Strona 1 z 2 • 1, 2
- Mistrz Gry
Parkiet
Czw Wrz 01, 2016 3:50 am
Znajdują się tu stoliki przy których uczniowie i dorośli mogą usiąść i coś zjeść. Oprócz tego niedaleko czai się woźny, który odpowiedzialny jest za muzykę, a także za udzielenie pomocy zagubionym studentom magii.
- Genevieve Corleone
Re: Parkiet
Sob Wrz 03, 2016 10:38 pm
Zmierzała w stronę stołu zajmowanego przez nauczycieli i praktykantów, ale szczerze powiedziawszy zbytnio jej się nie spieszyło. Pomyśl o swojej przyszłości, zrób ze swoim życiem to a tamto, poudawajmy, że mamy wszystko pod kontrolą i wytyczymy ci ścieżkę ku lepszemu jutru. Pieprzenie. Podniosła z ziemi jakąś zagubioną ulotkę i cicho parsknęła pod nosem.
-I ty możesz zostać kimkolwiek chcesz zostać... - mruknęła do siebie, parodiując kiepski slogan z kartki, zwinęła papier w kulkę i cisnęła ją do tyłu przez ramię. Cóż, w zasadzie mogłaby ponamawiać młodych, żeby porzucili rozsądek i zostali profesjonalnymi graczami quidditcha. Sława, pieniądz, dzikie fanki... Znacznie ciekawiej niż ciepła posadka w ministerstwie. Wbiła dłonie w kieszenie i zaczęła się leniwie przechadzać między stolikami, jednocześnie dokładnie obserwując otoczenie. Zanim zabierze się za skazywanie młodych duszyczek na zatracenie, musi rozeznać się w sytuacji. I upolować coś do jedzenia. Najlepiej wysokokalorycznego.
-I ty możesz zostać kimkolwiek chcesz zostać... - mruknęła do siebie, parodiując kiepski slogan z kartki, zwinęła papier w kulkę i cisnęła ją do tyłu przez ramię. Cóż, w zasadzie mogłaby ponamawiać młodych, żeby porzucili rozsądek i zostali profesjonalnymi graczami quidditcha. Sława, pieniądz, dzikie fanki... Znacznie ciekawiej niż ciepła posadka w ministerstwie. Wbiła dłonie w kieszenie i zaczęła się leniwie przechadzać między stolikami, jednocześnie dokładnie obserwując otoczenie. Zanim zabierze się za skazywanie młodych duszyczek na zatracenie, musi rozeznać się w sytuacji. I upolować coś do jedzenia. Najlepiej wysokokalorycznego.
- Rubeus Hagrid
Re: Parkiet
Sob Wrz 03, 2016 10:58 pm
No jak na Dniach Kariery mogło zabraknąć gajowego? Na Dniach Kariery nie mogło zabraknąć gajowego! A wiadomo, że najprościej było go znaleźć przy stołach z jedzeniem. Oczywiście gdyby ktokolwiek miał problem z wypatrzeniem w tłumie sylwetki półolbrzyma...
Rubeus poprawił swoją koszulę w krate, która z pewnością wyglądałaby bardziej elegancko gdyby nie zawieszony na szyi kołnierz z lisa i chwycił w wielką łapę pieczonego kurczaka. Całego oczywiście. Zaraz też przypomniał sobie o manierach i drugą ręką zgarnął garść serwetek. Już miał się zabrać za jedzenie, kiedy gdzieś w dole zamajaczyła mu sylwetka Corleone.
- Dobry pani psor! Pikny dzisiaj mamy dzień, cu nie? Uh, pamintam jak sam byłem młody... A pani? - Nie zdając sobie sprawy z nietaktu jakiego się dopuścił rozejrzał się po sali z uśmiechem. - Ale muszem pani powiedzieć, że mioteł to ja żem nigdy nie lubił. Jeszcze z reszto żadyn nie zrobił takiej co to by mnie utrzymała! - Tubalny śmiech rozniósł się po sali a Rubeus nagle zaczerwienił. - No to ten... Ni bede przeszkadzał. Miłego dnia pani psor! - Ukłonił się lekko i odszedł kawałek, powoli lawirując między rozbieganymi uczniami.
Rubeus poprawił swoją koszulę w krate, która z pewnością wyglądałaby bardziej elegancko gdyby nie zawieszony na szyi kołnierz z lisa i chwycił w wielką łapę pieczonego kurczaka. Całego oczywiście. Zaraz też przypomniał sobie o manierach i drugą ręką zgarnął garść serwetek. Już miał się zabrać za jedzenie, kiedy gdzieś w dole zamajaczyła mu sylwetka Corleone.
- Dobry pani psor! Pikny dzisiaj mamy dzień, cu nie? Uh, pamintam jak sam byłem młody... A pani? - Nie zdając sobie sprawy z nietaktu jakiego się dopuścił rozejrzał się po sali z uśmiechem. - Ale muszem pani powiedzieć, że mioteł to ja żem nigdy nie lubił. Jeszcze z reszto żadyn nie zrobił takiej co to by mnie utrzymała! - Tubalny śmiech rozniósł się po sali a Rubeus nagle zaczerwienił. - No to ten... Ni bede przeszkadzał. Miłego dnia pani psor! - Ukłonił się lekko i odszedł kawałek, powoli lawirując między rozbieganymi uczniami.
- David o'Connell
Re: Parkiet
Sob Wrz 03, 2016 11:05 pm
Nie był to pierwszy raz, kiedy miał okazję pomyśleć o przyszłości - w końcu kiedy siedzi się rok, wszystkie atrakcje przeżywa się na déjà vu - ale poprzednio nie spieszyło mu się do czytania ulotek i rozmowy o tym, czym chciałby się zajmować. Nie spieszyło mu się do tego stopnia, że nie zjawił się wcale. Teraz też nie był zachwycony pomysłem przywleczenia tu swojej dupy osoby, ale skoro już opiekunka domu ścigała ich listami...
Mimo zgarbienia wyróżniał się wzrostem. Na pewno nie wyglądał na ucznia piątego roku. W przeciwieństwie do wielu nie stresował się sytuacją, nie wyglądał na przejętego, ale całą jego postać (nawet ubrana w nienaganny, poza niedokładnie zawiązanym krawatem, strój uczniowski, włączając w to białą koszulę) wyglądała jak wyjęta z innego otoczenia, niepasująca do reszty. Może była to kwestia jego wzroku, może ruchów, zachowania, wciśniętych w kieszenie rąk - faktem było, że łatwiej byłoby wyobrazić go sobie w ciemnym zaułku lochów. Sprawy nie poprawiało nawet to, że włosy prawie mu nie sterczały.
Przeszedł na parkiet chyba tylko po to, żeby rozejrzeć się za właściwym stołem. Widział krążącego po Wielkiej Sali Hagrida, ale profesor Corleone zauważył dopiero, kiedy dzieląca ich grupa uczniów ruszyła do najbliższej sterty ulotek.
- Och... Dzień dobry. - Przywitał się. Wszystko było dobre, żeby odwlec w czasie obowiązki.
Mimo zgarbienia wyróżniał się wzrostem. Na pewno nie wyglądał na ucznia piątego roku. W przeciwieństwie do wielu nie stresował się sytuacją, nie wyglądał na przejętego, ale całą jego postać (nawet ubrana w nienaganny, poza niedokładnie zawiązanym krawatem, strój uczniowski, włączając w to białą koszulę) wyglądała jak wyjęta z innego otoczenia, niepasująca do reszty. Może była to kwestia jego wzroku, może ruchów, zachowania, wciśniętych w kieszenie rąk - faktem było, że łatwiej byłoby wyobrazić go sobie w ciemnym zaułku lochów. Sprawy nie poprawiało nawet to, że włosy prawie mu nie sterczały.
Przeszedł na parkiet chyba tylko po to, żeby rozejrzeć się za właściwym stołem. Widział krążącego po Wielkiej Sali Hagrida, ale profesor Corleone zauważył dopiero, kiedy dzieląca ich grupa uczniów ruszyła do najbliższej sterty ulotek.
- Och... Dzień dobry. - Przywitał się. Wszystko było dobre, żeby odwlec w czasie obowiązki.
- Genevieve Corleone
Re: Parkiet
Sob Wrz 03, 2016 11:23 pm
Na widok Hagrida uśmiechnęła się szczerze, energicznie skinęła mu głową i roześmiała się serdecznie, kiedy zapytał ją o czasy młodości.
-Pamiętam, pamiętam, ale chyba tylko dlatego, że mam taką dobrą pamięć.- odpowiedziała i nawet mrugnęła zaczepnie, jak to miała w zwyczaju. Gen wcale nie zamierzała się obrażać, co to to nie. Jeszcze nie połknęła kija od miotły, który utknąłby jej gdzieś bardzo nisko. A propos mioteł, chciała coś odpowiedzieć w sprawie awersji gajowego do tych przedmiotów (w końcu eksperymentowała z tłuczkami, to kto jak nie ona nie dałby radę wykombinować wytrzymały model miotły?), ale Hagrid pobiegł już gdzieś zarumieniony jak piwonia. Uniosła więc tylko dłoń i pomachała lekko. Odwróciła się zaraz na pięcie z zamiarem porwania ze stołu czegoś do jedzenia, ale jej plany żywieniowe znów zostały zakłócone, kiedy to niemal wpadła na O'Connella.
-Och... Dzień dobry.- odparła, dokładnie powtarzając powitanie Carneya i uśmiechnęła się szeroko.
-Przybywasz w poszukiwaniu świetlanej przyszłości?- zapytała, sięgając po dostrzeżone w pobliżu jabłko. Cóż. Miało być wysoko kalorycznie, ale na pierwszy głód dobre i to. Wgryzła się w owoc, zadzierając głowę do góry tak, by pochwycić linię wzroku gryfona.
-Pamiętam, pamiętam, ale chyba tylko dlatego, że mam taką dobrą pamięć.- odpowiedziała i nawet mrugnęła zaczepnie, jak to miała w zwyczaju. Gen wcale nie zamierzała się obrażać, co to to nie. Jeszcze nie połknęła kija od miotły, który utknąłby jej gdzieś bardzo nisko. A propos mioteł, chciała coś odpowiedzieć w sprawie awersji gajowego do tych przedmiotów (w końcu eksperymentowała z tłuczkami, to kto jak nie ona nie dałby radę wykombinować wytrzymały model miotły?), ale Hagrid pobiegł już gdzieś zarumieniony jak piwonia. Uniosła więc tylko dłoń i pomachała lekko. Odwróciła się zaraz na pięcie z zamiarem porwania ze stołu czegoś do jedzenia, ale jej plany żywieniowe znów zostały zakłócone, kiedy to niemal wpadła na O'Connella.
-Och... Dzień dobry.- odparła, dokładnie powtarzając powitanie Carneya i uśmiechnęła się szeroko.
-Przybywasz w poszukiwaniu świetlanej przyszłości?- zapytała, sięgając po dostrzeżone w pobliżu jabłko. Cóż. Miało być wysoko kalorycznie, ale na pierwszy głód dobre i to. Wgryzła się w owoc, zadzierając głowę do góry tak, by pochwycić linię wzroku gryfona.
- David o'Connell
Re: Parkiet
Sob Wrz 03, 2016 11:47 pm
Ostatnio wpadało na niego bardzo dużo ludzi, biorąc pod uwagę fakt, że skrzatem nie był (nawet jeśli to "bardzo dużo" oznaczało jedną osobę, to wciąż było to niespotykane). Na szczęście Genevieve dała radę zauważyć go na tyle wcześnie, żeby nie odbić się szminką na jego czystej koszuli. Nie, żeby sam miał się tym przejąć, ale wiadomość od profesor McGonagall nie pozostawiała wątpliwości - jej na pewno nie spodobałoby się takie niechlujstwo.
- Hmm... Taa. - Wycedził, śledząc wzrokiem grupę nieznanych mu czarodziejów. - Nie. - Sprostował zaraz, po czym zerknął bokiem na nauczycielkę. - W zasadzie nie wiem, co tutaj robię.
Mówienie szczerze o sprawach pokroju kariery przychodziło mu zwykle z trudem. Dało się wyczuć w jego głosie niezadowolenie. Prawda była taka, że wolał o tym nie myśleć. Nie miał pojęcia, jakie perspektywy stoją przed kimś jego pokroju, a tym bardziej nie umiał wyobrazić sobie siebie w żadnym magicznym zawodzie. Nawet nie chciał próbować. Nie pozwalał sobie myśleć o tym, żeby chcieć próbować. Do tej pory podejmował się tylko prac dorywczych w mugolskim świecie, ale to był inny świat. Do tego znajomość z Gwendoline - pierwszy raz miał przed sobą perspektywę zarobienia galeonów i był pewien, że nie chodziło o nic, co dyrektor uznałby za akceptowalne. Wątpił, żeby ulotki obiecały mu choć część tego, co miała do zaoferowania Ślizgonka.
Nie, myślenie o przyszłości wolał sobie zostawić na... Przyszłość. Ten dzień trzeba po prostu przetrwać.
- Hmm... Taa. - Wycedził, śledząc wzrokiem grupę nieznanych mu czarodziejów. - Nie. - Sprostował zaraz, po czym zerknął bokiem na nauczycielkę. - W zasadzie nie wiem, co tutaj robię.
Mówienie szczerze o sprawach pokroju kariery przychodziło mu zwykle z trudem. Dało się wyczuć w jego głosie niezadowolenie. Prawda była taka, że wolał o tym nie myśleć. Nie miał pojęcia, jakie perspektywy stoją przed kimś jego pokroju, a tym bardziej nie umiał wyobrazić sobie siebie w żadnym magicznym zawodzie. Nawet nie chciał próbować. Nie pozwalał sobie myśleć o tym, żeby chcieć próbować. Do tej pory podejmował się tylko prac dorywczych w mugolskim świecie, ale to był inny świat. Do tego znajomość z Gwendoline - pierwszy raz miał przed sobą perspektywę zarobienia galeonów i był pewien, że nie chodziło o nic, co dyrektor uznałby za akceptowalne. Wątpił, żeby ulotki obiecały mu choć część tego, co miała do zaoferowania Ślizgonka.
Nie, myślenie o przyszłości wolał sobie zostawić na... Przyszłość. Ten dzień trzeba po prostu przetrwać.
- Genevieve Corleone
Re: Parkiet
Nie Wrz 04, 2016 12:40 am
Kiedy David produkował się ze swoją mało wylewną odpowiedzią Gen zdołała już pochłonąć całe jabłko. Łącznie z ogryzkiem. Zwyczajnie nie chciało jej się szukać później kosza na śmieci, czy czegoś w te gusta.
-Tak, nie... Co za zdecydowanie panie O'Connell. Wszyscy doradcy zawodowi będą wprost zachwyceni. Nie ma nic lepszego niż zagubiona owieczka, którą można przeciągnąć na swoją stronę...- umilkła na chwilę, rozważając jak wysoki poziom absurdu osiągnęła tym porównaniem. Zagubiona owieczka Carney, dobre sobie.
-Nie wiesz co tutaj robisz? Cóż. Skoro nie przybywasz w poszukiwaniu świetlanej przyszłości, to zapewne odbębniasz swój uczniowski obowiązek.- uśmiechnęła się lekko i krótko poklepała gryfona po ramieniu.
-Jakbyś później chciał się wykręcić od jakiegoś namolnego dupka, który będzie ci wmawiał, że hurtowe przybijanie pieczątek w ministerstwie to najbardziej fascynujące zajęcie na świecie, to powiedz, że jesteś ze mną umówiony.- wbiła ręce w kieszenie i zerknęła w stronę stołów nauczycielskich.
-Podejrzewam, że będę gdzieś w tamtych okolicach.- mówiąc, wskazała miejsce ruchem podbródka. Na samą myśl o tym, że będzie musiała wytrwać tam co najmniej parę godzin bez papierosa robiło jej się słabo.
-A jeśli mnie nie będzie, to znaczy, że sama się ewakuowałam.- dodała wesoło. Ciężko było stwierdzić czy żartowała, czy też naprawdę dopuszczała do siebie możliwość ucieczki z wydarzenia przed jego zakończeniem.
-Tak, nie... Co za zdecydowanie panie O'Connell. Wszyscy doradcy zawodowi będą wprost zachwyceni. Nie ma nic lepszego niż zagubiona owieczka, którą można przeciągnąć na swoją stronę...- umilkła na chwilę, rozważając jak wysoki poziom absurdu osiągnęła tym porównaniem. Zagubiona owieczka Carney, dobre sobie.
-Nie wiesz co tutaj robisz? Cóż. Skoro nie przybywasz w poszukiwaniu świetlanej przyszłości, to zapewne odbębniasz swój uczniowski obowiązek.- uśmiechnęła się lekko i krótko poklepała gryfona po ramieniu.
-Jakbyś później chciał się wykręcić od jakiegoś namolnego dupka, który będzie ci wmawiał, że hurtowe przybijanie pieczątek w ministerstwie to najbardziej fascynujące zajęcie na świecie, to powiedz, że jesteś ze mną umówiony.- wbiła ręce w kieszenie i zerknęła w stronę stołów nauczycielskich.
-Podejrzewam, że będę gdzieś w tamtych okolicach.- mówiąc, wskazała miejsce ruchem podbródka. Na samą myśl o tym, że będzie musiała wytrwać tam co najmniej parę godzin bez papierosa robiło jej się słabo.
-A jeśli mnie nie będzie, to znaczy, że sama się ewakuowałam.- dodała wesoło. Ciężko było stwierdzić czy żartowała, czy też naprawdę dopuszczała do siebie możliwość ucieczki z wydarzenia przed jego zakończeniem.
- David o'Connell
Re: Parkiet
Nie Wrz 04, 2016 1:11 am
Tak, odbębniał uczniowski obowiązek. Zdecydowanie wolałby być teraz w jakimś innym miejscu, choćby nawet na szlabanie. Ciągle przyglądał się mijającym ich uczniom - szli prosto do stanowisk, zbijali się w grupy, rozmawiali. Generalnie wyglądali na takich, którzy nawet, jeśli nie mieli pomysłu na przyszłość, na pewno mieli pomysł na spędzenie najbliższych godzin. Carney zastanawiał się, czy ktoś patrzący z boku mógłby stwierdzić, że on też wie, po co tutaj jest.
Wyrzucił z siebie coś, co brzmiało jak "yhhm", żeby potwierdzić nauczycielce, że zgadza się na przyjęcie takiej wymówki. Jak zwykle - nie miał zamiaru korzystać z oferowanej pomocy, ale nie widział sensu w zdradzaniu się z tą myślą.
Robiło się coraz bardziej tłoczno. David nie lubił tłoku, denerwował go. Nie potrzebował dużo czasu, żeby nabrać chęci na przywalenie w nos co drugiemu mijającemu ich uczniowi. Wepchnął ręce głębiej w kieszenie i ścisnął paczkę papierosów, przy okazji łamiąc co najmniej jednego peta. Powstrzymał się od ściskania różdżki - miała tendencję do strzelania iskrami, kiedy traktował ją niedelikatnie, a w tej sytuacji najpewniej podpaliłby sobie spodnie. Skinął głową na pożegnanie pani Corleone. Skoro było trzeba, to było trzeba - poszedł powoli w stronę, gdzie spodziewał się znaleźć profesor McGonagall. Zastanawiał się, kiedy, do cholery, stał się taki obowiązkowy.
[zt]
Wyrzucił z siebie coś, co brzmiało jak "yhhm", żeby potwierdzić nauczycielce, że zgadza się na przyjęcie takiej wymówki. Jak zwykle - nie miał zamiaru korzystać z oferowanej pomocy, ale nie widział sensu w zdradzaniu się z tą myślą.
Robiło się coraz bardziej tłoczno. David nie lubił tłoku, denerwował go. Nie potrzebował dużo czasu, żeby nabrać chęci na przywalenie w nos co drugiemu mijającemu ich uczniowi. Wepchnął ręce głębiej w kieszenie i ścisnął paczkę papierosów, przy okazji łamiąc co najmniej jednego peta. Powstrzymał się od ściskania różdżki - miała tendencję do strzelania iskrami, kiedy traktował ją niedelikatnie, a w tej sytuacji najpewniej podpaliłby sobie spodnie. Skinął głową na pożegnanie pani Corleone. Skoro było trzeba, to było trzeba - poszedł powoli w stronę, gdzie spodziewał się znaleźć profesor McGonagall. Zastanawiał się, kiedy, do cholery, stał się taki obowiązkowy.
[zt]
- Genevieve Corleone
Re: Parkiet
Nie Wrz 04, 2016 1:37 am
Kiedy David wydobył z siebie jedynie krótkie mruknięcie nie była ani trochę zaskoczona. Zdołała już nieco poznać tego delikwenta, to i wiedziała czego mogła się spodziewać. Również skinęła głową w geście pożegnania, odprowadziła niknącego w tłumie gryfona wzrokiem, a w końcu westchnęła lekko i przestąpiła z nogi na nogę. Wypadało zabrać się do roboty. Jako tako... Podeszła do stołu z pysznie wyglądającymi ciastkami, bez krępacji wzięła cały talerz i niczym kelnerka z tacą, zaczęła lawirować między obecnymi w sali ludźmi. Skoro nie mogła palić, potrzebowała cukru. Dużo cukru. Zadanie było więc proste, dotrzeć do stołów nauczycielskich bez wywalenia cennych węglowodanów na podłogę.
[z/t]
[z/t]
- Sharon Gallagher
Re: Parkiet
Wto Wrz 06, 2016 1:53 am
Sharon się bała tego wydarzenia. Naprawdę, ale to naprawdę strasznie się bała, nawet bardziej niż wszystkiego innego. Nie dość, że decydowanie o swoim życiu przychodziło jej z wielką trudnością to co tu mówić o przyszłości, która utrzymana była dla niej jak na razie w ciemnych barwach. Pamiętała o tym, że czas szybko uciekał przed nią i musiała być choć trochę pewna tego, co chce osiągnąć, ale... czuła się taka słaba i taka rozdarta w tym tłumie. Bała się jeszcze, że ktoś zacznie ją wytykać palcem, że wszyscy zaczną z niej drwić i żartować za to, co stało się na Zielarstwie, za to, że jest taka beznadziejna, gruba i brzydka, i że widać jej pryszcza na czole, którego zamaskowała włosami. Ach! Wiedziała, że powinna wziąć się w garść, ale co z tego? Czuła się zagubiona. Do tego dostała jeszcze list od swojej opiekunki, że ta chce z nią porozmawiać i... wiedziała, że tego nie uniknie, że musi się pojawić pomimo swojego strachu. Bardzo lubiła profesor Sprout i jej zajęcia, nie chciała jej zawieść. Po raz kolejny. Po tej uciecze pod koniec ostatniej lekcji i tak czuła się wystarczająco beznadziejnie. Ubrała się w swój mundurek i starannie zasłoniła płatami szaty. Nawet jeśli było jej trochę za gorąco to liczyło się, żeby nie rzucać się w oczy, nie dać się zdemaskować. Szybko zerknęła w stronę stanowisk opiekunów, gdy tak przemykała między uczniami i chyba zauważyła Kyoheia. Chyba, bo nie była tego pewna. Spuściła głowę i przyspieszyła, słysząc jedynie szmery i głosy ludzi obok niej. Szampon Wspaniały chciała zobaczyć atrakcje, które przygotowali przedstawiciele, ale na razie sobie to odpuściła i stanęła pod ścianą, zgarniając słodkie jabłko i zajadając się nim. Nie mogła przecież od razu iść do tej kolejki.
- Silver Burke
Re: Parkiet
Czw Wrz 08, 2016 7:05 pm
Silver nie wiedziała, co właściwie robiła na dniach kariery. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że w przyszłości prawdopodobnie zostanie wciągnięta do rodzinnego biznesiku, jakim była apteka. Cóż, państwo Burke mieli to do siebie, że lubili planować swoim dzieciom przyszłość, a skoro syn ich zawiódł, to całe swe nadzieje pokładali w córce. Oczywiście nie wchodziło w grę to, że dziewczyna ma własne zdanie. Może dlatego z cichą nadzieją na znalezienie zawodu, który ją zainteresuje i przy okazji usatysfakcjonuje rodziców, przyczłapała do Wielkiej Sali. Rozejrzała się po tłumie i zrobiło jej się nieprzyjemnie. Wszystkie dzieciaki jak w amoku rzuciły się w kierunku opiekunów, więc Silver postanowiła, że oszczędzi sobie szamotaniny i poczeka aż tłum się przerzedzi.
Wśród starszych uczniów Hogwartu Burke dostrzegła dziewczynę z jej roku, która miała na imię Sharon i w zasadzie tylko tyle o niej wiedziała. Puchonka wyglądała na wyjątkowo zmieszaną i zestresowaną, a tych emocji Ślizgonka jeszcze nie umieściła na fotografii. Musicie bowiem wiedzieć, że Silver ostatnio postanowiła robić zdjęcia różnych uczuć, które nieświadomie uzewnętrzniali inni uczniowie. Oczywiście, głównie ukradkiem. Dlatego też wyciągnęła z torby aparat i zrobiła fotografię Sharon, niespecjalnie przejmując się ewentualnymi przyszłymi groźbami. Uśmiechnęła się do siebie i schowała aparat do torby, a następnie podeszła w kierunku ściany podpieranej przez panienkę Gallagher.
Wśród starszych uczniów Hogwartu Burke dostrzegła dziewczynę z jej roku, która miała na imię Sharon i w zasadzie tylko tyle o niej wiedziała. Puchonka wyglądała na wyjątkowo zmieszaną i zestresowaną, a tych emocji Ślizgonka jeszcze nie umieściła na fotografii. Musicie bowiem wiedzieć, że Silver ostatnio postanowiła robić zdjęcia różnych uczuć, które nieświadomie uzewnętrzniali inni uczniowie. Oczywiście, głównie ukradkiem. Dlatego też wyciągnęła z torby aparat i zrobiła fotografię Sharon, niespecjalnie przejmując się ewentualnymi przyszłymi groźbami. Uśmiechnęła się do siebie i schowała aparat do torby, a następnie podeszła w kierunku ściany podpieranej przez panienkę Gallagher.
- Rubeus Hagrid
Re: Parkiet
Sob Wrz 10, 2016 10:31 am
Jak się spłonił! Wstydzioszek... Przeczłapal przez tłum ludzi i przystanął pod ścianą, pałaszując pieczonego kuraka. Nikt się nie kwapił do tego, by pytać go o karierę gajowego (DJ Rubeus nie czuje, kiedy rymuje) a półolbrzym specjalnie się temu nie dziwił. Kiedyś w końcu sam był taki jak oni - no, może nie tak malutki - a jego przyszłość szeroooka jak skórzany pas przy workowatych spodniach. Dzwonach oczywiście! Przełknął ostatni kęs, zawinął kości w serwetkę i wsunął do kieszeni na piersi. Psu też się w końcu coś od tego życia należało!
Półolbrzym wypatrywał w tłumie kogoś sympatycznego, i gdy ujrzał wreszcie blond główkę ruszył w tamtym kierunku z uśmiechem na porośniętej zarostem gębie.
- Psor Louvel! Jak zdrowie? - chrząknął, wyraźnie zaskoczony. Albo praktykant transmutacji zniewieściał jeszcze bardziej, albo gajowy się pomylił i miał przed sobą śliczną blondyneczkę...
Półolbrzym wypatrywał w tłumie kogoś sympatycznego, i gdy ujrzał wreszcie blond główkę ruszył w tamtym kierunku z uśmiechem na porośniętej zarostem gębie.
- Psor Louvel! Jak zdrowie? - chrząknął, wyraźnie zaskoczony. Albo praktykant transmutacji zniewieściał jeszcze bardziej, albo gajowy się pomylił i miał przed sobą śliczną blondyneczkę...
- Sharon Gallagher
Re: Parkiet
Pon Wrz 12, 2016 5:07 am
Była jedyną córką swojej matki, a przynajmniej była jak opuszczała swój dom po zimowej przerwie. Mocno wątpiła, że coś jednak mogłoby się zmienić, ale życie lubiło zaskakiwać... niekoniecznie tak jakby tego oczekiwała. Zacisnęła palce na swoim nadgryzionym jabłku, ponownie zerkając w stronę największych kolejek, które były przy stanowiskach opiekunów. Zdecydowanie takie zamieszanie i uwaga nie były jej potrzebne. Może powinna skorzystać z okazji i udać się do przedstawicieli różnych zawodów, albo... albo do nauczycieli, gdzie byłaby bezpieczna? Możliwe, że tak właśnie zrobi! Szampon Wspaniały poczuła się dziwnie, jakby ktoś ją obserwował. Zacisnęła powieki, modląc się, żeby ten ktoś sobie odpuścił, po czym odetchnęła głęboko i zasłoniła się włosami. Sharon była ostatnią osobą, która mogłaby komuś czymś zagrozić i mimo, że starała się częściej stawiać na swoim, szło to Puchonce dość opornie. Zerknęła na jasnowłosą dziewczynę, która zdawała się zmierzać w jej stronę, dostrzegła zieleń Slytherinu i zwróciła swoje brązowe oczy w przeciwnym kierunku.
Żeby to była paranoja, żeby to była paranoja...
Wypuściła ze świstem powietrze, kiedy niedaleko niej odezwał się Hagrid.
- J-ja? Nie... aaa... - powiedziała cicho, ale gdy zauważyła, że nie mówił tego do niej, zaczerwieniła się ze wstydu i wróciła do jedzenia swojego jabłka.
Żeby to była paranoja, żeby to była paranoja...
Wypuściła ze świstem powietrze, kiedy niedaleko niej odezwał się Hagrid.
- J-ja? Nie... aaa... - powiedziała cicho, ale gdy zauważyła, że nie mówił tego do niej, zaczerwieniła się ze wstydu i wróciła do jedzenia swojego jabłka.
- Silver Burke
Re: Parkiet
Pon Wrz 12, 2016 7:00 pm
Oparła się o ścianę tuż przy Puchonce i uśmiechnęła się lekko. Był to jeden z tych niewinnych uśmieszków, który mógł zwiastować kłopoty, jednak tym razem prawdopodobnie był nieszkodliwy. Silver niestety miała to do siebie, że gdy była zadowolona, wyglądała jak jeden z tych wstrętnych chochlików kornwalijskich, ale chyba po prostu taką miała twarz. Postanowiła jakoś zagaić zestresowaną dziewczynę, więc zerknęła w jej stronę, a następnie zawiesiła wzrok na stanowisku opiekunów.
- Jak tam? Stresik? - Zapytała krzyżując ręce na klatce piersiowej i opierając z lekką nonszalancją stopę o ścianę. Starała się sprawiać wrażenie całkowicie zrelaksowanej, ale im dłużej zwlekała z pójściem do profesora Slughorne'a, tym mocniej odczuwała dyskomfort.
W pewnym momencie czyjś głos wyrwał ją z krótkiej zadumy i należał do Rubeusa Hagrida. Silver przyjrzała się z uwagą gajowemu i doszła do wniosku, że zwrócił się do niej. Parsknęła cicho śmiechem, jednak szybko się opanowała.
- Zdrowie dopisuje, dziękuję bardzo. A tak gwoli ścisłości nazywam się Silver Burke i jestem uczennicą - przyznała rozbawiona. Cóż, jeszcze nigdy przedtem nie została pomylona z mężczyzną. W takich chwilach człowiek do końca nie wie czy się śmiać, czy może płakać. Z jednej strony to nie ona powinna się w tamtej chwili czuć głupio, ale z drugiej nigdy by nie pomyślała, że wygląda męsko. Zwłaszcza, że miała spódnicę od mundurka...
- Jak tam? Stresik? - Zapytała krzyżując ręce na klatce piersiowej i opierając z lekką nonszalancją stopę o ścianę. Starała się sprawiać wrażenie całkowicie zrelaksowanej, ale im dłużej zwlekała z pójściem do profesora Slughorne'a, tym mocniej odczuwała dyskomfort.
W pewnym momencie czyjś głos wyrwał ją z krótkiej zadumy i należał do Rubeusa Hagrida. Silver przyjrzała się z uwagą gajowemu i doszła do wniosku, że zwrócił się do niej. Parsknęła cicho śmiechem, jednak szybko się opanowała.
- Zdrowie dopisuje, dziękuję bardzo. A tak gwoli ścisłości nazywam się Silver Burke i jestem uczennicą - przyznała rozbawiona. Cóż, jeszcze nigdy przedtem nie została pomylona z mężczyzną. W takich chwilach człowiek do końca nie wie czy się śmiać, czy może płakać. Z jednej strony to nie ona powinna się w tamtej chwili czuć głupio, ale z drugiej nigdy by nie pomyślała, że wygląda męsko. Zwłaszcza, że miała spódnicę od mundurka...
- Sybilla Trelawney
Re: Parkiet
Wto Wrz 13, 2016 8:45 pm
Szła jak zawsze nieco chwiejnym krokiem. Dostała sowę i miała zamiar pojawić się na Dniach kariery... albo i nie. Przyszłość była jej przecież nieraz znana. Poza tym jej się nie planowało, ją się akceptowało. Pomimo tego Krukonka pojawiła się, choć nie do końca tam, gdzie jej oczekiwano. Mianowicie nie podeszła do stoisk opiekunów. Może to i dobrze zważywszy na jej ubiór – dziewczyna zrezygnowała z mundurka na rzecz starej powyciąganej sukienki po babci. Na ramiona miała zarzucony szal poprzetykany cekinami, we włosach skrzył się natomiast brokat. Kilka warkoczyków było krzywo zawiązanych, na nich zaś pyszniły się koraliki. Wizerunku tego dopełniały liczne pierścienie, bransoletki i rzemyki na rękach. Idealnie. Och, i oczywiście torba, w której znajdowały się między innymi szklana kula, karty tarota, karty klasyczne i kości niewielkich zwierząt...
- Widzę... widzę to... te diabelskie narzędzia wszędzie dookoła, czające się niebezpieczeństwa! - Weszła przez przypadek w jakiegoś człowieka, który wnet zaczął na nią przeklinać. Zatrzymała się więc i położyła mu ręce na ramionach. - Współczuję – powiedziała jedynie grobowym tonem, po czym odeszła dalej, chybocząc się na boki i mamrocząc pod nosem. - Nie rozumiem, czemu oni nie słuchają. Widzę kulę światła, która musi odnaleźć swe miejsce. Obiekty kradnące duszę muszą zostać schowane... Tyle żałosnych dusz! One już nigdy nie odnajdą szczęścia...
Załamała ręce. Dotarła właśnie do stołów z poczęstunkiem. Usiadła przy jednym z nich – oczywiście wolnym. Rozejrzała się dookoła nieco szalonym wzrokiem i wciągnęła głośno powietrze.
- NIE DAJCIE SIĘ OSZUKAĆ! - Zrzuciła całe jedzenie z blatu przed sobą i zaczęła grzebać w torbie, wcześniej ułożonej na kolanach. - JEŻELI CHCECIE FAKTYCZNIE POZNAĆ SWĄ PRZYSZŁOŚĆ, CHODŹCIE DO MNIE! - Poprawiła swe poskręcane blond włosy, które zaczęły opadać jej na oczy. - To już koniec... Koniec dla niejednego z Was... - Nie zwracała się do nikogo w szczególności. - Potrzeba mi króliczej łapki, ostatnią nie wiem gdzie zapodziałam... - dodała jeszcze pod nosem w przerwie pomiędzy krzykami. - NIE BÓJCIE SIĘ ZROZUMIEĆ SAMYCH SIEBIE. ODDAJCIE SIĘ PRAWDZIE, SZALE OTULĄ WAS NICZYM BEZBRZEŻNY OCEAN!
- Widzę... widzę to... te diabelskie narzędzia wszędzie dookoła, czające się niebezpieczeństwa! - Weszła przez przypadek w jakiegoś człowieka, który wnet zaczął na nią przeklinać. Zatrzymała się więc i położyła mu ręce na ramionach. - Współczuję – powiedziała jedynie grobowym tonem, po czym odeszła dalej, chybocząc się na boki i mamrocząc pod nosem. - Nie rozumiem, czemu oni nie słuchają. Widzę kulę światła, która musi odnaleźć swe miejsce. Obiekty kradnące duszę muszą zostać schowane... Tyle żałosnych dusz! One już nigdy nie odnajdą szczęścia...
Załamała ręce. Dotarła właśnie do stołów z poczęstunkiem. Usiadła przy jednym z nich – oczywiście wolnym. Rozejrzała się dookoła nieco szalonym wzrokiem i wciągnęła głośno powietrze.
- NIE DAJCIE SIĘ OSZUKAĆ! - Zrzuciła całe jedzenie z blatu przed sobą i zaczęła grzebać w torbie, wcześniej ułożonej na kolanach. - JEŻELI CHCECIE FAKTYCZNIE POZNAĆ SWĄ PRZYSZŁOŚĆ, CHODŹCIE DO MNIE! - Poprawiła swe poskręcane blond włosy, które zaczęły opadać jej na oczy. - To już koniec... Koniec dla niejednego z Was... - Nie zwracała się do nikogo w szczególności. - Potrzeba mi króliczej łapki, ostatnią nie wiem gdzie zapodziałam... - dodała jeszcze pod nosem w przerwie pomiędzy krzykami. - NIE BÓJCIE SIĘ ZROZUMIEĆ SAMYCH SIEBIE. ODDAJCIE SIĘ PRAWDZIE, SZALE OTULĄ WAS NICZYM BEZBRZEŻNY OCEAN!
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach