Strona 1 z 2 • 1, 2
- Mistrz Labiryntu
Przy kominku
Nie Lip 30, 2017 11:04 pm
Kącik przy kominku na piętrze. Idealne miejsce do chillowania.
Znajdziesz tu m. in.:
- kominek grzejący zimą i chłodzący latem, żeby uruchomić klimę również należy w nim napalić, płomienie jednak w gorące dni są zimne;
- stary gramofon który za każdym razem gra coś całkowicie innego niż jest nagrane na winylu;
- na ścianie wisi tarcza do darta, lotki znajdziesz w jednej z glinianych doniczek na kominku.
- Kim Miracle
Re: Przy kominku
Sro Lis 07, 2018 1:06 pm
Tup tup tup stąd...
Kim też zawsze uważała, że jej ojciec był nieśmiertelny, dlatego też nigdy nie spodziewała się jego śmierci. Bała się o to, ale nigdy nie dopuściła tej myśli do siebie. Ona zawsze się dużo zamartwiała, nawet jeśli chodziło o jej przeciwników podczas meczów. Nie raz zaglądała do Skrzydła szpitalnego, gdy ktoś podczas meczu z nią wylądował w nim. Nawet odwiedzała Pottera, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Gryfoni w meczach często wygrywali, a Kim stawała się na boisku bardzo zawzięta, więc nie raz niechcący kogoś potrąciła. Tak też było podczas ostatniego meczu z nim - omal nie zrzuciła go z miotły. Czuła się wtedy strasznie!
Gdy dotarła do niej śmieć jej ojca cały czas wierzyła, że Drops po prostu z niej żartował, po prostu stwierdził, że to będzie świetny żart, ale gdy stała już tu w dniu pogrzebu wszystko z niej wyszło. Nie mogła powstrzymać łez, a myśl o tym, że jeśli wróci do domu, a go tam nie będzie sprawiała jej taki ból, że bardziej od niego wolała złamanie otwarte w piszczelu. Nigdy nikomu nie potrafiłaby zażyczyć, aby ktoś danej osobie zmarł, ponieważ ból, który wtedy towarzyszy jest nie do zniesienia.
— Tego bym się nie spodziewała – uśmiechnęła się smutno przywołując sobie minę jej ojca, gdy opowiadał jej o swojej pracy. Był wtedy taki dumny. — Mój tata... zawsze kochał tę pracę. Była dla niego bardzo ważna. Sama... chciałam iść w jego ślady – mruknęła cicho i wysłuchała jego słów na temat tej zazdrości.
— Tego bym się nie spodziewała – uśmiechnęła się smutno przywołując sobie minę jej ojca, gdy opowiadał jej o swojej pracy. Był wtedy taki dumny. — Mój tata... zawsze kochał tę pracę. Była dla niego bardzo ważna. Sama... chciałam iść w jego ślady – mruknęła cicho i wysłuchała jego słów na temat tej zazdrości.
Zrobiło jej się bardziej smutno. Sama nie wiedziała, czy właśnie tego chciała, a doskonale zdawała sobie jak Potter kochał mecze. Grając przeciwko niemu była najbardziej dumną osobą. Walczyła o wygraną sto razy mocniej, gdy jej przeciwnikiem był właśnie Potter. Kim miała słabość do osób, które robiły coś co kochają. Miała wtedy taką misję, aby nie zawieść oczekiwań danej osoby. Gdy Potter zaczął bzyczeć i latać wciągając też w to ją zaczęła się śmiać trzymając się go mocno. Kim była niezdarną osobą. Zawsze przewracała się o własny cień. Nie raz się też spóźniała na lekcje i robiła wielkie wejścia niczym jakiś smok! Dlatego zawsze musiała uważać, a zwłaszcza w otwartym świecie. Gdy już szli normalnie, a na horyzoncie zaczął majaczyć dom Pottera cicho westchnęła.
— Wiesz... ja nie wiem co mam myśleć. Lubię latać, lubię grać. Kocham to, ale to że trafiłam do Os było przypadkiem. Idę teraz tam, gdzie ktoś mnie pociągnie. Po śmierci ojca siedziałam w pokoju u dziadka w domu i nie ruszałam się stamtąd tygodniami, aż do czasu tamtego meczu – mruknęła czując jak żołądek skręca się na samą myśl. — Chciałabym coś robić. Chciałabym pomścić śmierć ojca, ale nie wiem jak... jestem taka bezsilna. Ty przynajmniej masz siłę, aby pomagać światu, a ja? Jak pomogę? – zapytała i weszła za nim do jego domu. Ściągnęła czapkę, odwiązała szal i wcisnęła rękawiczki do kieszeni. Zatrzymała się w korytarzu i spojrzała na Pottera. Nie bardzo wiedziała, co teraz. Przyszła tu, ponieważ chciał ją odesłać do domu, ale z drugiej strony nie chciała tam wracać. Będzie tam sama... Miała na sobie wyciągnięty, żółty, wełniany sweter, który uszyła dla niej babcia. Do tego szerokie, ciemne bojówki, które kiedyś należały do jej ojca, ale za pomocą zaklęć przerobiła je na swój rozmiar, które były wciśnięte w wojskowe buty.
— Tak sobie myślę... A może chciałbyś kiedyś przyjść na jeden z treningów Os. Mógłbyś z nami poćwiczyć. Myślę, że nie mieliby nic przeciwko – uśmiechnęła się, czekając na to, co teraz Potter zadecyduje.
— Wiesz... ja nie wiem co mam myśleć. Lubię latać, lubię grać. Kocham to, ale to że trafiłam do Os było przypadkiem. Idę teraz tam, gdzie ktoś mnie pociągnie. Po śmierci ojca siedziałam w pokoju u dziadka w domu i nie ruszałam się stamtąd tygodniami, aż do czasu tamtego meczu – mruknęła czując jak żołądek skręca się na samą myśl. — Chciałabym coś robić. Chciałabym pomścić śmierć ojca, ale nie wiem jak... jestem taka bezsilna. Ty przynajmniej masz siłę, aby pomagać światu, a ja? Jak pomogę? – zapytała i weszła za nim do jego domu. Ściągnęła czapkę, odwiązała szal i wcisnęła rękawiczki do kieszeni. Zatrzymała się w korytarzu i spojrzała na Pottera. Nie bardzo wiedziała, co teraz. Przyszła tu, ponieważ chciał ją odesłać do domu, ale z drugiej strony nie chciała tam wracać. Będzie tam sama... Miała na sobie wyciągnięty, żółty, wełniany sweter, który uszyła dla niej babcia. Do tego szerokie, ciemne bojówki, które kiedyś należały do jej ojca, ale za pomocą zaklęć przerobiła je na swój rozmiar, które były wciśnięte w wojskowe buty.
— Tak sobie myślę... A może chciałbyś kiedyś przyjść na jeden z treningów Os. Mógłbyś z nami poćwiczyć. Myślę, że nie mieliby nic przeciwko – uśmiechnęła się, czekając na to, co teraz Potter zadecyduje.
- James Potter
Re: Przy kominku
Nie Lis 11, 2018 6:22 pm
James możliwe, że nawet już o tym nie pamiętał, a już z pewnością nie miał jej tego za złe, zresztą, sam przecież zwykle nie pozostawał dłużny. Taki był ten sport, nikt w nim się nie oszczędzał, chociaż Potter zdecydowanie wolał zdawać się na zwinność i pomysłowe wyprowadzenie przeciwnika w krzaki, niż stawiać na agresywne zagrywki. Te zostawiał sobie zwykle na ślizgonów, dla nich nie było litości. Dla zasady.
- Ja też nie… - mruknął, no bo co tu ukrywać, taka była prawda, całe życie widział się gdzie indziej, ale póki co jednak musiał skręcić z tej ścieżki. Zerknął na Kim, niestety mokre okulary nie pozwoliły mu zarejestrować jej pierwszej reakcji. Machnął sobie rękawem z różdżką przed twarzą, bezgłośnie poprawiając zaklęcia na szkiełkach – Postaram się chociaż w kilku procentach mu dorównać – dodał, chciał ją jakoś podnieść na duchu, ale i tak nie do końca wierzył, że będzie dobrym aurorem, chociaż fakt, że już na wstępie zdawał sobie sprawę ze swoich wad dawało nadzieje, że może nie schrzani tego tak ostatecznie.
I tak oto James ochoczo zaciągnął Kim o zmroku na leśną ścieżkę i bzykali sobie tam wniebogłosy, a nie było w tym nawet grama nieprzyzwoitości. Znał tu niemalże każde drzewo i nie zawsze był tu taki grzeczny jak teraz z Kim, ale jak widać, potrafił, a na tapecie mieli bardzo poważne tematy.
- Nic nie dzieje się przypadkiem – odparł – Może to on właśnie cię tam w końcu popchnął? – Potter wiele razy przerabiał już ten motyw i chyba nawet chciał, czy chociaż miał nadzieję, że Erin jakoś tam nad nim czuwa. Może to ona tak pokierowała jego relacją z Lily? Może to wszystko z góry było skazane na porażkę?
- Aż za dobrze cię rozumiem… – rzucił, marszcząc brwi, w końcu sam głównie kierował się zemstą w swojej decyzji wstąpienia do aurorów – Myślę, że możemy to jakoś rozwiązać… Ja skupię się na mszczeniu za nas dwoje, a ty na Quidditchu, też za nas dwoje – i powiedział to jakoś dziwnie poważnie, otwierając przed nią drzwi do swojego domu.
Było trochę chłodno, ciągle nie do końca panował nad zaklęciami ogarniającymi całą posiadłość. Zwykle zajmowała się tym jego mama, ale teraz spadło wszystko na niego, bo jego tata czuł się tu bardziej jak gość niż pan domu.
- Ojciec jest w pracy, Syriusz na randce więc wróci późno albo i wcale, a dziewczyny miały mieć jakieś pidżama party u Dorcas, więc… chyba jesteśmy sami – w jednej chwili zaczęły się same zapalać wszystkie punkty świetlne w domu, a na piętrze coś zagruchotało – To kominek… Jak dobrze poszło to się rozpalił – nie do końca wierzył w ten sukces, więc nie powiedział tego z wielkim entuzjazmem. Kiedyś dojdzie do wprawy i wszystko będzie chodziło tu jak w zegarku.
Rozejrzał się niezręcznie po korytarzu otwartym na wielki pusty salon. Szczerze mówiąc nie bardzo uśmiechało mu się zostawać samemu. James był zwierzęciem stadnym. Zawsze otoczonym przez przyjaciół. Takie wieczory jak ten, gdy nagle jego dom, zwykle pełny po brzegi, pustoszał, sprowadzały na niego nie małą depresję. Postanowił więc samolubnie spróbować zagarnąć sobie Kim.
- A może chcesz się czegoś napić? Robię całkiem nie najgorszą herbatę, a i mam również spory wybór napojów rozgrzewających w zgoła inny sposób – posłał jej niezbyt grzeczne spojrzenie z jedną brwią zachęcająco uniesioną do góry.
Ściągnął kurtkę i buty, a światu ukazały się jego skarpetki w znicze i bordowa bluza Gryffindoru.
- Fajny sweterek… Taki puchoński – pokiwał głowa z podziwem i lekkim uśmieszkiem – Wyglądasz jak Puszek wybierający się na wojnę. Może zamienimy się ciuchami? Ja ci dam skarpetki w znicze, a ty mi wojskowe buty i spodnie – a może rzeczywiście poprzewracało im się w głowach i powinni zamienić się miejscami?
Na jej propozycje zamarł, chociaż oczy pewnie zaświeciły mu się jak dwa znicze wyskakujące na boisku w blasku słońca. Z jednej strony tego pragnął, ale coś mu podpowiadało, że nie byłoby to zbyt rozsądne – Myślisz? – wykrztusił w końcu – Byłoby świetnie… Ja ciągle ćwiczę… Sam… Kiedyś, jak ten bałagan się skończy… Nie chcę wypaść z formy – nie miał pojęcia, czy się usprawiedliwiał, czy co właściwie chciał przekazać. Bardzo chciałby z nimi poćwiczyć i pewnie chciał ją zapewnić, że dalej utrzymuje dobry poziom, z drugiej strony sam obawiał się, że to co postanowił zrobić ze swoim życiem już nigdy nie pozwoli mu na powrót do Quidditcha, a taki trening tylko go o tym w pełni przekona.
- Ja też nie… - mruknął, no bo co tu ukrywać, taka była prawda, całe życie widział się gdzie indziej, ale póki co jednak musiał skręcić z tej ścieżki. Zerknął na Kim, niestety mokre okulary nie pozwoliły mu zarejestrować jej pierwszej reakcji. Machnął sobie rękawem z różdżką przed twarzą, bezgłośnie poprawiając zaklęcia na szkiełkach – Postaram się chociaż w kilku procentach mu dorównać – dodał, chciał ją jakoś podnieść na duchu, ale i tak nie do końca wierzył, że będzie dobrym aurorem, chociaż fakt, że już na wstępie zdawał sobie sprawę ze swoich wad dawało nadzieje, że może nie schrzani tego tak ostatecznie.
I tak oto James ochoczo zaciągnął Kim o zmroku na leśną ścieżkę i bzykali sobie tam wniebogłosy, a nie było w tym nawet grama nieprzyzwoitości. Znał tu niemalże każde drzewo i nie zawsze był tu taki grzeczny jak teraz z Kim, ale jak widać, potrafił, a na tapecie mieli bardzo poważne tematy.
- Nic nie dzieje się przypadkiem – odparł – Może to on właśnie cię tam w końcu popchnął? – Potter wiele razy przerabiał już ten motyw i chyba nawet chciał, czy chociaż miał nadzieję, że Erin jakoś tam nad nim czuwa. Może to ona tak pokierowała jego relacją z Lily? Może to wszystko z góry było skazane na porażkę?
- Aż za dobrze cię rozumiem… – rzucił, marszcząc brwi, w końcu sam głównie kierował się zemstą w swojej decyzji wstąpienia do aurorów – Myślę, że możemy to jakoś rozwiązać… Ja skupię się na mszczeniu za nas dwoje, a ty na Quidditchu, też za nas dwoje – i powiedział to jakoś dziwnie poważnie, otwierając przed nią drzwi do swojego domu.
Było trochę chłodno, ciągle nie do końca panował nad zaklęciami ogarniającymi całą posiadłość. Zwykle zajmowała się tym jego mama, ale teraz spadło wszystko na niego, bo jego tata czuł się tu bardziej jak gość niż pan domu.
- Ojciec jest w pracy, Syriusz na randce więc wróci późno albo i wcale, a dziewczyny miały mieć jakieś pidżama party u Dorcas, więc… chyba jesteśmy sami – w jednej chwili zaczęły się same zapalać wszystkie punkty świetlne w domu, a na piętrze coś zagruchotało – To kominek… Jak dobrze poszło to się rozpalił – nie do końca wierzył w ten sukces, więc nie powiedział tego z wielkim entuzjazmem. Kiedyś dojdzie do wprawy i wszystko będzie chodziło tu jak w zegarku.
Rozejrzał się niezręcznie po korytarzu otwartym na wielki pusty salon. Szczerze mówiąc nie bardzo uśmiechało mu się zostawać samemu. James był zwierzęciem stadnym. Zawsze otoczonym przez przyjaciół. Takie wieczory jak ten, gdy nagle jego dom, zwykle pełny po brzegi, pustoszał, sprowadzały na niego nie małą depresję. Postanowił więc samolubnie spróbować zagarnąć sobie Kim.
- A może chcesz się czegoś napić? Robię całkiem nie najgorszą herbatę, a i mam również spory wybór napojów rozgrzewających w zgoła inny sposób – posłał jej niezbyt grzeczne spojrzenie z jedną brwią zachęcająco uniesioną do góry.
Ściągnął kurtkę i buty, a światu ukazały się jego skarpetki w znicze i bordowa bluza Gryffindoru.
- Fajny sweterek… Taki puchoński – pokiwał głowa z podziwem i lekkim uśmieszkiem – Wyglądasz jak Puszek wybierający się na wojnę. Może zamienimy się ciuchami? Ja ci dam skarpetki w znicze, a ty mi wojskowe buty i spodnie – a może rzeczywiście poprzewracało im się w głowach i powinni zamienić się miejscami?
Na jej propozycje zamarł, chociaż oczy pewnie zaświeciły mu się jak dwa znicze wyskakujące na boisku w blasku słońca. Z jednej strony tego pragnął, ale coś mu podpowiadało, że nie byłoby to zbyt rozsądne – Myślisz? – wykrztusił w końcu – Byłoby świetnie… Ja ciągle ćwiczę… Sam… Kiedyś, jak ten bałagan się skończy… Nie chcę wypaść z formy – nie miał pojęcia, czy się usprawiedliwiał, czy co właściwie chciał przekazać. Bardzo chciałby z nimi poćwiczyć i pewnie chciał ją zapewnić, że dalej utrzymuje dobry poziom, z drugiej strony sam obawiał się, że to co postanowił zrobić ze swoim życiem już nigdy nie pozwoli mu na powrót do Quidditcha, a taki trening tylko go o tym w pełni przekona.
- Kim Miracle
Re: Przy kominku
Nie Lis 18, 2018 11:53 am
Chyba tego najbardziej jej brakowało. Gry w meczach szkolnych. Lubiła to robić, a życie za murami zamczyska, w którym się uczyli było znacznie łatwiejsze niż świat dorosłych. Żałowała tego, że Hogwart nie uczył obycia z otwartym światem. Gdy wracała na wakacje niewiele się działo w jej życiu. Starła się spędzać czas z ojcem, a nie obserwowania świata dorosłych. Tata odciągał ją od problemów. Każdy rodzic to robił, chcieli, aby ich dzieci mile spędzili czas poza szkoły i myśleli o tym, aby odpocząć, a nie wchodzić w kolejne problemy. Teraz musiała myśleć o wydawaniu pieniędzy na jedzenie, na opłaty, utrzymanie domu w odpowiednim stanie, martwieniu się też o tym, czy jej dziadek daje sobie radę. Mężczyzna nie chce zamieszkać w Dolinie Godryka, ponieważ chce być blisko swojej zmarłej żony, a Kim nie chce opuszczać miejsca, w którym ma wspomnienia z ojcem. Jednak oboje chcą być blisko siebie.
— W to nie wątpię. Nadajesz się do tego – uśmiechnęła się przyglądając się mu uważnie. — Wierzę, że gdy to wszystko się skończy to... uda się nam kiedyś zagrać przeciwko sobie. Tak jak było w szkole – och, naiwna duszyczko...
— W to nie wątpię. Nadajesz się do tego – uśmiechnęła się przyglądając się mu uważnie. — Wierzę, że gdy to wszystko się skończy to... uda się nam kiedyś zagrać przeciwko sobie. Tak jak było w szkole – och, naiwna duszyczko...
Czy tata nad nią czuwa? Czy popchnął ją w tym kierunku? Może coś w tym było i może powinna właśnie tak myśleć. W końcu mężczyzna chciał dla niej jak najlepiej i to, że jest w tym miejscu to właśnie zasługa tych myśli, że Adam by tak chciał. Chciałby, aby ta dziewczyna szła do przodu, poniosła swoje zacne cztery litery i walczyła o swoje szczęście. Nic na to nie odpowiedziała, jedynie skinęła w zamyśleniu głową. Może miał rację?
— Dobra. Dam z siebie wszystko podczas meczy! – powiedziała to wyjątkowo pewnie. Jakby chciała właśnie w to wierzyć. Jakby chciała grać właśnie dla nich obojga. W końcu los poprowadził ich w dwóch różnych kierunkach. Ona chciała być Aurorem, a on graczem. Skończyli jednak inaczej i może właśnie w ten sposób staną na wysokości zadania jeszcze bardziej. Dwa razy mocniej.
— Dobra. Dam z siebie wszystko podczas meczy! – powiedziała to wyjątkowo pewnie. Jakby chciała właśnie w to wierzyć. Jakby chciała grać właśnie dla nich obojga. W końcu los poprowadził ich w dwóch różnych kierunkach. Ona chciała być Aurorem, a on graczem. Skończyli jednak inaczej i może właśnie w ten sposób staną na wysokości zadania jeszcze bardziej. Dwa razy mocniej.
Gdyby Potter widział jak wygląda dom Miracle uważałby siebie za najlepszą gospodynię świata. Kim jakoś nie potrafiła sobie poradzić z tym wszystkim. W prawdzie zaklęcia, które zostawił w ich domu jej tata nadal działały, ale nie były tak dobre jak na początku. Połowa z nich już dawno przestała działać jak powinna. Dziadek jedynie sprzątał kurze, żeby nic się potem nie kleiło. A ona? Ona uciekała od tego miejsca jak najdalej. Bała się...
Gdy zaproponował jej, aby została u niego od razu kamień spadł z jej serca. Bez słowa ściągnęła swoje buty i ustawiła je na boku, aby w niczym nie zawadzały ukazując tym samym wełniane, żółte skarpety. Specjalnie barwione za pomocą zaklęć. Kim należała do osób szybko marznących, więc jej garderoba składała się w połowie z wełnianych swetrów, skarpet, szalów i rękawiczek. Miała też kilka kocyków, które powstały spod rąk jej mugolskiej babuni. Kim też nie raz częstowała wełnianymi wyrobami swoich przyjaciół, więc prawdopodobnie James też mógł mieć od niej jakiś prezent pary skarpetek zapewne w barwach Gryfonów. Kurtkę odwiesiła na wieszak chowając w nią czapkę i szal.
Jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech, gdy usłyszała jego komentarz. Kim zawsze ubierała się dziwacznie. W połowie jak mugol, w połowie jak czarodziej. To czyniło ją niezwykle dziwną osobą, ale jednocześnie tak przyjazną dla innych osób, że można było ją przykładać do ran.
— Nie wiem czy wypada, abym dawała ci swoje spodnie – uniosła brwi, ale nie przestawała się uśmiechać. — Chętnie napiję się czegoś... rozgrzewającego w inny sposób – powiedziała i bez słowa wprosiła się do salonu przed kominek. Och jak ona uwielbiała wieczory przy kominkach. Nie siadała na żadnej kanapie. Po prostu klapnęła tuż przed samym paleniskiem obejmując swoje nogi.
— Jeszcze pytasz? Nie masz pojęcia ile bym dała, aby ktoś z moich przyjaciół polatał ze mną na boisku. Tęsknie za wami wszystkimi, ale przez moją głupotę... straciłam... – cicho westchnęła oglądając się na niego. — Musisz dużo ćwiczyć, a gdzie się najlepiej ćwiczy? – zapytała i zaczesała za ucho swoje loki. — Na boisku. A druga sprawa w pracy Aurora utrzymywanie się na miotle też jest ważne, prawda? – nie chciała, by James rzucał swoje marzenia tylko dlatego, że rozsądek i zemsta karzą mu walczyć przeciwko tyranowi świata. Nie chciała, aby tracił to, co kochał.
— Nie wiem czy wypada, abym dawała ci swoje spodnie – uniosła brwi, ale nie przestawała się uśmiechać. — Chętnie napiję się czegoś... rozgrzewającego w inny sposób – powiedziała i bez słowa wprosiła się do salonu przed kominek. Och jak ona uwielbiała wieczory przy kominkach. Nie siadała na żadnej kanapie. Po prostu klapnęła tuż przed samym paleniskiem obejmując swoje nogi.
— Jeszcze pytasz? Nie masz pojęcia ile bym dała, aby ktoś z moich przyjaciół polatał ze mną na boisku. Tęsknie za wami wszystkimi, ale przez moją głupotę... straciłam... – cicho westchnęła oglądając się na niego. — Musisz dużo ćwiczyć, a gdzie się najlepiej ćwiczy? – zapytała i zaczesała za ucho swoje loki. — Na boisku. A druga sprawa w pracy Aurora utrzymywanie się na miotle też jest ważne, prawda? – nie chciała, by James rzucał swoje marzenia tylko dlatego, że rozsądek i zemsta karzą mu walczyć przeciwko tyranowi świata. Nie chciała, aby tracił to, co kochał.
- James Potter
Re: Przy kominku
Wto Lis 20, 2018 9:49 pm
I jemu brakowało meczy, morderczych treningów, wszystkich tych chwil w których mógł oddać się całym sobą Quidditchowi i nie miał w sobie miejsca na nic więcej. Na żadne wspomnienia, beznadziejne plany na przyszłość i świadomość, jak niewiele może zmienić. Nie tak wyobrażał sobie swoje wejście w dorosłość. Zdecydowanie nie tak.
- Dzięki – uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Nie wątpił, że odda się byciu aurorem całym sobą, nawet pomimo tego, że nie było to jego spełnienie marzeń. Wyklarował sobie jasny cel, a to była jedyna droga którą mógł ku niemu podążyć.
- A spróbuj mnie zawieść, wtedy zobaczysz co oznacza gniew Pottera – i roześmiał się złowieszczo jak w niejednym mugolskim horrorze, a otwierał wtedy drzwi do swego pustego, ciemnego domu, więc nabrało to podwójnej mocy.
W kwestii zajmowania się domem James miał o sobie zgoła odmienne zdanie. Wynikało to pewnie z perfekcyjności nieżyjącej już pani Potter której naprawdę ciężko było dorównać. Wszystkie zaklęcia jakie rzuciła na swoje domostwo wygasły razem z ostatnim błyskiem w jej oku. Rogacz natomiast naprawdę nie był zwyczajny czegokolwiek sprzątać, przygotowywać, pilnować. Z istnienia wielu udogodnień w swoim domu zdał sobie sprawę dopiero po śmierci swojej matki, gdy wszystkie te zacne zaklęcia szlag trafił. Większością zajmowały się teraz Marlene z Charlotte, a James małymi krokami próbował ogarnąć techniczne strony działania całego domu. Po wizycie Lily już nawet nie oszukiwał się, że uda mu się przywrócić cały czar tego miejsca. To było niemożliwe. Zaklęcia tego nie zrobią, tu brakowało osób. Ich obecności i miłości. A do bycia takim gospodarzem James zdecydowanie jeszcze nie dojrzał.
- Daj spokój, jesteśmy dorośli – a'propos, a jedna z jego brwi powędrowała do góry, razem z kącikami ust, jak zwykle gdy flirtował przekomarzając się z dziewczętami.
- I świetny wybór! – nie żeby przypalał wodę na herbatę, ale zdecydowanie lepiej szło mu polewanie mocniejszych trunków. Na chwilę zniknął w kuchni, by w końcu wrócić z talerzem i ustami pełnymi cynamonowych ciasteczek i winem Wampirzym Wytrawnym, Ognistą Whisky oraz dwiema szklaneczkami – Nie bój się, nie ja piekłem, Charlie – rzucił z pełnymi ustami, siadając obok niej na podłodze, opierając się plecami o kanapę – Czego panience polać? Mogę nawet ugrzać panience wina nad paleniskiem z goździkami – i znowu uniósł tą swoją brew. Sam następnie polał sobie Whisky.
- Widocznie marni z nich przyjaciele skoro pozwolili ci odejść… - i omal sam się nie zakrztusił gdy dotarły do niego jego własne słowa. Nie, nie, nie… Z Lily było inaczej… Ona też cierpiała… Ona też ją straciła… Upił wielki łyk alkoholu i przełknął ciężko, próbując przełknąć również tę gorzką myśl.
- Nie da się ukryć, że masz mocne argumenty – uśmiechnął się w końcu. Propozycja była niesamowicie kusząca i pewnie sam już wiedział, że nie byłby w stanie jej odmówić, chociaż wielce prawdopodobne, że przyjdzie mu żałować po fakcie – No to jesteśmy umówieni. Czekam więc na sowę – i wysunął swoją szklaneczkę do toastu by przypieczętować ten akt.
- Dzięki – uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Nie wątpił, że odda się byciu aurorem całym sobą, nawet pomimo tego, że nie było to jego spełnienie marzeń. Wyklarował sobie jasny cel, a to była jedyna droga którą mógł ku niemu podążyć.
- A spróbuj mnie zawieść, wtedy zobaczysz co oznacza gniew Pottera – i roześmiał się złowieszczo jak w niejednym mugolskim horrorze, a otwierał wtedy drzwi do swego pustego, ciemnego domu, więc nabrało to podwójnej mocy.
W kwestii zajmowania się domem James miał o sobie zgoła odmienne zdanie. Wynikało to pewnie z perfekcyjności nieżyjącej już pani Potter której naprawdę ciężko było dorównać. Wszystkie zaklęcia jakie rzuciła na swoje domostwo wygasły razem z ostatnim błyskiem w jej oku. Rogacz natomiast naprawdę nie był zwyczajny czegokolwiek sprzątać, przygotowywać, pilnować. Z istnienia wielu udogodnień w swoim domu zdał sobie sprawę dopiero po śmierci swojej matki, gdy wszystkie te zacne zaklęcia szlag trafił. Większością zajmowały się teraz Marlene z Charlotte, a James małymi krokami próbował ogarnąć techniczne strony działania całego domu. Po wizycie Lily już nawet nie oszukiwał się, że uda mu się przywrócić cały czar tego miejsca. To było niemożliwe. Zaklęcia tego nie zrobią, tu brakowało osób. Ich obecności i miłości. A do bycia takim gospodarzem James zdecydowanie jeszcze nie dojrzał.
- Daj spokój, jesteśmy dorośli – a'propos, a jedna z jego brwi powędrowała do góry, razem z kącikami ust, jak zwykle gdy flirtował przekomarzając się z dziewczętami.
- I świetny wybór! – nie żeby przypalał wodę na herbatę, ale zdecydowanie lepiej szło mu polewanie mocniejszych trunków. Na chwilę zniknął w kuchni, by w końcu wrócić z talerzem i ustami pełnymi cynamonowych ciasteczek i winem Wampirzym Wytrawnym, Ognistą Whisky oraz dwiema szklaneczkami – Nie bój się, nie ja piekłem, Charlie – rzucił z pełnymi ustami, siadając obok niej na podłodze, opierając się plecami o kanapę – Czego panience polać? Mogę nawet ugrzać panience wina nad paleniskiem z goździkami – i znowu uniósł tą swoją brew. Sam następnie polał sobie Whisky.
- Widocznie marni z nich przyjaciele skoro pozwolili ci odejść… - i omal sam się nie zakrztusił gdy dotarły do niego jego własne słowa. Nie, nie, nie… Z Lily było inaczej… Ona też cierpiała… Ona też ją straciła… Upił wielki łyk alkoholu i przełknął ciężko, próbując przełknąć również tę gorzką myśl.
- Nie da się ukryć, że masz mocne argumenty – uśmiechnął się w końcu. Propozycja była niesamowicie kusząca i pewnie sam już wiedział, że nie byłby w stanie jej odmówić, chociaż wielce prawdopodobne, że przyjdzie mu żałować po fakcie – No to jesteśmy umówieni. Czekam więc na sowę – i wysunął swoją szklaneczkę do toastu by przypieczętować ten akt.
- Kim Miracle
Re: Przy kominku
Wto Gru 25, 2018 11:36 pm
Potter wydał się jej być teraz uroczym mordercą, który chciał zaciągnąć niewinną duszyczkę do swojej piwnicy i poćwiartować ją, aby podać dzieciakom na ulicy pod postacią smacznych pasztecików, ale z drugiej strony miała świadomość, że James taki nie jest. Wiedziała, że był bohaterem, który by ochronił swoich przyjaciół, gdyby tego potrzebowali. Czuła się przy nim bezpiecznie i chyba tak powinno być, prawda? Bez wahania, więc wkroczyła tego dnia do jego domu. Bez wahania ściągnęła z siebie zimowe ubranie i wdreptała w wełnianych skarpetach przed jego kominek.
Pierwszy raz od dawna udało się jej uśmiechnąć tak jak kiedyś. Tak jakby wróciła do murów zamku i znowu przekomarzała się z nadętym Potterem. Zasunęła lok swoich włosów za ucho i pokręciła głową. Nie rozumiała, co on miał takiego w sobie, że nawet jak próbował być nietaktowny i tak nie sprawiało jej to kłopotu. Jasne znowu na jej policzkach były delikatne rumieńce, ale to dlatego, że Kim posiadała nad wyraz dużą wyobraźnię i niektóre myśli same wędrowały ścieżkami po jej umyśle. Jak szarańcza, która zjada wszystkie plony ludzi ciężko pracujących na chleb, więc nic dziwnego, że wspomnienie o zamianie ubrań wywołało u niej wspomnienie braku ubrań przy Remusie. Pokręciła głową energicznie przypominając teraz kuca odstraszającego natrętne myśli. Zdecydowanie nie miała zamiaru rozbierać się przy jakimkolwiek innym Huncwocie.
Złapała za ciasteczko przyniesione przez Potteraz i wskazała palcem na Ognistą. Na jego słowa pokręciła tylko głową.
— Stawiam mocne mury wokół siebie. Ciężko je zburzyć – odparła i wzięła od niego szklankę trunku. Kimi piła. Wiele razy była przy ojcu i jego kumplach grając w pokera. Czasami dostała łyczek alkoholu, ale nigdy nie piła tak, aby pić. Stuknęła swoją szklankę z jego i upiła łyk krzywiąc się w momencie, gdy ogień przeszedł przez jej krtań. Kaszlnęła cicho. — W sumie... oboje mamy podobną sytuację, ale cieszę się, że ty nikogo od siebie nie odsunąłeś – wyciągnęła nogi przed siebie. — Ja od tamtego momentu teraz mam pierwszy kontakt z kimkolwiek z Hogwartu – upiła kolejny łyk tym razem lepiej go znosząc. Przeczesała swoje włosy i cicho mruknęła chrząkając. Nie sądziła, że alkohol będzie tak dobrze smakował.
— Stawiam mocne mury wokół siebie. Ciężko je zburzyć – odparła i wzięła od niego szklankę trunku. Kimi piła. Wiele razy była przy ojcu i jego kumplach grając w pokera. Czasami dostała łyczek alkoholu, ale nigdy nie piła tak, aby pić. Stuknęła swoją szklankę z jego i upiła łyk krzywiąc się w momencie, gdy ogień przeszedł przez jej krtań. Kaszlnęła cicho. — W sumie... oboje mamy podobną sytuację, ale cieszę się, że ty nikogo od siebie nie odsunąłeś – wyciągnęła nogi przed siebie. — Ja od tamtego momentu teraz mam pierwszy kontakt z kimkolwiek z Hogwartu – upiła kolejny łyk tym razem lepiej go znosząc. Przeczesała swoje włosy i cicho mruknęła chrząkając. Nie sądziła, że alkohol będzie tak dobrze smakował.
- James Potter
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 12:16 am
Póki co za wiele z mordercy nie miał, ale jeżeli już chodzi o zaciągnie niewinnych duszyczek do ciemnych kątów, nawet w swej własnej piwnicy, to tu już taki święty nie był. Trzeba jednak jasno zaznaczyć, że żadna duszyczka nie opuściła tego kąta w kawałkach, a z rumianymi pasztecikami miała wspólnie jedynie właśnie same rumieńce.
Potter był zawsze bardzo otwarty, czasami pewnie nawet aż za bardzo. Jeżeli zaś chodzi o dziewczyny… no cóż, lubił gdy czuły się przy nim dziewczęco, atrakcyjnie, nawet jeżeli miał z nimi rangę zaledwie koleżeńską. Na szczęście jednak jego bogata wyobraźnia nie podsunęła mu wspomnień gdzie on paradował nago przy Remusie, chociaż pewnie, jakby to nie zabrzmiało, zdarzyło mu się to o wiele więcej razy niż Kim. Tymczasem jednak jego wierny przyjaciel nie pochwalił mu się przygodą z panienką Miracle, więc Potter, niczego nieświadomy, jej kręcenie głową odebrał jako zwyczajny brak zgody na wymianę ubraniową. Właściwie to… i tak ciężko byłoby mu się rozstać z jego ukochanymi skarpetkami.
- Mocne mury, mocny trunek, proszę bardzo, drink dla panienki - odparł wręczając jej szklankę. Zwykle pijał z twardymi zawodnikami, więc nie przyszło mu do głowy by zaproponować jej jakiś napój, czy chociażby cytrusy do alkoholu. Machnął rękawem z różdżką w stronę starego gramofonu, który po chwili zaczął grać już świąteczne piosenki, chociaż pudełko po winylu stojące obok sugerowało, że winien grać coś zgoła innego.
- Chyba nikogo to za wielkie słowo, jest co najmniej jedna osoba którą odepchnąłem – zagryzł to ciastkiem – Jestem pierwszy? – nieznośna brew znowu powędrowała mu do góry, ale na tym skończyła się jego dwuznaczność, chociaż język świerzbił go by coś jeszcze dodać. Zamiast tego dźgnął ją w ramię palcem jakby sprawdzał, czy rzeczywiście istnieje i dodał – A więc witaj w świecie żywych! – i również upił z nią łyk alkoholu. Do ich towarzystwa dołączył Moher, kot którego niegdyś James podarował Erin. Jemu też spodobało się ciepło kominka, a że był równie otwarty co jego obecny właściciel, bez oporów wyciągnął się na nogach Kim.
- Grałaś kiedyś w darta? – rzucił tymczasem Potter.
__________
Dart, zasady:
Na jeden post każdy przeprowadza jedną rozgrywkę i reaguje na rozgrywkę wyrzuconą przez towarzysza: rzucamy trzema kośćmi: K6, lekcja, K100.
Odczytywanie kości (do trzech porażek):
K6:
1-3 – przegrywasz rozgrywkę*
4-6 – wygrywasz rozgrywkę
* jeżeli przegrywasz rozgrywkę:
traf – trafiasz w tarczę, ale masz mniej punktów niż drugi zawdnik
pech – nie trafiasz w tarczę**
** jeżeli nie trafiasz w tarczę to:
1-20 – trafiasz w drewnianą ścianę za tarczą
21-30 – trafiasz w kamienny kominek
31-40 – trafisz w ramę okienną
41-45 – jakimś cudem lotka leci w sufit i tam zostaje
46-60 – lotka ląduje na kanapie
61-65 – trafisz w drewnianego krasnala na kominku, zostaje dziura
66-70 – trafiasz w drewnianego krasnala na kominku i odłupujesz mu jakiś kawałek, wymyślasz co
71-85 – lotka odbija się od tarczy i ląduje za kanapą, możesz wymyślić co tam znajdujesz, z opcji wymyślania można skorzystać max. 3 razy
86-90 – zbijasz jedną z glinianych doniczek nad kominkiem
91-95 – zbijasz jedną z żarówek wiszących nad kanapą
96-100 – zbijasz okno
Odczytywanie kości (po trzech porażkach):
Zmienia się odczytywanie kości K6:
1-4 – przegrywasz rozgrywkę
5-6 – wygrywasz rozgrywkę
James upija się po 6 przegranych rozgrywkach, Kim po 4.
Potter był zawsze bardzo otwarty, czasami pewnie nawet aż za bardzo. Jeżeli zaś chodzi o dziewczyny… no cóż, lubił gdy czuły się przy nim dziewczęco, atrakcyjnie, nawet jeżeli miał z nimi rangę zaledwie koleżeńską. Na szczęście jednak jego bogata wyobraźnia nie podsunęła mu wspomnień gdzie on paradował nago przy Remusie, chociaż pewnie, jakby to nie zabrzmiało, zdarzyło mu się to o wiele więcej razy niż Kim. Tymczasem jednak jego wierny przyjaciel nie pochwalił mu się przygodą z panienką Miracle, więc Potter, niczego nieświadomy, jej kręcenie głową odebrał jako zwyczajny brak zgody na wymianę ubraniową. Właściwie to… i tak ciężko byłoby mu się rozstać z jego ukochanymi skarpetkami.
- Mocne mury, mocny trunek, proszę bardzo, drink dla panienki - odparł wręczając jej szklankę. Zwykle pijał z twardymi zawodnikami, więc nie przyszło mu do głowy by zaproponować jej jakiś napój, czy chociażby cytrusy do alkoholu. Machnął rękawem z różdżką w stronę starego gramofonu, który po chwili zaczął grać już świąteczne piosenki, chociaż pudełko po winylu stojące obok sugerowało, że winien grać coś zgoła innego.
- Chyba nikogo to za wielkie słowo, jest co najmniej jedna osoba którą odepchnąłem – zagryzł to ciastkiem – Jestem pierwszy? – nieznośna brew znowu powędrowała mu do góry, ale na tym skończyła się jego dwuznaczność, chociaż język świerzbił go by coś jeszcze dodać. Zamiast tego dźgnął ją w ramię palcem jakby sprawdzał, czy rzeczywiście istnieje i dodał – A więc witaj w świecie żywych! – i również upił z nią łyk alkoholu. Do ich towarzystwa dołączył Moher, kot którego niegdyś James podarował Erin. Jemu też spodobało się ciepło kominka, a że był równie otwarty co jego obecny właściciel, bez oporów wyciągnął się na nogach Kim.
- Grałaś kiedyś w darta? – rzucił tymczasem Potter.
__________
Dart, zasady:
Na jeden post każdy przeprowadza jedną rozgrywkę i reaguje na rozgrywkę wyrzuconą przez towarzysza: rzucamy trzema kośćmi: K6, lekcja, K100.
Odczytywanie kości (do trzech porażek):
K6:
1-3 – przegrywasz rozgrywkę*
4-6 – wygrywasz rozgrywkę
* jeżeli przegrywasz rozgrywkę:
traf – trafiasz w tarczę, ale masz mniej punktów niż drugi zawdnik
pech – nie trafiasz w tarczę**
** jeżeli nie trafiasz w tarczę to:
1-20 – trafiasz w drewnianą ścianę za tarczą
21-30 – trafiasz w kamienny kominek
31-40 – trafisz w ramę okienną
41-45 – jakimś cudem lotka leci w sufit i tam zostaje
46-60 – lotka ląduje na kanapie
61-65 – trafisz w drewnianego krasnala na kominku, zostaje dziura
66-70 – trafiasz w drewnianego krasnala na kominku i odłupujesz mu jakiś kawałek, wymyślasz co
71-85 – lotka odbija się od tarczy i ląduje za kanapą, możesz wymyślić co tam znajdujesz, z opcji wymyślania można skorzystać max. 3 razy
86-90 – zbijasz jedną z glinianych doniczek nad kominkiem
91-95 – zbijasz jedną z żarówek wiszących nad kanapą
96-100 – zbijasz okno
Odczytywanie kości (po trzech porażkach):
Zmienia się odczytywanie kości K6:
1-4 – przegrywasz rozgrywkę
5-6 – wygrywasz rozgrywkę
James upija się po 6 przegranych rozgrywkach, Kim po 4.
- Kim Miracle
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 12:43 am
Kim również była otwartą osobą, ale nigdy tego nie zauważała. Jeśli widziała potrzebę przytulała się. Jeśli widziała smutną osobę pomagała. Jeśli chciała zabierała przestrzeń osobistą innym osobą nie widząc w tym nic złego. Często głośno mówiła, machała rękami, pakowała się w kłopoty. Słynęła też z tego, ze strasznie gubiła się w zamku żyjąc w swoim własnym świecie. Czasami nie zwracała uwagi na innych sprawiając wrażenie osoby dziwnej i dziecinnej. Taka była. Cieszyła się z błahych rzeczy. Lubiła śnieg, lubiła jesień, lato i wiosnę. Nikogo nie faworyzowała. Wszystko było jednak powłoką. W środku miała wielką burzę z huraganem, z którą sobie nie radziła. Każdy schron był przywalony belkami, domy zerwane i porwane. Uspokajała się tylko w objęciach swojego taty, ale teraz go nie miała. Była sama i nie potrafiła poradzić sobie z tą burzą. Odcięła się od znajomych nie chcąc obarczać ich swoimi problemami. Wolała je zachować dla siebie.
— Dziękuję Panu – uśmiechnęła skinąwszy lekko głową. Kim nawet nie pomyślała o tym, aby prosić o jakiś sok. Przyjęła od niego wszystko, co jej dał. To wystarczyło. Nie chciała dłużej zostawać sama. Nawet jeśli byłby w innym pomieszczeniu. Nie chciała pogrążać się w swoich myślach. Chciała słuchać czegokolwiek, bawić się w cokolwiek. Przymknęła lekko oczy wsłuchując się w muzykę i cicho westchnęła. Dawno nie słuchała muzyki. Nie potrafiła. W domu miała same nagrania związane z jej ojcem, a przecież nie miała jeszcze na to siły.
— Ale nadal... mieszkasz z Syriuszem, a ja? Nie potrafię nawet wejść do własnego domu – spojrzała na niego i skinęła głową. — Dokładnie. Pierwszy – w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że miało to mieć jakieś drugie dno. Kim naprawdę jest czasami naiwna i jeśli ma w głowie jedno znaczenie słów często nie dostrzega ich drugiego znaczenia. Zaśmiała się cicho i przewróciła oczami. — W takim razie za moją mięsistą żywotność – uniosła lekko szklankę i upiła niewielki łyk ponownie się krzywiąc.
— Dziękuję Panu – uśmiechnęła skinąwszy lekko głową. Kim nawet nie pomyślała o tym, aby prosić o jakiś sok. Przyjęła od niego wszystko, co jej dał. To wystarczyło. Nie chciała dłużej zostawać sama. Nawet jeśli byłby w innym pomieszczeniu. Nie chciała pogrążać się w swoich myślach. Chciała słuchać czegokolwiek, bawić się w cokolwiek. Przymknęła lekko oczy wsłuchując się w muzykę i cicho westchnęła. Dawno nie słuchała muzyki. Nie potrafiła. W domu miała same nagrania związane z jej ojcem, a przecież nie miała jeszcze na to siły.
— Ale nadal... mieszkasz z Syriuszem, a ja? Nie potrafię nawet wejść do własnego domu – spojrzała na niego i skinęła głową. — Dokładnie. Pierwszy – w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że miało to mieć jakieś drugie dno. Kim naprawdę jest czasami naiwna i jeśli ma w głowie jedno znaczenie słów często nie dostrzega ich drugiego znaczenia. Zaśmiała się cicho i przewróciła oczami. — W takim razie za moją mięsistą żywotność – uniosła lekko szklankę i upiła niewielki łyk ponownie się krzywiąc.
Widząc kota jej oczy się zaświeciły. Miracle kochała zwierzęta. Odstawiła szklankę na bok i przygarnęła kota do siebie głaszcząc go po głowie.
— Hej maluchu – zamruczała cicho i przytuliła futrzaka do siebie usadawiając się wygodniej, aby kot miał lepsze legowisko. — Kiedyś grałam, a co? – spojrzała na niego z błyskiem w oku. Lubiła wyzwania i rywalizację. Nie bez powodu grała w Quidditcha i uczyła się karcianych sztuczek.
— Hej maluchu – zamruczała cicho i przytuliła futrzaka do siebie usadawiając się wygodniej, aby kot miał lepsze legowisko. — Kiedyś grałam, a co? – spojrzała na niego z błyskiem w oku. Lubiła wyzwania i rywalizację. Nie bez powodu grała w Quidditcha i uczyła się karcianych sztuczek.
- James Potter
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 8:50 pm
Myśląc o Kim James widział ją jako szalejącą na miotle puchonkę w trakcie meczu Quidditcha i nie ma co ukrywać, że to właśnie z takim obrazem ją utożsamiał. Gdy tak teraz siedzieli razem zdał sobie sprawę, że w sumie nie poznał jej zbyt dobrze, a jej tragedia przeszła obok niego pozostawiając jedynie ciche echo, które gdzieś się zatraciło wśród jego własnych problemów. A niby świat jest taki mały…
Również wsłuchał się w muzykę, chociaż był trochę zły na repertuar który wybrał gramofon. Nie chciał myśleć o świętach. Najchętniej pominąłby je w kalendarzu, ale wiedział, że Marlene i Charlie mu na to nie pozwolą, co wprowadzało go w jeszcze podlejszy nastrój. Nie wyobrażał sobie strojenia domu bez Erin, ani świątecznego obiadu bez mamy. To się zwyczajnie nie miało szansy udać.
- A chcesz do niego wrócić? – spytał, wiedział że było to trudne, powrót bez siostry też był ciężki, tyle że on nie musiał wracać do pustego domu – Pokój Erin stoi nietknięty – dodał – ale tylko jej pokój… Reszta rzeczy… Zostały tylko zdjęcia – nie miał pojęcia jak to ubrać w słowa. Tak trzeba? Tak jest prościej?
James był przyzwyczajony do obecności Mohera, ale nigdy nie należał do osób lubujących się w pieszczeniu zwierzaków. Traktował go bardziej jako kompana, czasami jako sumienie, właściwie to sporo do niego gadał, ale prócz poklepania po głowie czy złapania za kitę, Moher nie miał co liczyć na więcej czułości – Wiedział gdzie przyjść na żebry – posłał mu mordercze spojrzenie, ale i tak się uśmiechnął.
- To co powiesz na mały turniej? – i jemu zabłysła iskra w oku, a uniesieniem brwi wskazał w kierunku tarczy wiszącej nieopodal kominka. Wstał i po chwili ważył już w ręce zestaw rzutek – Pomyślmy… Przegrany pije, do dna! – podkreślił i dla pewności polał im nim rozdał rzutki.
- Damy maja pierwszeństwo – skwitował z niemalże ukłonem ustępując jej miejsca naprzeciwko tarczy – Zobaczymy jak tam twoja celność i czy osy przypadkiem się nie pomyliły – rzucił z wrednym uśmieszkiem bacznie przyglądając się jej rzutom i nawet pokiwał jej głową z uznaniem, gdy za pierwszym razem trafiła niemalże w sam środek.
Pewności siebie nie tracił nawet gdy przegrywał – Daje ci fory – mruknął jeszcze szykując się do ostatniego rzutu, ale za wiele nim nie wskórał i bez zbędnego ociągania wybębnił całego drinka, szybko przechodząc do kolejnej rozgrywki. Adrenalina zaczęła dawać się mu we znaki, a rozbawiony uśmiech nie schodził z twarzy – To tak na pierwszy raz, żeby ci smutno nie było – rzucił jeszcze i przeszedł do kontrataku.
__________
James 1/6
Również wsłuchał się w muzykę, chociaż był trochę zły na repertuar który wybrał gramofon. Nie chciał myśleć o świętach. Najchętniej pominąłby je w kalendarzu, ale wiedział, że Marlene i Charlie mu na to nie pozwolą, co wprowadzało go w jeszcze podlejszy nastrój. Nie wyobrażał sobie strojenia domu bez Erin, ani świątecznego obiadu bez mamy. To się zwyczajnie nie miało szansy udać.
- A chcesz do niego wrócić? – spytał, wiedział że było to trudne, powrót bez siostry też był ciężki, tyle że on nie musiał wracać do pustego domu – Pokój Erin stoi nietknięty – dodał – ale tylko jej pokój… Reszta rzeczy… Zostały tylko zdjęcia – nie miał pojęcia jak to ubrać w słowa. Tak trzeba? Tak jest prościej?
James był przyzwyczajony do obecności Mohera, ale nigdy nie należał do osób lubujących się w pieszczeniu zwierzaków. Traktował go bardziej jako kompana, czasami jako sumienie, właściwie to sporo do niego gadał, ale prócz poklepania po głowie czy złapania za kitę, Moher nie miał co liczyć na więcej czułości – Wiedział gdzie przyjść na żebry – posłał mu mordercze spojrzenie, ale i tak się uśmiechnął.
- To co powiesz na mały turniej? – i jemu zabłysła iskra w oku, a uniesieniem brwi wskazał w kierunku tarczy wiszącej nieopodal kominka. Wstał i po chwili ważył już w ręce zestaw rzutek – Pomyślmy… Przegrany pije, do dna! – podkreślił i dla pewności polał im nim rozdał rzutki.
- Damy maja pierwszeństwo – skwitował z niemalże ukłonem ustępując jej miejsca naprzeciwko tarczy – Zobaczymy jak tam twoja celność i czy osy przypadkiem się nie pomyliły – rzucił z wrednym uśmieszkiem bacznie przyglądając się jej rzutom i nawet pokiwał jej głową z uznaniem, gdy za pierwszym razem trafiła niemalże w sam środek.
Pewności siebie nie tracił nawet gdy przegrywał – Daje ci fory – mruknął jeszcze szykując się do ostatniego rzutu, ale za wiele nim nie wskórał i bez zbędnego ociągania wybębnił całego drinka, szybko przechodząc do kolejnej rozgrywki. Adrenalina zaczęła dawać się mu we znaki, a rozbawiony uśmiech nie schodził z twarzy – To tak na pierwszy raz, żeby ci smutno nie było – rzucił jeszcze i przeszedł do kontrataku.
__________
James 1/6
- Mistrz Gry
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 8:50 pm
The member 'James Potter' has done the following action : Rzuć kością
#1 'K6' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Lekcja' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'K100' : 66
#1 'K6' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Lekcja' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'K100' : 66
- Kim Miracle
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 9:50 pm
Puchata kulka szczęścia o włosach godnych lwa. Tak. Chciała, aby każdy ją tak widział i może jej się to udało. Kim też nie chciała obchodzić świąt. Nie potrafiłaby się cieszyć ubieraniem choinki będąc sama. Miała dziadka, ale mężczyzna nie był tatą. Oboje byli do siebie bardzo podobni i to też sprawiało jej trudność w pogodzeniu się, że nie ma Adama Miracle. Tego złośliwie zabawnego mężczyzny, który tak potrafił ją ukochać, że pękały jej kości. Mieli swoje przyzwyczajenia, mieli swoje zasady, swoje obowiązki. Chodzili jak para w tańcu sprawiając, że ich życie było chaotycznie uporządkowane. Chciała się schować pod kocykiem i nie wychodzić przez dwa tygodnie, aby ukryć się przed i po świętach chociaż na kilka dni.
— Nie potrafię. Dziadek przychodzi do tego domu, aby go jakoś w środku ogarniać. Gabinetu i sypialni ojca w ogóle nie ruszał. Gdy próbuję wejść nawet za furtkę mam wrażenie, że coś mnie trzyma za ubranie i ciągnie w drugim kierunku – spojrzała na chłopaka i cicho westchnęła uśmiechając się gorzko. — Jesteś silniejszy – zaczesała kosmyk swoich blond loków za ucho — Nie umiem się przełamać, ale i tak zrobiłam potęp. Wróciłam tu – miziała kota za uchem, co zawsze ją uspokajało. Miała swojego kota, którego w ten sposób głaskała, gdy się stresowała.
— Nie potrafię. Dziadek przychodzi do tego domu, aby go jakoś w środku ogarniać. Gabinetu i sypialni ojca w ogóle nie ruszał. Gdy próbuję wejść nawet za furtkę mam wrażenie, że coś mnie trzyma za ubranie i ciągnie w drugim kierunku – spojrzała na chłopaka i cicho westchnęła uśmiechając się gorzko. — Jesteś silniejszy – zaczesała kosmyk swoich blond loków za ucho — Nie umiem się przełamać, ale i tak zrobiłam potęp. Wróciłam tu – miziała kota za uchem, co zawsze ją uspokajało. Miała swojego kota, którego w ten sposób głaskała, gdy się stresowała.
Położyła kociaka obok i podniosła się lekko podskakując. *Spojrzała na tarczę i uśmiechnęła się łobuzersko. Złapała za rzutkę i rzuciła. Podskoczyła widząc, że się jej udało. Spojrzała na Pottera wręcz całą sobą emanując zajebistością. Na chwilę zapomniała o smutach. Dźgnęła go w ramię, gdy przegrał i skrzywiła się wręcz za niego, gdy wypił alkohol. Kiedyś często grała z ojcem w darta. Była to jej ulubiona gra, ponieważ szło jej nawet dobrze.
Kim - 0/4
- Mistrz Gry
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 9:50 pm
The member 'Kim Miracle' has done the following action : Rzuć kością
#1 'K6' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Lekcja' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'K100' : 22
#1 'K6' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Lekcja' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'K100' : 22
- James Potter
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 10:19 pm
Nie miał gotowej recepty jak radzić sobie ze stratą ukochanej osoby. Liczył, że czas jakoś to wszystko zaleczy, tak u niego jak i u Kim. Przez chwilę zatrzymał na niej milczące spojrzenie, aż w końcu stuknął lekko szklanką o jej szklankę i upił łyk alkoholu.
- Na wszystko przyjdzie pora – stwierdził niezbyt oryginalnie i dodał – Gdybyś kiedyś potrzebowała towarzystwa do pozałatwiania starych spraw to służę pomocą – nie miał zamiaru doradzać jej czy w takim wypadku powinna sprzedać dom, czy zrobić z nim coś zgoła innego. Może kiedyś jeszcze będzie w stanie by w nim zamieszkać, a może jej życie zadecyduje całkowicie inaczej? Kto wie. Trochę obawiał się jej przywiązania do dziadka, bo jakby to nie zabrzmiało, nie był to ktoś na kim powinna budować teraz mocne fundamenty – Potrzebujesz przyjaciół – rzucił jeszcze – Może właśnie zbliżające się święta to czas by odnowić kilka znajomości? – zaproponował. Sam przecież żył dzięki przyjaciołom, nie wyobrażał sobie, że musiałby zostać teraz z tym wszystkim tylko z ojcem, który już na dobre żył we własnym świecie.
- Po prostu jestem dżentelmenem – rzucił, gdy Kim wygrała kolejną rozgrywkę, a on musiał opróżnić kolejną szklaneczkę – I byłem spragniony! – dodał jeszcze, szczerząc się i czując, że wypity alkohol powoli zaczyna szumieć mu w głowie. Właściwie to nawet lubił ten stan gdy był już trochę rozluźniony, a dookoła wydawało się być cieplej i weselej niż było w rzeczywistości. Oboje chyba tego dziś potrzebowali.
Tym razem nie dał się już jej ograć i nawet niemalże tanecznym krokiem postanowił podać jej szklaneczkę – Do dna – rzucił jeszcze z uśmiechem napawając się tą wygraną jakby co najmniej zdobył puchar Quidditcha.
__________
James 2/6
- Na wszystko przyjdzie pora – stwierdził niezbyt oryginalnie i dodał – Gdybyś kiedyś potrzebowała towarzystwa do pozałatwiania starych spraw to służę pomocą – nie miał zamiaru doradzać jej czy w takim wypadku powinna sprzedać dom, czy zrobić z nim coś zgoła innego. Może kiedyś jeszcze będzie w stanie by w nim zamieszkać, a może jej życie zadecyduje całkowicie inaczej? Kto wie. Trochę obawiał się jej przywiązania do dziadka, bo jakby to nie zabrzmiało, nie był to ktoś na kim powinna budować teraz mocne fundamenty – Potrzebujesz przyjaciół – rzucił jeszcze – Może właśnie zbliżające się święta to czas by odnowić kilka znajomości? – zaproponował. Sam przecież żył dzięki przyjaciołom, nie wyobrażał sobie, że musiałby zostać teraz z tym wszystkim tylko z ojcem, który już na dobre żył we własnym świecie.
- Po prostu jestem dżentelmenem – rzucił, gdy Kim wygrała kolejną rozgrywkę, a on musiał opróżnić kolejną szklaneczkę – I byłem spragniony! – dodał jeszcze, szczerząc się i czując, że wypity alkohol powoli zaczyna szumieć mu w głowie. Właściwie to nawet lubił ten stan gdy był już trochę rozluźniony, a dookoła wydawało się być cieplej i weselej niż było w rzeczywistości. Oboje chyba tego dziś potrzebowali.
Tym razem nie dał się już jej ograć i nawet niemalże tanecznym krokiem postanowił podać jej szklaneczkę – Do dna – rzucił jeszcze z uśmiechem napawając się tą wygraną jakby co najmniej zdobył puchar Quidditcha.
__________
James 2/6
- Mistrz Gry
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 10:19 pm
The member 'James Potter' has done the following action : Rzuć kością
#1 'K6' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Lekcja' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'K100' : 10
#1 'K6' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Lekcja' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'K100' : 10
- Kim Miracle
Re: Przy kominku
Pią Gru 28, 2018 10:44 pm
Może i nie powinna się skupiać na swoim dziadku, ale była nauczona życia rodzinnego. Miała w głowie usiane drogi związane głęboko z rodziną. Była tylko ona i ojciec, a także czasami Dziadek. Był mężczyzną silnym, ale zbyt dużo czasu z nim nie spędzała. Miała nadzieję w najbliższym czasie zamieszkać w tym miejscu, ale nie było to zbyt proste. Już przemilczała jego słowa. Nie chciała się na tym skupiać. Chciała się zabawić. Już w miarę była pogodzona z tym wszystkim, ale nie było to proste, co odkryła, gdy postawiła swoje stopy w Dolinie Godryka. Skinęła tylko głową na jego propozycję i skupiła się na zabawie. Kim zdecydowanie teraz postara się na otworzeniu się na przyjaciół. Może nawet częściej będzie witać w progach domu Pottera? Jeśli się na to zgodzi, ale póki co nie miała zamiaru wybiegać za daleko do przodu.
Gdy Potter trafił przekrzywiła głowę na bok i spojrzała na szklankę w jego ręce. O matko! Złapała za naczynie i przechyliła zawartość do gardła. Musiała zrobić to na dwa razy przerywając kaszlem. Chrząknęła lekko się pochylając i zamykając mocno oczy.
— Uch – mruknęła i odstawiła szklankę na bok. Zamrugała lekko i cicho westchnęła.
>— Uch – mruknęła i odstawiła szklankę na bok. Zamrugała lekko i cicho westchnęła.
Przymierzyła się bez słowa do rzutu chcąc być lepszą od Pottera i udało się. Zaśmiała się głośno, co zabrzmiało jak takie typowe "hahahaha" i podskoczyła.
— No Panie Potter... – tak jak on podsunęła mu szklankę z trunkiem i satysfakcją namalowaną na twarzy. — Do dna. Widać, że dzisiaj jesteś naprawdę spragniony – zaśmiała się zakładając ręce na klatce piersiowej.
— No Panie Potter... – tak jak on podsunęła mu szklankę z trunkiem i satysfakcją namalowaną na twarzy. — Do dna. Widać, że dzisiaj jesteś naprawdę spragniony – zaśmiała się zakładając ręce na klatce piersiowej.
Kim 1/4
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|