- Deborah Gist
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Kwi 19, 2016 9:20 pm
-Właśnie odpoczywałam w moim ulubionym miejscu. Pozwól, że podkreślę: moim.-Deborah dziecinnie pokazała Dante język, po chwili sztucznie zmieniając wyraz twarzy na poważny.- Chociaż jeśli ładnie poprosisz, być może mogę zmienić nazwę na "Ulubione wspólne miejsce Debory i Dante".
Flirtowanie z przyjaciółmi według Debory było jedną z ciekawszych rzeczy na świecie, oczywiście jeśli obie strony miały do siebie dystans. Chłopak zachichotał i poprawił dłonią włosy.
Słońce zaczynało powoli zachodzić, odbijając się w tafli wody. Był to swego rodzaju nostalgiczny widok, nawet dla kogoś takiego, jak Deborah. Szczególnie, kiedy na myśl o przyszłości przychodzi zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi. Oczywiście, tak jak w większości sytuacji można było liczyć na samoznajdujące się rozwiązania, jednak bliższa znajomość planów i celów mogłaby być całkiem przydatna. Dziewczyna zwiesiła nogi luźno na skraju głazu i zerknęła na Dante. Ten to miał prawdziwe szczęście- jego marzenia nie zmieniły się od dzieciństwa, przynajmniej tak wynikało z jego osobistych relacji. Powoli przestawały być również pragnieniami i stawały się po prostu rzeczywistymi celami.
Deborah zgasiła papierosa o skałę i położyła się na plecach na głazie, przyjemnie nagrzanym po całym dniu względnego ciepła. Wyciągnęła szczupłą rękę i chwyciła delikatnie dłoń chłopaka.
-Porozmawiajmy o czymś przyjemnym.
Flirtowanie z przyjaciółmi według Debory było jedną z ciekawszych rzeczy na świecie, oczywiście jeśli obie strony miały do siebie dystans. Chłopak zachichotał i poprawił dłonią włosy.
Słońce zaczynało powoli zachodzić, odbijając się w tafli wody. Był to swego rodzaju nostalgiczny widok, nawet dla kogoś takiego, jak Deborah. Szczególnie, kiedy na myśl o przyszłości przychodzi zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi. Oczywiście, tak jak w większości sytuacji można było liczyć na samoznajdujące się rozwiązania, jednak bliższa znajomość planów i celów mogłaby być całkiem przydatna. Dziewczyna zwiesiła nogi luźno na skraju głazu i zerknęła na Dante. Ten to miał prawdziwe szczęście- jego marzenia nie zmieniły się od dzieciństwa, przynajmniej tak wynikało z jego osobistych relacji. Powoli przestawały być również pragnieniami i stawały się po prostu rzeczywistymi celami.
Deborah zgasiła papierosa o skałę i położyła się na plecach na głazie, przyjemnie nagrzanym po całym dniu względnego ciepła. Wyciągnęła szczupłą rękę i chwyciła delikatnie dłoń chłopaka.
-Porozmawiajmy o czymś przyjemnym.
- Dante Alighieri
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Kwi 19, 2016 10:03 pm
Pomimo krótkiego czasu znajomosci byli dla siebie najbliższymi osobami w granicach tych kamiennych murów szkolnych. Zaprzyjaźnić udało im się od razu. Dante znalazł drogę przez jej cyniczną barierę ochronną, a ona, niewypowiedzenie, przyrzekła zawsze utrzymywać jego zainteresowanie swoją zawiłą osobowością. Dużo ich także łączyło, wydawali się być dla siebie na wzajem prezentem od losu. Uwielbiali niezobowiązujący przyjacielski flirt i obydwoje rozumieli jego znaczenie. Zazwyczaj z innymi pojawiał się problem następującej wagi; mimowolne komplementy z jego strony, zwykła życzliwość były odbierane jako poważne zainteresowanie i obietnicę związku. Tymczasem on nieświadomie komentował oprawki okularów Profesor McGonagall podczas pytania o zadanie z Transmutacji, czy sztruksowe spodnie Profesora Flitwicka w kolorze duszonej dyni, które wydawały się dodawać mu kilku centymetrów.
Chwycił jej dłoń i złożył miękki pocałunek na jej czole.
– Znajdę sobie lepsze miejsce, jeszcze będziesz mi zazdrościć. Ale jak na razie będę musiał zadowolić się tym zimnym odpowiednikiem prawdziwej plaży. – Zmarszczył nos czując na plecach podmuch wiatru i zanurzył twarz w bluzie aż po samą jego nasadę. – Jak wytrzymujecie tak koszmarną pogodę?
Widząc jak zamierza się do odpowiedzi gwałtownie pokręcił głową.
– Pytanie retoryczne. Mam super plotki, Debbie, jeśli chcesz je usłyszeć krzyknij 'myszoskunksiczka plamista!'.
Nie miał zamiaru odpuścić swoich dziecięcych gierek. Skoro już wyglądał na ośmiolatka, nikt nie mógł go winić za dostosowywanie swojego charakteru do chłopięcych rysów twarzy.
Poza tym, zmyślanie nazw gatunkowych magicznych stworzeń to przednia zabawa.
Chwycił jej dłoń i złożył miękki pocałunek na jej czole.
– Znajdę sobie lepsze miejsce, jeszcze będziesz mi zazdrościć. Ale jak na razie będę musiał zadowolić się tym zimnym odpowiednikiem prawdziwej plaży. – Zmarszczył nos czując na plecach podmuch wiatru i zanurzył twarz w bluzie aż po samą jego nasadę. – Jak wytrzymujecie tak koszmarną pogodę?
Widząc jak zamierza się do odpowiedzi gwałtownie pokręcił głową.
– Pytanie retoryczne. Mam super plotki, Debbie, jeśli chcesz je usłyszeć krzyknij 'myszoskunksiczka plamista!'.
Nie miał zamiaru odpuścić swoich dziecięcych gierek. Skoro już wyglądał na ośmiolatka, nikt nie mógł go winić za dostosowywanie swojego charakteru do chłopięcych rysów twarzy.
Poza tym, zmyślanie nazw gatunkowych magicznych stworzeń to przednia zabawa.
- Mistrz Gry
Re: Głazy (nad jeziorem)
Czw Lip 14, 2016 3:22 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Dante a Deborah z powodu zbyt długiego zwlekania z odpisami.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Kyohei Takano
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Sie 02, 2016 8:47 pm
Kyo prosto z klasy obrony przed czarną magii w której to przed chwilą spędził z jakąś dobrą godzinę nad tym cholernym wypracowaniem na temat patronusna. Tak naprawdę zaczął się zastanawiać nad tym co mu to tak naprawdę dało. I tak nigdy nie będzie umieć wyczarować nawet prostej tarczy. W końcu do tego potrzebne było jakieś dobre wspomnienie... takie które wypełnia człowieka. Cóż... czy on jeszcze takowe posiadał. Gdzieś tam na dnie jego umysłu jakieś dobre obrazy istniały, ale za miast budzić w nim jakieś dobre emocje to robiły coś zupełnie odmiennego. Sprawiały, że chłopaka czuł tak wielka nienawiść do siebie i do całego świata. I mogłabym wam tutaj rzucać tak banalnymi tekstami jak "on naprawdę chciał zaufać"... nie nie chciał, i nawet się nie starał. Najnormalniej w świecie nie widział w tym już żadnego sensu. Dlatego też pozwolił tej pustce pochłonąć go całego. Każdy mógłby mówić, że może zacząć żyć od nowa. Napisać zupełnie nowy scenariusz. No własnie i tutaj był podstawowy problem. Każdy tylko mówił, nie mając pojęcia nawet co. Z drugiej strony każdy już dawno postawił nad nim krzyżyk. Nikogo nie obchodziło po co taki był, dlaczego, oraz jaki w tym miał cel. Z drugiej strony jak mam być z wami w stu procentach szczera to Kyo miał na to już dawno wyjebane. Przestał oczekiwać od drugiej osoby jakiegoś przyjacielskiego gestu... dlaczego? i tak to odrzuci w mniej lub bardziej efektywny sposób.
Kiedy puchon w końcu dotarł do głazów nad jeziorem od razu zasiadł sobie wygodnie na jednym z największych. Jego brązowe tęczówki zostały utkwione gdzieś w dal. O czym myślał?, jakie uczucia w tej chwili wstrząsały jego duszą rozrywając ją po raz setny na malutkie kawałeczki? cóż nie można było tego stwierdzić. Chłopak przez ten cały czas opanował wręcz do perfekcji trudną sztukę maskowania swoich uczuć... chociaż w całej szkole istniała jedna osoba która była w stanie wyczytać z niego dosłownie jak z otwartej księgi. I być może właśnie to go tak irytowało. Chciał kiedyś kogoś kto poda mu dłoń, a kiedy tak się stało po prostu się tego wystraszył, albo może raczej nie potrafił rozróżnić już przyjacielskiego gestu od tego który miał go dobić. Kyo chwycił w dłoń parę drobnych kamyków po czym zaczął rzucać je w lekko pomarszczoną taflę wody.
Kiedy puchon w końcu dotarł do głazów nad jeziorem od razu zasiadł sobie wygodnie na jednym z największych. Jego brązowe tęczówki zostały utkwione gdzieś w dal. O czym myślał?, jakie uczucia w tej chwili wstrząsały jego duszą rozrywając ją po raz setny na malutkie kawałeczki? cóż nie można było tego stwierdzić. Chłopak przez ten cały czas opanował wręcz do perfekcji trudną sztukę maskowania swoich uczuć... chociaż w całej szkole istniała jedna osoba która była w stanie wyczytać z niego dosłownie jak z otwartej księgi. I być może właśnie to go tak irytowało. Chciał kiedyś kogoś kto poda mu dłoń, a kiedy tak się stało po prostu się tego wystraszył, albo może raczej nie potrafił rozróżnić już przyjacielskiego gestu od tego który miał go dobić. Kyo chwycił w dłoń parę drobnych kamyków po czym zaczął rzucać je w lekko pomarszczoną taflę wody.
- Tomas Duncan
Re: Głazy (nad jeziorem)
Wto Sie 02, 2016 9:07 pm
Tomas przechadzał się po błoniach, jednocześnie powtarzając w głowie ostatnią lekcję z zielarstwa. W rytm wymyślonej melodyjki powtarzał nazwy magicznych roślin oraz ich zastosowanie. Usta układał w zabawny dziubek, próbując jak najbardziej skupić się na swoim zajęciu. Nawet nie patrzył przed siebie, jedynie na czubki swoich ubrudzonych błotem butów. Byłby pewnie w ten sposób zawędrował na drugi koniec Zakazanego Lasu, kiedy to zorientował się, że niemal wszedł wprost w jezioro. Dopiero wtedy podniósł głowę i ujrzał, że kawałek dalej na jednym z kamieni siedział jakiś chłopak. Jakiś, ponieważ jak zwykle Tomas nie zabrał z pokoju okularów, więc siedząca w oddali postać była nieco rozmazana. Nie przejmując się faktem, że coraz bardziej brudzi buty błotem ruszył przed siebie, w stronę sterty kamieni. Ciemna czupryna i jej właściciel coraz jaśniej się przed nim rysowała, aż w końcu rozpoznał w chłopaku znajomego z roku.
Znajomego, bo chociaż byli z tego samego domu i na tym samym roku Tomas nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek zamienił z nim więcej słów niż było to konieczne. Ludzie mówili o nim różne rzeczy, ale blondyn nigdy szczególnie nie przysłuchiwał się plotkom.
-Ej, spokojnie, wydaje mi się, że jezioro w niczym ci nie zawiniło. - Uśmiechnął się widząc jak Kyohei rzuca kolejne kamienie a te znikają pod wodą. Nie potrafił stwierdzić, czy popełnia błąd odzywając się do chłopaka i czy ten w ogóle będzie miał ochotę odpowiedzieć, ale nieszczególnie się tym teraz przejmował. Jak zwykle najpierw działał, potem myślał.
Znajomego, bo chociaż byli z tego samego domu i na tym samym roku Tomas nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek zamienił z nim więcej słów niż było to konieczne. Ludzie mówili o nim różne rzeczy, ale blondyn nigdy szczególnie nie przysłuchiwał się plotkom.
-Ej, spokojnie, wydaje mi się, że jezioro w niczym ci nie zawiniło. - Uśmiechnął się widząc jak Kyohei rzuca kolejne kamienie a te znikają pod wodą. Nie potrafił stwierdzić, czy popełnia błąd odzywając się do chłopaka i czy ten w ogóle będzie miał ochotę odpowiedzieć, ale nieszczególnie się tym teraz przejmował. Jak zwykle najpierw działał, potem myślał.
- Kyohei Takano
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sro Sie 10, 2016 3:55 am
Puchon odwrócił w końcu wzrok w kierunku głosu który dotarł do jego uszu. Zmierzył przybysza swoimi brązowymi tęczówkami i zrobił stosunkowo dziwną minę która wyrażała coś pomiędzy stwierdzeniem "'weź spierdalaj" a "w sumie dobrze będzie z kimś pogadać". Niestety w Kyo zawsze były takie skrajności których nie dało się w żaden sposób ominąć. Dlatego też jego kolega z domu miał w tej chwili bardzo dużo szczęścia. Puchon był zmęczony po trudnych przeżyciach w klasie obrony przed czarną magią, i nie miał kompletnie wdawania się w jakieś głębsze konflikty. Z drugiej strony po tej lekcji coś w nim drgnęło (nie... i to nie to wy małe zboczeńce) Chodzi mi tutaj raczej o coś co znajdowało się w głębi jego duszy. Pierwszy raz Kyo zaczął się zastanawiać nad tym jak by to wszystko wyglądało gdyby może nagle przestał żyć tym co było. Spróbować na nowo zaufać drugiemu człowiekowi. Bo przecież nie wszyscy są tacy jak by nam się mogło wydawać. To, że kilka nauczycieli chciało go udupić to nie oznaczało, że wszyscy też chcieli. To, że jego przyjaciele się od niego odwrócili wcale nie oznaczało tego, że wszyscy inni ludzie na tym świecie byli tak samo źli. Chociaż z drugiej strony nie oszukujmy się, to całe udawania i ta gra była w nim już tak bardzo za zaszczepiona, że nie było pewne czy uda mu się wyrwać z tej swojej krainy do której sam wszedł. Chociaż gdyby on sam przestał od siebie oczekiwać, że coś ma szansę zmienić się z dnia na dzień, i gdyby uzbroił się w znacznie większą cierpliwość... może wtedy sprawa wyglądała zupełnie inaczej. A przeprowadźmy teraz taki mini test i zobaczmy jak otoczenie będzie wtedy na Kyo działać. Bo chłopak znał tak naprawdę tylko jeden sposób reakcji, i nigdy nie przyszło mu do głowy to, że może na tym świecie istnieć coś jeszcze.
-Jezioro może nie... ale lepiej jest się wyżyć w taki sposób niż na żywej osobie- Mruknął cicho odwracając wzrok od chłopaka szukając tym razem płaskiego kamienia który nadawał by się do rzucania kaczek. Pamiętał, że za dzieciaka uwielbiał to robić. A tym bardziej kiedy był jeszcze w szkole W tedy ze znajomymi często urywali się z zajęć aby iść nad jezioro i bawić się właśnie w ten sposób. W końcu brązowym oczom puchona ukazały się odpowiednio płaskie kamyki. Szybko schylił się po nie chwytając pewnie w dłonie. Nie czekając długo rzucił jeden i obserwował jak ten odbijał się od wody. Cóż... w całej zabawie z rzucaniem kaczek chodziło o to aby rzucić jak najdalej. Niestety zabawa nie była taka fajna kiedy robiło się to w pojedynkę, dlatego też Kyo odwrócił się do chłopaka i wyciągnął w jego kierunku jeden płaski kamień.
-Chesz?- Zapytał się spokojnie i kiwnął kamieniem w jego stronę.
-Jezioro może nie... ale lepiej jest się wyżyć w taki sposób niż na żywej osobie- Mruknął cicho odwracając wzrok od chłopaka szukając tym razem płaskiego kamienia który nadawał by się do rzucania kaczek. Pamiętał, że za dzieciaka uwielbiał to robić. A tym bardziej kiedy był jeszcze w szkole W tedy ze znajomymi często urywali się z zajęć aby iść nad jezioro i bawić się właśnie w ten sposób. W końcu brązowym oczom puchona ukazały się odpowiednio płaskie kamyki. Szybko schylił się po nie chwytając pewnie w dłonie. Nie czekając długo rzucił jeden i obserwował jak ten odbijał się od wody. Cóż... w całej zabawie z rzucaniem kaczek chodziło o to aby rzucić jak najdalej. Niestety zabawa nie była taka fajna kiedy robiło się to w pojedynkę, dlatego też Kyo odwrócił się do chłopaka i wyciągnął w jego kierunku jeden płaski kamień.
-Chesz?- Zapytał się spokojnie i kiwnął kamieniem w jego stronę.
- Tomas Duncan
Re: Głazy (nad jeziorem)
Czw Sie 11, 2016 5:38 pm
Szybko zauważył, że chłopak wyglądał i brzmiał na przybitego, Tomas jednak nieszczególnie miał ochotę wdawać się w dyskusję na ten temat. Doskonale wiedział, że jeśli ktoś chciałby o czymś porozmawiać, to sam o tym powie. Nie będzie na siłę bawił się w pocieszyciela i wymuszał na nim czegokolwiek. Lubił słuchać innych i im pomagać, ale nie cierpiał narzucania się. Dlatego postanowił po prostu potowarzyszyć chłopakowi i chwilę z nim pogawędzić. Przynajmniej dopóki ten będzie miał ochotę.
-Faktycznie, może lepiej, że nie nawinął ci się żaden biedny uczeń. - Uśmiechnął się ledwie widocznie, jakby nie chciał burzyć dziwnej atmosfery, która szybko wytworzyła się wokół nich. Miał ochotę wyciągnąć papierosy i zapalić, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego zajął się obserwacją poczynań drugiego puchona.
Kiedy tak stał blisko jeziora, zorientował się, że na zewnątrz było chłodniej niż wydawało mu się w trakcie powtarzania lekcji. Prawdopodobnie było tak, ponieważ wcześniej zajęty był chodzeniem, a ruch zawsze jakoś bardziej ogrzewa. No właśnie, miał się przecież uczyć! Westchnął cicho. Chyba może na chwilę oderwać się od nauki, prawda?
-Wow, jesteś dobry w rzucaniu kaczek. - Spojrzał na chłopaka z uznaniem, powstrzymał się jednak od głupawego przyklaśnięcia w dłonie. W przypadku tej konkretnej osoby żartowanie w ten sposób chyba nie było dobrym sposobem na zyskanie sympatii. -Ja zawsze byłem w tym beznadziejny.
Jakby w formie potwierdzenia wziął kamień z ręki Kyo i nachylił się żeby zaprezentować mu swoje znikome umiejętności. Kamyk uderzył smętnie w taflę zaledwie dwa razy, a następnie zniknął pod wodą. Wziął kolejną sztukę i spróbował ponownie, niestety poszło mu znów tak marnie jak poprzednio. Blondyn wyprostował się i wzruszył ramionami.
-No cóż, nie można być dobrym we wszystkim, prawda? - Wsunął dłonie w kieszenie płaszcza i zapatrzył się na jezioro. Był w stanie zrozumieć, czemu chłopak przyszedł akurat tutaj. Niektóre miejsca na błoniach były szczególnie uspokajające.
-Faktycznie, może lepiej, że nie nawinął ci się żaden biedny uczeń. - Uśmiechnął się ledwie widocznie, jakby nie chciał burzyć dziwnej atmosfery, która szybko wytworzyła się wokół nich. Miał ochotę wyciągnąć papierosy i zapalić, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego zajął się obserwacją poczynań drugiego puchona.
Kiedy tak stał blisko jeziora, zorientował się, że na zewnątrz było chłodniej niż wydawało mu się w trakcie powtarzania lekcji. Prawdopodobnie było tak, ponieważ wcześniej zajęty był chodzeniem, a ruch zawsze jakoś bardziej ogrzewa. No właśnie, miał się przecież uczyć! Westchnął cicho. Chyba może na chwilę oderwać się od nauki, prawda?
-Wow, jesteś dobry w rzucaniu kaczek. - Spojrzał na chłopaka z uznaniem, powstrzymał się jednak od głupawego przyklaśnięcia w dłonie. W przypadku tej konkretnej osoby żartowanie w ten sposób chyba nie było dobrym sposobem na zyskanie sympatii. -Ja zawsze byłem w tym beznadziejny.
Jakby w formie potwierdzenia wziął kamień z ręki Kyo i nachylił się żeby zaprezentować mu swoje znikome umiejętności. Kamyk uderzył smętnie w taflę zaledwie dwa razy, a następnie zniknął pod wodą. Wziął kolejną sztukę i spróbował ponownie, niestety poszło mu znów tak marnie jak poprzednio. Blondyn wyprostował się i wzruszył ramionami.
-No cóż, nie można być dobrym we wszystkim, prawda? - Wsunął dłonie w kieszenie płaszcza i zapatrzył się na jezioro. Był w stanie zrozumieć, czemu chłopak przyszedł akurat tutaj. Niektóre miejsca na błoniach były szczególnie uspokajające.
- Kyohei Takano
Re: Głazy (nad jeziorem)
Pią Sie 12, 2016 3:40 am
Kyo mimo wszystko uśmiechnął się delikatnie był to, jednak uśmiech tak znikomy, że gdyby ktoś chciał się przyczepić mógłby powiedzieć, że wcale go nie było. Chłopak już dawno się nie śmiał, że często zadawał sobie pytanie, czy nadal to potrafił, czy gdzieś przez przypadek nie zatracił ten cennej umiejętności. I tyle razy ile przyglądał się sobie w lustrze, analizował wszystkie zagubione niegdyś części dochodził do wniosku, że zapomniał czym był śmiech. Wiele osób nie raz mu mówiło, że z uśmiechem było mu do twarzy, że rozjaśniał go w jakiś dziwny sposób. Kilka lat temu być może był w stanie w to wszystko uwierzyć, dzisiaj nie był tego już pewien. A przecież tak bardzo chciałby stanąć gdzieś na środku dziedzińca i krzyknąć, że jest tak naprawdę nadal tym samym chłopakiem co kiedyś, że nic się nie zmienił. A tym bardziej tej jednej jedynej kobiecie, chciał wręcz wykrzyczeć, że nadal jest tym samym którego niegdyś pokochała, i który zaczął się przyznawać przed światem, że czuje się lekko zagubiony. Niestety w tej chwili było już troszeczkę za późno na takie wyjaśnienia i on to wiedział. Nie, już nie próbował sobie wmówić, że nie był czegoś nie wart, to on zaprzepaścił swoją szansę, nie los, nie życie sprawiło, że znalazł się gdzie jest w chwili obecnej, to on sam doprowadził do tej autodestrukcji którą przeprowadzał w swoim ciele, z psychiczną wręcz rozkoszą, która wydawała się być częścią kogoś innego, kogoś kogo chłopak kompletnie nie znał.
-Jak ty?- Mruknął cicho w kierunku chłopaka i posłał mu ponownie delikatny uśmiech. Kyo nie był ostatnio w nastroju na rozmowy, ale również nie chciało mu się też z nikim spierać. W końcu ile tak naprawdę można walczyć z wyimaginowanymi przeciwnikami, którzy tak naprawdę nigdy nie istnieli. Wymyślił sobie ich aby móc przed samym sobą udawać, że miał jakiś cel w życiu. A może po prostu w dzieciństwie za dużo naczytał się opowiadań o super bohaterach którzy musieli pokonać wszystkich złoczyńców aby w ich życiu mógł zapanować spokój, i aby mogli wreszcie sięgnąć swoich marzeń.
Puchon obserwował jak jego kolega z domu nieudolnie próbował rzucić parę kamieni na gładką taflę jeziora, jednak wszystkie próby okazały się być kompletnie bezużyteczne. Dlatego też chłopak chwycił kolejną garść kamieni i podał parę chłopakowi.
-Patrz, to naprawdę proste- Mruknął spokojnie i podrzucił jeden kamień w dłoni.
-Wszystko opiera się na odpowiednim kącie rzucenia i trochę na podstawie- Po czym schylił się troszeczkę i pokazał chłopakowi, że kamień powinien był trzymać jak najbardziej na płask, po czym ponownie zamachnął się i rzucił kamień tak aby jego położenie w trakcie lotu nie zmieniło się od ułożenia w jego dłoni.
-Jeżeli będziesz rzucać pod kątem będzie skręcać i zatonie, jeżeli rzucisz prosto na przeciwko siebie kamień może pokonać naprawdę duży dystans... wszystko chodzi o tarcie tak naprawdę- Wyjaśnił spokojnie po czym wrócił do swojej stare pozycji wkładając ręce do kieszeni i obserwował to czy chłopak podejmie kolejną próbę.
-Ojciec ci nigdy nie pokazał jak to należy robić?- Zapytał się zaciekawiony. Jego nauczyli rzucania kaczek przyjaciele, na skutek czego było to jego ulubione zajęcie.
-Jak ty?- Mruknął cicho w kierunku chłopaka i posłał mu ponownie delikatny uśmiech. Kyo nie był ostatnio w nastroju na rozmowy, ale również nie chciało mu się też z nikim spierać. W końcu ile tak naprawdę można walczyć z wyimaginowanymi przeciwnikami, którzy tak naprawdę nigdy nie istnieli. Wymyślił sobie ich aby móc przed samym sobą udawać, że miał jakiś cel w życiu. A może po prostu w dzieciństwie za dużo naczytał się opowiadań o super bohaterach którzy musieli pokonać wszystkich złoczyńców aby w ich życiu mógł zapanować spokój, i aby mogli wreszcie sięgnąć swoich marzeń.
Puchon obserwował jak jego kolega z domu nieudolnie próbował rzucić parę kamieni na gładką taflę jeziora, jednak wszystkie próby okazały się być kompletnie bezużyteczne. Dlatego też chłopak chwycił kolejną garść kamieni i podał parę chłopakowi.
-Patrz, to naprawdę proste- Mruknął spokojnie i podrzucił jeden kamień w dłoni.
-Wszystko opiera się na odpowiednim kącie rzucenia i trochę na podstawie- Po czym schylił się troszeczkę i pokazał chłopakowi, że kamień powinien był trzymać jak najbardziej na płask, po czym ponownie zamachnął się i rzucił kamień tak aby jego położenie w trakcie lotu nie zmieniło się od ułożenia w jego dłoni.
-Jeżeli będziesz rzucać pod kątem będzie skręcać i zatonie, jeżeli rzucisz prosto na przeciwko siebie kamień może pokonać naprawdę duży dystans... wszystko chodzi o tarcie tak naprawdę- Wyjaśnił spokojnie po czym wrócił do swojej stare pozycji wkładając ręce do kieszeni i obserwował to czy chłopak podejmie kolejną próbę.
-Ojciec ci nigdy nie pokazał jak to należy robić?- Zapytał się zaciekawiony. Jego nauczyli rzucania kaczek przyjaciele, na skutek czego było to jego ulubione zajęcie.
- Tomas Duncan
Re: Głazy (nad jeziorem)
Pią Sie 12, 2016 10:50 am
Woda kołysała się lekko a niebo zaciągnięte było chmurami. Uniósł głowę i wpatrzył się własnie w te szarawe chmury. Zastanawiał się, czemu ludzie mieli takie dziwne podejście do chłopaka. Jak dotąd wydawał się być całkiem normalnym, może lekko nieśmiałym, czy może lepiej powiedzieć lubiącym samotność uczniem. Ale Tomas doskonale wiedział, że pozory nieraz mylą. Może faktycznie było w nim coś takiego, co odpychało ludzi, a może po prostu w jego przeszłości wydarzyło się coś co automatycznie nadawało mu etykietkę "lepiej unikać"? Gdybać mógł w nieskończoność, ale zapewne do niczego by go to nie zaprowadziło.
-Czyli powinienem się cieszyć, że nie skończyłem jako twój worek treningowy? - Uśmiechnął się już nieco odważniej, widząc, że drugi puchon starał się być miły. A przynajmniej wydawało mu się, że się starał. Cała ta rozmowa była dość dziwna, chociaż nie opierała się właściwie na niczym szczególnym. Po prostu byli razem w konkretnym miejscu i wymieniali się nieistotnymi informacjami. Mimo to, blondyn czuł, że w chłopaku było coś podobnego do niego. Liczył na to, że będą w stanie się dogadać.
W spokoju obserwował, jak Kyo prezentował mu odpowiednią metodę rzucania kaczek. Obrócił płaski kamień w dłoni i przyjrzał mu się. Był jasny, idealnie wyszlifowany przez wodę i piasek, przez co również delikatny w dotyku. Cała ta teoria kojarzyła mu się z mugolską fizyką. Pokiwał jednak głową, dając znak, że rozumie i ponownie nachylił się żeby spróbować swoich sił w puszczaniu kaczek. Pierwsza próba wypadła równie marnie co poprzednie, ale za drugim razem poszło mu już nieco lepiej, uśmiechnął się więc zadowolony ze swoich postępów.
Czy ojciec nigdy go nie nauczył? Właściwie, to Tomas nie pamiętał. Kiedy przywoływał swoje dzieciństwo w pamięci, ojciec zwykle jawił mu się siedząc w fotelu w salonie, albo w kościelnej ławce. Odkąd opuścił dom i rozpoczął naukę w Hogwarcie, przestał wspominać swoje dziecięce lata. Jakby odciął się całkowicie od przeszłości. Przez to na dobrą sprawę dopiero teraz zorientował się, że nie spędzał z nim za dużo czasu.
-Tata był trochę zapracowany... - Machnął ręką i rzucił kolejną kaczkę, szło mu coraz lepiej. -Poza tym, nikt w mojej rodzinie nie był raczej zwolennikiem łażenia po parkach i uczenia się takich rzeczy jak rzucanie kamieni po wodzie. - Uśmiechnął się puszczając ostatnią kaczkę i wyprostował. Otrzepał ręce z ledwie widocznego pyłku i wsunął je do kieszeni.
-Czyli powinienem się cieszyć, że nie skończyłem jako twój worek treningowy? - Uśmiechnął się już nieco odważniej, widząc, że drugi puchon starał się być miły. A przynajmniej wydawało mu się, że się starał. Cała ta rozmowa była dość dziwna, chociaż nie opierała się właściwie na niczym szczególnym. Po prostu byli razem w konkretnym miejscu i wymieniali się nieistotnymi informacjami. Mimo to, blondyn czuł, że w chłopaku było coś podobnego do niego. Liczył na to, że będą w stanie się dogadać.
W spokoju obserwował, jak Kyo prezentował mu odpowiednią metodę rzucania kaczek. Obrócił płaski kamień w dłoni i przyjrzał mu się. Był jasny, idealnie wyszlifowany przez wodę i piasek, przez co również delikatny w dotyku. Cała ta teoria kojarzyła mu się z mugolską fizyką. Pokiwał jednak głową, dając znak, że rozumie i ponownie nachylił się żeby spróbować swoich sił w puszczaniu kaczek. Pierwsza próba wypadła równie marnie co poprzednie, ale za drugim razem poszło mu już nieco lepiej, uśmiechnął się więc zadowolony ze swoich postępów.
Czy ojciec nigdy go nie nauczył? Właściwie, to Tomas nie pamiętał. Kiedy przywoływał swoje dzieciństwo w pamięci, ojciec zwykle jawił mu się siedząc w fotelu w salonie, albo w kościelnej ławce. Odkąd opuścił dom i rozpoczął naukę w Hogwarcie, przestał wspominać swoje dziecięce lata. Jakby odciął się całkowicie od przeszłości. Przez to na dobrą sprawę dopiero teraz zorientował się, że nie spędzał z nim za dużo czasu.
-Tata był trochę zapracowany... - Machnął ręką i rzucił kolejną kaczkę, szło mu coraz lepiej. -Poza tym, nikt w mojej rodzinie nie był raczej zwolennikiem łażenia po parkach i uczenia się takich rzeczy jak rzucanie kamieni po wodzie. - Uśmiechnął się puszczając ostatnią kaczkę i wyprostował. Otrzepał ręce z ledwie widocznego pyłku i wsunął je do kieszeni.
- Kyohei Takano
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sob Sie 13, 2016 3:09 am
Ah te ukochane etykietki Kyo które już dawno ozdobiły każdy skrawek jego ciała. Niektóre przypięli mu inni, a za niektóre był odpowiedzialny on sam. Co było w puchonie. Cóż bardzo ciężko było stwierdzić bowiem on sam nie wiedział. Nie potrafił wymienić w sobie ani jednej pozytywnej cechy... nawet negatywnej, chociaż inni najpewniej zrobiliby to bez trudu. Było to dla niego naprawdę frustrujące kiedy obcy ludzie znali go tak naprawdę znacznie lepiej niż on sam. Pozory mylą... chłopak jeżeli czegoś się nauczył na swoich doświadczeniach to na pewno tego, że ludzie cały czas starają się zachowywać pozory. Jedni lepsze inni gorsze, ale jednak. Dlatego też czy kiedy kolwiek będziemy w stanie powiedzieć, że znamy kogoś dobrze. Może nam się tak wydawać, ale w końcu przyjdzie pewna chwila kiedy to nasze informacje zostaną poddane swoistej weryfikacji, i ich wynik może nas naprawdę zadziwić. Kyo między innymi znalazł się w takiej sytuacji. Ludzie których wydawało mu się, że znał, ktoś kto powinien był stać z nim murem, skazał go na to miejsce w którym w tej chwili się znajdował. Zadał ostateczny cios który sprawił, że bardzo ciężko było mu wstać z ziemi i spróbować zacząć wszystko od nowa. Niestety ten czas, te miejsca, oraz swego rodzaju więź nigdy nie zniknie, i to było coś co blokowało chłopaka przed rozpoczęciem nowego życia. Gdyby tylko miał w sobie na tyle odwagi aby przeciąć tę nić która łączyła go z tym co było kiedyś... nie, on miał taką możliwość ale tego nie zrobił, bo był zbyt wierny. Nie chciał się odwrócić od tych którzy się od niego odwrócili, była to naprawdę chora analogia.
-Wiesz... różnie to bywa- Kyo był człowiekiem za którym naprawdę trudno było nadążyć, raz był potulny jak baranek, innym razem mógł pokąsać każdego kto do niego będzie chciał się zbliżyć, i to wszystko działo się z bliżej nie wiadomych przyczyn. I chociaż każdy zastanawiał się nad tym co ten chłopak jeszcze robi w tej szkole, dlaczego nauczyciele go z niej nie wywali... cóż może czekali, aż chłopak sam zrezygnuje, ale puchon wiedział dlaczego w niej był. Było to jedyne miejsce w którym nie musiał dorastać tak szybko, mógł przez chwilę poczuć się jak za szczenięcych lat, kiedy wszystko wydawało się być tak proste, kiedy każde jego marzenie wydawało się być wręcz na wyciągnięcie ręki.
-Nieźle...- Mruknął spokojnie i klepnął chłopaka lekko po ramieniu. Kiedy ten powiedział mu o ojcu chłopak wysłuchał go uważnie. Kiwnął tylko lekko głową i uśmiechnął się drwiąco pod nosem.
-No tak... zapracowany tatuś który uważa, że dał synowi wszystko- Ojciec Kyo był wielkim skurwysynem o którym nawet nie warto było wspominać. Urodził się nikim, żył jak nikt, i zejdzie z tego świata jak nikt, taka była jego przyszłość i Azjata wcale nie musiał być jasnowidzem aby to wiedzieć. Nie chodziło mu już nawet o to, że zniszczył życie jego matce i kompletnie się tym nie przejął, ale miał pretensje do niego o to, że zniszczył jemu samemu życie. Nie umiał zapomnieć mu tych lat lęku kiedy to wracał za każdym razem do domu.
-Niech zgadnę... uważali to za kompletną stratę czasu. Uważali, że powinieneś był zdobyć bardziej przydatne umiejętności w życiu- Rodziny które jedyne czego pragnęły to kolejnego członka rodziny którym mogłyby się pochwalić przed znajomymi którzy przychodzili na podwieczorki. Były dla niego czymś strasznym, więc może dlatego poniekąd się cieszył, że on nigdy nie miał rodziny i tak naprawdę nie miał na nią szans.
Puchon wyrzucił wszystkie kamienie które dzierżył w dłoni do wodzie, po czym ponownie zasiadł sobie wygodnie na wielkim kamieniu który stał przy brzegu. Z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów która była już na wykończeniu i przy pomocy zapałek odpalił tą truciznę która z każdym wciągnięciem dymu do płuc rozchodziła się po całym jego ciele.
-Wiesz... różnie to bywa- Kyo był człowiekiem za którym naprawdę trudno było nadążyć, raz był potulny jak baranek, innym razem mógł pokąsać każdego kto do niego będzie chciał się zbliżyć, i to wszystko działo się z bliżej nie wiadomych przyczyn. I chociaż każdy zastanawiał się nad tym co ten chłopak jeszcze robi w tej szkole, dlaczego nauczyciele go z niej nie wywali... cóż może czekali, aż chłopak sam zrezygnuje, ale puchon wiedział dlaczego w niej był. Było to jedyne miejsce w którym nie musiał dorastać tak szybko, mógł przez chwilę poczuć się jak za szczenięcych lat, kiedy wszystko wydawało się być tak proste, kiedy każde jego marzenie wydawało się być wręcz na wyciągnięcie ręki.
-Nieźle...- Mruknął spokojnie i klepnął chłopaka lekko po ramieniu. Kiedy ten powiedział mu o ojcu chłopak wysłuchał go uważnie. Kiwnął tylko lekko głową i uśmiechnął się drwiąco pod nosem.
-No tak... zapracowany tatuś który uważa, że dał synowi wszystko- Ojciec Kyo był wielkim skurwysynem o którym nawet nie warto było wspominać. Urodził się nikim, żył jak nikt, i zejdzie z tego świata jak nikt, taka była jego przyszłość i Azjata wcale nie musiał być jasnowidzem aby to wiedzieć. Nie chodziło mu już nawet o to, że zniszczył życie jego matce i kompletnie się tym nie przejął, ale miał pretensje do niego o to, że zniszczył jemu samemu życie. Nie umiał zapomnieć mu tych lat lęku kiedy to wracał za każdym razem do domu.
-Niech zgadnę... uważali to za kompletną stratę czasu. Uważali, że powinieneś był zdobyć bardziej przydatne umiejętności w życiu- Rodziny które jedyne czego pragnęły to kolejnego członka rodziny którym mogłyby się pochwalić przed znajomymi którzy przychodzili na podwieczorki. Były dla niego czymś strasznym, więc może dlatego poniekąd się cieszył, że on nigdy nie miał rodziny i tak naprawdę nie miał na nią szans.
Puchon wyrzucił wszystkie kamienie które dzierżył w dłoni do wodzie, po czym ponownie zasiadł sobie wygodnie na wielkim kamieniu który stał przy brzegu. Z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów która była już na wykończeniu i przy pomocy zapałek odpalił tą truciznę która z każdym wciągnięciem dymu do płuc rozchodziła się po całym jego ciele.
- Tomas Duncan
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sob Sie 13, 2016 2:17 pm
Nagłe wspomnienie rodziców na chwilę zagnieździło się w jego głowie. Nie lubił wracać myślami do czasów dzieciństwa, nie to, żeby było złe, był raczej szczęśliwym dzieckiem. Chodziło o coś zupełnie innego. Przypominało mu to ten etap w jego życiu, kiedy potrafił sprawić, że rodzice byli z niego dumni. Kiedy nie wiedział jeszcze o swoich magicznych zdolnościach i przeznaczeniu które go czeka. Teraz czuł ogarniającą go pustkę, kiedy próbował pomyśleć o swojej rodzinie jak o faktycznie rodzinie. A nie jedynie grupce osób które zmuszone były dawać mu dach nad głową w każde wakacje i dni wolne w które musiał opuszczać mury szkoły. Hogwart był jego ostoją. Dlatego nie potrafił być obojętny wobec osób które chodziły tutaj razem z nim. Teraz ci wszyscy uczniowie i nauczyciele, każda osoba związania z tym miejscem była jak członek jego nowej, lepszej rodziny.
-Nie jestem pewien, czy tak właśnie uważał. - Spuścił głowę i kopnął leżący obok stosik kamieni. Czubek jego i tak już porządnie zabrudzonego buta pokryła cienka warstwa mokrego piasku. Nie chciał myśleć w ten sposób o swoim ojcu, mimo oczywistego poddania się i pogodzenia z tym, że jest niechciany we własnym domu, wciąż chciał mieć dobre zdanie o nich wszystkich. Bał się przyznać przed samym sobą, że tęsknił do normalnej kochającej rodziny. Wszystko byłoby lepsze, gdyby nie był jedynym czarodziejem wśród swoich krewnych. Gdyby był chociaż jeszcze jeden ktoś, na pewno zaakceptowaliby fakt istnienia magii szybciej.
-Owszem, przykładali dużo uwagi do istotnych i potrzebnych w życiu umiejętności. - Spojrzał na chłopaka i westchnął odpędzając nieprzyjemne myśli. Idąc w jego ślady wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki mocno sfatygowaną paczkę papierosów i odpalił jednego zapałką. Zaciągnął się nim z widoczną ulgą. A miał rzucić palenie.
-Po prostu byli typowymi, przykładnymi obywatelami. Mieli wyraźny plan na wszystko. Niektórzy już tacy są i nic tego nie zmieni. - Przytrzymał papierosa w ustach kiedy chował z powrotem paczkę. Właściwie nieco zaskoczyło go, z jaką lekkością był w stanie mówić o nich jak o obcych ludziach.-Czyżby twoi rodzice byli podobni?
Spytał strzepując popiół na ziemię, nie zastanawiając się nad tym, czy zadanie tego pytania było na miejscu. Czasami za szybko coś mówił lub działał.
-Nie jestem pewien, czy tak właśnie uważał. - Spuścił głowę i kopnął leżący obok stosik kamieni. Czubek jego i tak już porządnie zabrudzonego buta pokryła cienka warstwa mokrego piasku. Nie chciał myśleć w ten sposób o swoim ojcu, mimo oczywistego poddania się i pogodzenia z tym, że jest niechciany we własnym domu, wciąż chciał mieć dobre zdanie o nich wszystkich. Bał się przyznać przed samym sobą, że tęsknił do normalnej kochającej rodziny. Wszystko byłoby lepsze, gdyby nie był jedynym czarodziejem wśród swoich krewnych. Gdyby był chociaż jeszcze jeden ktoś, na pewno zaakceptowaliby fakt istnienia magii szybciej.
-Owszem, przykładali dużo uwagi do istotnych i potrzebnych w życiu umiejętności. - Spojrzał na chłopaka i westchnął odpędzając nieprzyjemne myśli. Idąc w jego ślady wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki mocno sfatygowaną paczkę papierosów i odpalił jednego zapałką. Zaciągnął się nim z widoczną ulgą. A miał rzucić palenie.
-Po prostu byli typowymi, przykładnymi obywatelami. Mieli wyraźny plan na wszystko. Niektórzy już tacy są i nic tego nie zmieni. - Przytrzymał papierosa w ustach kiedy chował z powrotem paczkę. Właściwie nieco zaskoczyło go, z jaką lekkością był w stanie mówić o nich jak o obcych ludziach.-Czyżby twoi rodzice byli podobni?
Spytał strzepując popiół na ziemię, nie zastanawiając się nad tym, czy zadanie tego pytania było na miejscu. Czasami za szybko coś mówił lub działał.
- Kyohei Takano
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sob Sie 13, 2016 3:32 pm
"Czy twoi rodzice byli podobni?" to pytanie zahuczało w głowie chłopaka. Jeżeli miał być tak naprawdę szczery z całym światem to ciężko w tej chwili było mu odtworzenie sobie w głowie sylwetki jego własnych rodziców. Z matką nie miał nigdy dobrego kontaktu, można powiedzieć, że była tylko osobą która go urodziła, i którą z jakiegoś głupiego obowiązku dziecka chciał chronić za wszelką cenę, ale wówczas był za słaby aby tego dokonać. Ojciec... ojciec chyba najbardziej mu się wrył w pamięć. Zapijaczony mugol który miał już tak wyżarty umysł, że nie potrafił myśleć samodzielnie.
-Nie... nie wydaje mi się- Każda rodzina z perspektywy Kyo była lepsza niż jego. Każdy uczeń w tej szkole miał lepsze życie niż on. Inni nawet jeżeli ich rodziny umarły trafili do ludzi którzy wpoili im jakieś sposoby na życie, puchon wszystkiego musiał tak naprawdę nauczyć się sam. Nikt mu nigdy nie pokazał jak należy żyć na tym świecie aby móc powiedzieć, że niczego się nie żałuje.
-Z resztą... moja historia jest trochę bardziej zawiła...- Chłopak nie był wylewny, nikomu tak naprawdę nigdy nie opowiadał tego co mu się przytrafiło, bo tak naprawdę nie widział w tym najmniejszego sensu. Dla niego było to tak naprawdę równoznaczne z żaleniem się komuś a tego chłopak najbardziej nie nienawidził. Z drugiej strony nie ma co mu się dziwić. Był nauczony tego, że ze wszystkim musiał dać sobie radę sam, i pomoc drugiej osoby wydawała się być mu tak bardzo abstrakcyjna.
-Nie lubię takich ludzi...- Właśnie ci którzy mieli już dawno zbudowaną wizję tego świata od samego początku do końca sprawili, że chłopak znajdował się w takim bagnie a nie innym. Gdyby tacy ludzie chcieliby chociaż spróbować zaakceptować istnienie takich typów ludzi jak Kyo, być może wszystko ułożyło by się znacznie lepiej.
Rozmowa pomiędzy Kyo a tym drugim chłopakiem odbywała się na tak bardzo neutralnym gruncie, że bardziej neutralnym tematem do rozmowy byłaby już chyba tak naprawdę tylko pogoda która panowała aktualnie na dworze. Puchonowi mimo wszystko to bardzo odpowiadało. Rozmawiali, bez agresji bez żadnych zobowiązań. Być może właśnie tego Kyo brakowało zwykłej rozmowy na neutralnym gruncie... po prostu najwyraźniej miał ludzką potrzebę poobcowania z drugim człowiekiem... dziwne... a jednak.
-Nie... nie wydaje mi się- Każda rodzina z perspektywy Kyo była lepsza niż jego. Każdy uczeń w tej szkole miał lepsze życie niż on. Inni nawet jeżeli ich rodziny umarły trafili do ludzi którzy wpoili im jakieś sposoby na życie, puchon wszystkiego musiał tak naprawdę nauczyć się sam. Nikt mu nigdy nie pokazał jak należy żyć na tym świecie aby móc powiedzieć, że niczego się nie żałuje.
-Z resztą... moja historia jest trochę bardziej zawiła...- Chłopak nie był wylewny, nikomu tak naprawdę nigdy nie opowiadał tego co mu się przytrafiło, bo tak naprawdę nie widział w tym najmniejszego sensu. Dla niego było to tak naprawdę równoznaczne z żaleniem się komuś a tego chłopak najbardziej nie nienawidził. Z drugiej strony nie ma co mu się dziwić. Był nauczony tego, że ze wszystkim musiał dać sobie radę sam, i pomoc drugiej osoby wydawała się być mu tak bardzo abstrakcyjna.
-Nie lubię takich ludzi...- Właśnie ci którzy mieli już dawno zbudowaną wizję tego świata od samego początku do końca sprawili, że chłopak znajdował się w takim bagnie a nie innym. Gdyby tacy ludzie chcieliby chociaż spróbować zaakceptować istnienie takich typów ludzi jak Kyo, być może wszystko ułożyło by się znacznie lepiej.
Rozmowa pomiędzy Kyo a tym drugim chłopakiem odbywała się na tak bardzo neutralnym gruncie, że bardziej neutralnym tematem do rozmowy byłaby już chyba tak naprawdę tylko pogoda która panowała aktualnie na dworze. Puchonowi mimo wszystko to bardzo odpowiadało. Rozmawiali, bez agresji bez żadnych zobowiązań. Być może właśnie tego Kyo brakowało zwykłej rozmowy na neutralnym gruncie... po prostu najwyraźniej miał ludzką potrzebę poobcowania z drugim człowiekiem... dziwne... a jednak.
- Tomas Duncan
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sob Sie 13, 2016 4:23 pm
Wyczuł dziwną nutę zawahania w głosie puchona gdy odpowiedział na jego pytanie. Zorientował się wówczas, że naruszył chyba pewną delikatną sferę w życiu drugiego chłopaka. Sam nie lubił wszystkim rozpowiadać o swoich problemach i o tym jak mogło wyglądać życie w rodzinie mugoli - zwłaszcza tak mocno zakorzenionych w religii jak jego rodzice. Mimo to musiał przyznać sam przed sobą, że nagle poczuł swego rodzaju zainteresowanie, chęć poznania Kyo nieco bliżej. Jak dotąd nie wiedział o nim nic, nigdy tak na dobrą sprawę nie rozmawiał z nim więcej niż było to konieczne na zajęciach czy w pokoju wspólnym Hufflepuffu. I szczerze powiedziawszy, trochę żałował, że tak późno natrafiła się im okazja do normalnej rozmowy. Wypalił papierosa do końca i próbując nie karać się zbytnio za zanieczyszczanie środowiska wrzucił peta do jeziora.
-Rozumiem... Zaskakujące, jakie życie potrafi być porąbane, co nie? - Czuł się dobrze będąc tutaj. Zanim w ogóle tutaj przyszedł, nie zorientował się, że potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem. Niczego szczególnego, po prostu niezobowiązującej rozmowy. Mógł przysiąc, że drugi puchon czuł podobnie.
Chciał spytać go o coś więcej, wchłonąć wszystkie informacje które mu przekaże, być może ulżyć mu kiedy podzieli się z kimś swoją historią. Ale nie czułby się dobrze naciskając. To tak nie działało.
Jego cholerna puchońskość i chęć pomocy każdemu kiedyś doprowadzi go do szaleństwa.
-Ja nauczyłem się ich tolerować. W końcu sam nieomal zostałbym wychowany na takiego człowieka. - Delikatny uśmiech wpełzł na jego usta. Nie potrafił nie lubić ludzi, mógł nie tolerować ich postawy i zachowania, ale nie umiał ich tak po prostu nie lubić. Czasami przerażało go, że był taki dobry wobec wszystkich. W końcu żyli w czasach wojny, Śmierciożercy na rozkazach Sam-Wiesz-Kogo mogli pojawić się wszędzie. Każdy mógł kiedyś okazać się zdrajcą. Ale Tomas już taki był i nic nie potrafił na to poradzić.
-Rozumiem... Zaskakujące, jakie życie potrafi być porąbane, co nie? - Czuł się dobrze będąc tutaj. Zanim w ogóle tutaj przyszedł, nie zorientował się, że potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem. Niczego szczególnego, po prostu niezobowiązującej rozmowy. Mógł przysiąc, że drugi puchon czuł podobnie.
Chciał spytać go o coś więcej, wchłonąć wszystkie informacje które mu przekaże, być może ulżyć mu kiedy podzieli się z kimś swoją historią. Ale nie czułby się dobrze naciskając. To tak nie działało.
Jego cholerna puchońskość i chęć pomocy każdemu kiedyś doprowadzi go do szaleństwa.
-Ja nauczyłem się ich tolerować. W końcu sam nieomal zostałbym wychowany na takiego człowieka. - Delikatny uśmiech wpełzł na jego usta. Nie potrafił nie lubić ludzi, mógł nie tolerować ich postawy i zachowania, ale nie umiał ich tak po prostu nie lubić. Czasami przerażało go, że był taki dobry wobec wszystkich. W końcu żyli w czasach wojny, Śmierciożercy na rozkazach Sam-Wiesz-Kogo mogli pojawić się wszędzie. Każdy mógł kiedyś okazać się zdrajcą. Ale Tomas już taki był i nic nie potrafił na to poradzić.
- Kyohei Takano
Re: Głazy (nad jeziorem)
Sob Sie 13, 2016 9:48 pm
Kyo tak naprawdę bardzo rzadko odpowiadał wprost na pytania. Zawsze starał się udzielać jak najmniej informacji o samym sobie. Cóż była w tym jakaś metoda. Nikt nie był w stanie go poznać, nikt nie mógł go zranić jeszcze bardziej, i nikt nie mógł wykorzystać jego słabości przeciwko niemu. Pozostawało w tej chwili tak naprawdę pytanie czy jeszcze tako posiadał. Śmierć matki, dziewczyny... były strasznymi przeżyciami, które często nawiedzały go po nocy, ale czy były głównym powodem jego zagubienia w świecie. Nie wydawało mu się. Na to wszystko musiało złożyć się znacznie więcej szczegółów, tylko on w tej chwili nie był w stanie stwierdzić co to było. Co tak naprawdę go dotknęło, że na chwilę obecną wolał byś samotny niż czuć czułość jakichś obcych rąk.
-Porąbane?- Powtórzył za nim wyraźnie zdziwiony wypuszczając z ust trochę szarawego dymu. Puchon już dawno się przekonał o tym, że życie nie było porąbane, ono najnormalniej w świecie było pojebane... chociaż i to słowo wydawało się być nadal zbyt delikatne.
-Nie wiele jeszcze przeżyłeś skoro tak uważasz- Dokończył swojego papierosa po czym zagasił gon na kamieniu i również wrzucił do jeziora, obserwując przez chwilkę jak delikatne fale oddalają jego śmieć od brzegu.
-Nauczyłem się, przyzwyczaiłem się... jakie to częste słowa- Westchnął Azjata w końcu po chwilce milczenia.
-Dlaczego ludzie za wszelką cenę próbują dopasować się do otaczającego ich społeczeństwa. I dlaczego społeczeństwo od zawsze tak bardzo szkalowało tych którzy chcieli stworzyć dla siebie swoje własne zasady- Nie był w stanie tego nigdy zrozumieć. Oczywiście w chwili kiedy czyiś nowy świat zagrażał innym ludziom sytuacja miała się inaczej, ale w jego wypadku... o co wszystkim tak naprawdę chodziło. Chciał mieć w końcu tak zwany święty spokój, uciec od ludzi gdzieś daleko. Może i jego zachowanie nie było typowe, ale lepiej żyć nie umiał, czy ludzie naprawdę tego nie rozumieli, że każdy tworzył sobie takie życie na jakie go było stać. Chłopak mógł sobie zafundować jedynie egzystencję... czołganie od dnia do dnia, aby resztkami sił ponownie paść na łóżko.
-Porąbane?- Powtórzył za nim wyraźnie zdziwiony wypuszczając z ust trochę szarawego dymu. Puchon już dawno się przekonał o tym, że życie nie było porąbane, ono najnormalniej w świecie było pojebane... chociaż i to słowo wydawało się być nadal zbyt delikatne.
-Nie wiele jeszcze przeżyłeś skoro tak uważasz- Dokończył swojego papierosa po czym zagasił gon na kamieniu i również wrzucił do jeziora, obserwując przez chwilkę jak delikatne fale oddalają jego śmieć od brzegu.
-Nauczyłem się, przyzwyczaiłem się... jakie to częste słowa- Westchnął Azjata w końcu po chwilce milczenia.
-Dlaczego ludzie za wszelką cenę próbują dopasować się do otaczającego ich społeczeństwa. I dlaczego społeczeństwo od zawsze tak bardzo szkalowało tych którzy chcieli stworzyć dla siebie swoje własne zasady- Nie był w stanie tego nigdy zrozumieć. Oczywiście w chwili kiedy czyiś nowy świat zagrażał innym ludziom sytuacja miała się inaczej, ale w jego wypadku... o co wszystkim tak naprawdę chodziło. Chciał mieć w końcu tak zwany święty spokój, uciec od ludzi gdzieś daleko. Może i jego zachowanie nie było typowe, ale lepiej żyć nie umiał, czy ludzie naprawdę tego nie rozumieli, że każdy tworzył sobie takie życie na jakie go było stać. Chłopak mógł sobie zafundować jedynie egzystencję... czołganie od dnia do dnia, aby resztkami sił ponownie paść na łóżko.
- Tomas Duncan
Re: Głazy (nad jeziorem)
Pon Sie 15, 2016 6:34 pm
Nie wiedzieć czemu, w pewien dziwny sposób intrygowało go i podobało mu się podejście Kyo. Teraz właściwie oczywistym było, że coś w życiu mocno skrzywdziło chłopaka. Mimo to, zdawał się być taki ponad tym wszystkim, chciał po prostu mieć spokój. No cóż... Tomas z pewnością w tym momencie tego spokoju mu nie dawał, ale niezbyt się tym przejmował. Polubił puchona, po tych kilku wymienionych zdaniach. Nie umiał właściwie wytłumaczyć za co i czemu.
-No cóż, jestem niepoprawnym optymistą. - Uśmiechnął się, wzruszając przy tym ramionami. Nieważne co przytrafiało mu się w życiu, on starał się zawsze myśleć pozytywnie, nie był już małym dzieckiem które przeżywało każdą kolejną krzywdę. Wolał skupiać się na dobrych rzeczach w życiu, a przeszłość zostawiać w tyle.
Z uśmiechem wciąż majaczącym na ustach słuchał dalszych słów chłopaka. Byli jednocześnie tak różni i tak podobni, Tomas nie wiedział tylko czy to on jest zbyt wesoły w życiu, czy z Kyo jest za duży pesymista.
Pozwolił ostatnim słowom zawisnąć na chwilę w powietrzu, i zamyślił się wciąż wpatrując w niemal idealnie gładką tafle jeziora. Czy ludzie zawsze starali się wpasować? Z pewnością coś w tym było. Blondyn doskonale o tym wiedział, przez kilka pierwszych lat po dowiedzeniu się o swoich umiejętnościach, za wszelką cenę próbował wciąż "pasować" do modelu swojej rodziny. Tak boleśnie pragnął akceptacji, że zdążył na chwilę zapomnieć kim jest w rzeczywistości.
-Chyba po prostu łatwiej jest udawać kogoś kim się nie jest i tym samym zadowolić innych. - Odparł w końcu, schylając się i zrywając źdźbło trawy z jakiejś samotnej kępki. Zaczął spokojnie rozrywać je w palcach. -Ale społeczeństwo zawsze rozpozna oszusta.
Popatrzył na resztki rośliny w dłoniach, jakby bardzo starał się coś sobie przypomnieć. Nie wiedział, czy Kyo rozumie co miał na myśli. Zwykle bycie prawdziwym sobą jest trudniejsze niż wpasowanie się w określone role. Ludzie prędzej zaakceptują kogoś kto udaje i przynajmniej stara się wpasować, niż kogoś ostentacyjnie dającego znać, że jest inny od reszty. Widział to po swojej rodzinie, woleli kiedy chociaż próbował wciąż być jak oni niż kiedy jasno przyznał, że już nic nie jest takie samo jak kiedyś.
-No cóż, jestem niepoprawnym optymistą. - Uśmiechnął się, wzruszając przy tym ramionami. Nieważne co przytrafiało mu się w życiu, on starał się zawsze myśleć pozytywnie, nie był już małym dzieckiem które przeżywało każdą kolejną krzywdę. Wolał skupiać się na dobrych rzeczach w życiu, a przeszłość zostawiać w tyle.
Z uśmiechem wciąż majaczącym na ustach słuchał dalszych słów chłopaka. Byli jednocześnie tak różni i tak podobni, Tomas nie wiedział tylko czy to on jest zbyt wesoły w życiu, czy z Kyo jest za duży pesymista.
Pozwolił ostatnim słowom zawisnąć na chwilę w powietrzu, i zamyślił się wciąż wpatrując w niemal idealnie gładką tafle jeziora. Czy ludzie zawsze starali się wpasować? Z pewnością coś w tym było. Blondyn doskonale o tym wiedział, przez kilka pierwszych lat po dowiedzeniu się o swoich umiejętnościach, za wszelką cenę próbował wciąż "pasować" do modelu swojej rodziny. Tak boleśnie pragnął akceptacji, że zdążył na chwilę zapomnieć kim jest w rzeczywistości.
-Chyba po prostu łatwiej jest udawać kogoś kim się nie jest i tym samym zadowolić innych. - Odparł w końcu, schylając się i zrywając źdźbło trawy z jakiejś samotnej kępki. Zaczął spokojnie rozrywać je w palcach. -Ale społeczeństwo zawsze rozpozna oszusta.
Popatrzył na resztki rośliny w dłoniach, jakby bardzo starał się coś sobie przypomnieć. Nie wiedział, czy Kyo rozumie co miał na myśli. Zwykle bycie prawdziwym sobą jest trudniejsze niż wpasowanie się w określone role. Ludzie prędzej zaakceptują kogoś kto udaje i przynajmniej stara się wpasować, niż kogoś ostentacyjnie dającego znać, że jest inny od reszty. Widział to po swojej rodzinie, woleli kiedy chociaż próbował wciąż być jak oni niż kiedy jasno przyznał, że już nic nie jest takie samo jak kiedyś.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach