Go down
Abaddon Rosier
Ministerstwo Magii
Abaddon Rosier

Abaddon Rosier Empty Abaddon Rosier

Nie Wrz 16, 2018 10:04 pm
Imię i nazwisko: Abaddon Rosier
Imiona i nazwiska rodziców: Cassiopeia Black i Jethroe Rosier
Data urodzenia: 13 grudnia 1946 r.
Miejsce zamieszkania: Miejsce codziennego pobytu mężczyzny to brytyjskie hrabstwo Kent. Posiadłość słusznej, lecz nie przesadnej wielkości znajduje się z dala od większych skupisk mugoli, bądź czarodziejów, a goście są w Niej widokiem raczej nieczęstym. Drugi dom Abaddona znajduje się w Szwecji, jednak jego położenie jest jedną z pilniej strzeżonych przez Niego tajemnic.
Status majątkowy: Bogaty.
Czystość krwi: Czysta.
Była szkoła: Hogwart, Slytherin.
Różdżka: 13 i 3/4 cala, cis, włos z ogona testrala, sztywna.

Wzrost: 195 cm
Waga: 90 kg
Kolor włosów: blond/brąz
Kolor oczu: niebieskie

Praca: Sztab Dowódczy Magicznych Oddziałów Specjalnych (pułkownik)


Bogin: Bogin pojawiający się przed oczyma Abaddona ukazuje jego lustrzane odbicie. Nie wynika to jednak z krwi, w której zbrukał swe dłonie. Nigdy bowiem nie żałował swych czynów, niezależnie od tego jak bestialskie się zdawały. Wciąż bez wahania może patrzeć sobie w oczy. Choć wrogów posiada niezliczenie więcej, niż przyjaciół, oni również nie spędzają Mu snu z powiek. Istota takiego, a nie innego wizerunku Bogina wynika z drogi, którą mężczyzna zdecydował się kroczyć. To właśnie bowiem podczas tej podróży, gdzieś na granicy życia i  śmierci zdał sobie sprawę z faktu, iż nikt nie jest w stanie go  zniszczyć. Nikt, prócz Niego samego.

Amortencja: Najbliższym sercu Abaddona jest zapach pogrążonej w mroku, szwedzkiej tajgi, zwłaszcza ten, który roztacza ona już po zachodzie słońca. Podobnie specyficzne upodobanie wynika z faktu, iż to właśnie ten zapach był pierwszym, który pozostawił ślad w Jego umyśle w momencie, gdy po raz pierwszy od porzucenia rodowej posiadłości, a może nawet pierwszy w życiu,  odetchnął pełną piersią. Zapach ten przywołuje wspomnienie jedynego miejsca, w którym może być sobą.

Widok z Ain Eingarp: Patrząc w taflę zwierciadła Ain Eingarp Abaddon widzi zamglony obraz obejmowanej przez siebie młodej dziewczyny, która niegdyś była mu bliska. Jedynej kobiety, za którą gotów był i wciąż jest oddać życie. Istoty, która po raz pierwszy patrzy w jego oczy bez troski i niepokoju. Tej, z którą Jego drogi mają spleść się znowu. Jemu zaś pozostaje nadzieja, iż, gdy to nastąpi, rzeczywistość nie będzie zbyt odległa od wizji, którą roztacza lustro.

Podsumowanie posiadanej wiedzy i umiejętności: Z uwagi na dotychczasowe doświadczenia życiowe umiejętności Abaddona oscylują wokół zaklęć oraz umiejętności, nie tylko magicznych, ale również czysto mugolskich, pozwalających mu przetrwać. Na obraz ten składa się wiele elementów, począwszy od klątw i uroków, poprzez psychomanipulację, na walce wręcz kończąc. Choć jego umiejętności społeczne wymagają doszlifowania, a on sam widzi w ludziach raczej obiekty obserwacji, niż kompanów, pozwoliło mu to na zdobycie wysokiego stanowiska w Magicznych Siłach Specjalnych. Przede wszystkim jednak wielokrotnie ocaliło Mu życie. W związku ze swymi korzeniami, posiada pewne predyspozycje związane z umiejętnościami alchemicznymi, które jednakże z przesadną wręcz premedytacją większość czasu ignoruje.

Przykładowy post:

Wiele lat temu, pragnąć zdefiniować samego siebie stworzyłem coś na kształt opowieści. Opowieści pełnej zawiłości i znaków zapytania, a zarazem niezwykle klarownej. Gdy wypowiadam te słowa, pewien jestem, iż przyrównać mogę ją do tlących się węglików dających tylko tyle światła, ile trzeba, aby się zorientować, jak nieprzeniknione ciemności panują wokoło. Historia ta pozostawia po sobie zapewne więcej pytań, niż odpowiedzi, ale to nie ja powinienem ich udzielać. W końcu jestem tylko jej bohaterem.
Byłem już dorosły, gdy tak naprawdę zdałem sobie sprawę, iż niezależnie od tego, jak długo istniejemy, mamy wspomnienia - punkty w czasie, których nawet on sam nie jest w stanie zatrzeć. Chciałem w sumie podzielić się kilkoma z nich z wami, a nawet z samym sobą. Może wypowiedzenie tego wszystkiego wystarczająco głośno pozwoli mi zrozumieć to, czego nie rozumiałem przez lata. A może jedynym, z czego zdam sobie sprawę będzie fakt, iż wiedza ta jest mi zupełnie zbędna. Czasem trzeba jednak zmienić perspektywę. Wtedy bowiem ujrzeć dokładnie można to, co od zawsze umykało spojrzeniu. Coś, czego desperacko szukało się w świecie i w samym sobie. Witajcie we wnętrzu mojego umysłu.

EPIZOD I
DZISIAJ NARYSUJEMY ŚMIERĆ

Kiedy patrzę z perspektywy czasu na mój mały defekt, jak nazywałem w młodości utratę pamięci zaczynam rozumieć, iż choć wtedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej, była to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi się przytrafiła. Z lat dziecięcych pozostały jedynie urywki, strzępki wspomnień, które najchętniej zatarłbym, nie pozwalając na to, aby został po nich jakikolwiek ślad. Są jednak ślady, które zatarciu ulec nie mogą, a moje blizny są tego idealnym przykładem. Są niczym mapa, która, dla jednych będąc dowodem potwornej przeszłości, dla mnie są jedynie symbolem tego, jak niewiele i jak często dzieliło mnie od śmierci. To mapa umierania, czasem powolnego i niezwykle dotkliwego w swym charakterze, czasem uderzającego z szybkością błyskawicy. Kiedyś wierzyłem, iż mogą mnie zniszczyć, a może tylko chciałem w to wierzyć. Ani matka, ani ojciec nie są w stanie dziś mi zaszkodzić. Paradoksalnie, to właśnie człowiekowi, który nigdy nie nazwał mnie swoim synem zawdzięczam tak wiele. Gdyby nie to, jakim był nigdy nie dotarłbym do miejsca, w którym znajduję się to dziś, tak więc dzięki, ojczulku, mam nadzieję, że gdy nadejdzie twoja ostatnia godzina, będę mógł ci pomóc. Jestem przekonany, iż twoja śmierć będzie najpiękniejszą ze wszystkich, do których doprowadziłem. Obiecuję, że narysuję ją najlepiej, jak będę potrafił. Bezpośrednio na twoim ciele.

EPIZOD II
PRELUDIUM

Nie żałuję w życiu niczego, choć czasami chciałbym, aby wydarzenia potoczyły się inaczej. Prawdopodobnie każdy by tego pragnął. Od początku wiedziałem, iż nie ma dla mnie miejsca w rodowych posiadłościach, choć to właśnie tam winienem przecież odnajdywać się najlepiej. Moje nazwisko, czy raczej nazwisko mojego ojca było wśród elit za bardzo znane. Jego uważali za Boga, mnie zaś - za pomiot szatana. Miałem dobre kilkanaście lat, nim zrozumiałem owy zgrzyt, oczywistą niezgodność bijącą z ich przekonania. On jednak nigdy zdawał się tego nie zauważać. Kiedyś myślałem, że udaje. Dziś wiem, że w istocie nie przeszło mu to przez myśl. Ale przecież nie musiało. Był na szczycie i nawet ten przeklęty bękart, a może raczej zwłaszcza on nie mógł mu przeszkodzić. Nie pamiętam ile czasu spędziłem w Szwecji, jednak był to ogromny fragment mojego życia. Życie tam nie było złe, choć i tam odprowadzano mnie spojrzeniami. Tam byłem jednak tylko buntownikiem, któremu nazwisko otwierać miało drzwi. W rzeczywistości jednak wyłącznie zamykało te, przez które chciałem przejść. Po wielu latach spotkałem matkę na jednym z bankietów. Poznała mnie dopiero wtedy, gdy się jej przedstawiłem. Nie zapytałem dlaczego odeszła. Nie miało to już znaczenia. Była dla mnie obcą kobietą. Ja byłem tylko facetem, z którym przypadkiem splotły się jej ścieżki. Wymieniliśmy kilka słów. Uścisnąłem nawet jej dłoń. Nigdy wcześniej, ani później nie spotkałem nikogo, kto byłby mi równie obojętny. Ona zaś nie mogła na mnie patrzeć, nie mogąc jednocześnie oderwać ode mnie wzroku. Wiem, że żałowała. Nie tego, iż mnie zostawiła, ale tego, że stałem się tym, kim się stałem. Pierwszy raz jednak nie mogła obwiniać nikogo innego. W końcu, gdyby się mnie nie wyparła, miałaby teraz wspaniałą i potężną marionetkę. Nie wątpię jednak w to, iż doskonale poradzi sobie beze mnie. Zawsze owijała sobie mężczyzn wokół palca z dziecinną wręcz łatwością. Kiedy następnym razem ją zobaczę, kupię jej róże. Może wtedy zrozumie, iż piękno przemija, może zdecyduje się wreszcie ustatkować. W końcu, jeśli tylko tego zechce, może mieć wszystko. Poza jednym. Nigdy nie odzyska syna.

EPIZOD III
UMIERAJ ZE MNĄ, UMIERAJ DLA MNIE

Pierwszy rok w Hogwarcie minął szybko. Zbyt szybko, abym zdołał powiedzieć czym różnił się od długiego okresu edukacyjnego, który spędziłem w szwedzkich ławach. Zawsze byłem dobrym uczniem. Gdy w głowie nie pozostaje już niemal żadne wspomnienie o wiele łatwiej jest skupić myśli na zdaniach wyczytanych w magicznych księgach czy tych, bardziej lub mniej przydatnych, którymi raczyli nas profesorowie. To nie o naukę się jednak rozchodziło. Tęskniłem za Szwecją, choć niczego za sobą nie zostawiałem. To jednak dopiero w miejscu, które zdawać by się mogło niezwykle podobne, okazało się zupełnie innym. Znalazłem wolność. Nie uciekałem już przed samym sobą. Nie uciekałem przed przeszłością. Odnalazłem swoje miejsce na ziemi. Swój kawałek nieba. Nigdy więcej nie miałem wracać. Nie miałem dokąd. Myślę, że mogę nawet powiedzieć, iż bywałem szczęśliwy, choć sny, które mnie nawiedzały przypominały o tym, jak bardzo źle może być. To jednak dzięki nim nauczyłem się doceniać to, co osiągnąłem. Wciąż byłem samotnikiem. Nadal introwertykiem. Stworzyłem własny system wartości, w którym dobro i zło mieszało się ze sobą. Kolejnymi trupami, które za sobą pozostawiałem próbowałem zapełnić pustkę, której uzupełnienie jest jednak niemożliwe. To zrozumiałem jednak dopiero po latach. Szokujące, ale nie pamiętam imienia ani jednej mojej ofiary, choć mógłbym podać najdrobniejszy element ich wyglądu bądź życiorysu. Czasami zastanawiam się, czy podejrzewali, że to ja. Przecież byłem idealnym kandydatem na mordercę. Widziałem strach w ich oczach, gdy przechodząc obok zastanawiali się, czy to oni będą kolejni. Nikt jednak nigdy nie powiedział nawet słowa. Nawet on milczał, choć zawsze uważnie analizowałem każde jego słowo. Wątpię, aby mógł mnie jednak wtedy powstrzymać. Zresztą, miał swoje problemy. Jeśli zaś chodzi o mnie... Musiałem dokończyć to, co zacząłem. Po trupach do celu. Ale przecież celu nie było. Liczyła się więc podróż. Oni byli jej istotą, ja zaś, ostatnim, co widzieli, nim po raz ostatni zamykali oczy. Czy mam wyrzuty sumienia? Nigdy ich nie miałem. Gdyby dziś stanęli przede mną ponownie, uczyniłbym to samo. Ich koniec był nieunikniony, a byłem jedynie ostrzem przeznaczenia.

EPIZOD IV
DZIEŃ, W KTÓRYM PĘKŁO NIEBO

Tamtego dnia wszystko zdawało się pęcznieć, w powietrzu wyczuwałem ten dziwny zapach, o którym udało mi się zapomnieć kilka lat wcześniej. Byłem tam gdzie chciałem, choć od dłuższego czasu nie miałem na rękach krwi. Poznałem nawet kilka kobiet. Muszę przyznać, iż niektóre z nich niezwykle mnie fascynowały. Nadal fascynują. Nie dlatego, iż były piękne, choć w istocie tak właśnie było. To, czym je wyróżniało był niezwykły umysł i ten niepowtarzalny sposób myślenia który sprawiał, iż wierzyłem w to, iż będzie, jak mówią. Nie potrafiłem związać się z żadną z nich na dłużej, a jednak uwielbiałem za to, co mówiły. Jak mówiły. Wielbiłem za to, jak milczały. Nie zdawały sobie chyba sprawy jak cholernie tego potrzebowałem. To milczenie, tak charakterystyczne dla mnie samego, pozwalało mi na wygranie walki z moimi własnymi myślami. Z tych zakątków mojego umysłu, do których wstępu nie mam nawet ja sam, dochodzą przeraźliwe krzyki i błagania. W większości miejsc panuje jednak cisza. Cisza, w której, jeśli jest się wystarczająco uważnym, da się usłyszeć pobrzmiewającą wśród niej muzykę. Cisza, którą odkryć pozwoliły mi właśnie one. A potem pękło niebo.Wspomnienia wracały, jednak nie potrafiły mnie już zranić. Nie mogło uczynić tego nic, prócz mnie samego. Dziś nie patrzę wstecz. Rozpocząłem od nowa. Czasem brakuje mi ich milczenia i dźwięcznego śmiechu. Wierzę jednak, iż jeszcze kiedyś się spotkamy. Wyczuwam je. Wiem, że są w pobliżu i, kto wie, może nasze drogi splotą się ze sobą szybciej, niż przypuszczam? Nie chcę Was krzywdzić. Nigdy bym tego nie zrobił. Wiecie to, prawda? Jako jedyne nigdy nie patrzyłyście na mnie ze strachem, choć doskonale wiedziałyście, iż jest to jedyne słuszne uczucie. Czasem jednak i wasze myśli uciekały schematom. Wiecie, że mówię o was. Wasze zdrowie, piękne panie. Twoja zdrowie - Najpiękniejsza.

EPIZOD V
NOWY ŚWIAT, STARE PRZYZWYCZAJENIA

Kiedy ludzie zostają zapytani o zdradzenie jednego wspomnienia zazwyczaj wybierają to pozytywne. Ja uczyniłem inaczej, czyniąc jednak z upiornej historii cokół, który posłużyć miał mi do wybudowania pomnika. Pomnika, który łączył przeszłość i przyszłość, w którym ja z lat młodzieńczych, niemal dziecięcych nie walczyłem z moim obecnym ja. Pomnik, który nie pozwalał zapomnieć o tym, co uczyniłem, ale który pomagał mi zrozumieć, iż są rzeczy o wiele istotniejsze. Właściwie, pomaga do dziś. Upadałem i powstawałem wielokrotnie. Zawsze silniejszy. Zawsze o wiele dziwniejszy. Bardziej niebezpieczny. Przede wszystkim jednak lepiej rozumiejący siebie. To chyba ta umiejętność pozwoliła mi przetrwać to wszystko. Dziś jestem na szczycie. Przyglądam się mojemu życiu ostatnim spojrzeniem umierającego. Wiem, że dzwony biją. Słyszę w głowie ich echa. Oczekuję kolejnego upadku. Mojego. Ludzkości. Całego świata, czy to magicznego, czy mugoli. Nie obawiam się tego, co nastąpi. Patrzę w przyszłość z błyskiem w oczach i tym nieodzownym, może nieco zbyt ironicznym półuśmiechem. Z gruzów zawsze powstaje coś pięknego. Kiedy zaś znowu upadniemy, może uda nam się odbudować rzeczywistość w sposób, który sprawi, iż nigdy więcej nic nie będzie mogło jej zniszczyć. Nie mam wątpliwości co do tego, iż uda się nam to uczynić. W końcu to my. Ta garść, która przetrwała zbyt wiele, aby tak po prostu się wypalić, aby wyblaknąć czy rozpuścić się w rzece czasu. W naszych umysłach jesteśmy tymi samymi dzieciakami, które wierzyły w to, iż świat kiedyś będzie należał do nich. Jesteśmy potępieni, straceni ale zejdziemy do Piekieł z wysoko uniesioną głową. Zanim jednak już wybije nasza ostatnia godzina, musimy stoczyć najważniejszą bitwę. Bitwę o nas samych.

EPIZOD VI
KONIEC

A może dopiero początek? Razem stworzymy nową rzeczywistość. Rzeczywistość godną nowego tysiąclecia. Nawet jeśli nie będzie nam doczekać jutra.
Wyrok zapadł.
To końcowe odliczanie.
Przyszłość zaczyna się teraz.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Abaddon Rosier Empty Re: Abaddon Rosier

Nie Wrz 30, 2018 3:48 pm
Witaj na Magicznej Kołysance!
Łap 10 dodatkowych fasolek, za rozbudowaną KP. Na podstawie karty przydzielam ci 6 atutów i 3 słabości.

Atuty:
- Zimna krew - w sytuacjach stresowych postać nie traci głowy. Czy to szalejące nad głową Avady, czy (co gorsza) złamany paznokieć, umie zachować trzeźwe myślenie i sensownie podejść do problemu.
- Znajomość w półświatku - potrzebujesz nielegalnych eliksirów? Czarnomagicznych drobiazgów? A może po prostu chcesz zdobyć nieco tych zabronionych substancji po których ma się niezapomniane odloty? Dobrze trafiłeś. Ta postać doskonale wie, do kogo się z tym zwrócić. A nawet jeśli nie zna sprzedawcy bezpośrednio, to zna kogoś, kto ma kumpla, który zna jednego gościa...
- Magia to nie wszystko - postać zna się na kulturze i obyczajach mugoli. Jest w stanie odnaleźć się w normalnym świecie bez żadnego problemu w porównaniu do większości czarodziejów. Najnowsze trendy w muzyce i sztuce? Najsławniejszy celebryta z mugolskich brukowców? Powie ci jak to wygląda u zwykłych szarych ludzi radzących sobie bez różdżek.
- To coś - postać ma w sobie to coś, jakiś urok, magnetyzm, który przyciąga. Niektórzy myślą, że tylko wile mogą wpływać na innych w tak silny sposób, ale kiedy spojrzy się na tę postać... Może to urodziwa twarz, może ponętne kształty... A nade wszystko te oczy... Achhh, temu spojrzeniu nie naprawdę ciężko odmówić.
- Potrzymaj moją bagietkę - postać zna dobrze dania, najlepsze miejsca i ciekawostki na temat danego państwa. Z zamkniętymi oczami potrafi się w nim znaleźć i zacząć recytować najczęściej używane słówka czy listę najpopularniejszych utworów muzycznych.
- Zawsze mówię prawdę - postać potrafi tak pięknie i wiarygodnie kłamać, że czasem nawet czarodziej specjalizujący się w legilimencji ma problemy ze stwierdzeniem, czy to prawda czy nie. Mówi że był we Francji a tak naprawdę był w pobliskim parku? Twierdzi, że spotkał Dumbledore'a gdy kupował coś na Nokturnie? Wciśnie to komuś tak, że nigdy się nie zorientuje.

Słabości:
- Mrok serca - postać czuje wewnętrzny pociąg do ciemnej strony. Jej potęga kusi go i wabi, tak że niemal nie sposób jej nie ulec, a wszelkie próby opierania się będą o wiele trudniejsze niż w przypadku innych postaci.
- Czarna owca - rodzina postaci nie chce mieć z nią do czynienia, kiedy się pojawia jest wytykana palcami i obgadywana. Żeby tego było mało, sama postać dość mocno to przeżywa i wie, że do końca życia nie uwolni się od nieprzyjemności ze strony kiedyś bliskich dla niej osób.
- Nie mów do mnie - postać jest aspołeczna, nie przejawia chęci przebywania w towarzystwie innych ludzi, wręcz zdaje się tego unikać. Im więcej ludzi wokół niej, tym gorzej się czuje. Ma często wrażenie jakby się dusiła.



Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach