- Sahir Nailah
Re: Błonia
Czw Paź 02, 2014 11:56 am
Oderwałeś wzrok od jej oczu, dłoń już cofnąłeś, którą tak pomocnie do niej wyciągnąłeś, kiedy się przewróciła - ludzie jednak są ułomni, czyż nie? A co jeden czasami to gorszy, biorąc pod uwagę że tak łatwo im o potknięcia, tak łatwo o utratę równowagi - nie to, że byś ich obrażał, że uważałeś ich za podgatunek, że, że, że... Wcale tak nie było. Mimo wszystko, prawda takowa widniała, wyryta głęboko w korzeniach twojej osobowości, żeś sam za człowieka się uważał, tylko właśnie z pewnym drobnym spaczeniem, o którym wiedziałeś tylko Ty, Dumbeldor i paru innych nauczycieli... No i Amber, tak, ale po Amber ostatnio ani widu, ani słychu, miałeś nadzieję, że nic się z nią złego nie stało, nie dało się ukryć, że ją lubiłeś i na pewno chciałbyś z nią jeszcze porozmawiać, była jedną z tego coraz liczniejszego grona osób... Wszak dla chcącego nic trudnego, a zawieranie kontaktów wcale nie było szczególnie przerażające.
Odsunąłeś się o dwa kroi, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza i kierując spojrzenie na Liama, który zarówno jak Rhiannon, chodził z tobą na pewne zajęcia - może byłeś dziwny, że zapamiętywałeś wszystkie twarze, ale taka twoja rola - obserwator doskonały, który zbyt wiele się nie udziela, a jedynie pobiera informacje - bardzo niebezpieczny, wszak niczego od siebie nie dawał, istnieć mogły tylko plotki i pomówienia, a jemu było z tym bardzo dobrze.
Czarne jak sama otchłań oczy, które niechętnie przyjmowały jakiekolwiek blaski w swe wrota, omiotły sylwetkę tego, który właśnie uniósł się tą ironią - brzmiał jak ktoś zdesperowany. Ktoś, kto bardzo chciał usłyszeć, że ktokolwiek go zna, bo... a może w sumie nie? Może po prostu był zadufanym Puchonem o wyjątkowo nieprzyjemnym usposobieniu.
- Liam Grey. - Powiedziałeś w końcu i skinąłeś głową na powitanie, uznając, że znów chyba powinien zaznaczać, że chodzą do tej samej klasy - taka była zaleta tego, że praktycznie nikt nigdy Nailaha nie zauważał, stapiał się z tłem i ginął w wieczornym mroku, jak ulotny duch, którego przekleństwem odwiecznym jest tonięcie w odłamach ludzkiej pamięci. - Czy to szyderstwo było konieczne?
Drgnąłeś lekko, kiedy usłyszałeś psiknięcie tuż obok siebie - a cóż to za zlot? Po co oni wszyscy zaczęli się tutaj schodzić, chciałeś jedynie pomóc jednej Gryfonce i już sensacja? Czy może właśnie tej sensacji poszukiwanie?
- Niedługo będzie można to nazwać zlotem szóstoklasistów... - Mruknąłeś, odwracając od nich wzrok, ale na tyle głośno, że bez problemu mogli cię usłyszeć.
Odsunąłeś się o dwa kroi, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza i kierując spojrzenie na Liama, który zarówno jak Rhiannon, chodził z tobą na pewne zajęcia - może byłeś dziwny, że zapamiętywałeś wszystkie twarze, ale taka twoja rola - obserwator doskonały, który zbyt wiele się nie udziela, a jedynie pobiera informacje - bardzo niebezpieczny, wszak niczego od siebie nie dawał, istnieć mogły tylko plotki i pomówienia, a jemu było z tym bardzo dobrze.
Czarne jak sama otchłań oczy, które niechętnie przyjmowały jakiekolwiek blaski w swe wrota, omiotły sylwetkę tego, który właśnie uniósł się tą ironią - brzmiał jak ktoś zdesperowany. Ktoś, kto bardzo chciał usłyszeć, że ktokolwiek go zna, bo... a może w sumie nie? Może po prostu był zadufanym Puchonem o wyjątkowo nieprzyjemnym usposobieniu.
- Liam Grey. - Powiedziałeś w końcu i skinąłeś głową na powitanie, uznając, że znów chyba powinien zaznaczać, że chodzą do tej samej klasy - taka była zaleta tego, że praktycznie nikt nigdy Nailaha nie zauważał, stapiał się z tłem i ginął w wieczornym mroku, jak ulotny duch, którego przekleństwem odwiecznym jest tonięcie w odłamach ludzkiej pamięci. - Czy to szyderstwo było konieczne?
Drgnąłeś lekko, kiedy usłyszałeś psiknięcie tuż obok siebie - a cóż to za zlot? Po co oni wszyscy zaczęli się tutaj schodzić, chciałeś jedynie pomóc jednej Gryfonce i już sensacja? Czy może właśnie tej sensacji poszukiwanie?
- Niedługo będzie można to nazwać zlotem szóstoklasistów... - Mruknąłeś, odwracając od nich wzrok, ale na tyle głośno, że bez problemu mogli cię usłyszeć.
- Liam Grey
Re: Błonia
Sob Paź 04, 2014 6:55 pm
Chwila. Czy on naprawdę aż tak bardzo szydził?! Ależ skąd! Przecież mówił prawdę. Śnieg topniał. Chociaż na niebie nie zauważył żadnego słońca! Ślepiec. Zawsze był ślepy na miłość. Zwłaszcza na dziewczyny. Kogo obchodziły te cholerne pudle. Dawały dupy w każdym miejscu i komu się dało. Tego zachowania nie zrozumie. Chociaż nie wszystkie. Niektóre trzymały się "na stałe" facetów. Czyżby chodziło o bogatą rodzinę? Niekoniecznie! Tej laseczki nie rozpoznawał. Jednak ją doskonale znał. Znał wszystkie plotki o każdym w hogwarcie. Mógłby robić za jakąś plotkarę, ale taki nie był. Wszystkie informacje zachowywał tylko dla siebie. Ej no, chyba to jednak był zły pomysł zakłócanie (znowu) porządku. To niezbyt dobry system się kłaniał. Dziewczyna go chamsko zignorowała. A co lepsze nawet na niego nie zerknęła. To już szczyt chamstwa. Chłopak go przywitał oschle i ozięble. No ale zawsze coś! Został zauważony. No i jak się domyślał każdy przecież go zna.
- Chciałem być po prostu miły. Jednak chyba coś takiego nie istnieje w waszym słowniku. To, że jestem bardzo szczery też pewnie wiecie, tak?- był naprawdę zdenerwowany. Jak na niego oczywiście. Zerknął jeszcze raz na dziewczynę chorą.
- mam ci pomóc iść do szpitala? Widzę, że chcesz tam wylądować na zapalenie płuc a nie przez grypę, którą wszędzie roznosisz. Grypa roznosi się drogą kropelkową. Kaszlając zatykasz usta dłonią. Potem tą samą dłoń podajesz komuś innemu! - zerknął ozięble na chłopaka. Jednak chyba przesadził bardzo. Po prostu stwierdzał fakt! Teraz ten chłopak robił się zarażony! Poklepie kogoś po plecach i już! Jej, chyba mu naprawdę odbijało. Co kogo to obchodzi?! Po co tu właściwie przyszedł? No tak. Kolejne miejsce gdzie go przeganiają.
- jaki tam zlot! kilka uczniów i już coś.. Ale.. niezbyt ważne.
- Chciałem być po prostu miły. Jednak chyba coś takiego nie istnieje w waszym słowniku. To, że jestem bardzo szczery też pewnie wiecie, tak?- był naprawdę zdenerwowany. Jak na niego oczywiście. Zerknął jeszcze raz na dziewczynę chorą.
- mam ci pomóc iść do szpitala? Widzę, że chcesz tam wylądować na zapalenie płuc a nie przez grypę, którą wszędzie roznosisz. Grypa roznosi się drogą kropelkową. Kaszlając zatykasz usta dłonią. Potem tą samą dłoń podajesz komuś innemu! - zerknął ozięble na chłopaka. Jednak chyba przesadził bardzo. Po prostu stwierdzał fakt! Teraz ten chłopak robił się zarażony! Poklepie kogoś po plecach i już! Jej, chyba mu naprawdę odbijało. Co kogo to obchodzi?! Po co tu właściwie przyszedł? No tak. Kolejne miejsce gdzie go przeganiają.
- jaki tam zlot! kilka uczniów i już coś.. Ale.. niezbyt ważne.
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Nie Paź 05, 2014 4:22 pm
Odwróciłeś głowę, już nie patrzyłeś ani na chłopaka, który podszedł do was, ani na dziewczynę, która wręcz wcisnęła się pomiędzy was, niewysoką, kichającą, która zdecydowanie powinna była odwiedzić skrzydło szpitalne, w tym wypadku akurat Liam miał całkowitą rację, tylko z drugiej strony mógł to powiedzieć w zupełnie inny sposób - była niesamowita, magiczna różnica między "przekazywaniem informacji" a "przekazywaniem informacji" - wygląda tak samo, prawda? Ale tylko na papierze, tylko na ekranie - to, co czytacie, a to, co myślicie i odróżniacie w świecie realnym, obcując z kimś, przecież rozumiecie, prawda? Narrator każdego narratora zrozumie, nawet jeśli prowadzonym przez nas postacią, żyjącym własnym życiem, zrozumienie siebie wzajem szło czasami... bardzo kiepsko. I tutaj były tego doskonałe przypadki. Nawet 4 przypadki! Każdy z innego domu, każdy prezentujący sobą zupełnie inny charakter - zaczynam osobiście podejrzewać, że to był realny spisek, by ich zebrać i stworzyć swoistą, Hogwartową bombę. Ot co.
Ściągnąłeś nieco brwi, słuchając wypowiedzi Puchona - nie brzmiał tak, jakby naprawdę chciał być miłym, wręcz przeciwnie - wydawało ci się, że ciągle przemawiało przez niego szyderstwo i kpina, ale może się myliłeś? Nikt nie jest nieomylny, z pewnością ty do geniuszy samego siebie byś nie zaliczył... W przeciwieństwie do tego puchona, który najwyraźniej miał przerost ego, albo po prostu... coś działo się nie tak, nie tyle w jego umyśle, co w jego sercu... Spojrzałeś więc uważnie na niego raz jeszcze, w jego zwierciadła duszy, które zdawałeś się łagodnie przenikać na wylot, jakbyś widział o wiele więcej, niż rozmówca chciał ci przekazać...
- Przepraszam, po prostu... wydajesz się bardzo zdenerwowany... - Najlepiej byłoby zapytać go wprost, czy coś się dzieje, ale w sumie czy miałeś prawo? Nie znaliście się jakoś wybitnie, tyle co na niektórych lekcjach siedzieliście razem, ot i wsio...
- Liam, chcesz pogadać? - Zapytałeś więc wprost, nieco się odwracając półprofilem do zebranych, by zasugerować Puchonowi, że jak ma ochotę, to mogą się przejść, zapoznać, cokolwiek - w takiej większej grupie traciło się jakoś tą... intymność? Lepiej chyba użyć słowa: "prywatność".
- Może raczej ważne. - Podsunął delikatnie - miałeś wrażenie, że chłopak się miota, że tłamsi w sobie emocje, a to nie było zdrowe i on... nie wyglądał na zdrowego. Ale nie pod względem fizycznym, nie chodziło też o żadne spaczenie psychiczne... Może się mylisz. Zawsze po prostu wychodziłeś z założenia, że każdy rodził się dobry i dobrym był - po prostu niektórzy tylko trafiali na sytuacje, które zmuszały ich do zmiany na bycie... złym.
Ściągnąłeś nieco brwi, słuchając wypowiedzi Puchona - nie brzmiał tak, jakby naprawdę chciał być miłym, wręcz przeciwnie - wydawało ci się, że ciągle przemawiało przez niego szyderstwo i kpina, ale może się myliłeś? Nikt nie jest nieomylny, z pewnością ty do geniuszy samego siebie byś nie zaliczył... W przeciwieństwie do tego puchona, który najwyraźniej miał przerost ego, albo po prostu... coś działo się nie tak, nie tyle w jego umyśle, co w jego sercu... Spojrzałeś więc uważnie na niego raz jeszcze, w jego zwierciadła duszy, które zdawałeś się łagodnie przenikać na wylot, jakbyś widział o wiele więcej, niż rozmówca chciał ci przekazać...
- Przepraszam, po prostu... wydajesz się bardzo zdenerwowany... - Najlepiej byłoby zapytać go wprost, czy coś się dzieje, ale w sumie czy miałeś prawo? Nie znaliście się jakoś wybitnie, tyle co na niektórych lekcjach siedzieliście razem, ot i wsio...
- Liam, chcesz pogadać? - Zapytałeś więc wprost, nieco się odwracając półprofilem do zebranych, by zasugerować Puchonowi, że jak ma ochotę, to mogą się przejść, zapoznać, cokolwiek - w takiej większej grupie traciło się jakoś tą... intymność? Lepiej chyba użyć słowa: "prywatność".
- Może raczej ważne. - Podsunął delikatnie - miałeś wrażenie, że chłopak się miota, że tłamsi w sobie emocje, a to nie było zdrowe i on... nie wyglądał na zdrowego. Ale nie pod względem fizycznym, nie chodziło też o żadne spaczenie psychiczne... Może się mylisz. Zawsze po prostu wychodziłeś z założenia, że każdy rodził się dobry i dobrym był - po prostu niektórzy tylko trafiali na sytuacje, które zmuszały ich do zmiany na bycie... złym.
- Liam Grey
Re: Błonia
Nie Paź 05, 2014 4:54 pm
Delikatnie przygryzł wargę. Czy aż tak było po nim widać, że był zdenerwowany? Pewnie pienił się ze złości. Oszukiwał sam siebie! To nie było najlepsze rozwiązanie. Potem się dusił. Wyżywiał się na innych. Jednak nikt nigdy nie zwracał na to zbyt szczególnej uwagi. A kogo właściwie obchodził nadęty chłoptaś? Przecież był młody i nic o życiu nie wiedział! Jeszcze długa droga go czekała. Tak przynajmniej mówili starsi i nie tylko. Jednak czy taka długa. Tamta dziewczyna nie była taka też dorosła! Jednak co go to wszystko obchodziło?! To nie było jego życie. Powinien być samolubny. Czuł, że taki jest. Był zimny. Starał się ukazywać ciepło, czułość, wrażliwość.. Przecież był puchonem a nie jakimś ślizgonem! Słabo mu to wychodziło, ale się strasznie starał. Jednak to było za mało. Uśmiechnął się do chłopaka. Widać było, że starał się być dla niego dobry.
Wow, ty mnie przepraszasz! Naprawdę niezwykłe. Pewnie tym sposobem chcesz mnie zmusić bym ja się przeprosił. Jednak..- co on znów wyprawiał. To właśnie była ta jego czułość. Chcąc nie chcąc odpychał wszystkich od siebie. Skazywał się na wyrok samotności. Nabrał powietrza do płuc i skrzyżował ręce na piersi. Naprawdę jak na cienką koszulę to było zimno. Jednak on miał dać po sobie poznać? Nigdy.
Może i miałbym ochotę porozmawiać. Jednak nie mam już pojęcia komu mogę ufać. Kto ze mnie będzie się śmiał, kto rozgłosi to po całej szkole.. i tak dalej!- wydał się zagubiony. Komu miał ufać? W ostatnich latach wszystko dusił w sobie. Jednak we wszystko się wtrącał. Wiedział, że każdy go zna. Jedni z tego, że wpycha się tam gdzie nie trzeba a drudzy z tego, że się śmiali. Kpili! Wytykali go palcami. Jednak na razie to jakoś ucichło. Był zagubiony. Nie miał czasami pojęcia co robić. Chciał złapać się za głowę i wybuchnąć. Zaszyć się gdzieś. Coś mu nie pozwalało.
Może kiedyś pogadamy. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz czas.- czyżby dawał sobie szansę?! Uh.. niezwykłe. Patrzcie! On chyba właśnie szukał przyjaciela! Pff.
Wow, ty mnie przepraszasz! Naprawdę niezwykłe. Pewnie tym sposobem chcesz mnie zmusić bym ja się przeprosił. Jednak..- co on znów wyprawiał. To właśnie była ta jego czułość. Chcąc nie chcąc odpychał wszystkich od siebie. Skazywał się na wyrok samotności. Nabrał powietrza do płuc i skrzyżował ręce na piersi. Naprawdę jak na cienką koszulę to było zimno. Jednak on miał dać po sobie poznać? Nigdy.
Może i miałbym ochotę porozmawiać. Jednak nie mam już pojęcia komu mogę ufać. Kto ze mnie będzie się śmiał, kto rozgłosi to po całej szkole.. i tak dalej!- wydał się zagubiony. Komu miał ufać? W ostatnich latach wszystko dusił w sobie. Jednak we wszystko się wtrącał. Wiedział, że każdy go zna. Jedni z tego, że wpycha się tam gdzie nie trzeba a drudzy z tego, że się śmiali. Kpili! Wytykali go palcami. Jednak na razie to jakoś ucichło. Był zagubiony. Nie miał czasami pojęcia co robić. Chciał złapać się za głowę i wybuchnąć. Zaszyć się gdzieś. Coś mu nie pozwalało.
Może kiedyś pogadamy. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz czas.- czyżby dawał sobie szansę?! Uh.. niezwykłe. Patrzcie! On chyba właśnie szukał przyjaciela! Pff.
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Nie Paź 05, 2014 5:13 pm
Urywał te zdania - co jednak, co jednak? Czekałeś, nienachalnie wciąż spoglądając w jego oczy, które łapały w ramiona otchłani, jeśli tylko się odpowiedziało spojrzeniem - była to bardzo niebezpieczna gra, a jednocześnie bardzo pożądana, ta, która łamała wszystkie lody i pozwalała na więcej, która ciągnęła do tego, żeby zaufać i oferowała bezpieczeństwa... tylko jaka była tego cena? Przecież w tym świecie nic nie było za darmo. Owszem, nie mogłeś ukryć, że niczego nie wiedziałeś o Liamie, rzucał się w oczy przez to, że robił wokół siebie dużo szumu, że starał się być w centrum uwagi, ale przez to nigdy nie był przy kimś dostatecznie długo, by zadowolić samego siebie - masz rację? Wystarczająco wiele widziałeś, aby być pewnym tak śmiałych wniosków? Zawsze wolałeś kusić się o interpretację, która rzadko cię zawodziła, a więc też bardzo rzadko doprowadzała do nad interpretowania, co było równoznaczne z błędem.
- To nie jest niezwykłe. - Szepnąłeś, ale na tyle wyraźnie, by ten szept został bez problemu przez wszystkich dosłyszany. - Nie chcę cię do niczego zmuszać, przepraszam, ponieważ źle zinterpretowałem twoje zachowanie. - Skoro twierdził, że to nie było szyderstwo... Liam był takim desperatem, który szukał bezpieczniej przystani, na tej przystani kogoś, kto go wysłucha - czy tak było naprawdę?
Jego następne słowa uderzyły cię, poruszyły twoje wolno bijące serce, udowadniając tezy, które odważyłeś się wytworzyć w głębi swego jestestwa. Był ofiarą? Ofiarą, która pragnęła znaleźć zaufanie, znaleźć kogoś, kto by bronił jego pleców i u kogo nie bałby się zobaczyć sztyletu, bo wiedziałby, że posłuży on tylko do obrony i nigdy go nie zrani?
- Jasne. - Zapewniłeś go, ulotnie się uśmiechając, łagodnie i spokojnie. - Chodzimy w końcu do tej samej klasy, na pewno będzie okazja.
- To nie jest niezwykłe. - Szepnąłeś, ale na tyle wyraźnie, by ten szept został bez problemu przez wszystkich dosłyszany. - Nie chcę cię do niczego zmuszać, przepraszam, ponieważ źle zinterpretowałem twoje zachowanie. - Skoro twierdził, że to nie było szyderstwo... Liam był takim desperatem, który szukał bezpieczniej przystani, na tej przystani kogoś, kto go wysłucha - czy tak było naprawdę?
Jego następne słowa uderzyły cię, poruszyły twoje wolno bijące serce, udowadniając tezy, które odważyłeś się wytworzyć w głębi swego jestestwa. Był ofiarą? Ofiarą, która pragnęła znaleźć zaufanie, znaleźć kogoś, kto by bronił jego pleców i u kogo nie bałby się zobaczyć sztyletu, bo wiedziałby, że posłuży on tylko do obrony i nigdy go nie zrani?
- Jasne. - Zapewniłeś go, ulotnie się uśmiechając, łagodnie i spokojnie. - Chodzimy w końcu do tej samej klasy, na pewno będzie okazja.
- Liam Grey
Re: Błonia
Nie Paź 05, 2014 5:41 pm
A więc dla tamtego przeprosiny były czymś zwyczajnym. Tak to już było jak ktoś co pięć minut powtarzał to samo. To już chyba wchodziło w nawyk. Ale tamten nie był taki! O nie, nie mógł go tak oceniać! Nie znał zbyt dobrze człowieka. Co on sobie wyobrażał?! Jednak czy teraz miał się użalać? Tak, to cały On! Wbił w niego oczy i westchnął. No i jak się spodziewał nadeszły kolejne przeprosiny. "Nie chcę cię do niczego zmuszać, przepraszam" Może jednak w pewnym sensie miał rację?! Oby nie. Chłopak naprawdę wydał się spoko. I w dodatku zainteresował się jego zachowaniem! To on jak zwykle wszystko pieprzył.
Spokojnie. Cieszę się, że się tym zainteresowałeś. To naprawdę miłe z twojej strony. Jesteś pierwszą osobą i z pewnością ostatnią. A co gorsza.. Nie mam pojęcia czemu!- no właśnie.. Od kiedy to On kogoś obchodził. Zazwyczaj (zawsze) nikt się o niego nie troszczył, nie martwił, nikogo nie obchodził! A tu nagle taka miła zmiana. Nie dość, że zwrócił na niego uwagę to jeszcze z nim rozmawia.
Zauważył na jego twarzy uśmiech i wydał się bardzo zaraźliwy. Uśmiechnął się leciutko, a jego policzkom ukazały się dołeczki.
Dzięki.- powiedział szczerze.- Na pewno. Jeśli się zdarzy okazja szykuj się na ból głowy. Najlepiej to różdżki użyć. Jest jakieś zaklęcie na wyciszenie? Hm.. nie bardzo sobie przypominam, ale byłoby bardzo przydatne!
Spokojnie. Cieszę się, że się tym zainteresowałeś. To naprawdę miłe z twojej strony. Jesteś pierwszą osobą i z pewnością ostatnią. A co gorsza.. Nie mam pojęcia czemu!- no właśnie.. Od kiedy to On kogoś obchodził. Zazwyczaj (zawsze) nikt się o niego nie troszczył, nie martwił, nikogo nie obchodził! A tu nagle taka miła zmiana. Nie dość, że zwrócił na niego uwagę to jeszcze z nim rozmawia.
Zauważył na jego twarzy uśmiech i wydał się bardzo zaraźliwy. Uśmiechnął się leciutko, a jego policzkom ukazały się dołeczki.
Dzięki.- powiedział szczerze.- Na pewno. Jeśli się zdarzy okazja szykuj się na ból głowy. Najlepiej to różdżki użyć. Jest jakieś zaklęcie na wyciszenie? Hm.. nie bardzo sobie przypominam, ale byłoby bardzo przydatne!
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Nie Paź 05, 2014 5:56 pm
To nie były kolejne przeprosiny, to było wytłumaczenie poprzednich, które Liam kiepsko odebrał, ale i w tym wypadku najwyraźniej to nie wyszło - niestety o tym Nailah nie miał zielonego pojęcia, bo wbrew swych chęci nie potrafił siedzieć w głowach nikogo - owszem, było to możliwe, w końcu istniało to zaklęcie, które pozwalało się tak jak wedrzeć do czyjegoś umysłu, tak i przed tym obronić, ale czarnowłosy jak na razie nie miał ani czasu, ani chęci, by poświęcać temu odpowiednią ilość czasu, by się w tym wyszkolić - jeszcze będzie niejedna okazja, nic straconego, zwłaszcza, że życie bardzo będzie mu się wydłużać, jeśli nie dojdzie do żadnej tragedii, oczywiście... I nie, Sahir nie miał w zwyczaju przepraszać, bo bardzo, ale to bardzo rzadko robił cokolwiek, co by go do przepraszania skłaniało - był osobą, która myślała nad tym, co mówi, nie paplała trzy po trzy, mówił powoli, spokojnie, donikąd się nie śpiesząc - takowych nazywano popularnie "flegmatykami". Nie widział powodów, dla których miałby biec przed siebie, wolał przystanąć, zastanowić się, zwłaszcza teraz, kiedy sam zaczynał wypełzać z mroku i podnosić się, kiedy zaczynał wreszcie dostrzegać promienie światła...
- Może to kwestia napotykania na nieodpowiednie osoby... Na pewno nie jestem ostatni. - Zapewnił go - tak naprawdę w większości takich przypadków okazywanie pożałowania było najgorszą rzeczą, jaką można było zrobić wobec takiej osoby, a z pewnością wobec chłopaka - wystarczyło podnieść na duchu, być sobą... Wydawało ci się, że jemu bardzo blisko do otworzenia się, do swoistego "rozklejenia" i wcale nie mam tutaj na myśli rozpłakania.
Zauważyłeś już, że chłopak wiele mówi, ale wcale ci to nie przeszkadzało, to wręcz lepiej, bo sam wolałeś słuchać, niż się udzielać - już taki po prostu byłeś.
- Każda historia jest warta wysłuchania. - Dlaczego jego miałaby nie być? - Jeśli lubisz czekoladę, zawsze mogę spróbować cię nią zatkać. - Puścił mu oczko, uśmiechając się nieco szerzej.
- Może to kwestia napotykania na nieodpowiednie osoby... Na pewno nie jestem ostatni. - Zapewnił go - tak naprawdę w większości takich przypadków okazywanie pożałowania było najgorszą rzeczą, jaką można było zrobić wobec takiej osoby, a z pewnością wobec chłopaka - wystarczyło podnieść na duchu, być sobą... Wydawało ci się, że jemu bardzo blisko do otworzenia się, do swoistego "rozklejenia" i wcale nie mam tutaj na myśli rozpłakania.
Zauważyłeś już, że chłopak wiele mówi, ale wcale ci to nie przeszkadzało, to wręcz lepiej, bo sam wolałeś słuchać, niż się udzielać - już taki po prostu byłeś.
- Każda historia jest warta wysłuchania. - Dlaczego jego miałaby nie być? - Jeśli lubisz czekoladę, zawsze mogę spróbować cię nią zatkać. - Puścił mu oczko, uśmiechając się nieco szerzej.
- Kitty Runcorn
Re: Błonia
Pon Paź 06, 2014 8:38 pm
Apsik...
Jakie to smutne, tę mniej lub bardziej podniosłą scenę, pojednania, wielkich obietnic i planów, przerwało coś tak prozaicznego, zwykłego, naturalnego jak katar. Przyszedł katar i rozwalił wszystko, katar o rudych włosach, związanych w warkocz, o zielonych oczach, w których czaiły się diabelskie ogniki, nie mierzący więcej jak metr pięćdziesiąt pięć wzrostu i to i tak tylko w momentach, gdy postanowił stanąć na palcach, ten ów mały katarek pojawił się w miejscu, gdzie chyba nie powinno go być. Nie chciany, zapomniany, z ciekawością wpatrywał się w czubki swoich bucików, rozważając co też powinien wybrać na dzisiejszą kolację, te myśli przeplatały się z planami podboju świata i rozważaniu teorii bliźniaczych hipogryfów, będącą lepszą wersją mugolskiego paradoksu bliźniąt.
Apsik...
Biedna Kicia, biedni wszyscy, takie wielkie rozkminy rozwalone przez zwykłe potrzeby organizmu ludzkiego. Nic innego nie pozostaje jak złapać się za głowę i rozpaczać nad jednoczesną głębią i prostotą życia ludzkiego.
Apsik...
Wyrwana z biegu swoich myśli przygląda się stojącym obok ludziom. Nie wyglądają jakoś szczególnie, do dzisiejszego dnia raczej nie miała z nimi styczności, a jeśli miała to nie zarejestrowała tego momentu, była, a może go nie było nikt go nie wie.
-Dobra historia jest więcej warta niż garnek złota.- Wypaliła nagle Kicia, niby do siebie, a może do nich. Czyżby chciała przypomnieć wszystkim o swojej osobie, a może była to część jakiejś dłuższego monologu toczącego się w środku Ślizgonki. Tego nie wie nikt.
Jakie to smutne, tę mniej lub bardziej podniosłą scenę, pojednania, wielkich obietnic i planów, przerwało coś tak prozaicznego, zwykłego, naturalnego jak katar. Przyszedł katar i rozwalił wszystko, katar o rudych włosach, związanych w warkocz, o zielonych oczach, w których czaiły się diabelskie ogniki, nie mierzący więcej jak metr pięćdziesiąt pięć wzrostu i to i tak tylko w momentach, gdy postanowił stanąć na palcach, ten ów mały katarek pojawił się w miejscu, gdzie chyba nie powinno go być. Nie chciany, zapomniany, z ciekawością wpatrywał się w czubki swoich bucików, rozważając co też powinien wybrać na dzisiejszą kolację, te myśli przeplatały się z planami podboju świata i rozważaniu teorii bliźniaczych hipogryfów, będącą lepszą wersją mugolskiego paradoksu bliźniąt.
Apsik...
Biedna Kicia, biedni wszyscy, takie wielkie rozkminy rozwalone przez zwykłe potrzeby organizmu ludzkiego. Nic innego nie pozostaje jak złapać się za głowę i rozpaczać nad jednoczesną głębią i prostotą życia ludzkiego.
Apsik...
Wyrwana z biegu swoich myśli przygląda się stojącym obok ludziom. Nie wyglądają jakoś szczególnie, do dzisiejszego dnia raczej nie miała z nimi styczności, a jeśli miała to nie zarejestrowała tego momentu, była, a może go nie było nikt go nie wie.
-Dobra historia jest więcej warta niż garnek złota.- Wypaliła nagle Kicia, niby do siebie, a może do nich. Czyżby chciała przypomnieć wszystkim o swojej osobie, a może była to część jakiejś dłuższego monologu toczącego się w środku Ślizgonki. Tego nie wie nikt.
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Pon Paź 06, 2014 9:34 pm
Skierowałeś spojrzenie na Ślizgonkę, która jak dotąd stała obok was, bardziej chyba skupiona na własnych butach, może na śniegu - albo w ogóle nie była w stanie dostrzec podłoża, możliwe, że rozpierała ją gorączka - kichała co chwilę, kiedy oni zajęli się sami sobą podczas tej krótkiej pogadanki, a teraz nagle odezwała - słuchała ich, czy może bujała gdzieś w obłokach? Znałeś ją z imienia, tak jak wszystkich tutaj obecnych, ale niewiele o niej wiedziałeś, może po prostu taka była? Nie zwracała na siebie nadmiernej uwagi, bajając w obłokach? Nie byłeś żadnym pisarzem, co to by tworzył dzieła o tych, którzy mieszkają w Hogwarcie i pisać ich biografie, żyłeś raczej własnym życiem, dryfowałeś po własnych przestworzach, w których nie było samotności.
- Taak... - Odpowiedziałeś przeciągle, już nie siląc się na uśmiech, kiedy otchłań twych oczu na nowo spoczęły na twojej rówieśniczce - odetchnąłeś, wędrując spojrzeniem w bok, tam, gdzie przechadzali się inni uczniowie Hogwartu - słońce zaczęło ci już mocno doskwierać, tak samo jak cała ta wrzawa, która za mocno atakowała twoje zmysły.
- Może odprowadzić cię do skrzydła? I tak idę do zamku. - Odezwałeś się cicho do Ślizgonki.
- Taak... - Odpowiedziałeś przeciągle, już nie siląc się na uśmiech, kiedy otchłań twych oczu na nowo spoczęły na twojej rówieśniczce - odetchnąłeś, wędrując spojrzeniem w bok, tam, gdzie przechadzali się inni uczniowie Hogwartu - słońce zaczęło ci już mocno doskwierać, tak samo jak cała ta wrzawa, która za mocno atakowała twoje zmysły.
- Może odprowadzić cię do skrzydła? I tak idę do zamku. - Odezwałeś się cicho do Ślizgonki.
- Kitty Runcorn
Re: Błonia
Wto Paź 14, 2014 6:32 pm
Apsik
Kacia wzdycha. Nagle nie wiadomo z jakiej paki zaczyna wspominać. Przypomina sobie siebie sprzed lat, małego rudego szkraba, który pragnął zawojować świat. Chciał wszystko zmieniać, tworzyć od nowa, ład, porządek. Wyznaczać nowe zasady, zmieniać wszystko co stare i zastępować je czymś innym, zburzyć ściany starego świata, na jego zgliszczach zbudować coś wielkiego, coś godnego uwagi, coś co miało by sens, ręce i nogi, było by na swój sposób logiczne, mimo że w całości było by jej pozbawione. Fakt, że niszczenie nigdy nie będzie należeć do posunięć logicznych, nie jest to jednak rzecz ważna, ot kolejny mankament, nic nie znaczący szczególik, nie warty uwagi, możliwy do pominięcia we wstępnej fazie planowania.
Niezauważalna, niedostrzegalna, a może nie warta zapamiętania, Kiciu czy Ciebie to dotyczy. Ciebie może i nie widać, ale ty widzisz wszystko, wsłuchujesz się w brzmienie ludzkich głosów, doszukujesz się każdej choćby kosmetycznej zmiany na ich twarzach, chłoniesz ich słowa jak gąbka, układając w głowie kolejną historię. Kolejną do kolekcji. Lubisz to, nigdy nie lubiłaś ludzi, ale lubisz ich poznawać, oceniać, ustawiać na półkach jako swoje zabawki. Jednak nie na długo, szybko się nudzisz, a może tylko tak sobie wmawiasz, boisz się przywiązać, boisz się, że ktoś stanie się dla ciebie ważny i wtedy stracisz władze nad częścią swojego życia. Już nie będzie tylko twoje, będzie jeszcze czyjeś. Tego byś nie chciała. Nie zapamiętywana, nikt nie chce pamiętać nieprzyjemnych epizodów, ty taka jesteś. Porywasz kogoś, udajesz zachwycenie jego osobą, spijasz każde słowo z jego warg, a potem ni stąd ni zowąt, porzucasz jak niemodną parę starych rękawiczek, bo nudne, poznane. Cóż taka już jesteś tego nie zmienisz.
Apsik
Słyszy jego głos, niedenerwujący, a może nawet przyjemny. To plus. Najgorsi są Ci, którzy mają denerwujące głosy bo choćby ich historie były najlepsze na świecie to słuchać się ich nie da. W milczeniu przetrawia jego słowa, jakby chciała wyczytać z nich wszystko i jeszcze trochę. Jakby ukryte były za nimi drugie drzwi, tajemnicze dno w sekretarzyku, ukryte pod stertą nie istotnych papierzysk.
-To dobry pomysł. Sama zapewne nie trafię. Nigdy mi się to nie udaję. Idę, idę, niby prosto, niby droga mi znajoma, a jednak nie. Nim się zdarzę zorientować już jestem na siódmym piętrze, albo błądzę gdzieś pomiędzy kuchnią, a lochami. Tak to dobry pomysł. Jeśli byłbyś tak uprzejmy to z chęcią skorzystam z twojej pomocy. Tak ciężko dziś o pomoc, kiedy wszyscy patrzą na ciebie przez pryzmat domu, prędzej nogę Ci podstawią niż wyciągną pomocną dłoń. Idźmy zatem.
Głos miała cichy, delikatny, lekko śpiewny, można by rzec przyjemny dla ucha. Styl jej mówienia zdawał się żywcem być wyjęty z jakiejś dziewiętnastowiecznej powieści, tak jakby zamiast Katheriny Runcorn na jej miejscu stanęła Katarzyna Morland albo Elizabeth Bennet. Czasami gdy w głowie Ślizgonki zaczynała kłębić się nuda, ta by odpędzić ją czym szybciej wymyślała sobie jakąś grę. Raz polegała o na na tym, że stawiać stopy mogła jedynie na krawędziach kamiennych płyt, innym razem mówić miała wspak, tym razem koncept na starodawnym stylu mowy polegał.
Apsik.
Kacia wzdycha. Nagle nie wiadomo z jakiej paki zaczyna wspominać. Przypomina sobie siebie sprzed lat, małego rudego szkraba, który pragnął zawojować świat. Chciał wszystko zmieniać, tworzyć od nowa, ład, porządek. Wyznaczać nowe zasady, zmieniać wszystko co stare i zastępować je czymś innym, zburzyć ściany starego świata, na jego zgliszczach zbudować coś wielkiego, coś godnego uwagi, coś co miało by sens, ręce i nogi, było by na swój sposób logiczne, mimo że w całości było by jej pozbawione. Fakt, że niszczenie nigdy nie będzie należeć do posunięć logicznych, nie jest to jednak rzecz ważna, ot kolejny mankament, nic nie znaczący szczególik, nie warty uwagi, możliwy do pominięcia we wstępnej fazie planowania.
Niezauważalna, niedostrzegalna, a może nie warta zapamiętania, Kiciu czy Ciebie to dotyczy. Ciebie może i nie widać, ale ty widzisz wszystko, wsłuchujesz się w brzmienie ludzkich głosów, doszukujesz się każdej choćby kosmetycznej zmiany na ich twarzach, chłoniesz ich słowa jak gąbka, układając w głowie kolejną historię. Kolejną do kolekcji. Lubisz to, nigdy nie lubiłaś ludzi, ale lubisz ich poznawać, oceniać, ustawiać na półkach jako swoje zabawki. Jednak nie na długo, szybko się nudzisz, a może tylko tak sobie wmawiasz, boisz się przywiązać, boisz się, że ktoś stanie się dla ciebie ważny i wtedy stracisz władze nad częścią swojego życia. Już nie będzie tylko twoje, będzie jeszcze czyjeś. Tego byś nie chciała. Nie zapamiętywana, nikt nie chce pamiętać nieprzyjemnych epizodów, ty taka jesteś. Porywasz kogoś, udajesz zachwycenie jego osobą, spijasz każde słowo z jego warg, a potem ni stąd ni zowąt, porzucasz jak niemodną parę starych rękawiczek, bo nudne, poznane. Cóż taka już jesteś tego nie zmienisz.
Apsik
Słyszy jego głos, niedenerwujący, a może nawet przyjemny. To plus. Najgorsi są Ci, którzy mają denerwujące głosy bo choćby ich historie były najlepsze na świecie to słuchać się ich nie da. W milczeniu przetrawia jego słowa, jakby chciała wyczytać z nich wszystko i jeszcze trochę. Jakby ukryte były za nimi drugie drzwi, tajemnicze dno w sekretarzyku, ukryte pod stertą nie istotnych papierzysk.
-To dobry pomysł. Sama zapewne nie trafię. Nigdy mi się to nie udaję. Idę, idę, niby prosto, niby droga mi znajoma, a jednak nie. Nim się zdarzę zorientować już jestem na siódmym piętrze, albo błądzę gdzieś pomiędzy kuchnią, a lochami. Tak to dobry pomysł. Jeśli byłbyś tak uprzejmy to z chęcią skorzystam z twojej pomocy. Tak ciężko dziś o pomoc, kiedy wszyscy patrzą na ciebie przez pryzmat domu, prędzej nogę Ci podstawią niż wyciągną pomocną dłoń. Idźmy zatem.
Głos miała cichy, delikatny, lekko śpiewny, można by rzec przyjemny dla ucha. Styl jej mówienia zdawał się żywcem być wyjęty z jakiejś dziewiętnastowiecznej powieści, tak jakby zamiast Katheriny Runcorn na jej miejscu stanęła Katarzyna Morland albo Elizabeth Bennet. Czasami gdy w głowie Ślizgonki zaczynała kłębić się nuda, ta by odpędzić ją czym szybciej wymyślała sobie jakąś grę. Raz polegała o na na tym, że stawiać stopy mogła jedynie na krawędziach kamiennych płyt, innym razem mówić miała wspak, tym razem koncept na starodawnym stylu mowy polegał.
Apsik.
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Sro Paź 15, 2014 9:58 pm
Patrzyłeś na nią łagodnie, niewymuszenie, widząc, że Puchon zajął się swoimi myślami i na chwilę zamilknął - nie to, że za dużo mówił, zwyczajnie wyglądał na takiego, który potrzebował powiedzieć więcej, wydusić z siebie to, co od dawna tłamsił na dnie wątroby, żeby trochę rozluźnić pętle, która się na jego wnętrznościach zaciskała - dopiero wtedy można było wziąć pełen oddech i się nie dusić, lecz ty..? Oddychałeś spokojnie, otaczała cię aura, z którą nie dało się rywalizować - aura, której jakby nie było... Tchnęła zupełnym zastojem i uosobieniem obietnicy marazmu, w którym można się było zanurzyć, kiedy zlęknione i strapione serca potrzebowały zastoju. Może to wina tego, że tak łatwo było zajrzeć w jego oczy - czarne, idealnie czarne i niemal matowe - niewiele blasków się w nich odbijało, nie można było się w nich przejrzeć - mówią, że oczy to zwierciadła, że to lustro duszy, lecz jego były niczym otchłań, która pochłaniała wszystko, na czym wylądowała, porywając przedmioty, postaci, powietrze, we wszechobecny mrok kosmosu, w którym ilość zagadek i nieodkrytych szlaków, planet i gwiazd kusiła, naszeptując do ucha złudne obietnice, że znajdzie się tam skarby, o jakich się nie śniło największym poszukiwaczom... Więc się nurkowało w ten ocean. Płynęło coraz głębiej, chciało się dotknąć dna, miało się wrażenie, że można nawet dotknąć zamkniętej skrzyni, że nawet się ją widziało... Ale trzeba się było wynurzyć. Trzeba było. Przecież nikt nie wytrzyma długo bez tlenu.
Trudno powiedzieć, żeby to od domu zależały kontakty z daną osobą, chociaż przecież mówiło się, że każdy miał swoją specyfikę, że trafiały pod skrzydła konkretnych opiekunów uczniowie, którzy mieli w jakiś sposób określone cechy główne i czarnowłosy miał to na uwadze, lecz dlaczego miałby się zrażać od razu tylko dlatego, że dana osoba była ze Slytherinu? Dlaczego miałby nie pomóc dziewczynie, z którą chodził na jeden rok, skoro wydawała się słaba, schorowana i niepotrzebnie zresztą marzła, a ty i tak zamierzałeś schować się w cieniu zamku i ułożyć do snu?
Nie umknęło jego uwadze sposób, w jaki Kitty się wypowiadała - sposób zupełnie nie pasujący do kogoś, kto winien być w jego wieku, ale jednocześnie było to dla niego oczywistym, że w nim jest - nie czuć było od niej czarnej magii, demonicznego przekleństwa, ni wampiryzmu - odepchnąłeś więc to wrażenie w kąt, spoglądając na nią przeciągle, kiedy gestem wskazałeś jej miejsce obok siebie i ruszyłeś, kiedy już przepuściłeś ją przodem, równając się z nią krokiem, spowrotem wsuwając dłonie w kieszenie płaszcza.
- Do zobaczenia. - Odwróciłeś jeszcze na chwilę głowę, żegnając się z Rhiannon i Liamem. - Myśli wędrują daleko poza ziemię, czy to brak przyzwyczajenia do zgubnych ścieżek Hogwartu..? - Zwróciłeś się już wprost do dziewczyny - niezwykłej, to mogłeś powiedzieć już na starcie, której wzrok ci się nie spodobał, bo wiedziałeś, że należy do tych rozumnych, do tych, które lubiły odkrywać tajemnicę - znowu trafne założenie, czy może okaże się fałszem? Nie sposób było podważyć inteligencji Ślizgonki. Takich rzeczy nie dało się ukrywać w oczach, ni przykrywać je fałszywymi złudzeniami.
Trudno powiedzieć, żeby to od domu zależały kontakty z daną osobą, chociaż przecież mówiło się, że każdy miał swoją specyfikę, że trafiały pod skrzydła konkretnych opiekunów uczniowie, którzy mieli w jakiś sposób określone cechy główne i czarnowłosy miał to na uwadze, lecz dlaczego miałby się zrażać od razu tylko dlatego, że dana osoba była ze Slytherinu? Dlaczego miałby nie pomóc dziewczynie, z którą chodził na jeden rok, skoro wydawała się słaba, schorowana i niepotrzebnie zresztą marzła, a ty i tak zamierzałeś schować się w cieniu zamku i ułożyć do snu?
Nie umknęło jego uwadze sposób, w jaki Kitty się wypowiadała - sposób zupełnie nie pasujący do kogoś, kto winien być w jego wieku, ale jednocześnie było to dla niego oczywistym, że w nim jest - nie czuć było od niej czarnej magii, demonicznego przekleństwa, ni wampiryzmu - odepchnąłeś więc to wrażenie w kąt, spoglądając na nią przeciągle, kiedy gestem wskazałeś jej miejsce obok siebie i ruszyłeś, kiedy już przepuściłeś ją przodem, równając się z nią krokiem, spowrotem wsuwając dłonie w kieszenie płaszcza.
- Do zobaczenia. - Odwróciłeś jeszcze na chwilę głowę, żegnając się z Rhiannon i Liamem. - Myśli wędrują daleko poza ziemię, czy to brak przyzwyczajenia do zgubnych ścieżek Hogwartu..? - Zwróciłeś się już wprost do dziewczyny - niezwykłej, to mogłeś powiedzieć już na starcie, której wzrok ci się nie spodobał, bo wiedziałeś, że należy do tych rozumnych, do tych, które lubiły odkrywać tajemnicę - znowu trafne założenie, czy może okaże się fałszem? Nie sposób było podważyć inteligencji Ślizgonki. Takich rzeczy nie dało się ukrywać w oczach, ni przykrywać je fałszywymi złudzeniami.
- Kitty Runcorn
Re: Błonia
Czw Paź 16, 2014 2:11 pm
Stojąc na środku błoni dziewczyna czuje jak chłodny zimowy wiatr szczypie ją w policzki, plącze rude kosmyki, szepce do ucha ciche obietnice. Chce ją porwać ze sobą, zabrać przed siebie tam gdzie zamek Białej Czarownicy, gdzie nadzieja zamarzła, a różowe policzki są codziennością. Szepce do niej, mówi, głos jego rozpalony, w amoku. Zwariował, on lutowy podmuch, chce porwać ją tam gdzie już niczego nie ma, gdzie będą tylko oni i cisza, ale ona nie jest stworzona do tego miejsca, jej kraina to chaos, ruch, tłok. Tylko tam jest naprawdę sobą, tam gdzie ciasne zasady próbują wziąć górę nad jej samowystarczalnością, nad jej ekspresją. Tam gdzie może się buntować przeciw samej sobie lub przeciw całemu światu. Gdzie ogranicza ją tylko słaba ludzka powłoka, stworzona ze skóry, kości, duszy.
On się nie poddaje, jego głos jednak ciągle słabnie, niknie gdzieś w szeleście myśli, huku wspomnień, w echu życia. Zostaje tylko cień, który ostatnimi siłami trzyma się długiego kolczyka, srebrnego, w kształcie smoczego skrzydła, z owalnym szmaragdem wielkości pięciu główek od szpilki.
Przez chwilę trwają w marazmie, zatopieni w swoich własnych myślach. Zielone, żywe, zbyt żywe oczy przesuwają się po zebranych. Cichej Gryfonce, która była, a może jej się tylko wydaje, że ją widzi, czyżby była zmyślona, przez jej zmęczony chorobą umysł, przyćmiony i nie działający do końca sprawnie, a może Puchon też jest tylko niekorzystnym załamaniem światła, chociaż Ślizgonka jest gotowa postawić swoją rękę, że wcześniej mówił, i to jak takie wyrzutu do całego świata nie słyszała już od bardzo dawna, a sama znała się na nich jak mało kto.
Ruszyli. Otępienie zostało przerwane przez ruch. Ten błogosławiony, zawsze piękny, perfekcyjny, ratujący ludzkie dusze przed złymi wpływami melancholii.
-Nie jestem pewna co takiego stanu rzeczy jest powodem. Choć prawdą jest, że od zawsze miałam skłonność do odpływania myślami gdzieś daleko, oczywiście o ile w danym momencie nie byłam zajęta czymś innym jak na przykład interesującą rozmową. Uważam jednak, że posiadanie głowy w chmurach nie jest jedynym powodem takiego stanu rzeczy, od najmłodszych bodaj lat nigdy nie posiadałam za grosz orientacji w terenie, co skutkowało tym, że nawet we własnym domu dane było mi się zgubić w drodze na śniadanie, a odnaleźć się gdzieś na pięć minut przed drugim. Tak na taki stan rzeczy łączy się wiele składowych, ale przecież nie powinniśmy teraz rozmawiać o ułomnościach jednej, małej Ślizgonki, którą taki stan rzeczy przedstawia w bardzo niekorzystnym świetle, a przecież jak wiadomo, damę winno się zawsze pokazywać w świetle dla niej jak najkorzystniejszym. Och... przepraszam, rozgadałam się, ale cóż tak to już z nami niewiastami bywa, że łatwo dajemy się ponieść potokowi słów, wychodzącemu z naszych ust, nawet nie dostrzegając tego, że nie pozwalamy dojść do słowa osobie nam towarzyszącej.- Powiedziała robiąc minę, którą ktoś nieznający jej zdolności aktorskich mógłby uznać za prawdziwą skruchę. Cóż bardziej mylnego.
Przyglądała mu się z ciekawością. Chciała coś z niego wyczytać, chciała z niego czytać jak z otwartej księgi. Ach ciekawość, była nią przeżarta na wskroś. Zawsze chciała wszystko wiedzieć, szczególnie o tajemniczym Krukonie, który przez tyle lat udało się uniknąć jej szmaragdowych ślepi. Przyglądała się jego twarzy, ciemnym oczom, które zdawały się pochłaniać światło, w których coś zdawało się ukrywać. Coś fascynującego, coś co przyciągało ją, kazało się zatapiać w tym spojrzeniu. Tonąć w nim, płynąć do dna, zapominając o potrzebie wzięcia oddechu.
On się nie poddaje, jego głos jednak ciągle słabnie, niknie gdzieś w szeleście myśli, huku wspomnień, w echu życia. Zostaje tylko cień, który ostatnimi siłami trzyma się długiego kolczyka, srebrnego, w kształcie smoczego skrzydła, z owalnym szmaragdem wielkości pięciu główek od szpilki.
Przez chwilę trwają w marazmie, zatopieni w swoich własnych myślach. Zielone, żywe, zbyt żywe oczy przesuwają się po zebranych. Cichej Gryfonce, która była, a może jej się tylko wydaje, że ją widzi, czyżby była zmyślona, przez jej zmęczony chorobą umysł, przyćmiony i nie działający do końca sprawnie, a może Puchon też jest tylko niekorzystnym załamaniem światła, chociaż Ślizgonka jest gotowa postawić swoją rękę, że wcześniej mówił, i to jak takie wyrzutu do całego świata nie słyszała już od bardzo dawna, a sama znała się na nich jak mało kto.
Ruszyli. Otępienie zostało przerwane przez ruch. Ten błogosławiony, zawsze piękny, perfekcyjny, ratujący ludzkie dusze przed złymi wpływami melancholii.
-Nie jestem pewna co takiego stanu rzeczy jest powodem. Choć prawdą jest, że od zawsze miałam skłonność do odpływania myślami gdzieś daleko, oczywiście o ile w danym momencie nie byłam zajęta czymś innym jak na przykład interesującą rozmową. Uważam jednak, że posiadanie głowy w chmurach nie jest jedynym powodem takiego stanu rzeczy, od najmłodszych bodaj lat nigdy nie posiadałam za grosz orientacji w terenie, co skutkowało tym, że nawet we własnym domu dane było mi się zgubić w drodze na śniadanie, a odnaleźć się gdzieś na pięć minut przed drugim. Tak na taki stan rzeczy łączy się wiele składowych, ale przecież nie powinniśmy teraz rozmawiać o ułomnościach jednej, małej Ślizgonki, którą taki stan rzeczy przedstawia w bardzo niekorzystnym świetle, a przecież jak wiadomo, damę winno się zawsze pokazywać w świetle dla niej jak najkorzystniejszym. Och... przepraszam, rozgadałam się, ale cóż tak to już z nami niewiastami bywa, że łatwo dajemy się ponieść potokowi słów, wychodzącemu z naszych ust, nawet nie dostrzegając tego, że nie pozwalamy dojść do słowa osobie nam towarzyszącej.- Powiedziała robiąc minę, którą ktoś nieznający jej zdolności aktorskich mógłby uznać za prawdziwą skruchę. Cóż bardziej mylnego.
Przyglądała mu się z ciekawością. Chciała coś z niego wyczytać, chciała z niego czytać jak z otwartej księgi. Ach ciekawość, była nią przeżarta na wskroś. Zawsze chciała wszystko wiedzieć, szczególnie o tajemniczym Krukonie, który przez tyle lat udało się uniknąć jej szmaragdowych ślepi. Przyglądała się jego twarzy, ciemnym oczom, które zdawały się pochłaniać światło, w których coś zdawało się ukrywać. Coś fascynującego, coś co przyciągało ją, kazało się zatapiać w tym spojrzeniu. Tonąć w nim, płynąć do dna, zapominając o potrzebie wzięcia oddechu.
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Czw Paź 16, 2014 6:37 pm
Odwróciłeś od niej spojrzenie, żeby spojrzeć przed siebie, na wydeptaną dróżkę, która na błonia prowadziła i ku ławeczkom, na których każdy mógł znaleźć swoją minutkę wytchnienia lub zabawy pośród wszystkich uczniów - Hogwart zawsze był pełny przeróżnych uczniów, nie sposób było ich wszystkich zapamiętać, wszystkich poznać, niektórzy zniechęcali do dalszych relacji, inni wręcz przeciwnie, niektórzy byli otwartymi księgami, inni je czytali i sami zamykali swoją - różność charakterów w jednym miejscu mogłaby stanowić ludzkie zoo... I chyba dlatego też ściągała do siebie persony bardziej i mniej dziwne, którzy potem osiedlali się tutaj jako profesorowie - byli ci normalniejsi, owszem, ale chyba górowali ci... tylko pozornie normalni, lub ci szaleni, co nawet nie próbowali tego ukrywać. Jak profesor Charles. Już samo to, jaką zbieraninę osobowości stworzyli w tej małej grupce, w której znalazł się każdy z przedstawicieli domu Hogwartu stanowił tylko potwierdzenie tych niezaprzeczalnych faktów - niby każdy reprezentował jakąś cechę swojego domu, na dobrą sprawę mogli być bardzo schematyczni, tak jak i ta Ślizgonka, która właśnie koło Krukona stąpała, mogła się okazać po prostu doskonałą aktoreczką, która udaje, która kusi i wodzi za nos, a czarnowłosy po prostu łatwowiernie się jej grze poddawał, nieświadom, że poza maską, którą na siebie zakładała, mogło być coś więcej... Prawda? Na swoje szczęście (nie potrafiłby tego traktować jako nieszczęścia, czytanie w myślach to byłoby kolejne przekleństwo, któremu nie chciałeś się poddawać) nie trenował legilimencji, dlatego wszystko pozostawało jedynie kwestią jego odczuć i opierało się na jego doświadczeniu obcowania z ludźmi.
Jeszcze nigdy się na nim nie przejechał.
- Istotnie. - Powiedział po prostu, ulotnie przejeżdżając po jej twarzy spojrzeniem, ulotnie się uśmiechając, nim znowu nie odwróciłeś głowy, by spoglądać na drogę, którą Kitty prowadziłeś. - To raczej wina braku koncentracji, niż słabej orientacji. - Słaba orientacja w terenie zaczynała widnieć w tym gąszczu wytłumaczeń jak poszukiwanie wymówki dla tego, że rozpieszczona panienka z bogatego domu po prostu nie miała ochoty za bardzo koncentrować się na rzeczach, które powinno się jej podawać jak na tacy pod nosek. - Wystarczy bardziej się skupić i nawet z problemem odnajdywania się, wszędzie można dotrzeć. - Uśmiechnął się nawet ciepło, ale nadal tak słabo, jakby ten uśmiech był nierealny, zbyt enigmatyczny, by go pochwycić i przyjąć do siebie na pewno. Delikatnie dryfował ponad możliwością pojęcia i uchwycenia, chłodny, nieobecny, a przecież realny, nawet jeśli mienił się idyllicznym srebrem jak księżyc na niebie w pełni. - Nie mniej jednak czuję się zobowiązany pomóc, jeśliś zbłąkana.
I tak jak obiecał - odprowadził ją pod próg skrzydła, pożegnał się krótko i odszedł w swoją stronę.
[z/t]
Jeszcze nigdy się na nim nie przejechał.
- Istotnie. - Powiedział po prostu, ulotnie przejeżdżając po jej twarzy spojrzeniem, ulotnie się uśmiechając, nim znowu nie odwróciłeś głowy, by spoglądać na drogę, którą Kitty prowadziłeś. - To raczej wina braku koncentracji, niż słabej orientacji. - Słaba orientacja w terenie zaczynała widnieć w tym gąszczu wytłumaczeń jak poszukiwanie wymówki dla tego, że rozpieszczona panienka z bogatego domu po prostu nie miała ochoty za bardzo koncentrować się na rzeczach, które powinno się jej podawać jak na tacy pod nosek. - Wystarczy bardziej się skupić i nawet z problemem odnajdywania się, wszędzie można dotrzeć. - Uśmiechnął się nawet ciepło, ale nadal tak słabo, jakby ten uśmiech był nierealny, zbyt enigmatyczny, by go pochwycić i przyjąć do siebie na pewno. Delikatnie dryfował ponad możliwością pojęcia i uchwycenia, chłodny, nieobecny, a przecież realny, nawet jeśli mienił się idyllicznym srebrem jak księżyc na niebie w pełni. - Nie mniej jednak czuję się zobowiązany pomóc, jeśliś zbłąkana.
I tak jak obiecał - odprowadził ją pod próg skrzydła, pożegnał się krótko i odszedł w swoją stronę.
[z/t]
- Kim Miracle
Re: Błonia
Pią Paź 31, 2014 9:15 pm
Kim wyszła na zewnątrz opatulona w puchaty szalik, grubą kurtkę i czapkę z uszami kota w barwie czerni – dostała ją od Maxa. Lubiła wychodzić na zewnątrz zwłaszcza, gdy na dworze jeszcze był śnieg, bo zima to jej ulubiona pora roku i chciała korzystać z tego, że już niebawem się skończy.
Tak więc spacerowała wolnym krokiem po błoniach i patrzyła na płatki śniegu, które powoli spadały z nieba. Jej myśli znowu zaprzątał Daniel. Tylko Simon wie co się wydarzyło pewnego dnia, ale Kim nie chce o tym wspominać. Nawet nie chce tego dopuścić do świadomości. Jeśli Daniel nic nie pamięta to ona też może.
Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła kopać śnieg z nudów. Tak bardzo chciałaby mieć tutaj jakąś przyjaciółkę, albo przyjaciela. Nie czułaby tej dziwnej pustki w sercu na wspomnienie chwil spędzonych z przyjaciółmi, których zostawiła w Londynie.
Zaczęła cicho nucić jakąś melodię pod nosem przy tym uśmiechając się oczywiście, bo przecież to nie byłaby Kim, gdyby nie miała tego uśmiechu na ustach. Chwyciła śnieg w dłonie i zaczęła lepić kulkę. Zastanawiała się, czy nie ulepić bałwana. Dawno tego nie robiła, ale zwykle była przy niej paczka pod postacią trzech chłopaków, których lubiła i wtedy było zabawnie. Samemu to nie jest to samo. Tak więc zaczęła rzucać przed siebie kulkami śniegu. Nie patrzyła gdzie je rzuca, bo jakoś nie spodziewała się teraz w tym miejscu kogokolwiek.
Tak więc spacerowała wolnym krokiem po błoniach i patrzyła na płatki śniegu, które powoli spadały z nieba. Jej myśli znowu zaprzątał Daniel. Tylko Simon wie co się wydarzyło pewnego dnia, ale Kim nie chce o tym wspominać. Nawet nie chce tego dopuścić do świadomości. Jeśli Daniel nic nie pamięta to ona też może.
Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła kopać śnieg z nudów. Tak bardzo chciałaby mieć tutaj jakąś przyjaciółkę, albo przyjaciela. Nie czułaby tej dziwnej pustki w sercu na wspomnienie chwil spędzonych z przyjaciółmi, których zostawiła w Londynie.
Zaczęła cicho nucić jakąś melodię pod nosem przy tym uśmiechając się oczywiście, bo przecież to nie byłaby Kim, gdyby nie miała tego uśmiechu na ustach. Chwyciła śnieg w dłonie i zaczęła lepić kulkę. Zastanawiała się, czy nie ulepić bałwana. Dawno tego nie robiła, ale zwykle była przy niej paczka pod postacią trzech chłopaków, których lubiła i wtedy było zabawnie. Samemu to nie jest to samo. Tak więc zaczęła rzucać przed siebie kulkami śniegu. Nie patrzyła gdzie je rzuca, bo jakoś nie spodziewała się teraz w tym miejscu kogokolwiek.
- Sahir Nailah
Re: Błonia
Sob Lis 01, 2014 7:10 pm
Trzymałeś w dłoniach książkę od opieki nad magicznymi stworzeniami - lekcja dopiero co się zakończyła i jak zwykle trzeba się było przygotować na następną i utrwalić materiały z tej, co miała miejsce przed paroma chwilami - uczniowie już się rozeszli, szósty rocznik poszedł w swoją stronę, a Ty jakoś tak... zboczyłeś z wydeptanej, rozgarniętej dróżki na błonia - nie było zbyt wielu uczniów między zajęciami, dlatego można tutaj było mówić o chwili odetchnięcia i zarezerwowania czasu dla własnych myśli - tylko i wyłącznie, czego w momencie, gdy chciało się czegoś nauczyć - zdecydowanie potrzebowałeś. Położyłeś torbę na ławce, wcześniej strzepując z niej śnieg, byłoby bardzo niefajnie, gdyby przemokła, a wraz z nią wszystkie podręczniki, zeszyty i twój pamiętniko-szkicownik, tyle pracy poszłoby na marne, nie wspominając o zadaniach domowych czekających na złożenie na biurkach profesorów. Odetchnąłeś przez nos, unosząc wzrok znad lektury, spoglądnąłeś przed siebie, na martwy krajobraz razem z wysokimi murami zamczyska wznoszącymi się na horyzoncie, chociaż trudno powiedzieć, że dostrzegałeś jego właściwości - usilnie starałeś skupić się na tekście, powtarzać, co zostało powiedziane na ćwiczeniach, ale przy przebijających przez chmury promieniach słonecznych trudno się było skupić... Jakaś słabość, jakiś marazm, postanowiły zapleść się wokół twojej sylwetki i od stóp wreszcie dotrzeć do umysłu, by porywać go do pragnienia snu - lecz jak tutaj spać? Jak wpaść w drzemkę, kiedy niedługo trzeba będzie iść na kolejne lekcje?
Kolejny głębszy oddech i oparcie twarzy na dłoni - tej zmęczonej, ciężkiej głowy - więc mówisz do samego siebie "skup się", a zaraz potem "obudź!" - jesteś tutaj w zasadzie sam, żaden dźwięk nie zagłusza szumu delikatnego wiatru, który pełza po powierzchni lśniącego niczym diamenty śniegu... żaden, oprócz...
Drgnąłeś i spojrzałeś na swoją łydkę, na czarny płaszcz, na którym rozbiła się rzucona śnieżka... rzucona przez kogo? Podniosłeś więc wzrok wyżej, czarne niczym otchłań oczy, w których niewiele się odbijało... w których nie odbijało się niemal nic.
- Poddaję się. - Odezwłeś się zawczasu, zanim kolejna śnieżka miałaby nadlecieć... - Kogo widzę... - Zamknąłeś książkę, uśmiechając się ulotnie i skinąłeś głową w geście pozdrowienia.
Kolejny głębszy oddech i oparcie twarzy na dłoni - tej zmęczonej, ciężkiej głowy - więc mówisz do samego siebie "skup się", a zaraz potem "obudź!" - jesteś tutaj w zasadzie sam, żaden dźwięk nie zagłusza szumu delikatnego wiatru, który pełza po powierzchni lśniącego niczym diamenty śniegu... żaden, oprócz...
Drgnąłeś i spojrzałeś na swoją łydkę, na czarny płaszcz, na którym rozbiła się rzucona śnieżka... rzucona przez kogo? Podniosłeś więc wzrok wyżej, czarne niczym otchłań oczy, w których niewiele się odbijało... w których nie odbijało się niemal nic.
- Poddaję się. - Odezwłeś się zawczasu, zanim kolejna śnieżka miałaby nadlecieć... - Kogo widzę... - Zamknąłeś książkę, uśmiechając się ulotnie i skinąłeś głową w geście pozdrowienia.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach