Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Kim Miracle
Re: Spiralne schody
Czw Cze 25, 2015 11:10 am
Kimi nie mogła się doczekać wakacji. Z każdym dniem była coraz bliżej owutemów i ciągle się denerwowała. Chciała zdać jak najlepiej, aby być aurorem, a przecież nie z wszystkiego była mistrzem. Ciągle siedziała w książkach, uczyła się i czytała, ale to było za mało. Może powinna raz tak ściągnąć Alice do biblioteki? Może razem by się pouczyły. We dwoje raźniej i doszły teraz jeszcze te patrole, ta rzeź na błoniach, pogrzeby. Ona da radę? Nie była do tego tak bardzo przekonana.
- O! Też mieszkam na przedmieściach - zaśmiała się wesoło.- To wyślę do ciebie sowę jak zbiorę chłopaków, to pogramy, ale już z góry mówię, że są mugolami, więc nie próbuj magicznych sztuczek - wyszczerzyła się.- Zobaczysz polubisz tych chłopaków. Nie mogę się doczekać, aż się znowu z nimi spotkam - uśmiechnęła się.
- No widzę właśnie. Współczuję ci. Widzisz jak to jest fajnie być mało popularnym i brzydki? Nie mam przynajmniej fanów, którzy mogą mnie zaskoczyć na każdym kroku - zażartowała. Kimi nigdy nie narzekała na swój wygląd. Wiedziała, że nie jest brzydka, ale też nie była narcystyczna. Nie lubiła, gdy ładne osoby narzekały, że są brzydkie, a często to się zdarzało. To ją irytowało.
Kim godziła treningi z nauką, ale na szczęście w tej chwili był stop z meczami, więc miała jedną odpowiedzialność mniej.
- Ej, to może kiedyś jak już będę miała koniec owutemów i trochę czasu to razem zagramy na boisku? Twój brat też chodzi jeszcze do szkoły? Może jego też weźmiemy?- taa, Kim uwielbia planować do przodu, nie ważne, czy te plany są realne.
Nachyliła się do jego ucha i zaczęła szeptem.
- Nie, nie zgubiłam się, ani nie mam patrolu. Jestem na misji, którą zlecił mi Dumbledore, a jest tak tajna, że teraz muszę cię torturować, bo się o niej dowiedziałeś - i bez zbędnych ceregieli zaczęła łaskotać młodszego chłopca. Kim zawsze chciała mieć młodszego braciszka lub siostrzyczkę, a Theo był do tego idealny. Zaśmiała się i skończyła go łaskotać.
- A tak szczerze poszłam na wieże, aby pooglądać błonia i tak zgubiłam się - wyszczerzyła się.- Ale jeśli chcesz możemy razem iść poszukać wyjścia do lochów.
- O! Też mieszkam na przedmieściach - zaśmiała się wesoło.- To wyślę do ciebie sowę jak zbiorę chłopaków, to pogramy, ale już z góry mówię, że są mugolami, więc nie próbuj magicznych sztuczek - wyszczerzyła się.- Zobaczysz polubisz tych chłopaków. Nie mogę się doczekać, aż się znowu z nimi spotkam - uśmiechnęła się.
- No widzę właśnie. Współczuję ci. Widzisz jak to jest fajnie być mało popularnym i brzydki? Nie mam przynajmniej fanów, którzy mogą mnie zaskoczyć na każdym kroku - zażartowała. Kimi nigdy nie narzekała na swój wygląd. Wiedziała, że nie jest brzydka, ale też nie była narcystyczna. Nie lubiła, gdy ładne osoby narzekały, że są brzydkie, a często to się zdarzało. To ją irytowało.
Kim godziła treningi z nauką, ale na szczęście w tej chwili był stop z meczami, więc miała jedną odpowiedzialność mniej.
- Ej, to może kiedyś jak już będę miała koniec owutemów i trochę czasu to razem zagramy na boisku? Twój brat też chodzi jeszcze do szkoły? Może jego też weźmiemy?- taa, Kim uwielbia planować do przodu, nie ważne, czy te plany są realne.
Nachyliła się do jego ucha i zaczęła szeptem.
- Nie, nie zgubiłam się, ani nie mam patrolu. Jestem na misji, którą zlecił mi Dumbledore, a jest tak tajna, że teraz muszę cię torturować, bo się o niej dowiedziałeś - i bez zbędnych ceregieli zaczęła łaskotać młodszego chłopca. Kim zawsze chciała mieć młodszego braciszka lub siostrzyczkę, a Theo był do tego idealny. Zaśmiała się i skończyła go łaskotać.
- A tak szczerze poszłam na wieże, aby pooglądać błonia i tak zgubiłam się - wyszczerzyła się.- Ale jeśli chcesz możemy razem iść poszukać wyjścia do lochów.
- Theodor Walker
Re: Spiralne schody
Pon Cze 29, 2015 6:45 pm
Zobaczysz polubisz tych chłopaków.
Te słowa dały mu do myślenia więc zanim odpowiedział dziewczynie minęła dłuższa chwila. Wróciły wspomnienia... niekoniecznie dobre, bo tak naprawdę Theodor nie miał żadnych kolegów, znajomych... a tym bardziej przyjaciół. Wyjątkiem był jego starszy brat, który coraz rzadziej był przy nim. On miał swoje towarzystwo i nie zawsze widział w nim jedenastolatka. Miałby jeszcze szanse poznać nowych ludzi i zapoznać się z nimi? Przez chwilę bił się z myślami, ale potem odpowiedział.
- Byłoby super. - Mruknął starając się aby zabrzmiało to entuzjastycznie. Rozpromieniał od razu gdy Puchonka wspomniała o wspólnej grze - Dałoby radę? Nie miałem jeszcze okazji zagrać, a mógłbym uczyć się od najlepszych - uśmiechnął się do dziewczyny i poklepał ją po ramieniu - Tak chodzi, ale nie wiem czy miałby czas i ochotę.
Chłopak nie mógł ustać w miejscu gdy dziewczyna zaczęła go łaskotać. Próbował złapać ją za ręce i odciągnąć ale Kim była jeszcze silniejsza i Theodor od początku był na przegranej pozycji.
- Bardzo chcę, nie wiem ile czasu spędziłem na błąkaniu się po szkole!
Te słowa dały mu do myślenia więc zanim odpowiedział dziewczynie minęła dłuższa chwila. Wróciły wspomnienia... niekoniecznie dobre, bo tak naprawdę Theodor nie miał żadnych kolegów, znajomych... a tym bardziej przyjaciół. Wyjątkiem był jego starszy brat, który coraz rzadziej był przy nim. On miał swoje towarzystwo i nie zawsze widział w nim jedenastolatka. Miałby jeszcze szanse poznać nowych ludzi i zapoznać się z nimi? Przez chwilę bił się z myślami, ale potem odpowiedział.
- Byłoby super. - Mruknął starając się aby zabrzmiało to entuzjastycznie. Rozpromieniał od razu gdy Puchonka wspomniała o wspólnej grze - Dałoby radę? Nie miałem jeszcze okazji zagrać, a mógłbym uczyć się od najlepszych - uśmiechnął się do dziewczyny i poklepał ją po ramieniu - Tak chodzi, ale nie wiem czy miałby czas i ochotę.
Chłopak nie mógł ustać w miejscu gdy dziewczyna zaczęła go łaskotać. Próbował złapać ją za ręce i odciągnąć ale Kim była jeszcze silniejsza i Theodor od początku był na przegranej pozycji.
- Bardzo chcę, nie wiem ile czasu spędziłem na błąkaniu się po szkole!
- Kim Miracle
Re: Spiralne schody
Sro Lip 01, 2015 7:53 pm
Nadal się śmiała, gdy skończyła go łaskotać.
- Masz naprawdę fajny śmiech – powiedziała wesoło i objęła chłopca po przyjacielsku.- W takim razie chodźmy – i pociągnęła go schodami w dół.
- Powiem tak, że czas na grę jest zawsze i twój brat nie będzie miał wyboru jak zagranie z nami – podniosła rękę w górę jak zwycięzca.- I będziesz kolejnym szukającym lub innym członkiem drużyny. Jeśli tak się stanie postaram się przyjść na mecz Puchonlandu – zaśmiała się wesoło. Czy było to możliwe? Nie była pewna, ale bardzo chciała jeszcze kiedyś odwiedzić mury tego zamku. Kto wie co przyniesie jej przyszłość.
Wyszli z schodów i ruszyli korytarzem w stronę kolejnych schodów. Oczywiście Kim już puściła chłopaka, nie chciała go peszyć. Chwilę pobłądzili, ale zaraz wrócili na odpowiednią trasę i znaleźli się na dole.
- No i jesteśmy. Chodźmy do pokoju wspólnego, bo muszę swojego kotka znaleźć i dać mu jeść – ruszyła z chłopakiem korytarzem do lochów.
[z/t]
- Masz naprawdę fajny śmiech – powiedziała wesoło i objęła chłopca po przyjacielsku.- W takim razie chodźmy – i pociągnęła go schodami w dół.
- Powiem tak, że czas na grę jest zawsze i twój brat nie będzie miał wyboru jak zagranie z nami – podniosła rękę w górę jak zwycięzca.- I będziesz kolejnym szukającym lub innym członkiem drużyny. Jeśli tak się stanie postaram się przyjść na mecz Puchonlandu – zaśmiała się wesoło. Czy było to możliwe? Nie była pewna, ale bardzo chciała jeszcze kiedyś odwiedzić mury tego zamku. Kto wie co przyniesie jej przyszłość.
Wyszli z schodów i ruszyli korytarzem w stronę kolejnych schodów. Oczywiście Kim już puściła chłopaka, nie chciała go peszyć. Chwilę pobłądzili, ale zaraz wrócili na odpowiednią trasę i znaleźli się na dole.
- No i jesteśmy. Chodźmy do pokoju wspólnego, bo muszę swojego kotka znaleźć i dać mu jeść – ruszyła z chłopakiem korytarzem do lochów.
[z/t]
- James Potter
Re: Spiralne schody
Pią Lip 03, 2015 6:19 pm
/inna sesja w innym czasie
Potter obejrzał się przez ramię. Miał wrażenie, że poprzedni temat został zakończony, ale widać, Irytkowi spodobały się rozmowy o dzieciach. Czekał tylko aż zada mu pytanie o to skąd się biorą dzieci. Bynajmniej nie miałby skrupułów by mydlić mu oczy kwiatuszkami i pszczółkami. Jednak z ich dwójki to Irytek dłużej stąpał po tym świecie, więc wątpił by to pytanie jednak nadeszło.
- No niech Ci będzie. – Mruknął, na słowa poltergaista. Stwierdzenie faktu, jasne. Czyżby Irytek chciał ukryć, że posiada jednak jakieś uczucia? Potter przyglądał mu się chwile, a lewa brew uniosła mu się nieznacznie wyżej do góry. Powstrzymał się jednak od komentowania. Zauważył chwilę wcześniej, jak go naśladował, rozbawiony sytuacją. Musieli wyglądać zjawiskowo dziwacznie, zamek jednak pogrążony był we śnie, więc nikt ich nie zauważył, tak przynajmniej mu się wydawało. Cóż, pytanie o seks nie padło i James stwierdził, że wreszcie porzucą ten temat. Jednak Irytek nie powstrzymał się od zadania innego, jeszcze bardziej osobistego pytania. James zahamował gwałtownie wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Usta zacisnął w wąską linię i odchrząknął, gdy ponownie zwrócił spojrzenie na Irytka.
- Oczywiście, że będę miał z nią dzieci. Najlepiej trójkę, z każdej płci po jednym. – Dodał automatycznie, szczerząc zęby w uśmiechu. – A tak poważnie, to dlaczego o to pytasz? Już się nie możesz doczekać nowego pokolenia w zamku? Nie, wiesz, ja się raczej nie nadaję do ojcostwa. To dziecko byłoby biedne, nie sądzisz? Jeszcze by takie nie chodziło, a już musiałoby siedzieć na miotle. – Zamilkł, uznając, że powiedział odrobinę za dużo. Jednak nie mógł zbyt długo wytrzymać w milczeniu i ponownie się odezwał.
- A co Ci wiadomo? – Spytał, wspinając się po spiralnych schodach, prowadzących do wież. Nawet nie zauważył, kiedy przeszli prawie cały zamek wzdłuż i wszerz. Usłyszał na szczycie schodów jakieś poruszenie. Schował się pod peleryną niewidką i zobaczył spod materiału, że Irytek również stał się niewidzialny. Odskoczył do ściany, a wtedy ze szczytu schodów spłynął duch opiekuńczy Hufflepuffu, Gruby Mnich, zjeżdżając na swoim opasłym brzuchu po poręczy. James stał przy przeciwległej poręczy schodów, śledząc go spojrzeniem. Dopiero gdy zjawa zniknęła im z oczu, zrzucił pelerynę i rzucił w przstrzeń, rozglądając się za Irytkiem.
- A ten co w wieżach urzęduje?, Puchoni mieszkają w lochach. – Parsknął, rozbawiony wcześniejszym widokiem.
Potter obejrzał się przez ramię. Miał wrażenie, że poprzedni temat został zakończony, ale widać, Irytkowi spodobały się rozmowy o dzieciach. Czekał tylko aż zada mu pytanie o to skąd się biorą dzieci. Bynajmniej nie miałby skrupułów by mydlić mu oczy kwiatuszkami i pszczółkami. Jednak z ich dwójki to Irytek dłużej stąpał po tym świecie, więc wątpił by to pytanie jednak nadeszło.
- No niech Ci będzie. – Mruknął, na słowa poltergaista. Stwierdzenie faktu, jasne. Czyżby Irytek chciał ukryć, że posiada jednak jakieś uczucia? Potter przyglądał mu się chwile, a lewa brew uniosła mu się nieznacznie wyżej do góry. Powstrzymał się jednak od komentowania. Zauważył chwilę wcześniej, jak go naśladował, rozbawiony sytuacją. Musieli wyglądać zjawiskowo dziwacznie, zamek jednak pogrążony był we śnie, więc nikt ich nie zauważył, tak przynajmniej mu się wydawało. Cóż, pytanie o seks nie padło i James stwierdził, że wreszcie porzucą ten temat. Jednak Irytek nie powstrzymał się od zadania innego, jeszcze bardziej osobistego pytania. James zahamował gwałtownie wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Usta zacisnął w wąską linię i odchrząknął, gdy ponownie zwrócił spojrzenie na Irytka.
- Oczywiście, że będę miał z nią dzieci. Najlepiej trójkę, z każdej płci po jednym. – Dodał automatycznie, szczerząc zęby w uśmiechu. – A tak poważnie, to dlaczego o to pytasz? Już się nie możesz doczekać nowego pokolenia w zamku? Nie, wiesz, ja się raczej nie nadaję do ojcostwa. To dziecko byłoby biedne, nie sądzisz? Jeszcze by takie nie chodziło, a już musiałoby siedzieć na miotle. – Zamilkł, uznając, że powiedział odrobinę za dużo. Jednak nie mógł zbyt długo wytrzymać w milczeniu i ponownie się odezwał.
- A co Ci wiadomo? – Spytał, wspinając się po spiralnych schodach, prowadzących do wież. Nawet nie zauważył, kiedy przeszli prawie cały zamek wzdłuż i wszerz. Usłyszał na szczycie schodów jakieś poruszenie. Schował się pod peleryną niewidką i zobaczył spod materiału, że Irytek również stał się niewidzialny. Odskoczył do ściany, a wtedy ze szczytu schodów spłynął duch opiekuńczy Hufflepuffu, Gruby Mnich, zjeżdżając na swoim opasłym brzuchu po poręczy. James stał przy przeciwległej poręczy schodów, śledząc go spojrzeniem. Dopiero gdy zjawa zniknęła im z oczu, zrzucił pelerynę i rzucił w przstrzeń, rozglądając się za Irytkiem.
- A ten co w wieżach urzęduje?, Puchoni mieszkają w lochach. – Parsknął, rozbawiony wcześniejszym widokiem.
- Irytek
Re: Spiralne schody
Pią Lip 03, 2015 6:58 pm
Ledwo powstrzymał się od głośnego śmiechu, przyglądając się reakcji Pottera na tak proste pytanie. Odpowiedź była równie niepoważna, czego nie umiał zrozumieć. Przecież wszyscy w tej szkole będą mieli kiedyś dzieci, prawda? Chyba, że umrą zanim one się pojawią. A James nie wyglądał na śmiertelnie chorego i zdawał się mieć przed sobą całe lata życia. Na szczęście szybko rozwinął swoją wypowiedź o krótkie wyjaśnienia, które jednak nie wystarczyły tak ciekawskiemu stworzeniu jak Irytek.
- A dlaczego miałbym nie pytać? - posłał mu spojrzenie pełne wyrzutu. - Ty zrobiłeś ze mną cały wywiad. - wypomniał mu i się odwrócił z fochem. Nie uważał by jego pytanie mogło być choć odrobinę nie na miejscu. - Twój ojciec wyprawiał jeszcze głupsze rzeczy niż ty, ale jakoś udało mu się założyć rodzinę z dziewczyną za którą latał. Dosłownie. Latał za nią po korytarzach na miotle. - mimowolnie uśmiechnął się po tych słowach. - Woźny nie mógł go dogonić, więc zaczaił się przy wejściu do dormitorium Gryffindoru i czekał cały dzień i noc. Ale się nie doczekał. - wskazał na pelerynę. - Ta zabawka zawsze ratowała skórę twoim krewnym. Podobno to tylko jedna trzecia zestawu. Zawsze byłem ciekaw co byście robili mają wszystkie trzy... Uh. - ugryzł się w język. Nie był w formie fizycznej, więc nie poczuł bólu, ale wystarczyło mu to by zamknąć jadaczkę. Doprawdy, czasami o wiele za dużo gadał. ...chwila. Nigdy wiele nie mówił! Tylko dzisiaj coś go naszło! Niewiarygodne jakie rzeczy wyciągał z niego ten szczeniak! "Jestem taki stary, a taki głupi." westchnął zdemotywowany. Postanowił szybko zmienić temat, odpowiadając na pozostałe pytania Rogacza. - Co mi wiadomo... Ale na jaki temat? - udawał głupa. Szło mu to świetnie, jakby robił to całe swoje życie! - A ten grubas to też nie siedzi w jednym miejscu. Zwłaszcza nocą, gdy ani w Hufflepuffie, ani w kuchni nic się nie dzieje. - Zmiana tematu, zmiana tematu. Trzeba coś wymyślić by zająć dzieciaka na tyle, aby przestał zadawać tyle pytań. - Chociaż, co ja tam wiem, może coś u nich się dzieje. - rozejrzał się. - Teraz to bliżej nam do Gryffindoru i Ravenclawu. Pewnie nie chcesz jeszcze wracać do siebie, to może sprawdzimy czy Krukoni śpią? - za tą rolę przyznałby sobie Oscara. Ale nie wiedział, że coś takiego jest.
- A dlaczego miałbym nie pytać? - posłał mu spojrzenie pełne wyrzutu. - Ty zrobiłeś ze mną cały wywiad. - wypomniał mu i się odwrócił z fochem. Nie uważał by jego pytanie mogło być choć odrobinę nie na miejscu. - Twój ojciec wyprawiał jeszcze głupsze rzeczy niż ty, ale jakoś udało mu się założyć rodzinę z dziewczyną za którą latał. Dosłownie. Latał za nią po korytarzach na miotle. - mimowolnie uśmiechnął się po tych słowach. - Woźny nie mógł go dogonić, więc zaczaił się przy wejściu do dormitorium Gryffindoru i czekał cały dzień i noc. Ale się nie doczekał. - wskazał na pelerynę. - Ta zabawka zawsze ratowała skórę twoim krewnym. Podobno to tylko jedna trzecia zestawu. Zawsze byłem ciekaw co byście robili mają wszystkie trzy... Uh. - ugryzł się w język. Nie był w formie fizycznej, więc nie poczuł bólu, ale wystarczyło mu to by zamknąć jadaczkę. Doprawdy, czasami o wiele za dużo gadał. ...chwila. Nigdy wiele nie mówił! Tylko dzisiaj coś go naszło! Niewiarygodne jakie rzeczy wyciągał z niego ten szczeniak! "Jestem taki stary, a taki głupi." westchnął zdemotywowany. Postanowił szybko zmienić temat, odpowiadając na pozostałe pytania Rogacza. - Co mi wiadomo... Ale na jaki temat? - udawał głupa. Szło mu to świetnie, jakby robił to całe swoje życie! - A ten grubas to też nie siedzi w jednym miejscu. Zwłaszcza nocą, gdy ani w Hufflepuffie, ani w kuchni nic się nie dzieje. - Zmiana tematu, zmiana tematu. Trzeba coś wymyślić by zająć dzieciaka na tyle, aby przestał zadawać tyle pytań. - Chociaż, co ja tam wiem, może coś u nich się dzieje. - rozejrzał się. - Teraz to bliżej nam do Gryffindoru i Ravenclawu. Pewnie nie chcesz jeszcze wracać do siebie, to może sprawdzimy czy Krukoni śpią? - za tą rolę przyznałby sobie Oscara. Ale nie wiedział, że coś takiego jest.
- James Potter
Re: Spiralne schody
Sob Lip 04, 2015 12:45 am
James zerknął kątem oka na Irytka. Odpowiedział niepoważnie, ponieważ na chwilę obecną nie potrafił inaczej. Może i podchodził zbyt niepoważnie do życia, ale ostatnie wydarzenia przede wszystkim w Hogwarcie, skłoniły go do głębszego zastanowienia nad swoim życiem. Na krótko przed zakończeniem owutemów, każdy zdrowy i rozsądny uczeń powinien mieć już jakieś plany na życie. James je oczywiście miał, ale najpierw pragnął porozmawiać o nich z Lily niż z poltergeistem, który tak czy siak miał zostać w zamku. Potter rzucił kolejne spojrzenie istocie tuż obok siebie, przełknął głośno ślinę, czując narastającą w gardle gulę. Humor mu się lekko popsuł, gdy zdał sobie sprawę, że więcej już go raczej nie spotka w swoim życiu. Przez chwilę wpatrywał się tępo w schody, po których się wspinał, unikając jego wzroku. Dopiero gdy milczenie trwało zbyt długo, by uznać je za zwykłe zastanawianie się nad odpowiedzią, James odezwał się przywołując krzywy uśmiech na twarz.
- Cały wywiad? Nie przypominam sobie. – Odparł burkliwie, marszcząc brwi i udawał, że nie ma pojęcia o czym mówi poltergeist. Podniósł wzrok na odwróconego plecami chłopaka i słuchał ze zdziwieniem jego słów. Nie spodziewał się, że Irytek znał jego rodziców. Ale właściwie dlaczego miałby nie znać, skoro przebywał tu od zarania dziejów. Na jego twarz wrócił szczery uśmiech, spowodowany wspomnieniami wygłupów jego ojca.
- Nawet nie wiedziałem, że z mojego ojca był taki podrywacz. Mało kiedy wspominał o swoich podbojach za czasów Hogwartu, zwłaszcza że mnie i Erin sprawili sobie dosyć późno. – Wzruszył ramionami słysząc wzmiankę o zestawie. – Mówisz o tej baśni? O trzech braciach? To tylko legenda, Irytku. – Wzruszył ramionami, ściskając mocniej palcami pelerynę – niewidkę. Wiedział, kto był autentycznym pierwowzorem trzech braci i domyślał się co trzyma w dłoniach, ale palił głupa, gdy tylko ktoś zaczynał ten temat. – Ale jeśli już o tym mowa, to powiem Ci, że peleryna – niewidka zawsze była moim ulubionym elementem tej historyjki. – Odezwał się swobonym tonem i wyszczerzył zęby w uśmiechu, zarzucając ją sobie ponownie na głowę.
- Co Ci wiadomo na temat tego k o g o ś. No, tego co to nie jest poetą, ale nazwał Cię promieniem w eterze, czy jak to leciało. – Machnął ręką ponaglająco, która wysunęła mu się spod peleryny. Nie dał się tak szybko zbyć. James obejrzał się za siebie, na schody w dół, gdzie Gruby Mnich zniknął wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki.
- W kuchni nigdy nie jest nudno. – Odparł po prostu. Odwrócił się do Irytka i aż wydobył się spod swojego prześcieradła, by na niego spojrzeć. – Czekaj, czekaj! Znasz odpowiedź na zagadkę do Pokoju Wspólnego Krukonów?! Idziemy! – Dodał rozentuzjazmowany i ruszył szybciej, przeskakując po dwa stopnie, a czasem nawet co trzy. Po chwili dopiero pacnął się otwartą dłonią w czoło i odezwał się do poltergeista, nie odwracając się, by nie widzieć jego wyrazu twarzy. Irytek pewnie miał z niego ubaw.
- Przecież Ty przenikasz przez ściany, no przecież. – Parsknął niezadowolony ze swojego nieogarnięcia. Rzucił Irytkowi spojrzenie spod zmrużonych powiek. – W takim razie sam tam wejdź i spróbuj otworzyć mi przejście. – Rzekł konspiracyjnie.
- Cały wywiad? Nie przypominam sobie. – Odparł burkliwie, marszcząc brwi i udawał, że nie ma pojęcia o czym mówi poltergeist. Podniósł wzrok na odwróconego plecami chłopaka i słuchał ze zdziwieniem jego słów. Nie spodziewał się, że Irytek znał jego rodziców. Ale właściwie dlaczego miałby nie znać, skoro przebywał tu od zarania dziejów. Na jego twarz wrócił szczery uśmiech, spowodowany wspomnieniami wygłupów jego ojca.
- Nawet nie wiedziałem, że z mojego ojca był taki podrywacz. Mało kiedy wspominał o swoich podbojach za czasów Hogwartu, zwłaszcza że mnie i Erin sprawili sobie dosyć późno. – Wzruszył ramionami słysząc wzmiankę o zestawie. – Mówisz o tej baśni? O trzech braciach? To tylko legenda, Irytku. – Wzruszył ramionami, ściskając mocniej palcami pelerynę – niewidkę. Wiedział, kto był autentycznym pierwowzorem trzech braci i domyślał się co trzyma w dłoniach, ale palił głupa, gdy tylko ktoś zaczynał ten temat. – Ale jeśli już o tym mowa, to powiem Ci, że peleryna – niewidka zawsze była moim ulubionym elementem tej historyjki. – Odezwał się swobonym tonem i wyszczerzył zęby w uśmiechu, zarzucając ją sobie ponownie na głowę.
- Co Ci wiadomo na temat tego k o g o ś. No, tego co to nie jest poetą, ale nazwał Cię promieniem w eterze, czy jak to leciało. – Machnął ręką ponaglająco, która wysunęła mu się spod peleryny. Nie dał się tak szybko zbyć. James obejrzał się za siebie, na schody w dół, gdzie Gruby Mnich zniknął wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki.
- W kuchni nigdy nie jest nudno. – Odparł po prostu. Odwrócił się do Irytka i aż wydobył się spod swojego prześcieradła, by na niego spojrzeć. – Czekaj, czekaj! Znasz odpowiedź na zagadkę do Pokoju Wspólnego Krukonów?! Idziemy! – Dodał rozentuzjazmowany i ruszył szybciej, przeskakując po dwa stopnie, a czasem nawet co trzy. Po chwili dopiero pacnął się otwartą dłonią w czoło i odezwał się do poltergeista, nie odwracając się, by nie widzieć jego wyrazu twarzy. Irytek pewnie miał z niego ubaw.
- Przecież Ty przenikasz przez ściany, no przecież. – Parsknął niezadowolony ze swojego nieogarnięcia. Rzucił Irytkowi spojrzenie spod zmrużonych powiek. – W takim razie sam tam wejdź i spróbuj otworzyć mi przejście. – Rzekł konspiracyjnie.
- Irytek
Re: Spiralne schody
Sob Lip 04, 2015 1:35 am
Ano tak, miał siostrę. Jakoś niewiele miał okazji do poznania jej, ale to nie było nic dziwnego w przypadku tego ducha. Interesowała go zabawa, psoty i wygłupy, a takie atrakcje jakimś trafem zapewniali głównie chłopcy. Im starsi, tym bardziej lekkomyślni i pomysłowi! Podczas, gdy dziewczęta prowadziły własne gierki, skupiały się na życiu miłosnym czy nauce. Przez stulecia Irytek nauczył się oczekiwać nieoczekiwanego, ale nigdy nie brał pod uwagę płci żeńskiej w poszukiwaniach ewentualnego pomocnika w "zbrodni".
- Tak, masz rację. - mruknął wymijająco, na wspomnienie "legendy". I tak po latach była coraz mniej popularna i mało osób już ją pamiętało, ale miał do czynienia z potomkiem Ignotusa. Jak się nad tym zastanowić, James był pierwszą osobą od wieków z którą mógłby zgłębiać ten temat. Trochę korciło go do sprawdzenia wiedzy bruneta z tego zakresu i choć próbował znaleźć dobry argument przeciw kontynuowaniem tego ciężkiego tematu, doszedł do wniosku, że przecież i tak nie miałoby to na niego dalszego wpływu, więc czemu by nie? Gdy przymierzał się do wybadania gryfona, ten powrócił do mniej wygodnego dla rudzielca tematu. - Płomieniem. Podobno przypominam płomień. - przewrócił oczami. - Wiem, że... - "...tu kiedyś wróci." Słowa stanęły mu w gardle i za nic nie chciały wyjść. Odchrząknął, starając się kontynuować. - Dużo. Dość dużo. Więcej niż inni. - ostatnie słowo wycedził przez zęby, wspominając rozmowę z Dumbledorem. Niech ten staruch mówi sobie co chce, ale nie miał o niczym pojęcia. Źródło jego informacji, czyli te przeklęte rysunki, również o niczym nie wiedziało! "Nikt się nawet nie przejął." Pochmurniał nagle, ale wystarczyło jedne spojrzenie na rozszalałego gryfona, by poltergeist ruszył za nim z uśmiechem. "On jest naprawdę nieogarnięty."
- Taki właśnie miałem zamiar. - wyszczerzył ząbki i zniknął jak na zawołanie. Mijając okularnika, rzucił mu jeszcze jedną uwagę. - Mam nadzieję, że wasze dzieciaki, ta trójka, każde innej płci, odziedziczą rozum po matce.
[zt]
- Tak, masz rację. - mruknął wymijająco, na wspomnienie "legendy". I tak po latach była coraz mniej popularna i mało osób już ją pamiętało, ale miał do czynienia z potomkiem Ignotusa. Jak się nad tym zastanowić, James był pierwszą osobą od wieków z którą mógłby zgłębiać ten temat. Trochę korciło go do sprawdzenia wiedzy bruneta z tego zakresu i choć próbował znaleźć dobry argument przeciw kontynuowaniem tego ciężkiego tematu, doszedł do wniosku, że przecież i tak nie miałoby to na niego dalszego wpływu, więc czemu by nie? Gdy przymierzał się do wybadania gryfona, ten powrócił do mniej wygodnego dla rudzielca tematu. - Płomieniem. Podobno przypominam płomień. - przewrócił oczami. - Wiem, że... - "...tu kiedyś wróci." Słowa stanęły mu w gardle i za nic nie chciały wyjść. Odchrząknął, starając się kontynuować. - Dużo. Dość dużo. Więcej niż inni. - ostatnie słowo wycedził przez zęby, wspominając rozmowę z Dumbledorem. Niech ten staruch mówi sobie co chce, ale nie miał o niczym pojęcia. Źródło jego informacji, czyli te przeklęte rysunki, również o niczym nie wiedziało! "Nikt się nawet nie przejął." Pochmurniał nagle, ale wystarczyło jedne spojrzenie na rozszalałego gryfona, by poltergeist ruszył za nim z uśmiechem. "On jest naprawdę nieogarnięty."
- Taki właśnie miałem zamiar. - wyszczerzył ząbki i zniknął jak na zawołanie. Mijając okularnika, rzucił mu jeszcze jedną uwagę. - Mam nadzieję, że wasze dzieciaki, ta trójka, każde innej płci, odziedziczą rozum po matce.
[zt]
- James Potter
Re: Spiralne schody
Sob Lip 04, 2015 2:56 am
James się zdziwił. Właściwie ta noc należała do kategorii tych jednych z dziwniejszych. Nie było niczym dziwnym, że dziwił się sam sobie. Zwłaszcza, że przemierzył cały zamek w piżamie i kapciochach z naciągniętą przez głowę bluzą, która nie nadawała się już do tego, by pokazywać się w niej w świetle słonecznym. W dodatku rękawy zakasane miał do łokci, aby ukryć paskudną plamę po eliksirze wielosokowym, który trafił tam prosto z ust Petera na piątym roku nauki, gdy przyjaciel wypluł go, gdy wszyscy czterej rozpoczynali pewien dobrze zorganizowany przewrót, do którego potrzebne było jego wypicie. To były czasy. James znów się zdziwił. Nie liczył na to, by kiedykolwiek poltergeist… przyznał mu rację? Od razu pomyślał o tym, że chciał go spławić, albo uciąć temat, nie skomentował tego jednak na głos. Może to i dobrze, James nigdy nie chwalił się tą częścią swojego rodzinnego dziedzictwa. Ani tym bardziej faktem, że baśń o trzech braciach była przekazywana z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna. Począwszy od samego Ignotusa Peverella. To nie tak, że nie przyznawał się do swojego pochodzenia. Było to jednoznaczne z chronieniem peleryny, którą miał zamiar zachować dla swoich potencjalnych dzieci. No tak, znów pojawiał się ten temat. Wybudził się ze swoich niespokojnych myśli, kiedy Iryt wrócił do poprzedniego tematu. Wzniósł oczy ku sklepieniu, skrywając rozbawienie.
- Płomień rudych włosów, rzekłbym. A tak na poważnie, to mógłbyś coś więcej powiedzieć o tym płomieniu, skoro mamy już taką noc zwierzeń. – Mruknął, zerkając na Irytka ukradkiem. Nie za bardzo garnął o co mu chodzi z następnymi słowami, dlatego też wolał się skupić na porównaniu niż na tej tajemniczej osobie, o której Irytek wydawał się, że chciał i nie chciał rozmawiać. Udowodnił to, gdy nagle zaczął cedzić słowa, zupełnie jakby Potter powiedział coś nieodpowiedniego.
- Dobra idź tam, ale nie daj się nakryć na gorącym uczynku! Ja tu zostanę, by sfinks Krukonów mnie nie słyszał. Otwórz przejście od wewnątrz od razu jak się tam znajdziesz! – Rzucił za odchodzącym poltergeistem, a na jego złośliwy komentarz nie odezwał się, pokazując mu środkowy palec wyłaniający się spod peleryny niewidki. Usiadł na schodach, w pewnym oddaleniu od wejścia wciąż przykryty pod peleryną. Siedział tak chwilę w ciszy jak mysz pod miotłą i obserwował korytarz ze szczytu schodów. Wreszcie usłyszał za plecami skrzypnięcie otwieranych drzwi. Jego twarz rozjaśniła się bezczelnym uśmiechem. Potter podniósł się i bezgłośnie przebył krótki odcinek dzielący go od Pokoju Wspólnego Krukonów. James Potter zaszczycił Ravenclaw! Owinięty w pelerynę - niewidkę i w dodatku w doborowym towarzystwie drugiego Huncwota.
/zt huehue
- Płomień rudych włosów, rzekłbym. A tak na poważnie, to mógłbyś coś więcej powiedzieć o tym płomieniu, skoro mamy już taką noc zwierzeń. – Mruknął, zerkając na Irytka ukradkiem. Nie za bardzo garnął o co mu chodzi z następnymi słowami, dlatego też wolał się skupić na porównaniu niż na tej tajemniczej osobie, o której Irytek wydawał się, że chciał i nie chciał rozmawiać. Udowodnił to, gdy nagle zaczął cedzić słowa, zupełnie jakby Potter powiedział coś nieodpowiedniego.
- Dobra idź tam, ale nie daj się nakryć na gorącym uczynku! Ja tu zostanę, by sfinks Krukonów mnie nie słyszał. Otwórz przejście od wewnątrz od razu jak się tam znajdziesz! – Rzucił za odchodzącym poltergeistem, a na jego złośliwy komentarz nie odezwał się, pokazując mu środkowy palec wyłaniający się spod peleryny niewidki. Usiadł na schodach, w pewnym oddaleniu od wejścia wciąż przykryty pod peleryną. Siedział tak chwilę w ciszy jak mysz pod miotłą i obserwował korytarz ze szczytu schodów. Wreszcie usłyszał za plecami skrzypnięcie otwieranych drzwi. Jego twarz rozjaśniła się bezczelnym uśmiechem. Potter podniósł się i bezgłośnie przebył krótki odcinek dzielący go od Pokoju Wspólnego Krukonów. James Potter zaszczycił Ravenclaw! Owinięty w pelerynę - niewidkę i w dodatku w doborowym towarzystwie drugiego Huncwota.
/zt huehue
- Livia Edwards
Re: Spiralne schody
Sob Wrz 10, 2016 6:49 pm
Schody. Największe przekleństwo Hogwartu, zwłaszcza jeśli codziennie trzeba przemieścić się ze szczytu wieży Ravenclawu do wielkiej sali co najmniej trzykrotnie. Nawet takie chuchro jak Liv odczuwało poprawę kondycji po tych codziennych eskapadach (choć i tak po pokonaniu całego dystansu, krukonkę nieznośnie kuło w boku i urywało oddech). Tym razem było nawet gorzej, bo szła z całą górą wypożyczonych z biblioteki książek, ku górze. Nic dziwnego, że szło jej bardzo topornie. Ale była już blisko. Właśnie doczłapała się na piąte piętro i do pokonania zostały jej ostatnie schody, prowadzące do dormitorium. Niestety nie wszystko miało pójść tak gładko jak by sobie tego życzyła. Ledwie zdołała bowiem pokonać parę pierwszych stopni, poczuła jak ktoś gwałtownie pociąga ją za kołnierz. Jak długa rymsnęła w tył, upuszczając opasłe tomiska. Jęknęła cicho, usiłując zorientować się w sytuacji. Różowo zaś nie było. Pochylała się nad nią dwójka wyrośniętych uczniów, których nie potrafiła przyporządkować do żadnego z domów, bo nie mieli krawatów. Ich miny wyraźnie wskazywały na to, że mieli z nią jakiś poważny problem.
-Przekaż swojej nienormalnej siostrze, że zapłaci za to co zrobiła...- wycedził pierwszy przez zęby. Liv nieznacznie przygryzła wargę, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Aż za dobrze wiedziała, że jej bliźniaczka potrafiła robić różne, niekoniecznie mądre rzeczy.
-Mój szczur...- głos chłopaka załamał się, a krukonka pobladła nieznacznie. Potrafiła sobie wyobrazić co mogło się stać z takim zwierzakiem, albo co mogło z niego zostać. Zdecydowała się przeprosić, nawet jeśli nie wiedziała o co chodzi, ale właśnie wtedy oberwała w głowę jedną z opasłych książek, którą jeszcze chwilę temu niosła w ramionach. Zaraz też kolejna opasła pozycja rąbnęła ją prosto w twarz, boleśnie zderzając się z nosem.
-Nie obchodzi mnie, że nauczyciele uznali ją za niewinną, wiem, że to ona zabiła mojego szczura, pewnie go rozkroiła i babrała się we flakach i...- urwał, kiedy zorientował się, że na piętrze znajduje się ktoś jeszcze.
-Pryskamy...- wymruczał drugi z delikwentów, rzucił w dziewczynę ostatnią, trzymaną w rękach książką i wraz ze swoim wspólnikiem w zbrodni rzucił się do ucieczki. Krukonka, wciąż oszołomiona, rozejrzała się usiłując zorientować się dlaczego jej niedoszli oprawcy uciekli, ale przesuwające się jej przed oczami gwiazdy nie ułatwiały zadania.
-Przekaż swojej nienormalnej siostrze, że zapłaci za to co zrobiła...- wycedził pierwszy przez zęby. Liv nieznacznie przygryzła wargę, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Aż za dobrze wiedziała, że jej bliźniaczka potrafiła robić różne, niekoniecznie mądre rzeczy.
-Mój szczur...- głos chłopaka załamał się, a krukonka pobladła nieznacznie. Potrafiła sobie wyobrazić co mogło się stać z takim zwierzakiem, albo co mogło z niego zostać. Zdecydowała się przeprosić, nawet jeśli nie wiedziała o co chodzi, ale właśnie wtedy oberwała w głowę jedną z opasłych książek, którą jeszcze chwilę temu niosła w ramionach. Zaraz też kolejna opasła pozycja rąbnęła ją prosto w twarz, boleśnie zderzając się z nosem.
-Nie obchodzi mnie, że nauczyciele uznali ją za niewinną, wiem, że to ona zabiła mojego szczura, pewnie go rozkroiła i babrała się we flakach i...- urwał, kiedy zorientował się, że na piętrze znajduje się ktoś jeszcze.
-Pryskamy...- wymruczał drugi z delikwentów, rzucił w dziewczynę ostatnią, trzymaną w rękach książką i wraz ze swoim wspólnikiem w zbrodni rzucił się do ucieczki. Krukonka, wciąż oszołomiona, rozejrzała się usiłując zorientować się dlaczego jej niedoszli oprawcy uciekli, ale przesuwające się jej przed oczami gwiazdy nie ułatwiały zadania.
- David o'Connell
Re: Spiralne schody
Sob Wrz 10, 2016 9:04 pm
To się działo znowu - denerwował się z dnia na dzień coraz szybciej, nie mogąc zorganizować sobie żadnego ujścia nagromadzonego napięcia. Jedynym, co miał do dyspozycji, była transmutacja. Nic więc dziwnego, że coraz częściej zamieniał się w orła i coraz dłużej latał po terenach zamkowych, nie chcąc oderwać się od poczucia nieograniczonej wolności. Uproszczenie myśli, kiedy zamieniał się w ptaka, również było bardzo pomocne. Zwieńczeniem dzisiejszego lotu był papieros, zapalony na fragmencie dachu, którego z pewnością nie dało się dostrzec z błoni ani zamku. Samotność, dym i wiatr - te trzy rzeczy musiały na razie wystarczyć. Po prostu musiały.
Nie chciało mu się wracać przez błonia, dlatego z powietrza wypatrywał otwartego okna. Udało mu się nawet takie znaleźć, i to w ustronnym miejscu - w jednej z łazienek (damskiej, bo damskiej, ale przynajmniej nikogo w środku nie było). Z okolicy, w której się znalazł ciągle było daleko do wieży Gryffindoru, ale przynajmniej nie musiał się wspinać po schodach. Wyszedł zza załomu korytarza w okolicy wieży Ravenclawu... I nagle poczuł, jak cały względny spokój, który udało mu się uzyskać przez ponad godzinę, znika jak jedzenie podczas uczty bożonarodzeniowej. Innymi słowy - błyskawicznie i bezpowrotnie.
Nie zdążył zauważyć, kim byli uczniowie, nie zwlekali z zerwaniem się do biegu. Nawet ruszył za nimi z wyciągniętą różdżką. Nic jednak dziwnego, że uciekali - David bywał agresywny, ale tym razem wyglądał, jakby miał zamiar własnymi zębami rozszarpać chłopaków na strzępy.
- Ponduturo! Drętwota! - Zaklęcia ominęły plecy napastników. - Tchórze! - Wrzasnął jeszcze za nimi, kiedy zniknęli gdzieś za zakrętem. W biegu zdążył minąć Krukonkę, ale kiedy zorientował się, że nie dogoni uciekinierów odwrócił się do niej. Równie szybko, jak początkowo wpadł w szał, teraz złagodniał. Podszedł do dziewczyny i wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc jej wstać. Jego ruchy nabrały bardzo nietypowej dla niego łagodności, jakby miał do czynienia z rannym hipogryfem, a nie koleżanką z roku.
- Zrobili ci krzywdę? - Zapytał cicho. Znał dziewczynę, tak mu się przynajmniej wydawało. Nie pamiętał jednak jej imienia. - Wiesz, kto to był?
Nie chciało mu się wracać przez błonia, dlatego z powietrza wypatrywał otwartego okna. Udało mu się nawet takie znaleźć, i to w ustronnym miejscu - w jednej z łazienek (damskiej, bo damskiej, ale przynajmniej nikogo w środku nie było). Z okolicy, w której się znalazł ciągle było daleko do wieży Gryffindoru, ale przynajmniej nie musiał się wspinać po schodach. Wyszedł zza załomu korytarza w okolicy wieży Ravenclawu... I nagle poczuł, jak cały względny spokój, który udało mu się uzyskać przez ponad godzinę, znika jak jedzenie podczas uczty bożonarodzeniowej. Innymi słowy - błyskawicznie i bezpowrotnie.
Nie zdążył zauważyć, kim byli uczniowie, nie zwlekali z zerwaniem się do biegu. Nawet ruszył za nimi z wyciągniętą różdżką. Nic jednak dziwnego, że uciekali - David bywał agresywny, ale tym razem wyglądał, jakby miał zamiar własnymi zębami rozszarpać chłopaków na strzępy.
- Ponduturo! Drętwota! - Zaklęcia ominęły plecy napastników. - Tchórze! - Wrzasnął jeszcze za nimi, kiedy zniknęli gdzieś za zakrętem. W biegu zdążył minąć Krukonkę, ale kiedy zorientował się, że nie dogoni uciekinierów odwrócił się do niej. Równie szybko, jak początkowo wpadł w szał, teraz złagodniał. Podszedł do dziewczyny i wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc jej wstać. Jego ruchy nabrały bardzo nietypowej dla niego łagodności, jakby miał do czynienia z rannym hipogryfem, a nie koleżanką z roku.
- Zrobili ci krzywdę? - Zapytał cicho. Znał dziewczynę, tak mu się przynajmniej wydawało. Nie pamiętał jednak jej imienia. - Wiesz, kto to był?
- Livia Edwards
Re: Spiralne schody
Sob Wrz 10, 2016 9:31 pm
Gwiazdy przed oczami ustępowały powoli, ale może to i dobrze, bo Liv tak na dobrą sprawę nie zdążyła nawet dostrzec groźnej miny Carneya. Przez chwilę nieporadnie machała rękami nie mogąc się zdecydować czy dotknąć obolałego tyłu głowy, czy też może nosa, ostatecznie nie decydując się na żadną z tych opcji, tym bardziej, że w zasięgu ręki pojawiła się trzecia, najlepsza możliwość. Niepewnie uchwyciła wyciągniętą ku niej dłoń i ostrożnie podniosła się na nogi. Wszechobecne gwiazdy wróciły na moment i krukonką delikatnie zatoczyło, ale kurczowo przytrzymała się wciąż trzymanej, O'Connellowej dłoni i jakoś zdołała utrzymać się w pionie. Dopiero wtedy zadarła głowę, by zorientować się z kim w zasadzie ma do czynienia. Aaaah. Kojarzyła gryfona z niektórych zajęć, czasami zdarzało im się chyba nawet być w tej samej grupie, ale jako, że oboje (jak jej się wydawało) przejawiali zamiłowanie do milczenia, to nigdy nie udało im się za dobrze poznać. Zdawało jej się jednak, że miał na imię David.
-Mhm...- "odpowiedziała" na pierwsze zadane pytanie, nie bardzo wiedząc co więcej można by na ten temat powiedzieć. Jakby tego było mało, zbieranie myśli szło jej strasznie powoli i topornie. Spojrzała O'Connellowi w oczy, nieco nieobecnym spojrzeniem, delikatnie zmarszczyła brwi skupiając się na drugim z zadanych przez niego pytań i lekko pokręciła głową.
-Nie, ale... Chyba nie lubią mojej siostry...- mruknęła niepewnie, przystawiając dłoń do obolałego nosa. No proszę, wyglądało na to, że pociekła z niego nawet odrobinka krwi. Liv drgnęła niespokojnie, wydobywając z kieszeni szaty białą chustkę i maniakalnie wytarła dłoń, zapominając, że twarz przecież też wypadałoby otrzeć. Poza tym, były jeszcze ważniejsze zmartwienia! Książki! Niedobrze, a co jeśli się uszkodziły, co jeśli bibliotekarze już nigdy nie pozwolą jej nic pożyczyć, co jeśli... Rozejrzała się wkoło nieco panicznie, lokalizując trzy opasłe woluminy. Przynajmniej nic się nie pogubiło.
-Mhm...- "odpowiedziała" na pierwsze zadane pytanie, nie bardzo wiedząc co więcej można by na ten temat powiedzieć. Jakby tego było mało, zbieranie myśli szło jej strasznie powoli i topornie. Spojrzała O'Connellowi w oczy, nieco nieobecnym spojrzeniem, delikatnie zmarszczyła brwi skupiając się na drugim z zadanych przez niego pytań i lekko pokręciła głową.
-Nie, ale... Chyba nie lubią mojej siostry...- mruknęła niepewnie, przystawiając dłoń do obolałego nosa. No proszę, wyglądało na to, że pociekła z niego nawet odrobinka krwi. Liv drgnęła niespokojnie, wydobywając z kieszeni szaty białą chustkę i maniakalnie wytarła dłoń, zapominając, że twarz przecież też wypadałoby otrzeć. Poza tym, były jeszcze ważniejsze zmartwienia! Książki! Niedobrze, a co jeśli się uszkodziły, co jeśli bibliotekarze już nigdy nie pozwolą jej nic pożyczyć, co jeśli... Rozejrzała się wkoło nieco panicznie, lokalizując trzy opasłe woluminy. Przynajmniej nic się nie pogubiło.
- David o'Connell
Re: Spiralne schody
Sob Wrz 10, 2016 10:17 pm
Mógł szybciej wypalić papierosa, przez którego teraz najpewniej śmierdział dymem. Gdyby tylko chwilę wcześniej wrócił do zamku napastnicy czołgaliby się teraz po posadzce, brocząc krwią i zastanawiając się, co właściwie się stało. Nawet obecność Krukonki nie uchroniłaby ich od kilkukrotnego uderzania głową o ścianę - zakładając, że nie wyciągnęliby różdżek. Po pojedynku magicznym sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie na odwrót, ale i tak pewnie zapamiętaliby go na długo. Zresztą, później z pewnością postarałby się, żeby ich znaleźć i... Wytłumaczyć... Że kobiet się nie bije. Nawet kwiatkiem. Mógł pobiec za nimi, może rozpoznałby chociaż z jakiego są domu.
A może właśnie dobrze, że został. Popatrzył na twarz dziewczyny, na nieprzytomne spojrzenie i odrobinę krwi. Pobladł, kiedy coś w jego wnętrznościach skręciło się boleśnie. Ten widok przyprawiał go o wspomnienia, których wolałby nie mieć. Miał wrażenie, że jest bezsilny i nie potrafi jej pomóc w żaden sposób.
Nie obchodziły go powody. Za takie coś należał się porządny wpierdol.
- Powinnaś pójść do Skrzydła Szpitalnego. - Powiedział, przyglądając jej się bacznie. Zauważył jej spojrzenie, poszukujące książek. - Usiądź, to je pozbieram.
Nie chciał puścić dziewczyny z obawy, że ta zaraz się wywróci.
A może właśnie dobrze, że został. Popatrzył na twarz dziewczyny, na nieprzytomne spojrzenie i odrobinę krwi. Pobladł, kiedy coś w jego wnętrznościach skręciło się boleśnie. Ten widok przyprawiał go o wspomnienia, których wolałby nie mieć. Miał wrażenie, że jest bezsilny i nie potrafi jej pomóc w żaden sposób.
Nie obchodziły go powody. Za takie coś należał się porządny wpierdol.
- Powinnaś pójść do Skrzydła Szpitalnego. - Powiedział, przyglądając jej się bacznie. Zauważył jej spojrzenie, poszukujące książek. - Usiądź, to je pozbieram.
Nie chciał puścić dziewczyny z obawy, że ta zaraz się wywróci.
- Livia Edwards
Re: Spiralne schody
Sob Wrz 10, 2016 10:38 pm
W normalnych okolicznościach zapewne nie umknęłoby jej uwadze, że gryfon pobladł. Jakby nie było, Carney zwykle miał jeden, niezbyt zachęcający świat do interakcji wyraz twarzy i sugerująca strach bladość zupełnie do niego nie pasowała. Teraz jednak Liv nie była w stanie rejestrować ze szczególną sobie bystrością.
-Do skrzydła? Ale... To tak daleko...- na myśl o tym, że znów miała pokonywać mordercze schody zrobiło jej się słabo. Taka wycieczka bez wątpienia by ją zabiła. Przecież nawet kiedy była w pełni sił ten morderczy maraton przyprawiał ją o palpitację, teraz zaś, po zderzeniach z tomiszczami mogłoby być gorzej.
-Dormitorium jest przecież tuż tuż...- dodała jeszcze nieśmiało. Zamrugała kilkukrotnie, kiedy powiedział jej, że powinna sobie usiąść. Zamiast jednak klapnąć na najniższym stopniu pobliskich schodów, jak uczyniłaby każda rozsądna osoba, przycupnęła na posadzce. Ot tak, po prostu. Bez wątpienia z tokiem rozumowania krukonki był coś poważnie nie w porządku. Mimo to przytomność umysłu zdołała wrócić do niej na tyle by zorientowała się, że nie zrobiła jeszcze jednej, bardzo ważnej rzeczy.
-Dziękuję.- powiedziała po prostu. Nie miała na myśli tylko książek. Chodziło o całą sytuację i fakt, że chcąc nie chcąc David powstrzymał napastników. Z jakiegoś powodu zdawało jej się też, że O'Connell zrozumie, nawet jeśli nie będzie dokładnie wyjaśniała za co jest wdzięczna. Jakby nie było, on też nie był człowiekiem wielu słów, więc istniała szansa, że potrafił lepiej rozszyfrowywać intencję ludzi, którzy podobnie jak on preferowali milczenie.
-Do skrzydła? Ale... To tak daleko...- na myśl o tym, że znów miała pokonywać mordercze schody zrobiło jej się słabo. Taka wycieczka bez wątpienia by ją zabiła. Przecież nawet kiedy była w pełni sił ten morderczy maraton przyprawiał ją o palpitację, teraz zaś, po zderzeniach z tomiszczami mogłoby być gorzej.
-Dormitorium jest przecież tuż tuż...- dodała jeszcze nieśmiało. Zamrugała kilkukrotnie, kiedy powiedział jej, że powinna sobie usiąść. Zamiast jednak klapnąć na najniższym stopniu pobliskich schodów, jak uczyniłaby każda rozsądna osoba, przycupnęła na posadzce. Ot tak, po prostu. Bez wątpienia z tokiem rozumowania krukonki był coś poważnie nie w porządku. Mimo to przytomność umysłu zdołała wrócić do niej na tyle by zorientowała się, że nie zrobiła jeszcze jednej, bardzo ważnej rzeczy.
-Dziękuję.- powiedziała po prostu. Nie miała na myśli tylko książek. Chodziło o całą sytuację i fakt, że chcąc nie chcąc David powstrzymał napastników. Z jakiegoś powodu zdawało jej się też, że O'Connell zrozumie, nawet jeśli nie będzie dokładnie wyjaśniała za co jest wdzięczna. Jakby nie było, on też nie był człowiekiem wielu słów, więc istniała szansa, że potrafił lepiej rozszyfrowywać intencję ludzi, którzy podobnie jak on preferowali milczenie.
- David o'Connell
Re: Spiralne schody
Nie Wrz 11, 2016 12:23 am
- Nie musiałabyś iść. - Przecież widział, że dziewczyna ledwo stała na nogach. Resztę zostawił w domyśle.
Nie widział nic dziwnego w wyborze miejsca, w którym usiadła - ostatecznie sam nie pogardziłby tym fragmentem podłogi. Zabrał się za zbieranie tomów, mając w głębokim poważaniu ich tytuły.
- Nie wyglądasz najlepiej. - Nie zwrócił uwagi na fakt, że przez dziewczyny tego typu stwierdzenia nie były przyjmowane zbyt miło - i może zabrzmiało to nietaktownie, ale chodziło mu tylko i wyłącznie o stan zdrowotny koleżanki.
Na podziękowanie tylko kiwnął głową. Nie poczuł się jak bohater, nie poczuł się ani trochę lepiej. W głowie miał mieszankę wspomnień i krwawych wizji, w których pojawia się kilkanaście sekund wcześniej. Po raz pierwszy od bardzo dawna w jego myślach przewinęło się imię ojca. Takie śmieci nie powinny mieć prawa życia.
Czy ta agresja faktycznie świadczyła o tym, że był taki sam?
Podniósł się, trzymając komplet opasłych książek pod pachą. W jego rękach wyglądały, jakby nic nie ważyły. Drugi raz wyciągnął do dziewczyny dłoń. - To jak? Dormitorium czy Skrzydło? - Obserwował jej zachowanie. Jeśli to przytłumione spojrzenie (które znał aż za dobrze i bardzo nie podobało mu się, że widzi je w takiej sytuacji) nie zacznie się rozjaśniać, niezależnie od tego, co padnie w odpowiedzi, lepszą opcją będzie wyprawa do pani Selwyn.
Nie widział nic dziwnego w wyborze miejsca, w którym usiadła - ostatecznie sam nie pogardziłby tym fragmentem podłogi. Zabrał się za zbieranie tomów, mając w głębokim poważaniu ich tytuły.
- Nie wyglądasz najlepiej. - Nie zwrócił uwagi na fakt, że przez dziewczyny tego typu stwierdzenia nie były przyjmowane zbyt miło - i może zabrzmiało to nietaktownie, ale chodziło mu tylko i wyłącznie o stan zdrowotny koleżanki.
Na podziękowanie tylko kiwnął głową. Nie poczuł się jak bohater, nie poczuł się ani trochę lepiej. W głowie miał mieszankę wspomnień i krwawych wizji, w których pojawia się kilkanaście sekund wcześniej. Po raz pierwszy od bardzo dawna w jego myślach przewinęło się imię ojca. Takie śmieci nie powinny mieć prawa życia.
Czy ta agresja faktycznie świadczyła o tym, że był taki sam?
Podniósł się, trzymając komplet opasłych książek pod pachą. W jego rękach wyglądały, jakby nic nie ważyły. Drugi raz wyciągnął do dziewczyny dłoń. - To jak? Dormitorium czy Skrzydło? - Obserwował jej zachowanie. Jeśli to przytłumione spojrzenie (które znał aż za dobrze i bardzo nie podobało mu się, że widzi je w takiej sytuacji) nie zacznie się rozjaśniać, niezależnie od tego, co padnie w odpowiedzi, lepszą opcją będzie wyprawa do pani Selwyn.
- Livia Edwards
Re: Spiralne schody
Nie Wrz 11, 2016 12:41 am
Chłodna podłoga chyba zaczynała mieć na nią zbawienny wpływ, bo myślenie stało się już odrobinę łatwiejsze. Mimo to Liv wiedziała, że z zaplanowanej sesji naukowej powinna - niestety, zrezygnować. Słysząc, że nie musiałaby iść do skrzydła szpitalnego delikatnie zmarszczyła brwi. Czy on miał na myśli, to co ona sądziła, że miał na myśli? O nie, o nie, o nie, nie, co to to nie. Jeszcze tego by jej tylko brakowało. Nie lubiła zwracać na siebie uwagi, a paradowanie przez pół szkoły na plecach gryfona bez wątpienia byłoby czymś, co umieściłoby ją na samym szczycie listy popularnych plotek.
-Wiem.- odpowiedziała tylko na "komplement" O'Connella. Wyglądało na to, że ani trochę jej nie uraził. W końcu, była bardzo racjonalną osobą i przyjęła jego uwagę jako proste stwierdzenie faktu. Po raz kolejny uchwyciła podaną jej dłoń i podniosła się na nogi. Tym razem poszło jej jednak znacznie lepiej i nawet się nie zachwiała. Z tej okazji pozwoliła sobie nawet na ciche westchnienie ulgi. Jakby nie było, oznaczało to chyba, że uda jej się uniknąć rajdu do skrzydła szpitalnego.
-Dormitorium. To bliżej. I mogę się trochę przespać.- zabrzmiało to bardzo przytomnie i Liv miała nadzieję, że także przekonująco. Niepewnie uniosła głowę, starając się wyczytać coś z twarzy wysokiego gryfona. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na trzymane przez niego książki. Co prawda zanim upewni się, że wszystko z nimi w porządku będzie musiała je dokładnie przewertować, ale fakt, że wyglądały na nieuszkodzone był bardzo pocieszający. Teraz musiała tylko zabrać je od chłopaka. Dość niezgrabnie wyciągnęła dłonie przed siebie, w ten sposób prosząc o zwrot literatury ciężkiej.
-Wiem.- odpowiedziała tylko na "komplement" O'Connella. Wyglądało na to, że ani trochę jej nie uraził. W końcu, była bardzo racjonalną osobą i przyjęła jego uwagę jako proste stwierdzenie faktu. Po raz kolejny uchwyciła podaną jej dłoń i podniosła się na nogi. Tym razem poszło jej jednak znacznie lepiej i nawet się nie zachwiała. Z tej okazji pozwoliła sobie nawet na ciche westchnienie ulgi. Jakby nie było, oznaczało to chyba, że uda jej się uniknąć rajdu do skrzydła szpitalnego.
-Dormitorium. To bliżej. I mogę się trochę przespać.- zabrzmiało to bardzo przytomnie i Liv miała nadzieję, że także przekonująco. Niepewnie uniosła głowę, starając się wyczytać coś z twarzy wysokiego gryfona. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na trzymane przez niego książki. Co prawda zanim upewni się, że wszystko z nimi w porządku będzie musiała je dokładnie przewertować, ale fakt, że wyglądały na nieuszkodzone był bardzo pocieszający. Teraz musiała tylko zabrać je od chłopaka. Dość niezgrabnie wyciągnęła dłonie przed siebie, w ten sposób prosząc o zwrot literatury ciężkiej.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|