- Sahir Nailah
Re: Sala Klubu Magii Nut
Sob Sty 31, 2015 5:07 am
Nie musiała istnieć w Twym słowniku, Zmaro, nie musiałaś nawet chcieć uznać porażki, nie musisz być na sprzedaż - po prostu jesteś, wiesz, że niczego więcej się od Ciebie nie wymaga? Zwyczajnie dlatego, że w sumie nikt Cię nie potrzebuje. Nikt nie chce patrzeć na twoje ruchy - dlatego, przyparta do muru, starasz się zrobić wszystko, żeby zwrócili na Ciebie swe spojrzenia, Ty obłąkana, Ty, która gotowa jesteś nazywać siebie samą Śmiercią, ach! - jakże wielka jest twoja pycha i zaślepienie oczu..! Ale nie szkodzi, nie szkodzi, dzięki temu ta gra w ogóle trwa, a przyszłość przynosi jeszcze rozleglejsze możliwości niż dotychczas. Chyba najzabawniejsze było to, że Czarny Kot, który przycupnął przy Kostuchnie i który został naznaczony na jej przewodnika, pieszczotliwie ozywając się więc jej bratem, wcale nie chciał strącać twej korony, a przy braku potrzebowania Cię jednocześnie niemiłosiernie by się tu zanudzi - wszak został narkomanem, który od czasu do czasu musiał ponapawać się smakiem dragu, zwłaszcza, kiedy ten jawił mu się na wyciągnięcie dłoni. Tylko rozkaz braku posiadania emocji..? Ach, za to by Cię wyśmiał, gdyby tylko mógł przeczytać ci myśli. Na szczęście nie mógł. I wcale nie chciał do nich zaglądać. Wiedział, że panuje tam jeszcze większy chaos i buzuje jeszcze większy ogień, niż w jego jestestwie. Od tak lodowatych przymiotów lepiej trzymać się z daleka.
Skierowałeś rozleniwione spojrzenie na Steva, zastanawiając się mimochodem, jaki tańcem, a co ważniejsze - jakim głosem może się popisać - jeśli jego głos przy śpiewie się zbytnio nie zmieniał, to byłby kapitalnym drugim wokalem, a kto wie, może tylko go śpiewne nuty polepszały? No i jeszcze ta jego propozycja odnośnie tańca - akurat tutaj, gdybyś naprawdę był kotem, to cała sierść dębem by ci stanęła, potem wypadałoby zasyczeć i czmychnąć w te pędy - to by było zdecydowanie za duże zaangażowanie, poza tym... aktualnie nie bardzo chciało ci się nawet wstawać, co tu mówić o ruszaniu się! Tym nie mniej chętnie byś poobserwował... No jasne, bo ty zawsze praktycznie tylko wszystko byś obserwował i się przysłuchiwał.
Skierowałeś rozleniwione spojrzenie na Steva, zastanawiając się mimochodem, jaki tańcem, a co ważniejsze - jakim głosem może się popisać - jeśli jego głos przy śpiewie się zbytnio nie zmieniał, to byłby kapitalnym drugim wokalem, a kto wie, może tylko go śpiewne nuty polepszały? No i jeszcze ta jego propozycja odnośnie tańca - akurat tutaj, gdybyś naprawdę był kotem, to cała sierść dębem by ci stanęła, potem wypadałoby zasyczeć i czmychnąć w te pędy - to by było zdecydowanie za duże zaangażowanie, poza tym... aktualnie nie bardzo chciało ci się nawet wstawać, co tu mówić o ruszaniu się! Tym nie mniej chętnie byś poobserwował... No jasne, bo ty zawsze praktycznie tylko wszystko byś obserwował i się przysłuchiwał.
- Nauczyciele
Re: Sala Klubu Magii Nut
Sob Sty 31, 2015 5:16 am
Nauczyciel pokiwał głową, uśmiechając się do Steva, przyznając mu rację - każdemu poświęcał odpowiednią ilość uwagi, przynajmniej tym, którzy chcieli się udzielać i chętni byli do uczestniczenia w zajęciach.
- Panie Steve, to jest bardzo dobry pomysł! Na pewno będzie nam weselej, jeśli nauczy nas pan czegoś ciekawego! Jak mówiłem proszę się przygotować na następne zajęcia, na których już spróbujemy ustalić nasz jakiś program, zastanówcie się nad utworami... Pan Steve niech nam przygotuje jakiś układ... I także pomyślcie nad propozycją nauki tańca! - Sam opiekun Krukonów nie był może najlepszym tancerzem, jakiego ta ziemia urodziła, ale zdecydowanie lubił się pobawić na baletach, więc czemu by nie nauczyć się jakiś bardziej młodzieżowych kroków? - Moi drodzy, uważam spotkanie za zakończone! Bardzo mi miło, że zjawiliście się w tak licznym gronie! Życzę państwu miłego wieczoru! - Mężczyzna uśmiechnął się, spoglądając na zbierających się uczniów. - Ach, po odstawiajcie proszę krzesła..! - Machnął ręką, marszcząc brwi, ale na szczęście wszyscy posłuchali i porozchodzili się w swoje strony. Zobaczymy, czy cokolwiek uda im się osiągnąć do następnego spotkania - teraz będzie spora przerwa od nauki, niektórzy pójdą się bawić w wydarzeniu przygotowanym przez profesora Dumbledora... Czas pokarze. Profesor żywił nadzieję, że jednak nawet ci milczący uczniowie okażą zainteresowanie i zaangażowanie - panna Rockers i pan Nailah... Oboje byli bardzo problematycznymi uczniami... Niestety opieka nad Caroline nie leżała w jego mocy, zaś Sahir... żeby tylko jeszcze on chciał dać sobie pomóc, byłoby zapewne łatwiej. Kiedy tak patrzył po twarzy wszystkich uczniów, jego serce niemal ściskało się z bólu ostatnich, przykrych zdarzeń, które rozlały się po Hogwarcie - mógł się chyba tylko modlić o to, żeby teraz już wszyscy byli bezpieczni i dołożyć wszelakich starań, żeby dyrektora wesprzeć.
[z/t wszyscy]
- Panie Steve, to jest bardzo dobry pomysł! Na pewno będzie nam weselej, jeśli nauczy nas pan czegoś ciekawego! Jak mówiłem proszę się przygotować na następne zajęcia, na których już spróbujemy ustalić nasz jakiś program, zastanówcie się nad utworami... Pan Steve niech nam przygotuje jakiś układ... I także pomyślcie nad propozycją nauki tańca! - Sam opiekun Krukonów nie był może najlepszym tancerzem, jakiego ta ziemia urodziła, ale zdecydowanie lubił się pobawić na baletach, więc czemu by nie nauczyć się jakiś bardziej młodzieżowych kroków? - Moi drodzy, uważam spotkanie za zakończone! Bardzo mi miło, że zjawiliście się w tak licznym gronie! Życzę państwu miłego wieczoru! - Mężczyzna uśmiechnął się, spoglądając na zbierających się uczniów. - Ach, po odstawiajcie proszę krzesła..! - Machnął ręką, marszcząc brwi, ale na szczęście wszyscy posłuchali i porozchodzili się w swoje strony. Zobaczymy, czy cokolwiek uda im się osiągnąć do następnego spotkania - teraz będzie spora przerwa od nauki, niektórzy pójdą się bawić w wydarzeniu przygotowanym przez profesora Dumbledora... Czas pokarze. Profesor żywił nadzieję, że jednak nawet ci milczący uczniowie okażą zainteresowanie i zaangażowanie - panna Rockers i pan Nailah... Oboje byli bardzo problematycznymi uczniami... Niestety opieka nad Caroline nie leżała w jego mocy, zaś Sahir... żeby tylko jeszcze on chciał dać sobie pomóc, byłoby zapewne łatwiej. Kiedy tak patrzył po twarzy wszystkich uczniów, jego serce niemal ściskało się z bólu ostatnich, przykrych zdarzeń, które rozlały się po Hogwarcie - mógł się chyba tylko modlić o to, żeby teraz już wszyscy byli bezpieczni i dołożyć wszelakich starań, żeby dyrektora wesprzeć.
[z/t wszyscy]
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Maj 21, 2015 11:22 pm
"Butelko z ognistą wodą, ty jesteś jak zdrowie, ile cię cenić trzeba ten tylko się dowie kto cię stracił". Tak by można było rozpocząć tą narrację, i nie wydaje mi się to być za bardzo przygnębiający początek. W końcu w ten sposób bardzo często kończy się i rozpoczyna się historia wszystkich tych którzy przegrali życie, a może raczej przegrywali. Kyohei jak mało kto wiedział co to oznacza przegrać, co to znaczy stracić. Ludziom wydawało się, że zdają sobie sprawę z tego jakie to musi być uczucie. Klepali go po ramieniu, współczując, próbując mu wmówić, że go rozumieją, ale fakty były zupełnie inne. Nikt nie był w stanie poczuć tego co on czuł, bo fizycznie to było nie możliwe. Ból, żal, rozgoryczenie, wściekłość, zazdrość, miłość... tyle uczuć na raz potrafiły tworzyć iście wybuchową mieszankę, Więc jak to się stało, że tego chłopaka nie rozsadziło od środka? Cóż nie był człowiekiem z żelaza, ale za to stworzył sobie specjalną skrzyneczkę do której pakował te wszystkie uczucia. Owszem nie była ona zbyt szczelna i czasami pewne emocje się z niej wydostawały, ale były to przynajmniej pojedyncze sztuki, a nie szturm wszystkiego na raz.
Po tym nieszczęsnym spotkaniu z Lily, który zakończył się rzuceniem całkiem udanego zaklęcia przez chłopaka, udał się od razu w jedno miejsce w którym mógł pozbierać swoje myśli. Muzyka była czymś co go w jakiś sposób uspokajało. Potrafił oderwać swoje myśli od tych mrocznych wspomnień, albo wręcz przeciwnie, mógł się w nich zatracić bez reszty.I nikt mu nie wytykał niczego. Był tylko on i nuty które otulały go niczym zwiewne szale.
Wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się uważnie. Z ulgą doszedł do wniosku, że nikogo tutaj na szczęście nie ma. Jeszcze tego by brakowało aby musiał się użerać z kolejną osobą. Swoje kroki od razu skierował do pianina które stało w kącie. Zasiadł wygodnie na taborecie i po prostu przyglądał się klawiszom. Czy kiedy kolwiek potrafił stworzyć coś pięknego, podobno tak, ale teraz już tego nawet nie pamiętał. Wszystko to wydawało się być tak bardzo odległym wspomnieniem i tak bardzo nierealnym. Jedyne co było prawdziwe to butelka mocnego trunku którą aktualnie dzierżył w dłoni. Jego jedyna przyjaciółka która rozumiała go najlepiej, z resztą nie tylko jego, wszystkich ludzi potrafiła zrozumieć. Niezależnie od tego czy byli potężnymi królami, czy też zwykłymi biedakami którzy nie mieli nawet grosza przy sobie.
Po tym nieszczęsnym spotkaniu z Lily, który zakończył się rzuceniem całkiem udanego zaklęcia przez chłopaka, udał się od razu w jedno miejsce w którym mógł pozbierać swoje myśli. Muzyka była czymś co go w jakiś sposób uspokajało. Potrafił oderwać swoje myśli od tych mrocznych wspomnień, albo wręcz przeciwnie, mógł się w nich zatracić bez reszty.I nikt mu nie wytykał niczego. Był tylko on i nuty które otulały go niczym zwiewne szale.
Wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się uważnie. Z ulgą doszedł do wniosku, że nikogo tutaj na szczęście nie ma. Jeszcze tego by brakowało aby musiał się użerać z kolejną osobą. Swoje kroki od razu skierował do pianina które stało w kącie. Zasiadł wygodnie na taborecie i po prostu przyglądał się klawiszom. Czy kiedy kolwiek potrafił stworzyć coś pięknego, podobno tak, ale teraz już tego nawet nie pamiętał. Wszystko to wydawało się być tak bardzo odległym wspomnieniem i tak bardzo nierealnym. Jedyne co było prawdziwe to butelka mocnego trunku którą aktualnie dzierżył w dłoni. Jego jedyna przyjaciółka która rozumiała go najlepiej, z resztą nie tylko jego, wszystkich ludzi potrafiła zrozumieć. Niezależnie od tego czy byli potężnymi królami, czy też zwykłymi biedakami którzy nie mieli nawet grosza przy sobie.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Czw Maj 21, 2015 11:45 pm
Kochany Kyohei'u, opowiem ci bajeczkę... Bajka ta zaczyna się od pierwszego, małego kroczku i szumie we włosach, które niosły ze sobą płatki śniegu, jakie okrywały glebę tam, gdzie tylko mała nóżka postanęła... Shh, nie przerywaj, słuchaj dalej: opowiem ci baśń o miejscu, w którym wszystko się zaczęło, a które dotąd nie zostało splugawione wonią tą dobrą przyjaciółką, jak ją nazwałeś, w której tonęły wszystkie twoje myśli wraz z maleńką skrzyneczką, którą w sobie trzymałeś - to jest jakiś środek, albo raczej nowy początek, który ma mieć miejsce tu i teraz, w sposób tak samo delikatny, jak miało to miejsce, wiele, wiele wieków temu, kiedy pewien ciemnooki młodzieniec, zaprzedawszy duszę diabłu, przyszedł tutaj, bez butelki, szukając pocieszenia (zatracenia) w ramionach muzyki, a ta go przyjęła do swego łona, by mógł powrócić do samego początku i przynajmniej przez chwilę poczuć tak, jakby nigdy się nie narodził... Ten chłopak był Adamem, który dawał się wodzić na pokuszenie wężowi, co przyjął kobiece kształty, a wężem tym była Ewa dzierżąca jabłko najsłodsze ze wszystkich możliwych, które byłbyś w stanie znaleźć w tym ogrodzie - a umieszczone zostały tu gatunki całego świata. To jabłko jest jedno, jedyne i przeznaczone właśnie dla Ciebie... Grzechem będzie je zjeść, jakże egoistycznym grzechem... Na zastanawianie się jest jednak za późno. Ugryzłeś owoc, a ono zbroczyło krwią - polał się czysty szkarłat i ubarwił nieskazitelną biel śniegów, jaka w sadzie towarzyszyła tej, która jabłko ci podarowała - nie było jednak łez, nie było rozpaczy i błagania o powrót, kiedy zacząłeś się oddalać, widząc, że jabłko to było sercem Emancypacji Zimy, która przybrawszy miano Ewy przywędrowała do Ciebie ze swego Zamku, by wręczyć ci zaproszenie do swych włości - jest przecież dobrą królową, jej królestwo nigdy nie będzie opuszczone w sposób taki, w jaki najbanalniejsza, ludzka jaźń samo opuszczenie pojmuje - wszak czy zerwałeś do końca białą pelerynę, którą cię oznaczyła, miły Gońcu? Czy zerwałeś wszystkie więzi i udało ci się domknąć klapę zalewanego pudełeczka..? Uważaj - skrzynka może drżeć, skrzynka wyczuwa chłód - ten delikatny chłód, który tuli do snu, w którym brak jest brudu tego świata, a jego czystość zaprasza do wpadnięcia w ramiona...
Tak, to ta sama, chłodna dłoń, tak drobna, że złamanie jej było dziecinną igraszką, która właśnie dotyka Twoich palców, by nakryć je swoimi, a w których Ty zaciskałeś szyjkę butelki z whiskey - lekko się nachyla i jej śnieżne włosy łaskoczą w ramię, dotykają twojej skóry - przyniosła ze sobą ten sam, delikatny zapach, który milszy był niźli woń samej Panienki Wiosny, a wraz z tym - ten sam, ciepły uśmiech, który rozjaśniał porażającą purpurę jej jasnych ocząt, jakie łagodnie na ciebie od dołu spoglądały.
Musiała przybyć tu wraz z wiosennym podmuchem wiatru, który wsunął się do pomieszczenia przez otworzone okno...
Tak, to ta sama, chłodna dłoń, tak drobna, że złamanie jej było dziecinną igraszką, która właśnie dotyka Twoich palców, by nakryć je swoimi, a w których Ty zaciskałeś szyjkę butelki z whiskey - lekko się nachyla i jej śnieżne włosy łaskoczą w ramię, dotykają twojej skóry - przyniosła ze sobą ten sam, delikatny zapach, który milszy był niźli woń samej Panienki Wiosny, a wraz z tym - ten sam, ciepły uśmiech, który rozjaśniał porażającą purpurę jej jasnych ocząt, jakie łagodnie na ciebie od dołu spoglądały.
Musiała przybyć tu wraz z wiosennym podmuchem wiatru, który wsunął się do pomieszczenia przez otworzone okno...
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 12:01 am
Bajki, któż w dzisiejszych czasach zwracał na nie uwagę. Wojna zbliżała się nieubłaganie. Każdy o tym wiedział, każdy to czuł. Wystarczyło chwycić po pierwsze lepsze wydanie proroka codziennego aby się o tym przekonać. Ludzie nie mieli czasu na bajanie, na bujanie w obłokach. Musieli twardo stanąć na ziemi bo w przeciwnym razie ta ziemia może nagle osunąć się spod nóg, a my spadniemy do samego piekła. W wypadku Kyo ten nie musiał nigdzie spadać, dla niego piekło było tutaj na ziemi. W każdej chwili przypalali jego umysł żywym ogniem, sprawiając, że trzeźwa ocena świata rzeczywistego była tak bardzo zaburzona, że wszystkie kolory zlewały się w jeden, pojęcia dobra i zła zaczęły się ze sobą niemiłosiernie plątać. To co do tej pory wydawało mu się być dobre okazało się czymś złym, i na odwrót. A takie uczucia jak miłość czy przyjaźń stawały się tylko mrocznym echem przeszłości. Sam się zniszczysz Kyo, a wtedy będzie już za późno na miłość ta pierwszą i jedyną, lub na upragnioną śmierć. I nie będzie wtedy nikogo dookoła ciebie. Nie wiedział co to jest miłość, co to namiętność, albo pragnienie. Czas zrobić przed sobą samym rachunek sumienia i przyznać się do tego, że byłeś nadal dzieciakiem który o tym życiu nie miał zielonego pojęcia. Więc może warto krzyknąć o pomoc, bo jeszcze nie stoczyłeś się tak nisko. Naturalnie, że tego nie zrobisz, bo twoja duma nie pozwoli ci się przyznać do tego, że jesteś samotny, że potrzebujesz dotyku dłoni tej jednej jedynej osoby.
I zupełnie tak jakby ktoś usłyszał jego myśli poczuł na sowim ciele ten dotyk, poczuł zapach których nawet teraz doprowadzał go do granic szaleństwa. W końcu się spotkali... oczywiście, że musieli. Mijali się codziennie na korytarzu szkolnym, ale on nie miał odwagi aby podejść aby zagadać. A po tej całej bitwie na błoniach, w chwili kiedy nie widział jej spory kawał czasu denerwował się jak nigdy nic. Przechodziło wtedy przez jego głowę różne wizje które do przyjemnych nie należały. Nie darował by sobie gdyby ona zginęła, gdyby coś się jej stało. Niestety z drugiej strony wiedział, że to nie on jest tym który ma ją chronić.
-Dobrze ciebie widzieć- Mruknął cicho wysilając się na najbardziej obojętny głos jaki tylko posiadał w swoim asortymencie. Odsunął się od dziewczyny tym samym uwalniając się z jej objęć.
-"Tylko nie patrz mi w oczy, tylko nie w oczy"- Była dla niego bazyliszkiem który potrafił zamurować go jednym spojrzeniem. Jeden błysk tych fiołkowych oczu, a chłopak zrobił by dla niej wszystko. Teraz niestety musiał zebrać w sobie całą swoją siłę aby jej nie ulec.
I zupełnie tak jakby ktoś usłyszał jego myśli poczuł na sowim ciele ten dotyk, poczuł zapach których nawet teraz doprowadzał go do granic szaleństwa. W końcu się spotkali... oczywiście, że musieli. Mijali się codziennie na korytarzu szkolnym, ale on nie miał odwagi aby podejść aby zagadać. A po tej całej bitwie na błoniach, w chwili kiedy nie widział jej spory kawał czasu denerwował się jak nigdy nic. Przechodziło wtedy przez jego głowę różne wizje które do przyjemnych nie należały. Nie darował by sobie gdyby ona zginęła, gdyby coś się jej stało. Niestety z drugiej strony wiedział, że to nie on jest tym który ma ją chronić.
-Dobrze ciebie widzieć- Mruknął cicho wysilając się na najbardziej obojętny głos jaki tylko posiadał w swoim asortymencie. Odsunął się od dziewczyny tym samym uwalniając się z jej objęć.
-"Tylko nie patrz mi w oczy, tylko nie w oczy"- Była dla niego bazyliszkiem który potrafił zamurować go jednym spojrzeniem. Jeden błysk tych fiołkowych oczu, a chłopak zrobił by dla niej wszystko. Teraz niestety musiał zebrać w sobie całą swoją siłę aby jej nie ulec.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 12:17 am
Dobrze cię widzieć - i nic więcej do tej bajki nie było jej potrzeba - koronowanie cudnymi, białymi płatkami bzu, który niedługo zacznie opadać z drzew, jeśli tylko pozwoli mu się na maj rozkwitnąć, leżało w jej gestii, by nieść ze sobą woń, którą prezentuje potem wiatr wraz z cudami tańca, w którym potrafi splatać ze sobą kwiaty przeróżnych barw - ona jednak wybrała tą biel, w której nie było żadnych barw - odbijała je, niezmiennie czysta, taka okrutna w swoim wydźwięku, tak i w ojczyźnie Kyoheia służyła za barwę pogrzebową, czyż nie..? Zupełnie inaczej, niż w naszej dobrej Anglii, inaczej nawet, niż w Transylwanii, gdzie tej panience przyszło się wychowywać... Stworzyłeś z tego krótkiego zdania właśnie jeden z takich płatków, który osiadł na czubku głowy Śnieżnej Panny, sprawiając, że przymknęła oczy w szerokim, promiennym uśmiechu, pozwalając, by jej palce gładko się obsunęły po twojej dłoni zaciskającej butelkę, która miała być twoim ostatnim ratunkiem, a którą jednak dusiłeś tak, jakbyś chciał ją zabić, wydusić z niej wszystko, by spłynęła na ziemię w kształt, z którego nic nie dało się już odratować - ten sam, którym ty chciałeś się stać, jak kałuża wyżłobiona w chodniku, w której nawet dzieci nie chcą się taplać, a panienki potrzebujące poprawić makijaż przeglądać... Jednak, wiesz, Twoja muzyka od zawsze ją przyciągała - nie ważne, czy była to muzyka ciszy i pustki, którą teraz roztaczałeś wokół siebie, czy ta, która szumiała w jej uszach najczystszą rzek - więc teraz, kiedy leżysz dziesięć stóp pod ziemią, pogrzebany i zdeptany, pewien Aniołek złożył swe skrzydełka, by nie przysłaniać ci widoku na słońce i nachylił się nad tą omijaną szeroko kałużą, wpatrując się w nią z dziecinnym zastanowieniem, by w końcu wyciągnąć do niej rączkę i musnąć śnieżnymi palcami - doskonały obraz, jej własne odbicie, rozmyło się bardzo szybko... i sprawiło, że Aniołek się zaśmiał, choć wokół wyły syreny, choć ludzie gotowi byli biec w popłochu, zgniatając w dłoniach gazety, czując presję zbliżającej się wojny - wokół niej świat zwalniał biegu, wszystko ją omijało, nie zanieczyszczając równowagi jej świata, który odzyskała, nie pozwalając Panience Wiośnie, która nadmiernie się rozgościła w jej włościach, na dalsze zniszczenia - Lodowy Pałac znów był tak samo doskonały, choć wokół niego rosła teraz najprawdziwsza zieleń.
- Yhym! - Przytaknęła radośnie, prostując się i składając dłonie na swojej sukience - czerń... zawsze ubierała się w biel - tym razem była to sukienka smoliście czarna, oszałamiająco podkreślająca alabastrowy kolor jej skóry, jej warg, jej jasnych oczu i włosów... - Kyooo... - Przysunęła się spowrotem do niego i złapała go za kraniec rękawa, by zwrócić na siebie jego uwagę, by spojrzał jej w oczy, gdy jej głos miękko rozchodził się w przestrzeni, nie naruszając spokoju tego miejsca.
Jak wiele się zmieniło? Jak wiele osób będziesz jeszcze w stanie zranić, by jeszcze głębiej wykopywać własny grób?
- Wyjdź z tego ciemnego miejsca, ono pachnie umarłymi. - Ponieważ to tam właśnie się teraz znajdujesz - sądzisz, że uciekanie wzrokiem ułatwi ci ukrywanie przed nią swych sekretów, skoro zamknąłeś ją w tym pudełeczku?
To był chyba twój błąd.
Może błędem było poznanie jej.
Lekko pociągnęła go tylko za rękaw i dalej go nie dręczyła, nie naruszając jego przestrzeni osobistej.
- Yhym! - Przytaknęła radośnie, prostując się i składając dłonie na swojej sukience - czerń... zawsze ubierała się w biel - tym razem była to sukienka smoliście czarna, oszałamiająco podkreślająca alabastrowy kolor jej skóry, jej warg, jej jasnych oczu i włosów... - Kyooo... - Przysunęła się spowrotem do niego i złapała go za kraniec rękawa, by zwrócić na siebie jego uwagę, by spojrzał jej w oczy, gdy jej głos miękko rozchodził się w przestrzeni, nie naruszając spokoju tego miejsca.
Jak wiele się zmieniło? Jak wiele osób będziesz jeszcze w stanie zranić, by jeszcze głębiej wykopywać własny grób?
- Wyjdź z tego ciemnego miejsca, ono pachnie umarłymi. - Ponieważ to tam właśnie się teraz znajdujesz - sądzisz, że uciekanie wzrokiem ułatwi ci ukrywanie przed nią swych sekretów, skoro zamknąłeś ją w tym pudełeczku?
To był chyba twój błąd.
Może błędem było poznanie jej.
Lekko pociągnęła go tylko za rękaw i dalej go nie dręczyła, nie naruszając jego przestrzeni osobistej.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 3:42 pm
No właśnie, od czego ta bajka się zaczęła. Gdzie znajdował się jej początek. Czy rozpoczęła się wraz z jego przyjściem na świat... nie wtedy poznał tylko skrawek tej baśni. Wszystko zrodziło się z muzyki. Pewien Azjata który zawędrował do sali z instrumentami zaczął grać, tworzyć nurt rzeki. Był niczym rybak który wtedy zarzucał sieć. I cóż, trafiła mu się złota rybka. Z początku chciał ją zatrzymać, chciał wpatrywać się w ten rzadki okaz całymi godzinami, ale życie uświadomiło mu, że nie był w stanie zapewnić tej istocie tego czego najbardziej potrzebowała w życiu. Dlatego też z ciężkim sercem musiał wypuścić ją ponownie do wody odwracając się szybko na pięcie i odchodząc, nie oglądając się za siebie nawet przez chwilę. Pozwalając aby ta rana w jego sercu stawała się coraz głębsza i głębsza.
Westchnął tylko cicho kiedy ta go pociągnęła za rękaw. Co miał jej odpowiedzieć, umiał ranić jak mało kto, był pewnym siebie, zamkniętym w sobie gówniarzem, ale przy niej... wszystko się zmieniało.
-Zjeżdżaj- Warknął tylko na nią wyrywać brutalnie fragment swojego rękawa z jej malutkich rączek. Szybkim ruchem tylko przechylił butelkę i wypił resztę tego co w niej się znajdowało. Po czym schował pustą do torby. Co z nią potem zrobi. Zapomni, ukryje gdzieś, czy może zostawi na pamiątkę aby pamiętać o tym, że kiedyś wszystko wyglądało inaczej.
Wstał ze swojego miejsca i podszedł do pobliskiego okna opierając się o nie głową. Nie, nie spojrzy na ciebie. Nie zaszczyci ciebie nawet przelotnym spojrzeniem. Przyzwyczaj się,że od teraz będzie ciebie traktować jak zupełnie kogoś obcego. Twój rycerz który miał pilnować twojej osoby złożył kapitulację, po tym jak jego broń zaginęła gdzieś w akcji.
Westchnął tylko cicho kiedy ta go pociągnęła za rękaw. Co miał jej odpowiedzieć, umiał ranić jak mało kto, był pewnym siebie, zamkniętym w sobie gówniarzem, ale przy niej... wszystko się zmieniało.
-Zjeżdżaj- Warknął tylko na nią wyrywać brutalnie fragment swojego rękawa z jej malutkich rączek. Szybkim ruchem tylko przechylił butelkę i wypił resztę tego co w niej się znajdowało. Po czym schował pustą do torby. Co z nią potem zrobi. Zapomni, ukryje gdzieś, czy może zostawi na pamiątkę aby pamiętać o tym, że kiedyś wszystko wyglądało inaczej.
Wstał ze swojego miejsca i podszedł do pobliskiego okna opierając się o nie głową. Nie, nie spojrzy na ciebie. Nie zaszczyci ciebie nawet przelotnym spojrzeniem. Przyzwyczaj się,że od teraz będzie ciebie traktować jak zupełnie kogoś obcego. Twój rycerz który miał pilnować twojej osoby złożył kapitulację, po tym jak jego broń zaginęła gdzieś w akcji.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 3:58 pm
Sądzisz, że królowe z baśni tak łatwo porzucają swoje królestwa? Rzeka, w której płynęła, była piękna i chyba cieszyłeś się tym pięknem - Ty, Złamany, Ty - Porzucony! Nic nie układało się po twojej myśli, ponieważ zwyczajnie nie mogło - byłeś skazany z góry na porażkę, tak jak Neve Collins była skazana na sukces w całej niewinności, jaką ze sobą niosła i słodkimi uśmiechami, którymi jakoś nikt jak dotąd się nie przejadł i nikt nie miał tej słodyczy dość, choć wokół trąbiło się o tym, iż nadmiar słodkości wywołuje próchnicę, że potem od cukry mdli i robi się niedobrze - może ona należała do tego rodzaju słodyczy, które siłą rzeczy dawkowało się odpowiednimi proporcjami, dlatego nie mogło się nimi przesycić..? A może Kyohei właśnie się przesycił? Wyrwał swój rękaw z jej drobnych palców, szarpnął lekko jej słabe ręce - gdyby trzymała go mocno, równie dobrze mógłby je jej wyrwać - nie stanowiłoby to dla niego większego wyzwania, ale do niczego takiego nie doszło - ona puściła i nie było żadnych smutnych min - jedynie uśmiech zastąpił miejsca uwadze i stoickiemu spokojowi, kiedy wchłaniała w tarcze swych szklanych oczu ruch jego jabłka Adama, kiedy pochłaniał resztki trującego trunku - pachniało od niego tą mocną, nieprzyjemną wonią - tą i trupami, całość tworzyła iście paskudny wyraz, który winien czystości odtrącać, żeby się nie pobrudziła, ale cóż zrobić, skoro pewien Aniołek pokochał tą jedną, konkretną kałużę bardziej, niż wszystkie inne, chociaż była najbardziej zabrudzona i ledwo można było się w niej przejrzeć - lecz właśnie dlatego odbijała jednocześnie niebo najpiękniej na świecie, jak żadna inna wodna przestrzeń w okolicy. To nie swojego odbicia Anioł dokładnie szukał.
- Takano... - Jej głos nadal był tak samo cichy, tak samo miękki... ale z pewnością nie był ciepły. Zakradł się doń spokój zupełnie inny od poprzedniego - ten rodzaj spokoju, jaki gościć potrafił na świecie, kiedy z brakiem tchu oczekiwał na burzę, na pierwszy przebłysk złotego promienia na czarnym od chmur niebie. - Nie igraj ze mną po raz drugi. Raz ci wybaczyłam zdradę, drugi raz tego nie zrobię. - Nie, to zupełnie nie brzmiało jak słowa drobnej, malutkiej, niewinnej dziewczynki. To były słowa Śnieżnej Wiedźmy, która z lodowym wieńcem na skroniach wpatrywała się z najwyższego punktu w robaki, które stanowiły ludzkość - w marne istotki, które nigdy nie będą w stanie jej sięgnąć. - Przeciągasz granicę mej słabości do Ciebie. Chcesz mnie wprowadzić do grobu, Rycerzu bez broni, w Zerdzewiałej Zbroi?
Odziana w czerń niewiasta przesunęła się w bok, a jej kroków prawie nie było słychać - stanęła dokładnie za plecami Takano, kilka kroków za nim, i oparła blade dłonie na zagięciach w łokciach, wpatrując się w jego potylicę.
Nie będzie trzeciej szansy.
Może Śmierć miała przyjść do Ciebie, Kyo, w postaci pocałunku Białego Aniołka..?
- Takano... - Jej głos nadal był tak samo cichy, tak samo miękki... ale z pewnością nie był ciepły. Zakradł się doń spokój zupełnie inny od poprzedniego - ten rodzaj spokoju, jaki gościć potrafił na świecie, kiedy z brakiem tchu oczekiwał na burzę, na pierwszy przebłysk złotego promienia na czarnym od chmur niebie. - Nie igraj ze mną po raz drugi. Raz ci wybaczyłam zdradę, drugi raz tego nie zrobię. - Nie, to zupełnie nie brzmiało jak słowa drobnej, malutkiej, niewinnej dziewczynki. To były słowa Śnieżnej Wiedźmy, która z lodowym wieńcem na skroniach wpatrywała się z najwyższego punktu w robaki, które stanowiły ludzkość - w marne istotki, które nigdy nie będą w stanie jej sięgnąć. - Przeciągasz granicę mej słabości do Ciebie. Chcesz mnie wprowadzić do grobu, Rycerzu bez broni, w Zerdzewiałej Zbroi?
Odziana w czerń niewiasta przesunęła się w bok, a jej kroków prawie nie było słychać - stanęła dokładnie za plecami Takano, kilka kroków za nim, i oparła blade dłonie na zagięciach w łokciach, wpatrując się w jego potylicę.
Nie będzie trzeciej szansy.
Może Śmierć miała przyjść do Ciebie, Kyo, w postaci pocałunku Białego Aniołka..?
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 4:12 pm
Cóż ilość wypitych procentów tylko wzbudzała w nim większe poczucie winy, które to prowadziło to wzrostu wściekłości, nie na nią, bo ona nie jest tu niczemu winna, ale na siebie samego. Za to, że nie umiał chwycić swojego życia w ręce, że był tak bardzo obojętny, ale innego wyjścia nie miał.
W końcu zebrał w sobie resztki odwagi i odwrócił się do ciebie twarzą by spojrzeć w te fiołkowe oczy. Uchwycił lekko twój podbródek i tak się po prostu wpatrywał. Wiesz co by w normalnej sytuacji się teraz stało, ale to nie była twoja bajka. Chciałaś poznać jego świat, chciałaś zobaczyć jak to jest, więc ci pokazuje.
-A jak nie posłucham to co zrobisz...- Urwał puszczając jej twarz odsuwając się od niej, ale mimo wszystko nie spuszczał z niej swojego spojrzenia.
-Zabijesz mnie?- Był to raczej rodzaj pytania retorycznego. Nie musiałaś odpowiadać, ale i tak było mu w tej chwili wszystko jedno.
-Proszę bardzo... zrobisz mi tylko tym przysługę- Mruknął cicho i wcisnął w jej rękę swoją różdżkę po czym rozpostarł ramiona zupełnie tak jak ptak który chciał się wzbić w niebo, ale niestety jego ciało było zbyt ciężkie, skrzydła nie uniosą go bo nie mu jest przeznaczone niebo. Dla niego było tylko piekło, które znajdowało się właśnie w tym miejscu. Czy gdyby wiedział, że Neve nie była by zdolna go skrzywdzić wcisnął by jej tak bez namysłu różdżkę, czy tak naprawdę miał dosyć już swojego życia, że oddawał jej w ręce pierwszej lepszej osoby. Nie był kimś kto boi się śmierci. Boją się jej ci którzy mają coś do stracenia, on nie miał nic. Ani pieniędzy, ani rodziny, przyjaciół, stracił nawet dziewczynę na której mu zależało. Posiadał jeszcze... no właśnie swoje życie, ale to było zdecydowanie za mało aby móc dalej egzystować na tej ziemi. Więc aniele ukróć cierpienia tej istoty. Jeżeli jesteś z nieba i wysłannikiem Boga nie przyglądaj się dalej obojętnie jak to zranione zwierzę miota się zranione w pułapce którą postawili inni ludzie, aby tylko złamać ducha walki. Życie bez celu to żadne życie.
W końcu zebrał w sobie resztki odwagi i odwrócił się do ciebie twarzą by spojrzeć w te fiołkowe oczy. Uchwycił lekko twój podbródek i tak się po prostu wpatrywał. Wiesz co by w normalnej sytuacji się teraz stało, ale to nie była twoja bajka. Chciałaś poznać jego świat, chciałaś zobaczyć jak to jest, więc ci pokazuje.
-A jak nie posłucham to co zrobisz...- Urwał puszczając jej twarz odsuwając się od niej, ale mimo wszystko nie spuszczał z niej swojego spojrzenia.
-Zabijesz mnie?- Był to raczej rodzaj pytania retorycznego. Nie musiałaś odpowiadać, ale i tak było mu w tej chwili wszystko jedno.
-Proszę bardzo... zrobisz mi tylko tym przysługę- Mruknął cicho i wcisnął w jej rękę swoją różdżkę po czym rozpostarł ramiona zupełnie tak jak ptak który chciał się wzbić w niebo, ale niestety jego ciało było zbyt ciężkie, skrzydła nie uniosą go bo nie mu jest przeznaczone niebo. Dla niego było tylko piekło, które znajdowało się właśnie w tym miejscu. Czy gdyby wiedział, że Neve nie była by zdolna go skrzywdzić wcisnął by jej tak bez namysłu różdżkę, czy tak naprawdę miał dosyć już swojego życia, że oddawał jej w ręce pierwszej lepszej osoby. Nie był kimś kto boi się śmierci. Boją się jej ci którzy mają coś do stracenia, on nie miał nic. Ani pieniędzy, ani rodziny, przyjaciół, stracił nawet dziewczynę na której mu zależało. Posiadał jeszcze... no właśnie swoje życie, ale to było zdecydowanie za mało aby móc dalej egzystować na tej ziemi. Więc aniele ukróć cierpienia tej istoty. Jeżeli jesteś z nieba i wysłannikiem Boga nie przyglądaj się dalej obojętnie jak to zranione zwierzę miota się zranione w pułapce którą postawili inni ludzie, aby tylko złamać ducha walki. Życie bez celu to żadne życie.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 4:36 pm
To, co by się stało... to, co mogło mieć miejsce, ale to była chyba bardzo, bardzo dawno temu - tamta baśń została zamknięta, a tu i teraz, w miejscu, gdzie przeciągi szastały okiennicami i drzwiami, gdzie trzeba było przytrzymywać się ziemi, żeby nie chwiać się na boki w próbach oparcia się szalonemu żywiołowi, który miał być jedynym łącznikiem między nimi dwoma - jednak Kyohei to przełamał. Pokusił się o to, czego tak bardzo unikał jeszcze parę chwil temu, złamał tabu nie tylko nawiązując kontakt wzrokowy, ale i ten cielesny - ach, dotyk - dotyk tych ciepłych dłoni na swojej chłodnej skórze, ach, oczy - te same oczy, które potrafiły nieść w sobie tyle wielkiego ciepła, tyle gorąca - po raz pierwszy wtedy czułaś, że mogłabyś się rozpłynąć i lodowe królestwa nie były ważne dla twej duszy - mogłaś pójść z nim wszędzie, na stratę, na koniec świata - gdzie tylko by zechciał cię zabrać... lecz nie zechciał - niech więc teraz wyżerają go od wnętrza wyrzuty sumienia, kiedy na krańcach ust tańczyło ci przekleństwo nie te mugolskie, nie te banalnie czarodziejskie - przekleństwo, które raz wypowiedziane nie miałoby swojego odwrotu, a sprowadziłoby na tego chłopaka klęskę - sądził, że miał Piekło na ziemi..? Ta, która zleciała na ziemię z niebios dopiero mogła mu pokazać, czym jest paląca się pod stopami gleba, gdy trzeba iść przed siebie, bo za plecami już strzelają bicze... Oj tak, była smutna. Tak, popadła w depresyjny stan, chorowała tygodniami po tym, co Kyohei jej zafundował - tylko że ona nigdy nie była przeznaczona dla czerni - to były prawdziwe uczucia, które w niej obudził, wiedziała to... tak jak i wiedziała, że nie otworzy już tak banalnie dla nikogo swego serca - Kyohei ją czegoś nauczył, czegoś o skurwysyństwie ludzi, jednak czy miała mu to za złe, czy gniewała się? Oczywiście, że nie... Lecz nigdy nie pozwoli mu na zmianę kolorów na szachownicy.
Był jej pionkiem.
Nie miał prawy uciekać więc dobrowolnie bez jej zgody.
Nie odrywała szeroko rozwartych fijołków, które teraz lśniły swym zimnem, skute lodem, gdy toczyły przez purpurę jasne oznaki stanowczości - nie zamierzała ustępować, chociaż czuła, że jego spojrzenie nadal sprawiało, że miała ochotę ukryć się w jego ramionach - jako jedyny wiedział o jej tajemnicy - wiedział doskonale, że może zabić z tym samym, niewinnym i ciepłym uśmiechem na wargach, nie wiedząc, czym jest moralność i nie odróżniając dobra i zła - och, może troszkę już odróżniała... szkoda, że tylko w teorii, ucząc się od ludzi i tego, co obserwowała wokół, potrafiąc doskonale, niczym zwierze, dostosować się do terytorium, na jakim przebywała.
Więc i nie odpowiadała - wiodła za nim wzrokiem, kiedy wysunął swoją różdżkę z kieszeni - nie drgnęła, jej mięśnie nie spięły się, jakby po prostu wiedziała, że jej w nią nie wyceluje... albo jakby jej też było obojętne i chciała sprawdzić, co też zrobi - obojętne jej było, czy rzuci w nią jakiś czar. Wyciągnęła dłoń po jego różdżkę, nie zrywając tak istotnego kontaktu wzrokowego, którym w końcu ją obdarzył...
- Byś woń śmierci i alkoholu zabrał ze sobą do grobu i zostawił mnie znowu samą? - To bardzo egoistyczne, no oczywiście, że tak - idealnie wpasowujące się w to, co zrobił ostatnim razem - Neve nie była głupią kobietą, która (wbrew pozorom) naiwnie wierzyła (przynajmniej już nie była) w dobroć - patrzyła realnie na świat, na ludzi, na ich uczynki, toteż nie próbowała się doszukiwać drugiego dna w uczynkach Kyoheia - tego, że na przykład dostał list od jej ojca... Skąd miałaby to wiedzieć? Nawet ona nie była wszechwiedząca. - To uważasz za swoją pokutę? Ucieczkę, którą tak doskonale opanowałeś? - Lekko uniosła podbródek - chociaż to on patrzył na nią z góry przez swój wzrost, to ona wydawała się stać na jakimś piedestale - jej słowa były być może zbyt okrutne, lecz jakże prawdziwe... jak irytująco prawdziwe.
Był jej pionkiem.
Nie miał prawy uciekać więc dobrowolnie bez jej zgody.
Nie odrywała szeroko rozwartych fijołków, które teraz lśniły swym zimnem, skute lodem, gdy toczyły przez purpurę jasne oznaki stanowczości - nie zamierzała ustępować, chociaż czuła, że jego spojrzenie nadal sprawiało, że miała ochotę ukryć się w jego ramionach - jako jedyny wiedział o jej tajemnicy - wiedział doskonale, że może zabić z tym samym, niewinnym i ciepłym uśmiechem na wargach, nie wiedząc, czym jest moralność i nie odróżniając dobra i zła - och, może troszkę już odróżniała... szkoda, że tylko w teorii, ucząc się od ludzi i tego, co obserwowała wokół, potrafiąc doskonale, niczym zwierze, dostosować się do terytorium, na jakim przebywała.
Więc i nie odpowiadała - wiodła za nim wzrokiem, kiedy wysunął swoją różdżkę z kieszeni - nie drgnęła, jej mięśnie nie spięły się, jakby po prostu wiedziała, że jej w nią nie wyceluje... albo jakby jej też było obojętne i chciała sprawdzić, co też zrobi - obojętne jej było, czy rzuci w nią jakiś czar. Wyciągnęła dłoń po jego różdżkę, nie zrywając tak istotnego kontaktu wzrokowego, którym w końcu ją obdarzył...
- Byś woń śmierci i alkoholu zabrał ze sobą do grobu i zostawił mnie znowu samą? - To bardzo egoistyczne, no oczywiście, że tak - idealnie wpasowujące się w to, co zrobił ostatnim razem - Neve nie była głupią kobietą, która (wbrew pozorom) naiwnie wierzyła (przynajmniej już nie była) w dobroć - patrzyła realnie na świat, na ludzi, na ich uczynki, toteż nie próbowała się doszukiwać drugiego dna w uczynkach Kyoheia - tego, że na przykład dostał list od jej ojca... Skąd miałaby to wiedzieć? Nawet ona nie była wszechwiedząca. - To uważasz za swoją pokutę? Ucieczkę, którą tak doskonale opanowałeś? - Lekko uniosła podbródek - chociaż to on patrzył na nią z góry przez swój wzrost, to ona wydawała się stać na jakimś piedestale - jej słowa były być może zbyt okrutne, lecz jakże prawdziwe... jak irytująco prawdziwe.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 4:48 pm
Gdyby tylko wiedziała jaką pokutę tak naprawdę sobie wybrał. Te wszystkie chwile bez niej, ten mrok który zaczął go otaczać ze wszystkich stron był najlepszą karą. Było to coś nawet gorsze niż śmierć. Kiedy by umarł nie czuł by nic, wszystkie wspomnienia zamieniły by się w pył i rozwiały na tym wiosennym wietrze, a jego imię zostało by zapomniane. Czyż nie do tego dążyłeś od samego początku. Czy to nie ty zarzekałeś się, że chcesz zniknąć ze świata, przestać istnieć. Teraz kiedy twoje istnienie mogło dobiec końca zacząłeś się zastanawiać nad tym czy mówiłeś wtedy prawdę, czy nie było to tylko gadanie nastoletniego gówniarza któremu parę kafelków jego konstrukcji posypało mu się na głowę. W tej chwili jedyne czego potrzebował to krótkiej chwili ukojenia, chwilki spokoju, a potem mogło dziać się to co się chciało.
-Mówiłem ci... nie umiem tworzyć pięknych rzeczy, nigdy nie umiałem, a ty sama w to uwierzyłaś. Nie obiecywałem ci nigdy gruszek na wierzbie- To była prawda, ale gdyby tylko dano mu taką szansę, gdyby tylko stawka tej gry nie była zbyt wysoka zrobił by wszystko aby rzeczone gruszki wyhodować. Aby ta dziewczyna wiosną mogła pójść do ogrodu i zerwać swój jedyną i niepowtarzalną odmianę owocu.
-Wszyscy jesteśmy sami... zdaje mi się, że tobie nawet o tym już kiedyś mówiłem. Nie potrzebujesz mnie Neve, nigdy nie potrzebowałaś- Wyszeptał... wiedział, że to nieprawda. Ona sama nie przetrwałą by długo. Wiedział, że potrzebowała kogoś kto ochroni ją przed złem tego świata, ale wybrała nieodpowiednią osobę. On sam tworzył to zło na tym świecie, był nim zbyt przepełniony aby móc stworzyć tarczę ochronną dla siebie i jednocześnie dla niej. Dlatego też nie odszedł nigdzie, jedynie co to stanął przed zamkiem niczym ten wartownik i chronił zamek przed wrogami. Mogłaś być pewna, że na jeden twój krzyk o pomoc ten chłopak pojawił by się jako pierwszy. Zawsze mogłaś liczyć na jego pomoc a on w zamian chciał tylko jednego. Aby mógł dalej podziwiać twoje piękno chociaż by z daleka jeżeli nie mógł już z bliska.
-Mówiłem ci... nie umiem tworzyć pięknych rzeczy, nigdy nie umiałem, a ty sama w to uwierzyłaś. Nie obiecywałem ci nigdy gruszek na wierzbie- To była prawda, ale gdyby tylko dano mu taką szansę, gdyby tylko stawka tej gry nie była zbyt wysoka zrobił by wszystko aby rzeczone gruszki wyhodować. Aby ta dziewczyna wiosną mogła pójść do ogrodu i zerwać swój jedyną i niepowtarzalną odmianę owocu.
-Wszyscy jesteśmy sami... zdaje mi się, że tobie nawet o tym już kiedyś mówiłem. Nie potrzebujesz mnie Neve, nigdy nie potrzebowałaś- Wyszeptał... wiedział, że to nieprawda. Ona sama nie przetrwałą by długo. Wiedział, że potrzebowała kogoś kto ochroni ją przed złem tego świata, ale wybrała nieodpowiednią osobę. On sam tworzył to zło na tym świecie, był nim zbyt przepełniony aby móc stworzyć tarczę ochronną dla siebie i jednocześnie dla niej. Dlatego też nie odszedł nigdzie, jedynie co to stanął przed zamkiem niczym ten wartownik i chronił zamek przed wrogami. Mogłaś być pewna, że na jeden twój krzyk o pomoc ten chłopak pojawił by się jako pierwszy. Zawsze mogłaś liczyć na jego pomoc a on w zamian chciał tylko jednego. Aby mógł dalej podziwiać twoje piękno chociaż by z daleka jeżeli nie mógł już z bliska.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 5:05 pm
Pragnęła go tak bardzo, jak nikogo innego, czując wręcz furię narastającą we wnętrzu, kiedy okazywało się, że on był za daleko i nie mogła go mieć - tak było teraz. Był poza jej połową planszy, stał z boku i tylko się przyglądał, nie próbując udzielić w choć minimalnym stopniu, a ona nie chciała go wołać tylko po to, by jej pomógł - chciała posiadać jego duszę, chciała, by jego umysł i myśli należały do niej, by mogła sie z nim śmiać i nie przejmować przyszłością, by spędzać te same, słodkie chwile ich łączące raz za razem - to była chyba jednak naprawdę tylko bajka, prawda? Nie pasowaliście do siebie tak, jak Kopciuszek nie pasował do księcia i nawet Dobra Wróżka koniec końców nie była w stanie zbytnio ich poratować - mogła tylko pchnąć ich w swoje ramiona - co było dalej zależało tylko od ich czynów. Dzielili to samo uczucie, które było kiedyś tylko dziecinnym zauroczenie, a co przerodziło się w coś bardzo odpowiedzialnego i bardzo mocnego - pierwsza miłość podobno szybko nie gaśnie... Lecz to nie była pierwsza miłość Kyohei'a, prawda? Tamta Azjatka rozpłynęła się jak sen wraz z dźwiękami fortepianu, które wyłaniały się spod jej palców - lecz ta Transylwanka nadal tutaj była i nadal rytm mogła wybijać - tylko że teraz były to bębny wojenne. A sądziłaś, że odzyskałaś spokój, że już nie będziesz się unosić tymi negatywnymi emocjami, jednak zobacz - wystarczyła chwila jego obecności przy tobie, byś traciła swoją zimną krew i była w stanie wyrywać sobie włosy z głowy.
Nadal kochasz, czyż nie?
- Stworzyłeś najpiękniejsze chwile w moim życiu - jeno niebo wciąż nie potrafi mi powiedzieć, dlaczego zrezygnowałeś z dalszego ich tworzenia. - Te wszystkie obietnice - naprawdę nienawidzisz, kiedy ktokolwiek je łamię - obietnice były niczym hołd lenny, a ty wymagałaś, by hołd był składany - jeśli nie dobrowolnie, to siłą... Jeśli nie siłą, to szubienicą dla zdrajców.
Prawa Lodowego Pałacu były banalne.
- Milcz. - Ucięła, biorąc jego różdżkę w palce, pozwalając, by cisza przepełzła między nimi, kiedy lodowatymi oczętami zjechała z jego zwierciadeł duszy do dzierżonej przez niego różdżki - ten magiczny przedmiot, który zawsze nosił cząstkę duszy czarującego, a którą teraz delikatnie poruszała, przypatrując się jej w zastanowieniu. - Sądzisz, że gdybym cię nie potrzebowała... nadal byś tutaj stał? - Troszeczkę się uspokoiła, powietrze w pokoju już i tak wydawało się dostatecznie mroźne, wiatr wydawał się dostatecznie dziki... troszeczkę spokoju... - Cóż to za irracjonalny pomysł, wmawiać mi, kogo i czego potrzebuję? - Uniosła znów na niego swe spojrzenie, opuszczając powieki do połowy. - Nawet ja nie jestem w stanie odebrać serca włożonego w czyjeś dłonie, by włożyć je spowrotem, ni stworzyć nowego, które zastąpiłoby stare. Więc daruj sobie próby wmówienia mi, że nie jesteś w stanie pewnych rzeczy dla mnie stworzyć i że nie jesteś mi potrzebny.
Nadal kochasz, czyż nie?
- Stworzyłeś najpiękniejsze chwile w moim życiu - jeno niebo wciąż nie potrafi mi powiedzieć, dlaczego zrezygnowałeś z dalszego ich tworzenia. - Te wszystkie obietnice - naprawdę nienawidzisz, kiedy ktokolwiek je łamię - obietnice były niczym hołd lenny, a ty wymagałaś, by hołd był składany - jeśli nie dobrowolnie, to siłą... Jeśli nie siłą, to szubienicą dla zdrajców.
Prawa Lodowego Pałacu były banalne.
- Milcz. - Ucięła, biorąc jego różdżkę w palce, pozwalając, by cisza przepełzła między nimi, kiedy lodowatymi oczętami zjechała z jego zwierciadeł duszy do dzierżonej przez niego różdżki - ten magiczny przedmiot, który zawsze nosił cząstkę duszy czarującego, a którą teraz delikatnie poruszała, przypatrując się jej w zastanowieniu. - Sądzisz, że gdybym cię nie potrzebowała... nadal byś tutaj stał? - Troszeczkę się uspokoiła, powietrze w pokoju już i tak wydawało się dostatecznie mroźne, wiatr wydawał się dostatecznie dziki... troszeczkę spokoju... - Cóż to za irracjonalny pomysł, wmawiać mi, kogo i czego potrzebuję? - Uniosła znów na niego swe spojrzenie, opuszczając powieki do połowy. - Nawet ja nie jestem w stanie odebrać serca włożonego w czyjeś dłonie, by włożyć je spowrotem, ni stworzyć nowego, które zastąpiłoby stare. Więc daruj sobie próby wmówienia mi, że nie jesteś w stanie pewnych rzeczy dla mnie stworzyć i że nie jesteś mi potrzebny.
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 5:23 pm
Jak byś zareagowała gdybyś się dowiedziała, że to tylko dla twojego dobra. Nazwała byś go kretynem, czy może podziwiała byś go za tak trudny krok. A ty... byłaś w stanie oddać własną miłość w zamian za to aby kogoś chronić, aby zapewnić mu lepszą przyszłość. Z nim nie malowały ci się jasne kolory przyszłości. Tylko same problemy, na dodatek czystość krwi i stan materialny tak bardzo was odróżniał od siebie. Dla niego nie był to żaden problem naturalnie, że nie. Gdyby nie świadomość, że może ciebie skazać na cierpienie chwycił by ciebie nawet teraz, zabrał z tego zamku i zaszył się gdzieś w jakimś zaciszu. Niestety ty, tak delikatna porcelanowa lalka nie byłaś stworzona do takiego życia jakie on zna. Byłaś stworzona do czegoś więcej, do osiągnięcia wielkich rzeczy, on z kolei miał wycierać podłogi w jakimś zapyziałym pubie. Nawet z malutkich fragmentów waszych przyszłych wydarzeń nie dało się skleić niczego wspólnego. Wszystkie te części były zbyt różnie.
-Neve... posłuchaj...- Jego głos złagodniał. Podszedł do twojej osoby i uchwycił delikatnie twarz w obydwie ręce. Jego brązowe oczy wpatrywały się w twoje dwa fiołki. Widzisz... nawet oczy macie zupełnie inne.
-Jesteś najcudowniejszą dziewczyną jaką znałem w całym moim życiu i zasługujesz na kogoś równie cudownego, ja nie jestem tą osobą. Mogę się założyć, że znajdziesz kogoś kto stworzy tobie nowe wspomnienia. Równie piękne i będzie w stanie tworzyć je do końca twoich dni. Kogoś kto nie zna smaku porażki i ucieczki.- Wyszeptał w twoją stronę gładząc delikatnie kciukiem biały policzek.
-Nie potrzebujesz. Nadal tutaj stoisz, jesteś na tej ziemi, żyjesz. Jesteś dzielną kobietą, odważną, i zaradną.- Stał z boku to prawda, nie angażował się w twoje walki, ale jego spojrzenie zawsze było przy tobie, a kiedy by widział, że przegrywasz chwycił by nawet patyk z ziemi aby ruszyć ci na ratunek i zrobić wszystko abyś wygrała swoją walkę, po czym ponownie ustał by z boku planszy tworząc jednocześnie twojego asa w rękawie.
-Kiedyś wszystko zrozumiesz, ale nie teraz... może kiedyś... kiedy będziemy już starzy i spotkamy się gdzieś na ulicy a ty wrócisz do tej chwili, wtedy wszystko ci wyjaśnię.- Czy ta wizja go pocieszała, na pewno nie, ale w jakimś stopniu napawała go nadzieją, że będzie mógł ją jeszcze zobaczyć, że kiedyś te fiołkowe oczy ponownie migną mu gdzieś w świecie. A on jak gdyby nic cofnie się do swoich lat młodzieńczych i wspomni Neve która ofiarowała mu tyle radości w tym życiu. A potem sięgnie po list który najpewniej schowa gdzieś głęboko. List od jej ojca i zapłacze nad tym jak to bardzo przetracił swoje życie.
Tak też jedyne co zrobił to złożył delikatny pocałunek na jej czole i po prostu się odsunął od niej, jego ręce ześlizgnęły się z jej gładkiej skóry, a on dalej wpatrywał się jak zaczarowany w jej oczy.
-Neve... posłuchaj...- Jego głos złagodniał. Podszedł do twojej osoby i uchwycił delikatnie twarz w obydwie ręce. Jego brązowe oczy wpatrywały się w twoje dwa fiołki. Widzisz... nawet oczy macie zupełnie inne.
-Jesteś najcudowniejszą dziewczyną jaką znałem w całym moim życiu i zasługujesz na kogoś równie cudownego, ja nie jestem tą osobą. Mogę się założyć, że znajdziesz kogoś kto stworzy tobie nowe wspomnienia. Równie piękne i będzie w stanie tworzyć je do końca twoich dni. Kogoś kto nie zna smaku porażki i ucieczki.- Wyszeptał w twoją stronę gładząc delikatnie kciukiem biały policzek.
-Nie potrzebujesz. Nadal tutaj stoisz, jesteś na tej ziemi, żyjesz. Jesteś dzielną kobietą, odważną, i zaradną.- Stał z boku to prawda, nie angażował się w twoje walki, ale jego spojrzenie zawsze było przy tobie, a kiedy by widział, że przegrywasz chwycił by nawet patyk z ziemi aby ruszyć ci na ratunek i zrobić wszystko abyś wygrała swoją walkę, po czym ponownie ustał by z boku planszy tworząc jednocześnie twojego asa w rękawie.
-Kiedyś wszystko zrozumiesz, ale nie teraz... może kiedyś... kiedy będziemy już starzy i spotkamy się gdzieś na ulicy a ty wrócisz do tej chwili, wtedy wszystko ci wyjaśnię.- Czy ta wizja go pocieszała, na pewno nie, ale w jakimś stopniu napawała go nadzieją, że będzie mógł ją jeszcze zobaczyć, że kiedyś te fiołkowe oczy ponownie migną mu gdzieś w świecie. A on jak gdyby nic cofnie się do swoich lat młodzieńczych i wspomni Neve która ofiarowała mu tyle radości w tym życiu. A potem sięgnie po list który najpewniej schowa gdzieś głęboko. List od jej ojca i zapłacze nad tym jak to bardzo przetracił swoje życie.
Tak też jedyne co zrobił to złożył delikatny pocałunek na jej czole i po prostu się odsunął od niej, jego ręce ześlizgnęły się z jej gładkiej skóry, a on dalej wpatrywał się jak zaczarowany w jej oczy.
- Neve Collins
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 5:57 pm
Jakby zareagowała... chyba byłoby tego wszystkiego po trochu - nazwałaby cię tym kretynem, może zezłościła... choć, czy ja wiem, czy można to przewidzieć, kiedy ona sama wiedziała, jak bardzo niestabilna przy nim jest i jak bardzo zależna od wszystkich jego gestów, spojrzeń i słów? Był dla niej jak wila, co zauracza niewiasty - tak on był chłopakiem, który zauroczył ją, a nie istniał eliksir, który pozwoliłby to zabić - było w tym poza tym coś słodkiego - to chyba ta nadzieja, która ciągle ją trzymała, że kiedy znowu go zobaczy, coś się wyjaśni, nie straci go - i proszę bardzo, ta chwila nadeszła, a ona niczym lwica gotowa była bronić swojego - czymkolwiek by te "swoje" nie miało być, czymkolwiek miałyby nie być uczucia, które tańczyły w niej żywo, niczym ogień, kiedy wymieniali się kolejnymi spojrzeniami i zdaniami, nawet gdy nerwy powolutku opadały, zastępując je nieustępującą Wiosną - ta panienka nie pozwoli ci zapanować nad światem, kiedy była tuż przy twoim boku, gotowa stopić płatki śniegu, które przywołasz do swego boku... Nie, to chyba jednak nie Wiosna... To ON ten śnieg topił... Tak mocno, że byłaś w stanie sama rozpłynąć się pod jego miękkim dotykiem, w łagodnym głosie - zamknęłaś powieki i odetchnęłaś niemal z ulgą, jakbyś dopiero teraz przypomniała sobie, jak się prawidłowo łapie wdech... Oczywiście, że żyłaś - miałabyś się poddać? Nie należałaś do osób, które uciekają - byłaś osobą, która szła dumnie naprzód, nie ważne, czy byłaś zanieczyszczona krwią, błotem, czy też cała w swej olśniewającej bieli - byłaś, jesteś i będziesz - nieśmiertelność wydawała się być rzeczą pewną i niezmienną, nie musiałaś nawet po nią sięgać - posiadałaś ją od początku - a wraz z nią siła, która tak mocno zachwiała się po okrutnych słowach, które usłyszałaś z tych cudownych warg nad jeziorem.
Sięgnęłaś własną dłonią do jego dłoni, by ją nakryć, by przytrzymać przy sobie i do niej przylgnąć, uchylając powieki, by napotkać jego zwierciadła duszy - burza odchodziła, błyskawica zalśniła, grzmotnęło, lecz sztorm się nie rozpoczął - Kyohei mu na to nie pozwolił. Żaden grad miał dzisiaj nie zabębnić o glebę, nikt nie miał kryć się przed siekającym skórę deszczem - powiał orzeźwiający, chłodny wiatr, wspomnienie Zimy - wszystko to ku odetchnięciu i upewnieniu się, że jednak kawałek tej bajki jest tu i teraz, nawet jeśli od zawsze przecinała ją krwawą linią rzeczywistość.
- Być może... - Wyszeptała, biorąc kolejny oddech, kiedy się oddalił, na moment znów przymykając oczy, uspokojona. Mogłabyś powiedzieć, że nie zamierzasz z niego zrezygnować, że zamierzasz respektować wszystkie obietnice między wami - ale tutaj stało się coś więcej, te słowa znaczyły więcej, niż pusty egoizm, który toczył serce, nawet jeśli on nie chciał teraz wyjawić, czym ta smoła pod ich nogami, w której grzęźli, dokładnie była. - Więc nigdy o mnie nie zapominaj. - Uniosła wyżej rzęsy. - Będę czekać na ten dzień, kiedy spotkamy się na ulicy i pójdziemy zobaczyć Wielki Zegar i wesołe miasteczko. - Rozluźniła palce zaciśnięte kurczowo na jej różdżce, by odłożyć ją na zamkniętą klatę fortepianu. - Nie jesteś sam... więc nie pozwól, by moje serce w twoich dłoniach również czuło się samotne. Uśmiechnij się do mnie czasem, dobrze? - Ach, znów ten uśmiech - promienny, kawalątek słońca w tym pomieszczeniu - tylko że teraz wypełniony jakimś smutkiem, jakby w każdym momencie spod zamkniętych powiek miały wyślizgnąć się łzy. Zrobiła parę kroków wstecz... I odwróciła się, by miękkim krokiem, sunąc nad powierzchnią ziemi niczym duch, zniknąć za drzwiami, rozpływając się w świetle niesionym przez dzień.
[z/t]
Sięgnęłaś własną dłonią do jego dłoni, by ją nakryć, by przytrzymać przy sobie i do niej przylgnąć, uchylając powieki, by napotkać jego zwierciadła duszy - burza odchodziła, błyskawica zalśniła, grzmotnęło, lecz sztorm się nie rozpoczął - Kyohei mu na to nie pozwolił. Żaden grad miał dzisiaj nie zabębnić o glebę, nikt nie miał kryć się przed siekającym skórę deszczem - powiał orzeźwiający, chłodny wiatr, wspomnienie Zimy - wszystko to ku odetchnięciu i upewnieniu się, że jednak kawałek tej bajki jest tu i teraz, nawet jeśli od zawsze przecinała ją krwawą linią rzeczywistość.
- Być może... - Wyszeptała, biorąc kolejny oddech, kiedy się oddalił, na moment znów przymykając oczy, uspokojona. Mogłabyś powiedzieć, że nie zamierzasz z niego zrezygnować, że zamierzasz respektować wszystkie obietnice między wami - ale tutaj stało się coś więcej, te słowa znaczyły więcej, niż pusty egoizm, który toczył serce, nawet jeśli on nie chciał teraz wyjawić, czym ta smoła pod ich nogami, w której grzęźli, dokładnie była. - Więc nigdy o mnie nie zapominaj. - Uniosła wyżej rzęsy. - Będę czekać na ten dzień, kiedy spotkamy się na ulicy i pójdziemy zobaczyć Wielki Zegar i wesołe miasteczko. - Rozluźniła palce zaciśnięte kurczowo na jej różdżce, by odłożyć ją na zamkniętą klatę fortepianu. - Nie jesteś sam... więc nie pozwól, by moje serce w twoich dłoniach również czuło się samotne. Uśmiechnij się do mnie czasem, dobrze? - Ach, znów ten uśmiech - promienny, kawalątek słońca w tym pomieszczeniu - tylko że teraz wypełniony jakimś smutkiem, jakby w każdym momencie spod zamkniętych powiek miały wyślizgnąć się łzy. Zrobiła parę kroków wstecz... I odwróciła się, by miękkim krokiem, sunąc nad powierzchnią ziemi niczym duch, zniknąć za drzwiami, rozpływając się w świetle niesionym przez dzień.
[z/t]
- Kyohei Takano
Re: Sala Klubu Magii Nut
Pią Maj 22, 2015 6:09 pm
A więc dopiął swego. Przeciął tą nić która do tej pory ich łączyła. Tylko dlaczego wraz z jej zniknięciem nie zniknęły jego uczucia, dlaczego czuł się z tym wszystkim jeszcze podlej niż wcześniej, jak zareaguje kiedy kiedyś zobaczy ją w objęciach kogoś innego, czy wtedy nie będzie żałować tej decyzji... na pewno będzie, ale wtedy od razu przypomni sobie dlaczego ją podjął. Zrobił to aby zapewnić jej inne życie, aby jej ręce nie były splamione krwią członka jej rodziny. Aby mogła spokojnie żyć.
Uśmiechnął się tylko do ciebie delikatnie, chociaż do śmiechu wcale mu nie było. Chciał wyć z rozpaczy. Wpatrywał się w twoje plecy kiedy tak spokojnie odchodziła, zupełnie jak byś kończyła rozmowę z przyjacielem z dzieciństwa. Spokojna, i wolna. A on... wyraźnie na własne życzenie został tutaj na dnie, i obserwował jak ty powoli wynurzałaś się na powierzchnię. I drzwi się zamknęły cicho, a twoja postać zniknęła chociaż zapach nadal wydawał się unosić w pomieszczeniu. Oczy chłopaka zaszkliły się przez chwilę. Tak Kyohei Takano też miał w sobie uczucia i to naprawdę dużo. Spojrzał tylko smutnym wzrokiem na swoją różdżkę. Więc czas wracać do tego co było, ale z zapisaną twarzą tej jedynej dziewczyny. I z tą świadomością wyszedł z sali.
z/t
Uśmiechnął się tylko do ciebie delikatnie, chociaż do śmiechu wcale mu nie było. Chciał wyć z rozpaczy. Wpatrywał się w twoje plecy kiedy tak spokojnie odchodziła, zupełnie jak byś kończyła rozmowę z przyjacielem z dzieciństwa. Spokojna, i wolna. A on... wyraźnie na własne życzenie został tutaj na dnie, i obserwował jak ty powoli wynurzałaś się na powierzchnię. I drzwi się zamknęły cicho, a twoja postać zniknęła chociaż zapach nadal wydawał się unosić w pomieszczeniu. Oczy chłopaka zaszkliły się przez chwilę. Tak Kyohei Takano też miał w sobie uczucia i to naprawdę dużo. Spojrzał tylko smutnym wzrokiem na swoją różdżkę. Więc czas wracać do tego co było, ale z zapisaną twarzą tej jedynej dziewczyny. I z tą świadomością wyszedł z sali.
z/t
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach