Go down
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Pią Sie 29, 2014 11:56 pm
Co mogła robić Potter w jakże urocze święto, zwane Walę W Tynkami? Przechadzać się szkolnymi korytarzami, w których raz za razem natknąć można było się na śliniących się do siebie uczniów? Siedzieć w dormitorium, w którym dzisiaj ujrzeć można było tylko i wyłącznie parki, siedzące obok siebie i szepczące sobie czułe słówka na uszko? A może wybrać się do Wielkiej Sali i przyglądać się tym wszystkim uroczym zakochanym, którzy, trzymając się za ręce, wpychały sobie nawzajem do buzi jedzenie, co miało imitować karmienie się?
To wszystko - a już zwłaszcza akcje dziejące się w WS - u Erin wywoływało raczej odruchy wymiotne. Naprawdę, czy nie można było spędzić tego dnia w jakiś normalny sposób? Bez publicznego okazywania sobie tak zwanej "miłości"? Do cholery, przecież to wszystko i tak było robione tylko i wyłącznie na pokaz! Święto zakochanych... jedna, wielka bzdura. Każdy z tych ludzi zachowywał się zupełnie tak, jakby można było okazywać sobie uczucia tylko i wyłącznie w ten jeden dzień...
Ku jej ogromnemu rozczarowaniu i zdziwieniu jednocześnie, nawet nauczyciele dziś wyjątkowo nie reagowali na zbyt intymne zachowanie co niektórych uczniów. Taka McGonagall na przykład po prostu przemknęła przez jeden z korytarzy, starając się nie spoglądać na boki, unikając swych szkolnych obowiązków, po czym zniknęła w swej sali, najwyraźniej chcąc zwyczajnie zamknąć się na uczniowski, walentynkowy świat. Erin poniekąd zazdrościła jej tej możliwości uniknięcia skonfrontowania się z rzeczywistością.
Chcąc nie chcąc zahaczyła o dormitorium, chcąc zawołać Mohera. Był jej jedynym sensownym wsparciem w ten smutny, melancholijny dzień. A przecież to było dopiero południe... czekało ją jeszcze tyle godzin oczekiwania na... no właśnie, na co..?
Gdy stanęła w drzwiach Pokoju Wspólnego Gryfonów, spostrzegła, że kot smacznie śpi sobie na jednym z foteli, uniemożliwiając tym sposobem parce jakiś piątoklasistów ślinienie się do siebie na wyżej wspomnianym meblu. Widok ten tak bardzo poprawił jej humor, że niemalże parsknęła śmiechem i aż żal było jej wołać swego towarzysza do siebie. Odczekała więc parę chwil, napawając się zdenerwowanymi twarzyczkami "zakochanych", aż w końcu zawołała swego podopiecznego po imieniu i, upewniając się, że zwierzę podąża za nią, opuściła te miejsce.
Kroki skierowała do jednej ze znanej jej pustych sal znajdujących się na V piętrze. Ufała swemu instynktowi, który podpowiadał jej, że tym razem będzie mogła oddać się chwili samotności.
Tak też i było w rzeczywistości - gdy przekroczyła próg pomieszczenia, salka wyglądała tak, jak ją zapamiętała - była nieco zakurzona, jej meble porozstawiane były w sposób niechlujny i nieuporządkowany, ale wciąż zachęcała tym, że nie znajdował się w niej kompletnie nikt.
Gryfonka wdrapała się na jeden z parapetów, usiadła na nim i, opierając się plecami o chłodną ścianę, wbiła wzrok w widok za oknem. Moher niemal natychmiast wskoczył na jej nogi, przez chwilę szukając dla siebie miejsca. Gdy w końcu ułożył się tak, jak zamierzał, dziewczyna wplotła swe długie, chude palce w jego miękkie futerko i zaczęła je lekko gładzić.
- Wiesz, Mohciu... tak naprawdę to tylko Ty mnie kochasz. Bądź moją walentynką. Co Ty na to?
To mówiąc, uśmiechnęła się delikatnie, a kocur zaczął cicho mruczeć, przymykając swe zmęczone oczka.
- Ty nigdy mnie nie odrzucasz... zawsze przy mnie jesteś... zwłaszcza wtedy, kiedy Cię potrzebuję... i... nie unikasz mnie.
Westchnęła i przygryzła lekko dolną wargę. Nie wiedzieć czemu wciąż czekała na cud, na moment, w którym On obudzi się, odezwie, zrobi cokolwiek, jakikolwiek krok... wiedziała, że oszukuje samą siebie, wiedziała, że ta chwila prawdopodobnie nigdy nie nastąpi, ale i tak... i tak wolała kłamać. Jej nadzieja była tak nędzną istotą, że zdawałoby się, że najbardziej żałosnym zjawiskiem we wszechświecie.
Ciekawe, co właśnie robił. Ciekawe gdzie był. I ciekawe o czym myślał.
A może... może on po prostu kochał kogoś innego..?
Dlaczego wcześniej nie wpadło Ci to do głowy...
Nie potrafiła dopuścić do siebie tej myśli, mimo, że była najsensowniejszą ze wszystkich, jakie do tej pory zjawiły się w jej umyśle. Ale kogo..? Kto mógłby to być..? A może... może ktoś z jej najbliższego otoczenia..? Czyżby...
Kto by Cię chciał. Tylko spójrz na siebie... nie jesteś nawet w połowie tak mądra jak Lily, nie masz wybitnych ocen; nie radzisz sobie z tak wieloma przedmiotami, masz tak mało zainteresowań... nie oferujesz Mu nic. To oczywiste, że wolał pokochać... kogoś innego.
Oparła się czołem o lodowatą szybę i zacisnęła wargi, przymykając oczy. Po jej policzku spłynęła jedna, drobna łza.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Pon Wrz 22, 2014 8:10 pm
//Powiedzmy, że przed "nielegalnym" wypadem pani prefekt do Hogsmeade.

Przepadała za zimą, choć tak niewiele osób ją doceniało. Uwielbiała, kiedy śnieg delikatnie muskał jej twarzy, barwiąc na czerwono jej śniade policzki. I jeszcze ta magia, kiedy dzień tak szybko się kończył, ustępując miejsca nocy. Zresztą Evans potrafiła z każdej pory roku czerpać radość, no chyba, że panował taki mróz, że nawet jej puchate skarpetki, robione ręcznie przez jej babcię nie pomagały, albo kiedy słońce tak grzało, że ledwo mogła się utrzymać na nogach. To dopiero był koszmar! No ale co zrobić? W końcu to naturalna kolej rzeczy! Tak samo, jak księżyc, który ma ciągle tę samą wędrówkę od swojej cienkiej, niemalże niewidocznej formy a la'rogalik, a kończąc na pełnej okrągłej formie pełni. Nie wiedziała, że choć pozornie nie ma to większego znaczenia; piękny w całości widniejący na niebie kształt, ot co, to jednak dla jej przyjaciela determinowało to całego jego życie, a owy jasno płonący znak, wśród gwiazd stanowił wyrok. Wyrok od którego nie było żadnej ucieczki. Evans, choć różne myśli i podejrzenia kłębiły się w jej głowie na temat tajemniczych zniknięć Remusa, nadal nie potrafiła do końca rozszyfrować owej zagadki - być może nawet nie chciała do siebie dopuścić pewnych teorii, które z każdym dniem nabierały coraz większego prawdopodobieństwa. Owy futerkowy problem, postanowiła więc zostawić na późniejsze dni; może Remus zaufa jej na tyle, by sam jej o tym powiedzieć? Po cichu liczyła na to i nieważne, co by to było, wiedziała, że nie odwróciłaby się od niego w żaden sposób. I miała nadzieję, że on również o tym wiedział.
Walentynki też niekoniecznie dobrze na nią wpływały i na jej pogodę ducha - wyprowadzały ją wręcz z równowagi, te wszystkie chichoty i ukradkowe spojrzenia, a także obściskiwanie się par na każdym kroku. Nawet nie miała siły, by zwracać im ciągle uwagę i przypominać, że to jest niemoralne i niedozwolone przez szkolny regulamin. Zresztą nawet nauczyciele sobie odpuścili, stwierdzając, że jak już opadnie cała ta "chmura miłości" spowodowana 14 lutego to wszystko wróci do normy. Kiedy weszła do Wielkiej Sali, by zjeść spokojnie obiad i zastanowić się nad grafikiem na dzisiejszy dzień to w jej oczy rzuciły się naprawdę dziwne obrazy, które teraz chciała pozbyć się ze swej głowy. Westchnęła zrezygnowana i usiadła przy stole Gryfonów, nakładając sobie sporą porcję pieczonych ziemniaków i porządny kawał pieczonego mięsa.
Lily stwierdziła, że jedyne wyjście, by nie dać się zdołować, to zająć się jedzeniem. Bo w końcu ile można słuchać tych pisków i dziwacznych rymowanek, czy też piosenek dotyczących miłości?
I nawet jeśli Potter w poprzednich latach robił to samo i doprowadzał ją tym do skraju załamania psychicznego, to w tym roku postanowił sobie zupełnie odpuścić. Zresztą nic w tym dziwnego, sama przecież postarała się o to, by całkowicie go od siebie odciąć. I to w bardzo brutalny sposób.
Poczuła nieprzyjemny skurcz w porządku i rozejrzała się wokoło, próbując dostrzec znajome twarze. Niestety, nie było ani Erin, ani Dorcas, ani Mary, ani Syriusza, ani Remusa, ani Petera, ani nawet Pottera. To że April była nieobecna nie zdziwiło ją, ponieważ wiedziała, że ich cicha współlokatorka z pokoju dziewcząt potrzebowała często chwili samotności. Ale że nie było nikogo z nich...? To było już bardzo zastanawiające. Niemniej rudowłosa postanowiła się zbytnio tym nie rozklejać i już po chwili opuściła Wielką Salę, udając się na poszukiwanie jednej z przyjaciółek. Gdyby szukała Huncwotów, to byłoby co najmniej dziwne, prawda? Nawet jeśli miała dobre relacje z Remusem, to przecież może on wolał zostać sam? Albo chciał spędzić czas z resztą swoich przyjaciół? Zresztą to nie było teraz ważne.
Dawno wszak nie widziała tych uśmiechniętych szalonych twarzyczek swoich wredot - zwłaszcza tej Erinowej, więc przyszedł czas by to zmienić! No bo jak tak dalej pójdzie, to człowiek zwariuje i co będzie? A poza tym czarnowłosa była niezrównanym kompanem we wszelkich tajemnych wypadach! I nawet jeśli w tym roku praktycznie na żadnym nie były; co ja mówię, co więcej nie było żadnych dłuższych babskich pogadanek, to czas to zmienić! A Walentynki to idealna okazja! W końcu, co jak co, ale Evans wiedziała, że Potterówna nie przepada za nimi, równie mocno, co ona. Może to było spowodowane tym, że nie miały one swoich wybranków?
W każdym razie, główkując i zaglądając do pustych sal w celu odkrycia docelowej kryjówki niedobrego stworzenia, jakim była Rin, rudowłosa nieźle się tym zmęczyła i złapała zadyszki. Ale jak to uparta ona, stwierdziła, że tak łatwo się nie podda, oj nie! Tak więc dotarła na V piętro i nasłuchiwała, by wyłapać jakieś podejrzane dźwięki. I kiedy usłyszała dobrze jej znany głosik, wparowała jak rudy huragan do sali.
- Ha! Mam Cię, diablico! - Wydała z siebie okrzyk bojowy z początku nie zauważając, w jakim stanie znajduje się jej przyjaciółka. Kiedy jednak podeszła bliżej i zauważyła samotną łzę na jej policzku, starła ją swoją dłonią. - Oj nie płacz. Wiem, że trochę sknociłam z tym brakiem prezentu dla Ciebie z okazji Walentynek, ale to nie powód byś była smutna. No już, rozchmurz się! Patrz jak Moherek na Ciebie ładnie patrzy!
Uśmiechnęła się delikatnie i zmrużyła zielone oczy, przytulając się do Potter. Nie wiedziała, co było powodem, dla którego Erin wyglądała, jak jedno wielkie nieszczęście; mogła się jedynie domyślać, ale nie miała zamiaru zostawić jej tutaj w takim stanie.
W końcu mają siebie nawzajem, czyż nie?
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Wto Wrz 23, 2014 2:06 pm
Czasem przytrafiają się w naszym życiu momenty, kiedy pragniemy mieć wszystko w tak głębokim poważaniu, że aż sięgamy po alkohol.
Erin nie należała do namiętnie spożywających specjalnych trunków osób, prawdę mówiąc nawet nie widziała w piciu nic specjalnego. Ot, czasem przyssała się do jakiegoś kieliszka, ale tylko wtedy, kiedy znajdowała się w towarzystwie, dla "rozluźnienia". Nigdy jednak nie odczuwała potrzeby zapijania smutków czy chęci odcięcia się od rzeczywistości, nigdy nie miała ku temu powodów.
Ale, cóż, przecież mamy dzisiaj walentynki! A one wraz ze sobą przyniosły wystarczający powód. Trza było świętować! Świętować wspaniałą samotność!
Uśmiechnęła się drwiąco. Wciąż tylko oszukiwała samą siebie, tak naprawdę czekając na cud, na coś, co przecież nigdy nie nadejdzie.
Otworzyła swą torbę i wyciągnęła z niej jedną niegdyś przemyconych z Hogsmeade butelek ognistej whiskey. Otworzyła ją za pomocą różdżki i popiła spory łyk, niemal natychmiast odczuwając na swym ciele gorące skutki. Odkaszlnęła kilkukrotnie, chcąc przyzwyczaić swój organizm do sytuacji, lecz w tym momencie nagle do jej uszu dobiegł ogromny huk.
Gdy rudy huragan wparował do pomieszczenia, podskoczyła jak oparzona, prawie spadając z parapetu i wypuszczając butelkę z dłoni. Moher natomiast zeskoczył z jej kolan i podbiegł do rudowłosej, ocierając się główką o jej drobną łydkę. Miauknął cicho na przywitanie, czarnowłosa natomiast w całym komizmie tej sytuacji - wiedziała przecież, że Evans ją zabije za bezkarne picie alkoholu, a już tym bardziej w szkole - w pierwszym momencie popatrzyła się na Lily zdziwionym wzrokiem, lecz zaraz potem jej twarz rozpromieniła się w szerokim, nieco zawadiackim uśmiechu. Nie kryła butelki ognistej, wręcz uniosła ją lekko w górę, jakby na cześć przyjaciółki.
- Evaans, nie myśl sobiee, że takie przeprosiny wystarczą... - rzekła, wyciągając w jej kierunku chudy palec i pomachując jej nim przed oczami - Widzisz, pozostawiłaś mnie tu taką samą, zapijającą smutki przez nieodwzajemnioną miłość do Ciebie i teraz, kiedy tu przychodzisz, nadal nie masz dla mnie prezentu?! Co Ty sobie myślisz! Przecież mamy Walę W Tynki, to jedyny dzień w roku, w którym można okazywać sobie miłość!
To mówiąc, spojrzała na Gryfonkę w znaczący sposób, dając jej do zrozumienia, że dzisiejsze urocze parki w Hogwarcie napawają ją w mdłości.
- Heej, zawiodłam się na Tobie. Chyba musimy zakończyć nasz dwuminutowy związek. Wolę ognistą i czekoladę. Albo czekoladę i ognistą.
Czekolada... Merlinie, czy naprawdę wszystko musiało jej się z Nim kojarzyć? Czekolada - no dobra, najlepszy smakołyk ze wszystkich, jakie istnieją na tym świecie. Czekolada - słodka, pyszna, rozpływająca się w ustach... czekolada. Rozpływała się podobnie, jak ona sama, kiedy On... Nie! Nie, stop. Czekolada mogła jej się przecież kojarzyć z czymkolwiek - ze świętami, z prezentami, z kakaowcem... ale nie! Nie! Akurat ta czekolada kojarzyła jej się tylko i wyłącznie z Nim. Przecież On tak lubił czekoladę...
- Ugh! - mruknęła w końcu jakby sama do siebie, odpowiadając na walki toczące się w jej głowie. Wsunęła palce we włosy i potrząsnęła głową kilkakrotnie, zupełnie tak, jakby to miało pomóc jej uwolnić się od natrętnych myśli.
W końcu spojrzała na Lily - stała tutaj obok, wyglądając niemal tak samo, jak zawsze - była tą samą wspaniałą sobą, drobną, rudą, miłą, kochającą istotką. No właśnie, była - w odróżnieniu od Erin. Lily była ideałem, była mądra, piękna, ambitna i czuła. Była kimś, w kim można było się zakochać...
Obserwowała niemal każdy, nawet najdrobniejszy kawałek jej twarzy, analizowała rozmieszczenie jej piegów i kosmyków kasztanowych, pachnących włosów, patrzyła wgłąb jej zielonych oczu i szukała czegoś, co chociaż w małym stopniu przypominałoby ją. Lecz... lecz nie odnalazła nic.
Spuściła wzrok i sięgnęła po drugą butelkę, następnie wręczając ją przyjaciółce. Wiedziała, że pewnie odmówi, dlatego też automatycznie otworzyła ją w ten sam sposób, co poprzednio swoją, chcąc przez to dać rudowłosej do zrozumienia, że nie uwolni się od obowiązku spędzania Walentynek w ten jakże mądry i przemyślany sposób.
- Lily... - zaczęła nagle, nachylając się nad nią i delikatnie łapiąc ją za dłoń - Powiedz mi, proszę... czy Ty i... - przerwała, nabierając oddechu. Teraz nie mogła się wycofać, skoro już zaczęła, to powinna to dokończyć. Nie byłaby fair w stosunku do rudowłoej.
- Czy Ty i Remus... kiedykolwiek byliście dla siebie kimś więcej? Czy to dlatego Ty odrzucasz Jamesa, a On odrzuca...
Nie dokończyła. Nie umiała dokończyć.
Wbiła wzrok w podłogę.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sro Wrz 24, 2014 9:32 pm
I ona znała to, jakże zdradliwe uczucie, kiedy trafiła grunt pod nogami i dawała się omamić "kilku" łyczkom alkoholu, a konkretniej tak wszystkim znanej Ognistej. I ten rok właśnie emanował w te wydarzenia; pierwszy raz napiła się właśnie z dziewczynami, drugi raz również z nimi, trzeci już nie był taki szlachetny i...skończył się dość żałośnie dla niej samej. A wszystko to wina tego, co wyczyniał z nią Potter i jak na złość nawet nie zdawał sobie sprawy, do jakich rzeczy ją pchał! Ach, ale przecież tak naprawdę to ona sama wpłynęła na to, że rzeczy mają się tak, jak się mają. Czyli jak? Kosmicznie dziwnie - nawet jej logika ją zawodziła w tych ważnych momentach, a kiedy myślała, że czyni dobrze, tak naprawdę pchała się do dołu, obdzierając siebie nawet z tej godności i dumy, którymi przecież tak się szczyciła. Ale nie zamierzała okazywać słabości, musiała walczyć. Walczyć do samego końca, a nawet o dzień dłużej, jeśli zajdzie taka potrzeba! I nawet jeśli James Potter rzeczywiście miał ją nienawidzić do końca świata, to no cóż, będzie musiała się z tym pogodzić i zacząć żyć życiem, w którym go nie będzie.
Evans musiała postarać się nad sobą zapanować, nad myślami, które tak dotkliwie ją dotykały i starały się odebrać te resztki zdrowego rozsądku. Nie mogła sobie pozwolić na użalanie się nad sobą i doskonale o tym wiedziała. Ale co innego wychodzi w praktyce, prawda? Zwłaszcza, gdy serce było tak zdradliwe.
Zresztą nieważne! Ważne, było to, że po pokonaniu kilku trudności na drodze, wreszcie udało jej się odnaleźć Erin, której tak dawno przecież nie widziała. I to pozwoliło jej uwolnić się od tej niezdrowej machiny, która chciała jej wywiercić dziurę w brzuchu i przewrócić jej całe życie do góry nogami.
Kiedy Lily już stała przy przyjaciółce, a ta się odezwała, tak jakby nic się nie stało, jakby wróciła ta stara uśmiechnięta i rezolutna Potter z dawnych lat, wiedziała, że to tylko pozory. W oczy zresztą rzuciła jej się nieszczęsna butelka Whiskey, co skomentowała głośnym westchnięciem i uniesieniem brwi do góry. Obiecała sobie, że już nigdy nie ruszy alkoholu! Ale w sumie...nigdy nie mów nigdy, czyż nie tak? Zwłaszcza, że święto mówiło samo za siebie. No i nawet Evans nie miała zbytnio humoru; jedynie widok Erin całej i zdrowej sprawiał, że zapominała o własnych problemach i zwyczajnie cieszyła się z tego, że czarnowłosa po prostu tu jest.
Pokręciła początkowo głową, niemalże zezując na Potter i ledwo powstrzymując się od wybuchu śmiechem, jednak jej oczy nadal były poważne. Najwyraźniej coś dręczyło Rin i nie dawało jej spokoju, a ona zamierzała się dowiedzieć, co to takiego było.
- No jak możesz, już od razu na starcie robisz mi wyyyrzuuty i jeszcze śmiesz twierdzić, że to tylko moja wina! A nasze fantastyczne wakacje nad Morzem Ognistym? A te wszystkie plany odnośnie ślubu Mohera i Rose?! No i co z tego, że Rose jest sową, chyba ma do tego prawo. Oboje mają prawo do tej miłości! Tylko spójrz na nieszczęśnika, jak na Ciebie patrzy! I zaraz ja też zacznę się tak patrzyć, jeśli nie przyjmiesz mej miłości i nie przyjmiesz mnie do swego serduszka - przemówiła dramatycznie i przyłożyła dłoń do czoła, zajmując miejsce tuż obok niej na parapecie. Po czym zrobiła minę a la'Syriusz i zaczęła poruszać seksownie brwiami.
- Musisz zrozumieć, że jesteś dla mnie jedyna. Nic dla Ciebie nie znaczę?! Ja własną piersią bym Cię zasłoniła!
I uderzyła się w pierś, by potwierdzić powagę swych słów, po czym rozluźniła szkolny krawat, a jej odznaka prefekta zabłyszczała w zimowym świetle, jak gdyby przypominając rudowłosej o powadze jej funkcji. A ta co? Wygłupiała się, próbując zamaskować wszelkie wewnętrzne rozterki i wątpliwości, a także zmartwienia o Erin. Nie chciała by przyjaciółka cokolwiek zauważyła. Z głowy jednak nie mogła wyrzucić obrazu tej jednej, acz znaczącej łzy, która jeszcze niedawno widniała na policzku Potter.
Nie była ideałem. Sama wiedziała o tym doskonale, miała pełno wad; jedne były większe, drugie mniejsze, lecz istniały. I nigdy nie wyobrażała siebie za nikogo wyjątkowego, zwłaszcza, że raniła osoby na których jej zależało. Zwłaszcza jedną osobę. A dlaczego? Bo Lily Evans była uparta i wiedziała lepiej, co dla kogo jest lepsze.
Po chwili skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc z niedowierzaniem, jak Erin otwiera kolejną butelkę. Jej usta zacisnęły się w wąską kreseczkę, godną samej McGonagall. Jednak wzrok czarnowłosej był jednoznaczny, a że Lily zbyt dobrze znała upartość przyjaciółki, która nawiasem mówiąc dorównywała upartości jej brata, to zrezygnowana sięgnęła po butelkę i wypiła łyka, mając nadzieję, że żaden nauczyciel, czy też woźny nie wejdzie do tej sali.
Jak dla niej to właśnie Rin była wyjątkowa pod każdym względem - wydawała się taka pewna siebie, taka pełna mocy i tajemniczego uroku, co czyniło z niej naprawdę ciekawą osóbkę, no i mimo pewnych podobieństw do brata, przejawiała o wiele więcej wrażliwości i zrozumienia. Przynajmniej tak się wydawało Evans. A poza tym te oczy... te niezwykle orzechowe oczy, które u Potterów stanowiły naprawdę groźną broń. To wszystko sprawiało, że nigdy nie zamieniłaby Erin na nikogo innego.
Kiedy pociągnęła kolejny łyczek, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, Potter ponownie się odezwała. Tym razem jej głos brzmiał poważniej, niż wcześniej, ale pytania, które z siebie wyrzuciła, sprawiły, że Evans się omal nie zakrztusiła. Połykając szybko trunek i mając niemalże łzy w oczach od tak mocnego alkoholu, postanowiła jej odpowiedzieć.
- Ja i Remus? Niee, to zupełnie nie tak. Po prostu on jest dla mnie naprawdę ważnym przyjacielem. W sumie nawet ważniejszym od Severusa, na którym się niejednokrotnie zawiodłam. Remus natomiast...Remus nigdy mnie nie zawiódł. Nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jestem dla niego kimś nieważnym - zawsze ma dla mnie dobre słowo i potrafi słuchać. Ale to nic więcej. I wydaje mi się, że powinnaś to wiedzieć. A co do Pot..Jamesa, to teraz wygląda to zupełnie inaczej. Zbyt dużo rzeczy między nami zaszło. To już przeszłość.
Spojrzała w okno, marszcząc czoło i starając się powstrzymać drżenie warg. Dziwnie się czuła rozmawiając o Nim, zwłaszcza z Erin. To było takie...skomplikowane. Ścisnęła mocniej dłoń czarnowłosej, po czym rzuciła jej pełne czułości spojrzenie i pociągnęła kolejny łyk obrzydliwej Ognistej. Krzywiła, bo krzywiła, ale przynajmniej poczuła przyjemne ciepło na duszy, choć zapewne zawdzięczała to głównie obecności swojej przyjaciółki.
I cieszyła się z tego powodu.
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sob Wrz 27, 2014 12:39 pm
Pijąca Lily?! Nieee, pewnie gdyby dowiedziała się o tym, to na chwilę zastygłaby w bezruchu, nie potrafiąc w to uwierzyć. Zawsze kojarzyła Evans jako ucieleśnienie rozsądku, roztropności i przestrzegania zasad. Była w końcu prefektem, który bardzo porządnie wypełniał swoje obowiązki - dlatego też nie umiała wyobrazić sobie rudej zapijającej własne smutki, to było dla niej zbyt nieprawdopodobne. Ale tacy chyba już jesteśmy, taka jest nasza natura, że pod wpływem innych lubimy nagle się zmieniać...
Popiła porządny łyk ognistej, by po chwili sama zdziwić się, że potrafi ot tak, po prostu, nabrać dość sporej ilości alkoholu naraz i nic sobie z tego nie robić. Na słowa przyjaciółki spojrzała na nią z wyrzutem i dźgnęła ją palcem w ramię.
- Heej, obawiam się, że jakbyś zasłoniła mnie własną piersią, to mój braciszek przestałby się do mnie odzywać już na zawsze... - parsknęła śmiechem, lekko osuwając się na bok. Była już nieco wstawiona, co z resztą musiało dość mocno rzucać się w oczy. Potrząsnęła głową, jakby to miało nieco pomóc jej w otumanieniu, w jakim się znalazła, ale odniosła w ten sposób tylko odwrotny skutek.
Uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc, że Lily uległa jej i również napiła się Ognistej. Uśmiech ten był jednym z rodzaju tych uśmiechów, których powielić się nie da, którymi dysponowały tylko dwie osoby w całym Hogwarcie.
Z tym, że z roku na rok u obojga z nich zanikał coraz bardziej.
To nie było już to samo. To nie był już ten przejaw kompletnego rozluźnienia, wesołości, nie odczuwania problemów, co kiedyś. To śmieszne, jak bardzo człowiek potrafi zmienić swe codzienne zachowania, kiedy zaczyna dorastać i dostrzegać więcej - aktualnie nawet uśmiech stał się zupełnie inny od tego, czym był poprzednio - teraz był raczej rodzajem maski, formy, w którą trzeba wejść, aby wszystko było w porządku. Aby inni nie zauważyli mrocznych doświadczeń, jakie w sobie nosimy. Aby nikt nie domyślił się tego, co tak naprawdę trzymamy w środku.
Erin wciąż nie mogła zrozumieć Remusa i samej siebie. Dlaczego nie mogli po prostu porozmawiać? Dlaczego wciąż nosili w sobie tą cholerną dumę, udając przed sobą, że tak naprawdę wszystko jest w porządku, mimo, że oboje wiedzieli, że jest inaczej? Czy nie łatwiej byłoby po prostu... być szczerym?
Oh, Lily, ona naprawdę nie była wyjątkowa. Ona nie radziła sobie z samą sobą, a nikt, kto nie radzi sobie z samym sobą, nie powinien być w żaden sposób wyjątkowy, a tym bardziej podziwiany. To Ty byłaś tą dobrą w tym duecie, to Ty byłaś tą, o którą warto było walczyć. To Ciebie powinno się wynosić na piedestał. Nie ją.
Przemilczała to, co miała jej do powiedzenia rudowłosa, jednakże nadal słuchała jej z uwagą. Remus nigdy jej nie zawiódł? Zawsze miał dla niej dobre słowo i potrafił jej wysłuchać? Oh, to wszystko było przecież tylko i wyłącznie jednym, wielkim zaprzeczeniem...
Wybałuszyła na nią swe oczy i spojrzała na nią z lekkim niedowierzaniem.
Dlaczego nie był taki dla niej..? Co takiego zrobiła, że sprawiła, że przy niej był całkiem inny, niż przy Evans..?
- Lily... - zaczęła cicho, podciągając nogi pod brodę i obejmując je rękami. Wyglądało na to, że nadal zbiera się w sobie, a rozmowa o tym przynosi jej trudności, nawet mimo wszechobecnego alkoholu - Wiesz... to wszystko jest takie trudne... nie rozumiem Go. Zupełnie nie wiem, dlaczego mnie unika i nie chce pomóc samemu sobie. On sobie nie radzi, ja to wiem... i chciałam... chciałam mu w tym pomóc. Ale nie wiem jak... z resztą... to wszystko jest beznadziejne. - mruknęła, a następnie sięgnęła po kolejny spory łyk Ognistej.
- Z resztą nieważne, to i tak już przeszłość, jak sama z resztą powiedziałaś... ale... właśnie. Powiedz mi, proszę... co się wydarzyło między Tobą a Jamesem..? - spytała. Chciała zejść z tematu swoich problemów, stwierdziła, że tak naprawdę nie ma sensu o tym wszystkim rozmawiać. To i tak nie miało szansy ulec jakiejkolwiek zmianie w przyszłości.
Cały czas jednak wierzyła w to, że jej przyjaciółka w końcu zejdzie się z jej bratem. Poza nimi nie widziała chyba nikogo, kto dopełniałby się w równie silny sposób. Byli dla siebie stworzeni, wiedziała to, była tego pewna! I nie mogli ot tak, po prostu... po prostu przestać drążyć tej relacji.
- Lily, on Cię kocha, ja to wiem. Ja naprawdę to wiem! Kto poza mną znałby go równie dobrze? - posłała jej delikatny, ale szczery uśmiech - Przecież tylko ja miałam wgląd, jak przez te wszystkie lata leżał w swoim łóżku, gapiąc się na Twoje zdjęcie rozmarzonym wzrokiem. Ale cii, bo on o tym nie wie... i lepiej, żeby nie wiedział, że czasem zaglądałam do jego pokoju - parsknęła cicho.
- Tak czy siak nie wierzę w to, że ot tak, po prostu, nagle przestaliście czuć do siebie to... ekhem... no, "to". To niemożliwe! - rzekła, ściskając jej dłoń i puszczając oczko.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Nie Wrz 28, 2014 5:50 pm
Czasami nadchodzi taki czas, taki dzień, taki moment, kiedy wszystko opada. Kiedy nie potrafisz sobie poradzić z czymś i nie widzisz żadnego wyjścia; żadnego rozsądnego wyjścia. To po prostu się dzieje i ulegasz swoim słabościom. Dajesz się pochłonąć zgubnym myślom, tracąc pod nogami ten twardy grunt. Nikt nie jest wiecznie szlachetnym kształtem - dużo rzeczy czasami umyka Nam, kiedy przyglądamy się innym osobom. Nawet jeśli one są najbliższe i znamy je tak długo, nie oznacza że wiemy o nich wszystko. I mimo, że Erin i Lily były sobie naprawdę bliskie, odkąd tylko trafiły do jednego dormitorium, a małej Evans zdążył już dokuczyć James, ciągnąć ją za jej warkoczyki, to miały przed sobą różne tajemnice. Tajemnice, które kurczowo trzymały się ich serc. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co by zrobiła jej przyjaciółka, gdyby dowiedziała się, że Ona, w wyobraźni Potter, ucieleśnienie porządku i roztropności, ma tak paskudne wady. Bo, jak już wcześniej wspomniałam, rudowłosa bywała egoistką, ignorantką i hipokrytką. O tak! Potrafiła tak uparcie trwać przy swym stanowisku, że poświęcała swoje prawdziwe pragnienia. Za jaką cenę? Za cenę swych ambicji, swych kosmicznych bezsensownych zasad. I za cenę równowagi w swoim małym świecie. Miała plan. Idealnie ułożony plan, który odtwarzała kilka razy dziennie, by o nim nie zapomnieć. A jak na złość, jeden równie uparty Ktoś, jak Ona, chciał to zmienić i nie zamierzał odpuścić. Chociaż teraz...teraz nie mogła być tego już tak pewna.
Zaskoczona spojrzała na Erin, kiedy ta dźgnęła ją tak mocno w ramię.
- No wiesz co! To boli! - I sama rudowłosa ją dźgnęła w ramię i cicho zachichotała. - Przesadzasz. Poza tym, Twój brat nie ma tu nic do gadania. Jesteś moim numerem jeden... - puściła jej oczko i wyszczerzyła się, widząc jak czarnowłosa się kołysze. Wzięła kolejnego łyka, krzywiąc się ponownie. Kiedy ujrzała na jej twarzy ten dobrze znany jej uśmiech. Uśmiech, którym oboje obdarzali ją bardzo często swego czasu, aż zadrżała. Tak dawno go nie widziała! Tak bardzo za nim tęskniła! To był przecież symbol tych starych dobrych czasów, kiedy towarzyszyła im większa beztroska i spontaniczność. Kiedy tworzyły kółeczko w swym dormitorium, wraz z Dorcas i z Mary, a czasem i z April, jeśli ta wyrażała taką chęć i opowiadały sobie różne historie. A teraz? Teraz było zupełnie inaczej. Spędzały razem coraz mniej czasu, coraz bardziej się wszystkie oddalały i zanikał ten dziecięcy czar dawnych wspólnych zabaw. Dorastanie? Dorastanie było takie bolesne, takie szkodliwe! I jeszcze to, co się działo, te wszystkie morderstwa, ataki, zniknięcia...Nie było czasu by myśleć o radości; zastąpiło ją zresztą zmartwienie. Lily nie podobały się te zmiany, które zachodziły w Erin, w Jamesie...w nich wszystkich! Przecież lada moment opuszczą Hogwart już na zawsze i będą musieli się skupić na tym całym dorosłym życiu, więc dlaczego...dlaczego nie mogą się zapomnieć, póki jeszcze mają czas? Och, jak chciałaby ulec spontaniczności! Jakże chciałaby złapać te promienie szczęścia. Najchętniej podałaby całemu VII rocznikowi z Gryffindoru eliksir szczęścia, żeby choć na jeden dzień wróciły te magiczne, szczególne chwile.
Uśmiech powoli zniknął z jej warg - rozpłynął się, jak sen, z którego została nagle wybudzona. A teraz po raz kolejny sięgała po tę nieszczęsną butelkę by uraczyć się kolejnym łykiem, który pomoże jej wyprać siebie z wszelkich wyrzutów sumienia, jakie krążyły po jej głowie. Widziała, co się dzieje z Erin, jak ostatnimi czasy ma w sobie jeszcze więcej smutku, niż zazwyczaj. Jak spogląda ukradkowo na Remusa, myśląc, że nikt tego nie dostrzega.
Gdyby tylko wiedziała więcej! Gdyby przestała siebie okłamywać i udawać, że nie domyśla się, tak oczywistej prawdy o Remusie! Lecz co by to dało? Czy komukolwiek zrobiłoby się od tego lepiej? Czy wpłynęłaby by jakoś na nich? Czuła się taka słaba! Taka..bezsilna!
I nienawidziła tego stanu.
Słuchała więc uważnie, co ma jej do powiedzenia Erin, czekając aż wyrzuci z siebie wszystko, co leży jej na sercu. Tak bardzo chciała jej pomóc. Kiedy ta zaczęła podciągać nogi pod brodę, rudowłosa wypuściła z siebie cicho powietrze i spojrzała na nią z troską w lekko zamglonych oczach. Alkohol powoli zaczął robić swoje, jednak nadal nad sobą panowała i wiedziała, co mówi.
- To, że się...dogadujemy, nie oznacza, że rozumiem Go tak, jak on mnie. Czasami mam wrażenie, że czyta ze mnie, jak z otwartej księgi. Natomiast ja...nie jestem pewna. Jest taki tajemniczy i trudny do rozgryzienia, więc rozumiem, co masz na myśli. Remus jest już po prostu takim typem człowieka; nie dopuszcza do siebie niczyjej pomocy. No może za wyjątkiem reszty Huncwotów, ale sama wiesz...jak niekiedy są między nimi drobne spięcia. Myślę...myślę, że może w końcu się jednak coś zmieni, może... - myślała gorączkowo, szukając odpowiednich słów i spojrzała ciepło na przyjaciółkę. - Może wreszcie zrozumie, że czasami warto przyjąć czyjąś pomocną dłoń.
Kiedy Rin zmieniła temat, Evans nagle się zgarbiła, czując jak schodzi z niej całe powietrze, po czym starając się opanować nad sobą, zwróciła twarz w okna, jakby to miało ją uspokoić. To nie było łatwe pytanie, o nie, a dalsze słowa były jak noże wbijające się w jej ciało. To naprawdę nie było takie proste i oczywiste, jakie mogłoby się wydawać. Bo wiesz...to była naprawdę dziwna relacja i powiem Ci, że nawet Erin by się zdziwiła. To co ostatnio między nimi się wydarzyło, przypominało najgorszy koszmar i sama rudowłosa nie sądziła, że tak bardzo będzie bolało. Na dodatek nadal nie mogła określić, co tak naprawdę do niego czuje. Dlaczego to nie mogło być proste? Dlaczego wciąż i wciąż się tym zadręczała? Katowała się każdym pojedynczym pełnym jadu i żalu słowem Jamesa, które skierował w jej stronę. Każdym chłodniejszym szyderczym uśmieszkiem, którym ją obdarzył.
Nienawidzę Cię, Evans.
Zmusiła się do uniesienia kącików warg do góry, jakby chciała się uśmiechnąć; nie potrafiła jednakże tego uczynić. Zaczęła obracać butelkę w swoich dłoniach odruchowo, nadal uparcie wpatrując się w okno.
- Wiem, że mnie kocha. A właściwie... wiem, że mnie kochał. Czas przeszły, Erin. Teraz mnie nienawidzi i się mu nie dziwię. Ja...On...My zraniliśmy siebie nawzajem. I to bardzo mocno i okrutnie. Wydarzyło się zbyt dużo, żeby tak o - pstryknęła palcami i w końcu spojrzała na nią, a w jej zielonych oczach pojawił się ból i gorycz. - Zapomnieć. Zrozumiałam to zbyt późno. On zasługuje na coś lepszego. Na kogoś lepszego! W końcu wymaże mnie ze swojej pamięci, zostanę jedynie kolejną z wielu twarzy z ulicy. W końcu będzie naprawdę szczęśliwy. Myślałam...myślałam, że chociaż będziemy zdolni się przyjaźnić. Niestety nawet to Nam nie wyszło. A co do mnie Ja... nie wiem co do niego czuję. To nie jest to, co kiedyś. To znaczy nie jest to nienawiść, bo ja...ja chyba nigdy tak naprawdę nie potrafiłam go nienawidzić, wiesz? To w sumie zabawne. Wmówiłam sobie coś i trzymałam się tego, tak kurczowo, że się przyzwyczaiłam. To zawsze miał być ten natarczywy, napuszony idiota Potter. Potter, który mnie zdobędzie, a potem odrzuci w bok, dlatego musiałam się bronić. Musiałam znaleźć skuteczną obronę przed nim! I udawało mi się to! Byłam bezpieczna przed Nim! Ale...to nie trwało wiecznie. Bo ten wieczny dzieciak, dojrzał, bo zaczęłam dostrzegać więcej. Zaczęłam go poznawać. I wszystko zaczęło się rozpadać - mój mur obronny również. I teraz...teraz jest już za późno, Erin! Już nigdy nie będzie tak jak dawniej!
Przyłożyła butelkę do warg i przymknęła powieki, próbując powstrzymać łzy, które napływały jej do oczu. Nie może płakać! Była w końcu Evans! Nie z Jego powodu! To by było przecież...zbyt żałosne, prawda? Odłożyła pustą już butelkę, otworzyła szeroko załzawione oczy i znów chwyciła jej rękę, nie mówiąc już nic więcej.
Bo więcej słów nie było trzeba, prawda?

Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Wto Paź 07, 2014 7:17 pm
- Wiesz, oboje jesteście tak samo uparci... - zaczęła nagle, unosząc wzrok na Lily i posyłając jej delikatny, aczkolwiek mocno znaczący uśmiech - Oboje nie dopuszczacie do siebie myśli, że ktoś może chcieć pokazać Wam coś, czego dotąd trudno było Wam doświadczyć...
Założyła jeden zagubiony kosmyk kruczoczarnych włosów za ucho i wysłuchała jej w skupieniu. Nadal ściskała ją za dłonie, chcąc dać jej do zrozumienia, że wciąż przy niej jest. Ostatnio miały dla siebie tak mało czasu... nawet nie wiedziała, kiedy ostatnio prowadziła z rudowłosą tak ważną dla nich obu rozmowę. Nagle zrobiło jej się bardzo głupio, ogarnął ją ogromny wstyd - Lily miała równie trudne problemy, a ona..? Gdzie była w tym czasie Potter? Ha, no właśnie - Potter tymczasem myślała tylko o sobie i to siebie stawiała w centrum problemów wszechświata. Nawet nie spostrzegła złego samopoczucia Evans, nawet nie zwróciła uwagi na to, że jej również jest trudno, że ona również ostatnio wyjątkowo mocno zmaga się z szarą rzeczywistością, ze świadomością, że za niedługo opuszczą ten zamek, opuszczą sielskie czasy bezpiecznej młodości, sielskości i radości, że zostaną ot tak rzuceni na głęboką wodę i będą musieli sobie radzić. W Hogwarcie mieli zapewnioną ochronę, nawet, jeśli wokół Śmierciożercy wciąż wzrastali w siłę i mordowali niewinne ofiary. Wojna trwała, mimo, że cicha - mroczne czasy nadeszły i trzeba było zdawać sobie z tego sprawę.
Erin przytuliła nagle Lily, widząc łzy w jej oczach. Rozłożyła szeroko ręce i przycisnęła ją do siebie, lekko kołysząc się wraz z nią i opierając brodę o jej ramię.
- Oj, Mała... wypłacz się, wypłacz... nie można tego dusić w sobie. Nie udawaj przede mną niczego, wystarczy, że udajemy kogoś innego przed całą resztą świata... cii. Będzie dobrze. Zobaczysz. Teraz będzie najtrudniej, ale potem będzie już dobrze.
Nie była głupia. Widziała, jak jej przyjaciółka zmaga się sama ze sobą, czasem wręcz na siłę próbując wyrobić w swojej głowie fałszywy obraz jej brata. Lily po prostu chciała go nienawidzić, chciała wykreślić go ze swojego życia, usunąć, sprawić, by przestał jej wadzić.
Aby przestał widzieć ją z jej najlepszej strony.
Musiała przyznać, że podziwiała Jamesa. Przez te wszystkie lata nie odpuszczał, mimo, że ona wciąż nie dawała mu żadnych szans. Na pierwszy rzut oka to wszystko było zwyczajnie beznadziejne, ale mimo to on i tak się nie poddawał, walczył o nią, troszczył się o jej szczęście - jak nie wprost, to myślami.
Zawsze marzyła o tym, by ktoś tak samo mocno kochał ją.
Wypuściła powietrze z ust i mruknęła cicho, tuż do ucha rudowłosej:
- Wiesz, Lily... on po prostu był zmęczony. Czasem jest tak, że człowieka zwyczajnie trafia szlag, kiedy stara się przez całe życie i nigdy nie otrzymuje tego, o co się stara. On po prostu wciąż żył nadzieją. A nadzieja potrafi być najbardziej bolesnym sukinsyństwem tego świata.
Przerwała na moment, ponownie nabierając powietrza i lekko odsunęła ją od siebie, unosząc jej podbródek i zmuszając ją do spojrzenia w jej oczy. TE orzechowe oczy.
- Słuchaj, Mała. To normalne, że czasem wybuchamy. Miał do tego prawo... ale miłość to nie coś, co da się ot tak, po prostu, wyłączyć i porzucić. Myślę, że on stał się po prostu zgorzkniały, że wylała się z niego cała ta gorycz, którą nosił w sobie przez tyle lat... sama wiesz, dlaczego. Ale powiem Ci jedno... prawdziwe uczucia nie mijają. I jego również nie minęły. On musi po prostu... uporać się z posprzątaniem tego wybuchu goryczy. I powiem Ci w sekrecie, że najlepiej jest sprzątać takie rzeczy we dwoje.
Głębokie orzechowe oczy wypełniły się iskierkami radości, prawdziwej nadziei i czegoś, czego długo już nie można było zauważyć u ich posiadaczki. Zupełnie tak, jakby samym spojrzeniem chciała przelać swoje ciepło na przyjaciółkę.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Pią Paź 10, 2014 3:50 pm
- Ja...przecież...- nie mogła z siebie wykrztusić nic sensowniejszego, chyba po raz pierwszy, odkąd pamiętała! Nie potrafiła starannie pozbierać wszystkiego ze swojej głowy i ułożyć w zdanie. Nie potrafiła zwyczajnie znaleźć kontrargument na słowa czarnowłosej. - To nie ma sensu, prawda? To nigdy nie miało sensu. Ale ja nie potrafię inaczej i chyba on też. Upartość w końcu jest doskonałą obroną przed światem.
Spojrzała zamglonym wzrokiem gdzieś w górę, jakby oczekując, że coś się zaraz stanie z tym sufitem, np. że zaczną lecieć galeony. To by z pewnością było nieoczekiwane i dziwne! Na samą myśl chciało jej się chichotać - najwyraźniej alkohol robił swoje i żałośnie smutna mieszanka w rudowłosej główce kłóciła się z absurdalnymi pomysłami, które szeptał jej do ucha jakiś złośliwy mały duszek. Nawet rozsądek został zagłuszony, a to nie lada wyczyn, jeśli idzie o jej osobę. Istotnie, ostatnio praktycznie w ogóle się nie widziały, ani nie rozmawiały - każda z nich krążyła po omacku, próbując dojść do ładu ze swoimi uczuciami. A to nie było proste, oj nie. Dłonie Evans drżały pod wpływem silniejszych przepływów sprzecznych emocji. Nie wiedziała, co już o tym wszystkim myśleć, czego się spodziewać i oczekiwać. Nie powinna przecież liczyć na nic! Miała się pogodzić z gorzką porażką, na którą sama pozwoliła. Każdy pojedynczy gest, każda pojedyncza chwila szczęścia...to wszystko odejdzie w końcu w zapomnienie! Właściwie już się zaczął ten szkodliwy proces! Na samą myśl, poczuła nagłe uderzenie goryczy i wewnętrznego bólu. Demony nie dawały jej spokoju, a czas również nie zamierzał jej pomóc. Lily chciałaby...chciałaby po prostu móc tańczyć z Erin w deszczu, śmiejąc się do rozpuku, stroić głupie miny i wirować wśród sprzyjającego wiatru. Chciałaby znów poczuć, że to nie koniec sielanki i moczyć nogi w jeziorze, wraz z dziewczynami. I wtedy każda z nich - Erin, Dorcas, Mary, a nawet April...byłaby uśmiechnięta! Chciałaby móc znów nakrzyczeć na Pottera, gonić Syriusza po całych błoniach, czytać wraz z Remusem jedną książkę i zajadać się czekoladowymi żabami z Peterem! Och, chciałaby tak bardzo wiele rzeczy! Przed oczami stawały jej te wszystkie niesamowite chwile, które do tej pory przeżyła w Hogwarcie. Niekiedy też brakowało jej Petunii i jej dawnych relacji, a także tej mocnej więzi z Severusem; teraz to nie było już to samo. Ona się zmieniła. On również.
Śmierciożercy i nadejście mroczniejszych czasów nie działało na nią dobrze. Kiedy tylko ktoś o tym wspominał, wszyscy milkli, a atmosfera stawała się ciężka i nie do zniesienia. To naprawdę nie był dobry temat do rozmów.
Oparła głowę o jej ramię, tonąc w jej ramionach Czuła ciepło bijące od Potterówny, a także niewyobrażalną siłę. Lily naprawdę nie wiedziała, co by bez niej zrobiła. Zwłaszcza w takiej chwili. Poczuła gulę w gardle, a kilka łez popłynęło po jej zarumienionych od alkoholu policzkach.
- Naprawdę w to wierzysz? Wierzysz, że wszystko będzie dobrze? Eri...co się z nami stało? Z nami wszystkimi? Dlaczego, nie potrafimy się cieszyć chwilą i tym, co mamy? Dllla-czzegoo? - Ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło przez te całe wzruszenie i gulę, która nadal w nim tkwiła.
Na początku to było łatwe; wmawianie, że za nim nie przepada, że wręcz budzi w niej wstręt i odrzucenie. Znęcał się nad Sevem, ciągle się przed wszystkimi popisywał i nieustannie targał tę swoją czuprynę, jakby dopiero co, zszedł z miotły! I jeszcze nie dawał jej spokoju, nie pozwalał się jej na niczym skupić, ciągle wtrącając się w każdą możliwą konwersację, którą przeprowadzała z kimś innym. Dopiero potem zaczęła dostrzegać więcej, James zresztą się zmieniał i przez to nieraz mieszał w jej głowie, tak że niczego nie mogła być pewna, zwłaszcza Jego.
Dziś za nim tęskniła, pragnęła jego bliskości, jego spojrzenia, jego uwagi. Wręcz krzyczała by zwrócił na nią swój wzrok. Ale... przecież sama była sobie winna. Temat ten był tak często wałkowany przez nią, że nie potrafiła już tego zliczyć. Evans robiła wszystko by nie pozwolić sobie na tę słabość.
- Nie dziwię się. Ja naprawdę się mu nie dziwię i niczego nie oczekuję. Po prostu..nie chccę byyy odddchhooodził - Kolejne łzy popłynęły z jej zielonych oczu, w których teraz czaiła się beznadzieja. Pozwoliła sobie na to. Na płacz. Na wyrzucenie z siebie tego ciężaru. Przy Erin wszystko zdawało się łatwiejsze. Niemniej orzechowe oczy wprowadzały kolejny zamęt, kolejną tęsknotę. Niby tak różni, a tak podobni, prawda?
Zatapiała się w tych tęczówkach, a ostatnie łzy spłynęły ścieżką wytworzoną przez poprzednie. Ścieżka ta prowadziła do jej szyi. Prawie zapomniała, że ma do czynienia z Erin, a nie z Jamesem. Łatwo było się zapomnieć, tkwiąc tylko w TYM spojrzeniu.
- Ale co ja mam zrobić? Przecież nie podejdę tak do niego i nie naprawię tego wszystkiego od tak. Przecież sama chciałam, żeby mnie znienawidził. Poza tym... nie chcę go niepotrzebnie ranić. Ja...tylko nie mów nikomu, Rin, dobrze? Mi...zależy na nim. Naprawdę, ale to naprawdę mi na nim zależy - wyszeptała o dziwo trzeźwym głosem i praktycznie żadna rozpaczliwa nuta temu nie towarzyszyła. Na całe szczęście. Uśmiechnęła się do niej nieśmiało, czując jak pod jej wpływem zaczyna się czuć lepiej, jakby pewien ciężar leżący na jej sercu znacząco się zmniejszył. Ścisnęła ponownie jej dłonie, po czym oplotła ją rękami i przytuliła zdecydowanie.
Ty. Ja. Czerń. Czerwień. Trawa. Orzech. Jesteśmy słowami, tkwimy w marzeniach, wirujemy wśród chmur, zwracamy uwagę na każdy detal.
Jesteś moim słońcem, Erin.
Moją jasną iskierką w pochmurne dni.
I nigdy się to nie zmieni.
Erin Potter
Oczekujący
Erin Potter

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Pią Paź 31, 2014 10:38 pm
Oh, no popatrz! Ci Potterowie to jednak mieli coś w sobie. Chyba nikt nie potrafił równie umiejętnie zamknąć tej niskiej, rudowłosej osóbki, ba!, kompletnie wybić ją z toku wszelkich poprzednich rozmyślań, pozbawić ich sensownego uzasadnienia (sensownego uzasadnienia? Pozbawić LILY EVANS sensownego uzasadnienia? Karygodne), uświadomić, że wszystko to, w co poprzednio wierzyła i uważała to za jedyny słuszny wybór, jest jednym, wielkim blefem.
Czarnowłosa uśmiechnęła się na to z satysfakcją, na parę chwil ukazując Gryfonce swoje białe ząbki. Nachyliła się nagle nad jej uchem i wyszeptała na nie cicho, łapiąc pomiędzy swe dwa długie, chude palce jeden z ognistych kosmyków jej włosów.
- Upór może i jest doskonałą obroną przed światem, ale grunt, to ochronić ten świat przed uporem.
Oho, zaczyna się, prawdziwe pijackie rozkminy. Najlepsze na świecie. Dopiero wtedy można dowiedzieć się czym tak naprawdę jest sens życia, poznać różne (ale za to jakie przydatne!) rady na jego temat, dowiedzieć się kilku naprawdę potrzebnych rzeczy, a przede wszystkim - doświadczyć, jakie są prawdziwe lęki i pragnienia człowieka. To był jedyny moment, kiedy obie, bez jakiegokolwiek strachu i zaparcia (zaparć też, w końcu różnie z tym bywa), mogły powiedzieć sobie nawzajem wszystko - były tylko one, Erin i Lily, Moher, butelki ognistej i reszta świata. Nic więcej. Tylko to.
Pogładziła przyjaciółkę po jej rudej główce, kiedy ta, już dość mocno podchmielonym głosem, wypłakiwała się jej na ramieniu. Czemu tacy byli..? Sama chciałaby to wiedzieć... przecież zadawała sobie identyczne pytanie codziennie - dlaczego najzwyczajniej w świecie nie mogła rzucić tego wszystkiego gdzieś na bok, pieprznąć te troski i zmartwienia, zrobić tego, czego pragnęła już tak długi czas..? Co ją tak właściwie powstrzymywało..? (nieobecność Remusa - taki tam wtrąceniowy wkurw autorki, no offence)
Wyobraziła sobie Pokój Wspólny, te ciepłe, praktycznie zawsze wypełnione Gryfonami pomieszczenie, w którym wrzało od rozmów różnorakich uczniów ogrzewających się przy rozpalonym kominku. To było jej własne, domowe ognisko, przy którym siedzieli wszyscy jej przyjaciele, spędzając wspólnie zimowy, mroźny czas. Miejsce, gdzie przebywał również Remus. JEJ Remus.
Ona natomiast wchodzi do tej sali i ot tak, po prostu, wpija się w Jego usta, nie zważając uwagi na wszelkie okoliczności - na swojego zszokowanego brata, na zadziorny uśmiech Syriusza, na wzruszoną Lily, na podekscytowaną Dorcas i zawstydzonego Petera...
Spełnianie pragnień.
To właśnie to nazywała prawdziwym życiem.
- Lilciu... czemu nie? Czemu nie podejdziesz i nie spróbujesz naprawić tego wszystkiego ot tak, po prostu? Powiedz mi, dlaczego mamy wciąż się bać..? Dlaczego..? Pora, żebyśmy wreszcie wzięły sprawy w swoje ręce!
Możliwe, że alkohol już dość mocno uderzył jej do głowy, ale... cóż. Czasem człowiek chyba potrzebuje otrzeźwienia z pewnych spraw. Nawet otrzeźwienia za pomocą alkoholu!
Zeskoczyła nagle z parapetu i pociągnęła rudowłosą za sobą na środek sali, trzymając ją mocno za jej drżące dłonie. Zaśmiała się głośno i zaczęła się z nią kręcić, tańczyć i wygłupiać; wyginała się, skakała i robiła głupie miny, raz za razem wybuchając głośnym śmiechem. To była ich chwila, ich mały, drobny moment, za którym Potter tęskniła równie mocno, co jej najlepsza przyjaciółka. Nie potrzebowały muzyki, nie potrzebowały słońca, wiatru czy deszczu - widzisz, Lily? Nie potrzebowałyście do tej chwili radości praktycznie nic. Nic, poza samymi sobą.
Same mogłybyście zdominować świat.
Gdybyście tylko chciały.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sob Lis 01, 2014 6:49 pm
- Czy Ty właśnie wiesz co Ty powiedziałaś...? - Powiedziała cicho, marszcząc dziwnie czoło i robiąc prawie zeza, próbując w takim stanie zrozumieć sens tych słów, które wypowiedziała w jej stronę Erin. Niestety, na niewiele się to zdało, ponieważ alkohol zdecydowanie nie pomagał w myśleniu - wręcz w rudej główce zaczęło się pojawiać tysiąc różnych rozwiązań, a każde wydawało się bardziej absurdalne od tego poprzedniego. Po chwili Lily machnęła na to ręką, zrezygnowana i pociągnęła nosem, próbując się uspokoić. Zbytnie rozklejanie się nikomu nie pomoże, prawda? A skoro nadeszła pora na pokonanie swoich lęków i zmotywowanie się do działania, to też wypadałoby się odpowiednio przygotować! I choć obecny stan obu dziewczyn pozostawiał wiele do życzenia, to przecież to nic nie szkodziło! I było właśnie tak, jak myślała Erin! One dwie, Moher, butelki Ognistej i reszta świata. Te równanie było dość proste, prawda? Nie było mowy o żadnej pomyłce.
Czekała na to tęsknie. Na te momenty, kiedy wszyscy będą mogli odrzucić wszelkie troski i smutki na bok, bo jeśli nie teraz, nie na tym ostatnim roku w Hogwarcie, to kiedy będą mieli na to czas? I choć było jej łatwo mówić; w końcu sama tkwiła w tym całym chaosie sprzecznych emocji i rozterek, to jednak czuła w sobie siłę by coś zmienić, by jakoś na to wszystko wpłynąć.
Pokój Wspólny? Oni wszyscy? O tak! To byłoby magiczne! Kiedy w końcu cały rocznik VII zebrał się przed kominkiem, zatapiając się w tej miękkiej kanapie, którą zawsze powiększali, żeby wszyscy się na niej zmieścili. Rozmawialiby, śmiali się i nie przejmowali się tym, czyje nazwiska pojawiają się tym razem na pierwszej stronie Proroka. Byliby zwyczajnie starą wersją siebie. I może, Potter nie patrzyłby na nią, jak na potwora, który ma go zamiar zaatakować, Syriusz nie rzucałby jej tych pełnych pretensji spojrzeń, Peter nie unikałby jej, obawiając się gniewu Pottera, a Remus nie musiałby lawirować między nią, a nimi...
To było naprawdę chore. Ale rozumiała, że sama jest temu wszystkiemu winna, że sama poniekąd wpłynęła na to, że między nimi była taka, a nie inna przepaść. I będąc w tym pijackim amoku, wraz z Erin, to uderzało w nią jeszcze mocniej. Lecz...pojawiła się iskierka nadziei! Słowa! Słowa, które wypływały z ust Potterówny, stały się cieplejszym podmuchem w stronę jej serca. I uwierzyła, że jeszcze wszystko może być w porządku.
- Ach! Ale...no nie wiem! A jeśli jednak jesteśmy na przegranej pozycji? Boję się jego spojrzenia, jego słów. Boję się, że znowu spojrzy na mnie z taką chłodna nienawiścią, jak...wtedy. A jeśli znowu zaczniemy siebie wzajemnie atakować? - Wyszeptała i momentalnie pobladła, jakby nagle ktoś wycelował w jej stronę różdżkę i rzucił Aqumenti. - Ale może i masz rację? W końcu trzeba przestać się bać!
I czknęła, po czym spłonęła rumieńcem i zaczęła chichotać. To było takie dziwne, siedzieć tutaj i upijać się. Przecież nigdy nic takiego nie robiła; przez te prawie 7 lat starała się być przykładną uczennicą, a tu niezamierzenie brała udział w takich rzeczach, jak picie Ognistej, czy wymykanie się z zamku. To wydawało się do niej takie niepodobne! Ale czasami można było sobie pozwolić na małe "szaleństwa". Lily więc znowu zrobiła przeskok z melancholijnego rozpaczliwego nastroju, w ten wesoły i niezrozumiały. Zaskoczona dała się pociągnąć Erin i razem wesoło się śmiejąc i wywijając, tańczyły na środku pustej sali w rytm swojej własnej muzyki, która tkwiła im w głowach. Kiedy zielonooka wystawiła język w stronę swojej przyjaciółki i obserwowała, jak orzechowe tęczówki błyszczą się, nie tylko od alkoholu, ale też od prawdziwego poczucia szczęścia, poczuła, że żyje. Że nie wszystko uległo zmianie. I zrozumiała, że ze względu na to, co się stanie, Erin nigdy nie zniknie z jej życia i zawsze będzie przy niej.
I Evans również zamierzała trwać przy Rin i pomagać jej z każdym możliwym problemem. Bo w końcu od tego była.
Tańczyły więc, aż do utraty tchu, aż do momentu, kiedy żołądek dawał się im dawać w znaki, a powieki ciążyć i kiedy stwierdziły, że nadszedł czas na ruszenie do ich dormitorium.
I tak właśnie zrobiły.
[z/t dla obu]
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sro Lis 05, 2014 6:56 pm
Jak zwykle swoje nogi skierowała do pustej sali. Tam czuła się całkiem dobrze chociaż było tam kilka zakurzonych ławek nie przeszkadzało jej to. Zauważyła, że to pomieszczenie ostatnio jest często odwiedzane dlatego ławki nie są tak bardzo zakurzone jak zwykle. W kurtce usiadła na jednej z ławek i lekko machała nogami, uśmiechała się lekko pod nosem. Ciekawiło ją to czy ktoś ją odwiedzi tutaj czy też zostanie sama. Kto wie. W sumie nie przeszkadzało jej to gdyby ktoś ją odwiedził, jak siedzi się w tym pomieszczeniu zbyt długo pojawiają się tutaj duchy przez co można dostać zawału w cudzysłowu tego słowa.
Zack Raven
Oczekujący
Zack Raven

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sro Lis 05, 2014 7:06 pm
Szedłem powoli korytarzem. Nigdzie się nie spieszyłem, bo nie miałem dokąd. Wokół było w miarę cicho i nie zapowiadało się na to, że ktoś tutaj miałby się pojawić. Na stopach nie miałem butów, tylko grube, ciepłe skarpetki. Nie lubiłem obuwia, dziwnie się w nim czuję. Nagle wyczułem kogoś, kto wchodził do jakiegoś pomieszczenia. Czułem się samotnie, a z nią nie miałem dawno kontaktu. Tak bardzo tęskniłem za jej głosem.
Bez wahania ruszyłem w tamtym kierunku i wszedłem do Sali. Nie rozejrzałem się, nie spojrzałem w stronę tej osoby. Patrzyłem na ziemie. Jakoś nie lubiłem mieć uniesionej głowy, bo w niczym mi to nie pomagało.
- Witaj – powiedziałem. Zastanawiałem się, czy jest dziewczyną, a może mam przyjemność spotkać się z jakimś chłopakiem. A co jeśli jest to osoba, która nie lubi Gryfonów? Nie przemyślałem tego, ale już za późno było się wycofać.- Nie chciałem przeszkadzać.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sro Lis 05, 2014 7:19 pm
Kiedy usiadła po dosłownie chwili ktoś wszedł do sali za nią, spojrzała zaciekawiona na chłopaka, wyglądał na młodszego od niego, ale niczego nei mogła być pewna. -Witaj. -Również przywitała się z chłopakiem nieco się zdziwiła, że nie miał butów. Zwłaszcza, że jest dość zimno w szkole, a i poza nią również. -Nie przeszkadzasz mi wcale. Co Cię tutaj sprowadza ?. - Spytała ciekawa pochyliła się do przodu ciekawa czemu chłopak ma pochyloną głowę, to raczej jej kwestia. Dlatego było to dla niej coś nowego. Jednak po chwili wyprostowała się przecież i tak jej nic to nie pomoże. Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
Zack Raven
Oczekujący
Zack Raven

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sro Lis 05, 2014 7:33 pm
Uśmiechnąłem się słysząc miły ton, dziewczęcego głosu. Dźwięki są dla mnie ważne, bo nimi też się kierują. Mam bardzo dobry słuch, lepszy od innych. Rozluźniłem mięśnie, które wcześniej napiąłem oczekując odpowiedzi. Poprawiłem szkolną szatę, która opadła mi na ramię. Podszedłem do niej i uniosłem lekko głowę, bo wiedziałem, że nie ładnie tak patrzeć ciągle w dół w towarzystwie, ale zapomniałem swoich okularów, więc dziewczyna pewnie zauważy mój pusty wzrok – jak nazywał go mój przyjaciel.
- Wyczułem, że ktoś tutaj wchodzi, a nie chciałem być sam – uśmiechnął się ciepło, ale nie wiem czy wyszło przyjaźnie. Chciałem, aby tak było oczywiście.
Nadal stałem, ale teraz bliżej dziewczyny.
- Jestem Zack – przedstawiłem się przeczesując swoje włosy, który i tak były w nieładzie, bo rzadko je czesałem.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Sro Lis 05, 2014 7:58 pm
Jej uśmiech nieco zbladł, kiedy chłopak uniósł głowę i ku jej zdziwieniu ujrzała białe oczy,a raczej taki pusty wzrok. -O. - Powiedziała krótko lecz po chwili otrząsnęła się nieco z tego co zobaczyła. -W-wyczułeś ? Znaczy jak ?. -Spytała zdziwiona, pewnie jakoś to wyczuł ale jak może jego słuch jest bardziej czuły od innych ? No to było by logiczne przy jego braku wzroku. W jej głosie można było usłyszeć zawahanie, ale i delikatnie zająknięcie. Spojrzała na chłopaka po czym dodała. - Jestem Elizabeth z VI roku miło mi Cię poznać. - Uśmiechnęła się do niego ciepło i równie ciepło się z nim przywitała.
Sponsored content

Pusta Sala - Page 6 Empty Re: Pusta Sala

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach