Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Logan Hale
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Wrz 22, 2016 12:32 am
Dookoła wiele się działo. O, sowy, robiące zamieszanie. Wszystko było takie irytujące. Ludzie krzyczeli i domagali się atencji, a ja czekałam.
Czekałam na odpowiedź. Mężczyzna przeszywał mnie spokojnym spojrzeniem, za którym mogło kryć się wiele. Co chciał zobaczyć? Do czego dotrzeć? Ile by się nie wpatrywał, zapewne nie dostrzegłby niczego nowego. Chyba że miał własne kryteria i oceniał ludzi na ich podstawie. Wiedział więcej i widział więcej.
Skinięcie głową. Tylko tyle od niego otrzymałam. Był niczym żywy posąg. Jakby nie chciał przeciążać tego ciała, skupiając się jedynie na działaniu duszy. Musiałam zadowolić się tym, czym postanowił się ze mną podzielić. To niewiele, ale mi wystarczyło.
Czekałam. Nadal czekałam. Wskazał mi krzesło, bym usiadła. Posłusznie to zrobiłam. Nie szurałam, o nic nie pytałam, nie wydawałam żadnych niepotrzebnych dźwięków. Złożyłam dłonie na kolonach.
Cisza. Cierpliwość.
Mężczyzna sięgnął ręką pod blat. Odezwał się krótko i treściwie. Najwyraźniej nie strzępił języka. Nie za darmo.
Spełniłam jego polecenie. Nic prostszego, jak podążać za podanymi instrukcjami. Wzięłam sześcian do jednej ręki. Był lżejszy niż myślałam. Przyjrzałam mu się z różnych stron. Podrzuciłam. Zastukałam.
- Drewniany klocek o niewielkiej wadze w kształcie sześcianu. Jest niepomalowany, a lekko postrzępiony. Wygląda jakby nieczęsto był wyjmowany poza zamkniętymi pomieszczeniami, gdzie miałby dostęp do świeżego powietrza czy wilgoci, gdyż to pozostawiłoby ślady, których tutaj nie widać. Podejrzewam, że skoro jest pańską własnością może skrywać jakiś sekret. Może być on do odgadnięcia dopiero przy użyciu magii albo i bez niej. Może również nie być tego sekretu wcale. Bez dokładniejszych oględzin trudno więcej powiedzieć, chociaż ma się duże pole do spekulacji, mogącej naprowadzić na dalsze tropy.
Opanowany głos. Nie mówiłam głośno. Obserwowałam trzymany przedmiot, raz po raz zerkając w stronę zadającego pytanie. Rozgadałam się bardziej niż chciałam. Niedobrze.
Musiałam przyznać – rozbudził mą ciekawość. I znowu czekałam. Czekałam w otchłani niewiedzy, szukając światełka nadziei, pozwalającego wierzyć w istnienie czegoś interesującego, co warto rozwiązać. Tajemnice świata i umysłu. Wszystkiego.
Przed sobą miałam wyłącznie drewniany klocek i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Czekałam na odpowiedź. Mężczyzna przeszywał mnie spokojnym spojrzeniem, za którym mogło kryć się wiele. Co chciał zobaczyć? Do czego dotrzeć? Ile by się nie wpatrywał, zapewne nie dostrzegłby niczego nowego. Chyba że miał własne kryteria i oceniał ludzi na ich podstawie. Wiedział więcej i widział więcej.
Skinięcie głową. Tylko tyle od niego otrzymałam. Był niczym żywy posąg. Jakby nie chciał przeciążać tego ciała, skupiając się jedynie na działaniu duszy. Musiałam zadowolić się tym, czym postanowił się ze mną podzielić. To niewiele, ale mi wystarczyło.
Czekałam. Nadal czekałam. Wskazał mi krzesło, bym usiadła. Posłusznie to zrobiłam. Nie szurałam, o nic nie pytałam, nie wydawałam żadnych niepotrzebnych dźwięków. Złożyłam dłonie na kolonach.
Cisza. Cierpliwość.
Mężczyzna sięgnął ręką pod blat. Odezwał się krótko i treściwie. Najwyraźniej nie strzępił języka. Nie za darmo.
Spełniłam jego polecenie. Nic prostszego, jak podążać za podanymi instrukcjami. Wzięłam sześcian do jednej ręki. Był lżejszy niż myślałam. Przyjrzałam mu się z różnych stron. Podrzuciłam. Zastukałam.
- Drewniany klocek o niewielkiej wadze w kształcie sześcianu. Jest niepomalowany, a lekko postrzępiony. Wygląda jakby nieczęsto był wyjmowany poza zamkniętymi pomieszczeniami, gdzie miałby dostęp do świeżego powietrza czy wilgoci, gdyż to pozostawiłoby ślady, których tutaj nie widać. Podejrzewam, że skoro jest pańską własnością może skrywać jakiś sekret. Może być on do odgadnięcia dopiero przy użyciu magii albo i bez niej. Może również nie być tego sekretu wcale. Bez dokładniejszych oględzin trudno więcej powiedzieć, chociaż ma się duże pole do spekulacji, mogącej naprowadzić na dalsze tropy.
Opanowany głos. Nie mówiłam głośno. Obserwowałam trzymany przedmiot, raz po raz zerkając w stronę zadającego pytanie. Rozgadałam się bardziej niż chciałam. Niedobrze.
Musiałam przyznać – rozbudził mą ciekawość. I znowu czekałam. Czekałam w otchłani niewiedzy, szukając światełka nadziei, pozwalającego wierzyć w istnienie czegoś interesującego, co warto rozwiązać. Tajemnice świata i umysłu. Wszystkiego.
Przed sobą miałam wyłącznie drewniany klocek i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
- Emmelina Vance
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Wrz 29, 2016 2:36 pm
Emmelina nie zdążyła się dobrze obrócić, jak nagle jakimś cudem w pomieszczeniu zrobiło się dziwnie tłoczno. Cóż, jak widać wiele osób przyszło się najeść zapoznać z możliwymi ofertami i pomyśleć troszkę nad swoją przyszłością. Dla panny Vance wydawało się to świetną okazją dla młodych w każdym wieku. W końcu będą mogli znaleźć coś dla siebie, być może odkryją coś nowego, co okaże się pasją na resztę życia? Nigdy nic nie wiadomo, jedno usłyszane zdanie mogłoby zmienić po prostu wszystko. Chociaż może ona jest po prostu totalnie stronnicza i mimo stresu tak bardzo cieszy się, że może znowu wejść między te mury, że kwestia zawodowa nijak ma się do tego optymistycznego podejścia. Bo przecież ona jest zachwycona tym, że znowu tam jest tak bardzo, że o mały włos nie przegapiłaby duszyczki, która czekała na jej reakcję!
Tak w sumie to nie była pewna, czy tak naprawdę dziewczyna chciała z nią rozmawiać, ale przecież skoro już coś tam burknęła pod nosem i na nich patrzy to czemu by się nie zainteresować, prawda? Przy stoisku są jeszcze inni, którzy dopilnują by młodsze dzieciaczki niczegopuściły z dymem nie naruszyły, a ona ma szansę na pogaduszki, czyli coś, co zawsze jest świetnym przeżyciem w jej przypadku. Każdy uczy się przez całe życie i tym podobne. Nie mówiąc już o tym, że ktoś ludzi musi ratować również w magicznym świecie, więc zachęcanie do tego jest chyba jak najbardziej na miejscu.
- Witam! Chciałabyś może dowiedzieć się czegoś o pracy w Mungu? - To było takie proste i delikatne, ale to chyba lepiej dla nich obu. Emmelina nie chciała ryzykować, że zaczepi osobę totalnie nieodpowiednią, która przyszła tutajtylko się najeść przetrwać spotkanie z opiekunem. Żadna ze stron nie jest tutaj za karę, a psucie sobie miłego dnia jest raczej nieciekawym pomysłem. Na nikomu potrzebne nieprzyjemności, a panna Vance nie zakładała, by dziewczę miało jakieś buntownicze nastawienie. Może nie ma jeszcze planów na przyszłość, może bała się zapytać, a może po prostu jeszcze nie wie, że ten zawód jest dla niej bądź nie. Każdemu przecież można pomóc, nawet jeśli zrobi to tak, że ktoś odkryje, że się do czegoś nie nadaję. Wykluczanie opcji to też sposób przecież...
Tak w sumie to nie była pewna, czy tak naprawdę dziewczyna chciała z nią rozmawiać, ale przecież skoro już coś tam burknęła pod nosem i na nich patrzy to czemu by się nie zainteresować, prawda? Przy stoisku są jeszcze inni, którzy dopilnują by młodsze dzieciaczki niczego
- Witam! Chciałabyś może dowiedzieć się czegoś o pracy w Mungu? - To było takie proste i delikatne, ale to chyba lepiej dla nich obu. Emmelina nie chciała ryzykować, że zaczepi osobę totalnie nieodpowiednią, która przyszła tutaj
- Caroline Rockers
Re: Stoiska Przedstawicieli
Pon Paź 03, 2016 1:15 am
Po rozmowie z profesorem Slughornem, swoje kroki postanowiła skierować właśnie tutaj. Z oddali widziała te różnorodne stoiska, jedne przyciągające uwagę bardziej od tych drugich, dużo stworzeń, kolorowe dekoracje, wybuchające przedmioty, zachwyconych i znudzonych przedstawicieli. Chmurne oczy spoczęły najpierw na goblinie, który wyraźnie zdenerwowany wykłócał się o coś z wysokim czarodziejem, później zatrzymały się na przeprowadzanym meczu Quidditcha, by na koniec zacząć sprawdzać stanowiska Ministerstwa Magii. Ruszyła w ich stronę, mijając bez zainteresowania Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami a także Przestrzegania Prawa Czarodziejów - jedynie pozdrowiła krótko i grzecznie współpracownika jej matki, którego kojarzyła. Przekazała pozdrowienia od profesora Slughorna przy Transporcie Magicznym panu Scrimegeour'owi i przystanęła przy Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów do rąk biorąc jedną z ulotek. Czy to w ogóle miało sens? Samo próbowanie się tam dostać?
Chłodne oczy Rockers mimowolnie spoczęły na stoisku należącym do muzyków.
Nie mogła liczyć na wiele.
Chłodne oczy Rockers mimowolnie spoczęły na stoisku należącym do muzyków.
Nie mogła liczyć na wiele.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 06, 2016 9:01 pm
Drgnęła gwałtownie, gdy usłyszała głośniejszy głos tuż obok siebie. Nie mogła udawać, że to nie było do niej, bo w końcu kobieta mówiła do niej. Oderwana od przeglądania ulotki przez chwilę patrzyła z otwartymi ustami na uzdrowicielkę. Potem spuściła oczy zawstydzona tym kontaktem wzrokowym.
- Em... Taak - odpowiedziała przeciągle. Nie wiedziała, czego może chcieć się dowiedzieć. A jeśli wiedziała, co chce wiedzieć, to nie wiedziała, jak powiedzieć. Zdecydowanie nie wiem, czy ta osóbka nadaje się na uzdrowicielkę...
- Myślałam, że może kiedyś zostanę uzdrowicielką - zaczęła powoli. - To tru-trudna praca, pra-prawda? Mam słabe oceny jak na razie i... - nie dokończyła, ale jej nieśmiałość mówiła sama za siebie. Pewnie nie poradziłaby sobie w krytycznej sytuacji, bo by spanikowała. Nie pocieszyłaby poważnie chorego pacjenta, a nawet nie uspokoiłaby tego, który zacząłby panikować. Za to w jej główce była jakaś iskierka chęci pomocy innym.
- Dlaczego pani sama została uzdrowicielką? - powiedziała powoli ze wzrokiem podniesionym na kobietę. Może to właśnie od jakiegoś pracownika potrzebowała usłyszeć mowę motywacyjną. Brakowało jej zapału, lecz wiedziała, że pracowałaby sumiennie i nie jedno życie mogłaby uratować.
- Em... Taak - odpowiedziała przeciągle. Nie wiedziała, czego może chcieć się dowiedzieć. A jeśli wiedziała, co chce wiedzieć, to nie wiedziała, jak powiedzieć. Zdecydowanie nie wiem, czy ta osóbka nadaje się na uzdrowicielkę...
- Myślałam, że może kiedyś zostanę uzdrowicielką - zaczęła powoli. - To tru-trudna praca, pra-prawda? Mam słabe oceny jak na razie i... - nie dokończyła, ale jej nieśmiałość mówiła sama za siebie. Pewnie nie poradziłaby sobie w krytycznej sytuacji, bo by spanikowała. Nie pocieszyłaby poważnie chorego pacjenta, a nawet nie uspokoiłaby tego, który zacząłby panikować. Za to w jej główce była jakaś iskierka chęci pomocy innym.
- Dlaczego pani sama została uzdrowicielką? - powiedziała powoli ze wzrokiem podniesionym na kobietę. Może to właśnie od jakiegoś pracownika potrzebowała usłyszeć mowę motywacyjną. Brakowało jej zapału, lecz wiedziała, że pracowałaby sumiennie i nie jedno życie mogłaby uratować.
- Emmelina Vance
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Paź 19, 2016 7:35 pm
Och jakie urocze są młode i niepewne oczęta! Takie sytuacje przyprawiały kobietę o taki wewnętrzny uśmiech kierowany wyłącznie do własnej duszy. Dzieciaki szukające odpowiedzi, swojej drogi i to jeszcze z zajęczym sercem... to ostatnie jest dla niej niemal sentymentalną podróżą. Sama była osóbką, która mimo swej pozornej otwartości łatwo ulegała bodźcom zewnętrznym. Wciąż w niej to pozostało, ale jednak znalazła się jakoś w dobrym dla siebie miejscu. Wystarczy trochę wiary i determinacji. Ciężką pracą da się zdziałać często więcej niż talentem. To kwestia nabycia odwagi i dobrego stanu umysłu. Emmelina wierzyła dlatego szczególnie w to, że takie myszki potrafią wiele zdziałać, bo umieją słuchać, współodczuwać z innymi i zwracać uwagę na szczegóły. Rzecz jasna nie wszyscy, ale to bardzo częsty schemat. Strach nauczył dostrzegać sygnały na które odważni nie zwracają uwagi. Empatia wykształciła się na skutek własnych złych doświadczeń z ludźmi - nie traktują ludzi tak, jak sami by nie chcieli. Słuchają, bo często obawiają się sami mówić, ale tym samym stają się wyrozumiali.
Nie zawsze - podkreślmy to jeszcze raz. Ale z jakiego powodu panna Vance miałaby nie mieć nadziei na to, że z takim młodym człowiekiem ma do czynienia? Trzeba mieć przecież nadzieję.
- Spokojnie. Masz jeszcze szansę zapracować na lepsze oceny, prawda? Nie ma rzeczy niemożliwych. Wybrałam ten zawód dlatego, że to coś więcej niż siedzenie w miejscu i układanie czegoś na półkach. Jeden Merlin wie, jak beznadziejnie bym to robiła - Oj tak, to jeden z ogromnych plusów tej roboty. Nie bawisz się w coś prostego, jak układanie książek na półce, które spadłyby Ci na łeb, bo jakaś wystawała i zrobiło się domino.
- I oczywiście zabrzmi to pewnie patetycznie, ale zawsze chciałam być jak najlepszym człowiekiem, a jak inaczej tego dokonać, jak nie przez ratowanie innych? W tym momencie to coś więcej niż godziny za które mi płacą. Ratując kogoś zwracasz komuś mamę, tatę, brata, siostrę, ukochaną, poprawiasz jakość ich życia... każdy człowiek ma swoją historię, a ty doklejasz mu kartki, które może dalej zapisać albo sprawiasz, że jest mu łatwiej żyć z naruszonymi kartami. Wiadomo, nie zawsze się uda, ale możesz podjąć chociaż walkę. Dla ludzi, jakkolwiek czasami dziwni, źli, niecodzienni, niemili bywają to... warto dla nich walczyć - wyszła jej przydługa przemowa, ale miała nadzieję, że dziewczyna nie ma jej tego za złe. W końcu to nie było pytanie na które łatwo się odpowiada, by człowiek nie pomyślał, że ktoś wciska mu słaby kit. I tak brzmiało to naprawdę zbyt wyniośle, ale cóż się poradzi... bywają chwile, kiedy trzeba być poważnym.
Nie zawsze - podkreślmy to jeszcze raz. Ale z jakiego powodu panna Vance miałaby nie mieć nadziei na to, że z takim młodym człowiekiem ma do czynienia? Trzeba mieć przecież nadzieję.
- Spokojnie. Masz jeszcze szansę zapracować na lepsze oceny, prawda? Nie ma rzeczy niemożliwych. Wybrałam ten zawód dlatego, że to coś więcej niż siedzenie w miejscu i układanie czegoś na półkach. Jeden Merlin wie, jak beznadziejnie bym to robiła - Oj tak, to jeden z ogromnych plusów tej roboty. Nie bawisz się w coś prostego, jak układanie książek na półce, które spadłyby Ci na łeb, bo jakaś wystawała i zrobiło się domino.
- I oczywiście zabrzmi to pewnie patetycznie, ale zawsze chciałam być jak najlepszym człowiekiem, a jak inaczej tego dokonać, jak nie przez ratowanie innych? W tym momencie to coś więcej niż godziny za które mi płacą. Ratując kogoś zwracasz komuś mamę, tatę, brata, siostrę, ukochaną, poprawiasz jakość ich życia... każdy człowiek ma swoją historię, a ty doklejasz mu kartki, które może dalej zapisać albo sprawiasz, że jest mu łatwiej żyć z naruszonymi kartami. Wiadomo, nie zawsze się uda, ale możesz podjąć chociaż walkę. Dla ludzi, jakkolwiek czasami dziwni, źli, niecodzienni, niemili bywają to... warto dla nich walczyć - wyszła jej przydługa przemowa, ale miała nadzieję, że dziewczyna nie ma jej tego za złe. W końcu to nie było pytanie na które łatwo się odpowiada, by człowiek nie pomyślał, że ktoś wciska mu słaby kit. I tak brzmiało to naprawdę zbyt wyniośle, ale cóż się poradzi... bywają chwile, kiedy trzeba być poważnym.
- Sahir Nailah
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Paź 19, 2016 9:54 pm
...Dla ludzi, jakkolwiek czasami dziwni, źli, niecodzienni, niemili bywają to... warto dla nich walczyć...
Czasami się zastanawiał, jak to jest, że nawet kiedy miał wrażenie, że robił jedno wielkie nic, a mimo to zawsze kończył na stronach szkolnej gazetki - nie żeby kończenie tam jako ten główny zły, który, jak to zostało napisane, nie wiadomo jakim cudem chodzi jeszcze do tej szkoły (w bardzo wolnym powtórzeniu, a nie dosłownym cytacie) jakoś szczególnie mu przeszkadzało - tak samo jak nie przeszkadzało mu to, że zazwyczaj kiedy szedł korytarzem to nagle pomimo tłoku korytarz robił się podejrzanie pusty, obojętnie jak zaspany albo leniwy by nie był - może to i dobrze? - w końcu strzeżonych Pan Bóg strzeże, a skoro niektórzy uczniowie byli aż tak mocno strzeżeni, to chwała im za to - niech ta Bozia im błogosławi i pozwoli posadzić piękne drzewo, spłodzić dzielnego syna i postawić płot - wszystko, czego potrzebował mężczyzna do szczęścia. Kobieta chyba zresztą też - przynajmniej ci bardzo stereotypowi, nie wychylający się ze szczebli pojmowania dzisiejszej rodziny - i pewnie Dni Kariery Nailah również by przespał, mając swoją karierę tak daleko w "d" jak to się tylko dało mieć - dawne, wielkie marzenia o byciu Aurorem lub muzykiem rozprysnęły się pewnego wieczoru wraz ze znikającymi promieniami słońca - i już nigdy nie powróciły. Z tym też nie było mu jakoś szczególnie źle.
Wsunął dłonie w kieszenie czarnych spodni, przesuwając się pomiędzy krążącymi od stoiska do stoiska uczniami - śmiechy-chichy, poważne rozmowy, wesołe śmiechy - gwar unoszący się ponad głowami zebranych był denerwujący i tym bardziej skłaniał do pytania: co ja tu w ogóle robię..? I pomyśleć, że gdyby nie oblał klasy, to właśnie kończyłby Hogwart - i musiałby się tutaj kręcić, szukać dla siebie przyszłości, którą niewiele osób było zainteresowanych (ale ci, co byli, stanowili bardzo cenne skarby, które chciało się pielęgnować, zamknięte głęboko w kuferku na dnie studni czarnych oczu) - każdy tutaj miał jakieś swoje pragnienia, marzenia, a przynajmniej chyba większość, prawda? Wydawało mu się, że wyglądał dziwnie śmiesznie ze swoim zaspanym ryjem, z podkrążonymi oczami i aurą zupełnego tu-mi-wisizmu, kiedy przesuwał się pomiędzy uczniami i zamiast przyglądać się stoiskom - przyglądał się tym, którzy stoiskami byli zainteresowani.
W tym szumie tylko jedno zdanie zostało zrozumiane i dosłyszane przez jego uszy.
Czarnowłosy uniósł głowę i skierował spojrzenie ku Emmelinie i stojącej zaraz obok niej Julie.
- Wzruszające. - Ot, na bezczela, z buta wjeżdżam i te sprawy - wyciągnął rękę, którą zawiesił na ramieniu Julie i nachylił się do niej, prezentując na wąskich wargach leniwy uśmiech, który tak na dobrą sprawę chyba nic nie znaczył, chyba niczego nie odzwierciedlał... chyba. Spojrzał w oczy Julie i podniósł je zaraz na kobietę. - Dzień dobry. - Powitał się grzecznie i znów spojrzał na Krukonkę. - Co tam, Wróbelku? Szukasz środków na wyfrunięcie z gniazdka? - Cofnął swoją rękę, oddając jej przestrzeń osobistą.
Czasami się zastanawiał, jak to jest, że nawet kiedy miał wrażenie, że robił jedno wielkie nic, a mimo to zawsze kończył na stronach szkolnej gazetki - nie żeby kończenie tam jako ten główny zły, który, jak to zostało napisane, nie wiadomo jakim cudem chodzi jeszcze do tej szkoły (w bardzo wolnym powtórzeniu, a nie dosłownym cytacie) jakoś szczególnie mu przeszkadzało - tak samo jak nie przeszkadzało mu to, że zazwyczaj kiedy szedł korytarzem to nagle pomimo tłoku korytarz robił się podejrzanie pusty, obojętnie jak zaspany albo leniwy by nie był - może to i dobrze? - w końcu strzeżonych Pan Bóg strzeże, a skoro niektórzy uczniowie byli aż tak mocno strzeżeni, to chwała im za to - niech ta Bozia im błogosławi i pozwoli posadzić piękne drzewo, spłodzić dzielnego syna i postawić płot - wszystko, czego potrzebował mężczyzna do szczęścia. Kobieta chyba zresztą też - przynajmniej ci bardzo stereotypowi, nie wychylający się ze szczebli pojmowania dzisiejszej rodziny - i pewnie Dni Kariery Nailah również by przespał, mając swoją karierę tak daleko w "d" jak to się tylko dało mieć - dawne, wielkie marzenia o byciu Aurorem lub muzykiem rozprysnęły się pewnego wieczoru wraz ze znikającymi promieniami słońca - i już nigdy nie powróciły. Z tym też nie było mu jakoś szczególnie źle.
Wsunął dłonie w kieszenie czarnych spodni, przesuwając się pomiędzy krążącymi od stoiska do stoiska uczniami - śmiechy-chichy, poważne rozmowy, wesołe śmiechy - gwar unoszący się ponad głowami zebranych był denerwujący i tym bardziej skłaniał do pytania: co ja tu w ogóle robię..? I pomyśleć, że gdyby nie oblał klasy, to właśnie kończyłby Hogwart - i musiałby się tutaj kręcić, szukać dla siebie przyszłości, którą niewiele osób było zainteresowanych (ale ci, co byli, stanowili bardzo cenne skarby, które chciało się pielęgnować, zamknięte głęboko w kuferku na dnie studni czarnych oczu) - każdy tutaj miał jakieś swoje pragnienia, marzenia, a przynajmniej chyba większość, prawda? Wydawało mu się, że wyglądał dziwnie śmiesznie ze swoim zaspanym ryjem, z podkrążonymi oczami i aurą zupełnego tu-mi-wisizmu, kiedy przesuwał się pomiędzy uczniami i zamiast przyglądać się stoiskom - przyglądał się tym, którzy stoiskami byli zainteresowani.
W tym szumie tylko jedno zdanie zostało zrozumiane i dosłyszane przez jego uszy.
Czarnowłosy uniósł głowę i skierował spojrzenie ku Emmelinie i stojącej zaraz obok niej Julie.
- Wzruszające. - Ot, na bezczela, z buta wjeżdżam i te sprawy - wyciągnął rękę, którą zawiesił na ramieniu Julie i nachylił się do niej, prezentując na wąskich wargach leniwy uśmiech, który tak na dobrą sprawę chyba nic nie znaczył, chyba niczego nie odzwierciedlał... chyba. Spojrzał w oczy Julie i podniósł je zaraz na kobietę. - Dzień dobry. - Powitał się grzecznie i znów spojrzał na Krukonkę. - Co tam, Wróbelku? Szukasz środków na wyfrunięcie z gniazdka? - Cofnął swoją rękę, oddając jej przestrzeń osobistą.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Paź 19, 2016 10:28 pm
Przytaknęła gwałtownie głową. Tak, zrobi jak najwięcej, aby być w końcu dumną ze swoich ocen, aby dały jej szansę, nawet jeśli dana dziedzina nie jest jej mocną stroną. Nie. Nie chce wylądować w czterech ścianach bez ludzi. Tylko ona i książki, papiery - ma tego dosyć. Patrzyła wielkimi oczami na uzdrowicielkę, bo jej słowa trafiały prosto do jej serca. Stała ze splecionymi dłońmi jak do modlitwy. Co dzień starała się być lepszym człowiekiem. Pracowała nad tym, choć jej problemem nie było brak chęci niesienia pomocy. Nie potrafiła przełamać się i wyciągnąć rękę do drugiego człowieka tylko dlatego, że za bardzo bała się relacji międzyludzkich. A musi je opanować. Inaczej nie będzie dla niej miejsca na tym świecie. Zaszyje się w czterech ścianach i powoli będzie umierać. Nikt jej nie wspomni, nikt nie zapamięta. Zniknie.
- Tak... Co jednak, jeśli ktoś nie chce... pomocy? - zadała to pytanie bezwiednie. Nie potrafiła określić swoich pobudek, bo nie była tą osobą. Nie wiedziała, kto mógłby jej nie chcieć... Każdy chyba chce, aby inni zaopiekowali się nim, jeśli sam nie jest w stanie, pomogli rozwiązać problem. Obowiązkiem uzdrowiciela było nieść pomoc każdemu nawet, jeśli był złym człowiekiem. Był całkowicie bezinteresowny, nastawiony na jeden cel: uratowanie życia drugiej osobie. Więc czy Julie pasuje na uzdrowicielkę, skoro ma wątpliwości, czy pomogłaby swojej ciotce? Czy świat nie byłby lepszy bez potworów, którym ta kobieta była jednym z wielu?
Drgnęła gwałtownie. Nie na znajomy głos z nutą cynizmu, lecz na dotyk, którego się nie spodziewała. Przeszedł ją dreszcz. Przyszła uzdrowicielka miała większy problem z dotykiem innych ludzi, niż z trzymaniem szczura lub obślizgłego ślimaka bez skorupki. Zdecydowanie miała zakrzywione postrzeganie tego, co wstrętne. W końcu gest chłopaka nie był nieodpowiedni. Mimo to jej uwagę bardziej przykuła jego zmęczona twarz i ten lekki uśmieszek. Tak blisko jej twarzy.
Szybko spuściła wzrok, przystąpiła z nogi na nogę, lecz nie mogła odsunąć się na większą odległość przez zawieszone na niej ramię. Nieświadomie przygryzła wargę, a na pytanie, które do niej dotarło i tak z opóźnieniem, odpowiedziała, gdy już nieco się od niej oddalił. Wzięła swobodny oddech i nie wyłapując aluzji do ich ostatniej rozmowy rzekła:
- Wy-wyfrunąć? Em, zastanawiam się, czy... kiedyś nie po-podjąć pracy w... Św. Mungu - odpowiedziała niepewnie. Podniosła oczy na przedstawicielkę szpitala i całkowicie nie wiedziała, jak się zachować. - Nie musisz być ironiczny. To naprawdę fascynujące! - dodała już z większą pasją, którą naprawdę czuła. Była pod wielkim wrażeniem przemowy kobiety i dała się uwieść jej słowom. Może nawet omotać, ponieważ miała sprzeczne odczucia, czy każdy zasługuje na ratunek.
Zasługujesz?
- Tak... Co jednak, jeśli ktoś nie chce... pomocy? - zadała to pytanie bezwiednie. Nie potrafiła określić swoich pobudek, bo nie była tą osobą. Nie wiedziała, kto mógłby jej nie chcieć... Każdy chyba chce, aby inni zaopiekowali się nim, jeśli sam nie jest w stanie, pomogli rozwiązać problem. Obowiązkiem uzdrowiciela było nieść pomoc każdemu nawet, jeśli był złym człowiekiem. Był całkowicie bezinteresowny, nastawiony na jeden cel: uratowanie życia drugiej osobie. Więc czy Julie pasuje na uzdrowicielkę, skoro ma wątpliwości, czy pomogłaby swojej ciotce? Czy świat nie byłby lepszy bez potworów, którym ta kobieta była jednym z wielu?
Drgnęła gwałtownie. Nie na znajomy głos z nutą cynizmu, lecz na dotyk, którego się nie spodziewała. Przeszedł ją dreszcz. Przyszła uzdrowicielka miała większy problem z dotykiem innych ludzi, niż z trzymaniem szczura lub obślizgłego ślimaka bez skorupki. Zdecydowanie miała zakrzywione postrzeganie tego, co wstrętne. W końcu gest chłopaka nie był nieodpowiedni. Mimo to jej uwagę bardziej przykuła jego zmęczona twarz i ten lekki uśmieszek. Tak blisko jej twarzy.
Szybko spuściła wzrok, przystąpiła z nogi na nogę, lecz nie mogła odsunąć się na większą odległość przez zawieszone na niej ramię. Nieświadomie przygryzła wargę, a na pytanie, które do niej dotarło i tak z opóźnieniem, odpowiedziała, gdy już nieco się od niej oddalił. Wzięła swobodny oddech i nie wyłapując aluzji do ich ostatniej rozmowy rzekła:
- Wy-wyfrunąć? Em, zastanawiam się, czy... kiedyś nie po-podjąć pracy w... Św. Mungu - odpowiedziała niepewnie. Podniosła oczy na przedstawicielkę szpitala i całkowicie nie wiedziała, jak się zachować. - Nie musisz być ironiczny. To naprawdę fascynujące! - dodała już z większą pasją, którą naprawdę czuła. Była pod wielkim wrażeniem przemowy kobiety i dała się uwieść jej słowom. Może nawet omotać, ponieważ miała sprzeczne odczucia, czy każdy zasługuje na ratunek.
Zasługujesz?
- Sahir Nailah
Re: Stoiska Przedstawicieli
Sro Paź 19, 2016 10:59 pm
Lubię to słowo "wszyscy". W szkole pełnej outsiderów, gdzie każdy miał coś ciekawego do powiedzenia, gdzie każdy miał swoją historię, a tylko garstka mogła się pochwalić tą "radośniejszą", słowo "wszyscy" miało lepki wyraz - przyczepiało język do podniebienia i prosiło się aż o zmianę akcentu, kiedy się go wypowiadało - jedno słowo wypowiedziane na wiele sposobów mogło mieć przeróżne znaczenia - jedno słowo manipulowane spojrzeniem, gestami, intonacją, barwą głosu - jeśli ja powiem "wszyscy" gwarantuję, że zabrzmi to tak, że nie zrozumiesz, kim są ci "wszyscy" - te dwie dziewczyny za twoimi plecami, które właśnie podniecały się możliwością zostania aurorkami? Małolaty, które bardzo mało w życiu widziały i pewnie też mało zobaczą, nijakie, zupełnie przeciętne. A może "Wszyscy" to ten chłopak, który stał w okularach przy stoisku prezentującym Ministerstwo Magii, samotny, z pochyloną głową, byle tyle nikt go nie zauważył? A może to Caroline Rockers, która tak doskonale odgrywała rolę kameleona, że nikt nie mógł jej niczego zarzucić - poza bycia jadowitą żmiją, rzecz jasna.
Na razie "wszystkimi" byłaś Ty i On - to na pewno. Dwójka "Wszystkich", którzy chcieli pomocy.
Napięcie dziewczyny, która jeszcze przed chwilą była zupełnie rozluźniona, było aż nadmiernie wyczuwalne - wzrok odebrał odpowiednie informacje wraz z dotykiem, który ich połączył - na chwilę, na drobną chwilkę - jakoś ogólnie bardzo niewiele było między nimi jakiegokolwiek kontaktu fizycznego - a przełamywanie granic - och, Sahir jakoś to lubił - te reakcje, które natychmiastowo świadczyły o tym, czy dana osoba przepada za daną akcją, czy też może wręcz przeciwnie - jest jej słabością, dlatego będzie się przed nią wzbraniać, jeśli nie własną siłą, to ciało samo będzie wysyłało sygnały proszące o odsunięcie się - tak jak teraz, dlatego niczego nie musiała mówić, by się odsunął. Czemu w ogóle odpuścił? Może to właśnie dlatego, że przy Julie czuł się mimo wszystko... lepszym człowiekiem? Hehehe, dobre sobie - bardziej rycerski, bardziej miły - zupełnie inna wersja Sahira Nailaha! Ale może to tylko kwestia bycia zaspanym, że zrobił to, zanim dobrze się zastanowił, zamiast się z nią podrażnić i zobaczyć, jak długo wytrzyma brak dystansu i własnej przestrzeni..?
- Ja, ironiczny? - Spojrzał na stoisko, na którym wyłożono różnego rodzaju ulotki, by sięgnąć po jedną z nich i przyjrzeć się głównemu tytułowi i hasłom promującym akurat tą a nie inną karierę. - Fascynujące czy nie, na pewno potrzebne. - Odłożył ulotkę na swoje miejsce z pedantyczną niemal precyzją, poprawiając ją, by równo pokrywała się z pozostałymi, by oprzeć się o blat jedną ręką i unieść wzrok spowrotem na Julie. Znów na jego wargach pojawił się leniwy uśmiech, tym razem jednak bardzo jasny i oczywisty - przesiąknięty niewzruszalną pewnością siebie, arogancją. - Nie szukaj pomocy u starszych. Przed Diabłem nawet Bóg cię nie ochroni, Kochanie.
Na razie "wszystkimi" byłaś Ty i On - to na pewno. Dwójka "Wszystkich", którzy chcieli pomocy.
Napięcie dziewczyny, która jeszcze przed chwilą była zupełnie rozluźniona, było aż nadmiernie wyczuwalne - wzrok odebrał odpowiednie informacje wraz z dotykiem, który ich połączył - na chwilę, na drobną chwilkę - jakoś ogólnie bardzo niewiele było między nimi jakiegokolwiek kontaktu fizycznego - a przełamywanie granic - och, Sahir jakoś to lubił - te reakcje, które natychmiastowo świadczyły o tym, czy dana osoba przepada za daną akcją, czy też może wręcz przeciwnie - jest jej słabością, dlatego będzie się przed nią wzbraniać, jeśli nie własną siłą, to ciało samo będzie wysyłało sygnały proszące o odsunięcie się - tak jak teraz, dlatego niczego nie musiała mówić, by się odsunął. Czemu w ogóle odpuścił? Może to właśnie dlatego, że przy Julie czuł się mimo wszystko... lepszym człowiekiem? Hehehe, dobre sobie - bardziej rycerski, bardziej miły - zupełnie inna wersja Sahira Nailaha! Ale może to tylko kwestia bycia zaspanym, że zrobił to, zanim dobrze się zastanowił, zamiast się z nią podrażnić i zobaczyć, jak długo wytrzyma brak dystansu i własnej przestrzeni..?
- Ja, ironiczny? - Spojrzał na stoisko, na którym wyłożono różnego rodzaju ulotki, by sięgnąć po jedną z nich i przyjrzeć się głównemu tytułowi i hasłom promującym akurat tą a nie inną karierę. - Fascynujące czy nie, na pewno potrzebne. - Odłożył ulotkę na swoje miejsce z pedantyczną niemal precyzją, poprawiając ją, by równo pokrywała się z pozostałymi, by oprzeć się o blat jedną ręką i unieść wzrok spowrotem na Julie. Znów na jego wargach pojawił się leniwy uśmiech, tym razem jednak bardzo jasny i oczywisty - przesiąknięty niewzruszalną pewnością siebie, arogancją. - Nie szukaj pomocy u starszych. Przed Diabłem nawet Bóg cię nie ochroni, Kochanie.
- Emmelina Vance
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 11:47 am
Czasami zaskakiwało ją, że ludzie naprawdę tyle myślą i nie, to nie jest żadna obraza z jej strony. Nie pojmowała tylko po co wszystko trzeba drążyć. Gdzie miejsce na analizę i domysły, skoro wszyscy chcą mieć podręcznikową wersję? Życie robi się nudne, jeśli wyrwie się z niego wszystkie tajemnice. Zawsze musi być jakieś "być może, może, prawdopodobnie". Mogłaby na przykład grzecznie poprosić nowo przybyłego chłopaka, by sobie poszedł na chwilkę, bo właśnie rozmawia z jego koleżanką, ale po co? Miała założyć, że odpowie "nie no pewnie, poczekam momencik, do widzenia"? Na co jej jakakolwiek odpowiedź skoro nie przyszła tutaj, by odganiać dzieciaki i uczyć marnej wersji kultury, której nikt się prawie nie trzyma. Chciała przedstawić im zawód, który daje wiele możliwości, więc w sumie co za różnica, kto tego słucha?
- Cóż, wtedy trzeba pamiętać, że nie każdą walkę się wygrywa - Widzicie? Po raz kolejny mogła się rozwijać niemiłosiernie i przynudzać patetycznymi opowieściami o tym, że warto zawsze spróbować pomóc niezależnie o co chodzi, ale trzeba wiedzieć, że nie wolno nikogo zmusić do tego, by dał sobie pomóc. Można tylko usiąść obok tego kogoś i posłuchać, by potem przedstawić mu chociaż jeden powód dla którego powinien pozwolić sobie pomóc. Ale jeśli się nie zgodzi? Cóż, możliwości jest masa, prawda? Jeśli jest poważnym przypadkiem niezdolnym do podejmowania decyzji racjonalnie to trzeba zrobić to za niego, ale jeśli nie?
Cóż, nawet najlepsi stratedzy wiedzą, kiedy bitwa jest przegrana. Czasami trzeba pozwolić żyć ludziom tak, jak chcą. Tyle, że opowiadanie dziewczynie o tym, jak różnie bywa z tą pomocą nie ma sensu. Jedno zdanie wyraziło to o wiele lepiej i pozostawia jej miejsce na przemyślenia. Emmelina jednak właśnie tego nie rozumiała - po co wiedzieć, kiedy jest ta granica, skoro ona sama się tworzy? Może lata pracy ją tego nauczyły. Jej pacjent jest ponad jej uczuciami, nie musi się podporządkować temu, co ona uważa za słuszne rozwiązanie. Ona też nie może sugerować się tym, jaki ktoś jest. Życie to życie, nieważne czyje. Takie rzeczy są trudne, ale jednak większość pacjentów pojawia się w szpitalu, bo chce pomocy i rzeczywiście jej potrzebuje. Panna Vance zdawała sobie jednak sprawę z tego, że to pytanie niekoniecznie odwołuje się wyłącznie do zawodu o którym rozmawiały.
- Masz jeszcze jakieś pytania, czy mogę Cię zostawić z twoim przyjacielem? - Czy to było dziwne, że ta ich pogawędka w jej towarzystwie wydawała się jej urocza? Na swój sposób zachwycało ją to, jak różne postawy mogą przybierać. Co człowiek, to ciekawsza zagadka. Tyle, że to nie jej interes jakie tajemnice mają do rozwiązania między sobą. Jest tutaj przecież nie po to, by cofać się sentymentalnie do czasu szkoły patrząc na zachowania młodzieży... Co nie zmienia faktu, że uśmiechała się do nich, a szczególnie do dziewczyny, bo kibicowała jej w tej wymianie zdań i chciała przesłać jej jak najwięcej pozytywnej energii.
- Cóż, wtedy trzeba pamiętać, że nie każdą walkę się wygrywa - Widzicie? Po raz kolejny mogła się rozwijać niemiłosiernie i przynudzać patetycznymi opowieściami o tym, że warto zawsze spróbować pomóc niezależnie o co chodzi, ale trzeba wiedzieć, że nie wolno nikogo zmusić do tego, by dał sobie pomóc. Można tylko usiąść obok tego kogoś i posłuchać, by potem przedstawić mu chociaż jeden powód dla którego powinien pozwolić sobie pomóc. Ale jeśli się nie zgodzi? Cóż, możliwości jest masa, prawda? Jeśli jest poważnym przypadkiem niezdolnym do podejmowania decyzji racjonalnie to trzeba zrobić to za niego, ale jeśli nie?
Cóż, nawet najlepsi stratedzy wiedzą, kiedy bitwa jest przegrana. Czasami trzeba pozwolić żyć ludziom tak, jak chcą. Tyle, że opowiadanie dziewczynie o tym, jak różnie bywa z tą pomocą nie ma sensu. Jedno zdanie wyraziło to o wiele lepiej i pozostawia jej miejsce na przemyślenia. Emmelina jednak właśnie tego nie rozumiała - po co wiedzieć, kiedy jest ta granica, skoro ona sama się tworzy? Może lata pracy ją tego nauczyły. Jej pacjent jest ponad jej uczuciami, nie musi się podporządkować temu, co ona uważa za słuszne rozwiązanie. Ona też nie może sugerować się tym, jaki ktoś jest. Życie to życie, nieważne czyje. Takie rzeczy są trudne, ale jednak większość pacjentów pojawia się w szpitalu, bo chce pomocy i rzeczywiście jej potrzebuje. Panna Vance zdawała sobie jednak sprawę z tego, że to pytanie niekoniecznie odwołuje się wyłącznie do zawodu o którym rozmawiały.
- Masz jeszcze jakieś pytania, czy mogę Cię zostawić z twoim przyjacielem? - Czy to było dziwne, że ta ich pogawędka w jej towarzystwie wydawała się jej urocza? Na swój sposób zachwycało ją to, jak różne postawy mogą przybierać. Co człowiek, to ciekawsza zagadka. Tyle, że to nie jej interes jakie tajemnice mają do rozwiązania między sobą. Jest tutaj przecież nie po to, by cofać się sentymentalnie do czasu szkoły patrząc na zachowania młodzieży... Co nie zmienia faktu, że uśmiechała się do nich, a szczególnie do dziewczyny, bo kibicowała jej w tej wymianie zdań i chciała przesłać jej jak najwięcej pozytywnej energii.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 3:00 pm
Nie słyszała własnych myśli. Były zbyt niewyraźne, cichy, przemykały niezauważone. Ze stresu jej własne analizy do niej nie docierały, a chciała być wszystkiego pewna. Tu nie było podręcznika, w którym został opisany każdy rodzaj uśmiechu. Czuła się zagubiona w natłoku bodźców. Gwar, krzyki, rozmowy tuż przy uchu ją rozpraszały równie skutecznie, jak szturchające łokcie, gdy tłum się przesuwał, naciskał na dalszy ruch.
Staczała tak dużo bitw, jedna za drugą każdego dnia, bo nie mogła ciągle siedzieć w swojej pięknej muszli. Musiała być na polu walki, a wciąż nie wiedziała, na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa. Ona kontra wszystkie jej słabości, które tłamsiły ją nawet podczas zwykłej rozmowy z przedstawicielką Św. Munga. Nie odpowiedziała na jej zdanie. Zastanawiała się, czy sama może odpuścić. Czy może przegrać jedną z liczny bitew? Jej ambicja do perfekcjonizmu stała murem, chociaż dawno skończyły się chęci, które dzielnie się biły w samym sercu walki.
- Nigdy nie byłam w Św. Mugnu. Nie byłoby... em, problemem przyjść i przyjrzeć się pani pracy? - zapytała grzecznie, kręcąc czubkiem bucika w podłodze. - Zanim podjęłabym decyzję wolałabym wiedzieć, jak naprawdę wygląda praca uzdrowiciela - wytłumaczyła się pospiesznie, aby jej prośba nie został przypadkiem opacznie zrozumiała. Na chwilę zignorowała potężną sylwetkę Krukona tuż obok niej i skupiła się na uzyskaniu odpowiedzi. Po jej wysłuchaniu podziękowała uzdrowicielce za czas. Z pewnością przyjdzie ponownie, jeśli przyjdą jej do główki inne pytania, lecz na tą chwilę nie mogła się skupić na swojej przyszłości. Teraźniejszość stawiała przed kolejnym wyzwaniem - małą bitwą.
- Potrzebne - powtórzyła z przytaknięciem. - Chcę być potrzebna.
Nie każdy może znaleźć sobie miejsce w wielkim świecie i zostaje schowany na zawsze w swojej muszli. Julie dzielnie walczyła, aby porzucić schronienie, wyjść ze swojej małej strefy komfortu. Zobaczyć świat, taki jakim jest naprawdę - niekoniecznie strasznym i pełnym bólu, lecz zachwycającym... fascynującym, jak choćby niezwykła profesja uzdrowicieli, którzy zawsze starają się pomóc i szybko się nie poddają. Julie się nie podda. I wygra.
- U ni-nikogo nie... nie szukam po-pomocy - burknęła z pochyloną głową. Pod naporem tłumu zaczęła się przesuwać przez kolejne stanowiska przedstawicieli. Podążała bezwiednie kolejką i zbierała wszystkie ulotki ze stolików lub stelaży. Gęsia skórka na jego słowa jeszcze nie opadła. "Kochanie"?
- Liczę tylko na siebie - dodała i przymusiła się do spojrzenia w jego oczy. Jednak szybko odwróciła spojrzenie w inną stronę. - Dlaczego sam Diabeł miałby pokusić się o moją duszę? Jestem nikim. Tylko potwory się do mnie przyczepiają - powiedziała nieświadoma, jak mogło to zabrzmieć dla Sahira. Dla niej nie był potworem, bo nie widziała tego, co inni. Subiektywnie patrzyła na świat i tak samo inaczej postrzegała mroczną sylwetkę, kroczącą tuż obok niej. Ona blada z ciemnymi podkówkami pod oczami, długimi czarnymi włosami, które opadały na twarz, kościste ciało, na którym wisiały ubrania - brakowało jej tylko kosy dla pełnego obrazu lub połamanych skrzydeł. Obok ciemna postać, wcale nie o sympatyczniejszej twarzy - doborowe towarzystwo.
Staczała tak dużo bitw, jedna za drugą każdego dnia, bo nie mogła ciągle siedzieć w swojej pięknej muszli. Musiała być na polu walki, a wciąż nie wiedziała, na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa. Ona kontra wszystkie jej słabości, które tłamsiły ją nawet podczas zwykłej rozmowy z przedstawicielką Św. Munga. Nie odpowiedziała na jej zdanie. Zastanawiała się, czy sama może odpuścić. Czy może przegrać jedną z liczny bitew? Jej ambicja do perfekcjonizmu stała murem, chociaż dawno skończyły się chęci, które dzielnie się biły w samym sercu walki.
- Nigdy nie byłam w Św. Mugnu. Nie byłoby... em, problemem przyjść i przyjrzeć się pani pracy? - zapytała grzecznie, kręcąc czubkiem bucika w podłodze. - Zanim podjęłabym decyzję wolałabym wiedzieć, jak naprawdę wygląda praca uzdrowiciela - wytłumaczyła się pospiesznie, aby jej prośba nie został przypadkiem opacznie zrozumiała. Na chwilę zignorowała potężną sylwetkę Krukona tuż obok niej i skupiła się na uzyskaniu odpowiedzi. Po jej wysłuchaniu podziękowała uzdrowicielce za czas. Z pewnością przyjdzie ponownie, jeśli przyjdą jej do główki inne pytania, lecz na tą chwilę nie mogła się skupić na swojej przyszłości. Teraźniejszość stawiała przed kolejnym wyzwaniem - małą bitwą.
- Potrzebne - powtórzyła z przytaknięciem. - Chcę być potrzebna.
Nie każdy może znaleźć sobie miejsce w wielkim świecie i zostaje schowany na zawsze w swojej muszli. Julie dzielnie walczyła, aby porzucić schronienie, wyjść ze swojej małej strefy komfortu. Zobaczyć świat, taki jakim jest naprawdę - niekoniecznie strasznym i pełnym bólu, lecz zachwycającym... fascynującym, jak choćby niezwykła profesja uzdrowicieli, którzy zawsze starają się pomóc i szybko się nie poddają. Julie się nie podda. I wygra.
- U ni-nikogo nie... nie szukam po-pomocy - burknęła z pochyloną głową. Pod naporem tłumu zaczęła się przesuwać przez kolejne stanowiska przedstawicieli. Podążała bezwiednie kolejką i zbierała wszystkie ulotki ze stolików lub stelaży. Gęsia skórka na jego słowa jeszcze nie opadła. "Kochanie"?
- Liczę tylko na siebie - dodała i przymusiła się do spojrzenia w jego oczy. Jednak szybko odwróciła spojrzenie w inną stronę. - Dlaczego sam Diabeł miałby pokusić się o moją duszę? Jestem nikim. Tylko potwory się do mnie przyczepiają - powiedziała nieświadoma, jak mogło to zabrzmieć dla Sahira. Dla niej nie był potworem, bo nie widziała tego, co inni. Subiektywnie patrzyła na świat i tak samo inaczej postrzegała mroczną sylwetkę, kroczącą tuż obok niej. Ona blada z ciemnymi podkówkami pod oczami, długimi czarnymi włosami, które opadały na twarz, kościste ciało, na którym wisiały ubrania - brakowało jej tylko kosy dla pełnego obrazu lub połamanych skrzydeł. Obok ciemna postać, wcale nie o sympatyczniejszej twarzy - doborowe towarzystwo.
- Sahir Nailah
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 3:27 pm
Zająć czymś ręce, zająć czymś umysł - albo po prostu tak sobie tutaj stać, przyglądać się tym ulotkom, by nie skupiać spojrzenia na dwóch konwersujących kobietach - obecność dorosłych zawsze była... zła. Niepożądana. Sahir im nie wierzył i przede wszystkim - nie ufał im. Każdy dorosły, który pojawiał się w jego życiu, robił wszystko jak po złości - byle tylko zgnoić, udowodnić, jakim bezwartościowym się jest - wystarczyło tylko spojrzeć na twarz, która wymalowała na sobie przez tych x lat życia doświadczenie i sekrety życia, by od razu ten wzrok odwrócić - i tutaj było tak samo - nie ważne, jak bardzo miła twarz Emmeliny się wydawała, jak miłe rzeczy by nie mówiła - miłe rzeczy było bardzo łatwo mówić, zwłaszcza, kiedy kogoś się nie znało - tak pieprzyć trzy po trzy, sypać mądrościami z rękawa, które potem nie odnajdywały swojego miejsca w życiu codziennym - pewnie to dość krzywdzące, że wrzucał wszystkich do jednego worka, ale Koty chyba już tak po prostu miały - kiedy usiądą na rozgrzanym piecu i się sparzą, nigdy więcej na niego nie wrócą.
Nie usiądą też jednak i na zimnym.
Inni jednak wciąż wierzyli - a przynajmniej niektórzy - znów to dobre słowo "wszyscy" - jakoś musieli, w końcu byli tylko dziećmi i tak na dobrą sprawę sami, samiusieńcy sobie w życiu nie poradzą, tak? Nailah radził sobie wyśmienicie od dwóch, trzech lat - przynajmniej on sam był gotów mówić, że sobie świetnie radzi, rzeczywistość jednak prezentowała się nieco inaczej - dlatego nie było niczego niepoprawnego w tym, że Julie szukała swoich odpowiedzi u kogoś starszego, niewątpliwie mądrzejszego, mającego powołanie do pomagania ludziom, którego najwyraźniej ona sama szukała - dobrze, niech czerpie mądrość, póki ma okazję - lepiej zabrać ją z rąk, które popełniły parę błędów, niż samemu się na te błędy narażać i stracić z życia parę radośniejszych chwil, marnując je na bolesne nauki - Sahir nie wnikał, nie przeszkadzał, nie wtrącał się - słuchał. Względnie niezainteresowany słuchał tej krótkiej rozmowy. Dopiero kiedy niewiasta poruszyła się dalej - czy raczej dopiero kiedy porwał ją tłum - ruszył za nią, posyłając na pożegnanie Emmelinie uśmiech - ten z rodzaju raczej niczego nie wnoszących do życia - całkiem dobrze prezentowała się Śnieżka, która czekała na swoje zepsute jabłko obok szkolnego straszaka, to prawda - siebie warci, ot co - wsunął dłonie do kieszeni bluzy - niby było ciepło, niby krótki rękawek by wystarczył - niby, bo Nailah zawsze nosił długie rękawy i wcale nie wyglądał na osobę, której mogłoby być "za ciepło.
Zawsze było "za zimno".
Wygiął lekko kąciki warg, przymykając na drobny moment oczy, by zaraz unieść głowę ku górze, bardziej zainteresowany zmienionym wystrojem wnętrza niż ulotkami tak na dobrą sprawę.
- Zgadza się. Oto jestem. - Przechylił głowę, by spojrzeć z ukosa na Julie z nieznikającym uśmieszkiem.
Odpowiem ci szeptem: nie zasługuję.
Nie usiądą też jednak i na zimnym.
Inni jednak wciąż wierzyli - a przynajmniej niektórzy - znów to dobre słowo "wszyscy" - jakoś musieli, w końcu byli tylko dziećmi i tak na dobrą sprawę sami, samiusieńcy sobie w życiu nie poradzą, tak? Nailah radził sobie wyśmienicie od dwóch, trzech lat - przynajmniej on sam był gotów mówić, że sobie świetnie radzi, rzeczywistość jednak prezentowała się nieco inaczej - dlatego nie było niczego niepoprawnego w tym, że Julie szukała swoich odpowiedzi u kogoś starszego, niewątpliwie mądrzejszego, mającego powołanie do pomagania ludziom, którego najwyraźniej ona sama szukała - dobrze, niech czerpie mądrość, póki ma okazję - lepiej zabrać ją z rąk, które popełniły parę błędów, niż samemu się na te błędy narażać i stracić z życia parę radośniejszych chwil, marnując je na bolesne nauki - Sahir nie wnikał, nie przeszkadzał, nie wtrącał się - słuchał. Względnie niezainteresowany słuchał tej krótkiej rozmowy. Dopiero kiedy niewiasta poruszyła się dalej - czy raczej dopiero kiedy porwał ją tłum - ruszył za nią, posyłając na pożegnanie Emmelinie uśmiech - ten z rodzaju raczej niczego nie wnoszących do życia - całkiem dobrze prezentowała się Śnieżka, która czekała na swoje zepsute jabłko obok szkolnego straszaka, to prawda - siebie warci, ot co - wsunął dłonie do kieszeni bluzy - niby było ciepło, niby krótki rękawek by wystarczył - niby, bo Nailah zawsze nosił długie rękawy i wcale nie wyglądał na osobę, której mogłoby być "za ciepło.
Zawsze było "za zimno".
Wygiął lekko kąciki warg, przymykając na drobny moment oczy, by zaraz unieść głowę ku górze, bardziej zainteresowany zmienionym wystrojem wnętrza niż ulotkami tak na dobrą sprawę.
- Zgadza się. Oto jestem. - Przechylił głowę, by spojrzeć z ukosa na Julie z nieznikającym uśmieszkiem.
Odpowiem ci szeptem: nie zasługuję.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 4:08 pm
Przesuwała się powoli, wychwytywała pojedyncze słowa wypowiadane między innymi grupkami, przyglądała się eksponatom, prezentacjom tłumowi dorosłych, którzy pokazywali, że ich praca jest najciekawszą pod słońcem. Nie można było im zarzucić braku pasji i daru przekonywania do swojej racji. Nie słuchała ich. Może i wpadały jakieś dźwięki do jednego ucha, lecz zaraz drugim wypadały, bo to nie te wypowiedzi chciała zapamiętać.
- Nie... ciebie miałam na myśli - a jednak doskonale się wpasowałeś.
Zaczerwieniła się, że jej słowa ponownie zabrzmiały nie tak jak sobie tego życzyła. Zostawiły jakieś nieprzyjemny posmak w ustach. Nie chciał zniknąć, chociaż mieliła językiem i przełknęła ślinę. Ciągle powtarzała jego słowa, jak mantrę. Mimo to, nie przyjmowała do wiadomości, że naprawdę jest potworem i tylko wystawi się na obiad, gdy wciąż będzie z nim rozmawiać. Czuła się jako poboczny obserwator, który tylko czeka, aby zobaczyć konsumpcję. Więc to nie ona mówiła dalej. Nie ona.
- Chociaż... miano Diabła ba-bardziej ci pasuje.
Tłum, co jakiś czas na nich napierał, aż stykały się ich ciała ze sobą. Czuła dyskomfort przez otaczających ludzi, lecz przez Sahira tylko i aż elektryczne dreszcze rozchodzące się od ramienia, którym go niechcący dotknęła po koniuszki palców u stóp, które deptali nieostrożni uczniowie. Skrzywiła się na ból, gdy jeden niezdara nadepnął jej na obolałą nogę.
- Skąd ta niechęć do uzdrowicielki? - zmieniła temat, bo stoiska nie wydawały się już tak ciekawe. Podążyła za wzrokiem Krukona, lecz była za niska, aby dostrzegać ponad tłumem to, co on. Przed oczami migały jej nieznane, bądź znane twarze, aż jedna buzia rozpoznała jej towarzysza i z niejasnym dla Julie strachem odsunęła się od wolno idącej pary. Następni reagowali podobnie i wkrótce nikt nie deptał po stopach dziewczyny. Wydało jej się to ciut dziwne, że na sali zrobiło się dziwnie pusto. Bardziej cieszyła się, że w końcu może swobodnie oddychać. Nie zauważyła tego wcześniej, lecz ktoś wylał na jej spódnice piwo kremowe, które rozdawali na stoisku Zrzeszenia Barowych Barmanów - baranów, jak widać. Westchnęła zrezygnowana zatrzymała się na uboczu, gdzie nie było tak dużo uczniów, którzy mogliby jeszcze coś jej uszkodzić.
- Nie interesują cię te stanowiska wszystkich profesji świata - zauważyła. Łoł, bystra! - Więc co tu robisz?
Mogła zadać sobie to samo pytanie. W końcu nie wiedziała, czy bardziej boi się tłumów ludzi, czy ich nienawidzi. Zwłaszcza, gdy próbowała zaciągnąć sweter tak, aby zakrywał tłustą plamę.
- Nie... ciebie miałam na myśli - a jednak doskonale się wpasowałeś.
Zaczerwieniła się, że jej słowa ponownie zabrzmiały nie tak jak sobie tego życzyła. Zostawiły jakieś nieprzyjemny posmak w ustach. Nie chciał zniknąć, chociaż mieliła językiem i przełknęła ślinę. Ciągle powtarzała jego słowa, jak mantrę. Mimo to, nie przyjmowała do wiadomości, że naprawdę jest potworem i tylko wystawi się na obiad, gdy wciąż będzie z nim rozmawiać. Czuła się jako poboczny obserwator, który tylko czeka, aby zobaczyć konsumpcję. Więc to nie ona mówiła dalej. Nie ona.
- Chociaż... miano Diabła ba-bardziej ci pasuje.
Tłum, co jakiś czas na nich napierał, aż stykały się ich ciała ze sobą. Czuła dyskomfort przez otaczających ludzi, lecz przez Sahira tylko i aż elektryczne dreszcze rozchodzące się od ramienia, którym go niechcący dotknęła po koniuszki palców u stóp, które deptali nieostrożni uczniowie. Skrzywiła się na ból, gdy jeden niezdara nadepnął jej na obolałą nogę.
- Skąd ta niechęć do uzdrowicielki? - zmieniła temat, bo stoiska nie wydawały się już tak ciekawe. Podążyła za wzrokiem Krukona, lecz była za niska, aby dostrzegać ponad tłumem to, co on. Przed oczami migały jej nieznane, bądź znane twarze, aż jedna buzia rozpoznała jej towarzysza i z niejasnym dla Julie strachem odsunęła się od wolno idącej pary. Następni reagowali podobnie i wkrótce nikt nie deptał po stopach dziewczyny. Wydało jej się to ciut dziwne, że na sali zrobiło się dziwnie pusto. Bardziej cieszyła się, że w końcu może swobodnie oddychać. Nie zauważyła tego wcześniej, lecz ktoś wylał na jej spódnice piwo kremowe, które rozdawali na stoisku Zrzeszenia Barowych Barmanów - baranów, jak widać. Westchnęła zrezygnowana zatrzymała się na uboczu, gdzie nie było tak dużo uczniów, którzy mogliby jeszcze coś jej uszkodzić.
- Nie interesują cię te stanowiska wszystkich profesji świata - zauważyła. Łoł, bystra! - Więc co tu robisz?
Mogła zadać sobie to samo pytanie. W końcu nie wiedziała, czy bardziej boi się tłumów ludzi, czy ich nienawidzi. Zwłaszcza, gdy próbowała zaciągnąć sweter tak, aby zakrywał tłustą plamę.
- Emmelina Vance
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 4:45 pm
Ludzie mogą odpuszczać, ale to zawsze decyzja, która wyrywa z serca jakieś szkiełko przekonań, które sobie wbijamy, by nas nie opuszczało. Nie oznacza to jednak, że można rezygnować ze wszystkiego. Wręcz przeciwnie - trzeba zrobić wszystko, by druga osoba sama chciała pomocy. Tyle, że nie będąc nachalnym wrzodem na tyłku, który nie umie się zamknąć i prawi zbyt wiele morałów na raz. Słowa to broń, ale jednak o niewielkim zasięgu. Zaś kiedy już nic nie da się zrobić to trzeba uszanować wolność drugiej osoby. Mają prawo popełniać błędy, wybierać źle, nawet jeśli chodzi o ich życie. To jednak skrajność, która tak naprawdę nie jest najczęstszą sytuacją w szpitalu. Tyle, że o niej chciała słuchać dziewczyna (a przynajmniej tak wyszło, że się zaczęło), a Emmelina nie zwykła uciekać od jakiegokolwiek tematu. Jeśli chodzi o pracę nie miała niczego do ukrycia. Był, robiła, wie, że to ważne. Nie jest to żadna filozofia w końcu, nie odkryła czegoś niesłychanie wielkiego. Każdy pracownik szpitala powinien się przynajmniej starać być bezstronnym pomocnikiem. Tym Wielkim Złym Dorosłym, który jest tak odpychany, a jednak potrzebny.
- Przyjdź kiedy tylko zechcesz. Nie wszędzie uda Ci się wejść, ale sądzę, że damy radę coś załatwić w tej sprawie. Powiedzmy, że zrobilibyśmy dla Ciebie dzień próbny stażu, o! Wpadnij kiedy poczujesz potrzebę i powiedz, że byłaś umówiona na dzień próbny na oddział Urazów Pozaklęciowych do Emmeliny Vance. W razie jakbyś miała jeszcze pytania na które nie znalazłaś odpowiedzi w broszurce to wyślij mi sowę. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy - I tym milutkim akcentem niczym rasowy biznesmen odeszła w kierunku stolika z uśmiechem mimo tego, że zdążyła się lekko zestresować rozmową i napływającym ciągle uczniami. Czy ta sala ma jakieś ograniczenia ilościowe? Bo powinna...
Dobra, to kto będzie kolejną istotką, która chce ulotkę Munga i uśmiech uzdrowicielki z pogawędką gratis?
- Przyjdź kiedy tylko zechcesz. Nie wszędzie uda Ci się wejść, ale sądzę, że damy radę coś załatwić w tej sprawie. Powiedzmy, że zrobilibyśmy dla Ciebie dzień próbny stażu, o! Wpadnij kiedy poczujesz potrzebę i powiedz, że byłaś umówiona na dzień próbny na oddział Urazów Pozaklęciowych do Emmeliny Vance. W razie jakbyś miała jeszcze pytania na które nie znalazłaś odpowiedzi w broszurce to wyślij mi sowę. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy - I tym milutkim akcentem niczym rasowy biznesmen odeszła w kierunku stolika z uśmiechem mimo tego, że zdążyła się lekko zestresować rozmową i napływającym ciągle uczniami. Czy ta sala ma jakieś ograniczenia ilościowe? Bo powinna...
Dobra, to kto będzie kolejną istotką, która chce ulotkę Munga i uśmiech uzdrowicielki z pogawędką gratis?
- Sahir Nailah
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 5:09 pm
Brzmieli przekonująco? Zdecydowanie bardziej od niektórych nauczycieli, kiedy opowiadali o kolejnej wojnie na historii magii, która toczyła się xxx lat temu w xxx miejscu, usypiając monotonnym głosem, monotonnym spojrzeniem i brakiem jakiejkolwiek gestykulacji - piękne było to, że ci, którzy tutaj przybyli, wydawali się wiedzieć, o czym mówią, nie tylko od strony praktycznej i teoretycznej - oni wiedzieli o czym mówią, bo przemawiało przez nich doświadczenie emocji, które wiązały się z konkretnymi zawodami - bo emocje towarzyszyły ludziom zawsze, nawet w najbardziej nudnej, papierkowej pracy - ach, no właśnie: wtedy było to znudzenie - dlatego do każdego pasował inny zawód. Czy Julie mająca problem z kontaktami z ludźmi, z uniesieniem wysoko głowy, dotykiem i swoją śmiałością, byłaby w stanie zająć się potrzebującymi, leczyć ich, pomagać im? Nie zawsze trafi jej się pacjent, który pięknie się uśmiechnie i podziękuje szczerze za wykonywaną pracę i za tą pomoc - w końcu byli tacy, którzy twierdzili, że tej pomocy nie potrzebują (nawet jeśli prawda była inna, ale ale - każdy medal ma dwie strony: jedna jest na pokaz, druga kryje tajemnice) - niektórzy będą na nią warczeć, inni wyklinać, jeszcze innych trzeba będzie siłą i stanowczością sprowadzić do parkietu, żeby w końcu dali sobie pomóc - prostota tego zadania jak widać nie ograniczała się do "przyjdę do szpitala i obwiąże komuś nogę zwichniętą podczas porannej gry w piłkę na boisku" - Sahir jednak nie był osobą, która by w tym temacie dziewczynę oceniała - przyglądając się innym uczniom i wystrojowi bardziej niż samym stoiskom i tym, którzy się tymi stoiskami zajmowali, nie drążył w swojej głowie tematu tego, jakim medykiem byłaby Julie w przyszłości - powiedziała, że chce nim być, deklarowała, że chce być potrzebna - i bardzo dobrze, niech ją Bóg błogosławi tak jak wszystkich innych, którzy mają swoją wizję na przyszłość. Nie miał żadnych powodów, żeby pomyśleć: jak ona sobie poradzi..? Zwłaszcza, że powiedziała jedną, bardzo mądrą rzecz: jeśli miała liczyć, to liczyła tylko na siebie.
- Chętnie odkupię to, co uważasz za bezwartościowe. - Kto miał wyceniać wartość ludzkiego istnienia? Kto miał się zajmować sporządzania cennika ludzkich dusz, by wystawiać je na sprzedać? I kto był tym, który będzie je licytować i co potem się z nimi stanie, gdy już zostaną wyprzedane? Uśmieszek Nailaha i spojrzenie z ukosa, którym obdarzał niewiastę, nie sugerowało niczego poprawnego politycznie - to spojrzenie naruszało wszelakie granice i niemal niepotrzebny był kontakt fizyczny, by obnażał i obejmował, wsuwając się w najbardziej zakrywane kawałki ciała, te najbardziej intymne i nie znoszące obcych rąk, które nie były rękoma osoby ukochanego. - Przyjemnością jest kroczenie u twego boku, moja Małgorzato. - Uniósł dłoń, by wykonać drobny gest ukłonu - niepełnego, zaledwie jego odcienia, kiedy szli dalej - kto prowadził - ona, czy on? Zgubili rytm swoich kroków, bo za mocno oddziaływał ten prąd pełzający po jej skórze - ach, niewinna Małgorzato! Zapomnij o wychowaniu, które wyniosłaś z domu! Oddaj się namiętności i żądzy, wyrzuty sumienia, że skończyłaś w objęciach Fausta, przyjdą dopiero potem - na razie w ogóle o nich nie dumaj...
- A skąd to zaufanie wobec uzdrowicielki? - Niegrzecznie tak odpowiadać pytaniem na pytanie, ale... chyba już dawno ustaliliśmy, że Sahir mocno wymykał się z ram "grzeczności". Odciągnął od niej oczy, kiedy jakiś uczeń nagle zmienił przed nim rytm swoich kroków, by uskoczyć na bok - jakoś sam mimowolnie zwolnił, by przejechać oczyma po twarzach, które zwracały się pojedynczo w jego kierunku, na tych ludzi, którzy się odsuwali... przynajmniej wodził po nich spojrzeniem dopóki ktoś nie wpadł na Julie i czarnowłosy nie wyłapał grymasu bólu na jej twarzy. Zachował się automatycznie - trochę szybciej, niż pomyślał - nie żeby mu to jakkolwiek przeszkadzało - i tak reputacji gorszej nie mógł mieć - odwrócił się i złapał młodszego ucznia za szmaty by przyciągnąć go do siebie... ale nic nie powiedział. Spojrzał zimnymi oczyma w przerażone oczy ucznia... i puścił go, odpychając do tyłu.
Nie ma co robić afery.
Jeden błąd i opuści tą szkołę szybciej, niż tego pragnął.
- Boli cię coś? Tam jest jakaś ławka. - Kiwnął głową w kierunku ławeczki przy ścianie... która magicznie się zwolniła, kiedy tylko dał siedzącym tam dziewczętom do zrozumienia spojrzeniem, że jest tą właśnie ławką baaardzo zainteresowany. - Chodzę. Zwiedzam. Przyglądam się uczniom. Zatapiam nudę.
- Chętnie odkupię to, co uważasz za bezwartościowe. - Kto miał wyceniać wartość ludzkiego istnienia? Kto miał się zajmować sporządzania cennika ludzkich dusz, by wystawiać je na sprzedać? I kto był tym, który będzie je licytować i co potem się z nimi stanie, gdy już zostaną wyprzedane? Uśmieszek Nailaha i spojrzenie z ukosa, którym obdarzał niewiastę, nie sugerowało niczego poprawnego politycznie - to spojrzenie naruszało wszelakie granice i niemal niepotrzebny był kontakt fizyczny, by obnażał i obejmował, wsuwając się w najbardziej zakrywane kawałki ciała, te najbardziej intymne i nie znoszące obcych rąk, które nie były rękoma osoby ukochanego. - Przyjemnością jest kroczenie u twego boku, moja Małgorzato. - Uniósł dłoń, by wykonać drobny gest ukłonu - niepełnego, zaledwie jego odcienia, kiedy szli dalej - kto prowadził - ona, czy on? Zgubili rytm swoich kroków, bo za mocno oddziaływał ten prąd pełzający po jej skórze - ach, niewinna Małgorzato! Zapomnij o wychowaniu, które wyniosłaś z domu! Oddaj się namiętności i żądzy, wyrzuty sumienia, że skończyłaś w objęciach Fausta, przyjdą dopiero potem - na razie w ogóle o nich nie dumaj...
- A skąd to zaufanie wobec uzdrowicielki? - Niegrzecznie tak odpowiadać pytaniem na pytanie, ale... chyba już dawno ustaliliśmy, że Sahir mocno wymykał się z ram "grzeczności". Odciągnął od niej oczy, kiedy jakiś uczeń nagle zmienił przed nim rytm swoich kroków, by uskoczyć na bok - jakoś sam mimowolnie zwolnił, by przejechać oczyma po twarzach, które zwracały się pojedynczo w jego kierunku, na tych ludzi, którzy się odsuwali... przynajmniej wodził po nich spojrzeniem dopóki ktoś nie wpadł na Julie i czarnowłosy nie wyłapał grymasu bólu na jej twarzy. Zachował się automatycznie - trochę szybciej, niż pomyślał - nie żeby mu to jakkolwiek przeszkadzało - i tak reputacji gorszej nie mógł mieć - odwrócił się i złapał młodszego ucznia za szmaty by przyciągnąć go do siebie... ale nic nie powiedział. Spojrzał zimnymi oczyma w przerażone oczy ucznia... i puścił go, odpychając do tyłu.
Nie ma co robić afery.
Jeden błąd i opuści tą szkołę szybciej, niż tego pragnął.
- Boli cię coś? Tam jest jakaś ławka. - Kiwnął głową w kierunku ławeczki przy ścianie... która magicznie się zwolniła, kiedy tylko dał siedzącym tam dziewczętom do zrozumienia spojrzeniem, że jest tą właśnie ławką baaardzo zainteresowany. - Chodzę. Zwiedzam. Przyglądam się uczniom. Zatapiam nudę.
- Julie Blishwick
Re: Stoiska Przedstawicieli
Czw Paź 20, 2016 9:07 pm
- To może we-weźmiesz wszystkie moje... wady? - zapytała, bowiem tylko takich "rzeczy" chciała się pozbywać. Może jeszcze bólu, który ją nie opuszczał na krok. Z pewnością mogłaby dorównać nie jednej męczennicy, która została świętą. Wśród św. Julii nie brakowała męczennic - widać imienniczki zesłały na nią zły los. A to pech. - Tak na początek.
Naiwnie nie stroniła od towarzystwa tego, który mógł jej przynieść zgubę. Tak jak wspomnianej Małgorzacie. Jej umysł, choć bystry, nie znał postaci z mugolskiej historii, lecz jak bardzo wierną kopią była tej głupiutkiej dziewczyny. Młode dziewczę, które zamiast uciekać, jak nakazywałby instynkt, daje się uwieść i wciąż pozostaje w tym samym miejscu. Obok swojego Fausta. Gdyby nie byłaby nieśmiała, wpatrywałaby się w niego pewnie, jak nie jedna trzpiotka. Zamiast tego usłyszała szybsze bicie swojego serca, które jak myślała, już zamilkło na zawsze. Wyraźne słyszała pulsującą krew i czuła wypieki na bladych policzkach. Nie powinna była widzieć tego spojrzenia i uśmieszku, lecz zadbał o to, aby wówczas na niego spoglądała. Więcej już nie podniosła na niego oczu. Za dużo można było z nich wyczytać.
Nie bój się, spójrz na niego. Rozchyl usta. Chcesz tego. Po co się wzbraniać, kiedy można w końcu być wolnym i swobodnym. Tylko podnieś wzrok, a przepadniesz.
- Zaufanie? Jej słowa były pi-piękne, lecz chcę zobaczyć szpital na własne oczy. Wiesz... Ni-nigdy tam nie byłam... - powiedziała w zadumie. Wrodzona wrażliwość nie pozwoliła dziewczynie nie wyobrazić sobie jęczących z bólu pacjentów, takich z nieuleczalnymi chorobami... Zresztą, czy były takie wśród czarodziejów? Właściwie nic o tym ich nie uczono, a przecież jest tyle niebezpiecznych bakterii dla mugoli. Czy dla czarodziejów też są niebezpieczne? Nie uczyli się zaawansowanych eliksirów zdrowotnych, a na pewno potrzeba czegoś więcej niż eliksiru wiggenowego, gdy pacjent zachoruje na gruźlicę.
Z lekkim niepokojem spojrzała, jak Sahir na chwilę złapał ucznia, który nadepnął jej na stopę. Szeroko otworzyła oczy z wyczekiwaniem, gdy wokół zatrzymało się parę osób i przyglądało się z zaciekawieniem. Nie chciała, aby nieostrożny chłopak stał się nieszczęśnikiem. Zaraz, to ona jest męczenniczką! Odetchnęła z ulgą, kiedy już starszy Krukon puścił niezdarę. Oj, nie dlatego, że była samolubna i nie chciała tracić zainteresowania swoją osobą. Z całą pewnością nie. Wolała, aby nie polała się krew, której i tak nadto ostatnim czasy się lało. Nie, oglądanie bicia się dwóch kolesi nie było jej ulubioną rozrywką. Stroniła od przemocy. Może dlatego udało jej się przemóc i delikatnie przytrzymać ramię Sahira Nailaha. Bez siły, lecz w uspokajający sposób. Szybko cofnęła dłoń, jakby dotyk ją sparzył, a jednak trzymała ją czule blisko swojego ciała.
- Nie, nie boli. - Dla niej obolała stopa nie była niczym nowym, gdy miało się skłonność do obtarć, nawet w najwygodniejszym obuwiu świata. Przysiadła posłusznie. Nawet nie zdążyła pomyśleć, dlaczego plotkary tak szybko czmychnęły na ich widok, bo już jej uwagę przykuł jej towarzysz.
- Nie sądziłam, ze lubisz zatłoczone miejsca - rozejrzała się. Pod ścianą było trochę ciszej i mniej tłoczno, bo to na środku Wielkiej Sali biło serce tego zbiegowiska - Co z tej nudy zaobserwowałeś? - trochę czasu jej zajęło, aby się przemóc i zadać to pytanie. Nie była przecież wścibską osóbką. Nie miała potrzeby zagłębiać się w czyjeś myśli, a jednak potrzeba poznania tajemnic tego chłopaka była zbyt wielka, aby mogła siedzieć i milczeć. - Ponawiam pytanie, skąd niechęć do tej uzdrowicielki? Wydawała się miła i naprawdę pochłonięta swoją pracą. To pożyteczniejsze zajęcie, niż tresowanie trolli - wskazała na górującą sylwetkę trolla, który przyciągał sporą grupkę zaciekawionych uczniów. Większość się naśmiewała z głupoty stworzenia. O, zgrozo przypominało to znęcanie się jednego ucznia nad drugim - norma.
Naiwnie nie stroniła od towarzystwa tego, który mógł jej przynieść zgubę. Tak jak wspomnianej Małgorzacie. Jej umysł, choć bystry, nie znał postaci z mugolskiej historii, lecz jak bardzo wierną kopią była tej głupiutkiej dziewczyny. Młode dziewczę, które zamiast uciekać, jak nakazywałby instynkt, daje się uwieść i wciąż pozostaje w tym samym miejscu. Obok swojego Fausta. Gdyby nie byłaby nieśmiała, wpatrywałaby się w niego pewnie, jak nie jedna trzpiotka. Zamiast tego usłyszała szybsze bicie swojego serca, które jak myślała, już zamilkło na zawsze. Wyraźne słyszała pulsującą krew i czuła wypieki na bladych policzkach. Nie powinna była widzieć tego spojrzenia i uśmieszku, lecz zadbał o to, aby wówczas na niego spoglądała. Więcej już nie podniosła na niego oczu. Za dużo można było z nich wyczytać.
Nie bój się, spójrz na niego. Rozchyl usta. Chcesz tego. Po co się wzbraniać, kiedy można w końcu być wolnym i swobodnym. Tylko podnieś wzrok, a przepadniesz.
- Zaufanie? Jej słowa były pi-piękne, lecz chcę zobaczyć szpital na własne oczy. Wiesz... Ni-nigdy tam nie byłam... - powiedziała w zadumie. Wrodzona wrażliwość nie pozwoliła dziewczynie nie wyobrazić sobie jęczących z bólu pacjentów, takich z nieuleczalnymi chorobami... Zresztą, czy były takie wśród czarodziejów? Właściwie nic o tym ich nie uczono, a przecież jest tyle niebezpiecznych bakterii dla mugoli. Czy dla czarodziejów też są niebezpieczne? Nie uczyli się zaawansowanych eliksirów zdrowotnych, a na pewno potrzeba czegoś więcej niż eliksiru wiggenowego, gdy pacjent zachoruje na gruźlicę.
Z lekkim niepokojem spojrzała, jak Sahir na chwilę złapał ucznia, który nadepnął jej na stopę. Szeroko otworzyła oczy z wyczekiwaniem, gdy wokół zatrzymało się parę osób i przyglądało się z zaciekawieniem. Nie chciała, aby nieostrożny chłopak stał się nieszczęśnikiem. Zaraz, to ona jest męczenniczką! Odetchnęła z ulgą, kiedy już starszy Krukon puścił niezdarę. Oj, nie dlatego, że była samolubna i nie chciała tracić zainteresowania swoją osobą. Z całą pewnością nie. Wolała, aby nie polała się krew, której i tak nadto ostatnim czasy się lało. Nie, oglądanie bicia się dwóch kolesi nie było jej ulubioną rozrywką. Stroniła od przemocy. Może dlatego udało jej się przemóc i delikatnie przytrzymać ramię Sahira Nailaha. Bez siły, lecz w uspokajający sposób. Szybko cofnęła dłoń, jakby dotyk ją sparzył, a jednak trzymała ją czule blisko swojego ciała.
- Nie, nie boli. - Dla niej obolała stopa nie była niczym nowym, gdy miało się skłonność do obtarć, nawet w najwygodniejszym obuwiu świata. Przysiadła posłusznie. Nawet nie zdążyła pomyśleć, dlaczego plotkary tak szybko czmychnęły na ich widok, bo już jej uwagę przykuł jej towarzysz.
- Nie sądziłam, ze lubisz zatłoczone miejsca - rozejrzała się. Pod ścianą było trochę ciszej i mniej tłoczno, bo to na środku Wielkiej Sali biło serce tego zbiegowiska - Co z tej nudy zaobserwowałeś? - trochę czasu jej zajęło, aby się przemóc i zadać to pytanie. Nie była przecież wścibską osóbką. Nie miała potrzeby zagłębiać się w czyjeś myśli, a jednak potrzeba poznania tajemnic tego chłopaka była zbyt wielka, aby mogła siedzieć i milczeć. - Ponawiam pytanie, skąd niechęć do tej uzdrowicielki? Wydawała się miła i naprawdę pochłonięta swoją pracą. To pożyteczniejsze zajęcie, niż tresowanie trolli - wskazała na górującą sylwetkę trolla, który przyciągał sporą grupkę zaciekawionych uczniów. Większość się naśmiewała z głupoty stworzenia. O, zgrozo przypominało to znęcanie się jednego ucznia nad drugim - norma.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach