Go down
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

[uczennica] Śnieżna Neve Collins  Empty [uczennica] Śnieżna Neve Collins

Pią Paź 10, 2014 10:07 pm
[uczennica] Śnieżna Neve Collins  Large

Imię i nazwisko:
Śnieg zda się dla mnie taki cichy
Jakby na palcach tutaj biegł
Puchem napełnia dolin kielichy
Jak dobry gospodarz, gdy do domu wszedł...
Mówią, że Ona Śnieg...
Mówią, że miano  Neve nosi,
I dumne nazwisko Collinsów.
Data urodzenia:
Kto znayet zakon Byitiya,
Pomog byi mne nayti otvet.
Zhestoko oshibsya ya;
Ot smerti lekarstva nyet.
14 grudnia 1960 roku.
Czystość krwi:
Jest mis­trzy­nią łączenia
Między łos­ko­tem, a ciszą,
Między czer­woną krwią, a białym śniegiem...
Czysta.
Dom w Hogwarcie:
Pchnąłem okno. I z łopotem skrzydeł, z czarnych piór furkotem
Wdarł się przez nie szumnym lotem Kruk, ptak święty w dawnych dniach.
Musiał znać swą przeszłość – zatem, jakby gardził ludzkim światem,
Z wielkopańskim majestatem zasiadł w ciszy tuż przy drzwiach,
Na Atenie marmurowej tkwiącej w niszy tuż przy drzwiach:
Siadł, a mnie ogarnął strach...
Ravenclaw.
Różdżka:
Cienka, delikatna różdżka z jaśniutkiego drzewa. Z wiśni Japońskiej, z dodatkiem włosa z grzywy Jednorożca.
Widok z Ain Eingarp:
Ile dziś skrzydeł ptasich spadło i zgasło,
jakbyś sam w anielski ich trzepot się dostał?
Rzeźbi cisza spokojny gotyk - blanki, miasto
na maleńkich wieżach ostów.
Płacz, płacz w rozdwojone wrota snów:
po obłoki zasypany w spokój.
Jak po szeregach głów,
po głowach zasypanych,
po stopniach zamarzłych powietrza wstępujesz najwyżej,
w glorię marmurowych obłoków.

Cicho szeptał śnieg w marmurowej godzinie ciszy - pomiędzy płatkami chciało się skryć ciało równie zimne, co one, równe blade, z równie białymi kosmykami włosów, które drobną sylwetkę opływały. Kryła się między wskazówkami, krążyła w esencji ciszy, lecz śnieg padał, padał i padał. Płatków nie ubywało. Zimnych, niemych odzwierciedleń ludzi, które wyrastały przed twarzą jak bluszcz pnący po ścianie, któremu oferowane wodę i promienie słoneczne - szybko, licznie, a mimo to żaden z nich nie był tak piękny jak śnieżne płatki... Szukała ukrycia, szukała miejsca, gdzie te wskazówki zegara wstaną i gdzie nie będzie ścigana przez przenikające mleczną skórę spojrzenia. Znalazła. Znalazła, usiadła tam, gdzie w końcu Bóg wyciągał dłoń do potrzebujących i zamykał w ciepłym uścisku, chociaż wcale tutaj ciepło nie było - tylko pokój z wielkimi oknami, za którymi zimowy obraz wabił serca czułym pocałunkiem, a kiedy liliowe, tak intensywne, oczy odwróciła, dłoń już, delikatna i błądząca między pospolitym trwaniem, a tchnieniem wieczności, sięgała ku aksamitnej oprawie... Sięgnęła, wzburzyła kurz, pociągnęła mocno - pył wzniósł się w powietrze, jeszcze raz mógł nauczyć się latać, na chwilę oddać się zapomnieniu co do tego, ze każda lewitacja kończy się upadkiem. Odwróciła głowę, osłoniła się wolną ręką i wypuścił materiał z palców - zakaszlała, zdradziecki kurz, któremu pozwoliła powtórnie wybrać miejsce spoczynku, wcisnął się do rozchylonych warg, podrażniając gardło - lecz wszystko było w porządku. To tylko nic nie znaczące sekundy... Zapomniała o nich. Musiała o nich zapomnieć. Przecież przed sobą miała lustro - piękne lustro w złotej oprawie - jaka miła odmiana dla tych szarości, dla szlachetnego granatu wystroi wnętrz - wydawało jej się ciepłe, wydawało jej się, że zamrożone w przestrzeni nieistnienia będzie parzyć, jeśli tylko odważy się je tknąć... Tknęła je. I tak szybko, jak je dotknęła, tak szybko palce cofnęła, przygarniając je do wątłej, unoszącej się w szybkim oddechu piersi. Została złapana w sidła czaru. Nie chciała dać się uwolnić. Widziała jak odbijają się w lustrze płatki śniegu, chociaż nie wpadały do pomieszczenia, choć było tutaj pusto, widziała jak te płatki opadają na ziemię, jak sama kręciła się na białym puchu, taka radosna, beztroska, z uniesionymi rękoma ku niebu, z którego padały na nią promienie światła - sama taka, jak ta pogoda, tylko promieniująca wewnętrznym blaskiem... I nie sposób było nie dostrzec, jak śnieg ten płynnie zanika, jak zieleń rodzi się pod jej nogami, jak sarna mknie ku niej u boku jednorożca, na którego grzbiecie wdzięczna bytność Ognistej Gwiazdy, która wyłaniała się zza szarych chmur, odbija swą obecność - tak i widziała pięknego smoka chylącego przed nią łeb - taka kraina baśni, idylla, w której tonęła bez końca, bo tonąć chciała. Usiadła w świecie realnym na posprzątanej niedawno podłodze, przecież służba nie mogła sobie pozwolić na niedociągnięcia w żadnym pomieszczeniu, oparła dłonie na chłodnej szybie, na której pozostawiła ślad swego oddechu w postaci pary - ta kraina zanikała, wszystko tonęło w obrębie realiów - jednak udało jej się w niej schować, czy więc to źle? Niech szukają swojej córki - w tym wyimaginowanym świecie jej się żyło lepiej. Z rodziną. Z prawdziwą rodziną... I czy mogła powiedzieć, że o tym właśnie marzyła?
Nie marzyła.
Nie potrafiła marzyć.
Ona jedynie skakała pomiędzy rzeczywistościami, znajdując się daleko poza ludzkim zasięgiem.
Za wysoko w Niebie.

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Neve - powtarzali jej co dnia - ucz się pilnie, boś naszą jedyną, ucz się pilnie, boś wyjątkowa - a ona się uczyła, pilnie, bo przecież była tą jedyną. Uczyła się, bo chciała, uczyła się, bo kochała poznawać się, bo im więcej wiedziała, tym więcej mogła kreować - to przychodziło naturalnie, tak samo, jak zima przychodzi po jesieni. Nic się nigdy nie zmieniło. Były te rzeczy, które poznawała chętnie i te, na które kręciła jedynie głową. Odmawiała. Nie chciała ich znać. Śnieżna Księżniczka poświęcała swą uwagę zielarstwu, wróżeniu i magicznym bestiom, sięgając po najstarsze księgi, po najstarsze zapiski, warzyła eliksiry, starając się tworzyć nowe, nowe, nowe... Może to dlatego, że winna była żyć w cieniu, że jej delikatna skóra nie znosiła słońca, że chciała poznać lek na tą chorobę... Wszak była albinosem... Rodzina nie wiedziała, Ona wiedziała dobrze - gdyby jeszcze z nimi rozmawiała... Nie... gdyby oni rozmawiali z nią...
Miała być tylko gwiazdą, która pięknie lśni.
Więc lśniła.
Łatwo gasła, gdy kazano jej rzucać czarnomagiczne zaklęcia, wiedziała przecież - rodzina Collinsów od pokoleń się tym parała.
Ona to porzuciła.
Kręciła głową, odrzucając magię agresywną. Po prostu nie potrafiła tego robić, nie ważne, jak bardzo się starała, jak mocno nie była wyklinana, jakim brzydkim kaczęciem nie była (wszak to łabędzica, nie może być czarną). Po prostu nie mogła.
Jej specjalnością od zawsze była natura...
I nikt nie wyklął jej z rodziny, bo przecież jeszcze nikt nie miał talentu do tworzenia takich trucizn, jak i leków...
Nie znała się na Numerologii, gubiła się w liczbach, zamykała uszy na Mugoloznawstwo - przecież nigdy tego nie potrzebowała. Przecież Czarodzieje powinni byli dawno śmiertelnych wybić, nie interesowała ją Historia czasów obecnych - jedynie ta mityczna, ta, którą obciągano jarzmem niedomówień, zagadek i tajemnic, w której mogła bajać, dopowiadając sobie to, co dopowiedzieć chciała. Może dlatego też lubiła Starożytne Runy, zawsze miały w sobie coś... magicznego. Kiepska była w Lataniu na miotle i kiepsko wychodziła jej teleportacja - jedynie ta z pomocą proszka fiuu... Nauczyciele tłumaczyli to tym, że Neve żyła zbyt daleko poza codziennością... I próbowała trafić do światów, które nie istniały. Nigdy istnieć nie będą. Jej rzeczywistość była zbyt zniekształcona. Natomiast do perfekcji opanowała latanie na magicznych bestiach. Można powiedzieć, że ogólnie do perfekcji opanowała obcowanie ze wszelakimi magicznymi zwierzętami. Tak samo łatwo wychodziło jej zielarstwo. Po prostu miała do tego niezwykły talent. Potrafiła również wróżyć, niestety talent ten nie był jakiś szczególnie wielki... Mimo to jej wróżby z tarota zawsze się sprawdzały.


Przykładowy Post:

Prosti menya, mladshiy brat!
Ya tak pred toboy vinovat.
Pyitatsya vernut' nyelzya
Togo, chto vzyala zyemlya.


Nie porzucona, chciana? - jednak oddana, jednak stojąca u wrót Hogwartu.
Znowu zimą.
Powiedzieli, że ujrzy miejsce, gdzie zieleń kwitnie mocniej, gdzie każde uderzenia serce jest mocniejsze, powiedzieli, że czegoś się nauczy, czegoś nowego, że tam rodzina jest większa, że oswoić się musi z bytowaniem między ludźmi - tylko czemu mieli wrzucać ją pośród śniegowe zaspy..?
Tak stała, potrzebna, zrozumiana, chciana, tak od niej żądano, by tutaj się zatrzymała, a ona co mówić miała? Nie mówiła nic.
Milczała.
Milczenie nie przeradzało się w nic konstruktywnego - budowało cierpliwość, którego serce nosiło nieskończoną ilość, w którym pławiła się niewieścia dola, czując się weń swobodnie - nie ograniczał jej gniew, nie ograniczało jej pragnienie, by już teraz się dostać w zimne mury zamku - po co? Tu było cieplej. Tutaj, pośród tych zasp, czekając, aż podjedzie powóz, by zabrać ją do szkoły - w miejscu wyklętym poza ludzkie pojmowania umysłu, w miejscu błogosławionym, bo utkwionym w krainie jej postrzegania.
Tak, tutaj było jej dobrze.
Fijołkowe oczęta nie błądziły po horyzoncie, a zatrzymały się na martwym punkcie zero - tam, gdzie najwięcej było bieli pod szarawym niebem, bo tam nie męczyło tysiące barw jej umysłu.
Dziewczyna, która donikąd nie biegła.
Nie śpieszyła się, by dać się zamknąć w obcych murach, pośród niezrozumiałych zwierząt, których nie chciała pojmować, których nie chciała dotykać, których się bała i do których nie przywykła, nie chciała, by miejsce, w którym rodzina nakazała zdawać jej egzaminy, by dokonała się tradycja Collinsów, stało się więzieniem.
Była Białym Tygrysem, którego ktoś chciał zamknąć w klatce dziczy. Będzie musiała oglądać twarze dzikusów nieczystej krwi, będzie musiała słuchać nauczycieli nieczystej krwi... Dlaczego? Dlaczego jej to zrobili?
Nie było odpowiedzi, mimo to nie bijące serce nie wypełniał smutek. W nim zawsze panowała wieczna, spokojna zima... I oby nikt nie pobudzał tego wolno opadającego śniegu, który dla każdego mógł być wytchnieniem, inaczej zbyt łatwo mógłby przerodzić się w śnieżna zawieję... Trudno taką przetrwać... Zwłaszcza, kiedy nie wiedziało się, jak ją przetrwać...
avatar
Oczekujący
Colette Warp

[uczennica] Śnieżna Neve Collins  Empty Re: [uczennica] Śnieżna Neve Collins

Sro Paź 21, 2015 4:11 pm

Jedna z ciekawiej rozplanowanych Kart Postaci, która jest i czytelna, i ładna, ale nie dopieszczona do przesady. Tłusty Akcept z mojej strony <3
+ 20 fasolek
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach