- Mathias Rökkur
Re: Wierzba Bijąca
Wto Cze 16, 2015 8:33 am
Bijąca wierzba... Pierwszy raz od bardzo dawna, jeśli nawet nie od paru lat pojawił się przy niej, lecz wystarczająco daleko, żeby nie oberwać swoimi gałęziami. Krukonowi rzecz jasna towarzyszył Avernus, który w tą, słoneczną pogodę, to zamiast siedzieć na ramieniu, postanowił latać. Czasem pojawił się prze oczami Matiego, ale nie bał się o niego, bo w końcu umiał o siebie zadbać i zawsze wracał.
Prefekt założył ręce na pierś i w zamyśleniu spoglądał na to drzewo... Jak to jest, że natura potrafi obdarzyć tak długim życiem... Ta wierzba musi znać bardzo wiele opowieści, przy niej może i nawet powstawała historia?
Mati też chciał stworzyć historię... Chciał zaistnieć, wpłynąć jakoś pozytywnie na ten świat przesiąknięty smutkiem. Chciał stanąć temu naprzeciw. Może mu się uda?
- Jak myślisz, wierzbo. Też będę świadkiem wielu opowieści, które mogłyby zmienić świat? -
A czy już teraz w zasadzie nie jest świadkiem i uczestnikiem historii? Dobre pytanie, prawda?
Wyglądało to tak, jak by zapytał drzewo o radę... No co...? Czasami sami możemy dostrzec rady w czymś tak jednocześnie prostym i złożonym, jak natura, czyż nie? Poza tym słoneczko sprawiało... i chyba nie tylko ono, że chłopak odżył po ostatnich dniach załamki. W końcu miał za sobą natłok obowiązków jako Prefekt, uczeń... i przyjaciel.
Przyjaciół miał bardzo mało, lecz chyba dzięki temu trzymał ich bardzo blisko siebie...
I tak chłopak tonął w swoich myślach spoglądając na to cudo natury...
Prefekt założył ręce na pierś i w zamyśleniu spoglądał na to drzewo... Jak to jest, że natura potrafi obdarzyć tak długim życiem... Ta wierzba musi znać bardzo wiele opowieści, przy niej może i nawet powstawała historia?
Mati też chciał stworzyć historię... Chciał zaistnieć, wpłynąć jakoś pozytywnie na ten świat przesiąknięty smutkiem. Chciał stanąć temu naprzeciw. Może mu się uda?
- Jak myślisz, wierzbo. Też będę świadkiem wielu opowieści, które mogłyby zmienić świat? -
A czy już teraz w zasadzie nie jest świadkiem i uczestnikiem historii? Dobre pytanie, prawda?
Wyglądało to tak, jak by zapytał drzewo o radę... No co...? Czasami sami możemy dostrzec rady w czymś tak jednocześnie prostym i złożonym, jak natura, czyż nie? Poza tym słoneczko sprawiało... i chyba nie tylko ono, że chłopak odżył po ostatnich dniach załamki. W końcu miał za sobą natłok obowiązków jako Prefekt, uczeń... i przyjaciel.
Przyjaciół miał bardzo mało, lecz chyba dzięki temu trzymał ich bardzo blisko siebie...
I tak chłopak tonął w swoich myślach spoglądając na to cudo natury...
- Liv Mendez
Re: Wierzba Bijąca
Wto Cze 16, 2015 3:17 pm
Lubiła samotnie spacerować. Lubiła wsłuchiwać się w szum drzew Zakazanego Lasu, lubiła odkrywać nowe miejsca, lubiła jak wiatr rozwiewał jej włosy. Lubiła… Lubiła… Lubiła… Ostatnimi czasy ogólnie polubiła samotność. Nie musiała nic nikomu tłumaczyć. Nie musiała zachowywać się tak a nie inaczej. Nikt nie komentował jej zachowania, nikt nie oceniał. Nikt. Kiedyś dziwiła się ludziom, którzy unikali innych, którzy chodzili własnymi ścieżkami i odizolowywali się od otaczającego społeczeństwa. Teraz i ona się tak zachowywała. I po części ich rozumiała. Coraz bardziej męczył ją bliski kontakt. Nie chciała przyjmować masek, a jeszcze nie była gotowa, aby zmierzyć się z samą sobą w obecności widowni. Tak było i dzisiaj. Przed zajęciami poszła przewietrzyć umysł. Nie spała zbyt dobrze. Całą noc dręczyły ją koszmary, ale to i tak lepsze niż bezsenność, która jeszcze nie dawno, bardzo ukochała sobie Liv i nie opuszczała ją przez większość czasu. Chociaż może nie lepsze… Była jeszcze bardziej zmęczona, niż po nieprzespanych nocach. W związku z tym, miała nie najlepszy humor.
Ile razy już się tak zdarzało… Ile razy… Chciała być sama, a zawsze na kogoś wpadała. Chyba musi zmienić trasy, poszukać innych miejsc, w których mogłaby się zaszyć. Musi. Omijała Stary Dąb wielkim łukiem. Miejsce masakry. Tam czułaby się jeszcze gorzej. Nawet nie wiedziała kiedy doszła do Wierzby Bijącej. Od razu ujrzała postać stojącą niedaleko. Miała już ją ominąć, ale usłyszała wypowiedziane słowa i cicho prychnęła. Poznała ten głos.
- Mathias całkiem zgłupiałeś, że gadasz do drzewa – odezwała się. Nie wiadomo czemu od razu miała negatywne nastawienie do chłopaka. Ah… Nie… Był powód. Początek roku. Mathias ćwiczył jakieś zaklęcia na bezbronnym, młodszym uczniu. On. Prefekt. Nie rozumiała jak można tak przedmiotowo traktować ludzi. Nie rozumiała, ale bardzo dużo ludzi tak czyniło. Bardzo dużo…
- Znudziło się Ci się męczenie młodszych, panie Prefekcie Naczelny Ravenclaw’u - szczelniej opatuliła się czarnym sweterkiem, który był o dwa rozmiary za duży. Przymrużyła delikatnie oczy i rozejrzała zatrzymując wzrok na Kruku, który przeleciał właśnie nad ich głowami.
Ile razy już się tak zdarzało… Ile razy… Chciała być sama, a zawsze na kogoś wpadała. Chyba musi zmienić trasy, poszukać innych miejsc, w których mogłaby się zaszyć. Musi. Omijała Stary Dąb wielkim łukiem. Miejsce masakry. Tam czułaby się jeszcze gorzej. Nawet nie wiedziała kiedy doszła do Wierzby Bijącej. Od razu ujrzała postać stojącą niedaleko. Miała już ją ominąć, ale usłyszała wypowiedziane słowa i cicho prychnęła. Poznała ten głos.
- Mathias całkiem zgłupiałeś, że gadasz do drzewa – odezwała się. Nie wiadomo czemu od razu miała negatywne nastawienie do chłopaka. Ah… Nie… Był powód. Początek roku. Mathias ćwiczył jakieś zaklęcia na bezbronnym, młodszym uczniu. On. Prefekt. Nie rozumiała jak można tak przedmiotowo traktować ludzi. Nie rozumiała, ale bardzo dużo ludzi tak czyniło. Bardzo dużo…
- Znudziło się Ci się męczenie młodszych, panie Prefekcie Naczelny Ravenclaw’u - szczelniej opatuliła się czarnym sweterkiem, który był o dwa rozmiary za duży. Przymrużyła delikatnie oczy i rozejrzała zatrzymując wzrok na Kruku, który przeleciał właśnie nad ich głowami.
- Mathias Rökkur
Re: Wierzba Bijąca
Wto Cze 16, 2015 7:19 pm
Dźwięk natury w końcu potrafi być bardzo kojący, czyż nie? Szum liści, powiew wiatru, śpiew ptaków, dźwięk życia... Dziewiczej natury wręcz... Urodziliśmy się wśród niej, więc w naszym, naturalnym środowisku musi być nam dobrze, ale czy jest nam dobrze z nami samymi? Czy potrafimy akceptować samych siebie?
Złe sny? Ojoj... Przynajmniej tyle dobrego, że śpisz, ale i tak koszmary są okropne. Każdy ich doświadczał... Nie jesteś w tym sama, Liv.
Zakładanie masek jest niezwykle męczące... Dlatego Mati z tego zrezygnował. Był kiedyś takim aktorzyną, który grał nimi, lecz okazało się, że są lepsi gracze, a i pewne osoby wymusiły na nim zmianę, więc maski porzucił na dobre. Zawsze i przy wszystkich jest sobą, choć niektórzy potrafią się wobec niego pomylić, to prawda. Nie nosił masek, lecz nadal była z niego cicha woda, której nie każdy chciał dostrzec, oj nie...
To jest aż "zabawne", czyż nie? Wyznaczasz własne ścieżki. Czujesz się z tym wspaniale i podążasz nią bez opamiętania, a po drodze znajdzie się ktoś, kto zepsuje tę bajkę...
Poznałaś jego głos, a on poznał Twój. Ahh... Uszczypliwość... Kiedyś by to wziął do siebie, lecz zbyt wiele razy był wytykany a to o to, że się dużo uczył, a to o to, że gadał do siebie czy do... drzew. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia... Przywykł do takich tanich zaczepek. Odwrócił się w Twoją stronę, obejrzał Cię wzrokiem i przytaknął w myślach. Tak... Złośliwość pasowała Ci. Potrafiłaś kąsać, a dopiero zaczynasz.
- Da się bardziej zgłupieć? Chyba nie. -
Zaśmiał się ironicznie na Twoje słowa.
- Czasami lepiej gadać do drzew niż do ludzi, nie? W końcu mną na przykład gardzisz, jak widać. -
Westchnął na to wszystko, bo nie chciał tego... Miał w sobie nadzieję na to, że się dogadacie. Nadal nie rozumiał, o co Ci chodziło, bo tak naprawdę, to postrzegasz go za kogoś, kim nie jest. Osądzasz go po iluzji czegoś, co nie było prawdziwe, a twardo nie dajesz sobie nawet powiedzieć, o co wtedy chodziło... Czy kiedyś ta farsa o nic się skończy? Już bity rok ona trwa... Może warto byłoby przestać?
Myślałaś, że wykorzystywał ludzi przedmiotowo. Owszem. Wykorzystywał, ale nie wykorzystuje i jeśli robił komuś krzywdę, to emocjonalną, a nie fizyczną, moja droga. Mathias nie był tą osobą, która podniosłaby na kogoś rękę... Nie ma mowy. Przynajmniej nie zaatakowałby pierwszy. Jedynie się bronił i właśnie o to chodziło! Pomagał młodszemu uczniowi nauczyć się zaklęć obronnych, lecz Ty myślałaś, że jest inaczej... Kiedy to do Ciebie dotrze, uparciuchu?
Westchnął ciężko, kiedy osądziłaś go na przedbiegach, a nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, jak bardzo się myliłaś i nie wiedział, jak ubrać to w słowa tak, żeby nie pogorszyć waszej relacji...
- Nie znudziło, bo nigdy tego nie robiłem. Pomagam młodszym i słabszym, nie dokuczam im... -
Pokręcił głową bezradnie... Ni cholery nie wiedział, jak do Ciebie przemówić, a do tego jeszcze dobrym humorem nie grzeszysz, więc może być ciężko. I to bardzo.
Spojrzał na to, jak otuliłaś się sweterkiem... Musi być Ci zimno...
- Zimno Ci? Mogę Ci pomóc? -
Nie chciałaś go zabić, więc jest skłonny udzielić Ci pomocy. Tak właśnie chciał żyć. Pomagać tym, którzy tego potrzebują... Może kiedyś o tym nawet usłyszysz... O ile dasz się przekonać.
Wyglądał na zupełnie szczerego z tą chęcią pomocy, a w jego oczach było widać, że miał sposób na Twoje zimno... Tylko pytanie czy pozwolisz mu się wykazać i udowodnić, że się myli czy może wolisz pogłębić swój wyrok i ma się ładnie przed nim bronić na Twoich oczach?
Złe sny? Ojoj... Przynajmniej tyle dobrego, że śpisz, ale i tak koszmary są okropne. Każdy ich doświadczał... Nie jesteś w tym sama, Liv.
Zakładanie masek jest niezwykle męczące... Dlatego Mati z tego zrezygnował. Był kiedyś takim aktorzyną, który grał nimi, lecz okazało się, że są lepsi gracze, a i pewne osoby wymusiły na nim zmianę, więc maski porzucił na dobre. Zawsze i przy wszystkich jest sobą, choć niektórzy potrafią się wobec niego pomylić, to prawda. Nie nosił masek, lecz nadal była z niego cicha woda, której nie każdy chciał dostrzec, oj nie...
To jest aż "zabawne", czyż nie? Wyznaczasz własne ścieżki. Czujesz się z tym wspaniale i podążasz nią bez opamiętania, a po drodze znajdzie się ktoś, kto zepsuje tę bajkę...
Poznałaś jego głos, a on poznał Twój. Ahh... Uszczypliwość... Kiedyś by to wziął do siebie, lecz zbyt wiele razy był wytykany a to o to, że się dużo uczył, a to o to, że gadał do siebie czy do... drzew. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia... Przywykł do takich tanich zaczepek. Odwrócił się w Twoją stronę, obejrzał Cię wzrokiem i przytaknął w myślach. Tak... Złośliwość pasowała Ci. Potrafiłaś kąsać, a dopiero zaczynasz.
- Da się bardziej zgłupieć? Chyba nie. -
Zaśmiał się ironicznie na Twoje słowa.
- Czasami lepiej gadać do drzew niż do ludzi, nie? W końcu mną na przykład gardzisz, jak widać. -
Westchnął na to wszystko, bo nie chciał tego... Miał w sobie nadzieję na to, że się dogadacie. Nadal nie rozumiał, o co Ci chodziło, bo tak naprawdę, to postrzegasz go za kogoś, kim nie jest. Osądzasz go po iluzji czegoś, co nie było prawdziwe, a twardo nie dajesz sobie nawet powiedzieć, o co wtedy chodziło... Czy kiedyś ta farsa o nic się skończy? Już bity rok ona trwa... Może warto byłoby przestać?
Myślałaś, że wykorzystywał ludzi przedmiotowo. Owszem. Wykorzystywał, ale nie wykorzystuje i jeśli robił komuś krzywdę, to emocjonalną, a nie fizyczną, moja droga. Mathias nie był tą osobą, która podniosłaby na kogoś rękę... Nie ma mowy. Przynajmniej nie zaatakowałby pierwszy. Jedynie się bronił i właśnie o to chodziło! Pomagał młodszemu uczniowi nauczyć się zaklęć obronnych, lecz Ty myślałaś, że jest inaczej... Kiedy to do Ciebie dotrze, uparciuchu?
Westchnął ciężko, kiedy osądziłaś go na przedbiegach, a nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, jak bardzo się myliłaś i nie wiedział, jak ubrać to w słowa tak, żeby nie pogorszyć waszej relacji...
- Nie znudziło, bo nigdy tego nie robiłem. Pomagam młodszym i słabszym, nie dokuczam im... -
Pokręcił głową bezradnie... Ni cholery nie wiedział, jak do Ciebie przemówić, a do tego jeszcze dobrym humorem nie grzeszysz, więc może być ciężko. I to bardzo.
Spojrzał na to, jak otuliłaś się sweterkiem... Musi być Ci zimno...
- Zimno Ci? Mogę Ci pomóc? -
Nie chciałaś go zabić, więc jest skłonny udzielić Ci pomocy. Tak właśnie chciał żyć. Pomagać tym, którzy tego potrzebują... Może kiedyś o tym nawet usłyszysz... O ile dasz się przekonać.
Wyglądał na zupełnie szczerego z tą chęcią pomocy, a w jego oczach było widać, że miał sposób na Twoje zimno... Tylko pytanie czy pozwolisz mu się wykazać i udowodnić, że się myli czy może wolisz pogłębić swój wyrok i ma się ładnie przed nim bronić na Twoich oczach?
- Liv Mendez
Re: Wierzba Bijąca
Wto Cze 16, 2015 9:50 pm
Wiesz jak to jest… Gdy ktoś w coś uwierzy, to trzeba naprawdę mocnych dowodów, aby zmienił swoje zdanie. Bo jak Ty byś zareagował na tą sytuację? Gdybyś znalazł się na jej miejscu? Gdybyś widział to jej oczami? No powiedz. Nie broniłeś się. Nawet nie próbowałeś, więc skąd mogła wiedzieć jak bardzo myli się w tej kwestii. Dla niej było wszystko jasne. Nie składaj na jej humor. Jakbyś chciał… Jakbyś się postarał... Wszystko jest możliwe. Wszystko da się zrobić. Wszystko zależy od podejścia. A powiem Ci szczerze, Twoje było chujowe. Bardzo dobrze pamiętała tą sytuacje i późniejszą waszą kłótnię. O mało co, różdżki nie poszły w ruch. Wycofałeś się jak zbity pies, a jedynie co Liv zrobiła, to powiedziała co myśli o takim zachowaniu.
Westchnęła na Twoje słowa. Znów ten sam temat. Czy aż tak bolał Cię, jej stosunek do Twojej osoby? Aż tak bardzo? Jeśli tak, to powinieneś coś z tym zrobić. Ona sama z siebie nie zmieni tej decyzji. Musi mieć jakieś podstawy, a na razie wciąż utrzymujesz ją w przekonaniu, że żywi do Ciebie odpowiednie uczucia, na jakie zasługujesz.
- Drzewa nie odpowiedzą na Twoje pytania – stwierdziła sucho. Taka była prawda. Usłyszy jedynie ciszę. A to nie jest rozmowa. Wtedy prowadzi się jedynie monolog. Suchy monolog. No chyba, że jest się szaleńcem i ciągle słyszy się jakieś głosy. To wtedy i drzewo może być idealnym rozmówcą. Aczkolwiek Mathias, co jak co, ale na obłąkanego nie wyglądał. – A co to za różnica czy Toba gardzę, czy nie…? - wzruszyła ramionami i spojrzenie jej czekoladowych tęczówek spoczęło na jego oczach. Jeden przyjaciel więcej czy mniej… Jeden wróg… Cóż to za różnica. Świat i tak już jest zbyt mocno popierdolony. Należy liczyć jedynie na siebie. Przyjaciele czy wrogowie… Przychodzą i odchodzą. Nie zmieni się tego. Więc jeszcze raz zapytam. Co to za różnica?
Nie chciałeś pogarszać waszych relacji? A jakie niby one były przedtem?
Znaliście się…
…i w sumie…
to tyle…
Nie pogorszyłbyś ich. Jednak skoro wolałeś wybrać taką drogę. Proszę bardzo. Jak każdy, masz wolną wolę. Tylko teraz, proszę Cię, nie jęcz, z powodu takiego biegu wydarzeń. To nie tylko jej wina. Oboje mieliście w tym swój udział.
- Skoro uważasz ‘to’ za pomoc, okay… Już nie wnikam – nie miała ochoty na kolejną kłótnie. W tym momencie nic nikomu nie robił, więc nie było sensu strzępić sobie język. Nagle, tak niespodziewanie, zaczęła się śmiać. Był to sztuczny śmiech. Wymuszony. Aczkolwiek chłopak chyba nie mógł się tego domyśleć.
- Żartujesz? – wciąż się mu przyglądała – Nie potrzebuje Twojej pomocy – na dworze nie było aż tak strasznie zimno, po prostu był kwietniowy poranek… Jednak miło było poczuć ten dreszcz, który przebiegł po jej ciele, gdy mocniej zawiał wiatr. Oznaczał, że żyje. Oznaczał, że wciąż odbiera bodźce, że wciąż istnieje…
Westchnęła na Twoje słowa. Znów ten sam temat. Czy aż tak bolał Cię, jej stosunek do Twojej osoby? Aż tak bardzo? Jeśli tak, to powinieneś coś z tym zrobić. Ona sama z siebie nie zmieni tej decyzji. Musi mieć jakieś podstawy, a na razie wciąż utrzymujesz ją w przekonaniu, że żywi do Ciebie odpowiednie uczucia, na jakie zasługujesz.
- Drzewa nie odpowiedzą na Twoje pytania – stwierdziła sucho. Taka była prawda. Usłyszy jedynie ciszę. A to nie jest rozmowa. Wtedy prowadzi się jedynie monolog. Suchy monolog. No chyba, że jest się szaleńcem i ciągle słyszy się jakieś głosy. To wtedy i drzewo może być idealnym rozmówcą. Aczkolwiek Mathias, co jak co, ale na obłąkanego nie wyglądał. – A co to za różnica czy Toba gardzę, czy nie…? - wzruszyła ramionami i spojrzenie jej czekoladowych tęczówek spoczęło na jego oczach. Jeden przyjaciel więcej czy mniej… Jeden wróg… Cóż to za różnica. Świat i tak już jest zbyt mocno popierdolony. Należy liczyć jedynie na siebie. Przyjaciele czy wrogowie… Przychodzą i odchodzą. Nie zmieni się tego. Więc jeszcze raz zapytam. Co to za różnica?
Nie chciałeś pogarszać waszych relacji? A jakie niby one były przedtem?
Znaliście się…
…i w sumie…
to tyle…
Nie pogorszyłbyś ich. Jednak skoro wolałeś wybrać taką drogę. Proszę bardzo. Jak każdy, masz wolną wolę. Tylko teraz, proszę Cię, nie jęcz, z powodu takiego biegu wydarzeń. To nie tylko jej wina. Oboje mieliście w tym swój udział.
- Skoro uważasz ‘to’ za pomoc, okay… Już nie wnikam – nie miała ochoty na kolejną kłótnie. W tym momencie nic nikomu nie robił, więc nie było sensu strzępić sobie język. Nagle, tak niespodziewanie, zaczęła się śmiać. Był to sztuczny śmiech. Wymuszony. Aczkolwiek chłopak chyba nie mógł się tego domyśleć.
- Żartujesz? – wciąż się mu przyglądała – Nie potrzebuje Twojej pomocy – na dworze nie było aż tak strasznie zimno, po prostu był kwietniowy poranek… Jednak miło było poczuć ten dreszcz, który przebiegł po jej ciele, gdy mocniej zawiał wiatr. Oznaczał, że żyje. Oznaczał, że wciąż odbiera bodźce, że wciąż istnieje…
- Mathias Rökkur
Re: Wierzba Bijąca
Sro Cze 17, 2015 8:51 am
Ehh... Zareagowałby podobnie... I miałaś rację. Nie zrobił nic z tym. Całe to zajście wtedy uznał za absurd.
I to był błąd.
Powinien był się tym bardziej przejąć.
Nie powtórzy błędu.
Zrobił błąd. Tamtejszy dzień nie powinien tak się potoczyć. Teraz postara się to zmienić. W końcu lepiej późno, niż wcale, prawda? Szkoda, że dopiero pod koniec roku, kiedy przyjdzie mu opuścić szkołę, to zdaje sobie z tego sprawę. Chciał mieć jak najmniej wrogów. Nie zważał na długość znajomości. Po prostu marzył o dobrych stosunkach z jak największą ilością osób. Z Tobą nie wyszło, ale postara się. Mógł postąpić inaczej, ale teraz będzie się starał udowodnić, że nie jest taki, jak myślisz!
Był potworem, ale nim już nie jest!
No bo co miał powiedzieć? Taka była prawda. Nie był obłąkany, ale wiedział, że czasem rozmowa z samym sobą potrafi być oświecająca. Poznajesz wtedy samego siebie, a w tych czasach to takie ważne, żeby samego siebie nie stracić... Nie zapomnieć o tym, kim się jest... Dlatego prowadził monolog z drzewem, który chociaż częściowo zdawał się być żywy, w końcu Bijąca Wierzba ma swój przydomek nie bez przyczyny.
Kiedy Twój brąz zatopił się w jego głębi czerni, to mogłaś wręcz dostrzec inną osobę, niż zdawałoby Ci się, że jest. Dziwne uczucie, prawda? Pokręcił głową.
Wrogowie i przyjaciele odchodzą. To prawda, lecz Mati woli mieć więcej przyjaciół i wrogów pomimo bólu potencjalnej straty. Dlaczego? Bo wie, jak to jest żyć w cierpieniu i smutku, a tylko przyjaciele potrafią sprawić, że się o tym zapomni. Może i wam się kiedyś uda. W myślach aż w nim się gotowało.
Opuścił głowę, Twój brąz wygrał. Opuścił głowę i korzy się przed Tobą... Może i nie tego chciałaś, ale trzeba wyjaśnień, sprostowań, na spokojnie. Mati potraktuje to poważnie tym razem. Ciebie też bierze poważnie.
- Bo nie chcę, żebyś mną gardziła, Liv. Tamta sytuacja... Widzisz, emocje mnie poniosły i nie mogliśmy się dogadać... Pomagałem chłopakowi z zaklęciem obronnym, zrobiliśmy mały pojedynek, żeby pokazać mu parę sztuczek... Nie dokuczałem mu. Kiedyś raniłem serca ludzi... Ale to jest za mną. -
Mówił spokojnie i mówił przede wszystkim prawdę. Nie był gryfonem, nie miał w sobie tyle odwagi, co Ty. Pracuje nad tym, ale w tej chwili nie potrafił spojrzeć Ci w oczy, dopóki nie dasz mu do zrozumienia, że mu uwierzysz i spojrzysz na niego inaczej. Nie miał siły na walkę z Tobą... Po prostu bronił się, jak umiał, na ile pozwalał mu stan umysłu w tej chwili.
Westchnął jedynie na Twoją odmowę pomocy i ten sarkazm. Nie było sensu wszczynać kolejnej kłótni. Macie już jedno spięcie, po co wam więcej, prawda?
Ahh... Lekki powiew zimnego powietrza... Dobrze, że się pojawił, bo dzięki niemu ponownie wasze zwierciadła duszy się zetknęły. Czy teraz charakter spojrzenia się odmieni? Co pokażą Twoje czekoladowe i piękne swoją drogą oczy?
Chłód... Przypomina nam o nas samych. Tak, Liv. Istniejemy. Nie zapominajmy o tym. I Znajmy siebie prawdziwych, a nie wyimaginowanych przez pozory...
- Jeśli jej będziesz chciała, powiedz mi. -
Wyrwał się ostatecznie ze swoich czasami przesadnie emocjonalnych myśli i uśmiechnął się niepewnie kącikiem ust. Przynajmniej jesteś obdarzona tą wiedzą, że zna sposób na chłód. Może porwie Cię ciekawość. A może nie. Kto wie? Tak czy inaczej masz przed sobą nowe fakty do konfrontacji, przemówią do Ciebie czy to nadal za mało? Może on nie rozumie Twoich podwalin postrzegania go, jako złego człowieka? Może po prostu o to chodzi?
Tak czy inaczej wina tego wszystkiego była po obu stronach, a Mati w tej chwili nie uważa siebie za niewinnego waszej relacji, oboje macie w tym udział i oboje musicie to zmienić.
I to był błąd.
Powinien był się tym bardziej przejąć.
Nie powtórzy błędu.
Zrobił błąd. Tamtejszy dzień nie powinien tak się potoczyć. Teraz postara się to zmienić. W końcu lepiej późno, niż wcale, prawda? Szkoda, że dopiero pod koniec roku, kiedy przyjdzie mu opuścić szkołę, to zdaje sobie z tego sprawę. Chciał mieć jak najmniej wrogów. Nie zważał na długość znajomości. Po prostu marzył o dobrych stosunkach z jak największą ilością osób. Z Tobą nie wyszło, ale postara się. Mógł postąpić inaczej, ale teraz będzie się starał udowodnić, że nie jest taki, jak myślisz!
Był potworem, ale nim już nie jest!
NIE JESTEM POTWOREM!
Westchnął cicho... Oczywiście, że nie odpowiedzą!
- Wiem... Prowadzę monolog... - No bo co miał powiedzieć? Taka była prawda. Nie był obłąkany, ale wiedział, że czasem rozmowa z samym sobą potrafi być oświecająca. Poznajesz wtedy samego siebie, a w tych czasach to takie ważne, żeby samego siebie nie stracić... Nie zapomnieć o tym, kim się jest... Dlatego prowadził monolog z drzewem, który chociaż częściowo zdawał się być żywy, w końcu Bijąca Wierzba ma swój przydomek nie bez przyczyny.
Kiedy Twój brąz zatopił się w jego głębi czerni, to mogłaś wręcz dostrzec inną osobę, niż zdawałoby Ci się, że jest. Dziwne uczucie, prawda? Pokręcił głową.
Wrogowie i przyjaciele odchodzą. To prawda, lecz Mati woli mieć więcej przyjaciół i wrogów pomimo bólu potencjalnej straty. Dlaczego? Bo wie, jak to jest żyć w cierpieniu i smutku, a tylko przyjaciele potrafią sprawić, że się o tym zapomni. Może i wam się kiedyś uda. W myślach aż w nim się gotowało.
Ta farsa musi się skończyć!
Nie chce mieć w Tobie wroga i może po tak długim czasie uda mu się Ci udowodnić, że nie jest taki zły... Że Prefekta Naczelnego ma nie bez przyczyny. Nadzieja umiera ostatnia, prawda?Opuścił głowę, Twój brąz wygrał. Opuścił głowę i korzy się przed Tobą... Może i nie tego chciałaś, ale trzeba wyjaśnień, sprostowań, na spokojnie. Mati potraktuje to poważnie tym razem. Ciebie też bierze poważnie.
- Bo nie chcę, żebyś mną gardziła, Liv. Tamta sytuacja... Widzisz, emocje mnie poniosły i nie mogliśmy się dogadać... Pomagałem chłopakowi z zaklęciem obronnym, zrobiliśmy mały pojedynek, żeby pokazać mu parę sztuczek... Nie dokuczałem mu. Kiedyś raniłem serca ludzi... Ale to jest za mną. -
Mówił spokojnie i mówił przede wszystkim prawdę. Nie był gryfonem, nie miał w sobie tyle odwagi, co Ty. Pracuje nad tym, ale w tej chwili nie potrafił spojrzeć Ci w oczy, dopóki nie dasz mu do zrozumienia, że mu uwierzysz i spojrzysz na niego inaczej. Nie miał siły na walkę z Tobą... Po prostu bronił się, jak umiał, na ile pozwalał mu stan umysłu w tej chwili.
Westchnął jedynie na Twoją odmowę pomocy i ten sarkazm. Nie było sensu wszczynać kolejnej kłótni. Macie już jedno spięcie, po co wam więcej, prawda?
Obyś mi uwierzyła...
Żył teraz w myślach pełnych nadziei. Może nie znacie się jakoś bardzo, ale jednak znacie. A błędne postrzeganie osoby jest jedną z najgorszych rzeczy, jaka może być. Jesteśmy, lecz nie wiemy, kim czasami...Ahh... Lekki powiew zimnego powietrza... Dobrze, że się pojawił, bo dzięki niemu ponownie wasze zwierciadła duszy się zetknęły. Czy teraz charakter spojrzenia się odmieni? Co pokażą Twoje czekoladowe i piękne swoją drogą oczy?
Chłód... Przypomina nam o nas samych. Tak, Liv. Istniejemy. Nie zapominajmy o tym. I Znajmy siebie prawdziwych, a nie wyimaginowanych przez pozory...
- Jeśli jej będziesz chciała, powiedz mi. -
Wyrwał się ostatecznie ze swoich czasami przesadnie emocjonalnych myśli i uśmiechnął się niepewnie kącikiem ust. Przynajmniej jesteś obdarzona tą wiedzą, że zna sposób na chłód. Może porwie Cię ciekawość. A może nie. Kto wie? Tak czy inaczej masz przed sobą nowe fakty do konfrontacji, przemówią do Ciebie czy to nadal za mało? Może on nie rozumie Twoich podwalin postrzegania go, jako złego człowieka? Może po prostu o to chodzi?
Tak czy inaczej wina tego wszystkiego była po obu stronach, a Mati w tej chwili nie uważa siebie za niewinnego waszej relacji, oboje macie w tym udział i oboje musicie to zmienić.
- Liv Mendez
Re: Wierzba Bijąca
Czw Cze 18, 2015 12:41 am
Och… Każdy z nas popełnia błędy. Mniejsze, większe… To bez różnicy. Tacy już jesteście. Ty. Ona. Każdy. Powinno was to czegoś nauczyć. Powinniście stać się mądrzejsi i następnym razem uważać, aby ponownie nie uczynić tego samego. Czy to się udaje? Oczywiście, że nie… Bardzo często powielacie swoje zachowania, popełniacie te same błędy. Choć przecież nie powinno tak być… Tak jakbyście chcieli sprawdzić, czy skutki waszych poczynań będą wciąż takie same. Dlaczego tak czynicie??? Odpowiedz mi bo sama się nad tym zastanawiam…
Przyjaciele… Liv potrafiła zrobić wiele dla przyjaciół, jak nie wszystko… Dla tych prawdziwych przyjaciół, którzy są z tobą na dobre i na złe, bez względu na okoliczności. Dla przyjaciół, którzy nie uciekając przy pierwszym niewygodnym momencie, przy pierwszej przeszkodzie, która wydaje się nie do pokonania. Dla prawdziwych przyjaciół, którzy nie boją się walczyć o tą przyjaźń… Jednak teraz należałoby się zastanowić nad jedną, bardzo ważną kwestią. Czy ona jakiś posiada? Kiedyś, a i owszem, wokół niej kręciło się mnóstwo ludzi, których nazywała swoimi ‘przyjaciółmi’, których traktowała jak ‘przyjaciół’. Z czasem, grupka coraz bardziej się zmniejszała, towarzystwo wykruszyło się, powoli znikali, jeden za drugim. Ah… Cóż się stało? Z pozoru dziewczynę łatwo polubić. Zatopić się w jej czekoladowych tęczówkach, które zazwyczaj są tak ciepłe. Aczkolwiek to nie wszystko. Nie można przyjmować jedynie dobrego, a odrzucać wszystko co złe… I tak to się stało. A ona… Ona teraz już ich nie szukała. Co prawda, posiadała znajomych, ale chyba nikogo z nich, nie potrafiłaby nazwać ‘prawdziwym’ przyjacielem. Już nie była tak łatwowierna… Chyba…
- Czyżby…? Jeśli dobrze usłyszałam, to zadałeś tej oto Bijącej Wierzbie pytanie – rozejrzała się, zatrzymując spojrzenie na wschodzącym słońcu. Słońcu, który leniwie wspinało się do góry, aby rozświetlić swoim blaskiem każdy zakamarek tego świata. Lubiła wschody słońca. Zawsze dawały jej nadzieję na lepsze… Być może ten dzień będzie wybawieniem… Być może tego dnia uda jej się nie zabłądzić w labiryncie własnych myśli.
Być może…
Twoje słowa odbijały się echem w jej głowie, ale już nie patrzyła na Twoją osobę. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech jakby chciała się uspokoić. Bo chciała… Wszystko zaczynało w niej buzować, a nie chciała stracić kontroli nad własnymi emocjami. To dopiero początek dnia… Jeszcze tyle przed nią.
- Twoje słowa przeciw moim – mówiła, jednak powieki wciąż miała zamknięte – Nic tu nie ugramy. Ty masz swoją wersje wydarzeń, ja mam swoją – możecie się tak spierać w nieskończoność, jednak ją to nie bawiło… A nawet zaczynało ją nudzić.
- Nie możesz spać, że o tak wczesnej porze łazisz po Błoniach? – zapytała, pomijając Twoje słowa o pomocy. ‘Jeśli będziesz chciała…’ Jest dużą dziewczynką i potrafi radzić sobie sama. Czy aby na pewno? Nie, nie potrafi. Już wiele razy się o tym przekonała. Jednak przy jej problemach, Krukon nie mógł pomóc. Chyba nikt nie mógł… Sama musiała odnaleźć złoty środek...
Przyjaciele… Liv potrafiła zrobić wiele dla przyjaciół, jak nie wszystko… Dla tych prawdziwych przyjaciół, którzy są z tobą na dobre i na złe, bez względu na okoliczności. Dla przyjaciół, którzy nie uciekając przy pierwszym niewygodnym momencie, przy pierwszej przeszkodzie, która wydaje się nie do pokonania. Dla prawdziwych przyjaciół, którzy nie boją się walczyć o tą przyjaźń… Jednak teraz należałoby się zastanowić nad jedną, bardzo ważną kwestią. Czy ona jakiś posiada? Kiedyś, a i owszem, wokół niej kręciło się mnóstwo ludzi, których nazywała swoimi ‘przyjaciółmi’, których traktowała jak ‘przyjaciół’. Z czasem, grupka coraz bardziej się zmniejszała, towarzystwo wykruszyło się, powoli znikali, jeden za drugim. Ah… Cóż się stało? Z pozoru dziewczynę łatwo polubić. Zatopić się w jej czekoladowych tęczówkach, które zazwyczaj są tak ciepłe. Aczkolwiek to nie wszystko. Nie można przyjmować jedynie dobrego, a odrzucać wszystko co złe… I tak to się stało. A ona… Ona teraz już ich nie szukała. Co prawda, posiadała znajomych, ale chyba nikogo z nich, nie potrafiłaby nazwać ‘prawdziwym’ przyjacielem. Już nie była tak łatwowierna… Chyba…
- Czyżby…? Jeśli dobrze usłyszałam, to zadałeś tej oto Bijącej Wierzbie pytanie – rozejrzała się, zatrzymując spojrzenie na wschodzącym słońcu. Słońcu, który leniwie wspinało się do góry, aby rozświetlić swoim blaskiem każdy zakamarek tego świata. Lubiła wschody słońca. Zawsze dawały jej nadzieję na lepsze… Być może ten dzień będzie wybawieniem… Być może tego dnia uda jej się nie zabłądzić w labiryncie własnych myśli.
Być może…
Twoje słowa odbijały się echem w jej głowie, ale już nie patrzyła na Twoją osobę. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech jakby chciała się uspokoić. Bo chciała… Wszystko zaczynało w niej buzować, a nie chciała stracić kontroli nad własnymi emocjami. To dopiero początek dnia… Jeszcze tyle przed nią.
- Twoje słowa przeciw moim – mówiła, jednak powieki wciąż miała zamknięte – Nic tu nie ugramy. Ty masz swoją wersje wydarzeń, ja mam swoją – możecie się tak spierać w nieskończoność, jednak ją to nie bawiło… A nawet zaczynało ją nudzić.
- Nie możesz spać, że o tak wczesnej porze łazisz po Błoniach? – zapytała, pomijając Twoje słowa o pomocy. ‘Jeśli będziesz chciała…’ Jest dużą dziewczynką i potrafi radzić sobie sama. Czy aby na pewno? Nie, nie potrafi. Już wiele razy się o tym przekonała. Jednak przy jej problemach, Krukon nie mógł pomóc. Chyba nikt nie mógł… Sama musiała odnaleźć złoty środek...
- Mistrz Gry
Re: Wierzba Bijąca
Pią Wrz 04, 2015 7:17 pm
Kończę sesję Mathiasa i Liv z powodu nieobecności Mathiasa.
[z/t x2]
(jeśli gracz wróci w każdej chwili można pisać do MG o skasowanie tego posta)
[z/t x2]
(jeśli gracz wróci w każdej chwili można pisać do MG o skasowanie tego posta)
- Kathleen Wright
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 6:37 pm
Nogi trzęsły się jej, kiedy leciała na tej przeklętej miotle. Przez chwilę pożałowała swoje decyzji, ale potem szybko zebrała się do kupy. W końcu tego chciała! Adrenalina i te inne sprawy, które sprawiają, że człowiekowi prawie staje serce przy każdym wdechu - miała to czuć i tak było, więc czemu w brzuchu tworzyło jej się niepokojące przesłanie czegoś bardzo, ale to bardzo złego? Ach tak! To to wspaniałe uczucie, kiedy wiesz, że już mija twój czas. Zaraz pojawi się Kate. Leen żałowała, że nie będzie mogła pośmiać się z jej miny. W końcu zemsta powinna jakoś smakować, a ona nawet jej nie zapamięta, ech. Skąd wiedziała, że to już jej czas? Lata praktyki. W pewnej chwili człowiek przyzwyczaja się do pewnych zachowań organizmu, nawet do podmianki duszy. Więc miłego dnia, Kate. Zobaczymy, kto teraz będzie panował nad sytuacją.
Witaj świecie, dzień dobry nowy dniu. To akurat ten cholernie niedobry. Kate nie wiedziała co się dzieje. Kiedy się zorientowała wcale nie było lepiej.
Za wysoko.
Za blisko wierzby.
Zbyt mało kontroli.
Dlaczego Leen?! - krzyczała gdzieś w przestrzeń, jakby jej druga połowa miała to usłyszeć. Płakała ze strachu na przeklętej miotle, która niosła ją według własnego uznania, niezależnie od jej starań. Tak bardzo nie chciała, żeby to była prawda. Może to jednak zaledwie sen? Trzęsła się ledwo trzymając kij miotły i błagała, by to się nie działo w rzeczywistości. Że wszystko sobie wymyśliła. Przecież jest coś w niej z szaleńca. W prawdę trudno jest uwierzyć nawet tym, którzy cenią sobie mądrość i rozwagę.
Witaj świecie, dzień dobry nowy dniu. To akurat ten cholernie niedobry. Kate nie wiedziała co się dzieje. Kiedy się zorientowała wcale nie było lepiej.
Za wysoko.
Za blisko wierzby.
Zbyt mało kontroli.
Dlaczego Leen?! - krzyczała gdzieś w przestrzeń, jakby jej druga połowa miała to usłyszeć. Płakała ze strachu na przeklętej miotle, która niosła ją według własnego uznania, niezależnie od jej starań. Tak bardzo nie chciała, żeby to była prawda. Może to jednak zaledwie sen? Trzęsła się ledwo trzymając kij miotły i błagała, by to się nie działo w rzeczywistości. Że wszystko sobie wymyśliła. Przecież jest coś w niej z szaleńca. W prawdę trudno jest uwierzyć nawet tym, którzy cenią sobie mądrość i rozwagę.
- Mistrz Gry
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 6:52 pm
Miotła nie miała tych dylematów, co dziewczyna, która właśnie na niej siedziała. Obie jednak pragnęły wolności i każda na swój sposób, każda wedle własnego uznania. Zdenerwowanie dało się odczuć nawet nieustraszonej Leen, która zainicjowała to wszystko. Leciała coraz szybciej, miotła nawet uniosła się nieco wyżej jakby postanowiła dać dziewczynie szansę. Szansę jednak na co...? Leen poszła już spać, pojawiła się Kate i poczuła słońce i wiatr na swej skórze, poczuła nawet miły dla nozdrzy zapach Wierzby Bijącej, która leniwie poruszała swoimi potężnymi gałęziami. Osoby będące na błoniach w końcu postanowiły coś zrobić; zaczęły krzyczeć w jej stronę, choć jakiś Ślizgon nadal się śmiał i tylko dopingował ją w tych staraniach jakby Krukonka robiła coś heroicznego, jakby właśnie wygrywała zakład, którego przecież nigdy nie było. W końcu ktoś wyciągnął różdżkę, próbował jakoś przywołać, albo chociaż przyciągnąć miotłę wraz z Kathleen, ale ta się nie dała. Zrobiła unik, następnie młynek i leciała dalej. Tej starej miotle wydawało się, że może coś jeszcze zdziałać, że może przechytrzyć te młode, niebezpieczne drzewo. Ludzie krzyczeli, machali, prosili żeby przestała, żeby spróbowała zapanować nad miotłą zanim będzie za późno. Leen milczała, została już tylko Kate. Nagle jedna z gałęzi zamachnęła się na intruza, niechcący przyjmując na siebie kolejne zaklęcia i blokując możliwość ucieczki Krukonce. Potem poruszyła się druga, agresywniej niż ta poprzednia, uderzając w miotłę, w ten kawałek, który był niebezpiecznie blisko Wright.
Końcówki miesiąca zdawały się zwiastować nieszczęście.
Końcówki miesiąca zdawały się zwiastować nieszczęście.
- Giotto Nero
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 10:45 pm
Giotto udał się na coroczny spacer pod bijącą wierzbę, która tak naprawdę miała obecnie bilans walk 0-0. Jedyne zawody w jakich uczestniczyła to te z własnym cieniem i dostała wpierdol. Sytuacja wydawała się być o tyle dziwna, że Nero nigdy nie chodził w to miejsce, dlatego nazwanie tej przebieżki corocznym spacerkiem było co najmniej nie na miejscu.
Pewnym krokiem, ubrany w garnitur od Amareny, przybył na teren błoni w asyście swego wiernego przyjaciela od serca z tym samym nazwiskiem - Enzo Nero. W rękach miał srebrną piersiówkę do połowy już opróżnioną, a jeszcze dwanaście sekund temu była pełna.
Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył jak jedna z uczennic gra z bijącą wierzbą w berka na miotle i najwidoczniej to wierzba goniła. Pierdolnięcie z jakim jebnęła Wright w jedną z gałęzi było niemniej efektowne jak śmieszne wygibasy jej miotły, która zaczęła nakurwiać węgorza. Jak się potem okazało, miotła miała zawał, ale zadziałał w tym przypadku jebany Alzheimer.
- Ty karmiłeś dzisiaj Kathleen? Ty karmiłeś, ty ją zakop. - rzekł w stronę Enzo, który stał już z kwiatami tuż obok niego.
Sytuacja stała się dramatyczna, w momencie kiedy Wright straciła panowanie nad zabawą i wierzbą, która wzięła chyba na serio te wszystkie obelgi, że jest drewniana i nie nadaje się do zabaw. W pewnej chwili można było dostrzec przejęcie i lekką frustracje w oczach Ślizgona.
- No y w pyzdu... i wylądowała.... y cały mysterny plan też w pyzdu. - machnął rękami, schował piersiówkę i obrócił się na pięcie, celem wyleczenie korzonków.
Pewnym krokiem, ubrany w garnitur od Amareny, przybył na teren błoni w asyście swego wiernego przyjaciela od serca z tym samym nazwiskiem - Enzo Nero. W rękach miał srebrną piersiówkę do połowy już opróżnioną, a jeszcze dwanaście sekund temu była pełna.
Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył jak jedna z uczennic gra z bijącą wierzbą w berka na miotle i najwidoczniej to wierzba goniła. Pierdolnięcie z jakim jebnęła Wright w jedną z gałęzi było niemniej efektowne jak śmieszne wygibasy jej miotły, która zaczęła nakurwiać węgorza. Jak się potem okazało, miotła miała zawał, ale zadziałał w tym przypadku jebany Alzheimer.
- Ty karmiłeś dzisiaj Kathleen? Ty karmiłeś, ty ją zakop. - rzekł w stronę Enzo, który stał już z kwiatami tuż obok niego.
Sytuacja stała się dramatyczna, w momencie kiedy Wright straciła panowanie nad zabawą i wierzbą, która wzięła chyba na serio te wszystkie obelgi, że jest drewniana i nie nadaje się do zabaw. W pewnej chwili można było dostrzec przejęcie i lekką frustracje w oczach Ślizgona.
- No y w pyzdu... i wylądowała.... y cały mysterny plan też w pyzdu. - machnął rękami, schował piersiówkę i obrócił się na pięcie, celem wyleczenie korzonków.
- Enzo Nero
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 10:54 pm
Pewnego letniego popołudnia podczas pierwszego przymrozka tej zimy Enzo udał się na polanę przed bijącą wierzbę aby odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie "Wysrać się czy się nie wysrać". Jak już każdy pewnie zdążył zauważyć ubrany był w strój do tenisa a w ręku miał kij do golfa i sporej wielkości piersiówkę z której to upił 1/2 zawartości jednym haustem. Na miejscu już był jego amigo Giotto który najwyraźniej zapomniał że mieli dzisiaj grać w polo na aligatorach. Słysząc jego komentarz na temat karmienia Kathleen spojrzał na zaistniałą sytuację. Dziewczyna właśnie dostawała solidny wpierdol taki jaki mógł dostać Pudzian od Adama Małysza gdyby nie dyskwalifikacja z powodu nieprzepisowej długości nart jednego z zawodników (Tak, chodzi o Mariusza).
- Kto wyniuchał ten wydmuchał - Powiedział spoglądając z pełną powagą na towarzysza.
Giotto mówiąc to mógł dostrzec że coś zmieniło się w stroju jego morowego kamrata który teraz w rękach trzymał kwiaty a jego piersiówka była wsadzona za frotkę którą miał na głowie.
- Welcome to Sosnowiec - Skwitował całe to wydarzenie dłubiąc w nosie łodygą od kwiatka.
- Kto wyniuchał ten wydmuchał - Powiedział spoglądając z pełną powagą na towarzysza.
Giotto mówiąc to mógł dostrzec że coś zmieniło się w stroju jego morowego kamrata który teraz w rękach trzymał kwiaty a jego piersiówka była wsadzona za frotkę którą miał na głowie.
- Welcome to Sosnowiec - Skwitował całe to wydarzenie dłubiąc w nosie łodygą od kwiatka.
- Giotto Nero
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 11:01 pm
Enzo miał racje racje, mieli dzisiaj grać w poloneza na latających dywanach, ale sprawy po prostu się skomplikowały, gdyż nie mieli ani dywanów, ani polonezów. W dodatku ich najlepsze miejsce do rozgrywania tego zacnego sportu, zostało zajęte przez jakieś jebnięte drzewo co się kurwa rusza i wszystkich leje. Pewnie miało patole w domu, ojciec wierzba bił matke wierzbę i po prostu wyniósł to z domu ten drewniak. Wracając jednak do samego zajścia.
Oboje nie musieli nawet ze sobą rozmawiać, by stwierdzić jednoznacznie, że lepiej rozpocząć mafijny triathlon, zamiast poloneza na latających aligatorach. Co oznaczał triathlon mafijny? Otóż tak, pierwszy przystanek to rzut karłem, potem obstawienie walk kogutów i na sam koniec wyścig na strusiach w workach z piaskiem.
- Sej aj koronel, GIOTTO! - krzyknął w stronę ledwo ruszającej się brunetki. - To jest też przyjaciel frend, yyy Majonez! Ich szise frend! - skończył pokrzykiwać, gdy zobaczył, że miotła udaje dr Oetkera.
- Przydałoby się trochę polotu i finezji, w tym smutnym jak pizda Hogwarcie. - dodał, kiwając samemu sobie głową. Niektórzy mogliby pomyślec, że bansuje do aserehe Las Ketchup, ale tak nie było.
Oboje nie musieli nawet ze sobą rozmawiać, by stwierdzić jednoznacznie, że lepiej rozpocząć mafijny triathlon, zamiast poloneza na latających aligatorach. Co oznaczał triathlon mafijny? Otóż tak, pierwszy przystanek to rzut karłem, potem obstawienie walk kogutów i na sam koniec wyścig na strusiach w workach z piaskiem.
- Sej aj koronel, GIOTTO! - krzyknął w stronę ledwo ruszającej się brunetki. - To jest też przyjaciel frend, yyy Majonez! Ich szise frend! - skończył pokrzykiwać, gdy zobaczył, że miotła udaje dr Oetkera.
- Przydałoby się trochę polotu i finezji, w tym smutnym jak pizda Hogwarcie. - dodał, kiwając samemu sobie głową. Niektórzy mogliby pomyślec, że bansuje do aserehe Las Ketchup, ale tak nie było.
- Enzo Nero
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 11:12 pm
Enzo przyglądając się pobitej dziewczynie wzruszył się niesamowicie. Widok jej obitej mordy przypomniał mu czasy gdy uczęszczał do japońskiej szkoły Ishiyama. Tam to dopiero się działo, takie pobicie jak tu to było tam jak pstryczek palcem w czoło.
- Ajaje coco jumbo - Opowiedział na pierwszy obcojęzyczny zwrot swojego starszego brata.
Kiedy usłyszał że nazwał go majonezem zaczął się zastanawiać czy to na pewno o niego chodzi.
- Fuhuruhu majonez marchewka Twoja stara to konewka - Skwitował słowa starszego z Czarnych braci.
- Czy nie sądzisz że gibie się trochę jak patyczak po wycięciu migdałków? - Zapytał widząc jak dziewczyna stara się poruszyć złamaną nogą w łokciu.
Pewnie po tak solidnym wypadku nawet NightDriver Six by się nie pozbierał tak szybko dlatego też Enzo poczuł respekt oraz unoszącą się wokół nich aurę mocarnego bąka który ulotnił się z dolnej partii pleców blondyna.
- Ups... - ... No coment
- Ajaje coco jumbo - Opowiedział na pierwszy obcojęzyczny zwrot swojego starszego brata.
Kiedy usłyszał że nazwał go majonezem zaczął się zastanawiać czy to na pewno o niego chodzi.
- Fuhuruhu majonez marchewka Twoja stara to konewka - Skwitował słowa starszego z Czarnych braci.
- Czy nie sądzisz że gibie się trochę jak patyczak po wycięciu migdałków? - Zapytał widząc jak dziewczyna stara się poruszyć złamaną nogą w łokciu.
Pewnie po tak solidnym wypadku nawet NightDriver Six by się nie pozbierał tak szybko dlatego też Enzo poczuł respekt oraz unoszącą się wokół nich aurę mocarnego bąka który ulotnił się z dolnej partii pleców blondyna.
- Ups... - ... No coment
- Giotto Nero
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 11:18 pm
Dobra, sytuacja wymagała nadzwyczajnych środków. Nie dość, że Wright połamała się we wszystkim możliwych miejscach z tzw. przemieszczepieniem i w sumie we wszystkich niemożliwych też się połamała, to jeszcze Enzo się zesrał i cały czar prysł. A mówimy tu przecież o szkole magii, więc czary są tu co najmniej na miejscu.
W każdym razie, Nero widząc taki obrót sytuacji zdecydował się na jeden z najbardziej niespodziewanych ruchów, jakie mógł zrobić. Wykonał tak zwane angielskie wyjście do rytmu Besame Mucho, które w tej chwili Enzo nakurwiał na gitarze.
- LALALLALALALALALALALALAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - i tak oto tanecznym krokiem poszli sobie, zostawiając Kathleen w pizdu, tak jak między innymi forum Kelly czy wszystkich.
zt
[Ps. Przydatne video do muzyki - https://www.youtube.com/watch?v=Vg0q0hVvyD8 ]
W każdym razie, Nero widząc taki obrót sytuacji zdecydował się na jeden z najbardziej niespodziewanych ruchów, jakie mógł zrobić. Wykonał tak zwane angielskie wyjście do rytmu Besame Mucho, które w tej chwili Enzo nakurwiał na gitarze.
- LALALLALALALALALALALALAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - i tak oto tanecznym krokiem poszli sobie, zostawiając Kathleen w pizdu, tak jak między innymi forum Kelly czy wszystkich.
zt
[Ps. Przydatne video do muzyki - https://www.youtube.com/watch?v=Vg0q0hVvyD8 ]
- Enzo Nero
Re: Wierzba Bijąca
Sob Cze 18, 2016 11:25 pm
Po puszczeniu tego mocarnego bąka przez Enzo można było zauważyć zakłócenia w czasie i przestrzeni a Giotto był tego świadkiem, dane mu bowiem było dostrzec swojego brata podającego rękę jemu samemu za dziesięć lat. Albo to bąk młodszego Nero miał jakieś magiczne właściwości. Widząc że dziewczyna już kona rzucił jej kwiaty a sam zaczął nakurwiać na gitarze utwór który wraz z bratem podjebali elvisowi przed wysłaniem go w kosmos.
-LA! LALLALALALALA LAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - Kiedy skończył ten jakże szlachetny utwór wyrzucił również gittarę która niefortunnym przypadkiem zwanym złośliwością losu lub po prostu spierdoleniem umysłowym trafiła w dziewczynę.
[z/t]
-LA! LALLALALALALA LAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - Kiedy skończył ten jakże szlachetny utwór wyrzucił również gittarę która niefortunnym przypadkiem zwanym złośliwością losu lub po prostu spierdoleniem umysłowym trafiła w dziewczynę.
[z/t]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach