- Caroline Rockers
Re: Przedział III
Pią Lut 21, 2014 8:02 pm
Trzeba było się spieszyć, bo niedługo pociąg miał wyruszyć, by zawieźć uczniów do Londynu, do miejsca gdzie czekały na nich rodziny gotowe by ochronić przed całym tym złem, które tylko czyhało na ich biedne nieszczęsne duszyczki. Brzmi tak nieprawdopodobnie dramatycznie, czyż nie?
Ale tak przecież w większości przypadków było! Bali się tego, co zaczynało się dziać i w zamku i ogólnie w świecie magicznym, a obok tego wszystkiego byli jeszcze mugole. Ale kogo to obchodziło, każdy patrzył w siebie i w swoje problemy.
Ona to w szczególności, nie mogąc znieść myśli, że coraz więcej trafiało w nią samą. To miało być łatwe.
Albo przynajmniej prostsze.
Ale nie! Komplikuje się kroczek po kroczku. Przykład? To że dziś jechała, że miała się zaręczyć z Rabastanem, że....
Nawet szkoda na to słów.
Westchnęła ciężko i zajęła jeden z wolnych przydziałów. Zapewne nikt jej nie będzie towarzyszył i bardzo dobrze.
Nie oczekiwała niczego innego.
Byleby z dala od natrętnych ciekawskich spojrzeń.
Nie chciało jej się specjalnie na to reagować. Nawet taka osoba, jak ona potrzebowała co nieco odpoczynku przed skutecznym zasznurowaniem ust.
Ale tak przecież w większości przypadków było! Bali się tego, co zaczynało się dziać i w zamku i ogólnie w świecie magicznym, a obok tego wszystkiego byli jeszcze mugole. Ale kogo to obchodziło, każdy patrzył w siebie i w swoje problemy.
Ona to w szczególności, nie mogąc znieść myśli, że coraz więcej trafiało w nią samą. To miało być łatwe.
Albo przynajmniej prostsze.
Ale nie! Komplikuje się kroczek po kroczku. Przykład? To że dziś jechała, że miała się zaręczyć z Rabastanem, że....
Nawet szkoda na to słów.
Westchnęła ciężko i zajęła jeden z wolnych przydziałów. Zapewne nikt jej nie będzie towarzyszył i bardzo dobrze.
Nie oczekiwała niczego innego.
Byleby z dala od natrętnych ciekawskich spojrzeń.
Nie chciało jej się specjalnie na to reagować. Nawet taka osoba, jak ona potrzebowała co nieco odpoczynku przed skutecznym zasznurowaniem ust.
- Jonathan Avery
Re: Przedział III
Pią Lut 28, 2014 5:11 pm
Powrót do domu? Wydarzenie ponoć wielce radosne dla wielu uczniów Hogwartu; możliwość zrzucenia szkolnego mundurka i spotkania z bliskimi. Spędzenie kilkunastu dni z dala od rutyny zamkowych murów. Przez wiele lat jeden z ulubionych momentów w życiu Avery'ego. Nie tym razem jednak. Tegoroczne święta bynajmniej nie napawały go optymizmem. Nie trudno się domyślić, że miało to wiele wspólnego z osobą szanownego pana ojca, seniora rodu.
Zacisnął usta w wąską kreskę, przemierzając korytarz szybkim krokiem. Szukał wolnego przedziału, albo chociażby takiego który łatwo da się opróżnić. Nie miał najmniejszej ochoty na towarzystwo, pochłonięty i zmęczony własnymi problemami nie chciał pogrążać się w rozmowach na temat ostatnich wydarzeń w Hogwarcie. Nie interesowały go, nie fascynowały. Tak samo jak nie przerażały. Zamknięty w swej skorupie, nie zważał szczególnie na najbliższe otoczenie, które zaczynało płonąć. W swym zadufaniu pewnym był, iż jego to nie dotyczy. Ważniejsze, a raczej bliższe jego sercu, rzeczy krążyły mu po głowie.
Otworzył drzwi jednego z przedziałów - na pierwszy rzut oka zapowiadający się idealnie - i napotkał spojrzeniem osobę panny Rockers. Cudownie! Czy ten dzień nie mógł się jeszcze bardziej spierdolić? Nie podpuszczajmy losu, Avery.
Nic to, nie wycofa się przecież teraz, widząc wyraźnie iż jeszcze mnóstwo miejsca pozostawało wokół Caroline. Dziwne? Bynajmniej.
- Mała kotka Rabastana, cóż za miłe spotkanie - wymruczał, uśmiechając się w jej kierunku szelmowsko.
Nieśpiesznie zajął miejsce na przeciwko Ślizgonki, nie przejmując się zupełnie jej reakcją na nowe towarzystwo. Wyprostował przed siebie długie nogi i przeciągnął się leniwie, powstrzymując przy tym ziewnięcie. Niestety zapowiadała się długa podróż.
- Wygląda na to, że będziemy mogli się bliżej poznać, moja droga. Wspaniała nowina! Szczególnie, że mamy zostać rodziną.
Zacisnął usta w wąską kreskę, przemierzając korytarz szybkim krokiem. Szukał wolnego przedziału, albo chociażby takiego który łatwo da się opróżnić. Nie miał najmniejszej ochoty na towarzystwo, pochłonięty i zmęczony własnymi problemami nie chciał pogrążać się w rozmowach na temat ostatnich wydarzeń w Hogwarcie. Nie interesowały go, nie fascynowały. Tak samo jak nie przerażały. Zamknięty w swej skorupie, nie zważał szczególnie na najbliższe otoczenie, które zaczynało płonąć. W swym zadufaniu pewnym był, iż jego to nie dotyczy. Ważniejsze, a raczej bliższe jego sercu, rzeczy krążyły mu po głowie.
Otworzył drzwi jednego z przedziałów - na pierwszy rzut oka zapowiadający się idealnie - i napotkał spojrzeniem osobę panny Rockers. Cudownie! Czy ten dzień nie mógł się jeszcze bardziej spierdolić? Nie podpuszczajmy losu, Avery.
Nic to, nie wycofa się przecież teraz, widząc wyraźnie iż jeszcze mnóstwo miejsca pozostawało wokół Caroline. Dziwne? Bynajmniej.
- Mała kotka Rabastana, cóż za miłe spotkanie - wymruczał, uśmiechając się w jej kierunku szelmowsko.
Nieśpiesznie zajął miejsce na przeciwko Ślizgonki, nie przejmując się zupełnie jej reakcją na nowe towarzystwo. Wyprostował przed siebie długie nogi i przeciągnął się leniwie, powstrzymując przy tym ziewnięcie. Niestety zapowiadała się długa podróż.
- Wygląda na to, że będziemy mogli się bliżej poznać, moja droga. Wspaniała nowina! Szczególnie, że mamy zostać rodziną.
- Caroline Rockers
Re: Przedział III
Pią Lut 28, 2014 5:48 pm
Historia lubi się przeciągać, tak jak podróż tym pociągiem, bo jej nowy uroczy towarzysz o to zadba, czyż nie tak? Nie spodziewała się go tu zobaczyć, nie chciała zresztą, tak jak resztę uczniów, tym bardziej wychowanków Slytherina, którzy lubili dobitnie jej przypominać, że będzie należeć do Rabastana Lestrange.
Że właściwie już należy.
Było to kompletną pomyłką, a Ci którzy śmieli szepnąć choć słówkiem, choć dać jej do zrozumienia, że niby czeka ją los taki, jak całą resztę tych durnych czystokrwistych panienek musieli się liczyć z tym, że nie odpuści im.
Nikomu nie odpuści, zwłaszcza samemu czerwonemu wężykowi, liczącego na szczęście, na chociaż odrobinę wynagrodzenia za swoje krzywdy.
Naiwny padalec, skazujący ich oboje na idiotyczne przedstawienie, których tak bardzo nie cierpiała.
To było takie żałośnie zabawne, tak jak wszystko, nawet to, że jeden z wężyków odważył się wejść i rozmawiać z nią jakby nic, jakby byli ze sobą przynajmniej w przyjaznych stosunkach.
A przecież tak nie było.
Nigdy nie będzie i to z jej osobistego wyboru.
Chmurne tęczówki z ciemnych widoków za oknem przeniosły się na Jonathana, a brwi uniosły się do góry w gestie udanego zdziwienia. Żeby jednak coś ją zaskoczyło musiałby się postarać, a raczej wątpliwe jest, żeby miał jakąś specjalną ochotę.
Tak jak i ona.
Na bladych wargach zamajaczył cień szyderczego uśmiechu, a ona sama skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
Nie odpuścisz coo?
- Jeśli szukasz padliny to jej tu nie spotkasz. Twoje uwagi są zresztą idiotyczne, Avery. Spodziewałam się po Tobie czegoś bardziej...- tu na chwilę zwiesiła głos, by po chwili spojrzeć chłodno w jego oczy. - Wyszukanego? Wyrafinowanego? No cóż, jestem zawiedziona, co w sumie nie powinno mnie dziwić. Wszak jesteś spokrewniony z tak ordynarną kreaturą, która jedynie co potrafi to bałamucić kobiety o niskim ilorazie inteligencji...
Odgarnęła czarnobrązowe kosmyki z czoła, a jej oczy ostrzegawczo błysnęły, sygnalizując początek mało wyszukanej słownej, czy też cielesnej potyczki.
Dziś jednak był spokój, jedynie małe podszepty w jej własnej głowie chciały ją sprowokować do czegoś więcej.
No ale czy na razie nie wystarczy?
Czyż ostatnio nie zabawiła się wystarczająco?
Przekroczyła tę granicę. Wykonała kroczek za nią, co przysporzyło jej sporo problemów, no ale przecież nie może się przejmować.
Przejmowanie się czymś to pierwszy stopień do okazania słabości, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Nigdy i przy nikim.
Poprawiła rękawy swojej szaty, nadal nie spuszczając go z oczu, po czym przekrzywiła głowę na bok i obserwowała każdy chociażby najmniejszy gest, który Ślizgon wykonywał.
- Nie sądzę. Nie powinno Cię obchodzić nic, co związane jest ze mną. I tak na dłuższą metę nie będziemy mieli ze sobą do czynienia.
Czyż nie było tak, Avery?
I tak nie chciałeś tego wiedzieć, chciałeś zabić czas, sprawić by wydarzyło się coś ciekawszego, by okazało się, że to coś więcej, niż puste gadanie.
Że właściwie już należy.
Było to kompletną pomyłką, a Ci którzy śmieli szepnąć choć słówkiem, choć dać jej do zrozumienia, że niby czeka ją los taki, jak całą resztę tych durnych czystokrwistych panienek musieli się liczyć z tym, że nie odpuści im.
Nikomu nie odpuści, zwłaszcza samemu czerwonemu wężykowi, liczącego na szczęście, na chociaż odrobinę wynagrodzenia za swoje krzywdy.
Naiwny padalec, skazujący ich oboje na idiotyczne przedstawienie, których tak bardzo nie cierpiała.
To było takie żałośnie zabawne, tak jak wszystko, nawet to, że jeden z wężyków odważył się wejść i rozmawiać z nią jakby nic, jakby byli ze sobą przynajmniej w przyjaznych stosunkach.
A przecież tak nie było.
Nigdy nie będzie i to z jej osobistego wyboru.
Chmurne tęczówki z ciemnych widoków za oknem przeniosły się na Jonathana, a brwi uniosły się do góry w gestie udanego zdziwienia. Żeby jednak coś ją zaskoczyło musiałby się postarać, a raczej wątpliwe jest, żeby miał jakąś specjalną ochotę.
Tak jak i ona.
Na bladych wargach zamajaczył cień szyderczego uśmiechu, a ona sama skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
Nie odpuścisz coo?
- Jeśli szukasz padliny to jej tu nie spotkasz. Twoje uwagi są zresztą idiotyczne, Avery. Spodziewałam się po Tobie czegoś bardziej...- tu na chwilę zwiesiła głos, by po chwili spojrzeć chłodno w jego oczy. - Wyszukanego? Wyrafinowanego? No cóż, jestem zawiedziona, co w sumie nie powinno mnie dziwić. Wszak jesteś spokrewniony z tak ordynarną kreaturą, która jedynie co potrafi to bałamucić kobiety o niskim ilorazie inteligencji...
Odgarnęła czarnobrązowe kosmyki z czoła, a jej oczy ostrzegawczo błysnęły, sygnalizując początek mało wyszukanej słownej, czy też cielesnej potyczki.
Dziś jednak był spokój, jedynie małe podszepty w jej własnej głowie chciały ją sprowokować do czegoś więcej.
No ale czy na razie nie wystarczy?
Czyż ostatnio nie zabawiła się wystarczająco?
Przekroczyła tę granicę. Wykonała kroczek za nią, co przysporzyło jej sporo problemów, no ale przecież nie może się przejmować.
Przejmowanie się czymś to pierwszy stopień do okazania słabości, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Nigdy i przy nikim.
Poprawiła rękawy swojej szaty, nadal nie spuszczając go z oczu, po czym przekrzywiła głowę na bok i obserwowała każdy chociażby najmniejszy gest, który Ślizgon wykonywał.
- Nie sądzę. Nie powinno Cię obchodzić nic, co związane jest ze mną. I tak na dłuższą metę nie będziemy mieli ze sobą do czynienia.
Czyż nie było tak, Avery?
I tak nie chciałeś tego wiedzieć, chciałeś zabić czas, sprawić by wydarzyło się coś ciekawszego, by okazało się, że to coś więcej, niż puste gadanie.
- Shane Collins
Re: Przedział III
Pon Mar 03, 2014 3:00 pm
Znalazl sie w pociagu, ktory dyszal i warczal bez chwili wytchnienia. Przypominalo to odrobine Caroline Rockers, ktora gdzie by sie nie pojawila, wydawala z siebie dokladnie te same dzwieki. Moze to ten typ osobowosci? Osobowosc lokomotywy. Niby zajebiscie do siebie ciagnie, ale to tylko lokomotywa.
Kufer frunal pod sufitem, tuz przed nim, unoszony zakleciem swobodnego zwisu. Ludzie przemykali, niektorzy subtelnie, rozwiewali sie niczym dym pomiedzy soba, a inni... niczym wspomniana wczesniej lokomotywa, parli do wolnych przedzialow.
-Rockers, trocheśmy się nie widzieliśmy.
Jego głos dotarł na miejsce zanim pojawiła się jego sylwetka w drzwiach. Nie ukrywał, że spotkania takie jak to, były równie przewidywalne co wygrana Slytherinu w Quidditchu.
-Zanim miotniesz we mnie zaklęciem na dzień dobry, zapytam - można się przysiąść? Wolę umierać na siedząco.
Posłał jej jeden ze swoich stu watowych uśmiechów, które topią niewieście serca, bez względu na rasę, płeć, ani poglądy. Przekroczył próg przedziału, nie czekając na zaproszenie. Raczej nie spodziewał się go od niej. Kiwnął lekko głową Avery'emu. Zabawne jak wiele ślizgonów kręci się po pociągu. Jakby nie mieli lepszych rzeczy do roboty. Nie wiem... torturowanie Pottera? Może wreszcie zrobiliby coś z Lupinem? Czy naprawdę wszystkim będzie musiał zajmować się sam? Co on? Nadworny błazen? A nie chwila...
Usiadł na wolnym miejscu. Poprawniej byłoby powiedzieć, opadł. Rzucił się na miejsce bezwładnie, a nogi wylądowały na jednym z przeciwległych oparć.
-A jeżeli zastanawiasz się... "NA MERLINA, CZEMU AKURAT ON MUSIAŁ TUTAJ USIĄŚĆ", to odpowiedź jest banalnie prosta. Tęskniłem. -rzucił jej spojrzenie spod zmierzwionych włosów i uśmiechnął się delikatnie, na poły zawstydzony, a na poły rozbawiony.
-Tak naprawdę to się nudziłem. Pomyślałem sobie, hey przecież możesz znaleźć Rockers. Tam gdzie Rockers, tam i trupy uczniów Hogwartu, którzy giną bez najmniejszego powodu. A to brzmi jak rozrywka.
Oparł głowę o zagłówek, do którego sięgał mimo pozycji jaką przyjął. Tak siedzieć potrafią tylko bezkręgowce prawdopodobnie. Albo nastolatkowie. Jedno z dwojga.
-A gdybyś była na tyle inteligenta by pomyśleć: "Przynajmniej nie będzie gorzej", to spokojnie. Moja siostra już idzie. Musiała zorganizować na podróż butelkę Ognistej i parę mugolskich piw. Zdziwiłabyś się jak wiele rzeczy potrafi sprowadzić Bigsby. A jeszcze więcej można "pożyczyć"... - zarysował w powietrzu cudzysłów - ... ze składzika Filcha. Koleś to dopiero ma zasoby.
Roześmiał się wesoło spoglądając na peron. Królowa Mhroku i Cotów przemierzała kolejne linie wyrysowane na zimnym betonowym podłożu. Randomowy Gryfon z piątego roku niósł za nią jej bagaże, a także czarną torbę. Gdyby tylko mogła mówić, krzyczałaby: JESTĘ ALKOHOLĘ. Jego siostra nigdy nie była zbyt subtelna. Swoją drogą nie kojarzył tego Gryfona. Nigdy go nie widział w jej pobliżu. Cóż, pewnie sconfundowała go w ten, czy inny sposób...
Kufer frunal pod sufitem, tuz przed nim, unoszony zakleciem swobodnego zwisu. Ludzie przemykali, niektorzy subtelnie, rozwiewali sie niczym dym pomiedzy soba, a inni... niczym wspomniana wczesniej lokomotywa, parli do wolnych przedzialow.
-Rockers, trocheśmy się nie widzieliśmy.
Jego głos dotarł na miejsce zanim pojawiła się jego sylwetka w drzwiach. Nie ukrywał, że spotkania takie jak to, były równie przewidywalne co wygrana Slytherinu w Quidditchu.
-Zanim miotniesz we mnie zaklęciem na dzień dobry, zapytam - można się przysiąść? Wolę umierać na siedząco.
Posłał jej jeden ze swoich stu watowych uśmiechów, które topią niewieście serca, bez względu na rasę, płeć, ani poglądy. Przekroczył próg przedziału, nie czekając na zaproszenie. Raczej nie spodziewał się go od niej. Kiwnął lekko głową Avery'emu. Zabawne jak wiele ślizgonów kręci się po pociągu. Jakby nie mieli lepszych rzeczy do roboty. Nie wiem... torturowanie Pottera? Może wreszcie zrobiliby coś z Lupinem? Czy naprawdę wszystkim będzie musiał zajmować się sam? Co on? Nadworny błazen? A nie chwila...
Usiadł na wolnym miejscu. Poprawniej byłoby powiedzieć, opadł. Rzucił się na miejsce bezwładnie, a nogi wylądowały na jednym z przeciwległych oparć.
-A jeżeli zastanawiasz się... "NA MERLINA, CZEMU AKURAT ON MUSIAŁ TUTAJ USIĄŚĆ", to odpowiedź jest banalnie prosta. Tęskniłem. -rzucił jej spojrzenie spod zmierzwionych włosów i uśmiechnął się delikatnie, na poły zawstydzony, a na poły rozbawiony.
-Tak naprawdę to się nudziłem. Pomyślałem sobie, hey przecież możesz znaleźć Rockers. Tam gdzie Rockers, tam i trupy uczniów Hogwartu, którzy giną bez najmniejszego powodu. A to brzmi jak rozrywka.
Oparł głowę o zagłówek, do którego sięgał mimo pozycji jaką przyjął. Tak siedzieć potrafią tylko bezkręgowce prawdopodobnie. Albo nastolatkowie. Jedno z dwojga.
-A gdybyś była na tyle inteligenta by pomyśleć: "Przynajmniej nie będzie gorzej", to spokojnie. Moja siostra już idzie. Musiała zorganizować na podróż butelkę Ognistej i parę mugolskich piw. Zdziwiłabyś się jak wiele rzeczy potrafi sprowadzić Bigsby. A jeszcze więcej można "pożyczyć"... - zarysował w powietrzu cudzysłów - ... ze składzika Filcha. Koleś to dopiero ma zasoby.
Roześmiał się wesoło spoglądając na peron. Królowa Mhroku i Cotów przemierzała kolejne linie wyrysowane na zimnym betonowym podłożu. Randomowy Gryfon z piątego roku niósł za nią jej bagaże, a także czarną torbę. Gdyby tylko mogła mówić, krzyczałaby: JESTĘ ALKOHOLĘ. Jego siostra nigdy nie była zbyt subtelna. Swoją drogą nie kojarzył tego Gryfona. Nigdy go nie widział w jej pobliżu. Cóż, pewnie sconfundowała go w ten, czy inny sposób...
- Caroline Rockers
Re: Przedział III
Wto Mar 04, 2014 5:56 pm
Zabawne bywały zbiegi okoliczności, takie jak ten, który właśnie miał miejsce. Ślizgoni, jak na złość postanowili zająć jeden przedział wraz z nią, co było co najmniej irytujące, no ale cóż, skoro tak, niechaj tak będzie.
Przynajmniej do czasu.
Lodowate oczy na jego widok złowrogo błysnęły, a usta zadrżały by móc ułożyć się w sadystyczny uśmiech. Położyła zimne dłonie zakończone długimi palcami na swoich kolanach, by móc opanować ich drżenie.
Czy była zdenerwowana?
To było mało powiedziane, wręcz pragnęła widzieć jego ciało w kałuży krwi, chciała zadać mu ból, sprawić, by wszystko w nim umarło. Chciała być świadkiem jego agonii, jego upadku...
To byłoby piękne, warte każdej ceny przedstawienie. Pani Śmierć gotowa by odbierać czyjeś istnienie, zwłaszcza tak marne, jak Shane'a. To było takie tragiczne, takie zabawne, takie wieloznaczne.
- Collins. Cóż za powitanieee - przeciągnęła ostatni wyraz, wręcz sycząc, a uśmiech nie schodził jej z warg.
To było jak zapowiedź.
Jak odpowiedź Anielicy Śmierci.
Poruszyła głową do przodu, pozwalając by czarne kosmyki opadły jej na oczy. Nie liczyło się to, co mówił. Nie liczyło się, że Avery patrzył, że i J. zmierzała do tego peronu. Bo cóż... C. miała jeden cel do zrealizowania w tym momencie i zamierzała, jak najbardziej się tym zająć.
Syk. Syk. Syk.
Kuszenie tajemnicami Ciebie niegodnymi, Collins.
Wyobraź sobie milion ciemnych klatek przemykającymi Ci przed oczyma z dodatkiem tysiąca boleśnie wbijających się w Ciebie igieł. I nagłą eksplozję, zakończoną ciszą.
Tym byłam właśnie Ja w tamtym momencie i pamiętam to doskonale.
Każdy.
Choćby.
Najmniejszy.
Szczegół.
Bez słowa podniosła się i ruszyła w jego stronę, by usiądź tuż obok niego, po czym bez słowa położyła dłonie na jego szyi, uśmiechając się tak szeroko, jakby zaraz jej twarz miała pęknąć od tego uśmiechu, od całej tej sytuacyjnej groteski.
- Mam nadzieję, że było warto - wyszeptała, wbijając paznokcie w miękką skórę Ślizgona i wpatrując się w niego, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, ale przecież tak nie było. I nigdy nie będzie.
- Nie zabiję Cię. Jeszcze. Jesteś jedną z mych cudownych zabaweczek, nic nie wartą kukiełeczką. Słabiutką i przekonaną o słuszności własnych działań. Będę świetnie się bawić z Tobą - odparła, a jej oczy niebezpiecznie błysnęły, po czym odsunęła dłonie, patrząc jak malutki strumyczek zaczyna sączyć się z jego szyi.
Tęskniła za czymś czasami, nie wiedziała tylko za czym, bo zdążyła zapomnieć. Teraz świat był jedną wielką karuzelą do której wsiadła nawet o tym nie pamiętając.
Wszystko było takie rozmazane, takie niejasne w chwilach, gdy biel okrywała jej ciało, kiedy choćby jeden najmniejszy promyczek słońca próbował ją rozgrzać, stopić odrobinę tego lodu, którym się okrywała.
Nic nie działało.
Było zresztą jeszcze gorzej.
Nagle bez powodu wybuchnęła śmiechem. Śmiechem, który ranił uszy, który był tak cholernie żałośnie litościwy dla jej bezwartościowej osoby, że zamigotały jej łzy w oczach.
Zapomniała nawet gdzie jest.
Otrząsnęła się jednak i odwróciła się szybko od Collinsa plecami, by móc podziwiać przemijającą ciemność.
Niedługo będą przecież na miejscu.
Przynajmniej do czasu.
Lodowate oczy na jego widok złowrogo błysnęły, a usta zadrżały by móc ułożyć się w sadystyczny uśmiech. Położyła zimne dłonie zakończone długimi palcami na swoich kolanach, by móc opanować ich drżenie.
Czy była zdenerwowana?
To było mało powiedziane, wręcz pragnęła widzieć jego ciało w kałuży krwi, chciała zadać mu ból, sprawić, by wszystko w nim umarło. Chciała być świadkiem jego agonii, jego upadku...
To byłoby piękne, warte każdej ceny przedstawienie. Pani Śmierć gotowa by odbierać czyjeś istnienie, zwłaszcza tak marne, jak Shane'a. To było takie tragiczne, takie zabawne, takie wieloznaczne.
- Collins. Cóż za powitanieee - przeciągnęła ostatni wyraz, wręcz sycząc, a uśmiech nie schodził jej z warg.
To było jak zapowiedź.
Jak odpowiedź Anielicy Śmierci.
Poruszyła głową do przodu, pozwalając by czarne kosmyki opadły jej na oczy. Nie liczyło się to, co mówił. Nie liczyło się, że Avery patrzył, że i J. zmierzała do tego peronu. Bo cóż... C. miała jeden cel do zrealizowania w tym momencie i zamierzała, jak najbardziej się tym zająć.
Syk. Syk. Syk.
Kuszenie tajemnicami Ciebie niegodnymi, Collins.
Wyobraź sobie milion ciemnych klatek przemykającymi Ci przed oczyma z dodatkiem tysiąca boleśnie wbijających się w Ciebie igieł. I nagłą eksplozję, zakończoną ciszą.
Tym byłam właśnie Ja w tamtym momencie i pamiętam to doskonale.
Każdy.
Choćby.
Najmniejszy.
Szczegół.
Bez słowa podniosła się i ruszyła w jego stronę, by usiądź tuż obok niego, po czym bez słowa położyła dłonie na jego szyi, uśmiechając się tak szeroko, jakby zaraz jej twarz miała pęknąć od tego uśmiechu, od całej tej sytuacyjnej groteski.
- Mam nadzieję, że było warto - wyszeptała, wbijając paznokcie w miękką skórę Ślizgona i wpatrując się w niego, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, ale przecież tak nie było. I nigdy nie będzie.
- Nie zabiję Cię. Jeszcze. Jesteś jedną z mych cudownych zabaweczek, nic nie wartą kukiełeczką. Słabiutką i przekonaną o słuszności własnych działań. Będę świetnie się bawić z Tobą - odparła, a jej oczy niebezpiecznie błysnęły, po czym odsunęła dłonie, patrząc jak malutki strumyczek zaczyna sączyć się z jego szyi.
Tęskniła za czymś czasami, nie wiedziała tylko za czym, bo zdążyła zapomnieć. Teraz świat był jedną wielką karuzelą do której wsiadła nawet o tym nie pamiętając.
Wszystko było takie rozmazane, takie niejasne w chwilach, gdy biel okrywała jej ciało, kiedy choćby jeden najmniejszy promyczek słońca próbował ją rozgrzać, stopić odrobinę tego lodu, którym się okrywała.
Nic nie działało.
Było zresztą jeszcze gorzej.
Nagle bez powodu wybuchnęła śmiechem. Śmiechem, który ranił uszy, który był tak cholernie żałośnie litościwy dla jej bezwartościowej osoby, że zamigotały jej łzy w oczach.
Zapomniała nawet gdzie jest.
Otrząsnęła się jednak i odwróciła się szybko od Collinsa plecami, by móc podziwiać przemijającą ciemność.
Niedługo będą przecież na miejscu.
- Shane Collins
Re: Przedział III
Wto Mar 04, 2014 7:27 pm
Zbaraniał. Laska nagle mówi po hebrajsku, a później rzuca się na niego z pazurami.
No pojebana jakaś. Rozumiem, gdybym zabił jej matkę. Wtedy spoko. Ale przecież wszyscy żyją, a to ona odpierdalała na balu. Nie ja.
Sięgnął po różdżkę, gdy jej paznokcie przebiły jego skórę szyi. Mimo krótkiego czasu reakcji, chłopak nie zdołał choćby cisnąć między nich zaklęcia tarczy - najwyraźniej Rockers chciała jedynie pomacać. Z kieszeni swojej kurtki wyciągnął chusteczkę zdobioną jego własnymi inicjałami. Możnaby powiedzieć, że jest to pakiet obowiązkowy rodziny Collinsów, który przetrwał już tych dobrych kilka lat. Albo i kilkanaście, nie był pewien. Mimo tego tkanina była idealnie biała. Oczywiście, nie licząc plamy krwi, która formowała się na splotach materiału.
Powrócił do swojej pierwotnej pozycji, jedną ręką przytrzymując chusteczkę, a drugą celując w kompletnie pojebaną ślizgonkę.
- Ciebie też miło widzieć, Caroline. Jak zwykle popierdolona. Ciekawe, że akurat tego nie naprawili w Skrzydle. - posłał jej zmęczony uśmiech.
- Powstrzymaj swoje łapy, Caroline. Zanim Ci je upierdolę.
Tym razem grymas zniesmaczenia wystąpił na jego usta. Stracił wszelką ochotę na zabawianie się z grupką psychicznie upośledzonych braci i sióstr ze Slytherinu. Ponownie skinął głową Averemu, a machnięcie różdżki posłało jego walizke na korytarz, podcinając nogi Gryfonowi, który najwyraźniej taszczył ciężką walizkę jego siostry.
- To też możesz ponieść. -zmierzył go spokojnym wzrokiem. - I to nie jest propozycja. Wypierdalaj, nie jestem w humorze, ssssszlamo. - ostatnie słowo stało się dla chłopaka niezrozumiałym sykiem, co jedynie przyspieszyło jego ruchy przy zbieraniu się z podłogi. Chwycił obie walizki i posłał przerażone spojrzenie pannie Collins.
- Idziemy stąd, mała.
I tak jak powiedział, tak też zrobili.
z/t
No pojebana jakaś. Rozumiem, gdybym zabił jej matkę. Wtedy spoko. Ale przecież wszyscy żyją, a to ona odpierdalała na balu. Nie ja.
Sięgnął po różdżkę, gdy jej paznokcie przebiły jego skórę szyi. Mimo krótkiego czasu reakcji, chłopak nie zdołał choćby cisnąć między nich zaklęcia tarczy - najwyraźniej Rockers chciała jedynie pomacać. Z kieszeni swojej kurtki wyciągnął chusteczkę zdobioną jego własnymi inicjałami. Możnaby powiedzieć, że jest to pakiet obowiązkowy rodziny Collinsów, który przetrwał już tych dobrych kilka lat. Albo i kilkanaście, nie był pewien. Mimo tego tkanina była idealnie biała. Oczywiście, nie licząc plamy krwi, która formowała się na splotach materiału.
Powrócił do swojej pierwotnej pozycji, jedną ręką przytrzymując chusteczkę, a drugą celując w kompletnie pojebaną ślizgonkę.
- Ciebie też miło widzieć, Caroline. Jak zwykle popierdolona. Ciekawe, że akurat tego nie naprawili w Skrzydle. - posłał jej zmęczony uśmiech.
- Powstrzymaj swoje łapy, Caroline. Zanim Ci je upierdolę.
Tym razem grymas zniesmaczenia wystąpił na jego usta. Stracił wszelką ochotę na zabawianie się z grupką psychicznie upośledzonych braci i sióstr ze Slytherinu. Ponownie skinął głową Averemu, a machnięcie różdżki posłało jego walizke na korytarz, podcinając nogi Gryfonowi, który najwyraźniej taszczył ciężką walizkę jego siostry.
- To też możesz ponieść. -zmierzył go spokojnym wzrokiem. - I to nie jest propozycja. Wypierdalaj, nie jestem w humorze, ssssszlamo. - ostatnie słowo stało się dla chłopaka niezrozumiałym sykiem, co jedynie przyspieszyło jego ruchy przy zbieraniu się z podłogi. Chwycił obie walizki i posłał przerażone spojrzenie pannie Collins.
- Idziemy stąd, mała.
I tak jak powiedział, tak też zrobili.
z/t
- Caroline Rockers
Re: Przedział III
Wto Mar 04, 2014 8:11 pm
Czasem ból jest zbyt wielki, zniszczenie okazuje się brzydkie, a to co zachwycało swoim okrucieństwem traci na wartości. Bo w sumie to całkiem zabawne. Zabawne z tego powodu, że pozbawia sama siebie resztek ciepła od innych osób. Osób, które mogłyby być jej bliskie. W sumie to On mógłby być jej bliski, gdyby tylko nie była suką. No właśnie suka. Była nią w każdym choćbym najmniejszym calu, potrzebowała czegoś więcej, a zarazem odsuwała się od tego, kiedy była możliwość, by ujrzeć coś więcej poza chaosem. Nie miała serca, bo czy sercem można było nazwać tę bryłę lodu tkwiącą pod jej piersią? A gdy patrzyła na Niego czuła zarazem nienawiść, jak i pewną melancholię i może gdyby to potoczyło się inaczej...
Ach. Te spekulacje!
Ale prawdą jest, że wybaczyłaby mu to co się wydarzyło w pustej sali z Sahirem. Może nawet by się zaprzyjaźnili, może choć jeden człowiek byłby coś wart w jej oczach i to byłby On z tą całą błazeńską otoczką.
Już na samą myśl się bała. Przerastało ją to. Była przegrana.
Od początku przecież tak było czyż nie? To była słabość. Chciała ją wyeliminować, myślała, że jak się zabawi, że jak będzie taka jak zawsze, że stanie się silniejsza, że On w jakiś popieprzony sposób ją zrozumie i naprawi swój błąd.
Ale to co dla niej było błędem, nie musiało być takie same dla Collinsa. I teraz dopiero to zrozumiała. Zrozumiała to w chwili, gdy nie było mu do śmiechu, gdy On sam się przekonał, że się nie zmieni.
I zrezygnował z prób, odpuszczając sobie tę przegraną sprawę całkowicie. Nawet nie sądziła, że cokolwiek poczuje, ale to się stało.
Wiesz? Czy teraz już wiesz? Naiwna kretynko! Głupia dziewczynko, myśląca, że masz coś tu powiedzenia, że to co robisz, nie pozostawi po sobie żadnych śladów...
Poprawiła szatę, starając się skoncentrować na odgłosach, które wydawała z siebie lokomotywa.
Stuk. Pach. Pach. Stuk. Stuk.
Podciągnęła kolana pod brodę i oparła na nich głowę, a blada twarz zniknęła pod całkowicie czarnymi o tej porze roku włosami.
Nie. Nie. Nie. Collins. Wiesz, to nie miało być tak, to bezsensowne, ale nie myślałam wtedy. Nie myślę i teraz. Oszaleję. Zgłupieję. Już zgłupiałam. Nie chcę żałować, ale żałuję w jakiś sposób. Nie. Nie. Nie. Nie powinnam. To chore. Jestem chora. Dlaczego? Nie chcę już nic. Chcę uciec.
Poczuła ogromne zmęczenie tym wszystkim i po jakimś czasie podniosła się do pozycji pionowej, chwytając za swój kufer i nie patrząc na Avery'ego. Bolała ją głowa, a oczy zrobiły się dziwne. To wszystko było dla C. dziwnie nienaturalne i wystarczająco popieprzone, by opuścić ten przedział i ten pociąg najszybciej jak potrafiła. Poprawiła swoje rajstopy i na chwiejnych nogach opuściła pomieszczenie, kierując się w nieznanym kierunku.
[z/t]
Ach. Te spekulacje!
Ale prawdą jest, że wybaczyłaby mu to co się wydarzyło w pustej sali z Sahirem. Może nawet by się zaprzyjaźnili, może choć jeden człowiek byłby coś wart w jej oczach i to byłby On z tą całą błazeńską otoczką.
Już na samą myśl się bała. Przerastało ją to. Była przegrana.
Od początku przecież tak było czyż nie? To była słabość. Chciała ją wyeliminować, myślała, że jak się zabawi, że jak będzie taka jak zawsze, że stanie się silniejsza, że On w jakiś popieprzony sposób ją zrozumie i naprawi swój błąd.
Ale to co dla niej było błędem, nie musiało być takie same dla Collinsa. I teraz dopiero to zrozumiała. Zrozumiała to w chwili, gdy nie było mu do śmiechu, gdy On sam się przekonał, że się nie zmieni.
I zrezygnował z prób, odpuszczając sobie tę przegraną sprawę całkowicie. Nawet nie sądziła, że cokolwiek poczuje, ale to się stało.
Wiesz? Czy teraz już wiesz? Naiwna kretynko! Głupia dziewczynko, myśląca, że masz coś tu powiedzenia, że to co robisz, nie pozostawi po sobie żadnych śladów...
Poprawiła szatę, starając się skoncentrować na odgłosach, które wydawała z siebie lokomotywa.
Stuk. Pach. Pach. Stuk. Stuk.
Podciągnęła kolana pod brodę i oparła na nich głowę, a blada twarz zniknęła pod całkowicie czarnymi o tej porze roku włosami.
Nie. Nie. Nie. Collins. Wiesz, to nie miało być tak, to bezsensowne, ale nie myślałam wtedy. Nie myślę i teraz. Oszaleję. Zgłupieję. Już zgłupiałam. Nie chcę żałować, ale żałuję w jakiś sposób. Nie. Nie. Nie. Nie powinnam. To chore. Jestem chora. Dlaczego? Nie chcę już nic. Chcę uciec.
Poczuła ogromne zmęczenie tym wszystkim i po jakimś czasie podniosła się do pozycji pionowej, chwytając za swój kufer i nie patrząc na Avery'ego. Bolała ją głowa, a oczy zrobiły się dziwne. To wszystko było dla C. dziwnie nienaturalne i wystarczająco popieprzone, by opuścić ten przedział i ten pociąg najszybciej jak potrafiła. Poprawiła swoje rajstopy i na chwiejnych nogach opuściła pomieszczenie, kierując się w nieznanym kierunku.
[z/t]
- Charlotte Macmillan
Re: Przedział III
Wto Cze 13, 2017 6:31 pm
Dziwnie się czuła z myślą, że to jej ostatnia podróż z Hogwartu do Londynu, że już więcej nie będzie miała okazji wsiąść do expressu i ruszyć tak doskonale znaną jej trasą. Dlatego też kiedy tylko wsiadła do pociągu ruszyła w poszukiwaniu jakiegoś pustego przedziału, nie mając nastroju na niczyje towarzystwo. Poza tym wciąż bolała ją rana na nodze (może i poszła z Leną do skrzydła szpitalnego, ale gdy tylko kuzynka oddaliła się to i Charlotte uciekła stamtąd) jak i brzuch, sprawiając, że gdy tylko usiadła to zwinęła się w kłębek, wtulając w róg przedziału, z twarzą niemalże wciśniętą w szybę.
W głowie wciąż jej huczała przepowiednia od tiary przydziału i jak na ten moment była gotowa zgodzić się, że magiczne stworzenia to jednak nie dla niej. Tego poranka miała tego idealny przykład i była pewna, że prędko nie dopadnie jej ponowna chęć zawierania z bestiami przyjaźni. Już prędzej się skupi na astronomii albo eliksirach, tam przynajmniej mniej lub bardziej mogła przewidywać jak to wszystko się skończy. No i nie było szans żeby coś ją stratowało. Co najwyżej wybuchnie i ją zabije, a to nie wydawało się takie tragiczne, chwila i już jej nie było na świecie.
Wzdychając ciężko sięgnęła do kieszeni szaty, wyciągając z niej czekoladową żabę, którą rozpakowała i szybko wpakowała do ust, przyglądając się przez moment karcie. Newt Scamander. Czy to był jakiś żart? Prychając cicho wepchnęła kartę z powrotem do kieszeni i przymknęła powieki, skupiając się na dźwięku jadącego pociągu. Miała nadzieję, że ten odgłos ją uspokoi i pozwoli zasnąć.
W głowie wciąż jej huczała przepowiednia od tiary przydziału i jak na ten moment była gotowa zgodzić się, że magiczne stworzenia to jednak nie dla niej. Tego poranka miała tego idealny przykład i była pewna, że prędko nie dopadnie jej ponowna chęć zawierania z bestiami przyjaźni. Już prędzej się skupi na astronomii albo eliksirach, tam przynajmniej mniej lub bardziej mogła przewidywać jak to wszystko się skończy. No i nie było szans żeby coś ją stratowało. Co najwyżej wybuchnie i ją zabije, a to nie wydawało się takie tragiczne, chwila i już jej nie było na świecie.
Wzdychając ciężko sięgnęła do kieszeni szaty, wyciągając z niej czekoladową żabę, którą rozpakowała i szybko wpakowała do ust, przyglądając się przez moment karcie. Newt Scamander. Czy to był jakiś żart? Prychając cicho wepchnęła kartę z powrotem do kieszeni i przymknęła powieki, skupiając się na dźwięku jadącego pociągu. Miała nadzieję, że ten odgłos ją uspokoi i pozwoli zasnąć.
- Giotto Nero
Re: Przedział III
Wto Cze 13, 2017 8:19 pm
On w głowie sentymentów żadnych nie miał, prędzej ból głowy, który dawał mu się we znaki po ostatnich czarnomagicznych praktykach i tym feralnym wydarzeniu ze starym dębem, w którym przypadkiem wziął udział. Spotkanie ze zjawami nie było czymś codziennym w Hogwarcie, przynajmniej nie z tymi stworzonymi z czystej czarnej magii. Giotto potraktował to jako dobry trening, przygotowanie na to, co czeka go w podróży i trzeba przyznać, że nie wywiązał się z tego zadania śpiewająco. Brak znajomości białomagicznych zaklęć, czy też praca w drużynie nie pozwalały mu na pełne rozwinięcie skrzydeł i martwienie się tylko o siebie. Od tego czasu właśnie zaczął mieć wątpliwości, czy aby na pewno wspólna podróż z Enzo to dobry pomysł - Giotto był gotów, ale jego kuzyn... niezbyt. Mając w dodatku gdzieś z tyłu głowy wszystkie plotki związane z jego rzekomym "romansem" z Marlene, sprawy zaczynały się mocno komplikować. Prawdę mówiąc, słuszność w tej decyzji dawno została poddana wątpliwości, a sam Giotto coraz mocniej zastanawiał się nad tym, by wyruszyć bez słowa.
Na pociąg prawie się spóźnił, wszystko przez wzgląd na to, że przez dłuższy czas szukał kogokolwiek ze "swoich ludzi". Nie znalazł ani Charlotte, ani Enzo, ani Nate, którzy najwidoczniej byli tu przed nim, a on jako jeden z ostatnich trafił na stację, wpychając swoje rzeczy do luku bagażowego. Przejechał dłonią po swoim czole, kolejny raz tego dnia lekko przejeżdżając po swojej ranie. Poza bólem głowy czuł jeszcze pieczenie oraz ogólne przemęczenie, co niezbyt dobrze wpływało na jego samopoczucie oraz humor, który ewidentnie miał niezbyt dobry.
Po odpowiednim zapakowaniu swoich rzeczy, ruszył na poszukiwania kogokolwiek ze swoich znajomych, chcąc chociaż przez chwilę zapomnieć o tych dębowych ekscesach, w których wziął udział. Zaglądał do kolejnych przedziałów z coraz większym poczuciem, że chyba wsiadł nie do tego pociągu, bo nikogo nie poznawał. Wkrótce jednak trafił do prawie pustego pomieszczenia, w którym siedziała Charlotte. Od razu zrobiło mu się lżej na duszy, a sam ból nawet na chwilę ustał. Druga sprawa, że wyglądał jakby wrócił z maratonu alkoholowego z Enzo, zakończonego zadymą pod trzema miotłami, które najpewniej rozpieprzyli na głowach kogoś innego.
- Szukałem Cię - rzucił od razu, zamykając za sobą drzwi do przedziału. Westchnął lekko i usiadł obok niej, nie zwracając uwagi na to, że mógł jej przeszkadzać, albo że sama Macmillan niezbyt skora jest dziś do jakichkolwiek rozmów. Pulsujący ból w głowie i zmęczenie skutecznie dawały się we znaki, nawet on musiał czasami opuszczać gardę, nie mogąc kontrolować wszystkiego wokół.
Wziął kilka głębszych wdechów i odchylił głowę do góry, opierając się o oparcie siedzenia. Niezbyt było tu wygodnie, ale nie ma na co narzekać, grunt, że znaleźli w ogóle jakieś miejsca.
Na pociąg prawie się spóźnił, wszystko przez wzgląd na to, że przez dłuższy czas szukał kogokolwiek ze "swoich ludzi". Nie znalazł ani Charlotte, ani Enzo, ani Nate, którzy najwidoczniej byli tu przed nim, a on jako jeden z ostatnich trafił na stację, wpychając swoje rzeczy do luku bagażowego. Przejechał dłonią po swoim czole, kolejny raz tego dnia lekko przejeżdżając po swojej ranie. Poza bólem głowy czuł jeszcze pieczenie oraz ogólne przemęczenie, co niezbyt dobrze wpływało na jego samopoczucie oraz humor, który ewidentnie miał niezbyt dobry.
Po odpowiednim zapakowaniu swoich rzeczy, ruszył na poszukiwania kogokolwiek ze swoich znajomych, chcąc chociaż przez chwilę zapomnieć o tych dębowych ekscesach, w których wziął udział. Zaglądał do kolejnych przedziałów z coraz większym poczuciem, że chyba wsiadł nie do tego pociągu, bo nikogo nie poznawał. Wkrótce jednak trafił do prawie pustego pomieszczenia, w którym siedziała Charlotte. Od razu zrobiło mu się lżej na duszy, a sam ból nawet na chwilę ustał. Druga sprawa, że wyglądał jakby wrócił z maratonu alkoholowego z Enzo, zakończonego zadymą pod trzema miotłami, które najpewniej rozpieprzyli na głowach kogoś innego.
- Szukałem Cię - rzucił od razu, zamykając za sobą drzwi do przedziału. Westchnął lekko i usiadł obok niej, nie zwracając uwagi na to, że mógł jej przeszkadzać, albo że sama Macmillan niezbyt skora jest dziś do jakichkolwiek rozmów. Pulsujący ból w głowie i zmęczenie skutecznie dawały się we znaki, nawet on musiał czasami opuszczać gardę, nie mogąc kontrolować wszystkiego wokół.
Wziął kilka głębszych wdechów i odchylił głowę do góry, opierając się o oparcie siedzenia. Niezbyt było tu wygodnie, ale nie ma na co narzekać, grunt, że znaleźli w ogóle jakieś miejsca.
- Charlotte Macmillan
Re: Przedział III
Sro Cze 14, 2017 7:19 pm
Charlotte nie rozglądała się za nikim kiedy przemierzała wagony pociągu w poszukiwaniu pustego przedziału. Nie chciała towarzystwa, te było jej zdecydowanie nie na rękę jeśli wziąć pod uwagę smutek jaki ją dopadł przez wyjazd, a także ogólne rozbicie towarzyszące po porannym spotkaniu w lesie. Jakże czułym, można by rzec, w końcu dwurożce niezwykle chętnie przebiegły po nich jak gdyby były tylko kolejną kępką trawy. I chociaż, kiedy była już bezpieczna, zastanawiała się co je wystraszyło, a także kto tak gorąco wyganiał ją i Lenę z lasu, to jednak nie była samobójcą, nie widziało jej się iść do Zakazanego Lasu ponownie, aby to wszystko zbadać. W tym momencie to przestawał być jej problem, cały Hogwart przestawał być miejscem o które musiałaby się troszczyć.
I może gdyby chciała to dostrzegłaby palącą się wieżę swojego domu, jednak w tym momencie zbyt mocno skupiała się na tym aby nie myśleć o bólu brzucha i nogi by móc zarejestrować cokolwiek innego.
Dalej więc trwałaby w swoim letargu gdyby nie nagły gość, który sprawił, że Charlotte kątem oka zerknęła w jego kierunku, wzdychając z ulgą, że to on, a nie ktoś, kto mógłby chcieć na siłę rozmawiać i domagać się jakiejkolwiek uwagi z jej strony.
- Wyglądasz jakbyś się bił. - zauważyła, nieznacznie odwracając głowę w jego kierunku, w końcu obracając się również odrobinę aby móc dłonią dotknąć twarzy Giotto i skierować ja w swoją stronę, aby lepiej dostrzec ranę.
- Przeczyściłeś ją chociaż? - bo co do tego, że nie raczył udać się do pielęgniarki albo kogokolwiek, kto mógłby mu ranę opatrzyć nie miała wątpliwości. Sama w końcu zachowała się tego ranka tak samo, uważając, że potrafi poradzić sobie sama i skrzydło szpitalne nie jest jej do niczego potrzebne. I chociaż prawą dłonią wciąż trzymała twarz Ślizgona aby nie wpadł na pomysł odwrócenia głowy nim uzyska odpowiedź, to drugą rękę trzymała w okolicach swojego brzucha, zauważając, że gdy go chociaż odrobinę dociska to nie boli tak bardzo jakby mógł. Zadziwiające.
I może gdyby chciała to dostrzegłaby palącą się wieżę swojego domu, jednak w tym momencie zbyt mocno skupiała się na tym aby nie myśleć o bólu brzucha i nogi by móc zarejestrować cokolwiek innego.
Dalej więc trwałaby w swoim letargu gdyby nie nagły gość, który sprawił, że Charlotte kątem oka zerknęła w jego kierunku, wzdychając z ulgą, że to on, a nie ktoś, kto mógłby chcieć na siłę rozmawiać i domagać się jakiejkolwiek uwagi z jej strony.
- Wyglądasz jakbyś się bił. - zauważyła, nieznacznie odwracając głowę w jego kierunku, w końcu obracając się również odrobinę aby móc dłonią dotknąć twarzy Giotto i skierować ja w swoją stronę, aby lepiej dostrzec ranę.
- Przeczyściłeś ją chociaż? - bo co do tego, że nie raczył udać się do pielęgniarki albo kogokolwiek, kto mógłby mu ranę opatrzyć nie miała wątpliwości. Sama w końcu zachowała się tego ranka tak samo, uważając, że potrafi poradzić sobie sama i skrzydło szpitalne nie jest jej do niczego potrzebne. I chociaż prawą dłonią wciąż trzymała twarz Ślizgona aby nie wpadł na pomysł odwrócenia głowy nim uzyska odpowiedź, to drugą rękę trzymała w okolicach swojego brzucha, zauważając, że gdy go chociaż odrobinę dociska to nie boli tak bardzo jakby mógł. Zadziwiające.
- Enzo Nero
Re: Przedział III
Sro Cze 14, 2017 7:34 pm
Po spakowaniu swoich rzeczy i po dotarciu na dworzec, wpakował swoje toboły do luku bagażowego. Westchnął głośno i spojrzał w niebo. Nie wiedział zupełnie co ma robić jednak to teraz nie było takie ważne, w końcu ma całe wakacje, lub przynajmniej pół by zdecydować co ze sobą zrobić. Po ostatnich przeżyciach nie miał zbytnio ochoty tutaj wracać jednak z drugiej strony ciągnęły go tutaj sekrety zamku które mógł odkryć tylko będąc w środku. Blondyn wchodząc do pociągu zaczął rozglądać się za pustym przedziałem lub za Giotto w zależności od tego co znajdzie pierwsze. Szedł korytarzem i zastanawiał się cały czas nad tym rokiem który tu spędził, był dosyć ciężki jednak w niektórych chwilach było całkiem przyjemnie. Przez chwilę nie zwracał uwagi w ogóle na przedziały i zatrzymał się przy następnym który był no i przypadkiem trafił na swojego kuzyna oraz dziewczynę która była razem z nim na balu.
- Cześć - Powiedział niedbale i usiadł przy oknie na przeciwko dziewczyny.
Nie chciał im przeszkadzać to też zamknął oczy starając się zasnąć. Niech sobie gadają, dla niego najważniejsze jest to że jedzie z kimś znajomym kto nie wyjebie mu całego zapasu majonezu który ma schowany w bagażu podręcznym, kieszeniach i w rękawach jak to przystało na prawdziwego magika.
- Cześć - Powiedział niedbale i usiadł przy oknie na przeciwko dziewczyny.
Nie chciał im przeszkadzać to też zamknął oczy starając się zasnąć. Niech sobie gadają, dla niego najważniejsze jest to że jedzie z kimś znajomym kto nie wyjebie mu całego zapasu majonezu który ma schowany w bagażu podręcznym, kieszeniach i w rękawach jak to przystało na prawdziwego magika.
- Alexandra Grace
Re: Przedział III
Sob Cze 17, 2017 1:09 pm
Teraz już nie powinno wydarzyć się nic złego, prawda? To koniec pechowego roku, można odetchnąć z ulgą. Nie żeby przestała martwić się tym całym gównem, które się zebrało. Ostatnim czasem jednak zaczęła być trochę mądrzejsza i przynajmniej udawała, że może być normalnie. Postanowiła więc nie myśleć w drodze powrotnej o tym, że jej jedyni znajomi, których miała za przyjaciół bardzo uprzejmie postanowili z nią nie rozmawiać. Nie była pewna, czy to celowy zabieg, ale i tak była zła. Jednak... hej, przecież nie można się zatrzymywać, prawda? Nie jest jeszcze zbyt późno, by stać się normalnym człowiekiem i znaleźć sobie mniej dysfunkcyjnych znajomych. Tak! Wszystko jest możliwe, jest szansa, że stać ją na zdobycie przyjaciół, którzy będą regularnie z nią rozmawiać i jej nie oleją! Tak sobie powtarzała szukając jakiegoś miejsca dla siebie w przedziałach. Weszła wreszcie do jakiegoś i liczyła na to, że nie wykopią jej z niego.
- Hej, można się jeszcze dosiąść, czy czekacie na kogoś? - Proszę niech nie czekają - pomyślała od razu.
- Hej, można się jeszcze dosiąść, czy czekacie na kogoś? - Proszę niech nie czekają - pomyślała od razu.
- Erin Malfoy
Re: Przedział III
Nie Cze 18, 2017 7:47 pm
Jakiś czas temu umieściła już swoje bagaże do luku, a teraz szwendała się po korytarzu. Stawała przy oknach i myślała. Kolejny rok za nią. Pogłaskała Blaira po łebku. Tym razem nie miała w swoim stroju na tyle dużej kieszeni by mógł się tam zwinąć, więc owinął się wzdłuż jej ramienia, a górną część ciała ułożył na ramionach dziewczyny. Teraz łaskotał ją po policzku swoim językiem i rozglądał się na boki. Pora chyba w końcu znaleźć jakiś przedział. Ruszyła dalej korytarzem i otworzyła przypadkowe drzwi. Trzy osoby, nie najgorzej.
- Wolne? Można się dosiąść? - Dobrze by było, nie chciało jej się szukać dalej.
- Wolne? Można się dosiąść? - Dobrze by było, nie chciało jej się szukać dalej.
- Enzo Nero
Re: Przedział III
Nie Cze 18, 2017 9:08 pm
Enzo siedział tak sobie i rozmyślał nad znaczeniem jego egzystencji w tym magicznym świecie i o celach jakie sobie obrał na wakacje. Przecież poza tym że miał razem ze swoim kuzynem trenować w jego rezydencji znajdującej się gdzieś w brytanii to jeszcze chciał odnaleźć mistyczny słoik majonezu o którym opowiadał mu jego dziadek kiedy był jeszcze małym brzdącem. Nic nie mówiąc uśmiechał się także lekko widząc swojego kuzyna z jego dziewczyną, był to naprawdę uroczy widok. Nagle jednak jego spokój został zachwiany przez pojawienie się w przedziale Alex która zapytała czy może tu usiąść.
- Jasne, przecież nikt Cię stąd nie wygoni - Powiedział i przetarł lekko twarz widocznie już lekko zmęczony tym, że jeszcze nie jadą.
Czas to pieniądz, a on przecież musiał jeszcze zrobić tyle rzeczy. Myślał że podróż obejdzie się bez niespodzianek ale no cóż pomylił się widząc kolejną osobę w drzwiach i to nie byle kogo lecz samą Erin Malfoy którą to wiele razy widział na zajęciach i w pokoju wspólnym jednak nigdy z nią nie rozmawiał gdyż wiecznie obydwoje byli zajęci czymś innym i w dodatku mieli zupełnie inne poglądy na temat wielu spraw. Czyżby się to zmieniło?
- Jeśli tylko chcesz to pewnie, jak widzisz są wolne miejsca i na nikogo konkretnego nie czekamy - Tak powiedział chociaż nie wiedział czy Lotta nie czeka przypadkiem na swoją kuzynkę, ale wyjebane jajca.
Widząc węża nieopodal szyi dziewczyny na początku lekko się zdziwił jednak szybko oswoił się z tą myślą że jedzie z nimi taki zimny drań.
- A co jeśli mnie ugryzie? - Zapytał z uśmiechem i ostrożnie wskazał na zwierzątko Erin.
Wiedział o tym że gwałtowne ruchy nie są czymś, co zwierzątka lubią.
- Jasne, przecież nikt Cię stąd nie wygoni - Powiedział i przetarł lekko twarz widocznie już lekko zmęczony tym, że jeszcze nie jadą.
Czas to pieniądz, a on przecież musiał jeszcze zrobić tyle rzeczy. Myślał że podróż obejdzie się bez niespodzianek ale no cóż pomylił się widząc kolejną osobę w drzwiach i to nie byle kogo lecz samą Erin Malfoy którą to wiele razy widział na zajęciach i w pokoju wspólnym jednak nigdy z nią nie rozmawiał gdyż wiecznie obydwoje byli zajęci czymś innym i w dodatku mieli zupełnie inne poglądy na temat wielu spraw. Czyżby się to zmieniło?
- Jeśli tylko chcesz to pewnie, jak widzisz są wolne miejsca i na nikogo konkretnego nie czekamy - Tak powiedział chociaż nie wiedział czy Lotta nie czeka przypadkiem na swoją kuzynkę, ale wyjebane jajca.
Widząc węża nieopodal szyi dziewczyny na początku lekko się zdziwił jednak szybko oswoił się z tą myślą że jedzie z nimi taki zimny drań.
- A co jeśli mnie ugryzie? - Zapytał z uśmiechem i ostrożnie wskazał na zwierzątko Erin.
Wiedział o tym że gwałtowne ruchy nie są czymś, co zwierzątka lubią.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|