Go down
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Sro Paź 14, 2015 11:10 am
Nawet jeśli Gryfon w istocie był takim zabijaką, który wysyła oponentów na tamten świat albo przynajmniej do poczekalni do niego (Mung był czasem poczekalnią, sad but true), to Colette i tak nie zmieniłby pewnie swojego aktualnego zdania na Jego temat. Miał już na sumieniu i pod błoniastymi skrzydłami pochowane tyle grzechów, że jeden czy dwa kolejne nie specjalnie mocniej oddaliłyby go do perspektywy skończenia po śmierci w Niebie. Już zaklepał sobie miejsce w Piekle i to przy jednym z najbardziej obleganych stolików z karteczką „Jestem niewinny!”.
Procesy myślowe Warpa, chłodzącego sobie nadal tyłek siedzeniem na zimnym kamieniu, były tak wolne, że słowa, które wypowiedział brunet na temat umiejętności cofnięcia zaklęcia dotarły do niego dopiero, kiedy już odłożył butelkę i zdążył na dobre rozliczyć się z własnym sumieniem z ostatnich 10 lat życia. I ostatecznie machnął na to wszystko ręką. I na swoje sumienie i na to rozlane mleko. ...ocet. Kiedy był w takim stanie, jak obecnie, dużo łatwiej było mu podchodzić do wszystkiego z naprawdę głębokim dystansem i nawet czarnym humorem. Mógł zlać najbardziej nieodpowiednie do tego rzeczy, zapomnieć o swoich obowiązkach i odpowiedzialności, skupić się na jakiś przyjemnych i naprawdę trywialnych sprawach, a nawet dać sobie wreszcie odrobinę tego zbawiennego luzu. I szło mu to wszystko jak po maśle do pierwszego zrzuconego krawata.
Po koszuli zdążył znowu zapomnieć, że od kilku minut jego szklanka jest pusta i próbował znowu bez skutecznie pociągnąć z niej łyka. Czuł, że, by to zdzierżyć, potrzebuje nagle kolejnego zastrzyku procentów albo w przeciwnym wypadku skończy się na tym, że i on będzie musiał zanurzyć głowę w zimnej wodzie dla odzyskania rezonu i elokwencji, zamiast wybąkiwać jakieś niezrozumiałe słowa. Bo Davidowi zachciało się po prostu popływać – czyli jak zwykle podczas takich męskich popijaw nad jeziorem, samce rozbierały się do klejnotów i skakały do wody, tam znajdując mieliznę i śpiewając albo podtapiając się, by ogarnąć dla siebie zaszczytny tytuł króla tego konkretnego zbiornika wodnego. Colette też to robił. Jak miał jakieś... 9 lat i nie miał w głowie tego, co miał teraz. Dlatego potrzebował tej Whiskey teraz, zaraz! I akurat, kiedy po nią sięgnął rozległ się ogromny plusk i poczuł delikatną wilgoć na nogawkach. Poderwał się szybko na nogi, trzymając butelkę i zaczął wodzić wzrokiem po najbardziej poruszonej tym zdarzeniem części atramentowej wody. Niby zaświtała mu jakaś głupia i nieprzyjemna myśl, że kolega może się zaraz utopić, ale nie przetrawił tej informacji tak solidnie, by jakkolwiek mu pomóc.
I w sumie dobrze – próżny trud. Carney był zdrów i cały i jeszcze ośmielał się bombardować Warpa butami.
- Pojebało cie?! - wrzasnął i chciał wkopać jego buta z powrotem do wody, ale nie dość, że nie trafił, to jeszcze niebezpiecznie się na tym głazie zachwiał. Dlatego dla bezpieczeństwa, z zachowaniem należytej ochrony dla butelki, na powrót usiadł. Zerknął zniechęcony na szklankę i odłożył ją niedaleko, wreszcie zabierając się za picie z butelki. - Jesteś już drugim facetem, który po rozmowę ze mną ma mokro. Co za głupie ploty się rozniosą, jak dojdzie do czegoś takiego trzeci raz. - parsknął, ocierając usta rękawem i kierowany przyzwyczajeniem, wodził za wystającą znad wody główką wzrokiem, pilnując czy ten nie niknie pod czernią na zbyt długo. - Ej nie boisz się, że dostaniesz tego... jakiegoś wstrząsu? - zagaił nie bardzo się znając na mechanizmie pijanego ciała ze stycznością z zimną wodą, ale wiedział, że tego szipu raczej odradzano. - A wracając do tłuczenia się: ja mam za to na odwrót. Zaklęcia to konik, a dżentelmeńskie pięści... cóż, pewnie nie miał bym z tobą za dużych szans. Ale nadal w jakiś dziwny sposób uważam, że są bardziej honorowe i zdecydowanie mniej... krzywdzące. To, co można czasem zrobić drugiej osobie zaklęciem bywa cholernie... złe. - czknął.
To go złapało na przemyślenia moralne...
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Sro Paź 14, 2015 10:53 pm
- Właśnie tak! - Odkrzyknął, potwierdzając, że istotnie go pojebało. Nie zamroczyło go na tyle, żeby zapomniał, że pływanie po pijaku jest złym pomysłem, ale miał to w dupie. Przeszedł do kraula i odpłynął kawałek dla rozgrzewki. Nie oddalił się za bardzo, bo Colette coś do niego mówił - przez chlust wody nie zrozumiał zdania, ale było coś o tym, że ktoś ma mokro i coś o plotach. Nie sądził, żeby wiele go ominęło, a nawet jeśli, nie miał zamiaru się tym przejmować. Wrócił na tyle blisko, żeby być w stanie słyszeć słowa Puchona. Dźwięk po wodzie niesie się bardzo dobrze, dlatego nie był tą odległością zbytnio ograniczony.
- Gdybym miał dostać wstrząsu, to już bym dostał. - Wyjaśnił spokojnie. - Teraz to co najwyżej sk... - Przez mówienie zachłysnął się, ale wypluł tylko co się dało, pokaszlał chwilę i zaczął na powrót oddalać się nieznacznie. - ...Skurcz. - Dokończył. Zastanawiał się, gdzie jest w tej chwili wielka kałamarnica. Nie miał ochoty na bliskie spotkanie.
Colette wrócił tematem do bicia się. David miał w tej kwestii wyrobione zdanie, które nawet częściowo pokrywało się z właśnie zasłyszaną opinią. Zwłaszcza ta część o krzywdzeniu innych przy pomocy magii. Na krótką chwilę przypomniał mu się ojciec, ale odrzucił myśl o nim tak, jak odrzuca się coś zgniłego, co właśnie próbowało się włożyć do ust i zjeść. Tego tylko brakowało, żeby w trakcie wyjątkowo dobrej zabawy zaczął myśleć o tym skurwysynie.
- Dżentelmeńskie pięści? - Uczepił się zwrotu, żeby zająć czymś głowę. - Od kiedy bicie kogoś w ryj jest dżentelmeńskie? - Zaczął płynąć na plecach, czując, że trochę traci siły. Zimno wyciągało je z niego bardzo szybko. Potem chciał jeszcze coś dodać; wyraźnie nie dokończył myśli i zamilkł.
- O nie... Tylko nie to! - Powiedział nagle gdzieś z ciemności. Jego głos przebił się przez plusk wody, kiedy szamotał się gwałtownie.
- Kompletnie zapomniałem! O, jest... - Podpłynął do kamienia i wyciągnął coś w stronę Colette. Po chwili stało się jasne, że jest to różdżka. - Nie chcę jej znowu zgubić, weźmiesz na chwilę?
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pią Paź 16, 2015 12:44 pm
I kto by pomyślał, że z milczącego faceta o kamiennej twarzy jest taki... pocieszny gość. Colette idąc za ciosem (heheszky) sądziłby, że Gryfon po głębszym sprzedawałby wpierdol po jeszcze przystępniejszej cenie niż zazwyczaj i to nawet nie szczególnie widząc na niego popyt. Ale w odróżnieniu od tego przykrego i bolesnego wyobrażenia, partner do picia robił się bardziej gadatliwy, przystępniejszy i zdecydowanie mniej... ubrany. Ale od kiedy zakrył się litrami ciemnej jak smoła, zimnej wody ten fakt zrobił się o wiele łatwiejszy do zniesienia – wręcz na tyle łatwy, że można było wrócić do opróżniania butelki, do czego Warp z chęcią (i bez gry wstępnej) przeszedł.
- To jak zaczniesz dostawać tych wstrząsów czy skurczy, to krzycz. Postaram się wyciągnąć cie świetlistym lassem bez obijania o skalną wysepkę. - wytłumaczył niczym ratownik na straży, sprawdzając z nerwów czy jego magiczny badyl nadal jest na swoim miejscu, czyli w głębokiej kieszeni za pazuchą płaszcza. Mógł wrócić do wychylenia za jednym haustem połowy szklanki i sprawdzenia jeszcze raz za sobą jak się sprawy mają odnośnie ścieżki z kamieni. Nie widział jej ze swojego miejsca całej, ale w delikatnym blasku malejącego księżyca, którego co jakiś czas zakrywała cienka membrana z chmur, odbijało się już nieśmiało kilka mokrych wierzchołków kamulców. Czyli jeszcze jakieś pół godziny i ścieżka powinna być do przejścia – rychło w czas, bo zaczynało się już robić coraz zimniej i Colette nieprzyjemnie kostniały palce. Przeniósł wzrok na swoją wysepkę i zaczął szukać dłonią po omacku paczki francuskich papierosów, czekając na wypowiedź rozmówcy.
- Wiesz, wydaje mi się, że wszystko zależy od powodu rozpoczęcia się bójki. Znasz taki tekst dorosłych, którzy złapali dzieciarnie podczas walki i podczas tłumaczeń mówili, że „nie ważne kto zaczął, ważne kto skończył”...? - przy cytowaniu specjalnie zniżył głos, żeby brzmieć jeszcze mocniej jak gburowaty, karykaturalny dorosły. - To było zajebiście krzywdzące. Według mnie przywalenie komuś w ryj, jak to zdążyłeś ująć, dżentelmeńskie jest w obronie honoru kobiety na przykład. Albo wyższych ideałów. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak jesteś na tyle głupi, że nie uczysz się mózgiem, to będziesz się uczył ciałem. - uśmiechnął się pod nosem czując pod palcami kartonik i przysuwając go bliżej siebie. Nawet jeśli gadał z sensem, to zdawało się, że plótł słowa jakby rozważniej, przez co robił to wolniej i dużo spokojniej. To znaczyło, że osiągnął już stopień upojenia, w którym może przeprowadzać dyskusje polityczno-gospodarczo-seksualno-filozoficzne i mieć na różne tematy bardzo oryginalne zdanie. O którym oczywiście nie będzie pamiętał nad ranem.
Otwierał już kartonik, kiedy usłyszał nagły wzmożony plusk i alarm ze strony Carneya.
- Co jest? Skurcz?! - już zdążył wyrwać różdżkę zza pazuchy i przenieść się na kolana, próbując wypatrzyć kolegę w ciemności, ale nim zdążył puścić dżentelmeńską Avadę, znajomy już był przy głazie i układał na kamieniu jakiś przemoczony item. Puchon przyjął go bezrefleksyjnie i pokiwał od razu głową, znowu siadając na tyłku. - Wskoczyłeś do wody z... Chwila, moment, zgubiłeś kiedyś różdżkę!? - zagaił niezmiernie tym rozbawiony i poobracał chwilę różdżkę w palcach, po czym umieścił ją w bezpiecznym miejscu, czyli kieszeni płaszcza. Swoją pozostawił jeszcze wyciągniętą; miała mu posłużyć za zapalniczkę po raz kolejny tego wieczoru. - Pożyczę sobie jeszcze jednego, ostatniego, ok? - pomachał papierosem wyżej, żeby pokazać o co mu dokładnie chodzi i wsunął go do ust. Znowu ułożył się na plecach i odpalił peta pierwszy dym z ukontentowaniem puszczając wolno i obserwując jak zamienia się on na moment w chmurkę tuż nad jego głową. Drugą salwę musiał już potraktować nowym zaklęciem, ciesząc się z niego jak dziecko.
- Fumus Species. - mruknął pod nosem, na moment odbiegając myślami gdzieś dalej, a kłębek dymu zmienił się w galopującego w miejscu konia. Zamiast wyglądać jak wiernie oddana ruchoma figurka był raczej kształtem jakby ociosanym z drewna, bez detali, ale niechybnie był to koń. Chłopak wyciągnął w jego stronę palce, ale kiedy musnął nimi jego bok, zwierze rozprysło się przez większy powiew wiatru. Col przekichane miał z tym, że na każdym nowym polu, prawie jak na czystej nowej kartce, zawsze zauważał czarne kleksy w kształcie kopyt albo kocich łap...
- I jak tam woda? - chrząknął, pomagając sobie tym samym powrócić do rzeczywistości, nie chcąc odpłynąć. W takim stanie i w takiej temperaturze, to mogło skończyć się niewymownie źle. Znowu się zaciągnął, tym razem dając już dymowi spokój.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pią Paź 16, 2015 7:19 pm
- Aha. - Powiedział dla spokoju, potwierdzając, że w razie czego będzie krzyczeć, chociaż nie miał takiego zamiaru. Zastanawiał się, czy Colette był kiedyś świadkiem tego, jak ktoś się topi - w takich sytuacjach ludzie nie są w stanie wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Wolał mu tego teraz nie uświadamiać, bo i tak wyglądał na zaniepokojonego jego beztroską zabawą.
- Oczywiście. - Zniknął na chwilę pod powierzchnią. - Znam. - Otrzepał włosy z wody. Czuł, że powinien już zakończyć pływanie, bo było mu coraz ciężej - siły miał coraz mniej, a ręce i nogi coraz bardziej sztywne.
Rozumiał sens tego, co mówił Puchon i nawet zgadzał się z jego słowami. Jednak nic nie mógł poradzić na fakt, że był tym, kto "zaczyna" równie często, jak tym, kto "kończy" i że nie uważał używania pięści - w żadnym wypadku - za nic niepoprawnego. Nie mógł nic poradzić na to, że jego zdaniem jeśli facet nie umie obronić się przed ciosami albo chociaż stawić im czoła jak mężczyzna, to na te ciosy zasługuje. W ciągu całego czasu, jaki spędził prowokując ataki i reagując na w jakimś stopniu niepoprawne zachowanie (cudowny powód do wyładowania agresji) nigdy nie zniżył się do obrażania członków rodzin nawet najgorszego ścierwa, z jakim miał do czynienia. Ale tak - poniżenie płci przeciwnej zawsze uważał za idealny pretekst do tego, żeby komuś obić buźkę.
- Ciekawe, czy kogoś czegoś nauczyłem. - Powiedział przez wodę zalewającą mu usta. W gruncie rzeczy nie obchodziło go, że ktoś zachowuje się niepoprawnie (chyba, że chodziło o krzywdzenie kobiet, był na tym punkcie wyjątkowo wrażliwy). Im więcej degeneratów, tym łatwiej znaleźć zaczepkę.
Odpłynął jeszcze na chwilę, wiedząc, że to już ostatnie chwile, które spędzi dzisiaj w wodzie, jeśli nie chce siedzieć w niej do końca niezbyt długiego życia. Nie wątpił w dobre chęci Colette, ale w razie czego miał raczej marne szanse na wyciągnięcie go z powrotem na głaz.
- Przecież wpadłem. - Przypomniał koledze sposób, w jaki znalazł się w jeziorze. - Nie planowałem pływać w spodniach. Kiedy miałem ją wyjąć? - Przestawał czuć palce u stóp. - A tak... Chociaż właściwie nie. Zabrała mi ją pewna... Zabawowa... Ślizgonka.
Powoli zaczął zbliżać się do głazu, mącąc gładką, ciemną taflę. Kiwnął głową na znak, że nie ma zastrzeżeń do częstowania się szlugami (chociaż wątpił, żeby było to widoczne z takiej odległości). Za naukę zaklęcia Alkohomore Puchonowi należała się cała paczka. Albo i dwie. Tempo płynięcia mocno mu spadło, ale powoli brnął do celu - już nawet był w stanie zauważyć, że jego znajomy uformował z dymu kolejny kształt, jakieś zwierzę. Na pewno miało cztery nogi.
Wtedy złapał go skurcz. Syknął tylko i na chwilę zniknął pod powierzchnią. Musiało to wyglądać zupełnie niewinnie - żadnego szamotania się, machania rękami, po prostu równie spokojnie, jak pokonywał odległość w poziomie przeszedł do mijania jej w pionie. Lewa stopa, której wcześniej nie czuł przez zimno teraz przypomniała o swoim istnieniu tak gwałtownie, że Carney czuł, jak ból promieniuje aż do kolana.
Wypłynął nad taflę i wziął oddech, chociaż kosztowało go to naprawdę wiele wysiłku. Spodziewał się, że może się tak to skończyć, ale sądził, że łatwiej będzie mu znosić ten stan - w końcu to dla niego nie pierwszyzna - jednak nie wziął pod uwagę tego, że nie dało się używać kończyny w normalny sposób. Jak na siebie przystało, czując zagrożenie i ból zaczął się śmiać, zachłystując się przy wciąganiu powietrza. Gratulował sobie pomysłu, żeby zacząć już szykować się do powrotu na ląd. Nie sądził, żeby udało mu się dopłynąć, gdyby był tak daleko, jak dotarł początkowo. Wciąż spokojnie, ale dziwnie krzywo udało mu się dotrzeć do ich małej, kamiennej wysepki.
- Co...? A, woda. - Odpowiedział zadyszany, kiedy już skończył kaszleć. Niby czuł, że dotyka głazu, ale dłonie miał tak zgrabiałe, że mógłby jechać po nich żyletką i nie poczułby bólu. - Bardzo rześka. - Oparł się na rękach i wywlókł swoje przemarznięte ciało na ląd. Dźwignął się na nogi - a właściwie na jedną nogę, drugą ustawiając uważnie tak, jak powinna stać (ni cholerę nie czuł w niej nic oprócz skurczu) i przeniósł na nią ciężar ciała, żeby usunąć powód jego niedoszłego utonięcia. Wtedy chwycił swoją szatę szkolną, żeby wytrzeć się chociaż trochę i na tyle szybko, na ile pozwalały mu przemarznięte ręce zabrał się za ubieranie.
- Znasz może jakieś zaklęcie, żeby wysuszyć ubranie? - Zapytał Puchona zaciskając z zimna zęby. W przerwie pomiędzy kolejnymi częściami garderoby wyciągnął rękę po wyszczerbioną szklankę. Potrzebował łyknąć whisky, żeby się choć trochę rozgrzać. - Mógłbyś...? - Zapytał, podsuwając ją znajomemu. Nie miał przecież różdżki i nie mógł sam ponownie jej napełnić.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pon Paź 19, 2015 8:40 pm
Był świecie przekonany, że tonąca osoba robi tak cholernie dużo hałasu, że na pewno nie potrafiłby przejść obok tego obojętnie. Pewnie drze się wtedy wniebogłosy, rozchlapuje wodę na potęgę i raczej nie schodzi na dno w ciągu kilku sekund, ale zaciekle walczy. I z takim przeświadczeniem dalej luzował się na twardym zimnym kamieniu, wpatrzony w ciemne, na poły zachmurzone niebo, starając się wypatrzyć na nim więcej niż pięć złotych opiłków gwiazd, ale szło ciężko zwłaszcza, że co chwila tracił rachubę. Zmrużył oczy i zaciągnął się z lubością, przytrzymując dym długo w płucach. Stanowczo za długo, bo ten nagle wyrwał się błyskawicznie i Puchona złapał kaszel. W pozycji leżącej bał się, że się udusi albo udławi, więc błyskawicznie przeniósł się do siadu i pochylił głęboko, kaszląc tak, że pod koniec każdej serii jak z karabinka maszynowego brzmiał tak, jakby miał zaraz zwymiotować. Przy okazji dym wypalił mu piekącą ścieżkę na przełyku i brunet podrapał się palcami po grdyce. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że jego kolega stanowczo za długo się nie wynurza. Wymacał butelkę niedaleko siebie i wziął potężnego łyka – to powinien być bardzo zły pomysł w obliczu faktu, że opijał papierosa alkoholem, ale w te chwili było to lepsze niż posiłkować się dobrodziejstwami jeziora i stać siedliskiem nowej cywilizacji.
Otarł usta wierzchem dłoni i dopiero przeniósł wzrok na wdzięcznie wynurzającą się z wody syrenkę.
- Wszystkie kolory ci uciekły... - zachrypiał i odkaszlnął po raz, miał nadzieję, ostatni. Kolega w istocie był blady jak zmora i poruszył jak typowe zombiee, któremu średnio wygodnie było w jego trumnie. - Wszystko o...kej? - otaksował go kontrolnym spojrzeniem, ale nie było żadnych ran, czy innych skrzywień, tylko ta noga, na którą jeszcze przez kilka sekund trochę utykał. Gorzej było tylko z rękami, które drżały jak w gorączce, kiedy kolega się wycierał i wciągał na siebie mokre ubranie. - Myślałem, że ty znasz... - bąknął Warp odzyskując pomału swoją barwę głosu sprzed kaszlu i strzepnął wiszącego smętnie szarego kikuta peta na bok, z powrotem ochoczo łapiąc za butelkę. W końcu miał być barmanem na tym dansingu i rezygnując z używania różdżki wlał do wyszczerbionej szklanki tak szczodrze, że dużo z niej się ulało po dłoni Gryfona. Ciekawe tylko czy ten coś poczuł?
- Do dna! A i ten... - znowu się obrócił i od razu przeniósł na kolana. - Co ty na to, żebyśmy już się zbierali? Boje się, że jeszcze szklanka i zacznę fruwać do tego stopnia, że będziesz mnie musiał trzymać na sznurku. - zachichotał pod nosem pijacko i poderwał się chwiejnie na nogi. Oj coś czarno to widział. Dosłownie.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pon Paź 19, 2015 11:50 pm
- Taa. - Mruknął w odpowiedzi na pytanie, czy wszystko w porządku, nie przerywając wykonywanych właśnie czynności. Nawet nie zarejestrował zmiany w głosie kolegi, spowodowanej nagłym atakiem kaszlu po zbyt mocnym zaciągnięciu. Bez rozczarowania przyjął wiadomość, że Colette nie zna zaklęcia, którym mógłby wysuszyć jego ubrania - oznaczało to dla Carneya ni mniej, ni więcej jak to, że niedługo będzie trzeba wrócić do zamku. Zaczynało go denerwować, że nie czuł stóp.
Ostatnia tego dnia porcja whisky przelała się przez brzeg szklanki. David nie spuszczał jej z oczu, bo wyziębione ręce nie zdradzały dotykiem tego, co akurat robiły. Była to okoliczność sprzyjająca - zmuszony wbijać w nią wzrok zauważył wyszczerbienie i uniknął rozcięcia sobie wargi ostrym szkłem, kiedy wychylił całą jej zawartość za jednym razem. Znowu zaczął kaszleć, kiedy przez nieuwagę odrobina płynu dostała się do jego dróg oddechowych. Końcówka tego spotkania zamieniła się w prawdziwy festiwal odkaszlnięć. Carney czuł, jak piecze go gardło, miał też wrażenie, że odrobina trunku dostała mu się do nosa. Odstawił szklankę obok swoich nóg i czym prędzej powrócił do zakładania kolejnych warstw ubrań.
- Dobry pomysł. - Mruknął cicho zmienionym od kaszlenia (zupełnie, jak moment temu u Colette) głosem. - Tylko się pozbieram.
Po chwili stał już całkiem ubrany. Nie miał na sobie tylko przemoczonej szaty i skarpet, które wepchnął w jej kieszenie, żeby się nie zapodziały. Mokre obuwie nie pomagało mu w odzyskaniu ciepła. Sięgnął po swoją paczkę papierosów, w której niewiele już zostało. Schował ją do kieszeni płaszcza. Czegoś mu brakowało... O nie, tym razem nie popełni już tego błędu. Wyciągnął rękę do Puchona.
- Różdżka. - Powiedział. Nie chciał, żeby zabrzmiało to jak rozkaz, po prostu był mocno wyczerpany, kompletnie spity i nie chciało mu się szukać odpowiednich słów. Trzeba jednak przyznać, że wypowiedział to na tyle swobodnie, na ile pozwalał jego stan.
Kiedy byli już przygotowani do opuszczenia tego miejsca zatrzymał się na chwilę, ogarnął wzrokiem otoczenie, i kierując przekrwione oczy ponownie na towarzysza popijawy wypowiedział swoją wzniosłą myśl.
- Zobaczysz, nauczę się robić najlepszą whiskey, jaką można dostać w Anglii.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Sro Paź 21, 2015 11:38 am
Przez dłuższą chwilę zachodził w głowę, czy aby niczego nie zapomniał. Dałby sobie głowę uciąć, że z czymś tu przylazł, ale ani nie potrafił odszukać w głowie konkretnego wspomnienia, ani tym bardziej niczego dookoła nie widział. Wzruszył ostatecznie ramionami i wziął jedynie jedną z pustych butelek nadal mocno zajeżdżającą octem.
- To co, gotowy? - palnął i zeskoczył całkiem zgrabnie na kamulec niżej, ale wtedy na wysokości jego twarzy zawisła dłoń Gryfona.
Col pociągnął nosem i po chwili łączenia faktów kiwnął głową i odsunął pazuchę płaszcza, grzebiąc w kieszeni i wydobywając z niej długi, ciemny patyk. Zatrzymał go przed twarzą i zaczął przyglądać się mu badawczo. To byłby straszny niefart, gdyby oddał Davidowi swoją różdżkę. Ale na szczęście ta obecna nie miała ten jednej, charakterystycznej ryski przy rączce i w końcu spoczęła w dłoni Carneya.
- Mam tylko nadzieje, że się nie zabijemy... - zapowiedział i przeszedł niezgrabnie na kolejny kamulec i kolejny, starając się nie zwracać uwagi na buzującą dookoła wodę, póki nie sięgnął butem ziemi. Odetchnął wtedy, choć to była zaledwie połowa drogi. Obejrzał się nawet na kolegę, żeby skontrolować, czy ten znowu się przypadkiem gdzieś nie poślizgnął i ruszył razem z nim po kolejnej warstwie kamieni, tym razem wspomagając się przynajmniej litą ścianą z ziemi, którą dawała im skarpa.
Tu następowały dziury w pamięci, naznaczone jedynie przerywnikami wspomnień, w których szli szybkim krokiem do zamku, a Carney trzymał zsiniałe wargi ciasno ściśnięte ze sobą. Potem było przemykanie przez puste korytarze i rozdzielenie się na poziomie parteru, kiedy jeden z nich poszedł na górę, a drugi do lochów.

Z/t x2
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Sro Lis 18, 2015 10:31 pm
Kyo spacerował sobie spokojnie po błoniach. Aktualnie nie miał tak naprawdę nic ciekawego do roboty. Wszystkie lekcje już się zakończyły. Owszem... mógł siedzieć nad lekcjami, ale przecież szkoda było takiego ładnego dnia. I chociaż obiecał, że postara się nadrobić to czego nie opanował do tej pory (cóż to odbywało się z różnym skutkiem), to w końcu chwilka przerwy nikomu jeszcze tak naprawdę nie zaszkodziła. Z resztą nie wiedzieć dlaczego w szkole było bardzo dużo ludzi... cóż... może dlatego, że egzaminy końcowe zbliżają się wielkimi krokami, i chyba tak naprawdę tylko on jakoś się tym wyjątkowo nie przejmuje. Jeżeli jakimś cudem uda mu się zdać do następnej klasy, to wybierze z tych wszystkich ludzi, jedną osobę i będzie dla niej tak miły, jak jeszcze nigdy dla nikogo. W tej chwili jego kariera w tej szkole, czy w ogóle w świecie magicznym wisiała na włosków, i byle jaki podmuch wiatru mógł by sprawić, że ten włosek by opadł, a on został by wywalone z tej placówki w trybie natychmiastowym. Chociaż chciał czy nie musiał przyznać, że tutejsi nauczyciele mieli naprawdę bardzo dużo cierpliwości. Mieli już tyle okazji aby się go pozbyć, a mimo wszystko nadal tego nie zrobili. I to go tak naprawdę zadziwiało. Przecież problemów należy się pozbywać, przynajmniej tak wszyscy próbowali mu tłumaczyć. A mimo wszystko nadal kręcił się po tym zamku, po błoniach. I po jego głowie kręciło się jedno podstawowe pytanie "dlaczego?" czemu wtedy po tym pogrzebie nauczyciel od czarnej magii go nie wywalił od razu ze szkoły. Miał ku temu idealną okazję. Chociaż wtedy to tak naprawdę nie Kyo był winny. Można powiedzieć, że stało się to co zawsze... czyli chłopak trafił w złe miejsce we złym czasie.
Azjata w końcu dotarł do głazów. W zasadzie lubił to miejsce. Rzadko można było spotkać tutaj jakieś tłumy, bo z reguły wszyscy inni woleli bardziej zatłoczone miejsca, a on... cóż po prostu oparł się o jeden wielki głaz, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił sobie spokojnie jednego. Jego brązowe oczy wpatrywały się gdzieś w dal... gdzieś tam za te góry, ale do jego głowy wpełzło coś innego. A mianowicie fiołkowe oczy, o których tak usilnie próbował zapomnieć... bez rezultatu. Nie raz już łapał się na myśleniu, że co mu tam... złoży tą wieczystą przysięgę... Na szczęście w porę się otrząsał i zdawał sobie ponownie sprawę z tego, że dla Neve to nie on jest tym jedynym i nigdy nim nie będzie. Była to kolejna platoniczna miłość dwójki dzieci które tak naprawdę nawet nie wiedzą co to oznacza.
-Kurwa...- Syknął cicho, kiedy wspomnienia zakuły go mocno w serce. Powinien był się już przyzwyczaić do tego uczucia, ale mimo wszystko jakoś nie mógł. Z resztą zastanówcie się czy wy bylibyście w stanie wytrzymać ból który towarzyszył rozrywaniu serca na milion kawałeczków. Czy przeżylibyście gdyby wasza dusza z każdym kolejnym dniem rozpadała się. Chłopak nawet już nie udawał, że wszystko jest dobrze. Po prostu najnormalniej w świecie był tym wszystkim już zmęczony.
Christian Chamber
Oczekujący
Christian Chamber

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pią Lis 20, 2015 2:34 pm
Ach ten deszcz, przywoływał do głowy tyle myśli, że nie sposób było ich zliczyć na paluszkach obu rąk, a pewnie zabrakło by nawet ich nawet gdyby użyć dłoni wszystkich mieszkańców dormitorium Gryffindoru. Dobrze, że akurat przestało padać, pozwalając promieniom słońca delikatnie ogrzać zziębniętą roślinność. Nie na długo, bo z oddali ciągnęły kolejne chmury - i choć nie były specjalnie wielkie czy szare, to z pewnością zapowiadały deszcz, tak bardzo charakterystyczny dla klimatu tych rejonów. Christian wykorzystywał obecnie każdą możliwą okazję aby poszwendać się po błoniach, toteż nic dziwnego, że i teraz postanowił sobie trochę pozwiedzać. Większość uczniów siedziała w szkole i pilnie przygotowywała się na następne zajęcia, odrabiając zadane im prace domowe czy ucząc się już do egzaminów. Ci mniej ambitni, tacy jak Gryfon, zabierali się do roboty jakoś pod koniec roku, co było trochę niczym życie na krawędzi. Oczywiście nie można było pod to podpinać każdego przedmiotu, bo niektóre przychodziły mu z taką łatwością, że nie musiał robić kompletnie nic - wszystko co istotne wyciągał z zajęć, a jeżeli musiał coś powtórzyć, to zajmowało mu to raptem kilkanaście minut. Zresztą, kiedy miałby znaleźć czas na naukę, skoro ostatnimi czasy jest regularnie zwoływany na dywanik i siedzi godzinami przy biureczkach profesorów, odpracowując niechlubne szlabany. Może gdyby udało mu się dostać do drużyny Gryffindoru, to miałby jakieś ulgi u nauczycieli, ale... nie było go stać na porządną miotłę, o ile w ogóle na jakąkolwiek. Tak, oczywiście, był jeszcze sprzęt szkolny, ale kto o zdrowych zmysłach używa szkolnych mioteł? Znaczna część z nich miała jakiś defekt i mogła zrzucić go w każdej sekundzie meczu, nie mówiąc już o tym, że każdy mógł się wkraść do składziku i potraktować je jakimiś klątwami, o ile nie całkowicie popsuć. A kto jest największym "szczęściarzem" i komu by się potem oberwało? Oczywiście że Chrisowi za zniszczenie szkolnego mienia! I kolejny szlaban murowany... To już wolał zostawić swój los takim, jaki był.
Chamberowi ostatecznie udało się dotrzeć na miejsce i nawet nie wywinąć orła na śliskiej nawierzchni. To chyba przez to, że ostatnio udało mu się dotknąć brody karła. Ale wyobraźcie jak musiał się napracować, aby wyglądało to naturalnie! Przecież karły brodę mają niemal przy ziemi, a czy ktoś kiedykolwiek widział ucznia klękającego przed malutkim człowieczkiem żeby go posmyrać po zaroście? No jasne że nie! Dobrze, że Chris miał łeb na karku i obmyślił skuteczny plan! Wracając jednak do wątku, chłopak dostrzegł na miejscu znajomą postać - Puchon, jego rocznik, ale to nie był Colette. To był ten... Tokyo Hana, czy jakoś tak się zwał... nigdy nie był w stanie zapamiętać orientalnych imion i nazwisk, wszystkie brzmiały bardzo podobnie, niemal identycznie.
Gryfon zakradł się do niego, a dzięki szczęściu płynącemu z brody karła mógł to zrobić bez większego problemu! W pewnym momencie, kiedy padły niecenzuralne słowa z ust Kyo, wychylił się nie spodziewanie z zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Gdzie?! - przyłożył dłoń do skroni tworząc charakterystyczny daszek, starając się wyszukać wzrokiem jakiejś syreny lekkich obyczajów, ale nie było widać nic poza jedną, skaczącą rybką. Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej, udając poszkodowanego dzieciaka, któremu odmówiono kupienia cukierka.
- Nikogo tu nie ma, dlaczego mnie oszukałeś?
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pon Lis 23, 2015 11:38 pm
Chłopak już od jakiegoś czasu zadawał sobie jedno podstawowe pytanie, czy z nim było już naprawdę aż tak źle. Przecież teraz nie ufał nawet już samemu sobie, czy naprawdę tak bardzo się zmienił. Mu się wydawało, że nadal był tym samym Kyo co kiedyś, ale fakty przedstawiały coś zupełnie odmiennego. Co by się stało gdyby złożył, jednak tą wieczystą przysięgę. Wydawało mu się, że było to równoznaczne ze skazaniem siebie na śmierć. Oczywiste było to, że wcześniej czy później coś zawali. W zasadzie to te jego poczynania są naprawdę zabawne. Robi niby coś dla dobra innych ludzi, ale w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej niż by chciał. Doskonale wiedział, że nie jest w stanie uszczęśliwić wszystkich ludzi na tym świecie, ale... no właśnie czego chciał. Tego chyba nawet on sam już nie wiedział. Kiedyś ten cel był jasny i klarowny, ale teraz... wszystko było za mgłą, a on sam już dawno zapomniał gdzie chciał dojść. Kiedyś zależało mu na świętym spokoju, chciał po prostu zniknąć, przestać istnieć, ale to było niemożliwe, bo na jego drodze pojawiła się ta para fiołkowych oczu. I wszystko nagle szlag trafił. Dlaczego tak łatwo pozwolił się jej omamić. Gdyby tylko wiedziała, gdyby się domyślała, co ten tak naprawdę do niej czuł, ale przecież ten Azjata nie będzie w stanie jej tego powiedzieć. Jakaś chora duma mu na to nie pozwalała i kazała za każdym razem zgrywać tego buntownika tak naprawdę bez powodu.
I tak chłopak pozwolił sobie zatonąć w swoich myślach kiedy z tego stanu nie wyrwał go czyiś głos. Tak słabo dopasowany do tej chwili, i tak bardzo niepożądany.
-Najpierw wypadałoby się zapytać czy nie przeszkadzasz...- Mruknął wyraźnie zirytowany tym, że po raz kolejny jakaś ciamajda do niego przyczłapała i będzie przeszkadzać w tych ważnych dla jego życia kontemplacji.
-I uprzedzając twoje pytanie... tak przeszkadzasz... więc wypier...dzielaj- Ugryzł się w ostatniej chwili w język. Nie... chłopak wbrew pozorom nie przeklinał aż tyle jak mogłoby się wydawać, co nie zmieniało faktu, że od czasu do czasu jakiś solidny kawał mięsa z jego ust się wydostał.
Christian Chamber
Oczekujący
Christian Chamber

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Wto Lis 24, 2015 12:26 am
Kiedy to ostatni raz ktoś był dla niego tak niemiły na powitanie? Ach tak, było to całkiem niedawno, bo w zasadzie regularnie co kilka dni ktoś jest dla niego chamski i wulgarny. Szkoda tylko, że Chris zdążył już wytworzyć specjalne miejsce w okolicach tyłka dla takich paskudnych, niekulturalnych uczniaków, toteż słowa Kyo zupełnie na niego nie podziałały. Inną sprawą było to że Gryfon nawet nie oczekiwał na jakiekolwiek przyjazne powitanie od tego osobnika. Odkąd pamiętał wyglądał na takiego, co to lubi się użalać nad sobą w każdej wolnej chwili swojego życia. Czy Puchoni nie powinni mieć w sobie przypadkiem większej radości z życia, carpe diem i te sprawy? A przynajmniej tak ich widział Chamber, nie licząc pojedynczych przypadków trzęsących gaciami na sam widok... czegokolwiek. Ostatnio nawet miał przyjemność wdać się w romantyczne wygibasy pod prysznicem z jednym z nich, zakończone zdobyciem nowego towarzysza i partnera, kiedy świat trafi szlag! A czy to spotkanie mogło zakończyć się pozytywnie? Czy znajdą z Kyoto Hakano wspólną nić porozumienia, czy może skończą na wyzywaniu się i walce o święty spokój? Któż to wie!
- Wypadałoby, ale myślałem że potrzebujesz pomocy, bo wiesz... Tutaj woda czasami wzbiera i może cię porwać. Zresztą... z dwojga złego lepiej że ja, a nie nauczyciel, nie? - uśmiechnął się serdecznie do chłopaka, prezentując pełne opanowanie niczym przeciwieństwo powszechnie znanego przez kameralne grono Dresa Godryka i jego Dziewiczego Swetra. Ani mu się widziało stąd iść, nie po to tu przyszedł, tym bardziej kiedy deszcz postanowił zrobić sobie przerwę i dać czarodziejom chwilę wytchnienia. Aż z tej rozkoszy wyciągnął z kieszeni niewielką paczuszkę fasolek i zjadł jedną z nich - zieloną w czerwone kropki, choć wprawne oko określiłoby ten kolor jako burgund. Smak natomiast pozostawimy bez komentarzy, bo wykrzywiona mina Chambera mówiła wszystko.
- Ugh, nigdy nie wiesz na co trafisz... Swoją drogą to całkiem ciekawe - uczymy się tyle lat razem, a mimo to jeszcze nie mieliśmy okazji pogadać. Pogadajmy teraz... yyy... jak ci właściwie na imię? - zerknął na Azjatę pytająco, bo prawdopodobnie przez ten cały czas powinien bez problemu zapamiętać tak podstawowe informacje. Ale nie zapamiętał, bo był ciapą.
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Pią Lis 27, 2015 7:22 pm
No tak... gdyby jeszcze Kyo natrafił na stosunkowo spokojną osobą, na kogoś kto po prostu usadowi się gdzieś niedaleko jego osoby i będzie po prostu milczeć. Wtedy Azjata byłby tak naprawdę wszystko znieść, ale naturalnie, że nie. On jak zawsze musiał trafić na cholerną paplę i do tego jeszcze jakieś błazna w pedalskim sweterku. Cóż nie ma co się dziwić... gryfon... uczniów z tego domu kojarzył właśnie tylko w ten jeden sposób. Pierdołowaci uczniowie którzy dzielą się na tych którzy są trzęsidupami, i tymi którym wydaje się, że są zajebiści.
-Z dwojga złego wolałbym już tutaj zdechnąć...- Mruknął mało optymistycznie. Czy naprawdę chwilka spokoju, to było za dużo. Naprawdę prosił o małą pierdołę, którą każdy normalny człowiek już dawno temu by dostał. Ostatnio chłopak odnosił dziwne wrażenie, że ten świat działa chyba jakoś odwrotnie. Kiedy się chce towarzystwa to jak na złość go nie ma, ale kiedy człowiek ma dosyć ludzi i chce pobyć sam... to nie, rzucają się na niego jakieś przygłupy.
-I kompletnie nie rozumiem co ci w tym przeszkadzało, że nigdy nie rozmawialiśmy... mi taki układ pasuje- Mruknął... nie miał zamiaru zdradzać mu swojego imienia, bo i niby po co. Irytował go, był wkurzającym człowiekiem, który w tej chwili powinien posłuchać swojego zdrowego rozsądku (oczywiście zakładając, że takowy ma) odwrócić się, i pójść przed siebie.
-Nie lubię się powtarzać, ale dla ciebie mogę to nawet przeliterować. S.P.I.E.R.D.A.L.A.J- Mruknął w cichej nadziei, że w końcu do jego łba coś dojdzie, chociaż nie wiedzieć dlaczego odnosił dziwne wrażenie, że z nim tak łatwo nie pójdzie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Wto Lut 23, 2016 2:39 am
[z/t dla Kyohei'a i Christiana]
Deborah Gist
Oczekujący
Deborah Gist

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Wto Kwi 19, 2016 3:51 pm
Mimo zmiennej pogody Deborah postanowiła znowu odwiedzić jedno ze swoich ulubionych miejsc. Była to nieliczna lokalizacja, w której mogła liczyć na chociaż chwilę spokoju; w Hogwarcie należało to do rzadkości. Nie zawsze miała siłę i chęć przeganiać wszystkich będących w promieniu dziesięciu metrów od niej- w końcu czasem trzeba zachować pozory kultury,nawet wobec największych wrogów.  Zdjęła z ramienia skórzaną torbę i usiadła na jednym z większych głazów- zgodnie z jej obserwacjami była na nim całkowicie bezpieczna do wieczora. Westchnęła głęboko i obróciła się twarzą w kierunku nikłych promieni słońca, przebijających się przez popołudniowe chmury. Przebywanie na łonie natury działało na nią kojąco. Oczywiście do czasu, kiedy zaczynały pojawiać się wszelkiego rodzaju leśne wytwory natury i pozbywanie się ich nawet za pomocą zaklęć stawało się uciążliwe. Co za dużo to nie zdrowo, las regularnie tracił swój urok dla Debory, gdy przebywała w nim za długo. Wtedy, rzucając niecenzuralnym słownictwem, jak najszybciej przemieszczała się w kierunku swojego ciepłego łóżka.
Dziewczyna sięgnęła do torby i wyjęła z niej podręcznik do numerologii i miętówki. To nie tak, że była kujonem- uwielbiała ten przedmiot, stanowił swego rodzaju wypełnienie wolnego czasu. To nie tak, że była też i jakimkolwiek nałogowcem. Od czasu do czasu potrzebowała zapalić w samotności. Taką miała już tradycję, a -cóż począć- tradycje są po to, aby je kultywować. Arytmacja, fajki i chwytający za oko widok. Czy można potrzebować czegoś jeszcze?


Ostatnio zmieniony przez Deborah Gist dnia Wto Kwi 19, 2016 6:46 pm, w całości zmieniany 1 raz
Dante Alighieri
Oczekujący
Dante Alighieri

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Wto Kwi 19, 2016 4:16 pm
Zadziwiające, że zawsze pojawiał się dokładnie tam gdzie ona.
Deborah zajęła miejsce na płaskim, omszałym kamieniu przy samym brzegu jeziora i splotła nogi przed sobą. Nad jej jasnymi włosami unosiła się srebrna aureola z migoczących promieni zachodzącego słońca i dymu papierosowego. Powietrze było chłodne i wilgotne, Dante odruchowo wsunął dłonie w rękawy bluzy, którą nosił pod szatą.
Nie boisz się, że możesz za kilka sekund stracić podręcznik w zabójczych płomieniach o zapachu nikotyny?
Patrzył jak początkowo spina swoje drobne plecy, kiedy do jej uszu dotarły ciche słowa, rozluźnia je po rozpoznaniu znajomego tonu, a potem odchyla się wyłapując ich sens.
Postaraj się nie przewracać oczami, Deb, wiem, że cieszysz się na mój widok. – Prawdopodobnie na prośbę było za późno, w ciągu jego wypowiedzi byłaby wstanie wywrócić nimi co najmniej jedenaście razy. – Co porabiasz, Jedyneczko?
Sponsored content

Głazy (nad jeziorem) - Page 3 Empty Re: Głazy (nad jeziorem)

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach