Go down
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:13 pm
Zdecydowanie powinna była zaufać instynktowi i uciec z pokoju jak najszybciej. Nie zwrócić na siebie uwagi, po prostu przejść obok i funkcjonować jak zawsze. Obok wszystkich, bez wdawania się w rozmowy i interakcje z innymi. Ufać jedynie książkom i wiedzy, którą przez tych piętnaście lat zebrała więcej, niż kilku jej rówieśników razem wziętych. Mimo to, została. Niczym oczarowany pieśnią syreny chłopiec, Kaylin poddała się chęci poznania Czarnego Kota Ravenclawu. Zawdzięczała to zapewne temu nieustającemu uczuciu samotności, które niczym aura rozpościerało się wokół chłopaka, a ona... Cóż, chciała wiedzieć więcej. Samotność działała na nią niczym magnes, nie potrafiła przejść obok kogoś u kogo dostrzegła choćby nutę tego jakże smutnego poczucia. Sama miała w sobie jego cząstkę i tak oto dzięki temu wpadła w sidła profesora Bułhakowa niczym nieświadoma niczego muszka w nić pająka. Czy jej naiwność wepchnie ją w łapy kolejnego drapieżnika?
Nie zważając na wcześniejsze ostrzeżenia własnej intuicji zbliżyła się do niego i po kilku chwilach już siedziała obok głaskając kota, który zadowolony z poświęconej mu uwagi mruczał jakby prosząc o więcej. Artemis był jej oczkiem w głowie, jakże więc mogłaby teraz przestać? Ciepłe, ciemnobrązowe tęczówki odważyły się zawiesić na twarzy Krukona i przez dłuższy czas nawet nie drgnęły, by uciec gdzieś w bok. Udało im się jednak dostrzec lekki, tak szybko powstrzymany uśmiech, by i na ustach Kaylin zagościł jeden - odrobinę dłuższy, choć wcale nie śmielszy. Kiedy wypowiedział swoje pierwsze słowa, zaśmiała się. Delikatnie, dziewczęco, typowym dla dziewczęcia z dobrego domu tonem. Mimo to, można było w nim wyczuć bijące od niej ciepło i sympatię, której przecież miała dla wszystkich sporo.
- Och, bez przesady. Po prostu uważam, że każde stworzenie ma swoje prawa, których należy przestrzegać. Być może dlatego właśnie wiążę swoją przyszłość z ONMS. - Powiedziała cicho i dopiero po chwili dotarł do niej sens jego kolejnych słów. Zamyśliła się na chwilę, a wzrok powędrował na kominek. Co miała na to odpowiedzieć?
- Sama nie wiem. Czasami zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z innymi. Z jednej strony wiem, że to co robię ma sens. Z drugiej... To większość zawsze decyduje o normach i tym, co jest odpowiednie. Jak więc powinnam się do tego ustosunkować? - Szepnęła całkowicie szczerze. To własnie takie myśli od lat zaprzątały jej głowę. Póki dziadkowie żyli dawali jej siłę do tego, by robić wszystko po swojemu, tak jak uważała za słuszne. Teraz, gdy została jedynie z rodzicami zmuszana była do działania tak, jak ojciec chciał.
Westchnęła wtapiając dłoń w sierść na brzuchu kota i mrucząc pod nosem prawie jak owo zwierzę. Kątem oka spojrzała na szklankę wypełnioną trunkiem, by szybko odwrócić od niej wzrok. Naprawdę chciała zapytać o wiele rzeczy, jednak powstrzymała się.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:15 pm
Hm, cóż, pozycji przestrzegania praw każdego istnienia nie mamy akurat w menu - może panienka jednak wybierze sobie jakiś inny zestaw? Bardziej proponuję z mięsa - tego ludzkiego - wszelakie krwiste polewki i nieco ciemności na dodatek, by wzrok się zamglił, może posolić kokainą, dopieścić mgiełką opium? Wszystko to zamoczymy pani w szlachetnej whiskey - jej bursztyn poleca się sam przez siebie - jakiś konkretny rocznik? Może jeszcze wina w lampce? Jakiejś dobrej daty - dla tak pięknej i mądrej panienki przecież warto się wysilić - cała rozkosz z posiłku winna być rozciągana przez długie godziny, wypada więc podać przystawkę - z delikatnością, może herbatka z włosia testrala? Nieco przymroczy, łatwiej pójdzie nam rozmowa - już zresztą idzie, proszę, cóż za zdolna dzieweczka, która przewlekała czerwonymi koralami (niczym wspomniane wino) nicie całego otoczenia - te korale to kolejno wszystkie słowa i odczucia z nim idące - robisz to świadomie? Och, proszę, bardzo niemiło i niewdzięcznie oskarżę cię o to, że nie - tak to jest ze słowami, że płyną swoimi torami i bardzo rzadko zastanawiamy się, czego właściwie od nich oczekujemy - nawet nie wiemy, czego oczekiwać od drugiej osoby - znamy tylko samych siebie - tą nić, którą się bawimy, co jest nam podstawą do koralowego naszyjnika - pomogę ci, dołożę parę potrzaskanych, zepsutych, brudnych koralików o niewdzięcznych kształtach - chciałabyś te zepsute fragmenty, które zaginają rzeczywistość i psują idealność obrazka? Nie krępuj się - wyszywaj dalej, tkaj, układaj, przemawiając i dając się prowadzić ciekawości - w niej nie ma nic złego, dopóki znała swój umiar, póki potrafiłaś dojrzeć granice... Sprawdzimy, czy potrafisz.
Zaczynamy?
- Bardzo naiwne. - Uprzedzałem - równouprawnienie nie istnieje - nie zaznasz go więc w tej pustej restauracji, w której byłaś tylko Ty, On i ten Kot, który zajmował jedno z krzeseł, niezajęty posiłkiem złożonych ze słów, gestów i spojrzeń, a wszystkie one słodkimi jak na razie przystawkami rozstawiane były na jedwabnym obrusie, którym nakryty był okrągły blat, przy którym ustawiono misternie żłobione krzesła - pusta sala tonęła w półmroku i tylko pomarańczone ognie zamknięte w ścianach kominka ją oświetlały, dając wyraz zupełnie innego świata - świata quasi-naszego, wyimaginowanego, którego nie dało się doświadczyć w fizycznej formie - i, ośmielę się tak założyć, żaden z was nie odczuwał takiej potrzeby - tylko powiedz, czujesz to, Kaylin? Woń sztukmistrzowskich, układanych potraw, które były całymi zdaniami prowokującymi do przemyśleń i reakcji, złożonych z dobrze dobranych słów? Ich naturalność nie speszała - nie były podawane na złotych tacach, a jednak cieszyły... słuch... oczy?.. swą perfekcją i wymuskaniem, dokładnością o szczegóły, swym dopracowanie. Chłodnym dopracowaniem. Szukać w tym serca, emocji, jak w prawdziwym dziele sztuki? Myślę tu bardziej o chłodnej kalkulacji, która była dziełem pojętego umysły - nie o tych, które powstawały "z serca" - proszę was, jakiego niby serca?
Nailah bardzo lubił "nie mieć serca".
- Najlepiej wciąż przepraszać za brak winy, brzmi jak plan. - Kpina? Po jego tonie głosu, niezmiennie spokojnym, śniętym, tak samo jak i twarzy, bardzo trudno to było stwierdzić - czy to było "tak po prostu", takie szczere stwierdzenie faktu, czy raczej wytknięcie - jako autor przyznam się wam, że to drugie - przepraszam z winą istniejącą - nie da się utrzymać Czarnego Kota w ryzach - zwłaszcza, gdy był dzikim kotem i jego skłonności do odgryzania ręki, która z włosem gładziła, były zbyt duże, by je ignorować. - Po co mnie pytasz? - Zapytał z ociąganiem. - To ty się przejmujesz "innymi", ja nie mam w tym temacie niczego do powiedzenia. - I opróżnił szklankę na hausta, lekko się wykrzywiając od goryczy posmaku, która rozgrzała jego gardło - obrócił się w kierunku Kaylin, opierając się łokciem o kraniec kanapy, by spojrzeć jej znowu w oczy. - Jesteś bojaźliwa, skromna, czuła, nawiązywanie kontaktu przychodzi ci często z trudem i jesteś bardzo nieśmiała. Łatwo cię onieśmielić i masz silny instynkt przetrwania, ale ciekawość często dominuje - wtedy dość ciężko ci się wycofać. - Spoglądał w te jej duże oczy, ciepłe, szczere... - Niepewność. Przyszłości. Przeszłości? Nie zastanawiasz się za bardzo nad przyszłością..? - Przymrużył oczy podobne otchłanią, badając jej mimikę twarzy. - Masz dość dobre kontakty z rodzicami, ale przeważnie przesiadujesz za zamkniętymi drzwiami pokoju. Brakuje ci odpowiedniego ciepła i oparcia, jesteś zagubiona. - Do czego właściwie dążyłeś? Do niczego konkretnego. Skoro już tutaj przyszła... - Trudno cię nie lubić... z drugiej strony jesteś banalnym celem do ataków. Jesteś po prostu słaba. Jesteś ofiarą w świecie drapieżników. - Wysunął nieznacznie w górę kąciki ust i obnażył na moment ostre kły, przejeżdżając językiem po dolnej wardze.
To tylko zabawa.
Niewinna zabawa w zgadywankę.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:16 pm
Czym tak naprawdę były słowa? Jedynie zlepkiem liter wypowiadanych przez nas w jakimś konkretnym celu. Rzadko jednak zdarzało się, by nasze słowa były przemyślane. Kaylin cierpiała na ten sam syndrom, na który cierpiało dziewięćdziesiąt procent ludzkości - najpierw mówiła, potem myślała. Broniła się jednak dzięki dwóm cechom, które wręcz z niej wypływały i wielu ludzi po prostu traktowało ją przez to pobłażliwie. Chodziło przede wszystkim o naiwność, wiarę w niemożliwe, w to, co sobie postanowi. We wszystko, co tylko trochę miało dla niej sens i co było po prostu dobre. Nie, nie była aż tak głupia by nie wiedzieć, że zło istniało i czaiło się na każdym kroku. Wierzyła jednak, że można je jeszcze pokonać. Czy była to kwestia jej młodziutkiego wieku, wychowania w tak zwanym "dobrym domu" czy po prostu brak doświadczenia życiowego? Zapewne wszystko po trochu.
Z tego wszystkiego jednak najbardziej widoczna była jej niewinność. Choć ostatnimi czasy odrobinę skalana brudnymi myślami, których istnienia w swojej podświadomości wcześniej się nie spodziewała, nadal była niewinna. Idealna ofiara dla pierwszego z brzegu drapieżnika, nie tknięta przez nikogo dziewczynka, która tak bardzo chciała dorosnąć.
- Owszem. - Powiedziała cicho, jeszcze nie speszona. Zdawała sobie sprawę z naiwności swoich przekonań, Nailah nie był bowiem pierwszą osobą, która zdołała to zauważyć i nazwać po imieniu. Kaylin jednak, poza tymi wszystkimi delikatnymi cechami, była też uparta. Gdy sobie coś wmówiła, ciężko było ją do czegokolwiek przekonać. To była ta siła drobnego, rzuconego w ziemię nasiona, które uparcie parło przed siebie, by wreszcie wyrosnąć na dorosłą roślinę, której nie obce będzie światło słońca.
Kolejne jego słowa przemilczała. Tak po prostu, bo sama nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Miał rację, choć przecież nie chciała, by to była prawda. Chciała żeby jej życie, postępowanie, reakcje... Żeby to wszystko nie było tylko ucieczką, próbą przeżycia najmniejszymi kosztami. A jednak, tak właśnie było.
Nachyliła się nad kotem i wtuliła w niego noc czując, jak delikatna sierść łaskocze ją w nos. Uśmiechnęła się do siebie i po chwili ponownie spojrzała na Sahira, który znowu mówił. Tym razem jednak mówił dużo więcej i to zdecydowanie na jej temat. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się więc w niego słuchając, a jej mina zdawała się cały czas pytać. Skąd to wszystko wiesz?
- Przejrzałeś mnie. Opisałeś całą mnie, taką jaka jestem. - Zaczęła cicho, jednak pewnie. - Jak to robisz? - Ach ta ciekawość! Zamiast przerażenia w jej oczach pojawił się błysk zainteresowania. Kiedy wampir wyszczerzył swoje kły, choć serce podskoczyło jej do gardła, ani myślała o ucieczce. Teraz było już na to za późno.
A ona po prostu chciała wiedzieć więcej.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:16 pm
- Zgadywałem. - Lakoniczność odpowiedzi nie wżerała się w to jedno słowo - to jedno słowo było dominantą, kropką samą w sobie, która nie potrzebowała żadnego obciążnika, by być pieczęcią na liście gratulującym ukończenie uniwersytetu z najwyższym prestiżem - słowo jak słowo, opatrzone dekoracyjnymi ornamentami ze spojrzenia czerni, która skierowana była na Kaylin i tylko na nią - na zabawkę, którą można poobracać w dłoniach i sprawdzić, jak szybko się zepsuje, albo udawać, że dopuszcza się ją gdzieś bliżej, że jest bardziej wyjątkowa, wyjęta w swym indywidium z całego tłumu - tylko że najpierw musiałbyś sam ustalić, gdzie tutaj była granica zabawy, twoich własnych chęci i całkowitych niechęci odbijających się w zmęczeniu i kompletnym braku energii na wchodzenie do przygotowanej piaskownicy, w której czekały kolorowe wiaderka, grabki i łopatki - tylko że piaskownica przy tym wszystkim była całkowicie pusta i bardzo odległa od salonowej jadalni, w której częstowano najwytworniejszymi potrawami z brakiem skłonności do tuczenia ucztujących - jeśli już się napatrzyłeś, jeśli już się najadłeś, nasłuchałeś niepokojącej muzyki brzęczącej w tle, na skraju możliwości wychwytywania przez zmysł słuchu, to wstań i odejdź - taka panowała tutaj zasada, w świecie bez towarzystwa, gdzie nie było widocznych kelnerów i kelnerek, do których można by było zagadać i poprosić o poświęcenie chociaż chwili - a sam właściciel? Ten miał skłonności właśnie do tego - do wychodzenia w podartych spodniach na podwórze, kiedy zbierało się na deszcz, gdy słońce nie oblewało ciała złotymi promieniami, by spojrzeć na opuszczony plac zabaw, z którego czmychały wszystkie dzieci, kiedy się do niego zbliżał - czy było w tym cokolwiek złego? - nawet trudno stwierdzić - samotność wcale nie było zła - wraz z ciszą miały te cudowne zalety, że nigdy nie oceniały, zawsze wysłuchiwały i co najważniejsze - nigdy nie komentowały - były wiernymi partnerkami, które brało się, jak najprawdziwsze damy, pod rękę, by przechadzać się z nimi po pięknych, zadbanych alejkach parkowych, nad którymi szumiały soczyście zieleniejące liście obdarzone pocałunkami panienki wiosny - ciężko było jednak zamienić te niematerialne panie na jakiekolwiek inne... Pojawiał się tutaj ten mankament, czy to źle, czy to dobrze? Czy człowiek może podróżować tylko własnymi drogami, by inni widzieli tylko jego plecy - nigdy twarz, na której mógłby gościć szczery uśmiech?
- Z ciała i oczu człowieka da się wszystko wyczytać. - Poprawił w końcu, czy też uzupełnił swoją wypowiedź - więc, jakby na to nie patrzeć, przyznał się, że kłamał - ale to tak na marginesie - na ten margines błędu wypadałoby wpisać to pierwsze słowo, które było czysto per-zaczepne, dostrzegając oczywistą ciekawość, rosnącą wraz z czasem, która pojawiała się u Kaylin miast strachu - sporo z tego zgadywałeś - ale jej mimika twarzy, to zdziwienie, jej pytanie - nagle niepewne zamieniły się w oczywiste pewniki. - Ludzie są z reguły prostymi stworzeniami. I każdy ma jakieś problemy.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:17 pm
Zgadywał. Kaylin mogłaby uwierzyć w zgadnięcie jednej, drobnej rzeczy. Nie była jednak w stanie pojąć, jakim cudem opisał ją całą tak naprawdę jej nie znając. Wpatrywała się więc w niego błyszczącymi z ciekawości ale i pewnego rodzaju ekscytacji oczami i czekała. Po prostu czekała na to, co zdarzy się za kilka chwil. Na słowa, które w końcu będą musiały wypłynąć z jego ust.
Gdy tak milczała zastanawiała się,kim tak naprawdę był Sahir Nailah. Chłopak, na którego temat usłyszeć można było wiele plotek wypowiadanych ustami nie tylko Krukonów, ale wszystkich uczniów i, o zgrozo, nawet nauczycieli. Jak to mówią, w każdej plotce było ziarno prawdy, nie miała zamiaru się z tym nie zgadzać. Wiedziała, że powinna zachować dystans, pilnować się w jego obecności. Baczyć na szczegóły, mieć zawsze gotową drogę ucieczki. I mimo tej świadomości, siedziała przy nim ani trochę się nie bojąc. Wpatrując w jego twarz i myśląc, czemu tak naprawdę był taki samotny.
Bo w to, że był samotny nawet przez chwilę nie wątpiła. Swój swojego wyczuje, a ona przez bardzo długi czas była po prostu samotna. Bez przyjaciół, po śmierci dziadków miała jedynie książki, które dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Były jej oazą i spokojem. A teraz wszystko się zmieniło, całe jej życie wywróciło się do góry nogami. Czy narzekała? Nie, ale dopiero miało się okazać, który z tych stylów życia wolała.
- Każdego z nas coś trapi, to fakt. - Powiedziała cicho, głosem miękkim i delikatnym. Na usta wypłynął jej przy tym delikatny, ledwo dostrzegalny uśmiech, a oczy przez chwilę obserwowały tańczące w kominku płomienie.
- Najgorzej, gdy sami wpędzamy się w jeszcze większe kłopoty. Jakbyśmy nie mieli czym się przejmować. Wchodzimy wprost w sidła niebezpieczeństwa, zakazanych stref. Tego wszystkiego, co przyniesie nam jeszcze więcej rozczarowań, łez, smutku. To już podchodzi pod masochizm. - Szepnęła cicho, lecz tak, by na pewno ją usłyszał.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:17 pm
Zaproponuję ci tą samą zabawę - spróbuj zgadywać - spróbuj spoglądać i widzieć, próbuj nurkować w nieskończonym oceanie, którego dna nikt nie znał, poza granicami świadomości, w potędze własnego umysłu, by stamtąd wyciągać potrzebne domysły i informacje, a potem używać ich jako narzędzi do nurkowania - i wtedy zanurz się w spokojnej wodzie, nad którą nie lśnił księżyc - nocne niebo było zupełnie czarne, pojedyncze refleksy odbijały się w falującym morzu, które nie znało słowa "granice" - już przecież mówiłem - był nieskończony - nigdzie więc też nie uświadczysz jakiegokolwiek lądu - jednak łatwo było już wychylić się zza tej łódki, na której siedziałaś - piaskownica i jadalnia zamienione znów na inne otoczenie - och, w końcu niby dlaczego nie mielibyśmy bawić się koncepcjami i nie zmieniać miejsca pobytu naszych dusz i umysłów, skoro łakniemy wrażeń - tylko w zupełnie innym stopniu, ale jednak bardzo podobnych - mnie przyciąga ciepło, dla mnie tajemnicza bywa jasność - a dla ciebie, Kaylin? Wracając do narzędzi - nawet nimi trzeba się nauczyć posługiwać - to jak z malowaniem, jak z tańcem, jak z graniem na instrumentach - trzeba, prócz odrobiny talentu, mieć czas i chęci, by rozwijać umiejętność operowania nimi - nie od razu Rzym zbudowano i nie od razu można chłonąć drugą osobę, wdzierając się, nieproszonemu, do wnętrza innych... Chociaż osobiście odbieram wrażenie, że tutaj popłynęło zaproszenie, bardzo delikatne, wręcz czułe, dla kogoś o zamkniętej świadomości niewyobrażalne w swym idyllicznym istnieniu - a jednak zaistniało - jak płatek stokrotki zerwany z kwiatostanu przesunął się przed nosem i mile go połechtał, lądując na jego krańcu - był czysty, był dobry - nawet jeśli od spodniej strony coś jego biel przebarwiło - ta toksyczna miłość, która zrodziła się w łonie myśli samej Kaylin, a która nie była przeznaczona dla oczu Nailaha - to nie tak, że był wszechwiedzący, mógł tylko stwierdzać rzeczy oczywiste, które biły z aury panny Wittemore - dla niego na miliony mil, a dla innych? Trudno powiedzieć - ludzie w swej prostocie często mieli tak, że prócz tego, że sami byli prosto ociosani - to nie rozumieli innych. Wyglądało jak jakiś schemat wyjęty z książek "o tym, jak być emo" - nikt mnie nie rozumie - bo i niby kto miałby cię zrozumieć, drogie dziecko, skoro jesteś sam jedyny i nigdy nie będzie drugiej, identycznej osoby, jak ty? Można tylko próbować, starać się spoglądać na świat oczyma z innej perspektywy - ale to nigdy nie będzie to samo.
Sahir Nailah się uniósł - odstawił mimochodem szklanicę na blat, która nieomal spadła - musiał ją niedbale popchnąć, by nie stoczyła się z krańcu stolika i nie spadła na dywan, by wyciągnąć swoje ręce, swoje ramiona, podpierając dłonie na krańcu sofy tylko po to, aby bardzo płynnie niemal zawisnąć nad Kaylin, przybliżając się niebezpiecznie i zdecydowanie zaburzając jakiekolwiek granice norm kulturalnych, które decydowały o odpowiednim dystansie w pełnej kultury, nakazów i zakazów Anglii, która uprzejmości ukochała sobie ponad wszystko w swym języku, gestach i spojrzeniach - więc tutaj, gdzie w sumie koniec końców nie było żadnych desek teatralnych, placu zabaw, ni oceanu, w którym można było tonąć, szukając dna i skarbów, które mogły zabierać, On i Ona - i bliskość - On lekko przechyla głowę, prześlizguje się spojrzeniem, w którym Ciemność poruszyła się w swej matni, przejeżdża nim od jej czoła, przez oczy, usta, aż do szyi i pulsującej żyły, która wabiła i mamiła - oderwał dłonie od krańca sofy tylko po to, by przenieść ją na jej oparcie - i zamknąć między nimi samą Kaylin, jeszcze bardziej naruszając jej przestrzeń osobistą - myślałaś, że żartowałem z tymi granicami? Nie żartowałem.
- Ludzie lubią szukać Śmierci. To przynosi im adrenalinę. Podniecenia związane z zagrożeniem. - Niemal wyszeptał złotowłosej piękności do ucha.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:18 pm
Nakreślanie granic było dla Kaylin bardzo trudne. Zawsze je przekraczała, prawie nigdy nie wiedziała, czemu zachowuje się niepoprawnie. Mimo to, zawsze się starała, próbowała swoich sił i uczyła na błędach. A przynajmniej na to liczyła. Odkąd poznała profesora Bułhakowa zdarzyło jej się częściej zastanawiać, czy daną rzecz wypada powiedzieć, czy daną rzecz wolno jej zrobić. Gdy nie była pewna, pytała. Zdarzały się jednak sytuacje, w których nie było ani czasu ani miejsca na pytania. Trzeba było działać według instynktu, który w jej przypadku często zawodził. Zwłaszcza wtedy, gdy rodziła się w niej ciekawość. Nie znała wtedy pojęcia granicy, nie umiała przestać. Parła do przodu, by tylko otrzymać odpowiedzi, by dowiedzieć się więcej. A przyciągało ją dosłownie wszystko, czego jeszcze nie znała. Czy to dobre, czy złe, jasne czy ciemne. Wewnątrz drobnego ciała dziewczynki wychowanej przez bardzo wymagających rodziców od lat rozwijała się żądza doznań, przygody. Odrobiny niebezpieczeństwa połączonego z nowymi przeżyciami, których jeszcze nigdy wcześniej nie udało jej się przeżyć.
Kiedy nachylił się nad nią w jej oczach mógł ujrzeć strach. Były to jednak tylko trzy sekundy strachu, bo potem zrodziło się zwyczajne zaskoczenie, które powoli wypierała ciekawość. Czując jego oddech na sobie przyglądała się mu uważnie zapamiętując każdy detal jego twarzy, szyi, obojczyków. Wszystko to, co z daleka było niedostrzegalne. W nozdrzach poczuła jego zapach, a serce biło jej szybko ze zdenerwowania i przejęcia. Na policzkach pojawił się rumieniec wywołany bliskością, do której dziewczę przecież nie przywykło. Mimo to, nawet odrobinę nie drgnęła, czekając. Czekając na to, co planował zrobić i umierając wręcz z ciekawości, jak daleko się posunie.
Kaylin nie miała pojęcia z czym tak naprawdę igra. Z jaką istotą przyszło jej prowadzić tę, jakże niebezpieczną tak naprawdę dla obojga grę. Mimo to, było za późno by się wycofać. Za późno, by zatrzymać krok tuż przed granicą.
Jego głos, wydobywający się tuż ucha sprawił, że zadrżała prawie stykając się polikiem o jego polik. Odetchnęła cicho, prawie bezgłośnie i nadal tym samym, nawet trochę nie zawstydzonym tonem przemówiła prosto do jego ucha.
- Pytanie tylko, jak długo można igrać z niebezpieczeństwem. - Tylko tyle, bo co więcej miała powiedzieć? Przyspieszone bicie serca było odzwierciedleniem jej myśli, lekko chaotycznych, zagubionych, lecz nadal płynących przed siebie.
Co Wittermore miała w sobie takiego, że każdy mężczyzna przekraczał przy niej wszelkiego rodzaju granice?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:19 pm
Jak długo, jak wiele, po ile mogę sięgnąć - tyle pytań, a w śród nich najbardziej przerażającego, które ostrzegało przed efektami porażki - czyli kiedy nastanie moment, gdy ręka zostanie urwana - i kiedy będzie się gryźć dłoń, co jeść daje - tutaj sięgamy po Niebezpieczeństwo, a tam, po drugiej stronie krzywego zwierciadła, Niebezpieczeństwo syciło się podrygami adrenaliny, szybko pulsującą krwią i mocno bijącym sercem, które miało wygląd szeroko rozwartych powiek i rozszerzonych źrenic, znajdując w nich swoje odbicie, gdy podchodziło aż do gardła, w drżeniu niecierpliwości i niedoczekania, by zdarzyło się coś jeszcze, coś więcej - to Niebezpieczeństwo miało tutaj bardzo ludzką skórę - bardzo bladą, niezdrowo bladą, która kontrastowała z całkowitą czernią jego oczu, w których brak było odbić świateł i cieni, z kruczymi, prostymi kosmykami, co układały się wedle własnego uznania w pięknie zwany: twórczy nieład i z czernią ciuchów, którym była okryta - na policzki delikatnie zarysowane cienie rzucały ciemna linia rzęs i w końcu Niebezpieczeństwo samo stawało się cieniem, kiedy rościło sobie coraz większe prawa do przestrzeni, by zamykać i porywać w swój świat pełen koszmarnych obietnic - ale właśnie to te koszmarne obietnice jawiły się słodkością dojrzałych w pełni księżyca owoców - miały barwy czerwieni - nie tej toksycznej, a tej, jaka okrywała skórkę jabłek kwitnących w sadzie - pachniały obiecująco, zachęcająco, wtapiając się w każde zakątki zwojów mózgowych i tam rozkładając kraciaste polano, na których powinno się je spożywać - no i właśnie - Ręka Jeść Dająca - czyli panna Kaylin w swej pierwszej osobie - co oferowała cały ten zestaw doznań już wyznanych, włącznie z podświadomą ekscytacją strachem, jaki pełzał dreszczami pod skórą, który też miał swój zapach, łączący się z wonią jej ciała i wonią szamponu, którym pielęgnowała swoje miękkie włosy, co załaskotały w kraniec nosa, kiedy wampir jeszcze bardziej się przechylił w jej kierunku, nie znając opamiętania w jakichkolwiek granicach zdrowo rozsądkowych - rozsądek umarł, sam go zabiłem - zobaczcie, wisi tam, na pobliskiej lampie, na sznurze splecionym ze wszystkich ludzkich dążeń do odczuwania czegoś więcej, niż oferowała codzienność - oto więc Rękę Urywający, który gryzł Rękę, co Jeść Dawała - bo i przecież nie istniał rozsądek! Nie istniała moralność! Cóż kusiło innych mężczyzn, że pragnęli zakosztować tego owocu zgoła innego od kwitnącego pod pełnią księżyca - tego, co rozkwitał w promieniach słońca i miał złote kosmyki włosów okalające okrągłą twarzyczkę o wypukłych ustach, które prosiły się wręcz o złożenie na nich pocałunku? Może właśnie same usta. Może jej niewinność. Może wszystko na raz i wiele jeszcze innych przymiotów, które dałoby się tutaj wymieniać? Może.
- Do samego końca. - Dopóki strach nie zrujnuje umysłu na tyle, by przemienić się w panikę i nakazywać ucieczkę - pierwotną ucieczkę nakazującą chronić najcenniejszy, względnie, dar - samo życie, na którym pasożyt taki jak Nailah kochał się żywić - i to nie na samej krwi, och nie - a właśnie na tych wszystkich emocjach, które przyjemnie pobudzały i prowokowały, by nieskończenie posuwać się dalej - dawał biorąc, biorąc dawał - względnie bardzo fair układ, który kończył się wraz z ucięciem faktu, iż tutaj w pewnym momencie niczego w zamian, prócz zmęczenia, nie dawało się w zamian, jeśli sam drapieżnik przesunął swój ostateczny opór, by posiąść ofiarę - brzmi strasznie perwersyjnie, czyż nie?
Pochylił się więc bardziej i zanurkował nosem w puklach jej włosów - oderwał jedną dłoń od oparcia kanapy, by przesunąć ją na jej szyję i odgarnąć kosmyki, by krańcem nosa przejechać po jej skórze, głęboko wdychając jej zapach z rozkoszą ciesząc nim zmysły.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:19 pm
Już raz była na granicy śmierci. Dotykała jej swoją drobną, wówczas trzynastoletnią dłonią i wydawało się, że to już koniec. Oczami widziała martwe ciała najbliższych jej osób i sama szykowała się na odejście z tego świata. Wtedy jednak wszystko było inaczej - adrenalina, choć tak samo jak teraz krążyła w jej ciele, zdawała się ranić każdą żyłę, każdą tętnicę. A gdy dochodziła do serca rozdzierała je na miliardy kawałków.
Adrenalina, która zaczynała płynąć w niej właśnie w tym momencie, gdy kominek trzaskał gdzieś z boku, a nad nią pochylał się drapieżnik przed którym powinna była uciec już kilka minut temu, zdawała się ją pobudzać. Ciepło rozchodziło się po jej ciele w tempie natychmiastowym, a błyszczące z podniecenia oczy lustrowały każdy najmniejszy ruch wampira, jakby analizując wszystko, co tylko się dało. Wszystkie instynkty, jakie tylko posiadała krzyczały, by wiała gdzie pieprz rośnie, ona jednak nawet nie drgnęła. Czekała, nęciła. Wręcz zapraszała, ciekawa tego, co może jej zrobić. Podświadomie wątpiła, by był na tyle nierozważny, by odebrać jej życie. Tu, w zamku, gdzie każdy tak naprawdę obserwował każdego. Nie miała jednak pewności i być może właśnie to tak bardzo ją nakręcało.
Gdy zbliżył się jeszcze bardziej wydała z siebie ciche westchnienie opiewając oddechem jego policzek. W tym samym czasie jedna z jej dłoni powędrowała na klatkę piersiową wampira i zacisnęła się na jego koszulce, odrobinę drżąc przy tej jakże prostej czynności. Nie mając wiele doświadczenia w kontaktach z innymi, a już w szczególności z taką bliskością, poza ciekawością czuła też zawstydzenie, którego efektem był rumieniec okalający jej drobną twarz. Igrała z nim do samego końca, poddając się jego posunięciom, choć przecież nie spieszno jej było do śmierci. Miała tak wiele rzeczy do zrobienia, dlaczego więc zachowywała się tak nierozważnie?
Dotyk dłoni, a potem nosa Sahira wprawił jej ciało w lekkie drżenie. Dziewczę przymknęło oczy czując, jak jej oddech zaczyna być niespokojny, poddenerwowany, a serce bije coraz szybciej. Zupełnie tak, jakby chciało wydostać się z jej piersi i jako pierwsze uciec z tego pokoju. Ona jednak dalej trwała w tej samej pozycji.
Była ofiarą wręcz idealną.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:20 pm
Nasza granica, tak nierozważnie przesuwana - nasza, bo tworzona ruchami obu dłoni, obu oddechów, dwojga uderzających serc - jednego bardzo wolno, jakby zaraz miało przestać bić, omotanego biciem drugiego - tego szybkiego, co jak werble zapraszało na paradę - wtórowało jednoosobowemu pochodowi Śmierci, która jedyne, co za sobą ciągnęła, to Ciemność - a mimo to przecież powieki Kaylin oświetlane było pomarańczą płomieni - nie było przepychania się, nie było udawania, że czegoś się nie chce, czegoś nie pragnie - doskonała kooperacja owocowała obustronnymi doznaniami, kiedy krok za krokiem Śmierć zbliżała się do Dziecka Słońca, a te nie próbowało instynktownie się przed nią chronić - wyciągała dłoń i łapała zaproszenie teraz z drugiej strony - zaproszenie do tańca, walca, który mimo względnej łagodności posiadał w sobie niebezpieczny, seksualny pociąg, rozpalał ciała i umysły - oto był nasz morderca opiewanego Rozsądku, który nie miał tu nic do powiedzenia, kiedy sugestywne ruchy ciał wysyłały między sobą bodźce - och, niegrzeczna Kaylin - czego ty tak naprawdę pragniesz, jak możesz kusić nieznajomego? - i chyba to naprawdę tak pociągało - wiszące w powietrzu pytanie, kiedy już lądowało się w silnych, zdecydowanych ramionach - pytanie: czy umieram? - i czy umrę już za chwilę, kiedy wszystko przesunie się jeszcze o parę stóp dalej, by obraz przed oczami stawał się coraz mętniejszy, ten kreowany w umyśle - bo ten bodźcowy świat odbierany przez zmysły nabierał barw i walorów, stawał się o wiele wyraźniejszy i mocniejszy, by poznawać go na nowo wraz z każdym pulsem przetaczającym krew przez rozgrzaną aortę - skoro już tak gramy i nie zamierzamy się wycofać (bo o wycofywaniu się nie mogło być już mowy), to i trzeba wspomnieć, poza mentalnymi i cielesnymi doznaniami, kiedy buzowały hormony, że Nailah, dla własnej wygody, ugiął nogę w kolanie i wsunął ją na tapczan, teraz pół siedząc, wciąż unosząc się nad dziewczyną i badając skórę na jej szyi, oceniając, węsząc jak rasowy pies - tyle że do psa było mu bardzo daleko - Jemu, Dziecku Ceni...
Władcy Nocy.
Gdy był już tak blisko niemal czuł falowanie jej piersi, które unosiły się w szybkich oddechach - płuca chyba stawały się zbyt mało pojemne - nie ukrywam, że w tym momencie śmiało można mówić o tym, jak bardzo czarnowłosa zmora tej szkoły dała się uwieźć - i jeśli dodało się tutaj poprawkę, że jego nie bardzo interesowała sam cielesność, a to, co skrywało się w żyłach, która ją napędzała, to uzyskiwało się paskudny obraz drapieżnika, który, wodzony za nos, nie widział żadnych powodów, dla których miałby się opierać - a tym bardziej, gdy ofiara sama nastawiała szyi - Idealna Ofiara - która swoimi gestami, oddechami, czyniła z tego swoisty rytuał, który błagał o wyniosłość chwili w jej bluźnierczości, gdy Niewinny (winny!) Aniołek zostawał naruszony przez tego Upadłego, pełnego grzechu i przekreślonego przez Ślepego Boga, którym stawał się sam przed sobą spoglądając co dzień w lustro - rytuał poznania i - rzeczywiście - w swej wspaniałomyślności oferowania czegoś milszego przed ukoronowaniem całej tej świątobliwości - jeśli ktokolwiek by ich tu teraz zobaczył mógłby odnieść bardzo jednoznaczne myśli - zdecydowanie nie przystoiło dwóm uczniom... takiego zbliżenia... czyż nie?
Ręka wampira przesunęła się z oparcia kanapy na plecy Kaylin, wsuwając między mebel a jej ciało, by lekko wygiąć jej ciało w łuk, gdy bawiąca się włosami dłoń przesunięta została na jej potylicę, zaczesując włosy, by zaraz została puszczona i odnalazła podparcie znów na oparciu po zebraniu dłoni Kaylin i przygwożdżeniu jej za nadgarstek, gdy docisnął ją niemal swym ciałem do kanapy, przebijając kłami delikatną skórę, kompletnie otumaniony tym, co się dookoła niego działo - nie było to brutalne w sposób taki, w jaki mogłoby być - zachowywało dozę uhonorowania, uświęcenia i oto w końcowym akcie rytuału ofiary, co sama położyła się na kamiennym stole i wręczyła oprawcy sztylet w dłoń - heh, no właśnie - czy więc można umrzeć w takim momencie..? Aż szkoda, że nie miał okazji dojrzeć tego rumieńca...
Wysunął kły z rany i odetchnął ciężej - chłodne powietrze z jego nozdrzy rozlało się po nagrzanym, odsłoniętym barku dziewczęcia - odsunął się tylko o parę centymetrów, na parę nic nie znaczących chwil, tylko po to, by zaraz przejechać językiem po ranie i krwi, która z niej ulatywała i przywrzeć do niej wargami o wiele mocniej - mięśnie na jego ciele naprężyły się, palce zacisnęły mocniej, na nadgarstkach aż prosząc się o pozostawienie siniaków - ale może pięć sekund później wróciły do normalniejszego uścisku, kiedy słodka krew gasząca pragnienie przelała się w dwóch pierwszych łykach przez jego gardło.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:20 pm
Przez dosłownie chwilę w myślach Kaylin pojawiła się ochota ucieczki. Przerwania tego wszystkiego i zastanowienia, jak łatwo przyszło jej się oddać, ułożyć niczym posłuszny baranek u stóp swego pasterza. Szybko jednak dotarło do niej, że było już na to za późno, nie było już odwrotu. Wszelkie granice zostały przekroczone, nie można było tego cofnąć. Dziewczę, mimo narastającego w niej strachu, którym tłumaczyła sobie ucisk w żołądku i podchodzące jej do gardła serce, zdawało się bardzo pogodzone ze swoim losem, gdy twarz Krukona ocierała się o jej skórę.
Zawsze fascynowała się magicznymi stworzeniami, zawsze chciała je poznawać i z nimi pracować. Teraz znajdowała się tak blisko jednego z nich i była po prostu ciekawa. Co zrobi, jak to zrobi i czy naprawdę będzie tak brutalnie, jak to opisują w podręcznikach. Gdy było już za późno na ucieczkę, ona po protu chciała wiedzieć. To pragnienie mogło ją zgubić, ale teraz nie miało to znaczenia.
Nie odważyła się nawet drgnąć, ledwo przełykała ślinę i czekała czując bijące od niego ciepło. Choć wyglądało to z boku dosyć dwuznacznie, ona nawet o tym nie pomyślała. Zaciskała swoją dłoń na jego koszulce do czasu, aż ją zabrał i przytrzymał za nadgarstek. Ciało pod wpływem jego dotyku wygięło się w łuk, a jej oczy obserwowały każdy ruch wampira, gdy ten powoli, niespiesznie zagłębiał kły w jej szyi.
Jęknęła. Cicho, tłumionym przez samą siebie głosem i przymknęła oczy. Nie było to może najpiękniejsze przeżycie jakie mogło jej się przytrafić, lecz zdecydowanie było lepiej, niż sobie wyobrażała. Choć ucisk na nadgarstkach zdawał się nie zmniejszać i czuła najzwyklejszy w świecie ból, nie wyrywała się. Nie próbowała uciekać, trwała w bezruchu czując, jak serce bije jej szybko, jak krew wypływa z drobnych otworów jej szyi i jak jego chłodny oddech okala odsłonięte barki.
Tymczasem kot spał jak gdyby nigdy nic się nie działo, tuż obok nich, pomrukując cicho.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:21 pm
Sok spijany z owocu, którego pozbawiono jego powłoki, którego skórę, gładką, naruszono, obiecując, że pozostanie po tym wydarzeniu blizna - chyba dobrze, że tak nisko ugryzł, niemal przy samym barku, chyba dobrze, że była tak późna pora, że nikt nie był gotowy wejść do Pokoju Wspólnego, by przeszkodzić tej dwójce w niby jednoznacznej sytuacji - która jednoznaczna była, owszem, jeśli tylko spojrzało się na nią przez pryzmat wampirzych oczu i wampirzej branki, co chciała zakosztować kolejny odczuć związanych z... magicznym stworzeniem? Czy tak w ogóle można było nazwać wampira? Istotę niby doskonalszą, postawioną przez naturę wyżej w łańcuchu pokarmowym nad ludźmi - wampira, który kojarzył się tylko z przekleństwami, z ciemną nocą, z której wyłaniały się ręce wplatające się we włosy i porywające za kark, by wciągnąć w ciemną paszczę - i już z niej nie wypuścić - one, które osiągnęły życie wieczne, które pluły czasowi w twarz i które trudno było zabić - jak to już bywało ze zwierzętami - ich instynkty były silne... na tyle silne, by zagłodzony Nailah nie miał opamiętania, kiedy słodka krew zasiliła jego ciało, elektryzującymi dreszczami rozchodząc się po komórkach, które dostawały nagłego przypływu siły - ściągnął mocno brwi, zacisnął powieki, jego mięśnie to rozluźniały się, to napinały znowu w niespokojnych podrygach, by dostać więcej, by posiadać więcej, by ofiara topiła się w ramionach i by czerpać od niej wszystkie siły - tak to było, coś za coś, bo w naturze przecież nic nie miało prawa ginąć - on nabierał sił, ona je traciła - ten niepokój nie wynikał jednak z niemożności dostania jeszcze więcej cudownego trunku, a z ostatecznego powstrzymywania się przed rozerwaniem jej gardła - rodziło to niecierpliwość, niepokój, pytania, dlaczego w zasadzie to robić? Kaylin Wittemore była Nikim - była tylko i aż Tą Dłonią, co Jeść Daje - nie posiadała osobowości, nie posiadała duszy, umysłu, swojej woli i pragnień - stawała się nieruchomą, ale ciepłą statuą, o mocno bijącym sercu, o szybko pulsującej krwi, podczas gdy on zamieniał się w jednostkę o nieokreślonych kształtach, rozmytą w nieskończoności czerwieni opływającej niezmierzone wody czarnego oceanu, nad którym nie świeciły gwiazd - smutne. To, że te gwiazdy nie świecą. I nie zaświecą.
- Aż takie to podniecające? - Czarnowłosy oderwał wargi od maltretowanego kawałka skóry wokół dwóch głębokich ran i nieco się cofnął - na tyle, by kątem oka być w stanie spojrzeć na twarz Ofiary Idealnej po paru łykach, które z pewnością zostałyby odczute, gdyby się podnieść, w postaci nagłych zawrotów głowy, ale kiedy siedziało się w bezruchu to co najwyżej w postaci mdłości dla istoty tak kruchej i delikatnej, jak ta zwiewna nimfa, która w swej winnej-niewinności, bez żadnego planu, skacząc nad sadzawką swoich życzeń i marzeń, wylądowała prosto w legowisku Wilka - cóż, tak to już bywa, kiedy ciekawość wodzi za nos, kiedy ufa się innemu drapieżnikowi, któremu nie raz dobrze spać przy łożu tego większego - w końcu jaki Wilk zainteresowałby się małym kotkiem? Nawet by go nie zauważył - i tym samym kotem był chroniony przed innymi...
Och, w tym momencie nie było bezpieczniejszego miejsca na terenie Hogwartu niż ramiona Nailaha. A on nie lubił oddawać innym swoich ofiar. Zwłaszcza tych, które same tworzyły swoje Rytuały.
Otchłań, niespokojnie wirująca otchłań rozszerzająca swoją przestrzeń do rozmiarów czarnej dziury, która natychmiastowo wciągała w swe macki, została przeniesiona znów na uszkodzony kawałek skóry, nad którym się pochylił, by przejechać znów językiem po nagrzanej skórze, na której zgromadziło się już zbyt wiele krwi - zbyt wiele, by pozwolić jej wsiąknąć w całości w kołnierz i dać się zmarnować - i dopiero wtedy się odsunął, ocierając dolną wargę wierzchem dłoni, oddając Kaylin jej przestrzeń życiową, biorąc głęboki, ciężki wdech.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:22 pm
Siedząc tak bez ruchu, z obnażoną szyją, czuła jego wargi na swojej skórze i drżała lekko z narastającego poddenerwowania. Nigdy nie zastanawiała się, jak to jest być ofiarą wampira, a teraz mogła się o tym sama przekonać. Czuła bowiem wypływającą z niej krew, a wraz z nią wszelkie siły, które opuszczały ją szybciej, niż mogła to sobie wyobrazić. Mimo to, nie wyrywała się, nie krzyczała, po prostu czekała. Z zamkniętymi oczami, w kącikach których pojawiły się drobne łzy bólu, który przecież przebiegał po jej ciele falami.
Nie wiedziała tak naprawdę, co o tym myśleć. Nie miała na to czasu, sposobność też nie była najlepsza. Na analizowanie swojego postępowania i tego, co właściwie stało się w tym opustoszałym pokoju wspólnym przyjdzie czas. Teraz jednak po prostu wzdychała, łapiąc powietrze i starając się opanować uciekające z jej piersi serce. Słowa, pierwsze od tak dawna, przedarły się przez ciszę przerywaną do tej pory jedynie skrzącym ogniem kominka, ich oddechami i pomrukami kota, dotarły do uszu blond niewiasty i wywołały na jej licu kolejny rumieniec. Przesunęła twarz tak, by lepiej go widzieć, móc wpatrywać się w jego oczy i cichym, całkowicie normalnym głosem odpowiedziała.
- Nie wiem. - Skąd miała wiedzieć? Była jedynie małą, nieświadomą wielu bodźców dziewczynką, która chciała za szybko dorosnąć. - Być może. - Mruknęła na koniec zastanawiając się, czy to łaskotanie w podbrzuszu, czy to szybkie bicie serca wywołane nadmiarem adrenaliny było właśnie tym podnieceniem, o którym tak wszyscy mówili.
Ponowne zetknięcie z ustami wampira, choć delikatniejsze, zaskoczyło ją na tyle, iż z jej ust znowu wyłonił się cichy pomruk, a ona sama mimowolnie przechyliła głowę, by ułatwić mu dostęp do szyi. Zrobiła to całkowicie automatycznie, nieświadomie. Tym razem nie musiała czekać długo, a gdy przywracał jej przestrzeń osobistą lustrowała go uważnie. Nie mówiła nic, ledwo oddychała. Czuła, że jej słabo, a zawartość żołądka podchodziła jej wysoko, aż do gardła. Mimo to, nie bała się - praktycznie pierwszy raz od dawna nie bała się Sahira, Czarnego Kota Krukonów, o którym tyle legend krążyło po całej szkole.
Żadna, którą słyszała nie była jednak adekwatna. Prawda była dużo bardziej... Cóż, fascynująca.
Po chwili dochodzenia do siebie dziewczę niepewnie przybliżyło się do swojego oprawcy i z wyciągniętą, drżącą z niezdecydowania dłonią przygryzała wargę jakby ze sobą walcząc. Na chwilę musiała złapać się jego ramienia, czując jak fala osłabienia znów okala jej ciało i zastygła tak z głową opartą o niego.
- Jej. - Szepnęła bardziej do siebie i po kilkunastu sekundach ponownie wyciągnęła rękę dotykając jego policzka i, bardzo ostrożnie, przenosząc się w stronę warg, by unieść je i obejrzeć kły, które jeszcze parę minut temu z taką łatwością przebiły się przez jej skórę.
- Od dawna jesteś... taki? - Zapytała z ciekawości. Nie ukrywajmy - nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała, gdyby nie chciała wiedzieć więcej i to najlepiej już, natychmiast.
I mimo wścibstwa, jakim się odznaczała, nadal była spokojna i ciepła. Nie uciekała, nie klęła, nie chciała zrzucić go z najbliższego balkonu. Wpatrywała się tylko w niego tymi swoimi ciemnymi oczami i czekała.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:22 pm
Nazywać rzeczy niedoświadczone - niemożliwość - wyobraźnia nie grała tutaj żadnych ról, była bezużyteczna, nakazywała tylko trwać w zawieszeniu analiz, na które skazany był umysł poszukujący odpowiedzi - czym było uczucie, które sprawiało, że ciało unosiło dłonie do nieba, że duch był w połowie drogi do pól elizejskich, że serce biło mocno i oddech przyśpieszał, a wraz z nimi hulała krew w żyłach, która teraz przyśpieszała chyba tylko po to, by sunąc do niewielkich ranek - i tylko po to, by język mógł zbierać kolejne krople, które rozpełzały się po całym ciele - no cóż, co to było? Może naprawdę podniecenie - wraz z fascynacją stwarzały niebezpieczeństwo dla nosicielki zgubnych, niepoznanych, niezrozumiałych uczuć - nie czujesz tego? - nie przeszkadza ci, że jesteś zabawką, którą Śmierć przytrzymywała w dłoniach i której przyglądała się z zainteresowaniem, pozwalając ci tańczyć swoimi torami? - podrygujesz w tym świecie jak wielu przed tobą i jak wielu jeszcze podrygiwać będzie, gdy ty przeminiesz, niemądra dziewczyno, nazbyt pragnąca zaspokoić swojej ciekawości - nie wiem, ile z tej sytuacji zależało od tego, że, uwaga, twoja ciekawość wzbudzała ciekawość drapieżnika - jeśli byłaś tutaj Białą Owieczką, która wpadła wprost w zębiska Czarnego Wilka, to wiesz, muszę przyznać, że Wilk tylko machnął ogonem, kiedy zmarniała próbowałaś nieudolnie wstać, kiedy on już stał na czterech łapach, potężny i niewzruszony, rzucający cień na ciebie, na tą sofę - na całą przestrzeń za twoimi plecami, która, tak mi się wydaje, teraz dla ciebie nawet nie istniała - nie potrafiłaś się rozdwoić i wszędzie kierować swej uwagi - nie ma w tym nic złego - on przecież też nie potrafił - a teraz czarne ślepia skierowane były tylko na ciebie i na wszystko, co robiłaś - to potknięcie, zachwianie się - nawet nie wyciągnął wspaniałomyślnie ku tobie dłoni, by ci ewentualnie pomóc, by ewentualnemu upadkowi zapobiec - sama sobie poradziłaś, sama dłoń wyciągnęłaś i oparłaś ją na jego ramieniu, by złapać równowagę i zupełnie bezczelnie sięgnąć do jego twarzy, opierając opuszek palca na wardze - uniósł ją, obnażając dwa ostre jak brzytwy kły, cierpliwy, niewzruszony - przynajmniej taki się wydawał - z zamordowaną samotnością, która nagle została zmiażdżona przez silne palce, jakie znów nabrały mocy, przez skupione spojrzenie, które stało się zbyt zajęte, by zwracać uwagę na błahe, ludzkie odczucia, zwinięte w jedną kulkę papierową i wrzucone do kosza.
Wiesz, Kaylin - dorastanie wcale nie jest fajne - nie ma nic dobrego w przedwczesnym zostawaniu kobietą - czy w ogóle jesteś w stanie dźwigać na swoich barkach całą odpowiedzialność, jaka z tym przychodziła? Spójrz na niego. On musiał przedwcześnie "wydorośleć". I nie wydaje mi się, by świecił pozytywnymi skutkami wyboru "dorosłości"... Kiedy już zrobiło się rachunek sumienia nagle pragnęło się być wiecznym Piotrusiem Panem, wiesz? Takim, który może wieczność lewitować w Nibylandii i walczyć z piratami...
- Od ponad dwóch lat. - Odpowiedział wprost, bez żadnych uprzedzeń, przypatrując się jej dalszym poczynaniom - jak cierpliwy ojciec, który czeka, aż jego córka przestanie badać skrawki jego ciała. - Wystarczająco długo, by zostać Panem Nocy. - Uśmiechnął się nieznacznie, uśmiechem... nie wiem. W jakimś stopniu bezczelnym. Aroganckim. Cała jego postawa całkowicie zaprzeczała ciężkiej, depresyjnej aurze jeszcze sprzed paru chwil, kiedy Kaylin się dopiero zjawiła.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Lis 30, 2015 5:23 pm
Wszystko było dla niej jakby snem, który mógł przyśnić jej się kolejnej z tych samotnych, acz spokojnych nocy. Nie zdziwiłoby jej gdyby za kilka sekund otworzyła oczy we własnym dormitorium z pewnego rodzaju pustką w sercu, jakby to przeżycie było dla niej tak ważne. Bo i ważne było - na kilka sposobów, które nawet dla niej nie były do końca jasne. Przede wszystkim, jako osoba, która od zawsze zainteresowana była stworzeniami pokroju wampirów i wilkołaków na pewno w pewien charakterystyczny dla siebie sposób była zadowolona. Stała obok, dotykała prawdziwego wampira i, co mogło dziwić najbardziej, nadal była żywa. Zmęczona, uszczuplona o pewną ilość krwi, ale jednak - żywa. I nad wyraz pobudzona, co widać było w jej oczach, błyszczących, szeroko otwartych i przede wszystkim - wpatrzonych w niego.
Dotykała opuszkami palców jego twarzy, warg, a gdy odsłonił kły przez chwilę i je badała, by po chwili opuścić dłoń i przekrzywić głowę. Czy był taki, jak mogłaby go sobie wyobrazić? Nie chciała tego oceniać, nie chciała wyrabiać sobie opinii tak od razu. Mimo to, coś w środku mówiło jej, że Sahir nie jest tak straszny, na jakiego wygląda. Jakim go wszyscy malują, choć do niewinnej owieczki by go nie przyrównała. Miał w sobie jednak coś, co ją przyciągało i teraz, gdy wiedziała już co ją tak od niego odstraszało, zdawała się w ogóle tego nie czuć.
- To całkiem sporo czasu. Zwłaszcza kiedy masz naście lat. - Zaczęła cały czas wspierając się na jego ramieniu. Było jej coraz słabiej, organizm zdawał się dopiero orientować w sytuacji i w tym, ile krwi tak naprawdę straciła.
- Pewnie nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić, ale... Musiało być ci ciężko. Jeżeli nadal nie jest. - Stanęła na palcach, dłoń zaciskając mocniej na jego koszulce, a drugą układając na czubku jego głowy i przez chwilę trzymając ją tak bez ruchu. Potem, jakby niepewnie, trochę jakby przed sobą miała ukochanego zwierzaka, zaczęła głaskać go po włosach.
- Panem Nocy? - Zapytała odsuwając się nieznacznie i obserwując jego uśmiech. Tak nie pasujący jej do tego, jeszcze kilka minut temu całkowicie zagubionego chłopaka. Bo nie miała wątpliwości, że taki własnie był, gdy siedział sam w pokoju i upajał się alkoholem. Wtedy było jej go żal, a teraz? Gdy wreszcie zaczęło do niej docierać, że właśnie bezczelnie się na niej pożywił, czy zmieniła zdanie na jego temat?
Sponsored content

Pokój Wspólny - Page 14 Empty Re: Pokój Wspólny

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach