- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Paź 11, 2016 12:18 am
Tęcza. Przeciętne zjawisko optyczne. Prawie jak złudzenie. Samo rozszczepienie światła jest interesujące, lecz nic poza tym. Nie rozumiałam zwyczajowego zachwytu tym wielobarwnym łukiem. Nie przyglądałam się. Zauważyłam go jedynie kątem oka, gdy na chwilę podniosłam głowę. Ciekawsze były nawet krople bijące o taflę jeziora.
Oderwałam się od swoich myśli. Od nieznacznego łupania. Na razie się nie nasilało. A ja dopiero teraz przetrawiłam słowa. Nie te wyrażające troskę o moje zdrowie. Wcześniejsze.
- Jak to jest być duchem... Naprawdę nic nie czujesz, czy odczuwasz w inny sposób?
Pierwszy raz zwróciłam swe spojrzenie na twarz dziewczyny. Na dłużej. Mogłam spokojnie patrzeć przez nią – nie to było moim zamiarem. Pragnęłam dostrzec coś nieuchwytnego. Coś nierzeczywistego. A jednak istniejącego. Wypatrywałam... choć nie wiedziałam czego.
Zimno. Zadrżałam. Pociągnęłam nosem. Oczyszczone powietrze. Zmywająca grzechy woda. Świeży zapach. Smak pasty do zębów. Dawno nie jadłam.
Celowo zignorowałam kolejne pytania. Miałam dobrą odporność. Wystarczy odpowiednio się zahartować. Nagle ma się problemy z odczuwaniem. Tworzy się barierę nie do pokonania.
Ja nie chciałam wracać. Ona nie musiała się o mnie martwić. Nikt nie powinien. Wolałam wyjść na arogancką, by ludzie się odczepili. Innych mogłam zbywać uśmiechem. Jeszcze inni z założenia mieli mnie gdzieś. Tych lubiłam najbardziej. Moi faworyci. Najprościej wśród nich egzystować. Najprościej się skryć przed oczami, nieszukającymi niczego. Ignorującymi wszystko to, co niewarte ich uwagi.
Miałam nadzieję. Miałam nadzieję, że Marta nie będzie więcej się mną przejmowała. Moja głowa może nie wytrzymać powtórnego bombardowania wysokimi dźwiękami. Piskami gryzonia uwięzionego i skazanego na śmierć. Znającego swój los. Wołającego o pomoc.
Oderwałam się od swoich myśli. Od nieznacznego łupania. Na razie się nie nasilało. A ja dopiero teraz przetrawiłam słowa. Nie te wyrażające troskę o moje zdrowie. Wcześniejsze.
- Jak to jest być duchem... Naprawdę nic nie czujesz, czy odczuwasz w inny sposób?
Pierwszy raz zwróciłam swe spojrzenie na twarz dziewczyny. Na dłużej. Mogłam spokojnie patrzeć przez nią – nie to było moim zamiarem. Pragnęłam dostrzec coś nieuchwytnego. Coś nierzeczywistego. A jednak istniejącego. Wypatrywałam... choć nie wiedziałam czego.
Zimno. Zadrżałam. Pociągnęłam nosem. Oczyszczone powietrze. Zmywająca grzechy woda. Świeży zapach. Smak pasty do zębów. Dawno nie jadłam.
Celowo zignorowałam kolejne pytania. Miałam dobrą odporność. Wystarczy odpowiednio się zahartować. Nagle ma się problemy z odczuwaniem. Tworzy się barierę nie do pokonania.
Ja nie chciałam wracać. Ona nie musiała się o mnie martwić. Nikt nie powinien. Wolałam wyjść na arogancką, by ludzie się odczepili. Innych mogłam zbywać uśmiechem. Jeszcze inni z założenia mieli mnie gdzieś. Tych lubiłam najbardziej. Moi faworyci. Najprościej wśród nich egzystować. Najprościej się skryć przed oczami, nieszukającymi niczego. Ignorującymi wszystko to, co niewarte ich uwagi.
Miałam nadzieję. Miałam nadzieję, że Marta nie będzie więcej się mną przejmowała. Moja głowa może nie wytrzymać powtórnego bombardowania wysokimi dźwiękami. Piskami gryzonia uwięzionego i skazanego na śmierć. Znającego swój los. Wołającego o pomoc.
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Paź 11, 2016 9:47 pm
- Czasem wydaje mi się, że czuję... Ale to tylko takie wrażenie... Ani bólu, ani zimna, czy ciepła. Tylko moje własne uczucia przypominają mi, że istnieję. W sumie dość wygodne, ale męczące jak samo bycie duchem - odpowiedziała po jakimś czasie. Różne duchy w różny sposób odczuwały to, jak np. przechodziły przez kogoś żywego. Niektórym wydawało się, że czują ciepło, inni, że przewracają się im kiszki, jakiś dyskomfort lub całkiem nic nie czują. Jednak przechodzenie przez człowieka nie było przyjemne nawet dla Marty. Przechodziła wielokrotnie przez ściany, a w rurach, nawet najwęższych mieściła się bez problemu i również nie odczuwała jakiegoś ściśnięcia. Czasami wydawało jej się, że odczuwa zimno, lecz było to tylko złudzenie. Tak samo niewygoda od dziwnej pozycji.
- Życie wieczne wcale nie jest takie fajne. Tęsknię za kąpielą w ciepłej wodzie, słodkim smakiem soku dyniowego, czy też chrupiącymi opiekanymi ziemniakami... Zazdroszczę ci, gdy tak mokniesz na deszczu. Sama tutaj lubiłam przychodzić, aby się pouczyć lub odpocząć od innych...
Wspomnienia też potrafiły zadać ból. Zwłaszcza te, gdzie ktoś ranił bardzo kruche emocje nastolatki. Wszystkie zostawiły ślady, nawet w umyśle ducha.
- Życie wieczne wcale nie jest takie fajne. Tęsknię za kąpielą w ciepłej wodzie, słodkim smakiem soku dyniowego, czy też chrupiącymi opiekanymi ziemniakami... Zazdroszczę ci, gdy tak mokniesz na deszczu. Sama tutaj lubiłam przychodzić, aby się pouczyć lub odpocząć od innych...
Wspomnienia też potrafiły zadać ból. Zwłaszcza te, gdzie ktoś ranił bardzo kruche emocje nastolatki. Wszystkie zostawiły ślady, nawet w umyśle ducha.
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sro Paź 19, 2016 11:52 pm
Nie zmieniałam pozycji, choć zaczynałam odczuwać w związku z tym pewien dyskomfort. Dałam się jednak obmywać falom deszczu, których nic już nie powstrzymywało. Lały się wartkim strumieniem, starając się zmyć to, co niepotrzebne tej rzeczywistości. Co może po prostu zniknąć niezauważanie. Może właśnie dlatego nie chciałam się ruszyć...
Słuchałam uważnie. Brak czucia – najgorsza z możliwych kara. Nasze uczucia są jak złudzenie. Nie dostrzegamy ich, nie słyszymy, nie dotykamy, nie smakujemy. A przecież są naszymi nieodłącznymi towarzyszami, wpływającymi na nasze życia. Czasami mam wrażenie, jakby mimo to nie istniały. Zbyt łatwo nimi manipulować, zbyt łatwo się zmieniają. Może nie są nasze własne? Każdy czuje inaczej - jak to wytłumaczyć. Jak to rozdzielić. Jak nad tym zapanować...
- Nie chciałabym żyć wiecznie. - W końcu mój cichy głos rozbrzmiał między nami. - Im dłużej trwamy na tym świecie, tym więcej doświadczamy cierpienia. Z jednej strony czas jest niczym najlepszy środek znieczulający, z drugiej zobojętnienie zadaje najostrzejsze rany, stając się cichym zabójcą.
Chwile, kiedy naprawdę coś czułam. Nie było ich wiele i nie były nacechowane pozytywnie. Już nie. Jak sobie z tym poradzić? Czy w ogóle warto? I czy mam prawo narzekać..
Zamknęłam oczy. Skupiłam się na dźwiękach spadających kropel, wiejącego delikatnie wiatru. Zamarłam w bezruchu, by nie zakłócać natury. Wstrzymałam oddech. Czułam od jakiegoś czasu cierpki posmak na języku. Przełknęłam ślinę i czekałam. Skupiłam się na biciu swego serca.
Cisza i spokój. Wszystko było na swoim miejscu. Moje otoczenie wydawało się o wiele bardziej zorganizowane niż moje wnętrze. Byłam zmęczona. Któż wskaże mi drogę?
Słuchałam uważnie. Brak czucia – najgorsza z możliwych kara. Nasze uczucia są jak złudzenie. Nie dostrzegamy ich, nie słyszymy, nie dotykamy, nie smakujemy. A przecież są naszymi nieodłącznymi towarzyszami, wpływającymi na nasze życia. Czasami mam wrażenie, jakby mimo to nie istniały. Zbyt łatwo nimi manipulować, zbyt łatwo się zmieniają. Może nie są nasze własne? Każdy czuje inaczej - jak to wytłumaczyć. Jak to rozdzielić. Jak nad tym zapanować...
- Nie chciałabym żyć wiecznie. - W końcu mój cichy głos rozbrzmiał między nami. - Im dłużej trwamy na tym świecie, tym więcej doświadczamy cierpienia. Z jednej strony czas jest niczym najlepszy środek znieczulający, z drugiej zobojętnienie zadaje najostrzejsze rany, stając się cichym zabójcą.
Chwile, kiedy naprawdę coś czułam. Nie było ich wiele i nie były nacechowane pozytywnie. Już nie. Jak sobie z tym poradzić? Czy w ogóle warto? I czy mam prawo narzekać..
Zamknęłam oczy. Skupiłam się na dźwiękach spadających kropel, wiejącego delikatnie wiatru. Zamarłam w bezruchu, by nie zakłócać natury. Wstrzymałam oddech. Czułam od jakiegoś czasu cierpki posmak na języku. Przełknęłam ślinę i czekałam. Skupiłam się na biciu swego serca.
Cisza i spokój. Wszystko było na swoim miejscu. Moje otoczenie wydawało się o wiele bardziej zorganizowane niż moje wnętrze. Byłam zmęczona. Któż wskaże mi drogę?
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Czw Paź 27, 2016 11:58 am
Dla niej dźwięk deszczu nie był niczym niesamowitym. Ile razy już słyszała deszcz, nie mówiąc o kapiącej wodzie. Ciecz nie była dla niej przeszkodą. Zwyczajna, od tak jak jej nędzne życie polegające na zwieszeniu między światem żywych a umarłych. Nie czuła nic poza lekkim chłodem śmierci, jakiej doświadczyła. Nie życzyła nikomu losu ducha, lecz sama nie potrafiła tego porzucić. Było coś przerażającego, jeszcze bardziej od chwili śmierci, w udaniu się w stronę światła. Odejście od tego, co się znało, chociaż nie satysfakcjonowało, było bardzo trudne. Nowy etap w życiu po życiu.
- Nic już nie mogę poradzić na swój los. Nie wiem, czemu zostałam duchem. Nie życzyłam sobie tego - odparła melancholijnie. Uniosła się w powietrze i fiknęła do tyłu. - Jednak nie potrafiłabym wielu rzeczy, gdybym była żywa. A po drugiej stronie nie wiem, co mnie czeka. Przecież nikt stamtąd już nie wraca.
Po przejściu Styksu, tak już było, że przewoźnik nie pozwalał na powrót na drugi brzeg. Gdzie była obiecana wolność? W życiu wiecznym jako duch czy jako nieboszczyk w świecie zmarłych? Bowiem życie na pewno nie było wolnością. Trzymało Martę w okowach płaczu i obelg z wszystkich stron. Życie było złe.
- Nic już nie mogę poradzić na swój los. Nie wiem, czemu zostałam duchem. Nie życzyłam sobie tego - odparła melancholijnie. Uniosła się w powietrze i fiknęła do tyłu. - Jednak nie potrafiłabym wielu rzeczy, gdybym była żywa. A po drugiej stronie nie wiem, co mnie czeka. Przecież nikt stamtąd już nie wraca.
Po przejściu Styksu, tak już było, że przewoźnik nie pozwalał na powrót na drugi brzeg. Gdzie była obiecana wolność? W życiu wiecznym jako duch czy jako nieboszczyk w świecie zmarłych? Bowiem życie na pewno nie było wolnością. Trzymało Martę w okowach płaczu i obelg z wszystkich stron. Życie było złe.
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Nie Paź 30, 2016 11:59 pm
Nie otwierałam oczu. Pragnęłam choć odrobinę odciąć się od tej rzeczywistości, w której kotwicą był dla mnie drażniący głos ducha. Odpowiadał mi taki stan rzeczy. Dawał punkt zaczepienia.
Przestawałam zwracać uwagę na zimno. Przyzwyczajałam się powoli. Wszyscy się przystosowywaliśmy do okoliczności. Do tego przed czym stawiała nas opatrzność, nie pytając nas o zdanie.
- Nie wiemy dlaczego to nas spotyka. Dlaczego spotyka nas życie i śmierć. Nie prosimy nigdy o to – mówiłam w przestrzeń przed siebie, nie kierując słów w stronę Marty. A jednak nadal z nią rozmawiałam. - Trudno pogodzić się ze swoim losem. Jeszcze trudniej go zmienić. Stałe, z którymi spotykamy się na co dzień, nie są najbardziej uwłaczające. Mówimy: „gorzej już nie będzie”, a na następnym kroku jesteśmy zaskakiwani. Niepewni i wystraszeni. Lecz nie można bać się zmiany. Czasami to właśnie zmiana jest tym, co sprawia, że wyrywamy się z bolesnego letargu – nawet jeżeli w ten sposób jedynie przestępujemy o krok dalej na naszej ścieżce cierpienia. Nie wiemy, gdzie znajduje się koniec tej drogi. Niekiedy wydaje mi się, że pustka jest odpowiedzią, jednocześnie będąc najgorszym z lęków.
Nie ruszałam się. Mój ton się nie zmieniał i miałam wrażenie, że brzmi monotonnie. Powtarzałam mantrę swojego istnienia. Powód, dla którego wciąż przebywałam wśród uczniów. W tej szkole. Na tym świecie.
Czy to wszystko było tylko snem? Skomplikowaną, wielobarwną iluzją, która traci na ważności, gdy się budzimy. Moje uniwersum już dawno traciło swe kolory, a ciemność zdawała się być zasadniczo sugestywniejsza. Czy to oznaczało koniec? Miałam się bać czy cieszyć?
Przestawałam zwracać uwagę na zimno. Przyzwyczajałam się powoli. Wszyscy się przystosowywaliśmy do okoliczności. Do tego przed czym stawiała nas opatrzność, nie pytając nas o zdanie.
- Nie wiemy dlaczego to nas spotyka. Dlaczego spotyka nas życie i śmierć. Nie prosimy nigdy o to – mówiłam w przestrzeń przed siebie, nie kierując słów w stronę Marty. A jednak nadal z nią rozmawiałam. - Trudno pogodzić się ze swoim losem. Jeszcze trudniej go zmienić. Stałe, z którymi spotykamy się na co dzień, nie są najbardziej uwłaczające. Mówimy: „gorzej już nie będzie”, a na następnym kroku jesteśmy zaskakiwani. Niepewni i wystraszeni. Lecz nie można bać się zmiany. Czasami to właśnie zmiana jest tym, co sprawia, że wyrywamy się z bolesnego letargu – nawet jeżeli w ten sposób jedynie przestępujemy o krok dalej na naszej ścieżce cierpienia. Nie wiemy, gdzie znajduje się koniec tej drogi. Niekiedy wydaje mi się, że pustka jest odpowiedzią, jednocześnie będąc najgorszym z lęków.
Nie ruszałam się. Mój ton się nie zmieniał i miałam wrażenie, że brzmi monotonnie. Powtarzałam mantrę swojego istnienia. Powód, dla którego wciąż przebywałam wśród uczniów. W tej szkole. Na tym świecie.
Czy to wszystko było tylko snem? Skomplikowaną, wielobarwną iluzją, która traci na ważności, gdy się budzimy. Moje uniwersum już dawno traciło swe kolory, a ciemność zdawała się być zasadniczo sugestywniejsza. Czy to oznaczało koniec? Miałam się bać czy cieszyć?
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Pon Paź 31, 2016 11:14 pm
Jak cudownie było móc śnić! Marzyć z głową wtuloną w poduszkę, zwiniętym w kłębek, gdyż było zimno w stopy. Czasami koszmar atakował znienacka. Ach, ten strach! Duch nie mógł się już niczego bać, w końcu nic nie mogło mu zagrozić. I myślała to Marta, która jeszcze kilka dni temu leżała spetryfikowana i wcale się tym nie przejęła. Oczywiście ugodzono w jej dumę... Nie czuła wówczas, aby spała. Niestety nie da się zaznać tego stanu, ani jak duch, ani jako osoba spetryfikowana. Koszmar - ktoś to nazwie. A jednak tak wyglądała codzienność. I gdzież ta iluzja? Na jawie, czy tylko w podświadomości, gdy głowię przykładamy do poduszki. Życzymy sobie "karaluchy pod poduchy" - i co to w ogóle znaczy? Duch miał sporo czasu na czepianie się słówek. W końcu, co innego jej zostało...
- Zmieniaj, póki możesz. Po śmierci raczej nie będzie takiej możliwości. Bez względu na to, czy zostaniesz duchem, czy nie. Tego pierwszego absolutnie ci nie życzę - coś o tym wiem - zapiszczała błyskawicznie przeskakując z melancholijnego tonu na bardzo pewny siebie, wręcz pyszałkowaty.
Kropla, jedna za drugą, przenikała przez Martę i zostawiała ślad na kamieniu, gdy przeźroczysta dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami. Szarawa jak niebo nad dziewczynami, a niemalże niewidoczna, jak woda - a jednak ją widziałaś. Siedziałaś na skale z upiorem zamiast przejmować się ważnymi problemami życia, debatowałyście na temat egzystencji ducha i człowieka. Tak różne losy - jednak podobne.
- Nie wiem, czy to życie, czy śmierć jest karą... - wymamrotała niewyraźnie, gdy oparła swój szarawy policzek o szarawe kolano.
- Zmieniaj, póki możesz. Po śmierci raczej nie będzie takiej możliwości. Bez względu na to, czy zostaniesz duchem, czy nie. Tego pierwszego absolutnie ci nie życzę - coś o tym wiem - zapiszczała błyskawicznie przeskakując z melancholijnego tonu na bardzo pewny siebie, wręcz pyszałkowaty.
Kropla, jedna za drugą, przenikała przez Martę i zostawiała ślad na kamieniu, gdy przeźroczysta dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami. Szarawa jak niebo nad dziewczynami, a niemalże niewidoczna, jak woda - a jednak ją widziałaś. Siedziałaś na skale z upiorem zamiast przejmować się ważnymi problemami życia, debatowałyście na temat egzystencji ducha i człowieka. Tak różne losy - jednak podobne.
- Nie wiem, czy to życie, czy śmierć jest karą... - wymamrotała niewyraźnie, gdy oparła swój szarawy policzek o szarawe kolano.
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Lis 01, 2016 8:47 pm
Zmarszczyłam czoło i przyłożyłam na chwilę dłonie do uszu. Najnowszy pisk wydał się bardziej drażniący. Przeszywający. Sprawił, że na powrót otworzyłam oczy. Starałam się rozluźnić. Nie wyszło.
Zmiana? Czy była w zasięgu ręki? Sama nie byłam pewna. Możliwe, że Marta miała rację. Żyłam. Ponoć. To oznaczało zdolność wyboru, choćby tak trywialnego, czy chcę tę egzystencję kontynuować. Nie pragnęłam zostać duchem. Już teraz snułam się niczym zjawa po korytarzach Hogwartu. Niedostrzegana. Niechciana. Sama skazałam się na wygnanie.
Rytmiczny dźwięk kropel uderzających o skały. Moich uszu dobiegło mamrotanie. Zerknęłam w stronę szarawej postaci, wychwytując w nas podobieństwa. Choć ona na niektóre rzeczy była skazana. Ja teoretycznie je wybrałam. Nie taki był mój zamiar.
- I jedno, i drugie. Niekończąca się kara. Za co? Zbrodnie, których nie pamiętamy? Może cały ten świat ma usłać naszą drogę cierniami. Kusi złudnymi możliwościami. Kłamie w żywe oczy. A jednak... - Nieco przesunęłam się w jej stronę, wskazując na nią. - …wszyscy jesteśmy tacy sami. Dusza bez ciała nawet pasuje do tej rzeczywistości. Jesteś bardziej autentyczna bez oddzielającej cię od innych powłoki. Bez naczynia, które pęka, gdy jest zbyt pełne.
W końcu dostrzegłam deszcz. Tak naprawdę. Wcześniej go czułam, słyszałam i widziałam. W tym momencie zauważyłam jego skutki. Prawie całkiem zalaną drogę mego powrotu. Oto jak wygląda moje życie. Samotna wyspa. Iluzja. Rozmawianie z przezroczystą sylwetką, która nie powinna istnieć. Jest tam, czy tylko mi się tak wydaje? Co jeszcze? Moje niezmierzone perspektywy na zmianę tego stanu. Ani jednej suchej nitki. Zbuntowanej nadziei, niepasującej do obumierającego krajobrazu.
Zmiana? Czy była w zasięgu ręki? Sama nie byłam pewna. Możliwe, że Marta miała rację. Żyłam. Ponoć. To oznaczało zdolność wyboru, choćby tak trywialnego, czy chcę tę egzystencję kontynuować. Nie pragnęłam zostać duchem. Już teraz snułam się niczym zjawa po korytarzach Hogwartu. Niedostrzegana. Niechciana. Sama skazałam się na wygnanie.
Rytmiczny dźwięk kropel uderzających o skały. Moich uszu dobiegło mamrotanie. Zerknęłam w stronę szarawej postaci, wychwytując w nas podobieństwa. Choć ona na niektóre rzeczy była skazana. Ja teoretycznie je wybrałam. Nie taki był mój zamiar.
- I jedno, i drugie. Niekończąca się kara. Za co? Zbrodnie, których nie pamiętamy? Może cały ten świat ma usłać naszą drogę cierniami. Kusi złudnymi możliwościami. Kłamie w żywe oczy. A jednak... - Nieco przesunęłam się w jej stronę, wskazując na nią. - …wszyscy jesteśmy tacy sami. Dusza bez ciała nawet pasuje do tej rzeczywistości. Jesteś bardziej autentyczna bez oddzielającej cię od innych powłoki. Bez naczynia, które pęka, gdy jest zbyt pełne.
W końcu dostrzegłam deszcz. Tak naprawdę. Wcześniej go czułam, słyszałam i widziałam. W tym momencie zauważyłam jego skutki. Prawie całkiem zalaną drogę mego powrotu. Oto jak wygląda moje życie. Samotna wyspa. Iluzja. Rozmawianie z przezroczystą sylwetką, która nie powinna istnieć. Jest tam, czy tylko mi się tak wydaje? Co jeszcze? Moje niezmierzone perspektywy na zmianę tego stanu. Ani jednej suchej nitki. Zbuntowanej nadziei, niepasującej do obumierającego krajobrazu.
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Lis 01, 2016 9:10 pm
Wygodnie tak szybować w powietrzu, chociaż z dala od swojej łazienki zaczynała czuć się nieswojo. Duchy niby nic nie czują, a jednak narastała w niej potrzeba powrotu na miejsce swojego zgonu. Na szczęście nie czekały tam na nią jeszcze raz błyszczące oczy jakiejś gadziny. Tylko puste pomieszczenie wyłożone jasnymi kafelkami i niewyczyszczonymi ubikacjami. Kolejny powód, aby nie zachodzić do łazienki Marty - wręcz jej domu.
Nie chciała jeszcze stąd odchodzić. Zwłaszcza, gdy jej pycha dostała pożywkę. Autentyczna. To prawda, że pasuje do tego niezwykłego świata czarodziejów, których trapi mnóstwo problemów. Wydawała się w porównaniu do nich niepoprawnie normalna. Nie martwiła się już niczym. Mogła złościć się i zalewać korytarze bezkarnie. Co w końcu mogą jej zrobić. Żyła w postaci ducha lepiej od niejednego człowieka, chociaż nie mogła zasmakować pachnących potraw na stole w Wielkiej Sali, poczuć bliskości drugiej osoby... Uwięziona w swojej postaci nie pamiętała, czym jest śmierć.
- Nie zasłużyłam na śmierć - odparła na wzmiankę o karze. Może to pycha ją zaślepiła, bo z płaczliwej i głupiutkiej dziewczyny stała się nieznośna po tych wszystkich latach. Zgorzkniała w podobny sposób, co stare panny.
- Zadbaj o swoje naczynie. Nie masz czego mi zazdrościć - powiedziała cicho i spokojnie. Uniosła się nieco i zawisła przed oczami dziewczyny. Nie umknęło jej spojrzenie na ścieżkę. Zastanawiała się, czy potrafiłaby zapanować nad taką ilością wody i oczyścić ścieżkę... Nie odważyła się spróbować. I ośmieszyć, gdyby jej się nie udało. Zresztą uczennicy wcale się nie śpieszyło.
- Nie zdążyłam wykarczować swoich cierni na drodze. - Bujała gdzieś myślami, gdy patrzyła na krople wody wpadające do jeziora, po tym jak ją przeniknęły.
Nie chciała jeszcze stąd odchodzić. Zwłaszcza, gdy jej pycha dostała pożywkę. Autentyczna. To prawda, że pasuje do tego niezwykłego świata czarodziejów, których trapi mnóstwo problemów. Wydawała się w porównaniu do nich niepoprawnie normalna. Nie martwiła się już niczym. Mogła złościć się i zalewać korytarze bezkarnie. Co w końcu mogą jej zrobić. Żyła w postaci ducha lepiej od niejednego człowieka, chociaż nie mogła zasmakować pachnących potraw na stole w Wielkiej Sali, poczuć bliskości drugiej osoby... Uwięziona w swojej postaci nie pamiętała, czym jest śmierć.
- Nie zasłużyłam na śmierć - odparła na wzmiankę o karze. Może to pycha ją zaślepiła, bo z płaczliwej i głupiutkiej dziewczyny stała się nieznośna po tych wszystkich latach. Zgorzkniała w podobny sposób, co stare panny.
- Zadbaj o swoje naczynie. Nie masz czego mi zazdrościć - powiedziała cicho i spokojnie. Uniosła się nieco i zawisła przed oczami dziewczyny. Nie umknęło jej spojrzenie na ścieżkę. Zastanawiała się, czy potrafiłaby zapanować nad taką ilością wody i oczyścić ścieżkę... Nie odważyła się spróbować. I ośmieszyć, gdyby jej się nie udało. Zresztą uczennicy wcale się nie śpieszyło.
- Nie zdążyłam wykarczować swoich cierni na drodze. - Bujała gdzieś myślami, gdy patrzyła na krople wody wpadające do jeziora, po tym jak ją przeniknęły.
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Lis 01, 2016 9:39 pm
Dziewczyna zawisła przede mną, zamazując w pewien sposób to, co widziałam. Skupiłam wzrok na niej. Lepiej. Czy właśnie to jest odpowiedzią? Przysłonienie, choć nie całkowite. Zamknięcie się na swoje problemy nie działa. Próbowałam. Ale jakby spróbować się od nich oddalić? Zdystansować. Tak jak przez sylwetkę ducha widać, co jest za nim, tak tutaj trzeba by dostrzegać prawdziwe kształty. Swą uwagę zaś przenieść na co innego, mniej bolesnego, bardziej autentycznego. Dającego...
- Wiem.
Jedno krótkie słowo padło z moich ust. Patrzyłam w oczy dziewczyny. Przeczesałam ręką mokre włosy, odgarniając je za plecy. Odsłaniając twarz. Były przemoczone. Jak ja cała. Zimno sprawiło, że lekko zadrżałam. Nie było to niczym istotnym. Zwyczajną rzeczywistością.
Coś za coś. Lubiłam zapach, towarzyszący oczyszczanemu powietrzu. Było inne niż przed burzą. Inne niż po burzy. Trwało w zawieszeniu pomiędzy tymi stanami. Wisiało. Moment zaklęty w czasie.
- Nie wiem, czy to w ogóle możliwe. - Zamilkłam na chwilę, po czym doprecyzowałam. - By pozbyć się tych cierni. Obejść je...?
Ostatnie słowa zmieniły się w niezamierzone pytanie. Czego poszukiwałam? Jak długo ciągnęła się ta rozmowa? Jak do niej doszło? Czemu trwała? Nie wiedziałam. Nie wiedziałam tak wielu rzeczy. Czułam się zagubiona w tym świecie. Od zawsze. Nie pasowałam. Jak rozmawiać z ludźmi? Jak sprawić, by wszystko się układało? By układało się cokolwiek...
Złe obszary. Złe myśli. Mrok chcący otulić mą wizję. Łzy cisnące się do oczu. Emocje są dla słabych. A jednak pragnęłam czuć. Wysilić zmysły. Odnaleźć właściwą ścieżkę.
- Wiem.
Jedno krótkie słowo padło z moich ust. Patrzyłam w oczy dziewczyny. Przeczesałam ręką mokre włosy, odgarniając je za plecy. Odsłaniając twarz. Były przemoczone. Jak ja cała. Zimno sprawiło, że lekko zadrżałam. Nie było to niczym istotnym. Zwyczajną rzeczywistością.
Coś za coś. Lubiłam zapach, towarzyszący oczyszczanemu powietrzu. Było inne niż przed burzą. Inne niż po burzy. Trwało w zawieszeniu pomiędzy tymi stanami. Wisiało. Moment zaklęty w czasie.
- Nie wiem, czy to w ogóle możliwe. - Zamilkłam na chwilę, po czym doprecyzowałam. - By pozbyć się tych cierni. Obejść je...?
Ostatnie słowa zmieniły się w niezamierzone pytanie. Czego poszukiwałam? Jak długo ciągnęła się ta rozmowa? Jak do niej doszło? Czemu trwała? Nie wiedziałam. Nie wiedziałam tak wielu rzeczy. Czułam się zagubiona w tym świecie. Od zawsze. Nie pasowałam. Jak rozmawiać z ludźmi? Jak sprawić, by wszystko się układało? By układało się cokolwiek...
Złe obszary. Złe myśli. Mrok chcący otulić mą wizję. Łzy cisnące się do oczu. Emocje są dla słabych. A jednak pragnęłam czuć. Wysilić zmysły. Odnaleźć właściwą ścieżkę.
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Lis 01, 2016 10:13 pm
Co mogła wiedzieć istota zaklęta w czasie. Nic się nie zmieniła od momentu śmierci. Ciągle posiadała ten sam stary mundurek szkolny, którego nikt w dzisiejszych czasach nie nosił. Na twarzy pozostały pryszcze - tak samo duże, i te paskudne okulary, z których naśmiewały się wszystkie dziewczyny. Nawet nie chodziło o to, że są dziwaczne. Śmiech szedł o same okulary. Była ślepokiem dla tych wszystkich idealnych uczennic, które nawet swojego pochodzenia się nie wstydziły. Zastanawiała się, czy zginęłaby, gdyby nie jej pochodzenie...
Ciernie porastały wszystkie możliwe ścieżki. Przejście przez las, porzucenie drogi, wiązało się z innymi niebezpieczeństwami. Co wolisz: zakrwawione stopy, czy utratę życia, gdy natrafisz na zło w środku lasu?
Trudny wybór, a twoim jedynym celem była śmierć. Liczyło się, jak przeżyjesz ten czas, nim pochowają cię w zimnym grobie. Kto będzie kładł kwiaty na zimnym pomniku i czy ktoś uroni choć jedną łzę. Pamięć innych mogła być twoim pomnikiem. Czy o Marcie ktoś jeszcze z rodziny wspomina? Nie wie, bowiem nikt z mugoli nie mógł udać się do Hogwartu i porozmawiać z duchem dziewczyny. Nawet nie tęskniła. Nie było za kim.
- Jeśli uważasz, że ci się uda... Tylko, że próba uniknięcia jednego bólu może przynieść tylko większy. Tego już nie wiem z doświadczenia, lecz miałam dużo wolnego czasu, aby obserwować ludzi w Hogwarci i poznać ich historie - powiedziała, ciut zagadkowo, ciut prawdziwie. Duchy wiedziały najwięcej o mieszkańcach zamku. Nic im nie mogło umknąć. Chyba, że czyjeś istnienie.
Ciernie porastały wszystkie możliwe ścieżki. Przejście przez las, porzucenie drogi, wiązało się z innymi niebezpieczeństwami. Co wolisz: zakrwawione stopy, czy utratę życia, gdy natrafisz na zło w środku lasu?
Trudny wybór, a twoim jedynym celem była śmierć. Liczyło się, jak przeżyjesz ten czas, nim pochowają cię w zimnym grobie. Kto będzie kładł kwiaty na zimnym pomniku i czy ktoś uroni choć jedną łzę. Pamięć innych mogła być twoim pomnikiem. Czy o Marcie ktoś jeszcze z rodziny wspomina? Nie wie, bowiem nikt z mugoli nie mógł udać się do Hogwartu i porozmawiać z duchem dziewczyny. Nawet nie tęskniła. Nie było za kim.
- Jeśli uważasz, że ci się uda... Tylko, że próba uniknięcia jednego bólu może przynieść tylko większy. Tego już nie wiem z doświadczenia, lecz miałam dużo wolnego czasu, aby obserwować ludzi w Hogwarci i poznać ich historie - powiedziała, ciut zagadkowo, ciut prawdziwie. Duchy wiedziały najwięcej o mieszkańcach zamku. Nic im nie mogło umknąć. Chyba, że czyjeś istnienie.
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sro Lis 02, 2016 1:30 am
Jej odpowiedź była melancholijna. Ale prawdziwa. W takcie jej niedługiego wywodu unosiłam powoli głowę, by lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Nie chodziło o pryszce. Nie chodziło o okulary. Nie chodziło o dziwną grzywkę. Chciałam wiedzieć, czy w pustym, martwym wzroku można coś dostrzec. Znaleźć więcej odpowiedzi. Wskazówek, uchylających rąbka skrywanych dotąd tajemnic.
Słuchałam. Skinęłam na potwierdzenie. Nie wątpiłam, że obserwowała ludzi. Nie tylko napastując chłopców w łazienkach. Musiała jakoś zabiajć czas. Zabijać nudę. Ją też kiedyś zabito...
- Czyli nie ma sensu próbować. Życie nie jest rozwiązaniem. Śmierć również. - Spuściłam wzrok, podpierając się dłońmi za sobą. - To bardziej skomplikowane. Zwłaszcza, gdy się nad tym myśli...
Nie potrafiłam obliczyć prawidłowego wyniku tego równania. Coraz więcej pytań. Coraz więcej rozważań. Rozważań, skłaniających do kolejnych pytań. W jaki sposób opuścić to błędne koło? Jak zostawić je daleko w tyle...
- Czasami mam wrażenie, że najłatwiej byłoby zapomnieć. Po prostu o wszystkim zapomnieć...
W pierwszej chwili nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że wypowiedziałam te słowa na głos. A jednak. Cichy, niewyraźny głos poleciał, uniesiony delikatnie przez wiatr. Muskał swym znaczeniem to, co napotkał na swej drodze. Nadawał kształtu. Nie dało się go cofnąć ani zatrzymać.
Przerażające. Niekiedy nie da się zawrócić. Nie da się odwrócić skutków swych działań. Bezczynności. Poddania się nurtowi rzeki, nawet gdy ten chce nas zatopić. Raz na zawsze. I już nie ma do czego wracać.
Słuchałam. Skinęłam na potwierdzenie. Nie wątpiłam, że obserwowała ludzi. Nie tylko napastując chłopców w łazienkach. Musiała jakoś zabiajć czas. Zabijać nudę. Ją też kiedyś zabito...
- Czyli nie ma sensu próbować. Życie nie jest rozwiązaniem. Śmierć również. - Spuściłam wzrok, podpierając się dłońmi za sobą. - To bardziej skomplikowane. Zwłaszcza, gdy się nad tym myśli...
Nie potrafiłam obliczyć prawidłowego wyniku tego równania. Coraz więcej pytań. Coraz więcej rozważań. Rozważań, skłaniających do kolejnych pytań. W jaki sposób opuścić to błędne koło? Jak zostawić je daleko w tyle...
- Czasami mam wrażenie, że najłatwiej byłoby zapomnieć. Po prostu o wszystkim zapomnieć...
W pierwszej chwili nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że wypowiedziałam te słowa na głos. A jednak. Cichy, niewyraźny głos poleciał, uniesiony delikatnie przez wiatr. Muskał swym znaczeniem to, co napotkał na swej drodze. Nadawał kształtu. Nie dało się go cofnąć ani zatrzymać.
Przerażające. Niekiedy nie da się zawrócić. Nie da się odwrócić skutków swych działań. Bezczynności. Poddania się nurtowi rzeki, nawet gdy ten chce nas zatopić. Raz na zawsze. I już nie ma do czego wracać.
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sro Lis 02, 2016 11:51 am
Zapomnieć. Nie dało się zapomnieć chwili śmierci. Duch, chociaż tak długo istniał, to miał pamięć doskonałą i nie ulotniły się w niebyt żadne wspomnienia. To również nie ucieknie, lecz nie będzie mieć takiego znaczenia, gdy obie się rozejdą i każda pójdzie w swoją stronę. Bowiem Marta nie bez powodu była nazywana "jęczącą" i temu przezwisku musiało stać się zadość. Zupełnie ktoś inny teraz wisiał (bo nie stał) przed uczennicą. Znalazła wspólny język z tą udręczoną duszą i nie było miejsca w tej rozmowie dla "jęczącej". Była tylko Marta, której nie dane było być sobą - jak za życia - już długo...
- Zawsze możesz spróbować uwarzyć eliksir zapomnienia. Jeszcze byś na tym zarobiła, bo nie jeden chciałby coś zapomnieć - powiedziała z przekąsem. Sama zresztą wypiłaby taką miksturę i zaczęłaby wszystko na nowo - nawet jako duch. Nie było czego cofać - tak doskonałej myśli. Receptura na wszystkie bolączki biednych ludzi. Dziewczyna zapomniałaby o złamanym sercu, a chłopak o odrzuceniu. Matka o straconej szansie na karierę w Ministerstwie, a mężczyzna o swoich planach na zostanie światowej sławy graczem quidditcha. W końcu ktoś pieluchy musiał zmieniać, aby wyrosło nowe pokolenie ludzi, którzy czegoś żałują i nie potrafią zapomnieć o złym wyborze.
- Co chciałabyś zapomnieć? - zapytała nieco od niechcenia, lecz z nieskrywaną ciekawością w głosiku. - Ja bym wymazała wspomnienia, jak ludzie się ze mnie naśmiewali.
Może wówczas lewitowałaby tutaj zupełnie inna osóbka. I nie byłoby miejsca na przydomek "jęczącej".
- Zawsze możesz spróbować uwarzyć eliksir zapomnienia. Jeszcze byś na tym zarobiła, bo nie jeden chciałby coś zapomnieć - powiedziała z przekąsem. Sama zresztą wypiłaby taką miksturę i zaczęłaby wszystko na nowo - nawet jako duch. Nie było czego cofać - tak doskonałej myśli. Receptura na wszystkie bolączki biednych ludzi. Dziewczyna zapomniałaby o złamanym sercu, a chłopak o odrzuceniu. Matka o straconej szansie na karierę w Ministerstwie, a mężczyzna o swoich planach na zostanie światowej sławy graczem quidditcha. W końcu ktoś pieluchy musiał zmieniać, aby wyrosło nowe pokolenie ludzi, którzy czegoś żałują i nie potrafią zapomnieć o złym wyborze.
- Co chciałabyś zapomnieć? - zapytała nieco od niechcenia, lecz z nieskrywaną ciekawością w głosiku. - Ja bym wymazała wspomnienia, jak ludzie się ze mnie naśmiewali.
Może wówczas lewitowałaby tutaj zupełnie inna osóbka. I nie byłoby miejsca na przydomek "jęczącej".
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Nie Lis 13, 2016 8:50 pm
Wyczułam uszczypliwość w jej słowach, a mimo to byłam skłonna wziąć je na poważnie. Rozważyć je, przyswoić, wprowadzić w życie...? Cóż by to zmieniło? Cóż chciałam zapomnieć?
Pytanie Marty zawisło nade mną, niczym nieodstępujące mnie burzowe chmury. Ciskały błyskawice, raniące czaszkę mocnymi, dokładnymi uderzeniami. Moczyły myśli, zatracone w szybkim nurcie rzeki, której nie dało się zawrócić. Tonęłam.
Nie zamierzałam się kulić. A jednak zrobiłam to. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i otuliłam ramionami. Uczucie ciepła i bezpieczeństwa? Raczej zwykły odruch. Czułam się jak mała dziewczynka – zagubiona w nieznanym świecie. Nieodpowiednim ciele, niedopasowanej rodzinie, dziwnej rzeczywistości.
Ogarnęła mnie bezsilność. Dusząca. Męcząca. Ciasnota nie dawała mi spokoju na tej wolnej przestrzeni. Pozornie rozległej, bez wytyczonych granic dobrego wychowania. Opuściłam już głowę, wciągnęłam mocniej powietrze; nie patrzyłam na ducha, nie widziałam twarzy. Chociaż może... jedną – dziecięcą. Wychylającą zza drzwi, otoczoną kaskadą jasnych, długich włosów, chcących dosięgnąć nie nieba, a ziemi.
Nagle ciężkie wrota się zatrzasnęły. Usłyszałam krzyki. Następnie przeprosiny. To było gorsze. Głos pokropiony najcudowniejszymi, delikatnymi perfumami. Sama słodycz... nie. Nie sama – z nutą czegoś zakazanego. Niebezpiecznej żądzy. Wiedziałam, co za chwilę...
Bałam się. Drżałam. Bezsilność ponownie przygarnęła mnie do siebie - nie puszczała, starając się wycisnąć ze mnie wszelkie soki. Zdatne do spożycia przed upływem terminu ważności. Mogłam coś zrobić? Miałam?
I oto widzę siebie, jak wychodzę na zewnątrz. Jak płaczę w ciemności, wsłuchując się w szumy wiatru. W krople deszczu, gdy niebiosa łączą się ze mną w udręce. Nie byłam jedyna. Nie dawało mi to pocieszenia. Zaraz musiałam wrócić, wypełniać swe obowiązki.
Patrz na to z dystansem – żyj w oddalona od samej siebie, stań się pustym naczyniem bez pragnień i marzeń. Bez nadziei.
- Zapomniałabym wszystko. W beztrosce niewiedzy nie znałabym swej rodziny. Nie miałabym wspomnień o samej sobie i nie musiałabym się zastanawiać, co zrobiłam źle. Nie musiałabym nienawidzić samej siebie – wymamrotałam w końcu.
Moje słowa wydostające się do rzeczywistego świata. Niewiele znaczyły dla innych. Nawet dla mnie. Cichy szum mógłby je zagłuszyć i nic by się nie stało.
Pytanie Marty zawisło nade mną, niczym nieodstępujące mnie burzowe chmury. Ciskały błyskawice, raniące czaszkę mocnymi, dokładnymi uderzeniami. Moczyły myśli, zatracone w szybkim nurcie rzeki, której nie dało się zawrócić. Tonęłam.
Nie zamierzałam się kulić. A jednak zrobiłam to. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i otuliłam ramionami. Uczucie ciepła i bezpieczeństwa? Raczej zwykły odruch. Czułam się jak mała dziewczynka – zagubiona w nieznanym świecie. Nieodpowiednim ciele, niedopasowanej rodzinie, dziwnej rzeczywistości.
Ogarnęła mnie bezsilność. Dusząca. Męcząca. Ciasnota nie dawała mi spokoju na tej wolnej przestrzeni. Pozornie rozległej, bez wytyczonych granic dobrego wychowania. Opuściłam już głowę, wciągnęłam mocniej powietrze; nie patrzyłam na ducha, nie widziałam twarzy. Chociaż może... jedną – dziecięcą. Wychylającą zza drzwi, otoczoną kaskadą jasnych, długich włosów, chcących dosięgnąć nie nieba, a ziemi.
Nagle ciężkie wrota się zatrzasnęły. Usłyszałam krzyki. Następnie przeprosiny. To było gorsze. Głos pokropiony najcudowniejszymi, delikatnymi perfumami. Sama słodycz... nie. Nie sama – z nutą czegoś zakazanego. Niebezpiecznej żądzy. Wiedziałam, co za chwilę...
Bałam się. Drżałam. Bezsilność ponownie przygarnęła mnie do siebie - nie puszczała, starając się wycisnąć ze mnie wszelkie soki. Zdatne do spożycia przed upływem terminu ważności. Mogłam coś zrobić? Miałam?
I oto widzę siebie, jak wychodzę na zewnątrz. Jak płaczę w ciemności, wsłuchując się w szumy wiatru. W krople deszczu, gdy niebiosa łączą się ze mną w udręce. Nie byłam jedyna. Nie dawało mi to pocieszenia. Zaraz musiałam wrócić, wypełniać swe obowiązki.
Patrz na to z dystansem – żyj w oddalona od samej siebie, stań się pustym naczyniem bez pragnień i marzeń. Bez nadziei.
- Zapomniałabym wszystko. W beztrosce niewiedzy nie znałabym swej rodziny. Nie miałabym wspomnień o samej sobie i nie musiałabym się zastanawiać, co zrobiłam źle. Nie musiałabym nienawidzić samej siebie – wymamrotałam w końcu.
Moje słowa wydostające się do rzeczywistego świata. Niewiele znaczyły dla innych. Nawet dla mnie. Cichy szum mógłby je zagłuszyć i nic by się nie stało.
- Jęcząca Marta
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Lis 15, 2016 11:33 pm
- Hm... - westchnęła próbując musnąć wodę jeziora, lecz jej ręka przenikała bez zakłócenia spokoju gładkiej tafli. Jedynie drobne kropelki zakłócały tą harmonię... Mimo to wszystko zdawało się do siebie idealnie pasować. Woda do wody.
- Nie sądzisz, że gdybyś wszystko zapomniała, to usilnie chciałabyś sobie przypomnieć kim jesteś, czy masz bliskich? Jak powietrza będziesz szukać swojej tożsamości. Taka natura ludzka. Jesteście strasznie ciekawscy. I ta ciekawość sprowadza na was śmierć. Wiem to z doświadczenia - mówiła i kiwała palcem prawie jak nudny nauczyciel, który pożarł wszystkie mądrości świata. Marta nawet jako duch nie potrafi powstrzymać swojej ciekawskiej natury, więc może jest w tym ziarno prawdy.
- Potrzeba jakiejś historii, przeszłości, rodowodu i tak zaprowadzi cię w to samo miejsce, w którym jesteś teraz. Nie chciałabyś zostać Panią X, a tym bardziej N/N.
Tak łatwo i swobodnie rozmawiało się duchowi o bolączkach żyjącej istoty, jakby była to dobra zabawa - to życie. Minęło za pstryknięciem palca, a tu proszę... całą wieczność miała przed sobą w pół transparentnej postaci. Nikt nie znał jej prawdziwego imienia, nawet nikomu się nie przedstawiła. Nigdy. Ale czy ktokolwiek o to prosił? Była Jęczącą Martą i krążyła po łazience z tą łatką przyklejoną jej przez uczniów. Okrutne dzieciaki, które uwielbiają kozły ofiarne. Jakże prostym celem kiedyś była... Teraz niewiele osób ma odwagi, aby wejść do jej łazienki, a co dopiero rozmawiać. Z tego powodu, chociaż rozmowa nie była wesoła, to odczuwała pewnego rodzaju sympatię do przygnębionej uczennicy.
- Jak się właściwie nazywasz? Chciałabym wiedzieć, nim zostaniesz N/N - wzruszyła ramionami w lekceważący sposób. Nie, wcale jej nie zależy. - Może kiedyś wbrew twojej woli przypomnę ci prawdziwe imię i nazwisko - zachichotała na koniec. Wciąż była czternastolatką - wieczną nastolatką.
- Nie sądzisz, że gdybyś wszystko zapomniała, to usilnie chciałabyś sobie przypomnieć kim jesteś, czy masz bliskich? Jak powietrza będziesz szukać swojej tożsamości. Taka natura ludzka. Jesteście strasznie ciekawscy. I ta ciekawość sprowadza na was śmierć. Wiem to z doświadczenia - mówiła i kiwała palcem prawie jak nudny nauczyciel, który pożarł wszystkie mądrości świata. Marta nawet jako duch nie potrafi powstrzymać swojej ciekawskiej natury, więc może jest w tym ziarno prawdy.
- Potrzeba jakiejś historii, przeszłości, rodowodu i tak zaprowadzi cię w to samo miejsce, w którym jesteś teraz. Nie chciałabyś zostać Panią X, a tym bardziej N/N.
Tak łatwo i swobodnie rozmawiało się duchowi o bolączkach żyjącej istoty, jakby była to dobra zabawa - to życie. Minęło za pstryknięciem palca, a tu proszę... całą wieczność miała przed sobą w pół transparentnej postaci. Nikt nie znał jej prawdziwego imienia, nawet nikomu się nie przedstawiła. Nigdy. Ale czy ktokolwiek o to prosił? Była Jęczącą Martą i krążyła po łazience z tą łatką przyklejoną jej przez uczniów. Okrutne dzieciaki, które uwielbiają kozły ofiarne. Jakże prostym celem kiedyś była... Teraz niewiele osób ma odwagi, aby wejść do jej łazienki, a co dopiero rozmawiać. Z tego powodu, chociaż rozmowa nie była wesoła, to odczuwała pewnego rodzaju sympatię do przygnębionej uczennicy.
- Jak się właściwie nazywasz? Chciałabym wiedzieć, nim zostaniesz N/N - wzruszyła ramionami w lekceważący sposób. Nie, wcale jej nie zależy. - Może kiedyś wbrew twojej woli przypomnę ci prawdziwe imię i nazwisko - zachichotała na koniec. Wciąż była czternastolatką - wieczną nastolatką.
- Logan Hale
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Lis 29, 2016 10:53 pm
Czy miała rację?
Oparłam głowę o kolana, starając się skupić. Moje myśli nie potrafiły znaleźć ujścia do świata zewnętrznego. Błądziły w labiryncie pełnym wysokich krzewów, drzew... bezludnych wieżowców. Pełnym wątpliwości. Pełnym paradoksalnej próżni, znajdującej tam przytulny kąt.
Jak to byłoby zapomnieć? Zacisnęłam dłoń, wbiłam palce w ramię. Mocniej. Paznokciami.
Czułabym to samo? A jednak poszukiwałabym czego innego. Tożsamości, wiedzy.
Miała rację.
Nie spoczęłabym, póki nie odnalazłbym prawdy... bezwzględnej kochanki. Stamtąd nie byłoby powrotu. Zamknięta w błędnym kole na drodze bez wyjścia, gdzie mój los już dawno został przesądzony. Nie ma sensu próbować, nie ma sensu się starać. Nie ma sensu...
- Gdyby można funkcjonować bez imienia, przystałabym na to. Jedno uczucie pustki zastąpione innym. Lecz pomimo to zmierzałabym do tego samego okrutnego końca. Non Notus brzmi jak osobliwa nazwa, a wyraża coś tak pospolitego...
Niezachwiane dudnienie deszczu, próbujące zagłuszyć me nic nieznaczące słowa. Orzeźwiający zapach i przejmujące zimno. Dreszcze. Coś nieposkromionego. Moc, żądanie... Ale czego?
Zwróciłam swe spojrzenie na taflę wody. Wielość kropli rozpływających się w niebycie. Dołączających do reszty. Zachowujących naturalny cykl. Czyż z nami tak właśnie nie było... Siedziałam tutaj przemarznięta i uwięziona. Trwająca przy mnie Marta przenikała dwie rzeczywistości, niemniej swą świadomość skupiła na jednej. Wszyscy byliśmy ograniczeni. Prawami. Sobą.
- Nazywam się Logan. Logan Hale. Nie jest to jednak warte zapamiętania.
Zapomnienia zresztą też nie.
Może nastanie słoneczny dzień, gdy chmury przysłonią cierpienie, otulą ciepłą płachtą. Wtedy będę kim innym. A jeżeli ktoś mi przypomni... czy to cokolwiek zmieni? Bezustanne udawanie nigdy nie dobiegnie końca niezależnie od okoliczności. Niezależnie od wszelkiej opatrzności.
Oparłam głowę o kolana, starając się skupić. Moje myśli nie potrafiły znaleźć ujścia do świata zewnętrznego. Błądziły w labiryncie pełnym wysokich krzewów, drzew... bezludnych wieżowców. Pełnym wątpliwości. Pełnym paradoksalnej próżni, znajdującej tam przytulny kąt.
Jak to byłoby zapomnieć? Zacisnęłam dłoń, wbiłam palce w ramię. Mocniej. Paznokciami.
Czułabym to samo? A jednak poszukiwałabym czego innego. Tożsamości, wiedzy.
Miała rację.
Nie spoczęłabym, póki nie odnalazłbym prawdy... bezwzględnej kochanki. Stamtąd nie byłoby powrotu. Zamknięta w błędnym kole na drodze bez wyjścia, gdzie mój los już dawno został przesądzony. Nie ma sensu próbować, nie ma sensu się starać. Nie ma sensu...
- Gdyby można funkcjonować bez imienia, przystałabym na to. Jedno uczucie pustki zastąpione innym. Lecz pomimo to zmierzałabym do tego samego okrutnego końca. Non Notus brzmi jak osobliwa nazwa, a wyraża coś tak pospolitego...
Niezachwiane dudnienie deszczu, próbujące zagłuszyć me nic nieznaczące słowa. Orzeźwiający zapach i przejmujące zimno. Dreszcze. Coś nieposkromionego. Moc, żądanie... Ale czego?
Zwróciłam swe spojrzenie na taflę wody. Wielość kropli rozpływających się w niebycie. Dołączających do reszty. Zachowujących naturalny cykl. Czyż z nami tak właśnie nie było... Siedziałam tutaj przemarznięta i uwięziona. Trwająca przy mnie Marta przenikała dwie rzeczywistości, niemniej swą świadomość skupiła na jednej. Wszyscy byliśmy ograniczeni. Prawami. Sobą.
- Nazywam się Logan. Logan Hale. Nie jest to jednak warte zapamiętania.
Zapomnienia zresztą też nie.
Może nastanie słoneczny dzień, gdy chmury przysłonią cierpienie, otulą ciepłą płachtą. Wtedy będę kim innym. A jeżeli ktoś mi przypomni... czy to cokolwiek zmieni? Bezustanne udawanie nigdy nie dobiegnie końca niezależnie od okoliczności. Niezależnie od wszelkiej opatrzności.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach