Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Kyohei Takano
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Wrz 15, 2016 11:13 pm
Kyo zgodnie z propozycją opiekunki puchonów postanowił mimo wszystko rozejrzeć się po wielkiej sali. W sumie tak naprawdę nie miał w tej chwili nic do stracenia, a jakoś swoją przyszłość trzeba było zaplanować. W końcu nie wiadomo czy uda się profesor Sprout przekonać innych nauczycieli do tego aby pozwolili mu warunkowo kontynuować naukę w tej szkole. On może dostał nauczkę i zrozumiał parę rzeczy, ale to co odwalał przez najbliższe lata inni profesorowie tak łatwo nie zapomną. Mowa tutaj chociażby o jego nieobecnościach, a jak już raczył się pojawić to robił to w sposób arogancki i niesamowicie krnąbrny. I jak było mówione wcześniej... mógł to zrzucić na wiele czynników. Ale głównym winnym tego całego zamieszania był on sam. Wiedział doskonale, że nigdy nie będzie taki jak inny jego koledzy. Życie nie rozdało mu dobrych kart, i on o tym doskonale wiedział, ale od pewnego czasu zaczął się zastanawiać nad tym gdyby spróbować zagrać tymi złymi kartami. W końcu negatyw obejrzany z różnych stron może zmienić się w coś pozytywnego. Z resztą wiedział, że coś jeść musiał, i to był główny argument który przemawiał do niego za tym, że należy zatroszczyć się o swoja przyszłą pracę.
Stoisk przedstawicieli różnych zawodów była cała masa, jego w tej chwili interesował tak naprawdę jeden Magicznej firmy ochroniarskiej czy byłaby to praca jego marzeń... cóż nie koniecznie, ale z tego co nauczycielka mu mówiła do tej pracy nie potrzeba egzaminów, to było raz, a dwa... z jego temperamentem byłaby to wręcz wymarzona dla niego praca.
Stoisk przedstawicieli różnych zawodów była cała masa, jego w tej chwili interesował tak naprawdę jeden Magicznej firmy ochroniarskiej czy byłaby to praca jego marzeń... cóż nie koniecznie, ale z tego co nauczycielka mu mówiła do tej pracy nie potrzeba egzaminów, to było raz, a dwa... z jego temperamentem byłaby to wręcz wymarzona dla niego praca.
- Pamela Winston
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 3:08 pm
To śmieszne powitanie, jakie zgotowali jej mężczyźni, napełniło ją jeszcze większym entuzjazmem. Odpowiedziała im wielkim uśmiechem i podeszła do makiety. Odłożyła na stolik trzymane ulotki, które przecież i tak nieszczególnie ją interesowały. Roziskrzonymi oczyma obserwowała, poruszające się figurki. To było takie cudowne!
- Jasne, bardzo chętnie! Tylko wydawać polecenia, tak? Dobrze, podejmuję się tego wyzwania! - wykrzyknęła z determinacją, już przestając panować nad siłą swojego głosu. - Wybieram żółtych, to na pewno będzie moja drużyna szczęścia! - powiedziała, wyrzucając ręce do góry. Po tym skoncentrowała się na makiecie. - Proszę o ładną, czystą grę. Nie chcemy tutaj powtórki z pierwszych mistrzostw świata z 1473. Pamiętajcie też, by nie wylecieć poza granice boiska. Czaaas, START!
Momentalnie się wciągnęła. Nie przeszkadzało jej, że wrzeszczy wśród tłumu ludzi. Znając życie i tak niewielu chciało zwracać na nią uwagę - kogo to obchodziło, że zachowywała się jak wariatka. Ewentualnie maniaczka. Z pasją skakała i machała rękami, wskazując poszczególnych zawodników wybranej przez siebie drużyny. Nie przestawała wykrzykiwać komend, które czasami były urywane w połowie, by zaraz skupić się na jakiejś niespodziewanej, bardziej istotnej akcji.
- Ścigający! Nie możecie zostawać w tyle, odrobicie tego gola. Już, już, formacja głowy jastrzębia! - Nawet nie sprawdziła, czy rzeczywiście ułożyli się w kształt grotu strzały i zaczęli szarżę na bramki. Trzeba było już zająć się czym innym. - Pałkarze, nie obijać się tam, TŁUCZEK LECI W NUMER 3! JUŻ! LECICIE I ROBICIE DUBLA, CELUJCIE W OKOLICE SZUKAJĄCEGO, BO NIEBAWEM... - Odwróciła się gwałtownie, zerkając na drugą połowę boiska. - Obrońca, ROZGWIAZDA, JUŻ! - Odetchnęła z ulgą, gdy przejęty kafel został obroniony dziwnymi akrobacjami na miotle. Jej szkoła! - PAŁKARZE, CO JA WAM MÓWIŁAM?! JUŻ! TY, TAK, TY, ODBICIE DO TYŁU, JESTEŚ ZAWODOWYM GRACZEM, MUSISZ TO POTRAFIĆ! A TERAZ... A, NIE, MAMY KAFLA, BARDZO DOBRZE, MANEWR PORSKOWEJ, JUŻ NIE, TERAZ ZMYŁKA I PRZERZUTKA! TAAAAAAAK, GOOOL! - Wyskoczyła w górę. - Piękna współpraca, naprawdę piękna, moi drodzy, lecz nie ma co świętować, SZUKAJĄCY ZWÓD WROŃSKIEGO! Ha, tego się nie spodziewali! HA! - Uśmiechała się jak nawiedzona, widząc, jak szukający nurkuje z zawrotną prędkością ku ziemi, by nakłonić do tego samego przeciwnika. A nóż się go pozbędą! - CO, GDZIE FAUL, TO WCALE NIE BYŁA SZARŻA, ON CHCIAŁ SIĘ TYLKO PRZYWITAĆ! ŚCIGAJĄCY, UWAŻAĆ MI TAM! No, ale dobra, obrońca, podwójna ósemka! - Na całe szczęście zadziałało, karny został tym sposobem obroniony, a Pamela nieco się uspokoiła. - Ścigający, uważajcie, przed chwilą drużyna wroga prawie spaliła znicza i... TRÓJKA, ZWIS LENIWCA, JUŻ! - Gdy tłuczek ominął zawodnika górą, dziewczyna zaklaskała. - Dobry czas reakcji, bardzo dobry. ALE OKEJ, TRÓJKA I CZWÓRKA, WY LECICIE PO BOKACH, DWÓJKA Z PRZODU! I JUŻ MOI ŚCIGAJĄCY, KLESZCZE PARKINA, TO NIE TAKIE TRUDNE, JAK SIĘ WYDAJE! A WY PAŁKARZE, NIE OBIJAĆ SIĘ, GRAMY ZGODNIE Z WCZEŚNIEJ USTALONĄ STRATEGIĄ... I UWAGA, ONI ZNOWU PRÓBUJĄ TRAŁA, A TO NIECZYSTE ZAGRANIA! PIĄTKA, ZWROT I PRZYSPIESZENIE...
Gryfonkę w pełni pochłonęła ta pozornie niewinna zabawa. Dawała ona wiele satysfakcji, zwłaszcza gdy było się zadowolonym z wyników. A Pam w końcu udało się strzelić parę goli, figurki natomiast miały jakoś wyuczone nazwy manewrów - jak na wykwalifikowanych zawodników przystało! Trójka ścigających, dwójka pałkarzy i obrońca świetnie sobie radzili! jak na razie jedynie szukający nie potrafił chyba odnaleźć znicza, jednak robił niezłe zmyłki, wyprowadzając reprezentanta przeciwników na manowce. Oby tak dalej! Mieli spore szanse!
- Jasne, bardzo chętnie! Tylko wydawać polecenia, tak? Dobrze, podejmuję się tego wyzwania! - wykrzyknęła z determinacją, już przestając panować nad siłą swojego głosu. - Wybieram żółtych, to na pewno będzie moja drużyna szczęścia! - powiedziała, wyrzucając ręce do góry. Po tym skoncentrowała się na makiecie. - Proszę o ładną, czystą grę. Nie chcemy tutaj powtórki z pierwszych mistrzostw świata z 1473. Pamiętajcie też, by nie wylecieć poza granice boiska. Czaaas, START!
Momentalnie się wciągnęła. Nie przeszkadzało jej, że wrzeszczy wśród tłumu ludzi. Znając życie i tak niewielu chciało zwracać na nią uwagę - kogo to obchodziło, że zachowywała się jak wariatka. Ewentualnie maniaczka. Z pasją skakała i machała rękami, wskazując poszczególnych zawodników wybranej przez siebie drużyny. Nie przestawała wykrzykiwać komend, które czasami były urywane w połowie, by zaraz skupić się na jakiejś niespodziewanej, bardziej istotnej akcji.
- Ścigający! Nie możecie zostawać w tyle, odrobicie tego gola. Już, już, formacja głowy jastrzębia! - Nawet nie sprawdziła, czy rzeczywiście ułożyli się w kształt grotu strzały i zaczęli szarżę na bramki. Trzeba było już zająć się czym innym. - Pałkarze, nie obijać się tam, TŁUCZEK LECI W NUMER 3! JUŻ! LECICIE I ROBICIE DUBLA, CELUJCIE W OKOLICE SZUKAJĄCEGO, BO NIEBAWEM... - Odwróciła się gwałtownie, zerkając na drugą połowę boiska. - Obrońca, ROZGWIAZDA, JUŻ! - Odetchnęła z ulgą, gdy przejęty kafel został obroniony dziwnymi akrobacjami na miotle. Jej szkoła! - PAŁKARZE, CO JA WAM MÓWIŁAM?! JUŻ! TY, TAK, TY, ODBICIE DO TYŁU, JESTEŚ ZAWODOWYM GRACZEM, MUSISZ TO POTRAFIĆ! A TERAZ... A, NIE, MAMY KAFLA, BARDZO DOBRZE, MANEWR PORSKOWEJ, JUŻ NIE, TERAZ ZMYŁKA I PRZERZUTKA! TAAAAAAAK, GOOOL! - Wyskoczyła w górę. - Piękna współpraca, naprawdę piękna, moi drodzy, lecz nie ma co świętować, SZUKAJĄCY ZWÓD WROŃSKIEGO! Ha, tego się nie spodziewali! HA! - Uśmiechała się jak nawiedzona, widząc, jak szukający nurkuje z zawrotną prędkością ku ziemi, by nakłonić do tego samego przeciwnika. A nóż się go pozbędą! - CO, GDZIE FAUL, TO WCALE NIE BYŁA SZARŻA, ON CHCIAŁ SIĘ TYLKO PRZYWITAĆ! ŚCIGAJĄCY, UWAŻAĆ MI TAM! No, ale dobra, obrońca, podwójna ósemka! - Na całe szczęście zadziałało, karny został tym sposobem obroniony, a Pamela nieco się uspokoiła. - Ścigający, uważajcie, przed chwilą drużyna wroga prawie spaliła znicza i... TRÓJKA, ZWIS LENIWCA, JUŻ! - Gdy tłuczek ominął zawodnika górą, dziewczyna zaklaskała. - Dobry czas reakcji, bardzo dobry. ALE OKEJ, TRÓJKA I CZWÓRKA, WY LECICIE PO BOKACH, DWÓJKA Z PRZODU! I JUŻ MOI ŚCIGAJĄCY, KLESZCZE PARKINA, TO NIE TAKIE TRUDNE, JAK SIĘ WYDAJE! A WY PAŁKARZE, NIE OBIJAĆ SIĘ, GRAMY ZGODNIE Z WCZEŚNIEJ USTALONĄ STRATEGIĄ... I UWAGA, ONI ZNOWU PRÓBUJĄ TRAŁA, A TO NIECZYSTE ZAGRANIA! PIĄTKA, ZWROT I PRZYSPIESZENIE...
Gryfonkę w pełni pochłonęła ta pozornie niewinna zabawa. Dawała ona wiele satysfakcji, zwłaszcza gdy było się zadowolonym z wyników. A Pam w końcu udało się strzelić parę goli, figurki natomiast miały jakoś wyuczone nazwy manewrów - jak na wykwalifikowanych zawodników przystało! Trójka ścigających, dwójka pałkarzy i obrońca świetnie sobie radzili! jak na razie jedynie szukający nie potrafił chyba odnaleźć znicza, jednak robił niezłe zmyłki, wyprowadzając reprezentanta przeciwników na manowce. Oby tak dalej! Mieli spore szanse!
- Mistrz Gry
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 3:08 pm
The member 'Pamela Winston' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 6
'Pojedynek' :
Result : 6
- Pani Norris
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 5:59 pm
Nie ma co się drzeć. Zastanów się nad swoim zachowaniem. Brak wychowania...
- Miau.
Kotka, o ile zwykle szczyciła się dobrze rozwiniętym refleksem, tym razem zbyt zajęta była poczuciem spełnionego obowiązku, by zauważyć, że dziewczyna coś szykuje. A dokładniej rzecz ujmując, zajęta była wygłaszaniem przemowy do dziewczyny, która i tak nie miała szans zrozumieć jej wywodów. Durne stworzenie z tej młodej Gryfonki.
-MIAAAAAAAAAA!
Zdezorientowana Pani Norris schowała uszy za siebie i wytrzeszczyła oczy, gdy niespodziewanie oberwała i poderwała się w powietrze. Choć to chyba mało powiedziane. Gały praktycznie wyszły jej z orbit, a pisk, który się przy tym rozległ, poniósł się po całej sali.
CO SIĘ DZIEJE?!
Latam?
Wygięła grzbiet i przekręciła się, by wylądować na czterech łapach, cały czas odczuwając przy tym wszechogarniające przerażenie. Gdyby ktoś nagrywał jej majestatyczny lot, z pewnością nakręciłby całkiem niezły materiał... komediowy. Ogromne ślepia, wyszczerzone zęby i jakby cofnięta mordka. Do tego dochodziło niedowierzanie malujące się na pyszczku zwierzęcia.
Nie mogła... POŻAŁUJE...
W końcu wylądowała. Ślizgając się chwilę, złapała ostatecznie równowagę i zerknęła spode łba w stronę Jessici. Pogarda aż wylewała się z tego niewielkiego futrzaka, który znalazł właśnie nowego wroga. Lecz gdy dziewczyna tak szybko awansowała w rankingu, nie wiedziała jednego – że zostanie opuszczona.
Ciesz się życiem, póki możesz. Niedługo będzie zemsta. Dostojna. Nie pozbierasz się po niej. Okropna istota.
Kotka prychnęła jeszcze i oddaliła się. Miała więcej uczniów do dręczenia i potrzebowała przerwy, by uknuć szatański plan zapanowania nad światem... znaczy się odegrania na młodej uczennicy. Małe kroczki, małe kroczki. Na wszystko przyjdzie czas...
[z/t]
- Miau.
Kotka, o ile zwykle szczyciła się dobrze rozwiniętym refleksem, tym razem zbyt zajęta była poczuciem spełnionego obowiązku, by zauważyć, że dziewczyna coś szykuje. A dokładniej rzecz ujmując, zajęta była wygłaszaniem przemowy do dziewczyny, która i tak nie miała szans zrozumieć jej wywodów. Durne stworzenie z tej młodej Gryfonki.
-MIAAAAAAAAAA!
Zdezorientowana Pani Norris schowała uszy za siebie i wytrzeszczyła oczy, gdy niespodziewanie oberwała i poderwała się w powietrze. Choć to chyba mało powiedziane. Gały praktycznie wyszły jej z orbit, a pisk, który się przy tym rozległ, poniósł się po całej sali.
CO SIĘ DZIEJE?!
Latam?
Wygięła grzbiet i przekręciła się, by wylądować na czterech łapach, cały czas odczuwając przy tym wszechogarniające przerażenie. Gdyby ktoś nagrywał jej majestatyczny lot, z pewnością nakręciłby całkiem niezły materiał... komediowy. Ogromne ślepia, wyszczerzone zęby i jakby cofnięta mordka. Do tego dochodziło niedowierzanie malujące się na pyszczku zwierzęcia.
Nie mogła... POŻAŁUJE...
W końcu wylądowała. Ślizgając się chwilę, złapała ostatecznie równowagę i zerknęła spode łba w stronę Jessici. Pogarda aż wylewała się z tego niewielkiego futrzaka, który znalazł właśnie nowego wroga. Lecz gdy dziewczyna tak szybko awansowała w rankingu, nie wiedziała jednego – że zostanie opuszczona.
Ciesz się życiem, póki możesz. Niedługo będzie zemsta. Dostojna. Nie pozbierasz się po niej. Okropna istota.
Kotka prychnęła jeszcze i oddaliła się. Miała więcej uczniów do dręczenia i potrzebowała przerwy, by uknuć szatański plan zapanowania nad światem... znaczy się odegrania na młodej uczennicy. Małe kroczki, małe kroczki. Na wszystko przyjdzie czas...
[z/t]
- Gilderoy Lockhart
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 6:43 pm
Poczułem ręce na swych cudownych ramionach. Ależ ja naprawdę rozumiałem tę bezbrzeżną potrzebę odczuwaną przez innych ludzi, by móc mnie dotykać. Niemniej żeby tak publicznie? To już była lekka przesada! Dziewczyna okazała się być nawet bardziej bezczelna w swych poczynaniach i pozwoliła sobie mnie zagadać, prowadząc do nieznanego celu. Zero manier! Aczkolwiek ze swej ułożonej i życzliwej natury postanowiłem na początku nic nie mówić. Na dodatek w związku z mym olbrzymim intelektem zaraz stało się dla mnie jasne, iż miałem do czynienia z jedną z reprezentantek zawodów. Czyli już zaczęli się o mnie bić - mogłem się tego spodziewać. No zgoda, skoro tak nalegają, to poświęcę im trochę swej cennej uwagi.
- Naturalnie mój wybór pada na szachy czarodziejów. Zgadywanki zdają się być czymś przeznaczonym dla dzieci bądź młodszych uczniów, niepewnych swych zdolności w zakresie innych, podobnych gier logicznych. Proszę nie próbować mnie nie doceniać. Mam zamiar w pełnej krasie ukazać me znakomite predyspozycje. - Uśmiechnąłem się do kobiety, przeczesując swe lśniące włosy. Starałem się nie rzucać jej nieprzychylnych spojrzeń w stronę okropnego, fioletowego kapelusza – totalne bezguście. Byłem jednak zbyt dobrze wychowany, by podzielić się z nią mym spostrzeżeniem.
Usiadłem przy stoliku, który mi wskazała. Utrzymywałem proste plecy, nogę założyłem na nogę. Pochylając się nad planszą, oparłem swój podbródek na dłoni, namyślając się chwilę. Zdecydowałem się oczywiście na białe. Nie było mą intencją zostawanie w tyle - me miejsce zawsze znajdowało się w pierwszym szeregu na czele. Najlepiej było wyjść naprzeciw każdemu i jak najszybciej pokazać się ze swej najlepszej strony. Ponadto wszyscy na mnie czekali w zapierającym dech w piersiach milczeniu. Skupieni na mnie. Nieustannie przyciągałem zainteresowanie fanek, a wśród nich nie figurowały jedynie uczennice z różnych roczników. W trakcie takich imprez jak ta otrzymywałem najwięcej uwielbienia, gdyż do ogólnego rozliczenia dochodziły jeszcze nieznajome wielbicielki, które napawały się mym widokiem.
- Pionek z E2 na E4 – wypowiedziałem wyraźnie, ponownie mogąc zachwycić siebie, jak i resztę zebranych cudnymi barwami mego głosu. Nie będę Was jednak zanudzał. Gry w szachy nie są porywające, gdy nie widzi się, jak siedzę przy stole. Gdybyście tam byli, mielibyśmy do czynienia z zupełnie odmienną sprawą. A tak - żałujcie. Nie dając wytchnienia swej przeciwniczce, już w drugim ruchu posługując się skoczkiem, przypierałem ją ciągle do muru. Choć przyznaję, wykazywała się niebagatelnymi umiejętnościami, to mogła rozpraszać ją ma przytłaczająca obecność. Tak już działałem na ludzi, a w szczególności na płeć piękną.
Wygrałem - nic zaskakującego. Jak zawsze ma niebywała zręczność i lata doświadczenia przejawiały się w mych działaniach. Oczarowywałem publikę i samego siebie. Czasami miałem wrażenie, że co dzień stawałem się coraz doskonalszą istotą, zyskującą na sile przebicia. Mój olśniewający uśmiech idealnie zwieńczył me spektakularne zwycięstwo nie tylko nad mą rywalką, lecz i nad kolejną przeszkodą, pojawiającą się na mej drodze. Wygrywałem swe życie, a zwycięzca taki jak ja, może stąpać po ziemi wyłącznie jeden.
- Naturalnie mój wybór pada na szachy czarodziejów. Zgadywanki zdają się być czymś przeznaczonym dla dzieci bądź młodszych uczniów, niepewnych swych zdolności w zakresie innych, podobnych gier logicznych. Proszę nie próbować mnie nie doceniać. Mam zamiar w pełnej krasie ukazać me znakomite predyspozycje. - Uśmiechnąłem się do kobiety, przeczesując swe lśniące włosy. Starałem się nie rzucać jej nieprzychylnych spojrzeń w stronę okropnego, fioletowego kapelusza – totalne bezguście. Byłem jednak zbyt dobrze wychowany, by podzielić się z nią mym spostrzeżeniem.
Usiadłem przy stoliku, który mi wskazała. Utrzymywałem proste plecy, nogę założyłem na nogę. Pochylając się nad planszą, oparłem swój podbródek na dłoni, namyślając się chwilę. Zdecydowałem się oczywiście na białe. Nie było mą intencją zostawanie w tyle - me miejsce zawsze znajdowało się w pierwszym szeregu na czele. Najlepiej było wyjść naprzeciw każdemu i jak najszybciej pokazać się ze swej najlepszej strony. Ponadto wszyscy na mnie czekali w zapierającym dech w piersiach milczeniu. Skupieni na mnie. Nieustannie przyciągałem zainteresowanie fanek, a wśród nich nie figurowały jedynie uczennice z różnych roczników. W trakcie takich imprez jak ta otrzymywałem najwięcej uwielbienia, gdyż do ogólnego rozliczenia dochodziły jeszcze nieznajome wielbicielki, które napawały się mym widokiem.
- Pionek z E2 na E4 – wypowiedziałem wyraźnie, ponownie mogąc zachwycić siebie, jak i resztę zebranych cudnymi barwami mego głosu. Nie będę Was jednak zanudzał. Gry w szachy nie są porywające, gdy nie widzi się, jak siedzę przy stole. Gdybyście tam byli, mielibyśmy do czynienia z zupełnie odmienną sprawą. A tak - żałujcie. Nie dając wytchnienia swej przeciwniczce, już w drugim ruchu posługując się skoczkiem, przypierałem ją ciągle do muru. Choć przyznaję, wykazywała się niebagatelnymi umiejętnościami, to mogła rozpraszać ją ma przytłaczająca obecność. Tak już działałem na ludzi, a w szczególności na płeć piękną.
Wygrałem - nic zaskakującego. Jak zawsze ma niebywała zręczność i lata doświadczenia przejawiały się w mych działaniach. Oczarowywałem publikę i samego siebie. Czasami miałem wrażenie, że co dzień stawałem się coraz doskonalszą istotą, zyskującą na sile przebicia. Mój olśniewający uśmiech idealnie zwieńczył me spektakularne zwycięstwo nie tylko nad mą rywalką, lecz i nad kolejną przeszkodą, pojawiającą się na mej drodze. Wygrywałem swe życie, a zwycięzca taki jak ja, może stąpać po ziemi wyłącznie jeden.
- Mistrz Gry
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 6:43 pm
The member 'Gilderoy Lockhart' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Logan Hale
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 9:07 pm
Departament Tajemnic. Co ja sobie myślałam. Nic się nie dowiem.
Jedyne co otrzymałam, to tajemniczy uśmiech. Czy był podpowiedzią? Jaką? Niewymowny przede mną był inny od ludzi, których spotyka się na ulicach. Po prostu inny. Inna aura, inne spojrzenie. Inny wzrok. I cisza. Cisza, nie pozwalająca się skupić. Cisza dająca do myślenia. Można ją zinterpretować na setki sposobów.
Chciałam odejść. Zostałam. To była moja ostatnia szansa. Moja próba. Nie mogłam się poddać. Wtedy nie byłoby już żadnej ścieżki przede mną. Miałam ważne pytanie.
Uśmiechnęłam się. Uśmiech nie obejmował oczu. Był chłodny i uprzejmy. Profesjonalny, bez uczuć.
Spojrzałam prosto w oczy mężczyzny. Uniosłam ulotkę.
- Czy każdy kto spełnia wypisane tutaj wymagania, może zgłosić się do rozmowy klasyfikacyjnej i testu?
Nie marnowałam gardła. Odezwałam się cicho. Wiedziałam, że słyszy. Nie było sensu się rozgadywać, pytając o bzdety, jak robiło to wielu. Oni udawali zainteresowanie. Pytali o rzeczy, które mogli sami przeczytać. Prosili o to, by prowadzić ich za rączkę. Jak małe dzieci. Żałosne i płaczliwe, okazujące wszelkie swe emocje. Głupota.
Najlepiej być zdecydowanym. Znaleźć stosowną alejkę. Iść nieprzerwanie w dół. Unosząc głowę do góry, sprawiać wrażenie poukładanej osoby. Niech Ci zazdroszczą. Niech o Tobie mówią. Niech Cię naśladują. Niech nigdy nie dowiedzą się prawdy.
Co było mi w tej chwili potrzebne? Pewnie tylko jedno. Coś, czego nie mogłam mieć. Czy straciłam nadzieję?
Skupić się na tym co tu i teraz. Oto nauka przetrwania. Nie żyjemy dla siebie. Nie żyjemy dla innych. Żyjemy, by przetrwać. Chcę udowodnić...
Nieważne. Pragnienia są po to, by zwodzić nasz umysł. By nasze serca pękały na kawałki. Coraz mniejsze i mniejsze. Aż nic nie pozostanie.
Jedyne co otrzymałam, to tajemniczy uśmiech. Czy był podpowiedzią? Jaką? Niewymowny przede mną był inny od ludzi, których spotyka się na ulicach. Po prostu inny. Inna aura, inne spojrzenie. Inny wzrok. I cisza. Cisza, nie pozwalająca się skupić. Cisza dająca do myślenia. Można ją zinterpretować na setki sposobów.
Chciałam odejść. Zostałam. To była moja ostatnia szansa. Moja próba. Nie mogłam się poddać. Wtedy nie byłoby już żadnej ścieżki przede mną. Miałam ważne pytanie.
Uśmiechnęłam się. Uśmiech nie obejmował oczu. Był chłodny i uprzejmy. Profesjonalny, bez uczuć.
Spojrzałam prosto w oczy mężczyzny. Uniosłam ulotkę.
- Czy każdy kto spełnia wypisane tutaj wymagania, może zgłosić się do rozmowy klasyfikacyjnej i testu?
Nie marnowałam gardła. Odezwałam się cicho. Wiedziałam, że słyszy. Nie było sensu się rozgadywać, pytając o bzdety, jak robiło to wielu. Oni udawali zainteresowanie. Pytali o rzeczy, które mogli sami przeczytać. Prosili o to, by prowadzić ich za rączkę. Jak małe dzieci. Żałosne i płaczliwe, okazujące wszelkie swe emocje. Głupota.
Najlepiej być zdecydowanym. Znaleźć stosowną alejkę. Iść nieprzerwanie w dół. Unosząc głowę do góry, sprawiać wrażenie poukładanej osoby. Niech Ci zazdroszczą. Niech o Tobie mówią. Niech Cię naśladują. Niech nigdy nie dowiedzą się prawdy.
Co było mi w tej chwili potrzebne? Pewnie tylko jedno. Coś, czego nie mogłam mieć. Czy straciłam nadzieję?
Skupić się na tym co tu i teraz. Oto nauka przetrwania. Nie żyjemy dla siebie. Nie żyjemy dla innych. Żyjemy, by przetrwać. Chcę udowodnić...
Nieważne. Pragnienia są po to, by zwodzić nasz umysł. By nasze serca pękały na kawałki. Coraz mniejsze i mniejsze. Aż nic nie pozostanie.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pią Wrz 16, 2016 9:11 pm
Od stoiska opiekunów przeszła do tych zajmowanych przez przedstawicieli różnych zawodów. Panował tutaj gwar, jeśli nie powiedzieć, że było tłoczno. Mnogość atrakcji przyciągnęła także młodszych uczniów. Jednak oni w przeciwieństwie do Julie nie mieli w planach rozważać swojej przyszłej kariery - jeszcze wiele lat mają na zastanowienie się. Za to poważna Krukonka odczuwała ambitną potrzebę do wybrania przyszłej ścieżki zawodowej przed przyszłorocznymi sumami. Uważała, że lepiej dobierze przedmioty na egzaminy, czyli zamiast iść na ilość, postawi na jakość.
Przystanęła przy żywej rozgrywce w mini quidditcha, lecz wrzaski uczniów zebranych wokół makiety zaraz ją przepędziły z tego miejsca. Wpatrywała się osłupiała w wielkiego trolla, który nieco się poddenerwował obecnością jakiegoś chłopaka. Fascynowały ją niesamowite stworzenia, lecz nie miała odwagi podejść bliżej. Jeszcze mogła rozwścieczyć wielkoluda.
Podeszła do stoiska Szpitala Św. Mugna, który przyciągał młodych uczniów kościotrup realistycznych rozmiarów. I nie kierowała nimi chęć poznania tajemnic ludzkiej anatomii. Kiedy przedstawiciele byli zajęci rozmową z innymi uczniami. Julie przecisnęła się przez tłum i sięgnęła po ulotkę. Czytała ją uważnie. Zawarte w niej informacji pokrywały się ze słowami profesora Flitwicka.
Nie boisz się pracy z ludźmi... Żaden galeon nie jest w stanie oddać ich wdzięczności... Transumtacja - powyżej oczekiwań... umiejętność pracowania w zespole... praca pod presją - biegały jej oczy od lewej do prawej, od prawej do lewej. Prawie nic nie pasowało do niej i zdawała sobie z tego sprawę. Nie odrywała oczu, czytała dalej, a co jakiś czas wzdychała spoglądając przed siebie. Rozejrzała się za innymi stanowiskami, lecz tłum uniemożliwiał jej swobodne poruszanie się, więc stała dalej w tym samym miejscu i ponownie czytała ulotkę.
- Em... - mruknęła, gdy próbowała nawiązać kontakt wzrokowy z którymś z przedstawicieli. Już widzi, jak próbuje zapanować nad chorymi, którzy twierdzą, że są zdrowi. Jak tamuje krew i próbuje nie wyglądać jak truposz. Nie, to nie może być praca dla niej...
Przystanęła przy żywej rozgrywce w mini quidditcha, lecz wrzaski uczniów zebranych wokół makiety zaraz ją przepędziły z tego miejsca. Wpatrywała się osłupiała w wielkiego trolla, który nieco się poddenerwował obecnością jakiegoś chłopaka. Fascynowały ją niesamowite stworzenia, lecz nie miała odwagi podejść bliżej. Jeszcze mogła rozwścieczyć wielkoluda.
Podeszła do stoiska Szpitala Św. Mugna, który przyciągał młodych uczniów kościotrup realistycznych rozmiarów. I nie kierowała nimi chęć poznania tajemnic ludzkiej anatomii. Kiedy przedstawiciele byli zajęci rozmową z innymi uczniami. Julie przecisnęła się przez tłum i sięgnęła po ulotkę. Czytała ją uważnie. Zawarte w niej informacji pokrywały się ze słowami profesora Flitwicka.
Nie boisz się pracy z ludźmi... Żaden galeon nie jest w stanie oddać ich wdzięczności... Transumtacja - powyżej oczekiwań... umiejętność pracowania w zespole... praca pod presją - biegały jej oczy od lewej do prawej, od prawej do lewej. Prawie nic nie pasowało do niej i zdawała sobie z tego sprawę. Nie odrywała oczu, czytała dalej, a co jakiś czas wzdychała spoglądając przed siebie. Rozejrzała się za innymi stanowiskami, lecz tłum uniemożliwiał jej swobodne poruszanie się, więc stała dalej w tym samym miejscu i ponownie czytała ulotkę.
- Em... - mruknęła, gdy próbowała nawiązać kontakt wzrokowy z którymś z przedstawicieli. Już widzi, jak próbuje zapanować nad chorymi, którzy twierdzą, że są zdrowi. Jak tamuje krew i próbuje nie wyglądać jak truposz. Nie, to nie może być praca dla niej...
- Jessica Smith
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pon Wrz 19, 2016 11:18 am
Wygrała! No proste, że wygrała. Wyleniały kocur zniknął wreszcie z pola widzenia a - wciąż nie świadoma tego, że jej życie nigdy już nie będzie takie samo - dziewczyna podeszła wreszcie do pomarańczowego namiotu. Uśmiechnęła się do wciąż stojącego na drabinie chłoptasia i zgrabnym gestem odrzuciła włosy na plecy.
- Dzień dobry panowie. Macie tu smoka? Bo strasznie gorąco... - udając, że wachluje się dłonią, zatrzepotała wymalowanymi rzęsami.
- Dzień dobry panowie. Macie tu smoka? Bo strasznie gorąco... - udając, że wachluje się dłonią, zatrzepotała wymalowanymi rzęsami.
- Mistrz Gry
Re: Stoiska Przedstawicieli
Wto Wrz 20, 2016 1:30 pm
Ale się działo! Wirujące wokoło głowy Lucjana sowy, postanowiły uświetnić nieco całe widowisko i rozpierzchły się we wszystkie strony, obsypując zebranych deszczem swoich różnobarwnych piórek. Ptaszyska lądowały na stolikach i ławach, gdzie - ku ogólnej dezaprobacie przedstawicieli magicznych zawodów - rozrzucały ulotki przy próbach odtańczenia na swoich krótkich nóżkach kankana, a jedna z sów, bez wątpienia ta najodważniejsza, umościła się wygodnie na głowie wieńczącego dach pomarańczowego namiotu smoka. Ubrany w złote ubranko goblin, mając najwyraźniej dość uwłaczającej jego godności roli rzucił tacką z czekoladowymi galeonami o ziemię i głośno, po gobligeducku wykłócał się z przysadzistym czarodziejem, który bezradnie rozkładał ręce, nie rozumiejąc z tej tyrady ani słowa.
- A jak wybuchnie?
- Nie marudź! - dwóch przwdstawicieli Brygady uderzeniowej toczyło wielką beczkę z niezidentyfikowaną zawartością tuż obok przyglądającego im się podejrzliwie aurora a drobna blondynka wciskała w ręce przechodniów najnowsze wydanie Proroka Codziennego.
- Prawda, prawda i tylko prawda! Pomagajcie szerzyć prawdę! - wrzeszczała.
Piegowaty chłopiec z niebieskimi, wytrzeszczonymi teraz oczami nie mógł oderwać oczu od swojego osmolonego kolegi - Prawdziwym ogniem?! O jaaa... - a nieco dalej, ładna brunetka pokazywała przyjaciółce pergamin z pieczątką sowiej poczty - Powiedzieli, że mogę zacząć już w lipcu! Jak staruszek się dołoży to może uda mi się pojechać do francji!
Kilku najmłodszych uczniów z uwagą śledziło prowadzony przez Departament Magicznych Katastrof wykład na temat bezpiecznego odpalania sztucznych ogni.
Kyohei Takano
Ernest Badminton, bo tak nazywał się siedzący przy stoisku firmy ochroniarskiej mężczyzna, spojrzał spode łba na zbliżającego się w jego stronę chłopaka. Nie sprawiał dobrego wrażenia. Czarna szata, wykonana z nie dającego się sklasyfikować, grubszego niż było to przyjęte materiału ciasno opinała jego umięśnione ramiona a - po części ukryta za czarnymi wąsami - górna warga była opuchnięta.
- Dobry. - mruknął, prostując się i przez chwilę lustrował przybysza krytycznym spojrzeniem. Po chwili jednak uśmiechnął się, nieco krzywo i wielką łapą wskazał coś za plecami Takano. - Eunice tera z kimś gada, ale jak masz pytania to lepiej do niej. Ja tu tylko pilnuje. - czarne oczy przesunęły się z sylwetki puchona gdzieś w bok, a kiedy Kyo się odwrócił mógł zobaczyć o wiele sympatyczniej wyglądającą, drobną i rudą dziewczynę stojącą obok trolla i gawędzącą sobie miło z Minabim. - Ja nie wiem jak one jej słuchają, po prostu nie wiem... - mruknął wąsacz już chyba sam do siebie i mocno pociągnął za łańcuch, sprawdzając jego wytrzymałość. Drugi koniec przymocowany był do nogi Lucjana.
Pamela Winston
- Panienka się nie zrazi jak panienka przegra! Ja grałem zawodowo! - jeden z mężczyzn, ten najbardziej brzuchaty, roześmiał się głośno i po kolei stukał różdżką w figurki zawodników.
- Panienka się nie martwi. Był w trzeciej lidze. -szepnął jego przyjaciel, wywracając oczami i kręcąc głową nad przechwałkami kolegi. Kiedy Pamela wybrała żółtą drużynę, odsunęli się troche od makiety, zostawiając na miejscu swojego kumpla przy kości.
- Ohoho, zna się na teorii!
- Pewnie w przeciwieństwie do Marcusa. - parsknęli równocześnie, a gra się wreszcie rozpoczęła.
Przeciwnik Pameli zdawał się być z początku onieśmielony entuzjazmem dziewczyny i jej obeznaniem. Z biegiem czasu zaczął się jednak rozkręcać i już po kilku minutach, gdy czerwone czoło pokryło mu się potem, zaczął głośno domagać się ogłoszenia faulu, co jego koledzy skwitowali głośnym śmiechem. Marcus pochylił się nad makietą, prawie taranując brzuchem swoją część boiska. Szeptem instruował swoich zawodników a szaleństwo w jego oczach z wolna narastało. Dwóch pozostałych mężczyzn zbliżyło się do boiska, z napięciem oczekując na rozwój wypadków.
- TAK! - krzyknęli jednocześnie, gdy żółci obronili karnego. Brzuchatek zerknął na nich i zaczął memlić coś pod nosem. - DOBIJ GO MAŁA! - krzyknął najmłodszy a drugi zaczął wtórować mu oklaskami. Zaraz jednak złapał swojego towarzysza za łokieć i odciągnął go w bok.
- Brutusy. - skwitował krótko Marcus. Musiał jednak przyznać, że drobne stworzenie przed nim dawało z siebie naprawdę wszystko. Wreszcie, po kilku dodatkowtch minutach szukający drużyny kierowanej przez Pamelę złapał znicza.
- DWIEŚCIE DZIESIĘĆ DO CZTERDZIESTU! - zawył wydobywający się znikąd głos. Marcus sapnął, cofając się od makiety, drużyna żółtych wykonywała pętle honorową nad boiskiem a dwóch kibicujących rozgrywce mężczyzn doskoczyło do Pameli.
- Chwała bohaterom! - krzyknął pierwszy, zarzucając na plecy gryfonki czerwoną pelerynę superbohatera.
- Chałwa też! - dodał drugi i wepchnął w ręce dziewczyny czekoladowy puchar, wypełniony tym właśnie przysmakiem. - Dam się o wiek nie pyta, ale może zdradzi panienka, czy szesnasteczka to juz stuknęła? - przyglądali się Pameli z tajemniczymi uśmiechami.
+ 5 dodatkowych fasolek za opis rozgrywki, czerwona peleryna superbohatera, czekoladowy puchar wypełniony chałwą
Logan Hale
Siedzący przy stanowisku Departamentu Tajemnic staruszek kolejny już raz podniósł twarz na stojącą przed nim blondynkę. Jego błękitne oczy zdawały się wwiercać w jej czaszkę, zanim łaskawie skinął głową na jej pytanie i wskazał pomarszczoną dłonią na stojące obok niej krzesło. Przez chwilę jeszcze milczał, przyglądając się jej spod krzaczastych, siwych brwi i wreszcie, gdy wydawać się mogło, że minęła cała wieczność, sięgnął ręką pod blat. Postawił przed Logan drewniany klocek w kształcie sześcianu.
- Weź go do ręki i opisz. - poprosił, tonem tak swobodnym jakby wydał najnormalniejsze polecanie na świecie.
Jessica Smith
- Witamy, witamy, zapraszamy! - wysoki chłopak zszedł wreszcie z drabiny i wyciągnął rękę w stronę gryfonki. - Smoków nie ma, ale i tak jest zaje... - nie dokończył, bo podchodzący do niego od tyłu kolega stuknął go w żebra. - Zaraz będzie jeszcze goręcej panienko! Zapraszamy do środka!
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, bo i nie spodziewając się z jej strony jakiegokolwiek sprzeciwu, złapali ją za ramiona i zaciągneli do pomarańczowego namiotu. Gdy Jessica znalazła się w środku, mogła zobaczyć wielkie palenisko z prawdziwymi, żarzącymi się węgielkami.
- Panna to z tych odważnych czy wymalowanych? - rozbawiony jej jarmarcznym wyglądem chłopak nałożył jej na rękę grubą, sięgającą ramienia rękawicę. - Hops do ognia! W środku czekają prezenciki! - wyraźnie rozentuzjazmowany machnął głową w stronę paleniska.
+ Jeśli zdecydujesz się wykonać polecenie rzucasz jedną kością do lekcji. W przypadku sukcesu udaje Ci się wymacać w palenisku owalny przedmiot.
Gilderoy Lockhart
Trudno powiedzieć czy dziewczyna w fioletowym kapeluszu dawała krukonowi fory czy sukces Gilderoya podyktowany był jego wyjątkowymi umiejętnościami. Wąskie, wymalowane usta kobiety nie zdradził się ani jednym drgnięciem, kiedy blondyn pustoszył planszę z czarnych figur a zakończone długimi paznokciami dłonie pozostawały spokojne. Matylda - bo tak miała na imię - doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że oto ma przed sobą wybitne indywiduum, zbliżone wyjątkowością do niej samej.
- Bystry umysł! Bardzo dobrze! Nie zaprzestawaj treningu! - sięgnęła za siebie i po chwili wepchnęła chłopakowi w dłonie przewiązane fioletową wstążką pudełko magicznych szachów.
- Czego oczekujesz po przyszłości, drogi chłopcze? - w dłoniach czarownicy z nikąd pojawił się wachlarz ulotek.
+ Pudełko Magicznych Szachów
Julie Bliskwick - zostajesz w rękach Emmeliny
- A jak wybuchnie?
- Nie marudź! - dwóch przwdstawicieli Brygady uderzeniowej toczyło wielką beczkę z niezidentyfikowaną zawartością tuż obok przyglądającego im się podejrzliwie aurora a drobna blondynka wciskała w ręce przechodniów najnowsze wydanie Proroka Codziennego.
- Prawda, prawda i tylko prawda! Pomagajcie szerzyć prawdę! - wrzeszczała.
Piegowaty chłopiec z niebieskimi, wytrzeszczonymi teraz oczami nie mógł oderwać oczu od swojego osmolonego kolegi - Prawdziwym ogniem?! O jaaa... - a nieco dalej, ładna brunetka pokazywała przyjaciółce pergamin z pieczątką sowiej poczty - Powiedzieli, że mogę zacząć już w lipcu! Jak staruszek się dołoży to może uda mi się pojechać do francji!
Kilku najmłodszych uczniów z uwagą śledziło prowadzony przez Departament Magicznych Katastrof wykład na temat bezpiecznego odpalania sztucznych ogni.
Kyohei Takano
Ernest Badminton, bo tak nazywał się siedzący przy stoisku firmy ochroniarskiej mężczyzna, spojrzał spode łba na zbliżającego się w jego stronę chłopaka. Nie sprawiał dobrego wrażenia. Czarna szata, wykonana z nie dającego się sklasyfikować, grubszego niż było to przyjęte materiału ciasno opinała jego umięśnione ramiona a - po części ukryta za czarnymi wąsami - górna warga była opuchnięta.
- Dobry. - mruknął, prostując się i przez chwilę lustrował przybysza krytycznym spojrzeniem. Po chwili jednak uśmiechnął się, nieco krzywo i wielką łapą wskazał coś za plecami Takano. - Eunice tera z kimś gada, ale jak masz pytania to lepiej do niej. Ja tu tylko pilnuje. - czarne oczy przesunęły się z sylwetki puchona gdzieś w bok, a kiedy Kyo się odwrócił mógł zobaczyć o wiele sympatyczniej wyglądającą, drobną i rudą dziewczynę stojącą obok trolla i gawędzącą sobie miło z Minabim. - Ja nie wiem jak one jej słuchają, po prostu nie wiem... - mruknął wąsacz już chyba sam do siebie i mocno pociągnął za łańcuch, sprawdzając jego wytrzymałość. Drugi koniec przymocowany był do nogi Lucjana.
Pamela Winston
- Panienka się nie zrazi jak panienka przegra! Ja grałem zawodowo! - jeden z mężczyzn, ten najbardziej brzuchaty, roześmiał się głośno i po kolei stukał różdżką w figurki zawodników.
- Panienka się nie martwi. Był w trzeciej lidze. -szepnął jego przyjaciel, wywracając oczami i kręcąc głową nad przechwałkami kolegi. Kiedy Pamela wybrała żółtą drużynę, odsunęli się troche od makiety, zostawiając na miejscu swojego kumpla przy kości.
- Ohoho, zna się na teorii!
- Pewnie w przeciwieństwie do Marcusa. - parsknęli równocześnie, a gra się wreszcie rozpoczęła.
Przeciwnik Pameli zdawał się być z początku onieśmielony entuzjazmem dziewczyny i jej obeznaniem. Z biegiem czasu zaczął się jednak rozkręcać i już po kilku minutach, gdy czerwone czoło pokryło mu się potem, zaczął głośno domagać się ogłoszenia faulu, co jego koledzy skwitowali głośnym śmiechem. Marcus pochylił się nad makietą, prawie taranując brzuchem swoją część boiska. Szeptem instruował swoich zawodników a szaleństwo w jego oczach z wolna narastało. Dwóch pozostałych mężczyzn zbliżyło się do boiska, z napięciem oczekując na rozwój wypadków.
- TAK! - krzyknęli jednocześnie, gdy żółci obronili karnego. Brzuchatek zerknął na nich i zaczął memlić coś pod nosem. - DOBIJ GO MAŁA! - krzyknął najmłodszy a drugi zaczął wtórować mu oklaskami. Zaraz jednak złapał swojego towarzysza za łokieć i odciągnął go w bok.
- Brutusy. - skwitował krótko Marcus. Musiał jednak przyznać, że drobne stworzenie przed nim dawało z siebie naprawdę wszystko. Wreszcie, po kilku dodatkowtch minutach szukający drużyny kierowanej przez Pamelę złapał znicza.
- DWIEŚCIE DZIESIĘĆ DO CZTERDZIESTU! - zawył wydobywający się znikąd głos. Marcus sapnął, cofając się od makiety, drużyna żółtych wykonywała pętle honorową nad boiskiem a dwóch kibicujących rozgrywce mężczyzn doskoczyło do Pameli.
- Chwała bohaterom! - krzyknął pierwszy, zarzucając na plecy gryfonki czerwoną pelerynę superbohatera.
- Chałwa też! - dodał drugi i wepchnął w ręce dziewczyny czekoladowy puchar, wypełniony tym właśnie przysmakiem. - Dam się o wiek nie pyta, ale może zdradzi panienka, czy szesnasteczka to juz stuknęła? - przyglądali się Pameli z tajemniczymi uśmiechami.
+ 5 dodatkowych fasolek za opis rozgrywki, czerwona peleryna superbohatera, czekoladowy puchar wypełniony chałwą
Logan Hale
Siedzący przy stanowisku Departamentu Tajemnic staruszek kolejny już raz podniósł twarz na stojącą przed nim blondynkę. Jego błękitne oczy zdawały się wwiercać w jej czaszkę, zanim łaskawie skinął głową na jej pytanie i wskazał pomarszczoną dłonią na stojące obok niej krzesło. Przez chwilę jeszcze milczał, przyglądając się jej spod krzaczastych, siwych brwi i wreszcie, gdy wydawać się mogło, że minęła cała wieczność, sięgnął ręką pod blat. Postawił przed Logan drewniany klocek w kształcie sześcianu.
- Weź go do ręki i opisz. - poprosił, tonem tak swobodnym jakby wydał najnormalniejsze polecanie na świecie.
Jessica Smith
- Witamy, witamy, zapraszamy! - wysoki chłopak zszedł wreszcie z drabiny i wyciągnął rękę w stronę gryfonki. - Smoków nie ma, ale i tak jest zaje... - nie dokończył, bo podchodzący do niego od tyłu kolega stuknął go w żebra. - Zaraz będzie jeszcze goręcej panienko! Zapraszamy do środka!
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, bo i nie spodziewając się z jej strony jakiegokolwiek sprzeciwu, złapali ją za ramiona i zaciągneli do pomarańczowego namiotu. Gdy Jessica znalazła się w środku, mogła zobaczyć wielkie palenisko z prawdziwymi, żarzącymi się węgielkami.
- Panna to z tych odważnych czy wymalowanych? - rozbawiony jej jarmarcznym wyglądem chłopak nałożył jej na rękę grubą, sięgającą ramienia rękawicę. - Hops do ognia! W środku czekają prezenciki! - wyraźnie rozentuzjazmowany machnął głową w stronę paleniska.
+ Jeśli zdecydujesz się wykonać polecenie rzucasz jedną kością do lekcji. W przypadku sukcesu udaje Ci się wymacać w palenisku owalny przedmiot.
Gilderoy Lockhart
Trudno powiedzieć czy dziewczyna w fioletowym kapeluszu dawała krukonowi fory czy sukces Gilderoya podyktowany był jego wyjątkowymi umiejętnościami. Wąskie, wymalowane usta kobiety nie zdradził się ani jednym drgnięciem, kiedy blondyn pustoszył planszę z czarnych figur a zakończone długimi paznokciami dłonie pozostawały spokojne. Matylda - bo tak miała na imię - doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że oto ma przed sobą wybitne indywiduum, zbliżone wyjątkowością do niej samej.
- Bystry umysł! Bardzo dobrze! Nie zaprzestawaj treningu! - sięgnęła za siebie i po chwili wepchnęła chłopakowi w dłonie przewiązane fioletową wstążką pudełko magicznych szachów.
- Czego oczekujesz po przyszłości, drogi chłopcze? - w dłoniach czarownicy z nikąd pojawił się wachlarz ulotek.
+ Pudełko Magicznych Szachów
Julie Bliskwick - zostajesz w rękach Emmeliny
- Minabi Izumi
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Wrz 21, 2016 2:25 am
Wyszczerzył się tylko radośnie do Jessici, która do niego się odezwała i pomachał ręką, by następnie wrócić do trolla, który naprawdę bardzo go intrygował. Naprawdę bardzo. Nic więcej do szczęścia nie było mu potrzeba, zwłaszcza że miał w tylnej kieszeni spodni ukrytą przepustkę do innego świata. Wzywał go i jakże Minabi chciał tam polecieć! Ale tutaj również bawił się wyśmienicie, nawet jeśli nie był jeszcze u profesora Flitwicka ani nic w tym rodzaju. Jak stworzenie zawyło, Izumi zrobił wielkie oczy i przyklasnął. Był on i troll. Doskonale. Reszta na razie się nie liczyła. Już chciał się dać objąć Lucjanowi, gdy nagle pojawiła się jakaś tajemnicza osoba. Promienna ruda istota wywołała tysięczny uśmiech dziecięcej radości na twarzy o żółtawym odcieniu. Ale nie całkiem żółtawej, żeby nie było, japońskie geny poszły bardziej w oczy. Krukon uścisnął dłoń dziewczyny, a może nawet i młodej kobiety, dostojnej opiekunki i odchylił się nieco do tyłu, patrząc na nią zaciekawiony.
- Dobrze, Eurydyke i Lornan - oczywiście jak zawsze przekręcił imiona. - A mogę mówić ci Perperuna? A na niego Grzmocąca Ręka? Czy wszystkie trolle klepie się w poślady?
- Dobrze, Eurydyke i Lornan - oczywiście jak zawsze przekręcił imiona. - A mogę mówić ci Perperuna? A na niego Grzmocąca Ręka? Czy wszystkie trolle klepie się w poślady?
- Jessica Smith
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Wrz 21, 2016 12:14 pm
Podobali jej się. Byli energiczni i bezpośredni, co dla blondynki stanowiło o wiele większą wartość niż jakaś tam wiedza czy doświadczenie. Dała się wepchnąć do namiotu i rozejrzała się po jego wnętrzu z dziecięcą ciekawością. Czując na ręce coś gumowego, szybko odwróciła głowę w tamtą stronę.
- A od kiedy jedno wyklucza drugie? I nie macie ładniejszych? - kilka razy zgięła i rozprostowała obleczone teraz wielką rękawicą palce. Niebieskie oczy zmrużyły się a wymalowane usta wyszczerzyły. Ogień? Niebezpieczeństwo? Ona pierwsza! Klęknęła przy palenisku i nie tracąc czasu na jakiekolwiek wahania wepchnęła rękę między rozżarzone węgle.
- Niezła ta rękawiczka. - przyznała z uznaniem. Po kilku minutach poczuła pod palcami coś owalnego. - Ej! Tu faktycznie coś jest! - zacisnęła palce na tajemnicztm przedmiocie i powoli zaczęła wyciągać rękę.
- A od kiedy jedno wyklucza drugie? I nie macie ładniejszych? - kilka razy zgięła i rozprostowała obleczone teraz wielką rękawicą palce. Niebieskie oczy zmrużyły się a wymalowane usta wyszczerzyły. Ogień? Niebezpieczeństwo? Ona pierwsza! Klęknęła przy palenisku i nie tracąc czasu na jakiekolwiek wahania wepchnęła rękę między rozżarzone węgle.
- Niezła ta rękawiczka. - przyznała z uznaniem. Po kilku minutach poczuła pod palcami coś owalnego. - Ej! Tu faktycznie coś jest! - zacisnęła palce na tajemnicztm przedmiocie i powoli zaczęła wyciągać rękę.
- Mistrz Gry
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Wrz 21, 2016 12:14 pm
The member 'Jessica Smith' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- Gilderoy Lockhart
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Wrz 21, 2016 3:15 pm
Treningu? Chyba się przesłyszałem. Mój umysł był tak znakomicie wyćwiczony, że ta kobieta powinna zdawać sobie sprawę, iż na pewno sobie nie odpuszczałem. Nie potrzebuję innej osoby, która będzie mnie pouczać jak dziecko, dopiero uczące się chodzić. Na szczęście po raz kolejny ma wrodzona wspaniałomyślność oraz dobre wychowanie powstrzymały mnie przed wypowiedzeniem na głos o parę słów za dużo, niechybnie mogących urazić dumę mej nowej towarzyszki. Cóż poradzić, niektórzy nie są w stanie odpowiednio się zachować przed tak wybitną osobistością jak ja. Kiedyś przyjdzie czas, by ich tego nauczyć, na razie jednak musiałem jakoś przecierpieć pośród morza bezczelnych ignorantów.
- Nie omieszkam – powiedziałem jedynie, puszczając do niej oczko. No, niech się cieszy. Przyjąłem również podarunek, któremu przyjrzałem się z lekkim uśmiechem na ustach. Szachy, niech będzie, przyjmę prezent, by nie zranić jej uczuć. Obserwowałem chwilę ulotki w jej dłoniach, po czym wbiłem spojrzenie gdzieś w przestrzeń przed sobą, w czego celu nieco zadarłem głowę. Ma urocza rozmówczyni miała teraz idealny kąt, by móc podziwiać mój kształtny podbródek. - Naturalnie oczekuję wszystkiego, co najlepsze. Co dopiero rozprawiałem o tym z szanownym profesorem, także doradzającym mi w tej kwestii. Postanowiłem zostać badaczem. W swej niezależnej podróży znalazłbym patronów, wspomagających mnie pieniężnie, bym następnie mógł opisać swe ekspedycje w przyszłych bestsellerach. To znaczy... - Zaśmiałem się. - ...moich książkach. Tak, to będzie całkiem zgrabny początek mej niesamowitej kariery...
Nie zdradzałem się przed nią z moimi planami sięgania jeszcze wyżej - na najwyższe stanowisko ministra - gdyż nadal to rozważałem. Oczywiście byłem w stanie to osiągnąć, niemniej czy było warto? Urzędnicy, jak wysoko by nie zasiadali, nie zawsze mogli szczycić się dostateczną swobodą, której nie zabrakłoby mi po obraniu ścieżki naukowej. Mój bystry umysł nigdy mnie nie zawodził, ukazując najznamienitszą drogę do sławy. Niebawem każdy będzie znał moje imię i wypowiadane będzie ono z głębokimi wyrazami zachwytu. Nie ma co się zresztą dziwić - w końcu spójrzcie na mnie. Te cudne włosy, błyszczące oczy i nieskalane myśli, prowadzące bezustannie do zwycięstwa. Nie ma nic i nikogo doskonalszego od tego.
- Nie omieszkam – powiedziałem jedynie, puszczając do niej oczko. No, niech się cieszy. Przyjąłem również podarunek, któremu przyjrzałem się z lekkim uśmiechem na ustach. Szachy, niech będzie, przyjmę prezent, by nie zranić jej uczuć. Obserwowałem chwilę ulotki w jej dłoniach, po czym wbiłem spojrzenie gdzieś w przestrzeń przed sobą, w czego celu nieco zadarłem głowę. Ma urocza rozmówczyni miała teraz idealny kąt, by móc podziwiać mój kształtny podbródek. - Naturalnie oczekuję wszystkiego, co najlepsze. Co dopiero rozprawiałem o tym z szanownym profesorem, także doradzającym mi w tej kwestii. Postanowiłem zostać badaczem. W swej niezależnej podróży znalazłbym patronów, wspomagających mnie pieniężnie, bym następnie mógł opisać swe ekspedycje w przyszłych bestsellerach. To znaczy... - Zaśmiałem się. - ...moich książkach. Tak, to będzie całkiem zgrabny początek mej niesamowitej kariery...
Nie zdradzałem się przed nią z moimi planami sięgania jeszcze wyżej - na najwyższe stanowisko ministra - gdyż nadal to rozważałem. Oczywiście byłem w stanie to osiągnąć, niemniej czy było warto? Urzędnicy, jak wysoko by nie zasiadali, nie zawsze mogli szczycić się dostateczną swobodą, której nie zabrakłoby mi po obraniu ścieżki naukowej. Mój bystry umysł nigdy mnie nie zawodził, ukazując najznamienitszą drogę do sławy. Niebawem każdy będzie znał moje imię i wypowiadane będzie ono z głębokimi wyrazami zachwytu. Nie ma co się zresztą dziwić - w końcu spójrzcie na mnie. Te cudne włosy, błyszczące oczy i nieskalane myśli, prowadzące bezustannie do zwycięstwa. Nie ma nic i nikogo doskonalszego od tego.
- Pamela Winston
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Wrz 21, 2016 5:51 pm
Czuła się po prostu wspaniale! To urocze, jak ci dorośli czarodzieje się przy niej przekomarzali. Polubiła tych mężczyzn, tak dobrotliwie nabijających się z kolegi - widać, że się przyjaźnili i znali jak łyse konie. Kto się czubi, ten się lubi, co nie? Na dodatek doping tej dwójki był bardzo pomocny i dawał jej jeszcze więcej radości z gry. Entuzjazm Pameli ciągle wzrastał, a zaangażowanie przeciwnika jedynie go potęgowało. Naprawdę chciała wygrać. I... udało się!
- HUUUURAAA! - wykrzyknęła rozpromieniona, podskakując w miejscu, gdy jej szukający złapał znicza. Roziskrzonymi oczami obserwowała, jak jej drużyna wykonuje pętlę honorową. Po tym zaś przyjęła z należytym szacunkiem pelerynę i zaraz nią zarzuciła. No bo przecież... PELERYNA! Na serio była jak superbohater. Cała roześmiana uniosła rękę do góry w geście zwycięstwa. - Dziękuję, dziękuję, piękny mecz, świetnie się bawiłam! To co teraz? - Nie miała dość i czekała na więcej, choć najprawdopodobniej był to już koniec rozrywek na dziś. - I tak! Mam szesnaście lat – odpowiedziała pogodnie, nie mając pojęcia, o co może im chodzić.
Jako piątoklasistka przyszła tutaj bardziej dla zabawy niż dla prawdziwego planowania przyszłości. Miała klarowne postanowienie, że zostanie zawodowym graczem quidditcha, jednak Dni Kariery to nie było coś dla niej. Zjawiła się na nich z powodu sowy otrzymanej od profesor McGonagall... No i dla rozdawanych łakoci. A te gry, nagrody! To kusiło o wiele skuteczniej niż jakiekolwiek nudne broszury (nie żeby pozbierała ich również dużo co słodyczy). Dlatego też była zadowolona ze swego pobytu tutaj. Miała pelerynę, a mili jegomoście zapewnili jej mnóstwo frajdy. Mimo że mogła tylko kierować zaczarowanymi figurkami, zamiast samej latać, to i tak było cudownie! Była wdzięczna panu Marcusowi za to, że z nią zagrał z takim oddaniem i teraz nie przestawała się do niego uśmiechać.
- HUUUURAAA! - wykrzyknęła rozpromieniona, podskakując w miejscu, gdy jej szukający złapał znicza. Roziskrzonymi oczami obserwowała, jak jej drużyna wykonuje pętlę honorową. Po tym zaś przyjęła z należytym szacunkiem pelerynę i zaraz nią zarzuciła. No bo przecież... PELERYNA! Na serio była jak superbohater. Cała roześmiana uniosła rękę do góry w geście zwycięstwa. - Dziękuję, dziękuję, piękny mecz, świetnie się bawiłam! To co teraz? - Nie miała dość i czekała na więcej, choć najprawdopodobniej był to już koniec rozrywek na dziś. - I tak! Mam szesnaście lat – odpowiedziała pogodnie, nie mając pojęcia, o co może im chodzić.
Jako piątoklasistka przyszła tutaj bardziej dla zabawy niż dla prawdziwego planowania przyszłości. Miała klarowne postanowienie, że zostanie zawodowym graczem quidditcha, jednak Dni Kariery to nie było coś dla niej. Zjawiła się na nich z powodu sowy otrzymanej od profesor McGonagall... No i dla rozdawanych łakoci. A te gry, nagrody! To kusiło o wiele skuteczniej niż jakiekolwiek nudne broszury (nie żeby pozbierała ich również dużo co słodyczy). Dlatego też była zadowolona ze swego pobytu tutaj. Miała pelerynę, a mili jegomoście zapewnili jej mnóstwo frajdy. Mimo że mogła tylko kierować zaczarowanymi figurkami, zamiast samej latać, to i tak było cudownie! Była wdzięczna panu Marcusowi za to, że z nią zagrał z takim oddaniem i teraz nie przestawała się do niego uśmiechać.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach