- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Wto Lip 07, 2015 6:59 pm
Prosta odpowiedź nie mogła jej zwieść. Sam fakt, że już z daleka można było wyczuć tajemnicę, którą ślizgon skrywa przed całym światem, otaczając się aurą tajemniczości i obojętności, podpowiadał jej że to zdanie niekoniecznie odkrywało choćby połowę prawdy. Na szczęście dla Giotto, dziewczyna nie była z typu wścibskich i jeśli ktoś nie chciał jej czegoś mówić - nie naciskała. Bardziej wychodziła z założenia, że lepiej poczekać na krok drugiej osoby niż wpychać się z łapskami w czyjeś życie na siłę.
- No tak - mruknęła jedynie, przez chwilę przyglądając się mu, gdy leżał z zamkniętymi oczami spokojnie jakby nigdy nic. Odpuściła, zaraz czując udzielający się także jej humor śłizgona, co zaowocowało cieniem uśmiechu, błąkającym się po twarzy od oczu po usta.
- Zdecydowanie Nero, głównie z tego powodu - potwierdziła, kręcąc głową z rozbawienia. Owszem był przystojny, choć musiał mieć cholernie złe mniemanie o sobie, jeśli jedynie takie cechy u siebie dostrzegał. Kayleigh lepiej było nie pytać o zdanie w takim razie, bo wersje by się z pewnością różniły, skoro jak dla niej większość z tych cech zaliczyłaby do zalet chłopaka - ale nie schlebiaj sobie zbytnio, bo stracisz ten swój wredny urok - dodała, mrużąc oczy. Rzeczywiście, kto jak kto ale on nie powinien się zmieniać, przecież to by załamało cały światopogląd! Miły, życzliwy Nero, haha.
- Widywałam cię już w różnych stanach, bazyliszku, więc nie odstraszysz mnie czymś takim - odcięła, nawiązując do zdarzenia z Pokoju Wspólnego podczas ich ostatniej rozmowy. Musiała przyznać, że to wydarzenie zagościło w jej głowie na jakiś czas, jako że nie należało do zbyt codziennych.
Coś o sobie? To mocno ogólne pytanie na ułamek sekundy zbiło ją z tropu. Zazwyczaj ludzi zadawali konkretne pytania, chcąc znać odpowiedź na nurtujące ich tematy. Tutaj jak widać miała pozostawioną wolną rękę co do tego, co miała powiedzieć.
- W przyszłości myślałam nad pójściem w odczytywanie run lub eliksiry. Do tej pory nie zdecydowałam co wybrać, na następnym roku powinno się wszystko wyklarować. Układy rodzinne mi na szczęście w niczym nie pomogą, więc będę mieć wolną rękę - ostatnie zdanie dodała z ulgą, mimo że wydawać się mogło, że to minus. Nie dla niej jednak, sama wolała załatwiać takie sprawy, zwłaszcza dotyczące jej przyszłości. Tak czy owak na pomoc rodziców i tak by liczyć nie mogła, więc ten problem znikał od razu. Zawsze trzeba znaleźć pozytyw w jakiejś sprawie, co by nie zwariować.
- Jest coś, co chciałbyś konkretnie wiedzieć? - spytała, przenosząc wzrok w drugą stronę, gdzieś pośród Zakazanego Lasu. Każdy miał swoje tajemnice, których nie zamierzał zdradzać tak łatwo, próby ich poznania nie było jednak źle widziane, do czasu.
- No tak - mruknęła jedynie, przez chwilę przyglądając się mu, gdy leżał z zamkniętymi oczami spokojnie jakby nigdy nic. Odpuściła, zaraz czując udzielający się także jej humor śłizgona, co zaowocowało cieniem uśmiechu, błąkającym się po twarzy od oczu po usta.
- Zdecydowanie Nero, głównie z tego powodu - potwierdziła, kręcąc głową z rozbawienia. Owszem był przystojny, choć musiał mieć cholernie złe mniemanie o sobie, jeśli jedynie takie cechy u siebie dostrzegał. Kayleigh lepiej było nie pytać o zdanie w takim razie, bo wersje by się z pewnością różniły, skoro jak dla niej większość z tych cech zaliczyłaby do zalet chłopaka - ale nie schlebiaj sobie zbytnio, bo stracisz ten swój wredny urok - dodała, mrużąc oczy. Rzeczywiście, kto jak kto ale on nie powinien się zmieniać, przecież to by załamało cały światopogląd! Miły, życzliwy Nero, haha.
- Widywałam cię już w różnych stanach, bazyliszku, więc nie odstraszysz mnie czymś takim - odcięła, nawiązując do zdarzenia z Pokoju Wspólnego podczas ich ostatniej rozmowy. Musiała przyznać, że to wydarzenie zagościło w jej głowie na jakiś czas, jako że nie należało do zbyt codziennych.
Coś o sobie? To mocno ogólne pytanie na ułamek sekundy zbiło ją z tropu. Zazwyczaj ludzi zadawali konkretne pytania, chcąc znać odpowiedź na nurtujące ich tematy. Tutaj jak widać miała pozostawioną wolną rękę co do tego, co miała powiedzieć.
- W przyszłości myślałam nad pójściem w odczytywanie run lub eliksiry. Do tej pory nie zdecydowałam co wybrać, na następnym roku powinno się wszystko wyklarować. Układy rodzinne mi na szczęście w niczym nie pomogą, więc będę mieć wolną rękę - ostatnie zdanie dodała z ulgą, mimo że wydawać się mogło, że to minus. Nie dla niej jednak, sama wolała załatwiać takie sprawy, zwłaszcza dotyczące jej przyszłości. Tak czy owak na pomoc rodziców i tak by liczyć nie mogła, więc ten problem znikał od razu. Zawsze trzeba znaleźć pozytyw w jakiejś sprawie, co by nie zwariować.
- Jest coś, co chciałbyś konkretnie wiedzieć? - spytała, przenosząc wzrok w drugą stronę, gdzieś pośród Zakazanego Lasu. Każdy miał swoje tajemnice, których nie zamierzał zdradzać tak łatwo, próby ich poznania nie było jednak źle widziane, do czasu.
- Giotto Nero
Re: Błonia
Sro Lip 08, 2015 1:58 pm
Giotto nawet nie czuł zimna przez cały ten czas. Leżał w tak wygodnej pozycji, między dwoma korzeniami wielkiego drzewa, dzięki czemu porywisty wiatr muskał tylko jego twarz i ewentualnie stopy ukryte pod butami, które wystawały za wcześniej wspomniany korzeń drzewa. Gdyby był tu sam, z pewnością spożytkowałby ten czas inaczej, czyt. zasnąłby. Całe szczęście była z nim tutaj Kayleigh, która utrzymywała rozmowę na wszelkie możliwe sposoby i o dziwo, wszystko działało jak należy. On grzecznie odpowiadał, ona słuchała, czasem coś dopowiedziała, pośmiali się, porozmawiali o projekcie. A wszystko to w odpowiednich ilościach, w granicach dobrego smaku. W Hogwarcie ciężko o znalezienie podobnego rozmówcy, który wyciąga to co istotne i wie kiedy przerwać, by dialog nie zszedł na złą ścieżkę.
- Urok, huh? Urocze to są dzieci. - uniósł lekko brew do góry, widząc, że Kay obserwuje go i jego reakcje już od pewnego czasu. Pokusił się nawet o otwarcie jednego oka, by utrzymywać jako tako kontakt wzrokowy z panną Phate. Swoją drogą, miły widok na początek, jej twarzyczka zasłaniała mu dużą część przestrzeni, a mimo to widok był doprawdy zadowalający. Z uśmiechem wyglądała dużo lepiej, niż z tym kotem. Właśnie... gdzie ten sierściuch?
- W stanie upojenia alkoholowego mnie nie widziałaś. - to był dopiero Giotto! Romantyk, bożyszcz, ciacho numer jeden, multimilioner, playboy, najsilniejszy człowiek na świecie, numer jeden we wszystkim i tak dalej i tak dalej. Jak się już napierdolił, to jego wewnętrzne mniemanie powiększało się stokrotnie i stawał się bogiem dla samego siebie. Z drugiej strony, miał tak mocną głowę, że gdyby chciał się upić, musiałby na każdą kolejkę pić pięć, by otrzymywać taki sam efekt dla swojego organizmu, jak Ci, którzy mają normalny metabolizm i normalną tolerancję alkoholu. Raz mu się zdarzyło, że był tym, co zostało opisane wyżej. I jak to się skończyło? Dziwnie, bardzo dziwnie.
- Na przykład gdzie mieszkasz. - skąd to pytanie? A no pomyślał sobie, że w wakacje może ją odwiedzi i gdzieś pójdą. Spędzanie wolnego czasu z kimś kto jest tego wart, było lepsze, niż szlajanie się po mieście i spuszczanie wpierdolu tym, którzy się o to proszą. A nuż może mieszkają gdzieś niedaleko siebie i pójdą na balet, albo dwa. Albo po prostu pójdą do baru i po raz kolejny opiją udany projekt, który niewątpliwie jest lansowany na mega sukces tej dwójki.
- Urok, huh? Urocze to są dzieci. - uniósł lekko brew do góry, widząc, że Kay obserwuje go i jego reakcje już od pewnego czasu. Pokusił się nawet o otwarcie jednego oka, by utrzymywać jako tako kontakt wzrokowy z panną Phate. Swoją drogą, miły widok na początek, jej twarzyczka zasłaniała mu dużą część przestrzeni, a mimo to widok był doprawdy zadowalający. Z uśmiechem wyglądała dużo lepiej, niż z tym kotem. Właśnie... gdzie ten sierściuch?
- W stanie upojenia alkoholowego mnie nie widziałaś. - to był dopiero Giotto! Romantyk, bożyszcz, ciacho numer jeden, multimilioner, playboy, najsilniejszy człowiek na świecie, numer jeden we wszystkim i tak dalej i tak dalej. Jak się już napierdolił, to jego wewnętrzne mniemanie powiększało się stokrotnie i stawał się bogiem dla samego siebie. Z drugiej strony, miał tak mocną głowę, że gdyby chciał się upić, musiałby na każdą kolejkę pić pięć, by otrzymywać taki sam efekt dla swojego organizmu, jak Ci, którzy mają normalny metabolizm i normalną tolerancję alkoholu. Raz mu się zdarzyło, że był tym, co zostało opisane wyżej. I jak to się skończyło? Dziwnie, bardzo dziwnie.
- Na przykład gdzie mieszkasz. - skąd to pytanie? A no pomyślał sobie, że w wakacje może ją odwiedzi i gdzieś pójdą. Spędzanie wolnego czasu z kimś kto jest tego wart, było lepsze, niż szlajanie się po mieście i spuszczanie wpierdolu tym, którzy się o to proszą. A nuż może mieszkają gdzieś niedaleko siebie i pójdą na balet, albo dwa. Albo po prostu pójdą do baru i po raz kolejny opiją udany projekt, który niewątpliwie jest lansowany na mega sukces tej dwójki.
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Czw Lip 09, 2015 3:18 am
Wiele spośród osób, które znały dziewczynę zgodnie stwierdzały, że to jest jej największa zaleta. Inna sprawa, że resztę z całego jej arsenału dobrych cech charakteru mogły poznać dopiero osoby bliższe, jak chociażby przyjaciele. Nie było ich zbyt wiele, garstka zaledwie, ale to właśnie oni mieli możliwość poznać bliżej Kayleigh i dostrzec zalety. Szatynka nigdy nie należała do zbytnio gadatliwych osób, woląc słuchać i wyciągać z tego wnioski, przy czym miała cholernie dobrą pamięć. Jeśli więc ktoś chciał jej wkręcić sytuację sprzed dłuższego czasu, nie musiał się fatygować. Oczywiście jak to zazwyczaj w tym cudownym świecie bywa, pamięćjest wybiórcza. Jeśli spytasz, o czym rozmawialiście rok temu na korytarzu, pewnie przypomni ci ze szczegółami, ale zapamiętać kilka stron podręcznika na następne zajęcia już nie zawsze przychodziło z łatwością.
- Jak wolisz - wzruszyła ramionami - skoro nie uroczy, to jaki? - dodała z ciekawością, jawnie się przekomarzając, co zdradziły figlarnie uniesione kąciki warg. Sama zdała sobie sprawę że chcąc nie chcąc Giotto stał się chyba jedyną znaną jej tu osobą, z którą ma się ochotę spotkać gdy chce jednocześnie spokoju jak i towarzystwa. Niemal niemożliwe połączenie, a jednak proszę. Przez myśl przemknęło jej w pewnym momencie, że tak leżeć na trawie w taką pogodę może być niezbyt przyjemnie i ciepło. Jak jednak widać było, Nero miał na ten temat całkiem inne zdanie. Duży chłopak, tak więc Kay matkować mu nie zamierzała.
- Fakt, ale to się w najbliższym czasie zmieni - odpowiedziała z tą swoją pewnością siebie, którą już znał, jakby już było postanowione - przygotuj się - poruszyła znacząco brwiami. W końcu taki plan był najlepszym z możliwych, jeśli chodziło o zwieńczenie ich owocnej współpracy. Sama jeszcze nie wiedziała jak niby miałaby go spić, bo w prawdzie najsłabszej głowy nie miała, ale z nim z pewnością nie mogłaby konkurować. Coś się wymyśli.
- W Leeds, na obrzeżach - odpowiedziała, ponownie nieco zaskoczona pytaniem ślizgona - powinnam się spodziewać odwiedzin na wakacje? - dodała, przyglądając się Giotto z zaciekawieniem i ledwo dostrzegalną... nadzieją? W życiu by się na głos nie przyznała do tego. Jednak wizja odwiedzin w wakacje dawała promyk nadziei, że nie będą tak beznadziejne jak się zapowiadało. Odwróciła zaraz spojrzenie, przeczesując wzrokiem błonia. Kot strzelił focha, bo go olała dla jakiegoś intruza. W dodatku po raz kolejny! Będzie musiała wkupić się w łaski dodatkową porcją głaskania, jak nic.
- Jak wolisz - wzruszyła ramionami - skoro nie uroczy, to jaki? - dodała z ciekawością, jawnie się przekomarzając, co zdradziły figlarnie uniesione kąciki warg. Sama zdała sobie sprawę że chcąc nie chcąc Giotto stał się chyba jedyną znaną jej tu osobą, z którą ma się ochotę spotkać gdy chce jednocześnie spokoju jak i towarzystwa. Niemal niemożliwe połączenie, a jednak proszę. Przez myśl przemknęło jej w pewnym momencie, że tak leżeć na trawie w taką pogodę może być niezbyt przyjemnie i ciepło. Jak jednak widać było, Nero miał na ten temat całkiem inne zdanie. Duży chłopak, tak więc Kay matkować mu nie zamierzała.
- Fakt, ale to się w najbliższym czasie zmieni - odpowiedziała z tą swoją pewnością siebie, którą już znał, jakby już było postanowione - przygotuj się - poruszyła znacząco brwiami. W końcu taki plan był najlepszym z możliwych, jeśli chodziło o zwieńczenie ich owocnej współpracy. Sama jeszcze nie wiedziała jak niby miałaby go spić, bo w prawdzie najsłabszej głowy nie miała, ale z nim z pewnością nie mogłaby konkurować. Coś się wymyśli.
- W Leeds, na obrzeżach - odpowiedziała, ponownie nieco zaskoczona pytaniem ślizgona - powinnam się spodziewać odwiedzin na wakacje? - dodała, przyglądając się Giotto z zaciekawieniem i ledwo dostrzegalną... nadzieją? W życiu by się na głos nie przyznała do tego. Jednak wizja odwiedzin w wakacje dawała promyk nadziei, że nie będą tak beznadziejne jak się zapowiadało. Odwróciła zaraz spojrzenie, przeczesując wzrokiem błonia. Kot strzelił focha, bo go olała dla jakiegoś intruza. W dodatku po raz kolejny! Będzie musiała wkupić się w łaski dodatkową porcją głaskania, jak nic.
- Giotto Nero
Re: Błonia
Pią Lip 10, 2015 10:17 pm
Giotto nie był zwolennikiem ani droczenia się, ani innych walk słownych. Nie znaczy to jednak, że pozostawał bierny wobec komentarzy kogokolwiek. Jeśli już coś mówił to zazwyczaj bezpośrednio, dosadnie i tak by zabolało, czasem nawet wulgarnie. No chyba, że jest to zabawa tak jak teraz, wtedy można trochę zluzować i poszukać bardziej pokojowego rozwiązania, jak choćby malutkie ugryzienie, zamiast pożarcia w całości. Łapanie za słówka było właśnie jedną z technik, które Nero uznawał za dozwolone w tych przekomarzaniach się. Teraz trzeba się jakoś wykręcić, żeby nie wyszło, że nie ma żadnej riposty na jej słowa.
- Śpiący. - pierwsze słowo, które przyszło mu na myśl, a jednocześnie w pełni oddawało jego stan ducha. No i... pasowało idealnie. Swoją prostotą i brakiem animuszu stworzył efekt idealnej kontry, która jest teraz nie do odbicia. Gdyby traktowali to jak rundę w boksie, to Giotto by wygrał, bo obronił się mądrze, a przynajmniej, tak mu się wydawało.
- Powtórzysz to kiedy będę Cię zanosił do domu? - nie wiedział gdzie przyjdzie im się "zmierzyć". Postawił więc na dom, a czy będzie to dormitorium, czy jakiś pokój w hotelu, czy coś innego, to już bez znaczenia. Przekaz był ten sam, Giotto nie przepijesz i lepiej nie próbować. Za to chłopiec z chęcią popatrzy, jak ty się zachowujesz w stanie upojenia i rozluźnienia. Żebyś tylko się nie darła jak głupia, bo wtedy jakieś zaklęcie trzeba będzie wymyślić, np. kneblohomora czy coś w tym rodzaju.
- Może. - powiedział tajemniczo, a na jego twarzy zagościł mały, zawadiacki uśmiech. Nie złożył jej żadnej deklaracji, tak więc Kay nie może być pewna, czy chłopak przyjedzie do niej, czy tez będzie musiała zadowolić się jego zdjęciami ukradzionymi z biblioteczki szkolnej. A tak całkiem serio, to składanie obietnic bez pokrycia, nie było celem Giotto. Doskonale wiedział jaki tryb życia prowadzi, a wakacje nie były dla niego synonimem słowa odpoczynek. Wystarczy uwierzyć na słowo - gdy rok szkolny się kończył, zaczynało się coś dużo bardziej niebezpiecznego. I nie warto było mieszać w to Phate.
- Chyba, że bardzo Ci na tym zależy. Wtedy "może" stanie się bardziej prawdopodobne. - czas wznowić zabawę! Teraz on zaatakuje, zobaczymy jak zareaguje panna Kayleigh.
- Śpiący. - pierwsze słowo, które przyszło mu na myśl, a jednocześnie w pełni oddawało jego stan ducha. No i... pasowało idealnie. Swoją prostotą i brakiem animuszu stworzył efekt idealnej kontry, która jest teraz nie do odbicia. Gdyby traktowali to jak rundę w boksie, to Giotto by wygrał, bo obronił się mądrze, a przynajmniej, tak mu się wydawało.
- Powtórzysz to kiedy będę Cię zanosił do domu? - nie wiedział gdzie przyjdzie im się "zmierzyć". Postawił więc na dom, a czy będzie to dormitorium, czy jakiś pokój w hotelu, czy coś innego, to już bez znaczenia. Przekaz był ten sam, Giotto nie przepijesz i lepiej nie próbować. Za to chłopiec z chęcią popatrzy, jak ty się zachowujesz w stanie upojenia i rozluźnienia. Żebyś tylko się nie darła jak głupia, bo wtedy jakieś zaklęcie trzeba będzie wymyślić, np. kneblohomora czy coś w tym rodzaju.
- Może. - powiedział tajemniczo, a na jego twarzy zagościł mały, zawadiacki uśmiech. Nie złożył jej żadnej deklaracji, tak więc Kay nie może być pewna, czy chłopak przyjedzie do niej, czy tez będzie musiała zadowolić się jego zdjęciami ukradzionymi z biblioteczki szkolnej. A tak całkiem serio, to składanie obietnic bez pokrycia, nie było celem Giotto. Doskonale wiedział jaki tryb życia prowadzi, a wakacje nie były dla niego synonimem słowa odpoczynek. Wystarczy uwierzyć na słowo - gdy rok szkolny się kończył, zaczynało się coś dużo bardziej niebezpiecznego. I nie warto było mieszać w to Phate.
- Chyba, że bardzo Ci na tym zależy. Wtedy "może" stanie się bardziej prawdopodobne. - czas wznowić zabawę! Teraz on zaatakuje, zobaczymy jak zareaguje panna Kayleigh.
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Sob Lip 11, 2015 12:38 am
A szkoda, bo Kay akurat często z tego korzystała, gdy towarzystwo rzecz jasna było odpowiednie i luźne okoliczności. Wiadomo jednak, że jeśli ktoś zdołał wyprowadzić ją z równowagi lub zwyczajnie podpadł ślizgonce, nie bawiła się w owijanie w bawełnę. Potrafiła być do bólu szczera, jeśli już zdecydowała się wypowiedzieć niektóre myśli na głos. Zapewne była to jednak z przyczyn małej ilości przyjaciół, jakich miała. Nie każdy potrafi poradzić sobie z gorzką prawdą, gdy zwraca się o pomoc i pocieszenie. Kay nie znosiła 'grania głupa' i głaskania po główce, gdy ewidentnie ktoś spieprzył sprawę, w ten sposób jej zdaniem prędzej zachowałby się wróg, nie przyjaciel. W każdym razie, podczas takich pogawędek jak ta teraz z Giotto, jak najbardziej lubiła się podroczyć, nawet kosztem zirytowania ślizgona. Chociaż patrząc na to jaki był teraz spokojny i opanowany, nie było takiego zagrożenia... prawda?
Śpiący? Phate parsknęła śmiechem i pokiwała głową. Rzeczywiście ją załatwił, nie można było zaprzeczyć.
- Sprytnie, sprytnie - przyznała - ale uważaj, bo jeszcze pomyślę, że cię aż tak nudzę - można było w ten sposób to odebrać, czyż nie? Z pozoru miła pogawędka, a tu się okazuje że biedaka usypia. Pomińmy, że jak na razie za każdym razem ich rozmowa mniej więcej w ten sposób przebiegała. On leży i przysypia, a ona siedzi nad nim. Gdyby nie ta pewność siebie dziewczyny, pewnie dawno już uciekłaby, przepraszając że przeszkadza. Nawet jeśli przez ułamek sekundy przemykała jej przez głowę tego typu myśl, zaraz przypominała sobie, że to przecież on do niej pierwszy podszedł. I po problemie.
- O ile będę w stanie coś powiedzieć, skoro będziesz musiał mnie nieść - stwierdziła, po trochę z rozbawieniem i nieco z przerażeniem. Bez przesady, aż do takiego stanu nie chciała się doprowadzać. To, że mogła jednak niechcący tak skończyć, to inna kwestia. Przynajmniej ucieszył ją fakt, że nie będzie musiała się martwić o powrót do domu, skoro sam już się zaoferował.
Tajemniczy Nero, staje się jeszcze bardziej tajemniczy. Widać jednak, że udzielił mu się nastrój do droczenia od Phate. Dziewczyna zmarszczyła brwi, wbijając w niego przez chwilę spojrzenie, jakby się nad czymś zastanawiała. Nie zamierzała jednak dać się złapać w taką pułapkę, co to to nie. Powoli jej usta wykrzywiły się w podobnym uśmiechu
- Myślę Nero, że obydwoje będziemy mieć z tego sporo korzyści - odpowiedź wydawała się jej idealna, bo nie musiała bezpośrednio ująć w słowa tego, co myślała. Chyba nie przeszłoby jej przez gardło nic w stylu "tak przyjedź!". Tja, prędzej by się udławiła. Cóż, duma ma i swoje minusy. Na samą jednak myśl choć jednej pozytywnej rzeczy podczas wakacji, szatynce rozbłysły oczy w nieumiejętnie skrytej radości. Może nie będzie tak tragicznie?
Śpiący? Phate parsknęła śmiechem i pokiwała głową. Rzeczywiście ją załatwił, nie można było zaprzeczyć.
- Sprytnie, sprytnie - przyznała - ale uważaj, bo jeszcze pomyślę, że cię aż tak nudzę - można było w ten sposób to odebrać, czyż nie? Z pozoru miła pogawędka, a tu się okazuje że biedaka usypia. Pomińmy, że jak na razie za każdym razem ich rozmowa mniej więcej w ten sposób przebiegała. On leży i przysypia, a ona siedzi nad nim. Gdyby nie ta pewność siebie dziewczyny, pewnie dawno już uciekłaby, przepraszając że przeszkadza. Nawet jeśli przez ułamek sekundy przemykała jej przez głowę tego typu myśl, zaraz przypominała sobie, że to przecież on do niej pierwszy podszedł. I po problemie.
- O ile będę w stanie coś powiedzieć, skoro będziesz musiał mnie nieść - stwierdziła, po trochę z rozbawieniem i nieco z przerażeniem. Bez przesady, aż do takiego stanu nie chciała się doprowadzać. To, że mogła jednak niechcący tak skończyć, to inna kwestia. Przynajmniej ucieszył ją fakt, że nie będzie musiała się martwić o powrót do domu, skoro sam już się zaoferował.
Tajemniczy Nero, staje się jeszcze bardziej tajemniczy. Widać jednak, że udzielił mu się nastrój do droczenia od Phate. Dziewczyna zmarszczyła brwi, wbijając w niego przez chwilę spojrzenie, jakby się nad czymś zastanawiała. Nie zamierzała jednak dać się złapać w taką pułapkę, co to to nie. Powoli jej usta wykrzywiły się w podobnym uśmiechu
- Myślę Nero, że obydwoje będziemy mieć z tego sporo korzyści - odpowiedź wydawała się jej idealna, bo nie musiała bezpośrednio ująć w słowa tego, co myślała. Chyba nie przeszłoby jej przez gardło nic w stylu "tak przyjedź!". Tja, prędzej by się udławiła. Cóż, duma ma i swoje minusy. Na samą jednak myśl choć jednej pozytywnej rzeczy podczas wakacji, szatynce rozbłysły oczy w nieumiejętnie skrytej radości. Może nie będzie tak tragicznie?
- Giotto Nero
Re: Błonia
Nie Lip 12, 2015 12:50 am
Kayleigh nie można było skojarzyć z przynudzaniem. Bycie śpiącym, było odpowiedzią czysto sytuacyjną. Sprowokowała go do gierek słownych, więc teraz wszystko należy traktować z przymrużeniem oka. Oczywiście są na tyle dojrzali by załapać sarkazm, żart, a także treści, które mimo całej powagi sytuacji, nie są prawdziwym przekazem. Tak też nie inaczej było w tym przypadku, gdy Phate nawiązała do bycia nudną. Giotto odczuł satysfakcję z tego, że zagiął ją swoją odpowiedzią, która powstała pod napływem chwili. Bycie oazą spokoju miało swoje zalety, nawet nie trzeba było zażywać żadnego eliksiru, by uzyskać oczekiwany efekt. Lata treningów, brak przyjaciół i cel, który oświetlał mu cała drogę, to wystarczyło do tego, by wyeliminować zbędne cechy charakteru i zastąpić je czymś mocnym, spokojem.
- Wiesz jak to jest po alkoholu. Otwierasz się, gadasz rzeczy czasem sensowne, czasem trochę mniej. Zwracasz na siebie uwagę i takie tam. - teatralnie zaczął gestykulować rękami nad swoją twarzą, chcąc nadać animuszu i życia swojej wypowiedzi. W jego przypadku o takich rzeczach jak zwracanie na siebie uwagi nie było mowy. Nero rzadko kiedy nie mógł się pozbierać po alkoholu, ale gdy już takie rzeczy miały miejsce, to zachowywał się jeszcze bardziej giottowo, niż wcześniej. Robił się senny, rozmyślał, siedział zawsze cicho, czasem tylko spuścił gardę i coś powiedział. W gruncie rzeczy, trzeba mieć u niego specjalne względy, by poznać go chociaż w małym stopniu. Alkohol w niczym nie pomoże, bo Ślizgon zawsze utrzymuje pewien stopień świadomości, a jak już ją traci, to zazwyczaj razem z przytomnością. Co więc komu z najebanych zwłok leżących gdzieś z boku?
Tajemniczość to to, co tygryski lubią najbardziej. Nero wprowadzając atmosferę niepewności i rozmyśleń, uzyskiwał psychologiczną przewagę nad każdym. Nie inaczej było w tym przypadku. Nie wiedział co prawda, że gdy Phate pomyślała chociażby o samym spotkaniu w wakacje, mało co się posikała ze szczęścia tam w środku, to jednak podświadomie wiedział, że na słowach się nie skończy i zobaczą się w czasie tej przerwy. No chyba, że mu się coś stanie, wtedy plany ulegną trochę zmianie.
- Jest coś ciekawego w Leeds? Coś co mnie przyciągnie? - poza tobą, zapomniał dodać, ale gdyby to zrobił, to nie byłby sobą. Duma była ich cechą wspólną i żadne z nich nie jest skłonne do jakichkolwiek wyznań, tym bardziej takich emocjonalnych i ze sfery prywatnej. Owszem, Giotto jest bezpośredni, ale sprawy emocjonalne to dla niego temat tabu. Coś czego nie warto poruszać, ani nie warto próbować skupić na tym swojego wzroku. A propos wzroku... w czasie zadawania pytań, kolor jego oczu zmienił się z brązu na niebieski. Dało to piorunujący wręcz efekt, jakby jakaś magia miała tu zaraz zadziałać. Całe szczęście, nie odczuł tym razem magicznej mutacji na swoim organizmie i tak naprawdę nawet nie wiedział, że barwa jego tęczówki uległa przemianie.
- Lubisz Quidditcha? - rzucił tak o, bez konkretnego powodu.
- Wiesz jak to jest po alkoholu. Otwierasz się, gadasz rzeczy czasem sensowne, czasem trochę mniej. Zwracasz na siebie uwagę i takie tam. - teatralnie zaczął gestykulować rękami nad swoją twarzą, chcąc nadać animuszu i życia swojej wypowiedzi. W jego przypadku o takich rzeczach jak zwracanie na siebie uwagi nie było mowy. Nero rzadko kiedy nie mógł się pozbierać po alkoholu, ale gdy już takie rzeczy miały miejsce, to zachowywał się jeszcze bardziej giottowo, niż wcześniej. Robił się senny, rozmyślał, siedział zawsze cicho, czasem tylko spuścił gardę i coś powiedział. W gruncie rzeczy, trzeba mieć u niego specjalne względy, by poznać go chociaż w małym stopniu. Alkohol w niczym nie pomoże, bo Ślizgon zawsze utrzymuje pewien stopień świadomości, a jak już ją traci, to zazwyczaj razem z przytomnością. Co więc komu z najebanych zwłok leżących gdzieś z boku?
Tajemniczość to to, co tygryski lubią najbardziej. Nero wprowadzając atmosferę niepewności i rozmyśleń, uzyskiwał psychologiczną przewagę nad każdym. Nie inaczej było w tym przypadku. Nie wiedział co prawda, że gdy Phate pomyślała chociażby o samym spotkaniu w wakacje, mało co się posikała ze szczęścia tam w środku, to jednak podświadomie wiedział, że na słowach się nie skończy i zobaczą się w czasie tej przerwy. No chyba, że mu się coś stanie, wtedy plany ulegną trochę zmianie.
- Jest coś ciekawego w Leeds? Coś co mnie przyciągnie? - poza tobą, zapomniał dodać, ale gdyby to zrobił, to nie byłby sobą. Duma była ich cechą wspólną i żadne z nich nie jest skłonne do jakichkolwiek wyznań, tym bardziej takich emocjonalnych i ze sfery prywatnej. Owszem, Giotto jest bezpośredni, ale sprawy emocjonalne to dla niego temat tabu. Coś czego nie warto poruszać, ani nie warto próbować skupić na tym swojego wzroku. A propos wzroku... w czasie zadawania pytań, kolor jego oczu zmienił się z brązu na niebieski. Dało to piorunujący wręcz efekt, jakby jakaś magia miała tu zaraz zadziałać. Całe szczęście, nie odczuł tym razem magicznej mutacji na swoim organizmie i tak naprawdę nawet nie wiedział, że barwa jego tęczówki uległa przemianie.
- Lubisz Quidditcha? - rzucił tak o, bez konkretnego powodu.
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Pon Lip 13, 2015 6:27 am
Tak czy owak Nero nie odpowiedział jej na to, więc gra się zakończyła i Kay tą część rozmowy puściła szybko w niepamięć. W pytaniu może i trochę ciekawości było, jednak nie na tyle, żeby miała zmieniać o sobie zdanie na podstawie tego. Zwłaszcza, e nie rozmawiali "na poważnie".
- Myślę, że to w dużej mierze zależy od towarzystwa - zmarszczyła brwi, zastanawiając się na moment - jak jest z tobą zazwyczaj? - spytała z czystego zainteresowania, przygryzając mimowolnie lekko wargę. Fakt, że za niedługo pewnie sama się przekona, ale pytać nie szkodziło. A nuż Kayleigh i w tym przypadku wpłynie na ślizgona nieco inaczej i jego zachowanie odbiegnie od reguły? Nikt nie wie. Ona sama nie potrafiłaby jednoznacznie na to odpowiedzieć, bo właśnie to od ludzi jej towarzyszących wiele zależało. Bywały sytuacje, że nagle zamieniała się w duszę towarzystwa, którą nigdy na co dzień nie była, a czasem potrafiła większość imprezy przesiedzieć, wpatrując się w ścianę, myślami będąc w całkiem innym miejscu.
Nie musiał nic dodawać. Chyba nie myslał, że dziewczyna mu to przepuści, co zaraz mógł zauważyć po jej uśmieszku na ustach
- Ja. - i już, on powiedział w myślach, ona dodała na głos bez jakiegokolwiek zmieszania. Przecież to jednak było już jakby oczywiste?
- Jest parę ciekawych miejsc, nie martw się. Nie uśniesz z nudów - dodała na koniec z lekką ironią, nawiązującą do poprzedniego tematu. Nie musiał się obawiać o nudy, skoro już się tak zapowiedział, to Kay postara się na pewno jakoś czas wypełnić. A z tego co było widać, to siedząc i gadając też sobie nieźle radzili. Co do rozmów, to skoro już szatynka miała możliwość utrzymywania kontaktu wzrokowego, to to wykorzystywała. Tak więc już miała coś dodać w sprawie swojego miejsca zamieszkania... a tu kolejna niespodzianka. Bystra z niej byłą dziewczynka, wiec szybko zauważyła też, że ślizgon nie zdał sobie tym razem sprawy przemiany
- W zielonych było ci lepiej, bazyliszku. Teraz tak krukońsko zalatuje - stwierdziła z przekąsem, obserwując jego twarz. Zapewne po jakimś czasie się przyzwyczai i przestanie nawet może to komentować. Teraz jednak nie mógł na to liczyć, w końcu na co dzień tego nie miała okazji oglądać, a też i jej bardziej złośliwa natura się lekko wychylała spod tego przyjaznego płaszcza. Ten jego spokój i opanowanie się udzielały.
- Tak, na wakacjach często latam. Ścigająca - odpowiedziała krótko i przymknęła oczy na chwilę, pozwalając podmuchom wiatru ponownie rozwiać grzywkę na twarz. Swoją drogą, zaczynało się robić zimno.
- Myślę, że to w dużej mierze zależy od towarzystwa - zmarszczyła brwi, zastanawiając się na moment - jak jest z tobą zazwyczaj? - spytała z czystego zainteresowania, przygryzając mimowolnie lekko wargę. Fakt, że za niedługo pewnie sama się przekona, ale pytać nie szkodziło. A nuż Kayleigh i w tym przypadku wpłynie na ślizgona nieco inaczej i jego zachowanie odbiegnie od reguły? Nikt nie wie. Ona sama nie potrafiłaby jednoznacznie na to odpowiedzieć, bo właśnie to od ludzi jej towarzyszących wiele zależało. Bywały sytuacje, że nagle zamieniała się w duszę towarzystwa, którą nigdy na co dzień nie była, a czasem potrafiła większość imprezy przesiedzieć, wpatrując się w ścianę, myślami będąc w całkiem innym miejscu.
Nie musiał nic dodawać. Chyba nie myslał, że dziewczyna mu to przepuści, co zaraz mógł zauważyć po jej uśmieszku na ustach
- Ja. - i już, on powiedział w myślach, ona dodała na głos bez jakiegokolwiek zmieszania. Przecież to jednak było już jakby oczywiste?
- Jest parę ciekawych miejsc, nie martw się. Nie uśniesz z nudów - dodała na koniec z lekką ironią, nawiązującą do poprzedniego tematu. Nie musiał się obawiać o nudy, skoro już się tak zapowiedział, to Kay postara się na pewno jakoś czas wypełnić. A z tego co było widać, to siedząc i gadając też sobie nieźle radzili. Co do rozmów, to skoro już szatynka miała możliwość utrzymywania kontaktu wzrokowego, to to wykorzystywała. Tak więc już miała coś dodać w sprawie swojego miejsca zamieszkania... a tu kolejna niespodzianka. Bystra z niej byłą dziewczynka, wiec szybko zauważyła też, że ślizgon nie zdał sobie tym razem sprawy przemiany
- W zielonych było ci lepiej, bazyliszku. Teraz tak krukońsko zalatuje - stwierdziła z przekąsem, obserwując jego twarz. Zapewne po jakimś czasie się przyzwyczai i przestanie nawet może to komentować. Teraz jednak nie mógł na to liczyć, w końcu na co dzień tego nie miała okazji oglądać, a też i jej bardziej złośliwa natura się lekko wychylała spod tego przyjaznego płaszcza. Ten jego spokój i opanowanie się udzielały.
- Tak, na wakacjach często latam. Ścigająca - odpowiedziała krótko i przymknęła oczy na chwilę, pozwalając podmuchom wiatru ponownie rozwiać grzywkę na twarz. Swoją drogą, zaczynało się robić zimno.
- Giotto Nero
Re: Błonia
Czw Lip 16, 2015 12:44 am
Jak zwykle temat zszedł na zachowania typowe dla nastolatków. Teraz rozmawiali o imprezach, alkoholu i wielu innych głupich rzeczach, zamiast o czymś pożytecznym, np. o projekcie. Nie żeby Giotto jakoś szczególnie potrzebował kolejnych naukowych tekstów, ale on tak naprawdę nie miał dużo do powiedzenia w kwestii życia towarzyskiego. Jego imprezy omijały szerokim łukiem, czasem tylko gdzieś wpadł, ewentualnie jak już szedł się bawić, to z dużo starszymi od siebie - zaleta poznania kumpli starszego brata.
- Jeśli liczysz na to, że daje się ponieść emocjom, to się przeliczysz. - zaczął spokojnie, obserwując ją z dołu. Miał tu na myśli wiele sytuacji, począwszy od podrywu, skończywszy na głupotach. Nie robił niczego szczególnego gdy był pod wpływem alkoholu. Był bardzo dojrzały jak na swój wiek i potrafił się pohamować ze wszystkim. Był spokojny zawsze, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że daje się ponieść doznaniom czy wpływowi chwili. Alkohol nie ogłupiał go tak jak innych, to że się rozluźniał, nie znaczy, że nagle stawał się duszą towarzystwa. Nie miało to znaczenia czy jest w swoim towarzystwie, w obcym, w mniej czy bardziej lubianym. Wszędzie było tak samo.
- Nie różnię się niczym od siebie teraz. - dokończył swoją myśl równie spokojnie, jak ją zaczął. Wzrok przeniósł z powrotem pod swoje powieki, które mozolnie opadły mu na oczy. Może i było to niegrzeczne, że nie utrzymywał kontaktu wzrokowego, aczkolwiek wszyscy doskonale wiemy, iż Giotto do tych kulturalnych nie należy. Ma swoje przebłyski, dobre dni i okazuje wszem i wobec swoją dobroć, jednakże zazwyczaj dostrzegają to tylko odosobnione przypadki. Wszakże każdy ma inne pojęcie słowa "dobroć".
- Lubię spać. - udał smutną minkę dziecka, któremu ktoś przed chwilą gwizdnął cukierka. Nie żeby go nie zachęciła do przyjazdu, wszakże sam to pośrednio zaproponował, ale sen i sprawy łóżkowe były bardzo ważne dla niego. Jadąc gdzieś zawsze załatwiał sobie najlepsze miejsca do spania, by czuć komfort każdej nocy. Nie był jakimś leżo albo sennoholikiem, ale odlatywanie do krainy serników było dla niego czymś bardzo istotnym. W ten sposób regenerował swoją energię, inni potrzebowali do tego kawy, narkotyków, seksu czy innych używek. Jemu wystarczył sen.
Rozmowę o wspólnych wakacjach, imprezach i innych pierdołach przerwał nieoczekiwany zwrot akcji - zmiana koloru oczu Ślizgona. Po tonie i treści jaką mu przekazała, zrozumiał, że jego tęczówki zmieniły barwę po raz kolejny. Tego dnia była to już chyba druga czy trzecia zmiana. Całe szczęście, teraz nie bolało.
- Chciałaś powiedzieć, że teraz wyglądam bosko, ale słów zabrakło? - przekomarzał się, to pewne. Akurat za niebieskim kolorem oczu, to on nie przepadał. Nie wiedział czy mu pasowały, bo tak naprawdę nie on od tego jest, ale ten kolor nie był jego ulubionym. Zdecydowanie wolał siebie w barwach zieleni, szarości, czerni czy czerwieni. O tak, czerwone! Miał je zaledwie kilka razy, ale efekt jest zajebisty! Wygląda jak wampir, tylko, że lekko opalony wampir - jak to Włoch.
Rozmyślania o kolorkach przerwała jej odpowiedź odnośnie quidditcha. Lampka mu się zaświeciła.
- Dlaczego nie grasz w Slytherinie? - odezwał się. Były kapitan, nie umiał zadbać o nabór nowych kadetów, to tak się skończyło. Panna, z którą dzieli dom, niektóre cechy charakteru i kilka lekcji w ciągu dnia, lubi Quidditcha, a on o tym do tej pory nie wiedział. Skuteczność zbierania takich informacji spadła już do przeraźliwie niskiego poziomu... Albo inaczej. Zbiera tylko te informacje, które dotyczą jego brata i okoliczności jego śmierci. Zapomniał już jak to jest żyć własnym życiem.
- Zimno Ci? - spojrzał na nią kątem oka, widząc, jak odczuwa na własnym ciele aktualny stan pogody. Nie żeby był idiotą i nie stwierdził tego po samej jej reakcji, ale wypadało spytać, tak dla zasady.
- Jeśli liczysz na to, że daje się ponieść emocjom, to się przeliczysz. - zaczął spokojnie, obserwując ją z dołu. Miał tu na myśli wiele sytuacji, począwszy od podrywu, skończywszy na głupotach. Nie robił niczego szczególnego gdy był pod wpływem alkoholu. Był bardzo dojrzały jak na swój wiek i potrafił się pohamować ze wszystkim. Był spokojny zawsze, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że daje się ponieść doznaniom czy wpływowi chwili. Alkohol nie ogłupiał go tak jak innych, to że się rozluźniał, nie znaczy, że nagle stawał się duszą towarzystwa. Nie miało to znaczenia czy jest w swoim towarzystwie, w obcym, w mniej czy bardziej lubianym. Wszędzie było tak samo.
- Nie różnię się niczym od siebie teraz. - dokończył swoją myśl równie spokojnie, jak ją zaczął. Wzrok przeniósł z powrotem pod swoje powieki, które mozolnie opadły mu na oczy. Może i było to niegrzeczne, że nie utrzymywał kontaktu wzrokowego, aczkolwiek wszyscy doskonale wiemy, iż Giotto do tych kulturalnych nie należy. Ma swoje przebłyski, dobre dni i okazuje wszem i wobec swoją dobroć, jednakże zazwyczaj dostrzegają to tylko odosobnione przypadki. Wszakże każdy ma inne pojęcie słowa "dobroć".
- Lubię spać. - udał smutną minkę dziecka, któremu ktoś przed chwilą gwizdnął cukierka. Nie żeby go nie zachęciła do przyjazdu, wszakże sam to pośrednio zaproponował, ale sen i sprawy łóżkowe były bardzo ważne dla niego. Jadąc gdzieś zawsze załatwiał sobie najlepsze miejsca do spania, by czuć komfort każdej nocy. Nie był jakimś leżo albo sennoholikiem, ale odlatywanie do krainy serników było dla niego czymś bardzo istotnym. W ten sposób regenerował swoją energię, inni potrzebowali do tego kawy, narkotyków, seksu czy innych używek. Jemu wystarczył sen.
Rozmowę o wspólnych wakacjach, imprezach i innych pierdołach przerwał nieoczekiwany zwrot akcji - zmiana koloru oczu Ślizgona. Po tonie i treści jaką mu przekazała, zrozumiał, że jego tęczówki zmieniły barwę po raz kolejny. Tego dnia była to już chyba druga czy trzecia zmiana. Całe szczęście, teraz nie bolało.
- Chciałaś powiedzieć, że teraz wyglądam bosko, ale słów zabrakło? - przekomarzał się, to pewne. Akurat za niebieskim kolorem oczu, to on nie przepadał. Nie wiedział czy mu pasowały, bo tak naprawdę nie on od tego jest, ale ten kolor nie był jego ulubionym. Zdecydowanie wolał siebie w barwach zieleni, szarości, czerni czy czerwieni. O tak, czerwone! Miał je zaledwie kilka razy, ale efekt jest zajebisty! Wygląda jak wampir, tylko, że lekko opalony wampir - jak to Włoch.
Rozmyślania o kolorkach przerwała jej odpowiedź odnośnie quidditcha. Lampka mu się zaświeciła.
- Dlaczego nie grasz w Slytherinie? - odezwał się. Były kapitan, nie umiał zadbać o nabór nowych kadetów, to tak się skończyło. Panna, z którą dzieli dom, niektóre cechy charakteru i kilka lekcji w ciągu dnia, lubi Quidditcha, a on o tym do tej pory nie wiedział. Skuteczność zbierania takich informacji spadła już do przeraźliwie niskiego poziomu... Albo inaczej. Zbiera tylko te informacje, które dotyczą jego brata i okoliczności jego śmierci. Zapomniał już jak to jest żyć własnym życiem.
- Zimno Ci? - spojrzał na nią kątem oka, widząc, jak odczuwa na własnym ciele aktualny stan pogody. Nie żeby był idiotą i nie stwierdził tego po samej jej reakcji, ale wypadało spytać, tak dla zasady.
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Sob Lip 18, 2015 7:30 am
Chyba każda rozmowa, stając się coraz luźniejsza, schodziła przynajmniej częściowo na te sprawy. W końcu jakoś trzeba rozerwać czasem mysli, dać odpocząć szarym komórkom od ciągłych łamigłówek i nauki. W ich przypadku, nie mieli przecież wspólnych wspomnień, podróży, czy czegokolwiek innego, tak więc pozostały uniwersalne tematy.
- Chyba żartujesz. - stanowczy ton i odrobina niedowierzania dodały komicznego dramatyzmu jej wypowiedzi, gdy spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. Cóż, akurat takich, co zmieniali się nie do poznania po alkoholu, było całkiem sporo. Poza tym Kay czuła się na tyle komfortowo w towarzystwie tego ślizgona poniekąd właśnie przez świadomość, że nie zacznie zaraz wyskakiwać jej z dziwnymi propozycjami czy słabymi tekstami na podryw... sporo czasu by wtedy nie przegadali.
- To bardzo dobrze. Będzie ciekawiej niż zazwyczaj bywa - stwierdziła z przekonaniem i zapewne nie jedną osobę wprawiłaby w zaskoczenie tym zdaniem. Co niby miałoby się wydarzyć ciekawego, skoro Nero pozostanie taki... nerowski? Cóż, nie wiedziała, bo z kimś takim nigdy nie piła i o to chodziło - nie bardzo masz pojęcie na co ja liczę - dodała nie mogąc się oprzeć, z lekko wyczuwalnym przekąsem. Przez chwilę miała wrażenie, że to już nie pierwszy raz gdy Giotto chce ją jakby podświadomie "odstraszyć" od siebie. Odrzuciła to jednak na razie od siebie, nie mając ochoty zagłębiać się w takie myśli w tym momencie. Faktem jednak było, że rozmawiało się im całkiem dobrze, więc jeśli miał tego typu starania, to niestety nie działały.
- Wyśpisz się po wszystkim, nie martw się - przewróciła wymownie oczami. Ktoś zabrał cukierka? Więc jeśli będzie grzeczny, to na koniec dostanie go z powrotem - czy ty kiedykolwiek robisz coś spontanicznego? - pytanie, które pojawiło się w jej głowie, mimowolnie wyrwało się szatynce z ust. Przez chwilę przyglądała się ślizgonowi badawczo, jakby oceniając możliwość odpowiedzi. po czym przeniosła wzrok w stronę Zakazanego Lasu.
- Niestety, w zasadzie przeciwnie - odcięła z cwanym uśmiechem, choć w oczach błyszczały rozbawione iskry. Dobrze, że już go trochę pod tym względem zdążyła poznać, żeby rozpoznać żart. Jeszcze wzięłaby go za jakiegoś narcystycznego bufona, czego szczerze mówiąc nie znosiła. Wampir Nero? No, to byłoby ciekawe...
- A nie wiem, nie wydaje mi się, żeby to było dla mnie - odpowiedziała, wzruszając dość obojętnie ramionami. Oczywiście pewności nie miała, jednak jakoś nigdy jej aż tak nie ciągnęło do tego. Co innego gra w wakacje, latanie dla odprężenia się i relaksu, co innego drużyna szkolna. Nie, to raczej nie było dla niej. W tym roku gdy trwały nabory nawet dość poważnie to rozważała, jednak skończyło się jak zawsze. Potem ta całą akcja na błoniach itd...cóż, temat zniknął.
- Trochę - zdawkowe słowo, bo też przez ostatnią dłuższą chwilę nie zwracała na temperaturę uwagi. Teraz dopiero poczuła, że nogi jej nieco zdrętwiały. Rozprostowała je, siadając ponownie tyłem do pnia, tyle że tym razem obok ślizgona, co by nie musieć odwracać głowy co chwilę za siebie. Dość by to było meczące.
- Chyba żartujesz. - stanowczy ton i odrobina niedowierzania dodały komicznego dramatyzmu jej wypowiedzi, gdy spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. Cóż, akurat takich, co zmieniali się nie do poznania po alkoholu, było całkiem sporo. Poza tym Kay czuła się na tyle komfortowo w towarzystwie tego ślizgona poniekąd właśnie przez świadomość, że nie zacznie zaraz wyskakiwać jej z dziwnymi propozycjami czy słabymi tekstami na podryw... sporo czasu by wtedy nie przegadali.
- To bardzo dobrze. Będzie ciekawiej niż zazwyczaj bywa - stwierdziła z przekonaniem i zapewne nie jedną osobę wprawiłaby w zaskoczenie tym zdaniem. Co niby miałoby się wydarzyć ciekawego, skoro Nero pozostanie taki... nerowski? Cóż, nie wiedziała, bo z kimś takim nigdy nie piła i o to chodziło - nie bardzo masz pojęcie na co ja liczę - dodała nie mogąc się oprzeć, z lekko wyczuwalnym przekąsem. Przez chwilę miała wrażenie, że to już nie pierwszy raz gdy Giotto chce ją jakby podświadomie "odstraszyć" od siebie. Odrzuciła to jednak na razie od siebie, nie mając ochoty zagłębiać się w takie myśli w tym momencie. Faktem jednak było, że rozmawiało się im całkiem dobrze, więc jeśli miał tego typu starania, to niestety nie działały.
- Wyśpisz się po wszystkim, nie martw się - przewróciła wymownie oczami. Ktoś zabrał cukierka? Więc jeśli będzie grzeczny, to na koniec dostanie go z powrotem - czy ty kiedykolwiek robisz coś spontanicznego? - pytanie, które pojawiło się w jej głowie, mimowolnie wyrwało się szatynce z ust. Przez chwilę przyglądała się ślizgonowi badawczo, jakby oceniając możliwość odpowiedzi. po czym przeniosła wzrok w stronę Zakazanego Lasu.
- Niestety, w zasadzie przeciwnie - odcięła z cwanym uśmiechem, choć w oczach błyszczały rozbawione iskry. Dobrze, że już go trochę pod tym względem zdążyła poznać, żeby rozpoznać żart. Jeszcze wzięłaby go za jakiegoś narcystycznego bufona, czego szczerze mówiąc nie znosiła. Wampir Nero? No, to byłoby ciekawe...
- A nie wiem, nie wydaje mi się, żeby to było dla mnie - odpowiedziała, wzruszając dość obojętnie ramionami. Oczywiście pewności nie miała, jednak jakoś nigdy jej aż tak nie ciągnęło do tego. Co innego gra w wakacje, latanie dla odprężenia się i relaksu, co innego drużyna szkolna. Nie, to raczej nie było dla niej. W tym roku gdy trwały nabory nawet dość poważnie to rozważała, jednak skończyło się jak zawsze. Potem ta całą akcja na błoniach itd...cóż, temat zniknął.
- Trochę - zdawkowe słowo, bo też przez ostatnią dłuższą chwilę nie zwracała na temperaturę uwagi. Teraz dopiero poczuła, że nogi jej nieco zdrętwiały. Rozprostowała je, siadając ponownie tyłem do pnia, tyle że tym razem obok ślizgona, co by nie musieć odwracać głowy co chwilę za siebie. Dość by to było meczące.
- Giotto Nero
Re: Błonia
Pon Lip 20, 2015 11:46 pm
Zacznijmy od tego, że do Giotto nijak pasują teksty na podryw. W pełni świadomy, czy napieprzony w trzy dupy, słowo flirt omijało go szerokim łukiem. Czasem może i robił to nieświadomie, ale nigdy nie myślał o żadnej kobiecie, jako o potencjalnej partnerce, albo o kimś, z kim chce spędzić najbliższą noc. Owszem, miewał różne przemyślenia na temat urody niektórych uczennic, ale na westchnieniach i różnych scenariuszach w jego głowie, się kończyło. Tematy miłosne były dla niego tematem tabu tak naprawdę. Nie miał doświadczenia w tych sprawach, za wiele nie mógł powiedzieć o swoich podbojach, przy czym w tym wieku, większość się chwaliło. On jednak sprowadzał to do zwykłego: "ładna jest i tyle".
- Na dobrą zabawę oczywiście. - rzekł bardzo dwuznacznie. Prawdę mówiąc, jakiejkolwiek tonacji by nie użył, i tak to wyrażenie można było odczytać na mnóstwo sposobów. Gierki słowne dalej były obecne w ich rozmowie, w końcu mały konkursik nigdy nie zaszkodzi. Ile można być kulturalnym, grzecznym i taktownym? Czasami potrzebna jest odskocznia w postaci niewinnych żarcików, które okazują się nie być takie całkiem niewinne.
Spojrzał pytająco w górę, chcąc doszukać się odpowiedzi w chmurach.
- Czasem. - rzucił wymijająco, nie mogąc udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jego życie było jednym wielkim planem. Nie było w nim miejsca na wariacje i spontaniczność. Sprawa brata ciągnęła się za nim już kilka lat, w międzyczasie dowiedział się wielu rzeczy, przydatnych i tych mniej, jak również mniej i bardziej przyjaznych. Wszystko jednak zawdzięczał sobie. Swojemu przygotowaniu, swojej wiedzy i swojemu planowi, którego trzymał się nader wszystko. Bez wyliczenia wszystkich szczegółów, Nero może nie dożyć dnia prawdy. Póki co przyświeca mu jeden cel, odnaleźć zabójców brata, tylko to się liczyło. Dlatego nie ma w jego życiu miejsca na spontaniczność. To byłoby zbyt ryzykowne, a przecież, całe życie przed nim.
- Jesteś okrutna. - rzekł teatralnie, udając zgaszonego i upokorzonego. Całe szczęście, mógł się na Kay trochę otworzyć, dzięki czemu maska jaką przybrał na czas przebywania w Hogwarcie, lekko się zsunęła z jego twarzy. Przecież... nie zawsze Giotto jest gburowaty, skurwielowaty i niegrzeczny. Czasem bywa dobrym kompanem do rozmowy, zwłaszcza w czasach kryzysu, gdy potrzeba kogoś spokojnego obok. Wielokrotnie przekonał się już, że jego spokój oddziałuje również na inne istoty wokół, czy tak samo było z Phate?
- W gruncie rzeczy... to nie moja sprawa. - rzekł obojętnie, kończąc tym samym temat Quidditcha. Przez chwilę czuł obowiązek rekrutacji Ślizgonki, jednakże tak szybko jak pomysł się pojawił, tak szybko zniknął, wraz z uświadomieniem sobie, że czasy bycia kapitanem węży minęły bezpowrotnie. Teraz Regulus rządzi, a Giotto ma zdobywać punkty. Tak jest dużo łatwiej.
Słysząc odpowiedź Kay, momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej i... zdjął swoją szatę.
- Masz. - podał jej część swojej dzisiejszej odzieży. Miał na sobie wystarczająco dużo ubrań, by nie odczuwać aż tak zimna i chłodnego wiatru, jaki oplatał ich od dobrych kilkunastu, a może i nawet kilkudziesięciu minut. Teraz Phate miał okazje zobaczyć przejaw dobroci i w pewien sposób dziecinności(?) Giotto. Podając jej szatę, miał w głowie retrospekcję rozmowy ze swoją mamą, która wielokrotnie mówiła mu o tym, by próbować spełnić potrzeby kobiet. W tym momencie Ślizgonka potrzebowała okryć się czymś, więc Nero jej to zaserwował. Sam nie widział w tym nic dziwnego, ale jak wiemy, on ma trochę inne pojęcie otaczającego świata.
Położył się jak gdyby nigdy nic w tym samym miejscu i dalej leżał w tej samej pozycji co wcześniej, ręce skierował za głowę, by mieć lepsze podparcie. Swoją drogą, dziś powinien dostać plakietkę geniusza surwiwalu. Znalazł takie miejsce, że go nie dosięga wiatr i może sobie spokojnie leżeć wyłącznie w szkolnym mundurku, jak gdyby nigdy nic. Chodzący spryt.
- Na dobrą zabawę oczywiście. - rzekł bardzo dwuznacznie. Prawdę mówiąc, jakiejkolwiek tonacji by nie użył, i tak to wyrażenie można było odczytać na mnóstwo sposobów. Gierki słowne dalej były obecne w ich rozmowie, w końcu mały konkursik nigdy nie zaszkodzi. Ile można być kulturalnym, grzecznym i taktownym? Czasami potrzebna jest odskocznia w postaci niewinnych żarcików, które okazują się nie być takie całkiem niewinne.
Spojrzał pytająco w górę, chcąc doszukać się odpowiedzi w chmurach.
- Czasem. - rzucił wymijająco, nie mogąc udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jego życie było jednym wielkim planem. Nie było w nim miejsca na wariacje i spontaniczność. Sprawa brata ciągnęła się za nim już kilka lat, w międzyczasie dowiedział się wielu rzeczy, przydatnych i tych mniej, jak również mniej i bardziej przyjaznych. Wszystko jednak zawdzięczał sobie. Swojemu przygotowaniu, swojej wiedzy i swojemu planowi, którego trzymał się nader wszystko. Bez wyliczenia wszystkich szczegółów, Nero może nie dożyć dnia prawdy. Póki co przyświeca mu jeden cel, odnaleźć zabójców brata, tylko to się liczyło. Dlatego nie ma w jego życiu miejsca na spontaniczność. To byłoby zbyt ryzykowne, a przecież, całe życie przed nim.
- Jesteś okrutna. - rzekł teatralnie, udając zgaszonego i upokorzonego. Całe szczęście, mógł się na Kay trochę otworzyć, dzięki czemu maska jaką przybrał na czas przebywania w Hogwarcie, lekko się zsunęła z jego twarzy. Przecież... nie zawsze Giotto jest gburowaty, skurwielowaty i niegrzeczny. Czasem bywa dobrym kompanem do rozmowy, zwłaszcza w czasach kryzysu, gdy potrzeba kogoś spokojnego obok. Wielokrotnie przekonał się już, że jego spokój oddziałuje również na inne istoty wokół, czy tak samo było z Phate?
- W gruncie rzeczy... to nie moja sprawa. - rzekł obojętnie, kończąc tym samym temat Quidditcha. Przez chwilę czuł obowiązek rekrutacji Ślizgonki, jednakże tak szybko jak pomysł się pojawił, tak szybko zniknął, wraz z uświadomieniem sobie, że czasy bycia kapitanem węży minęły bezpowrotnie. Teraz Regulus rządzi, a Giotto ma zdobywać punkty. Tak jest dużo łatwiej.
Słysząc odpowiedź Kay, momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej i... zdjął swoją szatę.
- Masz. - podał jej część swojej dzisiejszej odzieży. Miał na sobie wystarczająco dużo ubrań, by nie odczuwać aż tak zimna i chłodnego wiatru, jaki oplatał ich od dobrych kilkunastu, a może i nawet kilkudziesięciu minut. Teraz Phate miał okazje zobaczyć przejaw dobroci i w pewien sposób dziecinności(?) Giotto. Podając jej szatę, miał w głowie retrospekcję rozmowy ze swoją mamą, która wielokrotnie mówiła mu o tym, by próbować spełnić potrzeby kobiet. W tym momencie Ślizgonka potrzebowała okryć się czymś, więc Nero jej to zaserwował. Sam nie widział w tym nic dziwnego, ale jak wiemy, on ma trochę inne pojęcie otaczającego świata.
Położył się jak gdyby nigdy nic w tym samym miejscu i dalej leżał w tej samej pozycji co wcześniej, ręce skierował za głowę, by mieć lepsze podparcie. Swoją drogą, dziś powinien dostać plakietkę geniusza surwiwalu. Znalazł takie miejsce, że go nie dosięga wiatr i może sobie spokojnie leżeć wyłącznie w szkolnym mundurku, jak gdyby nigdy nic. Chodzący spryt.
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Czw Lip 23, 2015 6:22 am
Kay może i była dość zamkniętą w sobie dziewczyną, jeśli chodziło o poważniejsze uczucia, emocje czy plany. Jednak lekki flirt nigdy nikomu nie szkodził, jak to twierdziła, nawet jeśli inni nazywali to graniem na uczuciach, skoro szatynka większej wagi do wypowiadanych słów w takich sytuacjach nie przykładała. Tak czy owak, na swój dziwny, kayowaty sposób wierzyła w miłość, ale na pewno nie wyczekiwała jej z utęsknieniem. Już dawno przekonała się, że coś takiego przychodząc samo, powoli, mogłoby być o wiele poważniejsze. Poza tym, serio? Kayleigh Phate biegająca za kimś z eliksirem miłosnym i przesłodkimi liścikami, tęsknym, pełnym uwielbienia spojrzeniem?! Haha, nie. Bez szans.
- Dokładnie. - skwitowała, podtrzymując dwuznaczność jego słów - rozumiem, że w takim razie temu sprostasz? - nie mogła się powstrzymać od dodania swoich paru groszy (knutów?) do tej zabawy. Nie ukrywając lekkiej ciekawości, narastającej wraz z wymianą zdań, przyglądała mu się spod przymrużonych powiek. Kto by pomyślał, że ta rozmowa rzeczywiście spowoduje chwilowe oderwanie się od tego całego hogwardzkiego bagna. Fakt, wszystko za niedługo wróci, ponownie uderzy w jej spokojne i zajęte przyjemniejszymi sprawami myśli, ale to teraz nie było istotne.
- Nie spodziewałam się, że tak beznadziejnie kłamiesz - uniosła brwi ponownie zaskoczona. Nie dodała nic, bo przecież na siłę pytać po raz kolejny nie będzie, jednak na kilometr widać było, jak bardzo ślizgon mijał się z prawdą. Może i to, co powiedziała było w jakimś stopniu prowokujące, ale tak już miała. Prawdę mówiąc, nie wiedziała czy Nero był podatny na tego typu zaczepki. Cholera wie, może jak chciał to kłamał świetnie, tylko teraz chciał być "przyłapany"? Czasem nawet wbrew własnym myślom można zrobić coś takiego, gdy zbyt długo się coś tłumi w środku. W końcu jesteśmy ludźmi, nie robotami.
- Wolę określenie szczera, ale jak tam chcesz - wzruszyła ramionami, uparcie ignorując jego urażoną minę. Przecież tak powinno się robić z niegrzecznymi dziećmi, nie? (xd) - ale pomrugaj, czy coś, może się odmienią na jakieś lepsze - dodała po chwili z mściwym uśmieszkiem, wykonując bliżej nie określony ruch ręką przy tym, by podkreślić wypowiadane słowa. Nie ukrywała, że całkiem dobrze bawi się tymi jego przemianami. Nie robiła tego jakoś złośliwie, przecież to Giotto, a on i tak z tego co zrozumiała nie mógł nic na tę przypadłość poradzić więc... zawsze można z tego pożartować.
Cóż za gest. W prawdzie nie zszokowało jej to, że był jak widać na tyle kulturalny czy wręcz gentelman, jednak co innego o czymś wiedzieć, a co innego tego doświadczyć, prawda? Nie chciała robić z tego jednak jakiegoś wielkiego halo, więc jedynie lekko unosząc kąciki warg mruknęła - dzięki - i grzecznie przyjęła jego szatę, okrywając się nią szczelnie. Była ciepła i przyjemnie pachniała, toteż twarz ślizgonki się nieco rozpogodziła, czując się o wiele bardziej komfortowo. Rozmowa rozmową, ale wiadomo że warunki też są bardzo ważne.
- Dokładnie. - skwitowała, podtrzymując dwuznaczność jego słów - rozumiem, że w takim razie temu sprostasz? - nie mogła się powstrzymać od dodania swoich paru groszy (knutów?) do tej zabawy. Nie ukrywając lekkiej ciekawości, narastającej wraz z wymianą zdań, przyglądała mu się spod przymrużonych powiek. Kto by pomyślał, że ta rozmowa rzeczywiście spowoduje chwilowe oderwanie się od tego całego hogwardzkiego bagna. Fakt, wszystko za niedługo wróci, ponownie uderzy w jej spokojne i zajęte przyjemniejszymi sprawami myśli, ale to teraz nie było istotne.
- Nie spodziewałam się, że tak beznadziejnie kłamiesz - uniosła brwi ponownie zaskoczona. Nie dodała nic, bo przecież na siłę pytać po raz kolejny nie będzie, jednak na kilometr widać było, jak bardzo ślizgon mijał się z prawdą. Może i to, co powiedziała było w jakimś stopniu prowokujące, ale tak już miała. Prawdę mówiąc, nie wiedziała czy Nero był podatny na tego typu zaczepki. Cholera wie, może jak chciał to kłamał świetnie, tylko teraz chciał być "przyłapany"? Czasem nawet wbrew własnym myślom można zrobić coś takiego, gdy zbyt długo się coś tłumi w środku. W końcu jesteśmy ludźmi, nie robotami.
- Wolę określenie szczera, ale jak tam chcesz - wzruszyła ramionami, uparcie ignorując jego urażoną minę. Przecież tak powinno się robić z niegrzecznymi dziećmi, nie? (xd) - ale pomrugaj, czy coś, może się odmienią na jakieś lepsze - dodała po chwili z mściwym uśmieszkiem, wykonując bliżej nie określony ruch ręką przy tym, by podkreślić wypowiadane słowa. Nie ukrywała, że całkiem dobrze bawi się tymi jego przemianami. Nie robiła tego jakoś złośliwie, przecież to Giotto, a on i tak z tego co zrozumiała nie mógł nic na tę przypadłość poradzić więc... zawsze można z tego pożartować.
Cóż za gest. W prawdzie nie zszokowało jej to, że był jak widać na tyle kulturalny czy wręcz gentelman, jednak co innego o czymś wiedzieć, a co innego tego doświadczyć, prawda? Nie chciała robić z tego jednak jakiegoś wielkiego halo, więc jedynie lekko unosząc kąciki warg mruknęła - dzięki - i grzecznie przyjęła jego szatę, okrywając się nią szczelnie. Była ciepła i przyjemnie pachniała, toteż twarz ślizgonki się nieco rozpogodziła, czując się o wiele bardziej komfortowo. Rozmowa rozmową, ale wiadomo że warunki też są bardzo ważne.
- Giotto Nero
Re: Błonia
Pią Lip 24, 2015 12:38 am
Rozmowa utrzymywała bardzo luźny ton, który nie był synonimiczną podstawą do słów Giotto czy Nero. Poważny, momentami gburowaty Ślizgon, otworzył się bardzo na Kayleigh i o dziwo, wystarczyły do tego dwa spotkania. Znali się wcześniej z widzenia, ale dopiero po sześciu latach jedne to drugiego postanowiło się odezwać. Trochę to dziwne, ale biorąc pod uwagę osobowość Nero, dystans jaki dzielił go od Hogwartu, wtedy stawało się to całkiem możliwe. Mimo, że był w miarę pogodnym dzieckiem, to wiadomo, że świeżakowi trudniej zagadać do kogokolwiek. Nie miał okazji rozmawiać z Phate jako pierwszoroczny czy też rok później. W trzeciej klasie zaczynały się te przełomy i ludzie zaczynali tak naprawdę się poznawać. Wiemy jednak, że w lipcu tuż przed rozpoczęciem trzeciego roku edukacji w Hogwarcie, w rodzinie Nero miała miejsce tragedia, która zmieniła na zawsze Giotto, cały świat wokół niego i przyszłość, która maluje się w mrocznych barwach.
Skończyli temat dwuznaczności i dobrej zabawy. Oboje wiedzieli, że to tylko niewinne gadanie, ale również oboje mają świadomość tego, że jeśli dojdzie do spotkania w wakacje, to będą je bardzo dobrze wspominać. Prawdę mówiąc, Kay jest chyba pierwsza, którą Nero powiadomił o planach odwiedzin w wakacje. Wcześniej widział się ledwo z kilkoma osobami ze Slytherinu i byli to zawsze faceci. Potem, pracował ciężko, prowadził swoje śledztwo, narażał się i tak mijał okres jego domniemanego odpoczynku.
Miał zamknięte oczy, więc Kay nie mogła określić, jak zareagował na jej komentarz odnośnie beznadziejnego kłamania. I dobrze.
- A dlaczego sądzisz, że kłamię? - spytał spokojnie. W tym aspekcie może i zluzował na czas rozmowy z Phate, ale dalej był tą samą osobą, która utrzymuje w tajemnicy śmierć brata przed wszystkimi w Hogwarcie. Wiedzą o tym nauczyciele, wiedzą o tym uczniowie, których rodzice mają związek z Ministerstem Magii, ale nikt poza tym. Wszyscy myślą, że Giotto już się pozbierał, że chce skończyć szkołę, chce pracować jako auror i chce założyć szczęśliwą rodzinkę z jakąś szczęściarą (albo raczej najbardziej pechową kobietą na świecie), a prawda jest taka, iż sprawa brata przesłaniała mu wszystko. Zapomniał o swoim dotychczasowym życiu, więzi jakie powinien tworzyć z rówieśnikami, nie tworzą się, nie spotyka się z żadną dziewczyną, ciężko powiedzieć, czy ktoś w ogóle mu się podoba. Owszem, może i lubi go kilka osób, garstka, którą da się zliczyć na palcach jednej ręki, ale to za mało, by móc normalnie funkcjonować.
Ale Giotto nie był normalny, potrzebował pomocy, do czego nigdy się nie przyzna. Zbyt dumny jest na to.
- Masz racje, spróbuję. - otworzył oczy, wziął głęboki wdech i mrugnął raz, ale mocno. Doskonale wiedział, że nic się nie udało i dalej ma ten sam, krukoński kolor tęczówek. Postanowił zrobić to jeszcze kilka razy, ale szansa, że mogło to się zdarzyć na jego zawołanie, albo akurat w tym momencie, była jedną do setek tysięcy. Milion byłby za duży, gdyż kilka razy dziennie zmieniają mu się jednak oczka.
Kątem oka zerknął, na opatuloną Kay, która zareagowała w dobry sposób, jak przystało na prawdziwą damę. Podziękowała, nie robiła z tego wielkiego zamieszania i co najważniejsze, mimo przynależności do tak ambitnego domu jakim niewątpliwie jest Slytherin, przyjęła ten skromny gest wyjątkowo ochoczo. Wiadomo, że sytuacja (głównie pogoda) temu sprzyjała, jednakże wiemy również o tym, iż duża część dziewczyn z domu węża, zachowywałoby się zupełnie inaczej. Tym samym Phate dała dowód tego, iż jest dobrze wychowana i że jak wpieprza się komuś na sofę bez pozwolenia, to ma ku temu powód.
- Jutro mecz z Ravenclaw. Przyjdziesz? - spytał, przymykając lekko oczy. Patrzył się gdzieś daleko, za horyzont, a temat Quidditcha był w jego głowie przez ostatnie kilka dni. To był pierwszy mecz od jego powrotu po kilkutygodniowej nieobecności. Pierwszy raz od wielu meczów nie wystąpi w opasce kapitana, będzie musiał stosować się do zagrywek opracowanych przez Regulusa. Nie zależało mu specjalnie na obecności kogokolwiek, a mimo to spytał ją o możliwość oglądania go w akcji. Czyżby jednak nie było tak do końca, jak sobie myślał?
Skończyli temat dwuznaczności i dobrej zabawy. Oboje wiedzieli, że to tylko niewinne gadanie, ale również oboje mają świadomość tego, że jeśli dojdzie do spotkania w wakacje, to będą je bardzo dobrze wspominać. Prawdę mówiąc, Kay jest chyba pierwsza, którą Nero powiadomił o planach odwiedzin w wakacje. Wcześniej widział się ledwo z kilkoma osobami ze Slytherinu i byli to zawsze faceci. Potem, pracował ciężko, prowadził swoje śledztwo, narażał się i tak mijał okres jego domniemanego odpoczynku.
Miał zamknięte oczy, więc Kay nie mogła określić, jak zareagował na jej komentarz odnośnie beznadziejnego kłamania. I dobrze.
- A dlaczego sądzisz, że kłamię? - spytał spokojnie. W tym aspekcie może i zluzował na czas rozmowy z Phate, ale dalej był tą samą osobą, która utrzymuje w tajemnicy śmierć brata przed wszystkimi w Hogwarcie. Wiedzą o tym nauczyciele, wiedzą o tym uczniowie, których rodzice mają związek z Ministerstem Magii, ale nikt poza tym. Wszyscy myślą, że Giotto już się pozbierał, że chce skończyć szkołę, chce pracować jako auror i chce założyć szczęśliwą rodzinkę z jakąś szczęściarą (albo raczej najbardziej pechową kobietą na świecie), a prawda jest taka, iż sprawa brata przesłaniała mu wszystko. Zapomniał o swoim dotychczasowym życiu, więzi jakie powinien tworzyć z rówieśnikami, nie tworzą się, nie spotyka się z żadną dziewczyną, ciężko powiedzieć, czy ktoś w ogóle mu się podoba. Owszem, może i lubi go kilka osób, garstka, którą da się zliczyć na palcach jednej ręki, ale to za mało, by móc normalnie funkcjonować.
Ale Giotto nie był normalny, potrzebował pomocy, do czego nigdy się nie przyzna. Zbyt dumny jest na to.
- Masz racje, spróbuję. - otworzył oczy, wziął głęboki wdech i mrugnął raz, ale mocno. Doskonale wiedział, że nic się nie udało i dalej ma ten sam, krukoński kolor tęczówek. Postanowił zrobić to jeszcze kilka razy, ale szansa, że mogło to się zdarzyć na jego zawołanie, albo akurat w tym momencie, była jedną do setek tysięcy. Milion byłby za duży, gdyż kilka razy dziennie zmieniają mu się jednak oczka.
Kątem oka zerknął, na opatuloną Kay, która zareagowała w dobry sposób, jak przystało na prawdziwą damę. Podziękowała, nie robiła z tego wielkiego zamieszania i co najważniejsze, mimo przynależności do tak ambitnego domu jakim niewątpliwie jest Slytherin, przyjęła ten skromny gest wyjątkowo ochoczo. Wiadomo, że sytuacja (głównie pogoda) temu sprzyjała, jednakże wiemy również o tym, iż duża część dziewczyn z domu węża, zachowywałoby się zupełnie inaczej. Tym samym Phate dała dowód tego, iż jest dobrze wychowana i że jak wpieprza się komuś na sofę bez pozwolenia, to ma ku temu powód.
- Jutro mecz z Ravenclaw. Przyjdziesz? - spytał, przymykając lekko oczy. Patrzył się gdzieś daleko, za horyzont, a temat Quidditcha był w jego głowie przez ostatnie kilka dni. To był pierwszy mecz od jego powrotu po kilkutygodniowej nieobecności. Pierwszy raz od wielu meczów nie wystąpi w opasce kapitana, będzie musiał stosować się do zagrywek opracowanych przez Regulusa. Nie zależało mu specjalnie na obecności kogokolwiek, a mimo to spytał ją o możliwość oglądania go w akcji. Czyżby jednak nie było tak do końca, jak sobie myślał?
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Pią Lip 24, 2015 3:18 am
Wbrew pozorom było mnóstwo osób z jej rocznika, z którymi nigdy nie zamieniła więcej niż dwa, trzy zdania od początku edukacji w tej szkole. Dodatkowo, zazwyczaj były to uwagi niezbędne do wykonania jakiegoś polecenia nauczyciela na lekcji. Kayleigh nigdy nie próbowała zdobyć większej ilości przyjaciół czy znajomych, zwyczajnie nie chcąc tracić czasu. W końcu przecież za niedługo opuści Hogwart i nawet te nikłe kontakty w większości się pourywają. Zawsze należała do osób, które bardziej stawiały na jakość, a nie ilość i stąd też brak wcześniejszego kontaktu z Giotto, który sam nie ułatwiał pod tym względem niczego. Cóż, biorąc pod uwagę ich charaktery i już VI rok nauki to i tak dobrze, że w ogóle się poznali.
Jeśli chodzi o wakacje, to mogła się tylko cieszyć że to właśnie na te padło. Miała teraz większą motywację, by wymyślić dobry pretekst do pozostania w domu, gdy jej cudowna rodzinka na medal opuści domostwo, w celu odwiedzin jeszcze cudowniejszej rodzinki numer 2. Tak, zdecydowanie Kayleigh wolała to ominąć, a że przy okazji będzie miała towarzystwo, to i lepiej, nie zanudzi się sama. W prawdzie zazwyczaj gdzieś wyjeżdżała ze znajomymi lub znajdowała sobie dobre zajęcie w okolicy, ale taka odmiana każdemu dobrze by zrobiła.
- Bo nie wydaje mi się, żebyś miał w zwyczaju robić cokolwiek, co wcześniej nie było zaplanowane - wyjaśniła, jednocześnie jakby ukazując, że zadane przez nią wcześniej pytanie było czysto retoryczne. Zdecydowanie Giotto nie wyglądał jej na spontaniczną osobę, co może i było często przydatne, jednak skrajności nigdy nie są dobre na dłuższą metę.
- To musi być dość nudne i puste po jakimś czasie - dodała nieco ciszej, mając na myśli ogólne życie ślizgona. Domyślała się, że jakiś powód konkretny musiał mieć. Głupia jednak nie była, żeby myśleć że spyta go ot tak i wszystko jej powie. To nigdy tak nie działało
-Chyba że się mylę, to podaj mi przykład- dodała, jednocześnie stawiając wyzwanie. Była pewna, że chłopak tego nie zrobi, ale wiadomo jak to z jej pewnością siebie było. W końcu każdy się kiedyś musi potknąć. Jej słowa pewnie były dość odważne, bo kim niby była żeby oceniać życie innych osób, nawet nie znając ich przeszłości? Jakaś czerwona, czy może na początek pomarańczowa lampka zaczęła jej dawać sygnały o wkraczaniu na cienki lód w rozmowie. Tu było to miejsce, gdzie zacierała się granica między jej poszanowaniem dla prywatnych spraw innych, a ciekawością w trakcie rozmowy na interesujący ją temat. Nie ma co ukrywać, zaczęło ją to powoli intrygować, proporcjonalnie do zapoznawania się z Nero. W sumie teraz wszystko zależało od ślizgona, co z tym zrobi - przerwie temat czy będzie wchodził w to głębiej. Sama Kay nie należała w prawdzie to szczególnie wybuchowych i spontanicznych osób, jednak raz na jakiś czas pasowało zrobić coś, co urozmaici ten spokojny żywot. Co by nie popaść w monotonię.
Gdy zobaczyła jak zaczął usilnie mrugać powiekami, nie potrafiła opanować parsknięcia śmiechem. Cóż, wyglądał w tym momencie dość komicznie jak na jej gust. Pokręciła więc tylko głową na znak, że jego próby skończyły się bezskutecznie i wsunęła dłonie, tym razem do kieszeni szaty Giotto. No tak, miała w sobie wiele sprzeczności, jeśli chodzi o zachowania typowo ślizgońśkie. Powiedzmy, że należała do tej grupy szczęśliwców, z którymi stara tiara miała niemały problem, jeśli chodziło o przydział do odpowiedniego domu. Kay nie miała w sobie w prawdzie gryfońskiej krwi (broń Salazarze!) jednak jasne było dla niej, że nie ma w Hogwarcie domu do którego by pasowała w stu procentach. Mimo, iż wiodące cechy Domu Węża miała w sobie idealnie rozwinięte, to nigdy nie należała do osób, które chociażby czerpały radość z wyżywania się na innych w celach czysto złośliwych. Co innego, jeśli chodziło o "drobne wykorzystanie" dla własnych potrzeb, nie krzywdzące w żaden poważny sposób... to według niej mieściło się w granicach jak najbardziej. Duma dumą, lecz jeśli przychodziły takie sytuacje jak ta, gdzie po pierwsze była w towarzystwie osoby bądź co bądź bliższej niż zwykły znajomy, po drugie wchodziło w grę przeziębienie się i ogólnie z dupy beznadziejna pogoda, to czemu miałaby strzelać fochy? Prawdę mówiąc była lekko zaskoczona tym gestem Nero, który zazwyczaj zlewa na wszystko i wszystkich dookoła. Pozytywnie zaskoczona, oczywiście.
Pytanie wybiło ją po raz kolejny z krótkiej chwili rozmyślań, więc potrzebowała sekundy na skojarzenie faktów. Mecz. Slytherin - Ravenclaw. Jutro!
- No jasne! - nie ma co kryć entuzjazmu, to że nie grała w drużynie nie oznaczało, że ją to nie obchodzi, a wręcz przeciwnie - jak dotąd tylko raz ominęłam nasz mecz, a jutro nie zapowiada się na żadną katastrofę, więc będę na pewno - zapewniła, w myślach już tylko dodając sobie, że dzięki jego życzliwości (?) choroba także jej nie groziła. Mecze z krukonami były często całkiem ciekawe, zaraz oczywiście po tych z gryfonami.
- Poza tym, jak miałabym ominąć byłego kapitana w akcji - dodała z lekkim przekąsem. Była ciekawa, czy na boisku wszystko będzie szło bez problemu, skoro Nero będzie musiał się teraz podporządkować komuś innemu. Nie był konfliktową raczej osobą, jednak nic nie wiadomo, jeśli wchodzą w grę emocje i napięcie podczas meczu.
Jeśli chodzi o wakacje, to mogła się tylko cieszyć że to właśnie na te padło. Miała teraz większą motywację, by wymyślić dobry pretekst do pozostania w domu, gdy jej cudowna rodzinka na medal opuści domostwo, w celu odwiedzin jeszcze cudowniejszej rodzinki numer 2. Tak, zdecydowanie Kayleigh wolała to ominąć, a że przy okazji będzie miała towarzystwo, to i lepiej, nie zanudzi się sama. W prawdzie zazwyczaj gdzieś wyjeżdżała ze znajomymi lub znajdowała sobie dobre zajęcie w okolicy, ale taka odmiana każdemu dobrze by zrobiła.
- Bo nie wydaje mi się, żebyś miał w zwyczaju robić cokolwiek, co wcześniej nie było zaplanowane - wyjaśniła, jednocześnie jakby ukazując, że zadane przez nią wcześniej pytanie było czysto retoryczne. Zdecydowanie Giotto nie wyglądał jej na spontaniczną osobę, co może i było często przydatne, jednak skrajności nigdy nie są dobre na dłuższą metę.
- To musi być dość nudne i puste po jakimś czasie - dodała nieco ciszej, mając na myśli ogólne życie ślizgona. Domyślała się, że jakiś powód konkretny musiał mieć. Głupia jednak nie była, żeby myśleć że spyta go ot tak i wszystko jej powie. To nigdy tak nie działało
-Chyba że się mylę, to podaj mi przykład- dodała, jednocześnie stawiając wyzwanie. Była pewna, że chłopak tego nie zrobi, ale wiadomo jak to z jej pewnością siebie było. W końcu każdy się kiedyś musi potknąć. Jej słowa pewnie były dość odważne, bo kim niby była żeby oceniać życie innych osób, nawet nie znając ich przeszłości? Jakaś czerwona, czy może na początek pomarańczowa lampka zaczęła jej dawać sygnały o wkraczaniu na cienki lód w rozmowie. Tu było to miejsce, gdzie zacierała się granica między jej poszanowaniem dla prywatnych spraw innych, a ciekawością w trakcie rozmowy na interesujący ją temat. Nie ma co ukrywać, zaczęło ją to powoli intrygować, proporcjonalnie do zapoznawania się z Nero. W sumie teraz wszystko zależało od ślizgona, co z tym zrobi - przerwie temat czy będzie wchodził w to głębiej. Sama Kay nie należała w prawdzie to szczególnie wybuchowych i spontanicznych osób, jednak raz na jakiś czas pasowało zrobić coś, co urozmaici ten spokojny żywot. Co by nie popaść w monotonię.
Gdy zobaczyła jak zaczął usilnie mrugać powiekami, nie potrafiła opanować parsknięcia śmiechem. Cóż, wyglądał w tym momencie dość komicznie jak na jej gust. Pokręciła więc tylko głową na znak, że jego próby skończyły się bezskutecznie i wsunęła dłonie, tym razem do kieszeni szaty Giotto. No tak, miała w sobie wiele sprzeczności, jeśli chodzi o zachowania typowo ślizgońśkie. Powiedzmy, że należała do tej grupy szczęśliwców, z którymi stara tiara miała niemały problem, jeśli chodziło o przydział do odpowiedniego domu. Kay nie miała w sobie w prawdzie gryfońskiej krwi (broń Salazarze!) jednak jasne było dla niej, że nie ma w Hogwarcie domu do którego by pasowała w stu procentach. Mimo, iż wiodące cechy Domu Węża miała w sobie idealnie rozwinięte, to nigdy nie należała do osób, które chociażby czerpały radość z wyżywania się na innych w celach czysto złośliwych. Co innego, jeśli chodziło o "drobne wykorzystanie" dla własnych potrzeb, nie krzywdzące w żaden poważny sposób... to według niej mieściło się w granicach jak najbardziej. Duma dumą, lecz jeśli przychodziły takie sytuacje jak ta, gdzie po pierwsze była w towarzystwie osoby bądź co bądź bliższej niż zwykły znajomy, po drugie wchodziło w grę przeziębienie się i ogólnie z dupy beznadziejna pogoda, to czemu miałaby strzelać fochy? Prawdę mówiąc była lekko zaskoczona tym gestem Nero, który zazwyczaj zlewa na wszystko i wszystkich dookoła. Pozytywnie zaskoczona, oczywiście.
Pytanie wybiło ją po raz kolejny z krótkiej chwili rozmyślań, więc potrzebowała sekundy na skojarzenie faktów. Mecz. Slytherin - Ravenclaw. Jutro!
- No jasne! - nie ma co kryć entuzjazmu, to że nie grała w drużynie nie oznaczało, że ją to nie obchodzi, a wręcz przeciwnie - jak dotąd tylko raz ominęłam nasz mecz, a jutro nie zapowiada się na żadną katastrofę, więc będę na pewno - zapewniła, w myślach już tylko dodając sobie, że dzięki jego życzliwości (?) choroba także jej nie groziła. Mecze z krukonami były często całkiem ciekawe, zaraz oczywiście po tych z gryfonami.
- Poza tym, jak miałabym ominąć byłego kapitana w akcji - dodała z lekkim przekąsem. Była ciekawa, czy na boisku wszystko będzie szło bez problemu, skoro Nero będzie musiał się teraz podporządkować komuś innemu. Nie był konfliktową raczej osobą, jednak nic nie wiadomo, jeśli wchodzą w grę emocje i napięcie podczas meczu.
- Giotto Nero
Re: Błonia
Pon Lip 27, 2015 1:03 am
Trzeba się w tym wszystkim zgodzić. Jakość przyjaźni jest dużo istotniejsza, niż ich ilość. Problem w tym, że Nero nikogo nie mógł nazwać swoim przyjacielem. Jako dziecko miał problemy z nawiązywaniem znajomości i przyjaźni, bowiem był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Odziedziczył wszystkie cechy po swoim bracie, który od samego początku był idolem dla młodego Giotto. Sęk w tym, że Alaude potrafił jeszcze gromadzić wokół siebie ludzi, był kapitanem drużyny Slytherinu w Quidditcha, doskonale współpracował z innymi uczniami domu węża, dobrze dogadywał się z nauczycielami, można było na nim polegać w każdej chwili. Był charyzmatyczną osobą, która ukazywała wszystkie dobre cechy swojego charakteru, tłumiąc i ukrywając te złe. To robiło z brata Giotto kogoś idealnego, kogoś, za kim najmłodszy Nero chciał podążać. Problem w tym, że gdy to zrozumiał, było już za późno, by pobrać nauki od swojego idola. Wtedy również nastąpił definitywny koniec przyjaźni, miłości i przywiązania. Liczyło się tylko jedno, liczy się do dziś.
Spontaniczność w życiu Giotto miała miejsce, ale jak wcześniej zostało wspomniane, miała ona miejsce bardzo rzadko. Konsekwentnie trzymał się swoich postanowień, planu i celu, który sobie określił. To pozwalało mu zachować względne odczucia przygotowania i bezpieczeństwa. Nie szalał, nie spotykał się z nikim, nie poznawał ludzi. Ograniczył to do minimum, chcąc odciąć się od relacji polegających na przywiązaniu, a czy to była miłość czy przyjaźń, bez różnicy. Przywiązanie dalej pozostawało balastem i czymś, co mogłoby hamować Nero w drodze po głowy tych, którzy otruli jego brata.
Z zamyślanie wyrwała go wypowiedź Kay. Lekko rozszerzone źrenice, zostały oplecione przez powieki, a potem wróciły do poprzedniego stanu ukazującego spokój.
- Nie muszę Ci niczego udowadniać, Phate. - stwierdził spokojnie. Przekaz był jasny, Kay wchodziła na zakazany grunt. Po drugiej rozmowie ciężko o taką dużą dozę zaufania. Po dwusetnej rozmowie sprawa miałaby się niewiele lepiej. Tu nie chodziło o niechęć Giotto do Ślizgonki. Takowej nie było, w żadnym wypadku. Zdążył ją polubić, zaangażował się mocno w ich wspólny projekt i był nawet skłonny wybrać się gdzieś z nią na wakacje. Ale sprawy Nero, zostawały sprawami Nero. Czy byłaś wrogiem, znajomą, przyjaciółką czy miłością jego życia, nie miałaś prawa wiedzieć jego przeszłości, ani oceniać jego zachowania przez pryzmat wydarzeń z ostatnich kilku lat. Nieważne, że Kayleigh była tą sprawą bardzo zainteresowana.
Otworzył się na nią do tego stopnia, by wyjawić jej kilka mniej znaczących szczegółów swego życia takich jak mutacja oczu czy zamiłowanie do Quidditcha. Na tym jednak zakończą. Tu nawet nie chodziło o postanowienie Giotto. Chodziło o to, by Kay była bezpieczna. Im mniej osób wie o tym co robi w wakacje, tym lepiej. Ta kwestia pozostawała bardzo istotna. Nieważne jak bardzo Phate chciała poznać przeszłość i motywy Nero, ważniejsze było to, by dziewczyna mogła spokojnie zasypiać codziennie. Wszakże, gdyby wiedziała o działalności Ślizgona, to jeśli jest z nim w jakikolwiek sposób związana, zaczęłaby się o niego martwić czy coś. O ile może sobie w ogóle Brytyjczyk pozwolić na takie schlebianie sobie i swojej osobie, w końcu, jeśli martwisz się o kogoś, to Ci zależy, prawda?
- Cieszę się. - stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust. - Dobrze jest czuć wsparcie swoich na boisku. - dodał, patrząc w jej stronę. Mimo tego, że zawsze był skupiony w stu procentach na meczu, wiedział, że kibice również są częścią ekipy Slytherinu w Quidditcha. Im więcej było ich na trybunach, tym więcej było się w stanie poświęcić, by wygrać. Jako były kapitan wiedział o tym doskonale, wystarczyło przecież by na miejscach kibiców siedział ktoś, kto jest dla Ciebie ważny: dziewczyna, chłopak, przyjaciel, przyjaciółka, dobra znajoma, dobry znajomy i tak dalej. To działało motywująco i dla tych szczególnych ludzi chciało się dążyć do bycia gwiazdą. A jeśli takowych nie było, to wystarczyło widzieć wsparcie domowników. Jeden Slytherin, zjednoczony, wykrzykujący wyrazy uznania i głośno dopingujący swoich ludzi. To była woda na młyn dla każdego gracza.
- W takim razie, liczę na to, że będziesz krzyczeć najgłośniej. Będę Cię wypatrywał. - to zabrzmiało bardzo dziwnie z jego ust, coś tak jakby zależało mu koniecznie na jej obecności. W rzeczywistości tak było, problem jednak polegał na tym, że dotychczas skrywał to, iż liczy na przybycie Kay, teraz jednak stwierdził otwarcie, że będzie o niej myślał nawet w trakcie meczu. Nie było to jakieś wyznanie, ale do Nero jakoś to nie pasowało. Dziwne rzeczy się na tych błoniach działy.
- Tylko uważaj na gardło, żebyśmy po meczu mogli porozmawiać. - zaśmiał się lekko, a w jego słowach było czuć zdecydowanie. Najwidoczniej postanowił już za nią, że porozmawiają po spotkaniu Slytherinu z Ravenclaw i dzięki temu, będą mogli wymienić się ewentualnymi spostrzeżeniami co do gry. Albo zapomną całkowicie o meczu i skupią się na rozmowie ze sobą, tak też mogło być i byłoby to bardzo wskazane, biorąc pod uwagę to, jak dogadują się do tej pory.
Spontaniczność w życiu Giotto miała miejsce, ale jak wcześniej zostało wspomniane, miała ona miejsce bardzo rzadko. Konsekwentnie trzymał się swoich postanowień, planu i celu, który sobie określił. To pozwalało mu zachować względne odczucia przygotowania i bezpieczeństwa. Nie szalał, nie spotykał się z nikim, nie poznawał ludzi. Ograniczył to do minimum, chcąc odciąć się od relacji polegających na przywiązaniu, a czy to była miłość czy przyjaźń, bez różnicy. Przywiązanie dalej pozostawało balastem i czymś, co mogłoby hamować Nero w drodze po głowy tych, którzy otruli jego brata.
Z zamyślanie wyrwała go wypowiedź Kay. Lekko rozszerzone źrenice, zostały oplecione przez powieki, a potem wróciły do poprzedniego stanu ukazującego spokój.
- Nie muszę Ci niczego udowadniać, Phate. - stwierdził spokojnie. Przekaz był jasny, Kay wchodziła na zakazany grunt. Po drugiej rozmowie ciężko o taką dużą dozę zaufania. Po dwusetnej rozmowie sprawa miałaby się niewiele lepiej. Tu nie chodziło o niechęć Giotto do Ślizgonki. Takowej nie było, w żadnym wypadku. Zdążył ją polubić, zaangażował się mocno w ich wspólny projekt i był nawet skłonny wybrać się gdzieś z nią na wakacje. Ale sprawy Nero, zostawały sprawami Nero. Czy byłaś wrogiem, znajomą, przyjaciółką czy miłością jego życia, nie miałaś prawa wiedzieć jego przeszłości, ani oceniać jego zachowania przez pryzmat wydarzeń z ostatnich kilku lat. Nieważne, że Kayleigh była tą sprawą bardzo zainteresowana.
Otworzył się na nią do tego stopnia, by wyjawić jej kilka mniej znaczących szczegółów swego życia takich jak mutacja oczu czy zamiłowanie do Quidditcha. Na tym jednak zakończą. Tu nawet nie chodziło o postanowienie Giotto. Chodziło o to, by Kay była bezpieczna. Im mniej osób wie o tym co robi w wakacje, tym lepiej. Ta kwestia pozostawała bardzo istotna. Nieważne jak bardzo Phate chciała poznać przeszłość i motywy Nero, ważniejsze było to, by dziewczyna mogła spokojnie zasypiać codziennie. Wszakże, gdyby wiedziała o działalności Ślizgona, to jeśli jest z nim w jakikolwiek sposób związana, zaczęłaby się o niego martwić czy coś. O ile może sobie w ogóle Brytyjczyk pozwolić na takie schlebianie sobie i swojej osobie, w końcu, jeśli martwisz się o kogoś, to Ci zależy, prawda?
- Cieszę się. - stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust. - Dobrze jest czuć wsparcie swoich na boisku. - dodał, patrząc w jej stronę. Mimo tego, że zawsze był skupiony w stu procentach na meczu, wiedział, że kibice również są częścią ekipy Slytherinu w Quidditcha. Im więcej było ich na trybunach, tym więcej było się w stanie poświęcić, by wygrać. Jako były kapitan wiedział o tym doskonale, wystarczyło przecież by na miejscach kibiców siedział ktoś, kto jest dla Ciebie ważny: dziewczyna, chłopak, przyjaciel, przyjaciółka, dobra znajoma, dobry znajomy i tak dalej. To działało motywująco i dla tych szczególnych ludzi chciało się dążyć do bycia gwiazdą. A jeśli takowych nie było, to wystarczyło widzieć wsparcie domowników. Jeden Slytherin, zjednoczony, wykrzykujący wyrazy uznania i głośno dopingujący swoich ludzi. To była woda na młyn dla każdego gracza.
- W takim razie, liczę na to, że będziesz krzyczeć najgłośniej. Będę Cię wypatrywał. - to zabrzmiało bardzo dziwnie z jego ust, coś tak jakby zależało mu koniecznie na jej obecności. W rzeczywistości tak było, problem jednak polegał na tym, że dotychczas skrywał to, iż liczy na przybycie Kay, teraz jednak stwierdził otwarcie, że będzie o niej myślał nawet w trakcie meczu. Nie było to jakieś wyznanie, ale do Nero jakoś to nie pasowało. Dziwne rzeczy się na tych błoniach działy.
- Tylko uważaj na gardło, żebyśmy po meczu mogli porozmawiać. - zaśmiał się lekko, a w jego słowach było czuć zdecydowanie. Najwidoczniej postanowił już za nią, że porozmawiają po spotkaniu Slytherinu z Ravenclaw i dzięki temu, będą mogli wymienić się ewentualnymi spostrzeżeniami co do gry. Albo zapomną całkowicie o meczu i skupią się na rozmowie ze sobą, tak też mogło być i byłoby to bardzo wskazane, biorąc pod uwagę to, jak dogadują się do tej pory.
- Kayleigh Phate
Re: Błonia
Pon Lip 27, 2015 5:02 am
To wszystko nie mogło być łatwe, tym bardziej, że najwyraźniej Nero popadł w całkiem skrzywiony świat...skrzywiony przez śmierć swojego brata-idola. Nic przecież dobrego taka samotność na dłuższą metę nie przynosi, a tłumaczenie tego dobrem dla innych jest jedynie słabą wymówką. W sumie całe szczęście, że w te tematy na razie się nie będą razem z Kay zagłębiać, bo zapewne ślizgon usłyszałby sporo szczerych, lecz ostrych słów na ten temat od niej, totalnie nie zgadzających się z jego wizją życia. A byłoby szkoda ich relacji, czyż nie? Zapewne mocno podupadłaby po takiej rozmowie. Kłopoty Kayleigh w domu ze swoim przybranym rodzeństwem wydawały się wręcz śmieszne przy czymś takim, jednak z drugiej strony każdy problem jest nieznośny dla danej osoby, na swój sposób dla niej właśnie najbardziej poważny. Nie można przecież powiedzieć, że poczułaby się od razu lepiej w domu po usłyszeniu historii Giotto, bo szczerze mówiąc ma się to jak piernik do wiatraka. Nie zapominajmy, że Kay nie należy do osób, które przyjmują na siebie trudności życiowe innych, spędzając dnie i noce na zamęczaniu się, jak to im jest źle na świecie. Fakt, jest parę osób, którymi się przejmuje i w jakiś tam dziwny sposób jej na nich zależy, ale bez przesady, żeby miała swoje życie przy tym zatruwać. Przynajmniej jeszcze takiej sytuacji nigdy nie miała. Trzeba przyznać, że ten dziwny osobnik leżący obok niej w tym momencie, powoli zaczynał odgrywać coraz ważniejszą rolę, choćby przez zajmowanie jej myśli częściej niżby się tego spodziewała. Nie przesadzajmy jednak, nie było to już jakieś zauroczenie. Na całe szczęście Kay nie należała do dziewczyn, które w każdym potencjalnym osobniku płci męskiej dopatrują się przyszłego chłopaka, chcąc jak najszybciej usidlić go w jakimś dziwnym związku. Kolejna rzecz, która rozdmuchałaby ich wzajemne stosunki, pozostawiając jedynie nutę dystansu czy nawet wrogości.
- Z tym akurat się zgadzam - odpowiedziała równie spokojnie, przez chwilę wstrzymując oddech jakby czekała na jakieś dodatkowe zdanie od ślizgona lub sama zastanawiała się nad dodaniem czegoś. Tak czy owak w końcu westchnęła cicho i pozostawiła temat. Na wiele spraw, praktycznie wszystkie jak do tej pory dobrze im się rozmawiało, więc najwidoczniej skoro w tym momencie Nero ucinał wypowiedź, to nie były informacje dla niej. Potrafiła to zrozumieć, choć nie zamierzała zapomnieć. Kiedyś zapewne do tego wrócą i może nawet dowie się czegoś więcej. Koniec końców i tak będzie musiał się kiedyś przed kimś otworzyć, chyba że planuje zostać przedwcześnie gburowatym królem samotności. Na siłę jednak nie miała intencji kierowania go na dobrą ścieżkę, pewnie była to zarówno jej zaleta, jak i wada. No cóż.
- O moje wsparcie się nie martw, takiego kibica wszystkie kruczki wam pozazdroszczą - stwierdziła z pełnym przekonaniem, mrugając przy tym porozumiewawczo. Było w tym z pewnością sporo żartu, jednak nie ukrywajmy, że jeśli chodziło o Quidditcha, to Kayleigh zdzierała sobie gardło praktycznie na każdym meczu. Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z wagi, jaką ma dla drużyny wsparcie od osób na trybunach. Nie dość, że dodają im sił i woli walki, to także często onieśmielają i załamują psychicznie przeciwną drużynę. Morale tak zwane, cholernie istotna sprawa w gruncie rzeczy.
Tak krótkie zdanie, a jakoś mocniej na nie zareagowała, niż na całą resztę wypowiadanych słów chłopaka. Zapewne po części z tego względu, że coraz częściej ją takimi drobiazgami zaskakiwał, z pozoru nic nie znaczącymi. Przymrużyła odruchowo oczy i uniosła kąciki warg w lekkim uśmiechu. I jak tu ją winić, że uważała się jednak za nieco bardziej znaczącą dla niego osobę, niż większość mijanych uczniów na korytarzach szkolnych?
- Okej, to lepiej już dziś wieczorem zacznę przygotowania, skoro mam być pod taką obserwacją - zaśmiała się, choć całkiem zdawała sobie sprawę, że ślizgon będzie skupiony na meczu, a nie na tym co ona wyprawia na trybunach. Może i nawet rzeczywiście zerknie parę razy w jej stronę, jednak nie liczyła na nic poza tym. W przeciwnym razie... cóż, czeka go ochrzan od Phate, solidny! Co jak co, ale nawet ona nie uważała się za ważniejszą niż wygranie meczu, toteż będzie wymagała od niego (oraz całej reszty drużyny) całkowitej koncentracji na grze, a nie jakieś laski w głowach. Na szczęście co do Giotto, szatynka nie miała tego typu obaw, więc głowy mu pewnie nie urwie, luz.
- O ile ty nie uciekniesz gdzieś, oblewać zwycięstwo - stwierdziła z lekkim przekąsem, przekrzywiając nieco głowę na bok, żeby mieć lepszy widok na blondyna. Czyżby role się na moment odwróciły? W końcu jak dotąd, to ona królowała w wyrzucaniu z siebie decyzji, które niejako dotyczyły zarówno jej osoby, jak i ślizgona, jak chociażby projekt. Ciekawa odmiana, dość nietypowa jak dla niej, aczkolwiek interesująca.
- Z tym akurat się zgadzam - odpowiedziała równie spokojnie, przez chwilę wstrzymując oddech jakby czekała na jakieś dodatkowe zdanie od ślizgona lub sama zastanawiała się nad dodaniem czegoś. Tak czy owak w końcu westchnęła cicho i pozostawiła temat. Na wiele spraw, praktycznie wszystkie jak do tej pory dobrze im się rozmawiało, więc najwidoczniej skoro w tym momencie Nero ucinał wypowiedź, to nie były informacje dla niej. Potrafiła to zrozumieć, choć nie zamierzała zapomnieć. Kiedyś zapewne do tego wrócą i może nawet dowie się czegoś więcej. Koniec końców i tak będzie musiał się kiedyś przed kimś otworzyć, chyba że planuje zostać przedwcześnie gburowatym królem samotności. Na siłę jednak nie miała intencji kierowania go na dobrą ścieżkę, pewnie była to zarówno jej zaleta, jak i wada. No cóż.
- O moje wsparcie się nie martw, takiego kibica wszystkie kruczki wam pozazdroszczą - stwierdziła z pełnym przekonaniem, mrugając przy tym porozumiewawczo. Było w tym z pewnością sporo żartu, jednak nie ukrywajmy, że jeśli chodziło o Quidditcha, to Kayleigh zdzierała sobie gardło praktycznie na każdym meczu. Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z wagi, jaką ma dla drużyny wsparcie od osób na trybunach. Nie dość, że dodają im sił i woli walki, to także często onieśmielają i załamują psychicznie przeciwną drużynę. Morale tak zwane, cholernie istotna sprawa w gruncie rzeczy.
Tak krótkie zdanie, a jakoś mocniej na nie zareagowała, niż na całą resztę wypowiadanych słów chłopaka. Zapewne po części z tego względu, że coraz częściej ją takimi drobiazgami zaskakiwał, z pozoru nic nie znaczącymi. Przymrużyła odruchowo oczy i uniosła kąciki warg w lekkim uśmiechu. I jak tu ją winić, że uważała się jednak za nieco bardziej znaczącą dla niego osobę, niż większość mijanych uczniów na korytarzach szkolnych?
- Okej, to lepiej już dziś wieczorem zacznę przygotowania, skoro mam być pod taką obserwacją - zaśmiała się, choć całkiem zdawała sobie sprawę, że ślizgon będzie skupiony na meczu, a nie na tym co ona wyprawia na trybunach. Może i nawet rzeczywiście zerknie parę razy w jej stronę, jednak nie liczyła na nic poza tym. W przeciwnym razie... cóż, czeka go ochrzan od Phate, solidny! Co jak co, ale nawet ona nie uważała się za ważniejszą niż wygranie meczu, toteż będzie wymagała od niego (oraz całej reszty drużyny) całkowitej koncentracji na grze, a nie jakieś laski w głowach. Na szczęście co do Giotto, szatynka nie miała tego typu obaw, więc głowy mu pewnie nie urwie, luz.
- O ile ty nie uciekniesz gdzieś, oblewać zwycięstwo - stwierdziła z lekkim przekąsem, przekrzywiając nieco głowę na bok, żeby mieć lepszy widok na blondyna. Czyżby role się na moment odwróciły? W końcu jak dotąd, to ona królowała w wyrzucaniu z siebie decyzji, które niejako dotyczyły zarówno jej osoby, jak i ślizgona, jak chociażby projekt. Ciekawa odmiana, dość nietypowa jak dla niej, aczkolwiek interesująca.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach