- Fergus Rowle
Fergus Rowle
Pią Maj 18, 2018 8:16 pm
Imię i nazwisko: Fergus (Fearghas) Rowle
Imiona i nazwiska rodziców: Carwyn Rowle (ojciec), Branwen Rowle (matka, zd. Selwyn)
Data urodzenia: 21.04.1962 r.
Miejsce zamieszkania: Dworek w Cardiff, Walia
Status majątkowy: Bardzo bogaty
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka: Czerwony dąb, kolec jadowy mantykory, 14 cali, sztywna
Wzrost: 183 cm
Waga: 77 kg
Kolor włosów: Ciemny brąz
Kolor oczu: Bladoniebieskie
Bogin: Pająki. Całe mnóstwo pająków o pękatych odwłokach, pokrytych czarnymi i gęstymi włoskami, pokrywającymi ich długie odnóża, ośmioma oczyma i szeleszczącymi, klekoczącymi złowróżbnie szczękoczułkami, po których spływają kropelki jadu.
Czarna skłębiona masa z tym klekotem, szelestem włochatych korpusów zmierzająca w jego stronę, mogąca mieć różną wielkość i ilość oraz zmienić się w niezliczoną ilość baniek mydlanych za dotknięciem różdżki.
Amortencja: Amortencja to intensywna, ostra woń ognistej whisky. W jego domu rodzinnym zawsze był alkohol, który dla niego stanowił zakazany owoc. To rześki aromat świeżo zerwanej mięty z przydomowego ogrodu. To zapach powietrza w trakcie i po deszczu, charakterystyczna woń ziemistej i roślinnej świeżości, wilgotność i lekki chłód. To wyprawiona skóra.
Widok z Ain Eingarp: Zwierciadło Pragnień z pewnością mogło mu pokazać wiele rzeczy. Począwszy od przedstawienia jego osoby jako kogoś, kto w końcu przestał być w cieniu starszego brata, zdobycie uznania rodziców po ukazaniu go jako kogoś, kto sprostał swojemu największemu lękowi, jakim była jego arachnofobia.
Jednak pokazało coś innego, coś o wiele lepszego. A mianowicie go jako muzyka i wokalistę założonego przez siebie zespołu muzycznego.
To piękne marzenie zrodziło się pod wpływem punkrockowych kapeli świata czarodziejów, a zwłaszcza The Clash i Sex Pistols, The Rolling Stones (jedno trzeba przyznać, mugole potrafią robić dobrą muzykę!), pragnienia wystąpienia z nimi, pławienia się w blasku sławy, ale przede wszystkim z pasji i bycia młodym gniewnym, uzewnętrznionego buntu przeciwko wielu konwenansom i chęć wychylenia się poza sztuczne schematy narzucone przez hermetyczne społeczeństwo czarodziejów.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Okres jego edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest pasmem wzlotów i upadków. Bardziej upadków niż wzlotów.
Rodzice oraz profesorowie zastanawiają, co z niego będzie i jednocześnie ubolewają nad tym, że jest „zdolny, ale leniwy”.
To określenie stosunkowo dobrze oddaje jego stosunek do nauki, choć prawdą jest również to, że są przedmioty, które wprost uwielbia i z tych osiąga najlepsze oceny i te, których wprost nie znosi i uważa je za zbędne.
Jedynymi przedmiotami, które lubi są zaklęcia i uroki oraz obrona przed czarną magią. Jego zdaniem jest to coś, co najbardziej przyda mu się w dalszym życiu i to przedkładało się na zdobywanie pozytywnych stopni. Do nauki z pozostałych przedmiotów się nie przykłada i miga się od tego jak tylko może, uzyskując średnie albo nawet słabe wyniki. Można to uznać za równię pochyłą.
Na lekcjach eliksirów takowe udaje mu się przyrządzić, jeśli jest w parze z mądrzejszą od siebie osobą, choćby swoim kuzynem. Nie nadaje się do zielarstwa, nie ma ręki do roślin oraz cierpliwości do ich uprawy. Nie jest też miłośnikiem grzebania w ziemi.
Na trzecim roku zapisał się na opiekę nad magicznymi stworzeniami z przekonaniem, że to wcale nie jest takie trudne. Ten przedmiot okazał się trudny i się mylił, bo też nie ma ręki do zwierząt i one wybitnie go nie lubią, nie mając oporów przed okazywaniem mu tego.
W tym samym roku zapisał się również na wróżbiarstwo – nie traktuje tego przedmiotu poważnie, uważa go za zbędny i jednocześnie zabawny. Innym powodem, dla którego zapisał się na te zajęcia jest to, że jego kuzyn również uczęszcza na te lekcje.
Na historii magii – podobnie jak większość uczniów – po prostu śpi. Jest jeszcze astronomia i transmutacja. Nie ma nic przeciwko patrzeniu w gwiazdy, ale wolałby o tej porze spać w wygodnym łóżku zamiast spoglądać w niebo, by rysować jego mapy. Transmutacja jest jego zmorą – niby to również zaklęcia, ale zmiana jednych przedmiotów w inne leży poza jego zasięgiem.
Z racji tego, że planował zdobyć show-biznes świata czarodziejów, mógłby rzucić szkołę. Powodem, dla którego nie powinien rzucać szkoły to te dwa ulubione przedmioty i to, że przez te sześć lat poznał wielu uczniów, nawiązał z nimi przyjaźnie i inne znajomości. Pod tym względem to najlepsze lata jego życia i powinny trwać jak najdłużej.
Poza tym jest niepełnoletni i rzucenie szkoły przed ostatnim rokiem bardzo szybko doszłoby do jego rodziców. Byłaby awantura nie z tej ziemi, różdżki mogłyby pójść w ruch i wszyscy ich sąsiedzi wiedzieliby jak beznadziejnym przypadkiem jest Fergus, zupełnie niepodobnym do swojego starszego brata-prymusa i prefekta tej znamienitej placówki.
Warto dodać, że jego stosunek do życia i edukacji sprawia, że nie ma dobrych kontaktów z rodzicami i nieraz w ich rodzinnym domu jest naprawdę gorąco, naprawdę ciężko. Nadal jest ich synem i dopóki go nie wydziedziczą nadal nim będzie.
Na samym końcu będzie parę słów o zainteresowaniach młodego Rowle’a – prócz zainteresowania muzyką i jej tworzeniem, płatania figlów, również lubi latać na miotle. Co więcej, jest w tym dobry i dlatego też postanowił dołączyć do szkolnej drużyny Quidditcha jako pałkarz.
Przykładowy post: Ten jakże piękny dzień psuło to, że musi siedzieć w murach szkoły magii i dwa wypracowania z nielubianych przez niego przedmiotów – zielarstwa i eliksirów. Zapewne byłby w stanie je zrobić samemu, gdyby zajrzał do książek albo chociaż uważał na ostatnich lekcjach. To byłoby zbyt piękne by było prawdziwe.
Od dłuższego czasu szukał swojego kuzyna, który mógłby być tak miły, że dałby mu odpisać te wypracowania albo przekazał mu swoje notatki, co umożliwiłoby mu napisanie choćby jednego z tych paskudnych wypracowań.
Jego aparycja mogła doprowadzać grono profesorskie do szewskiej pasji. Ciemnobrązowe włosy pozostawały w nieładzie, sukcesywnie poprawianym przez niego niedbałym ruchem długopalczastej dłoni. Przemykał bladoniebieskimi oczyma po każdym pomieszczeniu, w którym się znalazł, rzecz jasna w poszukiwaniu znajomej twarzy kuzyna.
Tego dnia, jak każdego innego użył kredki do oczu, barwiąc na czarno górną powiekę, kąciki oczu i dolną powiekę. Podobnie wyglądał, kiedy nie spał przez parę nocy z rzędu.
Jego twarz to zbiór regularnych linii, które układają się w ostre rysy, wydatny nos i wysokie czoło często ukryte pod potarganą grzywką oraz szeroką szczęką.
Ponieważ tego dnia było ciepło, sweter zostawił w swoim kufrze. Prawy brzeg noszonej przez niego koszuli spoczywał za pasem spodni, drugi zaś wręcz przeciwnie. Krawat w szmaragdowo-srebrnych barwach przeciągnął przez prawą szlufkę eleganckich spodni, zawiązując go również w niewielki węzeł. Miało to zapobiec zgubieniu tego elementu ubioru. Posiada męską sylwetkę, szerokie barki, silną pierś, wąskie biodra.
W prawej dłoni trzymał niewielką papierową torbę, a w lewej swoją różdżkę. Energicznym krokiem wkroczył do kolejnego pomieszczenia, którym okazała się biblioteka.
Omiótł swym upiornym spojrzeniem czytelnię i dostrzegł swego kuzyna pochylonego nad książką i sunącego swym kartoflanym nosem po pergaminie. Qui nie widział go. Wszystko układało się naprawdę po jego myśli i to sprawiło, że na jego usta wkradł się szelmowski uśmiech, wręcz szalony. Wokół jego rozciągniętych w tym grymasie ust pojawiły się wyraźne zmarszczki i dołeczki w policzkach.
— Wreszcie cię znalazłem, kuzynie — wymruczał z nieukrywanym zadowoleniem. Powoli też podszedł bliżej Qui, a ponieważ biblioteka była cichym miejscem, został zauważony przez swojego krewniaka. Indianin podniósł na niego spojrzenie.
— Cześć, Gus — powitał go krótko i zaraz postanowił wrócić do nauki.
Ponieważ przywitali się, Fergus uznał to za dobry moment na realizację swojego niecnego planu. Z wnętrza papierowej torebki wyciągnął szarozielony zwitek obślizgłych macek, przywodzących na myśl szczurze ogony, macki ośmiornicy. Ociekało śluzem, który wędrował po skórze jego dłoni.
— Wingardium Leviosa — wyszeptał po tym, jak wskazał różdżką na to kłębowisko macek. Uniosło się w powietrze, a on pokierował je w stronę swojego kuzyna, tak by to paskudne skrzeloziele dotykało jego długich, jak u dziewczyny włosów, pokrywając je swoim śluzem.
Uśmiech nie schodził mu z ust.
Kiedy pęk skrzeloziela w końcu dotknął włosów jego kuzyna, ten poruszył się niespokojnie i postanowił otrzepać się, wręcz opędzić się od czegoś tak obślizgłego. Fergus już teraz ledwie wytrzymywał, a widząc to jak kuzyn opędza się, zaczął się głośno i rubasznie się śmiać i zgiął się w pół.
Nie był w stanie powstrzymywać tego zaklęcia i dlatego skrzeloziele spadło na posadzkę wydając przy tym odgłos podobny do lekkiego mlaśnięcia. W ślad za nim podążyła papierowa torebka.
— Fergus, czy ciebie popierdoliło już do reszty, że coś takiego wymyśliłeś?! — krzyknął na niego, spoglądając też na niego gniewnie i wyraźną dezaprobatą. Te słowa sprawiły, że z trudem opanował się na tyle, by mu odpowiedź.
— Niech się zastanowię… mogę wymyślić jeszcze coś lepszego, jeśli ci się to nie podobało — skrzywił się pokazowo podczas zastanawiania się nad tą kwestią, by w końcu udzielić najlepszej odpowiedzi, na jaką było go stać.
Trudno powiedzieć, co chciał zrobić jego kuzyn – czy usiąść na ławce, czy podejść do niego albo sięgnąć po różdżkę. Niezależnie od tego, co chciał zrobić, powinien też patrzeć pod nogi.
Niefortunnie nadepnął na obślizgłą roślinę, co doprowadziło do tego, że w następnej chwili zrobili jeszcze więcej rabanu – Quidel ze ślizgiem przejechał pół biblioteki, a jego krzyki i groźby było słychać nie tylko w jej wnętrzu, ale też na korytarzu. Podążył za swoim kuzynem, tak by pozbierać go z podłogi.
Całe to zajście było obserwowane przez zgromadzonych tam uczniów. W końcu bibliotekarka postanowiła zareagować, wyrastając za ich plecami.
— Jak śmieliście zakłócać ciszę w bibliotece i przeszkadzać innym?! Możecie być pewni, że dowiedzą się o tym wasi opiekunowie domów. Nie chcę was tutaj widzieć, wynoście się! Obaj! — Irma Pince fuknęła na nich gniewnie i machnęła też różdżką w kierunku rzeczy Quidela i pozostawionej przez niego torebki oraz zmaltretowanego pęku skrzeloziela.
Sprawiła, że te przedmioty zaczęły ich gonić ku wyjściu. Opędzili się od nich dopiero poza terenem biblioteki. Quidel pozbierał swoje książki i pergaminy, by spojrzeć na niego ostro, ze złością.
— Dobrze się bawiłeś? Jesteś zadowolony z siebie? — tym razem to jego kuzyn fuknął na niego.
— Nigdy nie bawiłem się lepiej. Nawet nie wiesz jak bardzo — uśmiechnął się w ten szelmowski sposób i powiedział to, co ślina mu przyniosła na język. Usłyszał tylko kolejne prychnięcie i kroki oddalającego się kuzyna, za którym puścił się biegiem.
Imiona i nazwiska rodziców: Carwyn Rowle (ojciec), Branwen Rowle (matka, zd. Selwyn)
Data urodzenia: 21.04.1962 r.
Miejsce zamieszkania: Dworek w Cardiff, Walia
Status majątkowy: Bardzo bogaty
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka: Czerwony dąb, kolec jadowy mantykory, 14 cali, sztywna
Wzrost: 183 cm
Waga: 77 kg
Kolor włosów: Ciemny brąz
Kolor oczu: Bladoniebieskie
Bogin: Pająki. Całe mnóstwo pająków o pękatych odwłokach, pokrytych czarnymi i gęstymi włoskami, pokrywającymi ich długie odnóża, ośmioma oczyma i szeleszczącymi, klekoczącymi złowróżbnie szczękoczułkami, po których spływają kropelki jadu.
Czarna skłębiona masa z tym klekotem, szelestem włochatych korpusów zmierzająca w jego stronę, mogąca mieć różną wielkość i ilość oraz zmienić się w niezliczoną ilość baniek mydlanych za dotknięciem różdżki.
Amortencja: Amortencja to intensywna, ostra woń ognistej whisky. W jego domu rodzinnym zawsze był alkohol, który dla niego stanowił zakazany owoc. To rześki aromat świeżo zerwanej mięty z przydomowego ogrodu. To zapach powietrza w trakcie i po deszczu, charakterystyczna woń ziemistej i roślinnej świeżości, wilgotność i lekki chłód. To wyprawiona skóra.
Widok z Ain Eingarp: Zwierciadło Pragnień z pewnością mogło mu pokazać wiele rzeczy. Począwszy od przedstawienia jego osoby jako kogoś, kto w końcu przestał być w cieniu starszego brata, zdobycie uznania rodziców po ukazaniu go jako kogoś, kto sprostał swojemu największemu lękowi, jakim była jego arachnofobia.
Jednak pokazało coś innego, coś o wiele lepszego. A mianowicie go jako muzyka i wokalistę założonego przez siebie zespołu muzycznego.
To piękne marzenie zrodziło się pod wpływem punkrockowych kapeli świata czarodziejów, a zwłaszcza The Clash i Sex Pistols, The Rolling Stones (jedno trzeba przyznać, mugole potrafią robić dobrą muzykę!), pragnienia wystąpienia z nimi, pławienia się w blasku sławy, ale przede wszystkim z pasji i bycia młodym gniewnym, uzewnętrznionego buntu przeciwko wielu konwenansom i chęć wychylenia się poza sztuczne schematy narzucone przez hermetyczne społeczeństwo czarodziejów.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Okres jego edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest pasmem wzlotów i upadków. Bardziej upadków niż wzlotów.
Rodzice oraz profesorowie zastanawiają, co z niego będzie i jednocześnie ubolewają nad tym, że jest „zdolny, ale leniwy”.
To określenie stosunkowo dobrze oddaje jego stosunek do nauki, choć prawdą jest również to, że są przedmioty, które wprost uwielbia i z tych osiąga najlepsze oceny i te, których wprost nie znosi i uważa je za zbędne.
Jedynymi przedmiotami, które lubi są zaklęcia i uroki oraz obrona przed czarną magią. Jego zdaniem jest to coś, co najbardziej przyda mu się w dalszym życiu i to przedkładało się na zdobywanie pozytywnych stopni. Do nauki z pozostałych przedmiotów się nie przykłada i miga się od tego jak tylko może, uzyskując średnie albo nawet słabe wyniki. Można to uznać za równię pochyłą.
Na lekcjach eliksirów takowe udaje mu się przyrządzić, jeśli jest w parze z mądrzejszą od siebie osobą, choćby swoim kuzynem. Nie nadaje się do zielarstwa, nie ma ręki do roślin oraz cierpliwości do ich uprawy. Nie jest też miłośnikiem grzebania w ziemi.
Na trzecim roku zapisał się na opiekę nad magicznymi stworzeniami z przekonaniem, że to wcale nie jest takie trudne. Ten przedmiot okazał się trudny i się mylił, bo też nie ma ręki do zwierząt i one wybitnie go nie lubią, nie mając oporów przed okazywaniem mu tego.
W tym samym roku zapisał się również na wróżbiarstwo – nie traktuje tego przedmiotu poważnie, uważa go za zbędny i jednocześnie zabawny. Innym powodem, dla którego zapisał się na te zajęcia jest to, że jego kuzyn również uczęszcza na te lekcje.
Na historii magii – podobnie jak większość uczniów – po prostu śpi. Jest jeszcze astronomia i transmutacja. Nie ma nic przeciwko patrzeniu w gwiazdy, ale wolałby o tej porze spać w wygodnym łóżku zamiast spoglądać w niebo, by rysować jego mapy. Transmutacja jest jego zmorą – niby to również zaklęcia, ale zmiana jednych przedmiotów w inne leży poza jego zasięgiem.
Z racji tego, że planował zdobyć show-biznes świata czarodziejów, mógłby rzucić szkołę. Powodem, dla którego nie powinien rzucać szkoły to te dwa ulubione przedmioty i to, że przez te sześć lat poznał wielu uczniów, nawiązał z nimi przyjaźnie i inne znajomości. Pod tym względem to najlepsze lata jego życia i powinny trwać jak najdłużej.
Poza tym jest niepełnoletni i rzucenie szkoły przed ostatnim rokiem bardzo szybko doszłoby do jego rodziców. Byłaby awantura nie z tej ziemi, różdżki mogłyby pójść w ruch i wszyscy ich sąsiedzi wiedzieliby jak beznadziejnym przypadkiem jest Fergus, zupełnie niepodobnym do swojego starszego brata-prymusa i prefekta tej znamienitej placówki.
Warto dodać, że jego stosunek do życia i edukacji sprawia, że nie ma dobrych kontaktów z rodzicami i nieraz w ich rodzinnym domu jest naprawdę gorąco, naprawdę ciężko. Nadal jest ich synem i dopóki go nie wydziedziczą nadal nim będzie.
Na samym końcu będzie parę słów o zainteresowaniach młodego Rowle’a – prócz zainteresowania muzyką i jej tworzeniem, płatania figlów, również lubi latać na miotle. Co więcej, jest w tym dobry i dlatego też postanowił dołączyć do szkolnej drużyny Quidditcha jako pałkarz.
Przykładowy post: Ten jakże piękny dzień psuło to, że musi siedzieć w murach szkoły magii i dwa wypracowania z nielubianych przez niego przedmiotów – zielarstwa i eliksirów. Zapewne byłby w stanie je zrobić samemu, gdyby zajrzał do książek albo chociaż uważał na ostatnich lekcjach. To byłoby zbyt piękne by było prawdziwe.
Od dłuższego czasu szukał swojego kuzyna, który mógłby być tak miły, że dałby mu odpisać te wypracowania albo przekazał mu swoje notatki, co umożliwiłoby mu napisanie choćby jednego z tych paskudnych wypracowań.
Jego aparycja mogła doprowadzać grono profesorskie do szewskiej pasji. Ciemnobrązowe włosy pozostawały w nieładzie, sukcesywnie poprawianym przez niego niedbałym ruchem długopalczastej dłoni. Przemykał bladoniebieskimi oczyma po każdym pomieszczeniu, w którym się znalazł, rzecz jasna w poszukiwaniu znajomej twarzy kuzyna.
Tego dnia, jak każdego innego użył kredki do oczu, barwiąc na czarno górną powiekę, kąciki oczu i dolną powiekę. Podobnie wyglądał, kiedy nie spał przez parę nocy z rzędu.
Jego twarz to zbiór regularnych linii, które układają się w ostre rysy, wydatny nos i wysokie czoło często ukryte pod potarganą grzywką oraz szeroką szczęką.
Ponieważ tego dnia było ciepło, sweter zostawił w swoim kufrze. Prawy brzeg noszonej przez niego koszuli spoczywał za pasem spodni, drugi zaś wręcz przeciwnie. Krawat w szmaragdowo-srebrnych barwach przeciągnął przez prawą szlufkę eleganckich spodni, zawiązując go również w niewielki węzeł. Miało to zapobiec zgubieniu tego elementu ubioru. Posiada męską sylwetkę, szerokie barki, silną pierś, wąskie biodra.
W prawej dłoni trzymał niewielką papierową torbę, a w lewej swoją różdżkę. Energicznym krokiem wkroczył do kolejnego pomieszczenia, którym okazała się biblioteka.
Omiótł swym upiornym spojrzeniem czytelnię i dostrzegł swego kuzyna pochylonego nad książką i sunącego swym kartoflanym nosem po pergaminie. Qui nie widział go. Wszystko układało się naprawdę po jego myśli i to sprawiło, że na jego usta wkradł się szelmowski uśmiech, wręcz szalony. Wokół jego rozciągniętych w tym grymasie ust pojawiły się wyraźne zmarszczki i dołeczki w policzkach.
— Wreszcie cię znalazłem, kuzynie — wymruczał z nieukrywanym zadowoleniem. Powoli też podszedł bliżej Qui, a ponieważ biblioteka była cichym miejscem, został zauważony przez swojego krewniaka. Indianin podniósł na niego spojrzenie.
— Cześć, Gus — powitał go krótko i zaraz postanowił wrócić do nauki.
Ponieważ przywitali się, Fergus uznał to za dobry moment na realizację swojego niecnego planu. Z wnętrza papierowej torebki wyciągnął szarozielony zwitek obślizgłych macek, przywodzących na myśl szczurze ogony, macki ośmiornicy. Ociekało śluzem, który wędrował po skórze jego dłoni.
— Wingardium Leviosa — wyszeptał po tym, jak wskazał różdżką na to kłębowisko macek. Uniosło się w powietrze, a on pokierował je w stronę swojego kuzyna, tak by to paskudne skrzeloziele dotykało jego długich, jak u dziewczyny włosów, pokrywając je swoim śluzem.
Uśmiech nie schodził mu z ust.
Kiedy pęk skrzeloziela w końcu dotknął włosów jego kuzyna, ten poruszył się niespokojnie i postanowił otrzepać się, wręcz opędzić się od czegoś tak obślizgłego. Fergus już teraz ledwie wytrzymywał, a widząc to jak kuzyn opędza się, zaczął się głośno i rubasznie się śmiać i zgiął się w pół.
Nie był w stanie powstrzymywać tego zaklęcia i dlatego skrzeloziele spadło na posadzkę wydając przy tym odgłos podobny do lekkiego mlaśnięcia. W ślad za nim podążyła papierowa torebka.
— Fergus, czy ciebie popierdoliło już do reszty, że coś takiego wymyśliłeś?! — krzyknął na niego, spoglądając też na niego gniewnie i wyraźną dezaprobatą. Te słowa sprawiły, że z trudem opanował się na tyle, by mu odpowiedź.
— Niech się zastanowię… mogę wymyślić jeszcze coś lepszego, jeśli ci się to nie podobało — skrzywił się pokazowo podczas zastanawiania się nad tą kwestią, by w końcu udzielić najlepszej odpowiedzi, na jaką było go stać.
Trudno powiedzieć, co chciał zrobić jego kuzyn – czy usiąść na ławce, czy podejść do niego albo sięgnąć po różdżkę. Niezależnie od tego, co chciał zrobić, powinien też patrzeć pod nogi.
Niefortunnie nadepnął na obślizgłą roślinę, co doprowadziło do tego, że w następnej chwili zrobili jeszcze więcej rabanu – Quidel ze ślizgiem przejechał pół biblioteki, a jego krzyki i groźby było słychać nie tylko w jej wnętrzu, ale też na korytarzu. Podążył za swoim kuzynem, tak by pozbierać go z podłogi.
Całe to zajście było obserwowane przez zgromadzonych tam uczniów. W końcu bibliotekarka postanowiła zareagować, wyrastając za ich plecami.
— Jak śmieliście zakłócać ciszę w bibliotece i przeszkadzać innym?! Możecie być pewni, że dowiedzą się o tym wasi opiekunowie domów. Nie chcę was tutaj widzieć, wynoście się! Obaj! — Irma Pince fuknęła na nich gniewnie i machnęła też różdżką w kierunku rzeczy Quidela i pozostawionej przez niego torebki oraz zmaltretowanego pęku skrzeloziela.
Sprawiła, że te przedmioty zaczęły ich gonić ku wyjściu. Opędzili się od nich dopiero poza terenem biblioteki. Quidel pozbierał swoje książki i pergaminy, by spojrzeć na niego ostro, ze złością.
— Dobrze się bawiłeś? Jesteś zadowolony z siebie? — tym razem to jego kuzyn fuknął na niego.
— Nigdy nie bawiłem się lepiej. Nawet nie wiesz jak bardzo — uśmiechnął się w ten szelmowski sposób i powiedział to, co ślina mu przyniosła na język. Usłyszał tylko kolejne prychnięcie i kroki oddalającego się kuzyna, za którym puścił się biegiem.
- Caroline Rockers
Re: Fergus Rowle
Sob Maj 19, 2018 8:54 pm
Witaj na Magicznej Kołysance!
Na podstawie karty przydzielam ci 3 atuty i 1 słabość.
Atuty:
- As przestworzy - postać fantastycznie lata na miotle. Na pierwszych zajęciach miotła od razu poderwała się do jej ręki, widok przepaści pod stopami nie budzi w niej lęku, a zwinność pozwala na różne akrobacje powietrzne.
- Głos skowronka - postać wcale nie musiała odebrać jakiejś szczególnej edukacji muzycznej. Może nie mieć pojęcia o najnowszych albumach ani nawet o popularnych zespołach. Ale kiedy zacznie nucić starą, znaną wszystkim piosenkę, nawet najzagorzalszym przeciwnikom sztuki miękną serca. Ten głos, to po prostu dar.
- Z dobrego domu - postać pochodzi z rodziny, która jest bogata, szlachecka lub po prostu znana. Może jej wujek to Minister Magii? Może matka jest znaną filantropką? Starszy brat wygrał mistrzostwa w Quidditchu? No a nazwisko Malfoy mówi samo za siebie.
Słabość:
Dennis rozrabiaka - to silniejsze od postaci. Widząc czerwony guzik po prostu musi go wcisnąć. Dzień bez dowcipu jest dniem straconym! Przelewitować pinezkę na krzesło siadającego nauczyciela, wrzucić mydło do fontanny, wpuścić do zamku stado chochlików kornwalijskich… A może otworzyć klatki sklątek tylnowybuchowych? Tylko że wszyscy wiedzą, kto jest odpowiedzialny za psoty, a jeśli postać akurat dziwnym trafem jest niewinna, ciężko będzie to udowodnić.
Na podstawie karty przydzielam ci 3 atuty i 1 słabość.
Atuty:
- As przestworzy - postać fantastycznie lata na miotle. Na pierwszych zajęciach miotła od razu poderwała się do jej ręki, widok przepaści pod stopami nie budzi w niej lęku, a zwinność pozwala na różne akrobacje powietrzne.
- Głos skowronka - postać wcale nie musiała odebrać jakiejś szczególnej edukacji muzycznej. Może nie mieć pojęcia o najnowszych albumach ani nawet o popularnych zespołach. Ale kiedy zacznie nucić starą, znaną wszystkim piosenkę, nawet najzagorzalszym przeciwnikom sztuki miękną serca. Ten głos, to po prostu dar.
- Z dobrego domu - postać pochodzi z rodziny, która jest bogata, szlachecka lub po prostu znana. Może jej wujek to Minister Magii? Może matka jest znaną filantropką? Starszy brat wygrał mistrzostwa w Quidditchu? No a nazwisko Malfoy mówi samo za siebie.
Słabość:
Dennis rozrabiaka - to silniejsze od postaci. Widząc czerwony guzik po prostu musi go wcisnąć. Dzień bez dowcipu jest dniem straconym! Przelewitować pinezkę na krzesło siadającego nauczyciela, wrzucić mydło do fontanny, wpuścić do zamku stado chochlików kornwalijskich… A może otworzyć klatki sklątek tylnowybuchowych? Tylko że wszyscy wiedzą, kto jest odpowiedzialny za psoty, a jeśli postać akurat dziwnym trafem jest niewinna, ciężko będzie to udowodnić.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach