście - niektórych przeszkód nie da się pokonać... - To wcale nie znaczy, że byłabym tchórzem. To by znaczyło, że postawiono mnie przed zadaniem, z którym sama sobie nie poradziłam, więc zostałam zmuszona do obejścia go w mój własny sposób. - Znowu zadarła głowę, żeby w oczy Kyoheia spojrzeć, przyklejona do jego boku - niemal jak Iguana w zoo, która wpatruje się zza szyby w oczy tych, co się jej przyglądają.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 4:34 pm
Czy to możliwe, aby dwie osoby w tak krótkim czasie zbliżyły się do siebie aż tak bardzo. Kyo nie rozumiał tego wszystkiego co w tej chwili się działo w jego życiu. Nie rozumiał tej chwili, ale pozwolił się jej ponieść. Spotkały się dwie dusze, zupełnie obce na pierwszy rzut oka, ale w rzeczywistości tak bardzo bliskie sobie.
-chciałbym mieć twoje oczy. Widzieć świat tak jak ty- To była prawda, ona umiała dostrzec we wszystkim piękno, zatrzymać się i po prostu się zachwycić. W jego sercu niestety było tyle mroku, tyle złości, że nie umiał tego zauważyć. Nieświadomie tylko potrafił coś stworzyć, ale sam nie umiał tego docenić. Popatrzył w jej oczy, w te dwie malutkie gwiazdki które w tej chwili świeciły się do niego. Na jego usta wpełzł delikatny, prawie nie zauważalny uśmiech, ale zmienił jego twarz nie do poznania. Rozświetliła się i wygładziła. Rysy nie były już takie ostre i nie mówiły, żeby nie podchodzić bo można na tym wiele stracić. Nie przypuszczał, że znajdzie się na tym świecie osoba której uda się go zaszokować, a jednak.
-Ale rzeczywistość jest inna. Świat jest zły... ludzie są źli i okrutni. Idealnym przykładem jestem ja- Czy Kyo kiedy kolwiek powiedział o sobie "jestem dobrym człowiekiem". Nigdy... nigdy o sobie nie myślał w ten sposób. Już w chwili kiedy wylądował w domu dziecka nienawidził siebie za to jaki był. Przeklinał los, że dał mu ten niesamowity dar, który jednocześnie był jego największym przekleństwem.
-chciałbym mieć twoje oczy. Widzieć świat tak jak ty- To była prawda, ona umiała dostrzec we wszystkim piękno, zatrzymać się i po prostu się zachwycić. W jego sercu niestety było tyle mroku, tyle złości, że nie umiał tego zauważyć. Nieświadomie tylko potrafił coś stworzyć, ale sam nie umiał tego docenić. Popatrzył w jej oczy, w te dwie malutkie gwiazdki które w tej chwili świeciły się do niego. Na jego usta wpełzł delikatny, prawie nie zauważalny uśmiech, ale zmienił jego twarz nie do poznania. Rozświetliła się i wygładziła. Rysy nie były już takie ostre i nie mówiły, żeby nie podchodzić bo można na tym wiele stracić. Nie przypuszczał, że znajdzie się na tym świecie osoba której uda się go zaszokować, a jednak.
-Ale rzeczywistość jest inna. Świat jest zły... ludzie są źli i okrutni. Idealnym przykładem jestem ja- Czy Kyo kiedy kolwiek powiedział o sobie "jestem dobrym człowiekiem". Nigdy... nigdy o sobie nie myślał w ten sposób. Już w chwili kiedy wylądował w domu dziecka nienawidził siebie za to jaki był. Przeklinał los, że dał mu ten niesamowity dar, który jednocześnie był jego największym przekleństwem.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 5:11 pm
Właśnie, jak to w ogóle możliwe? Zawsze przecież istniały jakieś bariery, albo chociaż zwykła przyzwoitość, która dyktowała stopniowe zbliżanie się, poznawania siebie wzajem, tymczasem ich to ominęło szerokim łukiem - kiedy tylko Śnieżna Wiedźma weszła do tego pomieszczenia przyniosła ze sobą klątwę rzucającą się na serc tych, którzy widzieli tylko drobną dziewczynkę, wyglądającą o wiele młodziej, niż w rzeczywistości. I to sprawiało, że nie można było w niej dostrzec zagrożenia. Porywała w swój świat i łapała w swą aurę niczym najlepszy drapieżnik, a jednocześnie nikt by jej za drapieżnika nie uznał, bo i nie było ku temu podstaw - jej serce pulsowało czystym rytmem i krew była jak łza, która napędzała zdania zaklęte pod kryształowym umysłem zasnutym mgłą, za którą roiły się wszystkie bajki, które potrzebne były do zaznania kawałka raju w realiach. Tam właśnie, za tą mgłę, się trafiało, potem się dziwiąc, gdzie jakiekolwiek bariery, skąd ta bliskość, czy to sen, czy to wszystko się rozpryśnie, kiedy tylko odważy się na dotknięcie tej duszy?
- Hmm... - Teraz wyglądał jeszcze ładniej, taki wypogodzony i łagodny, kiedy uśmiech wspiął się na jego wargi - uśmiech był zadziwiającą rzeczą, którą od dawna próbowałaś rozszyfrować przed lustrem, bo sama uśmiechałaś się tylko kiedy twoje serce rozpierało światło radości muzyki. Poza nią nie wiedziałaś, co może wprawić kąciki warg do poruszenia się w górę, pomimo dostrzegania każdego, najmniejszego piękna... Radość... była dziwną rzeczą. Tak jak i każde inne emocje, którym się poddawałaś, a które tak rzadko zaglądały do twego zamrożonego zimą serca... Jego serce nie było dotknięte zimą. Jego płonęło bolesnym ogniem.
Lód i ogień.
- W takim razie cieszę się, że poznałam złego Kyohei'a. - Uśmiechnęła się również, przymykając powieki - nie było żadnego "wcale nie jesteś zły", "co ty mówisz, źli to są Śmierciożercy", ani nic w tym stylu. Odsunęła się od niego, by przyłożyć palce do klawiszy i znowu zacząć po nich przejeżdżać. - Nie mogę ci dać moich oczu, mogę ci jedynie spróbować pokazać, jak wszystko widzę. To trochę dziwne, bo nie wiem, jaki jest mój świat. Wydaje mi się, że ładny. Dotąd nikt nie chciał go oglądać... A mam piękne kwiaty w ogrodzie... Na pewno byś je pokochał. - Delikatny uśmiech nie znikał z jej twarzy, na której zabłąkał się jeden ze śnieżnych kosmyków włosów, tak dziwnych i nienaturalnych... Tak, była tutaj tak samo dziwna, jak Kyohei ze swoim azjatyckim wyglądem.
- Hmm... - Teraz wyglądał jeszcze ładniej, taki wypogodzony i łagodny, kiedy uśmiech wspiął się na jego wargi - uśmiech był zadziwiającą rzeczą, którą od dawna próbowałaś rozszyfrować przed lustrem, bo sama uśmiechałaś się tylko kiedy twoje serce rozpierało światło radości muzyki. Poza nią nie wiedziałaś, co może wprawić kąciki warg do poruszenia się w górę, pomimo dostrzegania każdego, najmniejszego piękna... Radość... była dziwną rzeczą. Tak jak i każde inne emocje, którym się poddawałaś, a które tak rzadko zaglądały do twego zamrożonego zimą serca... Jego serce nie było dotknięte zimą. Jego płonęło bolesnym ogniem.
Lód i ogień.
- W takim razie cieszę się, że poznałam złego Kyohei'a. - Uśmiechnęła się również, przymykając powieki - nie było żadnego "wcale nie jesteś zły", "co ty mówisz, źli to są Śmierciożercy", ani nic w tym stylu. Odsunęła się od niego, by przyłożyć palce do klawiszy i znowu zacząć po nich przejeżdżać. - Nie mogę ci dać moich oczu, mogę ci jedynie spróbować pokazać, jak wszystko widzę. To trochę dziwne, bo nie wiem, jaki jest mój świat. Wydaje mi się, że ładny. Dotąd nikt nie chciał go oglądać... A mam piękne kwiaty w ogrodzie... Na pewno byś je pokochał. - Delikatny uśmiech nie znikał z jej twarzy, na której zabłąkał się jeden ze śnieżnych kosmyków włosów, tak dziwnych i nienaturalnych... Tak, była tutaj tak samo dziwna, jak Kyohei ze swoim azjatyckim wyglądem.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 5:43 pm
-A znajdzie się tam dla mnie miejsce?- Zapytał się. Czy jak wejdzie do jej świata nie będzie im za ciasno. Bo jego taki był. Ledwo mógł pomieścić jego samego.
Nie miał pojęcia co w tej chwili czuł do niej. Zawsze kiedy otwierała tylko usta aby wydobyć z nich jakieś słowo, serce chłopaka zaczynało bić szybciej. Nie doświadczył nigdy czegoś takiego. Dziewczyna obudziła w nim uczucia których się bał. Obdarzyć kogoś zaufaniem, przyjaźnią... miłością. Dla niego było to trudne. Jego rozum ponownie przejął nad nim kontrole krzycząc głośno "ona i tak cię zostawi". Przecież już kiedyś tak było. Byli ludzie którzy obiecywali, że będą na zawsze, a potem po prostu odeszli nie odwracając się.
Kyo wstał ze swojego miejsca i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Był w rozsypce. Jak pogodzić rozum i serce. Szczególnie w chwili kiedy jedno i drugie chciało być najważniejsze.
-Wybacz mi, ale nie jestem tym za kogo mnie masz. Nie tworzę niczego. Ja jestem od niszczenia. Próbujesz uwierzyć nie w tą osobę. W szkole jest pewnie bardziej wartościowy człowiek- Powiedział cicho i potargał nerwowo włosy z tyłu głowy. Co spowodowało, że tak nagle się wycofał. Lęk który zawładnął jego życiem. To on kazał mu biec i walić pięściami na oślep. To on wmówił mu, że wszyscy będą chcieli go zranić.
Nie miał pojęcia co w tej chwili czuł do niej. Zawsze kiedy otwierała tylko usta aby wydobyć z nich jakieś słowo, serce chłopaka zaczynało bić szybciej. Nie doświadczył nigdy czegoś takiego. Dziewczyna obudziła w nim uczucia których się bał. Obdarzyć kogoś zaufaniem, przyjaźnią... miłością. Dla niego było to trudne. Jego rozum ponownie przejął nad nim kontrole krzycząc głośno "ona i tak cię zostawi". Przecież już kiedyś tak było. Byli ludzie którzy obiecywali, że będą na zawsze, a potem po prostu odeszli nie odwracając się.
Kyo wstał ze swojego miejsca i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Był w rozsypce. Jak pogodzić rozum i serce. Szczególnie w chwili kiedy jedno i drugie chciało być najważniejsze.
-Wybacz mi, ale nie jestem tym za kogo mnie masz. Nie tworzę niczego. Ja jestem od niszczenia. Próbujesz uwierzyć nie w tą osobę. W szkole jest pewnie bardziej wartościowy człowiek- Powiedział cicho i potargał nerwowo włosy z tyłu głowy. Co spowodowało, że tak nagle się wycofał. Lęk który zawładnął jego życiem. To on kazał mu biec i walić pięściami na oślep. To on wmówił mu, że wszyscy będą chcieli go zranić.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 6:06 pm
- Oczywiście! - Nie było w tym żadnej wątpliwości, bo jej świat był ogromny, tylko... smutny przez to, że nikt doń nie chciał, nie potrafił wejść. Albo raczej: nikt nigdy nie dostał takiej okazji, bo i nikogo, kto by mógł, Neve nie spotkała w sowim życiu - prócz brata, no właśnie, ale on był jedyną taką osobą, poza tym zniknął i nigdy więcej nie wróci. Grała dalej słynny utwór Ave Marii, który według niej o wiele ładniej brzmiał na skrzypcach, ale ona sama nigdy się na skrzypcach grać nie nauczyła - wciąż doskonaliła pianino, to była jej miłość, jeszcze flet - tylko dlatego, że miał on tyle ciepłych dźwięków i brzmiał tak łagodnie... Nie można być jednak dobrym we wszystkim, a instrumentów było tyle, że trudno było to aż objąć umysłem, zarówno w świecie magicznym, jak i mugolskim. To była chyba jedna z bardzo niewielu rzeczy, która łączyła oba światy.
Drgnęła, kiedy chłopak się podniósł i w piosenkę wkradła się fałszywa nuta, więc czym prędzej oderwała palce od białych przycisków i odwróciła się na nim po krótkim przyjęciu fazy bezruchu, by przyswoić zmianę, a potem i to, co chłopak mówił. Odwróciła się na taborecie, by wodzić za nim oczyma - coś go rozdzierało od środka, a ty nie byłaś pewna, co to takiego było - miał jakieś demony, z którymi się zmagał - zupełnie, jakby jego Anioł Stróż dawno go opuścił i powiedział: "radź sobie sam, o Przeklęty..." - jak więc społeczeństwo miało go zaakceptować?
Słuchałaś i słuchałaś, obserwowałaś i obserwowałaś - twe serce stawało się smutne, jak obumierająca róża, widząc tą osobą, tak rozpaczliwą, taką rozdartą na dwoje...
- Okrągły zegar wybił godzinę narodzin... - Zaczęłaś cicho śpiewać, bo wiedziałaś, że nie ma tutaj dobrych słów, by zostały wypowiedziane - mogłaś mu dać to, co w sobie miałaś, nie kłamstwa, nie złudne nadzieje - twe wnętrze tego nie zawierało.
Młodzieńcza miłość, taka niewinna jak żadna
A Jego słońce świeciło gdzieś tam daleko, w oddali
Co w życiu mym się zmieniło, dziś moja dusza się pali...
Może to wszystko robię dla Ciebie..?
I gdzieś tam jesteś, i o tym nie wiesz
Może to wszystko polega na tym
By żyć dla kogoś...
Smutne serce, karmiła go miłość, a nie,
nie będziesz wiedziała, ile dla niego znaczyłaś.
A Jego słońce już zgasło i Jego oczy płakały
minął ten czas i słońce, żyć pośród ludzi nie chciało.
On płakał, nie tak otwarcie - to jego wnętrze oblewało się łzami, które Ty chciałabyś otrzeć, dlatego się podniosłaś, jednak nie zrobiłaś w jego stronę nawet jednego kroku, po prostu wyciągnęłaś w Jego stronę dłoń, do tego, który chciał być Rycerzem, a upadł zbyt nisko, by znów dosiąść rumaka, by dobyć miecz. Stał się zbyt słaby.
Nie ma jednak na tym świecie rzeczy niemożliwych, a oto na drodze Upadłego Rycerza, którego zbroja zardzewiała, pojawiał się Anioł, otulający go miękkimi skrzydłami, nie po to, by znów wrócił na wojenną ścieżkę, a po to, by od niej uciekł i mógł odetchnąć w zasłużonym spokoju...
Drgnęła, kiedy chłopak się podniósł i w piosenkę wkradła się fałszywa nuta, więc czym prędzej oderwała palce od białych przycisków i odwróciła się na nim po krótkim przyjęciu fazy bezruchu, by przyswoić zmianę, a potem i to, co chłopak mówił. Odwróciła się na taborecie, by wodzić za nim oczyma - coś go rozdzierało od środka, a ty nie byłaś pewna, co to takiego było - miał jakieś demony, z którymi się zmagał - zupełnie, jakby jego Anioł Stróż dawno go opuścił i powiedział: "radź sobie sam, o Przeklęty..." - jak więc społeczeństwo miało go zaakceptować?
Słuchałaś i słuchałaś, obserwowałaś i obserwowałaś - twe serce stawało się smutne, jak obumierająca róża, widząc tą osobą, tak rozpaczliwą, taką rozdartą na dwoje...
- Okrągły zegar wybił godzinę narodzin... - Zaczęłaś cicho śpiewać, bo wiedziałaś, że nie ma tutaj dobrych słów, by zostały wypowiedziane - mogłaś mu dać to, co w sobie miałaś, nie kłamstwa, nie złudne nadzieje - twe wnętrze tego nie zawierało.
Młodzieńcza miłość, taka niewinna jak żadna
A Jego słońce świeciło gdzieś tam daleko, w oddali
Co w życiu mym się zmieniło, dziś moja dusza się pali...
Może to wszystko robię dla Ciebie..?
I gdzieś tam jesteś, i o tym nie wiesz
Może to wszystko polega na tym
By żyć dla kogoś...
Smutne serce, karmiła go miłość, a nie,
nie będziesz wiedziała, ile dla niego znaczyłaś.
A Jego słońce już zgasło i Jego oczy płakały
minął ten czas i słońce, żyć pośród ludzi nie chciało.
On płakał, nie tak otwarcie - to jego wnętrze oblewało się łzami, które Ty chciałabyś otrzeć, dlatego się podniosłaś, jednak nie zrobiłaś w jego stronę nawet jednego kroku, po prostu wyciągnęłaś w Jego stronę dłoń, do tego, który chciał być Rycerzem, a upadł zbyt nisko, by znów dosiąść rumaka, by dobyć miecz. Stał się zbyt słaby.
Nie ma jednak na tym świecie rzeczy niemożliwych, a oto na drodze Upadłego Rycerza, którego zbroja zardzewiała, pojawiał się Anioł, otulający go miękkimi skrzydłami, nie po to, by znów wrócił na wojenną ścieżkę, a po to, by od niej uciekł i mógł odetchnąć w zasłużonym spokoju...
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 6:30 pm
"Jego słońce już zgasło"... lepiej nie mogła tego opisać. Chociaż w tym wypadku lepiej by pasowało to, że on zgasł. Wypalił się od środka. Bo w końcu ile człowiek może znieść. Możesz śmiało powiedzieć, że jest tchórzem, że się poddał, ale po prostu pewne granice zostały przekroczone.
To chyba historyczna chwila. Pierwszy raz biel i czerń zetknęły się ze sobą i się nie kłóciły, ale złączyły się w jakimś dziwnym, nieosiągalnym dla innych tańcu. Chociaż czerń cały czas próbowała w jakiś sposób zniechęcić biel. Chłopak w końcu się odwrócił i podszedł do niech. Przyłożył swoją dłoń do jego policzka. Ona spokojnie mogła wyczuć delikatnie drżenie jego ręki.
-Wszyscy ci którzy się ze mną zadawali albo nie żyją, albo po prostu się zawiedli na mnie. Nie chcę tego dla ciebie. Dla nikogo...- Patrzył w jej oczy i pogładził delikatnie jej biały policzek.
-Ja jestem ten zły. A ty jesteś kimś dobrym i czystym. Nie chcę ciebie zbrukać- Tak byli z dwóch różnych bajek. On ten zły... ten który wiecznie pakuje się w kłopoty. I ona, najczystrza osoba jaka chodziła po tej ziemi.
-Przy mnie nie polecisz już nigdy więcej. Rzeka którą tworzę to tylko złudzenie. Moje własne złudzenie. W rzeczywistości jest to bagno z którego nie ma już wyjścia- Wyszeptał i odsunął się trochę od niej. Uciekał, znowu uciekał od czegoś pięknego. Po prostu doświadczenie mu kazało zacząć odbudowywać ten mur który ona nadszarpnęła.
To chyba historyczna chwila. Pierwszy raz biel i czerń zetknęły się ze sobą i się nie kłóciły, ale złączyły się w jakimś dziwnym, nieosiągalnym dla innych tańcu. Chociaż czerń cały czas próbowała w jakiś sposób zniechęcić biel. Chłopak w końcu się odwrócił i podszedł do niech. Przyłożył swoją dłoń do jego policzka. Ona spokojnie mogła wyczuć delikatnie drżenie jego ręki.
-Wszyscy ci którzy się ze mną zadawali albo nie żyją, albo po prostu się zawiedli na mnie. Nie chcę tego dla ciebie. Dla nikogo...- Patrzył w jej oczy i pogładził delikatnie jej biały policzek.
-Ja jestem ten zły. A ty jesteś kimś dobrym i czystym. Nie chcę ciebie zbrukać- Tak byli z dwóch różnych bajek. On ten zły... ten który wiecznie pakuje się w kłopoty. I ona, najczystrza osoba jaka chodziła po tej ziemi.
-Przy mnie nie polecisz już nigdy więcej. Rzeka którą tworzę to tylko złudzenie. Moje własne złudzenie. W rzeczywistości jest to bagno z którego nie ma już wyjścia- Wyszeptał i odsunął się trochę od niej. Uciekał, znowu uciekał od czegoś pięknego. Po prostu doświadczenie mu kazało zacząć odbudowywać ten mur który ona nadszarpnęła.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 7:26 pm
W każdej dobrej bajce tak było, że czerń atakowała, dzięki swej mocy miała nieskończone możliwości na polu działania, nic jej nie ograniczało, żadne sumienie, żadne prawa boskie, zaś ta biel - taka mizerna, nie dość, że wznosząca moralność ponad każdą zdolność pojmowania, to i jeszcze w razie uderzenia nadstawiała drugi policzek, uśmiechając się przy tym.
Tylko że Neve... Nie była tak do końca biała. Sama w to wierzyła, nic nie naruszało jej niewinności w pojęciu wewnętrznym, bo to w końcu było tak, że złym stajemy się dopiero wtedy, kiedy zaczynamy sobie zdawać sprawę z wagi swych czynów. Nikt by nie uwierzył, ile ten biały aniołek zamordował ludzi, że to właśnie ona stworzyła jedne z najgorszych czarnomagicznych eliksirów, że to ona była tą, która okryła się złą sławą Białej Wiedźmy przez swój dar złowróżenia... To wszystkie prawdy były bardzo jej bliskie, były jej nieodłączną częścią, ale dla samej siebie była tym, kim była, a jej serca, przez to, jaka była, każdy mógł ją nazwać nienagannie czystą... Jak to więc jest? To nie tak, że wszystkich wokół okłamuje - była sobą, taka, jak zawsze. Ona jedynie nie widziała niczego złego w śmierci. W końcu to była tylko podróż do Boga, do którego każdy trafiał prędzej, czy później.
- Jesteś bardzo smutnym rycerzem... - Opuściła głowę, splatając przed sobą palce dłoni. - Nie powinieneś walczyć z samym sobą. Tak... mi się wydaje. Tylko proszę, nie zapominaj o mnie. Bo ja... Czułabym wielką pustkę, gdybyś chciał zniknąć. - Uniosła znów na niego spojrzenie przenikliwych, fijołkowych tęczówek. - Tylko to sprawiłoby mi zawód, wiesz? Jeśli się boisz, że jednak utonę, mimo tego, co ci powiedziałam, mogę stać na brzegu. Ale zawsze będę. I może któregoś dnia też zapragniesz być.
Tylko że Neve... Nie była tak do końca biała. Sama w to wierzyła, nic nie naruszało jej niewinności w pojęciu wewnętrznym, bo to w końcu było tak, że złym stajemy się dopiero wtedy, kiedy zaczynamy sobie zdawać sprawę z wagi swych czynów. Nikt by nie uwierzył, ile ten biały aniołek zamordował ludzi, że to właśnie ona stworzyła jedne z najgorszych czarnomagicznych eliksirów, że to ona była tą, która okryła się złą sławą Białej Wiedźmy przez swój dar złowróżenia... To wszystkie prawdy były bardzo jej bliskie, były jej nieodłączną częścią, ale dla samej siebie była tym, kim była, a jej serca, przez to, jaka była, każdy mógł ją nazwać nienagannie czystą... Jak to więc jest? To nie tak, że wszystkich wokół okłamuje - była sobą, taka, jak zawsze. Ona jedynie nie widziała niczego złego w śmierci. W końcu to była tylko podróż do Boga, do którego każdy trafiał prędzej, czy później.
- Jesteś bardzo smutnym rycerzem... - Opuściła głowę, splatając przed sobą palce dłoni. - Nie powinieneś walczyć z samym sobą. Tak... mi się wydaje. Tylko proszę, nie zapominaj o mnie. Bo ja... Czułabym wielką pustkę, gdybyś chciał zniknąć. - Uniosła znów na niego spojrzenie przenikliwych, fijołkowych tęczówek. - Tylko to sprawiłoby mi zawód, wiesz? Jeśli się boisz, że jednak utonę, mimo tego, co ci powiedziałam, mogę stać na brzegu. Ale zawsze będę. I może któregoś dnia też zapragniesz być.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 8:19 pm
-A kto mi pomoże w tej walce... niestety nikt- Powiedział cicho wbijając swoje brązowe tęczówki w jej oczy.
-Nikt nie będzie chciał się porwać na tak samobójczą walkę- Wyszeptał a jego ręka z jej policzka zjechała na jej kark.
-Nie boję się tego, że utoniesz, ale tego, że nie będę w stanie ci pomóc- Pewnie gdyby wtedy była inna osoba nic by się jej nie miało prawa stać. Ale on nie był właściwą osobą. Jedna osoba już przez niego zginęła. Tylko dlatego, że nie miał odwagi podnieść się z ziemi, że nic nie zrobił. Po prostu patrzył jak zielone światło mknęło prosto na klatę piersiową jedynej dziewczyny której oddał całego siebie. Bał się, że po raz kolejny to się powtórzy.
-Poczułaś kiedyś tak silny lęk, że nie byłaś w stanie ruszyć się z miejsca. Taki paraliż który sprawił, że poczułaś się jak dziecko pomimo tego, że wszystkie poprzednie walki wygrywałaś bez problemu. Wiem, że on wróci... i nie chcę aby wrócił przy tobie- Odsunął się w końcu od niej aby nie zrobić jeszcze czegoś głupszego. Zauroczył się nią?... nie to nie możliwe nie po pierwszym razie. Przecież poznał ją dosłownie chwilę temu, ale nie wiedzieć dlaczego wydawało mu się, że zna ją znacznie dłużej.
-Nikt nie będzie chciał się porwać na tak samobójczą walkę- Wyszeptał a jego ręka z jej policzka zjechała na jej kark.
-Nie boję się tego, że utoniesz, ale tego, że nie będę w stanie ci pomóc- Pewnie gdyby wtedy była inna osoba nic by się jej nie miało prawa stać. Ale on nie był właściwą osobą. Jedna osoba już przez niego zginęła. Tylko dlatego, że nie miał odwagi podnieść się z ziemi, że nic nie zrobił. Po prostu patrzył jak zielone światło mknęło prosto na klatę piersiową jedynej dziewczyny której oddał całego siebie. Bał się, że po raz kolejny to się powtórzy.
-Poczułaś kiedyś tak silny lęk, że nie byłaś w stanie ruszyć się z miejsca. Taki paraliż który sprawił, że poczułaś się jak dziecko pomimo tego, że wszystkie poprzednie walki wygrywałaś bez problemu. Wiem, że on wróci... i nie chcę aby wrócił przy tobie- Odsunął się w końcu od niej aby nie zrobić jeszcze czegoś głupszego. Zauroczył się nią?... nie to nie możliwe nie po pierwszym razie. Przecież poznał ją dosłownie chwilę temu, ale nie wiedzieć dlaczego wydawało mu się, że zna ją znacznie dłużej.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Lis 06, 2014 9:07 pm
Chciałabyś mu pomóc, ale on nie chciał twojej pomocy, choć tak naprawdę wszystko w nim o nią wołało - odrzucał ją, bo wolał sam skazywać siebie na cierpienie, niż patrzeć, jak mogą cierpieć inni i to właśnie z jego winy, w próbach podawania dłoni, nie chciał, by inni upadali, kiedy będą próbowali go podnosić - jakaś prawda, niepisane prawo, rządziło tym światem, że zazwyczaj, by komuś pomóc, kto znajdował się parę stóp pod nami, na niższych stopniach, trzeba było samemu najpierw do niego zejść - a wrócić jest bardzo trudno. Pogrążenie się to czasami jeden moment, który potem będzie sprawiał, że nie przyjdzie nam nawet do głowy postawić nogi na schodku wyżej, prowadzący go tego, że poddajemy się grawitacji. I spadamy.
Skinęłaś głową, dając znać, że rozumiesz, bo rozumiałaś to bardzo dobrze, twa wyobraźnia i zdolność pojmowania ludzkich odczuć nigdy nie miała ograniczeń, może dlatego, że całe życie obserwowałaś w ciszy, podczas gdy we wnętrzu rozwijałaś stopniowo i powoli ten wspaniały ogród, pełen zarówno stokrotek, jak i róż spowitych kolcami - tak pięknych i przyciągających, jak i okutych pancerzem, by bronić tego piękna przed wszystkimi, którzy zapragną je ukraść. Tym nie mniej były przecież też i te różaneczniki, które kolców nie miały wcale...
Wspięłaś się na palce i sięgnęłaś swoją dłonią do jego twarzy, jak i on swą trzymał na twej szyi, tak ty nakryłaś palcami jego oczy, zasłaniając mu widok na rzeczywistość.
- Twój wzrok jest osnuty cieniami... Uwierz trochę we mnie. W mój świat. Jestem zimowym wiatrem, któremu pojęcie samobójstwa jest obce. - Szeptała prawie do jego ucha, będąc tak blisko, wspinając się na palce. - Usłyszałam już za sobą szelest stronicy z prawdą odwieczną, że tylko z cienistej strony ulicy widać tą słoneczną. - Odsunęła się, okręciła wokół niego niczym wiatr, nieuchwytna i nie wiadomo kiedy znalazła się przy drzwiach, odwracając się jeszcze z lekkim rumieńcem. - Słowiki są dziś nieswoje.
Bzy są jak chmury krzyżyków... - Jeszcze kilka kroków w tył.. -
Chcesz zabić serce moje?
Przecież się nie zabija słowików. - Zakończyła ciepłą intonacją i czmychnęła razem ze słodką obietnicą jasności i... powrotu.
Przecież to nie było pożegnanie.
[z/t]
Skinęłaś głową, dając znać, że rozumiesz, bo rozumiałaś to bardzo dobrze, twa wyobraźnia i zdolność pojmowania ludzkich odczuć nigdy nie miała ograniczeń, może dlatego, że całe życie obserwowałaś w ciszy, podczas gdy we wnętrzu rozwijałaś stopniowo i powoli ten wspaniały ogród, pełen zarówno stokrotek, jak i róż spowitych kolcami - tak pięknych i przyciągających, jak i okutych pancerzem, by bronić tego piękna przed wszystkimi, którzy zapragną je ukraść. Tym nie mniej były przecież też i te różaneczniki, które kolców nie miały wcale...
Wspięłaś się na palce i sięgnęłaś swoją dłonią do jego twarzy, jak i on swą trzymał na twej szyi, tak ty nakryłaś palcami jego oczy, zasłaniając mu widok na rzeczywistość.
- Twój wzrok jest osnuty cieniami... Uwierz trochę we mnie. W mój świat. Jestem zimowym wiatrem, któremu pojęcie samobójstwa jest obce. - Szeptała prawie do jego ucha, będąc tak blisko, wspinając się na palce. - Usłyszałam już za sobą szelest stronicy z prawdą odwieczną, że tylko z cienistej strony ulicy widać tą słoneczną. - Odsunęła się, okręciła wokół niego niczym wiatr, nieuchwytna i nie wiadomo kiedy znalazła się przy drzwiach, odwracając się jeszcze z lekkim rumieńcem. - Słowiki są dziś nieswoje.
Bzy są jak chmury krzyżyków... - Jeszcze kilka kroków w tył.. -
Chcesz zabić serce moje?
Przecież się nie zabija słowików. - Zakończyła ciepłą intonacją i czmychnęła razem ze słodką obietnicą jasności i... powrotu.
Przecież to nie było pożegnanie.
[z/t]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach