Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Czw Paź 20, 2016 9:45 pm
Diabeł pilnował, by jego towarzyszka nie uciekła za daleko - pilnowali tego też uczniowie, którzy choć przestali się o nich obijać, wciąż tworzyli ludzką ścianę poruszającą się w tą i spowrotem - ci nasi "wszyscy" - zupełnie anonimowi, chociaż dało się wyłowić znajome twarze - o, z tą osobą chodziło się na zajęcia powtórkowe, tamta czasami przychodziła na spotkanie klubu prostej kreski, a jeszcze trzecia przecież chodziła przez ostatnich parę lat z tobą na historię magii - znajomo nieznajomi, takich było sporo - jeszcze więcej było tych zupełnie nieznajomych - ci już byli zupełną zagadką, mieli wymalowane na twarzach znaki zapytania - poza tym cali byli zamazani, niewyraźni - jeśli Bóg tworzył ich po to, by stanowili tło, które nie odrywa od naprawdę istotnych dla nas spraw, to niezwykle dobrze wyszła mu ta robota - chociaż pewnie dla tych wszystkich, gdyby wkradać się do każdego istnienia pojedynczo, przeglądać ich myśli, to właśnie oni byli pępkiem świata i to taka Julie czy Sahir byli "tłem". Punt widzenia zależał od punktu patrzenia. Chwili prezentowany był punkt tego Fausta, który bardzo chciał wodzić Małgorzatę na pokuszenie - szlo mu to całkiem dobrze, skoro wystarczył krótki, przypadkowy dotyk, by naelektryzować jej ciało - ten dotyk, którego tak nie lubiła.
- Twe życzenie... - Wyciągnął dłoń, by się pochylić - by znów zadbać o to, aby ich oczy się spotkały, tym razem na równym poziomie - zbliżył twarz do jej twarzy, niemal czuł na sobie jej oddech, zimną dłonią wyczuwał ciepło jej zarumienionych policzków - nie ukrywaj wzroku, nie próbuj ode mnie uciec - jesteś skazana na trzepotanie skrzydłami w pajęczej sieci, skoro sama zapragnęłaś poznać, jak wygląda od wewnątrz królestwo Pająka. - ... jest dla mnie rozkazem. - Przesunął kciukiem po jej kości policzkowej... i cofnął rękę. Cofnął całego siebie, prostując się.
Pakty miały to do siebie, że podpisywano je krwią.
- Mogę cię zapewnić, że nie ma w nim niczego niesamowitego. Ludzie pogodzeni ze śmiercią przeplatający się z dziękującymi za ocalenie im życia. Choroby i ból. - Och tak - i miał odwiedzać ten szpital częściej. Nie brzmiało dobrze, co? I na pewno nie zachęcało nieśmiałej dziewczyny... ale czy zniechęcało? Nie brzmiało dobrze, ale było prawdziwie. - Jak już zostaniesz medykiem to będę cię odwiedzać. - Na tarczy, na tarczy - albo i z nią - nigdy, haha, dostatecznie martwy, żeby nie być w stanie się jakoś przyczołgać. To i mógł się czołgać do Julie, prawda? Tej Krukonki, o której prawie nic nie wiedział. Tej niby obcej.
Wcale nie czuł, żeby była "obca".
Może to dlatego, że była pierwszą i jedyną osobą, która wyciągnęła do niego dłoń, kiedy takiej szukał, tych... ile lat temu? Rok? Dwa..?
- Racja. Nie znoszę zatłoczonych miejsc. - Punkt dla Julie - tym nie mniej czasami siłą rzeczy się do nich zapałętywał i dopóki ktoś mu nie zwrócił jawnej uwagi, coś w stylu: "co ty tu, do diabła, robisz?", to jakoś nawet nie zastanawiał się, czemu tu akurat jest, skoro tłumów nie lubi. Doprawdy - bardziej skomplikowane, niż kobiece myślenie, przynajmniej dopóki starało się to zrozumieć, a nie przyjmowało za wydarzenie: stało się, bo tak.
Ciężko było wyłapać, że ten ból był powodowany czymś więcej niż tylko tym, że tamten biedny chłopaczek nadepnął na jej nogę mocniej niż powinien - że była ranna, dlatego tak kiepsko nadepnięcie zniosła - czarnowłosy zlustrował ją od góry do dołu, upewniając się, że "nic nie boli" - uzyskał potwierdzenie słowne i żadnego więcej ruchu ciała, które wskazywałoby na dyspozycję. Niestety (raczej na całe szczęście) czytającą w umyśle wróżką nie był, dlatego pozostawił ten temat w dozie zaufania (jakiego zaufania...) do Krukonki.
Co zaobserwował...
Oderwał oczy od twarzy Julie i spoglądnął raz jeszcze na ten tłum - jedna osoba, druga, trzecia - wszystkie tak samo mu obojętne, wszystkie żyjące własnym życiem... a jednak to nie była "codzienność". W tym miejscu, w tej godzinie, kwitły i umierały marzenia, kiedy spóźnieni dowiadywali się, że nie mają szans dostać się do wymarzonej pracy, bo olewali jakiś przedmiot, a ci zawsze będący do przodu rozkoszowali się możliwościami, jakie otwierał przed nimi magiczny świat. Co więc zaobserwował..?
- Czy ja wieeem... - Wymruczał. - Moja uwaga szybko została pochłonięta przez bladolicą Małgorzatę. - Wykrzywił prawy kącik warg w uśmieszku, wracając spojrzeniem do towarzyszki. - Nie lubię "dorosłych". Tak po prostu - wszystkich bez wyjątku.
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Pią Paź 21, 2016 10:24 am
Zamarła, sparaliżowana, chociaż jej ciało było gorące, to przypominała kamienną figurę. Sztywna śledziła ruch dłoni, która musnęła jej okrągły policzek. Czule popieściła czerwoną skórę kojącym zimnem. Miała na wpół uchylone wargi, gdy podniosła wielkie oczy, błyszczące od licznych emocji kołatających się w jej wnętrzu. Wydawało jej do niedawna, że jest pusta już na zawsze. Bowiem liczne plany i cele stawały się mrzonkami. Bez nich była ponownie nikim. Teraz poczuła, że jeszcze ma w sobie iskierkę ognia, która może wzniecić wielki płomień. Jednak dzielnie ukrywała gorący temperament oraz panowała nad piekącymi wargami. Przygryzła usta, gdy na powrót się odsunął. Tak, tak było lepiej. Spokojnie, bez rewolucji i niejasnych emocji, które o mało nie wywołały eksplozji serca. Bała się tej tykającej bomby, więc chciała na powrót, aby zamarło, umilkło na zawsze.
Życzenie... Na początek możesz zabrać serce tej łani i schować w szkatułce. Zachować dla siebie lub oddać Złej Królowej. Jeśli bije bojaźliwie, niech przestanie na zawsze.
Wzięła głęboki oddech, wpatrywała się w swoje splecione dłonie na podołku. Palcami dziobała sobie skórki przy krótkich paznokciach.
- Praca u-uzdrowicieli jest niesamowita, bo poświęcają się... dla innych. Za wy-wysoką cenę leczą ludzi... Co mogą czuć, gdy nie uda im się uratować życia, wi-wiedzą tylko oni. Cierpią wraz z rodziną, czy za-zapominają wraz z nowym pacjentem, który wymaga większej uwagi... Mo-może akurat tego uda się ocalić przed spo-spotkaniem ze Śmiercią - powiedziała, aby przerwać ciągnące się milczenie. - Chorzy... Chorzy boją się najbardziej śmierci, bo nie wiedzą, co po niej nastanie.
Zamilkła z kręcącą się łezką w kącie oka. A gdzie po śmierci był jej ojciec? W "lepszym miejscu"? Mugole pięknie wierzyli w Niebo i Raj. Jednak dla czarodziejów śmierć była końcem wszystkiego. jedynie wspomnienia zostawały jako pomniki po bliskich zmarłych. Pieczołowicie zadbany cień życia.
- Będziesz spr-sprawdzał... czy stałam się Śmiercią w białym kitlu? Czy zwariowałam od widoku ludzkiego cierpienia? - wydukała z cieniem uśmiechu, lecz jednocześnie z błyszczącymi oczami od napływających łez na wizję siebie, jako wariatki.
Jej wzrok przesuwał się po twarzach rzednącego już tłumu. Rozpoznawała, lecz nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Byli tylko murem, który nie pozwalał jej uciec z tej ławeczki, a obok kat. O to osąd, czy może być uzdrowicielką, czy zachowa trzeźwy umysł, gdy zobaczy ludzkie wnętrzności.
Znowu drgnęła, gdy spojrzał na nią jej osobisty Faust. Bliżej i bliżej jej do Małgorzaty, niż mogła się spodziewać. A to była słabość, której nie chciała mieć.
Więc niech Łowca ją zabierze wraz z sercem.
Dzieci pragnęły szybko stać się dorosłymi, przestać już się uczyć całymi dniami, przebywać między kamiennymi ścianami, dusić się krawatem zawiązanym wokół szyi, zmienić ubiór na "doroślejszy". Za to ci dorośli pragnęli na powrót wrócić do lat dzieciństwa, bawić się beztrosko i podejmować złe decyzje, za które i tak w żaden sposób nie płaciliby, chcieliby uciec spod wzroku małostkowego szefa, od papierkowej roboty i ponownie zasiąść nad książkami, aby spędzić cały dzień nad nudnym tomiszczem historii magii. Wystarczyłoby zamienić się miejscami, a na pewno znalazłaby się nić porozumienia między dwoma obozami. Dzieci nie lubiły dorosłych, a dorośli dzieci, ponieważ sobie wzajemnie zazdrościli. Dzieciom można było robić wszystko, co już nie wypadało dorosłemu: matce, ojcowi, dziadkowi, czy cioci. Dorośli mogli robić więcej, niż dzieci. Kobiety chodziły w szpilkach, panowie palili fajki, a wszyscy mogli już bezkarnie czarować poza szkołą. Nastolatkowie mogliby już tylko machnąć różdżką, aby posprzątać pokój - cudownie!
- Wkrótce sam będziesz dorosły. Jest ci do tego bliżej, niż dalej - zauważyła. Przechyliła główkę z dziecięcym zdziwieniem. Równie dobrze dorosły mógłby jej powiedzieć, że chce na powrót być małym szkrabem, któremu ktoś przewija pieluchy. I mógł to być podstarzały dorosły, który niedługo straci panowanie nad swoimi zwieraczami, więc jemu byłoby całkiem blisko do takiego bobasa, lecz w wydaniu maksi.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Pią Paź 21, 2016 11:05 am
Wydawałoby się, że przy ostatnim spotkaniu pozbyli się już tej nieśmiałości - że udało się, przynajmniej przy osobie Nailaha, namówić Julie do współpracy - mów wyraźnie, z podniesioną głową, ponieważ nic nie mogło pójść nie tak - kredyt zaufania zaciągnięty na miarę największych dłużników, którego tak bardzo żaden z nich nie chciał do siebie dopuścić kierując się zdrową logiką wpełzał do ich światów bez względu na to, czego chcieli, przecież to właśnie dlatego stali tutaj teraz razem, przyglądając się uczniom, zamiast znów krzyżować ze sobą spojrzenia i silić... nie, słowo silić tu nie pasowało - i narażać biedną Małgorzatę na większą ilość rumieńców ku uciesze samego Fausta - tragiczny los spotkał dziewczynę, która pokochała Diabła i postanowiła oddać dla niego wszystko - wtrącenie do więzienia za grzeszną miłość, która szaleństwem opanowała jej umysł - i gdzie w tym wszystkim był wtedy Faust..?
Pewnie już przy innej kochance.
Mimo to wyciągaj dalej to struchlałe serce - zobacz, jak pięknie będą wyglądały te blade palce o gotyckim rysie, które pasowały jak kawałek puzzla do trzymania pędzla i tworzenia obrazów, dzierżąc bijący wciąż kawałek twojego własnego ciała, opływające krwią.
Kap, kap, kap...
Twoja własna słabość zacznie ci odmierzać pozostały czas dogorywania - chcesz się przekonać, czy w czarnych oczach pojawi się wtedy smutek, żal, współczucie? Czy wyciągnie drugą dłoń schowaną nonszalancko w kieszenie spodni, by pomóc ci się podnieść? Uważaj, czego sobie życzysz - życzenia bardzo łatwo się spełnia - niestety od niektórych nie ma odwołania, kochana Małgorzato.
- Pasuje ci bycie pokutnicą, co? - Wyciągnął tą rękę - więc czy w drugiej już było Jej serce..? - i ułożył ją na czubku jej głowy - jak starszy brat, jak ojciec, który chce uspokoić swoje dziecko, któremu do głowy przyszły niepokojące myśli - i takie też było jego spokojne spojrzenie, którym ją obdarzył, przesuwając łagodnie ręką po jej czarnych włosach parę razy - hej, wszystko jest dobrze, Maleńka, nie masz się czego obawiać - ta przyszłość jest daleko, daleko przed tobą, masz bardzo wiele czasu, żeby się na nią przygotować, przemyśleć, stać się o wiele twardszą, silniejszą - nie trzeba było słów, by pewne przekazy przesuwały się w trwającej między nimi ciszy - ciężkiej? - Sahir lubił ciszę. I lubił milczeć. Wśród wszystkich słów, które wypowiedział w swoim życiu, wszystkich zabaw manipulacji, których się podjął (z czystej nudy) cisza była tą, która niczego od niego nie wymagała - zawsze wysłuchiwała, zawsze milczała, potrafiła wymuskać spośród tłumów tych, którzy oprócz tego, że patrzyli, potrafili też widzieć.
- Bohaterka ratująca życie, Julie Blishwick. - Brzmiało to tak miękko w jego ustach, jego głos nawet na ten moment stracił ten przepalony, przepity wydźwięk mrukliwości. Brzmiało dumnie. Brzmiało dobrze. - Nie ma co wylewać łez. - Przeniósł dłoń z jej głowy, zginając nieco palce, na jej policzek by kostką przejechać pod jej okiem - łza jeszcze nie popłynęła, ale jej szklane oczy sugerowały, że w każdym momencie popłynąć może. - Praca lekarza nie składa się tylko na te smutne chwile. - W końcu w przeważającej większości jednak udawało się wyratować ludzi, uleczyć ich - i potem patrzeć, jak szczęśliwi mogą wrócić do domu. - Wsunął dłoń do kieszeni i uśmiechnął nonszalancko. - Naturalnie! Ktoś musi przywoływać rumieńce na twe blade lico, żebyś czasami poczuła, że żyjesz.
Musisz wejść do ciemnego lasu, Śnieżko - tylko tam czeka Wilk - pamiętaj jedynie, że nie pojawi się żaden Myśliwi, by cię stamtąd wyciągnąć.
- Mam wrażenie, że od swoich narodzin jestem "dorosły". - Nie pasujący ani do tych śmiejących się, rozbawionych uczniów, ani do tych poważnych, uśmiechniętych, starszych osób przybierających garnitury. Ciągle "pomiędzy". - Nie sądzę, żebym oprócz cyferek był w stanie się do bycia dorosłym bardziej. przybliżyć.
Ja się nawet nie zestarzeję, Julie.
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Nie Paź 23, 2016 7:01 pm
Od razu zamachała głową przecząco. Nie, nie chciała taka być. Nie wiedziała kim chce być, ani jaka. Nic nie wiedziała. Tylko myślała.
Pasuje - to przyległo samo w chwili jej narodzin, nawet nie zdążyła zakrzyczeć, jako noworodek, a już świat wybrał maskotkę dla przeznaczenia. Nic dziwnego, że włosiennica leży jak ulał.
Ci - czy tylko ona została obdarzona okrutnym losem? Dlaczego właśnie ona jest cierpiętnicą - na pewno nie z Bożej Łaski?
Bycie - nie chciała się tak zachowywać, lecz nie można założyć innej osobowości, jak skarpetki - raz czarnej, raz białej, a kiedy indziej różowej w wielokolorowe paski. Być mogła tylko sobą, aczkolwiek to pojęcie było równie względne, jak w dziele Szekspira.
Pokutnicą - ciotka raczej tak jej nie nazywała i wcale nie planowała wykreować męczenniczki. Ta jednak była gotowa przyjąć ciosy całego świata. Byle tylko był idealny, takim jakim chciała go widzieć. Obraz wokół niej ją nie zadowalał, więc jeśli swoim poświęceniem może choć ciut polepszyć życie "wszystkich" - to czemu nie krzyczeć z bólu? W końcu tyle go już zaznała, że odrobina więcej nic nie zmieni. Choć ciut będzie potrzebniejsza. Przecież przemoc nie będzie rodzić przemocy,
CO?
Nie przyszło jej do głowy bycie bohaterką, bo takich nie spotykało się w rzeczywistości. Chociaż takie miano przykleiłaby siedzącemu obok chłopakowi. Jednak nie wypowiedziała tego na głos, bowiem były to jakieś urojenia. Demon nie mógł być jednocześnie bohaterem - tym dobrym herosem, który wybawia niewiasty z potrzeby. Potem one się oczywiście w nim zakochują, lecz ten ma za dużo wielbicielek, aby wybrać tą jedyną. Jeśli już ją znajdzie, to prawdziwa miłość musi być nieszczęśliwa. Grecy wiedzieli to już wieki temu, a jednak dzisiejsze europejskie dzieci są karmione cudnymi historiami - kłamstwami, bo nikt na dobranoc nie przeczyta prawdziwej wersji Królewny Śnieżki. W prawdziwym świecie należy zabić złą osobę, a najlepiej ukarać wystarczająco za jej okrutne uczynki. Jak Julie mogłaby odpłacić się ciotce za krzywdę nie tylko na ciele, lecz na swojej duszy? Czy chciałaby? Inaczej Sahir mógłby nigdy na nią nigdy nie spojrzeć. Było jej bliżej do Demona, który ją przyciągał i jednocześnie odstraszał, niż mogła sądzić. Te podszepty w jej głowie... Kiedyś mogą przejąć władzę nad kruchym ciałem. Nie udało im się wcześniej, ale przełamanie obrony było tylko kwestią czasu.
- Daleko mi do bohaterki, jak i tobie. - W głosie dało się słyszeć buntowniczą nutę. Gdzieś tam czaił się łobuz, lecz zaraz został zepchnięty daleko. Co chciałbyś widzieć, Sahir? Rogatą bestię, czy anioła obok siebie?
Jej przyzwyczajeniem już było robienie kroczku do przodu, aby zaraz się cofnąć. Tak chciała znów swobodnie rozmawiać, lecz wciąż nie potrafiła. Gest Sahira, bardziej ojcowski, niż należący do kochanka, Fausta, wcale tego nie ułatwiał. Znowu się zagubiła. Jak miała to rozumieć, czemu wszystko nie mogło być mniej skomplikowane, dlaczego trudno było ubrać w słowa swoje uczucia i wykrzyczeć je raz, a na dobre?
Drgnęła, gdy ręka przesunęła się jej po policzku, jeszcze bardziej sprowadzając na skraj załamania. Jednak wciągnęła powietrze i odgoniła tą płaczkę, aby stać się nieco pewniejszą osóbką. Jaka była naprawdę, skoro tyle masek przymierzała raz za razem?
- Na razie... idzie ci całkiem dobrze. - Musnęła dłonią policzka, którego jeszcze chwilę temu dotykał. Czuła gorąco pod opuszkami palców, a w głowie wirowało. Kogo chcesz widzieć na tej ławeczce? Kogo?
- Mi szybko odebrano dzieciństwo. Ciekawe... jaka bym była... gdyby moja ciotka mnie nie wychowywała. - Byłabyś kimś na kogo Sahir nigdy nie spojrzałby.
Na sali ludzie się przesuwali bliżej wyjścia, a przedstawiciele stoisk powoli zbierali swoje manatki - najpierw ci, którzy nie cieszyli się zainteresowaniem. Nauczyciele zakończyli swoje odpytywanie uczniów, więc opuszczali Wielką Salę. Zrobiło się nienaturalnie cicho. Przecież ta sala zawsze była pełna wrzawy... Było cudownie. Intymniej.
- Chyba powinniśmy, jak inni już wyjść... - zastanawiała się na głos. Chociaż chciała wiedzieć więcej o tajemniczej postaci Fausta, to czuła, że pewne pytania jeszcze nie powinny padać. Tak było dobrze. Spojrzała w jego oczy i nie była w stanie wyczytać nic.
Kim jesteś? Dla mnie?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Nie Paź 23, 2016 8:43 pm
To już coś, nie sądzisz? Kiedy się myśli zawsze można coś ukształtować - najpierw wolę (zaczynajmy małymi kroczkami), potem pragnienia, potem marzenia, z marzeń zaś sięgnąć do postanowień, by odważyć się mocniej nastąpić na ziemię (tak, tak - tą chorą nogą, chociaż może zaboleć) i wyczuć pod stopami grunt. Czujesz go? Jest dość mocny, nie osuwa się, prawda? Wszystko dlatego, że pomimo lekkości ciała i wszystkich blizn, które mieściły serce (wierz mi, serce ma swój limit blizn, które może pomieścić), ziemia nadal była ziemią - tylko i aż - dlatego, mimo wszystko - jeśli posiada się AŻ myśli, zdobywanie wiedzy i posiadanie jej było tylko kwestią czasu - tylko powolutku, obiecaj mi - żebyś przestała w końcu gubić się na tej polanie, na które trawa miast zielenić się wiosną i ozdabiać stokrotkami więdła i przybierała w karmin krwi. Taką samą, jak to zatrute jabłko, które zła wiedźma ciągle podtykała pod nos Śnieżki, a ta, biedna, wciąż nie mogła zapaść w głęboki, sprawiedliwy sen, w którym nie dręczyłyby ją żadne koszmary i żadne demony.
- Ja uważam, że całkiem nam blisko. Nawet jeśli nie do końca do tych pierwszoplanowych obrońców dobra i prawdy. - Głęboki głos zabrzmiał membraną w powietrzu, nie pozwalając się przeoczyć, gubiąc dla tych paru słów mrukliwość i znużenie - tylko dla tych paru - przymrużył lekko oczy, wygiął enigmatycznie kąciki warg ku górze - słowa i tylko słowa, dane człowiekowi po to, by prawdą i ciałem się stały - wiesz, od czego się zaczynały? Od myśli. Wiesz, co po nich przychodziło?
Wiedza?
To była bardzo niedobra bajka. Zła historia, w której główni bohaterowie wcale nie byli tak prosto dzieleni - nikt nie wrzucił ich odgórnie do worka "ty jesteś zły, a ty nie jesteś" - zło i dobro przeplatało się tutaj przez siebie wzajem i dołączały warkoczami do stworzonych już, fantazyjnych fryzur - rozróżnienie nie było łatwe, rozróżnienie nie było proste - pewnie dlatego on mógł patrzeć na Julie w taki a nie inny sposób, a Julie na niego - zaś co by było gdyby..?
Zawsze poszukuję Aniołów.
Tylko po to, by je zniszczyć i dojrzeć, jak rodzą się z nich demony.
- Służę. - Wygiął mocniej jeden kącik warg, prostując się - śledził przecież każdy jej ruch, jego oczy były jak magnes - każde drgnięcie, gest - teraz, w tym krótkim momencie - nie uchodzący uwadze czerni - kolejna rzecz, która działa się tylko przez chwilę - przecież dzisiejszy, deszczowy dzień, był taki senny... Jednak co tak naprawdę mógł powiedzieć o Julie na pewno? Niewiele. Za łatwo było się pogubić w sygnałach, które wysyłała i w jego własnym pryzmacie, przez który ją postrzegał.
Tym pryzmacie dawnych dni - chociaż dobrze wiedział, że chyba nikt nie chciał być tak postrzegany.
- Kto wie..? Może byłabyś niegrzeczną dziewczynką i chodziła ze mną pić whiskey wieczorami na strychu Hogwartu, by potem spędzać godziny na pocałunkach przy blasku księżyca? - Ostatni na dziś uśmiech - i znów ten z rodzaju tych, które były zbyt osobiste, by cokolwiek powiedzieć drugiej stronie. Zakołysał się na piętach i wcisnął ręce do kieszeni bluzy. - Powodzenia na egzaminach, Królewno. - Znów to samo pożegnanie - ostatnie słowa rzucone zza pleców, kiedy już ruszył do przodu i uniesienie dłoni, którą machnął parę razy, kiedy ruszył w swoją stronę na korytarzu przed Wielką Salą.
[z/t]
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Wto Paź 25, 2016 1:45 pm
Wszystkie stoiska przedstawicieli szykowały się już do wielkiego końca. Różni czarodzieje, a także i takie stworzenia jak chociażby goblin z Banku Gringotta czy troll, którego nadal szkoli się na ochroniarza pomagali by poszło to sprawnie i w miarę szybko. I tak po kolei kolorowe wystawy, świecidełka i inne atrakcje znikały w kłębach dymu na szczęście niegroźnego dla zdrowia obecnej w sali resztki uczniów. Wszystkie broszury zostały porozdawane, więc zadanie zostało wykonane. Teraz należało jedynie czekać na chętnych praktykantów w tym roku. I nie tylko. Dyrektor jak i goście oraz nauczyciele podziękowali za wszystko i tak zakończyły się Dni Kariery.

[z/t dla wszystkich obecnych przy stoiskach przedstawicieli]
Sponsored content

Stoiska Przedstawicieli - Page 4 Empty Re: Stoiska Przedstawicieli

Powrót do góry
Similar topics
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach