Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Plac przed domem Empty Plac przed domem

Sro Sty 31, 2018 2:10 pm
Plac przed domem D32af76d083357d39432e94475969e2d--pond-design-house-design

Plac przed posiadłością rodziny Nero. To właśnie tutaj urządzają imprezy podczas lata. Nierzadko również zmienia się on w scenę do pojedynków kuzynów, którzy spędzają tutaj wakacje.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Wto Lut 13, 2018 10:02 pm
Na dzień przed umówionym spotkaniem z kuzynami oraz tuż po ostatniej rozmowie z Orianą wczoraj, Giotto obudził się już w posiadłości rodziny Nero, nie mając jednak dobrej jakości snu za sobą, nawiedziły go bowiem mary senne, które męczą go już od bardzo długiego czasu, nie dając mu należycie wypocząć. Jako, że chłopak był tu sam, nie tracił czasu w łóżku i gdy tylko już się wybudził, poszedł się najpierw odświeżyć, a potem coś zjeść, korzystając z zapasów zrobionych wczoraj w różnych sklepach. Prowiantu starczyło na kilka dni, więc nie było źle. Problem tkwił jednak w tym, że na żadne wymyślne posiłki raczej nie miał ani weny, ani umiejętności, toteż ograniczył się do zwykłych jajek i kilku kanapek. Po zakończeniu pierwszej części dnia, poszedł na zewnątrz i mając na sobie tylko wygodną odzież oraz trzymając w ręku różdżkę. Wykonał kilka podstawowych zaklęć, chcąc się rozgrzać i westchnął lekko, gdyż ewidentnie nie był jeszcze na siłach po ostatnim starciu w lesie i przymusowym leczeniu. Poza tym, myślał cały czas o kim innym, nie mogąc skupić się w zupełności na żadnym zadaniu. Porzucił zatem pomysł treningu i poszedł po sok do kuchni.
Wyszedł z budynku kilka minut później i trzymając w ręku szklanką butelkę, przechadzał się po dróżce, by spocząć w końcu pod drzewem, jednym ze swoich ulubionych miejsc do leżakowania. Ułożył się wygodnie na ziemi, odłożył napój na bok i podparł głowę rękoma, przymykając jednocześnie oczy. Odetchnął głęboko, czując, że jest już trochę lepiej niż po zabiegu Emmeliny i nawet starał się zdrzemnąć, znowu bowiem nie spał całą noc.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Wto Lut 13, 2018 11:36 pm
Oriana nie sądziła, że po wczorajszym spotkaniu tak szybko zechce zobaczyć jego twarz. Po słowach pożegnania powinna była raczej przygotowywać się do powrotu w rodzinne strony, by spędzić ostatnie dni wakacji z najbliższymi. Zamiast tego nie akceptując w pełni przebiegu swojej rozmowy z Giotto już następnego dnia była zdeterminowana by złożyć mu wizytę. Uparcie powtarzała sobie, iż stoi za potrzeba zdobycia odpowiedzi, acz w rzeczywistości perspektywa trwałego rozstania zmieniła jej pozornie oziębłe nastawienie. W tej sytuacji idealnie sprawdzało się powiedzenie wedle, którego nie wie się, co się posiada, dopóki się tego nie straci i chociaż między Laverty a Nero istniała wielka przepaść powstała przez miesiące wzajemnej obojętności, nie mogła sobie pozwolić na tak nijakie pożegnanie. Czuła, że musi spędzić z nim jeszcze trochę czasu, tak jak za dawnych lat, by z mniejszym żalem zamknąć związany z jego osobą rozdział.
Wkraczając na teren posiadłości, której obraz widziany oczami dziecka, zniknął gdzieś w odmętach pamięci z każdym krokiem dokuczała jej stopniowo narastająca nerwowość. Nie była pewna, jak chłopak zareaguje na jej niezapowiedzianą wizytę. Czasem, wbrew rozsądkowi i dość odważnej naturze, nachodziły ją głupie obawy, którymi zaskakiwała samą siebie. Jednego dnia mogła wspinać się po stromych, mokrych skałach, w śliskich butach, żeby udowodnić coś całemu światu, a innego bała się, że zostanie źle odebrana. Może w okresie dzieciństwa była bardziej lekkomyślna niż teraz, ale jakieś obawy i ciche głosy rozsądku w głowie stawały się wyraźniejsze w najmniej oczekiwanym momencie. Z bezgłośnym westchnięciem zwolniła nieco chód, w pewnej chwili krzyżując ręce na klatce piersiowej. Co jakiś czas odrywała spojrzenie od swoich butów oraz dróżki, by przyjrzeć się pobieżnie mijanym drzewom. Zapamiętała, że to miejsce zawsze wyglądało urokliwie latem. Postawiła przed sobą kilka powłóczystych kroków zaraz zakręciła, kolejne kilka kroków i ponowny zakręt. Czas cofnął się o kilka lat wstecz.
Zatrzymała się będąc rozbawioną czymś nie do końca oczywistym. Nic nie zmieniło się miejsce, do którego zmierzała, podobnie jak nawyki chłopaka wspominanego okazjonalnie w myślach. Kiedyś zaskoczyła go w podobny sposób.
- Pamiętam, jak do późna siedzieliśmy pod tym drzewem, czasem milcząc, czasem rozmawiając o wszystkim i o niczym. Stąd latem zawsze najlepiej widać było gwiazdy. Śmiałeś się ze mnie, bo niespecjalnie chciałam robić cokolwiek innego. Bywałam markotna, kiedy wyganiali nas spać, a że moje ego było wtedy znacznie przerośnięte i myślałam, że wiem wszystko...- urwała, nie wiedząc czemu zebrało jej się na wspominki. Byłą pewna, że ta paplanina w zupełności nie obchodziła Giotto. Przypomniała sobie momenty, kiedy pozwalała  językowi popłynąć  z niesamowitą historią i opowiadała, a on nawet nie udawał, że jej słuchał. Co prawda nie pamiętała, żeby jakoś często jej przerywał, ale wtedy nie dbała o to, czy posiada jego całą uwagę. Była to kolejna rzecz, którą miała z ojca. Czasem tak jak i jego, nachodziły ją takie dni, gdy mówiła, a nie słuchała. Mimo wszystko, brakowało jej charakterystyczne animusz szkockich żeglarzy.


Ostatnio zmieniony przez Oriana Laverty dnia Sro Lut 14, 2018 12:18 am, w całości zmieniany 1 raz
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Sro Lut 14, 2018 12:11 am
Giotto może i był osobą sentymentalną, która żyła przeszłością, jednakże on już proces wspominania części chwil spędzonych w rezydencji miał już za sobą. Przybył tu wczoraj, późnym wieczorem i miał mnóstwo czasu na rozmyślenia, między innymi na cofanie się w czasie, by odtworzyć raz jeszcze wszystkie pozytywne chwile, które tutaj miewał. Było to jedno z nielicznych miejsc, które go nie przybijało i pozwalało mu na nieznaczną poprawę humoru, w domu bowiem brakowało mu obecności brata, ten klimat zaś kojarzył głównie z kuzynami i z Orianą, osobą, która najczęściej oblegała tutaj sypialnię dla gości. Świeżo po dosyć smutnym końcu ich spotkaniu, miał dużo czasu na to, by pomyśleć o niej nieco więcej, niż miało to miejsce w ostatnim okresie. Musiał przyznać, że z każdą chwilą robiło mu się coraz gorzej, gdy przypominał sobie kolejne radosne chwile spędzone w towarzystwie krukonki.
Wraz jednak z podjęciem pewnej decyzji, niejako przywykł do zrywania kontaktów oraz do ochładzania relacji. Dlatego też, dał sobie radę z tym, by nie popaść w dołek z myślą o końcu przyjaźni, skupił się za to na misji, której przebieg i pewne założenia będzie musiał jutro wyjawić braciom, gdy ci już przybędą. Dzisiaj więc nie myślał już o Laverty i o ich wczorajszym rozstaniu, tylko o przyszłości, nie spodziewał się zatem konfrontacji z nią. Z drugiej strony, gdzieś tam bardzo głęboko liczył na to, że wczoraj nie zobaczyli się po raz ostatni.
Początkowo myślał, że to sen i słyszy jej głos, który niejako symbolizował jego pragnienia, a niewątpliwie była tym czymś podróż w przeszłość poprzez wspomnienia. Im dłużej jednak jej słuchał, tym coraz bardziej zdawało mu się, że to nie jest sen, wszakże przez ostatnie kilka miesięcy miewa wyłącznie te złe, nie było zatem miejsca na pozytywne rzeczy. Uniósł leniwie powieki i na początku mając rozmazany obraz jej twarzy oraz korony drzewa, musiał poczekać, by widok stał się dokładniejszy. Kiedy jednak wszystko się wyostrzyło, jego serce zabiło mocniej, zrobiło mu się cieplej oraz czuł w końcu coś pozytywnego. Przypominało to jedną z ich wielu rozmów z dzieciństwa, a w dodatku... była obok niego, to było dla niego najistotniejsze.
- Dlaczego tu jesteś? - rzucił od razu, jakby nie wierząc w fakt, że Laverty znajduje się tuż nad nim i spogląda na niego.
On nie miał teraz ochoty na wspominanie, w głównej mierze poprzez zdziwienie, którego doznał, rejestrując dziewczynę na terenie swojej posiadłości. Był w niemałym szoku, że po tak ckliwym pożegnaniu, jakie wczoraj nastąpiło, dziewczyna mogła wpaść w ogóle na pomysł, by spróbować go znaleźć ponownie. Oczywiście miała ułatwione zadanie, bo wiedziała, gdzie chłopak jest - znała go nie od dziś. Niemniej jednak skąd miała tyle siły, by znowu go ujrzeć? On, gdyby drugi raz ją zobaczył, nie był pewien, czy powtórzyłby słowa o pożegnaniu.
Natychmiastowo podniósł się do pozycji siedzącej i spoglądał na Orianę z dołu.
- Nie powinno cię tu być... - odparł już mniej pewnie, bo nie do końca ubrał to w takie słowa, w jakie chciał. Nie chodziło mu o to, że jej obecność mu przeszkadza, ale o fakt, że im ciężej będzie im się rozstać, tym bardziej będzie to bolało. Udało mu się już dwa razy odejść - raz rozpoczynając podróż; drugi raz - wczoraj; nie starczy mu sił na to, by zrobić to po raz kolejny.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Sro Lut 14, 2018 2:27 am
Oriana była zbyt rozdarta by jednoznacznie wskazać dom, do którego przynależało jej serce. Bez trudu potrafiła przesunąć palcem po mapie w kierunku Kirkwall, gdzie przyszła na świat czy odtworzyć w myślach drogę do Hogwartu, w którym spędziła wczesne lata nastoletnie. Nie miała problemu, aby zaznaczyć pinezką miasto na Orkadach, gdzie pochowano jej ojca, ani ułożyć palec na słonecznym o tej porze roku, acz niekoniecznie upalnym Liverpoolu, skąd pochodzili jej dziadkowie i znaczna część tożsamości wymieszana od napierających na siebie tradycji skandynawskich i zachodnich.
Niekiedy pytała siebie, które z tych miejsc było jej prawdziwym domem – tym jednym, do którego zawsze chciała wracać. Kiedyś bez zawahania powiedziałaby, że jest to ceglany budynek niedaleko miejsca narodzin, acz teraz pomimo tęsknoty nie była tego taka pewna. Uciekała między tymi wszystkimi miejscach, nawet jeśli inni nadawali temu miano podróży. Pierwszy raz uciekła z Kirkwall do Hogwartu po śmierci swojego ojca, później gdzieś w połowie zeszłorocznych wakacji opuściła Liverpool by zapomnieć o nieprzyjemnych rozmowach przesyconych obojętnością, a jeszcze wczoraj chciała zniknąć i z Londynu, gdzie nie umyślnie pogruchotano jej serce. Jeśli Giotto myślał, że niedawne pożegnanie było trudnym doświadczeniem wyłącznie dla niego, bardzo się mylił. Miała wystarczająco siły, by zjawić się na terenie jego posiadłości bo liczyła, że dzięki temu ten zmieni zdanie lub przynajmniej wypowie ostatnie skierowane do niej słowa w przyjemniejszej atmosferze, przesiąkniętej wspomnieniami o lepszych, bezrefleksyjnych czasach.
Rozpromieniła się trochę na widok bruneta, w duchu przyznając sobie order za umiejętność łączenia faktów. Miała przeczucie, iż znajdzie go akurat tam, choć z całych sił próbował odciąć się od rozmyślań z poprzedniego dnia.
Uśmiech zelżał niedługo po pierwszych, wypowiedzianych słowach, jakby jego reakcja poruszyła nieodpowiednie emocje. Dawno nikt się tak do niej nie odezwał, dlatego w pierwszym odruchu uniosła brwi, a zaraz po tym wywróciła oczami przypominając sobie, z kim ma do czynienia i w jakich okolicznościach. Nie mogła oczekiwać innego przywitania.  Dziwne, że jeszcze rok temu udawałaby, że nie ma nic przeciwko tego typu oschłym rozmowom, tylko dlatego, że wewnętrzna Szkotka nie pozwalała sobie na okazanie jakiejkolwiek słabości. Gdy pierwszy szok minął odzyskała dawną hardość. Miała nadzieję, że uodporniła się na nieprzyjemne słowa lub inaczej – na niego, na to kim się stał.
- A jak sądzisz? Myślałam, że stać Cię na więcej niż wymuszone pożegnanie w jakimś barze. - powiedziała z zaciętą miną. Prawdę powiedziawszy nigdy nie byli swoimi przeznaczeniami, bo choć bywały momenty, kiedy należeli do siebie duchowo, tak nigdy nie byli ze sobą blisko fizycznie. Z drugiej strony od najmłodszych lat byli przyjaciółmi i pozostawali swoi we wspomnieniach i niekiedy marzeniach.
W ten sposób Giotto trzymał ją w szachu. Choć się rozłączyli, to nie mogła się z nim rozstać. W te wszystkie ponure dni nadal zwracała ku niemu wszystkie myśli i wbrew rozsądkowi dzieliła z nim swoje nastroje.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć cokolwiek o szkockiej zawziętości. W końcu nie znamy się od wczoraj. - w tym momencie trochę się oburzyła, że brunet nie docenia jej determinacji, rozluźniając mięśnie niedługo później z delikatnym wzruszeniem ramion. Z zachowania Giotto odczytała, że popełniła błąd przychodząc tutaj, dlatego uśmiechnęła się dość nieporadnie, nawet nie próbując kontynuować tematu.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Sro Lut 14, 2018 11:33 pm
Ludzie, mający w sobie krew podróżników, już tak mieli. Nie dziwił się wcale, że Oriana traktowała swoją przynależność jako coś płynnego, nie mogąc jasno określić swojego pochodzenia, czy też nazwać jakieś miejsce swoim domem. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem miał świadomość tego, że została wychowana przez etatowego poszukiwacza przygód. Choć trafiła do Ravenclaw, ją również ciągnęło we wszystko co nieznane, inne i niekoniecznie odpowiednie. Umiała znaleźć pewien kompromis, ale jej ego i pewność siebie były tak duże, że czasem musiała zrobić coś "innego". Poniekąd właśnie dzięki Laverty, Giotto nauczył się oceniać ludzi nie po tym skąd są, a co sobą reprezentują. Miała ogromny wpływ na niego, gdy byli młodsi, część z pewnych zachowań nawet pozostała.
Nijak jednak przez lata przyjaźni nie nauczyła go odpowiedniego taktu i powściągania języka, gdy miał ochotę coś powiedzieć, a nie wypadało tego robić. Stąd też ten pretensjonalny ton i sama niechęć do tak losowego, jego zdaniem, spotkania. Choć ogromnie cieszył się na jej widok, ledwo zdołał bowiem ukryć, jak bardzo chciał ją znowu zobaczyć, tak emocje te kłóciły się z rozsądkiem i wyrzeczeniami, które sobie wyznaczył - był bowiem gotowy tylko na rozstanie wczoraj, dzisiaj już nie będzie w stanie powiedzieć jej: żegnaj.
Kiedy przeniósł się do pozycji siedzącej i chwilę ją obserwował, najpierw miał ochotę po prostu pójść stąd. Jednakże, każde kolejne jej słowo docierało do niego coraz bardziej i gdy już emocje opadły, przetarł tylko przekrwione oczy palcami i spojrzał przed siebie, lekko wzdychając.
- Wybacz... - odparł spokojnie. - Nie powinienem się wyładowywać na tobie - dodał, starając się w jakiś sensowny sposób wytłumaczyć swoje zachowanie.
Postawił wszystko na to, że był po prostu zmęczony ciągłymi przerywanymi snami i walką o życie. Tak dawno nie odpoczywał, że już zapomniał jak się to robi i gdy tylko znalazł chwilę dla siebie, ktoś mu musiał ją przerwać. Oriana nie zasługiwała na to, by potraktował ją źle w jakikolwiek sposób. Jest przecież przy nim, pomimo tego, że starał się zakończyć ich znajomość. To świadczyło o jej przywiązaniu, sile i o prawdziwości każdego jej słowa o nim, w które nigdy nie wątpił, ale teraz otrzymał kolejny dowód ich szczerości.
- Nie sypiam zbyt dobrze.
Natychmiast wtajemniczył ją w swój stan, potwierdzając raz jeszcze, że nie odezwał się tak, by jej dopiec, tylko dlatego, że jest zbyt spięty i niespokojny, by reagować inaczej. Liczył na trochę zrozumienia, a jego widok z podkrążonymi i przekrwionymi oczami oraz mowa przy udziale charakterystycznej chrypki skutecznie pozwalały mu na uzyskanie dosyć przyzwoitego efektu osoby zmęczonej ostatnimi tygodniami.
Dłoń położył na wydeptanej trawie, proponując, by dziewczyna dosiadła się do niego, albo nawet położyła się z nim, jeśli miała na to ochotę. W ich przypadku było to przecież normalne. Odchylił się do tyłu i ponownie ułożył plecy na ziemi, patrząc na nią z dołu.
- O szkockiej zawziętości wiem tyle, co o włoskim makaronie. Obie te rzeczy są dobre - rzekł w celu rozluźnienia atmosfery.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Czw Lut 15, 2018 10:22 pm
Nie próbowała go zmieniać, acz stwierdzenie, że akceptowała w pełni każde z jego zachowań było wielkim niedomówieniem. Z kolejnymi dobrodusznymi gestami nie stawał się w jej oczach kimś lepszym ani wspanialszym, kimś zbyt idealnym by mógł istnieć naprawdę, a raczej sprawiał, że miała ochotę dogłębnie analizować kierujące nią emocje w poszukiwaniu skutecznego lekarstwa.
Nie zasługiwał na jej przyjaźń, a tym bardziej uczucia, kiedy działał pod wpływem wszystkiego, co negatywne, podobnie jak ona nie zasługiwała na żadną z wymienionych rzeczy, gdy wiedziona dumą i uporem sprowadzała go do parteru, pozwalając by samotnie ścierał się ze swoimi demonami.
Sprawiała wrażenie niepewnej, zupełnie jakby chwilowa pretensjonalność w jego głosie utwierdziła ją w głębokim przekonaniu, że uczyniła źle próbując ponowić zerwany kontakt. Cały czas próbowała odepchnąć od siebie myśl, że jest za wcześnie na towarzyskie spotkania i powinna była czekać na ruch, a potem przypominała sobie, że Giotto raczej nie wyciąga ręki pierwszy. A przynajmniej nie musiał do tej pory.
- Nie sposób tego nie zauważyć. Wyglądasz marnie. - zażartowała nieudolnie, próbą ukrycia troski. Często humor ratował ją z nieprzyjemnych sytuacji i to nim zastępowała te wszystkie przykre uczucia albo prozę codzienności. Dziwną sprawą było to, że humorystyczny pogląd na świat w przeważającej części przypadków był podszyty smutną, a czasem i tragiczną refleksją.
Dziś było inaczej niż wczoraj; nie za sprawą wcześniejszej godziny, spokoju w miejscu pozbawionym ludzi czy ładniejszego dla oka otoczenia, a powoli zmieniające się nastawienia rozmawiających. Z premedytacją dała mu do zrozumienia, że każde z wypowiedzianych kiedyś słów miało znaczenie, a ona pomimo gargantuicznej przepaści pomiędzy nie rzuciła ich na wiatr.
Dostrzegła nie najlepszy stan chłopaka, ale zdołała powstrzymać się od komentarzy oraz prowadzących od nich reprymend, które niczego by nie zmieniły. Przyglądając się jego zmęczonej twarzy w milczeniu, już niemalże po kilku chwilach postawiła sobie za punkt honoru poprawienie jego samopoczucia, jakoby zapominając, że jeszcze nie zgodził się by została. Dopiero prosty gest zapraszający ją do spoczęcia pod ich drzewem wyszedł naprzeciw wahaniu. Usiadła obok niego, opierając się plecami o zimny pień i zupełnie ignorując fakt, że kora pozostawi brunatne ślady na ich powierzchni. Nogi podciągnęła pod brodę, znów uśmiechając się lekko i niewymuszenie zdając sobie sprawę ze sprzyjającej im fortuny w tym niefortunnym zdarzeniu, jakim był wyjazd Giotto. Prawdopodobnie bez tego podzieliłoby ich więcej niż tylko różnica zdania.
- Korzenie zobowiązują. - mruknęła, obejmując rękoma ugięte nogi, celem splątania palców gdzieś w połowie. Zmarszczyła nieznacznie brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. - Czyżbyś był nie tylko zmęczony, ale i głodny Giotto? Jeszcze trochę i zacznę myśleć, że nie można zostawić Cię samego na dłużej. - skrzyżowała nogi w kostkach. W ten sposób usiadła w bezpiecznej odległości skąd łatwiej było zachować fizyczny i psychiczny dystans.
Właśnie teraz, gdy dłuższe źdźbła trawy łaskotały ją w nieznacznie opuszczone dłonie, zdawała się nie zwracać uwagi na fakt, że pogrążeni w milczeniu nadawali całej sytuacji sentymentalne znaczenie. Od jakiegoś czasu nie potrafiła już rzucać pytań wymierzonych w jego stronę. Nie pamiętała, by skwitowane były inaczej niż zgryźliwie albo całkowicie pozbawione odpowiedzi, w najlepszym razie celem odbicia piłeczki do samej zainteresowanej. Zresztą nie wiedziała o co miałaby się go spytać. Trochę zmienili się od tych lepszych czasów.
- Spróbuj zasnąć, jeśli moja obecność ci nie przeszkadza. Nie musimy rozmawiać. Nie mam nic przeciwko ciszy. -  przyznała po raz kolejny otwierając karty. Z upływem kilku lat stało się to prostsze.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Pią Lut 16, 2018 2:18 am
O akceptację Giotto nigdy nie zabiegał, gdyż był świadom tego, że jest ponad swój rocznik i rówieśników, dlatego nie było sensu szukać jakiegokolwiek zrozumienia u nich. Być może to dlatego właśnie tak długo błąkał się, tak wiele poświęcił i tak dużo zrobił, by potem spotkać kogoś starszego, dużo dojrzalszego, ze świeżym spojrzeniem, kto pomógł mu zrozumieć błędy i nie krytykował go za nie, a wskazywał tylko odpowiednią drogę do ich naprawienia. Choć pewnych zachowań Nero nie jest w stanie zmienić, to Laverty siłą rzeczy musiała go zacząć w jakiś sposób akceptować, tego wymagała sytuacja, ich znajomość oraz czasy, które nie rozpieszczały ludzi jeśli chodzi o kontakty towarzyskie. Widmo wojny, wszechobecnego strachu i natłok nerwów skutecznie tłumiły wszystkie pozytywne, towarzyskie zapędy.
Nie był również w stanie zapracować sobie na niektóre rzeczy, gdyż jako osoba ambitna, kompletny indywidualista i samotnik, za nic miał opinię innych oraz ich zdanie o sobie, zawierzając wszystko swoim umiejętnościom oraz wiedzy. To dlatego był taki, a nie inny i to właśnie dlatego, pomimo względnego dogadywania się, dużo ich różniło. Prawdę mówiąc, łączyła ich wieloletnia przyjaźń, która zaczęła się w lepszym okresie życia Giotto i to był ten główny powód tego, dlaczego Oriana jest w stanie go zdzierżyć. Kiedyś widziała go nieco bardziej rezolutnego i uśmiechniętego, teraz jednak po tylu latach nawet Nero nie był pewien, czy jest wart jej uczuć.
Choć docenił fakt obrócenia tego w żart, tak nie uśmiechnął się nawet, gdyż zwyczajnie zalegało to w nim bardziej, niż Laverty mogła sądzić. Te koszmary męczyły go już bardzo długo, sam nie wiedział, kiedy ostatnio porządnie się wyspał. Zaakceptował je, gdyż wiedział, co się wiąże z walką, życiem w napięciu oraz praktykowaniem czarnej magii. Nie mógł jednak dalej sobie z tym poradzić, gdyż nawet najbardziej uparta i twarda osoba, taka jak właśnie Giotto, nie jest w stanie oszukać własnego organizmu. A ten ewidentnie domagał się przystopowania z tym trybem życia.
Zarejestrował kątem oka fakt, że zajęła miejsce obok niego przy pod drzewem, co poniekąd go uradowało. Z drugiej strony, wiedział jednak, że zbliżają się do pewnego miejsca, które teraz nie pozwoli mu na ponowne opuszczenie jej bez słowa. Być może Oriana w jakiś sposób wykorzystała to, że miał do niej słabość oraz, że brakło mu trochę zdecydowania, aczkolwiek z każdą kolejną chwilą jej obecności, zaczynał zdawać sobie sprawę, że być może to właśnie jej najbardziej potrzebuje.
Choć planował się nie odezwać przez najbliższy czas, korzystając z chwili relaksu, tak musiał to zrobić, by odpowiedzieć na jej "zarzuty".
- Zbyt długo byłem sam, żeby nie zacząć sobie radzić - zaczął. - Ale jeśli mam wybierać, to chcę, żebyś została - dodał pewnie.
Choć początkowo chciał ją tylko uświadomić, że jest w błędzie, tak później poczuł wewnętrzną potrzebę podzielenia się z nią swoim podejściem do ich spotkania. Początkowe zaskoczenie minęło, teraz był już zadowolony z obrotu sytuacji i jako osoba szczera oraz bezpośrednia, powiedział jej, by została. Niemniej jednak było w tym coś więcej, niż zwyczajne wyrażenie zdania, wszakże powiedział "chcę", a on rzadko chciał czegoś.
Zdziwiła go nieco jej propozycja, aczkolwiek Oriana była bystra i wiedziała, czego teraz potrzeba Nero. Problem tkwił jednak w tym, że sam chłopak nie wiedział, czy jest w stanie wypocząć akurat teraz, nawet pomimo jej obecności. Nie chciał, by widziała go tak słabego w czasie odsypiania, gdyż świadomość Oriany obserwującej jego niemoc w walce z marami sennymi bardzo go dobijała. Ostatecznie jednak, chciał jej dać dowód, że jej obecność mu nie przeszkadza, sprowadził to zatem do zwykłego udowodnienia jej czegoś.
- Naprawdę przepraszam - zaczął bardzo nieswojo. - Porozmawiałbym z tobą, ale nie mam sił... - dodał, będąc całkowicie szczerym. Choć czuł się żałośnie, dla niej był w stanie przyznać się do złego samopoczucia, braku sił oraz był w stanie przeprosić ją nawet za coś tak błahego, jak brak rozmowy.
Przesunął nieco głowę, będąc bliżej jej ud, by zasłoniła mu do końca twarz od słońca i przekręcił się na bok, chłonąc natychmiastowo zapach trawy oraz odczuwając niemal namacalnie jej obecność. To uspokoiło go w dosyć nieznany dla niego sposób i dlatego chwilę później odpłynął już, co Oriana mogła dostrzec po jego wyrównanym oddechu i braku reakcji na takie bodźce jak powiewy wiatru chociażby.
Niestety, tak jak się spodziewał, sen tylko przez chwilę był spokojny. Już po kilkunastu minutach od odejścia w ramiona Morfeusza, jego twarz zalał zimny pot, oddech stał się niespokojny, a chwilę później pojawiły się również nerwowe ruchy, objawiające się w postaci, przekręcania głowy oraz drgań ramion czy też nóg.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Pią Lut 16, 2018 8:13 pm
Kiedyś z oczywistych przyczyn lubiła myśleć, że potrzebują siebie nawzajem. Że wyraźne różnice w zachowaniu i charakterze pozwalają im zachować równowagę podczas próby utrzymania relacji.
Obecnie, po dniach wypełnionych milczeniem i obojętnością potrzebowała czasu, by przyjąć tą prawdę ponownie do siebie. Przyjaźń z Giotto ukształtowała ją na wiele sposobów – był przy niej, kiedy tego potrzebowała, by poniekąd nauczyć ją walczyć o swoje. Na tym wsparciu zbudowała dzisiejszą pewność siebie. W chwilach przesadnej, dziewczęcej brawury potrafił utemperować siedzącą w niej Szkotkę, celem znalezienia złotego środka i odrobiny cierpliwości. Dzięki temu zdolna była przekształcić upartość w samozaparcie oraz namiastkę dyscypliny.
Z jakiejś przyczyny nikt nie znał jej tak dobrze jak siedzący obok chłopak. Pozwoliła mu przeniknąć do własnych pragnień i obaw, opowiadała mu o dalekosiężnych planach albo smutkach, które z czasem stawały się neutralnymi wspomnieniami. Trzeźwy umysł mógł rozpatrywać jego osobę w różnych kategoriach, acz roztarte serce – jakaś strefa świadomości, na którą nie miała wpływu robiła wszystko, by widzieć go w najpiękniejszym świetle.
- Hm, w takim razie cieszę się, że zdecydowałeś się spędzić ze mną trochę czasu. Dobrze, że nie zostanę odprawiona z kwitkiem...chociaż kto wie? Dopiero, co tu przyjechałam. - jeśli chodzi o kwestię zażyłości to u dziewczyny nic, nigdy nie szło zgodnie z ustalonym, przez jakąś nieznaną siłę porządkiem. Z najlepszym przyjacielem zaczęło się od dziwnego zbiegu zdarzeń i pierwszych, poważnych problemów w przysłowiowej piaskownicy. Pewnego dnia wkroczył bez żadnego pytania w jej życie i już tak pozostali - ucząc się siebie, mimo, że mieli wrażenie, że znają się od zawsze.  Cała ich znajomość była jednym, nieprzerwanym spotkaniem.
Niewiele zmieniło się od momentu, gdy kilkuletnia dziewczyna, która przechodziła większość swojego świadomego dzieciństwa w podziurawionych przez płoty ogrodniczkach , doliczyła się prawie 17 lat. Niemalże wszystkie kontakty damsko-męskie z teraźniejszości zlały się w różnokolorową papkę bez określonego kształtu. Tylko jedna osoba wybijała się z tego miszmaszu, ale była jedną z typu tych, o których szeptało się na ucho przyjaciółce, nawet jeśli cały dom był pusty. Delikatnie uniosła kąciki ust i kiwnęła głową, jakby to miała być wystarczająca odpowiedź na wyznanie, ale po pół sekundy zdecydowała się jednak dopowiedzieć cokolwiek do wykonanego gest.
- W porządku. Nie jest to nic, czym powinieneś się teraz przejmować. - mówiła zgodnie z prawdą. Nie miała przeciwko, by w powietrzu zawisła cisza przerywana co jakiś czas przez odgłos szeleszczących od wiatru liści.
W obszernej torbie, która spoczęła gdzieś w pobliżu jej prawej stopy miała książkę, więc przez wzgląd na chłopaka pozwoliła sobie na przeczytanie kilku rozdziałów. W końcu po kilku minutach przestała przeszkadzać jej, i bliskość. Tylko na początku wpatrywała się w przestrzeń z nieodgadniętą miną i szeroko otwartymi oczami, które walczyły z chęcią ponownego przestudiowania rysów jego twarzy. Przy którymś z tych niewinnych spojrzeń zauważyła u niego zmianę w zachowaniu, początkowo nie wiedząc, co się dzieje. Ostrożnie wyciągnęła w jego kierunku dłoń, wcześniej odkładając lekturę na bok, jakby ten delikatny gest miał pomóc mu odzyskać równowagę. Wiedziała, że tak się nie stanie, acz inny rodzaj świadomości powstrzymał ją od wypowiedzenia jego imienia czy gwałtowniejszych ruchów. Chciała by obudził się sam, co w jakiś sposób mogło zminimalizować pierwszy szok. Miała zapewne kilka uderzeń serca, by ukryć zaniepokojenie.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Sob Lut 17, 2018 7:43 pm
On nauczył się żyć z nią, dlatego nie traktował już tego w kategorii "chcę" czy "nie chcę jej widzieć". Stała się częścią jego życia, a on sam przywykł do niej do tego stopnia, iż tolerował ją wszędzie, nieważne czy były to spotkania w szkole czy prywatne schadzki gdzieś w wakacje. Znała większość jego znajomych, on "znał" większość jej, byli ze sobą na dobre i na złe, i choć w tym roku sytuacja nieco się skomplikowało, w moment potrafili wrócić do poprzedniego stanu, ukazując raz jeszcze, jak bardzo są do siebie przywiązani i jak wiele trzeba, by ich w jakiś sposób rozdzielić. Zależało to tylko od nich, a on miał siłę zrobić to tylko jeden raz - wczoraj w barze. Dzisiaj już pogodził się z myślą, że Laverty nie da tak łatwo za wygraną i koniec końców, wyszedł na tym lepiej, niż na wczorajszym pożegnaniu. Tego już był pewien.
Jednym się jednak różnili - Oriana otworzyła się przed nim i potrafiła mu wyjawić wiele rzeczy, tak on starał się nie wtajemniczać jej w cokolwiek, czym się zajmuje. Była to pewnego rodzaju bariera, którą dopiero wczoraj starali się przełamać w jakiś sposób. Dotychczas krukonka wiedziała tylko o tym co Nero podejrzewa, szczegółów żadnych nie poznała. Dosyć powiedzieć, że nie poinformował jej o tym, że udaje się w podróż, że nie wraca do szkoły i że stawia wszystko na jedną kartę. On znał jej pragnienia i plany, może nie wszystkie, ale przynajmniej większą część. Ona zaś znała tylko ich zalążek i ciężko w tym przypadku można było mówić o liczbie mnogiej pragnień czy planów, bo przecież on jedyne czego chciał, to zemsty, a co będzie potem, to już mu wszystko jedno.
Teraz byli już w takim punkcie naprawy swoich relacji, że Giotto choćby się zaparł rękami i nogami, nie mógłby jej powiedzieć, by sobie stąd poszła. Jedynym wyjątkiem byłaby jakaś ciężka sytuacja, w której pod przymusem musiałby coś zrobić, sam z siebie jednak nie miał zamiaru jej stąd wyprosić, dlatego poniekąd dobrze, że przypomniała sobie o cierpliwości względem niego i o tym, że ma książkę w torbie, gdy ten już zasnął.
Wizje, które miał w głowie, były regularne i zazwyczaj się powtarzały. Nie dawał po sobie tego nigdy poznać, ale trauma, jakiej doznał po otrzymaniu informacji o śmierci brata, dokuczała mu w każdy możliwy sposób. Była trwała i choć uodpornił się na większość rzeczy na zewnątrz, tak gdy już opuszczał gardę, nie radził sobie z niczym - choćby przykład snu, czy błędnych decyzji w skutek których ledwo uszedł z życiem. Oriana jest jedną z pierwszych osób, które doświadczyły tak żałosnego, jego zdaniem, widoku. I choć chciałby tego uniknąć, zwyczajnie nie miał siły na to, by nie próbować odpocząć, a co za tym idzie - nie zasypiać.
Choć jego reakcje nie były gwałtowne, to jednak brunetka mogła czuć się zaniepokojona tym, co się z nim dzieje. Zazwyczaj chłodny i stonowany chłopak teraz trząsł głową co jakiś czas, miał dziwne drgawki, czy też oblał go pot, którego krople co prawda nie odbijały się w świetle słońca, ale były dosyć dobrze widoczne. Nic nie mówił przez sen, ale jego niepokój byłby odczuwalny dla wszystkich, którzy w tym momencie znajdowali się w jego otoczeniu i go obserwowali.
Nierówny oddech, który stawał się być coraz głośniejszy, nie pozwalał mu na to, by wypocząć w jakikolwiek sposób. Bardziej męczył się tym snem, niż w rzeczywistości odczuwał jakikolwiek komfort i bezpieczeństwo. Dopiero dotyk dłoni Oriany zadziałał na niego kojąco. Choć nie był świadom tego, że dziewczyna go obserwuje i dotyka, tak znał to ciepło, czułość i ten zapach doskonale, dlatego gdy tylko miał już z nim styczność, zachowywał się nieco spokojniej. Im dłużej tak go trzymała, tym jego oddech stawał się spokojniejszy, a on sam przysunął głowę jeszcze bliżej dziewczyny, jakby to miało mu zapewnić spokój i bezpieczeństwo.
Leżał bokiem, opierając głowę na zgiętej w łokciu ręce i stopniowo uspokajał się, co zaowocowało w końcu dobrym snem. I spał tak przeszło dwie godziny, prawie do południa, zanim ponownie otworzył oczy i zaczął cokolwiek kontaktować. Choć przez dłuższą chwilę jego wzrok nie spełniał podstawowych funkcji, tak już po jakimś czasie dostrzegł, że leży tuż przy Orianie i natychmiast odtworzył z pamięci sytuację sprzed kilku, jego zdaniem, minut. W rzeczywistości stracił rachubę czasu i leżał tak przeszło dwie godziny. I pierwszy raz obudził się bez palącego uczucia w gardle, bólu większości mięśni, głowy oraz złego samopoczucia.
Przymknął oczy ponownie i zbliżył się do niej jeszcze bardziej, opierając na niej górną połowę swego ciała. Mimo, że nie było mu aż tak wygodnie, to jednak czuł się bezpiecznie i w końcu spokojnie, a tego mu przez ostatni czas brakowało, gdy musiał spać z jednym okiem otwartym, przerywanym snem i w dodatku, nie spełniającym swoich funkcji.
Jego ręka, która dotychczas leżała swobodnie wzdłuż jego ciała, powędrowała na podbrzusze Laverty, tworząc coś na wzór objęcia. Tak dawno nie spał tak dobrze, że miał ochotę ponownie zasnąć, a spokojna atmosfera i ciepło siódmoklasistki tylko namawiały go do tego. I do takich zachowań, które przecież nie były do niego podobne.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Nie Lut 18, 2018 9:15 pm
Nie nadążała za zmieniającym się pod presją narzuconą z góry otoczeniem. Za czasem, którego każdego dnia miała za mało, aby móc złapać swobodny oddech i zapamiętać specyfikę chwili. Za ludźmi, którzy niegdyś dzielili z nią prawie każdą retrospekcję, a dziś stawali się jedną z nich. Za własnym myślami, zapuszczającymi się na samotne wędrówki w poszukiwaniu pytań i odpowiedzi.
Próbowała zapomnieć jak wiele kolorowych wspomnień, które z czasem wyblakły bądź zostały zastąpione przez wachlarz nowych przygód oraz doświadczeń wiązało się z Giotto. W jak wielu z nich występował zmarły ojciec, którego głos stawał się w myślach coraz mniej wyraźny i obcy, a nawet oblicze młodszej siostry, pochłoniętej sprawami o wiele odleglejszymi acz bardziej zwyczajnymi niż ona. Myśląc o tym, Oriana po raz pierwszy zdała sobie sprawę jak wiele niezależnych aspektów składa się na prowadzone przez nią życie. Zawsze umniejszała sylwetki innych osób. Uparcie wierzyła, że nie musi nikomu nic udowadniać, a każda decyzja podjęta została z otwartym umysłem. Była sama sobie sterem, żaglem i okrętem, a nawet i masztem.
Nikt nie obserwował jej kroków, ani nie mógł jej zganić. Pewnie wiele osób jej tryb życia uznałoby za kwintesencje smutku i izolacji, z czego ona, na szczęście nie zdawała sobie sprawy albo
przynajmniej odpychała od siebie daleko wszystkie ponure myśli. Do teraz – momentu, gdy zrozumiała, że wszystko, co robiła miało uchronić ją przed samotnością i strachem. Nie byłoby jej tutaj, w ogrodach, gdzieś na terenie posiadłości chłopaka, gdyby nie bała się, że go straci. Gdyby niedługo po jego wyjściu nie otarła wierzchem dłoni dziwne wilgotnych policzków, zastanawiając się czy wypowiedziane słowa były prawdziwym pożegnaniem.
Potrafiła utrzymywać pozory spokoju, tak samo jak cierpliwości, lecz minione reakcje musiały utwierdzić bruneta w przekonaniu, że miała mu za złe zamknięcie i zdystansowanie. Każde z niedomówień, które postawiły go w obecnej sytuacji. Choć rozumiała kierujące nim pobudki, nie chciała udawać, że popiera jego wybory. Te, z posiadanym strzępkiem informacji wydawały się impulsywne oraz nieprzemyślane. Ona od dłuższego czasu nie porywała się z motyką na słońce i momentami żałowała, że do nieodłącznej cechy jego charakteru bliżej brawurze niż zdrowemu rozsądkowi. Ciężko patrzyło się na niego w tym stanie.
Minęło kilka minut nim ponownie odetchnęła z ulgą ze świadomością, że delikatne gładzenie ramienia nie tylko pozwoliło Giotto odzyskać spokój ale i nie było wystarczająco natarczywe by przerwać sen. Czekała w milczeniu, patrząc na czubki swoich butów jeszcze trochę czasu, nim druga ręka znów zaczęła dzierżyć okładkę książki, a brązowe tęczówki przesuwały się po drobnym druku.
Czas leciał szybciej niż mogło się wydawać. Dopiero niespodziewany ruch, oparcie się o nią i ciężar ręki na podbrzuszu sprawiły, że zadrżała odrobinę, biorąc głęboki oddech. Jego bliskość, której nie powinna pożądać, bez problemu burzyła wszystkie mury zbudowane w ciągu przeszłych miesięcy.  Przeniosła na niego wzrok, po raz kolejny ginąc w stoickim obliczu, któremu uroku dodawały młodzieńcze rysy twarzy. Nie zastanawiała się nad możliwym drugim dnem, ani powodami które podkusiły go do zmiany pozycji. Po prostu patrzyła. Uczyła się go. Poznawała. Rozkładała na czynniki pierwsze i każdy z nich dokładnie przesiewała przez zlepek informacji, które zdobyła do tej pory. Był inny niż go zapamiętała.
- Mam nadzieję, że to nie odruchy w czasie snu, a Ty już się trochę rozbudziłeś. Nie jest mi najwygodniej. - powiedziała, unosząc lekko brew, a jej usta ponownie wygięły się w krótkim uśmiechu, który prędko jednak zniknął, zastąpiony trudną do zidentyfikowania miną.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Pon Lut 19, 2018 12:45 am
Giotto przez ostatnie lata wychodził z nieco innego założenia. Jego zdaniem - czas płynął wolno, zbyt wolno jak na jego wymogi. Przez ostatni rok w Hogwarcie czuł się przytłamszony tym, że nie jest w stanie nic zrobić z perspektywy ucznia i że w szkole nauczył się już wszystkiego, co mógł. Progres poczynił w sztukach, których nawet w szóstej czy nawet siódmej klasie nikt nie wykładał: czarna magia, legilimencja, czarowanie niewerbalne; wszystko to przyszło wraz z ukończeniem przez niego szesnastu lat i udziału w tym nie miał żaden nauczyciel. Wszystko było efektem jego ciężkiej pracy po zajęciach, na których tracił czas, swoim zdaniem. Dlatego też ostatni rok był dla niego bardzo długi, wyłączając podróż, która wykończyła go do tego stopnia, iż zdawała się trwać zaledwie kilka dni, a w rzeczywistości trwała prawie dwa miesiące. Ponadto, dowiedział się więcej, niż Ministerstwo, które pracowało nad sprawą jego brata, przez ostatnie kilka lat. Dopiero teraz to wszystko nabrało rozpędu.
I choć tempo to było dla niego obce, tak potrafił do niego szybko się przyzwyczaić i przeciwdziałać wszystkiemu. Jedynym wyjątkiem było pożegnanie - bo choć początkowo myślał, że jest w stanie uciec od wszystkich i żyć w samotności, tak rozmowa z Emmeliną uświadomiła mu, że to tak nie działa i że choćby był najsilniejszą osobą na świecie, pewnych rzeczy zrobić nie może. Vance nie powiedziała mu o tym bezpośrednio, był to raczej wniosek, który sam wyciągnął po miesiącach rozłąki ze wszystkimi. Dzielił swoje złe i dobre chwile z wieloma ludźmi, i nawet jeśli jest ich mniej, niż u jego rówieśników, to nie znaczy, że są one nieprawdziwe.
Wiedział, że jego wybory poróżniły ich. Niemniej jednak Oriana skupiła się na wiedzy, on na praktyce, którą zamierzał wykorzystać. Tak jak kiedyś wspólnie trenowali przed zajęciami, jeszcze w młodszych klasach, albo starali się spędzać dużo czasu razem, tak przez ostatnie dwa lata każde zaczęło chodzić swoimi ścieżkami. On był głównym winowajcą tego, ale nie żałował, gdyż był świadom większości swoich wyborów i ich konsekwencji, poza tym, troszkę inaczej patrzył na ich znajomość - była dla niego kimś tak ważnym, że nawet jeśli cały świat byłby przeciw niej, on stanąłby po jej stronie.
Zamierzał jeszcze leżeć tak dosyć długo, gdyż komfort i poczucie spokoju jakie w tej chwili odczuwał, nie pozwalały mu nawet na to, by opamiętać się, wszakże takie zachowania, jak jego, nie były u nich normalne. Pierwszy raz od dawna czuł się bezpieczny i odziwo tylko przy niej, był w stanie osiągnąć taki spokój. Dopiero jej słowa rozbudziły go do końca i gdy tylko ogarnął, że leży obejmując ją, gwałtownie wstał i odsunął się nieznacznie, przejeżdżając dłonią po twarzy.
- Wybacz, myślałem, że to sen - rzekł odrobinę spanikowany. Dopiero później zrozumiał, że jego powód był jeszcze głupszy, niż to co zrobił. Przyznał przecież, że mógł śnić o czymś takim, a skoro był to sen, nie koszmar, to znak, że było to przyjemne.
Z zażenowaniem zmrużył oczy i przeniósł wzrok na bok, wzdychając lekko, a przy okazji zastanawiając się chwilę. Musiał przyznać, że w końcu wstał w miarę wypoczęty i to była całkowicie jej zasługa - obecność Laverty uspokoiła go do tego stopnia, że był w stanie normalnie spać.
Podciągnął kolana do siebie i oparł o nie łokcie, by następnie oprzeć czoło o splecione dłonie, nie chcąc w tym momencie, by widziała go w takim stanie. Jego zdaniem, wyglądał jeszcze gorzej, niż będąc zmęczonym
- Dzięki - wymamrotał wręcz, nie podnosząc głowy.
Wstydził się przyznać, że czuł się dobrze i że to całkowicie jej zasługa, o czym on doskonale wiedział. Zbyt nieśmiały był chyba, by to zrobić, bo to akurat nie było normalne. Stać go jednak było na krótkie podziękowanie, które nie wyrażało co prawda nawet urywka jego prawdziwych myśli, ale dawało jakiś zalążek ku nim.
W końcu po chwili odchylił głowę i oparł ją o korę drzewa, jedną nogę zaś wyprostował.
- Wiesz... - zaczął. - Przez chwilę myślałem, że... - zaciął się na moment. - Z resztą nieważne... - zakończył, bo tak naprawdę sam nie wiedział co chce jej powiedzieć.
Powiedzieć, że miał mętlik w głowie, to zdecydowanie zbyt mało. Czuł tyle rzeczy na raz, że nie był w stanie teraz niczego wyjaśnić. Laverty mogła zobaczyć to po jego minie, gdy w końcu przekręcił w jej stronę swoją głowę.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Nie Mar 04, 2018 3:19 pm
Pomimo upływającego czasu Oriana wciąż miała świeżo w pamięci pewne wydarzenia związane z pierwszymi latami spędzonymi w Hogwarcie. Niekiedy do nich wracała, na krótko przypominając sobie początkową ekscytacje, kiedy zbliżający się ostatni rok budził w niej mniej pozytywne odczucia. Jeszcze nie tak dawno wyczekiwałaby momentu skupienia się na czymś innym niż bezcelowe podróże między członkami rodziny albo rozmyślania na temat stanu Giotto. Teraz, po wczorajszej rozmowie z nim oraz świadomości, że ich kontakt urwie się na długie miesiące zrobiłaby wszystko, by wakacje nie zbliżały się ku końcowi.
Była gotowa znieść rutynę i dłużące się dni, by poświęcić mu chociaż kilka godzin. Z drugiej strony wiedziała, jak naiwne i infantylne mogły wydawać się te myśli, dlatego do tej pory wymuszała na sobie całkowitą neutralność. Sam fakt, że postanowiła go odnaleźć po niedawnym pożegnaniu świadczył o tym, że będzie za nim naprawdę tęsknić. Nie sądziłaby potrzebował dodatkowych zapewnień. Bądź, co bądź należał do grona jej przyjaciół i znał ją wystarczająco dobrze, by czytać między wierszami.
Kamienna twarz i próba skupienia swojej uwagi na czymś innym niż bliskość chłopaka, powodowały, że odczuwała jeszcze większy dyskomfort. - było to dziwne uczucie, na pograniczu zdenerwowania i zadowolenia. Być może speszyło ją to, że nieczęsto przejawiał takie zachowania, będąc człowiekiem raczej konkretnym i mało wylewnym.
Przez tą krótką chwilę, gdy mogła czerpać przyjemność z uścisku, nie poprawiła się na swojej pozycji. Właściwie nie ruszyła się nawet o centymetr, w kilka uderzeń serca zapominając jak się oddycha. Później nie było lepiej, bowiem kiedy tylko usiadł i rzucił w jej stronę słowa wyjaśnienia mogła przysiąc, że z całych sił walczyła z rumieńcami. Wzrok dziewczyny prawie od razu spoczął na czubkach butów. Była pewna, że zachowywałaby się inaczej, gdyby nie liczyła na drugie dno wykonanych gestów.
- Bardzo mi to schlebia. Kto by pomyślał? - powiedziała lekko, bagatelizując specyfikę okoliczności. Znów próbowała ratować niezręczną atmosferę za pomocą humoru, w pierwszej kolejności nieświadoma tego, że jedynie wszystko pogarsza.
W końcu zaśmiała się szczerze, bacznie obserwując profil Giotto. Nie pamiętała go takiego – zbyt zażenowanego by podtrzymać kontakt wzrokowy albo wykrztusić więcej niż jedno ledwo słyszalne słowo.
Odłożyła książkę na bok, niedługo po tym jak skinęła głową na podziękowania. Nie widziała w sensu w zapewnienie go o szczerości swoich intencji, gdyż miała cichą nadzieję, iż jest ona w stanie zaoferować mu słowa wsparcia albo przynajmniej spełniać rolę cierpliwego, acz milczącego słuchacza.
- Że? - podchwyciła, podciągając nogi po brodę i na nowo obejmując je ramionami. Westchnęła cicho. - Nie zostawiaj tak tego. Przez resztę dnia będę zastanawiać się co chciałeś mi powiedzieć.-  dodała, ponawiając kontakt wzrokowy kiedy odwrócił twarz w jej stronę. Gdziekolwiek błądziły jego myśli i odczucia była tu po części po to, by pomóc mu je posortować.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Nie Mar 04, 2018 7:35 pm
Giotto żył przeszłością, choć nie tego rodzaju, dlatego on nie wspominał zbyt często lat spędzonych w szkole. Jego pamięć sięgała trochę dalej, do szczęśliwych chwil z dzieciństwa, w których miał wszystko - rodzinę, przyjaciół i brak zmartwień, które teraz dawały się mu we znaki aż w nadmiarze. Dlatego bez żalu zdecydował się na porzucenie szkoły, nie mając zamiaru dokończyć ostatniego roku, który dla niego nie byłby żadnym problemem. Tolerancja na wszystkie głupoty, jakich tam doświadczył, skończyła się i postanowił obrać swoją własną drogę, bowiem namiar niebawem z niego znikał, a sam Hogwart niczym go już do siebie nie zapraszał. Wyjątkiem była obecność Oriany, z którą dopiero teraz zaczął wracać na normalne tory, szkoda tylko, że tak późno się do tego zabrali.
Obecność Laverty jasno dała mu do zrozumienia, że jego decyzja odbije się dosyć mocno na ich relacji. Zaczął się przez moment zastanawiać, czy jest to wszystko słuszne, jednakże każda bardziej pozytywna myśl kończyła się stwierdzeniem, że nie może tracić czasu i nawet jego uczucia względem przyjaciółki, nie są w stanie nic zmienić. Być może było to zachowanie egoistyczne i z perspektywy widzów niedojrzałe, jednakże on miał przed sobą jasno postawiony cel, którego realizacja może mu zająć całe lata, zatem każdy kolejny rok jest dla niego jeszcze bardziej cenny, niż poprzedni. Czekała na nich wojna i każdy bardziej rozgarnięty czarodziej był już tego świadom, a skoro nastanie czas śmieci, to trzeba się nań przygotować i po prostu nie dać się zabić.
Żałował jednak coraz bardziej tego, że dał upust emocjom i skupił się na przyjemności, którą odczuwał z tego krótkiego kontaktu z Orianą. Widząc jej niepewność oraz pytające spojrzenia, domyślał się, że odrobinę się zapędził w tym wszystkim. Słabość do niej zaczynała znowu o sobie dawać znać, a on, choć obiecał, że przestanie skrywać kolejne sekrety, zaczynał tłamsić się w tym wszystkim. Teraz nie był pewien na czym stoją, gdyż każda kolejna chwila spędzona w jej towarzystwie pomagała mu ustabilizować wszystkie nerwy oraz wypocząć. Nie chciał jednak powiedzieć czegoś, co cieniem rzuciłoby się na ich dalszą relację.
Patrzył w jej tęczówki z niepewnością i do samego końca nie wiedział, czy wypada jej to powiedzieć. Obiecał jednak, że dosyć tych wszystkich gier i teraz postawi na całkowitą szczerość.
- Że chciałbym, by tak było zawsze - odparł szybko i przekręcił głowę, jednocześnie podnosząc się do pozycji stojącej.
Ciężko mu było to przyznać, ale pierwszy raz od dawna czuł się spokojny i bezpieczny, co było całkowicie jej zasługą. Wiedział jednak, że te słowa miały również inny wydźwięk i że nie można tego interpretować tylko w sposób bezpośredni. Musiał jednak wyjawić jej to, co czuje, bo powoli zaczynał dusić się w tym wszystkim - w całej niepewności, tej dziwnej atmosferze i w fakcie, że gdy tylko ją ujrzał, w moment wszystko wróciło, to co było między nimi kiedyś i jeszcze więcej, bo po tych dwóch miesiącach w samotności wiedział jedno: stęsknił się za nią.
- Jeśli chcesz tu zostać, to pokój gościnny jest wolny - rzucił, stojąc plecami do niej. - Byłbym szczęśliwy, gdybyś dotrzymała mi towarzystwa - dodał półoficjalnym tonem, starając się nie prowokować kolejnego kontaktu wzrokowego. Teraz miał najbardziej ochotę zapaść się pod ziemię albo uciec gdzieś, gdzie mógłby pobyć sam na sam ze swoimi myślami.
Patrzył przed siebie na równiny, starając się opanować szalejące myśli i bijące serce. Przez ten okres w samotności oduczył się rozmawiać z ludźmi całkowicie, teraz jeszcze ciężej było mu dzielić się z kimś swoimi odczuciami.
Oriana Laverty
Ravenclaw
Oriana Laverty

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Pon Mar 26, 2018 5:11 pm
Chociaż podobnie do Giotto, Oriana nie miała komfortu posiadania wszystkich członków rodziny na wyciągnięcie ręki, to tych najbliższych odwiedzała, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Podobnie było z przyjaciółmi z rodzinnego Kirkwall, którzy momentami mogli zdawać się jej bliżsi niż rówieśnicy z Hogwartu, wspominani przez nią z większą lub mniejszą obojętnością. Nero z grupą liczącą nie więcej niż kilka osób mógł zostać uznany za wyjątek, zwłaszcza teraz, kiedy postanowili zawalczyć o odsuniętą na drugi plan relację.
Laverty posiadała wybiórcze informacje o wstępnych planach chłopaka, bowiem nikt wiedzący o nich więcej nie okazał się w przeszłości wystarczająco gadatliwy by wypełnić luki. Sam zainteresowany mówił niewiele, a ona momentami zaczynała kwestionować zaufanie, które rzekomo w niej pokładał. Może zadawała za mało pytań, a może po prostu nie było o co się wykłócać i to właśnie brak wiedzy wciąż trzymał ją blisko ziemi, blisko planów oraz słodkiej nieświadomości? Podczas, gdy brunet oglądał się przez ramię, dziewczyna postanowiła skupić się na sobie – przez nic innego, jak egoistyczne pobudki, jak i względne uczucie pustki chciała pokazać mu, że minione miesiące nie zmieniły jej uczuć ani przyjacielskiej relacji, którą mieli. Chciała mu pokazać, że dystans także nie musi być problemem, jeśli tylko na nowo wpuści ją do swojego życia.
Naturalną koleją rzeczy, kiedy zainicjował kontakt postawiła na zaskoczone spojrzenie i niepewność ruchów. Wszystko, dlatego, że Giotto nigdy nie szukał ukojenia w słowach ani bliskości drugiego człowieka. Potrzebowała chwili, by zdać sobie sprawę, że na to liczyła. Że czekała na moment, aż się otworzy, podzieli przemyśleniami albo najbliższymi planami. Gdyby wiedziała, że swą relacją pogłębi jego zakłopotanie, wypadłaby bardziej naturalnie. Bądź, co bądź byli przyjaciółmi i znali się od wielu lat.
- Przy odrobinie szczęścia będziemy mieli jeszcze czas, by nadrobić stracone miesiące. Przepraszam, że byłam zdystansowana. - powiedziała, odnosząc się zarówno do obojętności przejawianej względem niego w czasie minionego roku jak i sytuacji, mającej miejsce kilka chwil temu. Nie trudno było rozegrać obie sytuacje inaczej, szczędząc im dziwnej atmosfery, nieśmiałych ruchów lub uciekających spojrzeń.
Nie od razu podniosła się do pozycji siedzącej. Właściwie nieświadomie wlepiła bursztynowe tęczówki w plecy przyjaciela, rozważając wszelkie 'za' i 'przeciw' po wypowiedzianych przez niego słowach. Mógł się domyśleć, że chciała z nim zostać, gdyż inaczej nie fatygowałaby się tu kilka dni przed rozpoczęciem roku. Z drugiej strony nie przygotowała się na to, nie wiedząc, czego powinna spodziewać się na miejscu. Ba! Jeszcze dwie godziny temu nie była pewna, czy nie zostanie odprawiona z kwitkiem.
- Zostanę. Do jutra. - odparła, podnosząc się na równe nogi. Automatycznie otrzepała spodnie nim chwyciła torbę i ruszyła w jego kierunku. - Z resztą jak mogłabym Ci odmówić? - w tym momencie pozwoliła sobie na delikatnie uniesienie kącików ust, wiedząc, że będzie musiała skontaktować się z członkami rodziny, u których obecnie zostawała i wcisnąć im w miarę wiarygodną wymówkę. Cóż, jeden z jej najbliższych przyjaciół był wart nagięcia zasad dobrego wychowania, które momentami nieskutecznie próbowali jej wpoić dorośli.
- Jakieś plany na resztę dnia? - zagadnęła trochę zachrypniętym głosem, acz wciąż trochę zbyt żywo, po czym skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Był to moment, gdy śledzenie krajobrazu w milczeniu spotęgowało tylko uczucie przytłoczenia. Nie lubiła sytuacji, w których czuła się niepewnie. Tym bardziej, jeśli ich powodem był ktoś, na kim jej zależało.
Sponsored content

Plac przed domem Empty Re: Plac przed domem

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach