Go down
Marlene McKinnon
Oczekujący
Marlene McKinnon

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Wto Maj 09, 2017 3:31 pm
Bo nie ma kolejki to odpisuję. Ale gdybym miała jednak skasować i poczekać na Giotto to niech MG da znać.

Wystraszona reakcją Enzo, jeszcze mocniej ścisnęła jego ramię jednocześnie odsuwając się od niego na długość tejże właśnie kończyny. Majaczył, była tego pewna, chociaż wyraz jego twarzy w ogóle na to nie wskazywał. No bo Hamlet? - Też mnie wystraszyłeś - odparowała, a widząc, że chłopak samodzielnie podnosi się na nogi, poluzowała swój uścisk, po chwili, całkowicie go puszczając.
Słysząc za plecami inny, jednak równie znajomy głos, gwałtownie odwróciła się za siebie. Naprawdę żałowała, że nie miała przy sobie różdżki. - Skąd tu takie tłumy, co? - Zapytała, chwytając się za biodra, a słysząc zarzut Jamesa, z jej ust wydobyło się westchnięcie mówiące ''Matko, co za kretyn''. - Jeśli chodzi Ci o to co działo się przed chwilą... - zaczęła, jednak nie dane było jej dokończyć ponieważ młody Nero gwałtownie wszedł w jej zdanie.
Ze zdziwieniem wysłuchała jego słów (bo naprawdę nie rozumiała jaki miał cel w przyjściu tutaj. Czyżby i jemu w bitwie na błoniach zginęła jakaś bliska osoba?) i z jeszcze większym zdziwieniem spojrzała na swoją, uwięzioną w jego dłoni, dłoń. Bal balem, ale tutaj? Może była kompletną blondynką jeśli chodziło o relacje międzyludzkie, ale mogła dać sobie głowę uciąć, że w normalnych, codziennych sytuacjach nie wypadało trzymać za rękę swoich koleżanek. W dodatku, jeśli ta codzienna i normalna sytuacja miała miejsce na oczach kolegi, dziewczyny z którą aktualnie było się w stałym związku? No tak, coś tu nie grało. Nie będziemy się jednak nad tym dalej rozwodzić i w skrócie zaznaczymy tylko, że Marlene poczuła się tym nieco zdezorientowana. Dłoń jednak w jakiś sposób wyswobodzić musiała, a idealnym do tego pretekstem (bo przecież nie chciała w żaden sposób urazić Enzo) było związanie włosów w mało twarzowy, ale jednak, bardzo wygodny koczek.
- I niby jak miałabym wprawić te badyle w ruch? - prychnęła w odpowiedzi na zarzuty Pottera. - Nie mam różdżki, mówiłam Ci o tym ostatnio. - No chyba, że tym razem jej inteligencja i umiejętność szybkiego dodawania faktów zawiodła, a jemu wcale nie chodziło o harce jakie wyczyniało drzewo, a o coś zupełnie innego?
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Wto Maj 09, 2017 5:26 pm
Gdy tylko Nero zjawił się pod dębem, poczuł dziwny chłód, który z kolei wzbudzał w nim dziwne uczucie niepokoju. Wiedział dokładnie, co się tu wydarzyło, wszakże miał poniekąd relację z pierwszej ręki, ale na dobrą sprawę - miał gdzieś wszystkich tych, którzy tutaj zginęli. Nie był bez serca, ale też nie miał co przyznawać, że z którąkolwiek ofiarą tych feralnych wydarzeń, łączyło go coś więcej, aniżeli uczęszczanie do tej samej szkoły. Jako jeden z nielicznych był tu w innym celu - na prośbę.
Niemniej jednak, gdy tak obserwował te miejsce, zaczął dostrzegać coraz większe zbiorowisko, stworzone z reprezentantów różnych domów Hogwartu i tak naprawdę z początku myślał, że trafił na jakiś piknik Ku Klux Klanu, kiedy jednak zrozumiał, że nikt nie był ubrany na biało, ani nie mieli też grilla czy wielkich krzyżów do palenia, porzucił te myśli, skupiając się na obserwacji. Nikt go nie zauważył, dlatego też mógł w spokoju czekać i obserwować całą sytuację.
Z czasem jednak zaczął tracić koncentrację - początkowo szum wytworzony w uszach traktował jako chwilowy niedobór jakichś witamin, ewentualnie efekt uboczny barnabasa wypitego na balu. Im dalej w las jednak, tym było coraz gorzej i szum przeplatał się z nieznośnym piskiem, przez co jego głowa zaczęła nieco pulsować. Doskonale znał te uczucie - ostatnio miał tak samo po czarnomagicznych praktykach z Acidum, którego się nauczył.
Cofnął się kilka kroków i oparł plecami o korę drzewa, łapiąc się jedną ręką za głowę. Zaczynało go to powoli męczyć, dlatego jego oddech również przyspieszył, jednakże znalazł w sobie siłę, by się temu wszystkiemu przeciwstawić i wrócić do choćby pozornej kontroli swoich odczuć. Potrząsnął nieznacznie głową dwa razy i odetchnął głęboko, zaczynając się nieco uspokajać - dzięki temu wrażenie szumu w głowie było znacznie mniejsze, aniżeli jeszcze chwilę wcześniej, choć mogło być to zwykłe, pozorne odczucie i po prostu Giotto zwyczajnie bardziej zacisnął na to wszystko zęby, dlatego "słabiej" to interpretował.
Wrócił do chwilowej obserwacji i gdy dostrzegł, że nie tylko jego coś "strzeliło", postanowił ujawnić swoją pozycję, chcąc się dowiedzieć, czy tylko on czuje się jak po dobrym weekendzie z Kwaśniewskim. Wyszedł zza krzaka, z rękami schowanymi w kieszeniach i pewnym krokiem zmierzał w stronę trójki decydentów, takich jak tu chodzą.
Stanął naprzeciw nich i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując najpierw przez chwilę Jamesa, a później pozostałą dwójkę, aż w końcu przeniósł swój wzrok na stary dąb, pod którym się zebrali.
- Magia zawsze zostawia po sobie ślad, zwłaszcza czarna. - rzucił, wyjaśniając wszystkim zebranym przyczyny niepokoju. Jako jeden z nielicznych w tym towarzystwie miał już doświadczenia z czarnomagicznymi praktykami i sam stał się ofiarą użytkowania tego typu zaklęć - czytał o tym dosyć sporo w ostatnim czasie i dzięki temu mógł wysunąć sensowne wnioski. Chyba dlatego, to jemu właśnie najmniej odpierniczyło w tamtej chwili, bo po reakcjach Enzo czy Jamesa, widać było, że to co przed chwilą poczuli, nijak ma się do jakichkolwiek innych odczuć z przeszłości.
- Wszystko w porządku? - rzekł, standardowo, po włosku do swojego brata, patrząc na niego w tej chwili. Wyglądał na dość zaniepokojonego, w dodatku przed chwilą widział przecież, jak Enzo podnosił się z ziemi, powodów obalenia go na nią nie znał, zatem wolał dmuchać na zimne i nie wysuwać pochopnych wniosków, choć spodziewał się, że jego kuzyn raczej nie potknął się, ani nie zobaczył pisiont groszy na ziemi. To w stylu kogo innego, dawno zapomnianego wielkiego przedwiecznego.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Wto Maj 09, 2017 8:14 pm
Jednym automatycznym ruchem schował różdżkę do rękawa i splótł ręce na piersi analizując całą sytuację.
- Też sobie nie przypominam – odparł do Nero, przecież mówił do Marlene, nie miał zamiaru mu się tłumaczyć, ostatecznie wcale nie zwrócił się do niego na ty.
Komentarz Enzo puścił mimo uszu, nie da się wytrącić z równowagi, i tak dość chwiejnej, jakiemuś szczylowi i to jeszcze ślizgonowi, nie mówiąc już o tym, że był to jeden z Nero. Zostać jego wrogiem? Serio? Co to za tekst? Też mi dziecinna groźba, dobra, miał nie dać się wytrącić z równowagi, czyż nie?
Już miał odezwać się żądając wyjaśnień od panny McKinnon, gdy ta przypomniała mu o różdżce. No tak… Jak mógł zapomnieć? Nie wykluczało to jednak jej udziału w tym kijowym przedsięwzięciu. Zaklęcia mógł rzucać Nero, dziewczęcy słyszał jedynie śmiech i…
- Marlene… Żujesz gumę? – spytał zdając sobie świetnie sprawę, że brzmiało to bynajmniej głupio.
Nim dosłyszał odpowiedź ręka Nero chwyciła dłoń Marlene, a James z niemałym zdziwieniem uniósł brwi do góry. Lily ze Smarkerusem, a Marlene z Enzo? Co się do cholery działo w tej popapranej szkole? Czy on przypadkiem nie przeniósł się do jakiejś alternatywnej rzeczywistości? A Claire? No dobra... Teraz to i po sobie pojechał, bo sam ją wczoraj wystawił co wcale nie stawiało go w lepszym świetle. Wszyscy powinni się leczyć, zdecydowanie… Zaczynając od tego popapranego dęba który chyba zaraził się od bijącej wierzby.
Nero zawsze przyciąga Nero, więc nie za specjalnie zdziwił się widząc nadchodzącego… Z krzaków. Znajomych krzaków. Giotto. Zastanawiał go jedynie jego strój. Peleryna, kapelusz, i jeszcze ta fajka. Bawił się w krzakach w jakiegoś detektywa czy co? A może to jakiś fetysz? W sumie to nie zaskoczyłoby go gdyby z tych krzaków wyszedł ktoś jeszcze… Jakby ta cała sytuacja nie była już wystarczająco egzotyczna... Całość podkreśliła głęboka analiza sytuacji starszego Nero.
- Jakoś czarna magia nie kojarzy mi się z żartami… - rzucił zerkając w stronę korony dębu. Czy mu się zdawało, czy widział tam poruszające się cienie? Robiło się jednak już ciemno, a nadwyrężona wyobraźnia mogła mu płatać figle.
- Może lepiej wyjaśnisz mi dlaczego zlałeś wczoraj Petera – dodał bezpośrednio do Giotto tonem zdradzającym trochę więcej emocji niż by sobie tego życzył.
Enzo Nero
Slytherin
Enzo Nero

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Wto Maj 09, 2017 8:45 pm
Widać było od razu że James nie grzeszy rozumem dlatego cieszył się bardzo że ostrzegł go na początku i to przy Marlenie. Dzięki temu pewnie nie będzie miała nic przeciwko jak mu przypierdoli jakąś bombardą albo wjedzie z buta w ryj. Nie miał jednak nawet ochoty z nim o tym dyskutować ponieważ z każdą chwilą jaką tu spędzał czuł coraz większy ból głowy, a dodając do tego pierdolenie tego gryfona miał ochotę nauczyć go jak się bawi w strusia i wcisnąć ten Potterowski łeb prosto w glebę. Kiedy Lena puściła jego rękę by zrobić koka spojrzał, czy aby nie zrobiła się znowu czerwona jak na balu. Było to bardzo urocze. Po chwili zaś dostrzegł swojego brata w przebraniu detektywa. Od razu wiedział że jest tutaj w interesach, ponieważ w innej sytuacji pewnie oglądałby dalej kotki w piwnicy.
- Ten dąb, a nawet ziemia w zasięgu jego korzeni, wszystko jest przesiąknięte czarną magią. Nie wiem jaki to rodzaj zaklęcia jednak uczucie jest bardzo podobne do tego z naszych treningów kiedy to obrywałem z całej siły od Ciebie legilimencją - Powiedział Enzo oczywiście cały czas zwracał się do Giotto po włosku.
Nie reagując zupełnie na słowa Pottera względem tej bójki uśmiechnął się lekko. Nadszedł czas na ich ruch, jednak jak go wykonać by nie zatracić się w szaleństwie związanym z tym urokiem?
Marlene McKinnon
Oczekujący
Marlene McKinnon

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sro Maj 10, 2017 11:45 pm
Westchnęła głęboko. James był cudowny, ale czasami zachowywał się jak kompletny idiota. - Nie, Potter - pokręciła głową - nie żuję gumy, ale nawet jeśli, to jakie to ma teraz znaczenie? - Tym razem to ona uniosła brwi. No cóż, w przeciwieństwie do gryfona, Marlene nie słyszała niczyich śmiechów i dlatego miała pełne prawo uznać, że chłopak bredził. Widząc jego zdziwienie delikatnie się zarumieniła, a widok jej twarzy mówił coś w stylu ''nie pytaj', bo w zasadzie teraz to ona miała pytania. - Czy mogłabym się dowiedzieć co tutaj robicie i... - jednak znów nie dane było jej dokończyć ponieważ kolejny Nero zdecydował się przerwać jej wypowiedź. ''Magia zawsze zostawia po sobie ślad, zwłaszcza czarna.'' - te kilka słów skutecznie zamknęło buzię blondynki. Miał rację, wiedziała, że miał, cały jej dom przesiąknięty był zaklęciami jej brata. Czuła je, czuła ich mrok i siłę jednak uczucia jakie towarzyszyły jej gdy była w domu, daleki były od tych, jakie rzekomo towarzyszyły ludziom przebywającym w okolicach dębu. No cóż, może miała rację i faktycznie wszystko zależało od silnej woli?
Słysząc ich włoski dialog delikatnie szturchnęła Enzo w bok. - Nie wszyscy tutaj są takimi poliglotami jak wy - no bo ej, razem z Jamesem mogli poczuć się odrobinę wykluczeni no nie? - Poza tym, chciałabym wiedzieć co się tutaj dzieje. - Potrzebowała jakiś wyjaśnień ponieważ czuła, że sytuacja znacząco wymyka się jej z pod kontroli, a tego nie lubiła. - Co Ci przed chwilą było - zaczęła od Enzo - dlaczego jesteś ubrany jak...Po prostu, dlaczego jesteś tak ubrany - zwróciła się do Nero - i o jaką gumę Ci chodziło Jmmi?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Czw Maj 11, 2017 1:00 am
Wiewiórka nie odpowiedziała Marlene, po prostu nadal się wpatrywała, aż zamrugała oczami zdziwiona i poruszyła swoim ogonem. Kiedy Krukonka się podniosła, stworzonko wróciło z powrotem na drzewo. Bardzo szybko. Dąb się nie ruszał, wydawał się wręcz niegroźny dla dziewczyny, bo przecież na pewno wyolbrzymiła to reszta uczniów by ją nastraszyć. Nic tu nie było. Na pewno.
James rozmyślał i rozmyślał, i nic. Kompletnie nie mógł odgadnąć, kto to był. Najwyraźniej nad sytuacją panował ktoś inny, a gniew, który się pojawił gdzieś w środku został podsycony. Ostrożnie, jak za sprawą magicznej gałązki. Ha! Ale jedna odskoczyła, druga w sumie też, zupełnie jakby nic takiego się tutaj nie działo. Nic mu nie odpowiedziało, może oprócz szemrania krzaków i najprawdopodobniej liści z drugiej strony.  I wtedy postanowił ruszyć w inną stronę i częściowo obejść stary poczciwy dąb.
Enzo uważał, że może pomóc, że rozumie, ale nie rozumiał, nie był w stanie do końca pojąć z czym ma do czynienia. Może to i lepiej, jego głowa by tego na pewno nie wytrzymała. Wraz z pojawieniem się Marlene, głosy ucichły, głowa jednak nadal nieco pulsowała bólem.
Tłumy, właśnie. Dużo osób zgromadzonych w jednym miejscu to aż zdawało się podejrzane, jakby tylko ktoś by ich zauważył, choćby woźny, z całą pewnością nie uniknęliby nieprzyjemnych pytań, może i podejrzeń.
Czy James powinien jednak wierzyć Marlene? W sumie mogłaby skłamać by obronić siebie albo Enzo. Niee, James raczej nie powinien jej ufać. Nie powinien ufać nikomu. Ziarno niepewności zostało zasiane.
To i tak było nic, ale o tym Giotto mógł nie wiedzieć, w końcu zawsze pojawiał się tu na krótko i do tego nieregularnie na swoje szczęście. Wyszedł w końcu z ukrycia a szum nieco się zmniejszył, był mniej irytujący, ale nadal nie odpuszczał i przypominało to ciche głosy wydobywające się z ciemności. Niezrozumiałe szepty, syki... a może... nieee, to przecież nadal wiatr, prawda?  Przedwiecznego raczej nie, ale nadal niepokojącego.
Podczas tej rozmowy, znowu rozległ się cichy śmiech, który już James słyszał. I ponownie tylko na niego wypadło. Śmiech był coraz głośniejszy, aż ucichł i wtedy... coś pękło blisko jego ucha!
- Bum - dziewczęcy głos rozbrzmiał równie blisko. Reszta towarzystwa nie była w stanie tego usłyszeć. - Z braci Nero są straszne palanty, nie? A ta, McKinnon, booożeeee jak ona mnie wkurwiała. Strasznie zarozumiała. Słyszałam, że się puściła z jakimś Ślizgonem w V klasie. Aż dziw, że jej nie wyskoczyły pryszcze.
Zamilkła ponownie a gałęzie się delikatnie poruszyły, cienie zaś powiększyły się, ale równie dobrze to mogła być wina tego, że słońca nie było już widać i tylko jeszcze niebo było nadal jasne. Choć, jeśli ktoś by się mu przyjrzał z tej perspektywy to znacząco poszarzało, zupełnie jakby zbliżała się... burza? Ale przecież dopiero co było tak słonecznie. No nic, może to tylko złudzenie.
- Błędne rozumowanie, Enzo. Nadal się zastanawiam jak ty zdałeś do V klasy - odezwał się zrezygnowany, trochę zniesmaczony głos brzmiący poważniej niż te, które Ślizgon słyszał przed chwilą. Tym razem padło na niego, tylko on mógł słyszeć. Nagle jego uśmiech automatycznie zszedł mu z twarzy, czuł się jakby ktoś stał za nim i wbijał mu malutkie szpilki we plecy i bał się, tak mu się wydawało, że to był strach, bo chyba ujrzał... czy to nie krew była na czole Marlene? Po zamruganiu po krwi nie byłoby śladu, ale czułby się zupełnie tak jakby nie mógł do końca złapać oddechu. Bał się, nadal się bał, musiał się bać.
Gałęzie zaszeleściły, Marlene nagle poczuła, że musi spojrzeć w tamtą stronę, w stronę starego dębu i wtedy... wtedy, cóż, zobaczyła. Coś, a właściwie kogoś. Dziewczynę. Jej włosy były długie i rude i zdawały się płonąć na wietrze, zaś zielone oczy utkwione były właśnie w blondynce. Przyłożyła palec do ust, dając jej znak by nic nie mówiła i nie zdradzała, że ją widzi - Marlene wiedziała to, po prostu to wiedziała, bo w głowie odezwał się głosik. I ten głosik następnie powiedział by wspięła się na dąb, bo tam jest ona, przecież ją zna. Przecież obie chcą spędzić jeszcze trochę czasu razem. Porozmawiać jak kiedyś. Nikt inny nie mógł dziewczyny zobaczyć.
Giotto nagle poczuł jakby ziemia miała się pod nim zapaść i wtedy mimowolnie się zgiął, a ktoś wykorzystał okazję i go kopnął. I to tak, że poleciał do przodu, twarzą do drzewa.
- Zawsze chciałam to zrobić. Fantastycznie, że wpadłeś, Ciotto.
I znów powtórka. Tylko on ją słyszał, ten nieco zachrypnięty od papierosów głos.
W tym czasie w stronę dębu ktoś zmierzał; bez pośpiechu i strachu. Wiedział przecież, co robi.



James Potter: -3 PŻ (za gałęzie)
Enzo Nero: -5 PŻ (ból głowy i upadek)
Giotto Nero: -6 PŻ (ból tyłka i twarzy)
Enzo Nero
Slytherin
Enzo Nero

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sob Maj 13, 2017 11:52 pm
Możliwe że nie wiedział co robi, możliwe że jego rozumowanie jest błędne jednak lepsze było to niż gdyby siedział w zamku schowany w swoim pokoju i nie próbował odnaleźć rozwiązania. Wiedział że nie będzie to proste zadanie, w końcu nie wiedział nawet od czego ma zacząć, wiedział tylko tyle że to na pewno czarna magia ponieważ jej skutki zaczęły atakować także jego umysł sprawiając mu ból podobny jak legilimencja Giotto. Słysząc głos w głowie zrozumiał że ktoś lub coś się z nimi bawi. Nie mogli teraz się odsłonić i pokazać że są słabi gdyż tylko na to czeka właśnie sprawca tego zamieszania, by móc nimi łatwiej manipulować. Zapytany jak udało mu się zdać do piątej klasy tylko lekko się uśmiechnął. Fakt, nie było łatwo gdyż obecności nigdy nie były jego mocną stroną jednak jakoś się udało dzięki korepetycją i talentowi który chyba miał. Postanowił nie odpowiadać na to pytanie ponieważ nie znał zupełnie tego głosu, nie kojarzył go, a może po prostu pod wpływem tego wszystkiego zapomniał do kogo on może należeć. Po tym na jego twarzy pojawił się grymas jakby coś było nie tak, jakby coś mu przeszkadzało, no a potem ta wizja krwi na czole Marleny. Cóż, nie przeraził go tak bardzo ten widok, jak fakt złudzeń. Wiedział że powinien ćwiczyć oklumencję bo teraz by mu się bardzo przydała.
- Musimy coś z tym zrobić. Podejrzewam że to o czym mówił Potter... - Na początku swojej przemowy mówił do wszystkich jednak drugą część skierował do niej.
- Po prostu uważaj na siebie i nie oddalaj się zbytnio ode mnie - Dodał po chwili.
Wiedział że nie ma ona różdżki co robiło z niej łatwy cel do ataku dla osoby za to odpowiedzialnej.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Nie Maj 14, 2017 7:47 pm
Teraz to James zastanawiał się, czy oby na pewno słyszał pękający balon z gumy do żucia.
Gdy tu podchodził był przekonany na stówę, że za podśmiewaniem się z niego stoi Marlene, co do samych kijowych żartów nie miał pewności, ale tak, to ona musiała się z niego śmiać, no bo kto inny? I tak już zebrał się tu ich tłum, jeżeli była tu jeszcze jakaś dziewczyna, to mogła siedzieć w krzakach z Giotto, ale śmiech zdecydowanie dobiegał z innej strony. Teraz gdy McKinnon upierała się, że nie żuła gumy i nie ma pojęcia o co chodzi, cała teoria Jamesa która powoli zaczęła składać wszystko do kupy i wiązać w fakty, runęła, i znowu w głowie miał mętlik.
Usta zawiązał mu dalszy bieg wydarzeń. Był tak zdziwiony widokiem dłoni Marlene i Enzo razem, że na chwilę zapomniał o całej tej sytuacji i po prostu niedowierzał gapiąc się w nich jak w kość. Zarumienienie dziewczyny tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie był to przypadkowy gest ślizgona wywołany jego, najwyraźniej, nienajlepszym samopoczuciem, a coś musiało się między nimi wydarzyć, czy tu, czy wczoraj na balu, nieważne, ale. Jak? Ona? Z nim? Wydawało mu się, że ją znał, nawet bardzo dobrze, w końcu ostatnio spędzili sporo czasu razem chociażby przy okazji pojedynków. Sytuacja która wydarzyła się przed chwilą zasiała w nim jednak ziarno niepewności. Nie był pewny, czy rzeczywiście tak dobrze ją znał, nie był pewny czy może jej w takim razie ufać, w sumie, komu mógłby ufać w tym towarzystwie?
Otrząsnął się, gdy nadszedł Giotto. Również zirytowało go, że chłopaki między sobą rozmawiają po włosku, ale cóż, kultura, czy też jej brak, była rzeczą osobistą. Co on będzie im tłumaczył, że po prostu nie wypada robić tak w towarzystwie. Savoir-vivre, panowie. Wymownym było że upomniała ich dama, sam zostawił to już bez komentarza.
- Guma, właśnie… - zaczął. Zdążył zauważyć, że żadne z nich nie miało takowej w ustach, a przynajmniej jej nie miętosiło. Desperackim zachowaniem byłoby w tej chwili wyciagnięcie różdżki i przywołanie wszystkich wyżutych gum z okolicy, ale… Zaraz… James wytężył słuch poważniejąc na twarzy. Czy to nie ten sam śmiech który słyszał przed chwilą? Z początku cichy, niewyraźny, z czasem coraz głośniejszy. Potter rozejrzał się dookoła, ale nie potrafił jednoznacznie stwierdzić skąd ten śmiech dobiegał, wydawało mu się że zewsząd, co przecież nie było możliwe, prawda? Śmiech jednak nagle ucichł, gdy…
- Fuck! – coś pękło koło jego ucha, a on autumatycznie odskoczył, jedną ręką osłaniając głowę, drugą chwytając różdżkę. Dopiero po chwili dotarło do niego, że był to dźwięk pękającego balona z gumy do żucia, ale był on tak nagły, niespodziewany i bliski, że serce to prawie stanęło mu w gardle i gdyby miał tak z pięć dyszek więcej na karku to pewnie właśnie zszedłby na zawał, a rodzina miałaby niemały problem wymyślając epitafium, takie, by wywołać w czytającym wzruszenie, a nie śmiech.
Kolejną dawkę szoku zagwarantowały mu dziewczęce słowa, które rozbrzmiały, jakby obok, chociaż poza nimi nikogo więcej tu nie było. James automatycznie zerknął w dół. Pomyślał o pelerynie niewidce, czyżby ktoś mu ją buchnął? Nie widział jednak wygniecionych stóp w trawie, więc, prócz choroby umysłowej którą autumatycznie wykluczył, została mu tylko jedna opcja, duch.
Nie przywykł do niewidocznych duchów, takie raczej całkowicie skrywały swoją obecność, a nie gadają sobie jak gdyby nigdy nic. Ten jednak był dość wylewny, a wnioskując po minie współtowarzyszy, swoją wylewność zachował tylko dla Jamesa.
Tak… Nero to straszne palanty. Potter parsknąłby śmiechem gdyby sytuacja była trochę inna, jednak na plotkę o Marlene zmarszczył brwi z niesmakiem.
- Mało mnie obchodzi kto, gdzie, kiedy i jak cię wkurwiał, za to mogę cię zapewnić, że w tej chwili to ty jesteś najbardziej wkurwiająca… - rzucił w nicość, a duch zamilkł pozostawiając po sobie tylko delikatny ruch w gałęziach. Zrobiło się również ciemniej, ale to raczej przez nadchodzący wieczór, chociaż… Czy to nie burzowe chmury? James również spochmurniał. Miał wrażenie, że rozpoznaje ten głos, ale nie był w stanie wygrzebać z czeluści umysłu, do kogo należał. Gryzło go jednak w tej chwili coś całkowicie innego, coś co przeszkadzać zaczęło mu dopiero od śmierci jego siostry. Obecność duchów, a raczej ich cholerne prawo wyboru, czy z tej obecności skorzystać.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Nie Maj 14, 2017 10:11 pm
Niemałe poruszenie wywołało wejście starszego z braci Nero, jednakże jak to się mawia: spodziewaj się niespodziewanego. I takie też jego entrance było. Druga sprawa, że większą uwagę zwrócili na to, jak był ubrany, a nie na fakt samego przybycia. Niemniej jednak mieli prawo być zdziwieni - nie co dzień widywało się detektywów w tych stronach; mało tego, mamy tu do czynienia z ludźmi, którzy nie znaleźli by piasku na pustyni, także trzeba było im to najzwyczajniej w świecie wybaczyć. Koniec końców jednak, sama obecność całej trójki nieco go zdziwiła - przeważnie w te rejony zapuszczał się tylko on, ewentualnie Enzo, ale to też w bezpiecznej odległości od dębu, gdy chcieli zwyczajnie poćwiczyć.
Giotto poprawił fajkę, którą miał w ustach i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Po nauce Acidum czułem to samo - rzekł w stronę brata, tradycyjnie, po włosku, no bo po co oni mają wiedzieć, o czym panowie Nero tutaj rozmawiają?
Dopiero gdy Marlena zwróciła się w ich stronę, by zaczęli mówić po angielsku, wziął w ogóle taką możliwość pod uwagę. Co prawda nie miał zamiaru wdawać się w zbędne dyskusje, jednakże niepokój jaki mu towarzyszył cały czas, nie pozwalał na to, by pozostać cicho przez dłuższą chwilę, a już na pewno nie wtedy, gdy cała czwórka nad czymś się zastanawiała.
Pytanie McKinnon było do przewidzenia, a Ślizgon raz jeszcze poprawił fajkę i tym razem schował ręce do kieszeni.
- Porzuć strach, detektyw Giotto zna swój fach - odezwał się, a brzmiało to jak wyuczony slogan, albo motto jakiegoś superbohatera.
Niedługo po tym James zapytał go o powód walnięcia Pettigrew zaklęciem, jednakże to było bardzo proste - sami ich przecież sprowokowali. Giotto sądził, że akcja ze znikającymi krzesłami była planem huncwelów, no bo kogo innego o to podejrzewać? Tylko oni pajacowali w ten sposób, a nawet jeśli nie oni, to na pewno jakieś podróbki z Gryffindoru, które widziały w nich idoli - szkoda tylko, że pomylili idoli z idiotami, no ale to różnica kilku liter tak naprawdę, po Gryffindorze nie ma czego się spodziewać, mogli nie dostrzegać różnic.
I jeszcze pewnie długo by tak dłubali w nosach, gdyby nie fakt, że wszystkich momentalnie coś trzepnęło - i nie trzeba było wiedzieć co to było, skoro wszyscy jednocześnie zaczęli nerwowo rozglądać się wkoło siebie, odpowiadać na pytania, które wcale nie zostały zadane, czy też reagować na różne prowokacje, które nie miały tutaj miejsca. Giotto po doświadczeniach z czarną magią wiedział, że są to wszystko efekty ich wyobraźni, albo raczej bezpośredniego wpływu czarnej magii, na ich zmysły - to właśnie dzięki temu mógł nieco wygłuszyć szum brzmiący w jego uszach, co jednak z czasem znowu się nasiliło.
Trzęsienie, jakie wytworzyło się pod jego stopami, spowodowało wpierw utratę równowagi, a potem lot w stronę drzewa? Pierwszą reakcją nie był ból po czołówce z drzewem niczym podczas jazdy najebanym w rajdzie Finlandii na pierwszym zakręcie, a zdziwienie, jak to się wszystko stało? Miał wszystkich na oku, a nie dałby się podejść jak jakiś huncwel, więc jak to się w ogóle stało? A potem ten głos... był mu znany, ale bez twarzy nie mógł zweryfikować swoich podejrzeń, stawiał na Collinsową.
Złapał się za nos i poruszył nim w lewo i w prawo, z niemałym grymasem. To bolało, naprawdę. Niemniej jednak, gdy tylko zebrał się z ziemi i wyczuł, że grunt pod nogami jest stabilny, uśmiechnął się lekko, rzucając fajkę i kapelusz gdzieś na ziemię, z czasem w tym samym miejscu wylądowała peleryna, przykrywając pozostałe dwa mniejsze przedmioty.
- Lubię takie zabawy - stwierdził z nutą sarkazmu, uśmiechając się pod nosem. Wyciągnął nawet różdżkę, będąc gotów do konfrontacji, ale nikogo tu nie było. Tylko jakaś postać zbliżała się w ich stronę, której detali z tej odległości nie mógł dostrzec.
Marlene McKinnon
Oczekujący
Marlene McKinnon

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Pon Maj 15, 2017 1:19 am
Wywróciła oczami, wcale nie była taka pewna czy Giotto na posterunku stanowi jakąkolwiek gwarancję bezpieczeństwa. W końcu Marlene chciała się tylko pożegnać, a teraz jakiś dziwny splot wydarzeń powodował... Właściwie nie wiedziała co powodował, ale utrudniał jej przeprowadzenie ostatniej rozmowy z Lilith i Arturem. Cholernie ją to denerwowało. - Wiesz Nero... - zaczęła i, tradycyjnie już, przerwała w połowie. Nie miała pojęcia do kogo mówił Jmmi, ale miała nadzieję, że nie do niej, prawda? Zmarszczyła brwi. Powoli przestawało jej się to podobać. Być może nawet zaczęła odczuwać coś na kształt strachu? Nie, to na pewno nie był strach. Przecież nie miała czego się bać. Tylko to zimno...Ale przecież spadek temperatury jest normalną rzeczą, kiedy słońce chowa się za chmurami. Głupia.
Na słowa młodszego z braci Nero zdążyła już odpowiedzieć, co więcej, nikt nie ośmielił się jej przerywać. - Wiesz Nero, nie jestem dzieckiem - zaczęła, tonem mówiącym "To ja jestem Bogiem i uświadom to sobie", jednak po chwili ugryzła się w język. Faktem było, że nie miała różdżki, była łatwym celem i przez to mogła narazić innych. Enzo miał rację. - Przepraszam - wydusiła skruszona - to bardzo miłe. No i masz rację, bez różdżki jestem nieprzydatna - mówiąc to ze złości zacisnęła pięści. Przeklęty Rosier zrobił z niej durną, bezbronną panienkę. Dupek. - Ale w razie czego, potrafię kopać i gryźć - zażartowała żałośnie chociaż do śmiechu wcale jej nie było.
Nie chcąc jednak zostawiać Jamesa samego odwróciła się w jego stronę i kładąc mu dłonie na ramionach ze spokojem i łagodnością w głosie powiedziała - Chodź James. - Nie mógł przecież tu zostać z tym... Czymś. Nawet jeśli owe coś było głosem w jego głowie i miało podążyć za nim, lepiej było żeby trzymali się wspólnie. Swoją drogą, czy to ten dąb tak na nich działał czy raczej historie o nim i wczorajszy alkohol? Bo jeśli to dąb to dlaczego ona... I wtedy ją zobaczyła. Stała tam i po prostu się uśmiechała, a jej uśmiech, jak zwykle zresztą, zapraszał Lenę do podjęcia nowej przygody. Serce blondynki zabiło mocniej. Przecież ona nie żyła, nie wróciła jako duch, ale... Jeśli ona umarła, a mimo to McKinnon widziała ją jasno i wyraźnie to może... Nie, jej rodziców na pewno tutaj nie było. Ale Lilith, tak, przecież chciała z nią porozmawiać, chciała się pożegnać i... Zrobiła kilka nieznacznych kroków w stronę przyjaciółki, nie chciała żeby Nero i Potter zorientowali się, że Li jest tutaj z nimi, w końcu ona tego nie chciała. Palec na ustach wyraźnie świadczył o tym, że ma być cicho. A jeśli Li chciała zaprowadzić ją do rodziców? Wystarczyło tylko odłączyć się od reszty, znaleźć jakiś sensowny powód, jakąś wymówkę.
Ogarnij się Lena - nagle odezwał się cichy głos gdzieś z tyłu głowy - to wszystko jest tu. Ona nie mogła wrócić, zmarli nie wracają. Wszystko rozgrywa się w twojej głowie - przekonywał. Zamarła więc w połowie drogi, nie oglądała się na chłopaków, ale też nie szła dalej. - Przyjdź po mnie Li - wyszeptała cicho - przyjdź, a wtedy uwierzę, że to Ty.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sro Maj 17, 2017 12:05 am
Enzo poczuł nagle jak jego plecy zaczynają płonąć i to dosłownie. Piekło i miał wrażenie, że zaczyna śmierdzieć palonym mięsem. Dąb w tym czasie nieco poruszył gałęziami, coś nagle złapało za nogę chłopaka. Coś niewidzialnego.
- Pobawimy się, Enzo? Mogę ci pomóc, jeśli chcesz. Wiesz jak byłoby fantastycznie? Może wtedy dałabym ci się zerżnąć. Chciałbyś? Bo wiesz, nie mam za bardzo z kim obecnie... - usłyszał ją ponownie, tym razem z dołu. Upadł na ziemię. - Tylko nie mów nikomu. Tak jak i o tym, że pieprzyłam Blacka... a może i nie? Cholera. Ta pamięć mi doskwiera. Sam dopowiedz którego.  Szkoda, że się nie pojawił, co? Ale jest tutaj jego największy przyjaciel. Wielbiciel szlam. A ty, Enzo? Lubisz szlamy?
Mógł coś w końcu zauważyć. Dziewczynę w szkolnym mundurku o długich rudych włosach i zamglonym spojrzeniu. Poruszała nogami, podpierając głowę swoimi dłońmi.
- Lubisz na mnie patrzeć?
Coś jednak nie grało. Inni kompletnie nie zwracali na nią uwagi, Marlene nawet przez przypadek nadepnęła na jej rękę, ale Aida kompletnie się nie przejęła. Zaczęła jej jednak pękać skóra, ciało nieco pociemniało i... płonęły jej nogi.
Coś zachichotało, gdy James się przestraszył i ucichło, gdy odskoczył. Duchy, zjawy, poltergeisty, tyle tego było, że ciężko było do końca pojąć z czym dokładnie może mieć do czynienia, zwłaszcza, że przecież o takich rzeczach się nie czyta, ani tym bardziej się nie uczy. Niewidzialna dziewczyna raczej też nie zamierzała mu pomóc, choć kto tam wie, nie pytał więc nie wiedział. Zapanowała niesamowita cisza, nieprzerywana przez żadne dźwięki z otoczenia - czy w sumie nie było to podejrzane? James nie doczekał się odpowiedzi, zamiast tego poczuł jak coś dotyka jego włosów i zapewne gdyby postanowił je sprawdzić, poczułby gumę, która je obkleiła. Bardzo mocno. Magiczne gumy do żucia bywały paskudne.
- Gadałeś z Aryą - mruknął obcy, nieco zaspany i znużony głos. - Trochę się obraziła. Macie przechlapane.
Nagle zobaczył. Coś. Kogoś. Wyglądała trochę niewyraźnie, ale długie mocno kręcone włosy koloru blond rzucały się w oczy. Ze skrzyżowanymi ramionami opierała się o dąb.
- Uprzedzając twoje pytanie, tylko ty mnie widzisz. Ale i tak nie potrwa to długo.
Giotto był całkiem bystry, skoro przynajmniej potrafił ją rozpoznać. Przynajmniej mogli się nadal bawić, choć walka od początku miała być nierówna.
- To się świetnie składa - odpowiedział mu drwiący głos i nagle poczuł jak coś zaczyna po nim pełzać. Właściwie to kilkanaście małych cosiów. Były pod ubraniami i przypominały karaluchy, o czym mógł się przekonać, zauważając jak jeden wychodzi z jego rękawa. Nagle zaczął się krztusić i z jego ust wyleciało drugie paskudztwo. - Milusie, nie?
Marlene długo nie musiała czekać na odpowiedź. Lilith nadal siedziała między gałęziami, które zasłoniły nagle część niej.
- Ty przyjdź, ja nie mogę. To ja - odpowiedziała jej, a głos Collins był dziwnie zachrypnięty. Włosy płonęły na wietrze, nogi drgnęły. - Gorąco. Za gorąco. Shane wariuje.[/color]




Marlene, Enzo, James rzucacie jedną kością do pojedynku.
Minabi Izumi
Martwy †
Minabi Izumi

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sro Maj 17, 2017 12:31 am
Dużo rzeczy poszło nie tak, jak miało pójść i Minabi nagle zdał sobie z tego sprawę. I pomimo tylu radosnych, fantastycznych doświadczeń poczuł się nieco zagubiony przez to, co się wydarzyło. Pamiętał tamtą pokrytą szalem smutku twarzyczkę panienki Collins, jego fiołka, którego zabrał kiedyś na łódki. Pamiętał także wypad do Hogsmeade, który skończył się tak jak nie powinien, choć spędził przyjemny dzień z nimfą kwiatów. Ciężko określić jak się czuł; może odrobinę był zmieszany tymi myślami i drążeniem spraw, które zdawały się być zamknięte. To jednak nie dawało mu spokoju, musiał koniecznie to przemyśleć. Kiedy kilka dni temu zerkał przez okno z wieży Ravenclawu i wtedy coś mu wpadło do głowy. Wiedział, że to było szalone, może nawet niemożliwe, ale nagle zrozumiał i się uspokoił, humor wrócił do normy, poświęcił nawet trochę czasu na czytanie książek. Kontemplował przyrodę, czerpał z życia jak najwięcej, wysłał nawet kilka listów do rodziców, a nawet zdążył porozmawiać z pewną osobą na temat tego, co chciał dzisiejszego dnia uczynić. Ciągnęło go w tamto miejsce, wyczuwał je instynktownie, to cierpienie, katusze, tą negatywną energię, która nie mogła znaleźć ujścia i zagnieździła się w jedynym żywym będącym pod ręku przedstawicielu mądrych strażników natury. Choć większość została usunięta, to co pozostało nadal rosło i krzywdziło tę część zielonego nieba.
Przygotował swoją ręcznie robioną torbę, którą otrzymał od babci i zapakował kilka ważniejszych drobiazgów, różdżkę dając za ucho. Wymknął się, dając znać cierpliwemu duchowi, że nadszedł czas i by się nie obawiał, bo przecież wiedział, co robi i ruszył. Szedł, mijając ze swoim szerokim uśmiechem innych uczniów na korytarzach, aż przeszedł przez wielkie drzwi i wyszedł na błonia. Z daleka dostrzegł przy nim kilka osób, ale nie przejął się za specjalnie. Jedynie pokręcił głową jakby rozbawiony i tylko odrobinę spoważniał. Odrobinę. Kiedy był już blisko, sięgnął po różdżkę i zaczął nakreślać średniej wielkości okrąg, chcąc wyznaczyć pewną granicę. Linia przeszyła ziemię łagodnie - z ich strony znajdowała się z 10 kroków od Enzo. Wyciągnął z torby słoik i niemalże nucąc pod nosem, zaczął wysypywać coś, co miało strukturę soli na linię. Powoli. Na razie jego bracia i siostra musieli sobie poradzić sami.

Jak to wygląda.

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sro Maj 17, 2017 4:24 am
The member 'Marlene McKinnon' has done the following action : Rzuć kością


'Pojedynek' :
Stary Dąb  - Page 28 Dice-icon
Result : 1
James Potter
Oczekujący
James Potter

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sro Maj 17, 2017 8:28 pm
Cisza. Po tych wszystkich wygłupach z patykami i chichotach wydawała się trochę podejrzana, szczególnie gdy James wściekły wydarł się na tego dowcipnego ducha, czy czymkolwiek było to coś, a ten zamiast się odgryźć, zniknął. Czyżby to była cisza przed burzą? A właśnie, co do burzy. Chmury zaczęły zbierać się nad Hogwartem, a słońce zdążyło zniknąć już za horyzontem. Zapowiadała się deszczowa noc, może rzeczywiście najlepszym rozwiązaniem byłoby wrócić już do zamku?
- Już… – odparł McKinnon i potargał dłonią włosy próbując w ten sposób przywrócić sobie jasność umysłu – Marlene…? – dodał jednak zdziwiony, gdy dziewczyna nagle z niemałym zafrasowaniem na twarzy wyminęła go i zamiast skierować swe kroki do zamku, ruszyła w stronę drzewa szepcząc coś pod nosem. Miał ją już zatrzymać, lecz poczuł jak ktoś dotyka tyłu jego głowy. Odwrócił się machinalnie sięgając ręką do włosów. Oczywiście nikogo za nim nie było, za to w jego włosach…
W tym czasie coś nagle wyrwało z butów Giotto i rzuciło o drzewo. Pottera trochę zamurowało z ręką przytkniętą do gumy we włosach, ale na szczęście, chociaż kto wie co byłoby lepsze, ślizgon podniósł się z tej opresji mamrocząc, że nawet mu się to podobało. Już chyba nic nie było w stanie zdziwić Rogacza, więc gdy znowu usłyszał jakiś obcy głos, nawet się nie odwrócił w jego stronę.
- Przechlapane mówisz… - westchnął. Fuck, jak to się stało, że guma ducha była TAK materialna? Nie było szans by sam się jej pozbył, a nie miał ochoty na kolejną, więc doraźnie w ramach ochrony założył na głowę kaptur. Arya i gumy do rzucia. Chyba wiedział o kogo chodzi, ale nie specjalnie go to w tej chwili interesowało. Wkurzyła się. Też coś. Bo okazał się równie chamski co ona? A niech sobie będzie wkurzona. Dopóki nim nie zacznie rzucać o drzewa, był w stanie to zaakceptować.
Uniósł wzrok do góry i nagle ją zobaczył. Długie, kręcone, blond włosy. Znał ją, chociaż może to za duże słowo. Arianne? Pamiętał, że kilka razy rozmawiali, pomogła mu kiedyś na błoniach, gdy szukał Evans i później…
- Ok… Więc dlaczego mi się ukazałaś? – spytał. Nie potrafił jej potraktować jak Prawie Bezgłowego Nicka, Krwawego Barona, czy Jęczącą Martę. Spotkanie z duchem osoby którą znało się za życia było jeszcze bardziej powalone... Zmieszany schował ręce do kieszeni wpatrując się w jej mglistą postać, a na policzek upadła mu pierwsza kropla deszczu – A ten co tam do cholery wyczynia? – rzucił marszcząc brwi, gdy za drzewem dostrzegł postać posypującą czymś trawnik. Ktoś chce sobie tu uprawić ogródek? Kiepskie miejsce.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Sro Maj 17, 2017 8:28 pm
The member 'James Potter' has done the following action : Rzuć kością


'Pojedynek' :
Stary Dąb  - Page 28 Dice-icon
Result : 1
Sponsored content

Stary Dąb  - Page 28 Empty Re: Stary Dąb

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach