- Syriusz Black
Re: Kamienny parapet
Sro Wrz 03, 2014 6:07 pm
- Prawda? - uśmiechnął się z rozbrajającą szczerością. Tak jak James, Syriusz był czasem próżny, schlebiało mu, że większość osób go kojarzy, niektórzy podziwiają, niektórzy nienawidzą. Teraz jednak jego słowa nie miał zabrzmieć jak przechwałki, tylko zwykłe stwierdzenie faktu. Nie dałoby się za to na niego gniewać!
- Podobno nie. Tak patrząc na te lata nauki mogę stwierdzić, że na pewno. Nie spotkałem osoby, która według mnie powinna być w innym domu. Chociaż - stwierdził jednak - niektórzy młodzi Gryfoni nadawaliby się do Hufflepuff. Tacy nieogarnięci i lękliwi, że.. - machnął ręką. - Czasem zastanawiam się czy ja też taki byłem - podrapał się po głowie. - Ale chyba nie - powiedział i zaczął przypominać sobie swoje pierwsze chwile w Hogwarcie. Razem z Jamesem podpadli nauczycielom już na pierwszych lekcjach. - Na pewno nie - stwierdził, szczerząc zęby. - Co się dzieje z tymi dzieciakami.. - westchnął, jak całkiem dorosły człowiek. A do dorosłości jeszcze mu trochę brakowało. O dojrzałości nie wspominając. Od tego dzieliły go lata świetlne. Zdawało się, że nigdy nie przestaną stroić sobie żartów z Jamesem, uważając każdy z nich za okropnie zabawny, nawet jeśli byłby śmieszny tylko dla nich. Sam twierdził, że bedzie z niego wieczny nastolatek.
Zamilkł na chwilę, usłyszawszy odpowiedź Kayleigh.
- Wąż. No proszę - odezwał się w końcu. - No to powiem Ci, że udało Ci się zszokować Syriusza Blacka, a to nie lada wyczyn - powiedział, unosząc brwi w geście lekkiego zdziwienia. No tego się nie spodziewał! I cóż miał zrobić z tym faktem? No.. Chyba nic? Przez te wszystkie lata chyba jednak trochę dojrzał. Nagle stwierdził, że nie będzie jej n i e lubił, tylko dlatego, że jest Ślizgonką. Wydawała się bardzo interesująca i zadziorna. To mu się podobało. Trochę zaskoczyła go tym wężem, ale.. Zobaczymy czy okaże się typowym Ślizgonem czy może nie.
- Stawiałem na Ravenclaw - poinformował ją. - Gdybym sam nie był Gryfonem powiedziałbym, że jesteś z Gryffindoru. Ślizgonka.. Kto by pomyslał, że będę sobie całkiem miło rozmawiać z osobą ze Slytherinu? - spojrzał na nią, usmiechajac sie zawadiacko. No kto? Nikt! Każdy wiedział, że ze Ślizgonami miał raczej nie całkiem dobre kontakty, mówiąc łagodnie. Niezbadane są wyroki losu!
Uniósł różdżkę do góry i schował ją do kieszeni, chwilę przed Kay. Rozłożył puste dłonie.
- Teraz jestem na Twojej łasce! Ale mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i schowasz swoją? Wiedz jednak, że mam błyskawiczny refleks i - gdybyś miała niecne zamiary - poruszył brwiami w górę i w dół - to mam błyskawiczny refleks i to Ty mozesz znaleźć się w pułapce!
- Podobno nie. Tak patrząc na te lata nauki mogę stwierdzić, że na pewno. Nie spotkałem osoby, która według mnie powinna być w innym domu. Chociaż - stwierdził jednak - niektórzy młodzi Gryfoni nadawaliby się do Hufflepuff. Tacy nieogarnięci i lękliwi, że.. - machnął ręką. - Czasem zastanawiam się czy ja też taki byłem - podrapał się po głowie. - Ale chyba nie - powiedział i zaczął przypominać sobie swoje pierwsze chwile w Hogwarcie. Razem z Jamesem podpadli nauczycielom już na pierwszych lekcjach. - Na pewno nie - stwierdził, szczerząc zęby. - Co się dzieje z tymi dzieciakami.. - westchnął, jak całkiem dorosły człowiek. A do dorosłości jeszcze mu trochę brakowało. O dojrzałości nie wspominając. Od tego dzieliły go lata świetlne. Zdawało się, że nigdy nie przestaną stroić sobie żartów z Jamesem, uważając każdy z nich za okropnie zabawny, nawet jeśli byłby śmieszny tylko dla nich. Sam twierdził, że bedzie z niego wieczny nastolatek.
Zamilkł na chwilę, usłyszawszy odpowiedź Kayleigh.
- Wąż. No proszę - odezwał się w końcu. - No to powiem Ci, że udało Ci się zszokować Syriusza Blacka, a to nie lada wyczyn - powiedział, unosząc brwi w geście lekkiego zdziwienia. No tego się nie spodziewał! I cóż miał zrobić z tym faktem? No.. Chyba nic? Przez te wszystkie lata chyba jednak trochę dojrzał. Nagle stwierdził, że nie będzie jej n i e lubił, tylko dlatego, że jest Ślizgonką. Wydawała się bardzo interesująca i zadziorna. To mu się podobało. Trochę zaskoczyła go tym wężem, ale.. Zobaczymy czy okaże się typowym Ślizgonem czy może nie.
- Stawiałem na Ravenclaw - poinformował ją. - Gdybym sam nie był Gryfonem powiedziałbym, że jesteś z Gryffindoru. Ślizgonka.. Kto by pomyslał, że będę sobie całkiem miło rozmawiać z osobą ze Slytherinu? - spojrzał na nią, usmiechajac sie zawadiacko. No kto? Nikt! Każdy wiedział, że ze Ślizgonami miał raczej nie całkiem dobre kontakty, mówiąc łagodnie. Niezbadane są wyroki losu!
Uniósł różdżkę do góry i schował ją do kieszeni, chwilę przed Kay. Rozłożył puste dłonie.
- Teraz jestem na Twojej łasce! Ale mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i schowasz swoją? Wiedz jednak, że mam błyskawiczny refleks i - gdybyś miała niecne zamiary - poruszył brwiami w górę i w dół - to mam błyskawiczny refleks i to Ty mozesz znaleźć się w pułapce!
- Kayleigh Phate
Re: Kamienny parapet
Nie Wrz 07, 2014 10:35 pm
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. On na prawdę lubi tą popularność... Nie do końca to rozumiała no ale cóż, każdy jest inny. Kay nie należała konkretnie do żadnej grup - ani wielbicielek, ani antyfanek. Nie przepadała za tym całym szumem, jaki robili wokół siebie, więc trzymała się na uboczu lub całkiem z dala. Zdecydowanie wolała obserwować jakieś wydarzenia z boku i najwyżej w odpowiednio wybranym momencie się dołączyć, niż od początku być w centrum zainteresowania.
- Muszę się zgodzić, też chyba nie kojarzę kogoś, kto by w ogóle nie pasowa do swojego domu - przyznała, kiwając głową. Zdarzały się oczywiście osoby, które słabo wykazywały dane cechy lub dopiero po jakimś czasie. Nie znała jednak osoby która byłaby kompletnie inna.
Słysząc tą chwilę ciszy, dziewczyna powiększyła uśmiech, napawając się jakby jego zdziwieniem
- Cała ja. - skwitowała, poruszając znacząco brwiami. Cóż, lepsza taka reakcja, niż jakby miał zaczął rzucać w nią urokami lub odejść ze zdegustowaniem. Mimo że była z domu węża, nie lubiła osądzania z góry ludzi przed poznaniem ich - Gryfindoru? Na prawdę? - teraz ona z kolei nie ukrywała zdziwienia - no chyba się rozpędziłeś - dodała, marszcząc czoło. Co jak co, ale do gryfonów by się nie nadawała raczej.
- Aż tak cię to na prawdę dziwi? - odpowiedziała pytaniem - widzisz, chyba będę wyjątkiem od twoich reguł - stwierdziła z lekkim rozbawieniem. Przez chwilę się zamyśliła nad tym, czy ich znajomość ma w ogóle szanse przetrwać. To byłoby ciekawe biorąc pod uwagę fakt, że są akurat z tych domów, poza tym styl bycia Blacka był dla Kay dość... drażniący na co dzień. Może to się jednak by zmieniło, kto wie.
Ślizgonka nawet nie wykonała ruchu ręką który by świadczył o tym, że zamierza swoją różdżkę schować. Przekrzywiła jedynie lekko głowę i wolną ręką poprawiła włosy, odrzucając je do tyłu.
- Czyżbyś groził osobie, która celuje w ciebie różdżką, nie mając przy tym swojej w ręce? - spytała ze śmiechem i bardziej dla zabawy niż poważnych zamiarów, uniosła różdżkę celując wprost w gryfona, cmokając cicho - nie ładnie, panie Black, nie ładnie - wymruczała, nie ukrywając że się przy tym bardzo dobrze bawi.
- Muszę się zgodzić, też chyba nie kojarzę kogoś, kto by w ogóle nie pasowa do swojego domu - przyznała, kiwając głową. Zdarzały się oczywiście osoby, które słabo wykazywały dane cechy lub dopiero po jakimś czasie. Nie znała jednak osoby która byłaby kompletnie inna.
Słysząc tą chwilę ciszy, dziewczyna powiększyła uśmiech, napawając się jakby jego zdziwieniem
- Cała ja. - skwitowała, poruszając znacząco brwiami. Cóż, lepsza taka reakcja, niż jakby miał zaczął rzucać w nią urokami lub odejść ze zdegustowaniem. Mimo że była z domu węża, nie lubiła osądzania z góry ludzi przed poznaniem ich - Gryfindoru? Na prawdę? - teraz ona z kolei nie ukrywała zdziwienia - no chyba się rozpędziłeś - dodała, marszcząc czoło. Co jak co, ale do gryfonów by się nie nadawała raczej.
- Aż tak cię to na prawdę dziwi? - odpowiedziała pytaniem - widzisz, chyba będę wyjątkiem od twoich reguł - stwierdziła z lekkim rozbawieniem. Przez chwilę się zamyśliła nad tym, czy ich znajomość ma w ogóle szanse przetrwać. To byłoby ciekawe biorąc pod uwagę fakt, że są akurat z tych domów, poza tym styl bycia Blacka był dla Kay dość... drażniący na co dzień. Może to się jednak by zmieniło, kto wie.
Ślizgonka nawet nie wykonała ruchu ręką który by świadczył o tym, że zamierza swoją różdżkę schować. Przekrzywiła jedynie lekko głowę i wolną ręką poprawiła włosy, odrzucając je do tyłu.
- Czyżbyś groził osobie, która celuje w ciebie różdżką, nie mając przy tym swojej w ręce? - spytała ze śmiechem i bardziej dla zabawy niż poważnych zamiarów, uniosła różdżkę celując wprost w gryfona, cmokając cicho - nie ładnie, panie Black, nie ładnie - wymruczała, nie ukrywając że się przy tym bardzo dobrze bawi.
- Syriusz Black
Re: Kamienny parapet
Wto Wrz 09, 2014 3:08 pm
A on teraz znalazł taką osobą. Według niego dziewczyna nie pasowała do Slytherinu. Albo inaczej - była inna niż reszta Ślizgonów, różniła się niektórymi cechami. Może patrząc na cechy, według których Tiara Przydziału wybiera dom - pasowała tam. Ale długoletnie doświadczenie ze Ślizgonami nauczyło go jacy są i nie było wyjątków. Tu się jeden zdarzył.
- To chyba musze Cię lepiej poznać skoro potrafisz tak zaskakiwac. Nigdy nie będzie wiadomo czego się po Tobie spodziewać, a to lubię - uśmiechnął się łobuzersko. Wszystkie były takie przewidywalne, a w rozmowie z Kay zaskakiwała go czasem wypowiedziami, mimo, że rozmawiali dość krótko.
- Tak, Gryffindor - potwierdził niezrażony jej sceptyzmem. - Masz przynajmniej jedną cecchę, która odróżnia Cię od reszty Twoich domowników - zrobił krótką przerwę. - Żaden Ślizgon nie wdałby się ze mną w swobodną pogawędkę, wiedząc, że jestem z Gryffindoru. Wie to większośc, wiedziałaś i Ty, a mimo to rozmawia nam się całkiem przyjemnie - puścił do niej oko. - Owszem, dziwi mnie to. Jak już wspominałem nie zwykłem prowadzić przyjacielkich rozmów ze Ślizgonami. Ale może masz rację. Może jesteś tym wyjątkiem potwierzającym regułę. Bardzo miłe to zaskoczenie - spojrzał na nią uważnie, milcząc przez kilka chwil. Styl bycia Blacka byłby dla niej drażniący? Pewnie tak! Nie wyglądała na osobe, która lata za popularnymi i imponuje im każde słowo, które wypowiedzą. Już po tych kilku minutach wiedział, że dziewczyna ma silny charakter. Ale jednak.. kto się czubi ten się lubi, prawda? Jesli ta znajomość będzie trwać, na pewno nie obejdzie się bez zgrzytów. Syriusz jednak zawsze twierdził, że to bardziej pociągające niż wieczna zgoda i siedzenie razem w blasku księżyca, uśmiechając się do siebie tępo.
Widząc zachowanie Kay, uśmiechnął się kątem ust, a w oczach zagrały mu figlarne ogniki. Mała szelma! Ale on miał inny zamiar, którego raczej się nie spodziewała. Szybko wyciągnął rękę i przyciągnął dziewczynę do siebie, tak, że stali bardzo blisko. Jednocześnie drugą dłonią wysunął jej różdżkę z ręki i rzucił na parapet, gdzie poturlała się i zatrzymała pod oknem.
- Teraz żadne z nas nie ma różdżki - powiedział, przechylając głowę jak ona przed chwila. Nadal trzymał ją w mocnym uścisku, aby nie mogła sięgnąć po swoją różdżkę. Miał nadzieje, ze nie zacznie się wyrywac. Liczył na to, bo nie była jakąś głupią trzpiotką, która by zaczęła piszczeć i obraziła się za coś takiego.
- No i co teraz? - zapytał cicho, patrząc jej w oczy z zaledwie kilku centymetrów. Nie był to bynajmniej flirt (na razie), a raczej zwykła zabawa. Ciekaw był jej reakcji i tego czy podejmie ten ton.
- To chyba musze Cię lepiej poznać skoro potrafisz tak zaskakiwac. Nigdy nie będzie wiadomo czego się po Tobie spodziewać, a to lubię - uśmiechnął się łobuzersko. Wszystkie były takie przewidywalne, a w rozmowie z Kay zaskakiwała go czasem wypowiedziami, mimo, że rozmawiali dość krótko.
- Tak, Gryffindor - potwierdził niezrażony jej sceptyzmem. - Masz przynajmniej jedną cecchę, która odróżnia Cię od reszty Twoich domowników - zrobił krótką przerwę. - Żaden Ślizgon nie wdałby się ze mną w swobodną pogawędkę, wiedząc, że jestem z Gryffindoru. Wie to większośc, wiedziałaś i Ty, a mimo to rozmawia nam się całkiem przyjemnie - puścił do niej oko. - Owszem, dziwi mnie to. Jak już wspominałem nie zwykłem prowadzić przyjacielkich rozmów ze Ślizgonami. Ale może masz rację. Może jesteś tym wyjątkiem potwierzającym regułę. Bardzo miłe to zaskoczenie - spojrzał na nią uważnie, milcząc przez kilka chwil. Styl bycia Blacka byłby dla niej drażniący? Pewnie tak! Nie wyglądała na osobe, która lata za popularnymi i imponuje im każde słowo, które wypowiedzą. Już po tych kilku minutach wiedział, że dziewczyna ma silny charakter. Ale jednak.. kto się czubi ten się lubi, prawda? Jesli ta znajomość będzie trwać, na pewno nie obejdzie się bez zgrzytów. Syriusz jednak zawsze twierdził, że to bardziej pociągające niż wieczna zgoda i siedzenie razem w blasku księżyca, uśmiechając się do siebie tępo.
Widząc zachowanie Kay, uśmiechnął się kątem ust, a w oczach zagrały mu figlarne ogniki. Mała szelma! Ale on miał inny zamiar, którego raczej się nie spodziewała. Szybko wyciągnął rękę i przyciągnął dziewczynę do siebie, tak, że stali bardzo blisko. Jednocześnie drugą dłonią wysunął jej różdżkę z ręki i rzucił na parapet, gdzie poturlała się i zatrzymała pod oknem.
- Teraz żadne z nas nie ma różdżki - powiedział, przechylając głowę jak ona przed chwila. Nadal trzymał ją w mocnym uścisku, aby nie mogła sięgnąć po swoją różdżkę. Miał nadzieje, ze nie zacznie się wyrywac. Liczył na to, bo nie była jakąś głupią trzpiotką, która by zaczęła piszczeć i obraziła się za coś takiego.
- No i co teraz? - zapytał cicho, patrząc jej w oczy z zaledwie kilku centymetrów. Nie był to bynajmniej flirt (na razie), a raczej zwykła zabawa. Ciekaw był jej reakcji i tego czy podejmie ten ton.
- Kayleigh Phate
Re: Kamienny parapet
Czw Wrz 11, 2014 11:36 pm
Tak, to ogólnie było dość interesujące zjawisko. Czemu zawsze ci 'najgorsi' zdarzali się akurat ślizgonami? przecież nie istniał żaden podział typu Slytherin - źli, reszta domów - dobra, a przynajmniej Kay nic o tym nie wiedziała. Utarło się tak jednak i prawdopodobnie wielu ślizgonom udzielało się mimowolnie, cóż.
- Zapowiada się interesująco - przytaknęła, naśladując jego wyraz twarzy - ty za to pewnie będziesz się mimowolnie starał wyprowadzać mnie z równowagi zachowaniem - dodała wywracając wymownie oczami. Nie zamierzała ukrywać swojego podejścia do niektórych zachowań chłopaka, ale to raczej dobrze.
Kayleigh słysząc jego słowa zaśmiała się cicho
- Dokładnie. Ale zawsze jest jeszcze druga opcja, że jestem wredną ślizgonką, która tylko udaje miłą żeby poznać twoje słabości i je wykorzystać do upokorzenia w odpowiednim momencie. - powiedziała spokojnie, jakby to co mówiła było opisywaniem pogody, jednak przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- Sam też łamiesz chyba swoje zasady, rozmawiając nadal ze mną, prawda? Po tym, jak się dowiedziałeś z jakiego domu jestem. - spytała retorycznie, poruszając przy tym znacząco brwiami.
To prawda, akurat tego ruchu panienka Phate nie przewidziała. Zaskoczona mimowolnie zsunęła się z parapetu, nagle znajdując się niebezpiecznie blisko torsu gryfona. Ledwo nawet poczuła wysuwającą się różdżkę z ręki, bo mimo wszystko obecna sytuacja ja dość mocno rozproszyła. Oczywiście nie chciała dać tego po sobie za bardzo poznać, więc zaraz dumnie uniosła wzrok, wbijając jasne tęczówki uparcie w chłopaka
- Czeka mnie zapewne coś strasznego, skoro jestem zdana na łaskę gryfona - odpowiedziała z nieco ironicznym uśmiechem, nie spuszczając z niego wzroku - no, popisz się Black - dodała ciszej, nie rozluźniając ręki za którą ją trzymał, choć też nie próbował się szarpać. Ciekawość co nastąpi dalej jednak wygrywała.
- Zapowiada się interesująco - przytaknęła, naśladując jego wyraz twarzy - ty za to pewnie będziesz się mimowolnie starał wyprowadzać mnie z równowagi zachowaniem - dodała wywracając wymownie oczami. Nie zamierzała ukrywać swojego podejścia do niektórych zachowań chłopaka, ale to raczej dobrze.
Kayleigh słysząc jego słowa zaśmiała się cicho
- Dokładnie. Ale zawsze jest jeszcze druga opcja, że jestem wredną ślizgonką, która tylko udaje miłą żeby poznać twoje słabości i je wykorzystać do upokorzenia w odpowiednim momencie. - powiedziała spokojnie, jakby to co mówiła było opisywaniem pogody, jednak przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- Sam też łamiesz chyba swoje zasady, rozmawiając nadal ze mną, prawda? Po tym, jak się dowiedziałeś z jakiego domu jestem. - spytała retorycznie, poruszając przy tym znacząco brwiami.
To prawda, akurat tego ruchu panienka Phate nie przewidziała. Zaskoczona mimowolnie zsunęła się z parapetu, nagle znajdując się niebezpiecznie blisko torsu gryfona. Ledwo nawet poczuła wysuwającą się różdżkę z ręki, bo mimo wszystko obecna sytuacja ja dość mocno rozproszyła. Oczywiście nie chciała dać tego po sobie za bardzo poznać, więc zaraz dumnie uniosła wzrok, wbijając jasne tęczówki uparcie w chłopaka
- Czeka mnie zapewne coś strasznego, skoro jestem zdana na łaskę gryfona - odpowiedziała z nieco ironicznym uśmiechem, nie spuszczając z niego wzroku - no, popisz się Black - dodała ciszej, nie rozluźniając ręki za którą ją trzymał, choć też nie próbował się szarpać. Ciekawość co nastąpi dalej jednak wygrywała.
- Syriusz Black
Re: Kamienny parapet
Czw Wrz 18, 2014 10:46 am
Usmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, że tak - mrugnął do niej. - Lubię poznawać zachowania innych ludzi. Chcę sprawdzić Twoją wytrzymałość - roześmiał się. Wiadomo, że nie każdemu odpowiadało zachowanie Huncwotów. Niektórzy ich lubili, niektórzy wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że Kay ma na razie mieszane uczucia. Ciekawie jej się z nim rozmawia, ale na codzień niektóre jego zachowania ją denerwują. W zasadzie.. Dobrze to o niej świadczy. Ma swój silny charakter i własne zdanie. Tego typu osoby często denerwują osoby pokroju Syriusza, które wiecznie są w centrum uwagi.
Parsknął śmiechem.
- W to, że jesteś wredną Slizgonką nie śmiem wątpić - spojrzał na nią z błyskiem w oku. - Ale moje słabości? Kochana.. Ja nie mam słabych stron - rozłożył ręcę, robiąc dumną minę, lecz po chwili roześmiał się wesoło, przejawiając dystans do siebie. Dobrze wiedział, że ma słabe strony, ale nie zaszkodzi sobie pożartować.
- Wiesz z biegiem lat nauczyłem się tego i owego - odezwał się, udając mentorski ton. - Jak na przykład tego, aby najpierw kogoś poznać, a potem oceniać.. Zbyt ciekawie mi się z Tobą rozmawia, żeby teraz odejść i obrazić się, bo jesteś ze Slytherinu - uśmiechnął się lekko, wyobrażając sobie taką sytuację. Może jak był jeszcze małym Syriuszem to właśnie tak by zrobił. Zdawało mu się nawet, że raz była taka sytuacja. No, swoją drogą, osoba ta okazała się później szują, więc właściwie akurat wtedy intuicja go nie zawiodła. - Poza tym.. zasady są po to, żeby je łamać. Przykładowo - zdaje się, że jest już po ciszy nocnej, a my dalej stoimi na korytarzu i rozmawiamy jak gdyby nigdy nic. To nielegalne - zniżył głos do szeptu, nachylając się do niej lekko.
Kiedy trzymał ją blisko siebie, mierzyli się wzrokiem. Z zaledwie kilku ccentrymetrów widział jej jasne oczy, które uparcie wpatrywały się w jego czarne jak węgiel tęczówki, tak samo nieruchome. Milczeli przez kilka chwil jakby chcieli sprawdzić, które z nich wygra w tym pojedynku. Syriusz uniósł lekko kącik ust, ale jego oczy nie ruszyły się nawet o milimetr.
- No tak, coś strasznego - odezwał się w końcu. - Może jakieś tortury? - usta zadrgały mu od uśmiechu. - A może.. - odsunął się, chwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Zaczął iśc w kierunku schodów. - Co by powiedzieli towarzysze Ślizgoni, gdyby Syriusz Black wprowadził im do salonu zgubę, która zagubiła się gdzieś po ciszy nocnej? - wyszczerzył się.
z/t bo za długo.
- Oczywiście, że tak - mrugnął do niej. - Lubię poznawać zachowania innych ludzi. Chcę sprawdzić Twoją wytrzymałość - roześmiał się. Wiadomo, że nie każdemu odpowiadało zachowanie Huncwotów. Niektórzy ich lubili, niektórzy wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że Kay ma na razie mieszane uczucia. Ciekawie jej się z nim rozmawia, ale na codzień niektóre jego zachowania ją denerwują. W zasadzie.. Dobrze to o niej świadczy. Ma swój silny charakter i własne zdanie. Tego typu osoby często denerwują osoby pokroju Syriusza, które wiecznie są w centrum uwagi.
Parsknął śmiechem.
- W to, że jesteś wredną Slizgonką nie śmiem wątpić - spojrzał na nią z błyskiem w oku. - Ale moje słabości? Kochana.. Ja nie mam słabych stron - rozłożył ręcę, robiąc dumną minę, lecz po chwili roześmiał się wesoło, przejawiając dystans do siebie. Dobrze wiedział, że ma słabe strony, ale nie zaszkodzi sobie pożartować.
- Wiesz z biegiem lat nauczyłem się tego i owego - odezwał się, udając mentorski ton. - Jak na przykład tego, aby najpierw kogoś poznać, a potem oceniać.. Zbyt ciekawie mi się z Tobą rozmawia, żeby teraz odejść i obrazić się, bo jesteś ze Slytherinu - uśmiechnął się lekko, wyobrażając sobie taką sytuację. Może jak był jeszcze małym Syriuszem to właśnie tak by zrobił. Zdawało mu się nawet, że raz była taka sytuacja. No, swoją drogą, osoba ta okazała się później szują, więc właściwie akurat wtedy intuicja go nie zawiodła. - Poza tym.. zasady są po to, żeby je łamać. Przykładowo - zdaje się, że jest już po ciszy nocnej, a my dalej stoimi na korytarzu i rozmawiamy jak gdyby nigdy nic. To nielegalne - zniżył głos do szeptu, nachylając się do niej lekko.
Kiedy trzymał ją blisko siebie, mierzyli się wzrokiem. Z zaledwie kilku ccentrymetrów widział jej jasne oczy, które uparcie wpatrywały się w jego czarne jak węgiel tęczówki, tak samo nieruchome. Milczeli przez kilka chwil jakby chcieli sprawdzić, które z nich wygra w tym pojedynku. Syriusz uniósł lekko kącik ust, ale jego oczy nie ruszyły się nawet o milimetr.
- No tak, coś strasznego - odezwał się w końcu. - Może jakieś tortury? - usta zadrgały mu od uśmiechu. - A może.. - odsunął się, chwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Zaczął iśc w kierunku schodów. - Co by powiedzieli towarzysze Ślizgoni, gdyby Syriusz Black wprowadził im do salonu zgubę, która zagubiła się gdzieś po ciszy nocnej? - wyszczerzył się.
z/t bo za długo.
- Elizabeth Cook
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 5:33 pm
Wyszła z Esme spod dębu wolnym krokiem. Słuchała jej nucenia w trakcie spaceru. Uśmiechała się pod nosem lekko idąc przed siebie.Jakoś w trakcie obie rozdzieliły się choć sama nie wiedziała, kiedy,bo tego ei zauważyła. Kiedy weszła do szkoły poczuła jak bucha w jej stronę jakieś ogromne duże ciepłe powietrze. Przez to zakręciło się jej w głowie, ale przez krótką chwilę. Ale w ta chwila wystarczyła by doszła do ostatniej prostej korytarza na kamienny parapet. Oparła się ramieniem o zimny kamień tak samo jak głowę. Złapała się jedną ręką za głowę czując jak wszystko wraca na swoje miejsce. I powoli cały pokój już się nie kręcił.
- Kyohei Takano
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 5:41 pm
Kyo po tej całej sprzeczce nie mógł jakoś sobie znaleźć miejsca. Miał wyrzuty sumienia, że tak ją potraktował. W końcu nie chciała niczego złego, ale z drugiej jednak strony nie miał innego wyjścia. Gdyby jeszcze bardziej zagłębiła się w ten mrok który panował w jego sercu nie było by wiadomo czy by się nie zmieniła. Co więcej Kyohei był tylko zapowiedzią problemów, i on doskonale o tym wiedział. Nie udało mu się jeszcze nic... a może po prostu los nie dał mu szansy aby się wykazać. Tak czy inaczej aby mu pomóc trzeba by było zmienić jego myślenie o sobie samym, a to nie było wcale takie łatwe.
Kiedy tak szedł sobie korytarzem. W oddali zobaczył znajomą postać. Zatrzymał się na chwilę zastanawiając czy aby przypadkiem nie zmienić kierunku w którym szedł. Mimo wszystko stwierdził, że nie ma zamiaru uciekać, chociaż z drugiej strony przejść tak obojętnie... no, ale jak zagada to będzie sprzeczne z tym co jej mówił. Tyle wyborów i nie wiadomo co zrobić. W końcu się zdecydował. Poszedł przed siebie, ale kiedy mijał dziewczynę nie odezwał się do niej ani słowem, nawet nie uraczył jej swoim spojrzeniem. Chociaż jego ciało chciało samo zareagować i po prostu ja przytulić i przeprosić za to wszystko co powiedział.
Kiedy tak szedł sobie korytarzem. W oddali zobaczył znajomą postać. Zatrzymał się na chwilę zastanawiając czy aby przypadkiem nie zmienić kierunku w którym szedł. Mimo wszystko stwierdził, że nie ma zamiaru uciekać, chociaż z drugiej strony przejść tak obojętnie... no, ale jak zagada to będzie sprzeczne z tym co jej mówił. Tyle wyborów i nie wiadomo co zrobić. W końcu się zdecydował. Poszedł przed siebie, ale kiedy mijał dziewczynę nie odezwał się do niej ani słowem, nawet nie uraczył jej swoim spojrzeniem. Chociaż jego ciało chciało samo zareagować i po prostu ja przytulić i przeprosić za to wszystko co powiedział.
- Elizabeth Cook
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 5:47 pm
Dziewczyna stała oddychając powoli z lekko przymkniętymi oczami. Powoli jej świat wracał do normalności, a całe to pomieszczenie już się nie kręciło. Po paru chwilach usłyszał kroki butów, chyba zbyt już jej znany. Kiedy tylko chłopak minął ją, jakby jej cało poruszyło się automatycznie. Jej nogi zmiękły i zamknęła oczy osunęła się na ziemię udając osłabienie. Leżała na ziemi z jedną ręką na brzuchu zaś druga leżała obok na zimnej ziemi. Wyrównała swój oddech do wolnego i w miarę równego. To nic, że chwilę przed zemdleniem zobaczyła jakieś dziwne mroczki przed oczami.
- Kyohei Takano
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 5:59 pm
Kyo usłyszał jakiś szmer... pewnie poszedł by dalej, ale coś w jego ciele nakazało mu się odwrócić. To nie była nawet jego decyzja, zupełnie tak jakby był jakąś marionetką za której sznurki pociąga ktoś inny.
Kiedy zobaczył jak dziewczyna leży na ziemi po prostu podbiegł do niej i wylądował na kolanach.
-Eli... obudź się...hej...- Powiedział cicho odgarniając z jej twarzy parę kosmyków. Oczywiście jak na złość nikogo tutaj nie było. Dlaczego zawsze kiedy coś się działo to on sam musiał sobie radzić.
-Niech to szlag- Wyszeptał cicho, przyłożył swoją rękę do jej czoła. Nie wyglądała najlepiej, temperaturę miała lekko podniesioną. Ułożył dziewczynę na swoich kolanach aby nie leżała na tej zimnej ziemi i zaczął delikatnie klepać ją po policzkach.
-Obudź się proszę... przepraszam... gdybym wiedział... nigdy bym...- Urwał... dlaczego on tak naprawdę nigdy nie umiał wziąć pod uwagę ewentualnych konsekwencji swoich słów. Po prostu paplał na lewo i prawo tym swoim jęzorem. Przybliżył delikatnie swoje usta do jej czoła po czym złożył na jej główce delikatny pocałunek, a drugą ręką delikatnie gładził jej włosy.
Kiedy zobaczył jak dziewczyna leży na ziemi po prostu podbiegł do niej i wylądował na kolanach.
-Eli... obudź się...hej...- Powiedział cicho odgarniając z jej twarzy parę kosmyków. Oczywiście jak na złość nikogo tutaj nie było. Dlaczego zawsze kiedy coś się działo to on sam musiał sobie radzić.
-Niech to szlag- Wyszeptał cicho, przyłożył swoją rękę do jej czoła. Nie wyglądała najlepiej, temperaturę miała lekko podniesioną. Ułożył dziewczynę na swoich kolanach aby nie leżała na tej zimnej ziemi i zaczął delikatnie klepać ją po policzkach.
-Obudź się proszę... przepraszam... gdybym wiedział... nigdy bym...- Urwał... dlaczego on tak naprawdę nigdy nie umiał wziąć pod uwagę ewentualnych konsekwencji swoich słów. Po prostu paplał na lewo i prawo tym swoim jęzorem. Przybliżył delikatnie swoje usta do jej czoła po czym złożył na jej główce delikatny pocałunek, a drugą ręką delikatnie gładził jej włosy.
- Elizabeth Cook
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 6:07 pm
Kiedy tylko upadła, po paru chwilach poczuła jak Kyo uniósł ją i zaczął do niej mówić. Nie zamierzała nic robić, oprócz tego, że zaczęła oddychać głęboko w miarę i powoli. Słuchała to co mówił, ponoć nie mogła wierzyć, jego słowom, a gestom. Choć jak na niego dość szybko zareagował na to co się jej stało. Kiedy poczuła oddech chłopaka blisko swojego czoła zastanawiała się co też może się stać. Aż po chwili poczuła jego pocałunek, starała się nie pokazać, że serce zaczęło jej szybciej bić. W takim stanie udało się jej o wiele szybciej opanować swoje emocje, może dlatego, że tylko mogła liczyć na swój dotyk. Jego dotyk na włosach nie pomagał jej na skupienie się, ale w taki sposób mogła opanować własne emocje.
- Kyohei Takano
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 6:17 pm
-Chyba trzeba zabrać ciebie do skrzydła szpitalnego.- Jego głos był roztrzęsiony, co przekładało się na jego dłonie które również były wprawiane w delikatne wibracje. Chwycił pewniej dziewczynę i po prostu wziął ją na ręce. Cóż trzeba było przyznać, że nie wyglądał na jakiegoś mięśniaka, ale siłę w rękach to on miał. W końcu nie jest tak łatwo unieść bezwładne ciało człowieka. W końcu kości i mięśnie ważą trochę. Szedł tak korytarzem czując się odrobinkę głupio. Musiało to naprawdę ciekawie wyglądać. On który raczej uchodzi za człowieka z lodu pomaga jakiejś dziewczynie. W tej chwili nawet się cieszył z tego, że nikogo tutaj nie ma. Co więcej znacznie łatwiej ułatwiało mu to przeniesienie dziewczyny. I to była jedna z tych chwil w których żałował, że nie skupiał się bardziej na lekcjach. Bo może gdyby tak było to znał by jakieś zaklęcie które mogło przywrócić człowiekowi świadomość. A tak jedyne co mógł zrobić to zaniesienie jej tam gdzie zajmą się nią znacznie lepiej. Kiedy tak szedł myślał o tym, że może warto się skupić na zaklęciach... nawet jeśli nie umiał tego zrobić dla siebie, to dla kogoś innego. W końcu nie jest fajnie czuć się tak bardzo bezradnym człowiekiem.
- Elizabeth Cook
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 6:24 pm
Słysząc jego słowa, chciała otworzyć oczy, jednak poczuła jak ją unosi. Była zaskoczona jego siłą, bo nie wyglądał na takiego siłacza,a mimo to ma silę w rękach. Po chwili Otworzyła oczy i zamrugała kilka razy nadal widziała te czarne plamki przed oczami.
-C...Co się...stało? Szepnęła cicho lekko zachrypniętym głosem. Jednak aktorstwo nie było jej dobrą stroną, ale w takiej chwili szło jej całkiem dobrze. Poczuła jego drżące, więc naprawdę się o nią martwił. Wyczuła to w jego gestach, choć nie pokazywał, że się martwił to jednak jego ciało pokazywało to aż za bardzo. Rozejrzała się lekko dookoła. Mrugała co chwilę by czarne kropki zniknęły jej sprzed oczu.
-C...Co się...stało? Szepnęła cicho lekko zachrypniętym głosem. Jednak aktorstwo nie było jej dobrą stroną, ale w takiej chwili szło jej całkiem dobrze. Poczuła jego drżące, więc naprawdę się o nią martwił. Wyczuła to w jego gestach, choć nie pokazywał, że się martwił to jednak jego ciało pokazywało to aż za bardzo. Rozejrzała się lekko dookoła. Mrugała co chwilę by czarne kropki zniknęły jej sprzed oczu.
- Kyohei Takano
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 6:30 pm
Kiedy usłyszał cichy głosik odnosił wrażenie, że dziewczyna aż mogła usłyszeć jak wielki kamień spada z jego serca.
-Lubisz mnie straszyć prawda....- Mruknął i ukucnął aby posadzić dziewczynę na ziemi.
-Zemdlałaś... jesteś chyba najbardziej słabowitą dziewczyną jaką znałem kiedy kolwiek w życiu- Kiedy się z nią spotykał zawsze albo o coś się potykała, ale źle się czuła. Nie wiedzieć dlaczego wtedy w chłopak włączał się ten instynkt ochrony, który sprawiał, że mógł być na nią wściekły, ale i tak pognał by jej na ratunek. Przyłożył swoją rękę do jej twarzy, i końcem kciuka zaczął delikatnie gładzić jej policzek.
-Jak się czujesz?- Zapytał się a w jego czach zapłonęły dwa płomyki. Wystraszył się i to nie na żarty, ale jak zwykle był... a przynajmniej próbował być opanowanym. Co oczywiście mu nie do końca wychodziło bo drżenie jego ciała zdradzało wszystko. Z chłopaka można było czytać jak z otwartej księgi, ale jego treść była zaszyfrowana, przez co tylko niektórzy potrafili to odczytać.
-Lubisz mnie straszyć prawda....- Mruknął i ukucnął aby posadzić dziewczynę na ziemi.
-Zemdlałaś... jesteś chyba najbardziej słabowitą dziewczyną jaką znałem kiedy kolwiek w życiu- Kiedy się z nią spotykał zawsze albo o coś się potykała, ale źle się czuła. Nie wiedzieć dlaczego wtedy w chłopak włączał się ten instynkt ochrony, który sprawiał, że mógł być na nią wściekły, ale i tak pognał by jej na ratunek. Przyłożył swoją rękę do jej twarzy, i końcem kciuka zaczął delikatnie gładzić jej policzek.
-Jak się czujesz?- Zapytał się a w jego czach zapłonęły dwa płomyki. Wystraszył się i to nie na żarty, ale jak zwykle był... a przynajmniej próbował być opanowanym. Co oczywiście mu nie do końca wychodziło bo drżenie jego ciała zdradzało wszystko. Z chłopaka można było czytać jak z otwartej księgi, ale jego treść była zaszyfrowana, przez co tylko niektórzy potrafili to odczytać.
- Elizabeth Cook
Re: Kamienny parapet
Nie Lis 23, 2014 6:41 pm
Usłyszała to, jego westchnienie. Faktycznie się przestraszył i to chyba nie na żarty. Głupio jej było robić akie rzeczy, ale przynajmniej była pewna, że się o nią martwi. Kiedy posadził ją na ziemi westchnęła cicho, a po chwili kichnęła zasłaniając lekko swoje usta. Zamrugała kilka razy zaskoczona jego słowami, posmutniała choć bardziej z powodu, że będzie chora niż z tego co mówił.
-Fakt, bo w życiu trzeba być w czymś ekspertem.. - Nie była wybitnie zwinna, chorowała przynajmniej dwa-trzy razy do roku. A czasami częściej z własnej głupoty. Kiedy dotknął jej policzka, uśmiechnęła się lekko zarumieniona na policzkach. W końcu i tak chciała iść do Skrzydła szpitalnego.
-Chyba dobrze, tylko mi słabo. Przejdzie mi.. - Spojrzała na twarz Kyo i od razu zauważyła, że się o nią martwił i to bardzo. Starała się uśmiechnąć, ale nie za bardzo jej to wyszło. Co jakiś czas czuła dreszcze zimne na ciele. Które pewnie Kyo poczuł jak dotykał jej twarzy.
-Zmartwiłam Cię, przepraszam. I za to co mówiłam w sali, jest mi naprawdę przykro.. - Opuściła wzrok słowa wypowiedziane z jej ust były prawdziwe, naprawdę nie chciała go skrzywdzić, nigdy celowo.
-Fakt, bo w życiu trzeba być w czymś ekspertem.. - Nie była wybitnie zwinna, chorowała przynajmniej dwa-trzy razy do roku. A czasami częściej z własnej głupoty. Kiedy dotknął jej policzka, uśmiechnęła się lekko zarumieniona na policzkach. W końcu i tak chciała iść do Skrzydła szpitalnego.
-Chyba dobrze, tylko mi słabo. Przejdzie mi.. - Spojrzała na twarz Kyo i od razu zauważyła, że się o nią martwił i to bardzo. Starała się uśmiechnąć, ale nie za bardzo jej to wyszło. Co jakiś czas czuła dreszcze zimne na ciele. Które pewnie Kyo poczuł jak dotykał jej twarzy.
-Zmartwiłam Cię, przepraszam. I za to co mówiłam w sali, jest mi naprawdę przykro.. - Opuściła wzrok słowa wypowiedziane z jej ust były prawdziwe, naprawdę nie chciała go skrzywdzić, nigdy celowo.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach