- Caroline Rockers
Re: Ślepy Zaułek
Sob Kwi 18, 2015 8:57 pm
W ciężkich obuwiu czaiła się dodatkowa moc, z której w każdej chwili można było skorzystać. Dla niej te buty posiadały w sobie więcej uroku, niżeli te wszystkie pantofelki na jakimkolwiek obcasie; typowi przedstawiciele kobiecości i przyjaciele wszystkich czarownic i mugolek na całym świecie.
No prawie wszystkich.
Nie miała zresztą żadnego interesu w tym by się ukrywać tak, jak to robił właśnie on. Wolała wykorzystywać takie opcje, które nie wymagałyby od niej bezszelestnego poruszania się. Nie czuła się dzisiaj do końca wężem, który wije się w ciemności. O nie! Zdecydowanie dzisiaj postawiła na to by iść tam, gdzie nawet jeśli jest paskudnie, to złego nie ruszą. Choć...czy C. mogłaby uchodzić za złą? Przecież nie wgłębiała się w to, aż tak.
Mógł więc sobie być dusicielem, skoro ona była najprawdziwszą żmiją, która była gotowa w każdej chwili skoczyć i kąsać, aż do skutku.
Być może widział to, co chciał w niej ujrzeć; te wszystkie znaki świadczące o jakiejkolwiek stałości, dzięki którym mógłby w końcu stworzyć nakreślić jakikolwiek jej obraz i ujrzeć w nim słabe strony, dzięki którym mógłby ją pokonać i zniszczyć.
Czy to miało prawo być rzeczywiste?
Czy nie byłoby to za proste?
Poznać C.? Co to w ogóle mogło oznaczać..? Czyż nie wystarczało mu to, co wiedział do tej pory?
Wciąż więcej i więcej. Odkrycie wszystkich kart. Przejrzenie i rozpisanie wszystkich możliwych schematów. Nie można było nauczyć się czegoś na pamięć, skoro to ciągle ulegało różnym zmianom. Okres, kiedy była marionetką, uznała już za ostatecznie zakończony. To nie była jej rola. Mogło być więc i tak.
Nie było wszak sznureczków, za które można byłoby pociągnąć.
Interesujący defekt..? Potrafiłeś być taki zabawny Lestrange! Nie przyzwyczajałeś się aż nadto do mnie? Bo wiesz to nie byłoby wskazane.
Mogłoby się zakończyć baaardzo nieprzyjemnie.
Powinieneś o tym wiedzieć!
Nie mam duszy. To coś, co tkwiło w środku nie mogło być duszą.
Opanowany przez białe larwy obraz mego wnętrza.
Mógł więc czaić się, ile chciał na jej słabości. Mógł więc próbować na różne sposoby odkryć, jak sprawić by upadła właśnie przez niego. Ale choćby nie wiadomo, jakby się starał to było raczej znikome.
Rockers nie zamierzała stracić resztek swych skrzydeł właśnie przez Rabastana.
Jej myśli nie miały być prawa dla niego dostępne, bo niby dlaczego? Nienawidziła go tak, jak on nienawidził jej. Po śmierci Collinsa nienawidziła go nawet jeszcze bardziej! Nie było tu miejsca na wrażliwość, zwłaszcza przy nim. Nawet jeśli ona gdzieś istniała w środku C., to była bardzo dobrze chroniona.
Niemalże ziewnęła, jednakże w porę się powstrzymała i zaciągnęła się papierosem. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy, więc wbiła je w ścianę, która znajdowała się na wprost niej. Na razie nie było szansy na to by mógł się dowiedzieć, bo niby jak? Nie było go tam. Nie było go nigdzie. Co on niby mógłby o tym wiedzieć?!
Nic.
Kurtka przyjemnie ją ogrzewała; była chyba jedyną rzeczą zdolną zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie. Wpłynąć na ten zewnętrzny lód, z którego składało się jej ciało. I nadal pachniała nim. Miała nadzieję, że ten zapach nie zniknie nigdy. Należała teraz do niej, a Rabastan z pewnością by tego nie zrozumiał, zwłaszcza że ona sama do końca nie rozumiała, dlaczego wciąż ją nosi. Nie zwróciła zbytniej uwagi na jego uśmiech, mając zupełnie inne sprawy na głowie. Bunt.
Dziecinny jest ten Twój bunt.
Nic nie znaczący. Bez większego sensu.
Nie ma tego czegoś, co od razu pozwalało na to by przyodziać maskę i działać i tonąć w chaosie. Czuła się kompletnie opętana, pogrążona w czymś, co niekoniecznie było dla niej zrozumiałe.
Zobaczymy, ile wytrzymasz w tej ciszy, Lestrange.
Ja mogę trwać tak całą wieczność.
No prawie wszystkich.
Nie miała zresztą żadnego interesu w tym by się ukrywać tak, jak to robił właśnie on. Wolała wykorzystywać takie opcje, które nie wymagałyby od niej bezszelestnego poruszania się. Nie czuła się dzisiaj do końca wężem, który wije się w ciemności. O nie! Zdecydowanie dzisiaj postawiła na to by iść tam, gdzie nawet jeśli jest paskudnie, to złego nie ruszą. Choć...czy C. mogłaby uchodzić za złą? Przecież nie wgłębiała się w to, aż tak.
Mógł więc sobie być dusicielem, skoro ona była najprawdziwszą żmiją, która była gotowa w każdej chwili skoczyć i kąsać, aż do skutku.
Być może widział to, co chciał w niej ujrzeć; te wszystkie znaki świadczące o jakiejkolwiek stałości, dzięki którym mógłby w końcu stworzyć nakreślić jakikolwiek jej obraz i ujrzeć w nim słabe strony, dzięki którym mógłby ją pokonać i zniszczyć.
Czy to miało prawo być rzeczywiste?
Czy nie byłoby to za proste?
Poznać C.? Co to w ogóle mogło oznaczać..? Czyż nie wystarczało mu to, co wiedział do tej pory?
Wciąż więcej i więcej. Odkrycie wszystkich kart. Przejrzenie i rozpisanie wszystkich możliwych schematów. Nie można było nauczyć się czegoś na pamięć, skoro to ciągle ulegało różnym zmianom. Okres, kiedy była marionetką, uznała już za ostatecznie zakończony. To nie była jej rola. Mogło być więc i tak.
Nie było wszak sznureczków, za które można byłoby pociągnąć.
Interesujący defekt..? Potrafiłeś być taki zabawny Lestrange! Nie przyzwyczajałeś się aż nadto do mnie? Bo wiesz to nie byłoby wskazane.
Mogłoby się zakończyć baaardzo nieprzyjemnie.
Powinieneś o tym wiedzieć!
Nie mam duszy. To coś, co tkwiło w środku nie mogło być duszą.
Opanowany przez białe larwy obraz mego wnętrza.
Mógł więc czaić się, ile chciał na jej słabości. Mógł więc próbować na różne sposoby odkryć, jak sprawić by upadła właśnie przez niego. Ale choćby nie wiadomo, jakby się starał to było raczej znikome.
Rockers nie zamierzała stracić resztek swych skrzydeł właśnie przez Rabastana.
Jej myśli nie miały być prawa dla niego dostępne, bo niby dlaczego? Nienawidziła go tak, jak on nienawidził jej. Po śmierci Collinsa nienawidziła go nawet jeszcze bardziej! Nie było tu miejsca na wrażliwość, zwłaszcza przy nim. Nawet jeśli ona gdzieś istniała w środku C., to była bardzo dobrze chroniona.
Niemalże ziewnęła, jednakże w porę się powstrzymała i zaciągnęła się papierosem. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy, więc wbiła je w ścianę, która znajdowała się na wprost niej. Na razie nie było szansy na to by mógł się dowiedzieć, bo niby jak? Nie było go tam. Nie było go nigdzie. Co on niby mógłby o tym wiedzieć?!
Nic.
Kurtka przyjemnie ją ogrzewała; była chyba jedyną rzeczą zdolną zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie. Wpłynąć na ten zewnętrzny lód, z którego składało się jej ciało. I nadal pachniała nim. Miała nadzieję, że ten zapach nie zniknie nigdy. Należała teraz do niej, a Rabastan z pewnością by tego nie zrozumiał, zwłaszcza że ona sama do końca nie rozumiała, dlaczego wciąż ją nosi. Nie zwróciła zbytniej uwagi na jego uśmiech, mając zupełnie inne sprawy na głowie. Bunt.
Dziecinny jest ten Twój bunt.
Nic nie znaczący. Bez większego sensu.
Nie ma tego czegoś, co od razu pozwalało na to by przyodziać maskę i działać i tonąć w chaosie. Czuła się kompletnie opętana, pogrążona w czymś, co niekoniecznie było dla niej zrozumiałe.
Zobaczymy, ile wytrzymasz w tej ciszy, Lestrange.
Ja mogę trwać tak całą wieczność.
- Rabastan Lestrange
Re: Ślepy Zaułek
Sro Kwi 22, 2015 11:05 pm
Żmiję można było drażnić, dźgając w nią zaostrzonym patykiem. Żmija zwija się i szykuje do ataku, pluje swoim jadem. Wściekła nie celuje uważnie. Czasem nie musi, wystarczy, że będzie kąsać na oślep i trafi - jeśli jednak na jej drodze stanie sprytny przeciwnik... wyciągnięta głowa łatwiej da się uciąć. Rabastana trudno wyprowadzić z równowagi. Jest ukryty gdzieś głęboko pod swoimi maskami. Chłodny, kalkulujący. Gotowy, by zaatakować w odpowiedniej chwili, gdy zobaczy ku temu najdogodniejszą okazję. Czy możesz powiedzieć to samo o sobie, droga Caroline? Czyż nie jesteś z tych, którzy kąsają na oślep? W dzikiej furii, niesiona chęcią zranienia każdego kto stanie na Twojej drodze? To musiało być strasznie męczące na dłuższą metę. Przynajmniej w jego odczuciu. Męczyć się w wielokrotnych atakach, zamiast jednym, precyzyjnym ruchem unieruchomić ofiarę. Cóż on jednak może wiedzieć... wszak to ty masz na swoich bladych dłoniach krew! Jedynej istoty, w tym zamku która w jakiś pokręcony sposób darzyła Cię miłością. Smutne. Porażająco smutne. Choć jemu nie byłoby Cię żal, nawet trochę. Miałby wszak coś, co mógłby wbić Ci w plecy - ciach, ciach. Między żebrami, prosto w serce, gdy najmniej będziesz się spodziewać, słodka narzeczona.
To nie tak, że chciał ją poznać. Nie obchodziło go czy miała ulubiony kolor, o czym myślała przed zaśnięciem i jaka piosenka kojarzyła jej się z dzieciństwem. Chciał się jej nauczyć. Rozebrać ją na części pierwsze jak stary zegar, a potem złożyć ponownie na swoich zasadach. Chciał wiedzieć skąd wziął się każdy trybik i dlaczego łączył się z kolejnymi. Kto nakręca mechanizm i na jak długo starcza sprężyny. On nie traktował już Rockers jak człowieka! Nie, nie... to skończyło się długie miesiące temu, gdy po raz pierwszy w jej obecności puściły mu emocje. Gdy odmówiła współpracy przy wspólnym spisku mającym na celu zerwanie zaręczyn. Gdy zaczęli tą swoją malutką grę. Już wcześniej postrzegał ją bardziej jako ciekawostkę niż osobę, ale tamtego dnia legły wszelkie ułudy. Caroline była niebezpiecznym stworzeniem. Nieujarzmionym, nieobliczalnym. Karmiącym się nieszczęściem cudzym i własnym. Cudownym popisem natury, która wcisnęła burzową chmurę w kobiece kształty. Była fascynująca. I największym zwycięstwem jego życia będzie podporządkowanie jej. Złamanie jej ducha. Bo przecież natura ma swoje prawa. Zegary kółka zębate. W świecie zawsze istnieją zasady. Regularności. Jakiś odgórny porządek, który kazał słońcu wschodzić na wschodzie, a Caroline miotać zaklęciami we wszystkich, którzy zaczną jej przeszkadzać swoim istnieniem. W tym wszystkim jest sens. A on tylko musi go odkryć.
Miał czas. Miał mnóstwo czasu. Mógł tu siedzieć póki nie skończą mu się papierosy - a w paczce obijały się o siebie jeszcze cztery. Mógł zerkać na nią kątem oka; szarość zimna i nieustępliwa jak stal. I myśleć. Zadawać pytania samemu sobie, bawić się w szukanie odpowiedzi. Gdy dowie się o tym co stało się na błoniach, pewnie połączy kilka faktów. Był w tym dobry, lepszy niż Ci się wydaje, słodka panno Rockers. I w przeciwieństwie do Ciebie nie zatracił jeszcze swoje duszy. W porównaniu do Ciebie i Twoich czynów, zdawał się niemal niewinnym stworzeniem. Uznawałaś to za wadę? Ale powiedz szczerze... ile razy zdołasz się jeszcze podnieść? Jak wiele ran duchowych i fizycznych zniesie jeszcze Twoje chude, blade ciało? On miał ludzi, na których polegał. Miał rodzinę, nielicznych, ale sprawdzonych przyjaciół. Miał swoje durne czerwone Malboro. A co miałaś ty, poza kurtką pachnącą martwym chłopakiem? Tylko lód i szaleństwo.
To nie tak, że chciał ją poznać. Nie obchodziło go czy miała ulubiony kolor, o czym myślała przed zaśnięciem i jaka piosenka kojarzyła jej się z dzieciństwem. Chciał się jej nauczyć. Rozebrać ją na części pierwsze jak stary zegar, a potem złożyć ponownie na swoich zasadach. Chciał wiedzieć skąd wziął się każdy trybik i dlaczego łączył się z kolejnymi. Kto nakręca mechanizm i na jak długo starcza sprężyny. On nie traktował już Rockers jak człowieka! Nie, nie... to skończyło się długie miesiące temu, gdy po raz pierwszy w jej obecności puściły mu emocje. Gdy odmówiła współpracy przy wspólnym spisku mającym na celu zerwanie zaręczyn. Gdy zaczęli tą swoją malutką grę. Już wcześniej postrzegał ją bardziej jako ciekawostkę niż osobę, ale tamtego dnia legły wszelkie ułudy. Caroline była niebezpiecznym stworzeniem. Nieujarzmionym, nieobliczalnym. Karmiącym się nieszczęściem cudzym i własnym. Cudownym popisem natury, która wcisnęła burzową chmurę w kobiece kształty. Była fascynująca. I największym zwycięstwem jego życia będzie podporządkowanie jej. Złamanie jej ducha. Bo przecież natura ma swoje prawa. Zegary kółka zębate. W świecie zawsze istnieją zasady. Regularności. Jakiś odgórny porządek, który kazał słońcu wschodzić na wschodzie, a Caroline miotać zaklęciami we wszystkich, którzy zaczną jej przeszkadzać swoim istnieniem. W tym wszystkim jest sens. A on tylko musi go odkryć.
Miał czas. Miał mnóstwo czasu. Mógł tu siedzieć póki nie skończą mu się papierosy - a w paczce obijały się o siebie jeszcze cztery. Mógł zerkać na nią kątem oka; szarość zimna i nieustępliwa jak stal. I myśleć. Zadawać pytania samemu sobie, bawić się w szukanie odpowiedzi. Gdy dowie się o tym co stało się na błoniach, pewnie połączy kilka faktów. Był w tym dobry, lepszy niż Ci się wydaje, słodka panno Rockers. I w przeciwieństwie do Ciebie nie zatracił jeszcze swoje duszy. W porównaniu do Ciebie i Twoich czynów, zdawał się niemal niewinnym stworzeniem. Uznawałaś to za wadę? Ale powiedz szczerze... ile razy zdołasz się jeszcze podnieść? Jak wiele ran duchowych i fizycznych zniesie jeszcze Twoje chude, blade ciało? On miał ludzi, na których polegał. Miał rodzinę, nielicznych, ale sprawdzonych przyjaciół. Miał swoje durne czerwone Malboro. A co miałaś ty, poza kurtką pachnącą martwym chłopakiem? Tylko lód i szaleństwo.
- Caroline Rockers
Re: Ślepy Zaułek
Sob Kwi 25, 2015 4:38 pm
Można było trzymać więc ten swój zaostrzony patyczek, ale to przecież wcale nie dawało żadnej gwarancji upragnionych i oczekiwanych efektów. Może i zwijała się i wściekła nie celowała uważnie, ale nie traciła energii i nie odpuszczała dopóki jej ofiara nie otrzymywała ataku. Dopiero wtedy, wiedząc że ten, kogo ugryzła umrze, mogła paść bez sił. Rzadko, kiedy przecież można trafić na sprytnego przeciwnika, który byłby wystarczająco szybki by w odpowiednim momencie odciąć wyciągniętą głowę. Trudno, a jednak wyprowadzenie czerwonego wężyka z równowagi było, jak najbardziej możliwe! W końcu jej się udało! Nie było więc to niewykonalne, a każdą maskę można było oderwać, o ile znało się sposób. Męczące, ale można było znaleźć chwilę by odpocząć i nabrać sił, choć wydawało się, że nie miało się czasu.
Miałam jego krew.
Jego serce spłonęło dla mnie.
Byłbyś zdolny oddać się w moje ręce?
Zdolny do takiego poświęcenia dla kogokolwiek?
Skąd mogła wiedzieć, że Shane Collins ją...kochał? Nigdy nie patrzyła na niego w taki sposób. Był po prostu dla niej inny, wyjątkowy, a jednak w jakiś sposób podobny do niej; zdolny ją zrozumieć i zdawał się wiedzieć o niej więcej, niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać. Nie potrzebowała zresztą współczucia Rabastana Lestrange’a; kogoś, kogo najchętniej zgniotłaby jednym ruchem.
Ale nie dowiesz się, wiesz o tym, prawda?
Jesteś idiotą, jeśli uważasz, że będzie inaczej.
Ciach. Ciach. Żeby ona nie sięgnęła po coś, co jest Ci najbliższe, co sprawia, że czujesz się szczęśliwy. Bo wystarczy tylko – ciach, ciach, jak to ładnie ująłeś i przepadnie wszystko.
Nie bawimy się przecież w poznawanie siebie. Chodzi o rozgryzienie tej drugiej osoby i dobicie jej w najgorszy sposób, sprawiając jej przy tym najboleśniejsze doznania. Wedle zasad panicza Lestrange’a nie chciała grać, musiałby być naprawdę doskonały w tym, co robił, by z nią zwyciężyć kiedykolwiek. To właśnie miało działać tak, że wedle jej reguł będą poruszać się po tym świecie, aż natrafią na krawędź, gdzie będą musieli się pożegnać. On spadnie, a ona zostanie. A dlaczego?
Ponieważ do jebanej kurwy nędzy, jestem Szkarłatną Królową – Zwycięstwem i zniszczę Cię nędzny robaku.
W sumie to moglibyśmy to przedyskutować przy herbatce zapoznawczej z przyzwoitką, nie uważasz?
Skoro więc nie była dla niego człowiekiem, to w takim razie musiał się liczyć z tym, że każdy gest, każde słowo, każde spojrzenie będzie już automatycznie przekierowane, niczym u nakręconej laleczki z saskiej porcelany. Myślami daleko była od ich zaręczyn, od ich planowanego małżeństwa, które znaczyło dla niej naprawdę niewiele; wszystko było ogólnie jednym wielkim przedstawieniem, którego zakończeniem miał być jego upadek. Niewidzialne krople cierpienia spływały po ludzkich ciałach by potwór mógł je zbierać do swojego złotego pucharu i sączyć niczym najdroższe wino. Niszczycielski żywioł zamknięty w ludzkim opakowaniu nazwany jej imieniem i nazwiskiem ku uciesze Lucyfera, który lubił się bawić z ludzkimi istotami w kotka i w myszkę.
Za tego typu fascynacje się płaci, Rabastanie.
Płaci się naprawdę wysoką cenę.
Dzisiaj był jednak inny dzień. Naprawdę rzadki w jej wykonaniu, kiedy postanowiła odpuścić i nie odgrywać kolejnej roli ze Ślizgonem. A jeśli istnieje w tym wszystkim sens...to zapewne należałoby życzyć mu powodzenia w jego odnajdowaniu. Może pokusi się kiedyś o tak miłe słowa, skierowane w jego stronę.
Żywot papierosa, który obecnie znajdował się w jej palcach dobiegał końca. Została mu zaledwie minuta, zanim C. zmuszona będzie go zgasić i wdychać zamiast dymu, powietrze przesiąknięte ciszą. Mógł więc zadawać sobie pytania na które nie uzyska odpowiedzi od nikogo, za wyjątkiem samego siebie. No chyba, że jednak ona postanowiłaby skorzystać ze swojej nowej...umiejętności i zajrzeć do rudowłosej główki w poszukiwaniu jakiegoś urozmaicenia. Śmiało więc mógł tworzyć swoją mapę skojarzeń w celu odnalezienia najlepszego rozwiązania by ją ostatecznie zniszczyć.
Dusza? A czymże jest dusza?
Czy jesteś w stanie opisać swoją?
Bo ja byłabym.
Właściwie doskonale zdaje sobie sprawę, jak wygląda jej portret.
Jest zgniły, wypełniony białymi larwami.
I Ciebie to też kiedyś spotka, kochany Rabastanie.
A ona miała siebie. Swój notatnik. Kurtkę pachnącą martwym chłopakiem, który ją kochał. Nienawiść. Determinację. I brak skrupułów. I nawet jeśli miała kiedyś polegnąć to nie obawiała się tego. Bo kiedy skończy to, co zaczęła, śmiało odda się w ręce swojej mentorki, by zająć jej miejsce.
By stać się prawdziwą Śmiercią.
Chmurne spojrzenie powędrowało do niego, krzywy uśmiech pojawił się na bladej zmęczonej twarzy, kiedy położyła swoją dłoń na jego, chcąc zobaczyć jego reakcję, po chwili odsunęła ją i znów spojrzała przed siebie.
Nie czuła zupełnie nic.
Zupełnie.
Miałam jego krew.
Jego serce spłonęło dla mnie.
Byłbyś zdolny oddać się w moje ręce?
Zdolny do takiego poświęcenia dla kogokolwiek?
Skąd mogła wiedzieć, że Shane Collins ją...kochał? Nigdy nie patrzyła na niego w taki sposób. Był po prostu dla niej inny, wyjątkowy, a jednak w jakiś sposób podobny do niej; zdolny ją zrozumieć i zdawał się wiedzieć o niej więcej, niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać. Nie potrzebowała zresztą współczucia Rabastana Lestrange’a; kogoś, kogo najchętniej zgniotłaby jednym ruchem.
Ale nie dowiesz się, wiesz o tym, prawda?
Jesteś idiotą, jeśli uważasz, że będzie inaczej.
Ciach. Ciach. Żeby ona nie sięgnęła po coś, co jest Ci najbliższe, co sprawia, że czujesz się szczęśliwy. Bo wystarczy tylko – ciach, ciach, jak to ładnie ująłeś i przepadnie wszystko.
Nie bawimy się przecież w poznawanie siebie. Chodzi o rozgryzienie tej drugiej osoby i dobicie jej w najgorszy sposób, sprawiając jej przy tym najboleśniejsze doznania. Wedle zasad panicza Lestrange’a nie chciała grać, musiałby być naprawdę doskonały w tym, co robił, by z nią zwyciężyć kiedykolwiek. To właśnie miało działać tak, że wedle jej reguł będą poruszać się po tym świecie, aż natrafią na krawędź, gdzie będą musieli się pożegnać. On spadnie, a ona zostanie. A dlaczego?
Ponieważ do jebanej kurwy nędzy, jestem Szkarłatną Królową – Zwycięstwem i zniszczę Cię nędzny robaku.
W sumie to moglibyśmy to przedyskutować przy herbatce zapoznawczej z przyzwoitką, nie uważasz?
Skoro więc nie była dla niego człowiekiem, to w takim razie musiał się liczyć z tym, że każdy gest, każde słowo, każde spojrzenie będzie już automatycznie przekierowane, niczym u nakręconej laleczki z saskiej porcelany. Myślami daleko była od ich zaręczyn, od ich planowanego małżeństwa, które znaczyło dla niej naprawdę niewiele; wszystko było ogólnie jednym wielkim przedstawieniem, którego zakończeniem miał być jego upadek. Niewidzialne krople cierpienia spływały po ludzkich ciałach by potwór mógł je zbierać do swojego złotego pucharu i sączyć niczym najdroższe wino. Niszczycielski żywioł zamknięty w ludzkim opakowaniu nazwany jej imieniem i nazwiskiem ku uciesze Lucyfera, który lubił się bawić z ludzkimi istotami w kotka i w myszkę.
Za tego typu fascynacje się płaci, Rabastanie.
Płaci się naprawdę wysoką cenę.
Dzisiaj był jednak inny dzień. Naprawdę rzadki w jej wykonaniu, kiedy postanowiła odpuścić i nie odgrywać kolejnej roli ze Ślizgonem. A jeśli istnieje w tym wszystkim sens...to zapewne należałoby życzyć mu powodzenia w jego odnajdowaniu. Może pokusi się kiedyś o tak miłe słowa, skierowane w jego stronę.
Żywot papierosa, który obecnie znajdował się w jej palcach dobiegał końca. Została mu zaledwie minuta, zanim C. zmuszona będzie go zgasić i wdychać zamiast dymu, powietrze przesiąknięte ciszą. Mógł więc zadawać sobie pytania na które nie uzyska odpowiedzi od nikogo, za wyjątkiem samego siebie. No chyba, że jednak ona postanowiłaby skorzystać ze swojej nowej...umiejętności i zajrzeć do rudowłosej główki w poszukiwaniu jakiegoś urozmaicenia. Śmiało więc mógł tworzyć swoją mapę skojarzeń w celu odnalezienia najlepszego rozwiązania by ją ostatecznie zniszczyć.
Dusza? A czymże jest dusza?
Czy jesteś w stanie opisać swoją?
Bo ja byłabym.
Właściwie doskonale zdaje sobie sprawę, jak wygląda jej portret.
Jest zgniły, wypełniony białymi larwami.
I Ciebie to też kiedyś spotka, kochany Rabastanie.
A ona miała siebie. Swój notatnik. Kurtkę pachnącą martwym chłopakiem, który ją kochał. Nienawiść. Determinację. I brak skrupułów. I nawet jeśli miała kiedyś polegnąć to nie obawiała się tego. Bo kiedy skończy to, co zaczęła, śmiało odda się w ręce swojej mentorki, by zająć jej miejsce.
By stać się prawdziwą Śmiercią.
Chmurne spojrzenie powędrowało do niego, krzywy uśmiech pojawił się na bladej zmęczonej twarzy, kiedy położyła swoją dłoń na jego, chcąc zobaczyć jego reakcję, po chwili odsunęła ją i znów spojrzała przed siebie.
Nie czuła zupełnie nic.
Zupełnie.
- Rabastan Lestrange
Re: Ślepy Zaułek
Pią Maj 15, 2015 1:38 pm
/szału nie ma, bo pisane na zajęciach, ale jest!/
Oczywiście, że można go było wyprowadzić z równowagi. Był wszak tylko człowiekiem. Zamkniętym za tysiącem lustrzanych ścian, ukrytym przed oczami postronnych widzów, ale wciąż człowiekiem. I jak każdy potrafił czuć. Potrafił nienawidzić, pragnąć i pożądać. Na swój własny i wyjątkowy sposób. Bardzo chciałby być na tyle sprytnym, by zostać tym, który odetnie jej dziką czarną główkę. Jego małej żmijce. Kąsającej wszystkich i wszystko. W tym aspekcie była akurat dość przewidywalna: prędzej czy później zaczynała gryźć. Czasem nie trzeba było jej nawet bardzo do tego zachęcać. Zagadką było więc nie to czy zaatakuje, ale to jak szybko to nastąpi i jak głęboko się wbije.
Oczywiście, że nie byłby na to gotowy. Tak abstrakcyjna myśl nawet nie przyszłaby mu do głowy. On oddający cokolwiek Caroline? Może jeszcze dobrowolnie? Nigdy! Jeśli czegoś chciała, musiała mu to odebrać siłą i liczyć się, że będzie walczył o swoje. O siebie. Siebie cenił wszak najwyżej i gotów był walczyć do utraty tchu. Czyżby przyszła pani Lestrange miała zostawiać za sobą szlak martwych byłych i niedoszłych kochanków? Pewnie by jej to paskowało, wszak imaginowała sobie, że jest Śmiercią. Biedne chore dziewczę, które ponad wszystko wymagało opieki psychiatrycznej... On po ślubie chętnie jej ją zapewni! W pakiecie z kaftanem bezpieczeństwa, otumaniającymi eliksirami i pokojem w piwnicy Lestrange'ów. Bez klamek, rzecz jasna.
Któreś z nich straci życie. Pytanie tylko czy faktycznie będzie to wynik ich tańca? W szkole dzieje się źle, w świecie dzieje się źle. Trupy padają gęsto i tu i tam. Czy ich gra ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Czyż nie było wielu bardziej naglących spraw? Wkrótce ta farsa pod tytułem zaręczyn może stać się jedynie drobiazgiem w morzu znacznie istotniejszych spraw. Będą mogli sobie o tym opowiadać w czasie wakacyjnych pikników jego matki: Szkarłatna Królowa i Książe w kolorze rdzy. Piękna wizja. Piękna para. Gdyby umieli współpracować, gdyby mieli wspólny cel (inny niż zniszczenie siebie nawzajem) świat ległby u ich stóp. Ale po co im świat? Zbyt wielu chciało go ostatnio mieć. A oni nigdy nie znaleźliby wspólnego języka, bo zbyt wiele ich różniło.
Dym przyjemnie drażnił nos. Papierosy się kończyły. Zimne palce dziewczyny zacisnęły się na jego dłoni. Nim zdołała je zabrać, w parodii jednego z ich przedstawień uniósł jej dłoń i ucałował z galanterią. Ironiczny uśmiech wykrzywił jego wargi.
- Powinnaś się przespać. Wyglądasz na zmęczoną. - odezwał się cicho, nim znów odwrócił od niej wzrok. Ściana nie usiłowała go zabić spojrzeniem.
Oczywiście, że można go było wyprowadzić z równowagi. Był wszak tylko człowiekiem. Zamkniętym za tysiącem lustrzanych ścian, ukrytym przed oczami postronnych widzów, ale wciąż człowiekiem. I jak każdy potrafił czuć. Potrafił nienawidzić, pragnąć i pożądać. Na swój własny i wyjątkowy sposób. Bardzo chciałby być na tyle sprytnym, by zostać tym, który odetnie jej dziką czarną główkę. Jego małej żmijce. Kąsającej wszystkich i wszystko. W tym aspekcie była akurat dość przewidywalna: prędzej czy później zaczynała gryźć. Czasem nie trzeba było jej nawet bardzo do tego zachęcać. Zagadką było więc nie to czy zaatakuje, ale to jak szybko to nastąpi i jak głęboko się wbije.
Oczywiście, że nie byłby na to gotowy. Tak abstrakcyjna myśl nawet nie przyszłaby mu do głowy. On oddający cokolwiek Caroline? Może jeszcze dobrowolnie? Nigdy! Jeśli czegoś chciała, musiała mu to odebrać siłą i liczyć się, że będzie walczył o swoje. O siebie. Siebie cenił wszak najwyżej i gotów był walczyć do utraty tchu. Czyżby przyszła pani Lestrange miała zostawiać za sobą szlak martwych byłych i niedoszłych kochanków? Pewnie by jej to paskowało, wszak imaginowała sobie, że jest Śmiercią. Biedne chore dziewczę, które ponad wszystko wymagało opieki psychiatrycznej... On po ślubie chętnie jej ją zapewni! W pakiecie z kaftanem bezpieczeństwa, otumaniającymi eliksirami i pokojem w piwnicy Lestrange'ów. Bez klamek, rzecz jasna.
Któreś z nich straci życie. Pytanie tylko czy faktycznie będzie to wynik ich tańca? W szkole dzieje się źle, w świecie dzieje się źle. Trupy padają gęsto i tu i tam. Czy ich gra ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Czyż nie było wielu bardziej naglących spraw? Wkrótce ta farsa pod tytułem zaręczyn może stać się jedynie drobiazgiem w morzu znacznie istotniejszych spraw. Będą mogli sobie o tym opowiadać w czasie wakacyjnych pikników jego matki: Szkarłatna Królowa i Książe w kolorze rdzy. Piękna wizja. Piękna para. Gdyby umieli współpracować, gdyby mieli wspólny cel (inny niż zniszczenie siebie nawzajem) świat ległby u ich stóp. Ale po co im świat? Zbyt wielu chciało go ostatnio mieć. A oni nigdy nie znaleźliby wspólnego języka, bo zbyt wiele ich różniło.
Dym przyjemnie drażnił nos. Papierosy się kończyły. Zimne palce dziewczyny zacisnęły się na jego dłoni. Nim zdołała je zabrać, w parodii jednego z ich przedstawień uniósł jej dłoń i ucałował z galanterią. Ironiczny uśmiech wykrzywił jego wargi.
- Powinnaś się przespać. Wyglądasz na zmęczoną. - odezwał się cicho, nim znów odwrócił od niej wzrok. Ściana nie usiłowała go zabić spojrzeniem.
- Caroline Rockers
Re: Ślepy Zaułek
Sob Maj 16, 2015 5:55 pm
Tylko człowiekiem – to przecież brzmi tak skromnie, nie uważasz? Zawsze myślałam, że będziesz chciał dumnie podkreślać, że AŻ nim jesteś, podczas kiedy tak niewielu na to stać. Ale wtedy musielibyśmy się rozdrabniać na różne czynniki by spróbować całkowicie rozwinąć te zagadnienie, a to było przecież takie niepotrzebne! Lustra przekręca się dowolnie w tej sali, a od ich ilości można dostać oczopląsu i w którymś momencie zwariować od takiej ilości swoich twarzy. Na pierwszy rzut oka wszystkie wydają się być identyczne, dopiero z czasem można zauważyć, że każda reprezentuje inną odsłonę Ciebie.
Więc bądź sobie tym słabym człowieczkiem, oddawaj się uczuciom, które niszczą, nie pozwalając na rozwinięcie skrzydeł i pofrunięcie gdzieś wysoko w chmury. Tylko nienawiść...zdawała się coś znaczyć. Coś więcej, niż wszystkie inne szarpnięcia strun wewnętrznego instrumentu, który od jakiegoś czasu zdawał się być zepsuty.
Postaraj się więc, Lestrange. Postaraj się, żebyś mógł mnie dopaść, zanim zrobię to ja. Byłoby tak troszkę przykro, gdybym była szybsza, co? A Ty nagle leżałbyś słaby w kałuży swojej własnej krwi...powiedz mi. Śmiałbyś się patrząc w oczy Śmierci, czy też raczej byłbyś przerażony?
A może...nie dopuszczasz do siebie takiej możliwości?
Ale czy dałby sobie radę bez niej? To byłby trochę przykry i nudny świat, gdzie wszystko zdaje się być w porządku, gdzie nie ma nikogo, kogo można byłoby, aż tak nienawidzić.
Coś za coś, przecież wiesz.
Zabicie jej sprawiłoby, że pojawiłby się ktoś nowy...ktoś gotowy na to, by zniszczyć jego idealny świat fantazji. Kąsanie jest przyjemne, gdyby miał wzgląd do tego, może by się przekonał, dlaczego dzieje się to w taki, a nie inny sposób. Należało jednak nadal uważać, bo w takiej przewidywalności czai się coś niepokojącego, coś co może w każdej chwili ulec zmianie i sprawić, że nagle wszystko staje się...inne. Codzienna rutyna zyskuje w takich przewrotach podmuchy świeżości – przyjemnie oczekuje się takich rzeczy.
Coś się kończy, coś się zaczyna. A nawet Żmija nie chce zbyt szybko tracić swej głowy.
Zabawny jesteś. Lubisz przemoc, co? Możemy więc zawalczyć – możesz wierzyć, że jeśli chodzi o rozliczanie się z kimś bywam paskudniejsza, niż zazwyczaj.
Czerwony wężyk egoista, widzący w tym wszystkim własne korzyści..! Nie było to zaskakujące, skądże znowu! Łatwo było się domyślić, co tak naprawdę się dla niego liczy i przecież nie był w tym osamotniony. Każdy człowiek bywał egoistą – większym, czy mniejszym...to bez znaczenia.
Ludzka rzecz!
Nie każdy skupiał się na fizycznych kontaktach, panie Lestrange. Nie każdego interesowała bliskość z drugim człowiekiem; jego ciepło i bliskość i słowa lub też milczenie, które skrywało w sobie więcej, niż kłamliwe obietnice.
Gardzę tym. Przecież wieesz. Nie odnajduję się w tym zupełnie – to nie moja bajka. Fizyczność jest bronią, którą można pozbawić kogoś zdrowego rozsądku i wbić w głowę palce w taki sposób, by można było zmiażdżyć mu czaszkę.
Każdy jednak zdawał się potrzebować sprzymierzeńców, nawet ona...właściwie wystarczył jeden, który mógłby zrozumieć ideę, która targała jej całym ciałem i rozszalałym umysłem, który niczym morze wciągał zagubionych żeglarzy z ich statkami.
Śmierć – w sumie to tak nie do końca.
Śmierć...to bardziej jej mentorka, bo widzisz sprawa jest bardziej zagmatwana. Może kiedyś Ci to wytłumaczę, przy kieliszku zatrutego wina.
Gdyby znała jego myśli, roześmiałaby się...może nawet szczerze, tak dla jakieś odmiany. To było doprawdy zabawne, że czerwony wężyk sądził, że po ślubie – oczywiście, jeśli do niego dojdzie, bo kto wie, różne wypadki chodzą po czarodziejach – pozbawi ją wszystkiego, a przede wszystkim pozbędzie się jej. Niech więc karmi się dalej swoimi fantazjami!
Ach, no właśnie tak. Któreś z nich straci życie – teraz, a może za kilka lat...ciężko przewidzieć, co będzie dalej. Taki to już ten niejasny los, który prowadzi Nas za ręce! A trupy? Ścieżka C. zdawała się być nimi naznaczona; pojawił się jeden, może pojawić się ich więcej. Jeden skręt w prawo, drugi skręt w lewo – gdzie poniosą ją nogi?
Sprawy, tyle spraw!
Pełne urwanie głowy, byle nie dosłownie, co Lestrange? Interesujesz się tym, co czai się na zewnątrz i co czai się właśnie w tym zamku, o którym było tak wiele pięknych i podniosłych słów, że przecież nic nikomu tu nie grozi? Ciężko niemniej takie rzeczy przewidzieć, bo nieraz wystarczy jedna osoba, by wywołać prawdziwą...burzę.
Nie cierpię pikników; słońce na mnie źle działa, więc konieczny będzie parasol.
Absurd! Czysty absurd!
Ale to wciąż było za mało...i pomyśleć, że C. była w stanie poświęcić nieograniczone możliwości w imię klatki by kogoś unieszczęśliwić. Każdy galeon ma jednak te dwie strony – jedną całkiem sprzyjającą, drugą nędzną. Poświecenie dużo kosztowało w ich czasach; udawanie i nie sprzeciwianie się i nikogo, kto na dobrą sprawę mógłby powstrzymać od tego pędzącego szaleństwa. Świat niemniej należało zniszczyć, a żeby to zrobić...warto było zacząć od małych celów, takich jak Ty.
Ach, Rabastanie, Rabastanie. Potrzeba posiadania świata jest wiekowa, przez co...przeterminowana, niczym marna podróbka dzika z Nokturnu. A i owszem, zbyt wiele różniło by można było to od tak naprawić. To przecież niemożliwe!
Papierosy martwego duchowego towarzysza kusiły, spoczywając w wewnętrznej kieszeni kurtki, która ocierała się przy gwałtowniejszych ruchach o jej ciało. Nie zamierzała jednak po nie sięgać...nie teraz. Były przecież jeszcze jego, którymi jakże chętnie ją częstował. Skrzywiła się, gdy poczuła jego wargi na swojej skórze. Było to nieprzyjemne uczucie, zresztą każde niezapowiedziane naruszenie pewnych nakreślonych przez nią granic było...obrzydliwe. Przynajmniej dla niej. Przymknęła delikatnie powieki, kiedy się odezwał, a jej usta wykrzywiły się w parodię nikłego uśmiechu. Nie dawało to najlepszego efektu. Ale przecież nie mógł dokładnie tego zauważyć – starała się nie patrzeć w jego stronę, tak jak on w jej.
- Nie musimy tutaj udawać, Lestrange. Gówno Cię interesuje mój los. Nie musimy panować nad językiem, starać się przekonywać kogokolwiek do tej farsy, którą odgrywamy. Tobie nie zależy na mnie, mi nie zależy na Tobie. Proste – mruknęła po chwili w odpowiedzi, otwierając z powrotem swoje oczy. Kiedy jej nie odpowiedział, podniosła się i zakryła się mocniej kurtką, opuszczając chwiejnym krokiem te miejsce. I on zniknął, ale chwilę później.
[z/t x2 - sesja za długo trwa, a Rabastan odszedł. Jeśli będzie chciał - to zapraszam]
Więc bądź sobie tym słabym człowieczkiem, oddawaj się uczuciom, które niszczą, nie pozwalając na rozwinięcie skrzydeł i pofrunięcie gdzieś wysoko w chmury. Tylko nienawiść...zdawała się coś znaczyć. Coś więcej, niż wszystkie inne szarpnięcia strun wewnętrznego instrumentu, który od jakiegoś czasu zdawał się być zepsuty.
Postaraj się więc, Lestrange. Postaraj się, żebyś mógł mnie dopaść, zanim zrobię to ja. Byłoby tak troszkę przykro, gdybym była szybsza, co? A Ty nagle leżałbyś słaby w kałuży swojej własnej krwi...powiedz mi. Śmiałbyś się patrząc w oczy Śmierci, czy też raczej byłbyś przerażony?
A może...nie dopuszczasz do siebie takiej możliwości?
Ale czy dałby sobie radę bez niej? To byłby trochę przykry i nudny świat, gdzie wszystko zdaje się być w porządku, gdzie nie ma nikogo, kogo można byłoby, aż tak nienawidzić.
Coś za coś, przecież wiesz.
Zabicie jej sprawiłoby, że pojawiłby się ktoś nowy...ktoś gotowy na to, by zniszczyć jego idealny świat fantazji. Kąsanie jest przyjemne, gdyby miał wzgląd do tego, może by się przekonał, dlaczego dzieje się to w taki, a nie inny sposób. Należało jednak nadal uważać, bo w takiej przewidywalności czai się coś niepokojącego, coś co może w każdej chwili ulec zmianie i sprawić, że nagle wszystko staje się...inne. Codzienna rutyna zyskuje w takich przewrotach podmuchy świeżości – przyjemnie oczekuje się takich rzeczy.
Coś się kończy, coś się zaczyna. A nawet Żmija nie chce zbyt szybko tracić swej głowy.
Zabawny jesteś. Lubisz przemoc, co? Możemy więc zawalczyć – możesz wierzyć, że jeśli chodzi o rozliczanie się z kimś bywam paskudniejsza, niż zazwyczaj.
Czerwony wężyk egoista, widzący w tym wszystkim własne korzyści..! Nie było to zaskakujące, skądże znowu! Łatwo było się domyślić, co tak naprawdę się dla niego liczy i przecież nie był w tym osamotniony. Każdy człowiek bywał egoistą – większym, czy mniejszym...to bez znaczenia.
Ludzka rzecz!
Nie każdy skupiał się na fizycznych kontaktach, panie Lestrange. Nie każdego interesowała bliskość z drugim człowiekiem; jego ciepło i bliskość i słowa lub też milczenie, które skrywało w sobie więcej, niż kłamliwe obietnice.
Gardzę tym. Przecież wieesz. Nie odnajduję się w tym zupełnie – to nie moja bajka. Fizyczność jest bronią, którą można pozbawić kogoś zdrowego rozsądku i wbić w głowę palce w taki sposób, by można było zmiażdżyć mu czaszkę.
Każdy jednak zdawał się potrzebować sprzymierzeńców, nawet ona...właściwie wystarczył jeden, który mógłby zrozumieć ideę, która targała jej całym ciałem i rozszalałym umysłem, który niczym morze wciągał zagubionych żeglarzy z ich statkami.
Śmierć – w sumie to tak nie do końca.
Śmierć...to bardziej jej mentorka, bo widzisz sprawa jest bardziej zagmatwana. Może kiedyś Ci to wytłumaczę, przy kieliszku zatrutego wina.
Gdyby znała jego myśli, roześmiałaby się...może nawet szczerze, tak dla jakieś odmiany. To było doprawdy zabawne, że czerwony wężyk sądził, że po ślubie – oczywiście, jeśli do niego dojdzie, bo kto wie, różne wypadki chodzą po czarodziejach – pozbawi ją wszystkiego, a przede wszystkim pozbędzie się jej. Niech więc karmi się dalej swoimi fantazjami!
Ach, no właśnie tak. Któreś z nich straci życie – teraz, a może za kilka lat...ciężko przewidzieć, co będzie dalej. Taki to już ten niejasny los, który prowadzi Nas za ręce! A trupy? Ścieżka C. zdawała się być nimi naznaczona; pojawił się jeden, może pojawić się ich więcej. Jeden skręt w prawo, drugi skręt w lewo – gdzie poniosą ją nogi?
Sprawy, tyle spraw!
Pełne urwanie głowy, byle nie dosłownie, co Lestrange? Interesujesz się tym, co czai się na zewnątrz i co czai się właśnie w tym zamku, o którym było tak wiele pięknych i podniosłych słów, że przecież nic nikomu tu nie grozi? Ciężko niemniej takie rzeczy przewidzieć, bo nieraz wystarczy jedna osoba, by wywołać prawdziwą...burzę.
Nie cierpię pikników; słońce na mnie źle działa, więc konieczny będzie parasol.
Absurd! Czysty absurd!
Ale to wciąż było za mało...i pomyśleć, że C. była w stanie poświęcić nieograniczone możliwości w imię klatki by kogoś unieszczęśliwić. Każdy galeon ma jednak te dwie strony – jedną całkiem sprzyjającą, drugą nędzną. Poświecenie dużo kosztowało w ich czasach; udawanie i nie sprzeciwianie się i nikogo, kto na dobrą sprawę mógłby powstrzymać od tego pędzącego szaleństwa. Świat niemniej należało zniszczyć, a żeby to zrobić...warto było zacząć od małych celów, takich jak Ty.
Ach, Rabastanie, Rabastanie. Potrzeba posiadania świata jest wiekowa, przez co...przeterminowana, niczym marna podróbka dzika z Nokturnu. A i owszem, zbyt wiele różniło by można było to od tak naprawić. To przecież niemożliwe!
Papierosy martwego duchowego towarzysza kusiły, spoczywając w wewnętrznej kieszeni kurtki, która ocierała się przy gwałtowniejszych ruchach o jej ciało. Nie zamierzała jednak po nie sięgać...nie teraz. Były przecież jeszcze jego, którymi jakże chętnie ją częstował. Skrzywiła się, gdy poczuła jego wargi na swojej skórze. Było to nieprzyjemne uczucie, zresztą każde niezapowiedziane naruszenie pewnych nakreślonych przez nią granic było...obrzydliwe. Przynajmniej dla niej. Przymknęła delikatnie powieki, kiedy się odezwał, a jej usta wykrzywiły się w parodię nikłego uśmiechu. Nie dawało to najlepszego efektu. Ale przecież nie mógł dokładnie tego zauważyć – starała się nie patrzeć w jego stronę, tak jak on w jej.
- Nie musimy tutaj udawać, Lestrange. Gówno Cię interesuje mój los. Nie musimy panować nad językiem, starać się przekonywać kogokolwiek do tej farsy, którą odgrywamy. Tobie nie zależy na mnie, mi nie zależy na Tobie. Proste – mruknęła po chwili w odpowiedzi, otwierając z powrotem swoje oczy. Kiedy jej nie odpowiedział, podniosła się i zakryła się mocniej kurtką, opuszczając chwiejnym krokiem te miejsce. I on zniknął, ale chwilę później.
[z/t x2 - sesja za długo trwa, a Rabastan odszedł. Jeśli będzie chciał - to zapraszam]
- Maverick Mulciber
Re: Ślepy Zaułek
Wto Sie 11, 2015 5:44 pm
Po absurdalnie tragicznej imprezie bardziej przypominającej stypę po pogrzebie na błoniach czułem, że w powietrzu nadal unosił się zapach smutku i czarnej magii. Z jednej strony przyjemny, a z drugiej drażniący i kwaśny powodujący napięcie się wszystkich nerwów wręcz do granic możliwości i prowadzący do nieuchronnego wybuchu nagromadzonych negatywnych emocji. Przecież taka sytuacja miała miejsce na pogrzebie... kiedy ten pożal-się-boże-puchon zaczął mi skakać do gardła i jeszcze obwiniać w tym wypadku niewinnego Irytka. To prawda, poltergeist wkurwiał, ale nie było konieczne przypisywać mu wszelkich nieszczęść.
Tego dnia po zakończonych zajęciach powędrowałem do dormitorium, gdzie zająłem się zadanym wypracowaniem, jednak wena do bezmyślnego lania wody jakoś wyjątkowo nie chciała nadejść. Chcąc znaleźć inspirację zrobiłem sobie spacer po zamku, jednak wszędzie kręcili się uczniowie, którzy gadali i nie pozwalali mi się skupić. Swoje kroki zacząłem powoli kierować znowu do dormitorium, jednak postanowiłem jeszcze zrobić rundę po lochach. Idąc tak w ciszy i prawie całkowitym mroku znalazłem idealne miejsce na przemyślenie swojej pracy. Było cicho, ciemno i przyjemnie chłodno, dlatego usiadłem w kącie zaułka. Oparłem głowę o kamienną ścianę i przymknąłem oczy. A może zaczniemy wypracowanie tak...
Tego dnia po zakończonych zajęciach powędrowałem do dormitorium, gdzie zająłem się zadanym wypracowaniem, jednak wena do bezmyślnego lania wody jakoś wyjątkowo nie chciała nadejść. Chcąc znaleźć inspirację zrobiłem sobie spacer po zamku, jednak wszędzie kręcili się uczniowie, którzy gadali i nie pozwalali mi się skupić. Swoje kroki zacząłem powoli kierować znowu do dormitorium, jednak postanowiłem jeszcze zrobić rundę po lochach. Idąc tak w ciszy i prawie całkowitym mroku znalazłem idealne miejsce na przemyślenie swojej pracy. Było cicho, ciemno i przyjemnie chłodno, dlatego usiadłem w kącie zaułka. Oparłem głowę o kamienną ścianę i przymknąłem oczy. A może zaczniemy wypracowanie tak...
- Isabelle Taylor
Re: Ślepy Zaułek
Wto Sie 11, 2015 8:04 pm
– Och nie, chyba znowu się zgubiłam... – pomyślała Isabelle, przemierzając liczne korytarze zamkowych podziemi. Pamiętała ostatnią sytuację, podczas której zabłądziła i nie skończyła się ona dla niej miło... A może w sumie skonczyła? Sama już w sumie nie wiedziała. Jedno było jednak pewne – musiała odnaleźć wyjście z tego labiryntu i to szybko, bo z każdym krokiem czuła, że szansa spotkania któregoś z jej oprawców staje się większa i większa.
Przyświecając sobie drogę przed nią różdżką, szła powoli, rozglądając się za jakimkolwiek znakiem, który pomógłby jej odnaleźć jakieś wyjście. Odnosiła również wrażenie, że chodzi w kółko. Postanowiła więc skręcić w korytarz, w którym jeszcze prawdopodobnie nie była.
Szkoda tylko, że okazał się on ślepym zaułkiem.
Isabelle przyświeciła sobie bardziej, widząc w oddali ścianę. Zdziwiła się, gdy obok niej ujrzała chłopaka siedzącego w kącie. Miał przymknięte oczy i chyba nad czymś myślał. Ale nie wyglądał jak jeden z tych, którzy zaczepili ją niedawno.
– Może on mi pomoże się stąd wydostać... – pomyślała, po czym myśl postanowiła wcielić w życie, dlatego podeszła bliżej i stanęła obok niego. Poprawiła również włosy, które miała w nieładzie i chrząknęła, chociaż była pewna, że chłopak zauważył światło.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam... – Zaczęła, gdy była już pewna, że chłopak jej słucha. – Pogubiłam się w tych korytarzach i nie wiem, jak odnaleźć wyjście. Czy mógłbyś mi pomóc?
Isabelle pomyślała, że w sumie, jeśli tylko brunet będzie chciał z nią rozmawiać, z chęcią z nim zostanie, bo tak naprawdę nie miała co robić i szukała jakiegoś zajęcia.
Przyświecając sobie drogę przed nią różdżką, szła powoli, rozglądając się za jakimkolwiek znakiem, który pomógłby jej odnaleźć jakieś wyjście. Odnosiła również wrażenie, że chodzi w kółko. Postanowiła więc skręcić w korytarz, w którym jeszcze prawdopodobnie nie była.
Szkoda tylko, że okazał się on ślepym zaułkiem.
Isabelle przyświeciła sobie bardziej, widząc w oddali ścianę. Zdziwiła się, gdy obok niej ujrzała chłopaka siedzącego w kącie. Miał przymknięte oczy i chyba nad czymś myślał. Ale nie wyglądał jak jeden z tych, którzy zaczepili ją niedawno.
– Może on mi pomoże się stąd wydostać... – pomyślała, po czym myśl postanowiła wcielić w życie, dlatego podeszła bliżej i stanęła obok niego. Poprawiła również włosy, które miała w nieładzie i chrząknęła, chociaż była pewna, że chłopak zauważył światło.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam... – Zaczęła, gdy była już pewna, że chłopak jej słucha. – Pogubiłam się w tych korytarzach i nie wiem, jak odnaleźć wyjście. Czy mógłbyś mi pomóc?
Isabelle pomyślała, że w sumie, jeśli tylko brunet będzie chciał z nią rozmawiać, z chęcią z nim zostanie, bo tak naprawdę nie miała co robić i szukała jakiegoś zajęcia.
- Maverick Mulciber
Re: Ślepy Zaułek
Wto Sie 11, 2015 8:44 pm
Siedziałem w ciszy i już miałem pewną koncepcję, jednak rozproszyły mnie kroki, które słyszałem w oddali. Zdawało się, że przybliżają się w moją stronę, jednak co jakiś czas cichły, bym po chwili znów mógł je usłyszeć. Czyżby jakaś zaginiona duszyczka zbłądziła w lochach? My i Puchoni doskonale odnajdujemy się w podziemiach, więc musiał być to ktoś z góry - Gryffindor? Ravenclaw? Oni z tych swoich wieży nie dostrzegają nas, a nam się nie chce tak wysoko zadzierać głów, więc tak czy siak nasze drogi się nie krzyżują.
Kiedy osoba zatrzymała się na mojej wysokości i wręcz wymierzyła różdżkę w moją stronę, lekko uchyliłem jedno oko. Stała przede mną uczennica na oko z piątego bądź szóstego roku o ciemnych włosach i niewinnej twarzyczce. A gdyby tak się trochę zabawić jej kosztem? To by było w moim stylu, ale jakoś zbytnio mi się nie chciało.
- Na dobry początek byłbym wdzięczny, gdybyś łaskawie nie świeciła mi po oczach - Mruknąłem dość spokojnie, jednak czułem, że otwarte oko przyzwyczajone już do ciemności zaczyna mi łzawić. Dlatego też zasłoniłem powieki by uchronić się przed terapią szokową jaką na mnie zastosowała dziewczyna. Ta sytuacja przypominała mi wakacje, kiedy ojciec chcąc mnie obudzić odsłaniał ciemne kurtyny, a ja na kilka sekund czułem się jakbym stracił wzrok.
- Aż tak ci spieszno uciekać z lochów? - Zapytałem z rozbawieniem wciąż zastanawiając się z jakiego jest domu. Jeżeli Gryfonka - trochę się zabawimy, a jeśli Krukonka - postaram się być miły... przynajmniej bardziej niż zwykle.
Kiedy osoba zatrzymała się na mojej wysokości i wręcz wymierzyła różdżkę w moją stronę, lekko uchyliłem jedno oko. Stała przede mną uczennica na oko z piątego bądź szóstego roku o ciemnych włosach i niewinnej twarzyczce. A gdyby tak się trochę zabawić jej kosztem? To by było w moim stylu, ale jakoś zbytnio mi się nie chciało.
- Na dobry początek byłbym wdzięczny, gdybyś łaskawie nie świeciła mi po oczach - Mruknąłem dość spokojnie, jednak czułem, że otwarte oko przyzwyczajone już do ciemności zaczyna mi łzawić. Dlatego też zasłoniłem powieki by uchronić się przed terapią szokową jaką na mnie zastosowała dziewczyna. Ta sytuacja przypominała mi wakacje, kiedy ojciec chcąc mnie obudzić odsłaniał ciemne kurtyny, a ja na kilka sekund czułem się jakbym stracił wzrok.
- Aż tak ci spieszno uciekać z lochów? - Zapytałem z rozbawieniem wciąż zastanawiając się z jakiego jest domu. Jeżeli Gryfonka - trochę się zabawimy, a jeśli Krukonka - postaram się być miły... przynajmniej bardziej niż zwykle.
- Isabelle Taylor
Re: Ślepy Zaułek
Czw Sie 13, 2015 6:41 pm
Isabelle powinna wcześniej zauważyć, że tak rażące światło w ciemnym miejscu może być dla kogoś niewygodne, dlatego szybko opuściła różdżkę, tak, by światło wydobywające się z niej delikatnie muskało ich twarze.
– Och, wybacz, nie powinnam tak gwałtownie kierować różdżki w twoją stronę. – Przeprosiła dziewczyna, po czym brunet zapytał się z uśmiechem, czy na pewno chce stąd tak szybko uśmiechać.
– Co najmniej, jakby czytał mi w głowie – pomyślała, bacznie lustrując jego wygląd. Cóż, był ubrany zwyczajnie, niczym się raczej nie wyróżniał. Jednakże Isabelle starała się nigdy nie ufać pierwszemu wrażeniu, ponieważ zazwyczaj było mylne i tylko sprawiało, że relacja z każdą rozmową się pogarszała.
– Masz rację, tak naprawdę nigdzie się nie spieszę – odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało. – W ogóle, to zauważyłam, że nad czymś głęboko rozmyślasz. Wybacz moje pytanie, ale jestem bardzo ciekawa, co tak bardzo zaprząta ci myśli? – Dziewczyna nigdy nie była mistrzynią dialogu i duszą towarzystwa, dlatego jej słowa mogły brzmieć dziwnie. Kiedy jednak przebywała z tylko jedną osobą, czuła się swobodniej i łatwiej było jej wypowiadać się i układać swoje myśli w słowa i w zdania.
Dziwnie się czuła, stojąc tak i górując nad chłopakiem, dlatego usiadła obok niego, cały czas trzymając w różdżkę w drugiej, bardziej oddalonej od ściany strony. Oczywiście zachowała jakąś tam odległość, by nie czuć się skrępowaną i nie powodować tego samego uczucia u swojego rozmówcy.
– Może to ten dzień? – przemknęło jej przez myśl, a te słowa sprawiły, że na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Nie było wątpliwości, że był ona prawdziwy.
– Och, wybacz, nie powinnam tak gwałtownie kierować różdżki w twoją stronę. – Przeprosiła dziewczyna, po czym brunet zapytał się z uśmiechem, czy na pewno chce stąd tak szybko uśmiechać.
– Co najmniej, jakby czytał mi w głowie – pomyślała, bacznie lustrując jego wygląd. Cóż, był ubrany zwyczajnie, niczym się raczej nie wyróżniał. Jednakże Isabelle starała się nigdy nie ufać pierwszemu wrażeniu, ponieważ zazwyczaj było mylne i tylko sprawiało, że relacja z każdą rozmową się pogarszała.
– Masz rację, tak naprawdę nigdzie się nie spieszę – odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało. – W ogóle, to zauważyłam, że nad czymś głęboko rozmyślasz. Wybacz moje pytanie, ale jestem bardzo ciekawa, co tak bardzo zaprząta ci myśli? – Dziewczyna nigdy nie była mistrzynią dialogu i duszą towarzystwa, dlatego jej słowa mogły brzmieć dziwnie. Kiedy jednak przebywała z tylko jedną osobą, czuła się swobodniej i łatwiej było jej wypowiadać się i układać swoje myśli w słowa i w zdania.
Dziwnie się czuła, stojąc tak i górując nad chłopakiem, dlatego usiadła obok niego, cały czas trzymając w różdżkę w drugiej, bardziej oddalonej od ściany strony. Oczywiście zachowała jakąś tam odległość, by nie czuć się skrępowaną i nie powodować tego samego uczucia u swojego rozmówcy.
– Może to ten dzień? – przemknęło jej przez myśl, a te słowa sprawiły, że na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Nie było wątpliwości, że był ona prawdziwy.
- Maverick Mulciber
Re: Ślepy Zaułek
Czw Sie 13, 2015 9:29 pm
Kiedy niewiasta opuściła nieco różdżkę, tym samym ułatwiając mi dalsze funkcjonowanie, uśmiechnąłem się z wyraźną wdzięcznością.
- Serdecznie dziękuję - Odpowiedziałem w tej samej chwili odsłaniając swoje oczy, które moim zdaniem były niezwykle istotne w czasie konwersacji. Brak kontaktu wzrokowego nie tylko utrudniał interpretację emocji towarzysza, ale nie pozwalał skupić uwagi obu ze stron. Przynajmniej w moim wypadku się zdarzało, że patrząc gdzieś w dal łatwo się dekoncentrowałem i traciłem wątek. A to nie jest kulturalne, nieprawdaż?
À propos kultury - już zbierałem się, żeby wstać, aby kontynuować rozmowę na wysokości towarzyszki, jednak ona usiadła obok mnie zachowując bezpieczny dystans.
- Zastanawiałem się, czy pierwszą osobę jaka pojawi się w zaułku oskórować, czy uwędzić i podać jutro na obiad - Skłamałem niepokojąco miło się uśmiechając, a po chwili parsknąłem śmiechem i sprostowałem : - Spokojnie, nie mówię poważnie. Rozmyślałem nad wypracowaniem, jednak mam na nie jeszcze sporo czasu, więc w pierwszej kolejności mogę zająć się tobą.
- Jeżeli ta dziewczyna nie ucieknie po tym zdaniu, to będę mile zaskoczony. Brawo Mulciber! Fantastyczny dobór słów! - Odezwał się głos w mojej głowie, jednak szybko go stłamsiłem. Jak zwykle lubił się mnie czepiać! Wkurwiający typ...
- Serdecznie dziękuję - Odpowiedziałem w tej samej chwili odsłaniając swoje oczy, które moim zdaniem były niezwykle istotne w czasie konwersacji. Brak kontaktu wzrokowego nie tylko utrudniał interpretację emocji towarzysza, ale nie pozwalał skupić uwagi obu ze stron. Przynajmniej w moim wypadku się zdarzało, że patrząc gdzieś w dal łatwo się dekoncentrowałem i traciłem wątek. A to nie jest kulturalne, nieprawdaż?
À propos kultury - już zbierałem się, żeby wstać, aby kontynuować rozmowę na wysokości towarzyszki, jednak ona usiadła obok mnie zachowując bezpieczny dystans.
- Zastanawiałem się, czy pierwszą osobę jaka pojawi się w zaułku oskórować, czy uwędzić i podać jutro na obiad - Skłamałem niepokojąco miło się uśmiechając, a po chwili parsknąłem śmiechem i sprostowałem : - Spokojnie, nie mówię poważnie. Rozmyślałem nad wypracowaniem, jednak mam na nie jeszcze sporo czasu, więc w pierwszej kolejności mogę zająć się tobą.
- Jeżeli ta dziewczyna nie ucieknie po tym zdaniu, to będę mile zaskoczony. Brawo Mulciber! Fantastyczny dobór słów! - Odezwał się głos w mojej głowie, jednak szybko go stłamsiłem. Jak zwykle lubił się mnie czepiać! Wkurwiający typ...
- Isabelle Taylor
Re: Ślepy Zaułek
Pią Sie 14, 2015 12:24 pm
Chłopak próbował utrzymać z Isabelle kontakt wzrokowy, więc ona postanowiła na być gorsza i, walcząc ze swoją wrodzoną nieśmiałością, zerkała co chwilę na jego twarz, łapiąc się na tym, że sprawia jej to niemałą przyjemność.
– Co się ze mną dzisiaj dzieje? – Zdziwiła się własnym postępowaniem. Zauważyła też, że brunet chciał wstać, ale jej działanie sprawiło, że pozostał na swoim miejscu. Widać było, że myślą podobnie.
Na wypowiedź chłopaka Isabelle nieznacznie się uśmiechnęła, nie miała bowiem wątpliwości, że był to żart. Gdyby miała go ocenić, przylepiła by mu etykietkę: "ujdzie w tłumie". No, ale cóż, lepszy taki, niż żaden. Szkoda tylko, że dziewczyna roześmiała się, bynajmniej nie reagując na słowa chłopaka, a na własne myśli.
– Cóż, pewnie pomyśli, że mam nie po kolei w głowie... – westchnęła w myślach Iss, przysłuchując się dalej temu, co mówił chłopak.
Wzmianka o wypracowaniu skutecznie przywróciła ją na właściwe tory myślowe, dzięki czemu mogła się już zachowywać normalnie.
– Och, wypracowanie. Ja też muszę popracować na swoim, ale zajmę się nim później. Co miałeś na myśli, mówiąc, że się mną "zajmiesz"? – spytała z niewinną miną, bo szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, o co mogło mu chodzić. Wydawało jej się, że dalej powinna udawać lekko przestraszoną, ale nigdy nie wychodziły jej takie gierki. Miała tę wadę, że ukazywała swoje emocje szczerze i bezpośrednio. Ciężko jej było ukryć swoje prawdziwe odczucia. Wierzyła jednak, że nie przeszkodzi to jej i rozmówcy.
– Ach, rozmówcy... jak on ma w ogóle na imię? – spytała samą siebie w myślach. No tak. Nie wiedziała, dlatego postanowiła się szybko zreflektować.
– Tak w ogóle, to jestem Isabelle... z Ravenclawu. – Mówiąc to, podała chłopakowi rękę. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko znajomości z kimś takim jak ja? – Zadała to pytanie z lekkim niepokojem, bo w sumie, nie wiedziała, z jakiego domu pochodził brunet.
– Co się ze mną dzisiaj dzieje? – Zdziwiła się własnym postępowaniem. Zauważyła też, że brunet chciał wstać, ale jej działanie sprawiło, że pozostał na swoim miejscu. Widać było, że myślą podobnie.
Na wypowiedź chłopaka Isabelle nieznacznie się uśmiechnęła, nie miała bowiem wątpliwości, że był to żart. Gdyby miała go ocenić, przylepiła by mu etykietkę: "ujdzie w tłumie". No, ale cóż, lepszy taki, niż żaden. Szkoda tylko, że dziewczyna roześmiała się, bynajmniej nie reagując na słowa chłopaka, a na własne myśli.
– Cóż, pewnie pomyśli, że mam nie po kolei w głowie... – westchnęła w myślach Iss, przysłuchując się dalej temu, co mówił chłopak.
Wzmianka o wypracowaniu skutecznie przywróciła ją na właściwe tory myślowe, dzięki czemu mogła się już zachowywać normalnie.
– Och, wypracowanie. Ja też muszę popracować na swoim, ale zajmę się nim później. Co miałeś na myśli, mówiąc, że się mną "zajmiesz"? – spytała z niewinną miną, bo szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, o co mogło mu chodzić. Wydawało jej się, że dalej powinna udawać lekko przestraszoną, ale nigdy nie wychodziły jej takie gierki. Miała tę wadę, że ukazywała swoje emocje szczerze i bezpośrednio. Ciężko jej było ukryć swoje prawdziwe odczucia. Wierzyła jednak, że nie przeszkodzi to jej i rozmówcy.
– Ach, rozmówcy... jak on ma w ogóle na imię? – spytała samą siebie w myślach. No tak. Nie wiedziała, dlatego postanowiła się szybko zreflektować.
– Tak w ogóle, to jestem Isabelle... z Ravenclawu. – Mówiąc to, podała chłopakowi rękę. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko znajomości z kimś takim jak ja? – Zadała to pytanie z lekkim niepokojem, bo w sumie, nie wiedziała, z jakiego domu pochodził brunet.
- Maverick Mulciber
Re: Ślepy Zaułek
Sob Sie 15, 2015 2:17 pm
Cóż, miałem szczęście, że moja kompanka do przesiadywania w mrokach lochów jeszcze się nie spłoszyła. Miałem ochotę z kimś porozmawiać, a nie zajmować się nauką. Chyba wszyscy to znamy. Trzeba zająć się czymś naprawdę ważnym, ale jakoś nagle dostrzega się kurz na półkach i chaos w szafie... a później łapiemy się na tym, że jest trzecia w nocy, wszystkie książki na biblioteczce posegregowane są alfabetycznie, koszulki ułożone kolorystycznie, a pergamin podpisany jedynie imieniem i nazwiskiem.
- Co miałem na myśli? Może faktycznie kiepsko dobrałem słowa, ale chciałem powiedzieć tylko tyle, że wolę poświęcić czas na rozmowę z tobą - Wytłumaczyłem spokojnie, tym razem bardziej koncentrując się na tym, żeby nie zaistniały żadne niejasności.
Kiedy niewiasta się przedstawiła ja nieznacznie zmarszczyłem na ułamek sekundy brwi. Ewidentnie dała nacisk na to do jakiego domu przynależy. Czyżby podejrzewała, że jestem ze Slytherinu? To oczywiste, że raczej nie przepadamy za Gryfonami, jednak nasz stosunek do Krukonów jest raczej neutralny. Przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy.
- Maverick, ale i tak wszyscy mówią do mnie po nazwisku, czyli Mulciber - Przedstawiłem się podając jej rękę. Gdy użyłem swojego nazwiska chyba nie musiałem mówić do jakiego domu przynależę. Jeżeli Isabelle była czystej krwi, to z pewnością je znała, jeżeli nie... to pewnie też obiło się o uszy. Cała nasza rodzina kojarzona była ze Slytherinem.
- Co masz przez to na myśli? - Zapytałem uważnie jej się przyglądając. Zacząłem odnosić wrażenie, że mam do czynienia z niezwykle nieśmiałą osobą o dość niskiej samoocenie.
- Co miałem na myśli? Może faktycznie kiepsko dobrałem słowa, ale chciałem powiedzieć tylko tyle, że wolę poświęcić czas na rozmowę z tobą - Wytłumaczyłem spokojnie, tym razem bardziej koncentrując się na tym, żeby nie zaistniały żadne niejasności.
Kiedy niewiasta się przedstawiła ja nieznacznie zmarszczyłem na ułamek sekundy brwi. Ewidentnie dała nacisk na to do jakiego domu przynależy. Czyżby podejrzewała, że jestem ze Slytherinu? To oczywiste, że raczej nie przepadamy za Gryfonami, jednak nasz stosunek do Krukonów jest raczej neutralny. Przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy.
- Maverick, ale i tak wszyscy mówią do mnie po nazwisku, czyli Mulciber - Przedstawiłem się podając jej rękę. Gdy użyłem swojego nazwiska chyba nie musiałem mówić do jakiego domu przynależę. Jeżeli Isabelle była czystej krwi, to z pewnością je znała, jeżeli nie... to pewnie też obiło się o uszy. Cała nasza rodzina kojarzona była ze Slytherinem.
- Co masz przez to na myśli? - Zapytałem uważnie jej się przyglądając. Zacząłem odnosić wrażenie, że mam do czynienia z niezwykle nieśmiałą osobą o dość niskiej samoocenie.
- Isabelle Taylor
Re: Ślepy Zaułek
Pon Sie 17, 2015 6:20 pm
Kiedy chłopak wytłumaczył Isabelli, co miał na myśli, mówiąc, że się nią zajmie, jej mina była bardzo wymowna. Po chwili jednak cichutko zachichotała i przytaknęła głową.
– Po cichu liczyłam na jakieś ciekawsze wytłumaczenie, ale i to mnie zadowala. To bardzo miło z twojej strony – powiedziała wciąż z uśmiechem na twarzy.
– Och, czyli tak jak myślałam – przemknęło przez myśl dziewczynie. Nazwisko ślizgona nie było jej bardzo znane, bardziej właśnie słyszała je parę razy podczas zajęć. Dla niej sprawa czystości krwi była mało istotna. W końcu to nie ona decydowała o charakterze i możliwościach czarodzieja. Każdy zasługiwał na taki sam szacunek i miał prawo do pełnego poszanowania jego godności. Dla Isabelle było to wręcz oczywiste, chociaż sama nie była dobrze traktowana z powodu bycia "szlamą".
– Co mam przez to na myśli? Ach, w sumie nic... tylko wiesz, zadawanie się ze mną może nie być najlepszym pomysłem. – Przerwała na chwilę, zastanawiając się nad czymś. Po chwili dodała, jakby ktoś mógł źle zinterpretować jej słowa. – Ale ja ci tego absolutnie nie zabraniam! – krzyknęła, machając nerwowo rękami w geście zaprzeczenia. Miała nadzieję, że nie wyglądało to dziwnie. Była jednak świadoma faktu, że nie była lubianą osobą. Bała się, że chłopak zareaguje tak jak wszyscy – po prostu ją wyśmieje. Spojrzała nieśmiało w jego oczy, szukając w nich jakiś oznak pogardy. Całe szczęście ich nie znalazła.
– Po cichu liczyłam na jakieś ciekawsze wytłumaczenie, ale i to mnie zadowala. To bardzo miło z twojej strony – powiedziała wciąż z uśmiechem na twarzy.
– Och, czyli tak jak myślałam – przemknęło przez myśl dziewczynie. Nazwisko ślizgona nie było jej bardzo znane, bardziej właśnie słyszała je parę razy podczas zajęć. Dla niej sprawa czystości krwi była mało istotna. W końcu to nie ona decydowała o charakterze i możliwościach czarodzieja. Każdy zasługiwał na taki sam szacunek i miał prawo do pełnego poszanowania jego godności. Dla Isabelle było to wręcz oczywiste, chociaż sama nie była dobrze traktowana z powodu bycia "szlamą".
– Co mam przez to na myśli? Ach, w sumie nic... tylko wiesz, zadawanie się ze mną może nie być najlepszym pomysłem. – Przerwała na chwilę, zastanawiając się nad czymś. Po chwili dodała, jakby ktoś mógł źle zinterpretować jej słowa. – Ale ja ci tego absolutnie nie zabraniam! – krzyknęła, machając nerwowo rękami w geście zaprzeczenia. Miała nadzieję, że nie wyglądało to dziwnie. Była jednak świadoma faktu, że nie była lubianą osobą. Bała się, że chłopak zareaguje tak jak wszyscy – po prostu ją wyśmieje. Spojrzała nieśmiało w jego oczy, szukając w nich jakiś oznak pogardy. Całe szczęście ich nie znalazła.
- Maverick Mulciber
Re: Ślepy Zaułek
Pon Sie 17, 2015 9:09 pm
Zrobiłem nieco zdziwioną minę, kiedy stwierdziła, że liczyła na inne wytłumaczenie. Miałem kontynuować moje żarty niskich lotów o kanibalizmie? W sumie nie miałem nic przeciwko, może Isabelle w najgorszym wypadku by się trochę wystraszyła ułańskiej fantazji co do przyrządzenia człowieka. W sumie mięso to mięso i miałbym mniejsze obiekcje co do zjedzenia kolegi z domu niż swojej sowy. Ludzie bardziej zasługują na śmierć niż zwierzęta - one są niewinne i kierują się instynktem, a my ranimy świadomie.
- Jeżeli zechcesz mogę wymyślić coś nowego... no to tak : zająłbym się tobą w taki sposób, że zamknąłbym Cię w nieużywanym od dawna lochu, tam dokarmiałbym Cię świeżymi produktami, a nie wiem czy wiesz, ale podobno kasztany jadalne poprawiają jakość mięsa. Później odcinałbym ci po kolei kończyny i pilnował, żebyś je sama zjadała. Oczywiście nie na surowo. A jakby skończyły mi się pomysły czym mogę cię nakarmić, to prawdopodobnie byłabyś już martwa i chyba nie jest istotne co bym potem zrobił z resztą twojego ciała... ten pomysł bardziej cię satysfakcjonuje? - Zapytałem z szerokim uśmiechem opierając brodę na splecionych rękach. Może i byłem obrzydliwy, ale sama dała mi do tego pretekst, a ja miałbym tego nie wykorzystać? Jakże bym śmiał zawieść moją nieliczną publiczność.
Przekrzywiłem po raz kolejny głowę i parsknąłem śmiechem.
- Jakby przebywanie ze mną było dobrym pomysłem... Jestem zwykłym świrem z popieprzonej arystokratycznej rodziny, do którego bez kija, przepraszam, różdżki nie podchodzą. Nie wiem czy słyszałaś o sytuacji na błoniach. Jeżeli nie, to bardzo się cieszę - Wzruszyłem lekko ramionami i przewróciłem oczami. Cała szkoła przez kilka dni po pogrzebie tylko mierzyła mnie i tego Puchona morderczymi spojrzeniami, zarzucając nam brak szacunku wobec zmarłych i do ich rodzin. Sam byłem sobie winny, ale ten wariat nie musiał od razu mnie atakować!
- Jeżeli zechcesz mogę wymyślić coś nowego... no to tak : zająłbym się tobą w taki sposób, że zamknąłbym Cię w nieużywanym od dawna lochu, tam dokarmiałbym Cię świeżymi produktami, a nie wiem czy wiesz, ale podobno kasztany jadalne poprawiają jakość mięsa. Później odcinałbym ci po kolei kończyny i pilnował, żebyś je sama zjadała. Oczywiście nie na surowo. A jakby skończyły mi się pomysły czym mogę cię nakarmić, to prawdopodobnie byłabyś już martwa i chyba nie jest istotne co bym potem zrobił z resztą twojego ciała... ten pomysł bardziej cię satysfakcjonuje? - Zapytałem z szerokim uśmiechem opierając brodę na splecionych rękach. Może i byłem obrzydliwy, ale sama dała mi do tego pretekst, a ja miałbym tego nie wykorzystać? Jakże bym śmiał zawieść moją nieliczną publiczność.
Przekrzywiłem po raz kolejny głowę i parsknąłem śmiechem.
- Jakby przebywanie ze mną było dobrym pomysłem... Jestem zwykłym świrem z popieprzonej arystokratycznej rodziny, do którego bez kija, przepraszam, różdżki nie podchodzą. Nie wiem czy słyszałaś o sytuacji na błoniach. Jeżeli nie, to bardzo się cieszę - Wzruszyłem lekko ramionami i przewróciłem oczami. Cała szkoła przez kilka dni po pogrzebie tylko mierzyła mnie i tego Puchona morderczymi spojrzeniami, zarzucając nam brak szacunku wobec zmarłych i do ich rodzin. Sam byłem sobie winny, ale ten wariat nie musiał od razu mnie atakować!
- Isabelle Taylor
Re: Ślepy Zaułek
Czw Sie 20, 2015 3:28 pm
Isabelle zastanowiła się tylko przez chwilę. Po chwili jednak roześmiała się szczerze.
– Cóż... cieszę się, że mogłabym być dla ciebie źródłem takiej zabawy! – wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale zaraz się powstrzymała i schyliła głowę, licząc na to, że chłopak nie zauważył tej mimiki twarzy.
Widać było, że ma coś nie tak z umysłem, ale dziewczyna średnio się tym przejmowała. Jej też nikt nie lubił, ba, nawet już jej nie ignorowano, tylko otwarcie pokazywano wrogość. Dla niej każdy człowiek, który nie chciał się z niej śmiać, mógłby być jej przyjacielem.
– Na błoniach? Ach, rozumiem... – westchnęła cicho. Chociaż ona sama nie uczestniczyła w tych wydarzeniach, to jednak słyszała, jak rozprawiają o nich cicho inni uczniowie. Myślała sobie czasami, żeby nie zrezygnować z nauki, bo bała się o swoje życie, ale w sumie stwierdziła, że nauka jest najważniejsza. Nie miała nic innego w życiu.
– Nie przejmuj się tym. Jestem w stanie cię zrozumieć – powiedziała, próbując pocieszyć chłopaka. Nie wiedziała, czy dobrze to uczyniła, ale cóż, przynajmniej się starała.
– Cóż... cieszę się, że mogłabym być dla ciebie źródłem takiej zabawy! – wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale zaraz się powstrzymała i schyliła głowę, licząc na to, że chłopak nie zauważył tej mimiki twarzy.
Widać było, że ma coś nie tak z umysłem, ale dziewczyna średnio się tym przejmowała. Jej też nikt nie lubił, ba, nawet już jej nie ignorowano, tylko otwarcie pokazywano wrogość. Dla niej każdy człowiek, który nie chciał się z niej śmiać, mógłby być jej przyjacielem.
– Na błoniach? Ach, rozumiem... – westchnęła cicho. Chociaż ona sama nie uczestniczyła w tych wydarzeniach, to jednak słyszała, jak rozprawiają o nich cicho inni uczniowie. Myślała sobie czasami, żeby nie zrezygnować z nauki, bo bała się o swoje życie, ale w sumie stwierdziła, że nauka jest najważniejsza. Nie miała nic innego w życiu.
– Nie przejmuj się tym. Jestem w stanie cię zrozumieć – powiedziała, próbując pocieszyć chłopaka. Nie wiedziała, czy dobrze to uczyniła, ale cóż, przynajmniej się starała.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach